Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2011, 23:12   #41
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Ole gdy usłyszała karczmarza od razu pomyślała - kłopoty! Nie chciała brać udziału w kolejnym pożarze. Szybko wyjęła swoją lutnie i weszła na jeden z wolnych stołów.
- Mili ziomkowie! - zawołała by zrucić na siebie uwagę jak to robiła już wiele razy. - W ten piękny dzień, w tej wyśmienitej karczmie, gdzie piwo z pewnością równie smaczne jedynie czego brakuje to dobrej piosenki, by się lepiej żarcie w brzuchu przyjmowało, a piwo szybciej do głowy szło!
Ole zagrała skoczną melodie i zaśpiewała

Jest taka knajpa powiem gdzie
Gdy ktoś mnie pięknie zapyta
Taki w niej warzą piwny lek,
Ze raz z Księżyca spadł Człek,
By sobie popić do syta.

w tej knajpie żył pijany kot,
Co grał jak szatan na skrzypkach.
Z rozmachem smyka ciągnął włos
To piszcząc piii, to burczący w głos
To z wolna grając, to z szybka

Gospodarz trzymał także psa,
Co strasznie lubił kawały.
gdy nagle rósł u stołu gwar,
On chytrze każdy łowił żart
I śmiał się, że aż szyby drżały

Była i Krowa miała coś
Wielkopańskiego w postawie,
Muzyczny mając słuch to fakt
Ogonem wciąż machała w takt
Gdy hops - hopsała po trawie.

Talerzy srebrnych był też stos
I łyżek srebrnych i złotych.
By w niedzielę serwis lśnił,
Polerowano go co sił
Popiołem każdej soboty.


Wszyscy lubią piosenki o piwie. W takich miasteczkach jak to zwykle śpiewa się albo zbereźne piosnki, albo o piciu. Ole, panicznie unikała tych pierwszych. To chyba jakiś wpływ księżyca, bo faceci ostatnio strasznie chutliwi się zrobili. No, ta piosenka nie była jej, ale była miła dla ucha i strasznie głupia. W sam raz na rozładowanie atmosfery.

Pociągnął łyk z Księżyca Człek,
Kot przeraźliwie zamiauczał,
A talerz z łyżką dzyń i dzeń,
A krowa w sadzie hop na pień,
A pies się śmiał był to czau-czau.

Z Księżyca Człek łyk drugi dzban
Pod stół zwaliło się ciało,
I śnił o piwie, i mruczał w śnie,
Aż zbladła noc na niebie dnie
I pomalutku świtało.

Do kota więc gospodarz rzekł:
Patrz - białek konie Księżyca
Wędzideł gryzą stal i rżą
Ich pan pod stołem znalazł dom
A Słońce szczerzy już lica.

Więc zagrał kot ti - dudli - da,
Że ożyłby duch w nieboszczyku,
I smykiem w struny siekł i siekł,
lecz ani drgnął z Księżyca Człek
Już trzecia, wstawaj no, pryku.

Pod góry go już toczą szczyt
I wio na Księżyc, braciszku!
A konie naprzód człap, człap, człap,
A krowa w susach niby cap
I talerz w kocu szedł z łyżką.

A skrzypce szybciej dudli - da,
Pies ryczy groźnie i srodze,
na głowie z Krową staje koń,
A goście z łóżek bóg ich broń
I w hopki po podłodze.

Aż nagle struny prąg - bąg - prask,
A krowa hop ponad Księżyc!
Niedzielny talerz w czworo pękł,
Sobotnia łyżka z żalu brzęk,

A Księżyc stoczył się na szczyt,
Gdy Słońce było już w górze,
Więc pomyślało: cóż to, cóż?
Już w krąg aż złoto jest od zórz
A wszyscy kładą się o łóżek!


Ole skończyła i zerknęła po tłumie. Ej dobra nasza. Jedziemy dalej.

Za morzami, za rzekami,
Za lasami, za górami,
Żył przed bardzo wielu laty,
Król potężny i bogaty,
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
Ale bardzo nieszczęśliwy,
Ciągle smutny i zmartwiony
Z winy córki Pizdolony,
Co choć bardzo piękna, miła,
Lecz nadmiernie się kurwiła.

