Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2012, 22:55   #111
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Cierń niepomna na działania innych skupiła się tylko na swoim własnym celu. Nie wiedziała, co robiła Dzierzba, nie zdawała sobie sprawy z poczynań Albrechta i Kary. Nie interesowały jej nawet czyny Księgi. Robiła to, co jej zdaniem powinno zostać zrobione. Walczyła o przerwanie rozpoczętego rytuału nie wiedząc jak daleko na drodze do jego ukończenia znajdowali się odszczepieńcy zanim ona i jej towarzysze wtargnęli do pomieszczenia.
Kapłanka szybko przekonała się jak blisko ukończenia swego planu byli heretycy. Zbiegli tylko, dlatego iż wiedzieli, że nikt i nic nie było w stanie powstrzymać tego, co wypełzało z krypty ukrytej pod podłogą. Stara groza budziła się z uśpienia, aby ponownie objąć we władanie te tereny.

Althea odskoczyła najdalej jak potrafiła od makabrycznego posągu. Obca, plugawa moc popłynęła w dół ku równie plugawej i skażonej złem istocie. Grythel nadchodził. W tej właśnie chwili ci, którzy nie byli w stanie zmierzyć się ze starym czarnoksiężnikiem powinni uciekać w popłochu. Księga nakazał alchemikowi i wojowniczce zostać w piwnicach. Błąd! Powinni ruszać, czym prędzej póki jeszcze mieli szansę wydostać się z podziemi. Nie zdążyli jednak, bo przebudzony potwór wyważył właśnie ostatnie drzwi. Metalowa krata rąbnęła z hukiem o ścianę a z dziury w podłodze wyłonił się on. Sitha. Tak go oceniła w pierwszym momencie Cierń, ale jednak nie. To był elf. Nie dość, że przeklęty przez praktyki, którym się oddawał za swego życia to jeszcze skażony przez brudną krew nieluda połączoną w ohydnym związku z człowiekiem. Lata spędzone w podziemiach nie przyczyniły się na korzyść stwora. Wyglądał potwornie, ale to było nieistotne. Najważniejsze, co wyczuwała od niego Althea i co zdecydowanie musiał wiedzieć także Księga było to, iż czarownik wciąż był słaby. Posiadał tylko szczątkową moc swej dawnej siły. Drugi kapłan przygotował się by dać odpór upiorowi. Cierń czuła jak jej brat w wierze sięgał po Haki Kary. Elf natomiast wyciągnął wysuszoną dłoń w stronę dwójki i kapłanów i Althea zrozumiała, czego stwór łaknął. Ich krwi. Kiedy jej się napije uzyska dostęp do pełnej mocy i wtedy nawet okoliczne Świątynie nie dadzą rady na powrót go uwięzić. Co zatem mogli zdziałać? Nie dać się zabić? Wątpliwe. Ostrzec innych kapłanów w mieście? Możliwe. Pokonać go w dwójkę? Absurdalne.

Althea przechyliła głowę i wykrzyknęła do Albrechta i Kary zmieniając rozkazy wydane im przez Księgę.

- Nic tu po was. Nie dajcie ujść przywódcy loży.

Myślała, że zrozumieją, iż to tylko wybieg, aby posłać ich po posiłki, pomoc a przede wszystkim, żeby ostrzec każdego innego kapłana w mieście o powstałym zagrożeniu. Kobieta zrozumiała, mężczyzna nie. Cierń miała ochotę zaśmiać się gorzko z własnej bezsilności. Nie chciała tracić niepotrzebnie czasu. Dołączyła do drugiego kapłana w połączonej modlitwie prosząc o Haki Varunatha. W międzyczasie zobaczyła jak Dzierzba, szalona i niepokorna kobieta stanęła z orężem przeciwko czarnoksiężnikowi. W takim razie Kara poszła sama i musiała się przedrzeć na powierzchnię. Cierń modliła się nie tylko o Haki, ale także i o to by wysłana wojowniczka dała radę w potyczce z przywódcą loży. Nadal nie odkryto jego tożsamości, ale kapłanka dostrzegała pewna prawidłowość. Grythel był owocem zakazanego związku człowieka i sithy tak jak i łuczniczka, której głowę Anah cisnęła pod nogi monstrum. Zatem pozostawał jeszcze jeden mieszaniec, który krążył blisko dziedziczki, thara i samej sprawy. Taki, któremu z jakiś powodów bezgranicznie ufano. Sprawny i niebezpieczny. Althea była przekonana, że jeśli nawet nie zajmował miejsca przywódcy loży to był, chociaż członkiem zboru.

Haki uderzyły wpijając się w ciało Grythela, potem łańcuchy napięły się i wyszarpnęły kawałki zasuszonego maga. Czarnoksiężnik zaskrzeczał wyschniętym gardłem a potem wydał z siebie przenikliwy nieludzki pisk. Dźwięk, który wbijał się poprzez uszy prosto w mózg, magiczna nuta, którą czarownik próbował zmasakrować umysły swych przeciwników. Cierń zagryzła wargi i przeciwstawiła się czarom ożywieńca. Zaczerpnęła tchu i nie bawiąc się w żadne półśrodki warknęła w stronę alchemika.

- Idź za Karą! Zawiadomcie Świątynie!

Potem dobyła przytroczony do pasa bicz i przywołała modlitwę o Broń Sprawiedliwości. Była gotowa pierwszym ciosem smagnąć Albrechta gdyby ponownie nie posłuchał jej rozkazu. Mężczyzna jednak nie zamierzał się tym razem spierać kapłanką i ruszył biegiem w kierunku gdzie chwilę wcześniej znikła Kara.

Cierń widziała jak Księga ponownie złożył dłonie do modlitwy. Nie rozpoznawała, jakiej miał zamiar użyć, więc musiała to być rzecz dostępna kapłanom wyższych kręgów. Kiedy jej pejcz obrósł cierniami niczym łodygi cierniokrzewu Althea zaczęła uderzać w ciało czarnoksiężnika usiłując skupić jego uwagę na sobie i przy okazji wyrwać nieco fragmentów ze zmumifikowanego ciała. Konsekrowana broń zwijała się w rękach kobiety niczym żywa a z każdego miejsca, w które uderzyła unosiła się dymiąca smuga. Tak jak chciała Grythel skierował się w jej stronę. Czarownik uniósł rękę i Cierń poczuła jak niewidzialna siła schwyciła jej ciało i poderwała je do góry aż pod sufit. Później ta sama moc puściła ją niespodziewanie i kapłanka grzmotnęła plecami o kamienną posadzkę. Zbierając się po tym uderzeniu z podłogi przez otwory w masce dojrzała jak Grythel zmierzał teraz w stronę skoncentrowanego Księgi. Althea złapała za trzonek bicza i podjęła próbę ponownego smagnięcia znienawidzonego bytu.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 20-02-2012, 08:59   #112
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Miasto Kreda, gdzieś w podziemiach pod miastem



Metaliczny smak krwi w ustach Dzierzby był wyraźnym dla niej sygnałem – „jeszcze, żyję! popaprańcze”. Widziała, jak Grythel wykorzystuje płomień jej pochodni, jak ciska nim w stronę odrodzonego czarnoksiężnika. Nie wahała się. Skoczyła, zastawiał mieczem.

