Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2011, 16:10   #11
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
POKÓJ ALDIKA 9 rano
obecni: Aldik, Andaras, Endymion

Endymion podrapał się po głowie po raz kolejny, niedawne odkrycie drugiej rany w ciele Aldika sprawiło iż stracił nadzieję na szybkie rozwiązanie zagadki. Blask świec wypełniający pomieszczenie ustępował porannym promieniom światła dziennego. W głowie wędrowca zaczęły kłębić się przeróżne myśli, rozpoczął analizować całą sytuację od nowa starając się myśleć otwarcie i nie bojąc się daleko wysuniętych wniosków z własnych obserwacji.

- Zakładamy że jeden z nich kłamał a może jesteśmy w błędzie może obaj mówią prawdę, a przynajmniej z ich punktu widzenia. Weźmy na to zeznania Humberta mogą mieć sens jeżeli ktoś ukradł jego sztylet i zaatakował nim Aldika. Reszta zeznań Humberta pasowała by tu całkiem nieźle, może ktoś to dokładnie zaplanował aby cała ta sytuacja tak wyglądała. Aldik, wnioskując po miejscu gdzie go znaleźliśmy, mógł otrzymać pierwszą ranę w plecy odwrócony do napastnika nie widząc jego twarzy i nie mając pewności iż był to Humbert.


Tu podszedł do świecy stojącej na komodzie i zaczął mówić dalej ciągnąc swoją myśl…

- W momencie otrzymania ciosu w plecy Aldik zapalał świecę, upadł, otrzymuje kolejne pchnięcie, napastnik rzuca nóż i ucieka pojawia się Humbert podnosi nóż i dalej wiadomo. Aldik mógł go w tym momencie dostrzec i mylnie wziąć za napastnika. Powinniśmy pamiętać iż był podpity a na dodatek w pokoju było ciemno i nie do końca można wierzyć w to co widział. Zakładam iż mogła się tu pojawić jeszcze jedna osoba i to jest właśnie napastnik, który wykorzystał zwaśnienie obu aktorów aby jednego wrobić w śmierć drugiego. Sam już nie wiem co o tym myśleć.

Zakończywszy swój wywód niepewnym głosem, wyrażającym stosunek do swoich rozważań, ciężko westchnął obawiając się że dopiero teraz po porannych przesłuchaniach zostaną zasypani lawiną nowych faktów, które zapewne skutecznie zdemolują ten wywód myślowy.

Aldik z podkrążonymi oczami i niewyraźnym spojrzeniu siedział na łożu trzymając w ręku dzban z wodą.

- Tak Panie. O prawdzie zgodzić się z tym muszę. Było właśnie tak jak żeś to powiedział. Stałem tyłem do drzwi, gdy zapaliłem świecę i zostałem zaatakowany w plecy, ale twarzy Humberta nie widziałem... Zostałem kompletnie zaskoczony znienacka. Zapewniam was jednak, że to był on. Nie mam wątpliwości. Nie mam też wrogów w mojej trupie, tylko on mi krwi psuje i to już od dawna – westchnął i pociągnął solidnego łyka z glinianego naczynia. - A za wczorajsze zachowanie na dole to przepraszam.. - bąknął - Sprowokował mnie Humbert a przy alkoholu to mam krótki temperament.

- Może być tak że ten ktoś nie chciał zaszkodzić tobie. A Hubertowi na co wskazuje narzędzie zbrodni. Gdybyś to był celem raz że pewnie byś nie żył. Dwa że nie koniecznie użyto by jego sztyletu. Oczywiście może to być zwyczajne odwrócenie uwagi ale i coś więcej. Jeśli nie macie więcej pytań przesłuchajmy jak najszybciej Huberta. Karczma długo zamknięta pozostawać nie może.

Trudno nie było przyznać racji Andarasowi

- Pójdę porozmawiać z Maklisem może jego słowa rzucą nowe światło na całą tą sprawę - rzekłwszy te słowa Endymion niespiesznie udał się do pokoju karła.

<żeby było szybciej i sprawniej (bo już jutro wtorek) proponuję Wam żebyście przeprowadzili przesłuchania Humberta i potencjalnych innych aktorów rownolegle, także pod pokojem Humberta otwórzcie sobie inne pokoje tylko pamietajcie o zasadzie czasu, najlepiej chyba jakby każdy z was przesłuchał w tym samym czasie wybraną sobie osobę, bo zakladamy że w późniejszym czasie wymieniacie się informacjami miedzy soba.>

POKÓJ HUMBERTA10 rano
obecni: Humbert,Andaras

- Dobrze Hubercie powiedz mi jak to się stało jeszcze raz.- rozpoczął łagodnie półelf.
-Wiemy już że Aldik dostał w plecy gdy zapalał świecę. Nóż jest twój co stawia cie w niewygodnej sytuacji głównego podejrzanego. Jeśli mamy dowieść prawdy i twojej niewinności musisz mi pomóc. Może kogoś widziałeś jak wychodził z pokoju Aldika albo się tam kręcił? Pomyśl też czy wśród trupy nie ma kogoś kto chciałby ci zaszkodzić. Prócz ofiary oczywiście. Gdy usłyszałeś hałas byłeś sam a może był u ciebie ktoś kto może to potwierdzić?-warto było spróbować jakikolwiek trop się liczy.

- Na mądrość i roztropność twą zdaję się panie elfie... Niestety nikogo na korytarzu nie widziałem i nie wiem kiedy został Aldik zaatakowany. Jak otworzyłem drzwi, które nie były zamknięte od wewnątrz, on leżał na ziemi. Wchodząc nadepnąłem na coś, czym okazał się mój sztylet. On wtedy mnie zobaczył i zaczął jeszcze głośniej wyć i wzywać pomocy. - spokojnie i opanowanie mówił Humbert. - Na pieńku to właściwie mam tylko z Aldikiem, a dokładniej on ma ze mną, bo to on wciąż oskarża mnie o głupoty. Mi się tylko dziwnym wydaje dlaczego mimo dobrych w sezonie obrotów, jakby się zdawać mogło, tak mało grosza wpada do mojej kieszeni? Aldik jest dobrym aktorem i cieżko jest mi znosić jego krętactwa i kantowanie na starość... Po tylu grubych i chudych latach zawsze trzymaliśmy się na dobre i na złe... Odbiło mu na starość moim zdaniem a i do kielicha coraz częściej zagląda. Nie wiem dlaczego ktoś posłużył mną na wabia... Nóż straciłem już dawno. Widzę go pierwszy raz od kilku miesięcy. Napastnik musiał skraść mi go i planować to od dawna. Nie mogę uwierzyć, że ktoś z naszej trupy byłby do tego zdolny. - westchnął - A w pokoju byłem sam i nie wiem kto może to potwierdzić poza mną. - zapewnił pewnym siebie głosem - Moje słowo honoru musi wystarczyć w tej sprawie. Jestem niewinny.

Tylko że trzeba to udowodnić lub temu zaprzeczyć pomyślał Andaras. Najwyższy czas dowiedzieć się co wyniuchał nasz zawodowy śledczy.

POKÓJ ANDARASA 10.15
obecni: Andaras. Endymin

Po wymianie wzajemnych informacji z przesłuchań.

- Drogi Endymionie z tego co wzajemnie usłyszeliśmy wyłania się dość skomplikowany obraz. Ty jesteś tu przedstawicielem prawa. W związku z czym każda wiążącą decyzja spada oczywiście na twoje barki. Udział osoby trzeciej jest tu moim zdaniem raczej pewny. Gdyby jeszcze to Hubert był pijany można by go o nie roztropność i afekt podejrzewać. Ale w takie a nie inne okoliczności mam tu na myśli stan Aldika bardzo sprzyjały wrobieniu go w to. Jeśli przyjąć że sztylet zaginął hipoteza że było to od dawna planowane może być prawdziwa. Motywy? Być może pieniądze to zawsze motywuje ludzi. Impresario grupy może być w to zamieszany. Dlaczego akurat on? Po pierwsze Aldikiem pijącym i starzejącym się na pewno łatwiej sterować to raz. Hubert pewnie narzeka i dopytuje i stanowi problem. Jest jeszcze druga Hipoteza którą łatwo sprawdzić a może okazać się nawet pewniejsza. Ludzi prócz pieniędzy mogą motywować jeszcze uczucia. Nie znamy relacji w grupie ale czemu karzeł utrzymuje swoje relacjie z tą kobietą w tajemnicy. Przecież nie z obawy o ośmieszenie. Grupa go akceptuje. Czemu kobieta która kocha nie oznajmi tego całemu światu? Zatem w grę być może wchodzi romans. A coś mi mówi że może się okazać że tym trzecim przy założeniu że reszta się sprawdzi może się okazać właśnie Hubert. Nie nabrałbym aż takich podejrzeń gdyby nie to iż oboje proszą by sprawę zachować w tajemnicy. Trzeba przeprowadzić konfrontacje. Hubert,Sylvia i nasza trójka panie. Kobiety są uczuciowe pęknie moim zdaniem pod lekkim naciskiem jeśli jest w to poślednio zamieszana. Nieobecność karła jej opoki tylko to ułatwi. Zapytam jeszcze tylko wcześniej samego Huberta czy Sylvia jest czyjąś żoną bądź jest z kimś związana. Jeśli okaże się że tak wychylę się z jego pokoju a ty panie jeśli możesz sprowadź wtedy tam Sylvię. Wtedy wyjaśni się w gorącym ogniu pytań które z nich i w jakim stopniu brało w tym udział...

O ile mam racje. Nie znam się na tym przecież. Mam jedynie szczerą nadzieję że moje domysły są słuszne.

- Dobrze , chociaż mam wrażenie że wzajemnie potwierdzą swoje zeznania. A z drugiej strony niczego nie jestem już pewien. Zaraz się okaże że Aldik miał romans z karczmarzem a Humbert ze mną chociaż nie...... ja mam romans z kim innym. I najważniejsze z kim ma romans impresario bractwa???

Tymi słowami Endymion pożegnał odchodzącego elfa i i zaczął wyczekiwać jego znaku z pokoju Humberta....

POKÓJ HUMBERTA 10:30 rano
obecni: Humbert,Andaras

-Panie chciałbym spytać o Sylvie czy jest ona twoją żoną?- niech powie że tak i będzie po sprawie pomyślał Andaras
- Nie. Jestem kawalerem. Syvia nie ma męża. Zresztą co to za absurdalne pytanie?

Szlak i całe teoria poszła się wietrzyć. Wychylił się do Endymion ignorując na chwilę Huberta.

-Wejdź to jednak nie jest ten trop.-powiedział
- Co do ciebie Hubercie pytanie może i było nietypowe mogło mieć jednak związek ze sprawą szukamy motywów i potwierdzeń alibi. Uznaj że pytania nie było. To co teraz Endymionie?

Odpowiedz udzieliła się sama w tym momencie do pokoju wszedł krasnolud. Uśmiechając się głupio. A to oznacza tylko jedno wie coś czego my nie wiemy i na pewno nam to wytknie.
 
