lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Magia i Miecz] Wyprawa po Koronę Władzy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9389-magia-i-miecz-wyprawa-po-korone-wladzy.html)

xeper 02-11-2010 14:59

[Magia i Miecz] Wyprawa po Koronę Władzy
 
Argena

Brzeg lasu był już całkiem blisko. Drzewa rosły w coraz większych odstępach, a krzaków ubywało z każdą chwilą. Wąska dróżka jaką podróżowała Argena wraz ze swoim orszakiem, opadała miarowo ze wzgórza ku znajdującej się w dolinie, osadzie. To tutaj miała zacząć się jej nowa przygoda. Zapragnęła zdobyć Koronę Władzy, a w tej mieścinie o wdzięcznej nazwie Kąsimory, wedle słów spotkanego niedawno magika, mieszkał Silo Spurran. Człowiek ów ponoć wiedział w jaki sposób zdobyć Talizman. Skąd posiadał ową wiedzę, tego Argena nie dowiedziała się. W każdym bądź razie postanowiła odnaleźć Silo i wyciągnąć z niego informacje.

Las skończył się mniej więcej w połowie wysokości stoku. Teraz przed kobietą rozciągały się pola uprawne i pastwiska, rozłożone nad wijącą się w dole błękitną wstęgą rzeki. W jej zakolu przycupnęło miasteczko. Niezbyt duże i otoczone niskim ziemnym nasypem. W promieniach jesiennego słońca połyskiwały złocenia na kopułach miejskiej świątyni, sądząc po zwieńczeniach poświęconej Parakalowi, lokalnemu bogu urodzaju i szczęśliwości. Czerwieniły się dachówki domostw, a z kominów unosił się siwy dym, rozwiewany przez delikatne podmuchy wiatru. Przez otaczające miasteczko podgrodzie, złożone z krytych strzechą domów i zagród, wiodła droga, po której w stronę Kąsimorów toczyło się kilka pękatych wozów, zaprzężonych w woły.

Argena szybkim, pewnym krokiem ruszyła ku osadzie. Zanim dotarła do bram miasta, kupiecka karawana zdążyła już wjechać, a z osady, na czarnym jak noc rumaku, wyjechał galopem, ubrany na czarno mężczyzna. Minął Argenę pędem, niemal zwalając ją z nóg. Nim zdążyła zareagować zniknął w lesie.
Skierowała się do karczmy, noszącej fantazyjne miano „Pod Czerwonym Kapturkiem”, uznając że tam najszybciej zasięgnie informacji o poszukiwanym przez siebie mężczyźnie. Karczma, o tej porze dnia, była niemal pusta. Tylko przy jednym ze stołów siedziało trzech bogato odzianych jegomościów, którzy obsługiwani przez dziewkę, raczyli się sutym posiłkiem. W kącie, na zydlu drzemał nad na wpół opróżnionym kuflem, stary łysy mężczyzna ze szpiczastymi, długimi uszami.

- Czymże uraczyć mogę? - zapytał ochoczo karczmarz. Niski i gruby, niczym beczka, ledwo co wystawał zza nieco ubrudzonego kontuaru. Nim uzyskał odpowiedź, przed kobietą pojawił się puchar wypełniony kwaśno pachnącym winem. - Posiłku trzeba, a może odpoczynku? Balię naszykować każę...

Irg

Wyruszył na wyprawę po kilku dniach. Musiał się przygotować do niebezpiecznego, zleconego mu przez przełożonych zadania. Przygotowywania polegały głównie na piciu w znajdującej się w warowni knajpie i szperaniu w bibliotece. To co znalazł w księgach było niepokojące. Nie wystarczyło tylko przebyć niebezpieczną drogę przez Trzy Krainy. Trzeba było jeszcze zdobyć jakiś inny magiczny artefakt, nazywany przez mędrców Talizmanem. To on umożliwiał otworzenie Wrót i wkroczenie na ostateczną ścieżkę do Korony. Po drodze czyhało wiele niebezpieczeństw, ale Irg był zdeterminowany. Za pozostałe pieniądze kupił racje podróżne, ciepłe ubranie i zapas piwa. Wyruszał w drogę na północ.

Po opuszczeniu podziemnej warowni, ruszył przez góry w kierunku jednego z większych krasnoludzkich miast, Saghartu. To tam miał naprawdę zacząć poszukiwania, gdyż jedna z ksiąg wspominała o tajemnym wejściu do kompleksu jaskiń, które rozciągały się pod większą częścią Zewnętrznej Krainy. Droga do Saghartu należała do prostych. Wystarczyło tylko trzymać się doliny, którą płynęła rwąca, zasilana lodowcami rzeka. Miasto znajdowało się u wylotu doliny, wzniesione na trzech wzgórzach, pomiędzy którymi płynęła rzeka.

Wąska, górska ścieżka niemal całkowicie zniknęła pod gęsto padającym śniegiem. Irg miał trudności z dostrzeżeniem swojego własnego ramienia, tak sypało. Szedł powoli, z mozołem przedzierając się przez piętrzące się na jego drodze zaspy. Wycie górskiego wichru zagłuszało jego utyskiwania i przekleństwa, skierowane pod adresem całej okolicy. Był chyba najwyższy czas na znalezienie jakiegoś miejsca do spania, gdyż zaczynało robić się ciemno, a krasnolud nie miał zamiaru nocą, podróżować zdradliwą ścieżką. Szczęście mu sprzyjało, gdyż przez tuman śniegu dostrzegł wąską szczelinę, w którą mógł się wcisnąć i ukryć na noc.

Szczelnie otulony w futro, nie odczuwał zbytnio zimna, zwłaszcza że jego kryjówka była dobrze osłonięta od wiatru. W środku nocy obudziły go jakieś głosy dochodzące z zewnątrz. Były na tyle głośne, że wiatr ich całkowicie nie zagłuszał.
- Mówię Ci, Cerk. To już całkiem bliziutko, tuż za załomem - mówił jeden, niski i basowy. - Zaraz będziem na miejscu...
- A jak ty, kurka wodna, cokolwiek widzisz w tych ciemnościach? I skąd wiesz, że już blisko, skoro wszystko jest, kurka wodna, białe i puchate? - utyskiwał drugi, piskliwy głosik. - Zamarzam zupełnie, jak tobie to zimno nie przeszkadza?
- Widzisz, Cerk. Po to mam futro, żeby mi ciepło było, a w ciemności widzę bo takie mam oczy...
- nagle urwał. Przez chwilę panowała cisza, w końcu odezwał się. - Coś czuję. Tam coś jest.
- Gdzie?
- piskliwie zapytał Cerk.
- W kryjówce, głąbie - warknął niemal zwierzęco. - Dawaj olej, wypalimy dziada!

