Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2010, 19:00   #11
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg zamarł w miejscu, wpatrując się w tą parę oczu. Nagle oczy te szybko podniosły się i znikły na chwile. Krasnolud usłyszał tylko plusk i brodzenie w wodzie. Po chwili jego oczom ujawniła się niewysoka istota, przypominająca człowieka, praktycznie cała naga, tylko na biodrach miała przepaskę. Jej wielkie oczy świdrowały Irga. Krasnolud po raz pierwszy w swoim życiu zastanawiał się, czy wyciągnąć młot i załatwić to jak zwykle. Zdawał sobie sprawę, ze swojego niezbyt dobrego położenia. Błądził w tych jaskiniach od bardzo długiego czasu, a nie wiedział nawet czy zbliża się do celu swojej podróży. Wiedział, że priorytetem jest dotarcie do Wazandu, a żeby tego dokonać musiał opuścić jaskinie i zapytać kogoś o drogę.

-Kim jesteś?- niski, piskliwy głos wyrwał go z głębokiego zamyślenia . Otrząsnął się i powiedział
-Nazywam się Irg, a ty istoto?- czuł jak go świerzbiły palce u rąk, chciał złapać młot, jednak uznał, że więcej zyska, jeśli najpierw wypyta tą istotę o drogę na zewnątrz. Może coś będzie wiedzieć.
-Witaj! Ja być Smigol. Czego tu szukasz Irgu?- Odpowiedziała mu istota. Irga zadziwiał jej brak obaw przed nim. Zrobił kilka dużych wdechów i odpowiedział, starając się być miłym, była to rzecz bardzo trudna dla niego.
-Witaj Smigolu. Zabłądziłem w tych jaskiniach, a wykonuję ważną misję. Czy mógł byś mi wskazać drogę do wyjścia?- Irg wypowiedział to zdanie na jednym tchu, wiec teraz na szybko musiał łapać powietrze. Smigol zdawał się nie przejmować tą sprawą tylko odpowiedział uśmiechając się lekko.
-O! Smigol lubi misje. Powiedz Irgu co to za tajemnicza misja?- Ciekawość tego czegoś na prawdę zadziwiła krasnoluda. Przecież Irg powinien w tym czymś wzbudzać strach.
-Nie mogę ci powiedzieć na czym polega moja misja. Powiedz mi jak stąd wyjść!- powiedział już mocno zniecierpliwionym tonem. Smigol odpowiedział mu, ostrzegawczo podnosząc palec.
-Nie być taki niegrzeczny Irgu. Jak Smigol się nie dowie co to za misja, to Smigol nie powie jak stąd wyjść!- Cierpliwość Irga była już na wyczerpaniu, jednak zanim użył by młota, chciał spróbować jeszcze jednego sposobu.
-Smigolu, a co powiesz na Piwo?- Widząc pytanie w jego oczach objaśnił – To taki pyszny napój. Choć wypijemy i od razu nam się lepiej porozmawia- po czym wyciągnął beczułkę, nalał piwa do kufla i wręczył go Smigolowi. Początkowo „nowy towarzysz” Irga opierał się, jednak po kilku łykach mu zasmakowało.

Wystarczyły 2 kufle piwa, aby go upić.
-No Smigolu! To jako, że jesteśmy już kumplami może mi powiesz jak się stąd wydostać?- Zapytał Irg.
-Wyy…wydostać…o tak…Smigol ci powiedzieć. Białe Sale Kappernull. Idź tam Irgu- odpowiedział Smigol z trudem składając wyrazy. Pokazał też ręką korytarz znajdujący się po lewej.
-Białe Sale Kappernull? Co to jest? Czy tam jest wyjście?- Dopytywał się Irg.
-Ale ty ciekawski jesteś!- powiedział Smigol szczerząc się do Irga –Smigol ci nie powie co tam jest, idź tam Irgu a sam się przekonasz.- dodał, po czym chwiejnym krokiem, nucąc jakąś piosenkę odszedł w stronę wyspy. Irg wiedział, że już nic więcej się nie dowie. Z braku innych opcji, wybrał podróż do Białych Sal. Miał nadzieję, że przybliżą one jego, chociaż trochę, do celu swej podróży.
 
Aronix jest offline  
Stary 18-12-2010, 14:23   #12
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena była w dość dziwnym nastroju po rozmowie z pustelnikiem - nie była zachwycona wieściami, ale mimo wszystko dowiedziała się czegoś, więc nie było aż tak źle. Tym razem uważała na wszystko co do niej mówiono i zapamiętała nawet imiona kapłanów, oraz związane z nimi pierdoły o rzepie... które były jej potrzebne jak dziura w moście. Dowiedziała się jednak, że kult był dość rozpowszechniony i miał wielu zwolenników, co utrudniało jej zadanie. Zrozumiała, że zapewne nie dojdzie do tego kto dokładnie stoi za zabójstwem Silo i obecnie posiada potrzebne dla niej informacje... chyba, że był to mężczyzna, który jadąc w pośpiechu na koniu zapadł jej w pamięć. Czarny strój by do tego pasował, więc to mógł być on! I udało by się jej go dogonić... kto wie.
Póki co nie spieszyła się tak z opuszczeniem miasta. Miała tu jeszcze coś do zrobienia.
Podczas kąpieli, w gorącej wodzie z dużą ilością piany, wystawiła swe stopy, aby chochliki mogły się nimi zająć. Miały w tym wprawę, gdyż było to jedną z ich powinności.
Następnie należało dobrać odpowiedni strój i ubrać się, co nie było zbyt trudne. Nieco bardziej czasochłonne było zrobienie jej długich i bójnych włosów. Po wytarciu, schły one powoli, a w międzyczasie chochliki delikatnie je rozczesywały grzebieniami. Sama Argena siedziała tylko na krześle i czekała. Oczywiście służba o nią zadbała - podstawiono jej miękkie poduszki pod pupę i za plecy, aby wygodniej jej było siedzieć. Potem lekki, wręcz symboliczny makijaż i oczywiście jej drogocenna biżuteria. Mogła zejść do sali głównej.

Sądziła, że młodzieniec będzie już na nią czekał, ale to ona zjawiła się wcześniej. Może nie była z tego specjalnie zadowolona, ale fakt, że wszyscy zgromadzeni w karczmie mężczyźni z zapartym tchem podziwiali jej urodę, zrekompensował jej tą niedogodność.
Drugą pociechą było to, że wcale nie musiała długo czekać, a czas upłynął jej przyjemnie, bo czyż nie było zabawnie oglądać wybauszone na nią oczy grupy gapiów? Wyglądali conajmniej śmiesznie.
Dergo zjawił się niedługo i choć jego strój pozostawiał nieco do życzenia, to przynajmniej przyniósł ze sobą bukiet kwiatów.
- Proszę, to dla ciebie, moja piękna pani - powiedział wręczając jej róże i kłaniając się jej.
Argena odebrała podarunek i położyła go na stoliku. Widok czerwonych róż bardzo jej się spodobał. Od razu poczuła się zrelaksowana i poczuła przypływ dobrego humoru.
- Co to za strój? I plecak? - zagadała. Nie tak ludzie ubierali się na spotkania w karczmie przy kielichu wina.
- Bo ja postanowiłem... To znaczy, jeśli mi tylko pani pozwoli... Bardzo chciałbym z panią wyruszyć bardzo - powiedział, nieco plącząc się w słowach. Argena była rozbawiona widokiem nieporadnego i najwidoczniej zakochanego w niej młodzieńca.
- Gdziekolwiek się wybieram? - rozpoczęła wywiad.
- Gdziekolwiek - odpowiedział mężczyzna.
- I będziesz się mnie słuchał?
- Tak.
- Walczył, gdy będę chciała?
- Tak tak, oczywiście.
- I wyliżesz mi stopy? - spytała w końcu Argena, uśmiechając się rozbawiona.
- Tak - natychmiast rzekł młodzieniec. Argena uśmiechnęła się rozbawiona, on zaś zdał sobie sprawę, że odpowiedział na pytanie nie zastanawiając się nad jego treścią. Prawda była taka, że gotów był zrobić dla niej wszystko, więc... - Tak, z przyjemnością. Jeśli tylko będzie pani chciała - powiedział. Zdawał się być pewny siebie, choć nadal był nieco zarumieniony.
Argena zaśmiała się szczerze, podobała jej się uległość młodzieńca. Wiadć było, że jej rozmówca nie udaje posłusznego, ale zwyczajnie JEST posłuszny.
- Jestem Argena Farghay. Zwracaj się do mnie Pani Argeno - sprostowała, nie chcąc pozostawiać niedomówień. - A jak ciebie zwą? - spytała.
- Ojej, proszę o wybaczenie. Mówią na mnie Derguś... to znaczy nie, nie ten. Jestem Dergo - powiedział i nagle zrobił się na twarzy jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej.
Kobieta zaśmiała się rozbawiona. Podobało jej się, że przejęty jej towarzystwem mężczyzna poplątał własne imię. Już teraz, na wstępie ich znajomosci bawiła się dobrze, choć czegoś brakowało...
- To jak z tym obiecanym winem? - rzekła zdecydowanym głosem.
- Oczywiście, już zamawiam - powiedział szybko młodzieniec i unosząc wysoko rękę odpowiednim gestem przywołał do ich stolika kelnerkę.

