Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2011, 02:32   #11
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Althea siedziała rozparta w fotelu przysłuchując się opowieści staruszka. Balthazar nie był powiernikiem sekretów zmarłej dziedziczki, ale wcale się tego nie spodziewała. Nie strzępił sobie także języka powtarzając plotki i domysły. Służba, którą prawdopodobnie pełnił od wielu lat musiała nauczyć go ostrożności a i sam jego wiek dostarczył odpowiedniej rozwagi. Jego pogadanka dotycząca szlachetnej Nathanelli nie była jednak stratą czasu. Sługa zdawał sobie sprawę, z kim rozmawiał i nie dopuściłby się grzechu kłamstwa. Zamiast tego w chwilach, kiedy był rozdarty pomiędzy obowiązkiem służenia rodzinie D’Naghar a powinnością wobec kapłana jednej z panujących religii wybierał najlepsze w jego przekonaniu rozwiązania: starannie dobierał słowa lub pomijał milczeniem to, co było niewygodne.

Cierń nie naciskała. Zwracała uwagę na to, co człowiek opowiadał, ale i na to, czego nie mówił. Przez lata nauki w klasztorze nauczyła się czytać miedzy wierszami. Jak i precyzyjnie zapamiętywać zasłyszane słowa. Jeśli zaszłaby taka potrzeba mogła później zażądać od starego sługi wyjaśnienia wypowiedzianych opinii.

Tchnięcie jej Pana zwróciło uwagę kapłanki na towarzyszkę i przyjaciółkę Nathanelli wytyczając jej ścieżkę w prowadzonym śledztwie.

Na zakończenie rozmowy Althea podjęła kwestię okoliczności zaginięcia córki thara.

- Kiedy stwierdzono zaginięcie szlachetnej Nathanelli?

- Trzy dni przed znalezieniem ciała, czyli dokładnie jedenaście dni temu. Rankiem. Dziedziczka nie zjawiła się na porannych modłach, co jej się nie zdarzało, jeśli nie była chora. Thar sam poszedł zobaczyć, co się stało i odkrył brak córki.

- Kiedy widziano dziedziczkę po raz ostatni?

- Dzień przed zniknięciem, przynajmniej ja, koło południa.

- Kto widział ją jako ostatni?

- Wychodzi na to, że stara Esme, kucharka. Powiedziałam nam, że dziedziczka zeszła osobiście by napić się mleka w kuchni. Zawsze tak robiła, kiedy miała jakiś frasunek, a że tego dnia pokłóciła się z Tharem, to nikogo to nie zdziwiło.

- Czy miała ustalony harmonogram dnia? Jakieś stałe punkty?

- Tak Wasza Sprawiedliwość. Poranna modlitwa. Koło południa fechtowała w sali szermierczej. Wieczorem zazwyczaj zażywała kąpieli przed snem. Ale sama sobie układała czas, podle obowiązków i woli ojca.

- Czy ta jej przyjaciółka zaginęła w tym samym momencie?

- Zdaje się, że tak. Bo widziano ją w tym samym czasie.

- Kto zajmował się ochroną Nathanelli?

- Żołnierze Pani, przydzieleni przez thara. Zazwyczaj to bracia Bliźniacy. Ale tym razem to inni. Thar zaaresztował wojaka, który nie dopilnował obowiązków i ... nadal więzi go w lochu.

- Kto angażował się w poszukiwania?

- Żołnierze, Wasza Sprawiedliwość. Większość, jakich thar mógł dać. Łowczy z psami i nawet Kot.

W drodze do komnat dziedziczki Cierń podążająca za Balthazarem spostrzegła Karę, która musiała poszukiwać swej Pani. Gestem nakazała podążać kobiecie za sobą. Otrzymawszy klucze do pomieszczeń Nathanelli odprawiła sługę i wraz ze swoją ochroniarz przestąpiła próg pierwszego z pokoi. Kara zagwizdała przeciągle widząc prywatne pomieszczenia młodej dziedziczki. Althea rozejrzała się pobieżnie orientując się w rozkładzie komnat poczym skierowała do najistotniejszego w jej mniemaniu miejsca, do sypialni córki Usmajela.

Tam zdjęła kapłańską opończę, rękawice a na samym końcu maskę. Przeczesała ręką ni to długie ni to krótkie włosy o kolorze popielatego blondu. Jej twarz nie była ani ładna ani brzydka. Trochę może zbyt kanciasta i mało kobieca, ale też nie nazbyt nieforemna by przyciągała uwagę. Cera była tak blada jak tylko mogła być skóra człowieka, na którego nieczęsto padały bezpośrednio promienie słońca. Oczy natomiast stanowiły fragment jej twarzy, którego nie można było przeoczyć. Zimne i surowe o barwie stalowej tęczówkach wpatrywały się we wszystko uważnie zdradzając twardy i nieprzejednany charakter kobiety.

- Co teraz Pani? Poszukamy ukrytych skrzynek, skrytek i przedmiotów, które córka thara starała się ukrywać przed wszystkimi w tym także przed myszkującą służbą? – Kara już lustrowała pomieszczenie i wyraźnie widać było, iż czekała tylko na przyzwolenie Althei by dołączyć do myszkujących, jak to ujęła, wcześniej ludzi.

- Poszukaj Karo, a ja sprawdzę później, co pominęłaś – Cierń ruszyła w stronę okna i wyjrzała na zalewany deszczem dziedziniec.

- Wyzwanie Pani – uśmiechnęła się wojowniczka – spróbuję mu podołać i odnaleźć wszystko.

Jednak nie ruszyła do poszukiwań przyglądając się, co w tym czasie robiła Althea. Kapłanka podeszła do łóżka i położyła się na nim wygodnie układając ciało. Na zdziwione spojrzenie swej towarzyszki stwierdziła:
- Nathanella sypiała w tym łóżku. W nim zasypiała i w nim się budziła. Chcę zobaczyć to, co ona, kiedy nie mogła spać i przewracała się z boku na bok podczas bezsennych nocy, chcę widzieć to, co ona, kiedy rozmyślała przed snem i chcę zobaczyć, jaki widok budził ją każdego ranka. Chcę poznać ją i ten pokój mam nadzieję mi w tym pomoże.

- Pani mówisz tak jakby to otoczenie wpływało na nią a czy nie było tak przypadkiem, że to ona decydowała jak tutaj ma, co wyglądać – Kara była zaskoczona, że kapłanka tak wiele oczekuje od tak mało istotnej w mniemaniu wojowniczki sprawie.

- Jedno i drugie. Ona wpływała na swoje otoczenie a ono na nią. Chociaż sama pewnie uważała, że nikt nie ma wglądu w jej osobowość a jej sekrety tkwiące głęboko w ukryciu nie ujrzą światła dziennego przez coś tak błahego jak umeblowanie pokoju - Cierń uśmiechnęła się nieznacznie i podłożyła ręce pod głowę tak by wygodnie móc obserwować zarówno ściany jak i sufit sypialni.

- Ale zawsze coś się wydostanie na zewnątrz Karo, zawsze. Czym bardziej coś usiłujemy ukryć tym większe prawdopodobieństwo, że się z tym zdradzimy – kiedy mówiła te słowa na jej twarzy nie pozostał nawet ślad po uśmiechu przed chwilą na niej goszczącym.

- Kiedy skończymy już tutaj sprawdzimy także pozostałe pokoje – dodała po chwili.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 28-01-2011 o 02:38.
Ravanesh jest offline  
Stary 31-01-2011, 16:21   #12
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Raz i dwa, dwa i trzy - dzisiaj kózko umrzesz ty”

Wyliczanka hariańskich dzieci

Cytat:
„Powiedziano nam, że kłamstwo rozwija się wraz z prawdą. Jedno nie istnieje bez drugiego. Gdyby nie ludzie prawdomówni, nie istnieliby kłamcy. A jeśli wokół nas znajdują się sami kłamcy, to czy tak naprawdę ktokolwiek kłamie? Jeśli bowiem nie istnieje prawda, to czy rzec można, ze istnieje kłamstwo”.

Nauka o naturze władzy – Apostata z Tronu


Twierdza Kreda, siedziba thara Ushmajela D’Naghar



Albrecht „Nawrócony”


Burza przebrzmiewała za grubymi ścianami zamku Kreda. Brzmiała niczym oddalający się pomruk jakiejś bestii o gigantycznym gardle. Tylko ów pomruk i rozbłyski za oknami świadczyły o tym gwałtownym zjawisku.
Szedłeś przez wyludniony zamek wsłuchując się w dobiegające do ciebie odgłosy i mijając jedynie kilka osób. Kierowałeś się wskazówkami Baltazara . Drzwi za posągiem gargulca.

Są!

Zobaczyłeś go w ostatniej chwili, prawie na niego wpadając. Szczupły, niewysoki lecz sprawiający naprawdę groźne wrażenie. Nieznajomy, który ukrywał się za postumentem miał krótko obcięte, czarne włosy i pomarańczowe oczy elfa.
Elfa!
Kundla! Mieszanki pogardzanej przez wszystkich ludzi z Imperium. Owoc lędźwi człowieka i sithy. Długowieczna, pozbawiona ludzkiej duszy kreatura, której wielu nie znosiło i okazywało jawną wrogość. Niemniej jednak kreatura niezwykle szybka, silna i długowieczna.

Czy czekał na ciebie? Czy stał tutaj bo podsłuchiwał? Czy był strażnikiem, czy intruzem? Serce podskoczyło ci do gardła, kiedy pomyślałeś, że właśnie nakryłeś złodzieja lub skrytobójcę. Chciałeś krzyknąć ostrzeżenie, zawołać pomoc, zrobić cokolwiek, ale elf uprzedził cię.

- Jestem Kot – powiedział pokornie. – Baltazar podejrzewał, że możesz go tutaj poszukiwać. Miałem czekać by przekazać ci, że jeśli chcesz z nim porozmawiać to jest w jadalni.

Rozszalałe serce uspokoiło bicie. Na zewnątrz, gdzieś już naprawdę daleko, uderzył piorun.

W sumie jadalnia dawała możliwość zaspokojenia głodu i pragnienia, co też miałeś w planach.

- Prowadź – powiedziałeś do elfa mając nadzieję, ze mieszaniec nie zwróci uwagi na twoją wcześniejszą reakcję.

Kot prowadził cię w milczeniu.

Kuchnia i przylegająca do niej jadalnia znajdowała się w bocznym skrzydle. Baltazar był tam. Siedział odwrócony plecami do wejścia w towarzystwie dwóch żołnierzy thara. Śmiali się i żartowali, ale ich śmiechy umilkły od razu, kiedy weszliście. Nie byłeś pewien, czy reagują tak na ciebie czy na twojego przewodnika.

Baltazar odwrócił się.

- Pan Albrecht – powiedział radośnie wskazując ci miejsce naprzeciw siebie.

Obaj żołnierze zabrali się do odejścia, ale Baltazar zatrzymał ich i wydał polecenie, by przynieśli ci coś do jedzenia. Elf w tym czasie wyparował jak kamfora.

- I jak podoba się panu nasze księgocjum? – zapytał Baltazar czekając, aż wojak spełni jego polecenie. – Prawda, ze imponujące.

Odpowiedziałeś mu coś uprzejmie.
Przyniesiony posiłek składał się z jabłka, sera, masła, połówki chleba, piwa i gotowanego kawałka mięsa sporej wielkości.
Żołnierz wzruszył ramionami.

- Nie wiedziałem, czego będzie chciał – wyjaśnił Baltazarowi kompletnie cię ignorując.

- Proszę wybaczyć – Baltazar odprowadził go wzrokiem. – Wojacy nie mają zbytniej ogłady. Wszak ich praca polega na rąbaniu ludzi a nie na konwersacji. I jak pana lektura?

- Powiedz mi, Baltazarze – powiedziałeś zaspokoiwszy pierwszy głód. – co sądzisz o rodzie E'Warjagh.

Baltazar myślał przez chwilę, nim udzielił odpowiedzi.

- Gruzowisko – mruknął niechętnie. – Naturalny konkurent do Wapiennego Traktu. Ród ghunów. Głową jest Artus E’Warjagh. Stary i szczwany lis. Nasz pan nie przepada za nim., bo nie okazuje mu należnego z racji urodzenia szacunku. Teraz jednak nasze relacje od kilku lat układają się prawidłowo.

- Coś więcej? – dopytałeś.

- Cóż można dodać więcej – wzruszył ramionami - Nie przepadamy za sobą udając że wszystko jest w należytym porządku. To w zasadzie wszystko, co da się o nim powiedzieć.