Aronix 04-11-2010 16:19

Długi marsz w fatalnych warunkach dawał się Irgowi we znaki.
-I pomyśleć, że to wszystko dla jakiegoś cholernego wisiorka…- żalił się sobie. Jednak z upływem czasu sytuacja stawała się coraz poważniejsza i Irg zaczął rozglądać się za jakimś schronieniem aby odpocząć i wreszcie w spokoju napić się piwa. W końcu jakimś cudem dostrzegł wąską szczelinę. Idealną na schronienie.
- Na Mormela, nareszcie!- wysapał i skierował się ku szczelinie. W środku nie było może zbyt komfortowo, ale można był odpocząć od nawałnicy i co najważniejsze w spokoju napić się. Nie czekając długo Irg wyjął beczułkę ze „złocistym napojem Bogów”, jak mawiał na piwo. Jednak przed rozpoczęciem spożywania trunku wyraźnie obiecał sobie, że nie wypije wszystkiego bo jeszcze trochę drogi przed nim i musi mu starczyć również na potem. Usatysfakcjonowany ze swojego postanowienia nalał sobie piwa do kufla, z którym nigdy się nie rozstawał. Dostał go swego czasu od Thorka. Ponoć kufel ten brał czynny udział w 4 Wielkich Wojnach, wiernie wspomagając swoich właścicieli możliwością kosztowania rozmaitych trunków za jego pomocą. I faktycznie, piwo w nim smakowało Irgowi najlepiej. Gdy „złocisty napój Bogów” zaczął powoli rozchodzić się po ciele krasnoluda, cała ta zawierucha na zewnątrz i w ogóle cała misja, straciły jakieś szczególne znaczenie. Z każdym kolejnym łykiem, stan błogiego ukojenia nasilał się. Pewnie działo by się tak dalej, i pewnie cała beczułka została by opróżniona, gdyby Irga nie rozproszył pewien szmer. Z pozoru zwykły szmer, coraz bardziej przypominał rozmowę. Na wpół przytomny Irg otrząsną się, zakręcił beczułkę i chwycił młot. Najbardziej nie lubił gdy ktoś mu przerywał podczas picia. Jedyną częścią rozmowy jaką zrozumiał było -…Dawaj olej, wypalimy dziada!- To jeszcze bardziej rozjuszyło krasnoluda. Nie dość, że ktoś w ogóle śmiał przerwać mu picie, to jeszcze miał czelność wygonić go, a raczej wypalić z kryjówki! Tego było za wiele, Irg wstał i wyskoczył wrzeszcząc przeraźliwie ze szczeliny. Topór miał uniesiony gotowy do zadania śmiertelnego ciosu…

Mekow 05-11-2010 22:59

Piękna, wysoka i znakomicie zbudowana kobieta, wkroczyła do miasteczka. Nie było ono aż tak okazałe, jak inne, niegdyś napotkane na jej drodze, ale nawet jej to odpowiadało. Ulicami nie płynęły strumienie pomyji i nie wiadomo czego jeszcze, zaś wstęp do miasta nie podlegał rygorystycznej kontroli. Owszem, ktoś tam się spieszył i mijając ją zasłużył sobie na zrzucenie z wierzchowca, ale Argena nie miała już ochoty za nikim ganiać.
Dotarła wreszcie do celu. Większość, jeśli nie wszystkie jej bagaże, taszczone były przez towarzyszące jej cztery małe i przygarbione, skrywające się pod płaszczykami i kapturami niziołki. Mimo to, po paru dniach wędrówki podróż dała się jej we znaki i kobieta uznała, że przyda jej się odpoczynek. Spotkanie z Silo było dość istotne i powinna się była dobrze do niego przygotować.

Weszła do pierwszej karczmy, która wpadła jej w oko, a zaraz za nią zjawili się tam jej mali towarzysze podróży.
Kobieta rozejrzała się uważnie, a jej służba zaczęła odciążać barki i rozstawiła tobołki przy jednym z wolnych stolików. Przybytek okazał się być do przyjęcia - można tu było odpocząć, posilić się i najprawdopodobniej uzyskać pewne informacje. Z pewnością spełniał swoje zadanie... niestety z zapewnieniem rozrywki było już nieco gorzej.
Argena nachyliła się lekko.
- Zagu - mruknęła niezwykle cicho, do jednego ze swoich służących. Jednocześnie szturchnęła go butem i niezauważalnie wskazała na biesiadujących w sali szlachciców. Służący wiedział co robić. Niezauważalnie zakradł się pod stół, przy którym siedzieli zamożni i sprawnie powiązał im sznurowadła butów. Następnie zadowolony wrócił do swojej pani. Gdy mężczyźni wstaną, a obecność napitku na ich stole świadczyła, że niedługo powinni to zrobić, powinni zapewnić kobiecie nieco rozrywki przez zaprezentowanie efektownego przewrócenia się... Oczywiście zabawa była lepsza w sali pełnej ludzi, którzy przyłączali się do niej wyśmiewając łamagę, ale tak też powinno być wesoło - taka mała rzecz, ale z pewnością ucieszy...

Aby nie tracić czasu, czekając na "przedstawienie", Argena zdecydowała się na posiłek i uzyskanie informacji.
Właściciel przybytku nie był przedstawicielem osoby, z którą chciała by rozmawiać i z wyglądu bardziej przypominał stojącego na dwóch nogach wieprza niż mężczyznę. Nie mniej jednak, wyznawał chyba zasadę "nasza klientka - nasza pani", więc bez uczucia odrazy mogła z nim przez chwilę pomówić.
- Butelka dobrego wina i duża gorąca pieczeń, może być z jakimś dodatkiem - kobieta złożyła zamówienie, a karczmarz skłonił głowę na znak jego przyjęcia. - I informacje. Szukam osoby zwącej się Silo Spurran. Podobno można go tu gdzieś znaleźć.
- Tak
- potwierdził karczmarz - Silo zamieszkuje w starym domu, niedaleko bramy północnej - powiedział i zaczął szukać czegoś pod ladą.
- Co o nim wiesz? - dopytywała się Argena. Warto było wiedzieć z kim przyjdzie jej rozmawiać i jakie metody przekonywania sprawią się najlepiej.
- Trzeba na niego uważać. Ponoć jest nieco ekscentryczny... - rzekł spokojnie stawiając na blacie butelkę wina i szklany kielich dla Argeny.
- A dokładniej? - dopytywała się jakichś większych szczegółów.
- Jego ekscentryczność, polega na nocnych wyprawach i podejrzanych gościach - rzekł, a jego głos trochę przycichł, jakby nie chciał, aby wszyscy wiedzieli co rozpowiadał.
- Jakich na przykład? - spytała Argena. Mężczyzna w kapturze nie był w jej mniemaniu podejrzaną osobą i bardziej by się jej kojażył ze zwykłym złodziejem. Białoskóra istota z rogami i ogonem zaś, była by już nieco inną sprawą. Co więc dla karczmarza oznaczało określenie "podejrzany"?
- Ostatnio widziano go w towarzystwie kapłana zakazanego kultu Sihoi - powiedział nieomal szeptem, ale Argena doskonale wszystko usłyszała.
Nie znała wspomnianego kultu, ale wiedziała już, że owy Silo raczej nie jest żadnym amatorem.
Zabrała swoje wino i zasiadła do swojego stolika, przodem do szlachciców. Chciała mieć ich na oku, aby nie przegapić widowiska, jakie mieli dla niej wystawić.
Krótko potem na jej stoliku pojawiła się pokaźnych rozmiarów pieczeń, zbyt pokaźnych jak dla kobiety, ale ta zaczęła ją spokojnie jeść, a apetyt jej dopisywał.

