Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2011, 16:24   #31
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
- Za przyzwoleniem, po spytkach wszak niepotrzebnych, na konarze suchym zdynadać go najprędzej zechcemy panie. Ot Amei krzywdę chciał zrobić jebaka, to mu się należy. Tak czy nie? - zagadał młodszy do starszego, który młodzika rozumowanie skwitował posępnie spode łba wilkiem na Zarisa łypiąc i wąsami potakująco potrząsnął.

Wydawszy polecenia zbrojnym Endymion spojrzał na konającego Thurga, który przed chwilą otrzymał ciężką ranę z jego ręki. Zdawszy sobie sprawę z tego iż należy to zakończyć podniósł z ziemi upuszczony przed chwilą oręż, podszedł do konającego. Powoli przykucnął przy umierającym z zamiarem dokończenia tego co nie było skończone. Jednak opatrujący go Andaras wcale nie ma zamiaru się usunąć a wręcz przysłanił swoim ciałem rannego.

-Dość już przelanej krwi. Niech bogowie zadecydują czy zabrać go czy zostawić wśród żywych. Ta walka nie była potrzebna... Można było bez zabijania się obejść – ciągnął dalej Andaras - Endymionie proszę zatrzymajmy to póki jeszcze czas. Daj mi ich obu opatrzeć...

- Elf ma rację człowieku. Dość już na dzisiaj się śmierć z naszych rąk najadła. Szkoda chłopaków, ale co się stało, to się nie odstanie. - Kh’aadz odezwał się spokojnym już tonem do Endymiona biorąc stronę elfa.

To był dopiero łupnięcie co jak co ale krasnolud raczej nie powinien brać ich strony. Endymion w tym momencie poczuł jakby się dotknięty tymi słowami ale nie dał po sobie poznać zdziwienia a wręcz poczuł ciekawość postępowania elfa i krasnoluda. Andarasa potrafił jeszcze zrozumieć, przecież po części w jego żyłach płynie krew szlachetnych elfów, ale postępowanie Kh`aadza było dla niego zagadką. Widząc upór z jakim się spotkał postanowił odpuścić lecz w jego umyśle przewijały się słowa Golina - jak już zacząłeś to skończ – były tak wyraźne jakby starszy strażnik stał za jego plecami. Ale tak nie było, i łamiąc zasady jakich go nauczono, aby nie wyjść na rzeźnika, został zmuszony do odstąpienia zamiaru dobicia obu Dunlandczyków.

- Niech tak będzie- ciężko odrzekł Endymion i szybko dodał - ale to się zwróci przeciw nam. Tacy jak oni nie są warci aby w ogóle stąpać po tym świecie. Dostali szansę gdy weszli do karczmy i co zrobili, zapewne zaczęło się od zaczepki dziewczyny a po interwencji Kh`aadza wywiązała się zażarta walka.

- Oni krzywdy raczej już nikomu nigdy nie zrobią. Jeśli uda mi się ocalić ich życia- stwierdził Andaras.

Mając świadomość iż tacy ludzie czynią najwięcej zła z całym przekonaniem i powagą Endymion odpowiedział Andarasowi.

- Nie jest mi przykro z tego powodu, zrobiłbym to jeszcze raz jakby trzeba. Takie mendy trzeba tępić.

- Może jeszcze była szansa, żeby załagodzić sprawę, zanim wbiłeś temu, który na mnie siedział żelazo w plecy, ale teraz to już tylko czyste gdybanie, musztarda po obiedzie...

- Nie było mnie tu zresztą możesz mieć racje. Nie mnie to oceniać. Rozumiem jednak że do czasu ich ustabilizowania i względnego ozdrowienia mogę ich wziąć pod swoją opiekę? - dopytywał się elf.

Kolejne uwagi Kh`aadza i pytanie Andarasa sprawiły iż Endymion stracił ochotę na przekonywanie o słuszności a wręcz konieczności pozbawienia życia rannych jeźdźców. Odnosząc się do słów Andarasa twierdził tylko sucho.

- Twoja wolna wola.

-Dziękuje - odparł Andaras - każde życie jest coś warte. Z racji tego że twoja decyzja jest tu wiążąca czy jeśli przeżyją mogę ich odesłać do domu? Choćby i na własny koszt. Dosyć już się wycierpieli kara została moim zdaniem wymierzona.

-Oni się wycierpieli?- zdziwił się - pomyśl co by wycierpiała dziewczyna. Poza tym tego się trochę obawiam że będą chcieli pomścić śmierć swoich, i wolałbym ich jednak ...... wolałbym aby ci się nie udało ich uzdrowić.

- Co do pomsty oni jej osobiście już nie wymierzą- stwierdził Andaras- Co do cierpień nie mówię że ponieśli je nie słusznie, czy się im nie należało. Choć nie jedną bójkę w karczmie widziałem i nie zawsze kończy się to taką rzezią. Wieści o tym co się tu stało i tak dotrą w ich strony. Takie sprawy zawsze wychodzą na jaw. Co ich śmierci cóż bogowie zatem zdecydują.

- Jakby nie mogli podiąć decyzji służę pomocą.

- Oboje rwa mać mędrkujecie, - wtrącił się Kh`aadz - a żadnego z was tutaj nie było jak się wszystko zaczynało! Pozwól że zapytam “panie strażniku”, skąd u Ciebie taka chęć do krwawej zemsty za coś czego na dobrą sprawę na własne oczy nie widziałeś? Szkoda tylko, że jak w krytycznej chwili przyszło podjąć ciężką decyzję, to zamiast działać równie ochoczo jak teraz wydajesz osądy, rzuciłeś broń na ziemię... Gdyby ten Dunlandczyk nie był tak wystraszony i pomyślał sekundę to mi wpakowałby bełt między oczy, a ty bez broni gówno byś zdziałał. Chyba już wiem, czemu ludzie mnożą się jak pijane króliki... To musi być mechanizm pozwalający wam przetrwać przy zachowaniu apetytu na wzajemne wyżynanie się...

- Skąd wiesz że byłem bezbronny – zauważył lekko zniecierpliwiony Endymion - naprawdę tak sądziłeś. To by znaczyło że on jest mądrzejszy od ciebie bo tak nie pomyślał i nie dał się zbliżyć do siebie. Uznałem że mieczem i nożem na odległość mniej da się zrobić niż dwoma wolnymi rękoma z bliska. Atakując go miałeś szczęście że przypadkiem nie podcioł dziewczynę. A poza tym chętnie się dowiem jak się zaczęło.

- Ha! Taktyk się znalazł od siedmiu boleści...- kontynuował swoje uwagi Kh`aadz - Po to używa się broni, żeby móc zaatakować z większego dystansu, a co za tym idzie szybciej i skuteczniej niż przeciwnik. Pozbywanie się przewagi w takiej sytuacji to głupota i śmiem twierdzić, że gdybym ja się nie pofatygował i nie zrobił tego co należało, to dalej stałbyś tam jak drewniany kołek! A skoro uważasz, że Dunlandczyk był mądrzejszy odemnie, to zastanów się proszę dla czego to on leży na ziemi z dziurą w nodze zamiast mnie a dziewczyna jest cała w ojcowskim uścisku? Ha? Nie ma mój drogi przyjacielu konfrontacji bez ryzyka, jak chcesz wszystko załatwiać spokojnie i bezpiecznie to poszukaj pracy w magistracie miejskim za biurkiem. A jeśli myślisz, że to co zrobiłem było bezmyślnym impulsem, to z kolei Ty jesteś bystry inaczej. Zakończmy już, bo to ani miejsce ani czas na takie dyskusje...

Endymion zaczął się zastanawiać co gorsze czy towarzystwo czterech pijanych Dunlanczyków czy jednego trzeźwego i czepialskiego krasnoluda. Pomimo usilnych prób nie mogąc udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie przypomniał sobie o impresario trupy aktorów. Lecz gdzieś w głębi nie mogąc się przyznać przed samym sobą miał świadomość, że Kh`aadz miał trochę racji. Powinien być bardziej zdecydowany w swym postępowaniu w tym całym zajściu.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 23-02-2011, 21:11   #32
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Karczmarz nam mówił, że elf tamtego tam na śniegu zadźgał. Doprawdy dziwne to jest panie zachowanie, ponoć złończyńcę, ale na ziemi bez broni rozłożonego tak po prostu wykończyć? Żeście rozmawiali z nim elfie, myśmy słyszeli od karczmarza, i że po rozmowie bez pardonu z waszej ręki miał zginąć. Prawda to? - pytał zafrasowany strażnik zerkając to na elfa to na strażnika.

- Zginął woju jak przed chwilą powiedziałem. Mroczny to człek był może i bez broni ale kąsać potrafił. Zapewniam cie że jako Animiście i elfowi każde życie jest mi drogie. Jest mi przykro z powodu tego co zaszło.- powiedział Andaras.

- A czemuż on zgniły był jak trup? Czyście panie leczyć nie powinni, a nie magią takie rany zadawać? Skąd wiecie, że on stronie złej się zaprzedał? To poważne oskrżenia - dopytywał starszy strażnik.- Jak on bez broni miał kąsać? O czym wy mówicie?

-Magią rany? O czym ty mówisz. Zabiłem go to fakt a arkan magi nie mi wam tłumaczyć. Próbował rzucić w moim odczuciu jakieś zaklęcie na mnie... Nie było rady, ryzykować nie mogłem że mi coś zrobi.- powiedział z lekką emocją elf.

- Po łbie od niego dostałem w stajni.- mruknął karczmarz wpadając w słowo. - Aldika o włos nie zabił, Amioli życie odebrał, więc nie kąsać, ale gryźć umiał pachnący wieprzak. Widocznie pan Andaras miał ku temu tam nad rzeką powody. Przecie tego jebakę Zarisa, mógł ubić, a córkę mi wyrwał z ramion śmierci, tego drania tylko pięścią częstując, a nie żelazem...

-Pytać go możecie o co chcecie.- powiedział Animista wskazując na Zarisa. Ale na litość boską wieszać go chcecie? Jeśli mi się uda mu pomóc w najlepszym razie będzie kaleką. Ta noga zdecydowanie do amputacji się nadaje. Aż tak biegły w sztukach magicznych nie jestem. Kalectwo i utrata bliskich to chyba wystarczająca kara za to co tu zrobili. Miejcie sumienie.

- Akurat jego by mi tak bardzo szkoda nie było jak tych trzech pozostałych... - wtrącił jakby od niechcenia krasnolud. Ale z drugiej strony wieszać kalekę...? Też trochę głupio...

- Można go utopić pod lodem rzeka jeszcze skuta?-zaczął ironicznie Endymion po czym dodał już nieco poważniej
-Nie rozumiem dlaczego się nad nimi litujecie oni by się nie zastanawiali, za nic mają innych. Gdyby byli porządnymi ludźmi nie doszłoby do całego zajścia.

-Litujemy się bo się od nich różnimy-zaznaczył elf

W topieniu się pod lodem Kh’aadz ostatnio co prawda wbrew swej woli, ale nabrał doświadczenia, którym nie każdy mógł się pochwalić, samo wspomnienie kłującej lodowymi szpilami mroźnej toni, sprawiło, że ciarki przeszły mu po kręgosłupie. Pomimo, że Zarisa nie darzył największym poważaniem, to nawet jemu nie życzyłby takiej śmierci.
- Brrrrr, ciarki mnie przechodzą od Twoich pomysłów Strażniku, chłopak jeśli wyżyje do końca życia będzie kuternogą, a w jego stronach, to bynajmniej nie ułatwia życia... Poza tym znam kilka miejsc, w których takie okaleczenie jest zbyt surowe jak na karę za zzdzielenie dziołchy przez twarz i dobieranie się do niej... On już dostał za swoje., a nawet więcej na zapas...