Udało jej się! Zaraza! Udało jej się odbić płazem miecza te dziwaczne płomienie. Jednak rozwaliły się one na żelazie, jak świński pęcherz wypełniony szczynami. Ogień rozbryznął się wokół, jak cholerna woda. Część płonących „kropel” spadła na odzienie, ręce i twarz Dzierzby, paląc kwasem, aż do bólu. Jedna z krople spadła Dzierzbie prosto na powiekę. Oko zapłonęło bezlitosnym bólem wyrywając z ust Dzierzby mimowolny wrzask bólu.

Ale Księga ocalał! Głupi klepacz pacierzy ocalał! Mógł zakończyć celebrację swej modlitwy.

Cierń znów stała na nogach i smagała uświęconym batem po cielsku ożywieńca. Każdy cios odłupywał kawałek sparszywiałej szaty, pozostawał suche rany na jeszcze bardziej wyschłym ciele. Nawet moc samego Varunatha, którą Aspekt nasycił broń kapłanki, zdawała się być bezsilna przeciwko mocy pradawnego czarownika.

Jednak, czy to mogło wystarczyć.

- W imieniu Varunatha, osądzam cię, Grythelu! – wykrzyknął Księga kończąc modlitwę.

Powietrze w podziemnej sali zadrżało po słowach kapłana w kolczastej masce.


* * *


Albrecht wspinał się po krętych, nierównych schodach z trudem łapiąc oddech. W pewnym momencie wydawało mu się, że usłyszał za sobą wrzask bólu. Krzyk Dzierzby. Czy to już? Czy to właśnie ten moment, kiedy plugawy czarownik wycisnął jakąś magiczną sztuczką życie z jej ciała? Ten moment, kiedy Cierń i Księga zostali tam sami, by stawać do nierównej, przesądzonej walki?

Nawrócony nie miał czasu zastanawiać się nad tym. Całą swoją uwagę koncentrował na wspinaczce. Morderczej drodze pod górę. Wspinał się, najszybciej jak potrafił, aż mięśnie nóg zapłonęły mu żywym ogniem, a płuca nie nadążały za dostarczeniem tlenu do zmęczonego ciała. Alchemik oparł się o wilgotną ścianę, czując jak suche ma usta, jęknął głośno i mimo protestów ciała właził po schodach dalej. Coraz wyżej.


* * *


Powietrze w podziemnej sali zadrżało po słowach kapłana w kolczastej masce i wypełniło je dziwne dźwięki. Klekot łańcuchów, jakiś kół zębatych, jakby gdzieś obok uruchamiano potężną maszynerię. Grythel znieruchomiał.
A potem .... potem zaśmiał się sucho, chrapliwie.

Ten śmiech był niczym policzek dla obojga kapłanów. Pokazywał, jak bardzo drwi sobie z mocy i woli Aspektu – ich Aspektu – ta plugawa kreatura.

- Wasze ... nic ... niewarte ... czary ... nie .... mają .... na ....mnie.... wpływu – ze zmumifikowanych ust monstrum popłynęły niewyraźne, ale mimo wszystko zrozumiałe słowa.

Wtedy Cierń zrozumiała, że popełnili błąd. Że ona go popełniła. Wszystko trwało za długo i nieznanym sprawcom udało się zakończyć rytuał przebudzenia czarnoksiężnika. Może, gdyby Dzierzba nie zaatakowała Pazura, wszystko miałoby inny finał i udało by im się zapobiec rezurekcji. Ale działanie wojowniczki spowodowało, że Cierń nie zaufała Pazurowi, gdyby ten namawiał ją, aby poszła za nim w podziemia, kiedy zapuścił się w nie po raz pierwszy. Może wtedy by im się udało. Albo wpadliby w pułapkę „krzykacza” i tajemniczy kultyści i tak daliby radę obudzić tego czarownika. Wszystkie te „gdybania” nie miały teraz najmniejszego znaczenia. W sytuacji, gdy pradawny wróg powstał z martwych, walka wydawała się być stracona, ale nie mieli innej alternatywy, jak prowadzić ją w desperackiej nadziei na jakiś cud.

Wszystko wydawało się być stracone.

Wszystko.


* * *

Kręte schody zaprowadziły Nawróconego do krótkiej komnaty w kształcie klina. Albrecht wyszedł w jego szerszej części, a ściana w węższej była ... przekręcona. Sekretne przejście. Droga z podziemi prowadząca do ... no właśnie. Dokąd? Albrecht zawahał się na chwilę, złapał oddech.

I wtedy usłyszał krzyk bólu dochodzący zza sekretnego przejścia. To krzyczała Kara. Nawrócony poznałby jej głos wszędzie. Do uszu alchemika dobiegały także inne odgłosy. Szczęk stali, sapanie, rumor, jakby coś, jakaś skrzynia lub mebel, gruchnęło o podłoże.

Nawrócony wyjrzał ostrożnie przez wąską szczelinę.

W świetle słonecznych promieni, wpadających przez dziury w suficie, alchemik ujrzał Karę i ... Kota. Walczyli na jakimś strychu lub w komnacie robiącej za rupieciarnię. Pełno w niej było starych mebli, połamanych krzeseł, uszkodzonych, nieprzydatnych kół o szerokich piastach, metalowych naczyń niewiadomego przeznaczenia i tym podobnych dupereli.
Elf i wojowniczka walczyli ze sobą. Czy też właśnie Kara przegrywała. Szybki sztych elfiego, krótkiego miecza, znalazł lukę w defensywie służki świątyni. Kara zgięła się w pół z bolesnym jękiem, zatoczyła w tył, trafiając plecami o kamienną ścianę. Kot spiął się do finalnego ataku.


* * *

Natarli ponownie, chociaż wiedzieli, że nie mają szansy na zwycięstwo w tej dzikiej walce. Dzierzba traciła siły i chociaż udawało się jej szaleńczo unikać kolejnych magicznych ciosów przeciwnika, to jednak nie była w stanie w żaden istotny sposób zranić go żelazem.
Bicz Cierń spisywał się znacznie lepiej – konsekrowany oręż naznaczał wysuszone ciało ożywionego czarnoksiężnika. Ale i to było mało. Przegrali i wiedzieli o tym, ale ta świadomość nieuchronnej klęski powodowała, że walczyli dalej.

Kolejne niewidzialne ciosy. Kolejne uderzenia niewidocznej mocy. Po każdym coraz trudniej się podnieść. Ile to trwa? Sekundy. Minuty. Godziny. Czy może zginęli i wieczność w piekle będzie dla nich niekończącą się walką z Grythelem.

Księga odpuścił. Cofnął się za filar. Ale nie! Nadal się modli.