Gdy już się naje, napije i ubawi, uda się we wskazane przez karczmarza miejsce, aby wypytać Silo o to, czego już od jakiegoś czasu poszukiwała.

xeper 08-11-2010 14:28

Argena

Śmiechu było co nie miara. Oczywiście zaśmiewali się wszyscy, włączając siedzącego w kącie starca i karczmarza, a wyłączając biedną ofiarę żartów Argeny. Gdy mężczyźnie udało się już pozbierać z podłogi i rozwiązać poplątane sznurowadła, zaczął wściekłym wzrokiem rozglądać się po sali w poszukiwaniu sprawcy jego poniżenia. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na kobiecie, która powoli spożywała mięsiste pieczyste, a dokładniej na jej wydatnym, opiętym w materiał biuście. Argena uśmiechnęła się do niego czarująco. Mężczyźnie najwidoczniej przeszła ochota na dalsze poszukiwania sprawcy, gdyż siedzących pod ławą chochlików nie dostrzegł. Podszedł natomiast do stołu zajmowanego przez Argenę i nachylił się nad nią, niby to w ukłonie ale wiadomo było, że z tej perspektywy miał lepszy widok.
- Witaj pani - powiedział, lekko zezując. - Czyś aby nie widziała kto mi tą ujmę uczynił? Chciałbym honoru mego bronić, ale nie wiem komu wyzwanie rzucić.

Argena tylko zaśmiała się perliście i pokazała szlachcicowi język. Miał jeszcze coś powiedzieć, ale towarzysze odciągnęli go i opuścili lokal. Argena w spokoju dokończyła posiłek. Zapiła winem i ruszyła na spotkanie z Silo.

Bez większych problemów odnalazła dom, który miał należeć do człowieka posiadającego wiedzę o Talizmanie. Był to budynek w starym stylu, wzniesiony z szarego kamienia, którego ściany porastał zielony, wijący się bluszcz. Na piętrze znajdował się balkonik z żelazną balustradą. Wokół dachu zainstalowano rynnę, zakończoną w czterech rogach, mosiężnymi rzygaczami. Dom otaczał niski murek, za którym znajdował się porośnięty krzakami trawnik. Furtka była uchylona, więc Argena ruszyła ku domowi, wysypaną żwirem ścieżką.

Masywne drzwi prowadzące do wnętrza zaopatrzone były w kołatkę w kształcie gwiazdy. Argena chwyciła ją w dłoń i zastukała. O dziwo, pod naciskiem drzwi uchyliły się nieco. Z wnętrza dochodził zapach wosku i starych pergaminów, ale panowała dziwna cisza. Kobieta przestąpiła próg. Nikt nie przyszedł jej powitać ani zapytać czego chce. Znajdowała się w dużym hallu, z którego wychodziło kilka drzwi i schody na piętro. Ściany przyozdobione były obrazami w złotych ramach i szkarłatnymi draperiami.
- Jest tu kto? - zapytała. - Panie Silo...

Odpowiedziała jej cisza. Albo nikogo nie było w domu, albo coś było nie tak. Zaczęła przeszukiwać budynek, pomieszczenie po pomieszczeniu. W kuchni, jadalni i salonie znajdujących się na parterze niczego nie znalazła. Weszła więc po schodach na górę. Jedne z drzwi były otwarte więc zajrzała do środka. W przestronnym gabinecie, pełnym książek i papierów panował bałagan. Wiele tomów leżało na podłodze, krzesło było wywrócone, a biurko pozbawione szuflad. Tak jakby ktoś tu czegoś szukał. Jednak nadal nie dostrzegła właściciela domu.

Znalazła go w kolejnym pokoju. Leżał na podłodze w kałuży krwi, a z piersi wystawała mu bursztynowa rękojeść sztyletu. Nie był jednak martwy. Ledwo dostrzegalnie poruszał ustami. Argena pochyliła się nad nim aby usłyszeć co mówi.

- To Sihoi... - wyszeptał. - Wiedzą gdzie jest... Błagam... Zatrzymaj ich...


Więcej nic nie powiedział. Jego głowa opadła na bok, a z ust popłynęła strużka krwi. Argena stała bezradna nad jego trupem.

Irg

Z rykiem wyskoczył z skalnej szczeliny. Tuż przed nim, zasypani śniegiem stali dwaj... No właśnie co? Jeden był krępy, pokryty futrem, z wielką głową zaopatrzoną w pokaźnych rozmiarów szczękę. Musiał to być gribber. Drugi chudy i wysoki, o niebieskawej skórze i patykowatych kończynach. Krasnolud skojarzył rycinę z książki opisującej potwory. Ten był jakąś odmianą skelczaka. Więcej ich Irg nie oglądał. Zamachnął się toporem i z całej siły spuścił go na bark tego kudłatego. On chyba stanowił większe zagrożenie. Futrzak zawył i zwalił się w śnieg, znacząc biel kroplami czerwonej posoki. Ten drugi natychmiast cisnął butelkę z olejem w kierunku krasnoluda, ale chybił o włos. Lepka ciecz tylko ochlapała Irga. Niebieski patyczak odskoczył, ale potknął się i runął w śnieg, zabawnie machając kończynami. Cofał się na plecach przed szarżującym na niego krasnoludem tak zapamiętale, że nie zorientował się, że znajduje się na skraju przepaści. Z krzykiem poleciał w dół, niknąc w zadymce.

Walka trwała kilka sekund. Irg nawet nie zdążył się spocić. Przeglądnął rzeczy należące do zabitego stwora. W sakwie znalazł kilka monet, dwa kawałki suszonego mięsa, sztormową latarnię i jeszcze jedną butelkę oleju. Znaleziska schował do swojego plecaka i wrócił do snu.

Rano nie padało. Ciało gribbera zniknęło przysypane przez śnieg, zresztą co się z nim stało, Irga zupełnie nie obchodziło. Ruszył w dalszą drogę ku Saghart. Jeszcze kilka dni i droga opuściła niemalże góry. Przed sobą Irg dostrzegł położone na dwóch wzgórzach miasto. Jego kamienne budynki przykryte były warstewką śniegu i lodu. Do bram zmierzały od strony równin karawany wypełnione jedzeniem, piwem i drewnem, niedostępnym w tej części gór. Irg szybko ruszył ku bramom.
- Czego tu szukasz, nieznajomy? - zapytał go strażnik. Niemal kwadratowy krasnolud, o czarnej brodzie zaplecionej w warkocze, ubrany w pozłacaną brygantynę, trzymał groźnie wyglądający berdysz.

Gdy Irg wszedł do miasta, nagle poczuł się zagubiony. Nie wiedział gdzie zacząć poszukiwania tajemnego przejścia. Wiedziony instynktem skierował się w kierunku centralnego placu miasta. To tam, wokół kwadratowego, wybrukowanego rynku znajdowały się wszystkie urzędy publiczne, co ważniejsze świątynie i kilka gospód, w których można było spróbować zasięgnąć języka.