- Co podać? - spytała ruda, mocno wydekoltowana kobieta... a raczej dziewczyna.
- Najlepsze wino dla Pani Argeny - powiedział Dergo z wyraźnym wyrazem szacunku - i jakieś inne, zwykłe dla mnie.
- Już podaję - odparła kelnereczka i zniknęła, aby zrealizować zamówienie.

Dergo uśmiechnął się do Argeny. Patrzył na nią z uwielbieniem, ale wyglądało na to, że nie wiedział co powiedzieć.
- To powiedz mi coś o sobie. Umiesz dobrze walczyć? - powiedziała Argena.
Mężczyzna zawahał się nad odpowiedzią. - No ja, tak trochę umiem. Ale mistrzem, żadnym nie jestem - wydusił z siebie.
Argena popatrzyła na niego, zastanawiając się, czy warto brać młodzieńca ze sobą.
- Skoro z walką średnio, to na czym się znasz? Leczenie ran? Tropienie? Gotowanie? - dopytywała się.
- No cóż. Ja to tak każdego po trochu... z gotowaniem radzę sobie już lepiej. Umiem też jaździć konno - powiedział nieco zmieszany. OOna tylko przyglądała mu się badawczo. Ta tajemniczość sprawiła, że nie czuł się komfortowo. Obawiał się, że nie wypada najlepiej w jej oczach. Na jego szczęście pojawiła się możliwość ukojenia nerwów. Kelnerka stawiając na ich stoliku dwa pokaźnych rozmiarów kielichy, podała im zamówione wcześniej wino.
Mężczyzna wzniósł swoje naczynie. - Za twoje zdrowie i sukcesy i... za ciebie, piękna pani Argeno - podliwywał się wznosząc toast.
Kobieta zaśmiała się rozbawiona. Wzniosła swój kielich i upiła pokaźną ilość napoju. Wino okazało się być naprawdę dobre.
- Powiedz mi Derguś, dlaczego chcesz wyruszyć ze mną? Źle ci w domu?
Mężczyzna podrapał się po karku zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Źle mi nie jest, naprawdę. Ale ja chcę coś przeżyć, zobaczyć coś ciekawego. Jak moje siostry. Mam cztery, starsze odemnie i przynoszą do domu dużo ciekawych opowieści. Ja też tak chcę. Od jakiegoś czasu się przygotowywałem - powiedział, a wypowiedź brzmiała jak najbardziej szczerze.
- No dobra, a dlaczego ze mną? - dopytywała się Argena, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- No, bo... - Dergo wlepił wzrok w stół i znowu się zarumienił. Dopiero po chwili, z lekkim trudem spojrzał na siedzącą przed nim kobietę. - Jesteś taka piękna... I silna. I taka... bardzo zgrabna... Czy jesteś boginią? - wydusił z siebie.
Argena po raz kolejny roześmiała się rozbawiona. Młodzieniec był przeuroczo naiwny i naprawdę zabawny. Spodobał jej się.
Oboje dopili wino do końca.
- Nawet dobre. Zamów jeszcze - rzekła Argena. - I dzbanek wody dla kwiatów - dodała szybko. Wzięła ofiarowany jej bukiet czerwonych róż i przyjżała mu się. Kwiaty były naprawdę piękne, a oglądając je Argena czuła się naprawdę doceniona i wielbiona.
Dergo nie oponował i natychmiast przywołał kelnerkę i zamówił kolejną porcję wina, oraz wodę dla kwiatów, tak jak sobie Argena życzyła. Ona w międzyczasie, skoro miała już bukiet róż w ręku, zbliżyła go do twarzy, aby przez chwilę rozkoszować się zapachem.
Uśmiech od razu pojawił zadowolenia od razu pojawił się na jej twarzy. Czuła się doskonale, a całe jej ciało przeszedł lekki dreszczyk. Spojrzała na siedzącego naprzeciwko niej młodzieńca. Już wcześniej zauważyła, że był przystojny, wszak inaczej by z nim tu nie siedziała, ale teraz wydał jej się jeszcze bardziej interesujący.
- Co myślisz o innych rasach? Elfach, krasnoludach? - Argena rozpoczęła kolejny zestaw pytań, uwodzicielsko uśmiechając się do swego rozmówcy.
- Są w porządku. To znaczy nie poznałem za dobrze żadnego krasnoluda, ale piłem z jednym piwo i było w porządku - odpowiedział chłopak. Argena słuchała go już tylko jednym uchem. Zrobiło jej się gorąco, zwłaszcza poniżej dolnej części brzucha, skąd odczuwała znajome jej sygnały... miała nieodpartą ochotę na coś co nazywała porządnym rżnięciem.
- A inne rasy? Smoki, domony - powiedziała jeszcze, mocno już podniecona Argena. W tym momencie kelnerka podała im po drugim kielichu wina, a i kwiaty dostały pić, gdy umieszczono je w średniej wielkości szklanym wazonie z wodą.
- Nigdy ich nie widziałem, ale chciałbym przeżyć takie spotkanie - powiedział zaskoczony nieco pytaniem Dergo. - Z akcentem na przeżyć, bo naprawdę nie chciałbym aby mnie zabili - dodał szybko.
Choć widać było, ze ma średnie pojęcie o co chodzi, to jednak mówił z sensem. Taka odpowiedź wystarczyła kobiecie. - Dopij wino, duszkiem - poleciła mu. Sama zrobiła tak ze swoim winem, a mężczyzna nie zwlekając poszedł w jej ślady. Argena była pierwsza, ale po krótkiej chwili również Dergo odstawił na stół pusty kielich.
- Idziemy - oznajmiła kobieta i biorąc wazon z kwiatami, wstała z miejsca.
Mina Dergo świadczyła o tym, że nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Nie śmiał jednak się sprzeciwiać, biorąc do ręki tarczę i plecak był gotów do drogi... gdziekolwiek to nie mieli sie udać. Argena szybko zaprowadziła go do swojego pokoju.

- Przecz mi stąd - powiedziała Argena. - Nie ty, one - dodała szybko, widząc niezwykle zabawną minę swojego przystojniaka. Jednocześnie kiwnęła głową, na cztery małe chochliki, które nie dyskutując, w pośpiechu opuściły pomieszczenie.
Kobieta odstawiła wazonik z kwiatami na nocny stolik. Nie wiedziała za bardzo co nią kierowało, ale przygryzając dolną wargę nachyliła się nad bukietem i powąchała go. Nagle coś explodowało jej między nogami. Kobieta odwróciła się do mężczyzny i spojrzała na niego jak wygłodzony tyrannosaurus na świeże mięso.
- Zdejmij to, szybko! - nakazała i podeszła do młodzieńca, aby pomóc mu zdjąć kolczugę.
Dergo był tym wszystkim co najmniej zdziwiony, ale nie oponował przed niczym. Razem dość szybko uporali się z jego kolczugą i skórzanym kaftanem, który nosił pod spodem. Gdy kobieta nieomal zdarła z niego koszulę i zaczęła wodzić dłonią po jego nagim torsie, nie wytrzymał napięcia.
- Co się dzieje? - spytał. Pierwszy raz zdarzyło mu się być w tak dziwnej sytuacji, tak nagle, tak niespodziewanie.
- Nie zadawaj głupich pytań - odparła Argena i sprawnym ruchem rąk zdjęła przez głowę swoją koszulkę. Dergo z niedowierzaniem i otwartymi szeroko ustami wpatrywał się w jej wspaniały nagi biust. Argena uśmiechnęła się do niego rozbawiona.
- Wyskakuj ze spodni - rozkazała, a Dergo, choć na oślep szybko wykonał jej polecenie. Zaraz potem stał przed nią nago.
- No, i to mi się podoba - powiedziała zadowolona Argena, z uśmiechem patrząc na gotową do działania męskość wybranka.
Momentalnie pozbyła się dolnych części odzienia, tak, że oboje byli teraz nago. Nie tracąc czasu pociągnęła go za sobą i oboje wylądowali na łóżku. Argena na pościeli, zaś Dergo na niej. Przez krótką chwilę, chłopakowi przemknęło przez myśli, że musi dowiedzieć się i zapamiętać jakie wino piła ta wspaniała kobieta, która właśnie wpływała na całe jego życie.
Potem była już tylko namiętna miłość. Ich splecione ciała ocierały się o siebie, a męskość Dergo bezpośrednio oddziaływała na kobiecość Argeny...

