Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2011, 21:51   #21
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Novigrad, jak każde miasto, był podzielony na warstwy. Każdy jego mieszkaniec, a i co roztropniejsi przyjezdni, instynktownie rozpoznawali te wyryte w cegle i dębie granice i trzymali się po właściwej stronie tych które znali lub które uznawali za im przynależne. Warstwy te rzadko się ze sobą mieszały, a kiedy tak się działo nigdy nie mogło wyniknąć z tego nic dobrego.

Zewnętrzna warstwa kupieckiej metropolii była cieniutka, przezroczysta i gorzka jak bańka z mydła. Wielkomiejski smród, zaduch i tłum wydawały się dostatecznie swojskie dla bywalców większych miast, nawet jeśli tutaj wszystko było podniesione do następnego poziomu – dziwki były bardziej lubieżne, rzezimieszki bardziej zuchwałe, psy chudsze i tak dalej. Pod tą pozorną normalnością czaiła się warstwa druga i ostatnia – Novigrad jako kolosalny, mackowaty twór, wielka machina ze złota i gówna, niezaspokojona, głodna i oszalała z chciwości. Jesteś dla niej tylko drzewkiem pieniężnym, karłowatym krzakiem obradzającym ciężkimi, soczystymi monetami, a gdy już zbierze z ciebie wszystko co wartościowe, połknie cię żywcem i staniesz się jej częścią trafiając na sam dół łańcucha pokarmowego.

Zostaniesz wmurowany w ścianę korupcji i dziwkarstwa wraz z tysiącem innych podobnych tobie cegiełek i będziesz trwał w nim dopóty dopóki nie zmienisz się w proch pod naporem nowego budulca. Prawo rządziło się tutaj pieniądzem i było płotem dla bydła jakim byłeś – każdy tygrys je przeskoczy, i każdy wąż się pod nim prześliźnie.

*

Dręczony tymi niewesołymi przemyśleniami Zygfryd bujał się na piętach stojąc pod budynkiem zastępczym Kompanii Delty Pontaru. Portowy magazyn odstraszał swoją surową nijakością – bez problemu mógłby być miejscem w piwnicach którego wiszą na żelaznych hakach ludzkie zwłoki, a przynajmniej tak podpowiadała skrybie jego wyobraźnia. Zanotował sobie w pamięci żeby szukać na podłodze odbarwień po szorowanej piachem krwi i jęków spod desek.

Kolejka posuwała się w miarę sprawnie, ale chętnych nie brakowało. Zakazane mordy wszelkiego autoramentu, ludzie o okrutnych, brzydkich twarzach i złych błyskach w oku, przeważali. Znalazło się i paru trepów mających nadzieję wziąć zaliczkę i zniknąć w porcie na tydzień, oraz młodzików o podrapanych twarzach i brudem za paznokciami gotowych wymienić życie kanałowego szczura na znojną, acz wiązaną z pewnymi nadziejami egzystencję najemnika.

Kilkanaście minut czekania zaprowadziło szczupłego skrybę pod same drzwi przybytku. Musiał wyglądać niepozornie, i choć widział drwiące uśmieszki na twarzach innych przybyłych, nikt go o nic nie pytał. Może wydawało im się że, jak to czasem bywa, wygląd jest mylący i w rzeczywistości Zygfryd był jakimś znanym mordercą-intelektualistą o których rzeźniczych eskapadach lubią śpiewać temerscy bardowie. Dzięki bogom że nikomu nie przyszło do głowy sprawdzić tych podejrzeń.

Skryba już kładł delikatną dłoń na drzwiach, gdy nagle gdzieś z boku nastąpiła potężna eksplozja. Błysnęło, zaraz potem głowę młodzieńca wypełnił huk i szum. Czyżby jakiś okręt wystrzelił w stronę miasta? Może zajął się skład prochu? Miał wrażenie że wybuch nastąpił naprawdę blisko i nie miał wątpliwości że gdy otrzeźwieje to zobaczy że urwało mu nogi i ręce.