Icarius jest offline  
Stary 12-01-2011, 20:47   #12
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
POKÓJ ALDIKA 9 rano
obecni: Aldik, Andaras, Endymion


Wygłosiwszy swoje zdanie Endymion miał wpatrzony wzrok w postacie odbijające się w tafli szkła zawieszonej przed komodą. Wczorajszego wieczora stał przed nią Aldik. Czy coś w niej widział to pytanie coraz mocniej pulsowało w głowie.
– nie widziałem nic bo było ciemno no i byłem pijany ale wiem że był to Humbert - sam sobie odpowiedział. I to był problem Aldika – zdaniem Endymiona – nieuzasadnione oskarżenie, zabarwione negatywnymi emocjami, czyli niewiarygodne.
Pomyślał iż lepiej na razie nic nikomu nie mówić bo nie wiadomo co to za sobą pociągnie, rewelacji na razie starczy. Wystarczy iż wczoraj nieroztropnie wplątał się w to bagno, zdradzając swoją tożsamość, czego zaczynał szczerze żałować.
-Teraz to już pozamiatane trzeba brnąć w to dalej – myśli przychodziły z coraz większym trudem – zastanówmy się może Aldik nic nie widział bo …….karzeł zasraniec jeden ….. jego nie mógł zobaczyć. Wprawdzie brak motywu, ale może w trakcie rozmowy coś wypłynie.

Podzieliwszy się swoim pomysłem przesłuchania Maklisa z obecnymi w pokoju Aldika udał się do karła.

POKÓJ Maklisa 10:05 rano
obecni: Maklis, Endymion

Zapukał do drzwi karła usłyszawszy zaproszenie wszedł do pokoju.

- Witaj Maklisie zapewne wiesz w jakiej sprawie przychodzę, chciałbym abyś dokładnie powiedział jak całe zajście wyglądało z twojego punktu widzenia. Powiedz co robiłeś wczoraj wieczorawm w czasie gdy doszło do napadu na Aldika, czy słyszałeś jakieś odgłosy za ściany, może Aldik z kimś rozmawiał. Mieszkacie obok siebie, może słyszałeś coś na korytażu, jakieś trzaśnięcia drzwi lub inne odgłosy? Powiedz o wszystkim nawet o tym co twoim zdaniem nie jest istotne.

- Emmmm.... - zająknął się Maklis i uciekł oczami na bok. - Nie zręcznie mi mówić tym panie... O dyskrecję proszę... o honor damy idzie, która prosiła mnie o milczenie... Widzisz, ja choć mały jestem to natura hojnym przyrodzeniem mnie obdarzyła, więc nie dziw się, że noc spędziłem z Syvią, z którą jesteśmy kochankami już od kilku lat... Nic nie słyszałem panie, bom zajęty był czym innym - odpowiedział nabierając odwagi - Myślę, że to wszystko jest za trudne na moją głowę. Sztylet jest Humberta na pewno. Ale czemu miałby chcieć zabić Aldika? Znam ich dwadzieścia lat. Humbert jest bardzo honorowym człekiem. Aldik za to zmienił się w ostatnich latach nie do poznania... To starość chyba... - westchnął.

- hmmmmy rozumiem postaram się nie zdradzać twojego sekretu. Dzięki za pomoc - po tych słowach Endymion odwruciwszy się na pięcie pomaszerował ku drzwiom.

POKÓJ Syvi i Amioli 10:15
obecni: Syvia, Endymion


Zamknowszy za sobą drzwi pokoju Maklisa dokładnie wiedział co chce uczynić, jednym prostym pytaniem może wykluczyć z grona podejrzanych dwie osoby. Szybkim krokiem dotarł pod pokój Syvi i Amidoli. Będąc już w środku delikatnie poprosił Amiolę by zaczerpnęła odrobinę porannego świeżego powietrza. Gdy młodsza z dam tylko przekroczyła próg zwrócił się do Syvi

- Wybacz że zadam niewygodne pytanie ......hmmmyy...... ale czy potwierdzisz iż w momencie napaści na Aldika Maklis przebywał w tym pokoju? Wystarczy, że powiesz tak oczywiście jeśli to prawda, chyba że było inaczej?

- Nie. Nie było go w tym pokoju na pewno - powiedziała kobieta zalewając się obfitym rumieńcem. - Wiem, bo byłam razem z nim u niego. Z pewnością już z nim rozmawiałeś skoro tak bez ogródek pytasz... - wyszeptała zawstydzona. - Zależy mi, aby się nikt nie dowiedział trzeci o tym co mnie łączy z Maklisem... - ciągnęła ściszonym głosem. - Mam swoje powody, które ciebie panie ani tej całej śmiesznej sprawy z tym starym wariatem Aldikiem nie dotyczą.

Usłyszawszy potwierdzenie słów karła Endymion udał się do pokoju Andarasa aby podzielić się z nim tym co odkrył. Całkowicie tracił nadzieję na szybkie rozwiązanie zagadki, chociaż maleńki kroczek został poczyniony dwie osoby z szerokiego kręgu podejrzeń są już raczej czyste – z tą myślą przekroczył próg pokoju elfa.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 12-01-2011 o 21:05.
ThRIAU jest offline  
Stary 16-01-2011, 01:09   #13
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Ostatnia Karczma, Marzec 251 roku



Obiad nietypowa trójka śledczych zjadła w pustym barze przy jednym stole. Reszta gości, czyli trupa posilała się na górze w swoich pokojach, których do wyjaśnienia zagadki mieli nie opuszczać.

Endymion gryzł sie w sobie czując, że nie do końca jest przekonany, że ujawnienie swojej profesji pomaga w królewskiej misji zbierania informacji w Rhundaurze. Miał nadzieję, że rozwiązanie zagadki i pojmanie sprawy, który niewątpliwie przebywał z nim pod jednym dachem wynagrodzi rozterki i opłaci się na dłuższą metę. Nie do końca też był pewien czy umywanie rąk od ewidentnych śladów zbrodni w toku mieściło się w jego przysiędze stania na straży bezpieczeństwa w Zjednoczonym Królestwie.

Kh’aadz wcale nie krył rozgoryczenia i zniesmaczenia. Jeśli zawód aktora jest domeną ludzi i elfów, bynajmniej pasuje do natury krasnoluda. Wystarczyło spojrzeć na zacięte usta pod ruszającym się nerwowo wąsem by widzieć, że Khazaad w kotka i myszkę nie lubi sie bawić, preferując zabawę w otwarte rąbanie prosto z mostu, tak słowem jak toporem. W głębi prostego, lecz nie prostackiego i gorącego choć nie kochliwego serca czuł, że cała sytuacja wisi czarną chmurą nad ich głowami zapowiadając wielki deszcz, mimo jak by sie zdawać mogło dotychczasowego srania much.

Andaras w zniesmaczonym spojrzeniu krasnoluda musiał sie przejrzeć stwierdzając, że dobrze się bawi w roli stróża prawa. Przyzwyczaił się, że ludzie w większości przypadków z wielkim szacunkiem i niemal dziecinnym oddaniem szukają u niego niemal ojcowskiej pociechy i ratunku, czy to w podjęciu trudnej decyzji czy uleczeniu z chorób. Podejrzewał, że działo się tak dzięki głębokiej przyjaźni jaka zrodziła się między ludźmi Zjednoczonego Królestwa i ostatnimi potomkami Elfów, którzy rezygnując z wyprawy na Najdalszy Zachód, wybrali Środziemie jak swoją ojczyznę. Niewątpliwie zasługą takiego stanu relacji było również miłościwe panowanie Arwen u boku legendarnego Króla Aragorna oraz miłość ludu do ich syna Eldariona. Współczesnym Elfy były natchnieniem artystów i wzorem cnót, niedoścignionym ideałem słabszej i jakże często skorumpowanej natury człowieka.

Informacja Kh’aadza o lustrze, w odbiciu którego wyraźnie widać otwierające się na ścianę z kominkiem drzwi, okazała się niepodważalnie prawdziwa, co Elf przyjął ze zdziwieniem dlaczego to nie on odkrył pierwszy taką oczywistość i udanym zaskoczeniem Endymiona, który choć wyuczonym nawykiem psa gończego dawno to odkrył, to jako as w rękawie, postanowił trzymać w tajemnicy. Cóż, człowiek wiedział gdzie szukać, krasnolud przetrząsnął uparcie do góry nogami komnatę Aldika, a elf oparł się na rozmowach z ludźmi i dedukcji. Dzięki temu wspólnymi siłami zdołali odkryć co nieco i zawęzić krąg podejrzanych. Elf potwierdził odkryty przez Endymiona romans między karłem Maklisem a starą panną Syvią, co wykluczyło ich udział w planowanej zbrodni, jako że nie mieli motywu przy niepodważalnym jak dotąd alibi. Co ważniejsze Andaras intuicyjnie wierzył spowiedzi Humberta i choć nadal pozostawał głównym podejrzanym, to elf uparcie szukał gdzie indziej klucza do rozwiązania zagadki. Krasnolud z kolei nie wierzył nikomu i czuł w kościach, że lepiej dla zabójcy niedojdy, żeby szybko się znalazł, nie wystawiając niebezpiecznie krasnoludzkiego temperamentu na pokusy i próby, bo nie ręczy za siebie i swoją jak bochen chleba grabę. Kiedy elf wyraźnie dał do zrozumienia Endymionowi, to Strażnik ma pociągać za sznurki, człowiek wiedział, ze sprawy zostawić już nie może. Pewny siebie ruszył po obiedzie przesłuchać resztę trupy. Krasnolud z elfem podążyli.

Amiola uprzejmie odpowiadała na pytania zadawane jej przez człowieka i elfa. Na bąknięcia krasnoluda o szczegóły w kilku miejscach znacznie chłodniej i oschle udzieliła odpowiedzi. Nie dało się nie zauważyć, że temperament i oblicze Kh’aadza irytowało młodą aktorkę.




Młodziutka tancerka była piękna. Jeśli Endymion widział kiedykolwiek bardziej śliczną niewiastę, to musiał być niechybnie pijany, bo nie pamiętał. Młody Strażnik nigdy nie miał problemu z kobietami i nawet jako włóczęga mimo dość przeciętnego uroku i charyzmy wabił płeć przeciwną siłą charakteru, opanowaniem i cierpliwością. Był również bardzo pewny siebie, co bardzo często kruszyło serca niewieście, które kochają się w mężczyznach, którzy wiedzą czego chcą i nie mają kompleksów. Niemniej w oczach Amioli już w pierwszym dniu, gdy zawiesił na niej wzrok przekonał się, że poza uprzejmością, a od wczoraj szacunkiem niczego więcej dla siebie w oczach anielskiej dziewczyny nie znajdzie. Podobne wrażenie odniósł Andaras, którego uroda zazwyczaj sprawiała, że gorsety pięknych dam na jego widok same puszczały w szwach a majteczki luzowały się od temperatury łona. Nie była to w sumie pierwsza kobieta, którą spotkał elf na swojej drodze, u której wiedział, że przy wszystkich dobrodziejstwach przymiotów urody jaką obdarzyła go hojnie natura, prócz grzeczności nie znajdzie nic więcej.

