Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2011, 01:03   #1
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Zobaczyć Novigrad i umrzeć

Novigrad (...) to stolica świata. Prawie trzydzieści tysięcy mieszkańców,(...) nie licząc przyjezdnych(...). Murowane domy, główne ulice brukowane, morski port, składy, cztery młyny wodne, rzeźnie, tartaki, wielka manufaktura produkująca ciżmy, do tego wszelkie wyobrażalne cechy i rzemiosła. Mennica, osiem banków i dziewiętnaście lombardów. Zamek i kordegarda, że aż dech zapiera. I rozrywki: szafot, szubienica z zapadnią, trzydzieści pięć oberży, teatrum, zwierzyniec, bazar i dwanaście zamtuzów. I świątynie, nie pamiętam ile. Dużo.

Jaskier

Wszystkimi drogami (…), które biegły ze wszystkich krańców świata do tej „ziemi obiecanej”, wszystkimi ścieżkami (…) ciągnęły tłumy ludzi, setki wozów skrzypiało, tysiące wagonów leciało jak błyskawice, tysiące westchnień wznosiło się i tysiące rozpalonych spojrzeń rzucało się w ciemność z upragnieniem i gorączką szukając konturów tej „ziemi obiecanej...”

Władysław St. Reymont, Ziemia obiecana



Rok 1260 niczym specjalnym nie zapisał się w ludzkiej pamięci ani też nie poświęcono mu wiele miejsca w kronikach i annałach. Bo i nic godnego uwagi uczonych mężów wówczas się nie wydarzyło.
Jedno, co ludzie wspominali, to upalne lato. Ale jako że bywały gorętsze, szybko o tym zapomniano.
Gdyby wiedzieli, że to ostatni rok pokoju na długi czas, bardziej doceniliby jego pospolitość.

***

Novigrad był miastem brudnym, śmierdzącym, nielicznym, niewielkim i w sumie siermiężnym. Według kryteriów pewnego kompletnie innego świata.
Natomiast według kryteriów Kontynentu, Novigrad był miastem brudnym, śmierdzącym, ludnym, gwarnym, ogromnym i ze wszech miar godnym miana stolicy świata. A w każdym razie na pewno Północy.
Był też jedynym ze statusem wolnego miasta, który to uzyskał niemal dwieście lat temu, na mocy traktatu, zwanego Aktem założycielskim Wolnego Miasta Novigradu, podpisanego przez króla Redanii Gedowida II, hierarchę Hieronimusa Brunckhorsta oraz Lamberta I, władcę Temerii, jako gwaranta umowy.

***

Novigrad dzieli się na pięć dzielnic. Port wraz ze Starym Miastem są jego sercem i źródłem bogactwa, Nowe Miasto to siedziba wszelkiej maści cechów, rzemieślników i wyrobników, na Bazarze Zachodnim setki kramów oferują wszystko, co można nabyć za pieniądze, zaś Czerwona Dzielnica pozwala oddać się dowolnym uciechom, jakie człowiek sobie wymarzy.
Jest jeszcze Zamek Novigradzki, nominalna siedziba hierarchy i faktyczna złowrogiej Straży Świątynnej, na czele której stoi namiestnik do spraw bezpieczeństwa Chapelle, szara eminencja miasta. Mieści się w nim również garnizon najemnych żołnierzy i główne więzienie miasta w jednej z baszt.

***

Novigrad płonął. Żar wypełniał ulice i uliczki, place i podwórza. Gorące, smrodliwe powietrze było niemal nieruchome. Miasta nie ratowało nawet położenie, gdyż chłodna morska bryza po przejściu przez Port stawała się ciepłymi podmuchami cuchnącego rybami powietrza.
Ale mimo to Novigrad był jak zwykle rojny niczym mrowisko i gwarny niby gniazdo rozwścieczonych szerszeni.
Było sześć dni po Lammas, środek sierpnia, a upalne lato ani myślało chylić się ku końcowi.

***

Wysoki mężczyzna odwrócił się od okna i wróciła za biurko. Rozsiadł się wygodnie na krześle, otarł dłonią spocone czoło.
- Chcę mieć kogoś wewnątrz. – oświadczył stojącemu po drugiej stronie blatu człowiekowi. – Informacje z pierwszej ręki zawsze łatwiej zweryfikować. Poza tym, czuję, że to coś innego, niż wygląda. Wykonać.
Stojący skinął głową i ruszył do drzwi.
- Vernon. – zatrzymał go głos siedzącego. – Zwerbuj dwoje. Tak, mężczyznę i kobietę. – uśmiechnął się drwiąco, widząc zdumioną minę podwładnego.