Dzierzba czuje, że płuca pali jej zmęczenie, że obite ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Z niezliczonych rozcięć i ponownie otwartych jej dusza roni swoją krew. Łzy duszy płyną powoli, a wraz z nimi wypływa życie. Jednak jeszcze walczy. Bo co innego jej pozostało?

Cierń też czuje smak krwi w ustach. Ramię zaczyna odczuwać pierwsze symptomy zmęczenia od machania biczem. Niewidzialne ciosy magii spowodowały, że z ust i nosa kapłanki leje się krew. Wie, że Grythel mógłby ich zmiażdżyć jednym czarem. Mógłby, lecz nie unicestwił. Dlaczego?

- W imieniu Varunatha, osądzam cię, Batharze! – Wykrzyknął Księga zza filara ponownie kończąc nieznaną Cierń modlitwę.

Batharze! Czy on powiedział ..... – przez otępiony walką, zmęczeniem i ranami umysł Cierń przebiega niespokojna myśl. - Oczywiście. Uzurpacja!

Tym razem modlitwa podziałała. Grythel – Bathar zatrzymał się. Przez ułamek chwili na jego zmumifikowanej twarzy, w jego demonicznych oczach zapłonęły niespokojne błyski.

- W imieniu Varunatha, poprzez moją śmierć, osądzam cię Grythelu-Batharze! – wykrzyknął Księga ponownie by za chwilę wbić sobie sztylet w serce.

Przez ciało demonicznego czarownika przebiegł dziwny spazm.

- Teraz – cichy szept, ostatnie tchnienie, popłynęło z ust Księgi.

Cierń zrozumiała. To była ta chwila. Ten podarowany samo poświęceniem kapłana moment. Mieli kilka uderzeń serca na to, by uciec lub wepchnąć przebudzone zło z powrotem do grobowca. Tylko jedną, jedyną chwilę, nim krew Księgi skapnie na podłogę, nim popłynie w stronę ożywieńca. Bo to zapewne dokończy rytuał.

Mieli tylko tą jedną, krótką chwilę. I jeśli ją zmarnują, ten kiedyś konsekrowany sługa Bathara odzyska pełnię mocy.

To dlatego Księga nazwał Grythela imieniem Bathara. Wszak kapłan był częścią Aspektu, któremu służył. To dlatego Księga zdecydował się złożyć w ofierze. Stworzyć mistyczną wieź pomiędzy sobą, a ożywieńcem. Bo póki kapłan wydawał ostatnie tchnienie w agonii, krótkiej agonii, póty Grythel był podatny na zranienia.

Raczej nie mogli liczyć na to, że go zniszczą. Ale teraz mieli szansę, by wepchnąć go na powrót pod plugawy ołtarz.
 
Armiel jest offline  
Stary 24-02-2012, 21:53   #113
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Alchemik nie był człowiekiem stworzonym do biegania. A miesiące “czułej opieki” oprawców Varunatha zrobiły swoje. Każdy dłuższy wysiłek był męczący, każdy dłuższy bieg wyrywał oddech z płuc.
Tak jak teraz.
Okularnik poprawił okulary, łapczywie łapiąc oddechy. Po czym ruszył dalej. W jego głowie tkwiła nadzieja, że jeszcze odrobinę wysiłku i wyrwie się z tych przeklętych czeluści.
I rzeczywiście wyrwał się, z błota w gnojówkę.
Przez kilka sekund z otwartymi ustami i niedowierzaniem w oczach patrzył jak Kara się daje zarzynać elfowi.
Jak głupia koza daje się mu pokonać, po tym jak dał jej eliksir i nakazał jej użyć w razie niebezpieczeństwa.
A było większe niebezpieczeństwo, niż elfi łowczy?
Rzucanie pereł przed wieprze. Tym było danie fiolki z eliksirem Karze. Już Albrecht powie jej do słuchu, jak stąd wyjdą żywi. O ile wyjdą.
Nie miał czasu. Jeden rzut i jedno trafienie. I po sprawie. Trucizna, która w kilka sekund zabija orka, bez problemu poradzi sobie z elfem.
Jeden rzut, jedno trafienie. A jeśli nie trafi?
Nawrócony miał i na to pomysł.

Albrecht najciszej jak potrafił wyjął nóż zatruty trucizną na orki i cisnął nim w stronę Kota. Ten jednak zareagował w sposób, który oszołomił Nawróconego. Czy też dzięki fenomenalnemu słuchowi, czy też dzięki szczęściu zwyczajnie ... uchylił się i sztylet śmignął tuż koło ciała wbijając się w jedną ze składowanych w tym miejscu szaf.
Jakikolwiek był tego powód, to i tak efekt był ważniejszy. Nie trafił! I zwrócił uwagę mieszańca. Był zgubiony.

- A kogóż my tu mamy? - Kot zmrużył swoje oczy i ruszył zwinnie z nieludzką gracją w stronę Albrechta.

Drżąca ręka alchemika sięgała po fiolkę, szybkie łyknięcie. Pochodnia blisko twarzy niczym tarcza.

Opuszczony, lśniący szkarłatem nóż poruszał się w dłoniach mieszańca, niczym ogon węża.

- Zobaczmy, co tam masz w środku.

Nawrócony pocił się ze strachu. Nie był wojownikiem, bo paru karczemnych burd za prawdziwą walkę nie można było uznać. Alchemik przeciwstawiał nieludzkiej zwinności, tylko jedną broń. Swój spryt.

Bowiem żadnej innej nie posiadał.

A teraz czekał. Kot zbliżał się do Nawróconego powoli i nonszalanckim krokiem. Bawił się nim, jak jego imiennik ofiarami. Był pewny siebie.

Zbyt pewny.

Jeszcze krok, jeszcze dwa. Albrecht skupił się. Nie mógł się pomylić. Nie wobec niego. Był zbyt zwinny by drugi raz się podejść. Jedna szansa. Jeden atak.

Kiedy elf znalazł się w zasięgu Albrecht skorzystał z drugiej sztuczki. Zionął smoczym oddechem w stronę Kota.



Ogień otulił postać mieszańca. Płomienie uderzyły go w twarz. Elf z rykiem wściekłości i bólu targnął się w tył, wpadając plecami na ścianę. Miecz huknął o posadzkę. A mieszaniec przyłożył obie dłonie do poparzonej twarzy, sycząc coś z wściekłości i nienawiścią.
Udało się ! Alchemik patrzył na Kota z mieszaniną dumy i niedowierzania. Nie było jednak czasu na triumfy.

-Kara. Co z tobą?!- krzyknął Albrecht nie spuszczając oczu z elfa, wszak ten jeszcze żył. I jeszcze był niebezpieczny.

Odpowiedzią Kary było jedynie przeciągłe, bolesne, być może agonalne jęknięcie.

-Niech to Aspekty...-zaklął cicho Alchemik, pozostało mu tylko wykończyć elfa, jakoś. Z całej siły cisnął w nim kolejną fiolkę. Zawarta w nim substancja w zetknięciu z powietrzem zastygała tworząc mocne i lepkie nici. I w teorii miała otulić elfa kokonem.