- Jak go pytać mamy jak on do gadki nie zdatny...? - wzruszył ramionami starszy strażnik - Wystarczy jak Ameę zapytamy jak było, a wyście też świadczycie, że do gwałtu i mordu się przybierali. Toć za darmo ich nie wyrżneliście przecie... Nam rękę wolną dano, to jak zdolny do gadania będzie, to go wysłuchamy a później powiesimy na przestrogę innym awanturnikom. A wam dobrzy wędrowcy tłumaczyć się nie będziemy z niczego. Za pomoc w obronie rodziny naszego karczmarza wielce wdzięczni jesteśmy. - powiedział do elfa i krasnoluda szukając wzrokiem aprobaty u Endymiona.

- Dobrzy ludzie- niemal westchnął Andaras.. Usłyszałem od pana Endymiona że jeśli ujdą z życiem od zabiegów to są pod moją opieką. I to ja mam wolną rękę w ich sprawie. Kara okaleczenia za ich zbrodnię została już wymierzona. Czy wy ludzie nie macie sumienia? Sprawiedliwości stało się zadość. Karczmarzu daj no napitku i jadła strudzonym żołnierzom.- rozmowę uznał za zakończoną.

Na mój koszt i reszta dla ciebie- wsunął karmarzowi mu do ręki złotą zatem cenną monetę. Wystarczy na przednią ucztę.

- Dziekować wielce panie elfie, ale po tym wszystkim coście mi pomogli to ja waszym dłużnikiem jestem. - odpowiedział oddając z szacunkiem pieniądz. - Obiad wojowie zjedzą za darmo jak uporają się ze zwłokami.

- Na razie panowie –powiedział Endymion patrząc na zbrojnych - nici z wieszania lub nauk pływania, dostali drugą szansę. Ale mówię wam, ją też sprzepieprzą jak gdy ich wpuszczono do karczmy, nie wytrzymali zbyt długo. A wtedy panowie pod lód z nimi, bo co się odwlecze nie uciecze - pogardliwe spojrzał na Zarisa.

- No dobra... - mruknął starszy strażnik drapiąc się po głowie, a młodszy zakręcił się na pięcie i idąc za ojcem do wyjścia, mijając Zariasa splunął w stronę tamtego. - Konia dobijemy,szkoda zwierzaka, ale tamtego na śniegu palcem nie tkniemy. On zgniły jest, może to zaraza jaka... - rzucił wąsaty na odchodne z przestrachem nim zatrzasnęły się za nimi drzwi.

- Zgniły? Tak za życia? Brrrrr!!!

Elf wyszedł za wojakami.

-Panowie darmowy posiłek dostaniecie. Ciała dwóch Dunlandczyków na śniegu połóżcie zimno jest zesztywnieją. A odesłać je chce w ich strony. Truchła zgniłego ruszać nie musicie. Narzucie chrustu i spalcie jak leży... O dziwo posłuchali.

Elf wrócił do gospody Thurga w stanie krytycznym wniesiono na górę Zarisa również. Pomógł mu w tym karczmarz. Zadziwiające jak rosły Dunladczyk z uporem trzymał się życia. Nie jeden już by wyzionął ducha...

Najpierw na szybko ocena sytuacji Zarisa. Noga w niedalekiej przyszłości do amputacji za wiele uszkodzeń. Lecz nie jest to pilne. Zatamowanie krwawienia przy pomocy konwencjonalnych metod i magi przyniosło skutek. Pacjent stabilny- pomyślał elf. Próbował z nim rozmawiać ale Zaris odpłynął jak to mawiają medycy. Zatem czas na trudniejsze wyzwanie...

Thurg konał na oko elfa miał około godzina życia. Próbował go ocucić po dłuższej chwili się udało. Wymamrotał zaklęcie łagodzące ból.

-Panie nie będę mydlił wam oczu. Jednego z waszych synów Zarisa jestem w stanie być może ocalić.

Thurg słabnąc gdy usłyszał słowo syn ożywił się.
- Syn? Torg jest żywy? - wyszeptał - Widać pogromił krasnoluda... - zakaszlał krwią - A co z Orgiem? Widziałem jak go... - zagryzł zęby.

Cholera Zaris to nie jest jego syn. Elf domyślał się już na dole że ci czterej to nie do końca zwyczajni Dunlandczycy... Zaris był zbyt pewny siebie i chlapnął coś elf nie pamiętał dokładnie co... Wskazywało to jednak że są emisariuszami czy posłami ich ludu... Warci do pozyskania dla naszej sprawy. Dobra jeszcze najtrudniejsze

-Dla ciebie jednak panie ratunku nie ma. Chcesz komuś przekazać ostatnią wolę? Bliskim o tym co tu zaszło? Gdzie pchnąć gońca? Przysięgam też że nic wspólnego z rzezią na dole nie miałem.- co było zgodne z prawdą.

- Wiem. Godziny moje policzone... Lodowaty uścisk śmierci mnie przejmuje... Syna mi ocal w wdzięczny ci będzie elfie dozgonnie całe nasze plemie... Jestem wodzem Dunlandu. Torg ma do Annuminas dotrzeć koniecznie... Pozwól mi z nim porozmawiać proszę... - błagał wkładając ogromny wysiłek w skupienie błędnego wzroku na twarzy elfa.

- Panie jedynym który przy życiu się ostał jak wszedłem był Zaris. Błędnie go wziąłem za kolejnego z twych synów. A nawet on kaleką będzie jeśli mam mu życie ocalić... Ta bójka z krasnoludem była przypadkowa. Ale strażnik króla ten co cie źgnął panie. Wykończył niemal wszystkich... Co ciekawe Zaris interesował go najmniej. Mów panie co i komu mam rzec w takim przypadku? Nim cie chłód ogarnie. A potem jeszcze raz, ty swą wolą a ja swą magią zawalczymy o twoje życie. Licząc, licząc na cud....- elfowi było go rzeczywiście żal.

Twarz ojca skamieniała, lecz nie uroniła ani jednej lzy przybierając nieruchomą maskę, odmawiając sobie chwili słabości w obecności obcego.

- Zaris. -zachrypiał Thurg. - Ten hulaka zawsze przynosi pecha... - Już jest za późno zatem. Pobratymcy moi na wieść o śmierci mej i synowców moich obrócą się przeciw ludziom śródziemna, gdy nadejdzie ku temu czas... - wyszeptał z trudem tracąc oddech. - Wojna idzie elfie, której ja jako pierwszy od pokoleń moich dziadów i pradziadów uniknąć chciałem, zabiegając o autonomii dla ziem naszych... Tharbadu... granic poszerzonych na rzecz zdradzieckich Rohirian przed wiekami nad odebranych choćby w skrawku małym... - dusi się krwią, męczy go rozmowa, wiadomość o śmierci obu synów z miejsca dobija go coraz bardziej.

Andaras dał się ponieść uczuciom. Po słowach Thurga powinien dać mu skonać. Skoro to uniemożliwiłoby sojusz na linii Zjednoczone królestwa-Dunland, ba nawet doprowadzi do wojny! On powinien tego dopilnować. Jednak nie mógł postanowił zaryzykować i zawalczyć o cud. Rozpoczęła się długa i zażarta walka ze śmiercią. Rzucając zaklęcie Andaras ściskał w dłoni swój amutel. Błagając bogów o pomoc.
 
Icarius jest offline  
Stary 26-02-2011, 14:08   #33
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Chłodny wiatr lekko zawiewał od gór unosząc ze sobą dymy z nad płonących stosów. Sprawiał iż odczuwalna temperatura wydawała się niższa niż w rzeczywistości była, toteż większość gapiów stała zziębnięta, zbita w kupki lub pogarbiona niczym stare poskręcane drzewa, osłaniając się od zimna. Wszak nie co dzień w tej małej ludzkiej osadzie działy się takie rzeczy jak ostatnio i każdy chciał dokładnie wiedzieć co i jak. Spokojne zimowe życie osady i karczmy „Pod mostem” dramatycznie nabrało rumieńców z ustąpieniem zimy kiedy to w karczmie zaczęły dziać się przedziwne rzeczy. Wynikiem czego płonął tego wieczora stos a na nim ciało młodej dziewczyny, opłakiwane przez towarzyszy z którymi podróżowała. Obok płonął drugi znacznie większy stos a na nim trzy ciała. Dwa należące do nieznanych gapiom jeźdźców a pomiędzy nimi ciało impresario grupy aktorów. Obserwujący pochówek według pradawnych zwyczajów wiedzieli tylko, że we wcześniej już wspomnianej karczmie doszło do zbrojnego starcia, ale o co poszło na ten temat już krążyło wiele plotek i ploteczek. Jeszcze bardziej wyobraźnię gapiów rozpalała myśl o tym, że podobno kilku z nich jeszcze żyje, choć są ranni. Miejscowi strażnicy którzy byli na miejscu zaraz po zajściu niewiele chcieli powiedzieć, toteż wielu zastanawiało się kto mógł takich potężnych mężczyzn tak użądzić, i dlaczego impresario zginął. Pomagający w układaniu ciał na stosach rozpowiadali, że ciało to strasznie trącało zgnilizną jakby było martwe od wielu dni. Niestety pomysł z ułożeniem na nim stosu nie było dobry ponieważ truchło mogło nie spłonąć doszczętnie znajdując się pod najsilniejszymi płomieniami. Członkowie grupy aktorskiej musieli być tą podwójną stratą wstrząśnięci i w związku z tym nikogo nie dziwiła zapowiedź możliwie najszybszego opuszczenia progów karczmy.

W oczach Endymiona odbijały się płomienie płonących stosów z iglastego drzewa, czuł unoszącą się woń żywicy i olejków z przeplatającą się wonią palących się ciał. Rozejrzał się po rozświetlanych płomieniami twarzach zgromadzonych gapiów po czym wrócił do swoich rozmyślań. Nie mógł zcierpieć, że dwóch wywinęło się spod miecza. Całe to zajście przypomniało o obławie na bandę rzezimieszków grasujących na gościńcach Lebenninu. Wtedy po raz pierwszy przyszło mu zabić człowieka, a że Dunlandczycy przypominali tamtych mogło to obudzić wspomnienia. Kiedy ich wytropili poczekali na dogodną okazję i wycieli do nogi. Wprawdzie było ich tylko sześciu ale za to strażników dwóch. Endymion dla którego była to pierwsza misja i Golin znacznie bardziej zaprawiony strażnik i jednocześnie mistrz dla Endymiona. Mimo zaskoczenia podczas hulańczej biesiady stawiali opór ale było to bezcelowe. Zanim się zorientowali dwóch było już przeszytych mieczami strażników, Endymion wdał się w pojedynek z jednym z bandytów, który zakończył się śmiercią tamtego po tym jak oczekując ciosu mieczem w pierś wbił się nóż a zaraz potem kolejny zwalając bezwładne już ciało z nóg. Natomiast Golin w tym czasie sprawnie rozprawił się z pozostałą trójką. Wtedy to po raz pierwszy dostrzegł tak ogromny spokój w oczach swojego mistrza, skąpanego w ludzkiej krwi, który spokojnie wręcz lakonicznie rzekł - nie pchaj się do walki bez potrzeby ale jak już zaczniesz nie przebieraj w środkach- słowa te tego dnia przypomniały Endymionowi czym zawsze starał się kierować gdy dobywał miecza. Postronny obserwator powiedział by, że niczym się nie różni od mordercy czy też rzeźnika jakiegoś, któremu zabijanie sprawia przyjemność lecz Endymion wiedział doskonale, że właśnie taka postawa pozwalała mu wyjść z niejednego starcia obronną ręką. Poza tym pozostawiając za sobą tylko śmierć gwarantował sobie iż nikt nie będzie szukał pomsty bo trupy zazwyczaj nie są takie groźne, chybże wstaną z grobu opętane magicznymi zaklęciami w księżycową noc.