Zamroczenie powoli mijało, ból w opuchniętej czaszce zaczął pulsować niestłamszoną otumanieniem siłą, rozmyte kontury nabierały falującej ostrości. W ustach czuł cierpki, miedziany posmak, potylicą wymacał kostki miejskiego bruku na których przyszło mu leżeć. Jednak odzyskanego wzroku nie przywitał obraz rozerwanych na strzępy ludzi i budynków, tylko regularnego mordobicia które działo się na ganku magazynu. Srogi jegomość roztrącał oprychów celnymi ciosami kamiennych pięści i Zygfryd westchnął tylko, krzywiąc się z bólu. Nie był w mieście nawet od dwóch godzin, a już dostał zdrowy wpierdol. Podnosząc się powoli zapamiętał sobie charakterystyczną twarz bitnego jegomościa i przykleił do swej mentalnej tablicy jego sylwetkę pod szyldem „Unikać jak teściowej”, znajdującej się pomiędzy zakładkami „Unikać jak ognia” a „Unikać jak lekarza”.

*

Nadzorujący zapisy facet spojrzał na Zygfryda z politowaniem. W istocie, skryba, z wielkim sińcem na ryju i zakurzoną kapotą, wyglądał jak siedem nieszczęść, ale wyraz powagi na jego opuchniętej twarzy i dumna postawa sprawiły że nie wyrzucono go. Jeszcze.

-Proszę się podpisać- Zachęcił, pukając grubym palcem w leżący na stole plik grubych, żółtych kartek. Skryba złożył ozdobny, zamaszysty podpis i odstąpił na krok, ale nie odszedł od stołu. Spisywacz zerknął na jego dzieło i gwizdnął.

-Nie potrzeba nam specjalnie żakerii, młody, ale nie będę ci bronić…

-Nie jestem żakiem- Odpowiedział szybko Zygfryd. Jego głos brzmiał głębiej i nieco bardziej złowrogo niż zazwyczaj. Tylko i wyłącznie dlatego że jego szczęka przy każdym słowem próbowała wyrwać się na wolność, wyciskając mu z oczu łzy, toteż warczał jak pies i cedził słowa jak zawodowy mordojebca. Efekt, choć niezamierzony, miał pewne benefity.

-Nie?- Mężczyzna przy stole kaszlnął w mięsistą pięść, zezując na kwiecisty podpis skryby. Ten uśmiechnął się, rzecz komiczna z jego obitym pyskiem, i wytłumaczył dokładnie czym się zajmuje.

*

Cięższy o parę groszy i nieco odzyskanej dumy skryba wytoczył się z magazynu i powiódł wzrokiem po nadbrzeżu, butnie kładąc ręce na biodrach i biorąc głęboki wdech na dobry początek nowej drogi w życiu. Minutę kaszlu i dławienia się później ruszył wężowym krokiem w poszukiwaniu miejsca w którym mógłby się zabunkrować do dnia następnego.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 26-01-2011 o 22:12.
K.D. jest offline  
Stary 26-01-2011, 23:03   #22
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Wiedźmin – bogatszy o zaliczkę – dowiedział się, że ma się stawić jutro z rana.
Miał więc kilka Nowigradzkich denarów oraz cały dzień na siebie. Opuścił karczmę i postanowił się co nieco rozejrzeć po mieście. Rzadko bywał w dużych aglomeracjach. Łatwiej było znaleźć pracę po wsiach i miasteczkach.
Nadal był lekko zaskoczony, że tym razem praca znalazła go tak szybko i to sama.

Czasy były ciężkie więc nie zawsze trzeba się było tak twardo zasłaniać wiedźmińskim kodeksem. W końcu pieniądz nie śmierdzi prawda.
Draug wiedział, że miasto formatu Novigradu więcej niż pewne miało czarodziejkę rezydentkę. Wolał jej nie wchodzić w drogę. Spotkania czarodziejek i wiedźminów mogły mieć najróżniejszy przebieg. Wolał nie ryzykować i starał się nie wzbudzać zbytniego zainteresowania. Poza tym był przecież młodym i mało znanym wiedźminem, ale ostrożności nigdy nie zaszkodzi.

Połowę dnia spędził szwędając się po mieście. To tu to tam. Głownie na targu i w miejscach większych skupień ludzi. Niby niedbale sobie zwiedzał, a jego wyczulone zmysły były nastawione na wyłanianie wszelki zasłyszanych plotek i informacji. Z tego co zasłyszał i poskładał strzępy informacji dowiedział się, że Kompania Delty Pontaru istnieje od około dziesięciu lat i po wyeliminowaniu praktycznie wszelkiej konkurencji była obecnie potentatem i monopolistą w swojej branży.