Aronix 09-11-2010 16:56

Rynek był sercem Saghart. Kupcy rozkładali swoje towary na straganach po prawej, a świątynie znajdowały się po lewej. Naprzeciw Irga znajdował się ogromny budynek, nad którym górowała wieża zegarowa. Był to ratusz, wraz z wszystkimi potrzebnymi biurami, dzięki którym Saghart działało tak jak powinno. Za straganami Irg dostrzegł karczmę, następna znajdowała się w rogu pomiędzy ratuszem, a świątynia Maal`uhha- patrona górników. Trzecia karczma znajdowała się za Irgiem. Krasnolud zastanawiał się gdzie udać się najpierw. Duchownych za bardzo nie lubił, z biurokracją też nie chciał mieć zbytnio do czynienia, więc naturalnym wyborem stała się karczma. Irg uznał, że najwięcej dowie się w dużej karczmie. Największą wydawała się ta pomiędzy ratuszem, a świątynią. Nazwa „Pod złocistym piwem” jeszcze bardziej zachęciła Irga. – No! Nareszcie popróbuje tych Saghardzkich piw! – pomyślał – Ponoć są jednymi najmocniejszych krasnoludzkich trunków- dodał z uśmiechem. Nie namyślając się długo ruszył szybkim krokiem ku wielkim drewnianym drzwiom karczmy.
Karczma na prawdę była potężna, wypełniona krasnoludami. Irg kochał zgiełk i atmosferę panującą w karczmach, wiec od razu humor mu się poprawił. Chciał zacząć degustację tutejszych trunków, jednak jak na złość przypomniało mu się, że ma misję do wypełnienia. Chcąc nie chcąc podszedł do lady i zamówił tylko jedno piwo.
Nowy w mieście?- zapytał podając mu piwo karczmarz.
Tak, skąd niby wiesz?- zapytał zdziwiony Irg
Haha!- zaśmiał się karczmarz- Was nowych potrafię wyczuć. Co sprowadziło cię do naszej pięknej dziury hm?-
-Szukam informacji dotyczących tajemnego wejścia do kompleksu jaskiń. Wiesz coś może na ten temat?
-Tajemnego powiadasz? Niestety przyjacielu, nie słyszałem o czymś takim- odpowiedział czyszcząc kufel karczmarz.
-To może mógł byś mi doradzić gdzie szukać informacji na ten temat?- spytał Irg sącząc piwo
-Sam nie wiem… proponował bym ci przeglądnąć miejskie archiwum. Znajduje się ono w piwnicach naszego ratusza, są tam przechowywane naprawdę bardzo stare księgi. Radził bym ci też pogadać z Wulkindem, jest on szefem cechu górników w naszym mieście. Zna każdy szyb pod naszym miastem i nie tylko. Znajdziesz go w południowej części miasta, w cechu górników. Jeszcze piwa?- spytał podając mu pełny kufel.
-Dawaj, dawaj. Dobrze najpierw zajął bym się archiwum, bo mam bliżej. Ale czy wpuszczą mnie tam? Przecież jestem obcy.
-Normalnie nie. Ale masz szczęście, bo miałem kogoś wysłać do archiwum aby wyszukał dla mnie starą recepturę na piwo żurawinowe. Jeśli zgodzisz się mi je poszukać napiszę ci upoważnienie, żeby cię wpuszczono. Co ty na to?- Zapytał z uśmiechem karczmarz
Irg dopił pierwszy kufel.
- No dobra niech ci będzie. Zajmę się tym jutro, bo dziś mam zamiar zakosztować waszych trunków- Powiedział i zabrał się za opróżnianie drugiego kufla.
-Haha i to mi się podoba! Usiądź przy stole, na bieżąco będziesz dostawał nowe rodzaje naszych alkoholi. Miłej zabawy!- powiedział karczmarz, poczym zaczął obsługiwać kolejnego klienta. Irg usiadł przy stole z błogą świadomością pięknej nocy jaka go czekała. Nie myślał już o jutrzejszej wizycie w archiwum.

Mekow 13-11-2010 22:35

Argena nie była zadowolona z tego co zastała w mieszkaniu Silo. Wszak trup na nic jej sie nie przyda. Gdyby wcześniej wiedziała co tu się dzieje, darowała by sobie postój w karczmie. Zdążyła by zapobiec śmierci tego człowieka, a on z wdzięczności na pewno powiedział by wszystko co tylko chciała by usłyszeć... ale tak poznała tylko wymamrotane tuż przed śmiercią strzępy informacji.
Może i nie dowiedziała się, kto i gdzie posiada poszukiwany przez nią magiczny talizman, ale szybko poukładała elementy w jedną całość...
Nie wiedziała kim mogli być "Sihoi", ale wywnioskowała, że musi to być nazwa jakiejś bandy lub organizacji, skoro mówiąc o nich użył liczby mnogiej. W ostateczności mogło być to określenie nawet narodowości czy rasy, ale takie wskazanie zabójcy było mało prawdopodobne.
Drugą kwestią, której się domyśliła, był powód zabicia mężczyzny. Wiadomo było, że Silo wiedział, gdzie mieszka czarodziej, którego ona szukała. "Wiedzą gdzie jest" - powiedział, więc mogło im chodzić o tą właśnie informację... wydusili ją z niego? A może znaleźli w papierach? Adresy listów, mogły zdradzić jakieś informacje... Oczywiście Silo mieszał się w różne rzeczy i sprawa jego zabójstwa nie musiała mieć nic wspólnego z jej sprawą, ale zawsze można było mieć nadzieję.

Uważając, aby nie stanąć w powiększającej się powoli kałuży krwi, Argena kucnęła nad ciałem i lepiej przyjżała się wykonaniu sztyletu. Pozostawienie go tu, mogło tłumaczyć tylko celowe działanie, albo pośpiech. Gdyby byli tu jacyś strażnicy, albo ktokolwiek inny, można by było przypuszczać niedbalstwo w pośpiechu, ale w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Bursztynowa rękojeść nie należała do często spotykanych i musiała być podpisem zabójcy, lub zabójców. Zapamiętała ją dobrze.

Nie tracąc więcej czasu, kobieta przeszła do gabinetu i starając się nie ruszać zbyt wiele, przeszukała pozostawione na wieszchu papiery. Miała nadzieję, że znajdzie jakąś informację, że nie będzie jedynie tropić zabójców po ich nazwie, z nadzieją, że to oni doprowadzą ją do tego którego szukała.
Resztę domu przeszukała dość pobieżnie. Nie chciała tracić zbyt wiele czasu.