- Co myślisz, Ekmann? – zapytał siedzący, gdy Vernon opuścił pomieszczenie.
Zapytany, mężczyzna stojący w bezruchu przy drugim oknie, nie odpowiedział, wzruszył tylko ramionami.
- Poczekamy, co z tego wyniknie. – zdecydował siedzący. – Dopiero jeżeli moje podejrzenia się potwierdzą, zawiadomię górę. Dijkstra nie znosi, gdy niepotrzebnie zawraca się mu dupę.

***

Gdzie ja mu, kurwa, babę znajdę taką, co się nada, pomyślał z goryczą Vernon, wychodząc na ulicę. Od razu oblepiły go, niczym mokra koszula, duchota i smród. Pełne słońce popołudnia oświetlało rynsztoki pełne gówna, a ciepło zmuszało je do parowania. Vernon splunął z obrzydzeniem i opędzając się od much, ruszył w górę ulicy.
Uznawszy, że najpierw załatwi prostsze zadanie, udał się do szynku na podgrodziu, gdzie wieczorem poprzedniego dnia spotkał idealnego osobnika do skaptowania. Młodego, cwanego, znudzonego.

Cedric Veemer

- Stawiam następną kolejkę. – Cedric spojrzał na fundatora. Człowiek był perfekcyjnie nijaki. Wszystko w nim było tak przeciętne, że był niemal niemożliwy do opisania.
- Nie jestem ciotą. – warknął.
- Ani ja. – odpowiedział niezmieszany nieznajomy. – Mam dla ciebie propozycję, którą lepiej omówić w cichszym miejscu. Na przykład tam, przy stoliku w kącie. Możesz wziąć kufel ze sobą.
- Robota jest prosta.
– zaczął od razu, gdy usiedli. - Kompania Delty Pontaru zatrudnia ludzi. Nie, jak zwykle, dokerów i marynarzy. Najemników.
- Pracujesz dla nich?
- Nie. Pracuję dla ludzi, którzy chcieliby wiedzieć, po co Kompanii najemnicy. Oferta brzmi: dowiesz się, co kombinują, zatrzymujesz to, co zarobisz plus forsa od moich przełożonych.
– nieznajomy dopił piwo. – Jeśli jesteś zainteresowany, zatrudnij się tam i bądź tu jutro o tej samej porze. – wstał, skinął Cedricowi głową i opuścił lokal.

***

Resztę dnia Vernon spędził kręcąc się po mieście, szukając kobiety która pasowałaby i Kompanii i jego szefowi. Jednak nawet Novigrad nie oferował aż tyle.
Wytrwał w poszukiwaniach prawie do północy, kiedy stwierdził, że dziś już nic z tego nie będzie i postanowił wrócić do domu.
Szedł szybko, skracając sobie drogę różnymi zaułkami. Nie było to zbyt bezpieczne, gdyż novigradzkie uliczki pełne były wszelkiej maści rabusiów, rzezimieszków, podrzynaczy gardeł i nożowników nawet w dzień, ale szedł tą trasą już wielokrotnie. Sztylet za pazuchą też dodawał mu pewności siebie.
W pewnym momencie z zaułka, w który miał właśnie wejść, dobiegły go odgłosy wskazujące na bójkę. Vernon przywarł do ściany. Miał zamiar to przeczekać, ale nie mógł odmówić dobie spojrzenia. Był wścibski, tego wymagał od niego praca.
Zajrzał w uliczkę i wytężył wzrok.
Heh, jeszcze jeden, który dołączy do gówna w rynsztoku, pomyślał, przyglądając się jak dwóch typów przyparło do muru ofiarę. Nagle zobaczył błysk stali, a potem usłyszał wrzask. Jeden z typów padł na ziemię, drugi, zaskoczony widać oporem łupu, zapłacił za to dołączeniem do towarzysza. Rzucał się jeszcze przez chwilę, po czym znieruchomiał.
Vernon odczekał, aż niedoszła ofiara opuści alejkę, po czym sam w nią wszedł. Po drugiej stronie spojrzał za odchodzącym.
O kurwa, sapnął ze zdumienia, gdy oświetlił go blask księżyca. Kobieta! Czyżby to była jego szansa na spełnienie kaprysu szefa? Vernon nie miał zamiaru stracić takiej okazji. Zamiast wrócić do domu, ruszył za nią.

