Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2010, 19:56   #1
 
Starkiller's Avatar
 
Reputacja: 1 Starkiller nie jest za bardzo znany
[Autorski, storytelling, fantasy] "Przygody bohaterów".

Dragonville, karczma "Pod Sokołem". Ciesząca się dobrą reputacją czysta gospoda. Podają w niej bardzo dobre piwo o nazwie "Zemsta". Są w niej również inne dobre trunki takie jak: wino "Troll" czy elfia brandy. Zazwyczaj do tej karczmy przybywają mieszczanie, aby po ciężkim dniu w pracy wypić kufel "Zemsty". Jednakże zdarzają się także nietypowi goście tacy jak bohaterowie.

Na zewnątrz "Pod Sokołem" wygląda tak jak inne budynki w Dragonville czyli zbudowane elegancko, z drewna i kamienia. Drewniane, ciężkie drzwi otaczają pnące się róże. Karczma miała jedynie parter. W środku było całkiem przytulnie. Chropowate ściany pomalowane zostały na pomarańczowo. Podłoga jest kamienna, zbudowana z równo ułożonych dużych bloków kamieni. Na środku izby mieścił się czerwony dywan. W karczmie stało ok. 9 stołów z dębu pomalowanych na kolor mahoniu. Gdy się wchodzi to po prawej stronie jest lada, za którą stoi karczmarz. Po drugiej stronie (lewej) jest piedestał, na którym bard wygłasza swoje historyjki oraz dowcipy.

Karczmarz to otyły, przyjemny w obyciu człowiek. Mało uroczy, lecz miły. Nie ma włosów, ma liczne zmarszczki. Posiada tylko kilka zębów w swoich starych ustach oraz rude, bujne wąsy.

Dzisiaj w karczmie nie panował wielki tłok. Zaledwie kilka istot siedziało tam. Pewnie dlatego bo na dworze lał straszny deszcz. Widać było że jeden z nich to emerytowany żołnierz, drugi to jakiś typ z pod ciemnej gwiazdy. Rozpoznać to można po spojrzeniu oraz kosztownościach jakie ma na sobie. Niby z ubioru skromny, lecz nosi złote pierścionki i amulety. Trzeci z nich to siedzący w rogu karczmy tajemniczy typ. Ma założony kaptur, i nic się nie odzywa. Siedzi tylko i popija piwo przysłuchując się kiepskim żartom barda...
 
Starkiller jest offline  
Stary 13-11-2010, 21:12   #2
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Wio, wio - Minotaur popędzał konie, ciągnące jego wóz, obecnie pusty. Wszystko wyprzedał w Elabnie i zmierzał do Enordar uzupełnić swoje towary. Na czym, jak na czym, ale na handlu się znał. I na młóceniu mieczami, bowiem handlowanie w tak niebezpiecznym mieście jak Elabna, zobowiązywało. Podróżował już jakiś tydzień, jego konie nie śpieszyły się, a i on się nie śpieszył. Ale miał nadzieję że chociaż przed zmrokiem zdąży do Dragonville i przenocuje w jakiś przyzwoitych warunkach. I tak jechał powoli, kierując się do miasteczka, w którym bywał już kilka razy w swej handlowej karierze.
Nagle rozpętała się straszna ulewa, oberwanie chmury wręcz. Minotaur puścił wodze i zarzucił na siebie wodoodporną derkę. Woda zaczęła po niej spływać strużką i spadać pod wóz. Minotaur popędził konie.
Niespełna dwadzieścia minut drogi później, był już na miejscu. Podjechał do miejskiego stajennego, który za jednego złotego carena zajął się jego końmi i wozem. Chłopak obejrzał monetę z uśmiechem na twarzy i w mig pojął, co jest od niego żądane. Kilka sekund później konie były rozkulbaczone, a Minotaur szedł powoli do tawerny "Pod Sokołem", której był już kilka razy.

Wszedł przez duże mahoniowe drzwi, ledwo się w nie mieszcząc. Był bardzo duży, w końcu był Minotaurem. A ludzie projektowali wejścia dla swojej rasy. Wszyscy zebrani, jak na zawołanie obejrzeli się na wchodzącego gościa, opętanego derką. Dopiero jak postąpił kilka kroków i zdjął ze siebie nakrycie. Wszyscy, stwierdzając, że to tylko Minotaur, zajęli się swoimi sprawami.
Aluke usiadł w samym rogu tawerny i przywołał gestem oberżną kelnerkę.
- Co podać? - zapytała bez żadnych ceregieli. No, tak, to było do przewidzenia. On był cholernym nieludziem, istotą gorszą. Denerwowało go to, ale nie odezwał się jakąś drwiną do dziewki. W końcu ludzi z minotaurami się zgadzali. Przynajmniej oficjalnie.
- Podajcie mi coś do jedzenia i piwa dajcie, sami wybierzcie jakie, dziewko - a po chwili dodał - A tu macie pieniądze, dziewko
Wręczył jej dwa złote careny. Dziewka zniknęła w kuchni, wracając po chwili ze sporą miską polewki oraz dzbanem piwa.
- Proszę, smacznego - powiedziała.
- Dziękuję - odpowiedział mile zaskoczony jej kulturą Aluke.
Nim zaczął jeść, rzucił na ławkę obok swoją derkę, po której zdjęciu dało się zauważyć na Minotaurze piękną i na pewno wytrzymałą Minotaurzą Zbroję. Na plecach wisiały jeszcze dwa miecze oraz kołczan bełtów, przy pasie wisiał duży topór obusieczny, po drugiej, prawej stronie wisiała równie wielka kusza. Jeden z będących w sali gości, zapewne żołnierz z uznaniem pokiwał głową, by po chwili wrócić do swojego kufla.
I tak Minotaur czekał, aż przestanie padać i dane mu będzie kontynuować podróż do Enordar.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 13-11-2010 o 21:39.
SWAT jest offline  
Stary 13-11-2010, 21:19   #3
 
Anatariusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Anatariusz nie jest za bardzo znany
Nagle drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Do środka wdarł się zimny wiatr z dwora. Wszyscy spojrzeli na wejście, w którym stał jakiś mężczyzna. Nieznajomy wszedł do izby i rozejrzał się.
- Co się tak gapicie. Półczłowieka nie widzieliście na oczy?
Siedzący przy stołach klienci powrócili do rozmów a nieznajomy podszedł do lady.
- Słyszałem, że macie tu dobre elfie brandy.
- To dobrze słyszałeś mości podróżniku. – Odparł stojący za ladą karczmarz.- Po czym zaczął nalewać do szklanki.
Przybysz był mężczyzną dosyć dobrze zbudowanym. Ubrany był w wilcze futro oraz skórzane buty i spodnie. Jego bladą, szczupłą, twarz z wydatnymi kośćmi policzkowymi otaczały czarne włosy sięgające do szyi. Na głowie miał założoną metalową obręcz. Na ramionach metalowe naramienniki a na szyi zawieszony dziewięciokątny żółty amulet. Jego uzbrojenie stanowił piękny miecz przewieszony przez plecy oraz przyczepione do pasa różnej długości noże.
Karczmarz w końcu postawił przed przybyszem zamówione brandy.
- Pięć cerenów.
Przybysz wyjął z kieszeni sakiewkę i po odliczeniu żądanej kwoty podał je karczmarzowi. Gdy wstał rzekł jeszcze pod nosem
- Co za zdzierstwo.
Podszedł do jednej z pustych ław i tam pijąc powoli swój napój rozglądał się po sali. Jego wzrok przemieszczał sie z osoby na osobę. Każdy, kto odwzajemnił jego spojrzenie małych niebieskich oczu, szybko odwracał wzrok nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Po chwili przybysz zaczął przyglądać się Minotaurowi. Ten czując jego spojrzenie odwzajemnił je. Jako jedyny, nie licząc zakapturzonej postaci, nie spuścił wzroku przed spojrzeniem jego niebieskich oczu .
 
__________________
Prawdziwy Pan Śmierci nie ucieka przed nią tylko idzie z nią ręka w rękę.

Zawsze kończ to co rozpocząłeś...

Ostatnio edytowane przez Anatariusz : 18-11-2010 o 11:37.
Anatariusz jest offline  
Stary 14-11-2010, 00:00   #4
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Całkiem ładna okolica, cholera, tak sobie myślał kiedy pięć minut wcześniej wjeżdżał na swoim koniu na łagodne wzgórze, otoczone polami, a w oddali las, i słońce zachodzące za wzgórzem. Niestety wyjechał na wzgórze i po raz kolejny dotarło do niego, jakie gnojowisko z tego pięknego świata zrobili ludzie.

Zobaczył, jak na dwa wozy kupieckie napadają bandyci. Zobaczył też coś pięknego, bo z lasu obok wybiegł ork i o dziwo zamiast przyłączyć się do bandytów, ruszył na pomoc kupcom. No cóż myślenie nie było jego mocną stroną, bo rzucił się sam do walki, i powalił dwóch, ale potem dostał bełtem w brzuch i zwinął się obok jednego z wozów.

Theodor już gnał galopem w stronę wozów, przygotowując silne zaklęcie tarczy, wszak tylko głupiec szarżuje bez dobrego czaru ochronnego. Kiedy był już blisko rzucił na siebie zaklęcie, i od razu skupił się na zaklęciu mrozu, tak bliskim i tak dobrze znanym, że właściwie nie musiał się koncentrować aby je przyzwać w pamięci.

Zeskoczył z konia i natychmiast wystrzelił dwie lodowe włócznie w najbliższego zbója. Przeturlał się i w momencie wstawania wystrzelił kolejną włócznię w kusznika. Na przeciw niego stał potężny wojownik z gołą klatką i dwuręcznym mieczem wzniesionym do ataku. Hess odskoczył ale mimo swojej wielkiej zwinności poczuł jak miecz uderza w jego tarczę i przygniata jego nogę do ziemi. Teraz nie miało to już znaczenia, bo przygotował już dość mocne zaklęcie z rodziny ognia, odwrócił się i podniósł rękę w stronę bandyty.

Widział wszystko jak w zwolnionym tempie, najpierw zapłonęły palce, następnie ogień się połączył się, a w oczach zbója pojawiło się jednocześnie zrozumienie i przerażenie, już wiedział, że jest martwy, już to do niego dotarło, teraz pewnie rodziła się myśl, jak długo będzie umierał. Na jego szczęście czar Theodora był na tyle potężny, że w ułamku sekundy, ogień wystrzelił i pochłonął cała postać, oczy natychmiast wybuchły, i a krew i skóra zagotowały się, po dwóch, lub trzech sekundach ogień ustał, a ciało bandyty upadło na kolana, a następnie się przewróciło się ciągle dymiąc.

Theodor wstał i rozejrzał się, czy nie ma więcej bandytów, w końcu jego tacza będzie działać jeszcze tylko przez kilka minut. Po obejściu wozów znalazł tylko dwóch kupców, i trzech ich pomocników chowających się na jednym wozie. Właściwie to jak zerwał płachtę która robiła za drzwi do wozu, jeden z kupców chciał go zaatakować piką. Hess zrobił unik, ale i tak ostrze pili przeorało mu po ręce.
- Spokój, bandyci już nie żyją. -

Wycofał się, słysząc okrzyki radości, i podziękowań. Samemu ruszył w stronę orka, którego widział pędząc na koniu. Nadal żył, choć jego zdolności bojowe nie pozwalały mu się już nawet bronić.

- Brawo, jesteś odważny, choć głupi. - powiedział podchodząc. Ork szarpnął się nerwowo, ale widać było, że bełt w brzuchu był poważną raną, bo ork syknął tylko z bólu i zwinął się bardziej. - Chcę ci pomóc, ale jak wolisz tu umrzeć, to nie będę się narzucał. - ukląkł obok orka i wyciągnął rękę, ten kiwnął lekko głową. Hess odwrócił go na plecy i wysłał do jego ciała magię leczniczą. Na razie tylko lekko znieczulił jego ciało. Z sakiewki wyjął dzban z wodą, podgrzał ją lekko, i polał na brzuch aby usunąć krew. Następnie wysłał więcej magii, do brzucha orka, i usztywnił mięśnie wokół bełta, który przeorał ciało, ale chyba nie uszkodził nic ważnego. jedną ręką chwycił bełt i powiedział.
- Uśmiechnij się. Teraz będzie bolało - Wyciągnął bełt i natychmiast wysłał do ciała orka dużo magii leczniczej, ciało pod jego ręką zaczęło się zasklepiać, i spajać. Kiedy zobaczył, że rana jest zrośnięta, zatrzymał strumień magii, nadmiar magii leczniczej był toksyczny dla organizmów.
Cofnął ręce i wstał, spojrzał na orka.
- Poleż przez chwilę. - Podszedł do kupców, którzy wyszli z wozu i przyglądali się jak leczył orka.
- Przygotujcie miejsce na wozie, on jedzie z nami. -
- To ork, jeden z tej bandy. - powiedział odważniejszy z kupców, ten który próbował go pchnąć pika.
- Gdybyś nie był zajęty chowaniem się w wozie, to byś widział, że ten ork, jak go nazwałeś zabił dwóch rabusiów w waszej obronie, a potem został ranny. - w jego głoście rozbrzmiała wściekłość, to tych cech nienawidził u ludzi. Zawsze traktowali nieludzi jak gorszy gatunek. - Ja jestem elfem, miałem więcej szczęścia, i rozumu, więc żyję, ale gdybym też został ranny, to co zostawilibyście mnie? - jego prawa ręka rozbłysła ogniem, a kupcy dostrzegli w jej blasku, spalone ciało rabusia.