Zimno dopadłszy palce u stóp Endymiona zmusiło go do nerwowego przebierania nogami w celu rozruszania przemarzniętych członków. To samo spotkało chyba też karczmarza, który podrygiwał w grubym kożuchu. Niemało się biedak dzisiaj naprzeżywał, łupniak w głowę, strach o dziecko i zdemolowana karczma. Ścieranie krwi zaschłej na deskach podłogi zeszło mu prawie do wieczora. Marnym pocieszeniem było zatrzymanie koni jeźdźców wraz z oporządzeniem jako wyrównanie za poniesione dzisiejszego dnia straty. Jednak powinno to w zupełności pokryć straty, choć niemało stołków dzisiaj połamano.

Na chłodzie znacznie mocniej bolało zranione ramię, pomimo opatrunku, który wykonał sobie sam, i przemycia rany mieszanką zaparzonych ziół, rana cały czas przypominała o swojej obecności. Czynność polegająca na przemywaniu rany i zmianie opatrunku sprawiała już nie raz, iż nie jedna rana szybko i bez problemu się zagoiła.

Endymion spojrzał w niebo, które tej nocy było rozświetlone blaskiem księżyca, co sprawiało, że noc była wyjątkowo jasna. W powietrzu unosiły się żarzące iskierki z płonących stosów, które po krótkim i burzliwym locie targane podmuchami wiatru opadały na ziemię i umierały gasnąc wyziębione. Przypominało to życie istot stąpających po tym świecie zrodzone w płomieniach namiętności a potem targane przez nieubłagane żywioły losu by na końcu zgasnąć tracąc swój blask.

Ciemności ogarniały Endymiona coraz bardziej w miarę oddalania się od płonących stosów, wracał do karczmy nie mógł przezwyciężyć ciekawości, chciał przeszukać pokój Makhlera. Sam nie wiedział czego tam szukać ale lepiej było sprawdzić jakie sekrety mógł jeszcze skrywać impresario grupy aktorów. Toteż gdy cicho przemknął przez opustoszałą karczmę znalazł się pod drzwiami pokoju Makhlera niezwłocznie wszedł do środka. Rozejrzał się po pokoju, w blasku świec ze świecznika zaczął przetrząsać rzeczy należące do mordercy Amidoli. Jego uwagę zwróciły dwa flakony z początku wydawało się że to pachnidła maskujące zapach zgnilizny jaką miał na ciele Makhler. Coś jednak tknęło Endymiona aby otworzyć flakoniki, i ku jego zdziwieniu ich zawartość okazała się z goła odmienna niż się wydawało. Mając trochę wiedzy o ziołolecznictwie i sporządzaniu eliksirów Endymion natychmiast po woni zawartości szklanych fiolek zorientował się iż są to silne trucizny. Jedna działa natychmiastowo, niezwykle skuteczna i rzadko spotykana substancja, druga paraliżuje stopniowo otumaniając. Zazwyczaj tą drugą stosuje się dolewając do alkoholu, tak że efekty przypominają u obserwujących i trutego działanie procentów po czym następuje zgon. Wsuwając obie fiolki do kieszeni i zastanawiając się na co Makhlerowi te trucizny zaczął dalsze przeszukiwanie pokoju. W szmacianym zawiniątku znalazł połamane ostrze dużego noża lub krótkiego miecza na którym jest widoczny końcowy zapis runiczny. Zważywszy iż runy przypominały pismo elfie postanowił w tej kwestii poprosić o pomoc Andarasa w ich odczytaniu, jak tylko ten przestanie się gniewać za to że Endymion kazał spalić ciała zabitych jeźdźców. Elfowi zależało aby odesłać ciała zabitych do domu, nawet na własny koszt. Teraz decyzją strażnika oba ciała płonęły.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 01-03-2011 o 18:18.
ThRIAU jest offline  
Stary 26-02-2011, 21:33   #34
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Ostatnia Karczma, początek Kwietnia 251 roku



Czwartego dnia po pogrzebie synów Thurg zmarł w pokoju na piętrze. W samotności. Andarasa, który od czasu bitwy w karczmie praktycznie nie odchodził od łoża umierającego, próbując wszystkiego co umiał, to nie było przy nim akurat wtedy. Jakby stary wódź wybrał śmierć w pojedynkę nad towarzystwo nieznajomego. Animista, choć wiedział, że stan Dunlandczyka jest beznadziejny, to nie odpuszczał. Jednak nie pomylił się w diagnozie. Im intensywniej skupiał się na amulecie chory coraz bardziej opadał z sił wzmocnionych wcześniej leczniczą magią. W końcu organizm nie wytrzymał, lecz zanim się to stało zdążył opowiedzieć animiście kim jest i co zamierzał. Stający pod zamkniętymi drzwiami Endymion z Kh'aadzem podsłuchali wszystko przeganiając równie ciekawskiego karczmarza.

Po upadku Saurona mieszkańcy Dunlandu, którzy stanowili część armii Sarumana, obiecali nie występować nigdy więcej zbrojnie przeciwko wolnym ludom Śródziemia, chowając starożytną nienawiść do Rohirów za rzeką Isen. W pierwszych dziesiątkach lat panowania Elessara liczba najbardziej zatwardziałych band dunlandzkich, jak je wszyscy nazywali, systematycznie tępiona spadła do poziomu marginalnego zagrożenia. Niewiele większego od innych band zbójeckich w mniemaniu Strażników Północy. Dunland nigdy nie uzyskał statusu królestwa, lub choćby autonomii, więc izolował się lud na wpół barbarzyńskich górali, skupiony wokół nielicznych grodów i wiosek, żyjąc z polowania i pasterstwa. Wraz ze wzrastającą potęgą Zjednoczonego Królestwa malała szansa na własne państwo, a władycy dunlandzcy nie pogodzili się z utratą zielonych równin, pielęgnując w sercach chęć zemsty na ludzie Eorla za śmierć Freca i głęboki uraz do Gondoru za niesprawiedliwość jakiej doznali z ich reki w zamierzchłych czasach. Wielu Dunlendingów jako lwia część odbudowanego Tharbadu, będąc pionierami i kolonizatorami, mieszając się z migrantami z innych krain, wywali znaczny wpływ na światopogląd i politykę tego miasta, zaszczepiając w nim co najmniej niechęć do “Władców koni”, rywalizację z Minas Tirith i aspiracje do osiągnięcia statusu wolnego miasta. Nastroje społeczne Tharbadu sympatyzowały z nostalgią Dunledingów.

Thurg planami i wiedzą dzielił się z synami, trzymając Zarisa z daleka od szczegółów. Młody przyjaciel rodziny i syn przyjaciela wodza Dunlandu, Cadoca, podobnie jak jego ojciec, doradca i drugi po Thurgu autorytet pośród narodu, był przeciwny ugodzie, współpracy i sojuszu z Eldarionem. Jak niemal wszyscy w historii nie wierzyli w dyplomatyczne rozwiązania, które widział ojciec Orga i Torga. Zabity przez Endymiona król wiedząc o zbliżającej się wojnie, wiedząc o licznych szpiegach w Białym Mieście, chciał zaproponować w Annuminas pakt, w ramach którego Dunlendigowie mieli zdradzić wrogów Zjednoczonego Królestwa, do tego czasu udzielając ważnych informacji. W zamian oczekiwał co najmniej własnego państwa ze stolicą w Tharbadzie.

Zaris słyszeć nie chciał o odcięciu nogi. To zaklinał się na wszystko, że już woli umrzeć, to złorzeczył wymyślne przekleństwa od których więdły uszy i pewnie dlatego żona karczmarza, Hanka, słysząc takie sprośne, pikantne rugi oblewała się raz po raz obfitym rumieńcem.

Ranny nie chciał z nikim rozmawiać. Nie reagował na głos rozsądku ani na grożące tony. Dopiero po śmierci Thurga najpierw przysiągł zemstę, później na wieść, że będzie wolno mu zabrać ciało wodza do domu z opłaconym przez Andarasa farmerem, rozwiązał mu się nieco język.

- Nie chciałem dziewczyny chędożyć...W moich stronach kobita jak rękę na chłopa podniesie to tylko raz w życiu, bo później już jej ochota odchodzi na to… Thurg był ostatnim królem mojego ludu i więcej synów nie miał… Głupcy…Gadać o czym nie mam z wami więcej…

Andaras zapłacił miejscowemu farmerowi za przewiezienie rannego Zarisa razem z ciałem Thurga do ich rodzinnych stron. Endymion krzywo patrzył za wolno puszczonymi, lecz przecież oddał ich w opiekę elfa, dzięki którym Dunlanczycy spoczywali teraz na wozie. Martwy obłożony lodem i ranny zawinięty w skóry.

Odjeżdżający na wozie Zaris, palony gorączką, zlany potem, obserwującym gapiom pokazał na moście pożegnalny gest. Rozprutego palcem gardła. Kh'aadz mógł przysiąc, że gołowąs patrzył wtedy wprost na niego rezerwując szczególnie mu tę czułość.








[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=R2XaJzKETxU&feature=related[/MEDIA]


Tego wieczoru "Pod Mostem" było gwarno. Rodzina karczmarza z ulgą pożegnała trupę aktorską na drugi dzień po spaleniu ciał Amioli i Makhlera. W ich miejsce rozrywką zajęli się miejscowi, co bardziej muzykalni farmerzy, którzy węsząc nosem szybko zbliżającą się wiosnę, teraz licznie oblegali karczmę rozprawiając o śmierci, która zagościła niespodziewanie w progi ich małej osady.

Endymion, Kh’aadz i Andaras siedzieli przy wspólnym stole obsługiwani przez czarnowłosą Ameę odzianą w mahoniową zwiewną suknię. Każdego dnia limo dziewczyny zmieniało kolory, lecz zioła Animisty i troskliwa opieka ukochanego strażnika działały cuda i mimo wciąż utrzymującej sie lekkiej opuchlizny, córka karczmarza wyglądał uroczo, śmiejąc się i żartując. Zostawiła przykre chwile sprzed kilku dni za sobą, każdej nocy snując co ucha Endymiona plany o wspólnej przyszłości, wyznając mu miłość i najskrytsze marzenia. Wymyślała imiona ich wspólnych dzieci wyraźnie oczekując jakichś deklaracji od kochanka, którego jej rodzice jak najbardziej akceptowali. Wręcz wyganiali jedynaczkę do łoża w ich zamysłach już przyszłego męża córy, traktując Strażnika niemal jak oficjalnego narzeczonego.

Rana Kh’aadza, podobnie jak Endymiona, nie była groźna i choć krasnoludowi wszystko się goiło jak na przysłowiowym psie i mógł spodziewać się szybszego powrotu do zdrowia jak człowiek, to obaj ranni potrzebowali nieco więcej jak czterech dni do odzyskania pełni formy. Niemniej odniesione w walce obrażenia zasklepiały się jak odtąd bez komplikacji, a zmieniane opatrunki z ziół i kilka dni byczenia przy kominku dodawały wszystkim sił, pozwalając nieco zdystansować do wydarzeń ostatniego tygodnia. Andarasa zaciekwił czarny, skórzany tubus opieczętowany Khaazadzkimi runami, który dostrzegł ukradkiem. Kh'aadz nosił pojemnik schowany pod kaftem na piersi. Zdawał się strzec jak oka w głowie, bardziej jak siebie przed magią elfa, co wydawało się sie do tej pory niemożliwym do pobicia. Endymion sam zmieniał opatrunki, choć jemu pchnięcie Thurgowego ostrza dokuczało bardziej i już wiedział, że zostanie po nim paskudna blizna na całe życie.

Śniegu na trakcie było coraz mniej. Nareszcie był przejezdny. Woda wzbierała jeszcze bardziej, gdy topniał na zboczach i przełęczach Rhunduaru, miedzy którymi wiła się Mitheithel niosąc rozpuszczającego się lodu. Każdy dzień zdawał się być jaśniejszym, jakby dłuższym i zdecydowanie cieplejszym.