- Chciałbym mieć możliwość dostępu do księgocjum, gdyby okazało się, że będzie mi potrzebna wiedza w nim zgromadzona. Czy sądzisz, że dasz radę załatwić to ze swoim panem.

- Zatrzymaj klucz, panie – Baltazar pogmerał przy pasie i od wielkiego koła odpiął jeden z kluczy. Myślę, że thar nie będzie miał nic przeciwko, ponieważ ja zarządzam tym pomieszczeniem.

Zaskoczony nieco jego decyzją przyjąłeś klucz.

- Teraz będziesz musiał tam wrócić młodzieńcze i zamknąć drzwi – zaśmiał się stary sługa a mi odpadnie konieczność wspinania się na te schody.

Skubaniec miał rację.

- Wybacz, Albrechcie – Baltazar wstał i ukłonił się z szacunkiem. – Czekałem tylko na ciebie. Położę się na spoczynek. Naczynia zostaw na stole. Służba posprząta je przed świtem.

Uśmiechnął się do ciebie szczerym uśmiechem i ruszył do wyjścia.

- Nie zazdroszczę ci służby – powiedział jeszcze cicho przy wyjściu.

Zaspokoiłeś głód i ruszyłeś by zamknąć księgocjum. Ponowna wspinaczka po schodach na wieżę spowodowała, że kiedy znalazłeś się na górze dyszałeś jak kowalski miech. I wtedy zorientowałeś się, że przed drzwiami ktoś stoi. Już drugi raz tego wieczoru serce o mało nie wyskoczyło ci przez gardło.

- Wiesz, że ona bardzo lubiła to miejsce – powiedział thar wpatrując się w ciebie przenikliwym wzrokiem. – Uwielbiała czytać, od kiedy tylko nauczyła się liter. To rzadki dar. Nawet nie wszyscy wyżej urodzeni, nie wszyscy krwi Reva, mogą pochwalić się tą zdolnością.

Spojrzał na ciebie nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Co ty sądzisz o księgach, Albrechcie? I dlaczego nosisz przydomek Nawrócony?


Althea zwana Cierniem


Pokoje zamordowanej okazały się być naprawdę interesującym miejscem, jeśli ktoś wiedział, czego szukać. A ty wiedziałaś. Szkolenie świątynne i wrodzona intuicja oraz spryt pozwalały ci zobaczyć to, czego inne oczy nie widziały.

Pierwszym, co widziałaś po otworzeniu oczu był miniaturowy portret jakiejś kobiety stojący na szafce przy łóżku. Ciemnooka, ciemnowłosa, blada i ładna twarz. Na pewno nie zamordowana, wiec zapewne jej matka. Obok stały kwiaty. Uschnięte. Ale coś ci mówiło, że Nathanella – kiedy jeszcze żyła – zmieniała je codziennie. Ujęłaś oprawkę w dłonie. Zawiła linie, misterna robota. Srebro i czarne, koboldzie żelazo. Cenna rzecz. Obejrzałaś portret i wyjęłaś go na moment z ramek. W środku ukryto klucz. Nieduży. Stalowy. Z misternie szlifowanym wzorem. Wielkość sugerowała kufer, kłódkę lub jakiś sekretarzyk.

Potem przyszła kolej na wnętrze i zawartość garderoby. Przeglądając ubrania zabitej i szkatułkę z ozdobami mogłaś wyrobić sobie opinię, ze Nathanella była osobą skromną, wręcz surową i praktyczną. W szkatułce tylko jedna rzecz nie pasowała do reszty kosztowności. Złoty, misternej roboty pierścień z dużą, błękitna perłą w oprawie. Na pewno drogi.

Obok łóżka znalazłaś jeszcze mały tomik z wierszami. Poezja w Imperium nie była zbytnio szanowana. Teokratyczna władza nie przepadała za słowem pisanym w innym celu, niż spisanie prawa lub ważnych sprawach. Poezja była zbędna.

Przekartkowałaś ją z ciekawością. Mały tomik nie miał tytułu i znajdowało się w nim kilkanaście wierszy. Jednak jeden z nich wydawał się interesować właścicielkę najbardziej, bowiem założyła go zakładką zrobioną z odciętego, niezbyt grubego warkocza.

Cytat:
Oczyszczenie które witam
rozjaśniało moich dni cienie
wszystko powierzam Wam
co kiedyś było, dziś już nie jest
oddalone bagniska,
rany cięte w hołd powierzam
a zwycięstwo mym schlebieniem
żyje - wiarę mam
Tytuł wiersza brzmiał „ŁZY DUSZY”. Nie znałaś się na poezji, ale ten wiersz wydawał ci się nijaki. Aż dziwne, że zaciekawił dziewczynę.

Spojrzałaś raz jeszcze na książkę chwilę poświęcając malunkowi na pierwszej stronie



Rysunek budził w tobie jakieś niejasne skojarzenia, jakbyś już kiedyś zetknęła się z czymś podobnym.

- Pani – głos Kary przywołał cię do wielkiej szafy, którą wojowniczka zdążyła opróżnić z zawartości.

Podeszłaś spokojnie. Za ubraniami w szafie zamontowano małe drzwiczki. Ich obecność zdradzał niewielki otwór, zamaskowany obrotową klapką. Kara popukała nitowaną rękawicą w deski szafy.

- Pogłos – wyjaśniła niepotrzebnie. – Rozwalić to?

Dałaś jej znak, żeby się wstrzymała i powróciłaś do dalszego przeszukiwania komnat.

Cały czas jednak w głowie kołatał ci się ów dziwaczny wiersz i jego intrygujący tytuł. Łzy duszy.

Gdzieś, w sercu czułaś znów dotknięcie Varunatha. Twój Aspekt kierował twoją percepcję w stronę tajemniczego wierszydła oraz samej książeczki, w której go zapisano.

Po jakimś czasie, kiedy burza wybrzmiewała już na zewnątrz komnaty były przeszukane. Poza ukrytym przejściem, kluczykiem i tomikiem poezji nic nie wzbudzało twojego niepokoju.

Ciekawiło cię, jak radzi sobie pozostawiona w mieście Arya i Nawrócony. Nie czułaś jeszcze zmęczenia. Byłaś kapłanką Pana Kary i Sprawiedliwości. Gmin postrzegał was jak nadludzi. I miał rację. Ofiarowanie na ołtarzu zmieniało w kapłanach bardzo wiele. Niektórzy uważali, że pozbawia ich ludzkiej części natury. Wy, kapłani, uważaliście, że daje wam właściwą perspektywę percepcji, która umożliwia odpowiednie wypełniania obowiązków powierzonych przez Aspekty.
 
Armiel jest offline  
Stary 03-02-2011, 17:37   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mroczne korytarze zamku podczas burzy, to nie jest miejsce w których chciało by się zobaczyć bękarta sithy. Zwłaszcza pojawiającego się z zaskoczenia.
Czy zauważył jak Albrecht sięga po sztylet?
Może tak, może nie.
Alchemik przypuszczał, że tak. I dlatego się ów elf odezwał. Podanie imienia to oznaka braku wrogości. Dłoń Nawróconego odsunęła się od sztyletu. Alchemik był niemal pewien, że z takiej odległości Kot zabiłby go, zanim zdążyłby cisnąć lancetem... o trafieniu elfa nie wspominając.
-Albrecht Nawrócony, sługa Jej Sprawiedliwości Cierń.- odparł Albrecht wykazując elementarną uprzejmość i zaznaczając do kogo należy. Starał się przy tym uspokoić kołatające serce, które niemal podeszło mu gardła.
Skinął głową i ruszył za elfem.

A zapach jedzenia kilka chwil później, przypomniał Nawróconemu jak głodne jest jego ciało.
Przy okazji wyszły sprawy księgocjum. I Albrecht ograniczył się do prostych kłamstw, na temat tej w sumie ubogiej biblioteczki. Z której jednak Baltazar wydawał się być dumny.
Artus E’Warjagh... kolejny pionek w układance? Być może nie jest powiązany ze zbrodnią, ale jeśli jest sprytny, to wykorzysta obecną sytuację do swoich planów.
Artus E’Warjagh... czy zjawi się na pogrzebie. Czy też wzajemne animozje między rodami będą zbyt silne. A jeśli jest zaplątany w zbrodnię, co wtedy?
Albrecht nie znał Cierń zbyt dobrze. Nie mógł przewidzieć jak się zachowa w takiej sytuacji.
A oskarżenie o zlecenie morderstwa przywódcę rodu ghunów, nie jest czymś co można rzucać bezkarnie. Zaś kapłanki Varunatha giną równie łatwo co zwykli ludzie.
Ale to jeszcze nie czas na takie rozważania. Jeszcze nie.

Z rozmyślań wyrwało Albrechta pożegnanie starego sługi i jego słowa. „Nie zazdroszczę ci służby.” Uśmiechnął się na nie. Nic nie odpowiedział. Nie uważał bowiem swej służby w świątyni za ciężką. Choć postronni mogli sądzić inaczej.

Wędrując do księgocjum, alchemik nie spodziewał się tego spotkania. Sądził, że thar nie zauważył go wtedy. Gdy skrył się w cieniu Althei obserwując. Możni zwykle nie zwracali uwagi na sługi. Widać nie docenił wtedy bystrości Ushmajela. Był to błąd ze strony alchemika. Błąd, którego nie zamierzał popełnić po raz drugi.

Thar miał rację. Nie wszyscy z wyższych sfer umieli czytać. Choć w ich przypadku taka umiejętność była raczej, konieczna. Bez umiejętności czytania, tak jak bez wzroku... trzeba było zdać się na łaskę innych. Zaufać w ich uczciwość.
Albrecht skłonił się przed tharem, odpowiadając na zadane pytania.-Księgi to... coś czego nie można traktować uogólnieniami, panie. Są wszak kroniki, są księgi teologiczne, są i księgi pełne wiedzy wszelakiej. Są też księgi heretyckie. Każda księga ma swój cel, wyznaczony jej przez piszącego ją. I każda zasługuje na osobne potraktowanie. Nawet jeśli... jej przeznaczeniem jest stos.-
Przenikliwe spojrzenie Albrechta spoczęło na twarzy Ushmajela, próbując wyczytać z niej myśli uczucia thara, jak i jego nastrój. Wydawało się alchemikowi, że mężczyzna, szuka kogoś komu mógłby się zwierzyć. A czyż alchemik nie był do tego idealny? Obcy i sługa świątyni zarazem. Nie tak nieprzystępny jak Cierń i ktoś kto chwilę słabości władcy Kredy wywiezie ze sobą.
Albrecht poprawił okulary i dodał.- Co do mnie. Zostałem nawrócony ze ścieżki prowadzącej ku zatraceniu przez kapłanów Varunatha. Sięgałem bowiem po wiedzę, która nie była dla mnie przeznaczona. Po sekrety kapłanów Kruka.
Nie widział powodu, by kłamać. Jeśli thar nie dowie się tego od niego, to dowie od samej Cierń. Poza tym, Albrecht należał do świątyni i thar nie miał nad nim władzy.
-W ramach odkupienia swych win pomagam... przy śledztwach.- dodał i rzekł po chwili.
- Z całym szacunkiem panie. Ale, jeśli można...- przez chwilę wahał się na temat kolejnych słów.-...twoja córka była piękną kobietą i oczytaną. I w wieku odpowiednim do zamążpójścia. Czemu więc przebywała w Kredzie, a nie bliżej dworu.? Wszak byłaby doskonałą partią, mogącą swym ożenkiem wzmocnić pozycję rodu D’Naghar w Grze Rodów.