Fiolka rozbiła się, jak należy. Zasyczało, Wydzielina zadziałała ale...

W chwilę później Alchemik ujrzał, jak ciało Kota ... faluje, jak poparzona twarz zaczyna poruszać się, skóra nabrzmiewać, jakby pod nią wzbierały gazy lub ... lub przewalały się szczury.

No tak. Loża Magów. I może ten, którego właśnie dogonił nie był tak potężny, jak przebudzony w podziemiach starożytny czarnoksiężnik, to niemniej jednak dysponował mocami, jakie tylko udało mu się okiełznać poprzez pakty z demonicznymi siłami i naturalne piętno skażenia Entropią wrodzone każdemu czarownikowi.

Za chwilę sytuacja alchemika mogła zmienić się na zdecydowanie gorszą.

-Nie, nie, nie, nie, nie, nie...- powtarzając nerwowo jedne słowo, Albrecht sięgał do kieszonek w szacie w panice rzucając w to coś czym się dało: ogień alchemiczny, kwasy, ługi... wszelkie żrące lub zapalające się substancje. Resztki zdrowego rozsądku jakie kryły się pod warstwami niemal zwierzęcego strachu, szukały kolejnego wyjścia z tego pokoju.

Widział tylko jedno. Ale aby się do niego dostać musiał przejść obok potworności, w jaką zmieniał się Kot. Wąskie pomieszczenie wypełnił smród palonego i trawionego alchemicznym substancjami mięsa. Na ciele elfa, pęczniejącym jak jakaś larwa w kokonie, pojawiały się kolejne potworne rany. W pewnym momencie Albrecht ujrzał, jak dłonie zmieniają się w zakończone pazurami łapska, jak z cielska wyrasta sierść, twarz przeobrażała się w szczurzy pysk. Przed nim. zamiast elfa, prężył się przynajmniej dwumetrowy szczur - czy też raczej odrażająca postać szczuro-człowieka. Ten miał jednak coś jeszcze. Na środku czoła, niczym u jednorożca, pysznił się pokrzywiony, kręcony, szpiczasty róg.

Zionięcie musiało załatwić Kotu oczy, bowiem hybryda zamiast ślepi miała jedynie puste, poparzone oczodoły. Strzygła jednak uszami i ruszała wąsiskami. Musiała jednak i z tymi zmysłami mieć problem. W końcu jej cielsko trawiły kwasy, smród był wręcz nie do opisania. Co gorsza, Albrecht w panice użył jedną z fiolek z substancjami dławiącymi i teraz miał sam problem z oddychaniem. Jakby sam smród trawionego chemikaliami cielska nie wystarczał za zasłonę dymną.

Albrecht spojrzał w kierunku swej jedynej obecnie nadziei, sztyletu zaprawionego trucizną na orki. Dłoń Alchemika powędrowała do torby i kolejny wynalazek trafił w jego dłonie. Wynalazek który kosztował go wszak zdrowie i wolność. Za wiedzę o prochu trafił do cel świątyni Varunatha. Czas by ta wiedza go uratowała. Bądź co bądź stworzenie pewnie miało lepszy słuch od niego... i wrażliwszy przez to.

Zamachnął się i cisnął granatem jak najbliżej stwora. A gdy rozległ się huk, ruszył w kierunku sztyletu. By go złapać, by cisnąć. I by zakazana trucizna ubiła tą potworną abominację, zanim róg na głowie szczura ubije alchemika.
Jedna szansa, jeden rzut. Los Nawróconego wisiał na włosku. Na szczęście szczur był większy i bardziej opasły od elfa. I być może wolniejszy. A i Alchemik nie musiał trafić śmiertelnie, by zabić... wystarczyłaby drobna rana.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-02-2012 o 21:58.
abishai jest offline  
Stary 02-03-2012, 21:40   #114
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację

Chwilowy triumf dopełnił się w skwierczeniu palonej skóry i bólu, który wydarł z jej zniszczonego gardła nieludzki wrzask. Ogień z łatwością dokonał tego, czego nie udało się żadnym medykamentom Chudziny. Zatoczyła się, uderzyła ramieniem o zimny, wilgotny kamień, osunęła na kolana. Połowa świata zgasła w czymś, co nawet nie było czernią, a czerwienią pełną lepkiego, przeszywającego cierpienia.

Cierń walczyła. Jej bat tańczył, wyrywając kolejne ochłapy szarawego mięsa.
Księga krzyczał coś, czego nie mogła zrozumieć.
Grythel śmiał się głośno, szyderczo.

Dzierzba wymiotowała krwią i żółcią.
Prosto pomiędzy drżące nogi, prosto pomiędzy ręce wciąż ściskające rozgrzaną ogniem rękojeść miecza.
Coś było nie tak.

Nie z pieprzonym wygrzebańcem. Nie z pieprzonym klepaczem paciorków, który znowu wykpił się cudzym kosztem Nie z tą całą pojebaną sytuacją, która nie miała prawa mieć miejsca. Coś było głęboko, cholernie nie tak z jej własną krwią. Była rzadka. Ciągle była rzadka, choć nie miała prawa taka być. Trucizna już dawno powinna tworzyć kolejne skrzepy, przemienić juchę w ciemną maź, w brunatnego strupa usztywniającego żyły, zatrzymującego serce.

Kap...
Kropla potu spłynęła po grzbiecie nosa i spadła na posadzkę.
Mogła żyć.
Kap...
Kropla krwi spłynęła po wierzchu jej dłoni i rozbiła się o ciemny kamień.
Jeszcze mogła żyć.
Rysiowym żelazem naruszyła materiał, szarpnięciem oderwała cały dół znoszonej koszuli. Zwinęła w gałgan, docisnęła do najgłębszej rany. Zagryzła zęby, żeby stłumić narastające w gardle wycie. Poprawiła, przewieszony przez pierś, pas od pochwy miecza, zapięła go ciaśniej, by przytrzymał prowizoryczny opatrunek przy ciele, by choć trochę przytamował krwawienie.
Chciała jeszcze żyć.

* * *


Ile to już trwa? Sekundy? Minuty? Godziny? Każdy mięsień krzyczy o odpoczynek, domaga się poddania, bezruchu, snu. Zamknąć oczy. Odgonić ból. Zapomnieć. Zapomnieć. Ale Dzierzba nie potrafi, bo jedyne co rozumie to walka, jedyne co zna to ślepy upór i jakaś wściekła zajadłość, która zmusza ją, by znowu chwycić miecz, znowu podnieść się na nogi, znowu złożyć do ciosu. I znowu zacząć walczyć. Pomimo ran, na przekór chędożonej woli tego, czego nawet nie potrafiła zranić.

Księga wbija sztylet prosto w swoją pierś.
Cierń rozrywa przedramię o stalowe kolce maski.

- Uderz w serce! - krzyczy kapłanka.