Andaras w dłoniach obracał kawałek metalu długości dłoni, który pokazał mu Strażnik tego wieczoru. Na złamanej końcówce ostrza widniał fragment zapisu runicznego.




Pół-elf patrzył na elficki grawer, podobnie jak krasnolud, który jednak mógł podziwiać tylko kunszt dobrego kawałka kowalstwa. Ponadto krawędź stali była wciąż ostra jak brzytwa.






Kilka godzin później, ciemną nocą, przy wschodzącej pełni księżyca, który rzucał srebrny blask po śnieżnej bieli ziemi, Umbarth pchnął ciężkie drzwi Ostatniej Karczmy i został powitany ciepłym trzaskiem wesołego ognia z kominka. Jednak nie przedzierał się przez pięć mil przez śniegi po nocy, żeby wygrzewać zmarznięte kulasy przy palenisku. Mógł to zrobić zostając w domu. Zdjąwszy z pleców łuk, z którym nigdy się nie rozstawał, dziarskim krokiem ruszył wprost do baru, gdzie gestem zamówił tak trunek jak i ucho karczmarza, któremu widać było miał coś ważnego do powiedzenia. Mimo później pory najwyraźniej nikt jeszcze nie wybierał się do spania, bo „Pod Mostem” było gwarno.

- Nieswojo się czuję, Gyb, nie podoba mi cosik się na farmie ostatnimi czasy podziewa... Oj, wcale mnie sie to nie uśmiecha... – pociągnął solidnie nalewki, wytarł rękawem zarośniętą gębę z gęstej cieczy i ciągnął dalej, a Gybon tylko w milczeniu potakiwał głową.

- Ostatnim tygodniem widziałem wilcze ślady na śniegu, na drugim brzegu rzeki... – podrapał się po szczecinowatym zaroście podbródka i wyraźnym dreszczem przepędził ze starych już kości zalęgły ziąb nocy i może bojaźni. – Myślę se, ot wilk się pałęta, choć sprawdzić dobrze jak nie miałem przez te wody rozlane... Alem wszak wycia żem po nocy nie słyszał... No nie wiele więcej jak zawsze, ale i żadnych większych śladów wilczej gromady też żem nie uświadczył, więc se myślę, że to jaka wilcza przybłędą się pałęta przy farmie... - a karczmarz tylko kiwnął głową nieobecny, błądząc myślami zupełnie gdzie indziej.

- Więc razem z młodym postanowili my czatować. I wiesz co? - wyczekująco spojrzał na karczmarza, który jednak wydawał się go słuchać tylko jednym uchem, bo bardziej uważnie omiatał wzrokiem karczmę, gdzie przy stolikach siedzieli liczni goście. Trójka wybawicieli i gromada miejscowych. Ci ostatni po niedawnych wydarzeniach w karczmie mieli o czym rozprawiać. Okazało się, że nic nie przyciąga klientów tak jak zamknięta karczma za drzwiami której ominęło ich tak wiele. Teraz żywo doglądał czy im oby trunku do kufli nie brakuje tudzież cieplej polewki ze skwarami do misek.

- Gyb..., Gybon! – Umbarth przywołał na ziemię barmana – Posłuchaj mnie, no! Nigdy nie zgadniesz! Widzieli my dzisiaj wilki w końcu, w czerniuśką noc, chociaż ciężko było mi tego leniwego Barta na pole wyciągnąć, alem w końcu go pytam nad rzeką, i co? Co to jest? – przejęty farmer zapomniał już o swojej nalewce wyczekująco wpatrując się w karczmarza z zapartym tchem i niemal jąkając się wykrztusił z siebie – Ktoś na nich jechał, Gybon. Jechały, powiadam, te śmierdzące gobliny co to Górole gadali, że ich tera czasem po Trollshaws widują – przypomniał sobie o nalewce i wychylił resztę. - Dasz wiarę? Nidgy wcześniej nie widziałem orka, ale nic innego być to nie mogło!

Stał przez chwilę zatopiony we wspomnieniu i po chwili ocknął się i ciągnął dalej.

- Tom przychodzę prosto tutaj, jak stoję, upewniwszy sie wprzódy, że obejście bezpieczne, a stara i młody z chałupie zamknięte z Szelmą i Rudym do obrony. Toć też temum tutaj przyszedł, coby się przekonać, czy te dziwne podróżne wciąż tutaj u ciebie siedzą – głową potrząsł w stronę stolika elfa, krasnoluda i strażnika, i głośno kontynuował – I sobie myślę, zajdę, zobaczę, zapytam, czy może oni zechcą farmerowi pomóc wybadać co tam się po prawdzie podziewa. Nie idzie mi samemu tym zająć, bo noga w te ostatnie mrozy dokucza pierońsko, a i oni, cóż wszak wyglądają na takich co to sobie z tym pewnikiem poradzą, co nie? Wszak rozeszło się już o nich po okolicy i ludziska mnie mówili jak sobie ze skrytobójcą tutaj poradzili i bandą dunlandzkich drabów!

Siedząca przy kominku, wspomniana przez Umbartha, trójka gości słyszała wszystko.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-04-2011 o 01:54. Powód: literowki, imię NPca
Campo Viejo jest offline  
Stary 01-03-2011, 13:54   #35
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Opieka nad Thurgiem była wyczerpująca siedział u niego przez cały dzień. Odpoczywał i potem znów wracał, w międzyczasie medytując nad zagadką amuletu. Jedyne co trzymał wodza przy życiu to jego zaklęcia. Ale on sam nie miał złudzeń nie był cudotwórcą. Jego moc choć dla zwykłego śmiertelnika była ogromna w rzeczywistości była może nie znikoma ale niewielka. Jeśli miał sprawić cud musiał sięgnąć do amuletu czuł jego moc potencjał. Jednak sam amulet okazał się nie przewidywalny, bardziej niż elf sądził. Andaras nie mający w tym wprawy nie był wstanie nad tym zapanować. Ponadto był pewien że to nie tylko wynik jego błędu ale innej woli kierującej mocą amuletu. Niestety wola ta była przeciwstawna.... To co Andarasowi udawało się naprawić amulet nie wzmacniał a niszczył. Jednak subtelnie agonia Thurga jedynie się przedłużała. Jakby amulet czerpał korzyści z jego konania? A może starał się być subtelny? Zresztą o czym on myśli amulet nie może żyć! To musi być ktoś, ktoś po drugiej jego stronie.... Jeśli to w ogóle możliwe takie rzeczy się nie zdarzają. To muszą być urojenia....

Był w swoim pokoju kiedy poczuł falę energi przenikającej ciało, i gorąco emanujące od amuletu bardziej niż zawsze kto zginął ktoś w pobliżu. Całkiem jakby amulet był szczęśliwy i usłyszałeś jakby mruknięcie, westchnienie zadowolenia, satysfakcji wymieszanej z rozkoszą w swojej głowie.

- MMmmmmmmmmmyyyyhymmmmm.... taaaaaaakkk... - a oczy w tym momencie rozświetliły mu się ci czerwienią bardziej i dłużej jak zwykle.

Dość tego pomyślał elf. Muszę coś z tym zrobić czas bym spróbował sięgnąć odważniej do niego. Spędził ostatnich kilka nocy nad tym problemem... Gdy próbował skupić swe myśli na nim było to w jakiś sposób zakłocane, jakby musiał przebijać się przez mgłę. Rzucił czar na potwierdzenie swojej teorii teraz gdy amulet przed chwilą co wchłonął duszę. Gdy był podatny i okazało się że czar na wykrycie zła zadziałał. Jest on złym artefaktem, narzędziem do czynienia zła, który karmi się cierpieniem i śmiercią uzależniając tym samym jego samego od siebie. Jednak czemu obudził się tak jawnie dopiero teraz po tylu latach? Sprawdzał go wcześniej nie raz. Nie wykrywał w nim zła. Sądził że amulet jest jedynie magazynem mocy... Teraz był pewien że tą mocą ktoś zarządza. I nie był to on sam. Czas spróbować nawiązać kontakt z tym kimś.

Kiedy próbował z nim rozmawiać, skupiając wszystkie swoje siły mentalne na telepatycznej komunikacji. Poczuł jak potężna moc uderzyła go bezpośrednio w głowę. Wraz z nią przeogromny ból doprowadzający do szaleństwa. Przed oczami przeleciały mu obraz jego życia. Rejestrowany jego oczyma od momentu narodzin, bez fonii, same obrazy. Tak szybko jak okamgnienie, w tempie przyspieszonym a jednocześnie tak przejrzystym. Jakby przeżywał życie w czasie rzeczywistym po raz drugi. Nie wiedział ile to trwało, może ułamki sekund, może kilka godzin. Czuł twarde deski, gdy upadłeś twarzą na podłogę. Kiedy wrócił do zmysłów poczuł się jakoby "zgwałcony duchowo". Jedyne co pamiętałeś poza wspomnieniem wizji swojego dotychczasowego życia, to czerwone oczy świecące w ciemności. Do złudzenia przypominające te tej postaci z koszmarnego snu, które przenikały cię na wskroś. Pamiętał, że chciał zadać pytanie, cokolwiek, bałeś się, ale miałeś wiele pytań, lecz nagle wszystko pociemniało i odpłynęło ucięte. Wszystko się skończyło tak nagle jak się zaczęło.. Kiedy Andaras otworzył oczy było przed południem. Tośmy sobie pogadali-pomyślał. Wyrwał mi z mózgu wszystkie wspomnienia. Wie o mnie wszystko... A nie pozwolił mi zadać nawet pytania. Widać przyjdzie i na to odpowiedni czas. Był czwarty dzień po spaleniu stosów. Był bardzo słaby, z trudem położył się na łożu. Amulet był zimnym przedmiotem spoczywającym na jego rozpalonym ciele. Postanowił zasnąć, by zregenerować siły. Wystraszyła go konfrontacja z taką mocą siły, która bynajmniej nie była dobra. Zapadł w głęboki sen bez żadnym wizji. Obudził się wieczorem i zszedł na dół.

Endymion podał mu kawałek ostrza.
-Możesz mi powiedzieć co to jest. Pismo wygląda na elfickie.

- Co to masz za żelazo? - zapytał od razu zaciekawiony krasnolud

-To kawałek ułamanego ostrza, krótki miecz może duży nóż. Jest tu kawałek napisu w mojej mowie mówi “...etli niźli księżyc słońca blask” Rzadko w dzisiejszych dniach można spotkać coś takiego. Mistrzowska robota kiedyś to była. To relikt przeszłości, pamiątka po dobrych czasach. Endymionie skąd to masz?

- Znalazłem w rzeczach impresario trupy aktorów, i trochę mnie zaciekawiło skąd on może mieć coś takiego?

- Ani chybi, wygrał w karty...-rzucił Khazad

- W zasadzie mógł to od kogoś odkupić, wygrać pewnie też- tu elf się uśmiechnął. Może też pochodzić z jakiegoś zrabowanego groby czy dawnego pola bitwy. Masz coś przeciwko żebym to zatrzymał? Dla jednych może być to tylko kawałek metalu, kawałek miecza dla mnie ma to wartość sentymentalną. Rzadko trafiam na rzeczy wychodzące z elfiej ręki. Było własnością tego mordercy zatem jeśli nie masz nic przeciwko.... Ponadto chciałbym się w wolnej chwili temu dokładniej przyjrzeć. W zasadzie mówił prawdę.

PO ZAKOŃCZENIU DYSKUSJI O OSTRZU. PRZED POJAWIENIEM SIE UMBRATHA

-Panowie skoro już rozmawiamy, spotkała nas nie lada przygoda tu. Wiemy co nieco już o sobie wzajemnie. Niezależnie od tego co myślę o innych rzeczach wiem że jesteście osobami godnymi zaufania.-rozpoczął Animista

- Czyżby? - wtrącił krasnolud popijając miodem.