Thar słuchał słów w ciszy nie odrywając wzroku od twojej twarzy. Nawet jeden mięsie nie drgnął na jego woskowej twarzy. Także oczy pozostawały takie same. Czujne, skupione, skoncentrowane.
- Widać, że świątynia wybrała dobrze. Sługa, który mówi jak pan i potrafi czytać. Obyty i bez wątpienia inteligentny. Zapytałeś mnie śmiało, czemu Nathanella była trzymana przeze mnie z daleka od stolicy. Właśnie dlatego, że to był Tron. Dlatego, że tam dzieje się tyle … strasznych rzeczy, że prowincjonalne miasto przy nim to enklawa dla wychowania dziecka. Poza tym obiecałem ją komuś. Synowi dawnego przyjaciela. Jednak, pewne sprawy, opóźniły małżeństwo.
Zamyślił się na moment w ciszy oglądając za siebie, na księgocjum.
- Jest tutaj jej ulubiona książka. “Wiatr przemian” pióra mistrza Łodygi z Monastyru Milczenia. Uwielbiała polemizować z jego tezami.-
Nawrócony miał na końcu języka przypomnienie, jak groźna bywa polemika. On sam miał całe ciało naznaczone “przypomnieniami” kapłanów o tym, że nie należy się wysuwać przed szereg. Jednak zamiast tego, rzekł coś innego.- Za... mojego grzesznego żywota, byłem medykiem. Leczyłem także i dzieci ghunów, więc obeznany jestem trochę w obyczajach możnych.
Spojrzał na thara zastanawiając się. -Czy ów syn przyjaciela, zjawi się na pogrzeb? Chyba został zawiadomiony o tej strasznej tragedii.
- Nie. Mieszka zbyt daleko. Nie zdołałby dotrzeć na ceremonię pogrzebową. A nie chcę czekać dłużej.
-Rozumiem. To i tak zapewne wielki wstrząs dla wielu.- odparł cicho nieco współczującym tonem Albrecht I skorzystał z okazji, jaka się nadarzyła. Przeglądając bowiem kronikę, określił, kto będzie następnym dziedzicem Kredy, po śmierci Ushmajela. Jego młodszy brat o imieniu Vurnehal. Po czym spytał.- Czy jego wielmożność Vurnehal przybędzie na pogrzeb? Moja pani może chcieć z nim porozmawiać.
- Powinien dotrzeć jutrzejszego przedpołudnia. Gratuluję odrobienia lekcji.
Alchemik uśmiechnął się nieco ironicznie.- Dziękuję panie. Dobry sługa szybko się uczy uprzedzać życzenie swego władcy.
- To była budująca konwersacja. Gdybyś ty lub jej Sprawiedliwość potrzebowali czegoś, powiedzcie Baltazarowi. Wydam mu stosowne dyspozycje.
-Będę o tym pamiętał panie. - odparł Albrecht sięgając po klucz.- A właśnie... Baltazar przekazał mi klucz do biblioteki, na wypadek gdyby moja pani potrzebowała przejrzeć dokumentację i kroniki Rodu.
- Zatrzymaj go. Mamy ich więcej.
-Dziękuje wasza wielmożność za tę łaskę.- odparł Albrecht i dodał. - Jeśli pozwolisz panie, to... przyjrzę się tej księdze, co ją twoja córka lubiła. Może tam kryje się skrawek przybliżający do odkrycia prawdy.
I pożegnali się, a Albrecht zajrzał do księgocjum.
Pierwotnie miał zamiar je zamknąć, ale zaintrygowała go ulubiona księga córki thara.
Znał ją. Czytał już raz czy dwa. Zdecydowanie nie był to zwykły manuskrypt.


"Wiatr Przemian" to dość dziwna książka. Opowiada o dziejach historycznych. Dotyczy upadku tak zwanego Dominium Sithyjskiego, kiedy ludzie byli niewolnikami. Co miało miejsce jakieś dwa millenia temu. Wtedy właśnie narodził się człowiek, któremu objawiły się Aspekty. Nazywał się Sheithan i poprowadził ludzi do walki obalając Dominium. Potem zapanowały czasy chaosu i skłóconych ze sobą państw - miast. Dopiero po 13 stuleciach pojawił się potężny przywódca - też Shaithan, który zaczął narzucać swoją władzę kolejnym ksiąstewkom i stworzył Imperium.
Książka jest więc traktatem historycznym, dość ciekawie skomentowanym. Co akurat bywa rzadkością.
Niemniej niektórzy dopatrują się w niej czegoś więcej. Buntu przeciwko władzy jednostki i namawianiu do zmiany panującego porządku. A inni - przesłań związanych z zaklęciami mistycznymi i magią.
Więc w Wietrze Przemian, wiele tajemnic jest ukrytych pomiędzy wierszami.
Niemniej oficjalnie jest to jednak traktat historyczny i tylko niewielu wie o tym, że czytając książkę w odpowiedni sposób można... odprawić pewien paskudny rytuał, który może ponoć rozbudzić potencjał magiczny człowieka.

Przynajmniej w teorii. Mimo kilku prób szukania wskazówek do tego rytuału Albrechtowi nie udało się nic znaleźć. Z drugiej strony alchemik nigdy nie miał dostatecznej motywacji, by dokładnie przeszukać pod tym kątem ową księgę.
I teraz też nie zamierzał. W końcu... informacja o sekretnej zawartości Wiatru Przemian, nie była powszechnie znana. I mogła być tylko plotką.
Alchemik przesunął palcem po ustawionych w rządku tomach, aż wreszcie zauważył to czego szukał. Położył księgę na stoliku i zaczął czytać. Szczególną uwagę zwracał na zagięte strony, świadczące o tym, że ktoś inny odznaczał interesujące go rozdziały. Prawdopodobnie robiłaby to córka thara.

Niewątpliwie „Wiatr Przemian” był ciekawą pozycją do przejrzenia przed snem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-02-2011 o 13:07.
abishai jest offline  
Stary 09-02-2011, 01:11   #14
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Althea oderwała wzrok od dwóch zagadkowych przedmiotów, które trzymała w rękach i spojrzała na towarzyszącą jej wojowniczkę.

- Nie wydaje mi się Karo, aby Nathanella za każdym razem, kiedy korzystała z tego przejścia rozwalała ścianę a później wstawiała ją na nowo – ani ton głosu ani twarz kapłanki nie zdradzały nawet odrobiny rozbawienia.

Kobieta przekazała wojowniczce trzymane przez siebie przedmioty i weszła do szafy. Przy solidnie zbudowanej Karze Althea nie wyglądała na postawną osobę, ale nie była to do końca trafna ocena. Na błędne postrzeganie jej sylwetki działało niekorzystne porównanie z wojowniczką. Cierń miała odrobinę problemów ze swobodnym poruszaniem w tak ograniczonej przestrzeni, ale po chwili obszukiwania i badania dłońmi zakamuflowanego przejścia udało jej się wreszcie rozpracować zamek. Otwierał go jeden z wieszaków na ubrania służący jako pokrętło. Drzwiczki musiały często być używane gdyż zawiasy zostały dobrze naoliwione i żadne skrzypnięcie nie zdradziło ich otwarcia.

Za nimi znajdował się wąski, czysty korytarz prowadzący w dół. Cierń posłała Karę z misją znalezienia latarni lub innego źródła światła. Sama w tym czasie powróciła myślami do tajemniczego klucza i niepokojącej okładki. Kluczyk nie pasował do niczego w pokojach zamordowanej a odkryte przejście wykluczało, aby był używany do czegokolwiek za ukrytymi drzwiami. Wszak gdyby dziedziczka potrzebowała go do otwierania furtek podczas wędrówki ukrytym korytarzem zabrałaby go ze sobą. Tajemnicze przejście było natomiast rozwiązaniem zagadkowego zniknięcia Nathanelli. Nawet bez sprawdzenia korytarza Althea czuła, że to właśnie tędy córka thara po raz ostatni opuściła swój pokój. Jednak domysły należało sprawdzić, więc kiedy zjawiła się Kara obie kobiety podążyły ciasnym korytarzem. Doprowadziło je to do ślepej ściany z wajchą i kolejnego sekretnego przejścia. Za nim znajdowały się rozległe podziemia twierdzy skąd prawdopodobnie można było dostać się wszędzie, jeśli znało się drogę. Tak jak musiała znać ją dziedziczka.

Po tym odkryciu potwierdzającym jej wcześniejsze domysły Althea zawróciła na pokoje Nathanelli starannie zamykając odkryte przejścia. Porządek na zakamuflowanych korytarzach sugerował, iż nie tylko dziedziczka wiedziała o owych tunelach. Ktoś musiał o nie dbać i Cierń nie stawiała w tym przypadku na samą szlachciankę.

Uporawszy się z oględzinami komnat Nathanelli i krótkim zwiadem kapłanka wdziała na powrót swój strój i wraz z Karą wróciły na przydzielone im pokoje. Wojowniczka pogoniła służbę, co by naszykowano kąpiel i przyniesiono strawę na kolację dla nich obu. Miała także z polecenia Althei dopytać o kucharkę, starą Esme i otrzymała informację, że podkuchenna będzie w pracy dopiero nazajutrz rano.

Czekając aż służba wypełni polecenia Cierń przyglądała się dwóm rzeczom zabranym z pokoju dziedziczki. Z rozbawieniem skonstatowała, iż przykuły jej całkowitą uwagę a nawet lekko irytowały. Wiedziała, że były ważne, ale nie była w stanie wydobyć z nich informacji istotnych dla sprawy. Z westchnieniem odłożyła książkę i klucz na łóżko i po raz kolejny zaczęła zdejmować kapłańskie szaty. Prawie cały czas wpatrywała się w okładkę. W końcu umysł natrafił na to, czego poszukiwał. Rycina przedstawiała „ścieżkę dziecka”, metaforę strasznej i mrocznej drogi ku magicznemu oświeceniu i prawdzie. Niepokój, który poczuła, kiedy po raz pierwszy zobaczyła ów książkę w pokoju córki thara teraz jeszcze się pogłębił. Zdecydowanym ruchem wsunęła książeczkę do jednej ze stojących w pokoju skrzyń. Wśród towarzyszących jej osób tylko jedna z nich znała się na księgach i Althea odsunęła wątek książki na bok póki z nim o niej nie porozmawia.

Z większym naciskiem zajęła się drugim przedmiotem. Kluczyk.





Ponownie ujęła go w palce przyglądając się mu uważnie w świetle świec. Zamiast koncentrować się na tym, czego nie potrafiła odgadnąć postanowiła przypomnieć sobie to, co o nim wiedziała. Miejsce ukrycia. Czy było przypadkowe czy powiązane? Podobizna matki zamordowanej sugerowała związek z żoną Ushmajela. Thar nie mógł odżałować wczesnego odejścia żony. Wskazywało na to wiele rzeczy. W takim przypadku ludzie często starali się utrzymać wspomnienia o zmarłych. Pomagali sobie zachowując pamiątki po nich. Szaty, drobiazgi, komnaty. W szczególności szlachta mogła sobie pozwolić na zachowanie w niezmienionym stanie pomieszczeń po dawno zmarłych. Czy to mógł być klucz do komnaty matki Nathanelli albo do skrzynki w takiej komnacie? W każdym razie dla Cierń ten trop wydał się wart sprawdzenia.

Dopiero, kiedy obie kobiety korzystały z balii z ciepłą wodą by zmyć z siebie podróżny pył Althea miała okazję by spytać Karę o efekt powierzonego jej jeszcze w świątyni Varunatha zadania. A mianowicie czy ustaliła, co pospólstwo miało do powiedzenia w sprawie śmierci córki thara Ushmajela D’Naghar.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 17-06-2011 o 01:50.
Ravanesh jest offline  
Stary 12-02-2011, 11:44   #15
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Krzyk wybrzmiewał w powietrzu kilka rozedrganych chwil. Koty, kryjące się po dziurach przed ulewą, ciekawie nadstawiły uszy. To było dość nietypowe zjawisko. Ów krzyk. Poprzedzony szczekiem metalu i tupaniem nóg w kałużach. Zwierzęta wiedziały, kiedy gdzieś w pobliżu odbywają się łowy. Znały emocje, jakie towarzyszyły polowaniu. I wiedziały, że tuż obok nich poluje największy z drapieżników – człowiek.

Siedziały więc w swojej jamie, nie reagując na przyjemny zapach świeżo przelanej krwi, który dolatywał do ich nosków z wiatrem.



Twierdza Kreda, siedziba thara Ushmajela D’Naghar


Albrecht „Nawrócony”


O tak. Księgi wiele mogą powiedzieć o czytelniku. Bardzo wiele. Tylko trzeba umieć je czytać. Nie składać literki w zdania, co samo w sobie bywa już sztuką, lecz czytać naprawdę. Czuć emocje, które towarzyszyły czytelnikowi podczas lektury. Dostrzec każde załamanie rogu – świadczące o tym, że z jakiś powodów wracał do tej konkretnej strony. Dostrzec wyschnięte ślady łez, kiedy się wzruszał i te kapały na tusz rozmazując go w charakterystyczny sposób. Dostrzec krople krwi oraz miejsca, gdzie palce śledził czytany tekst oraz zaznaczenia zrobione innej barwy inkaustem, jeśli ktoś był na tyle szalony by niszczyć księgi w ten sposób.

Nathanella pozostawiła wiele śladów. Jak biegnący w panice przez las jeleń, którego każdy myśliwy mógł wytropić bez większej trudności.