Amiola wytłumaczyła, że w nocy była w pokoju, którego nie opuszczała od czasu zakończenia biesiady, aż do zajścia w pokoju obok. Na bezceremonialne pytanie krasnoluda czy była w pokoju sama, po dłuższym namyśle odpowiedziała niechętnie, ze tak, gdyż jej przyjaciółka Syvia miała spędzić noc razem z kochankiem Maklisem, czego zabroniła śledczym zdradzać przed resztą trupy, bo starsza koleżanka nie kochała karła a tylko zaspokajała potrzeby gorącego temperamentu ciała licząc na poznanie przyszłego męża w trasie lub choćby oświadczyny Humberta, który byłby lepszym mężem niż nikt.

Trójka mężczyzn widząc, że wiele więcej od tancerki wiadomości nie uzyska udała się na rozmowę z Makhlerem.

Impresario jak zwykle szalenie uprzejmy i wyperfumowany niczym fircyk dworski dwoił się i troił w grzecznościach, co schlebiało elfowi trochę z początku, lecz wkrótce i jego zaczęło irytować. Krasnolud zdążył kilkakrotnie kichnąć od drażniącego nos zapachu a Endymion znalazł siebie po wymianie kilku zdań z impresario tłumaczącego, że jest Strażnikiem a nie bywalcem dworu i że w takim zawodzie nie ma czasu na przyjemności. Widocznie Makhler nie szczędził chwili na przerwę w pracy, bo widać było, że chciał wykorzystać obecność kogoś kto być może zna i samego Króla, i któremu mógłby, jeśli nie sam to za pośrednictwem osób trzecich, szepnąć dobre słówko w temacie trupy, co otworzyłoby być może drogę na występy na dworze, o czym trupa od lat marzyła. W czasach swojej świetności „Wesołe Bractwo” było stałymi bywalcami salonów lordowskich co większych miast, bawiąc repertuarem wysokie kręgi arystokracji. Niemniej nigdy nie występowali przed samym królem.

Makhler wyjaśnił, że podczas zajścia w pokoju Aldika szykował się do spania. Po biesiadowaniu jakiś czas jeszcze ślęczał nad rachunkami, kredytami i planowaniem trasy trupy, a kiedy usłyszał zamieszanie na korytarzu pojawił się chyba ostatni, bo musiał się ubrać. Stało to w prawdzie ze spostrzeżeniem niektórych śledczych, którzy rzeczywiście byli na miejscu niedoszłej zbrodni pierwsi od impresario. Faktem też było, że mimo wielotygodniowego obcowania z mężczyzną pod jednym dachem tawerny, nie udało się żadnemu z nich zauważyć Makhlera w stroju lub wyglądzie, który nie uchodziłby w oczach największego pedanta za nienaganny. Pytany o finanse trupy i kłótnie pomiędzy aktorami, odpowiadał spokojnie i flegmatycznie tłumacząc, że maja za sobą ciężki okres, któremu nie pomogła sroga zima i przerwanie trasy. Zapewnił, że jednak bywało gorzej i że są na dobrej drodze do odzyskania świetności sławy, bo zakontraktowane występy w Tharbardzie i Umbarze spełnią ich marzenia i nagrodzą ciężką pracę. W sprawie waśni Humberta i Aldika miał wyrobione zdanie, z którego wynikało, że mały i gruby aktor stawal się na stare lata paranoikiem, a szpakowaty jegomość bardziej znał się na kunszcie aktorskim jak menażerskim, stąd posądzenia Aldika o kradzież części zysków uważał za nonsens, którego nie był w stanie wybić z głowy, rozsądnemu jakby się mogło zdawać Humbertowi.

Rozmowy z aktorami przeciągnęły się aż do kolacji, po której Endymion zarządził przerwę. Musieli przemyśleć wszystkie fakty na spokojnie i szukać luk, bo nic nie wskazywało na to, aby mieli do czynienia ze zbrodnią doskonałą. Niewątpliwie ktoś kłamał. Tylko kto? Co do tego, że Aldik cyganił w zeznaniach, że nie widział napastnika, do momentu zdania ciosów, byli zgodni.

Nim wszyscy udali się na spoczynek złożyli ostatnią tego dnia wizytę Aldikowi, który postawiony pod murem krzyżowych pytań w szedł w zaparte, że mówi prawdę. Kto wie, który jeśli w ogóle któryś z przesłuchujących go mężczyzn mógł wierzyć w zapewnienia aktora. Elf z krasnoludem mogli tylko sobie wyobrażać, jak wyraźnie widzą pijani ludzie przy blasku świecy, niemniej Andaras nie wierzył za grosz w każde słowo ofiary. Endymion starał się usilnie przypomnieć sobie jak bardzo Aldik rzeczywiście był pijany tamtej nocy i stwierdził w pamięci, że jednak aktor miał dość mocno w czubie. Jeśli również nie wierzył grubemu aktorowi, to świetnie to ukrywał pod maską opanowania. Ranny był wyraźnie oburzony, że mimo niezbitych dowodów wciąż go dręczą zamiast zakuć Humberta w kajdany. Na koniec przesłuchania prosił o odpoczynek tłumacząc się bólem ran i ogólnym wyczerpaniem po dość gorących wrażeniach ostatniej doby, na co trójka pozwoliła, na odchodne zapewniając go, że jeśli czegoś sobie do rana nie przypomni, na jego własne życzenie zakują w kajdany Humberta i de facto zamkną sprawę, tym samym kto wie, czy nie wystawiając życia aktora na kolejne niebezpieczeństwo z rąk zamachowca, jeśli miało się okazać, że szpakowaty kolega po fachu był jednak niewinny.








Gdzieś...


Leżąca nieruchomo na kamiennej płycie postać oddychała miarowo. Spod zamkniętych oczu czarne rzęsy omiatała czerwona poświata, a powieki wyraźnie pulsowały takim samym kolorem jakby podświetlone od środka. Na bladej twarzy człowieka o wysmukłych niegdyś rysach pojawił się rosnący na sile dreszcz rozkoszy. Nagle mężczyzna poderwał tułowie do pozycji siedzącej otwierając oczy, w których wylała się blaskiem w otaczającą ciszę mroku krwista, ognista, czerwień.








Ostatnia Karczma, Marzec 251 roku



Andaras obudził się siedząc na łóżku. Nie potrzebował wiele snu żeby się zregenerować, jednak leżąc na posłaniu musiał zapaść w lekką drzemkę. Wyraźnie pamiętał sen. A może to nie był sen? Ból piersi był znajomo nieprzyjemny. Starał się zrozumieć znaczenie tego co zobaczył kolejny raz w życiu, gdy po jakimś czasie usłyszał rozdzierający noc krzyk.

Endymion leżąc po prześcieradłem odprowadzał wzrokiem dziewczynę, która nago stąpając w kierunku drzwi, tuż przed wyjściem na korytarz zarzuciła sobie przez głowę białą nocną koszulę. Zastanawiał się czy dobrze robi dalej sypiając z dziewczyną, kiedy usłyszał jej przerażony wrzask.

Kh’aadz chrapał gromkim basem a wąsy podskakiwały w rytmie oddechu. Obudził go piskliwy wrzask, który stadal się trwać w nieskończoność, jakby jego właścicielka wpadła w obłęd lub niewypowiedziany szok.

Krasnolud i elf śpiący w ubraniach pojawili się pierwsi na korytarzu. Krzyk dobiegał z dołu.Z mieszkania karczmarza lub baru. Po chwili pędzili po schodach na dół. Endymion wskakując w spodnie wyrwał Maklisowi świecznik z ręki i głosem nie znoszących sprzeciwu kazał obecnym na korytarzu członkom trupy na nieopuszczanie pokojów. Maklis, Syvia i Humbert wymieniając zafrasowane spojrzenia zamknęli posłusznie za sobą drzwi.

Andaras przybył do kuchni pierwszy widząc niecodzienną scenę. Na ziemi leżała matka dziewczyny, którą starał się ocucić Gybon. Przed otwartymi drzwiami do spiżarki stała Amea, cała zapłakana, krztusząca się powietrzem i łzami. Elf pierwsze kroki skierował ku rozciągniętej na ziemi matce dziewczyny stwierdzając, ze kobieta omdlała. Dopiero wtedy udał się pod spiżarkę, gdzie wystraszona córka karczmarza rzuciła się z płaczem na niego, przerażona wypłakując się na ramieniu elfa. Kh’aadz stanął obok i bezwładnie opuścił wzdłuż nogi podniesiony w topór kiedy ujrzał to co reszta. Endymion nadbiegł zanim Amea zdołała wydusić z siebie słowo.

- Zna...zna...lazłam ją.... buuuu......... – łkała zasmarkana.

Pod wysokim sklepieniem spiżarki na którego belce uwiązana była lina, dyndała dwa łokcie nad ziemią Amiola. Piękna twarz wykrzywiał grymas, z delikatnych ust wystawał język, niewidzące, naturalnie duże oczy niemal wyskakiwały z orbit w szpetnym wytrzeszczu. Do piersi miała przyczepioną kartkę, na której dużymi literami skreślone były słowa, wyraźne umiejącym czytać świadkom.



Cytat:
To ja chciałam zabić Aldika. Z nieszczęśliwej miłości. Nie porafię i nie chę żyć bez niego!
Amiola


Trup Amioli dyndał się delikatnie nad przewróconym drewnianym wiadrem przy akompaniamencie skrzypiącej belki i zduszonego w ramieniu Andarasa płaczu Amei.

- Przynajmniej problem mordercy z głowy... - z cicha odezwał się smutny karczmarz.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 16-01-2011 o 08:50. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 20-01-2011, 13:43   #14
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Obudził się zlany potem. Co akurat jemu i jego rasie zdarzało się nader rzadko. Był autentycznie przerażony w pierwszej chwili. Nie to nie możliwe on nie mógł... Naprawdę wstał? Nie nie to tylko sen pewnie reprezentuje moje podświadome obawy. Ewentualnie jego marzenia.... Jest za wcześnie.....

Nagły krzyk ale wcześniej poprzedzony uczuciem które tak dobrze znał. Ktoś zginął. Trzeba iść to sprawdzić...


Chwilę później Kuchnia

- Przynajmniej problem mordercy z głowy... - z cicha odezwał się smutny karczmarz.

Endymion przyglądając się temu widokowi nie mógł uwierzyć iż tak piękna dziewczyna zakochała się w wątpliwej urody Aldiku. Przebywając w karczmie już od pewnego czasu spostrzegł jak ozięble młoda tancerka patrzy na mężczyzn. Wszystkich bez jakiegokolwiek wyjątku. Nie dostrzegł przez ten czas jakichkolwiek oznak prób zabiegania o względy Aldika. Poza tym gdyby Aldik tylko zorientował się w sytuacji na pewno postanowił by wykorzystać uczucie dziewczyny, przecież żaden normalny mężczyzna nie oprze takiej dziewczynie. Amiola nie sprawiała wrażenia nieszczęśliwie zakochanej a Aldiku. No i ten list nie bardzo pasował do zaistniałej sytuacji. ......Nie porafię i nie chę żyć bez niego!....... ale on przecież żyje, i jak tylko dała by mu znak to Aldik na pewno chciałby być z nią. Gdyby sytuacja była odwrotna, gdyby to Aldik był nieszczęśliwie zakochany w Amioli to by miało trochę sensu ale tak............ A zatem do roboty otrząsął się z otępienia w jakie popadł rozważając całą tą sytuację.