-Proponuje byśmy szczerze porozmawiali. Albowiem mroczne czasy nadchodzą i przyjazne ramie może być na wagę złota. Zacznę sam od własnych przemyśleć, pytań i wątpliowści. Jak wiemy obecne czasy są pozbawione dawnych potęg. Moi bracia niemal całkowicie odeszli ze Śródziemia. Jesteśmy pewnie obecnie najbardziej rzadką rasą.

- Inteligentni ludzie wydają się być w podobnej mniejszości... - zauważył Kh’aadz.

Lud krasnoludzki jest liczniejszy, ale i on występuje już nie tak często jak dawniej..
- Ostrożnie stąpaj elfie... Khazadzi jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa... - wtracił się w tyradę Andarasa z urażonym głosem.

-Nie twierdzę że powiedzieliście. Twierdzę jedynie że jesteście mniej liczni niż kiedyś. Obecną erę ludzie nazywają Erą Słońca. Pewnie dlatego że to oni doszli obecnie do władzy, świeci obecnie ich słońce... Jednak zasłyszane przeze mnie plotki i historie na szlaku, wskazują że wcale nie będzie dobrze. Ponoć mnożą się mroczne kulty. Wielu ludzi przechodzę na stronę ciemności, bliżej oczywiście nie sprecyzowanej.... Do tej pory siało to we mnie mieszane uczucia. Miałem wątpliwości ale po rozmowie z Thurgiem tam na górze... Pewne rzeczy zaczynają być pewne. Powiem wprost co wiem. Niech to będzie wyraz przyjaźni i dobrej woli. Thurg był wodzem Dunlandczyków i według jego słów idzie wojna...

- Jest to bardzo możliwe wszak wysłano mnie tu w celu zasięgnięcia języka i zbierania różnych informacji. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się aby wysłano nas na tak niesprecyzowaną misję. Na dworze chyba też coś przeczuwają, ale nie wiedzą z której strony wypatrywać zagrożenia.- skomentował z kolei Endymion

- Wodzem? No to powinszować naszemu obrońcy prawa... Szybkich i trafnych decyzji... - krasnolud teatralnie przesadzonym gestem zaklaskał w dłonie z czystym, niczym najlepszy spirytus sarkazmem wymalowanym na brodatej twarzy. - Nic tylko pozazdrościć...

- Skąd miałem wiedzieć kim on jest?- powiedział zdziwiony Endymion.

- A skoro królestwo jest zjednoczone ma trwały sojusz z Ludem Koni to z kim ona będzie?- kontynuwał Andaras nie dając rozmowie zboczyć na inny tor. Skoro mówił to ze strachem, z kimś równie silnym zapewne. A kto taki może istnieć? Obecnie nawet zjednoczone siły Haradu, Estarlingów i innych sił nie stanowiłyby zagrożenie aż takiego. A przecież każdy wie, że i u nich są podziały. Zatem kto? To wojna z mrocznymi siłami właśnie musi być, nie inaczej. Mam nadzieję, że się mylę, ale na własne oczy widziałem jak dawne zło powraca w te strony. Orki, gobliny i inne bestie istnieją panowie. Dawno ich nie widziano. starały się ukrywać, ale są.
- Tu muszę przyznać elfowi rację... W najgłębszych sztolniach Khazad Dum do dziś można znaleźć cuchnące ślady tych pomiotów przeszłości... Ale sposób na nich jest prosty... Ot mały odstrzał i zawał tunelu, po sprawie.
- Kto wie co z tego wszystkiego wyniknie. Jedno jest pewne skoro wódz Dunlandczyków mający szpiegów i liczne kontakty był wojny pewien, pewnie ona będzie. Miejmy się na baczności... Czas na wieść pewną. Endymionie szanuje cię dobrym człekiem zapewne jesteś.

- Zapewne...-zakpił kolejny raz krasnolud.

- Aleś człowiekiem, do tego młodym i narwanym.

- Strzał w dziesiątkę elfie... Długo Ci to zajęło.

- Nie odbierz tego źle chce cie jedynie przestrzec, że będziesz miał kłopoty. I to moim zdaniem poważne w optymistycznym wariancie, w pesymistycznym cóż....

Kh’aadz przejechał palcem po szyji w wymownym geście...

- O tym tylko królowi sądzić.-rzucił hardo strażnik.

- Zabiłeś wodza Dunladu i jednego z jego dziedziców. Za samo to będą chcieli twojej głowy. Gdy wieść się rozejdzie za twoją głowę będzie nagroda i to pewnie nie mała. - rzekł elf.

- U kogo to się odbiera? - zapytał krasnolud z udawanym zaciekawieniem... A elf niemal parsknął śmiechem. Zdusił to jednak w zarodku. Kontynuował choć nie było to łatwe.

- Nie wspominając już, że każdy Dunlandczyk będzie chciał cie ukatrupić... Zatem wiele męt będzie cie ścigać. Nawet gdybyś nie puścił żywego Zarisa i tak by ci to nie pomogło o tym co tu zaszło dowiedzą się od karczmarza. A jak nie od niego to od okolicznych mieszkańców. Legenda to będzie i nic już nie zatrzyma ludzkich języków... Ale to nie największy z twoich problemów. Źle się przysłużyłeś swemu królowi oj źle. Thurg na rokowania jechał. Jego lud to liczne plemię ale tylko plemię.. Chciał układu z królem dla swoich ziem, większej autonomii. W zamian oferował miecze Dunlandu w walce z tym co nadchodzi. Z tego co mówił większość jego ludzi wroga jest królestwu. On jeden mógł być nadzieją na pokój. Którą ty ukatrupiłeś, może byłaby jeszcze nadzieja ale jego synowie również nie żyją. Zatem nie tylko odebrałeś swoim przyjazne miecze, ale również dałeś wrogów.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-03-2011, 19:44   #36
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
- Wszystko to Panowie o kant parchatej dupy rozbić. – Tutaj Kh’aadz dla wzmocnienia swoich słów uderzył pięścią w stół. Dzban z miodem i półmisek z soczystymi i przyjemnie tłustymi żeberkami podskoczyły nieco.

- Jest w tym też po części i moja wina, bo jeden z nich za bardzo mi za skórę załaził, a potem jak się już zabrali do lania dziewki, to dołożyli do pieca ubliżając mi osobiście – krasnolud co nóż, wznosił w górę wskazujący palec, dla nadania wagi swemu wywodowi.

- To zareagowałem jak zareagowałem, pierwszemu przydzwoniłem dzbanem w łeb, a drugiego szturchnąłem lekko, co by go z nad karczmarza córuchny zwalić... No, ale wtedy sytuacja była jeszcze do opanowania, bo nikt nikomu śmierci nie zadał... Ale pochopna ręka ślepej sprawiedliwości była szybsza niż rozsądek... – dokończył pociągając kolejny łyk całkiem niezłego trójniaka.

- Módl się intensywnie. Albowiem jeśli odsuną cię ze służby dla króla będzie to znak że bogowie cie miłują. – elf ciągnął swój moralizatorski wywód

- I są cholernie naiwni... - Kh’aadz po raz wtóry wtrącił swoje trzy grosze i uhonorował wspomnianych przez elfa bogów gromkim beknięciem na przypieczętowanie zdania. Andaras zamilkł na sekundę czekając z dobrze zamaskowanym zniesmaczeniem na twarzy, aż umilknie pogłos wydobytego z krasnoludzkich trzewi hołdu, po czym kontynuował.

- Będzie to bowiem najwyższa łaska. Większa szansa że więzienie cie czeka za zabicie posła. Któremu jak wiadomo immunitet przysługuje na naszych ziemiach. A tłumaczenie że Zaris dziewkę zdzielił w niczym ci nie pomoże. Raz że ona uderzyła go pierwsza, a w dunlandzie to obraza honoru. Gdyby nie pokazał jej gdzie jej miejsce byłby pośmiewiskiem. Tu nie o żaden gwałt chodziło... Twoje osobiste z nią relacje jeszcze pogarszają sytuację. - powiedział animista.

- To znaczy, że ty ją Teges? - tutaj krasnolud z rozbawioną miną włożył parę razy palec prawej dłoni w zwiniętą ciasno lewą.

- No to piknie... Coś ty jej złote góry obiecywał i że zostaniesz z nią tutaj aż do końca, albo na szlak zabierzesz na białym rumaku? - zapytał krasnolud rechocząc przy tym z rozbawienia.

- Nie mam białego rumaka. Ani góry złota, ani nie obiecywałem, że zostanę do końca. – Przybity strażnik tłumaczył się mętnie, choć niepotrzebnie.

- Ot strażnik zabił z osobistych pobudek. To nie koniec, istnieje bardzo duża szansa, że w kajdany zakuty będziesz zmierzał niebawem do Dunlandczyków... Bowiem zażądają twojego wydania i to pewne jest jak to że tu siedzimy! – Andaras znowu zaczął trajkotać uniemożliwiając Kh’aadzowi kolejnego komentarza.

- Pytanie co zrobią twoi? Jeden człowiek to niewiele by widmo bezpośredniej wojny odsunąć. Jeśli bowiem cie nie wydadzą, obraza będzie już taka że każdy z ludu Thurga chwyci za broń. Zabicie ich wodza to jedno ale odmowa wydania zbrodniarza! Dodatkowo będącego w króleskie służbie! To jak przyznać się: Myśmy to zlecili. Wykonawca zostanie jedynie za to nagrodzony. Oj biada ci biada. Na dokładkę mądrych rad nie słuchasz. Jakie siły piekielne pchnęły cię do spalenia ciał dziedziców Thurga co? Rozum postradałeś? Naplułeś im kolejny raz w twarz. Kazałem ich odłożyć na bok i odesłać. A ty co? Spalić no to pokazałeś kto tu rządzi. Oddane zostanie ciało wodza. Synów już nie... Kolejny gwóźdź do twej trumny. - rzekł Andaras.

- Jeszcze chwila i będzie w niej więcej żelaza niż drewna... - mruknął Khaazad tym razem zręcznie wchodząc elfowi w słowo.

- I nie mówię ci tego by cie straszyć, jedynie przestrzegam. I miejmy nadzieję że służby królewskie same cię nie zetną o zdradę podejrzewając. Bowiem jedynie wrogom królestwa się przysłużyłeś. Więc mogą pomyśleć, że jesteś zdrajcą. Banicja cię czeka w najlepszym przypadku, oj banicja. - westchnął elf.

- Czas pokarze co los mi przyniesie śmierć, banicja czy cokolwiek innego, mój los jest w rękach króla. – Endymion znowu odpowiedział, pozostając mimo wszystko jakby nieobecnym.

Późno bo późno, ale chyba zaczyna główkować nad tym co zrobił, przemknęło Kh’aadzowi przez myśl. Jest jeszcze nadzieja, że będą z chłopaka ludzie… Krótko potem Endymion rzucając w powietrze jakąś niewyraźną wymówkę oddalił się na chwilę zostawiając krasnoluda i elfa samych przy stoliku, w karczmie robiło się coraz gwarniej, Kh’aadz powoli sączył słodkawy napój, krótkie zerknięcie w stronę Andarasa i jakieś dziwne przeczucie podpowiadały mu, że elf czegoś chce… Krasnolud nie zamierzał ułatwiać mu zadania.


- A co to za tuba z runami przyjacielu. Posłańcem jesteś? Gdzie i jakie wieści niesiesz jeśli mogę widzieć? Może pomóc będę mógł. - Andaras w końcu nie wytrzymał i zasypał krasnoluda pytaniami. Kh’aadz pociągnął kolejny łyk, chcąc przedłużyć elfowi oczekiwanie na odpowiedź, nie cieszyła go ta ciekawość ze strony przecież dopiero niedawno poznanego towarzysza, o którym tak naprawdę bardzo mało wiedział. No i jeszcze parał się czarnoksięstwem, tak więc margines zaufania bardzo malał… Khazad zwrócił spojrzenie swoich szarych oczu wprost na smagłą twarz elfa, odczekał jeszcze chwilę, niech się pomęczy, a co, po czym spokojnie odrzekł.