- Mil przygotuj kilka skór, na wozie, żeby położyć orka - powiedział drżącym głosem kupiec.
- Dziękuję, w najbliższej osadzie was opuścimy. - Podszedł do orka.
- Dasz radę wstać? Załatwiłem miejsce na wozie, jedzie do najbliższej wsi, tam zadbam, abyś odpoczął kilka dni, potem zrobisz co będziesz chciał. Porządnie oberwałeś, ale z moją magią, wygodnym łóżkiem i solidnymi posiłkami dojdziesz do wcześniejszej kondycji w ciągu czterech może pięciu dni będziesz jak nowy. -

Kiedy ork znalazł się na wozie, a Theodor na swoim koniu, nachylił się aby spojrzeć na orka.
- Lubię takich co ryzykują dla innych. - Jechał obok wozu, aby zadbać, że żaden z kupców, nie postanowi skrócić męki orka.

W mieście kazał zatrzymać wóz kupcom, pod drzwiami do gospody od Sokołem" bo jak twierdził jeden z kupców, to karczmarz był porządnym człowiekiem.

Wszedł do środka, spojrzał po ludziach, a oni jak to bywalcy karczm spojrzeli kto wchodzi. Zobaczyli wysokiego elfa, z długimi biały mi włosami, jego skóra miał lekko turkusowy, jednak nie był już taki żywy jak u innych elfów jego gatunku. Ostre rysy twarzy sugerowały dojrzały wiek, a mocno zbudowane ciało i lekka zbroja sprawiały, że wyglądał majestatycznie, a skojarzenie z bogiem wojny było całkiem naturalne.



Hess ruszył do karczmarza.
- Witam, potrzebuje pokoju, dla mojego towarzysza, na którego teraz gapią się wszyscy twoi goście, a którzy dziś sam rzucił się na ratunek napadniętym kupcom. Teraz potrzebujemy ciepłych posiłków, i dobrego napoju. Dla mnie lekkie czerwone wino. - Sięgnął lewą dłonią odzianą w czarna rękawiczkę do sakiewki i położył na ladzie kilka złotych monet, i ruszył do stolika, wskazując orkowi ręka aby usiadł.

- A teraz skoro i tak czekamy na posiłek, powiedz jak się czujesz? i jak masz na imię? - Zapytał, patrzył orkowi w oczy. Zastanawiał się, czy jego otwartość nie będzie przesadzona, ale miał nadzieję, że zostanie dobrze odebrana.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 14-11-2010 o 00:16.
deMaus jest offline  
Stary 14-11-2010, 15:42   #5
 
Shawn's Avatar
 
Reputacja: 1 Shawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodze
- Hej, panie! Co pan robisz?
Taruttunin obejrzał się i zobaczył farmera idącego w jego stronę. Wyglądał na złego,. Wściekłego szczerze mówiąc.
- O co Ci chodzi, dobry człowieku? - Ahmad ugryzł jabłko i spojrzał się na wieśniaka.
- A o to, śmierdzielu, że to moje jabłko z mojej jabłoni i nakazuję Ci je odrzucić.
- Nie rozumiem. Przecież dotknąłem go poza Twoim terenem, więc jest moje.
- Nie kłam, cuchnący żebraku! Dobrze widzę, że jest świeżo zebrane a w okolicy nie ma innej jabłoni.
- Udowodnić Ci?
- Proszę bardzo. Tylko nie ucieknij!
Mag podniósł się, przeszedł przez bramę i stanął z ręką wycelowaną w jabłoń.
- Zaczynać?
- Tak!
Nie musiał się nawet mocno skupić, żeby jabłko z gałęzi natychmiast pojawiło się w jego dłoni.
- Cholerny magu! Czarodzieju! Czarowniku!
- Możliwe. A może to tylko iluzja. Albo Twoja ślepota. W każdym razie widzisz. To jabłko zostało zabrane spoza Twojej posesji, więc jest niczyje. Ja je wziąłem, dlatego jest moje.
- Jeszcze tego pożałujesz! Naślę na Ciebie Inkwizycję!
- Możliwe. A nawet jeśli... to... nie znajdą mnie, mój przyjacielu.
Rolnik nawet się nie obejrzał, kiedy mag zniknął i pojawił się kilka metrów dalkej na drodze.
- Do zobaczenia!