Po upływnie około pół godziny, oboje padli na łóżko. Ona na jego środku, on zaś na jednym z brzegów, choć nie mógł się powstrzymać, aby nie ułożyć twarzy na piersiach kobiety.
- Na pewno nie jesteś boginią? - spytał po raz kolejny. Jakoś trudno mu było w to wszystko uwierzyć. Czuł się spełniony, doceniony i nagrodzony, choć nie wiedział za bardzo za co. Nie przeszkadzały mu nawet zadrapania, jakie kobieta zostawiła mu na pośladkach i plecach.
Uśmiechnięta Argena pogłaskała go tylko po głowie. Leżeli tak spokojnie przez chwilę, przytulając się do siebie.
- To było naprawdę wspaniałe. Niespodziewane, ale... brak mi słów, piękna Argeno, Pani moja - powiedział spokojnie i niczym na deser zaczął całować jej piersi.
- Jak to "było"? - powiedziała Argena. Zaraz potem wzięła młodzieńca w obroty i to co miało być słodkim deserem po wspaniałym posiłku, stało się przystawką do kolejnego dania.
W drugiej rundzie kobieta objęła mężczyznę nogami i zdecydowanie dociskała go do siebie. Mocniej! Głębiej! Szybciej! Jednocześnie nie odpuściła swych drapierznych przyzwyczajeń; co chwila drapała Dergo po plecach i wbijała paznokcie zostawiając wyraźne ślady na jego tyłku. Jej zachcianka sprawiała mu pewien ból, ale mieszał się on jednak z niebywałą przyjemnością, która w pełni dominowała jego doznania...

Po około godzinie, gdy zaspokoili już swoje namiętne rządze, położyli się tak jak poprzednio, odpoczywając, po tej niezwykłej aktywności.
Argena leżała spokojnie, z uśmiechem bawiąc się zadziornie lewym uchem młodzieńca. Derguś zdecydowanie jej się spodobał. Nawet jeśli niespecjalnie umiał walczyć, czy usługiwać, to okazało się, że do czegoś się jednak nadawał.
Dergo zaś leżał jak kłoda. Był naprawdę zmęczony po tym niewątpliwym wysiłku fizycznym, aczkolwiek cieszył się jak małe dziecko na nadchodzące święta... w końcu "taka kobieta"! Liczne zadrapania sprawiły, że leżał na prawym boku. Z powodu nieco piekącego bólu wolał wystawić swoją tylną połowę ciała ponad przykrycie. Nie martwiło go to jednak ani trochę, jeśli miała być to transakcja wiązana, to on decydował się na tą skromną niedogodność.
- Kocham cię - wyznał młodzieniec, gdy tak sobie leżeli i odpoczywali, przytulając się do siebie.
- I?... "kocham cię", i co? - rzekła Argena uśmiechając się.
- Kocham cię bardzo - poprawił się Dergo, ale jej nie o to chodziło.
- Pani Argeno - poprawiła go i mocno pstryknęła go w ucho.
- Kocham cię bardzo, moja piękna, wspaniała Pani Argeno - powiedział, poprawiając się. Musiał powiedzieć to tak jak chciała, ale zrobił to z przyjemnoscią. W obecnej sytuacji gotów był zrobić dla niej absolutnie wszystko.
- A ty Derguś, masz jakieś nazwisko albo przydomek? - spytała Argena.
- Nie mam. Po prostu Derguś... albo Dergo - powiedział cicho, uśmiechając się. Nie miał nic przeciwko temu, że Argena nazywała go zdrobniale. Właściwie to bardzo mu sie to spodobało.
- Byłeś już wcześniej z kobietą? - spytała.
- Tak... raz - mruknął Dergo. - Ale to było dawno... no i... - wydusił z siebie po chwili, ale niebardzo wiedział co mógłby powiedzieć dalej.
- No już dobra. Od dziś nie oglądaj się za kobietami. Masz zakaz sypiania z innymi, pod groźbą kastracji. Chyba, że ja ci każę, rozumiesz?
- Oczywiście, rozumiem, nigdy bym nie śmiał - bez wahania przystał na jej warunki.
- I dobrze. Możesz je zachować - rzekła rozbawiona i złapała go dłonią za odpowiednie narządy - przydadzą ci się jeszcze.
Dergo uśmiechnął się zadowolony. Nie wiedział, czym sobie na to wszystko zasłużył, ale nie miał nic przeciwko. Był już naprawdę zmęczony, ale gdy kobieta zaczęła wodzić ręką po jego kroczu, organizm młodzieńca zareagował odpowiednio do bodźców. Miał nadzieję, że Argena nie odbierze tego źle, wszak był już w pełni zaspokojony. Argena zaś...
- No! To jeszcze raz! Teraz ja na górze! - zarządziła kobieta i rzuciła się na mężczyznę.
Tym razem Dergo leżał na plecach i nie powinien się był zbytnio męczyć fizycznie. Argena jednak ujeżdżała go niezwykle ostro i zdecydowanie, jakby był to ich pierwszy raz tej nocy, a nie trzeci. Leżenie na plecach mialo tą zaletę, że zabezpieczało pośladki młodzieńca prze kolejnymi zadrapaniami, których mógłby już nie znieść. Argena jednak nie i tym razem nie odpuściła. Podczas trwającej co najmniej godzinę zabawy, zafundowała mu parę skromnych zadrapań na klacie, oraz kilka skromnych ciosów, gdy go policzkowała otwartą dłonią.


Słońce wstało dużo wcześniej niż Argena. Kobieta przeciągnęła się zadowolona z wczorajszej nocy. Uniosła głowę i rozejrzała się dookoła... Wykończony przez ich nocne uciechy Dergo, nadal spał na brzegu łóżka regenerując siły. Chochliki również spały - Zagu i Burg pod łóżkiem, a Mara i Gron na szafie. W odpowiednim momencie zoriętowały się, że mogą już wrócić i zadbały o wszystkie formalności; czego najlepszym na to przykładem, był fakt, że rzucone wczoraj na podłogę ubrania obojga kochanków, spoczywały teraz na krzesłach wyprane, wysuszone i odprasowane; do tego kąpiel była naszykowana, zaś na stoliku pojawił się półmisek z owocami.
Argena wstała i wzięła szybką, choć dokładną kąpiel. Ubrała się i zabrała się za jedzenie śniadania.
Jej towarzysze również zaczeli się budzić.
- Witaj moja Pani - przywitał się z uśmiechem, grzecznie się przy tym kłaniając. Argena odpowiedziała uśmiechem i skinieniem głowy.
- Jak samopoczucie? Masz siły na kolejny dzień?
- Noc była naprawdę niesamowita, dziękuję moja Pani... Siły znajdę, ale zjadłbym coś; duże coś - odparł młodzieniec.
- A jak twój tyłeczek? Nadal boli? - rzekła z wyraźnym uśmiechem rozbawienia.
- Troszeczkę - odparł szczerze Dergo.
Argena zachichotała.
- No dobra, pobudka wszyscy! - powiedziała głośno, a małe zielone łebki z długimi uszami popodnosiły się nagle. - To jest Dergo i będzie z nami podróżował, potem mu się przedstawicie - oznajmiła. - Za pół godziny ruszamy i chcę wówczas widzieć wszystkich przed karczmą gotowych do drogi - dodała na koniec.

Zostawiła wszystkich i zeszła na dół, aby zagadać do karczmarza o drogę. Musiała podążyć pozostawionym jej śladem, choćby nie wiadomo było jak byłby mizerny.
Argena wiedziała, że Subaa-sal leży daleko na wschodzie, zaś Królestwo Arganu na południu. Jeździec którego mieli tropić jechał na południe, więc cel podróży miała już ustalony. Nie wiedziała jednak jak daleko jest ta kraina. Karczmarz, który był zawsze najlepszym źródłem informacji, też był tylko w stanie powiedzieć, że to dosyć daleko - kilka tygodni podróży.
Bazując na tych informacjach, Argena dopytała się o drogę na południe. Chciała wiedzieć czy i gdzie mogą spotkać jakieś zajazdy i czy w okolicach nie kręcą się jacyś zbóje.

Gdy już wszystko wiedziała, a Dergo pojawił się na dole i uregulował ich rachunek, mogli ruszać w drogę. Argena nie była zachwycona widokiem, gdy Dergo wyjechał ze stajni. Mówił wszak, że ma konia, a dosiadał właśnie jakiejś marnej chabety... czyżby mówiąc o koniu, miał na myśli to co chował w spodniach?
Nie miało to jednak większego znaczenia. Nie tracąc więcej czasu ruszyli w drogę - Argena na jednym koniu, jej chochliki na drugim, a Dergo na trzecim.
 
Mekow jest offline  
Stary 28-12-2010, 15:19   #13
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Białe Sale Kappernull. Ciekawe co to za miejsce, zastanawiał sie Irg, idąc jednym z korytarzy wychodzących z wielkiej kawerny. Korytarz ten wskazał mu mieszkaniec wyspy, Smigol. Niestety poza wskazówką odnośnie kierunku podróży, dziwaczna istota nie powiedziała nic więcej. Irg i tak nie miał wyjścia, zupełnie nie orientował się w skomplikowanym układzie jaskiń. Ta droga była tak samo dobra jak każda inna, a obiecywała na swoim końcu coś wartego zobaczenia.