Pod wieczór wrócił do karczmy „Pod Zdechłym Kotem” – co za nazwa.
Oporządził konia. Zjadł suty posiłek zakrapiany tym razem winem – nawet nie za mocno rozcieńczonym. Skorzystał z balii z ciepłą wodą i jeszcze zostało mu co nieco z zaliczki za przyszłą robotę. Jeżąc w bali z gorącą wodą złapał się na myśli, że może to zlecenie nie będzie takie złe. Noc miał spokojną. Naprawdę spokojną. Po raz pierwszy od dawien dawna.

Rano rześki i wypoczęty. Zebrał swój ekwipunek i wiernego konia i stawił się w umówionym miejscu w porcie.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 26-01-2011, 23:37   #23
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zdawałoby się pieski nastrój Ragnara zmienił się całkowicie, gdy otrzymał zaliczkę wysokości paru pobłyskujących monet. Nie bez uśmiechu krasnolud schował kosztowności do swej niemal pustej sakiewki.

- To się nazywa robocisko! Nie wiem jak ty, Ginnar, ale ja zamierzam dzisiaj ucztować w najlepsze!

Z tymi słowy brodacz opuścił siedzibę kompanii ruszając do "Złota". Cała droga ze Starego Miasta do najlepszego przybytku w Nowigradzie upłynęła mu na rozmyślaniach o jutrzejszej wyprawie. Wiedział, że się sprawdzi - walczył często i ciągle utrzymywał formę. Jedynie jedno zaprzątało jego owłosioną łepetynę... "Czy będę miał okazję rozkwasić komuś ryj przy tylu najemniczynach!? Do licha musi być ich aż tylu?!".

Po dotarciu na miejsce Miszkun wynajął pokój po czym zabrał się za ucztowanie. Wielka porcja żarcia składająca się z pieczonej dziczyzny, gotowanych pyr oraz drobiowego pasztetu zagryzanego chlebem zapewniła mu godną zagrychę do ogromu spirytusu jaki w siebie tego wieczoru wlał.

- Ragnar a ty co tak chlejesz?! Wczoraj ledwo na pajdę chleba z cebulą było Cię stać! - zakrzyknął przy kolejnym napełnianiu kufla krasnoluda oberżysta.

- A mam robotę! Hargin dzisiaj się nająłem do Kompanii Delty Pontaru! Chleje, bo jak to zawsze mówię "Raz się żyje!". Co najlepsze nie jestem jedynym krasnoludem, który rusza do boju. Ginnar również tam będzie!

Wiedząc, że długo może już nie zagrać pograł nieco w gwinta śpiewając przy tym sprośne piosnki. Po paru ukończonych partiach młody brodacz ruszył do wynajętego pokoju mając za zamiar porządnie się wyspać, aby być gotowym do zbliżającego się zadania.
 
Lechu jest offline  
Stary 27-01-2011, 09:47   #24
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Tom był z siebie zadowolony, formalności były załatwione i jeszcze zainkasował trochę złota. Kapitan tej łajby wydawał się być równym chłopem, ale to mogły być tylko pozory, w końcu jak mówił wujaszek Sylwio "jak konia łapią to mu cukier podają, a jak go chycą to go łycą", należało więc zachować ostrożność.

Czekierda wracał zadowolony do karczmy, wyobrażając już sobie kufelek schłodzonego chmielu. Chwilę później siedział już przy stole i obgryzając kości pieczonej kury, popijał złocisty trunek.