- A mówił Ci ktoś kiedyś elfie, że masz wścibski nos? Jak coś się wsadza zbyt głęboko w nie swoje sprawy, to łatwo to stracić... - w jego głosie nie było jednak najmniejszego śladu groźby.

- Ja Ciebie nie dopytuję co nosisz pod majtkami, odwdzięcz się tym samym. – zakończył ponownie podnosząc kubek z miodem do ust, kątem oka obserwując krótki grymas, który przemknął po twarzy Andarasa, ten z rodzaju mówiących „tak, mogłem się przecież tego spodziewać”.

-Tube widziałem pod twoją pachą, nie w spodniach. Ich zawartość mnie nie interesuje, tuby natomiast już bardziej.-zażartował elf nie dając za wygraną.

- Skoro tak Cię interesują tuby, to spraw sobie własną... A tak apropo - krasnolud postanowił brutalnie zmienić temat rozmowy.
- Jeszcze o tym nie gadaliśmy, to którędy planujesz swoją drogę z tej karczmy? Jeśli na północ i później na wschód, to będzie nam nawet po drodze, jeśli nie... Cóż, słowo rzekłem, dopuki przełęcze nie odtają, będę Ci umilał życie swoim niebanalnym towarzystwem. – ironia płynąca z ust krasnoluda była niemal tak materialna jak miód który popijał. Andaras zacisnął w irytacji wąskie usta i sapnął krótko przez nos. Ale niestety się nie poddawał.

- Nie bądź uparty jak...- tu spojrzał na Khaazada i chciał powiedzieć jak krasnolud, Kh’aadz doskonale to wyczuł i elf odczytał to w jego spojrzeniu

- Znaczy po prostu nie bądź uparty. Pomoc w doręczeniu tego cuda ci się pewno przyda. Na drogach sam wiesz jak jest. Niedawno prawie ducha wyzionąłeś. Co jest ważniejsze, misja twa, czy krasnoludzki upór? Gadaj, ze mną masz, nie z człekiem do czynienia. – naciskał dalej.

- Namolny bardziej niż swędzący wrzód na zadku - westchnął poirytowany nieco dociekliwością elfa krasnolud. Widząc, że ten nie przestanie go męczyć dopuki nie zaspokoi swojej chorobliwej ciekawości, Kh’aadz warknął krótko.

- Zawartość ma dotrzeć nienaruszona do Ereboru, nic więcej Ci wiedzieć nie trzeba. – ton krasnoluda wskazywał, że jakiekolwiek dalsze podpytywania są skazane na porażkę kalibru hobbita szarżującego na kucyku na stado olifantów. Andaras rozsądnie zrobił nie naciskając więcej na krasnoluda. Jakiś czas później powrócił Endymion, nadal nieco zgaszony, jakiś typ przy szynkwasie zaczął wysnuwać kolejną opowieść ze zbioru historii mchu i paproci, krasnolud jednak z niepokojem zerkał na elfiego towarzysza, który wydawać by się mogło nad wyraz skrupulatnie przysłuchiwał się tym bajaniom… W końcu obawy krasnoluda o niezmierzonych pokładach nadpobudliwości i chorego zapału do naprawy świata drzemiących w Andarasie i gotowych do wulkanicznej erupcji, zostały empirycznie potwierdzone…

- To może być bełkot głupiego chłopa. – elf zaczął ostrożnie, ale Kh’aadz wiedział, że to tylko dym w oczy… Wynik był przesądzony.

- Gdybym dostał miedziaka za każdą taką opowieść jaka codziennie przetacza się przez Zjednoczone Królestwo, sam zostałbym królem. Nie mamy jednak nic lepszego do roboty. Rosprostowałbym kości a to dobra okazja. Jak u was z tropieniem? - zapytał coraz bardziej nakręcający się Andaras.

- Nocne zwidy będziesz tropił? – Kh’aadz odburknął, niezbyt entuzjastycznie nastawiony do pomysłu elfa. – Stawienie oporu, choć najprawdopodobniej z góry skazanego na porażkę, było w tej sytuacji jego krasnoludzkim obowiązkiem.

- A masz coś lepszego do roboty? Trzeba rosprostować kości nim ruszymy w dalszą drogę.

- A mam... Zamiast rozprostowywać, wolę swoje gnaty dogrzać przy kominku, ot co! - krasnolud w wyrazie upartego sprzeciwu energicznie założył ręce na piersiach.

-Ojej to wielka szkoda bo ja z chęcią się temu przyjrzę. – elf z perfidnym niemal uśmiechem wpatrywał się w nadąsanego towarzysza, wiedząc co wymusi na krasnoludzie słowo, które mu dał, jeśli tylko postanowi wyruszyć na tą idiotyczną krucjatę. Krasnolud doskonale zdawał sobie z tego sprawę i z tego powodu jeszcze bardziej przeklinał w myślach elfa.

- Dobry człowieku rano czekaj na nas. Pójdziemy przyjrzeć się tym twoim nocnym zmorm. A teraz wybaczcie panowie idę wypocząć. – Teraz byli już zgubieni, słowa zainteresowania Andarasa były wodą na młyn dla opowieści o nocnych zwidach farmera…

- Panie – farmer Umbarth odezwał się żywo, pochodząc bliżej

- Wszyto dobrze, ale ja nie tropy tera widzałem, acz gobliny przeklęte! W basku księżyca widziałem. Na dużych wilkach. Dwa. Na skarpie na rzekę patrzały i patrzały. I zniknęły w ciemną noc. Schowany z bliska widziałem. Widziałem! - chyba sam nie mógł jeszcze uwierzyć w to co rzekomo zobaczył.

- Skóra w odcieniu mułu, kocie ślepia, a ucha sterczące... Jedno ucho poszarpane, abo nagryzione u jednego było. A kły jak u dzika z gęby wysterczały. Brrrrr... - wzdrygnął się. - Dwa rzuty kamieniem od mej chałupy! Myśle se w chałupie się zamkniem z moimi i może tylko owcę skradną. Niech dwie! Ale jak ich gromada za tamtymi przylezie? A jak one na czuja wypuszczone? Tum przyleciał czym prędzej. Jam biedny, to nie najmę, ale chyba nie odmówcie w potrzebie? Gadali żeście Strażnicy Królwscy. A wy panie elfie do rana czekać każecie? Pomóżta to sprawdzić, coby za późno nie było szkodzie zaradzić. - prosił.

- W gościnę zapraszam, noc raźniej zleci i bezpieczniej na farmie mojej bedzie choć dzisiaj. Tam żonka moja z dwoma maleńkimi, co nam na stare lata się urodziły niespodzianie i synowiec z psami czekają. Toć my sobie nie poradzim, jak one dzisiaj po nocy wrócą w kupie... Nie obronim się. - tłumaczył z szacunku cierpliwie, acz niespokojnie na sercu, co wymalowane było na jego przejętej twarzy.

-Toć za pierdołami, za wybaczeniem śmiałości, koło dupska bym nie mącił nikomu po nocy, a co dopiero wam panowie...

Elf westchnął.

- Ani mi się waż... - burknął krasnolud przeczuwając reakcję elfa...

-Dobrze już dobrze... Idę zebrać swoje rzeczy daleko to?

- Niech Cię wszyscy diabli, pół dnia spokojnie na tym swoim kościstym tyłku usiedzieć nie możesz? – Kh’aadz warknął do pleców elfa obchodzącego ich stolik w kierunku schodów na górę.

- A skąd! - odetchnął z ulgą Umbarth - Pięć mil tylko. - powiedział odstawiając naczynie na szynkwasie.

- Przeklęci ludzie, przeklęte elfy, przeklęte orki... - Kh’aadz złorzeczył pod nosem dreptając niespiesznie po swoje graty.

- Pujdę z wami jeśli nie macie nic przeciwko - stwierdził Endymion markotnym głosem. Dopił trunek ze swojej szklanki i również poszedł po swoje rzeczy.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 01-03-2011 o 19:50.
Wroblowaty jest offline  
Stary 01-03-2011, 20:50   #37
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Endymion tego wieczora siedział z Kh`aadzem i Andarasem przy stole, wiedział już o tym kim byli jeźdźcy a Dunlandu. Rozmowa prowadzone między współtowarzyszami z za stołu zupełnie go nie interesowała, myśli cały czas uciekały do zajścia w wyniku którego ród królewski Dunlandu poniósł niepowetowaną stratę. Po raz kolejny wracał myślami do chwili gdy po raz pierwszy dokładnie mógł się przyjrzeć jeźdźca szukając w myślach czegoś co wtedy mógł przeoczyć, czegoś co powinno zmusić go do myślenia. Lecz nic takiego się nie nasuwało, a wręcz przeciwnie cały czas widział chamstwo i warcholstwo tych ludzi, które tak wysoko urodzonym nie przystoi. Każdy dobrze urodzony wie, że należy szanować obyczaje gospodarza u którego się przebywa a nie nadymać się własnymi ze swojej lepianki wyniesionymi. A z kolei sposób w jaki zareagował, cóż mało elegancki ale czy gdyby poprosił o przerwanie i zaprzestanie walki coś by to dało??. Pewnie nie i tak skończyło by się się wymianą uprzejmości przy pomocy miecza. I tak zadawanym tego wieczora pytaniom i odpowiedzią w głowie Endymiona nie było końca. Gdzieś głęboko w odmętach rozumu mężczyzny, znużonego całą tą sytuacją, coraz mocniej rozkwitało nowe podejrzenie. A mianowicie Dunladczycy w swojej wędrówce do Annuminas troszeczkę zboczyli ze szlaku. Zakładając iż wędrowali szlakiem, który przez Dunland prawie przebiega to w Bree totalnie się pogubili i nie w tym kierunku co trzeba powędrowali. Zakładając, że przez Bree wędrowali, a nawet jeśli nie…. to i tak nie w tą stronę. Czy to możliwe by mieli jakiś interes aby w te strony zawitać, nowe pytanie zaczęło wiercić dziurę w głowie Endymiona sprawiając iż zupełnie odpłynął myślami. Co chwila tylko udzielał się w rozmowie elfa i krasnoluda coś tam od niechcenia odburkując i tracąc sens połowy tego co było do niego skierowane, więc stwierdziwszy, że w jakiś obłęd popada postanowił połączyć rozdzielony umysł i ciało w jedność aby móc się skupić na tym co się dzieje wokół niego. Jednakże nieposłuszny rozum natychmiast się wyrwał z okowów ciała i znów uleciał w przeszłość.
Tym razem do osoby Makhlera i jego udziału w niedawnych wydarzeniach. Zgodnie z tym co powiedział zanim Andaras go zabił był szpiegiem, okultystą spotykał się z różnymi typkami i kto wie czy tym razem nie miał być to któryś z tych cymbałów z Dunlandu. Okultyści zeszli jeszcze bardziej do podziemia, konspirując się skuteczniej po tym jak ich głowa została niemal ucięta ponad 100 lat temu i że teraz jak głosiły przypuszczenia na dworze i wśród strażników rosną w siłę. Rokowań się zachciało Dunlandczykom, pewnie tylko chcieli uszarpać ile się da dla siebie a w godzinie próby zwrócili by się przeciwko nam. Jeśli to prawdziwi wodzowie Dunlandu to możliwe, że zamieszałem teraz nieźle i powoli ta myśl coraz mocniej zaczynała toczyć umysł Endymiona.