Ahmad podróżował spokojnie, ze swoją złotą laską w dłoni, pogryzając od czasu do czasu jabłko. "Co za idioci mieszkają na tych terenach..." pomyślał i spojrzał na pobliskie drzewo, spod którego wydawały się jakieś odgłosy.
- Mruczuś! Chodź do pani! No zejdź!
Arab usłyszał przeciągłe miauknięcie i leciutkie szlochanie. Podszedł do stojącej tam babulińki i spytał z uprzejmością co się stało.
- Och! Dobrze, że jesteś, młody człowieku. Mój kochany Mruczuś wszedł na drzewo i chyba się tam skaleczył bo nie może zejść.
- Spokojnie, droga pani. Zdejmę go.
Ułożył ręce jakby trzymał w nich kota i skupił się na zwierzaku z drzewa. Natychmiast w rękach maga pojawił się ładny rudy kotek. Jego łapka wyglądała na pokaleczoną.
- Mój Mruczusiu! Coś Ty sobie zrobił!
- Spokojnie, proszę pani. Tym też się zajmę.
Rana nie wyglądała na głęboką. Wręcz przeciwnie. Była leciutka, ale zdecydowanie utrudniała chodzić zwierzakowi. Na jednej z łapek widać było długie skaleczenie, prawdopodobnie od ostrego kawałka drewna. Szlachcic wyjął jeden z bukłaków wody, przemył rankę i otworzył podręczną apteczkę. Rozwinął jeden ze znajdujących się tam gotowych opatrunków, nowości prosto z pustyni i owinął wokół skaleczenia. Włożył jeszcze pod niego trochę znalezionych ziół, które przyśpieszały gojenie się ran i gotowe.
- Niech pani dodaje mu do jedzonka trochę warzyw. Witaminy mu się przydadzą w chwili obecnej.
- Dziękuję, synusiu! Zostań może na kolację!
- Niestety muszę odmówić. Zmierzam w swoją stronę. Ale gdyby mogła mi pani spakować troszkę ciasta...
- Oczywiście, kochanieńki! Zaraz ci przyniosę.
Babunia zniknęła w domu, by po chwili wyjść z kawałkiem ciasta zawiniętym zgrabnie w szmatkę.
- Proszę, kochany. NA drogę w sam raz.
- Dziękuję i żegnam.
- To ja dziękuję i żegnam.

Arab szedł tak jedząc spokojnie ciasto, gdy na zakręcie zobaczył budynek. Szyld mówił, że jest to "Pod Sokołem".
- Pod Sokołem? Jestem już w Dragonville? Trudno. Zatrzymam się tu. Ponoć to jedna z najlepszych karczm w okolicy.
Dojadł ciasto i otworzył drzwi. Wszyscy od razu spojrzeli się w jego stronę. Wysoki facet w średnim wieku, z długimi włosami i piękną brodą związaną złotą tasiemką. Cały obraz szpeciło poparzenie na twarzy i ubrudzone ubranie. Magowi od razu rzucił się w oczy wielki minotaur. "U nas takich nie ma... Ciekawe. Muszę się do niego przysiąść." Jednak Ahmad najpierw podszedł do lady i rzucił karczmarzowi:
- Najlepszy pokój i dziczyzna. Dwie porcje.
- Burżuja tu mamy! Ho ho ho. Już się robi. To będzie... Pięćdziesiąt złotych monet.
- Proszę.
Szlachcic rzucił wyznaczoną sumę karczmarzowi i podszedł do stolika wielkiej hybrydy.
- Witaj, nazywam się Ahmad al Kashimr del Haramish Akranin. Czy mógłbym się do siebie przysiąść? Bardzo chciałbym poznać kogoś z twojej rasy.
Nie zważając na odpowiedź usiadł naprzeciwko minotaura i spytał:
- Czym się zajmujesz?
 
Shawn jest offline  
Stary 14-11-2010, 16:21   #6
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Coś orczego czaiło się w gęstwinie. Czerwone ślepia przyglądały się gniewnie ruszającym do ataku obszarpańcom.

Już wcześniej wiedział, że coś się święci - od momentu w który zastał ich obozowisko zupełnie puste. O dwóch tygodni zakłócali spokój jego lasu, a jednak tylko jedna świeża mogiła ozdabiała okolicę - byli ostrożni. Szybko się nauczyli, że lepiej wystawić goły zadek na widok swych towarzyszy niż zostać zasranym trupem. Rozkopawszy wściekle stygnący popiół, ruszył ich tropem aż do tego miejsca.

"Ludzie powinni trzymać swój gnój u siebie, zamiast wyrzucać go do lasu." Warknąwszy gardłowo, zacisnął palce na rękojeści toporzyska, mięśnie zagrały pod naprężoną skórą potężnego ramienia. Muszą zginąć, nie będzie czekał, niech zdychają, intruzi! "niech poleje się ich krew, niech poznają orczy gniew!" Fragment starej orczej pieśni...
Ymur darr, Gakhart har!- Głośny okrzyk przedarł się przez odgłosy walki, oznajmiając nadejście orka, który z uniesionym toporem wypadł na drogę, z piorunującą szybkością dopadając pierwszą ofiarę. Bandyta zdążył się obrócić, lecz nie miał już czasu wyszarpnąć broni z bebechów jednego ze strażników - upadł z roztrzaskaną czaszką, rozchlapując po zapylonym trakcie jej zawartość.

ANGHOR!- ork oznajmił pozostałym zbójom śmierć ich towarzysza. Zapach krwi dociera do rozszerzonych nozdrzy, przysłaniając wszelki rozsądek czerwoną mgłą. Zabić! Tak, zabić, niech wrzeszczą, niech skomlą, niech zdychają Ci, którzy odważyli się wejść mu w drogę! Niech posmakują jego topora, ludzkie śmiecie! Znów przepełnia go siła, moc, którą zmiecie każdego kto stanie mu na drodze!

Jeden z członków bandy przyjmuje wyzwanie - szarżuje na orka z uniesionym wysoko ostrzem miecza, wrzeszcząc szaleńczo. Twarz orka wykrzywia pogarda "Głupiec!" - stylisko topora przechwytuje łatwy do przewidzenia atak, a potężny kopniak posyła przeciwnika na ziemię, pozbawiając go tchu. -ANGHOR!- Metal zagłębia się w klatce piersiowej człowieka, kończąc jego żywot. Gark kątem oka dostrzega, jak ktoś unosi ciężką, wojskową kuszę, celując w niego, bez chwili zastanowienia rzuca się w stronę kusznika, bez jednej myśli, z głuchym, zwierzęcym niemal warkotem... Potem jest już tylko parę ciężkich kroków, brzęknięcie stalowej cięciwy, świst i uderzenie w żołądek, bełt wdzierający się w ciało i oszałamiający ból. Jeszcze krok, lecz topór opada, wymyka się słabnącym dłoniom, nogi mu się plączą, a ból potężnieje.