I Dzierzba uderza. Całkowicie niehonorowo, możliwie podle. Spodziewa się oporu, lecz miecz wbija się w plecy Grythela z gładkim, suchym dźwiękiem. Głęboko, prawie po rękojeść. A ona skręca nadgarstek, zmienia kąt ciosu, by zrobić we wnętrznościach czarnoksiężnika możliwie duży pieprznik. Czuje jak żelazo rozrywa zdrewniałe mięso i wie, że trafiła dobrze, wie, że dobrze sięgnęła.

Skurwiel jednak nie krzyczy, nie porusza się wcale.
Myślałby kto - wiecznotrwały posąg, o którego rozbijają się bezradnie fale czasu i ludzkich starań.

Dziewczyna syczy przez zaciśnięte zęby i przez chwilę – pot maską potu i krwi - jej twarz jest straszna.

Kap...
Kap...

Jej krew? Jego posoka?

W ostatniej chwili puszcza miecz, po którym tańczą iskry błękitnego ognia. Nie rozumie, ale nie potrafi już czuć zdziwienia. Przyjmuje w siebie ten kolejny ból, to ostre pieczenie poparzonych dłoni. Jest w stanie to wytrzymać, jest jeszcze w stanie dalej działać. Pomimo. Na przekór. Choć już ją przeczuwa, jeszcze nie dotarła do granicy swoich możliwości.

Księga wciąż umiera, w jego szeroko otwartych oczach odbija się wysoka, groteskowa postać Grythela. Spod ciała kapłana płynie ku środkowi komnaty szkarłatny strumień łez jego duszy.

- Nie może dostać jego krwiiiii!!! - głos Althei rozciąga się w wysokiej, ostrzegawczej nucie.

Na ułamek sekundy spotykają się ich spojrzenia i Dzierzba ponownie słucha. Bez słowa, bez wahania. To nie jest jej walka – nigdy nie była. W świecie magii i Aspektów gubi się jak ślepiec w labiryncie cichych ulic. Głos Cierń jest jej jedynym kompasem, jej wiedza jedyną wskazówką, którą może się kierować. Jej decyzje są jedynymi, którym może teraz ufać, jeśli chce żyć.

A chce. Nie jest gotowa na śmierć.
Na gest samopoświęcenia Księgi.

Chce walczyć i wygrać.
Chce przeżyć.

Prawie widzi ruch swojego ciała - jak namalowany w powietrzu. Łuk, który zatoczą ręce sięgające po noże. Unik, którym ominie kolejny cios wygrzebańca. Prawie widzi jak uderza w niego całym ciężarem ciała, jak przewraca go. Jak głowica miecza uderza o kamień i wbija się jeszcze głębiej w czarnoksiężnika. Jak ona wbija nóż w jego głowę – głęboko, aż po rękojeść – i używa go jak prowizorycznej dźwigni. Prawie czuje już ten ból, który pojawi się, gdy zaciśnie oparzone dłonie na rękojeści i szarpnie, pociągnie tak, by odgiąć jego głowę, przyginając ku ziemi. Prawie widzi końcówkę bicza Cierń, która owija się dookoła szyi Grythela, przytrzymuje, dusi, dławi.

Prawie widzi jego porażkę.
Prawie widzi ich wygraną.

Chce tak wielu rzeczy. Chce pojechać na Bastiony. Chce się zahartować w lodowym zimnie. Chce wrócić. Chce raz jeszcze spojrzeć w oczy Kotwicy. Chce raz jeszcze usiąść z Pstrągiem na progu jego domu i patrzeć na rzekę. Chce raz jeszcze napić się pyłówki. Chce raz jeszcze poczuć ciepłe ciało mężczyzny. Chce raz jeszcze skrzyżować ostrze z Pazurem. Chce. Pragnie. Potrzebuje. Nie raz. Wiele razy. Nie potrafi się poddać. Nie potrafi poddać tego pragnienia, porzucić cienia szansy.
Pomóż mi... - modli się bezgłośnie do Narsiliara, gdy jej ciało płacze łzami duszy, roni szkarłatne krople. - Daj mi... Pomóż...
Nie może jeszcze stanąć przed Marają.
To za wcześnie.

Jeszcze nie.
Jeszcze trochę.

Patrz na mnie!
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 06-03-2012, 18:34   #115
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ostrze przecinające ciało. Krew zbierająca się na krawędzi cięcia. Pierwsze pojedyncze krople padające w dół niczym łzy, łzy duszy. W chwilę później krew płynąca już czerwonym strumyczkiem. Wszyscy jej chcieli. Wszyscy jej potrzebowali. Varunath, Grythel, Cierń, Dzierzba. Kobiet potrzebowały jej do przeżycia, aby ich ludzkie śmiertelne organizmy funkcjonowały. Pozostała dwójka spijała czystą moc zawartą w życiodajnym płynie, ta siła podtrzymywała ich byty. Zatem nie różnili się tak bardzo od dwóch śmiertelnych kobiet. „Bluźnierstwo” – pomyślała Cierń. Bluźnierstwo najgorsze z możliwych. Nie mogę przyrównywać siebie do boga, ale ja zrobiłam coś innego. Jego przyrównałam do siebie. Czy to było większym złem czy mniejszym?

Wszystko się mieszało. Wszystko było mało istotne. Był tylko Grythel, który łaknął ich krwi. Krwi, której nie mogli i nie chcieli mu ofiarować. Łez duszy uroniono już dużo w kamiennej komnacie. Dzierzba krwawiła. Księga i Althea także. Tylko starożytny czarnoksiężnik nie krwawił a jego wysuszone ciało przeczyło nadziejom ludzi walczących z nim, iż zdołają zadać mu trwałe rany.

- W imieniu Varunatha, osądzam cię, Grythelu!

Księga osądził go, lecz Varunath milczał a bez woli swego Aspektu słowa kapłana były tylko słowami.

Cierń się omyliła zbytnio zwlekając z podjęciem kroków przeciwko heretykom, ale Księga także się pomylił nie pokładając zaufania w tharze i jego ludziach i wierząc, że sami w szóstkę zdołają się przeciwstawić wszelkiemu złu, które czekało na nich w podziemiach. Oboje mieli styczność z Aspektem, ale byli tylko ludźmi. Varunath za to był nieomylny. Był Panem Sprawiedliwości i Kary. Dlaczego zatem odstąpił i nie osądził czarnoksiężnika? Czy chciał w ten sposób ukarać ich za błędy? Czego od nich oczekiwał?

- W imieniu Varunatha, osądzam cię, Batharze! – Wykrzyknął Księga - W imieniu Varunatha, poprzez moją śmierć, osądzam cię Grythelu-Batharze!- Dokończył i zatopił w swym sercu sztylet.

Krew popłynęła ku Varunathowi i Pan Sprawiedliwości i Kary tym razem odpowiedział. Zatem tędy wiodła droga. Poświęcenie siebie za wszelkie poczynione błędy i śmierć. Czy to było jedyne rozwiązanie?

- Uderz w serce! – Althea wrzasnęła do Dzierzby.