Marina Crest

- Nieźle sobie poradziłaś w tamtym zaułku. Spokojnie, chcę tylko porozmawiać – dodał szybko mężczyzna, widząc, że błyskawicznie sięgnęła po sztylet przytroczony do uda. Rozejrzał się po pustoszejącej powoli gospodzie. Marina otaksowała go krytycznym spojrzeniem. Był tak przeciętny, że pięć minut po jego odejściu nie mogła sobie przypomnieć, jak wyglądał. Mimo, że pamięć miała świetną. – Mam propozycję. – powiedział, gdy przyzwalająco skinęła głową. - Popłatną. Kompania Delty Pontaru werbuje najemników. Zatrudnij się u nich, a potem dowiedz, o co chodzi. Inkasujesz od nich i od moich szefów. Jeśli jesteś zainteresowana, przyjdź tu jutro o zachodzie słońca, już na ich żołdzie.

***

- To już, kurwa, trzeci transport poszedł w chuj. Co tam się, kurwa, dzieje? Chyba nie próbujesz mnie ojebać, co, Gruby?
- Skąd, Vito, wiesz, że nigdy…
- Gruby zbladł gwałtownie, jego ciało pokryło się nową warstwą potu. Zaryzykował szybkie spojrzenie na szefa, Dziurawego Vita, bossa jednego z największych gangów w mieście. Jego ksywa brała się stąd, że bodaj wszystkie części ciała pokrywały mu blizny, małe i duże, płytkie i głębokie, starsze i nowsze. I ciągle przybywało nowych, gdyż stanowiska takie jak Vita pełniło się dożywotnio. Zabójstwo poprzedniego bossa jako forma przejęcia władzy cieszyło się bowiem pełną akceptacją środowiskową.
- Wiem, że nie zrobiłbyś tego tak kurewsko durnie. – Vito skrzywił się, podrapał po bliźnie na policzku. – Ktoś leci sobie z nami w chuja. Ty odpowiadasz za przemyt towaru tymi krypami Kompanii, załatw to. Albo ktoś, kurwa, awansuje na twoje miejsce.

Conor Storm

- Jest tak, młody. Coś się kroi w Kompanii. Zniknęły trzy łajby z naszymi ładunkami, po ludziach też ani śladu. A Kompania kaptuje najemników. Wejdź w to i dowiedz się, o co, kurwa, chodzi. Pamiętaj, Conor, jak spierdolisz, to nie pokazuj się więcej w Novigradzie.

***

- Przybyłam z towarzyską wizytą, Liane, a rozmawiamy niemal wyłącznie o sprawach ważkich. – Nina Saintcoeur, temerska magiczka przeciągnęła się z wdziękiem. – A na to jest za gorąco.
Jej rozmówczyni uśmiechnęła się, sięgnęła po kieliszek.
Akurat dla kobiet pogoda nie była problemem, dom był bowiem magicznie klimatyzowany, obie mogły więc wylegiwać się na leżankach bez ryzyka spocenia się choćby odrobinę.
- To może teraz coś ważkiego, acz interesującego. – Liane Hessler, czarodziejka–rezydentka Novigradu ułożyła się wygodniej i spojrzała na przyjaciółkę. - Kompania Delty Pontaru ma najwyraźniej jakiś problem. Problem, który można rozwiązać przy pomocy bandy rębajłów.
- I?
– uniosła brew Nina.
- Jak zapewne wiesz, Kompania to monopolista w handlu rzecznym na Pontarze, od delty aż do Piany. Za jej roczny przychód można by kupić sobie całą prowincję. Albo niewielkie księstwo wraz z tytułem. Ma wpływ na rządy w Novigradzie. Zmierzam do tego, że z ich pozycją i zasobami, mogą mieć dowolnego specjalistę z dowolnej dziedziny. A wynajmują najemników z ulicy.
- Faktycznie, interesujące. Niech zgadnę, chciałabyś się w to włączyć?
- Nazwijmy to zobowiązaniem zawodowym. Jeśli wyniknie z tego coś poważnego, Kapituła i Rada mogą nie być zachwycone moją biernością.
- Masz kogoś, żeby go tam wkręcić?