Upada, i zwija się w kłębek, i nagle powraca rozsądek, cierpka myśl przebija się przez bitewny szał "Głupi, tak łatwo oddałeś życie, taka głupia śmierć.. Dlaczego to zrobiłeś, czemu walczysz, czemu zabijasz?" Znieruchomiał, przy odrobinie szczęścia zostanie uznany za martwego... Lecz nie ma już nadziei, czuje, że tu zginie - i nieważne, kto go dobije, nie wierzy bowiem, by kupcy zatroszczyli się o niego lepiej niż zbóje. Zawsze to lepiej pozbyć się tego ludzkiego robactwa" jak mówił jego ojciec "zanim ono pozbędzie się Ciebie - nie ma litości. Litość to słabość, a dla słabych jest tylko jedna kara, śmierć" Dał się porwać szałowi i teraz umrze. Zabiją go, nie są głupi. Wydaje mu się że słyszy śpiewne zaklęcia szamana... Nie, to głos elfa, czyżby elfi czarownik? Odrażający odór palonej skóry dociera do niego, przeszywając ciało dreszczem - być może przyjdzie mu jeszcze pocierpieć przed śmiercią... Przeklęte elfy...!

Nagle hałasy ustały, gdzieś w oddali zabrzmiało kilka obcych słów.. .Cóż, jeśli ma jakąś szansę, to jest to właśnie ta chwila. Niezbornie, nieco zamroczony, poczyna czołgać się w stronę krzaków. Tylko parę metrów dzieli go od linii drzew, jednak już po chwili słyszy za sobą kroki - odwraca więc głowę, by ujrzeć twarz swego kata. Cóż, przynajmniej dobrze rozpoznał głos... Elf zmierzał ku niemu i choć nie miał w ręku broni, Gark przeczuwał, że nie będzie mu potrzebna. Odruchowo sięga po broń,warknąwszy głucho, potem jednak nieruchomieje, ręka opada bezwładnie... "Mam już dość walki... Taki zmęczony... niech się już skończy..." Skinąwszy z rezygnacja głową, pozwala podejść elfowi... Zresztą co mógłby zrobić, żeby go powstrzymać? Widać, jak pobłyskuje otaczająca go magia. Elf odwraca go i nagle ból się zmniejsza, tak jakby ciało powoli go opuszczało... "Cóż, tak to wygląda? Może nie będzie tak źle..." Przymyka oczy, jakby szykując się do snu. Ostatniego już snu.

- Gruumsh - mruczy cicho, zastanawiając się ,czy orczy bóg przyjmie go i żałując nagle, że zapomniał wszelkich modlitw... Wydaje mu się, że słyszy plusk wody, jednak otępione cierpieniem i magią nerwy nie rejestrują wilgoci. Słysząc słowa elfa,przytakuje raz jeszcze i zastyga w oczekiwaniu, unosząc mechanicznie kącik ust. Dawno już się nie uśmiechał, o nie... Nie czeka długo - ból powraca w nagłym, potężnym spazmie, który wstrząsa jego ciałem, a potem znika tak nagle, jak się pojawiło a zastępuje je ulga, i ciepło rozpływające się po jego trzewiach... Czyżby umarł? Nie, otworzywszy ślepia widzi skupioną minę czarownika. Leczy go? Zaskoczenie odbija się w jego oczach, ogłupiały milczy i leży, jak mu kazano. Słyszy, jak przebiega rozmowa z kupcami. Ach, wiec uznano go za bohatera. Ironia sytuacji przywołuje na jego usta uśmiech - pierwszy prawdziwy uśmiech od... miesięcy? Lat? Nie pamięta.

Na słowa Hessa odpowiada szerokim wyszczerzem, z iskrą w oczach - nawet przyjemnie być bohaterem, mimo ran. Naprawdę mu pomógł? Elf? -Ja idzie, silny - zrywa się i krzywi lekko, jednak nie daje po sobie poznać, że ma jakiekolwiek kłopoty, mimo wysiłku poruszając się sztywno, lecz dociera sam na wóz i tam pada ciężko na przygotowane legowisko.
Później, odwzajemniwszy spojrzenie, rzuca tylko - Moja wdzięczni. Podziękowania duże. - I nagle pochmurnieje, odwracając głowę ku niebu, zamyślony...
_________________________________________________

Idąc przez salę, rozglądał się niespokojnie, sam budynek budził w nim strach, wewnątrz było ciasno, duszno i śmierdziało ludzkim potem, zaś od otaczających go twarzy czuł wrogość. Wiedział jednak, że nie wyjdzie i nie zostawi Hessa samego - w końcu był mu coś winien.-Garkthakk- oznajmił, uderzając się w pierś -Silny. Moja silny, tobie pomoc.- Powiedział mocnym, zdecydowanym głosem, odwzajemniając twardo spojrzenie, choć nie wygląda na na zagniewanego, to raczej determinacja bije z tego spojrzenia, silna wola spełnienia zamierzeń... Ma dług - i od teraz będzie go spłacał.

 

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 15-11-2010 o 16:58.
Someirhle jest offline  
Stary 14-11-2010, 20:27   #7
 
Anatariusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Anatariusz nie jest za bardzo znany
Kiedy ork i Elf weszli do karczmy podobnie innych zwrócili również Anatariusza uwagę. Przez jakiś czas obserwował ich. Na ogół nikt nie sympatyzuje z orkami na odwrót, toteż dziwiło go to trochę, że zachowują się miedzy sobą jak przyjaciele. Nie znał jeszcze takiego przypadku, żeby ork zaprzyjaźnił sie z kimś i na odwrót. W jakiś czas później wyczuli, że jesteście obserwowani i zauważyli, kto ich obserwował. Jeszcze z minutę mierzyli sie wzrokiem poczym Anatariusz podszedł do nich.
Theodor spojrzał na człowieka, który najpierw długo im się przyglądał, a potem podszedł. Uwadze elfa nie umknęło, że jego twarz i rysy były inne niż reszty jego przedstawicieli, skóra także sugerowała, nietypową rasę. Prawdopodobnie był jakąś mieszanką krwi, ale teraz to był najmniejszy szczegół. Skinął przyjaźnie głową, choć w jego wykonania, ten gest mógł być równie dobrze uznany za wyrok śmierci.
- Czym możemy służyć? - Zapytał silnym pewnym głosem.
- Można do was się przysiąść? -Poczym nie czekając na zaproszenie usiadł przy stoliku.
- wyglądacie na dość nietypowych towarzyszy – rzekł.
Mężczyzna spojrzał na siedzącego przy stole orka i elfa.
-Jak wam na imię?
Elf spojrzał na niego badawczym wzrokiem natomiast spojrzenie orka bylo wręcz wrogie. Ork nic nie powiedział tylko warknął obnazając żółte porężne zębiska, natomiast Elf rzekł:
- Kpina, przychodzi nie czeka na zaproszenie, nie przedstawia się i do tego wymaga podawania imion.
W dobrym takcie jest się samemu przedstawić, zanim zapyta się o imię i poczekać na zaproszenie zanim się usiądzie - powiedział dość oschle. - Nazywam się Hess, Theodor Hess. Podróżnik i najemnik. A jak ciebie zwą i co jest w nas tak nietypowego, że ściągnęło twoją uwagę?
- Mnie na imię Anatariusz. Pytasz, co moją uwagę ściągnęło? Mianowicie to, że nie, co dzień spotyka sie spokojnie rozmawiających ze sobą orka i Elfa. I zdecydowanie twierdzę, iż za mało takich przypadków. Wędruje juz długie lata i nie jedno widziałem, ale nie żeby elf i ork w jednej kompani byli. No, ale różne rzeczy sie zdarzają. - To rzekłszy łyknął ze swojego kubka.
- Kpisz ze mnie? - Zlustrował gościa - długie lata wędrujesz? Nie rozśmieszaj mnie człowieku. Dłużej studiowałem u arcymaga Vesteru niż ty żyjesz na tym świecie. Ile masz lat? 30? Dla mojej rasy twoje dotychczasowe życie to ledwie mgnienie - Upił wina i kontynuował - Elf i Ork to nic dziwnego poza waszym ludzkim światem. Nie bądź taki zdziwiony. Nie tylko ludziom przystoi rasizm. Ale spokojnie nie jestem aż taki straszny. Mieliśmy przyjemność poznać się, kiedy to ten ork ocalał ludzkich kupców, nic za to nie mając, właściwie to chcieli go rannego zostawić na drodze. - Spojrzał w oczy gościa - twoja kolej na zwierzenia
- Nie miałem najmniejszego zamiaru kpić. I przepraszam, jeżeli tak to zabrzmiało. Jak najbardziej pochwalam postawę tego orka. A ci kupcy szczerze, jeżeli zostali uratowani przez niego i chcieli go pozostawić raczej zasługują na to, aby sczeznąć w polu... Co do mojego wieku nie mam 30 lat tylko 23 według elfiego czasu to owszem nie żyje długo jednak wyraziłem się jak na ludzki czas życia. Mylisz sie, co do jednego. Nie jestem do końca człowiekiem. Można powiedzieć, że nie nalezę do żadnej z ras. Mój ojciec był elfem Eitheltillinem a matka była Traicianinką. Oboje zginęli podczas ataku na nasza wioskę przez sługów Castora. Gdy ten atak nastąpił miałem 16 lat. Od tamtego czasu cały czas jestem w podróży.
Oczy przybrały trochę ciemniejszy odcień poczym wróciły do koloru jasno niebieskiego.
Zresztą nie sądzę żeby miał sens roztrząsać wydarzenia z przeszłości.
- Dokąd to zmierzacie, jeśli wolno spytać
Ork nadal milczy, przysłuchując się rozmowie. W sumie nie jest pewien, na kiego kija ten młodzik opowiada im całą historię życia, maja nad nim zapłakać, czy co? Jakoś nie wierzy w pochwałę wypowiedzianą przez młodzieńca... Dość powiedzieć, że palące spojrzenie nadal wbija się w niego, szukając oznak zagrożenia.
- Nie zmierzamy, on musi zregenerować siły, magia lecznicza jest toksyczna, a doby posiłek i wygodne łóżko, czynią cuda, po kilku dniach ja ruszam w stronę najbliższego dużego miasta, musze odwiedzić bibliotekę. - Theodor nie zapytał gdzie jedzie pół elf. Być może go to nie interesowało, a być może uznał, że czas na sprawdzenie, czy sam się otworzy i jak.
Anatariusz wypił do końca swoją brandy poczym wezwał kelnerkę. A wcześniej jeszcze zwrócił się do siedzących towarzyszy:
- Nie lubię pić samemu. Może napijemy się razem? Za zdrowie obecnego tu orka i twoje. Lubicie Elfie brandy? Czy wolicie coś innego?
Od orka otrzymuje w odpowiedzi dźwięczne milczenie. Ciszę, z rodzaju tych krępujących, przerywa jednak szybko Theodor.
Mag podniósł kielich z winem.
- Jak widzisz preferuję wino, choć nie ma tu najlepszego, ale jak na osadę tej wielkości i tak doskonałe. Najlepsze pochodzą z Agroland, a dokładniej z niewielkiej miejscowości Verplinar, z winnic rodu de'Vireas. Bardzo rzadkie wina, mi zostały w zapasach tylko dwie butelki. Będę musiał za niedługo odwiedzić ich winnice. Zresztą trochę słońca mi nie zaszkodzi, a nawet będzie korzystna.
Młodzieniec zwrócił się do kelnerki:
- jedno wino i dwie elfie brandy.
Po chwili na stole pojawiły się zamówione napoje.
- No to wasze zdrowie.
Garkthakk ujął w łapę przeznaczone dlań naczynie, po czym przyjrzał się podejrzliwie zawartości, powąchał, po czym poczekał, aż Anatariusz spróbuje trunku. Odczekawszy chwilę, sam ostrożnie spróbował, po czym szybko wypluł płyn na blat stołu. - Złe! Śmierdziele! - po czym odrzucił naczynie i demonstracyjnie pociągnął wody ze swojego bukłaka.
Theodor podniósł kielich z winem, które dostał na wysokość, oczu. W szklanym, bo nie podejrzewał tego lokalu o kryształowe kielichy, tak czy inaczej, w szkle zalśniły promienia światła, jakie rzucał ogień. Hess obejrzał kolor czerwonego wina i zerknął na oleistość, następnie powąchał i delikatnie skosztował, podnosząc wcześniej puchar w geście toastu.
Wypili toast po czym Anatariusz spytał:
- Słyszał ktoś może o bramie piekieł?
- O bramie piekieł? Tak, pewnie każdy z najemników przez nią przejdzie - zaśmiał się.
- Możesz się śmiać. Ale odnajdę tę bramę.
Była już późna pora toteż Anatariusz zawołał karczmarza i pożegnał sie z siedzącymi przy stole.
- Masz może wolne pokoje?
- Mam jeszcze kilka. Mogę ci wynająć jeden za 50
- 20 nie więcej.
- 30.
- 25 i koniec.
-Dobrze.
Dobili targu. Mężczyzna odliczył żądana kwotę i zapłacił jeszcze za zamówione wcześniej napoje, po czym z całym dobytkiem poszedł do pokoju.
- Jeszcze będę potrzebował siana dla konia.
- To cię będzie kosztować kolejne 20 plus miejsce w stajni za 30.
Anatariusz uiścił żądaną kwotę i poszedł jeszcze po konia, aby zaprowadzić go do stajni. Gdy upewnił się, że niczego koniowi nie zabraknie poszedł do pokoju spać.
 