- Czy mógłbyś zająć się żoną karczmarza - zwrócił się do Andarasa.
Sam zaczął się przyglądać linie na jakiej wisiał trup młodej dziewczyny, wątpił w to iż sama potrafiła zawiązać taki węzeł, przyjrzał się kartce z wiadomością, pismo trzeba będzie porównać z prywatnymi zapiskami tancerki w celu porównania pisma, no i sposób w jaki kartka była przyczepiona do ciała.

- Czy ktoś coś widział, słyszał - zwrócił się do zgromadzonych.

- Tylko krzyk mojej córy - odpowiedział karczmarz potrząsając delikatnie nieprzytomną żoną.

- Ja ją zna.. zna...la...złam! - zawodzi Amea - Chciałam coś przekąsić, bo mnie głód ogarnął - dadała nieco spokojniej, co Endymionowi zgadzało się z tym, że po chędorzeniu apetyt się wyostrza.

Widok i ofiara zbrodni były jednak dla Andarasa zaskoczeniem. Choć może nie do końca... Dziewczyna być może kochała Aldika a prawie na pewno wtykała nos w nieswoje sprawy i ktoś jej go przetrącił. Razem z karkiem....

Na pytanie strażnika odpowiedział krótko.

-Tak nie odcinajcie jej jednak jeszcze chce się temu przyjrzeć zaraz wracam.

Razem z karczmarzem wyniósł jego żonę do innego pomieszczenia. Podreptała z nimi również jego córka cały czas zanosząca się płaczem. Andaras dał karczmarzowi zioła.
-Zaparz je to na uspokojenie. Podasz córce oraz żonie bo jak się obudzi pewnie będzie zdenerwowana co jest oczywiste. Dajmy jej dojść do siebie samej to tylko omdlenie z tego co widzę. Mógłbym zastosować solę trzeźwiące ale nie ma potrzeby niedługo sama się ocknie. Zajmij się na razie córką. I o tym co się stało na dole na razie ani słowa. Wszyscy słyszeli że coś się stało ale jeszcze nie wiedzą co.... I niech tak póki co zostanie.
 
Icarius jest offline  
Stary 20-01-2011, 20:11   #15
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Wyrwany ze snu przeraźliwym, pełnym trwogi krzykiem zerwał się na równe nogi, jeśli były w nim jeszcze jakieś resztki senności, to gwałtowny adrenalinowy kopniak zepchnął je gdzieś w najdalsze zakątki świadomości. Nie tracił czasu na ubieranie butów, w biegu chwycił swój wysłużony nadziak i wybiegł przez drzwi nie zaprzątając sobie nawet głowy ich otwieraniem. Ich szczęście, że uchylają się na korytarz. Gwałtownie „otwarte” drzwi omal nie wyrżnęły w twarz nadbiegającego szybko z tyłu Andarasa, który w ostatnim momencie zszedł im z drogi. Gdy wraz z elfem zbiegli po schodach do głównej izby, Andaras wyprzedził Kh’aadza zwinnie lawirując pomiędzy ławami i stołkami, krasnolud może nieco mniej subtelnie, ale równie skutecznie przy użyciu rąk i twierdzenia, że siła jest zależna od masy i prędkości przedarł się sprawnie w linii prostej do drzwi prowadzących na zaplecze, skąd nadal dobiegał pisk pomieszany z przerywanym na gwałtowne złapanie oddechu szlochaniem…

--=O=--

To co zastali na miejscu w spiżarni nie napawało optymizmem. Endymion, który przybiegł na miejsce ostatni zamyślił się na chwilę, potem na przemian z Andarasem rozmawiał z karczmarzem, który z pomocą swojej córki wyniósł z pomieszczenia nieprzytomną gospodynię. Gdy Strażnik wraz z elfem upewnili go, że Amiola sama sobie tego nie zrobiła, czego może z początku nie był pewny, choć przeczuwał, że tak właśnie mogło być, zafrapował się nie na żarty. Bo z głupiego, do tego nie groźnego, pochlastania Aldika nożem, nagle zrobiło się jak najbardziej poważne i okrutne morderstwo. Nie podobało mu się to ani trochę, bo wiedział, że to tylko jeszcze bardziej zagmatwa całą sprawę i to go najbardziej zdenerwowało.

- Rwa mać! A już miałem nadzieję, że to się szybko skończy... Ale chcą wojny? Tak? To będą ją mieli... Ooo przebrała się miareczka. - Kh’aadz zaczął terkotać pod nosem nie zważając na zdziwione spojrzenia towarzyszy. Wyjrzał przez drzwi aby upewnić się, że żadne ciekawskie uszy nie nasłuchują i odezwał się ściszonym niemal do szeptu tonem, bo właśnie w jego głowie zakiełkował pomysł, który być może uda się przerodzić w plan ujęcia kretyna, który postanowił tym zabójstwem jeszcze bardziej uprzykrzyć krasnoludowi pobyt w Ostatniej Karczmie.

- Teraz posłuchajcie mnie i to dobrze. Wiaderko, zwłaszcza tak małe jak to, tu wskazał na przewrócony sprzęt leżący opodal lekko kołyszących się nad ziemią stóp dziewczyny, to zbyt mała wysokość, żeby sznur zerwał kręgosłup, tak więc ona się po prostu udusiła... Ale tak by było, gdyby była do końca martwa... - wszyscy popatrzyli na krasnoluda jak na skończonego kretyna, który zatracił kontakt z rzeczywistością, błędnie identyfikując ogniki przebiegłości w jego oczach jako iskrę postępującego obłędu. Uwagę Andarasa o tym iż odmrożenia chyba znowu dają o sobie znać puścił mimo uszu i kontynuował.

- To będzie blef, który zagra na strachu mordercy... - widząc, że żaden z domorosłych detektywów nadal nie podłapał o co mu chodzi sapnął ze zniecierpliwienia i tłumaczył dalej.

- Po pierwsze, wszyscy jak tu stoimy będziemy wszem i wobec utwierdzać każdego, że jesteśmy święcie przekonani, że Amiola sama targnęła się na swoje życie, co uśpi czujność mordercy, po drugie i najważniejsze, sprawimy, że uwierzą, że ta próba jej się nie powiodła, choć niewiele brakowało. Tutaj najważniejszą rolę pełnisz Ty Elfie i te twoje przeklęte czary. - przerwał na chwilę wskazując sękatym palcem w stronę Andarasa, który chyba powoli zaczynał łapać o co mu chodzi.

- Spędzisz w tym pomieszczeniu cały dzień, my nikogo tutaj nie będziemy wpuszczali. Masz mamrotać niezrozumiałe słowa i w ogóle udawać, że przyzywasz demony z dziesiątego kręgu piekieł, czy co tam chcesz. Co kilka godzin będziesz prosił o świeże płótna, wodę, kurzy mocz, czy co uznasz za stosowne, byle wyglądało, że na prawdę pracujesz i czarujesz. Wieczorem masz wyjść zmęczony jak szychta przodkowych górników i oznajmić, że gdybyś pojawił się dwie minuty później już nic by z niej nie było, ale udało Ci się, jest nieprzytomna ale stabilna i powinna dojść do siebie za dzień, góra dwa. - widząc sceptyczne spojrzenia zaczął argumentować sensowność takiego zagrania.

- Twoja reputacja Elfie zadziała. A ja jestem jej żywym dowodem, skoro widzieli jak wyrwałeś mnie z objęć śmierci i następnego dnia już o własnych siłach dziarsko chodziłem, w to też uwierzą. Zwłaszcza, że wraz z panem śledczym będziemy robić wszystko, żeby ich w tym utwierdzić. Wieczorem zaś odprężeni i “uradowani” zakończeniem śledztwa udamy się na spoczynek... Poza mną, bo ja się wyślizgnę i zaczaję tutaj. Jeśli szczęście nam będzie sprzyjało, to morderca w obawie o to, że po odzyskaniu przytomności Amiola powie to i owo będzie chciał ją uciszyć na dobre... Zwłaszcza, że nie będzie się nas obawiał, wszak cały dzień będziemy rozgłaszać o zakończeniu śledztwa i o tym, że to próba samobójcza.... – Kh’aadz zakończył świecąc z pod wąsów białą krechą zębów, wyszczerzonych w triumfalnym uśmiechu.

- No? Co tak bezczynnie siedzicie kołki jedne? Do roboty! – zatarł ręce, mając nadzieję, że wszystko ułoży się tak jak potrzeba i już niedługo będzie miał chwilę spokoju…
- Ja idę buty założyć, bo ciągnie po nogach… - rzucił na odchodne zostawiając w spiżarni Andarasa i Endymiona dogadujących ze sobą pozostałe szczegóły…

--=o=--
Chwilę później, gdy karczmarz rozniósł już odpowiednio spreparowane wieści, roztrzęsiony Aldik złapał krasnoluda wraz ze Strażnikiem na korytarzu i wręcz wepchnął do swojego pokoju. Endymion zamknął drzwi i oparł się o nie bacznie przyglądając się trzęsącemu się jak osika aktorowi, Kh’aadz wszedł nieco głębiej do pokoju, czekając aż Aldik wytłumaczy, po co ten raban…

- Co ja durny narobiłem?! Już tego nie wytrzymam... – aktor nagle wybuchł płaczem.
- Powiem jak było naprawdę, ale błagam, darujcie mi! - zaklinał na kolanach.
- Nikt mnie nie chciał zabić! Ja sam. To moja intryg była, żeby Humberta raz na zawsze pozbyć się... Odwagi awantura mi dodała i wino, choć planowałem to od kilku miesięcy. Sam nadziałem się na sztylet, który zatknąłem w szparze między deskami drzwi. Bałem się wbić go mocniej... Wcześniej próbowałem w pierś się ugodzić, ale to nie byłoby wiarygodne... Zmiłujcie się! Karczmarz mi powiedział! Dlaczego ta dziewczyna twierdzi, że to ona zrobiła to pojęcia nie mam! To jest straszne! Nie chcę mieć jej życia na sumieniu! Stary i głupi jestem - jęczał bijąc się w piersi. - Humbert jest niewinny. Amiola żyje?
- Teraz mu się zebrało! Kretyn wszeteczny, bezmózg cuchnący... - Kh’aadz wyklinał w myślach Aldika. Miał tylko nadzieję, że jego szlochy nie dotarły do niepożądanych uszu.
- Cicho bądź, zaraz Ci wszystko wyłuszczę... I na litość przestań się mazgaić...- krasnolud był nad wyraz miły (jak na swoje standardy i ogólne usposobienie do rozmówcy) Aldik przycichł nieco i z wyczekiwaniem w szklących się jeszcze oczach utkwił wzrok w stojącym przed nim z założonymi rękami Kh’aadzu.
- Tak, Amiola żyje, przynajmniej tak twierdzi Elf. - Skłamał gładko. Aldik niemal podskoczył z radości.
- Ale... - dodał dobitnie krasnolud zawieszając głos dla spotęgowania efektu i przystopowania nadmiernego wybuchu euforii u rozdygotanego artysty.
- ... Nie wiem czy przeżyje do jutra. Elf siedzi przy niej już od nocy jak ją tylko znaleźli i uskutecznia te swoje czarnoksięstwa, zanim nas wszystkich wygonił w czorta, żeby mu nie przeszkadzać mamrotał coś, że zdążyliśmy w ostatniej chwili, jeszcze pół pacierza i nawet by się do niej nie zabierał. - Aldik łykał każde słowo z półotwartymi ustami.
- Ze mną mu się udało, a też już nie dychałem... Może i tutaj coś zdziała...
- I jeszcze jedno człowieku. - Tym razem Kh’aadz zbliżył swoją twarz do twarzy Aldika i wysyczał cicho, ale tak, żeby aktor dobrze usłyszał.
- Do niczego się nam dzisiaj nie przyznałeś. Nadal twierdzisz, że to Humbert Cię zaatakował, zresztą pijany byłeś i nie widziałeś. - Aldik zamarł kompletnie nie pojmując sytuacji.
- Nie musisz rozumieć, ale dla swojego dobra pamiętaj o tym co Ci powiedziałem.