Po opuszczeniu domu, Argena rozejrzała się dookoła. Jej służba potulnie czekała przed domem i cała czwórka skłoniła się nisko na jej widok. Przez moment pomyślała, że mogła by ich tu zostawić, aby dokładnie przeszukały cały dom. Szybko jednak doszła do wniosku, że mogły by się wplątać w kłopoty, a podczas jej nieobecności nawet zapłacić życiem, czego z pewnością nie chciała.
Straży nigdzie nie było widać, co właściwie ułatwiało jej sprawę.
- Idziemy - oznajmiła i ruszyła do centrum miasta. Dźwigająca tobołki służba podążała za nią i biegnąc truchcikiem starali się nadążyć za swoją panią, co bardzo dobrze im wychodziło.
Na głównym placu miasta, Argena wreszcie znalazła straż, która dla odmiany mogła się do czegoś przydać. Zostawiła chochliki w bezpiecznym miejscu i podbiegła do żołnierzy. Postanowiła w miarę możliwości zaszkodzić tym Sihoi, kimkolwiek by nie byli, zaś bezpośrednie podejrzenie rzucić na pierwszą osobę, która przyszła jej do głowy.
- Panowie! Zabito człowieka. Widziałam jak z domu mojego znajomego Silo, wybiega człowiek w czarnym stroju i wsiadając na czarnego konia krzyknął, ze to samo spotka wszystkich wrogów Sihoi. A on tam leżał zabity, martwy - powiedziała jednym tchem i udając silne poruszenie całą sprawą. Przyłożyła dłoń do twarzy, zakrywając usta, jakby chciała się powstrzymać od płaczliwych jęków. Czasem widywała takie zachowanie, u skromnych panienek, którym Argena groziła albo sprawiała kłopoty i miała nadzieję, że udawanie takiej dobrze jej wyszło.

xeper 16-11-2010 14:58

Argena

Oględziny domu nie przyniosły właściwie żadnych istotnych informacji. Możliwe, że takich informacji tu nie było. Ale istniało też prawdopodobieństwo, że zabójca też czegoś szukał i to znalazł. Ale były to tylko przypuszczenia.

Powiadomieni o zabójstwie strażnicy natychmiast udali się na miejsce zbrodni. Argena została poinstruowana, że powinna udać się do komendantury znajdującej się w rynku. Nie mając nic innego do roboty poszła tam, aby złożyć szczegółowe zeznania. Oficer straży, który ją przyjął okazał się miłym i szarmanckim młodzieńcem, w nienagannie odprasowanym mundurze. Usadził ją wygodnie w fotelu, poczęstował winem i ciastkiem i ogólnie starał się być bardzo przyjacielski. Kobieta oczywiście wiedziała dlaczego tak się dzieje. Taki wpływ miała na mężczyzn.

Pytania, jakie zadawał jej oficer należały do gatunku standardowych. Jak się nazywa? Czy z poszkodowanym łączyły ją więzy pokrewieństwa? Co robiła w jego domu? Co robiła w czasie przed wizytą u denata? I tak dalej...

Po jakiejś godzinie, znudzona Argena opuściła siedzibę straży. Teraz musiała zastanowić się co robić dalej. Jak na razie jej jedyny trop wiodący do Talizmanu był martwy. Zastanowiła się po raz kolejny nad słowami Silo i ją olśniło. W końcu skojarzyła kim byli Sihoi. To o nich wspominał karczmarz, gdy wypytywała go o Silo Spurrana. Określił ich jako zakazany albo przeklęty kult... Czyli tędy droga. Argena skierowała swoje kroki do lokalnej świątyni, aby tam zaczerpnąć informacji.

Wnętrze pachniało kadzidłem, które wąskimi smużkami unosiło się z kadzielnic umieszczonych przed ołtarzem. Samego posągu bóstwa nie było widać, gdyż poza nabożeństwami zasłonięty był przez granatową kurtynę. W obszernej nawie nie było wielu ludzi. Pod ścianą siedziała pogrążona w modlitwie staruszka, a dwoje akolitów ubranych w szaty w identycznym kolorze co zasłona, zamiatało podłogę. Podeszła do nich.

Pytanie o Sihoi spowodowało, że na ich twarzach pojawił się wyraz zaniepokojenia. Jeden z akolitów natychmiast pobiegł po jakiegoś starszego kapłana, z którym wrócił po niecałej minucie.

- Dziecko, słyszałem, że wypytujesz o kult Sihoi? - zwrócił się do Argeny, zupełnie ignorując jej wdzięki. - To niebezpieczni ludzie. Ich wiara w Sihoi nakazuje zabijanie i składanie krwawych ofiar. Wierzą, że ich bóg żywi się krwią ofiar. Ten kult jest zakazany w niemal każdym miejscu Trzech Krain, poza Królestwem Arganu i dzikimi obszarami Subaa-Sal. Czemu o nich pytasz w tak spokojnym miejscu jak Kąsimory?
- Strzeżcie nas wszelcy bogowie
- zakrzyknął i podniósł ręce, gdy Argena wyjaśniła przyczynę. - Oni tutaj! Jeśli pragniesz dowiedzieć się czegoś więcej o nich, a sądzę, że chcesz, pojedź do Brata Aureliusa. Ten święty mąż mieszka w pustelni na wzgórzach, na zachód od miasta. W przeszłości zajmował się badaniem różnych herezji i kultów. Z pewnością udzieli Ci pomocy.

Wiele się nie dowiedziała, poza samą istotą kultu i miejscami jego występowania. Chyba trzeba się było udać do pustelnika.

Irg

Piękna noc przerodziła się w koszmarny poranek. Irg zdołał wypróbować kilkanaście gatunków lokalnego piwa poczynając od Czerwonego Olbrzyma i Trzech Snopków, poprzez Goblińskie Przekleństwo, Czarną Wdowę, Płomienną Zorzę i Mocarza, a na Postrachu Świtu i Białym Zvirgu kończąc. Co jeszcze pił, nie pamiętał. Potem wszystkie smaki i aromaty zlały mu się w jednen ciąg, który nagle się zakończył miękkim lądowaniem pod stołem.

Wstał z bolącą głową i klnąc udał się zjeść śniadanie. Z doświadczenia wiedział, że spożycie obfitego posiłku poprawi jego stan. Karczmarz podał mu dymiącą michę i bochen chleba. Krasnolud spałaszował wszystko i z świstkiem papieru adresowanym do pracownika archiwum, udał się do biblioteki.

Znajdowała się ona w dużym, ponurym budynku stojącym na końcu jakiejś bocznej uliczki. Budynek zbudowany został z czarnego kamienia w stylu virgu-khaz, charakteryzującym się kwadratowymi kolumnami i wykorzystaniem w nadmiarze formy trójkąta. Masywne, okute mosiądzem drzwi z czarnego dębu otworzyły się z jękiem zawiasów przed oczekującym na wizytę, krasnoludem. Wszedł do pogrążonego w półmroku wnętrza. Oczekiwał na niego niski jak na krasnoludzkie standardy, urzędnik, który dokładnie obejrzał sobie pismo od karczmarza i poprowadził Irga wgłąb biblioteki. Jak okiem sięgnąć, wszędzie stały tonące w mroku regały wypełnione rękopisami, księgami, woluminami i inkunabułami. Chyba to wszystko było jakoś poukładane, ale Irg nie orientował się w układzie biblioteki. Bibliotekarz nie był zbytnio pomocny, wskazał jedynie drogę do kilku regałów i zaopatrzył Irga w świecący kryształ.

Krasnolud ruszył na poszukiwania. Najpierw zajął się wyszukaniem recptury dla karczmarza. To dzięki niemu trafił do biblioteki i mógł swobodnie po niej myszkować. Znalezienie receptury piwa żurawinowego nie było zbyt trudne. Już za piątą próbą miał to czego potrzebował. Przepisał składniki i sposób przyrządzenia, po czym zabrał się za swoje sprawy.