O tak! Strony pozaginane, strony poznaczone grafitem – najwyraźniej „Wiatr przemian” był przez zamordowaną traktowany bardzo osobiście. Wyglądało na to, że często korzystała z tej pozycji. Za często, jak na twój gust. Nie był to traktat historyczny napisany jakoś wyjątkowo zręcznie. Znałeś kilkanaście pozycji o wiele ciekawszych, jak chociażby „Imperium opisanie” pióra Arctena z Monastyru Milczenia. Język „Wiatru przemian” był toporny, miejscami wręcz niestrawny. Autor gubił wątki, pisał chaotycznie i popełniał zabawne lapsusy słowne oraz omyłki językowe. To właśnie ten styl pisania skierował podejrzenia na księgę, że być może jest czymś więcej, niż się wydaje. Że skrywa tajemnice mroczne i straszne. I wydawało ci się, że dziewczyna wierzyła w te opowieści i poszukiwała rozwiązana owej tajemnicy. Pozostawiając na puginałach znaki frustracji, gniewu, determinacji i woli odkrycia sekretu. Sekretu, którego być może nigdy nie było.

Kiedy oczy zaczęły cię boleć, a Kredę spowiły smoliste ciemności udałeś się na spoczynek. O tej porze, gdzieś w najczarniejszych godzinach nocy, twierdza sprawiała wrażenie wymarłej. Każdy twój krok rozchodził się echem po pustych korytarzach. Każdy oddech w twoich uszach zdawał się rozbrzmiewać niczym powiew wiatru.

Idąc przez uśpiony zamek miałeś ciągłe uczucie niepokoju. Jakby ktoś obserwował twój marsz. Ktoś skryty przed twoim wzrokiem. Ktoś, kto nie chciał dać odkryć swojej tożsamości.

Bo korytarz był pusty.

Kara już była w waszej kwaterze. Spala. Zrobiła sobie posłanie pod drzwiami wejściowymi do pokoju kapłanki. Kiedy wśliznąłeś się do waszej komnaty poczułeś, że oddech wojowniczki zmienił się na chwilę. Ujrzałeś błysk oczu w ciemnościach. Kara była czujna. Gotowa do obrony kwatery.

Wszedłeś do pozostawionego dla ciebie posłania, na łożku i prawie od razu zasnąłeś.

Śniła ci się martwa córka thara. Z jej pustych oczodołów wypływała krew. A jej ciało pląsało bez kończyn w rytm jakiejś dziwnej muzyki. Niby bębna. Ale to nie był bęben. Tylko bijące serce.


Althea zwana Cierniem

Wasze ciała opłukiwała ciepła woda. Zmywała podróżny kurz i w jakiś sposób pozwalała raz jeszcze spojrzeć na przeżyty dzień z innej perspektywy. Kara siedziała obok ciebie i opowiadała o tym, czego dowiedziała się w karczmie, gdy oczekiwała na wasz przyjazd.

Nie było tego za wiele.

Ludzie narzekali, jak to ludzie. Na rękę thara. Na kapłanów i na szlachtę. Na samego Imperatora. Na sithów, których ponoć widziano kręcących się w okolicznych puszczach. Na zły los i na podatki. Ale nie narzekali na świętej pamięci córkę władcy.

Większość ludzi przejęła się jej losem. Dziedziczka Kredy była lubiana przez niżej urodzonych. Ponoć miała dobre serce i okazywała szacunek tym, którzy na niego nie zasługiwali. Kiedy miała czternaście lat przekonała nawet ojca, by założył w mieście przytułek dla sierot. Było ich sporo, bo praca na rusztowaniach czy w kopalniach często zbierała śmiertelne żniwo. O dziwo, surowy zazwyczaj Ushmajel, wyraził zgodę i ów przybytek – niecodzienny w Imperium Cienia – miewał się dobrze i nadal funkcjonował.

Ludzie zachodzili w głowę, kto mógł dokonać tak strasznej zbrodni? Spekulowali? Zgadywali? Nawet pojawili się bukmacherzy, którzy układali różnorakie zakłady, co do sprawcy i czasu, jaki zajmie jego złapanie.

Słuchałaś zwięzłego raportu Kary zamyślona. Tomik wierzy oraz klucz nadal zaprzątały twoje myśli. Musiałaś odpocząć. Pomodlić się i zasnąć na kilka godzin. Niewiele. Trzy lub cztery powinny wystarczyć, aby dać szansę na wytchnienie dla twojego umysłu i ciała.

Po wieczornej adoracji Varunatha byłaś gotowa na sen.

Spałaś dobrze. Do jutrzni.


Twierdza Kreda, siedziba thara Ushmajela D’Naghar

Althea zwana Cierniem i Albrecht "Nawrócony"



Althea wstała pierwsza. Kapłańskim, wyuczonym w Domu Prawdy, zwyczajem.

Jej oczy mogły napawać się wizją pierwszych promieni słońca wyłaniających się nad wschodnią krawędzią nieba. Ale zamek już nie spał. Wypełniała go mozaika dźwięków dobiegających z dziedzińca, przy bramie wejściowej, ze stajni i z kuchni. Z każdego zakątka, gdzie ludzie zmuszeni byli wstać przed świtem. Służba, żołnierze, thar.

Wstawał nowy dzień. A wraz z nim nowe możliwości i nowe wyzwania.


Miasto Kreda, zaułki dzielnicy biedoty


Magazyn starej cegielni służył jako miejsce spotkań bandy Dzikiego. Dziki miał osiem lat i wychowywał się pod twardą ręką Pijaczyny, swojego ojca. Matka uciekła z jakimś wozakiem i słuch po niej zaginął. Pijaczyna powtarzał często, ze pewnie wozak wychędożył ją na wszystkie możliwe sposoby, a kiedy się znudził, porzucił gdzieś w cholerę.

W każdym razie Pijaczyna wstawał rano i szedł na budowę. Był pomocnikiem murarza. A Dziki w tym samym czasie wymykał się z domu i szedł do kryjówki jego bandy. Banda składała się z pięciu chłopaków i jednej dziewczyny w zbliżonym do Dzikiego wieku. Ale to on, Dziki, był ich przywódcą, chociaż Deska był od niego większy, a Stokrotka bardziej wyszczekana.

Do magazynu, który chylił się ku upadkowi, można było wejść przez wyrwę w dachu lub przez jedną z zamaskowanych deskami dziur w ścianach. Burza, która wczorajszej nocy, szalała nad Kredą, musiała wywalić kilka desek, bo jedno z wejść do kryjówki było odsłonięte.

Dziki skorzystał z niego i wszedł przyglądając się ciekawie, jakie zniszczenia spowodowała w ich kryjówce nocna nawałnica.

Potem zauważył ciało. Pozbawione kończyn i wiszące na jednej z szerokich belek pod dachem. Dziki zrobił znak Mrocznej Szóstki na swojej piersi i szybko wybiegł na ulicę. Nie panikował. Wiedział, co ma robić. Odszukał Sąsiada – znanego mu strażnika miejskiego, który zazwyczaj o tej porze zjadał śniadanie w karczmie „Narożnej” i powiedział o tym, co znalazł.


Wieści o znalezionym ciele okaleczonym dokładnie tak samo, jak córka thara dotarła na zamek zaraz po śniadaniu, a do uszu kapłanki w chwile później....

* * *

Nie były to jednak ostatnie ciała, które znaleziono na ulicy. W zapomnianym przez Szóstkę zaułku straż miejsca wywoziła trzy kolejne trupy. Dwóch mężczyzn i kobietę. Wszyscy najwyraźniej przyjezdni. Bo starszy strażnik, zwany Okrawkiem, nie potrafił rozpoznać ich twarzy, a znał prawie każdego w mieście. Niepokoiło go to, że zginęli z nożami w rękach i ze sprawa wyglądała na bandyckie porachunki. Nie mógł wiedzieć, bo niby skąd, że ciało młodej kobiety należy do jednej ze sług świątyni Varunatha, która przyjechała tu dzień wcześniej w asyście swej pani.

Nad Kredą wstawał piękny, pogodny dzień, kiedy Okrawek zakrywał twarz zabitej brudną szmatą.

- Weźcie zwłoki do kaplicy marajistów. – rozkazał swoim ludziom.

Ciągniony przez muła wózek ruszył w swój tradycyjny kurs. Okrawek westchnął i splunął w zaułek, gdzie znaleziono trupy.

- Robię się za stary na to – mruknął pod nosem siwowłosy strażnik.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 12-02-2011 o 13:26. Powód: redakcja tekstu
Armiel jest offline  
Stary 21-02-2011, 02:04   #16
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Althea dopiero wczesnym rankiem powróciła myślami do wieczornej rozmowy z Karą. Przed udaniem się na spoczynek nie roztrząsała już okoliczności prowadzonej sprawy oczyszczając umysł ze zbędnych informacji. Przy śniadaniu skupiła się na zasłyszanych od wojowniczki wiadomościach. Szczególnie zaskakujący był fakt, iż poddani thara w tak bezkrytyczny sposób wypowiadali się na temat dziedziczki. Cierń nie była nieświadoma istnienia praw, które rządziły międzyludzkimi stosunkami i w przypadku śmierci konkretnej osoby sprawiały, że była ona postrzegana w dużo lepszym świetle niż za życia, ale gloryfikacja Nathanelli poszła w mniemaniu kapłanki o krok za daleko. Szczególnie w sytuacji, kiedy ojciec dziewczyny, dla kontrastu nie był dobrze postrzegany przez poddanych. Próbując wyjaśnić fenomen córki thara o tej wczesnej porze Althea znalazła tylko dwa wyjaśnienia: dziewczyna rzeczywiście była taka, za jaką ją brano albo chciała za taką uchodzić. W pierwszym przypadku jej śmierć stawała się jeszcze mniej zrozumiała, w przypadku drugim zastawiające były powody, dla których Nathanella miałaby budować wizerunek opiekunki i obrończyni niżej urodzonych.

Dociekanie przyczyn takiego stanu rzeczy tak zaabsorbowało kapłankę, że „Nawrócony” zaskoczył ją bez jej kapłańskich szat i maski. Mężczyzna zjawił się zupełnie niespodziewanie na wspólny posiłek, chociaż Cierń powinna założyć, że Albrecht mieszkający dłuższy czas w Wyrobisku dostosował się do rytmu dnia Świątyni.

Posiłek był dobrą okazją na rozmowę. Albrecht z lekko przymkniętymi oczami obserwował Altheę. Była nawet ładna bez maski, choć ostre rysy twarzy nie każdemu mogły się podobać.
Nie bardzo rozumiał, czemu została kapłanką... zapewne w wyniku jakiejś życiowej tragedii.
Właściwie nie wiedział jak zacząć tą rozmowę, więc... przez chwilę milczał, by w końcu wtrącić mimochodem.
- Na pogrzebie zjawi się Vurnehal D’Naghar, następny dziedzic Kredy.

- Vurnehal D’Naghar? To zrozumiałe w sytuacji, kiedy składają do grobu kogoś z jego Rodu - Althea jadła niewiele przyzwyczajona do wstrzemięźliwości nabytej w Świątyni. Poza tym jej uwagę na nowo przykuła niewielka książeczka leżąca na stole.

- To prawda Wasza Sprawiedliwość. I oczywiście nie byłby dziedzicem, gdyby Nathanella żyła.
Bo wtedy następcą, byłby mężczyzna, któremu została przyobiecana.- odparł obojętnym tonem Albrecht. Uśmiechnął się kwaśno.- Śmierć, jak każde wydarzenie... jednym przynosi smutek i straty, innym zysk. A kolejnym satysfakcję.

Oderwała wzrok od stołu i spojrzała z zainteresowaniem na mężczyznę.
- Uważasz “Nawrócony”, iż Vurnehal mógł posunąć się do niegodnych czynów by zapewnić sobie objęcie władzy nad Kredą? - Althea skoncentrowała wzrok na twarzy Albrechta, tak by nie przeoczyć okazywanych przez niego emocji, gdy będzie mówił o tej sprawie.

-Mówię jeno, że zabić może każdy. Ale wyjąć pisklę z chronionego gniazda, nieliczni jedynie potrafią.- odparł enigmatycznie alchemik, po czym splatając razem dłonie w jedwabnych rękawiczkach w geście zamyślenia.- Panienka Nathanella nie zginęła dla zaspokojenia czyichś chorych żądz. Wszak ładnych kobiet, wśród biedoty nie brak. Zginęła i została porzucona tak by, napluć tharowi w twarz. Taki miał cel morderca, ale ktoś, kto za nim stał, mógł mieć inny cel. Kupiec, bowiem nigdy nie wykłada dużej sumy na interes, jeśli nie odzyska ich z nawiązką. Możliwie, więc, że w cieniu czai się pająk pragnący czegoś więcej niż irytacja Ushmajela.