Później idąc za przykładem drugiego kapłana Cierń nabiła przedramię na kolczaste wypustki swej maski i szarpnęła rozorując ciało do krwi i poprzez płynącą czerwień zaniosła modlitwę do Varunatha.

Koncentrowała się na modłach, ale kiedy zobaczyła jak Anah wbiła ożywieńcowi miecz w plecy przebijając mu serce i jak została odepchnięta czarami od stwora kapłanka uniosła konsekrowaną broń i uderzyła w czarownika. Rana zadana biczem kobiety zapłonęła i z ciała mumii uniósł się dym. Jednakże ten cios nie wyrwał z gardła Grythela nawet jęku. Co gorsza nawet przebicie jego serca tego nie sprawiło.

W końcu czarnoksiężnik otworzył usta jednak nie po to by wyrazić swój ból czy rozpacz. Jego krzyk utorował sobie drogą prosto w stronę Cierń a wzniecona nim fala energii wbiła się w jej ciało. Zaklęcie miało ją zabić. Miała tego świadomość. Czuła jak chaotyczna magia ukierunkowana przez Grythela szukała sposobu by wbić się w jej serce tak jak przed chwilą zrobił to miecz Dzierzby z sercem ożywieca.

Jej Pan ją ochronił. Siła magicznego ciosu pchnęła ją do tyłu i obaliła na ziemię jednak Althea nadal żyła. Czarnoksiężnik nie zważał już na leżącą Cierń zapewne będąc przekonanym, iż siła jego czaru pozbawiła kobietę życia.
Wygrzebaniec wprawił w ruch swoje szkieletowe nogi i ruszył w stronę dogorywającego Księgi bezbłędnie wyczuwając, że więź mężczyzny z Aspektem była silniejsza niż więź Althei. Wyciągnął obleczone wysuszoną skórą dłonie a jego czaszka zaczęła się przepoczwarzać nadając mu wygląd wielkiego, nieumarłego szczura. Na czole czarownika formował się czarny rozgałęziony róg. Podnosząca się z posadzki Cierń zrozumiała, iż to właśnie tym rogiem Grythel chciał nabrać kapłańskiej krwi. Miecz Dzierzby ciągle tkwił w środku klatki piersiowej potwora i płonął magicznym blaskiem.

Atak Grythela wyrwał Altheę z koncentracji i poza biczem nie pozostało jej nic, czego mogłaby użyć w tak krótkim czasie, zanim czarownik dostanie to, czego pragnął. Kapłanka odkryła za to, czego chciał od niej Varunath. Jej krew nie wystarczyła, aby uprosić Aspekt o modlitwę. Pan nie pozwolił jej zabić ożywieńcowi gdyż oczekiwał od niej ofiary takiej jak złożył Księga. Teraz to było jasne i klarowne. Przestrzegła jeszcze Dzierzbę ażeby odgrodziła czarownika od mocy w kapłańskiej krwi, którą stwór zamierzał się nakarmić i poderwawszy się z ziemi złapała za konsekrowany pejcz łapiąc go jak garotę. Ruszyła w stronę czarnoksiężnika zamierzając zarzucić mu pętlę na szyję i zaciskać tak długo aż wystarczy jej tchu. A jeśliby to nie wystarczyło a ona jeszcze mogłaby ruszać, choć jedną ręką to zamierzała wyrwać miecz z serca potwora i wbić mu jego róg z powrotem do czaszki.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 06-03-2012, 22:45   #116
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Two Steps From Hell - Mercy in Darkness - YouTube


Albrecht cisnął swoim alchemicznym pociskiem, jak najbliżej tego, w co zmienił się Kot. Spiął wszystkie mięśnie przygotowując się do skoku.

Huk w ciasnym pomieszczeniu rozbrzmiał potężniej, niż Nawrócony się spodziewał. Gryzący dym wypełnił pomieszczenie, piekąc w oczy, zmuszając człowieka do kaszlu. To, co miało być skokiem w stronę noża wbitego w deski niepotrzebnej nikomu szafy, stało się raczej powolnym przemarszem na chwiejących się nogach. Uszy rozdzierał pisk po eksplozji, a dym nie tylko dusił, ale również utrudniał orientację.

Wybuch miał też dobre strony. Oślepione monstrum zostało teraz pozbawione dwóch kolejnych zmysłów: węchu oraz słuchu. I tylko to uratowało życie Nawróconego, bo szczurołak rzucił się do przodu szarpiąc szponami i próbując kąsać owiewający go dym.

Dłoń alchemika w końcu zacisnęła się na upragnionej rękojeści noża.

* * *

Dzierzba i Cierń walczyły z przywróconym światu czarnoksiężnikiem. Wiedziały, że poświęcenie Księgi dało im tylko jedną, niewielką szansę. Że w zasadzie nie powinny dopuścić do odprawienia ceremoniału. Przerwać go na tyle wcześniej, by starożytny czarownik pozostał tam, gdzie uwięzili go wieki temu kapłani Aspektów.

Czas zatrzymał się w miejscu lub zwolnił tak, iż każde ziarenko w klepsydrze przesypywało by się na drugą stronę w przerażająco wolnym tempie. Każdy gest, każdy grymas, każdy ruch zdawał się być tak wolny. Jakby wszystko działo się w jakiejś nierealnej, wyrwanej z praw Aspektów przestrzeni. Kto wie? Może i tak faktycznie było? Może Grythel wpływał również na osnowę czasu. Na nici tego skomplikowanego kobierca? Dla tak potężnych czarowników, jak on, w istocie mogło to być możliwe.

Dzierzba zaatakowała nożami. Licząc na to, że Cierń wie coś więcej, na temat tego, co dzieje się z czarnoksiężnikiem. Jak wilczyca dopadła swojej ofiary, a widząc, że jej ciosy są równie skuteczne, co wcześniej, zaryzykowała inny manewr. Obaliła na ziemię ożywieńca.

Cierń podniosła się z podłogi. Chwyciła swój uświęcony mocą modlitwy i bicz i wznowiła ataki na powalonego stwora. Każdy cios wypełniał salę kolejną wstęgą gryzącego dymu, który unosił się z ciała martwego czarownika. W pewnym momencie dłoń monstrum schwyciła jednak pejcz i brutalne szarpnięcie wyrwało broń z ręki kapłanki, a jego siła rzuciła Cierń na kolana.

Nie miały szans. Świadomość tego, ze poniosą bolesną porażkę, rozlewała się w sercu, niczym trucizna w ranie. Zginą tutaj obie. Wola Varunatha. Mogła co najwyżej pokornie przyjąć swój los.


* * *


Albrecht poczekał krótką chwilę, aż gryzący dym odrobinę się przerzedził, wymierzył i cisnął celując zatrutym ostrzem w potwora. Ręka mu drżała ze zmęczenia i troszkę ze strachu, ale trafił tak, jak chciał. Ostrze zagłębiło się w bark potwornego szczura, który szarpnął się konwulsyjnie, rozwarł wypełniony kłami i siekaczami pysk.
Szponiasta łapa zacisnęła się na rękojeści noża i potwór wyszarpnął go jednym gwałtownym ruchem odrzucając w bok ubrudzone posoką ostrze.