Tom nie był zbytnio spostrzegawczy i nie zauważył, że od portu lezie za nim jakiś gościu. Nie zauważył też, że gdy do karczmy w której siedział, wlazło kilu drabów to na sali zrobiło się dziwnie cicho.
- Graba koleś, jestem Hakon - powiedział jeden z nich i przysiadł się do Czekierdy. Reszta jego kumpli rozlała się po lokalu i po chwili gwar wrócił do normalnego poziomu.
- Graba, a ja Tom - odrzekł przyglądając się pooranej bliznami twarzy nieznajomego.
- Chodzą słuchy że szukasz roboty - chrapliwy głos tamtego, na pewno wystraszył nie jedną dziewkę.
- W zasadzie już znalazłem, ale może masz lepszą propozycję.
- I tak i nie. Zauważyłeś pewnie koleś, że trudno tu o dobrą fuchę, trzeba mieć plecy żeby coś fajnego załapać.
Tom kiwnął głową ze zrozumieniem.
- No więc słuchaj, są ludzie którym się spodobałeś i chętnie by cię wzięli do czegoś poważniejszego, ale cię dobrze nie znają i nie wiedzą czy można ci ufać. Żeby pomóc im w decyzji, musisz wykonać drobną robotę. Przyjąłeś się dzisiaj na statek Kompanii, tak?
- Tak. - potwierdził lekko zaskoczony
- Słuchaj więc dalej, popłyniesz tą łajbą tak jak miałeś zamiar, ale nic na własną rękę kombinował nie będziesz. Za to postarasz się dowiedzieć o co biega. Czemu i gdzie Kompania wysyła bandę najemników? Im więcej się dowiesz, tym twoje szanse na bycie kimś w tym mieście znacznie wzrosną. Kapujesz?
- Kapuję - odrzekł ciesząc się w duchu że wreszcie udało mu się nawiązać kontakt z miejscowym "środowiskiem".
- No toś my się dogadali. Tylko mnie nie zawiedź koleś, bo bardzo tego nie lubię - Hakon rzekł to takim tonem że żaden sprzeciw nie był możliwy, a potem wstał od stołu i skierował się do wyjścia. Za nim wytoczyli się jego kumple.

Czekierda dowiedział się później od barmana, że Hakon to jeden z ludzi "Grubego", szefa bezwzględnego gangu specjalizującego się w przemycie i rabunkach. Co prawda nie jeden pomniejszy oprych po tym co usłyszał Tom zastanowiłby się czy w to wchodzić, ale on nie należał do trzęsimajtków. Czego jako czego, ale jaj to mu nie brakowało.

Rankiem Tom, choć lekko skacowany i nie przyzwyczajony do wczesnego wstawania, punktualnie zjawił się na łajbie.
 
Komtur jest offline  
Stary 27-01-2011, 10:04   #25
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Kilka chwil spędzonych w ramionach Karen, bo tak na imię miała blondyneczka z „Różowego Domku”, sprawiło, że Bert cokolwiek się rozleniwił, a spożycie w przybytku uciech posiłku, tylko ten stan pogłębiło. Tym niemniej próby drzemki zostały delikatnie, acz stanowczo przerwane, a obsługa przypomniała mu, że gdzie jak gdzie, ale spać w zamtuzie się nie godzi. Rad nie rad Bert zebrał manatki i ziewając jak nieboskie stworzenie powlókł się ulicami Novigradu do portu, gdzie jakoby była siedziba Kompanii Delty Pontaru. Bez problemu dotarł na miejsce werbunkowe i zajął kolejkę. Okazało się, że było więcej chętnych. Co najwyraźniej nie stanowiło problemu dla werbowników, bo przyjmowali każdego, jak leci. Oczekiwanie umiliła im jakaś dziewczyna dając przedstawienie walki i kopiąc w klejnoty głównego werbownika. Bert parsknął śmiechem widząc zwijającego się z bólu mężczyznę, choć po prawdzie było mu go trochę żal. Wredna baba.
- Trzeba kupić ochraniacze. – mruknął do stojącego za nim krasnoluda.
W tej menażerii zapewne mało kto będzie walczył czysto, a Bert nie miał złudzeń, że w takiej zbieraninie prędzej, czy później dojdzie do bijatyki.
Gdy przyszedł na niego czas podpisał listę i zabrał zaliczkę, by obrać kurs „Pod Baryłkę”. Po drodze zaszedł na ulicę Płatnerską, gdzie rzemieślnicy wystawiali swoje towary.
- Witajcie mistrzu. – Brokelen przywitał się kulturalnie – Potrzebuję zbroicy.
Sprzedawca pokazał towar szerokim gestem:
- Czym chata bogata. Brać wybierać.
- Ale na mojego ptaka. Na moich oczach dziś dziewka taka mała, o … - pokazał ręką przybliżony wzrost dziewczyny – rozłożyła na glebę sporego proszę ja Ciebie draba.
Zbrojmistrz pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Co się z tymi dziewkami porobiło. Ma być coś zwykłego, czy fikuśnego? – spytał mężczyzna przerzucając coś pod ladą.
- A co mi tam. Fikuśnego.
Po chwili na blat zostały wystawione ochraniacze z siatek i litego metalu, pomalowane i z trawionymi kwasem wzorami. Bert prawie od razu wpadł w oko ochraniacz z wymalowanym srebrną farbką satyrem, solidny z perforowanej blachy. Nie omieszkał go wypróbować pakując go sobie od razu do spodni.
- Będzie dobry, biorę. – stwierdził po chwili uiszczając należność.
Bert nie lubił obciążać się blachami, tym bardziej jeśli miał pracować na wodzie, toteż nie kupił nic więcej. Wychodził z założenie, że wystarczy mu miecz, a resztę się zdobędzie. Nieco już zmęczony powrócił na kwaterę i poleciwszy gospodarzowi, by go zbudził o świcie poszedł spać.
Noc minęła mu spokojnie nie licząc tego, że chrapał jak zarzynana kobyła, ale nie słyszał siebie, więc nie było o czym wspominać. Owsianka na śniadanie i kubek piwa skutecznie przygotowały go na pełen trudów dzień. Rankiem pogwizdując melodyjkę „na umrzyka skrzyni i butelka rumu” udał się na miejsce zbiórki.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 27-01-2011, 18:40   #26
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Odprawa w budynku kompanii poszła tak szybko, że gdy wrócił karczmareczka Rose była dokładnie w tym samym miejscu, jak w chwili, w której wychodził. Znudzona słuchała zwierzeń jakiegoś pijanego jak bela mężczyzny i z wyraźną ulgą na twarzy przyjęła powrót Cedrica. Zaraz ostawiła kufel, który wycierała szmatką i przegoniła pijaka w kierunku dalszych stolików. Szynko znalazła też postawiła antałek miodu, wyraźnie z myślą o swoim młodym przyjacielu.