__________________
Prawdziwy Pan Śmierci nie ucieka przed nią tylko idzie z nią ręka w rękę.

Zawsze kończ to co rozpocząłeś...

Ostatnio edytowane przez Anatariusz : 17-11-2010 o 23:25.
Anatariusz jest offline  
Stary 14-11-2010, 23:57   #8
 
Shawn's Avatar
 
Reputacja: 1 Shawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodzeShawn jest na bardzo dobrej drodze
Minotaur zmierzył przybysza dziwnym wzrokiem.
- Nazywam się Aluke Davek. Jestem handlarzem, a ty?
- Szczerze mówiąc to wszystkim. Ale moimi głównymi zajęciami jest transport i medycyna.
- Ja handluję wszystkim, co tanio można kupić, a gdzie indziej sprzedać drogo - po czym przechylił miskę polewki i wypił do końca.
W międzyczasie barman przyniósł dziczyznę i psotawił na stole. Ahmad podał jeden talerz minotaurowi i rzekł:
- Masz bardzo ciekawe zajęcie. Jakie są z tego zyski?
- O, dziękuję, nie trzeba było, ale nie pogardzę. Jakie zyski? Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Powiedzmy że Minotaur, w świecie ludzi spokojnie wyżyje. Nie jesteś miejscowym - zauważył - Skąd pochodzisz szlachcicu?
- Pochodzę z pustyni. Posiadam tam trochę wpływów i parę małych firm.
Minotaur skinął z podziwem głową i rzekł:
- A więc człowiek interesu. Pozazdrościć biznesu. Mi, Minotaurowi z moją historią ciężko by było coś takiego osiągnąć.
- Kiedy osiągnę cel, do którego dążę przez cały świat to możemy zawiązać spółkę i stworzyć sieć handlową. U nas na pustyni można dość tanio kupić złoto i... Tu Cię zdziwię... Futra - odpowiedział z dziwną nutą w głosie arab.
- Ja handluję produktami rolnymi w Elabnie. Miejscu podłym i okrutnym, na ostatniej wyżynie, tam gdzie czorty mówią dobranoc.
- Elabna... Nigdy tam jeszcze nie byłem... A powiedz mi, przyjacielu. Czy słyszałeś kiedyś o artefakcie zwanym Łzy Razza?
- Hmm... - zastanowił się przez chwilę - Czy to jakiś Elfi artefakt?
- Nie wiem - Mag zamyślił się. - Ale na pewno jest to boski artefakt. Łzy samego Razza.
- Wybacz, na Bogach się nie znam. Jestem ateistą.
- Razz jest bogiem światła, sprawiedliwości i tym podobnych rzeczy. Dawno temu zapłakał nad losem stworzeń tego świata i jego łzy spadły na ziemię. Zostały zebrane przez kapłanów. Kapłani Ci jednak zniknęli od tamtego czasu. I nikt nie wie gdzie są. Poszukuję tych Łez. Są one w stanie uleczyć każdą chorobę.
- A więc życzę Ci powodzenia przyjacielu. Jeśli zmierzasz do Enordar, z przyjemnością zaoferuje Ci moje towarzystwo. Ale zanim wyruszę, wypiję jeszcze trochę piwa i przeczekam tą ulewę.
- Enordar? Mogę wyruszyć z Tobą. Zawsze milej podrużuje się we dwójkę, a ja może przy okazji znajdę jakieś inforamcje o Łzach. Co byś powiedział, gdybym wynajął Ci tutaj pokój?
- Nie kłopocz się, wystarczy żeś postawił mi jadło. Nie jestem tak ubogi, na jakiego wyglądam. Pozwól, że teraz ja postawię nam obu, piwo.
- Jestem za, a nawet przed.
- Co do samego Enordar... To duże miasto, na pewno w siedzibie uczonych mędrców znajdziesz coś interesującego o swoich łzach.
Tu Minotaur machnął na kelnerkę, która podeszła i standardowo i z grzecznością jakiej nie powstydził by się Ork, zawołała:
- Czego znowu?
- Dwa piwa proszę - powiedział Minotaur po czym wręczył dziewczynie trzy złote monety.
Aluke spojrzał na poparzenie pokrywające twarz szlachcica:
- Wypadek przy handlu?
- Brat. Dawno temu miałem brata. W wieku... dwudziestu chyba lat chciał rzucić się z klifu prosto do morza. A może to było jezioro... W każdym razie nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć. A pech chciał, że był adeptem sztuk magii żywiołów.
- Wy, Ludzie jesteście naprawdę dziwną rasą.
- Przywyczaiłem się już. Ale widzę, że i Ty masz czym się poszczycić - spojrzał na twarz minotaura. - Łup wojenny?
- Tak, parszywe Mroczne Elfy. Słyszałeś może o wielkiej bitwie Minotaurów i Mrocznych Elfów? O Bitwie o Wybrzuszenie?
- Szczerze mówiąc to nie znam historii spoza pustynii. Nie byłem tego uczony, a i się jakoś nie interesowałem.
- Nie szkodzi. Ważne że wśród mojego ludu uchodzę za bohatera wojennego. Ale to było dawno, z jakieś 15 lat temu. Stare czasy.
- Wspomnienia są najgorszymi wrogami ludzi.
Arab odsłonił szatę z karku ukazując swoją bliznę.
- Spójrz jeszcze na to.
- Solidnie przysmażone.
- Ta blizna ciągnie się przez całe plecy. Od szyi do lewego uda. To również sprawka mojego ukochanego brata. W tym problem, że zrobiona kilka lat po konflikcie nad klifem.
- Moja też jest długa, lecz wybacz. Nie zdejmę zbroi, aby całą Ci ją pokazać.
Ahmad dalej opowiadał w zamyśleniu, nie zważając na słowa minotaura:
- Zawsze wpadał w złe towarzystwo... Stał się kultystą Czarnego Płomienia. Magowie Żywiołów służący Panu Zła. Konflikt wewnątrzrodzinny prowadzimy. Nie zgadzam się z nim, a on ze mną.
- A ludzie gadają, że to my, pod ludzie jesteśmy dziwni. Przypatrując się ludziom, zastanawiam jaki jest sens w tym stwierdzeniu.
- Fakt. Jednak moja rodzina od zawsze jest skłócona.
- No cóż, na zdrowie, za nasze sprawy, wspomnienia i przyszłość - wznosi kufel do toastu.
- A jakże!
Stuknął się kuflami z minotaurem i wypił spory łyk.
 