Odsunął się od osłupiałego artysty i spojrzał na Endymiona opierającego się o drzwi prowadzące na korytarz.
- No Panie śledczy - sapnął wypuszczając powietrze - czas zejść na dół do karczmy i poinformować wszystkich o sytuacji no i niezależnie od efektu starań naszego łapiducha, zakończeniu śledztwa.
- A Ty Panie Aldik, zwołaj swoich przyjaciół bo nie będziemy wszystkim po kolei osobno tłumaczyć... I pamiętaj...
- Lecę Panie! - aktor pozbierał się słysząc tak dobrą nowinę
- Ufam, że Humbertowi jednak nic nie grozi, a ja zrobię jak karzecie, bo na łaskawość liczę! - wyszeptał porozumiewawczo i po chwili zniknął w korytarzu.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
Stary 22-01-2011, 01:40   #16
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Kuchnia na dole:

Andaras dokładnie obejrzał ciało. Jego ułożenie itd.... Po czym odciął ofiarę i ostrożnie obejrzał ślady uduszenia. Mimo że lekko obtarte przez linę ślad rąk był wyraźny.

-Uduszono ją przed powieszeniem – stwierdził elf- więc morderca ma raczej pewność że nie żyje Krasnoludzie. Oczywiście jeśli jest amatorem a wszystko na to wskazuje możemy liczyć na jego strach. I na nieznajomość magii. Jeśli obaj uważacie że gra jest watra świeczki mogę tu sobie dzisiaj posiedzieć... Powiedzcie rodzinie karczmarza jak się sprawa ma. Dajcie mi też chwilę chce coś sprawdzić.

Ja powiem karczmarzowi i jego rodzinie - rzekł Endymion - kończąc oglądać pętlę składającą się z zwykłego, pospolitego węzła na dwa supły. Zszedł z wiaderka które przystawił sobie w celu obejrzenia węzła wziął z półki spiżarnej świecznik i udał się do karczmarza i jego rodziny.

- Nie jest tak źle, elf stwierdził, że jest szansa iż uda się ją odratować. Mam nadzieje, że wie co mówi - rzekłwszy te słowa westchnął i ciągnął dalej - tak więc gdyby prosił o coś pomożesz mu, i pamiętaj, że nikomu nie wolno zaglądać do środka więc jakby ktoś bardzo się interesował pogoń w cholerę.

Mina karczmarza rozjaśniała na te słowa, wyraźnie spadł mu kamień z serca. Z przejęciem zapytał o motyw takiego czynu młodej dziewczyny.

- Zawód miłosny i gorące serce uwięzione w lodowej klatce zimnych uczuć. Ale jest jeszcze szansa, pamiętasz jak odratował krasnoluda - karczmarz twierdząco pokiwał głową - jeśli mu się uda to uratuje i ją, a ty będziesz mógł prowadzić interes bez przeszkód dalej bo to będzie koniec śledztwa.

Odchodząc grzecznościowo zapytał o samopoczucie małżonki o córkę nie pytał bo wiedział, że twarda dziewucha i nic jej nie będzie.

- Dzięki panie, z Hanką lepiej już. Delikatna jest. Pana Andarasa zioła szybko postawiły ją na nogi. - zapewnił uradowany karczmarz.

Następnie rozświetlając sobie drogę blaskiem świec ze świecznika udał się na górę do swojego pokoju. Gdzie położywszy na łóżku swój plecak wyciągnął długi zakrzywiony nóż a następnie wciągając powietrze przełożył go przez pas. Wiedział doskonale jak go użyć w walce w ograniczonej przestrzeni. Gdy tylko usłyszał pomysł krasnoluda, na myśl o tym, że miał biedaka samego zostawić tam na czatach ....krew się od razu zagotowała. Momentalnie przypomniał sobie to uczucie towarzyszące oczekiwaniu na walkę i uświadomił sobie, że ostatnimi tygodniami bardzo mu tego brakowało.
Wyraźnie uradowany perspektywą zastawiania pułapki udał się do pokoju Amioli.
Ostrożnie przekroczył próg. W środku nikogo nie było. Starsza z dam pewnie czmychnęła do swojego małego kochanka. Postawiwszy świecznik, zaczął przetrząsać pokój, kawałek po kawałku, systematycznie, starając się niczego nie pominąć. jedyne na co trafił i co wydało się dziwne to jakieś zapiski i teksty piosenek miłosnych lub lekkich wierszy ale pismo było inne i chyba raczej męskie zważywszy, że traktowały o miłości do kobiety. zaczął się zastanawiać nad autorem tej lektury, ale żadnych konstruktywnych wniosków nie wysunął, a raczej same pytania.
Ciężko było też porównać to pismo z charakterem pisma na kartce znalezionej przy Amioli. Było tak z powodu bardzo rozchwianego pisma jakby pisała je roztęsiona ręka. Tak mogło być, Amiola mogła pisać tę wiadomość mając przystawiony nóż do gardła.

- Ale jakie ma to teraz znaczenie, oby plan się powiódł - wymamrotał sam przerywając rozmyślania, po czym odłożył listy na miejsce i opuścił pokój Amioli. Zszedł na dół, wiedząc iż tej nocy już nie zaśnie.

Andaras przeanalizował pismo i poinformował że było napisane prawdopodobnie nie przez Amiole. Morderca jednak pisał ręką której na co dzień do tej czynności nie używa, stawiał specjalnie te zawijasy co uniemożliwia rozpoznanie.


Główna Izba
(chwilę po rozmowie z Aldikiem)



- Proszę o uwagę! - Krasnolud ryknął stając na stole dla lepszego efektu. Zgromadzeni się uciszyli.
-Dziś w nocy wszystko się wyjaśniło... Ale jako, że nikt z was za mną specjalnie nie przepada, to o wszystkim opowie wam przedstawiciel miłościwie wam panującego etcetera... - zakończył wskazując na Endymiona.

Obecni w karczmie ludzie z zaciekawieniem spojrzeli w kierunku Strażnika.

-Takk...sytuacja wygląda tak, że Andaras walczy o życie Amioli. Jak dobrze zapewne pamiętacie przed kilkoma dniami odratował obecnego tu krasnoluda Kh’aadza, który to już jedną nogą przechadzał się po krainach swoich bogów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż uda się odratować życie dziewczyny, ktokolwiek to zrobił jego czas jest już policzony. Jak się tylko ocknie i będzie na tyle silna aby mówić to tajemnica szybko się wyjaśni.

Kransoludowi w pierwszej chwili zdawało się, że się przesłyszał. Ale nie... Z nie dowierzania opadły mu ręce i choć nie był religijny spojrzał na Strażnika wzrokiem mówiącym “Na Bogów! Dla czego!?”

Tu zrobił krótką przerwę wpatrując się w oczy zgromadzonych. mówiąc spokojnie i miarowo równym głosem, starał się aby wszystkie te łgarstwa brzmiały pewnie i przekonywująco. starał się złapać kontakt wzrokowy z jak największą liczbą zgromadzonych, wiedział, że któremuś z nich serce teraz wali jak oszalałe, traci kontrolę na zmysłami, zastanawia się co zrobić. Przy odrobinie szczęścia zrobi coś głupiego. I to będzie jego koniec.

- Tak więc jeszcze odrobinka cierpliwości i wszystko się wyjaśni - mówiąc to położył rękę na głowni dużego zakrzywionego noża co miało oznaczać tylko jedno - a wtedy odpowie za swoje. Uznaliśmy iż należy wyznać wam prawdę bo w głównej mierze to was to dotyczy i to wasi przyjaciele cierpią, z winy kogoś tu obecnego.

Rzekłwszy te słowa spojrzał na krasnoluda, który wydawał się jakby nabierać kolorów na twarzy. Wraca do zdrowia i pełni sił – pomyślał -wzruszył ramionami i dodał

- To tyle z mojej strony jakieś pytania? jeśli nie to możecie wracać do swoich zajęć, jeśli się coś wydarzy nie omieszkamy was poinformować.

Gdy Aktorzy się rozeszli, Kh’aadz bezceremonialnie chwycił Endymiona za ramię i zaciągnął do kuchni. Ze złości poczerwieniał jak najprzedniej barwione sukno, syknął wściekle do Strażnika
- Nosz jasna cholera człowieku! - Kh’aadz nadal nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał...
- Cały plan, który miał szansę zadziałać wziął w łeb bo... No właśnie dlaczego? Bo PAN Śledczy od śiedmiu boleści zapomniał sobie, że cała checa miała polegać na tym, aby sprawca, który jest w śród aktorów był przekonany, że wierzymy w samobójstwo!
- Fakt, morderca będzie trząsł portkami, ale za ch..ja wafla się nie wychyli bo teraz wie, że nadal kogoś podejrzewamy i będziemy strzegli “żywej inaczej” dziewczyny, żeby nam powiedziała kto ją zabił.

Endymion chciał tu wtrącić iż właśnie sytuacja taka wymusza działanie, i to szybkie, a nawet bardzo szybkie. Czekanie nie wchodzi tu w rachubę, zwłaszcza po drugiej części planu. No i to co usłyszał z ust Syvi. Niestety wyraźnie nakręcony krasnolud nie miał zamiaru dać dojść mu do głosu.

- Super! Tylko halo! Panie detektywie! Ona jest martwa! Jest, była i wszystkie znaki na niebie i ziemi, pod ziemią zresztą również wskazują, że w takim stanie właśnie pozostanie! I gówno nam powie! - Wściekły krasnolud nie pozwolił dojść Endymionowi do głosu ciągnąc swoją wybitnie emocjonalną przemowę i wymachując wściekle pięściami, które zacisnął tak mocno, że gdyby trzymał w nich kowadło, to to ostatnie żeby do czego kolwiek się nadawało, musiało by pójść do przetopu.
- Wiesz co Ci powiem na koniec?! - nie czekał na odpowiedź.
- Jesteś niekompetentnym sabotażystą! I nie dziwię się, że wysłali Cię na takie zadupie! - przy każdym kolejnym zdaniu oskarżycielsko wytykał Endymiona sękatym palcem.