A dawała bez wyboru
I rycerzom, panom dworu,
I kucharzom, i kuchcikom,
Giermkom, ciurom, pisarczykom,
Na leżąco, na stojaka,
W dupę, w cycki i na raka.
Czy na dworze, czy w salonie,
Czy w klozecie, czy na tronie,
W każdej chwili, w każdym czasie
Wciąż myślała o kutasie.


Ta piosenka była na tyle zbereźna by wywołać na policzkach Ole rumieniec wstydu. Czy mistrz Jaskier śpiewał też takie paskudnie kawałki? Pewnie w każdym przydroże knajpie, jak znam facetów.
 

Ostatnio edytowane przez Cothrom : 19-08-2011 o 20:17.
Cothrom jest offline  
Stary 19-08-2011, 13:18   #42
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Cedrik zbył karczmarza najbardziej wielkopańską miną jak mógł z siebie wykrzesać po żmudnej podróży. Wcześniej oddał wodze wiernej "Sroki" stajennemu i przykazał dobrze napoić i nakarmić kobyłkę.

Rozejrzał się wolno po izbie, a następnie rozsiadł swobodnie w kącie sali. Wreszcie zdjął buty i mocno odsapnął. Za nimi mógł nastąpić pościg, wysłane listy gończe, a tutaj jakby nigdy nic wiedźmina poszukują.

- Ech, proza życia... - malkontencił, poruszając przy tym palcami u stóp.

Jego nastrój poratowała trochę rubaszna piosnka Olle. Klientela i stali bywalcy, czyli prawie jedno i to samo, wyraźnie się rozluźniła.

Przywołał do siebie Suira, wskazał na wolne miejsc na ławie.

- To co myślisz teraz robić Suir? Panna Wiedźminka jak rozumiem na łowy. Choć gdy wróci z łowów, to się może nagle okazać, że tutejsi w podzięce ją do Ard Carraigh odstawią?

Zwrócił się do Midaeve: - Białowłosa, chcesz to zlecenie sołtysa przyjąć? Czy też zmierzamy do stolicy? Z jednej strony, dzień utracony na polowaniu nas nie zbawi. Z drugiej może lepiej pomknąć co koń wyskoczy ku większej gęstwinie ludzi

Wskazał na kończącą kolejną pieprzną piosenkę Olle i skomentował z przekąsem: - Taak. Teraz jak kogoś z tutejszych zapytają czy nie widział barda, wiedźminki i dwóch mężczyzn, każdy niechybnie odpowie, że nic mu o tym nie wiadomo. - znów zapadł w ponury nastrój.