Irg mozolnie parł naprzód wciąż opadającym korytarzem. Robiło się coraz bardziej wilgotno i parno. Na ścianach, suficie i podłodze zaczęły pojawiać się, z początku rzadko a potem coraz częściej, jakieś jaskiniowe rośliny. Blade kłącza wydzielały słaby, słodkawy zapach, od którego krasnoludowi zaczęło się robić niedobrze. Początkowo rośliny nie przeszkadzały w marszu. Gdy ich przybyło, Irg musiał zdzierać je z siebie i torować przejście. Zwisające z sufitu i kłębiące się na ścianach roślinki, zaopatrzone były w miniaturowe kolce, którymi czepiały się ubrania i brody krasnoluda. Tempo marszu znacznie spadło, ale na szczęście korytarz wyrównał się a roślin nie przybywało. W oddali słychać było stłumiony huk. Irg dostrzegł bladą poświatę emanującą z przodu. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i musiał gwałtownie zatrzymać się. Korytarz kończył się i przechodził w wąską, skalną półkę zawieszoną nad przepaścią. To właśnie z niej dobiegał huk i poświata.

Ostrożnie podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Skały poniżej jego stanowiska przybierały białą barwę i wydzielały delikatne światło, wzmożone przez zalegającą w dole mgłę, a może raczej parę. Było niezwykle gorąco. Z czoła Irga co rusz spływały kropelki potu. Półka skalna wiła się wzdłuż przepaści, opadając miarowo, a jej koniec ginął gdzieś w mlecznym oparze. Krasnolud nie mając wyjścia ruszył przed siebie. Już po chwili ciepła, wirująca mgła spowiła go i ograniczyła widzenie do zaledwie kilku stóp. Huk narastał, ale Irg szedł nadal starając się trzymać jak najbliżej mokrej od wody, ściany. Dotarł do miejsca, w którym nie widział nic i nie słyszał nic poza hukiem. W końcu jednak odkrył źródło hałasu. Potężna struga wody wypływała ze skalnej szczeliny i z łoskotem ginęła we mgle. Wodospad miał kilka metrów szerokości, a skalny występ, którym szedł niknął dokładnie pod nim. Cały mokry wszedł za strugę wody.

Znalazł się w wąskiej, długiej grocie. Przed sobą w poświacie rzucanej przez białe kamienne ściany zobaczył potwora o wielkim, ociekającym trucizną pysku, pełnym pożółkłych zębów. Trzy macki, zaopatrzone w jadowite wypustki wiły się szaleńczo, gdy potwór podniósł się ze swego łoża i ryknął przeciągle.


Argena
Podróż ciągnęła się niemiłosiernie. Od jednej wioski do drugiej, od miasteczka do miasteczka, od zapadłej dziury do zadupnej dziury. Dzień za dniem, ciągle na południe. Całe szczęście, że Derguś zapewniał godziwe rozrywki, inaczej Argena umarłaby z nudów. Podążanie tropem czarnego jeźdźca nie było zbyt trudne. Był on na tyle charakterystyczną postacią, że ludzie, czy to mieszkańcy mijanych wsi i miast, czy karczmarze w przydrożnych zajazdach, zapamiętywali go. Chyba pustelnik miał rację, gdyż jeździec cały czas kierował się na południe.

Argena wraz ze swoją świtą cały czas zbliżała się do widocznego w oddali, na horyzoncie, postrzępionego łańcucha górskiego. Teren, do tej pory w miarę równinny, zaczynał przechodzić w pofalowane pagórki, z każdym przejechanym dniem, coraz dziksze i stromsze. Trakt wiodący ku górom wił się między wzgórzami, wzdłuż wartko płynącej rzeki. Pola uprawne i pastwiska zaczęły ustępować wrzosowiskom i zagajnikom. Osad ludzkich i śladów osadnictwa ubywało z każdą chwilą. W końcu nie pozostało nic innego jak nocować pod gołym niebem i podążać na południe, licząc na to, że jeździec również jedzie tą drogą i nie ma zamiaru skręcać w dzicz.

Podczas jednego z noclegów, wartującego Dergo zaniepokoiły jakieś hałasy dobiegające z leżącego nieopodal lasu. Zerwał się na równe nogi, z mieczem w garści i ostrożnie, tak aby nikogo nie obudzić ruszył w stronę źródła hałasu. Nie przeszedł więcej niż dziesięciu kroków, gdy spomiędzy drzew wyskoczyło coś wielkiego i włochatego. Odruchowo zasłonił się trzymanym w ręku mieczem i krzyknął przestraszony. Wielka rycząca kupa futra, roztaczająca wokoło siebie zapach zgniłych liści, obaliła go na ziemię i wpadła w krąg jasności rzucany przez płonące ognisko. Argena obudziła się. Włochate stworzenie w dwóch susach znalazło się przy jukach i porwało jedną z sakw. Wydało z siebie odgłos tryumfu, ni to ryk, ni to śmiech. Zamachało włochatymi łapami i w podskokach ruszyło z powrotem do lasu. Argena już zupełnie rozbudzona patrzyła z niepokojem, jak potwór staje na przeciw zastawiającego mu drogę Dergusia.

- Z drogi! - ryknął potwór i zamachnął się torbą. Dergo chciał się uchylić, ale nie zdążył. Sakwa wyrżnęła go i posłała dobre pięć metrów w tył. Lądując na ziemi, nakrył się nogami. Chochliki wybuchnęły śmiechem.
- Jeszcze ktoś? - ryknął stwór. - I zamknąć jadaczki, kurduple. Nie należy się śmiać z cudzego nieszczęścia!
 
xeper jest offline  
Stary 30-12-2010, 19:15   #14
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg momentalnie znieruchomiał. Bestia też jak by stała się spokojniejsza. Wydawała się bardziej skupiona, jak by chciała wyczuć intruza. Irg jeszcze nigdy nie spotkał się z tak wielkimi dysproporcjami między nim a jego przeciwnikiem. Bestia właśnie wodziła pyskiem to w prawo, to w lewo, chyba go nie widziała. Tupnął lekko prawą nogą, reakcja była natychmiastowa. Pysk bestii skierował się wprost na niego. Nawet najgłupszy tłuk wywnioskował by, że bestia polega głównie na słuchu, wzrok ma bardzo słaby, o ile w ogóle go ma. Stali chwile naprzeciw siebie, Irg zastanawiał się czy uciekać czy walczyć. Wtedy potężna macka runęła wprost na niego
-Ja pier…!- zdążył tylko wykrzyknąć Irg i uskoczył na lewo
-…dole- dokończył gdy macka zajęła swoje miejsce obok pozostałych, powyżej głowy stwora.

Bestia, mimo swojego ataku nadal wyczuwała intruza, już miała zaatakować ponownie gdy nieproszony gość zrobił coś co zupełnie ją zaskoczyło.
-Wielkie cielsko, pazury, macki, i na dodatek stoisz mi na drodze!- krzyknął Irg
-Więc będę musiał cię usunąć, a uwierz mi błądzę tu już od dość dawna i mam dość już tych cholernych jaskiń!- krzyknął krasnolud wyciągając beczułkę. Miał nikłe szanse na powodzenie ale był przecież krasnoludem! Krasnoludy nigdy nie uciekały bez walki i tym razem też tak nie będzie. Pociągnął łyk piwa.
-Resztę zostawiam aby wypić sobie kiedy cię już ukatrupię!- krzyknął unosząc beczułkę do góry. Następnie schował ją i wyciągnął młot „No tak, inni pasą owce, podróżują wśród łąk i lasów, bawią się z dziećmi, a ja oczywiście muszę tkwić w jakichś jaskiniach naprzeciw ogromnego potwora… eh kocham tę robotę!” powiedział do siebie w myślach, następnie spojrzał na potwora.
-Na Ranthora… CHĘDOŻ SIĘ!- krzyknął ruszając na potężne cielsko, ostatnie słowa zamieniły się w przeraźliwy ryk, który zagłuszył nawet huczący wodospad.

Wykorzystał chwilowe zaskoczenie bestii i zadał potężny cios młotem prosto w pysk. Jednak to uderzenie tylko ją rozjuszyło. Zaczęła wirować mackami w powietrzu. Irg odsunął się trochę, aby nie nadziać się na ogromne zęby. Nie wiedział na czym skupić uwagę, na mackach czy na szczęce. W tedy środkowa macka wystrzeliła ku niemu i uderzyła go centralnie w pierś. Krasnoluda odrzuciło, kątem oka zobaczył, że macka przypuszcza kolejny atak. Przeturlał się w lewo, zobaczył że macka uderzając o ziemie lekko się do niej przykleiła. Ale już leciała na niego następna, przeturlał się więc w prawo, jednak zaraz po tym wstał, i z całym impetem uderzył, jeszcze przyklejoną mackę, młotem. Wystrzeliła z niej zielona substancja, a bestia zawyła przeraźliwie.
-I co teraz wielka kupo gówna?!- krzyknął z satysfakcją
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Bestia wyszarpała na wpółsflaczałą mackę spod młota. W tym samym momencie kolejną podcięła nogi krasnoludowi. Irg był bezbronny, widział jak środkowa macka leci wprost na niego, wiedział że nie ma szans. Macka opadła na niego z potężną siłą, jednak nic poza tym. Zbroja wytrzymała uderzenie. Irg nie mógł to uwierzyć, przecież każda zbroja roztrzaskała by się w takiej sytuacji. Tymczasem macka nie zmniejszała nacisku, Irg widział jak cała się trzęsie. Chciał podnieść młot i uwolnić się za jego pomocą, jednak jedną ręką nie był w stanie tego zrobić. Zrezygnowany opuścił więc go z impetem na ziemię. Wydobył się ogłuszający pusty dźwięk. Nagle macka odpuściła i wróciła na miejsce. Irg wstał gotów na kolejny atak, jednak ku jego zdziwieniu bestia ryczała i szamotała się, jak by odczuwała potężny ból. Krasnolud jeszcze raz uderzył młotem w podłoże, cierpienia bestii jeszcze bardziej się wzmogły. Irg zdał sobie sprawę, że nie pokona bestii, jednak teraz mógł by ją łatwo obejść. Tak też zrobił, dudniąc obszedł bestię i ruszył długim, wijącym się tunelem. Miał nadzieję, że to co najgorsze miał już za sobą.
 