Shawn jest offline  
Stary 15-11-2010, 16:19   #9
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Ork jeszcze przez chwilę śledził wzrokiem Anatarisuza, po czym zwrócił się do Hesse’go - ten dziwny... -krótka przerwa gdy szuka właściwego słowa - niedobra...? My robić co?
- My odpoczywamy, a on jest zabawny, traktuj go jako rozrywkę, i tak musimy to przeczekać kilka dni, zanim będziesz w pełni sił, potem zrobisz co będziesz chciał. - Pociągnął łyk wina. - Ja jadę do najbliższego miasta, szukam informacji o starych magicznych wieżach, a podobno takie były w tej okolicy. -
Gark z Ty. Pomoc. - widać, że raczej nie da się odwieść od tego zamiaru - każde miał tył. Czarownik też. -poklepuje się po łopatce. I ma rozsądne argumenty, a wypowiadając je uderza o blat, by dodać im wagi, aż stół podskakuje, tyle w nim nagłego zapału. - Bezpiecznie. Zna las, zna drogę. Wdzięczny długi. - dotyka brzucha; to była wredna rana, może śmiertelna? W każdym bądź razie determinacja wyziera mu z pyska.
Hmm.. to odrobinę komplikuje sprawę, Theodor nie spodziewał się, że pomagając orkowi zyska jego wdzięczność. Nie zna się dokładnie na kulturze orków i nie wiek poważnie traktują oni takie sprawy. Cóż nie pozostaje mu nic innego jak się przekonać.
- Nie masz u mnie długu. Naprawdę podziwiam to, że chciałeś powstrzymać tych bandytów. Żałuję, że nie przybyłem szybciej, ale to nie zmienia faktu, że nie jesteś mi nic winien. Choć jeśli chcesz ze mną ruszyć, to nie będę cię powstrzymywał. Wiedz jednak, że jedziemy do dużego miasta i o ile mnie tam przyjmą życzliwie, a przynajmniej będą udawali, to ty nie będziesz miał łatwego, życia wśród ludzi. -
Gark nie boi ludziów. Gark ludziów strach. one uciekać. Gark sława - przynajmniej tak mu się wydaje. Zresztą, czy to nie dziwne że nikt jeszcze się na nich nie rzucił? Chyba Theo nie wierzy aż tak bardzo w swój dar przekonywania? - Ludzie znać, Gark tu mieszkał czas duży. Poradzi. Głodny. Chcieć też? - wyciąga ze swojej torby kawałki suszonego, o dziwo solonego mięsa i poczyna pogryzać, energicznie żując. Strasznie się rozgadał.
Mag uśmiechnął się na stwierdzenie, że to obecność Gark’a jest powodem dla, których ich nie atakują. Ale cóż, może i tak było. W mieście ork mu się nie przyda, ale poza nim w lasach i w trakcie podróży taka pomoc może być wielce korzystna.
- Teraz musimy odpocząć, a potem zobaczymy. - stwierdził wymijająco. - być możesz ruszymy razem do miasta, a potem dalej. - do stołu podeszła kelnerka i przyniosła dwa zestawy jedzenia. Prosta ale solidna strawa miała tę jedną cudowną właściwość, że była ciepła. - Jedzmy - powiedział podając kobiecie, kilka monet.
Gark przyjrzał się jedzeniu, powąchał, przyjrzał się ponownie, w końcu jednak poddał się nęcącemu zapachowi i rozpoczął żarłoczne pożeranie. Czy trzeba napominać, że sztućców to on nigdy nie używał? I że jakoś i tym razem nie wpadło mu to do głowy? Wygląda na zadowolonego, a dzisiejsze wydarzenia wywietrzały mu już widać z głowy. Elf może nacieszyć się dobrze wykonaną robotą, bowiem wydaje się, że ork nie ma żadnych kłopotów z pochłanianiem (i to szybkim) żywności. Najedzony wygląda niemal radośnie, chociaż rozgląda się wokół nieco nerwowo na każdy głośniejszy hałas, a gwar rozmów nieprzyjemnie dźwięczy mu w uszach - męczy go już ten tłum i tęsknie spogląda w stronę drzwi.
 
Someirhle jest offline  
Stary 15-11-2010, 17:27   #10
 
Starkiller's Avatar
 
Reputacja: 1 Starkiller nie jest za bardzo znany
Za oknem deszcz powoli przestawał padać. Tak po prawdzie już tylko kropiło.
-Ach, nareszcie. Przestaje padać - powiedział pod nosem karczmarz.
Za kilka chwil jednak drzwi do budynku trzasnęły i z hukiem wbiegł do sali pewien człowiek. Odziany był w kolczugę, na której nosił futrzaną kamizelkę, granatowe, luźno zwisające spodnie, brązowe skórzane buty oraz czapkę z piórkiem. Przy pasie miał schowany krótki żołnierski miecz (nieco na wzór gladiusa rzymskiego). Na twarzy widać było kilka świeżych blizn. Owy jegomość za chwilę się odezwał:
-Zgodnie z poleceniami lorda Darquasa *sapanie*, pana Dragonville *sapanie* każdy, kto utrzyma w ręce *sapanie* miecz ma stawić się w *sapanie* w wiosce przed bramą miasta. ZIELONOSKÓRZY!
Człowiek już nic więcej nie powiedział tylko zemdlał z wycieńczenia. Musiał szybko biec z wioski do karczmy, a to przecież kawał drogi. Dragonville jest wielkie. Karczmarz wstał i powiedział:
-Dobra, kto ze mną idzie? Mam akurat pod ladą dwa miecze na wszelki wypadek.
 
Starkiller jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172