- Zabić może każdy? Tak powiadasz Albrechcie? - Jedna z brwi kapłanki powędrowała w górę nadając jej twarzy wyraz zdziwienia - Według mnie nie jest to prawdziwe stwierdzenie. Gdyby tak było Świątynia nie dałaby rady zajmować się wszystkimi sprawami morderstw przy tej liczbie kapłanów, którzy zajmują się działalnością śledczą - Cierń upiła łyk ze swego kielicha. - A Nathanella niekoniecznie musiała zostać uprowadzona ze swego pokoju czy zamku. Równie dobrze mogła sama wyjść na zewnątrz.

-Sama? -Uśmiechnął się nieco kpiąco Albrecht. -W takim razie musiała wcześniej wychodzić sama, w tajemnicy przed ojcem. A to oznacza, że... ktoś znał jej sekret. - Alchemik spojrzał wprost w oczy Cierń.- Ona nie zginęła, bowiem przypadkiem. Zabójca doskonale wiedział, kim ona jest i skrupulatnie zaplanował ten mord. I miał pomocników.

- Pracujesz dla Świątyni, więc myślę, że mogę powierzyć ci informację z przebiegu śledztwa. Którymi to nie będziesz się dzielił z nikim spoza sług Świątyni - żadne emocje nie były widoczne na twarzy Cierń gdy to mówiła.
- Nathanella prawdopodobnie wielokrotnie opuszczała sama swoje komnaty i możliwe, że także zamek. W jej pokojach jest ukryte przejście prowadzące do podziemi twierdzy, skąd można już udać się wszędzie, zarówno w obrębie siedziby D’Naghar jak i na zewnątrz zamku. Ktoś z pewnością wiedział o tym przejściu i mógł je wykorzystać, ale nie znaczy to, że to zrobił. Mógł też oczywiście wykorzystać fakt, że dziedziczka chadzała sama bez ochrony poza teren twierdzy. I tak się pewnikiem stało. Dlatego nikt nie zauważył, w jaki sposób dziewczyna znikła ze swoich komnat w nocy.

Nie zaskoczyło to Albrechta. Wszak plątaninę korytarzy widział, gdy prowadzono ich do miejsca spoczynku zwłok. A i utrata dziewictwa łatwiejsza była poza zamkiem, niż w nim. Wzruszył ramionami dodając.
- Pozostaje, więc odkryć, czemu zwłoki zostawiono w tak nietypowym miejscu. I czemu poddano dziewczynę tak okrutnej agonii.

- W komnatach dziewczyny znalazłam jeszcze to - Althea nie odpowiedziała na oczywiste stwierdzenie Albrechta zamiast tego podała mu małą książeczkę odnalezioną wczorajszego wieczora w pokojach dziedziczki. - Nie jestem biegła w sprawach ksiąg i poezji. Jak rozumiem to twoja domena więc interesuje mnie twoja opinia o tej pozycji. Książka była często czytana przez Nathanellę a w szczególności jeden z zamieszczonych tam utworów sądząc po pozostawionych przez nią śladach.

Albrecht wziął książeczkę i zaczął czytać wierszyk, w końcu wydając opinię.- Kiepskim wierszokletą był autor tego “dzieła”. Może jednak...-Albrecht przesunął wzrokiem po kolejnych wersach.- Możliwe, że forma jest tylko...maską skrywającą treść.
Zamknął książeczkę dodając.- Okładka wydaje się skrywać symboliczne znaczenie, aczkolwiek nie wiem, jakie. Wiem natomiast, że... Nathanella miała nietypowe zainteresowania. Dużo czasu poświęcała na wertowanie księgi o tytule “Wiatr przemian”. Niektórzy wierzą, że w księdze zaszyfrowana jest formuła, zmieniająca zwykłego śmiertelnika w czarownika.- odparł Albrecht, dodając po chwili.- Ale to raczej wierutne bzdury.
W tonie głosu pobrzmiewało urażone ego, wynikające z tego, że jemu nie udało się złamać zagadki tej księgi. A skoro Nawrócony nie znalazł formuły, to sądził, że jej tam nie ma.
Odłożył księgę z wierszami na miejsce. Była dziwna. Zawarta w niej głęboka symbolika wzbudzała w alchemiku odrazę do tego przedmiotu. Ale... nie przyznałby się do tego kobiecie. A Cierń była kobietą.

Althea skinęła głową przyjmując do wiadomości podane przez Albrechta informacje. Wzięła z powrotem książeczkę do ręki, jeszcze raz rzuciła okiem na rycinę na okładce, po czym odłożyła tomik na stół. Do końca posiłku całkowicie ignorowała leżącą na stole rzecz tak jakby niemożność rozwiązania zagadki książki przekreśliło jej użyteczność na tę chwilę i tym samym nie zasługiwała na uwagę Cierń, dopóki nowe okoliczności w jakiś sposób nie pozwolą na odkrycie sekretu wiersza i rysunku.

Albrecht zerkał na kapłankę zastanawiając się nad tym, co rzec. Nie mógł zaspokoić ciekawości pytając ja, wprost co jeszcze odkryła. Był jej sługą, a to powodowało, że ich wzajemne relacje nigdy nie będą wzajemnie równoważne. Mruknął, więc.- Ród E’Warjagh z Gruzowiska jest jedynie w poprawnych stosunkach z władcą Kredy. Ciekawe czy...- tu zamilkł, zdając sobie sprawę, że jego wypowiedź nie bardzo pasuje do ich wzajemnych relacji. Ale cóż... za późno, by cofnąć słowa. -Ciekawe czy któryś z nich zjawi się na pogrzebie.

- O tym przekonamy się podczas pogrzebu, ale gdyby mieli uczestniczyć w uroczystościach to powinni byli przybyć już na miejsce. Zastanawiałeś się “Nawrócony” nad sposobem dokonania zabójstwa? - Cierń zmieniła częściowo temat porzucając rozważania ”kto i dlaczego” przechodząc do “jak i dlaczego w taki sposób”.

-Kilka osób w nim uczestniczyło. Nathanella za życia była zdrową wysoką kobietą i jako szlachcianka kształcona była w posługiwaniu się bronią. Nie była, więc osobą, którą jedna osoba mogłaby obezwładnić samotnie. Trucizny raczej nie użyto, bowiem jej resztki zapewne zachowały by się w organizmie. Mam jej krew, więc mógłbym jeszcze się upewnić, poddając ją analizie. Niemniej przypuszczam, że do jej złapania morderca potrzebował kilku pomagierów. Trzech... czterech. Myślę, że czterech osiłków by wystarczyło. Nie mając kończyn nie mogę stwierdzić, czy była...- Tu zamyślił się przez chwilę.- Nie wiem czy ją przywiązano do stołu, czy była trzymana za kończyny, gdy oprawca odcinał jej ręce.

- Ale czy zastanawiałeś się dlaczego odrąbano jej kończyny zamiast użyć łatwiejszego sposobu? Na tyle różnych sposobów można zadać śmierć, więc dlaczego zabójcy wybrali akurat ten? - Althea drążyła temat.

-To akurat proste Wasza Sprawiedliwość. Zrobili tak z tego samego powodu, dla którego porzucili ciało tak by łatwo je było znaleźć.-odparł Albrecht poprawiając okulary.- To był policzek.... nie... raczej nóż wbity w serce thara. Gdyby mordercy chodziło o córkę, to ciało zostało by ukryte, tak by nikt go nie znalazł. Gdyby chodziło ocórkę, to mogli jej zadać więcej bólu i poniżenia. Mogliby ją nawet zgwałcić i pastwić się nad nią przez kilka godzini. Ale nie... oni tylko ucięli jej ręce i wyłupili oczy.. Tylko po to by thar to zobaczył. By zobaczył, co zrobili jego córce i że się nie boją jego pomsty.-Alchemik spojrzał w oczy Althei mówiąc.- Ona była tylko narzędziem zemsty, dla oprawcy, bądź oprawców. W sumie nie wiem, ilu brało w tym udział z zemsty, a ilu wynajęto.

- Proste, tak? - Cierń zacisnęła usta i zrobiła minę jakby się rozczarowała. - Karo - zwróciła się do towarzyszącej im wojowniczki - Idź do kuchni i sprowadź tutaj tę kucharkę Esmę. - Po tych słowach Althea wstała od stołu i udała się po swój kapłański strój. Wdziewając go jakby po namyśle zwróciła się jeszcze do mężczyzny:
- Razem z Nathanellą zaginęła także jej przyjaciółka i powierniczka Amelia U’Bardha z Kamiennej Zatoczki. Dziewczyna często tutaj przebywała, więc musiała mieć swój kąt na zamku. Należałoby go obejrzeć.

-Tak pani, zajmę się tym.- odparł Albrecht.- A co do kwestii mej opinii. Nie twierdzę, że musi być zgodna z prawdą. Człek to istota omylna. A przestępcy czasem działają wbrew logice. Czasem...


Kiedy „Nawrócony” oddalił się w celu przeszukania pomieszczeń zamieszkiwanych przez „Skierkę” Kara przyprowadziła wezwaną przez Cierń kucharkę. Patrząc na kobietę kapłanka doszła do wniosku, że mogła się omylić przy rozdzielaniu zadań. Albrecht lepiej nadawałby się do poprowadzenia tej rozmowy. Esme przytłoczona obecnością Althei sprawiała wrażenie przerażonej i pomimo, że kapłanka odkrywszy zmieszanie kuchennej trzymała się od kobieciny na dystans to wydobycie z niej zrozumiałych odpowiedzi wymagało wytężonego wysiłku. Esme w ogóle nie utrzymywała kontaktu wzrokowego z Cierń, zamiast tego klęczała z twarzą skierowaną ku ziemi. Jąkała się strasznie przy każdej odpowiedzi pocąc się przy tym obficie.

W końcu opisała wieczór, kiedy Nathanella zeszła do kuchni napić się mleka. Z jej słów wynikało, że niekiedy Nathanella lubiła zejść do kuchni sama, nie wysyłając służby. Esme nadzorowała wypieki chleba na rano, było koło północy i większość już spała. Dziedziczka poprosiła ją o mleko a kucharka zagrzała i przyniosła kubek. Dziedziczka wypiła je. Rozmawiała przy tym z Kotem, który też był w kuchni - zazwyczaj elf jadał po wszystkich.

Po dokładniejszych pytaniach Althea dowiedziała się, że córka thara poprosiła o mleko, pochwaliła kolację i to były wszystkie słowa, które zamieniła z kucharką, ale starsza kobieta potrafiła stwierdzić, iż Nathanella była zdenerwowana gdyż, kiedy dziedziczka była wzburzona zazwyczaj mówiła wolniej i była uprzejma dla służby.
W jadalni towarzyszył jej Kot, z którym dziewczyna wcześniej rozmawiała. Oraz żołnierz obecnie znajdujący się w celi. Mika. Wtedy miał jej strzec. Później Esme wróciła do kuchni a dziedziczka została w jadalni. To było wszystko, co potrafiła na temat tego wieczoru powiedzieć kucharka. Cierń dopytała ją jeszcze o powód kłótni ojca i córki i okazało się, że służba rzeczywiście interesuje się takimi kwestiami, bo kuchenna od razu wyjawiła, iż Ushmajel i Nathanella pokłócili się o wyjazd panny. Thar chciał oddać ją na nauki do Tronu. Miała wyjechać na rok, czy coś takiego.

Althea pokiwała głową i zadała ostatnie pytanie o osobę elfa i jego status na zamku. Fakt, że rozmawiał on z dziedziczką tuż przed jej zniknięciem mocno zaniepokoił Altheę. W ogóle sama obecność tego osobnika na dworze thara nieco ją zaskoczyła. Otrzymawszy odpowiedź zwolniła kucharkę z dalszego przesłuchiwania, co tamta skwapliwie wykorzystała i szybko umknęła do kuchni gdzie na pewno czuła się bardziej na miejscu.

Cierń „przetrawiła” zasłyszane od kucharki odpowiedzi i poczuła niesmak doszedłszy do wniosku, że będzie musiała porozmawiać z owym elfem. Przypomniała również sobie, że to jego imię padło, kiedy Balthazar wspominał o przepatrywaniu śladów na miejscu odkrycia ciała. Najwyraźniej mieszaniec był cenionym tropicielem, w czym nie było nic dziwnego zważywszy na to czyja krew oprócz ludzkiej płynęła w jego żyłach.