Aronix jest offline  
Stary 16-01-2011, 15:58   #15
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena nie była zachwycona tym co sie stało. Zwykle bardzo bawiło ją ludzkie nieszczęście, jeśli nie oznaczało śmierci albo trwałego kalectwa. Jednak ten przypadek był inny. Kobieta nie chciała, aby jej młodemu przystojniakowi stała się krzywda i wyjątkowo nie wyśmiała Dergusia, jak to zrobiły jej chochliki. Nie mogła jednak ich winić za, tak zrozumiałe dla niej, podejście do sprawy.
- Tak! Jeszcze ja! - odpowiedziała Argena, gdy ich leśny złodziej zaczął się stawiać. Mówiąc to dobyła już swego dwuręcznego miecza i szybko przemieszczała się w stronę ich nieproszonego gościa.
Mimo iż chochliki nadal były rozbawione przestały się śmiać z ciekawością obserwując bieg wydarzeń. Nawet te małe pokraki posiadały skromną broń, ale w walce zawsze chowały się, dając swojej Pani pełne pole do popisu.

Argena niezwykle szybko podeszła do złodzieja. Owszem, ten przed chwilą w efektowny sposób przywalił jej pomagierowi, ale ona była osobą zdecydowanie wyższego kalibru i nie obawaiała się go - do walki przystąpiła w przekonaniu, że to on powinien obawiać sie jej.
Z mieczem oburęcznym w dłoniach rzuciła się na złodzieja. Ten usiłował dokonać sprawdzonego już manewru i używając skradzionej sakwy niczym maczugi chciał powalić kobietę na ziemię. Argena, jednak sprawnie uniknęła jego ciosu, z gracją odsuwając się o krok na bok i balansując ciężarem swego ciała. Natychmiast dokonała też kontrataku. Nocną cieszę przerwał głuchy odgłos uderzenia metalu o broń leśnego zbója. Przeciwnik z wielkim trudem sparował cios swoją bronią i ledwo utrzymał ją w dłoni. Był wyraźnie zaskoczony niezwykłą siłą kobiety i cofnął się o trzy kroki. Argena chciała aby się jej wystraszył, zanim na dobre zaczną walczyć i najwidoczniej jej się to udało.
W miedzyczasie Dergo pozbierał się już z ziemi, i choć rówwnież był zaskoczony sukcesem swojej Pani, to dziarsko przyłączył się do walki atakując przeciwnika z lewej flanki.
Złodziej słusznie oszacował ich siły i skupił większość swojej uwagi na Argenie. Jednek mimo iż niebieskooki nie był w stanie mu zagrozić, to jak na swoje umiejętności początkującego młodzieńca, rozpraszał go całkiem nieźle.
Nie musieli się długo meczyć ze złodziejem i wystarczyło do tego kilka zwinnych ruchów.
Unik, natarcie i mylące przeciwnika uniesienie wysoko miecza, odskok i atak z boku. Już po chwili napastnik głośno ryknął z bólu, gdy ostrze Argeny ugodziło go w brzuch. Kobieta znała się na rzeczy i po efekcie ciosu wyczuła, że jej miecz przebił się przez, najprawdopodobniej skórzany, słabej jakości pancerz i zranił przeciwnika, odbierając mu wolę do walki.
Ranny złodziej, upuścił albo oddał sakwę i trzymając się za brzuch rzucił się do ucieczki. Argena mogła go gonić, albo posłać za nim kilka pocisków, jednak uznała to za zbędne. Ktoś musi rozsiewać plotki jaka to ona jest potężna, a martwi zazwyczaj tego nie robią. No i oczywiście dochodziła do tego kwestia Dergo - jej towarzysz miał już dość niespodzianek na jeden wieczór. Zaskoczy go swoimi umiejętnościami innym razem... A ich niedoszły złodziej pewnie i tak za parę dni zdechnie gdzieś w leśnej głuszy albo innym miejscu.

- A tak się stawiał! Niedojda! - powiedziała głośno Argena. Była zadowolona z efektów walki i uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Wspaniale walczysz - zaczął Dergo, a Argena spojrzała na niego uważnie - moja Pani - dokończył młodzieniec.
Kobieta uśmiechnęła się do niego.
- I to takim mieczem. Jesteś naprawdę... - zaczął, ale brakło mu słów.
- No już nie podlizuj się tak. Weź ten worek i wracaj spać - powiedziała. - Zobaczysz, jeszcze nie raz cię zaskoczę - dodała szybko.
Oboje wrócili do obozowiska, gdzie chochliki przywitały ich podskakując z radości i cicho bijąc im brawo. Argena nie zwróciła na maluchy szczególnej uwagi, a jedynie rzuciła im swój miecz. Nie musiała nic mówić, a same skończyły wiwaty i zabrały się za czyszczenie własności swej Pani z krwi leśnego złodzieja. Cała czwórka zajmowała się tym samym, ale nie kłucili się i nie przepychali, wspólnie wykonując swoje obowiązki.
- Nie wiedziałem, że aż tak dobrze walczysz moja Pani. Sądziłem, że będę cię bronił, a tymczasem możesz dawać mi lekcje - powiedział Dergo z wyraźnym podziwem w głosie, siadając przy dogasającym powoli ognisku.
- Innym razem. Idź już spać, ruszamy przed świtem - powiedziała Argena, a Dergo pokiwał głową na znak zgody... Coś mu jednak nie dawało spokoju.
- A jeśli wróci z posiłkami? - spytał chłopak, rzucając spojrzenie na otaczający ich, pogrążony w mroku nocy las.
- Nie martw się. Damy sobie radę - odparła z uśmiechem Argena. - Na pewno nas nie zaskoczą, będę czuwać i usłysze ich gdy będą kilometr stąd - dodała, delikatnie bawiąc się swoim kolczykiem.
Młodzieniec nie wiedział, że Argena nie wymaga snu tak jak zwykli ludzie. Nie wiedział też, że jej magiczne kolczyki ZNACZNIE poprawiają jej słuch... Wiedział jednak coś innego - z poleceniami Pani Argeny się nie dyskutuje!
Ukłonił się jej z uśmiechem i nie tracąc czasu udał się na spoczynek.
Krótko potem chochliki zakończyły czyszczenie jej miecza i spakowały go do skórzanego pokrowca. Następnie po dorzuceniu do ognia odrobiny drewna, pozwijały się w kłębeki zasypiając zmęczone po całym dniu.

Argena siedziała i czuwała. Wpatrując się w ogień, który swą potęgą pochłaniał ofiarowane mu drewno.


Rozmyślała o nurtujących ją kwestiach... O tajemniczym kulcie i zabójstwie Silo, o celu jej wyprawy, o jej nowym pomocniku Dergusiu, oraz o wielu innych sprawach...

Nie spała już tej nocy, a gdy ciemne niebo zaczynało przybierać szary kolor, a gwiazdy zaczęły znikać zwiastując nadchodzący świt, obudziła wszystkich i zarządziła szybkie śniadanie, po którym ruszyli w dalszą drogę.
 
Mekow jest offline  
Stary 18-01-2011, 13:08   #16
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Irg uciekał ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Miał świadomość, że potwór, tylko ogłuszony może ruszyć za nim w pogoń. Biegł na oślep, wciąż przed siebie, nie zwracając uwagi na szczegóły otoczenia. Po bokach migały mu ciemne otwory odnóg głównego korytarza, ale bał się w nie skręcać. Korytarz wznosił się i wił, to w prawo, to w lewo. Dopiero w jakiejś większej sali, krasnolud zatrzymał się i obejrzał za siebie. Stał przez chwilę wpatrując się w mrok, ale nic nie nadciągało tunelem. Najwidoczniej potwór go nie ścigał, albo zaprzestał pogoni.

Rozejrzał się po komnacie. Na pierwszy rzut oka widać było, że została wykuta przez jakieś istoty posługujące się narzędziami. Ściany były równe i wyszlifowane, kąty ostre, a sufit sklepiony w kopułę. Pod jedną ze ścian stał posąg.


Przedstawiał brodatego mężczyznę, w ceremonialnej szacie, z wieńcem na głowie. Rysy twarzy i broda wskazywały na to, że jest to krasnolud. Na postumencie, na którym stał były wyryte jakieś napisy, jednak tak zatarte przez czas, że Irg nie był w stanie ich odczytać. Już miał ruszyć w dalszą drogę, przechodząc obok figury, gdy usłyszał głos.
- POMÓŻ MI! - Irg spojrzał na posąg i miał wrażenie, że zmienił on pozę. Teraz głowa była pochylona i patrzyła na niego swoimi kamiennymi oczami. - UWOLNIJ MNIE...