Przywołał po chwili służącą z dzbanuszkiem wina. "Może wino mi troszkę rozjaśni w głowie" - pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 19-08-2011 o 13:21.
kymil jest offline  
Stary 30-08-2011, 21:46   #43
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Głos karczmarza sprawił, że przystanęłam na chwilę zmrożona jak magicznym zaklęciem. Nie mogłam zrobić ani kroku na przód, patrzyłam tylko na mężczyznę jakby niezbyt wiedząc o co mu chodzi. Uprzedzano mnie, że zazwyczaj tacy jak my nie spotykają się z euforią, nikt nie rozwija przed nami czerwonych dywanów i nie wita z uśmiechem, nawet jeśli pomożemy to zostaniemy przegnani i odprowadzeni pięknymi epitetami typu "chędożony mutant". Westchnęłam głęboko, nie było sensu się kłócić, szczególnie teraz, nie miałam ochoty uciekać przed kolejnymi wielbicielami pragnącymi widłami pokazać jak bardzo cieszą się z mojej obecności. Zajęłam spokojnie miejsce patrząc w stół, myślałam, a gdy Suir usiadł obok podniosłam na niego oczy
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytałam cicho - Nie jesteśmy... wybacz, ja nie jestem tutaj mile widziana - roztarłam skroń - Wezmę to zlecenie, ale jeśli mi zapłacą. Tylko wtedy - zabębniłam palcami w blat stołu - Porozmawiam z sołtysem.
- Mmm - pokiwał głową - Myślę...że to będzie dobre rozwiązanie...- zamyślił się - Fałszywy wiedźmin...- westchnął i rozejrzał się dookoła - A czy nie jesteś mile widziana...cóż, w ich mniemaniu wiedźmin podjął się zadania, wziął pieniądze i tyle go widzieli....albo poległ albo przebieraniec, choć ja stawiam na to drugie...bo który wiedźmin jest weźmie pieniądze przed wykonaniem zlecenia?
- Renegat - stwierdziłam ponuro - Nie zamierzał wcale brać się za tą robotę, a na opinię innych sobie spluwa - westchnęłam patrząc na Ole - Wątpię szczerze, czy ci ludzie będą gotowi wyłożyć dodatkowe pieniądze, ale wypadałoby spróbować - popatrzyłam na niego - Choć z drugiej strony... wiesz czego się obawiam? Może tamten wziął tylko drobną zaliczkę i go po prostu faktycznie to coś zabiło. Jeśli on nie dał rady to ja dam? - wydusiłam wreszcie z siebie to, co nurtowało mnie od czasu rozmowy z chłopem
- Renegat...- zamyślił się znowu - Albo i masz rację. Może to i jest jakiś potwór, a to była drobna zaliczka. Nie wiem – westchnął - Może...jednak poszedłbym? Wiem, że wiedźmin pracuje sam ale...jeśli to jest coś, co go rozszarpało, a on był doświadczonym wiedźminem... to może kosztować Ciebie życie.
- To moje pierwsze zlecenie, ale z drugiej strony...Ty... - popatrzyłam i wyciągnęłam lekko dłoń w jego stronę, lecz szybko chrząknęłam i złapałam świeczkę, którą zaczęłam się bawić - Właściwie czemu nie - uśmiechnęłam się - Ale trzymaj się na uboczu i reaguj tylko gdy będzie to konieczne
- Jesteś wyszkolona doskonale - zaśmiał się trochę nerwowo - Jakiś tam topielec albo tego typu tałatajstwo nie ma prawa Tobie zaszkodzić...- powiedział i przełknął ślinę zdenerwowany, zaczął bawić się swoimi rękoma splatając je w koszyk i rozplatając - Ale...no...rozumiesz, oni... Girviery na przykład...to twarde są i wiesz...Echinopsy choćby....też ale mniej...
- Tak... - westchnęłam - Tylko czy książę może narażać się dla wiedźminki? - zaśmiałam się też podobnie jak on, wbiłam wzrok w blat patrząc na niego tylko ukradkiem
- Dla księżniczki – zawtórował cichym i nerwowym śmiechem - Myślę...myślę, że to nie będzie złe...bo ja...- westchnął i odchrząknął - Chętnie bym się naraził - powiedział szybko - Bo wiem, że gdyby zaszła taka potrzeba to ty też i...- westchnął
- Suir? - oparłam się o stół i nachyliłam do niego tak, że moje usta były przy jego uchu - Ale mam nadzieję, że ty wiesz, ja tylko udaję, że Cię lubię - zaśmiałam się nagle ciepło - Nie znoszę Cię - roztrzepałam mu włosy wesoło
Chłopak roześmiał się zwracając na chwilę uwagę większości gości karczmy
- Ja Ciebie też, wiesz o tym - w oczach miał dwie iskierki radości, śmiał się nimi szczerze i ciepło
- Wiem, wiem doskonale, ale cóż, jeszcze trochę musisz mnie poznosić, a jak już zostaniesz wielkim królem to roześlesz za mną listy gończe "Żywa a najlepiej martwa" - droczyłam się

Popatrzyłam wreszcie na Ole, wsłuchałam się w jej głos, trzeba było przyznać, że ma dziewczyna talent, ciszę przerwał dopiero Cedrik
- Jak powiedziałam już Suirowi pomówię z sołtysem, jeśli zapłaci zrobię dla niego to zlecenie, jeśli nie, nie zamierzam nadstawiać głowy, szczególnie, że w naszym wypadku nie jest wskazane bezpodstawne zatrzymywanie się na dłużej w jakimś miejscu - stwierdziłam bez cienia złośliwości skierowanej ku Suirowi