NOC - POJAWIE SIĘ UMBARTHA

Serię coraz bardziej dziwnych myśli przerwał zupełnie obcy głos. Był to jakiś chłop mówiący coś o wilkach, goblinach i że coś tam, ktoś tam, na kimś jeździł. Endymion zapewne wrócił by do dalszego samo zadręczania gdyby nie obrazek, który mignął mu przed oczyma. Była to rycina znaleziona w jednej z ksiąg w bibliotece w Minas- Tirith. Zdawało by się, że było to przed wiekami, lecz w rzeczywistości nie było to tak dawno, a na pewno nie na tyle żeby zapomnieć. Obrazek przedstawiał szkaradnego jeźdźca z zakrzywioną szablą i łukiem dosiadającego ogromnego wilka. Utrwalono go w księgach by następne pokolenia nie zapomniały jakie bestie i poczwary zamieszkiwały ongiś ten świat, teraz wydawało się to tylko złym wspomnieniem przeszłych dni. Ale jeśli ten chłop ma racę i to co widział jest prawdą to …. na tę myśl Endymionowi zcierpła skóra. Przecież orków od bardzo dawna nie widziano a teraz mieli by się tak nagle pojawić. Jednocześnie przez umysł przebiegło lotem błyskawicy pytanie jak ta chłopina przeżyła spotkanie z wargim. Bestia powinna go wyczuć jeśli znajdował się tak blisko jak mówił. Endymion podczas szkolenia zdobył nie małą wiedzę na temat tych złowrogich stworzeń i zdawał sobie sprawę, że broń którą nosił lepiej odrzucić i szybko uciekać niż wdawać się w walkę z takim stworzeniem. Chociaż uciekać to też nieciekawy pomysł. Jednak co może parę przerośniętych wilków wobec człowieka którego będzie ścigał cały Dunland, król skarze go na banicję zaraz po tym jak każe odrąbać głowę i tak dalej. Pokrzepiwszy w ten sposób swoje myśli stwierdził, że też chętnie się uda na poszukiwanie wspomnianego stworzenia, może jakoś uda się zmazać plamę jaką poczynił siekając jeźdźców.

Tylko co będzie jak je znajdziemy, lub one wyczują nas??????????
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 01-03-2011 o 20:55.
ThRIAU jest offline  
Stary 03-03-2011, 20:07   #38
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Rhudaur, początek Kwietnia 251 roku



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5jHoFIXoSJE[/MEDIA]

Noc była chłodna, co właściwie odczuwał tylko Endymion, gdyż elf z krasnoludem odporni na zimno nic sobie z tego nie robili. Stary farmer zaś jak na miejscowego pasterza, zaprawionego z żywiołami przystało, odziany w skóry wyprawione futrem, od dziecka był zahartowany w niesprzyjającym klimacie Rhudauru. Farma Umbartha według gospodarza znajdowała się na wzgórzu zachodniego Mitheithel, około pięć mil od Ostatniego Mostu.

Księżyc świecił w lekkiej mgle spowijającej szlak, który wiódł do niej wijąc się wzdłuż koryta leniwej rzeki, zasypany śniegiem, przypominający w istocie wąską drogę, bądź jak kto woli, dość szeroką ścieżkę. Widoczność była w nieznacznej mierze ograniczona snującą się mleczna poświatą, która gęstniała wraz z mijającymi godzinami, jednak prócz śladów zostawionych przez Umbartha we wcześniejszej wyprawie do osady Ostatniego Mostu, nic nie mąciło mokrego śniegu. Czasem wprawne oko rangera uchwyciło trop sarny, zająca lub niedźwiedzia, które choć elf widział równie przejrzyście jak gwiazdy na niebie, nie przyznał się do ignorancji, zgadując w duchu, że to nie były tropy wilków. Krasnolud mruczał pod nosem za każdym razem, gdy trakt przecinając wzniesienia odkrywał przez nimi przepastne obszary falujących wzniesień Rhunduaru, przykrytych białą pościelą na tle majaczącego w oddali czarnego lasu jaki porastał górzyste Trollshaws.




Umbarth gadał jak najęty kolejny raz o wilczych śladach zostawionych przez wilki i dostrzeżonych przez niego orczych jeźdźcach, a kiedy zakończył znaną już wszystkim niemal na pamięć opowieść, rozpoczęła się kolejna historia – tym razem biografia farmera, który podobnie jak jego ojciec, dziad i pradziad żył w tej okolicy pasąc owce, które były jego największym skarbem i jedynym, nie licząc okazyjnego polowania, źródłem utrzymania. Wskazując ręką na Trollshaws, opowiadał historie jakie słyszał od dziada, przekazywane z pokolenia na pokolenie o licznych goblinach, trolach i złych mocach gnieżdżących się niegdyś w okolicy. Co prawda od lat nikt nie uświadczył orka, a obecność troli można było podejrzewać tylko po walających nię wśród głazów ich kościach, to według Umbartha i tego co mówili co poniektórzy wedrowcy i tropiciele, czasem ktoś widział tajemnicze tropy lub dokładnie ogryzione i wyssane ludzkie kości w paleniskach, nieopodal pieczar i jaskini, w głąb których miejscowi bali sie zapuszczać.

Legendy głosiły o zamieszkujących tam nieludziach i bestiach, którymi matki straszyły niesforne dzieci. Bujdy bajaniem, ale farmer mruczał pod nosem, że jego brat rodzony podzielił los kilku innych śmiałków, którzy podobnie jak on, odkąd okoliczni sięgali pamięcią, nigdy z takich młodzieńczych wypraw w głąb ziemi nie wracali. Jedni gadali, że pobłądzili w podziemnych korytarzach wijących się jak labirynty tuneli. Drudzy, że zjadły ich na kolację trole, orki i smoki, a jeszcze inni, że awanturnicy dali nogę z zapomnianego przez świat, odludnego i dzikiego Rhudauru, do wielkich, kolorowych miast szerokiego Zjednoczonego Królestwa.

Zaczął padać gęsty i puszysty, zapewne ostatni tej zimy śnieg, targany budzącym się, im bliżej świtania, wiatrem. Widać mieszający na odludziu Umbarth cenił sobie towarzystwo innych ludzi, bo nim wygadał się za wszystkie czasy, towarzyszący mu wędrowcy z karczmy, mieli wrażenie, że zdążyli przemyśleć niemal całe swoje życie, a na pewno kilka ostatnich dni.

Endymion zaprzątnięty był ostatnimi wydarzeniami, kalkulując możliwe warianty skutków śmierci Thurga oraz tajemniczą postać okultysty. Wiedział, że zdać musi raport dla Eldariona z wszystkiego osobiście lub wyręczając się królewskim gońcem, którego wiedział, że nie uświadczy nigdzie poza większym miastem. Na trakcie Wielkiego Gościńca Wschodniego do Minas Tirith, gdzie rezydował Eldarion, najbliżej było Bree i dalej leżący w cieniu Dunlandu, Tharbad. Miał nadzieję, ze Zaris wyzionie ducha i kolejny raz żałował, że zdradził swoje prawdziwe imie w karczmie, bo teraz może to ściągnąć na jego zakapturzoną głowę cień wrogich mieczy lub wedle przepowiedni elfa, cień katowskiego topora. O ile pierwszego był pewien i przeszło mu przez myśl bezpieczeństwo rodziny w Hollinie, to na to drugie patrzał nieco sceptycznie. Tajemnicze ostrze z fragmentem przetłumaczonych na westron przez elfa run zatknął za skórzane paski oplatające przedramię, zerkając od czasu do czasu na nie z zasępioną mina, czując na plecach utkwiony w nich wzrok animisty, Pierwszy raz od wielu dni miał też okazję na spokojnie przyjrzeć się z dala od czarującej obecności Amei, uczuciu, które zaczęło kiełkując zapuszczać korzenie i mogło wydać w przyszłości owoce, gdyby było starannie podlewane i pielęgnowane.

Andaras miał nie wiele mniej na głowie, kontemplując swoje własne sprawy. Wydarzyło się bardzo wiele istotnych dla animisty znaków i choć nie rozumiał wszystkich intuicja podpowiadała mu, że nie są to rzeczy błahe, i że zbierające się chmury tajemnic nawet rozproszone wiatrem zrozumienia, nie ukażą bynajmniej słońca, a raczej mrok nocy. Zastanawiał się również obserwując plecy strażnika czy Endymion przystanie na jego prośbę sprezentowania mu połamanego ostrza. Wieczorne żarty Kh’aadza o uprawianiu miłości, mimo że sprośne, obudziły w nim tęsknotę do ukochanej, którą starał się wcześniej spychać na bok, nie dając się wciągać w nostalgię i melancholię na którą był podatnym materiałem, co odziedziczył elfią naturą ojca.

Kh'aadz zaś kroczył zamykając pochód, a irytację łonem natury krasnolud przeplatał dreptaniem w śniegu, który akurat jemu sięgał w zawianych nieckach i uskokach skalnych, miejscami powyżej kolan. Myślami błądził w oparach niezamówionej dokładki soczystych żeberek w Hankowym sosie, które przypadły mu do podniebienia szczególnie. Mimo swej gruboskórności szkoda mu trochę było rubaszno-grubiańskich, dunlandzkich drabów, których położyli trupem w karczmie. Wścibskość elfa drażniła khaazada, lecz przypomniała jednocześnie o misji ojca, którąostatnie wydarzenia zdawały się nico przyćmić, jak zatęchłe powietrze blask pochodni w najgłębszych sztolniach Khaazad-dum. Myślał też Ereborze i matce. D’Ora. Była jedynym przedstawicielem płci przeciwnej w jego życiu którą kochał prawdziwą miłością synowską i która była jedyną osoba przy której potrafił okazywać bez krepowania prawdziwe, szczere uczucia. Rozumiał troskę Umbartha o rodzinę i owce, co nie zmieniało faktu, że chwilami miał ochotę zapchać mu niezamykającą się gębę, aż po gardło śniegiem.

Po około trzech godzinach marszu ich oczom ukazała się usytuowana, dokładnie tak, jak mówił jej gospodarz, przykryta śniegiem farma.




- Orki widziałem, tam! – wskazał daleko za rosnące w oczach budynki. - Po drugiej stronie rzeki!

Podchodząc do zabudowań gospodarczych przywitał ich tumult i niesforne beczenie dobiegające ze stodoły, któremu wtórowało basowe ujadanie z domostwa. Ujrzeli nieznaczny ruch kotary w oknie chałupy odsłaniający blask świecy. Na skarpie wzgórza, po drugiej stronie rzeki, elf kątem oka dostrzegł ruch. Poruszenie. Wpatrując się dokładnie nic jednak nie wypatrzył.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-03-2011 o 20:14. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 08-03-2011, 17:43   #39
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Podróżni docierali już do celu, przed nimi znajdowała się zagroda i gospodarstwo Umbartha.
Zwierzęta gospodarcze, w tym przypadku owce, zachowywały się bardzo niespokojnie, becząc w stodole. Również psy pilnujące obejścia ujadały zawzięcie, co mogło wprowadzić w serca podróżnych poczucie napięcia i podenerwowania.
Endymion i Andaras wymieniali uwagi na temat kawałka ostrza znalezionego w rzeczach Makhlera. W wyniku czego ukruszony fragment ostrza z runami elfami po raz kolejny zmienił właściciela.

-Oczywiście możesz je zatrzymać- rzekł Endymion wręczając je Elfowi.

- Dziękuje- odpowiedział elf - panowie wejdźmy do środka tam omówimy co dalej.

- Dalej, to powinienem Ci nakopać do rzyci za targanie mnie po tym przeklętym śniegu...- obruszył się Kh`aadz, któremu ze względu na wzrost, trudy pokonywania zasp mogły dać się w znaki najbardziej.

- Nie marudź coś widziałem po drugiej stronie rzeki... Jakiś ruch więc możliwe że nie leźliśmy tu na darmo. Topór w garść i wchodzimy ostrożności nigdy za wiele. Pan Umabrth za tobą żeby ci łba rodzina nie odstrzeliła. Ja za wami Endymion ubezpiecza. Ostrożności nigdy za wiele.