Irg patrzył otwartymi szeroko ze strachu oczami. Głowa figury poruszyła się, a usta otwarły.
- ZNAJDŹ BERŁO XULIVANA I ODCZARUJ MNIE, A JA WÓWCZAS POMOGĘ TOBIE...

Argena


Podróż trwała nadal. Kilka kolejnych dni upłynęło spokojnie i bez żadnych przygód, typu nocne ataki włochatych rabusiów. Okolica stawała się coraz dziksza. Teraz podążali szeroką doliną, której dnem płynęła rzeka, niosąca lodowate wody z gór. Same szczyty były już bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Wkrótce dolina zaczęła się zwężać i piąć w górę. Rzeka przeistoczyła się w wartki strumień. Łąki ustąpiły miejsca ciemnym, wilgotnym lasom. W powietrzu czuć było zimno, bijące od skalnych turni.


Wyglądało na to, że zmierzali ku przełęczy. Ostra, postrzępiona piła wierzchołków w pewnym miejscu urywała się i tworzyła zdecydowanie niższą, łagodną grań, ku której wiodła droga. Będąc kilkaset metrów od przełęczy, pośród zarośli kosodrzewiny Argena usłyszała głosy dobiegające z góry. Oczywiście nikt inny ich nie usłyszał, magia kolczyków działała prawidłowo. Rozmawiało kilku mężczyzn, których nie było widać.

- Mówię przecie, że to wilcy - powiedział pierwszy.
- Jakie wilcy, Burt - zaprzeczył drugi, o niższym basowym tembrze głosu. - Widzisz przecie, że wielgaśne kły, nie wilcze z pewnością.
- Bo to wielkie, górskie wilki były
- zaperzył się Burt.
- Sam żeś górski - parsknął trzeci mężczyzna. - To jakaś bestia była, może harpia...
- Dobrze prawisz, Selgest - poparł go basowy. - Harpia, ludzie w dolinie mówili, że coś owce porywa. Mus, że harpia.
- Wilcy czy harpia, tego tutaj trzeba zabrać na dół. Pochówek sprawić
- zaproponował Burt. - Tylko zastanawia mnie, czemu on taki cały czarny. Przecie to niemodne, się tak ubierać... I koń taki sam jak on, czarniuśki był...

Podyskutowali jeszcze chwilę i Argena usłyszała jak zbierają zwłoki i ładują je na konia. Potem usłyszała stukot kopyt na kamieniach. Wszystko ucichło. Mężczyźni ruszyli w dół, ku jakiejś osadzie położonej po drugiej stronie przełęczy.
 
xeper jest offline  
Stary 23-01-2011, 16:55   #17
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg nadal nie odpowiadał, nie potrafił się otrząsnąć, tymczasem kamienna postać zdawała się coraz bardziej tracić cierpliwość
-HALO! Na Trungara czy w tej kupie sadła mieści się jakaś rozumna istota?!- powiedział dość zniecierpliwionym głosem. Ta uszczypliwa uwaga podziałała i Irg pozbierał myśli.
-Yyy...coś ty za jeden?- wydusił z siebie. Było to najbardziej sensowne pytanie, jakie był w stanie zadać w tej chwili.
-Spokojnie, bez obaw.- odpowiedział już spokojnym głosem posąg
-Nazywam się Grand, pochodzę z Ekzundul i jestem wojownikiem. Musisz mi pomóc!- Irg lekko się uspokoił, jednak jego ciekawość nie została zaspokojona
- O jaką pomoc ci chodzi i o jakim berle mówiłeś?- zapytał, po czym podszedł bliżej i zaczął się przyglądać posągowi.
-Oh, to długa historia- zaczął swą opowieść Grand.

-Byłem najmłodszym synem przywódcy Ekzundul- Orngara. Jako, że nie byłem wyznaczony do zajęcia miejsca ojca, moim przeznaczeniem stało się stanowisko komendanta straży miejskiej. Przez wiele lat uczyłem się wojaczki i w końcu objąłem obiecane mi stanowisko. W zasadzie była to praca spokojna, ponieważ Ekzundul nie miało wrogów, a wrogów też nie szukało. Utrzymywało się głównie z handlu. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Początkiem kłopotów było pojawienie się młodego człowieka, który przybył do naszego miasta ze wschodu. Nie wyglądał groźnie, więc strażnicy wpuścili go, uważając, że jest jednym z wielu, którzy szukają pracy, której było w Ekzundul pod dostatkiem. I początkowo wszystko było w porządku, widywałem tego chłopaka w karczmie, sprzątał i pomagał w codziennych pracach. Jednak kilka miesięcy po jego przybyciu, kiedy przygotowywałem się w swej komnacie do corocznego, uroczystego przemarszu wojsk, rozległ się potężny huk oraz zatrzęsła się ziemia. Natychmiast wybiegłem z komnaty i ruszyłem do wyjścia. Gdy dotarłem do centrum zastałem chaos, wszyscy biegali we wszystkie strony, a pradawna biblioteka, stojąca naprzeciw ratusza zamieniła się w kupę gruzu. Wszędzie była masa kurzu. Przed gruzami, zobaczyłem strażników walczących z...właśnie z kim? Byli to ludzie i krasnoludy ale jak by zbudowane z kamienia, byli praktycznie niewrażliwi na ciosy mych braci, więc szybko sobie z nimi poradzili. Dowodził nimi, ów młody chłopak, jednak teraz był odziany w czarną szatę, z czerwonymi akcentami na piersi. W ręku trzymał złote berło zakończone świecącą, niebieską kulą i na bieżąco coś szeptał. Po chwili wskazał ręką na ziemię przed nim, która na rozkaz zapadła się tworząc schody w dół. Po chwili chłopak zszedł pod ziemie, zostawiając swych kamiennych sługusów na powierzchni. Natychmiast ruszyłem za magiem. Omijałem walczących moich ludzi z kamiennymi przeciwnikami i po chwili zszedłem po kamiennych schodach pod ziemię. Tunel, do którego trafiłem, wił się na wszystkie strony, jednak na szczęście nie było rozwidleń, wiec wiedziałem, że idę dobrą drogą. Nie wiem ile trwał pościg, po kilku godzinach straciłem rachubę czasu. W końcu jednak trafiłem do tej właśnie sali, gdy tylko wszedłem, tunel, którym tutaj dotarłem zniknął, a przede mną ukazał się ów chłopak z podniesionym berłem i mamrotający coś pod nosem. Już miałem sięgać po broń gdy poczułem, że nie mogę ruszać nogami!. Po chwili cały byłem z kamienia, mogąc poruszać tylko głową, a na przeciw siebie miałem tego chłopaczka, szczerzącego się głupkowato.- tutaj Grand przerwał i popatrzył na Irga
-Przepraszam, czy mógł byś podrapać mnie pod nosem? Strasznie mnie irytuje to swędzenie.- Irg zaskoczony, że taką historię, potrafiło zatrzymać zwykłe swędzenie, niechętnie spełnił życzenie krasnoluda.
-O tak! Tego mi było trzeba, dziękuję przyjacielu.- powiedział widocznie uradowany Grand, po czym kontynuował opowieść
- Po chwili zorientowałem się, że mogę mówić, więc pomijając większość przekleństw pod jego adresem, zapytałem go o co chodzi. Ten gówniarz widocznie uradowany spokojnie odpowiedział mu co go sprowadziło do Ekzundul. Mianowicie był on czarnoksiężnikiem i szukał potężnego berła Xulivana. Było one przepełnione czarną magią, którą przelał w nie jego właściciel, mroczny pan ciemności Xulivan wiele wieków temu. Poszukiwania zaprowadziły chłopaka do mojego miasta. Podobno bod biblioteką, w tunelach kryło się miejsce spoczynku Pana Ciemności oraz jego berło. Przez te kilka miesięcy pobytu w Ekzundul chłopak wytrwale szukał wejścia do tuneli, w końcu udało mu się to, a znalezienie berła było tylko formalnością. Za jego pomocą przywołał armię golemów, i wydał im rozkaz zabicia każdego w mieście, sam zaś, za pomocą utworzenia tunelu chciał przenieść się do swojej kryjówki. Był tak przepełniony pychą i chęcią upokorzenia mnie, że powiedział mi nawet jak się tam dostać! Potem uśmiechnął się do mnie raz jeszcze i odszedł, zostawiając mnie tutaj.- zakończył swą opowieść Grand.
-Ale teraz pojawiłeś się ty i możesz mnie stąd uwolnić, oraz pomścić śmierć moich braci! Więc jak będzie? Pomożesz mi?- Zapytał wpatrując się prosto w Irga. Krasnolud starał się ocenić sytuację na spokojnie. Nie wiedział gdzie był, a musiał się dostać do Wazandu. Był to póki co jego jedyny trop, a może Grand by wiedział coś na temat korony, lub ten cały czarnoksiężnik miął by jakieś przydatne informacje?
-A jaką to pomoc mogę od ciebie otrzymać?- zapytał w końcu
-Cóż, niewiele ci mogę dać. Moi bliscy myślą pewnie, że zginąłem, o ile sami żyją.- zaczął namyślając się posąg
-Zaoferuję ci zatem moje towarzystwo, we dwóch zawsze raźniej, bo wnioskuję, że masz coś do zrobienia prawda?- powiedział i jak by mrugnął do Irga.
-Możliwe, ale o tym porozmawiamy później. Teraz powiedz gdzie jest ten cały magik. Mam z nim do pogadania.- Powiedział Irg i spojrzał w tunel po lewej stronie
-Fantastycznie!- ucieszył się Grand
-Już ci mówię. Pójdź tym tunelem po twojej lewej i następnie idź prosto, potem skręć w prawo, potem znów prosto, potem w lewo, schodami do góry, następnie znów w lewo i w górę. Znajdziesz się w lesie. Siedziba magika znajduje się na wschód od wyjścia na Zapadłym Bagnie- Poinstruował posąg. Irg zapamiętał sobie trasę i już miał ruszyć, gdy Grand jeszcze go zaczepił.
-Przyjacielu, jak ci na imię?-
-Irg-
-A więc Irgu, nie lekceważ tego czarnoksiężnika. On jest na prawdę niebezpieczny- krasnolud tylko się uśmiechnął
-Spokojnie, dam sobie radę- powiedział i ruszył w stronę tunelu. Szedł dokładnie tak, jak mu powiedział Grand. I rzeczywiście wyszedł nareszcie na powierzchnię.