Liane przygryzła wargę.
- Niestety. Nie bardzo też uśmiecha mi się brać kogoś na chybił trafił, ale…
- Przepraszam, wielmożne panie.
– rozległ się od drzwi cichy głos służki.
- Tak?
- Przy drzwiach jest jakiś mężczyzna, żąda widzenia z panią Saintcoeur.
– czarodziejki wymieniły zdziwione spojrzenia. – Przedstawił się jako Bert Brokelen. Odprawić?
- Każ go wpuścić, Liane.
– powiedziała z uśmiechem Nina. – Chyba mam rozwiązanie twojego problemu.

Bert Brokelen

- Znaczy – zmarszczył czoło najemnik. – Panie magiczki sypnął groszem, ażebym partycypował w mieczowej robocie, za którą to również czeka mnie zapłata?
- Właśnie tak. Co pan odpowie?


Zygfryd Faulker

Oferowanie usług skryby było nawet niezłym sposobem na zarobek. Jednak w Novigradzie, każdy, kto chciał się liczyć albo sam zajmował się swoimi pismami i rachunkami, albo miał od tego ludzi.
Konkurencja też była liczna i co przyznawał z pewną zazdrością, lepsza.
Mało kto chciał korzystać z jego usług. W zasadzie jedynymi klientami byli chłopi z pobliskich wsi, gdy przybywali do miasta i niektórzy mieszkańcy podgrodzia.
Tym, co zarobił, szło głównie na bieżące wydatki, dla niego samego nie zostawało pawie nic. Ba, póki nie przeniósł się do karczmy na podgrodziu, wydawał własne oszczędności. Novigradzkie ceny były znacznie wyższe niż gdzie indziej.
Podliczywszy oszczędności, przypomniał sobie, co usłyszał parę dni temu, kiedy jeszcze mieszkał w gospodzie w mieście. Podobno Kompania Delty Pontaru zatrudnia ludzi. Cóż, to może być jedyna alternatywa dla wyniesienia się z Novigradu. Pieniądze niebezpiecznie zbliżały się granicy, kiedy nie wystarczy mu nawet na podróż. Trzeba więc było podjąć decyzję.

Shimko Bort

Okazja do znalezienia nowego zajęcia trafiła mu się już wkrótce po przybyciu do Novigradu. Gdy po kilku dniach przebywania w pokoju tylko ze sobą, zdecydował się zejść do głównej izby oberży, w której się zatrzymał, w końcu samotność samotnością, ale jakoś trzeba na nią zarobić, indagowany barman przyznał wreszcie, że coś tam słyszał o najmowaniu ludzi przez Kompanię Delty Pontaru.
- Ale to, chłopcze, zaraza tam wie. Bo mówili, ale portowe robotniki, pijani dodatkiem to może i co poputali.
Cóż, może i tak, ale nic nie straci na sprawdzeniu.

Brego

Przybył do Novigradu wiedziony plotkami o kupcach szukających ludzi do ochrony karawan. Niestety, gdy dotarł do miasta, sprawa okazała się już dawno nieaktualna.
Jeden z faktorów przekazał mu za to wieści o opłacaniu najemników przez Kompanię Delty Pontaru i radził spróbować szczęścia u nich.

Ragnar Miszkun i Ginnar Modi

Karczma „Złota” mieściła się na Nowym Mieście i była jedynym w Novigradzie wyłącznie krasnoludzkim lokalem. Spotykali się tam brodacze wszelkich profesji, miejscowi i przyjezdni. Była jednym z elementów tworzących i podtrzymujących ich rasową solidarność. Przedstawiciele innych gatunków, poza gnomami, nie byli tam mile widziani i szybko dawano im do zrozumienia, że powinni znaleźć inną gospodę.
Co ciekawe, sama karczma rzadko doświadczała stałego nawet w Novigradzie, tyglu ras i narodowości, rasizmu i ksenofobii. Drzwi i ściany mazano gównem okazjonalnie, podobnie rzecz się miała z wybijaniem okien oraz obraźliwymi rysunkami i hasłami.
Zapewne miało to jakiś związek z faktem, że rasizm słabł na sile, gdy stawał naprzeciwko bandy rozwścieczonych, pijanych krasnoludów uzbrojonych w kordy i topory.
Tego dnia, mimo wczesnej pory i upału, w lokalu było sporo gości. Większość pokrzepiała się zimnym piwem i obserwacją wyjątkowo zawziętej partii gwinta, rozgrywanej przez szóstkę krasnoludów.
- Dubel w dzwonki!
- Duża kupa w kule!
- Gwint!
- Właśnie, chłopy, wyście nie szukali czasem roboty?
– przypomniał sobie jeden z grających, Ferentz Alda, ślusarz.
Ragnar zerknął na karty, zaklął, łupnął kuflem w stół. Spojrzał na Ginnara, który skinął głową.
- Ta, a bo co? – zapytał.
- A bom słyszał od znajomka, co w porcie robi, że Kompania szuka takich, co w walce wprawieni. Ponoć płacą więcej niż nieźle.
- Ragnar, Ginnar, nie spać, kurwa, gwint był!