I tak dziarsko minął wieczór, a potem całkiem przyjemna noc w puchatych pierzynach karczmy, przy ciepłym ciałku jej właścicielki. Chłopak wstał przed świtem robiąc wystarczająco dużo hałasu by obudzić kobietę obok. To zamierzone działanie przyniosło skutek; otrzymał pokaźny pakunek prowiantu na drogę i sporą ilość całusów nim zdołał się uwolnić i wydostać z karczmy. W świetnym humorze ruszył podbijać świat, a raczej dowiedzieć się co knuje kompania i uczciwie zarobić na parę denarów.
 
Nadiana jest offline  
Stary 28-01-2011, 00:28   #27
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Novigrad jest miastem wielkich możliwości, wielkich pokus, stolica świata. Novigrad cuchnie, dosłownie, trzydzieści tysięcy mieszkańców, bez przyjezdnych, przyjezdnych pewnie drugie tyle, każdy się poci, każdy cuchnie, smród wisi w powietrzu. Miasto, Ginnar nie cierpiał miast. Smród, zaraza, rasizm, wysokie ceny i tfu, tfu straż miejska.

Ginnar swe kroki skierował do krasnoludzkiej kuźni, swojego topora i kolczugi powierzyłby żadnemu człowiekowi, ani elfowi. Topór miał być zaostrzony a w kolczudze miały być usunięte wszystkie usterki które przeoczył ludzki kowal który miał ją ostatnio. Wtedy Ginnar szybko potrzebował ochrony, a człowiek był jedynym kowalem w okolicy. Podobno dobrym, ale nawet podkowy które wykuł nie były dobrej jakości.

Następnie krasnolud poszedł do karczmy, napił się piwa, pogadał z innymi rodakami, powiedział gdzie znalazł pracę, pograł trochę w gwinta. W doborowym towarzystwie nawet nie zauważył jak minął czas jego wolności. Wynajął sennik, choć było go stać na pokój z łóżkiem, Ginnar nie lubił spać na łóżku, później nie mógł przyzwyczaić się do spania w drodze.