- Bathar – mimo demonicznego wyglądu Kot potrafił artykułować słowa w wyraźny, zrozumiały sposób. – Wiesz, czego był Aspektem?

Niewielu w Imperium Cienia znało odpowiedź na to pytanie. Niestety, Nawrócony znał. Bathar – Aspekt rozkładu, chorób, plag i trucizn. Trucizn. Zrozumiał.

A szczurołak wydał z siebie dźwięk, który mógł być tylko śmiechem.

- Chodź do mnie, szczurku – zasyczał, kierując się w stronę starającego się zachować ciszę alchemika.


* * *


Cierń opuściła głowę. Klęcząc na zimnej posadzce poddała się chwilowemu poczuciu klęski. Zawiodła swój Aspekt. Zawiodła dopuszczając do przebudzenia potwora. Zawiodła i pokornie czekała na wyrok.

Grythel syknął, podniósł się odrzucając w bok powiewem magii atakującą go zza pleców Dzierzbę, pochylił ów dziwny pokręcony róg i powoli, pewien zwycięstwa ruszył w stronę kapłanki.

Dzierzba, sama dziwiąc się swojemu zachowaniu, wrzasnęła dziko i ruszyła na bestię. Zdołała ciąć dwa razy w zmurszałą szyję, nim szkieletowa, obciągnięta zmurszałą skórą łapa potwora schwyciła ją za szyję i uniosła w górę dusząc.

Grythel stanął trzymając w żelaznym uścisku szamoczącą się Dzierzbę. Dzika wojowniczka wisiała utrzymywana jedną ręką stwora nad ziemią, w odległości uniemożliwiającej jej wykonanie jakiegokolwiek ataku. Najpierw kopała rozpaczliwie powietrze przed sobą, wierzgała nogami próbując dosięgnąć potwora. Cięła nożami trzymającą ją rękę, ale równie dobrze mogła okładać kamienny posąg. Czarnoksiężnik nic nie robił sobie z jej coraz słabszych i bardziej rozpaczliwych prób wyswobodzenia z chwytu. Spoglądał jedynie w zachodzące mgłą oczy dziewczyny, stojąc jak rzeźba. A Dzierzbie przypomniał się inny koszmar, sprzed kilku lat, kiedy tak samo bezradnie dyndała na stryczku. Tak samo traciła dech, traciła ostrość widzenia, gdy ciemność zabierała jej początkowo szczegóły i krawędzie otoczenia, a potem nagle ciemność pochłonęła ją całą.

Cierń ujrzała, jak potwór w elfiej skórze odrzuca bezwładne ciało jej służki. Widziała, jak Dzierzba ląduje na posadzce, niczym niepotrzebna już nikomu, szmaciana lalka. Spojrzała w górę bez strachu. Wiedziała już dawno temu, jak skończy się ta walka. Teraz tylko pozostało uzyskać odpowiedź na jedno pytanie. Kiedy nastąpi ostateczny cios.

* * *


Albrechtowi pozostał już tylko jeden manewr. Rzucił się w stronę jedynych drzwi, które prowadziły do komnaty, gdzie walczył z potworem. Otworzył je gwałtownym szarpnięciem, natychmiast zamykając za sobą.

Szybki rzut oka upewnił go, że wpadł z przysłowiowego deszczu, pod rynnę. Za drzwiami zaczynał się krótki korytarz. Ślepy. Zakończony ścianą. Nawrócony wiedział, że to sekretne przejście. Nie obchodziło go, dokąd prowadzi. Ważne było, by szybko odszukał mechanizm, który je rozewrze. Rzucił się do gorączkowych poszukiwań, a przeistoczony Kot zaczął metodycznymi ciosami niszczyć drzwi. Alchemik wiedział, że nie potrwa to zbyt długo.


* * *


Echo modlitwy zabrzmiało pod sklepieniem starożytnej i zapomnianej podziemnej świątyni.

„Osądzam cię” .... „Grythelu”.

Cierń zawiesiła pejcz na szyi potwora. Ale to nie wystarczało. Rana dymiła, skwierczała, ale i to nie robiło na czarowniku większego wrażenia. W pewnym momencie .... demoniczny byt stał się jakby niematerialny. Jakby w jednej chwili zmurszałe ciało zmieniło się w dym, by w drugiej chwili znów stać się suchym truchłem.
Cierń upadła. A Grythel doskoczył do niej. Jednym susem, jakby niewidzialne skrzydła wyniosły go w powietrze. Sparciały but i zgrzybiała, trupia stopa przycisnęły kapłankę do podłogi. Noga, mimo że wydawała się niczym więcej jak obciągniętą skórą kością, ważyła chyba tyle, co koń.


„Osądzam cię”

Kolejne echa. Gnieciona, jak robak kapłanka, kątem oka ujrzała, jak kapłańska maską Księgi uderza o posadzkę. Nie słyszała jednak dźwięku.

„Osądzam cię”

Nacisk zelżał. A Dzierzba, w końcu doskonale wiedząca, jak udać uduszenie poderwała się chwiejnie na nogi za plecami monstrum.

„Osądzam cię”

Grythel zadrżała. Cierń spięła się, czując jedyną szansę. Zepchnęła truchło czarownika wprost na Dzierzbę. Wojowniczka pchnęła nożem. Ponownie trafiając w serce.

„Osądzam cię”


Grythel jęknął przeciągle, zapiszczał, a potem .... potem zmienił się w czarny, tłusty, kłębiący się dym. Dym, który uderzył w posąg, a potem – jak wcześniej krew ofiar, spłynął w dół, gdzieś, do ukrytej pod posągiem komory.

Nie mogły w to uwierzyć, ale ... udało im się.

Ich wytrwałość, determinacja i być może łaska Aspektów pozwoliły im dokonać tego, czego nie dokonało zbyt wielu.


* * *

Deski puściły, a palce Albrechta ześlizgiwały się po kamieniu. Odwrócił się sięgając po ostateczną broń. Ale nie musiał jej używać. Oto bowiem, na jego oczach, potworna hybryda szczura i człowieka, rozpadła się znów w dziesiątki gryzoni, które pognały na wszystkie strony.


EPILOG


Czysty wpatrywał się w twarz Cierń znad spisanego raportu.

Ciemne oczy najwyższego kapłana Varunatha w Wyrobisku wyraźnie wypełniała wola Aspektu. Cierń czuła to spojrzenie w głębi duszy.

- Więc potem poszłyście na górę, schodami którymi puściłaś Karę i Nawróconego i zastałyście ich tam razem. Dzięki pomocy alchemika Kara przeżyła. Opatrzył wasze rany, a potem wyszłyście przez sekretne przejście. Dokąd prowadziło?