Jednakże póki, co konwersowanie z Kotem zostało Althei oszczędzone jak tylko gruchnęła wieść o odnalezieniu kolejnego ciała potraktowanego w ten sam sposób, co ciało dziedziczki. Od razu też znalazł się sługa gotów poprowadzić kapłankę na miejsce zdarzenia. Niestety nie potrafił powiedzieć, do kogo należały znalezione zwłoki i cechy, której płci posiadały. Cierń natychmiast posłała towarzyszącą jej wojowniczkę po alchemika. Tym razem mieli możliwość zbadania miejsca zbrodni i kobieta zamierzała z tej sposobności skorzystać.

Czekając aż „Nawrócony” pojawi się gotów do drogi Althea dumała czy jej podejrzenia okażą się słuszne, iż to Amelia U’Bardha podzieliła los swej pani.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 21-02-2011, 17:13   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Cierń była wielce pouczająca. A widok jej twarzy intrygujący. Albrecht musiał przyznać, że dał się wciągnąć w rozmowę, wykładając w niej swoje racje i podejrzenia.
Czy prawdziwe?
Większość z twierdzeń alchemika było jego teoriami, opartymi na poszlakach.
Na kruchych poszlakach, jak się okazało.
Jakie znaczenie miała książka z wierszami? Jakież tajemnicę skrywał wierszyk w niej zaznaczony?
Tego Albrecht nie wiedział. Może później uda mu się rozgryźć ten sekret.
Kapłanka uznawała, że najważniejsza jest w śledztwie Nathanella. Że to kim była i co czyniła, sprawiło że zginęła. A alchemik nie do końca się z nią zgadzał. Uważał, że Nathanella zginęła przede wszystkim dlatego, że była córką swego ojca.
Kto będzie miał rację? Okaże się z czasem. Na razie śniadanie się zakończyło i oboje musieli wrócić do swoich obowiązków.
Tak więc Albrecht wędrował korytarzami w poszukiwaniu Baltazara, by potem w towarzystwie służki udać się do pokojów panny Amelii.
Labiryntem korytarzy.
Zamek bowiem jest niczym innym jak miasteczkiem w miniaturze. Zamieszkiwany przez niezliczoną ilość osób, zajmujących się jego poprawnym funkcjonowaniem
Za dnia korytarze rodowej posiadłości Ushmajela, wydawały się mniej upiorne.


Ale bynajmniej nie miłe. Zamki miały w sobie coś odpychającego dla Albrechta, tą zimną wyniosłą obojętność kamiennych murów. Bo cóż zamki obchodził los ich właścicieli, trwający chwilę z ich perspektywy. Domy można było uczynić swoje, ozdobić i oznaczyć własną tożsamością poprzez meble, obrazy, i bibeloty. Z zamkami taka sztuka nie wychodziła.
Nawet ich władcy bowiem zajmowali jedynie najwygodniejsze komnaty, resztę oddając swym podwładnym, sługom i pospólstwu.

Takież to rozmyślania towarzyszyły Albrechtowi, prowadzonemu do komnaty Amelii U’Bardha z Kamiennej Zatoczki. Był to niewielki skromnie urządzony pokój, zapewniający tylko jedynie podstawowe wygody. Nawrócony podziękował służce i odprawił je poza pomieszczenie. Po czym rozejrzał się po tej narożnej komnacie, którą próbowano ocieplić wieszając na ścianach gobeliny. Proste i wzorzyste z niezbyt wyszukanym zdobnictwem- smokami, mitycznymi zwierzętami i statkami.


Proste, lecz mimo to ładne. Było też tu łoże, wielka komoda, oraz kufer. Był też kominek, a na nim kilka osobistych drobiazgów, zapewne należących do Amelii.
Jednak najbardziej w oczy rzucała się komoda.


Bowiem zawierała kobiece fatałaszki... rozrzucone kobiece fatałaszki. Świadczyło to o tym, że ktoś (prawdopodobnie Amelia), pospiesznie się pakował. Czyżby dziewczyna planowała ucieczkę z zamku? I jakiż był jej powód? Zauroczenie? Strach? Wyrzuty sumienia?
Amelia mogła być powierniczką córki thara, a zatem i strażniczką jej grzeszków.
Alchemik postanowił rozważyć to później. Na razie skupił się na przeszukiwaniach. Zaczął od ścian. Zaglądał pod gobeliny i stukał rękojeścią o mury próbując namierzyć ukryte przejścia. Być może pod arrasami ukryta była jakaś szczelina, służąca za schowek?
Z podobnym pietyzmem obejrzał kominek, szukając dźwigni do poruszenia. Przyjrzał się bibelotom licząc, że zdradzą nieco charakter właścicielki. Następnie komoda. Wpierw wywalił z niej wszystkie ubrania. Kolejnym krokiem było sprawdzenie czy mebel ma może podwójne dno lub ściany. Szanse na to były niewielkie, ale... wolał się upewnić. Potem zabrał się za łóżko. Najpierw zajrzał pod nie. Potem szukał wśród pierzyn i pościeli. Obejrzawszy całe łóżko, zastanawiał się na rozpruciem poduszek, gdy pokoju weszła Kara.
Cierń wzywała do siebie, a Albrecht nie pytał najemniczki o cel tego wezwania. I tak dowie się na miejscu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 22-02-2011, 10:41   #18
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Burza przyniosła miastu Kreda odrobinę czystości. Zmyła kurz z ulic, zmyła sadzę osiadającą na dachach kwartału, w którym zajmowano się wypalaniem cegieł. Tylko tu i ówdzie stojące kałuże wody przypominały o wczorajszym oberwaniu chmury.

Od samego rana słońce świeciło jasno, a niebo nad okolicą rozpogodziło się. Zapowiadał się ciepły, może nawet upalny dzień.
Kreda ożyła. Zewsząd słuchać było odgłosy pracy: dźwięk dłut ociosujących kamienie, przekleństwa mistrzów rzemiosł, wrzaski uliczników goniących okaleczonego psa. Nad rzeką taplała się w wezbranym nurcie kolejna banda dzieciaków. Obserwował ich czujnie najstarszy spośród nich, prawie dwunastoletni, Gniewosz. Chłopak miał opaloną na brąz skórę i niesamowicie jasne oczy, których nie odrywał od wygłupiających się dzieciaków.

Mistrz budowlany Adram zwany Kielnią siedział w cieniu rozpiętej specjalnie dla niego płachty materiału i obserwował swoich podwładnych i ich uczniów przy pracy. Nurzali się oni w glinie, wydobywając ją z urobiska na powierzchnię. Adram czuł podniecenie, kiedy obserwował półnagich młodzieniaszków utytłanych w błocie. Kandydaci na wypalaczy wyglądali jak młode dzikusy z Harianu podczas swych pogańskich obrządków. Rozmazana glina podkreślała ich sylwetki i muskulaturę.

- Mistrzu – grzeszne myśli Kielni przerwał jego zastępca Pergamin. Nawet ten wysuszony na wiór czterdziestopięciolatek nie wiedział o upodobaniach swojego szefa, Przynajmniej taką nadzieję miał Kielnia.

- Czego?! – warknął.

- Przy bramie czeka jakiś człowiek – mruknął Pergamin. – Mówi, że chce się z mistrzem widzieć.

- Odpraw go.

- Wolałbym nie, mistrzu – Pergamin przełknął ślinę, a wydatne jabłko Adama poruszyło się, jak spłoszone zwierzątko. – On nie wygląda na takiego, co dałby się odprawić. Ma broń.

To zaniepokoiło Kielnię.

- Broń – oderwał niechętnie wzrok od pracujących młodzieniaszków. – Czy powiedział, jak się nazywa?

- Tak, mistrzu – przytaknął Pergamin. – Pazur.

- Pazur! – nalana twarz mistrza budowlanego nagle straciła większość barw.
– To, na co jeszcze czekasz! Prowadź go do mnie.




Albrecht „Nawrócony” i Althea zwana Cierniem


„Nawrócony” - szedłeś przez korytarze niezadowolony ze zmiany planów. Co prawda opukałeś wszystkie zakamarki upewniając się, że narożna komnata Amelii U’Bardha nie kryje sekretnych przejść i tym podobnych niespodzianek. Była zwykła i nie różniła się od wielu innych komnat służebnych, które zdarzało ci się odwiedzać w czasach swojej niespokojnej młodości. Jedynym zastanawiającym elementem pośpiesznego przeszukania pokoju był pośpiech z jakim niewątpliwie opuszczała go właścicielka. To było zastanawiające.

Spotkaliście się na dziedzińcu, gdzie wraz z Karą i przydzieloną przez thara ochroną złożoną z czterech zbrojnych, opuściliście zamek.

Nim dotarliście na miejsce – jak się okazało do starych magazyny w dzielnicy biedoty zwanej Pyłowiskiem – zdążyliście przejść przez całe miasto. Kolczasta maska i szaty świątyni Varunatha powodowały, że ludzie opuszczali wzrok przed idącą kapłanką. W gminie pokutowała opinia, że jedno spojrzenie wybrańca Varunatha pozwala kapłanowi poznać wszystkie grzechy człeka. Nie było ono do końca prawdziwe. Owszem, niektórzy duchowni korzystając z mocy modlitwy, potrafili wydobyć z człowieka prawdę, ale łączność z Aspektem w takiej sytuacji uważali za ostateczność.

Niemniej jednak gwar wokół was przygasał, a ludzie opuszczali wzrok pod nogi czy nawet klękali na ulicy, by okazać wam szacunek. Dla Altehi taka reakcja ludzi wcale nie była osłodą. Była zastanawiająca, czego obawiał się ów tłumek.

W końcu jednak dotarliście na miejsce. Stanęliście pod na pół zawaloną ruderą, która kiedyś pewnie była magazynem. W ścianach brakowało większości desek, które rozebrano zapewne na opał. Ostały się tylko te najbardziej przegniłe lub mocno przytwierdzone. W lepszym stanie były ściany zrobione z cegieł, którymi szczyciło się miasto, oraz kamieni. Z tego co zdążyliście się zorientować większość tej części portu wyglądała podobnie.

- W-witam – czekający na was strażnik zacinał się nieco na widok kolczastej maski. – N-nazywam się S-sąsiad. T-to t-tutaj.

Wskazał niepotrzebnie ręką.
Dwóch innych, towarzyszących mu strażników miejskich stało bez słowa ze spuszczonymi głowami. Pocili się intensywnie zapewne wylęknieni spotkaniem z nieznanym sobie kapłanem.

Ciało należało do starszego już mężczyzny. Podobnie jak Nathanella, został on pozbawiony kończyn. Korpus zawieszono na belkach wspornikowych korzystając z lin. Promienie słońca przebijające się przez dziury w dachu oświetlały trupa, nadając mu w jakiś dziwny sposób tajemniczego kolorytu. Pod wiszącym ciałem zebrała się ciemna kałuża krwi. Musiało zostać oprawione dzisiejszej nocy.

- T-to miejscowy – wyjaśnił Sąsiad. – N-nazywał się T-trzmiel. B-był kimś w r-rodzaju m-miejskiego d-durnia. D-dziwaka.

Słuchaliście wyjaśnień strażnika jednym uchem. Jednocześnie jednak większość uwagi poświęcając ofierze i otoczeniu. Już na pierwszy rzut oka mogliście spokojnie założyć, że ten, kto zabił Trzmiela zabił również dziedziczkę Kredy. I zrobił to tej nocy.


Anah zwana „Dzierzbą”


Noc spędziłaś w przydrożnych chaszczach marząc o tym, by burza się skończyła. Dlatego z ulgą powitałaś poranne słońce i zapowiedź upalnego dnia. Przynajmniej dosuszą się twoje rzeczy wystawione wczorajszej nocy na ciężką próbę.

Przypomniałaś sobie ostatnią rozmowę z Czystym. Przypomniałaś sobie własną wykrzywioną groteskowo twarz odbijającą się w kolczastej masce kapłana.

- Pojedziesz do Kredy i spotkasz się z Siewczynią Prawdy zwaną Cierń. Wyjechała ona dwa dni temu, ale ty nadgonisz drogi, bo pojedziesz sama i bez pakunków. Przekażesz jej list ode mnie i zostaniesz, służąc swoją pomocą. Więcej nie musisz wiedzieć. Siewczyni Cierń otrzyma wszelkie wyjaśnienia w piśmie, które jej wręczysz.

To było oczywiste. Kapłani powiedzą ci zawsze tyle, ile zechcą i ani słowa więcej. Pożegnałaś się tak, jak wymagała tego etykieta świątyni i wyruszyłaś w drogę najszybciej, jak to było możliwe.