Znajdował się pośrodku lasu. Las ten był dziwny, tajemniczy, jakby przesycony magią ale i na swój sposób piękny. Charakteru dodawała jeszcze pora dnia, bowiem była to noc. Niebo zasłaniały wysokie drzewa, z oddali dobiegało huczenie sowy, wszędzie unosiły się malutkie światełka. Irg nabrał powietrza do płuc i ruszył na wschód. Miał nadzieję, że teraz zbliży się do celu swej podróży.
 
Aronix jest offline  
Stary 05-02-2011, 15:28   #18
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Wyjście z podziemi znajdowało się pod wielkim drzewem. Irg wyczołgał się na powierzchnię i odetchnął z ulgą. Wszędzie wokoło panował mrok, rozjaśniany tylko rozmytą poświatą księżyca i tymi tajemniczymi światełkami unoszącymi się w powietrzu. Krasnolud przyglądał się im z uwagą, starając się dociec czym są. Jedno z nich znalazło się bardzo blisko niego i wówczas zobaczył, że to duży owad. Miał co najmniej palec długości, a poświata emanowała z jego odwłoka. Przez chwilę polatał wokół głowy krasnoluda i bucząc zniknął mu z pola widzenia.

Krasnolud ruszył na wschód, tak jak powiedział mu posąg. Zaraz też trafił na ścieżkę, zarośniętą i nieużywaną od bardzo dawna. Ścieżka była ledwie widoczna, ale co kilkanaście kroków znaczył ją wystający z poszycia, pokryty mchem i porostami kamień.



Ścieżka wiodła wciąż na wschód, ale las stawał się rzadszy, a podłoże coraz bardziej grząskie. W końcu las ustąpił rozległemu bagnu, pokraczne drzewa, spowite całunami porostów wyrastały na wyspach stałego gruntu, a wszędzie wokół rozciągała się podmokła, cuchnąca powierzchnia wody.

Idąc, Irg liczył słupki. Gdy doliczył się stu dwudziestu trzech, wyszedł na nieco większy skrawek podmokłego terenu. Na jego przeciwległym krańcu wznosiły się ruiny wieży. Były wyższe od otaczających je drzew, całe porośnięte kolczastymi pnączami i bluszczem. Wieża otoczona była walącym się murem, którego szczyt ukoronowany był stalowymi szpikulcami. W wielu miejscach mur się zawalił, a kuta brama całkowicie przerdzewiała i ledwo trzymała się na potężnych zawiasach. Wokoło panowała całkowita cisza, nie słychać było żadnych nocnych stworzeń, a świecące owady, niezwykle liczne na bagnach, omijały to miejsce.

Irg ostrożnie przekroczył bramę i skierował się do wejścia. Masywne,okute żelazem drzwi leżały na kilku prowadzących do wieży schodach. Wewnątrz panował mrok. Coś w tym mroku było. Irg usłyszał odgłos pazurów orzących kamień, a po chwili dostrzegł dwoje czerwonych oczu łypiących na niego. Dopiero teraz poczuł woń rozkładu, jaka dobywała się z wnętrza budynku.
 
xeper jest offline  
Stary 11-02-2011, 13:25   #19
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena była niezadowolona, że przyszło jej borykać się z panującą w górach pogodą. Owszem wiedziała, że tędy będzie przebiegać jej trasa podróży... ale czy musiało tu być aż tak strasznie zimno?!
Od paru dni nosiła dodatkowy strój, który miał jej zapewnić więcej ciepła. Długi luźny płaszcz i czapkę z niedźwiedziego czarnego futra, szal z czarnej wełny, oraz wełniane skarpety. Niestety mimo tego zimowego stroju, kobieta odczuwała panującą temperaturę. Była by bardziej zadowolona, gdyby strój sprawdzał się lepiej i nie krępował tak ruchów, które jak pokazał niedoszły zwierzorabuś, w każdej chwili mogły okazać się potrzebne. Ale mimo to, wolała nawet nie myśleć co by było, gdyby wcale nim nie dysponowała.
Mogło by się wydawać, że w nocami bywało gorzej... jednak chochliki zapewniały swojej Pani nieco lepsze warunki, rozpalając ogniska większe od nich samych.

Dergo miał pewien inny pomysł jak zapewnić Argenie ciepło, ale najpierw musiał ją... rozgrzać.
- Może napij się wina - powiedział z uśmiechem podczas jednego z postojów, podając jej butelkę trunku. Zakupił je w ostatniej karczmie i było to, to samo wino które pili podczas tej niepamiętnej nocy.
Trochę był wówczas zdziwiony i po wszystkim niezwykle wykończony fizycznie. Ale ani to, ani liczne rany cięte, które na jego pośladkach zostawiły wówczas paznokcie kobiety, czy niezbyt pasująca do sytuacji dawka bólu, nie sprawiły żeby uważał tamten wieczór za katastrofę. Wprost przeciwnie - była to jedna z najlepiej spędzonych nocy w jego życiu i gotów był ją powtórzyć... był już w stanie to zrobić, po tych kilku dniach odpoczynku i regeneracji.
- Wino potrafi rozgrzać - dodał uśmiechając się, gdy dostrzegł jak Argena odkorkowywuje butelkę.
- Naprawdę dobre - powiedziała kobieta po upiciu kilku łyków - ale zimne... jak wszystko dookoła - dodała niezadowolona.
- Za kilka minut pewnie rozgrzeje - rzekł cicho Dergo, z nadzieją wyobrażając sobie, co będzie się działo potem.
Argena upiła jeszcze kilka łyków. Wzdrygnęła się, gdy jej ciało przeszły zimne ciarki.
- Zróbcie mi grzańca! - powiedziała i zakorkowawszy butelkę rzuciła ją jej małemu zielonemu kucharzowi.dnemu z chochlików.
- Ał! Ała! Ałułuł! Ał! - piszczał chochlik podskakując na jednej nodze, po tym jak nie złapał ciężkiej butelki i ta upadła na jego stopę.
Widząc tę przezabawną scenę, rozbawiona Argena parsknęła melodyjnym śmiechem. Pozostałe chochliki szybko poszły w jej ślady, rechocząc ze swego kolegi. Dergo zaś, w pierwszej chwili z otwartymi ustami i lekkim niepokojem przyglądał się malcowi, jednak zaraz potem uległ opini ogółu i na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
- No dobra Burg - zwróciła się do służącego po imieniu - ładnie nam zatańczyłeś, więc zwalniam cię z zadania - rzekła z uśmiechem. W tej sytuacji podgrzaniem wina musiał się zająć jej drugi kucharz.
- Gron zajmie się winem. Jak tylko przestanie rżeć jak głupi osioł - powiedziała, a ponieważ panowała wesoła atmosfera, wszyscy - łącznie z wyzywanym chochlikiem, uśmiali się słysząc jej słowa.
Dergo nie był mistrzem empati, ale po słowach, śmiechu i minie swej wielbionej, poznał, że alkohol który wypiła zaczął już na nią oddziaływać... Sam wówczas przystąpił do działania, na początek siadając obok Argeny.
- Wesoła z nich gromadka. Ufam, że dobrze się bawisz? - zagadał z uśmiechem.
- Poza zimnem, nie jest źle. A maluchy wiedzą, że gdy tego oczekuję mają mi zapewnić rozrywkę - odparła z uśmiechem. W międzyczasie, chochlik nazwany Gron, pozbierał się z ziemi po tym jak tażał się ze śmiechu, a następnie naszykował rondelek, aby wykonać polecenie swej Pani.
- Wiesz, moja Pani Argeno, ja też znam pewien sposób na rozgrzanie - młodzieniec rzekł tajemniczo, przyglądając się Argenie.
- Jaki? - spytała wprost.
- Taki... bardzo przyjemny - wyjaśnił z uśmiechem, kładąc dłoń na kolanie kobiety i patrząc jej w oczy. Choć napotkał ręką na grube futro, które miała na sobie Argena i efekt jego poczynania był ledwo wyczuwalny, to zobaczyła co zrobił i zrozumiała jego intencje. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i odwzajemniła spojrzenia patrząc mu w oczy. Wszystko układało się po jego myśli i był pewien, że lada moment spędzą razem niezwykle upojne chwile. Wtedy to Argena klepnęła swoją dłonią w jego, a zrobiła to dość mocno.
- Nie mam ochoty - powiedziała bez wahania i spojrzała w ognisko.
Nie chciał niczego złego, a dostał po łapach jak dziecko sięgające po cukierki. Jego plan nie powiódł się i mężczyzna zastanawiał się dlaczego. Myślał. Argena była już pod wpływem przedniego aromatycznego wina, który poprzednim razem tak na nią podziałał. Co więc zrobił nie tak?
- Poza tym. Nie ma warunków głuptasie. Gdzie łóżko? A w taki mróz to nie tylko ściany i kominek są potrzebne, ale i pierzyna się przyda - rzekła. - No co z tym grzańcem? - dodała natychmias spoglądając na poczynania chochlików.
Dergo w ciągu ostatnich paru dni zdążył już poznać swoją wielką miłość i wiedział, że zmiana tematu oznaczała zakończenie wcześniejszego. To Argena decydowała o kluczowych sprawach, zarówno jeśli chodziło o ich podróż, jak i relacje osobiste.
Dergo już wcześniej wiedział, że nie łatwo jest wpłynąć na decyzję Pani Argeny... ale taką miał nadzieję, że tym razem mu się uda. Niestety, zużył połowę swych zasobów wspaniałego wina, które Argena wypiła głównie na gorąco i które z pewnością na nią podziałało, a mimo to noc spędzili na osobnych posłaniach - w dodatku, śpiąc.