Człowiek zupełnie nie przejmował się słowami Krasnoluda, wiedział, że zrobił to pod wpływam emocji, zresztą krasnoludy często podchodzą zbyt emocjonalnie do tego co dzieje się wokół nich.

- Jak rozpieprzyłeś sprawę w drobny mak, to sam sobie teraz to naprawiaj! Albo poczekaj jeszcze tydzień, w tym tempie trupa sama wyrżnie się w pień i ostatni żyjący będzie twoim mordercą!
-EEeeeeehh! - krasnolud był tak rozgoryczony i nabuzowany, że musiał się gdzieś wyładować. Wyszedł wściekły jak osa na zewnątrz zdemolować pierwszą rzecz, która mu się nawinie i solennie sobie przyrzekł, że w sprawie morderstwa, więcej palcem nie kiwnie.

- No proszę jak się zaangażował – cicho rzekł sam do siebie Endymion stojąc nadal nieruchomo.

Rozumiał dobrze oburzenie Kh’aadza w końcu mógł mu powiedzieć o tym że ciężko uwierzyć w historię z samobójstwem Amioli, i mogło by to podpaść mordercy na pułapkę. Wtedy to dopiero by się zaczął ukrywać. Tym co powiedział do aktorów chciał zapoczątkować sytuację, która miała zmusić do działania mordercę, który teraz wie, że nie może czekać w ukryciu, w każdej chwili może wydać się jego mały sekrecik, musi działać, musi się odsłonić. Nie ma żadnego wyjścia, bez względu na przeszkody. Morderstwo to nie przelewki, wpadł w wir zdarzeń, które zaczynają go mimowolnie wciągać, i wymykać się z pod jego kontroli. Ta myśl weźmie górę nad rozsądkiem. A jeśli nie to………to i tak jest martwa i nic nie powie ……..chyba że…….chyba że ją ożywimy. Gdy teraz rozgłoszą, że przeżyje to w sumie zostaje tylko jedna możliwość. Jest nią ucieczka i to mu podsunie umysł owładnięty całą tą sytuacją, karmiony emocjami.

Doszedłszy do takiego wniosku wyszedł z kuchni i udał się do Andarasa bowiem nadszedł czas na drugi etap zmodyfikowanego planu.

- Powiedziałem, że istnieje duża szansa, iż ja uratujesz, i wtedy wyjaśni się kto ją zaatakował. Liczę na to, że morderca spanikuje, ale teraz chciałbym jeszcze bardziej przyspieszyć bieg wypadków i jeszcze mocniej go nacisnąć. Czas ogłosić cud, Amiola żyje, choć nie może chwilowo mówić, i na razie mocno śpi. Po takiej nowinie dostanie sraczki na miejscu, i będzie chciał za wszelką cenę ją uciszyć lub po prostu spłoszony ucieknie. Innej opcji nie widzę.

Spojrzał na Andarasa po czym dodał

- Nie mam pojęcia co z tego wyniknie tak do końca, ale nie wierze w to, że morderca nie wykona następnego ruchu, jeśli nie da nogi to trzeba mu stworzyć pozorowaną okazję dobicia Amioli.………….tylko jeszcze nie wiem jak to do końca zorganizować, i tylko w tym miejscu pomysł z samobójstwem Kh’aadza był dobry. Na korytarzu zaczepiła mnie Syvia twierdząc, że samobójstwo nie jest możliwe, bo Amiola nie umiała, ani pisać, ani czytać i że jak się obudziła w środku nocy to Amioli w pokoju nie było. Więc wmawianie samobójstwa było trochę ryzykowne, powiedziała też że Amiola jej się zwierzała i to nie Aldik był obiektem jej westchnień tylko Bankier.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 22-01-2011 o 01:43.
ThRIAU jest offline  
Stary 22-01-2011, 20:25   #17
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Ostatnia Karczma, Marzec 251 roku





Za oknem karczmy „Pod Mostem” hulał zimny wicher, za to w środku atmosfera była podgrzana. Karczmarz z rodziną chodzili jak na szpilkach przeklinając zapewne trupę aktorską, która na sam koniec postoju w jego przybytku dostarczała całkiem gorących wrażeń. Nie mógł sie nadziwić jak taka młoda, śliczna dziewucha mogła do takich czynów się skłaniać, żeby niedość, komuś to i jeszcze sobie życie odbierać. Czyszcząc gliniane miski , wzrok wznosił do góry w podziękach za obecność nietuzinkowych gości, bo doprawdy Strażnik spadł jak z nieba, Elf okazał się bardzo skutecznym medykiem, a wydarty śmierci groźny krasnolud z tym swoim nadziakiem dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa. Bez nich jak nic miałby niezły kłopot na głowie. Przynjamniej tak wszystkim mówił. Cieszył się też, że całe zajście miejsce miało podczas przestoju zimowego, bo gdyby w sezonie kupieckim miał mieć drzwi zamknięte dla podróżnych, to już by wolał, żeby całe bez wyjątku szanowne „Wesołe Bractwo” czym prędzej wyniosło się pod obstawą do Bree lub Tharbadu. A tak trzeba przeczekać, myślał nalewając owsiankę do misek. W sumie mogłoby się te śledztwo i jeszcze z tydzień przeciągnąć, bo wszak aktorzy mieli już wczoraj wyruszać, dumał. A nowych gości jak nie było tak nie ma, nie licząc kilku miejscowych co na kilka głębszych wstąpić chcieli, czego on musiał im odmówić. Przynajmniej wieść po okolicy się rozejdzie, że coś niezwyczajnego „Pod Mostem” się wydarzyło, że karczma zamknięta i farmerzy z traperami będą wkrótce często zaglądać by o tym rozprawiać. Zwłaszcza jak prawda się rozniesie co tak naprawdę się stało urastając do niebotycznych rozmiarów przy tym.

Na śniadanie wszyscy dostali owsiankę z chlebem i mlekiem oraz plotkę nie z tej ziemi. Ponoć Amiola targnęła się w nocy na życie, wyjawiając w pożegnalnym liście, iż to ona właśnie z nieszczęśliwej miłości do Aldika, chciała najpierw wyprawić go pierwszego na tamten świat. Mało tego. Pan Andaras zdołał ją w porę odratować. Taką wiadomość każdy przyjął zgoła inaczej, bo Aldik wypuścił miskę, Syvia o mało nie omdlała opierając się o łoże, Bankhier złapał się za głowę narzekając, że bez niej trupa daleko nie zajdzie, a Humbert odzyskał utracony apetyt, natomiast karzeł posmutniał i zrobił się jakby jeszcze mniejszy w sobie, ale wszystkich łączyło jedno. Kompletnie niespodziewane zaskoczenie z takiego obrotu sprawy. Wszyscy bez wyjątku dopytywali się o zdrowie Amioli i Aldika i każdy chciał od razu się widzieć z dziewczyną, dopytując gdzie jest i kiedy do nich wróci.

Niestety nie zdążyli do końca ochłonąć o nowych wrażeniach, gdy w południe, zwołani na dół do głównej sali zostali poczęstowani kolejnymi rewelacjami. Otóż okazało się, że Strażnik wszystkim zakomunikował, że Amiola wcale nie chciała odebrać sobie życia, lecz raczej ktoś próbował jej w tym dopomóc. Na początku wywołało to grobową ciszę, później poniósł się lament, krzyki i oskarżenia.

Syvia chyba najmniej zaskoczona wołała, że dobrze wiedziała, iż to niemożliwe, aby tancerka była samobójczynią. Aldik zbity z tropu opadł ciężko na stołek krzycząć jakby teartalnie lecz kompletnie zdezorientowany, że to Humbert chciał go zabić. Szpakowaty aktor zbladł łapiąc się za głowę z wrzaskiem, że nikogo nie chciał zabijać a juz na pewno nie Amiolę, po czym rzucił się z pięściami na oskarżyciela. Maklis tylko z niedowierzaniem i półotwartą buzią wodził wzrokiem po wszystkich trzęsąc się najwyraźniej ze strachu, a Bankier chustą ocierał pot z czoła i karku lamentując, że to koniec trupy, klapa i plajta.

Wiadomość zaskoczyła, też Hankę, którą w porę złapał karczmarz, gdy jego żona bez słowa omdlewała obok Amei, w której młodych oczach czaił się lęk wymieszany z osłupieniem. W karczmie był morderca, który już dwukrotnie próbował odebrać czyjeś życie. Tylko dlaczego? Najwięcej oskarżycielskich spojrzeń lądowało pod adresem Humberta, który głęboko oddychał w milczeniu przecząco kiwając głową, kiedy zebranym ludziom udało się go oderwać od powalonego na ziemie Aldika. On pierwszy krzyknął.

- Niech Amiola powie, kto ją chciał skrzywdzić! To na pewno ten sam co nastawał na życie tego durnia Aldika!

Reszta podjęła rzucone hasło stanowczo domagając się widzenia z dziewczyną. Niektórzy krzyczeli, że wcale w karczmie bezpieczni się nie czują, gdy co noc ktoś na ich życie nastaje zuchwale, nawet kiedy Strażnik jest z nimi pod jednym dachem. Endymion z Kh’aadzem musieli energicznie powstrzymać podnieconych ludzi przed szturmowaniem mieszkania karczmarza, lecz po kilku gromkich pogróżkach człowieka i krasnoluda, które usłyszeć musieli chyba nawet okoliczni farmerzy z rodzinami, wszyscy z powrotem udali się do swoich pokoi. Tym razem w grobowym milczeniu. Tylko jak długo słowami utrzymają w ryzach tych wystraszonych o życie i może o coś jeszcze, stojących na krawędzi paniki ludzi?

Strażnik, którego prawdziwe oblicze, a raczej charakter profesji, do wczoraj znane było tylko samemu królowi i kilku nielicznym wtajemniczonym, nie dał wyprowadzić się krasnoludowi z równowagi, a przynajmniej tego nie okazał. Zamiast tego z pewnym siebie wyrazem twarzy po sztormowym opuszczeniu karczmy przez Kh'aadza powiedział elfowi dlaczego tak postąpił, choć dobrze wiedział, ze tłumaczyć niczego i nikomu na dobrą sprawę nie musi. Andaras siedział w kuchni samotnie, myślami błądząc na przemian to przy zwłokach Amioli spoczywających obok w sypialni Amei, to zupełnie gdzie indziej. Słyszał wszystko, co działo się w sali karczmy, jednak kiedy Endymion oznajmiał jak się sprawy mają wysłuchał go tak czy inaczej. Musieli podjąć jakąś decyzję, a przynajmniej musi to zrobić Strażnik, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że nadal liczy na pomoc elfa.