I na poszukiwaniach spędził resztę dnia. Miał szczęście gdyż w woluminie zatytułowanym „Glabraka Przewodnik po Miejscach Dziwnych”, znalazł wzmianki o przejściu do systemu jaskiń. Odwołania jakie tam się znajdowały skierowały go do "Grymuaru Górniczych Osobliwości", w którym odkrył mapę kierującą chętnych do wejścia.

Zadowolony udał się do karczmarza i oddał mu przepis. Potem niezwłocznie wyruszył do dzielnicy miasta, w której znajdować się miało wejście do jaskiń. Zrujnowany budynek, w piwnicach którego było przejście od dawna nie miał lokatorów. Wszędzie leżał gruz i sterty śmieci. Irg odnalazł schody do piwnicy i zszedł do wilgotnego, pełnego szczurów i nietoperzy pomieszczenia. Korzystając ze wskazówek zawartych w księdze, odszukał kilka delikatnie wyżłobionych cegieł i wcisnął je we właściwej kolejności. Coś zazgrzytało i fragment ściany odsłonił kolejne, wąskie schody prowadzące w dół.

Powiało stęchlizną i wilgocią. Irg z płonącą pochodnią w ręku, ostrożnie zagłębił się w mrok. Schodów naliczył dwieście osiemdziesiąt trzy. W końcu stanął w szerokim tunelu, którego ściany połyskiwały wilgocią. Parę kroków dalej korytarz rozgałęział się, prowadząc w prawo i lewo. Idąc w stronę rozstajów potrącił coś nogą. Spojrzał w dół. Sądząc po rozlatującym się rynsztunku, były to szczątki krasnoludzkiego wojownika.

Na rozdzielającej tunele ścianie widniał symbol, którego Irg nie umiał jednak rozszyfrować.

Aronix 18-11-2010 22:01

Irg poświęcił dłuższą chwilę na dokładne zapamiętanie tego dziwnego symbolu. Następnie ruszył w prawy korytarz. Po około dziesięciu minutach szybkiego marszu krasnolud dotarł do końca korytarza. Po lewej stronie znajdowały się drzwi, których nikt nie używał od bardzo, bardzo dawna. Irg nacisnął klamkę- zamknięte. Więc nie namyślając się długo, zgodnie z krasnoludzkim taktem i uprzejmością przywalił młotem w drzwi, które natychmiast go usłuchały i otworzyły się na oścież, jednak ku zdziwieniu krasnoluda dalej pozostały w zawiasach.
-No no, od razu widać krasnoludzką robotę!- powiedział z dumą w głosie.

Za drzwiami Irg natrafił na kolejne schody, jednak już nie takie długie. Po chwili znajdował się w małym pomieszczeniu, w którym przy ścianach leżały duże beczki. Irg z nadzieją podszedł do jednaj z nich i odkręcił lekko kurek. Na rękę krasnoluda popłynął płyn kolorem przypominający krew. Irg spróbował i z zachwytem stwierdził, że jest to wino. Bez wahania wyciągnął swój kufel i po kolei zaczął kosztować wina z każdej beczki. Po niecałej godzinie krasnolud zorientował się, że nie jest tu bez powodu. Z bólem serca wstał i ruszył ku wyjściu.

Gdy mijał ten dziwny znak, przystanął na chwilę żeby mu się przyjrzeć raz jeszcze, po czym pewnym krokiem ruszył lewym korytarzem. Po dwudziestu minutach marszu natrafił na dużą okrągłą salę. Po dłuższych oględzinach okazało się, że nie ma w niej nic ciekawego, oraz, że nie ma innej drogi oprócz tej, którą tutaj trafił. Na domiar złego zgasła mu pochodnia i sala, a w raz z nią Igr, pogrążyła się w ciemnościach. Nagle, z ściany po prawej, zauważył wydobywające się delikatne, niebieskie światło. Podszedł bliżej i zauważył, że świeci ono poprzez cegły. Po raz kolejny przydał mu się młot. W kilka chwil ściana runęła i ukazała mu się druga sala, tylko, że na jej sklepieniu znajdowało się pięć, ogromnych, niebieskich kryształów, świecących na niebiesko. Podobnych do tego, którego otrzymał w archiwum.
W Sali znajdowało się mnóstwo różnych rzeczy. Irgowi w oko wpadła lekka zbroja krasnoludka, na której piersi wymalowany był dokładnie taki sam symbol, jak ten na ścianie. Na środku Sali stała niska kolumna, na której leżała gruba księga. Irg otworzył ją, była napisana w języku krasnoludzkim więc krasnolud nie miał problemów z jej przeczytaniem. Wziął księgę, usiadł pod ścianą, gdzie miał najlepsze światło i zaczął czytać. Księga opisywała dzieje pewnego tajnego bractwa o nazwie alazah-dun. Było to tajne bractwo zajmujące się badaniem tajemnic w obrębie całego świata. Krasnolud natrafił również na wzmiankę o poszukiwanej przez niego koronie oraz o talizmanie. Jednak po więcej informacji na ten temat trzeba było udać się do Wazandu. Miasta krasnoludzkiego u podnóży gór, które było ostatnim przyczółkiem w obrębie terytorium krasnoludów. Dalej rozciągało się już państwo ludzi. Wtyczką do organizacji miał być niejaki Argel.

Irg po przeczytaniu księgi odłożył ją na miejsce. Przed wyjściem jeszcze przebrał się w stojącą nieopodal zbroję z symbolem na piersi. Wykonaniem nie różniła się bardzo od jego starej odzieży, jednak Irg czuł, że może ona mu się w przyszłości bardziej przysłużyć. Okazało się, że pasowała na niego wręcz idealnie. Zadowolony krasnolud pociągnął łyk ze swojej beczułki i wyruszył ku wyjściu. Jego następnym celem stało się miasto Wazand i człowiek o imieniu Argel.

Mekow 27-11-2010 11:53

Argena była zadowolona, ze mimo wszystko przypomniała sobie słowa karczmarza i poszła podpytać się w świątyni. Otrzymała wówczas więcej informacji niż chciała, ale okazały się one przydatne. Zwykle nie zwracała uwagi na takie rzeczy, zwykle nie obchodziło ją co jakiś człowiek do niej mówił, jeśli sama o to nie pytała... Oczywiście były wyjątki, gdy słowa tyczyły się jakiegoś skarbu, jakiejś śmiesznej historii w której spotykało kogoś nieszczęście, tudzież rozmówca był po prostu odpowiednią osobą.
Argena uznała, że powinna uważniej słuchać tego co do niej mówią, gdyż przez to może stracić ważne informacje... ale znając siebie od razu wiedziała, że nie zastosuje się do tego - tymczasowo owszem, ale raczej nie wytrwa dłużej w tym postanowieniu.