I zapewne złapałabyś w drodze Altheę zwaną Cierniem i jej świtę, gdyby nie burza, która zaskoczyła cię w szczerym polu i uniemożliwiła podróż.

Teraz jednak, trzymając się nadrzecznego duktu, zbliżałaś się do Kredy.

Wyraźnie widziałaś już wzgórza, na których wzniesiono miasto, wieże wyższych budowli oraz górującą nad miastem bryłę twierdzy Kreda. To właśnie tam udała się kapłanka.

Wjechałaś w cień lasu. Do celu powinnaś dotrzeć za jakąś godzinę.

I wtedy usłyszałaś krzyk. Wysoki, rozedrgany kobiecy głos, który niósł się gdzieś z bliska, spomiędzy drzew. Chyba od strony rzeki. Teren przy niej był zawilgocony, poszycie gęste i splątane, a drzewa grabów i olszyn tworzyły gęstą zaporę dla wierzchowca. Las opadał łagodnie w stronę rzeki, której tafla lśniła pomiędzy drzewami. Znajdowałaś się najdalej sto kroków od jej brzegu.

Słońce przeświecało przez listowie, „zajączki” skakały niespokojnie po kamieniach i zaroślach. Włosy na karku zjeżyły ci się. Zorientowałaś się, że las jest dość cichy. Ptaki spłoszył zapewne wrzask, który usłyszałaś. Byczący ci koło ucha komar, który usiadł ci na policzek jakby zerwał sekundowe wahanie. Mogłaś jechać dalej, albo sprawdzić, kto wrzeszczał nad rzeką i dlaczego.
 
Armiel jest offline  
Stary 04-03-2011, 15:53   #19
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Głupcy i nieostrożni mówią, że nawet słudzy Varunatha mogą się mylić. Mówią, że tam gdzie oni się mylą - Maraja rozluźnia węzły wisielczych pętli i ci, którzy dwukrotnie poczuli na szyi jej szorstki uścisk i przeżyli, należą już tylko do niej. Mówią, że urwanych ze stryczka nie da się zabić, że to ożywieńce, puste skorupy wypełnione mocą Aspektu, że to gnilce od środka toczone przez trupi jad, że to niemal święci, których przewiny zmazało miłosierdzie Pana Kaźni i Kary.

Gówno prawda.
Stevan, później nazwany Pętlą, wiedział o tym najlepiej.

Kłamca, cudzołożnik, oszust, drobny rzezimieszek, właściciel jednej z najpodlejszych spelun Kredy, gdzie równie łatwo było dostać kosę pod żebro, rozwodnione szczyny szumnie nazywane piwem czy pocałunek przeżartej chorobą dziwki. Na szubienicy stanął po tym, jak w wilgotnej piwnicy wyciągnęli z jednej beczek śmierdzące zgniłym mięsem, opuchłe zwłoki jego żony. Stevan znał wielu ludzi, miał też kilka rachunków do wyrównania, więc po kilku szczerych rozmowach z kapłanami Varunatha razem z nim na szafocie znaleźli się także inni. Tylko on jeden, przedziwnym zrządzeniem losu, zszedł z niego żywy. Może i głowa mu potem opadała na prawe ramię, może i łeb pokrył mu się siwizną w jedną noc, może i nigdy nie odzyskał pełni głosu, ale wiele tanich kurew mogło zaświadczyć, że przynajmniej w kroku dziarski był jak nigdy przedtem.

Nie potrwało to długo.

Pół roku później ktoś przez belkę stropową przerzucił konopną linę i powiesił Pętlę po raz trzeci.
Mówiono potem, że nikt nie ucieknie sprawiedliwości Varunatha, że nikt - nawet kapryśna ręka Maraji - nie powstrzyma wymierzenia zasądzonej kary. Mówiono potem, że w jego twarzy otwarły się rany, jakby ktoś noszący kolczastą maskę wycisnął mu na niej dziesiątki krwawych pocałunków. Mówiono, że trup zgnił w jedną chwilę jakby przeleżał w ziemi wiele miesięcy.

Gówno prawda.
Drzazga, później nazwana Dzierzbą, wiedziała o tym najlepiej.

Stevan zadyndał, bo miał za długi jęzor i instynkt przetrwania ślepej myszy. Zadyndał, bo kiedy wsadziło się pod sznur kilku dawnych kumpli i wspólników, to trzeba pryskać, a nie pławić się w chwale ocalonego jak świnia w błocie. Trzeba spieprzać jak najdalej i jak najszybciej a nie wsadzać ryj i kutasa między miękkie uda bladzi. Trzeba wiać lub wypracować sobie pozycję. Pętla nie zrobił ani jednego, ani drugiego. I zadyndał. Ot, cała tajemnica.

W tamten wieczór - zanim powiedział te kilka niepotrzebnych słów, które przyspieszyły całą sprawę, zanim jeszcze zawiązali pętlę dla Pętli - w Szubienicznej zapadła cisza. Głośna, wymowna, pełna tego pozornego bezruchu, w którym każdy sięga po żelazo i tylko czeka na tego nieszczęsnego idiotę, który pierwszy przerwie milczenie, dając tym samym sygnał do zabawy.

Niespełna dwunastoletnia Anah, zajęta rezaniem mieszków, może niespecjalnie przyglądała się całej scenie, ale nawet teraz - kilka dobrych lat później - byłaby gotowa przysiąc, że niczego nadnaturalnego i mistycznego w tym nie było. Zwykły trup z wytrzeszczonymi oczami, nabiegłą krwią, czerwoną mordą i wywalonym ozorem, który nie mieści się ustach. Nic czego nie widziałaby wcześniej.

Inna sprawa, że gdyby wtedy ktoś powiedział jej, że kiedyś jej także założą stryczek na szyję i odetnie ją z niego nie kto inny jak kapłan Varunatha, roześmiałaby mu się prosto w twarz.

A potem może przejechała ostrzem po jego gardle.

* * *

I teraz, na błotnistym trakcie, godzinę drogi od Kredy, dzwoniła jej w uszach taka sama cisza, co tego wieczoru, gdy Stevan w końcu spotkał się z Marają. Tą ciszę Dzierzba dobrze znała i wiedziała, co ona zwiastuje - juchę wsiąkającą w gnijącą słomę niedbale rozrzuconą po klepisku. Ale tutaj - wśród pachnącej żywicą i wspomnieniem burzy zieleni, z rozmigotaną słońcem rzeką niemal na wyciągnięcie ręki - w środku lasu, w otoczeniu tej pieprzonej sielanki, było w tym nagłym milczeniu coś obcego, coś niepokojącego. Coś, co podniosło jej delikatne włoski na karku i zimnym dreszczem spełzło po plecach.

Sięgnęła do policzka i roztarła w palcach napęczniały czerwienią odwłok komara. Już zdążyło się krwią opić ścierwo jedno. Wytarła palce w spodnie.

Przenikliwy, wibrujący krzyk kobiecego strachu ucichł równie nagle jak się zaczął. Ostro, niemal w pół rozedrganej nuty, jak ucięty nożem. Dzierzba wygięła usta w nieprzyjemnym grymasie, zeskoczyła z konia. Gdzie słychać było takie wrzaski, tam często pojawiała się także szansa na zarobek. Nawet jeśli zdarty z trupa.

Obwiązała wodze wkoło pochyłej gałęzi jednego z grabów, mocno zacisnęła węzeł i weszła pomiędzy krzewy. Ostrożnie, miękko stawiała stopy, uważnie przytrzymywała luźne fałdy burego ubrania, pieszczotliwie oplotła dłoń wkoło rękojeści zakrzywionego noża, bezgłośnie klęła gałęzie, natrętnie bzyczące owady i rozmiękły, rozbłocony mech, po którym ślizgały się podeszwy solidnych, wysokich butów. Pieprzona dzicz.

Po drugiej stronie zielonej gęstwy na ziemi leżał trup niemłodej kobiety. Nie, nie trup. Obfita pierś unosiła się w płytkim ale regularnym oddechu. Żadnej juchy, żadnych śladów walki, żadnych śladów gwałtu czy rozboju. Tylko zemdlona kobieta i...

To stało kilka łokci przed nią. Kupa szarych, nieobrobionych kamieni i jakaś gliniana... Oblizała nagle wyschnięte usta, obróciła nóż w palcach. Ta prymitywnie ukształtowana rzeźba miała pięć stóp wysokości. Groteskowy szczur zdawał się patrzyć na leżącą wieśniaczkę pustymi oczodołami wilczej czaszki, na której wciąż znajdywały się strzępy futra i zielonkawego mięsa. Nachylony nieznacznie do przodu wspierał się na nogach zrobionych z gałęzi. Z drewna była utworzona także jedna para górnych ramion sterczących z pękatego kadłuba. Dwie pozostałe były smukłymi dziewczęcymi kończynami, po których skakały odbite od rzeki figlarne, słoneczne rozbłyski. Dzierzba patrzyła na te niegdyś szczupłe stopy, niegdyś białe ręce, teraz przegniłe i otoczone rojem tłustych trupich much, z jakimś rodzajem fascynacji. Trąciła jedną z nich koniuszkiem palca. Ciało było miękkie, lepkie, rozgrzane słońcem. Śmierdziało. Gniło. Sczerniałe paznokcie odchodziły od mięsa.

Obeszła powoli szkaradzieństwo, przyglądając mu się uważnie. Coś było z nim nie tak, coś się nie zgadzało - i nie chodziło o sam fakt jego pokracznego istnienia. Glina, zrozumiała po chwili. Błotnista, jasna rzeczna glina, z której wykonany został tułów sześciorękiego potwora była sucha. Była sucha choć nie miała prawa taka być po zeszłonocnej burzy. Deszcz powinien rozmyć uformowany kształt, a już na pewno zatrzeć widoczne na nim znaki, których w pierwszej chwili nie zauważyła. Proste i faliste linie układały się w rzędy całkowicie dla niej obcych i niezrozumiałych znaków.

Splunęła przez ramię i kucnęła przy leżącej kobiecie. Oparła kolano na jej piersi, jedną rękę położyła delikatnie na jasnej szyi, drugą uderzyła otwartą dłonią w czerstwą, rumianą twarz. Mocno. Powieki zatrzepotały lekko i uniosły się odsłaniając piwne oczy. Szerokie, czerwone usta otworzyły się do krzyku, gdy leżąca wciągnęła gwałtownie powietrze do płuc. Dzierzba zacisnęła dłoń na jej gardle..

- Szszszsz... - przyłożyła palec do warg.

Kusiło, by nacisnąć mocniej, przytrzymać dłużej. Nie było tu nikogo kto mógłby poświadczyć jej winy. Kto by się dowiedział?

Czysty.

Czysty by się dowiedział. Wystarczyłoby jedno spojrzenie. Wiedziałby.
Althea by się dowiedziała. Wystarczyłoby jedno pytanie. Wiedziałaby.
Wiedzieliby oboje, bo Anah nie potrafiłaby ich okłamać. Dług wdzięczności i strach wykuły mocny łańcuch przywiązania.

Kurwa.

Poczekała aż kobieta przestanie się szarpać a jej twarz odzyska bardziej przytomny wyraz. Wystraszone, brązowe oczy spotkały się z jasnymi. Powoli zaczęła cofać rękę.

- Imię. - Polecenie z trudem opuściło zniszczone gardło - niskie, charkotliwe, niemal widocznie bolesne, jakby nie było to jedno, proste słowo, ale pełne zadziorów ostrze.

- Jestem Białka – wykrztusiła. - Z Pokrzywki.

Dzierzba ostrym ruchem głowy odrzuciła w tył grzywę czarnych, splątanych włosów, podrapała swędzący policzek. Zdjęła kolano z piersi leżącej i wyprostowała się.

- Gdzie to?

Wieśniaczka rozejrzała się trochę bezradnie, nim wskazała kierunek. I zaraz potem odsunęła się od nieznajomej.

- Pobłądziłam - wyznała, nerwowo, pospiesznie otrzepując ciemną spódnicę z trawy i mokrych grudek nadrzecznej gliny. - Zioła zbierałam. Po deszczu najlepsza na to pora. Tylko trochę straszno dziś było. Jakieś zwierzę usłyszałam - mówiła szybko, jakby pomagało jej to odzyskać równowagę, co chwila strzelając spojrzeniem na nieruchomą i milczącą Dzierzbę. - Dzika albo insze. Uciekłam - kolejne spojrzenie. Tym razem trochę obronne, nawet podbródek nieznacznie do przodu wysunęła. I cofnęła się o kolejny krok. - Po tym jak Podkowę odyniec rozniósł... A ja baba, nie chłop. Dzieci mam. Rzeki się trzymać chciałam. Do domu wrócić. A tu... to... coś... to... paskudztwo - wyrzuciła z siebie ostatnie słowo, jakby samo jego brzmienie mogło ją ukrzywdzić. Ze strachem i odrazą.