Siedziałam jeszcze kilka chwil, lecz gdy Ole zmieniła repertuar popatrzyłam speszona na nią, a później na Suira. Owszem, byłam wychowana wśród mężczyzn, ale Lambert, Eskel czy Geralt... nigdy nie dawali mi przykładów tak gorszącego zachowania. Życie...
- To ja... - nie dokończyłam, wskazałam tylko oczami wyjście i poprawiając miecze ruszyłam ku drzwiom
- To ja też –Suir zaśmiał się cicho. Zostawiliśmy resztę w gospodzie, a gdy wiatr owiał nasze twarze zaśmiałam się nerwowo, widać było, że chłopak też był speszony piosenką Ole, jego policzki znaczyły delikatne rumieńce, uśmiechnęłam się do siebie widząc to, zdecydowałam się wreszcie jednak odezwać
- Ja... ta piosenka... - powiedziałam niepewnie i podrapałam się w kark patrząc na niego spod rzęs - No to... - przygryzłam wargę zmierzając na poszukiwanie sołtysa - To... – westchnęłam zrezygnowana, sama nie wiedząc dlaczego poczułam się nagle zdenerwowana w jego towarzystwie - Jeszcze nic się nie zaczęło, ale dziękuję za pomoc - powiedziałam cicho, a gdy moja dłoń przez przypadek natrafiła na jego zabrałam ją jak poparzona i udałam w zdenerwowaniu, że przeczesuję włosy
- Nie, ja zawsze... - powiedział cichutko - Hej! To jest miłe - zaśmiał się nerwowo i westchnął cicho. Spojrzałam na niego, mina, którą przybrał, lekki uśmiech… czyżby jednak to uczucie... ten przesąd o dreszczach pojawiających się przy dotyku wiedźmina i maga... był prawdziwy?
W ciszy dotarliśmy do sołtysa. Zawstydzona, próbując jakoś rozładować całą atmosferę podbiegłam do mężczyzny
- My... Ja w sprawie tego wiedźmina, co go martwiejce zeżarły - zaczęłam próbując nadać głosowi pewny ton - Przemyślałam sprawę i mogę podjąć się tego zlecenia, ale pozostaje kwestia ceny
- Ceny? Sto orenów - powiedział mężczyzna- A co, płatne po robocie! - rozsierdził się - I ani złamanego miedziaka przed! Będzie on w grobowcu na zachodzie! No, lepiej, żeby był bo jak nie… –westchnął - Nie zrozumcie mnie źle wiedźminko... cała wioska się zrzuciła na nagrodę i co z tego? Nie ma wiedźmina, nie ma pieniędzy ale potwory zostały...
- Rozumiem, ale przynajmniej czegoś to ludzi nauczyło – westchnęłam także - Dobrze, sto orenów za łby martwiejców - skinęłam głową - Rano robota powinna być gotowa
- Tak, nauczka...- coś zrzędził pod nosem - Na zachodzie, jaką godzinę drogi jest zapuszczony grobowiec. Wyłazi co noc coś i żre ludzi i zwierzęta, choć zwierzęta dla zabawy pewno. Nie wiem, ale potwory zgładzić trzeba.
- Rozejrzę się trochę - popatrzyłam na zachód - Do zobaczenia rano. Oby - westchnęłam
Powoli ruszyłam do karczmy. Sprawa wymagała małego rozeznania, chciałam jednak wszystko na spokojnie przemyśleć, do zmroku zostało przecież trochę czasu. Szłam bez słowa, ale cisza nie przeszkadzała ani mi, ani Suirowi. Dziwne jak wspólna podróż zaczęła tworzyć między nami nić porozumienia… Ale przygody ze studnią czy robakami w sałacie nie zapomnę na długo. Zaśmiałam się cicho do siebie.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 18-09-2011, 11:23   #44
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Powrót do karczmy okazał się dobrym pomysłem. Ole odwaliła kawał dobrej roboty. Ludzie byli zadowoleni, bo to prości wieśniacy są, więc i taka piosnka ich uradowała co niemiara.
-No to Pani, znasz dobre piosnki, nie takie zwykłe, ale lepsiejsze, zatem ja, jako karczmarz, dam wam dziś jedzenie za darmo, bo takie cuś to sztuka, a ta wymaga docenienia artysty!-Zapiał z zachwytem mężczyzna i podszedł z chlebem i kiełbasą oraz piwem-Częstujcie, się mości podróżniki boście są pierwszego sortu. A ty zacna śpiewaczko? Jak Twe imię? Bo sławić trzeba tak zacnych bardów.-Pokiwał głową mężczyzna
-E tam, Jaskra i tak nikt nie pobije...pamiętacie ludziska? Ze trzy wiosny temu był przejazdem! Jak śpiewał wtedy o tej dziwuszce w alei portowej!- Po słowach jakiegoś mężczyzna cała karczma się ożywiła i zaczęła przytakiwać, mówić, że to tylko prawda jest i tylko prawda. Ktoś wyciągnął jakiś kawałek zdobionego drewna
-To co? Damy jej miejsce drugie no ni?-Zapytał się facet przy tej tabliczce. Nastąpiła ogólna aprobata owej decyzji i nadano drugie miejsce dla pięknej śpiewaczki Ole.
Suir tylko przewrócił oczyma, Cedrik zaś westchnął i cała kompania zaczęła jeść.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 11-10-2011, 14:30   #45
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Droga powrotna minęła szybko, może dlatego, że zawsze lepiej idzie się w dobrym towarzystwie? Dziwne, że z Suirem znaliśmy się już tyle lat, ale nigdy nie czuliśmy do siebie sympatii, nawet najmniejszej, dopiero teraz wydawało się, że jakoś do siebie docieramy. Może tego potrzebowaliśmy, po prostu poznać się bardziej i dowiedzieć się czegoś więcej niż „To jest ten niezdarny uczeń Triss, który spierdzieli wszystko za co się weźmie”. Zajęłam miejsce obok Cedrika i popatrzyłam spod rzęs, dyskretnie na młodego maga. Zanim wyjechaliśmy stało się tak wiele, te wszystkie listy… Wydawało się, że minęły od tego czasu lata…setki lat… Westchnęłam cicho do własnych myśli. Czy on dalej mnie… Czy on kiedykolwiek… Przeniosłam wzrok na Ole odrzucając do siebie te myśli. Co mnie to obchodzi? Zupełnie nic, zupełnie nic, zupełnie…