Jej główny trop, w osobie Silo Spurrana, okazał się niezbyt owocny. Już więcej informacji znalazła w bibliotece krasnoludzkiego miasta w Barrow Downs... zanim ją podpaliła.
Argena nie traciła jednak głowy, straciła ślad, ale miała już kolejny trop. Na wzmianki o Silo też nie trafiła przecież od razu. Ten kult z pewnością będzie coś wiedział, wystarczy tylko nakłonić ich do współpracy, albo wślizgnąć się w ich szeregi. A kto wie, może ta nawet doprowadzi ją do celu, skoro szukają tego samego?
Aby dowiedzieć sie więcej musiała porozmawiać tym Aureliusem, który niestety mieszkał za miastem.
Argena nie chciała znowu przemykać ze służbą między wartownikami, gdyż zaraz po wizycie u mnicha zapewne wróci na nocleg do miasta, a takie kręcenie się było igraniem z losem. Najpierw postanowiła skierować się do jednej z lepszych karczm w mieście i zostawić tam swoją służbę.
Wiedziała, że długo nie będzie musiała szukać. W miastach, nigdy nie brakowało chętnych do udzielenie jej pomocy mężczyzn. Tym razem Argena miała chwilę czasu i powoli ruszyła do centrum miasta. Tam zapewne znajdował się godny jej przybytek, gdzie spędzi noc. Po drodze rozglądała się za kimś z kim skłonna była porozmawiać. Była nieco wybredna i dopiero po kilku minutach wypatrzyła takiego.


Młody, wysoki, szczupły ale silny i do tego oczywiście przystojny - takiego znacznie lepiej było o coś pytać, niż niedawno spotkanego karczmarza. Oczywiście zwrócił on na nią swoją uwagę, więc nie musiała nic w tym celu robić i mogła spokojnie zagadać.
- Hej malutki. Gdzie tu jest jakaś dobra karczma? - spytała, zaszczycając młodzieńca swoim spojrzeniem... ale póki co, jeszcze nie obdarzając go uśmiechem.
- Yyyyy - zaskoczony młodzieniec niezbyt inteligentnie zaczął swą wypowiedź - "Owoce lasu". Taki biały budynek. I ma spory ganek z barierkami do dachu pokrytymi winoroślą - powiedział czerwieniąc się lekko na twarzy i wskazując jej odpowiedni kierunek.
- Czy jest dobra?! - zastrzegła Argena. Opis brzmiał zachęcająco, ale wolała się upewnić.
- T-tak, to elfy ją prowadzą, i mają wyborne wino mają - poinformował ją mężczyzna, a zapewne z nerwów słowa zaczęły mu się trochę plątać.
- No dobra - odparła Argena. Obracając się zafalowała swymi długimi, czarnymi włosami i ruszyła we wskazanym kierunku, a cztery małe postacie, raźnie ruszyły za nią... ale nie tylko one. Młody mężczyzna, z którym dopiero rozmawiała, dogonił ją po krótkiej chwili.
- Może ja zaprowadzę? Mogę pomóc coś ponieś? Ja zapraszam na wino, na mój rachunek - powiedział maszerując obok niej. Argena zatrzymała się, a cały idący z nią orszak zrobił to samo. Kobieta przyjrzała się mężczyźnie.
- Znajdę sama, a od dźwigania mam już pachołków! - rzekła groźnie, po czym uśmiechnęła się lekko, co całkowicie zepsuło efekt. - Ale jeśli stawiasz, to możemy spotkać się tam wieczorem. Czekaj na mnie, bo ja na ciebie nie będę ani chwili - powiedziała i bez zbędnej zwłoki ruszyła w dalszą drogę. Nie obchodziło ją imię młodzieńca, a i on zdenerwowany plącząc się w słowach nie spytał o jej imię. Jednak... - Oczywiście, będę czekać - usłyszała jeszcze za sobą.

Opis karczmy bardzo ułatwiał jej odnalezienie. Znając go, tylko ślepy mógłby mieć z tym problemy.
Argena weszła na ganek, a następnie raźnie wkroczyła do środka. Wszędzie roznosił się zapach owoców i wina. Panowała tu miła atmosfera, choć obecnie prawie nikogo tu nie było.
Argena podeszła do stojącego przy kontuarze elfa. Był on jasnowłosym szczupłym mężczyzną w średnim wieku i uśmiechnął się na widok znakomicie prezentującej się klientki.
- Szukam dobrego pokoju na noc. Z dużym łóżkiem i osobną łazienką z wanną - oznajmiła od razu.
Mężczyzna skłonił się lekko - miał taki pokój dla specjalnych gości i ucieszył się, że uda mu się spełnić wymagania klientki.
Życzenie Argeny zostało spełnione bez zbędnej zwłoki i już po paru minutach jej chochliki, rozkładały tobołki w ładnie urządzonym pokoju.

Ona sama, nie traciła jednak czasu.
- Wy zostajecie tutaj. I cicho mi być - rozkazała chochlikom.
Skosztowała kielich wina, którego butelkę za darmo ofiarował jej właściciel i zadowolona z jego jakości, udała się poza miasto na spotkanie z Aureliusem.

Kilkanaście minut potem, dotarła do stojącej na niewielkim wzgórzu, małej, drewnianej, ale zadbanej chatki.
Był tam starszy, łysiejący, ale posiadający pewien urok mężczyzna w mnisim habicie.


- Pan Aurelius, jak mniemam - przywitała się Argena i gdy zobaczyła w jego oczach potwierdzenie, uśmiechnęła się lekko. Wolała zachować się odpowiednio, wszak miała mu do zadania kilka pytań... po których z pewnością pojawią się kolejne. Lepiej było uzyskać odpowiedzi na drodze spokojnej rozmowy, niż wyciągania zeznań na siłę.

xeper 29-11-2010 15:41

Irg

Zaopatrzony w nowy ekwipunek i wiedzę zaczerpniętą z książki, Irg ruszył w kierunku wyjścia. Wyszedł do dużej sali i dalej wąskim korytarzem prowadzącym do rozwidlenia. Podróż w przeciwnym kierunku zajęła mu około dwudziestu minut, teraz szedł już dobre czterdzieści i nadal nie było widać rozdroża. Chodnik powoli obniżał się, a nie jak poprzednio cały czas prowadził prosto. Wyglądało na to, że opuszczając komnatę znalazł się w innym miejscu, a może w jakiś przedziwny sposób podziemia zmieniły swoją konfigurację. W końcu dotarł do rozwidlenia, ale nie było tu żadnego znaku.
Zatrzymał się i zaczął zastanawiać, bezwiednie szarpiąc się za brodę.

Oba tunele wyglądały identycznie. Irg nie miał pojęcia co zrobić, więc zdał się na los. Wyciągnął z sakiewki monetę i uznał, że gdy wypadnie reszka, pójdzie w prawo, a gdy orzeł, w lewo. Podrzucił pieniążek, który z brzękiem potoczył się po podłodze i zatrzymał pod ścianą. Krasnolud spojrzał na wynik. Wypadła reszka, a więc powinien pójść w prawo. Bezzwłocznie zagłębił się w korytarz.