Jeśli kłamała, Anah gotowa była obwołać się tharem. Podniosła z ziemi kosz, zajrzała do środka, zmarszczyła nos od intensywnego zapachu ziół. Rzuciła go Białce.

- Wiesz czyje one?
- Zioła? Moje.
- Ręce, głupia
- warknęła chropawym głosem.
- Nie. Nie wiem. Naprawdę. Nie wiem.

I co teraz? Popatrzyła na gliniane szkaradzieństwo. Popatrzyła na Białkę. Na zwierzęcą czaszkę pokrytą strzępami gnijącego mięsa. Na obsiadłe trupimi muchami ręce.
Cierń zasługiwała na powitalny prezent.

- Sprawiedliw... - słowo urwało się w bezgłosie. Dzierzba skrzywiła twarz w wysiłku, wzięła głęboki wdech, zaczęła raz jeszcze. - Sprawiedliwi się tym zajmą – wycharczała w końcu. - Ty. Nie powiesz. Nikomu - zadziwiająco delikatnym, prawie sennym ruchem zdjęła kolorową chustę z głowy wieśniaczki, odsłaniając grube, przetykane pierwszymi siwymi nitkami warkocze. Nachyliła się ku niej. Blisko. - Rozpuścisz jęzor. To ci go wyrwę - obiecała z beztroskim uśmiechem.

Pocałowała starszą kobietę tymi uśmiechniętymi ustami. I nawet później - odprowadzając wzrokiem jej oddalającą się sylwetkę czy owijając jedno z przegniłych dziewczęcych ramion w chustę Białki - śmiała się bezgłośnie z wyrazu jej twarzy i oczu.

* * *

Godzinę później dojechała do Kredy.

Mury miasta, wraz ze skrytą za nimi surową bryłą twierdzy, rosły przed nią powoli. Wybielony promieniami słońca szary kamień miał kolor starej kości. Rozmiękły trakt ustępował powoli solidnemu brukowi, zapach żywicy i wilgotnego mchu wypierany był smrodem potu, pachnideł i przepełnionego rynsztoka. W zawieszonej przy bramie wąskiej, żelaznej klatce, chudy i brudny skazaniec żebrał zdartym od krzyku głosem o łyk wody i kęs pożywienia. Oprócz małego, kilkuletniego szczyla, który rzucił mu w twarz garść końskiego łajna nikt nie zwracał na niego uwagi. Dzierzba tylko pokiwała głową i przejechała obok niego równie obojętnie jak inni. Kradł pożywienie, dał się złapać. Należało mu się.

Przesunęła spojrzeniem po przysadzistych domach, znudzonej dziwce prężącej przywiędłe wdzięki przy ścianie jednego z nich, po ciasnych ulicach wypełnionych teraz codziennym ruchem: tragarzach, przekupkach, kupcach poganiających muły ciągnących za sobą niskie, prymitywne wozy. Wciągnęła głęboko w płuca znajomy zapach tego przeklętego miasta.

Wróciła, kurwa, do domu.
Z czerwoną blizną od konopnej liny na szyi i bez przeklętej przesyłki, którą miała dostarczyć.
Za to z listem i gnijącym prezentem dla Cierń służącej Aspektowi, z którym życzyłaby sobie mieć jak najmniej wspólnego.

Powinna pojechać do twierdzy, gdzie pewnie kapłanka łagodziła gniew thara obietnicami krwawej sprawiedliwości. Wiedziała, że powinna. I pojedzie. Ale nie najkrótszą drogą. Chciała rozejrzeć się choć przez chwilę po Kredzie, posłuchać czym się teraz ekscytują jej mieszkańcy, przekonać się na ile rozpoznaje swoje rodzinne miasto. Przede wszystkim zaś wyczuć czy kruchy protektorat noszących cierniste maski jest tutaj wystarczający, czy też powinna wiać, żeby nie skończyć jak kiedyś przedwcześnie skończył nieszczęsny Stevan zwany Pętlą.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 18-03-2011 o 20:37. Powód: kursywa i przemiana ramion w nogi :)
obce jest offline  
Stary 05-03-2011, 22:06   #20
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Podążając za swym przewodnikiem Althea miała wreszcie okazję przyjrzeć się dobrze miasteczku, do którego zaprowadziła ją jej misja. Narzuciła własne tempo marszu a reszta towarzyszących jej osób dostosowała się do prędkości poruszania się kobiety. Zdawało się, iż burzowa aura opuściła Kredę na dobre i można się było spodziewać ocieplenia. Słońce szybko osuszało ulice z pozostałości po deszczu. Sporo ludzi korzystało z poprawy aury i miasteczko zaroiło się od miejscowych. Cierń zza swojej maski mogła do woli obserwować tutejszą ludność i wyrobić sobie wstępną opinię o nich. Droga prowadziła do gorszej części miasta, tam gdzie mieszkała biedniejsza część tutejszego społeczeństwa a samo ciało znaleziono w opuszczonej nawet przez biedaków ruinie. Strażnicy miejscy pilnowali miejsca, chociaż widząc przegniłą i zbutwiałą konstrukcje kapłanka musiał przyznać, że ich troska była całkowicie zbędna. Prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby pojawić się i zadeptać ślady bądź zniszczyć ważny dowód było znikome.

Cierń zajrzała do środka szopy i od razu musiała uznać swój błąd. Zamordowaną osobą nie była towarzyszka Nathanelli, lecz mężczyzna w średnim wieku, co można było zaobserwować na pierwszy rzut oka. Obnażone ciało potraktowane w podobny sposób jak ciało dziedziczki wisiało u powały a pod nim zebrała się spora kałuża krwi, której nie wypłukał nawet padający niedawno deszcz pomimo tego, że deski nie stanowiły wielkiej przeszkody dla lejącej się z nieba wody.

Althea wycofała się z wejścia do rudery i przywołała skinieniem ręki strażnika. Mężczyzna wyjaśnił, że w zamordowanym rozpoznali niejakiego Trzmiela. Człowieka przybyłego znikąd i zmierzającego donikąd takiego, który zjawił się tutaj jakiś czas temu, nie miał w Kredzie żadnej rodziny ani nawet stałego miejsca zamieszkania. Utrzymywał się z dorywczych drobnych prac i czasami jałmużny pomieszkując gdzie się dało. Był zdrowy na ciele, ale jego umysł szwankował sprawiając tym samym, że większość ludzi zwyczajnie go ignorowała. Cierń wysłuchawszy urywanych wyjaśnień Sąsiada stworzyła sobie obraz człowieka żyjącego na obrzeżach społeczeństwa, poza normami i zasadami przyjętymi przez resztę obywateli. Pozwoliła sobie na chwilę kontemplacji nad tym przypadkiem. Czy człowiek, który żył poniekąd poza prawem mógł liczyć na to by prawo zadziałało na jego korzyść przynosząc mu ukojenie w postaci ukarania jego oprawców? W tej sytuacji tak, ale tylko, dlatego że jego śmierć wiązała się ze zgonem córki thara. W innych okolicznościach prawdopodobnie nikt nie zadałby sobie trudu by przyłożyć się do wyjaśnienia zbrodni. Pojawiało się, zatem pytanie czy Varunath byłby kontent z takiego obrotu sprawy. Nauczaj prawa tych, którzy go nie słyszeli. Niszcz tych, którzy nie chcą go słuchać. Czy w takim razie zabójstwo Trzmiela było wypełnieniem Roty a nie przestępstwem? Cierń uważała, że zabójcy powinni zostać ukarani, nie tylko za zamordowanie Nathanelli, ale także za zabójstwo tego biedaka. Wybrali sobie cel łatwo dostępny ze względu na specyfikę jego życia tym samym drwiąc sobie z prawa, którego powinni przestrzegać a to zawsze zasługiwało na potępienie.

Straż miejska nie posiadała w swoich szeregach tropicieli. Na wzmiankę o nich Sąsiad zasugerował wezwanie Kota. Althea nie zamierzała polegać na elfie. Burza i tak zniszczyła wszelkie ślady na zewnątrz, więc przepatrzyć należało tylko wnętrze chatynki. Kapłanka uznała siebie za osobę o wystarczających kompetencjach do dokonania oględzin i sama zabrała się do przeszukania pomieszczenia. Twarde klepisko nie zachowało wielu śladów, ale rozlana krew pozwoliła na odnalezienie odciśniętych w niej kilku tropów. Cierń uznała, że sprawców było dwóch, dość rosłych i wysokich. Najpierw jeden z nich przytrzymał Trzmiela na podłodze, aby drugi mógł odrąbać kończyny a później razem zawiesili człowieka na belce gdzie tamten się wykrwawił. Oczywiście w kwestii obrażeń ciała chciała jeszcze usłyszeć opinię Albrechta. Upewniła się jeszcze tylko, że sprawcy nie pozostawili na miejscu żadnych przedmiotów ze szczególnym naciskiem na narzędzie zbrodni i ucięte członki, ale nic takiego nie znalazła, wtedy wpuściła alchemika do zajęcia się oględzinami zwłok.

Podczas gdy „Nawrócony” zajął się swoimi zadaniem Althea rozmawiała z młodym chłopakiem, który odnalazł wiszące ciało. Dzieciak wykazywał typową dla jego młodego wieku czupurność i brak bojaźliwości, która zwykle cechowała starszych ludzi stających naprzeciw oblicza Pana Kary i Sprawiedliwości symbolizowanego przez kolczastą maskę jego kapłana. Na pytania kapłanki odpowiadał szybko, rezolutnie i bardzo wyczerpująco. Jego słowa potwierdziły przypuszczenia Cierń, iż zabójcy chcieli, aby ciało nie zostało prędko odnalezione. Wedle słów dzieciaka nikt nigdy poza nim samym i jego towarzyszami tutaj nie przychodził, a oni starali się zamaskować swoją obecność w tym miejscu. Tylko korzystny zbieg okoliczności w postaci wszędobylskich łobuziaków pozwolił odkryć jeszcze świeże ciało.

Kapłanka odprawiła dzieciaka po zakończonej rozmowie, ale równie dobrze mogłaby przekonywać ropuchę do latania, bo chłopak kręcił się po okolicy z ciekawością popatrując na wszystkie działania kobiety i jej pomocników. Na szczęście nie przeszkadzał i nie wchodził tam gdzie nie powinien, więc Althea dała mu spokój i nie nakazała strażnikom przepędzenia urwisa.

Dwóch silnych mężczyzn chwyciło za liny by opuścić na ziemię przywiązane ciało, dowód na to, że to przynajmniej dwóch podobnie zbudowanych osobników musiało je tam także umieścić. Sprowadzono wóz, na którym przetransportowano zwłoki do Strażnicy gdzie Albrecht mógł dokończyć badanie. Cierń stała niedaleko przypatrując się alchemikowi przy pracy, kiedy to jeden ze strażników zagadnął kobietę pytając czy zajmie się ona również sprawą trójki znalezionych w zaułku. Kapłanka początkowo chciała zrugać mężczyznę za zaprzątanie jej głowy miejscowymi kłopotami, ale zmieniła zdanie i zgodziła się obejrzeć rzeczone ciała szczególnie, kiedy jej rozmówca napomknął coś o problemie identyfikacji jednego z nich.

Althea nie miała z tym problemu, bo od razu rozpoznała Aryę. Jej oczy widoczne przez otwory w masce zwęziły się i kobieta jednym zdaniem ucięła słowa mężczyzny próbującego tłumaczyć się, dlaczego zaprzątał jej czas tym znaleziskiem:

- Zajmę się tym.

- Powiedz mężczyźnie, który bada ciało Trzmiela, aby obejrzał i te, kiedy skończy z tamtym – dodała szybko – I znajdź mi przewodnika, który natychmiast zaprowadzi mnie do miejsca gdzie znaleziono tą trójkę.

Strażnik pokiwał głową i pobiegł zająć się wypełnianiem poleceń kobiety. Cierń zsunęła jedną rękawiczkę z dłoni i delikatnie pogłaskała długie włosy Aryi. Potem odwróciła się na pięcie i podążyła za sprowadzonym przewodnikiem, aby obejrzeć kolejne już dzisiaj miejsce zbrodni.
 
Ravanesh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172