Wyrwana z zamyślenia usłyszałam tylko strzępki rozmowy, miejscowi kłócili się czy Ole jest lepsza niż Jaskier czy też nie. Cóż, nie można było zaprzeczyć, miała talent i to wielki, ale na sławę musi jeszcze trochę zapracować.
- Świetna robota Ole – uśmiechnęłam się ciepło, z uznaniem – Świetna robota, mistrz Jaskier może czuć się zagrożony – puściłam do niej oko i podniosłam się z krzesła, wiedziałam, że tutaj nie zbiorę myśli, a teraz właśnie tego potrzebowałam – Przyjęłam zlecenie – odezwałam się do towarzyszy – Niedaleko jest podobno krypta, rozejrzę się trochę, lepiej poznać teren przed zmrokiem, gdy dojdzie do walki – westchnęłam ciężko – Do zobaczenia niebawem

„Oby” dodałam tylko w myślach wstając. Co by pomyślał Geralt wiedząc, że jego uczennica trzęsie portkami przed jakimś ghulem czy innym martwiejcem? Najpierw by zaszczycił mnie spojrzeniem pełnym pogardy, a później… Wolałam nie myśleć, sama perspektywa zawiedzenia go była dla mnie kubłem zimnej wody. Liczył na mnie. Na mnie. Właśnie na mnie. A ja go nie zawiodę. Mimo wszystko uśmiechnęłam się poprawiając miecze na plecach. Szkolił mnie, on, najlepszy z najlepszych, mój mistrz i będzie jeszcze ze mnie dumny! Nie zauważyłam nawet, gdy znalazłam się przed karczmą, otrzeźwił mnie podmuch wiatru, popatrzyłam w czyste niebo, po którym przesuwały się leniwie obłoczki. Nie zawiodę go teraz ani nigdy, pokażę mu, że wyszkolił mnie dobrze. Udowodnię, że nie zrobił błędu biorąc mnie pod swoje skrzydła. Niesiona tą myślą, pełna zapału ruszyłam lekkim krokiem czując się jakbym już wybiła co najmniej batalion strzyg i całe komando brux. O tej walce będą krążyły pieśni, a jeśli nie o tej to o następnej z pewnością. Przecież każdy od czegoś zaczyna, nikt nie stał się bohaterem z marszu
- Usłyszysz o mnie, obiecuję – szepnęłam do siebie – Usłyszysz i będziesz dumny…
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 12-10-2011, 13:19   #46
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Ole obdarzyła wszystkich promiennym uśmiechem. Tak, porządny bard, który wie jakie piosenki gdzie śpiewać nie będzie chodził głodny.
Kiełbasa była dobra, a piwo pieniste. Ole wpadła w dobry humor. Co prawda trochę się martwiła jak wiedźminka sobie poradzi, ale w końcu to jej zawód, prawda? Tak jak jej jest układanie ballad i śpiewanie.
Bardka zastanowiła się przez chwilę jakie było by jej życie, gdyby została w domu rodzinnym, a nie wyruszał na szlak z lutnią pod pachą. Pewnie wyszła by za maż, miała gromadkę dzieci. Może była by nawet szczęśliwa, ale przecież nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Może nie ma domu, ale za to cały świat należy do niej. Może iść gdzie chce, zobaczyć rzeczy o jakich zwykła mieszczanka może pomarzyć. Nie, zdecydowanie nie żałuje.
- Chcę mieć wyłączność na balladę! - Zawołała Ole za wychodzącą Mideave szczerząc zęby w lekko wrednym uśmiechu. Jest silna, poradzi sobie.