Następnego dnia krasnolud odebrał swoje rzeczy od kowala i ruszył do budynku kompanii. Robota czekała.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 29-01-2011, 18:13   #28
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Port do miejskiego smrodu dokładał mały dodatek w postaci fetoru gnijących ryb i wody zanieczyszczonej wszystkim, co miasto mogło do niej spuścić. W niektórych miejscach portu czuć było także trupem, gdyż topienie zwłok, całych bądź we fragmentach, było popularnym sposobem pozbywania się ich. Oczywiście te, które wypłynęły na powierzchnię służby miejskie starały się wyławiać jak najszybciej, w końcu trzeba było dbać o reputację miasta i zachować pozór porządności wód Portu, ale czasami mijały długie dni, nim to się stało. A ciało rozkłada się w wodzie szybko i mało przyjemnie.
Do różnorodnych doznań olfaktorycznych dochodziły oczywiście barwne impresje optyczne, w postaci ulic pokrytych wszystkim, co produkują organizmy ludzkie i zwierzęce, samymi zwierzętami w różnych stadiach rozkładu, a także ludźmi zalanymi w trupa. Całości dopełniały wrażenia akustyczne w postaci symfonii „portowej”: wrzeszczący marynarze, dokerzy, kupcy, strażnicy miejscy i urzędnicy portowi, pokrzykujące dziwki, gońcy i obwoływacze, piszcząca dzieciarnia plącząca się wszystkim pod nogami, a wszyscy oni rzucali kurwami w niebogłosy. W ramach chórków występowały najróżniejsze zwierzęta, obecne w Porcie, a efekty specjalne zapewniał szum fal, skrzypienie lin i desek statków oraz łopot żagli.

***

Przed portowym biurem Kompanii Delty Pontaru zgromadził się spory tłum, ponad sześćdziesięciu ludzi i nieludzi, w oczekiwaniu na polecenia pracodawców. W okolicy krążyło kilka patroli straży miejskiej, gotowych w razie ewentualnych burd patrzeć w inną stronę, bądź udać się do Zamku i zrzucić całą robotę na Straż Świątynną, gdyby sytuacja stałą się naprawdę poważna.
Wreszcie z budynku wyszło kilku ludzi, w tym wczorajsi werbownicy.
- Proszę wszystkich o uwagę! – rzekł głośno bogato, ale nie nachalnie, ubrany mężczyzna o aparycji, co zaskakujące, bardziej pasującej do otaczających go rębajłów, niż urzędnika potężnej spółki. – Nazywam się Reinhard Stok i jestem szefem działu bezpieczeństwa Kompanii. To ja organizuję i kieruję całą operacją. Teraz zostaniecie podzieleni na grupy. Nad każdą komendę obejmie jeden z moich ludzi. Macie wykonywać ich rozkazy, a oni z kolei wykonują moje. Oni też przekażą wam szczegóły akcji. Panowie, możecie zaczynać.
Czterech ludzi, również wyglądających na zawodowych wojaków, rozwinęło pergaminy i zaczęło wyczytywać nazwiska.
- Bort, Brokelen, Veemer, Eilhart, Miszkun, Modi, Storm, Faulkner, Dallan, Brego i Crest! – wykrzyczał jeden z nich, wysoki drab z paskudną, zarośniętą gębą.
- Panie Sperig, proszę dołączyć do swojej grupy jeszcze pana Drauga. – zarośnięty obrzucił wiedźmina niechętnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. – Dobra, dupy w troki i jazda za mną. – warknął, gdy zgromadził i przeliczył swoją grupę. Potem ruszył w stronę nabrzeża.

***

Tom Czekierda

Barka, do załogi której się wkręcił, niczym nie różniła się od dziesiątek innych posiadanych przez Kompanię Delty Pontaru, używanych do transportu przez rzekę.
I tym razem miała posłużyć do tego, z tym, że dzisiaj miała obstawę. Zbieranina wyglądała doprawdy malowniczo i reprezentowała bodaj cały przekrój społeczny: były więc zwykłe zakapiory, żak, wiedźmin, dwa krasnoludy i kobieta. Brzmi jak początek kiepskiego żartu? Ano…
Tom szybko policzył towarzystwo. Trzynaście sztuk. Razem z czteroosobową załogą barki siedemnaście. Mimo, że statek był spory, a towaru nie było tak dużo, po zaokrętowaniu się wszystkich zrobiło się nieco tłoczno.