Jechali dalej. Nic nie zapowiadało żadnych zmian, gdy nagle Argena zatrzymała swego konia i uniosła dłoń do góry, zarządzając tym gestem wstrzymanie wędrówki. Dergo i chochliki oczywiście nie śmieli się sprzeciwiać.
- Co się dzieje? - spytał młodzieniec, po tym jak się zatrzymali.
Argena spojrzała na niego rozgniewana, ale szybko dała mu spokój i przybierając neutralny wyraz twarzy, przyłożyła wyprostowany wskazujący palec do swych ust.
Dergo zrozumiał, że ma być cicho. Jego dłoń powędrowała na rękojeść miecza i młodzieniec zaczął się rozglądać dookoła, wypatrując ewentualnego zagrożenia. Chochliki oczywiście wiedziały, że ich Pani musi coś słyszeć i nie zawracały sobie główek zbędną ostrożnością.
- Jedziemy tam - oznajmiła Argena i skręciła nieco z ich wyznaczonej wcześniej trasy. Postanowiła pojechać za góralami, czy kim tam byli ci ludzie, oraz sprawdzić czy znaleziony przez nich nieboszczyk nie jest mężczyzną którego szukała.
- W tej wiosce, będziemy udawać specjalnych wysłanników, z królestwa Narragow. Jak spytają, to powiemy, że mamy się spotkać z ważnym informatorem, aby uniknąć wojny. Nasz informator nazywa się Will i ubiera się na czarno. Jasne? - wymyśliła Argena.
- Tak Pani - oznajmiły chochliki, z wyraźnym szacunkiem w głosie i choć kobieta nie zaszczyciła ich swoim wzrokiem, to wyraźnie się jej ukłoniły.
- Nie słyszałem o takim królestwie - rzekł Dergo.
- Bo go nie ma. Właśnie je wymyśliłam. Leży daleko, jeszcze za morzem Sagadwa. Ale pytać o to nie powinni - odpowiedziała i przez chwilę w milczeniu, jechali powoli do przodu.
- Gdzie leży morze Sagadwa? - spytał Dergo.
Argena zaśmiała się cicho. - Daleko. W mojej wyobraźni - odpowiedziała rozbawiona. - A teraz cicho - dodała i nikt już się jej nie sprzeciwiał.
Śledzili tajemniczych górali, kierując się słuchem kobiety... znacznie wzmacnianym dzięki jej magicznym kolczykom.
 
Mekow jest offline  
Stary 12-02-2011, 19:52   #20
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Krasnolud wpatrywał się chwilę, w tę parę czerwonych oczu. Nie wyrażały one żadnych pozytywnych uczuć, co więcej nawet młokos zorientowałby się, że czekają go kłopoty.
-Znowu jakaś przeszkoda na drodze?!- krzyknął wyraźnie zirytowany Irg, chwytając za młot. Miał już dość tej przeciągającej się w nieskończoność podróży w nieznane. Chciał już ruszyć na wroga i zmiażdżyć go swym młotem, jednak jego instynkt wojownika nakazał mu nie tyle czekać, co cofnąć się. Irg usłuchał i nie spuszczając wzroku z pary oczu zaczął się powoli cofać, pozwalając przeciwnikowi wyjść z mroku. Gdy wyszedł przed wejście, stwora dało się już zobaczyć. Irg przekonał się, że jego instynkt go nie mylił.
Stał właśnie naprzeciw człowiekopodobnego stworzenia, całego porośniętego futrem, raczej ciemnej barwy. Miał przygarbioną postawę, i nie wyglądał na jakieś silne stworzenie, stojąc na dwóch łapach był wysokości krasnoluda, jednak pierwsze wrażenie było mylne. Przed Irgiem stał najprawdziwszy Ghul. Z jego paszczy sączyła się powoli ślina, a kły wyglądały na bardzo ostre. Irg znał historie o Ghulach.
Podobno nie wyglądają okazale ale są piekielnie zwinne i silne. Potrafią powalić jednym uderzeniem, a drugim zabić. Te cechy budziły w krasnoludzie szczególne obawy, ponieważ on, zwłaszcza gdy dzierżył w ręku potężny młot, nie był zbyt zwinny. Jego szanse niebezpiecznie zmalały, jednak mimo to nie ruszał się z miejsca, wiedział, że ucieczka nic nie da, bo przed Ghulem uciec się nie da, przynajmniej gdy Ghul jest w pełni sił. W głowie Irga zrodził się już plan. Musiał jak najbardziej osłabić przeciwnika, aby miał szanse uciec. Pozostało tylko znaleźć sposób żeby przeciwnika zranić tak, aby samemu nie odnieść poważnych ran. Snucie planów przerwał krasnoludowi sam Ghul ponieważ, z postawy wyprostowanej zszedł do postawy gdzie utrzymywał się na czterech łapach, po chwili ruszył z impetem na krasnoluda.
-No tak, moje zafajdane szczęście.- mruknął tylko Irg i natychmiast uniósł młot.

Kilka metrów przed Irgiem Ghul skoczył, chcąc spaść wprost na przeciwnika. Krasnolud odpowiedzi uniósł młot i pchnął nim w stronę, z której nadlatywał Ghul. Stwór otrzymał uderzenie w sama pierś. Spadł tuż przed krasnoludem, jednak natychmiast poderwał się, aby uniknąć spadającego na niego młotu.
Ghul widząc, że ma do czynienia ze zwinniejszym, niż przypuszczał, przeciwnikiem, postanowił zmienić taktykę. Zaczął biegać dookoła krasnoluda, oczywiście w bezpiecznej odległości. Irg starał się podążać wzrokiem za przeciwnikiem ale już pochwali zakręcił o mu się w głowie i stracił orientację. W tym momencie Ghul przypuścił atak i powalił krasnoluda na ziemię.
Już miał zadać ostateczny cios, gdy ze zrujnowanej wieży odłamał się, dość duży kawałek muru, który uderzył Ghula w głowę. Stwór zawył i zwolnił uchwyt, którym trzymał Irga. Krasnolud wiedział, że druga okazja się nie zdarzy. Wyrwał się, porwał młot i biegiem, nie oglądając się za siebie, pomknął w stronę jaskini, zostawiając za sobą na wpół ogłuszonego ale wciąż groźnego przeciwnika.
Zasapany zatrzymał się dopiero w połowie drogi, obejrzał się za siebie i poczekał kilka minut. Wokół panowała cisza, Ghul najprawdopodobniej go już nie gonił. Irg zziajany, usiadł opierając się o jeden z kamieni wystających z ziemi. Musiał zebrać myśli. Póki co nie miał co marzyć o odczarowaniu krasnoluda…przynajmniej do czasu kiedy ten Ghul będzie zamieszkiwał starą wieżę. Tak naprawdę miał już wszystkiego dość. Nie miał już ochoty błąkać się po jaskiniach, lasach i innych oderwanych od świata i cywilizacji miejscach. Chciał wreszcie trafić do jakiegoś miasta, do karczmy gdzie mógł by się schlać i zapomnieć o swoich haniebnych ucieczkach z pola walki, oraz o całej tej beznadziejnej przygodzie.
Z tego całego rozmyślania poczuł się strasznie senny. Zszedł więc ze ścieżki i ułożył się w wygodnym miejscu pod jakimś starym drzewem. Uznał, że gdy się obudzi podejmie decyzję co robić dalej.
 
Aronix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172