Gdy Ole skończyła swoją porcję złapała ponowie lutnię i zaczęła ją stroić. Miała już kolejne zwrotki do swojej ballady. Brakowało jeszcze tytułu.

Drużyna podróżuje w rytm kroków koni
Jasne są wstęgi gościńców
Spotkali się w cieniu gór

Spotkali się zwyczajnie pod strzechą gospody
Źli ludzie jednak tak bywali
Magią ognia zmieniono przeznaczenie

Patrzcie, oto oni galopują w noc
Uciekają do życia do nowej przygody
Nie martw się przyjacielu, zobaczymy ich znów
 
__________________
Poradnia Psychologiczna Łopata - zakopiemy każdy dołek
Cothrom jest offline  
Stary 26-11-2011, 22:38   #47
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Mideave szła pewnym krokiem przez wieś w kierunku sobie tylko znanym. Jej kierunek jednakoż był jednym z tych kierunków, który sprawiał, iż większość by zawróciła, a reszcie zjeżyłby się włos na głowie... Krypty i plugastwa tam zawarte.

Wieśniak powie martwiejec. Zawsze. Nieważne czy będzie to Gravier czy nie, to będzie martwiejec i koniec. Każdy wiedźmin szybko przekonywał się, że wieśniacy mogą być orientacyjnym źródłem informacji, nie pewnym, nie takim, który byłby wiarygodny.

Weźmy na to Echinopsy. Nawet Ole wiedziała, że to potwór, jako bard, minstrel, wiedziała zaś, że to roślina, a Mideave wraz z Suirem mgli wymienić też miejsce występowania, pożywienie, stopień toksyczności i wiele innych, zwyczajnemu wieśniakowi nieprzydatnych informacji, ale...przez to, często byle lis w jeżynach był brany za echinopsa.

Las był spory. Ciemny. Oświetlony księżycem, a młoda wiedźminka nie do końca wykorzystywała jeszcze swój dar, jakim było widzenie w ciemnościach...owszem, widziała więcej niż Ole ale słyszała gorzej niż ona...Wiatr, który wiał potęgował jeszcze całość nieciekawej scenerii... Każda gałąź jaka się poruszyła wraz ze skrzekiem była... niezbyt miła. Do tego jeszcze te martwiejce... Czymkolwiek nie były te istoty, były w krypcie. Krypcie, która była niedaleko.

Ole i Suir widzieliby dokładnie to samo. Suir by widział...Ole by słyszała. Każdy minstrel musi mieć doskonały słuch, przydaje się to nie tylko w muzyce i uzdolnieniach muzycznych ale i w terenie. Idąc ciemnym lasem na przykład albo skradając się po ogromnym pomieszczeniu wiadomym jest, że to czego nie widać to czuć albo słychać...