Wszyscy

- Teraz słuchać – odezwał się Sperig, gdy wszyscy znaleźli już sobie kawałek miejsca. – Jestem Han Sperig i w czasie rejsu ja dowodzę wszystkimi, łącznie z szyprem i jego załogą. – przerwał, zapewne w oczekiwaniu na sprzeciw, który nie nastąpił. - Miałem powiedzieć wam, o co chodzi. O to, że szkuty Kompanii znikają. Całe, razem z ładunkiem i ludźmi. Nie znaleziono żadnych resztek, ani łajb, ani ludzi. Zadanie brzmi: ochronić barkę i ładunek. To przede wszystkim. Jak uda się odkryć, o co chodzi, jeszcze lepiej. Wszystko jasne? No, to ruszaj tę krypę, szyper. Płyniesz wedle rozkładu, znaczy do Grabowej Buchty.
Kapitan odmruknął coś niezrozumiałego, po czym ruszył pogonić swych ludzi do roboty.

***

Szkuta wlekła się leniwie, przecinając równie leniwy nurt Pontaru. Nie minęło wiele czasu od wypłynięcia, wciąż było wcześnie, a nad wodą unosiła się mgła. Nie była zbyt gęsta, ale mimo wszystko ograniczała widoczność.
Dlatego najpierw usłyszeli odgłosy walki. Niosły się po powierzchni rzeki, wyraźne i bliskie, jakby to było tuż obok.
Słychać było szczęk metalu uderzającego o metal, stukot jak przy rąbaniu drewna, krzyki ludzi, przekleństwa.
Sperig przebiegł przez pokład, klnąc pod nosem i dopadł szypra w jego budce. Przez chwilę słychać było ich kłótnię, po czym kapitan rozkazał zmienić kierunek. Barka obróciła się tak, że płynęła wprost na źródło dźwięków.
W końcu, po dłuższej chwili, zaczęli dostrzegać jakieś kontury. W miarę zbliżania się, rosły i wyostrzały.
Wreszcie dostrzegli szkutę, taką samą jak ta, na której płynęli. A obok niej, między nimi, stał inny statek, kuter. Biegły od niego liny, hakami zaczepione o burty barki Kompanii. Na jej pokładzie wrzała walka. Trudno było się połapać, kto jest kim, bowiem obie strony składały się z niejednolito odzianych i uzbrojonych ludzi z równie paskudnymi gębami.
- Piraci czy ki chuj? – zmarszczył brwi Sperig. – Poznaje który kogo? – zapytał po chwili.
Nikt nie odpowiedział.
- Co się tak gapicie!? – krzyknął pobladły szyper. – Na ratunek trza płynąć! Naszych mordują!
- Morda!
– uciszył go Sperig. Widać było, że usilnie się nad czymś zastanawia. – Cofaj tę krypę. – powiedział wreszcie.
- Że jak!?
- Nie drzyj japy, mówiłem. Głos się niesie po wodzie.
- Rozumu zbyliście? Toć waszą robotą jest chronić statki Kompanii! A wy se tu na dupie siedzieć będziecie i gapić?
- Jak znajdziemy ich kryjówkę, to położymy kres napadom, a tak powstrzymamy jeden. Chuj wie, ilu ich jeszcze jest.
- Tamci zginą!
- Taka dola.
- A marynarze?
- Mają pecha.
- Pany!
– szyper zwrócił się do pozostałych najemników, składając ręce jak do modlitwy – Nie dajcie dobrym ludziom przepaść! Oni rodziny mają, dzieci małe niektórzy! Kto je wyżywi, jak ojce zginą? Ratuj… - umilkł, gdy cios Speriga powalił go na pokład.
- Przy mnie komenda, a ja rozkazuję cofnąć tę łajbę. Nasi wygrają, tym lepiej. Wygrają tamci, popłyniemy za nimi. Ktoś jeszcze – dobył miecza – się przeciwi?
 
Cohen jest offline  
Stary 29-01-2011, 20:26   #29
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gdyby Tom od początku wiedział o co chodzi, to w ogóle by w całą tą imprezę nie wchodził. Cholera przecież mógł się domyślić, zbieranina zakapiorów nie wiadomo skąd, przecież nie będzie ochraniać cennych towarów, ale raczej zostanie wykorzystana do jakiejś bliżej nieokreślonej rozpierduchy. No nic wpadło się w to szambo po kolana to teraz trza uważać żeby nie wpaść głębiej.