Podróż była monotonna. Korytarz, którym szedł prowadził niemal cały czas prosto, bez żadnych rozwidleń ani gwałtownych zwrotów. W końcu jednak się skończył. Irg po wielu godzinach marszu dotarł do przestronnej, naturalnej groty. Jej strop niknął w mroku, a jedynym źródłem światła był padający przez jakąś dziurę w uficie, promień światła. Krasnolud wziął się do badania jaskini. Obszedł ją dookoła i stwierdził, że ma co najmniej dwieście metrów obwodu. Prowadziło z niej pięć, rozmieszczonych w równych odstępach, jak szprychy w kole od wozu, korytarzy. W centrum znajdowało się niewielkie zagłębienie, wypełnione wodą. Ze środku stawu wystawała porośnięta mchem wyspa. Dochodziły z niej odgłosy chrapania.

Gdy krasnolud podszedł na skraj jeziorka, rozległ się głośny, przenikliwy dzwonek. Ktoś lub coś zerwało się ze snu na wyspie i na krasnoluda spojrzała para wielkich, świecących niczym latarnie, oczu.


Argena

Aurelius zaprosił ją do swojej chaty. Budynek zbudowany był z drewnianych bali, o kamiennej podmurówce i dachu przykrytym gontem. Tuż za domem znajdował się zadbany ogródek i przepływający obok niego strumień. Dalej, już niemalże na szczycie wzgórza rosły stare modrzewie i świerki, pośród których wesoło szczebiotały upierzone na żółto, ptaki.

Wewnątrz było równie przyjemnie co na zewnątrz. Dom składał się z dwóch pomieszczeń. W jednym z nich mieszkał sam pustelnik, a drugie służyło za obórkę dla jego zwierząt, kozy, dwóch kur i koguta. Najwyraźniej właścicielowi nie przeszkadzało, że zwierzęta pałętają się po jego części mieszkalnej, gdyż zupełnie zignorował siedzącą na ławie kurę. Kura odwdzięczyła mu się tym samym. Aurelius postawił na piecu sagan z wodą i już po chwili parzył dla siebie i swojego gościa, aromatyczny napar z głogu. Do tego podał kawałek ciasta ze śliwkami i miskę wiśni.

- Sihoi? - starzec uniósł brwi w geście zdziwienia, gdy Argena wyjaśniła mu powód swojej wizyty. - I skierowali Cię do mnie kapłani z Kąsimorów? To już kolejny raz, kiedy zasłaniają się moją wiedzą o kultach, jakby sami nic nie wiedzieli, phi! Ostatnim razem chodziło o dysputę między diakonem Gertem Blomem a przeorem klasztoru Vespisa w Bazdul. Przypadkowo wielebny Gert znalazł się przejazdem w mieście i pomocni kapłani skierowali go do mnie. Z tak błahą sprawą jak uznanie za cud, wyrośnięcia rzepy o kształcie symbolu Krulla, w ogrodzie klasztornym. Oczywiście rację przyznałem diakonowi, bo rzepa może sobie rosnąć jak chce i bogom nic do tego...
- Tak, już wracam z tych dywagacji
- zauważył karcące spojrzenie Argeny i jej zdenerwowany nieco wyraz twarzy. Zjadł kolejną wiśnię z miski, pestkę cisnął na zewnątrz przez otwarte drzwi. - Sihoi to miano boga i równocześnie jego kultu i wyznawców. Religia ta pochodzi z dalekich krain na wschodzie, gdzieś zza wielkiej pustyni. W naszym kręgu kulturowym uważana jest za wiarę w demona, jednego z wielu. Teologowie nie uznają boskości Sihoi, gdyż nie mieści się on w naszym jakże szerokim panteonie. Przedstawia się tego bożka, jako mężczyznę o wielkim brzuchu, sześciu ramionach i głowie bestii. Jest on istotą krwiożerczą i wymaga ofiar ludzkich. Krew, bijące serca wyrywane z żywych ofiar i rytualne ćwiartowania są chlebem powszednim dla jego kapłanów. Dzięki takiej a nie innej warstwie rytualnej nie zyskał ów kult szerokiego grona zwolenników i chyba dobrze, nie sądzisz?

Przez grzeczność przytaknęła głową. Skąd miał wiedzieć kim ona jest i skąd pochodzi. Upiła łyk herbatki i słuchała dalej wywodów pustelnika.
- Wszędzie wyznawanie Sihoi jest zabronione... No może nie wszędzie, ale w większości cywilizowanych krain jest. W Królestwie Arganu można owego boga wyznawać otwarcie, ale argańczycy są nieco dziwni, wszyscy o tym wiedzą. Zresztą z Królestwem Arganu wszyscy sąsiedzi prowadzą wojnę, więc kwestią czasu jest zniknięcie owego królestwa z mapy świata, a co za tym idzie tamtejsi Sihoi przestaną istnieć. W Subaa-sal to jeden z głównych bogów, ale przecież stamtąd owa religia się wywodzi.
- Podejrzewam, że wyznawcy rozrzuceni są po całym świecie
- kontynuował, znów zagryzając wisienką. - I jak mniemam miałaś z nimi do czynienia, stąd Twoje pytania. Uważaj na nich, to okrutni ludzie, zwłaszcza kapłani. Nie mają litości dla nikogo, idą do celu po trupach. A na ich drodze jest ich wiele, nie ma znaczenia czy zabijają przypadkowo spotkanych ludzi, czy z premedytacją wybierają ofiary. Liczy się krew dla Sihoi. Poznasz ich po tym, że ubierają się na czarno, ale wielu innych ludzi też nosi tą barwę, więc nie jest to wyznacznik. Ich rytualne sztylety mają bursztynowe rękojeści. Więc jak spotkasz kogoś w czerni, a do tego będzie miał taki sztylet, to możesz być niemal pewna że to kapłan Sihoi.

- Ich cele są nieznane - powiedział na koniec. - Być może dążą do przejęcia władzy nad światem, może szukają czegoś co im w tym pomoże. Albo chcą zdobyć jak najwięcej wyznawców dla swojego bożka? Albo zatopić świat we krwi... Nikt do końca nie zna motywów Sihoi, co w moim mniemaniu nie jest rzeczą dobrą, gdyż nie możemy się im przeciwstawić nie znając ich zamiarów.

***
Uzyskawszy wszystkie potrzebne informacje, Argena wróciła do Kąsimorów. Dzisiaj miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Wieczorem miała spotkać się z młodzieńcem, którego wcześniej wypytywała o drogę do karczmy. Perspektywa wieczornej zabawy całkiem się jej podobała, choć nie do końca wiedziała czego się spodziewać.

Czas do spotkania spędziła na przygotowaniach, aby wyglądać jeszcze lepiej niż zwykle. Efekt kilku godzin zabiegów pielęgnujących był porażający. Gdy weszła w końcu do wielkiej Sali karczemnej, wszystkie oczy spoczęły na niej, a z wielu miejsc dały się słyszeć głośne westchnienia. Ktoś nawet zagwizdał z podziwu. Była zadowolona z efektu. Usiadła przy stoliku i czekała na mającego pojawić się za chwilę kawalera.

W końcu się zjawił. Ubrany w starą, znoszoną kolczugę i rogaty hełm na głowie. W jednej ręce dźwigał ciężką tarczę, a w drugiej trzymał bukiet czerwonych róż. Na plecach miał wypchany po brzegi plecak, a przy pasie zwisał mu miecz. Wyglądał jakby wyruszał na jakąś wyprawę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172