Słowa Andarasa sprawiły iż Endymion również zaczął się rozglądać. Niestety znacznie słabszy ludzki wzrok nie dostrzegł niczego niepokojącego. Wyraźnie pobudzone i tak jakby rozdrażnione zwierzęta gospodarcze nie zachowywały się naturalnie. Endymion pomyślał iż mogły coś poczuć, wszak psy mają znakomity węch, ich niepokój mógł się udzielić owcą. A poza tym jedno i drugie powinno być wyczulone na wilki.

- Psy są rozdrażnione możliwe że coś wyczuwają, pospieszmy się, poza tym tu jest cholernie zimno.

- Na nas warczą... W końcu obcy w zagrodzie, to co mają robić – skwitował Kh`aadz.


Podróżni przekroczyli progi domostwa zachowując kolejność marszu zaproponowaną przez elfa. Po wejściu do chałupy Endymion zwalił z pleców plecak ze swoimi gratami, który targał ze sobą, przy plecaku postawił, opierając o ścianę, miecz w pochwie. Podszedł do okna i stojąc plecami do ściany uchylił różek zasłony wyglądając na zewnątrz. Lecz na zewnątrz nic niepokojącego nie było widać, śnieg przestał padać. Dwa duże owczarki pasterskie Szelma i Rudy uspokoiły się. Rodzina gospodarza wydawała się być wystraszona, lecz wyraźnie cieszyła się na widok Umbartha i gości . Żona, podstarzała baba z dużym cycem o imieniu Marta, 4 letnia córeczka Maja, 3 letni Arton i dwudziestoletni syn Bart.

- Pozdrowieni mieszkańcy tego domu – przywitał rodzinę Kh`aadz w imieniu całej trójki.

- Dobrzy panowie. - powiedział gospodarz przynosząc dzban miodu. - Napijmy się, kości ogrzejmy. Stara coś przygotuje do zagryzki jakeście głodni i może ruszymy okolicę obadać jak słońce wstanie, he? Pokażę dokładnie gdzie widziałem gobliny.

- Skoro i tak już tu jesteśmy i gospodarz ma nasze gęby na utrzymaniu, to ustalmy coś sensownego... Ja biorę pierwszą wartę, później obudzę któregoś z was – zaproponował krasnolud.

- Ja drugą – odrzekł Andaras - i będę czuwał do świtu. Wtedy zmieni mnie Endymion, gdy jego wzrok stanie się przydatny.

- Może być – lakonicznie odparł strażnik nie mając już za dużego wyboru.

NAD RZEKĄ

W drodze nad rzekę jak i nad rzeką nic szczególnego nie znaleziono i nie zauważono, a kilka dziwnych śladów przy łodzi na chwilę obecną nie wydawało się aż tak istotne przynajmniej zdaniem Endymiona. Znacznie bardziej interesowała go druga strona rzeki. Po przeprawieniu łodzią gospodarza, kolejne rozczarowanie, po tej stronie rzeki również nic szczególnego nie dostrzegł. Skarpa na której gospodarz widział orki to smagane wiatrem miejsce przykryte śniegiem. Jeżeli były tam jakiekolwiek ślady to były przykryte zmrożonym śniegiem. Strome wejście na skarpę od rzeki było również bez śladów i tropów. Ze skarpy w stronę lasów trollowych, zaczynały się głazy, skałki, twarde podłoże i mniej śniegu. Za skarpą w tamtą stronę było widać ślady czyjejś obecności, po rysach na skałach, i wgnieconych kamykach, ale nie było sposobności jednoznacznego określenia czyje to są ślady. Mogły być to wilki, ale nie musiały.
Wobec nadciągającego zmierzchu łowcy orczych jeźdźców postanowili się zaczaić przy skarpie.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 08-03-2011, 23:43   #40
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Kh’aadz był przyzwyczajony do dłużących się i nieobfitujących w zdarzenia wart, nie raz i nie dwa pełnionych w ponownie uruchamianych głębokich sztolniach Khazad Dum, tak więc wieczorne posiedzenie przy oknie w domu farmera nie nużyło go specjalnie. Po raz pierwszy od kilku dni, miał w końcu chwilę spokoju i czas, żeby pomyśleć o spoczywającej na jego barkach odpowiedzialności, którą z dumą na siebie przyjął. Na tę myśl, podświadomie wymacał ręką spoczywający głęboko pod kaftanem tubus. Nie musiał go wyciągać, żeby przypomnieć sobie twardą niczym skała, a zarazem przyjemną w dotyku wyprawioną czarną błyszczącą skórę, ani drobiazgowo zdobione mithrilowe okucia, ani karmazynowe lakowe pieczęcie. Znał wszystkie te detale na pamięć.
- Muszę się bardziej pilnować – zganił się w myślach.
- Elf, czarodziej jego mać, niepotrzebnie się interesuje. Wolałbym, żeby nie próbował drążyć tematu, to nie jego sprawa… - Napominał się nadal nasłuchując odgłosów nocy i badając wzrokiem pogrążone w cichym zimowym śnie podwórze gospodarstwa.
- Nic… Absolutnie nic godnego nawet porządnego beknięcia… - Wymamrotał do siebie pod nosem, po raz setny omiatając oczami przestrzeń za oknem.
- Nie mogę go zawieść… Wiadomość MUSI dotrzeć do Ereboru, muszę przestać się tak głupio narażać… Najpierw ta banda obwiesiów przy rzece, potem Dunlandczycy… Wszystko to niepotrzebne kłopoty… Tylko jak tu omijać kłopoty z tym długouchym zbawcą świata na karku… Też żeby się wziął i o sosnę wychędo… - rozmyślania krasnoluda przerwał cichy szelest dobiegający z izby

- I jak mija noc mości krasnoludzie? – Andaras zapytał miękkim głosem podchodząc bliżej.
- O wilku mowa… - przemknęło Kh’aadzowi przez głowę.
- Nijak, od początku mówiłem, że cała ta wyprawa jest o kant dupy rozbić… Wypatruj i nasłuchuj czego chcesz, życzę powodzenia… - odparł krasnolud owijając się w gruby wełniany koc i poszedł spać, zostawiając elfa na posterunku…

-=O=-

Noc minęła spokojnie, bez żadnych niespodzianek, wszyscy domownicy zakrzątnęli się przy codziennych porannych obowiązkach.
- Uważam, że pomysł z rozejrzeniem się po śniadaniu po okolicy jest bardzo dobry. - Strażnik skwitował propozycję gospodarza, którą ten wyłożył z samego rana, jeszcze przed śniadaniem.

- Pewnikiem i tak nie znajdziemy nic konkretnego, poza paroma niewyraźnymi śladami w śniegu... Z tego co mi wiadomo, te paskudzstwa, jeśli to w ogóle one - wtrącił krasnolud z powątpiewaniem - za dnia raczej nie lubią wychylać swoich parszywych nosów na światło, no, chyba że po ich śmierdzących plecach ktoś jeździ porządnym batem...

- Toć tak jest jakeście mówicie panie. Gobliny za dnia tylko w dni ciemne łeb ponoć na świat wystawiały. No tak przynajmniej u nas starzy ludzie gadali, co mój dziad nie raz potwierdzał. - gospodarz przytaknął z entuzjazmem

- I dlatego to jest taki dobry pomysł, chociaż z dwojga złego wolał bym spotkać gobliny czy też orki a niżeli ogromne wilki. A my tu mamy szansę spotkać i jednych i drugich. Oczywiście jeśli nasz gospodarz miał rację i jego oczy nie spłatały mu figla. - ponownie włączył się strażnik

- Ta szanse to my mamy, ale dostać wilka siedząc cały dzień na mrozie rozglądając się za majakami chłopka roztropka… - Kh’aadz ten komentarz nie wiedzieć dla czego zostawił dla siebie… Może to przez to, że podana przed chwilą kasza ze skwarkami mu posmakowała…

- Mości panie, noga mi szwankuje, ale oczy mam sokole, co mi nie jeden młodzik zazdrości - Umbarth uśmiechnął się do Endymiona.

- Na razie rozejrzymy się czy aby na pewno tu są. Może znajdziemy jakiś dowód. Nawet jeśli nie trzeba by też znaleźć jakieś dobre miejsce, gdzie możemy się na nich zasadzić wieczorem. Pozycje zajęlibyśmy odpowiednio wcześniej. Tak że gdyby przyszli wpadli by w nasze łapy. Bart Umbarth poza psami weźcie jakieś łuki. Mieszkacie na odludzi więc mam nadzieję umiecie strzelać? Przy domu trzeba by trochę drewna w stos ułożyć. Niezależnie od tego czy teraz czy wieczorem działo by się coś niepokojącego lampą stos szybko podpalić należy. Jako znak dla pozostałych. - Elf snuł już dalekosiężne plany.

- Ten stos to na co? Będziemy z braku orków palić na nim elfa filantropa? – Kh’aadz na tą myśl uśmiechnął się krzywo. Ale jak pozostałe komentarze, zachował dla siebie, bo ani Andarasowi, ani Endymionowi nie sposób w takich chwilach przemówić do rozsądku…

- Taki to nasz zwyczaj by od maleńkości uczy owce strzyc i z łukiem się obchodzić pożytecznie jak z kobita pod pierzyną w zimowe noce, jak się wąs pod nosem sypnie. Strzelać umiemy jak każdy szanujący się pasterz w Rhuduarze. - przechwalał się farmer

- Słyszałeś Bart co pan elf powiedział? Migiem za robotę się bierz, zaraz ruszamy nad rzekę - ponaglił ojciec syna.

- Bezpiecznie byś zrobił wyprawiając kobietę z dziećmi do najbliższych sąsiadów, albo nawet samej karczmy. - zauważył znudzony Kh'aadz, zważywszy, że jeśli elf planuje zasadzki na nocne zwidy farmera, to w domu nie zostanie nikt, kto mógłby go skutecznie bronić, przed jakże agresywnymi omamami.

- Sąsiady najbliższe w Ostatnim Moście som, wiec po obiedzie wyruszom oni z Bartem do karczmy jak panowie myślita, że tak będzie lepiej. Stos też ułożymy dla bezpieczności, bo jak przyjdzie nam obejścia bronić,to łatwiej nam będzie ich wystrzelać w kręgu blasku ognia na tle czarnej nocy.

- Tylko jak będziecie już strzelać w tym blasku ognia to omijajcie nas strzałami, gdybyśmy się przypadkiem napatoczyli. W takim zamieszaniu łatwo będzie o pomyłkę. - Endymion dodał asekuracyjnie nie do końca ufając zdolnością strzeleckim gospodarza.

NAD RZEKA


- Eh... ty młokosie... - mruczał Umbarth podchodząc do łodzi wyciągniętej do połowy na brzeg - Mówiłem tyle razy, cobyś łodzi nie tykał w taką pogodę beze mnie! - ganił Barta uwiazując line do pieńka.

- Kiedym jej nie ruszał tatku! Zawsze na mnie wszytko co najgorsze... - żalił się młodzieniec.

- Nie pyskuj baranie, tylko ty wiażesz łódkę do trzciny - mruczał stary. - To już niedaleko. O tam,za zakrętem je widziołem. - zmienił temat zwracając się do reszty.

- Cudnie… Z każdą chwilą coraz lepiej… - krasnolud mruknął do siebie kompletnie zrezygnowany widząc dystans jaki dzielił ich od miejsca w, którym Umbarth „Spostrzegawczy”, widział kły, szarą skórę i sterczące uszy… W nocy…
- Mówiłem, że zmyśla, to oczywiście nikt mi nie wierzył… - ale ten komentarz Kh’aadz również zostawił dla siebie… Byle do roztopów…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 12-03-2011 o 00:42.
Wroblowaty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172