Kh’aadzowi mimo jęzora zimnego wiatru, który go omiótł, gdy wyszedł nad zewnątrz przed karczmę, para niemal dosłownie wychodziła uszami. Był wściekły. Do pełnego zdrowia po przygodzie kąpieli pod lodem wprawdzie dopiero dochodził, o czym mógł łatwo zapomnieć angażując się głęboko w śmierć Amioli, dziewczyny, która niemal otwarcie okazywała zniesmaczenie krasnoludem, ale złość dodawała energii i siły. Orzeźwiony chłodem, bo zimna Khazad nie odczuwał prawiewcale, wciąż w głowie dudniły mu słowa przyrzeczenia, że w sprawie morderstwa w karczmie to nawet palcem nie kiwniei pragnienie wyładowania gniewu. No tak, w ciągu dwóch dni zdążył złożyć już dwa przyrzeczenia, co zdarza się wszak u Kh’aazadów dość rzadko. O ile pierwsze polegało na spłacie długu wdzięczności za kto wie, pewnie uratowane życie, to drugie było raczej efektem zapalczywości i gorącego temperamentu. Ręka świerzbiła, żeby odreagować złość, kiedy człapał w śniegu. Nie dość, że związał się z elfem kuglującym magią, to może nieźle nadłożyć drogi nim stopnieją przełęcze Gór Mglistych, bo wszak Andaras nie zdradził wcale czy w tamtym kierunku będzie podążał. Mało tego. Krasnolud zaplątał się jeszcze w karczmienną intrygę ludzi, a przecie nie mógłby dbać mniej, mając dość swoich kłopotów na głowie.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CXjTWl26dYc[/MEDIA]


Blade słońce zaczęło pomału opadać z zenitu.
Idąc z wolna wzdłuż rzeki ochłaniał ze wzburzenia, gdy zobaczył, że przez most od drugiej strony brzegu przeprawia się czterech jeźdźców. Wytężył wzrok starając się dostrzec, czy nie jest to ten kupiec ze swoimi ludźmi, co dzień wcześniej opuścił karczmę. Jednak nie. Kupiec był raczej chuderlawy, a kimkolwiek byli przybysze, to żaden z nich do takiego gatunku się nie zaliczał. Nie było też wozu. Z daleka widział, że na miejscowych farmerów i myśliwych raczej też nie wyglądali. Odziani byli w skóry, płaszcze i różnorakie elementy zbroi. Dwóch miało łby zakute w hełmy, spod futra innego połyskiwał kaftan kolczy, u siodła ostatniego dyndał łuk. Zbrojni. Kiedy zobaczyli krasnoluda byli prawie na środku mostu. Zatrzymali się zrównując konie, które parskały kłębami białej pary. Koniec marca a lekki mróz dalej ścinał Rhunduar. Kh’aadz stał na brzegu rzeki, w połowie drogi między karczmą a mostem. Ręką przysłaniał czoło, kiedy przyglądał się konnym pod słońce. Odległość i nieśmiałe promyki drażniąc, przeszkadzały z lekka w dokładniejszym przyjrzeniu się jeźdźcom. On też został najwyraźniej zauważony, bo któryś z nich podniósł rękę wskazując na karczmę lub Khazada, ciężko było stwierdzić na co konkretnie, lecz zdecydowanie gest wymierzony był w tamtą stronę. Konni wymienili kilka spojrzeń i słów w kierunku samotnego krasnoluda. I wtedy z miejsca spięli konie do galopu. Czarne płaszcze falowały jak rozpostarte skrzydła, a kołysane pędem futra zdawały się żyć własnym życiem. Śnieg wzbijał się na boki podchwytywany w objęcia wiatru, który kręcił nim tumany na kamiennych poręczach starożytnej budowli.







Endymion rozmawiał ze Andarasem, gdy elf nagle odwrócił głowę w kierunku głównych drzwi karczmy, bo wyraźnie usłyszał stłumiony śniegiem tętent kopyt na kamiennym moście. Dźwięk więcej jak dwóch konnych, który leniwa Mitheithel niosła teraz wraz z topniejącym lodem. Endymion zrozumiał widząc zachowanie elfa, że słuch Andarasa wyraźnie wyłowił dźwięki, które były jeszcze poza zasięgiem człowieka. Tylko co takiego? Wbiegli obaj z kuchni do pustej sali głównej karczmy i w oknie, przez szybę, do połowy jeszcze zdobioną srebrnymi paprociami mrozu, dostrzegli cwałujących jeźdźców na Ostatnim Moście. Poniżej, w połowie drogi pomiędzy budowlą a Karczmą na brzegu zobaczyli znajomą, baryłkowatą sylwetkę Kh’aadza. Wyraźnie słyszeli, jak trzasneły drzwi i ktoś biegł po korytarzu na górze.








 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2011 o 20:37. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 26-01-2011, 20:24   #18
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Wyglądając przez okno zdobione witrażem kwiatów namalowanych przez mróz Endymion zastanawiał się na głos- kogo tu niesie?- mając twarz wlepioną w zmrożoną szybę.
W miarę zbliżania się postaci można było rozróżnić coraz więcej szczegółów, jeźdźcy nie sprawiali dobrego wrażenia. Elf doszedł zapewne do podobnego wniosku ale z jego wzrokiem na pewno dużo szybciej dojrzał to co Endymion obecnie. Wyczuwając po co tak szybko Andaras udaje się na górę karczmy sam też postanowił na wszelki wypadek przygotować się. Szybkim krokiem pokonuje schody, wpada do swojego pokoju niemal z drzwiami, łapie półtoraręczny miecz stojący w pochwie w kącie pokoju. Zdecydowanym ruchem oswobadza ostrze, odrzucając pochwę i zatrzaskując drzwi za sobą zbiega z powrotem na dół karczmy. Siadając za szynkwasem kładzie nagie, błyszczące zimnym blaskiem stali ostrze za ladą szynkwasu tak by nikt stojący przed nim nie widział go, a tak by sam mógł jednym sięgnięciem ręki dobyć go. Zapewne to zupełnie niepotrzebne i na wyrost ale nigdy nie wiadomo. Teraz będąc przygotowany na niekorzystny rozwój sytuacji, złapał głębszy oddech gdy nagle jak grom z jasnego nieba poraziła go myśl.

- Psia mać krasnolód – warknął - uświadomiwszy sobie ,że między jeźdżcami a karczmą był Kh’aadz . Jeśli to jakaś wędrowna banda jakich wiele na szlakach to sam przeciwko czterem konnym nie miał większych szans.
Zarwawszy się z miejsca złapał miecz i podbiegł ku drzwiom karczmy otwarł je na oścież stając w progu.

Jeźdźcy byli już kilka kroków przed głównym wejściem. Jeden z mężczyzn był koło 50tki, trzech było młodszych, wszyscy dobrze zbudowani, chłopy na schwał, z ubioru i twarzy, grozy dodawały im czarne brody, wąsy i gęste brwi i wyglądali do siebie bardzo podobnie. Odziani byli w skóry, płaszcze, futra, mieli skórzane oraz metalowe elementy zbroi, dwóch miało czarne zimowe płaszcze, dwóch futra, Któryś miał hełm, któryś kaptur, jeden kuszę zarzuconą na plecy, drugi tarczę, wszyscy mieli miecze. Byli brudni i spoceni, mieli przetłuszczone włosy.
Endymion poczuł na sobie ich srogie spojrzenia, zmierzyli go niby obojętnym ale czujnym wzrokiem. Ciężko się dziwić stał w przejściu a nieznajomi zmierzali wprost na niego. Ustąpił z przejścia umożliwiając wejście jeźdźcom do karczmy. Bo przecież nie miał prawa im zabraniać wchodzenia do środka a argumentacja iż karczma jest zamknięta na pewno zakończyła by się zbrojną wymianą argumentów. A na to nie miał zupełnie ochoty, ostatnie wypadki w karczmie dziwnie mocno zaciążyły potęgując zmęczenie. Zazwyczaj był niemym obserwatorem takich wydarzeń. Nigdy wcześniej nie wdawał się tak mocno w wir wypadków, nigdy nie zdradzał kim jest, nigdy z niczyim zdaniem się nie liczył. Teraz niewiadomo czemu postępował wbrew swoim przyzwyczajeniom i wyraźnie nie służyło mu to dobrze. Spostrzegł iż Kh'aadz idzie spowrotem do karczmy, a to już dawało nadzieję na to, że nie maja takich złych zamiarów, i ich odwiedziny nie skończą się rozróbą.

Wszedł za nimi do wnętrza dopiero teraz dotarło do niego co przed chwilą słyszał gdy jeźdźcy byli jeszcze przy stajni a on sam był w środku karczmy. Jako, że stajnia jest po prawej stronie karczmy o oni zachowywali się dość głośno dało się usłyszeć fragmenty ich rozmów.
- Ha ha ha – grzmiał jeden z mężczyzn – stawiasz dzisiaj gorzałę i zagrychę, twoja szkapa była najwolniejsza, zresztą jak zawsze ha ha ha jak zawsze.
- Mam ochotę na tłuste pieczone prosie, piwo i kobietę – dodał któryś – konam z głodu.
- Widzieliście jak patrzył na nas ten krasnolud…… stał tam jak………ha ha ha.
Dało się też słyszeć groźby i przekleństwa, rzucane pod adresem umęczonego konia i wybuchy śmiechu.

Endymion wychowując się u podnóża Misty Mountains w krainie zwanej Region słyszał opowiadania podróżnych ze szlaków o dzikich bandach Dunlandzkich, co do opisu, których ta zgraja pasowałaby idealnie. Tylko, że stąd jest dość daleko od wzgórz Calenardhonu, Rodanu. Pamiętał też doskonale, ze szkolenia na Strażnika, że zazwyczaj prości Dunlandingowie uzbrojeni są w maczugi, albo widły, i w mniejszej ilości nie stanowią większej siły bojowej co odrobinę kolidowało z obecnymi tu dobrze ubranymi i nieźle uzbrojonymi mężczyznami. Zresztą nie ma co wyrokować na przód może więcej w nich rozsądku i rozwagi niż w wesołym bractwie aktorów śmierci i samookaleczenia.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 26-01-2011 o 20:27.
ThRIAU jest offline  
Stary 27-01-2011, 21:57   #19
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Złość i rozgoryczenie niemal sączyły się z niego niczym para z gorącego czajnika, stawiał coraz to kolejne długie kroki i oddalał się od karczmy forsownym tempem.
- Kretyn… Imbecyl… - wyklinał nieustannie, wywarkując kolejne obelgi przez zaciśnięte zęby. Kłęby pary towarzyszące każdemu wydechowi szybko znikały, rozwiewane chłodnym wiatrem. Nie zwracał uwagi na otoczenie, ani na szumiącą z cicha nieopodal rzekę, której brzegi jeszcze były skute cienką warstewką lodu, ani na czyste błękitne niebo tylko gdzie nie gdzie poznaczone wiszącymi gdzieś wysoko haczykowatymi chmurami, zapowiadającymi w najbliższych dniach pogorszenie pogody. Miał dość swoich spraw na głowie, nie potrzeba mu było kolejnych problemów, ale nie… „Pan Detektyw” widać lubi komplikować sobie życie… Szkoda tylko, że innym przy okazji również. Gdyby tylko mógł, w tej chwili spakował by swój bagaż i opuścił to przeklęte miejsce zostawiając strażnika i całą tą głupią trupę sobie samym.
- Cholerny elf! – Warknął nieco głośniej. Też zamiast po prostu zabrać swoje manatki i wynosić się z tąd jak najdalej, to siedzi i bawi się w domorosłego zbawcę świata i okolic… Głupi los, jeśli w ogóle istnieje, albo zwyczajny pech, niestety przywiązał go do tej długouchej „opoki cierpiących i balsamu konających”. Jakby to nie wystarczyło, to na dodatek dostał mu się jeszcze stróż prawa jawnie sabotujący własne śledztwo… I jak tu nie cieszyć się życiem?
Ale koniec tego dobrego, tak jak wyrzucił to Endymionowi w twarz, więcej w sprawie śledztwa nie ma zamiaru się udzielać, chce, niech się sam z tym teraz babrze, tak z drugiej strony to nawet mu na rękę, bo czas leci, dni mijają, zanim „zdolny inaczej” strażnik rozwiąże sznurowania swojej koszuli, nie mówiąc o jakiejkolwiek zagadce w tej rzeczce tutaj upłynie spooooro wody. Elf oczywiście, niosący światło i kaganek sprawiedliwości będzie mu dzielnie asystował… A im więcej czasu stracą tutaj, tym szybciej przyjdzie wiosna i Kh’aadz wreszcie będzie mógł ruszyć dalej ze swoją drogocenną przesyłką.
Na myśl o tym co ma dostarczyć do Ereboru przez czerwoną kurtynę gniewu przebiło się rozlewające po całym ciele ciepło, uczucie prawdziwej dumy. Jednak w tym momencie jego rozmyślania przerwało pojawienie się jakiegoś dziwnego przeczucia, że coś mu umyka, że nie widzi wszystkiego. Bardziej podświadomie, podniósł głowę, aby się rozejrzeć…