Wejście do krypty było między drzewami, obok krzaków jakiejś rośliny, chyba malin...
Na dole panowała bezgraniczna ciemność. Nieprzebrana...i czuć było śmierć, jej odór i jej zgniliznę, gdzieś dalej...rysował się kształt...Rozszarpany...jakby...jakby zwłoki mężczyzny...a z góry doszły odgłosy... Otoczona? Dałaś się podejść?
Nie to była Ole i Suir...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 29-12-2011, 16:02   #48
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Popatrzyłam tylko w tył, za siebie. Suir szedł z Ole… Z OLE! Westchnęłam mocno czując tylko jak…wzbiera we mnie złość… Powinien być tutaj, ze mną, a nie z nią! Prychnęłam z pogardą i odwróciłam się idąc na przód, celowo stawiając duże, szybkie kroki. A niech zostaną w tyle, niech sobie z nią idzie… niech się obściskują nawet! Mnie to nie obchodzi!... I NIE JESTEM ZAZDROSNA! Pff, żeby jeszcze było o kogo! Przecież nigdy nawet nie byliśmy przyjaciółmi... To pacan i tyle.
Mimo hartu ducha nie udało mi się jednak dojść daleko, już po chwili dotarłam do rozwidlenia dróg, jedna prowadziła prosto, a pozostałe dwie na boki, po środku zaś leżało…ciało…mężczyzny… Podeszłam bliżej oglądając go. Był rozszarpany, musiało go coś zaatakować, nawet mieszek był rozdarty, a monety poniewierały się naokoło. Zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie i oglądać ekwipunek chcąc uzyskać odpowiedź na pytanie kim był ów wiedźmin, jednak… okazało się, że...mieliśmy do czynienia ze szlachcicem! Szarfa bogato zdobiona jak i bronie… to wszystko musiało być warte majątek, westchnęłam cicho podnosząc się z klęczek, popatrzyłam na Suira pytająco. Później zajmiemy się nieszczęśnikiem, później, teraz trzeba oczyścić kryptę. Ruszyłam do korytarza prowadzącego w lewo
- A ciało? – syknął czarodziej
- Jeśli chcesz możesz je wynieść teraz - odwróciłam się do niego przekrzywiając głowę, nie szeptałam, mówiłam normalnym głosem - Ale może najpierw pomóż Ole... - uśmiechnęłam się do niego złośliwie - Albo poprowadź ją za rękę – patrząc na nich czułam dziwny ucisk w żołądku. Jak to możliwe, by oni razem…
- W sumie to prawda, ona nic nie widzi w tych ciemnościach - zgodził się nie rozumiejąc widocznie o co mi chodzi…albo nie chciał rozumieć. Miłość jest ślepa…
- No tak, nie wiem czy jest sens, żeby szła dalej - podrapałam się w głowę myśląc - Może niech zajmie się lepiej ciałem, bo w razie walki może mieć kłopoty. No chyba, że masz lepszy pomysł – popatrzyłam znowu na Suira próbując jakoś opanować gotującą się we mnie złość
- Nie ten pomysł, zły nie jest...- stwierdził tylko i westchnął, zamyślony - Dobrze, Ole, weź to ciało i je pochowaj – odezwał się, a ja sama miałam ochotę zacząć walić głową w ścianę
„Kotku, uprzątnij z łaski swojej trupa, by nie zawadzał i nie śmierdział” wywróciłam oczami
- Sprawdź jeszcze raz czy nie ma przy sobie czegoś, co świadczyłoby o jego pochodzeniu. Pochowaj razem z nim broń...ale szarfę może zostaw? - zmarszczyłam brwi myśląc - Zostaw szarfę albo jeden z mieczy, może ktoś pozna po nich kim mógł być, gdy popytamy...aha! I zbierz pieniądze
- Albo uzna, że jesteśmy tymi co go usiekli... Ale na pewno dowiemy się kim jest szlachcic - zgodził się czarodziej pogłębiając tylko moją furię. Po chwili zostaliśmy sami - Co dalej?- zapytał
Zmierzyłam go powoli, otworzyłam usta, aby wydobyć z nich dźwięk, aż świerzbiło, by rzucić mu „Dlaczego nie biegniesz za swoją ukochaną matole?”
- Co dalej... - popatrzyłam na rozwidlenie dróg i westchnęłam - No najpierw to się trzeba zastanowić dlaczego nie idziesz za nią, może się zgubić - popatrzyłam znacząco ubierając w nieco grzeczniejsze słowa to, co zamierzałam powiedzieć. Dlaczego tak okropnie denerwowało mnie zainteresowanie jakim ją obdarzał?
- Bo wyjście jest tam - wskazał za siebie - więc też i nie ma problemu żeby trafić...- zdziwił się - Raczej się nie zgubi...