Draug

Sprawy potoczyły się nieco inaczej, niż się spodziewał. Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań nowego pracodawcy, to pracodawca znalazł jego. Przynajmniej na to się zapowiadało, gdy w oberży, w której się zatrzymał, znalazł go posłaniec Kompanii Delty Pontaru. Z zaproszeniem od niejakiego Reinharda Stoka.

- Siadajcie, panie wiedźmin. Jak wasze miano, jeśli można?
- Draug.

Stok czekał chwilę na ciąg dalszy, ale ciągu dalszego nie było.
- Napijecie się zimnego piwa? Upał męczy jak cholera, to i pić się chce.
- Zatem, panie Draug
– zaczął po kilku łykach. – Sprawa ma się tak: jestem Reinhard Stok, szef działu bezpieczeństwa. Znaczy, moja robota to ochrona wszelkiej własności Kompanii. A ta ostatnimi czasy zawodzi. Krótko mówiąc, giną nam jednostki. Całe, z ładunkiem i załogą. Z ostatnią, z zeszłego ledwie tygodnia, będzie to już pięć. Co prawda jestem pewien, że to sprawka piratów rzecznych, albo którejś z miejscowych grup przestępczych, ale dla świętego spokoju i krycia dupy chciałbym, byś pan sprawdził, czy to nie sprawka jakiejś bestii wodnej czy tam czego.
- Znaleziono jakiekolwiek pozostałości łodzi?
- Nie. Trupów również. Podejmiecie się tego, panie wiedźmin? Zapłata gwarantowana, nawet jeśli nic nie znajdziecie. A jak znajdziecie, to dostaniecie ekstra za wyeliminowanie zagrożenia.


Amavet Eilhart

Los rzucał go z miejsca na miejsce, aż w końcu doprowadził do Redanii, do Novigradu, jedynego bodaj miejsca tym kraju, gdzie pojedynczy najemnik miał szansę na znalezienie zajęcia.
Miasto przywitało go skwarem i smrodem.
Po paru dniach dowiedział się o zaciągu prowadzonym przez Kompanię Delty Pontaru. Oferta była ponoć niezła, a nawet jeśli nie, to w jego sytuacji nie mógł wybrzydzać.

Dallan z Lyrii

Trop celu był wyraźny i prosty jak w mordę strzelił, odkąd wpadł na niego tydzień wcześniej. Miał nad Dallanem dzień, góra dwa, przewagi. Widać nie zdawał sobie sprawy z pogoni. Cóż, minęło trochę czasu, czujność osłabła. Zawsze tak jest. Tym gorzej dla niego.
W mieście zgubił go, ale dzięki szczęśliwemu trafowi znowu był na tropie. Usłyszawszy gdzieś, że Kompania Delty Pontaru najmuje ludzi biegłych w mieczu, strzelił, że kogoś takiego jak on może to przyciągnąć. Trafił w dziesiątkę.
Teraz pozostawało tylko obmyślić, jak go dopaść. Dallan bowiem, mimo młodego wieku, nieco już przeżył i wiedział, że szansę będzie miał zapewne tylko jedną – albo on, albo tamten drugi wyjdzie z tego żywy.

Tom Czekierda

Słyszał o tym, że coś się szykuje w związku z Kompanią już od paru dni. Ale póki co nie było żadnych konkretów. Widać wszyscy zainteresowani trzymali gęby na kłódki. Póki co.
Nie palił się za bardzo do roboty oferowanej przez Kompanię. Śmierdziało mu to ciężką pracą. Ciężką i niebezpieczną. Co mu przyjdzie z trzosu novigradzkich koron, jeśli będzie pływał w pełnym gówna rynsztoku z poderżniętym gardłem, albo stanie się pokarmem stworzeń żyjących w Pontarze?
Ale z drugiej strony nie ma musu się najmować. Można pokręcić tu i ówdzie. Coś zwędzić. Podsłuchać. Albo coś równie mało męczącego. Może więc w ogólnym rozrachunku warto zakręcić się wokół tej sprawy?
 

Ostatnio edytowane przez Cohen : 22-01-2011 o 02:51.
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172