Atak piratów na łajbę Kompanii, coś Czekierdzie przypomniał. Przecież on i jego rodzinka sami byli ofiarami takiego ataku, co prawda wieźli wtedy kontrabandę, ale jednak.
"Cholera, może jednak dobrze zrobiłem dokując się na tej krypie" - pomyślał drapiąc się po dupie. W końcu obiecali sobie z kuzynami, że kiedyś dopadną skurwieli, więc jeśli to byli oni to Tom miał w tym momencie wyjątkowy fart.

Beczeniem szypra się nie przejął, Sperig dobrze gadał. Dopaść tych gównozjadów w ich kryjówce, gdzie niczego się nie spodziewają to było to.
 
Komtur jest offline  
Stary 29-01-2011, 23:10   #30
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Cała ta robota dobrze się zapowiadała. Początki pod siedzibą rekrutacji Kompanii Delty Pontaru napawały krasnoluda nadzieją na pokrojenie wielu niegodziwców na niekoniecznie równe kawły mięsa. Po tylu różnych osobowościach można by być pewnym jedynie jednej rzeczy - chaosu. Właśnie ten chaos, czasem objawiający się burzą krwi, wrzasków i fruwających flaków pompował w serce Rangnara tyle siły, że sam siebie czasem zadziwiał. Nie żeby się specjalnie nad tym zastanawiał!

Krasnolud usłyszawszy swoje nazwisko przestał układać wkurwiający go co nie lada kaptur kolczy - w wszystkich sytuacjach poza walką nie znosił tego badziewia. Miał właśnie ruszyć na miejsce zbiórki, gdy zobaczył, że na miejscu jest już Ginnar.

- Jak ja współczuję patałachom co wejdą nam w paradę! - powiedział do krasnoluda uśmiechając się przy tym paskudnie.

Jak się okazało w ich grupie był również wiedźmin. Nie zareagował na jego widok splunięciem, jak większość, gdyż sam należał do rasy, którą w osadach ludzkich trzyma się w gettach - jak zwierzęta w tych pieprzonych rezerwatach.

***

Już na łajbie brodacz z nietęgą miną wysłuchał co ma do powiedzenia Sperig. Nie lubił siusiumajtków, którzy mimo panowania nad wielkimi szwadronami najemników sami trzymali się z dala od pola walki. On taki nie był dlatego od samego początku spodobał się Ragnarowi. Ten pewny ton, żołnierski krok i kaprawa zarośnięta niemal drucianym zarostem gęba - pasował na dowódcę! Przynajmniej w mniemaniu krasnoluda.

***

Słysząc odgłosy walki Ragnar jakby nagle ożył wchodząc w tryb machiny do zabijania. Ostatecznie sprawdził czy przeszywanica dobrze leży wraz z przyczepionym doń kapturem kolczym. W razie krótkiej komendy zamierzał jak już nie raz bywało zarzucić kaptur na łeb i w ten sposób powstały pakunek przykryć krasnoludzkim hełmem. Niedawno reperowane kolcze osłony nóg zdawały się wołać o wypróbowanie ich w boju. Ragnar nie był pieprzonym poetą, ale gdy przychodził czas do bitki zaczynał sobie śpiewać starą, krasnoludzką pieśń mahakamskich pułków.

Hoouu! Hoouu! Hou!
Czekajcie klienty!
Wnet wam pójdzie w pięty!
Rozleci się ten burdel
Aż po fundamenty!
Hooouuu! Hoouu! Hou!


Statek podpłynął bliżej walki i zdawałoby się, że zaraz będzie mógł się wbić w tą całą ludzką masę. Jednak jego nie najlepsze zmysły myliły go już nie pierwszy raz - Sperig kazał zawrócił aby po, pewnie przegranej przez ochronę zaatakowanej łajby walce móc ruszyć za piratami czy jak im tak jest.

- Kurwa! A już myślałem, że sobie powalczę. - skomentował krótko postanowienie dowódcy Miszkun zabierając się za pomoc członkom załogi.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172