I rzeczywiście, stali na środku mostu, czterech ludzi w siodłach, strzemię przy strzemieniu, Kh’aadz przystanął na chwilę i podniósł rękę do czoła, aby osłonić oczy przed słońcem. Jeden z nich wskazał w jego stronę i rzekł coś do swoich towarzyszy, jednak z tej odległości słowa zlały się z delikatnym szumem wiatru i stały kompletnie nieczytelne. Nagle wszyscy na raz spięli gwałtownie konie i poszli w galop.
-Kiego czorta… - wymruczał do siebie, ściskając pewniej rękojeść swojego nadziaka. Kopyta koni biły o ziemię jak szalone wzniecając tumany białego pyłu, wibrację czuć było nawet w płucach. Kh’aadz ocenił szybko malejącą odległość dzielącą go od jeźdźców, jedyne co mu zostało, to usunąć się z drogi i być gotowym na wszystko. Gdy byli już bliżej, uspokoił się nieco, mieli co prawda broń, tylko głupiec by nie miał, ale oręż wszelkiej maści spoczywał bezpiecznie przytroczony do siodeł, mimo to, Kh’aadz zachował czujność, nieznacznie odchylił dłoń dzierżącą nadziak lekko do tyłu, aby w razie czego móc wyprowadzić szybki zamach obuchem w głowę prowadzącego konia a potem szybko zanurkować obok zwierzęcia, które najprawdopodobniej zwaliło by się na ziemię zrzucając swojego jeźdźca… Na szczęście nie musiał sprawdzać swojego opracowanego na poczekaniu planu w praktyce, konni przemknęli szybko obok w stronę karczmy, taksując go tylko spojrzeniami, krasnolud też im się przyjrzał, banda awanturników, o niewyparzonych obliczach, do tego z dość leciwym przywódcą.
Popatrzył za nimi jeszcze chwilę po czym powolnym krokiem skierował się w stronę karczmy. Nowi goście nie wyglądali na takich, co to nie robią kłopotów, a o tym, że ludzie specjalizują się w sprawianiu kłopotów, na przestrzeni ostatnich kilku dni Kh’aadz przekonał się już trzykrotnie. Gdy zbliżał się już do karczmy, w drzwiach stanął zwabiony za pewne swoimi „niesłychanie ostrymi zmysłami i bystrym umysłem” Endymion. Z mieczem w ręku…
- Pięknie… - zakpił krasnolud.
- Przywitaj ich chlebem i solą w oku… No i jeszcze bełtem w rzyć na wynos.
Tak jak się spodziewał, widok człowiek z obnażonym mieczem w ręce zagradzającego wejście do karczmy w oczywisty sposób zaskoczył nowo przybyłych, tym bardziej nie zdziwił się, gdy wszyscy położyli szybko ręce na rękojeściach swoich żelastw a kilku z nich szybko obejrzało się jego stronę, w takich sytuacjach lepiej wiedzieć kogo się ma za plecami.
- A może mu wleją? – pomyślał z rozbawieniem krasnolud. – To mogło by być ciekawe, czynna napaść na funkcjonariusza… Przy odrobienie szczęścia, i dwóch tygodniach intensywnego dochodzenia Endymion mógłby nawet zawęzić krąg podejrzanych do tych czterech cuchnących koniem awanturników. – ta złośliwa myśl rozbawiła go nieco, zignorował poruszenie, które kątem oka dostrzegł w oknach pokoii Andarasa i tego drugiego nie był pewny, ale chyba Makhlera, arcyzarządcy samounicestwiającej się grupy wzajemnego mordu i sztuk wszelakich. Wszedł do karczmy taksowany kolejnymi spojrzeniami nowo przybyłych, których niezawodny stróż ślepego prawa i chaotycznego porządku zdecydował się wpuścić do środka.
- Pięknie, ich obecność na pewno pomoże…- znowu zakpił w myślach.

- Cztery łóżka! I gorącej wody! Ale wpierw końmi się zająć! – zaczął rzucać rozkazami najstarszy z nich do karczmarza, który słysząc o wynajęciu pokoi wymownie spojrzał na Endymiona.
- I cztery dzbany grzańca! – krzyknął inny.
- I co masz gotowego do jedzenia to też dawaj od razu! Byle wartko! Bierzemy co macie jak leci! – zawołał ten bez brody rozgoszczając się z resztą przy największym stole.
- I co wy taka gębę stroicie gospodarzu jakby kto zdechł? Cieszcie się, że gości macie! – zagadnął jeden z nich zdejmując hełm. – Pustawo przecie – dodał patrząc po prawie pustej karczmie.

- Ano pustawo, bo i był zgon. I to nie samoistny. Ale wprowadźmy jeszcze więcej zamieszania i gości szanownych w progi miejsca zbrodni a na pewno wszystko się składniej poukłada... - krasnolud burknął pod nosem nadal w humorze, jakby go użądliła osa...

- Co ty tam burczysz pod nosem mały?! - zaśmiał się brodacz zdejmując kuszę z pleców i kładąc ją obok na siedzeniu ławy.
Najstarszy z przyjezdnych spojrzał złowrogo na towarzysza i tamten przestał się śmiać.
- Karczmarzu rusz dupsko! - krzyknął zapewne przywódca tej czwórki zniecierpliwiony kładąc na szynkwasie monety.

- Mały to jest mózg człowieka, który w taki sposób zwraca się do krasnoluda... - Odburknął jakby w próżnię zasiadając przy stoliku Andarasa. Kh’aadz był na prawdę w kiepskim humorze.

Oberżysta ponaglony podawał dzbany córce, która po chwili niosła dwa pełne naczynia dla nowych gości.
- Panie, mam tylko dwa pokoje wolne. - bąknął karczmarz zbierając pieniądze - Ale nowe łóżka się doniesie i będzie cztery.
- To gra muzyka . - powiedział brodacz, wziął pozostałe dzbany i poszedł do stołu.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
Stary 28-01-2011, 12:41   #20
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras był ciekawy jak sytuacja się rozwiąże.

Gdy okazało się że strażnik nie ma zamiaru wystawiać na próbę swego autorytetu a wpuszcza do karczmy najrychlej zbirów nie oponował.
- Endymionie skoro ich wpuściłeś twoja sprawa bo i twoje śledztwo. Radziłbym jednak poinformować ich co tu się dzieje. Oraz podjąć dalsze kroki bo powiem szczerze że umęczony jestem tą pogonią za sprawcą. Dalej chcesz czekać aż się wystraszy? Co robimy dalej?

- Nie miałem powodu ich zatrzymywać Andarasie, jakbym to zrobił na pewno doszło by do walki. Póki co nikomu krzywdy nie wyrządzili, a że są chamscy na to nic nie poradzę, karczmarz na pewno nieraz takich gości miał i będzie miał. Po zatym nie mam zamiaru każdemu obwieszczać kim jestem i co robię i tak bardzo źle się stało że dałem się ponieść emocjom i zdradziłem się wtedy w pokoju Aldika. Powinienem siedzieć cicho i się tylko z boku przyglądać. Teraz jestem niepotrzebnie zaplatany w to śledztwo i końca nie widzę…Endymion przerwał zwracając głową ku sufitowi…. słyszałeś na górze.

Karczmarz wybrał się oporządzić konie przybyłych gości, którzy pochłonięci byli jedzeniem i piciem. Amea usługiwała przy stole czterem mężczyznom. Po chwili pojawił się jej matka i razem zajmowa się głośnymi gośćmi.

Andaras słyszał dźwięki dobiegające z pokoju. Który jest nad główną salą, pierwszy lub drugi od schodów. Raczej po stronie od głównego wejścia jak nad kuchnią. Przyśpieszone kroki, jakieś stłumione trzaśnięcie. Postanowił to sprawdzić. Dotarło do niego również że chyba Edymion też coś słyszał a nawet to skomentował. Ruszył szybko na górę jego naturalna zwinność i szybkość sprawiły że był tam pierwszy nie wywołując przy tym dużo hałasu.
Gdy odchodził na górę zauważył że jeźdźcy wyraźnie się na niego gapią. Przyzwyczaił się już do takich spojrzeń. Jakby widzieli jakieś unikalne zwierzę.
Elfy bowiem są w III wieku rzadko spotykane więc jak najbardziej egzotyczne.

Na górze okazało się że odgłosy odchodziły z pokoju Makhlera. Drzwi okazały się zamknięte. Spróbował zatem najprostszej metody wypłoszy go. Andaras uderzył zdecydowanie w drzwi. Zaraz potem pokazał się u jego boku Endymion. Szybki jak na człowieka pomyślał elf. Niezły jest albo nieźle ich tam szkolą.
-Otwórzcie prędko. - rozkazał i nasłuchiwał waląc dalej w drzwi elf.
Na początku była cisza, później ożywienie, następnie dało się słyszeć głos Makhlera.
- Chwileczkę! - trwało to jedna trochę dłużej, później znowu krzyknął - Zaraz!
W końcu otworzył drzwi. Wychylił głowę na korytarz.
- Tak? Coś się stało? - popatrzył to na Andarasa, to na Endymiona.
Elf spojrzał wyczekująco na Strażnika. Kiwnął jednocześnie głową w stronę łóżka gdyby Edymion nie posiadał tak bystrego wzroku jak jego rasa. Kątem oka widział bowiem, że spod łóżka wystaje worek podróżny, nie od końca schowany. Uśmiechnął się szelmowsko i czekał na reakcje strażnika.

Sam powiedział jedynie:
-A co tu się dzieje panie Makhler?- wypomnienie worka leżącego pod łóżkiem zostawił sobie na chwilę potem. Chciał zobaczyć jak ten wije się najpierw w spirali wymyślanych na szybko kłamstw.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 28-01-2011 o 12:44.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172