- Na zamek, do pokoju matki Nathanelli, wasza prawość. – Cierń odpowiedziała szybko. – Tam był już thar.

- To wtedy powiedział ci o swoim zadaniu i o tym, że elf był jego nieślubnym dzieckiem.

- Tak. Wtedy. Nie miałam pojęcia, że Ród D’Naghar miał obowiązek strzec tajemnicy miejsca pogrzebania Grythela.

- Niewielu wiedziało. Pod tym względem thar dobrze wypełnił swoje obowiązki. Chociaż zawiódł swój Ród w wielu innych kwestiach.

Cierń pokiwała głową. Nadal gwałtowniejszy ruch sprawiał jej dyskomfort.

- Zatem powodem kłótni pomiędzy tharem i jego bratem był tylko i wyłącznie nieślubny syn Ushmajela o skażonej sithyjką posoką krwi. Śledztwo potem przeprowadzone potwierdziło to.

- Tak, wasza prawość. To był jedyny powód.

- A jak w sprawę wmieszały się elfy.

- Białe Lisy. Zapewne sam Kot znalazł z nimi kontakt. Wiemy już, że bękarci syn thara stworzył kult Grythela w Kredzie. Miał dar czarownika. Silny. Podejrzewam, że fakt, iż był mieszanej krwi pozwolił Grythelowi w jakiś niepojęty sposób nawiązać z nim kontakt. Możliwe, że demon - czarownik rozbudził w elfie moc. Wiem, że Kot odszukał w mieście ludzi obdarzonych talentem, w tym swoją siostrę – dziedziczkę Rodu i wykorzystując ich pragnienia i słabości skłonił do samopoświęcenia w rytuale. Wydaje mi się, że elfy związane z Lodem pragnęły przebudzenia Grythela, by następnie poprowadzić go na Lód i pokazać swoim goblinim władcą. Taki sojusznik mógłby zmienić losy wojny z Norcią.

- To prawdopodobna wersja wydarzeń – zgodził się wyższy rangą kapłan przyglądając się Cierń. – I przerażająca. A jaka w tym wszystkim była rola Amelii i Balthazara, twoim zdaniem.

- Amelia zapewne widziała zabójcę. Kot sprytnie przekonał ojca, by ją wytropił, jako współwinną. Miał na swoje usługi związanych z podziemiem najemników a dzięki magii i fałszerstwom wykorzystał także lojalnych tharowi ludzi by ją dopaść. I w końcu zdołał tego dokonać. A Balthazar służył mu prawdopodobnie z miłości do córki thara. Tutaj nie mam pewności na poparcie mojej hipotezy.

- Co z Kotem?

- Zniknął – powiedziała Cierń. – Mimo że wszelkie możliwe siły przeszukały miasto i okolicę, po czarowniku zaginął wszelki ślad.

- Świątynia Grythela?

- Zabezpieczona. Sam brałeś w tym udział, wasza prawość, za co jestem ci wdzięczna.

- Pozostaje jeszcze sprawa Rysia i Księgi.

Cierń westchnęła.

- Wiem.

- Wiesz już, że żaden kapłan, ani żaden ostrze prawdy o tych imionach nie służyli w świątyni w Odlewni. Poza tym nie znaleziono ich ciał.

- Wiem. Nie pojmuję tego, wasza prawość.

- Zajmiemy się tym. W końcu ustalimy, kim byli. I dlaczego przybyli do Kredy oraz kto ich przysłał. Ty nikomu nie mów tego, co tutaj usłyszałać.

Pokiwała głową.

Czysty wstał. Sięgnął po dokument leżący przed nim na stoliku.

- Thar Ushmajel, w zamian za pomoc, nadał nam prawo do sporej kamienicy w Kredzie. Z wewnętrznym dziedzińcem. Należała do jednego z czarowników z Loży Kota. Przejmiesz, w imieniu Varunatha, obowiązki Pierwszego Głosu w nowym Domu Prawdy.

Zamrugała zaskoczona.

- Thar wyrażał się o tobie bardzo dobrze. Dobierzesz sobie sama sługi, a Ushmajel zapewni złoto na utrzymanie świątyni. Sugeruję, by towarzyszył ci Albrecht Nawrócony. Jego talenty mogą być przydatne. Poza tym, od tego czasu, zadaniem Domu Prawdy w Kredzie będzie strzeżenie miejsca pochowania Grythela. Świątynia Maraji nie powinna kręcić się koło grobowca. Świątynia Lyrii zabezpieczyła dłoń Grythela. To zapewne przez jej brak modlitwa Księgi zadziałała. Z tym, ze nie wiem czy wiesz, siostro, lecz to była modlitwa dostępna jedynie kilkoro spośród wybranych przez Varunatha śmiertelników.

Cóż mogła powiedzieć.

- Domyślasz się, czemu thar najął Pazura?

- To oczywiste. Chciał ukryć fakt, ze posiadał bękarciego syna elfa i sprawdzić jego rolę w sprawie. Miał obawy, lecz Kot był mistrzem mistyfikacji dzięki mocom przekształcania ciała. Ushmajel nie był głupcem. Chciał, w miarę możliwości, ukryć wszelkie niewygodne fakty czy nawet zamknąć usta ludziom, którzy mogli coś wiedzieć.

Tym razem Czysty milczał.

- Zostaje ostatnia kwestia. Co z Dzierzbą, Cierń? Jaki los przeznaczyłaś dla niej, za ten częsty brak subordynacji i posłuszeństwa?

Pytanie zawisło na moment w powietrzu. A potem Cierń odpowiedziała zwierzchnikowi.


* * *


Cytat:
Zrodzeni pośród Cieni. Am Shade. Sithowie którzy złożyli przysięgi. Przysięgi, że póki żyć będzie chociaż jeden człowiek, chociaż jeden damae, będą tropić ich i mordować. Strzałą z ciemności, trucizną, magią pieśni mocy, strachem i ogniem puszczanym po wsiach. I będą przelewać krew po kres czasu, aż zabiją ostatniego człowieka, lub sami zginą.

Pieśń o zemście sithów, autor nieznany

Leśną polanę zalewało światło księżyca. Nawet najczujniejszy obserwator byłby przerażonym pojawieniem się w cieniu prastarych ruin sithów elfa z poparzoną twarzą.

Ale sith, który na niego tam czekał, nie bał się. Wysoki, czarnowłosy, z wąską, bladą twarzą i szmaragdowymi oczami kota.

- Więc szukasz swojej zemsty na ludziach, bękarcie mieszanej krwi.

Poparzony elf skierował zdeformowaną, brzydką twarz na sithę.

- Nie szukam zemsty, Dea’Monnie. Szukam ścieżki do anihilacji ludzi. Wszystkich ludzi. Moje .. zdolności mogą pomóc wam, Am’Shade.

- Przekonajmy się – to najwyraźniej była akceptacja, bo sithe odwrócił się i pochłonęły go cienie zalegające zapomniane ruiny pośród gęstej, nieprzebytej puszczy.


KONIEC OPOWIEŚCI
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172