Westchnęłam ciężko, co za brak domyślności… czy wszyscy czarodzieje to idioci i matoły permanentne?
- Może i nie, ale zostalibyście saaaaamiiiii - popatrzyłam z ukosa zaciskając dyskretnie pięści w kieszeniach spodni - Trup, zbieranie pieniędzy, spotykające się dłonie na zimnej posadzce i takie tam romantyczne bzdety - ruszyłam w lewo zostawiając go w tyle
Nie mogłam powstrzymać się przed częstowaniem go złośliwościami. Z jednej strony...przecież to naturalna kolej rzeczy, jest w takim wieku, że może… NIE CHOLERA, NIE MOŻE!
- Też tak zawsze powtarzam, nie ma nic bardziej romantycznego, niż spotkanie dwojga kochanków podczas pełni księżyca przy grzebaniu trupa - zaśmiał się widocznie wciąż nie rozumiejąc i ruszył za mną- Ale nie, jednak ja podziękuję, za takie atrakcje...
- Tak? Dziwne - prychnęłam i odwróciłam się na chwilę nasłuchując, niepokoił mnie ten spokój w krypcie, podobno, pełnej potworów
- No cóż – wyglądał na zaskoczonego - Każdy ma inne wizje romantycznych bzdetów, no ale ja nie mam takich przy trupach – podążał za mną jak cień niechciany i denerwujący samą swoją obecnością
- Rozumiem, wolałbyś kolację przy świecach - zaśmiałam się trochę złośliwie - Tak, czemu nie, przecież pokoje w karczmie są, świece też, jedzenie... - wzruszyłam ramionami z każdą chwilą bardziej zła. Jasne, zaproś ją do siebie a później śpiewaj jej te żałosne elfie poemaciki…razem sobie śpiewajcie… brnęłam przed siebie patrząc na kamienne płyty podłogi.
Było cicho. Zupełnie, tylko wystraszone nietoperze wyleciały gdzieś w kierunku wyjścia. Suir nie skomentował tego ani się nie odezwał, choć miałam nadzieję na jakąś jego ripostę. Wciąż czekałam na jakiekolwiek słówko, które pokazałoby, że on jednak…tylko dlaczego tak tego chciałam?...Nie doczekałam się jednak. Przystanął tylko
- Słyszysz? - szepnął
- Coś tam musi być, inaczej ta hałastra by nie wyleciała - przystanęłam gwałtownie - Trzymaj się daleko ode mnie - popatrzyłam gotowa zdławić wszelkie objawy buntu i na palcach podbiegłam dalej wzdłuż korytarza
Nim zdążył zareagować sama byłam już niemal na końcu. Miałam się właśnie odwrócić, wzruszyć ramionami i stwierdzić, że nic tu nie ma, gdy...nastąpił głuchy łomot, cegły wyleciały wraz z kurzem, tak starym, że pamiętał chyba początek świata, strop się lekko osunął, przysypując częściowo przejście. Gravier zaryczał.
- Chyba kogoś obudziliśmy - powiedziałam z pewnym uśmiechem. Może to nie strzyga, ale też dobry przeciwnik. Phi, jeśli myśli, że ma jakiekolwiek szanse to... - Dzień dobry - wysunęłam powoli z pochwy miecz napawając się jego metalicznym brzmieniem. Teraz wreszcie mogłam przetestować swoje umiejętności i sprawdzić ile dało mi szkolenie. Tak, zdecydowanie na tę właśnie chwilę czekałam przez kilka ostatnich lat!
Przestępując z nogi na nogę obserwowałam przeciwnika, wypatrując odpowiedniego momentu do ataku, gdy wreszcie do moich uszu dotarło ryczenie zniecierpliwionego potwora, zobaczyłam tylko, że ruszył na mnie, wściekły, głodny, spragniony krwi i złakniony ludzkiego mięsa. Warczenie powtórzyło się, gdy był w połowie dystansu dzielącego nas, ale tym razem nie był to okrzyk złości, lecz raczej…bólu… Poczułam swąd spalenizny i zobaczyłam tylko płomienie w dłoni czarodzieja. Furia, którą perspektywa walki nieco ugasiła zaczynała wzbierać do niebezpiecznych rozmiarów
- Suir, do cholery - warknęłam - Jaka była umowa? - cięłam potwora srebrem - Nie mieszaj się, Ole tego tak czy inaczej nie widzi– nie mogłam powstrzymać się, żeby nie wbić mu kolejnej złośliwej szpilki. To mój pierwszy potwór, czy ktoś go prosił o wpychanie się do walki z buciorami?
- To nie będzie najwyżej poematu o wielkiej bitwie! - powiedział i zaczął inkantację kolejnego zaklęcia.
Nie miałam sił z nim dyskutować, wzięłam tylko głęboki oddech by pokonać chęć przybicia go do ściany i natarłam na potwora, ale…czy to z nerwów, czy z faktu, że przeciwnik był niezwykle zwinny… miecz przeorał jedynie powietrze. Bydlę błyskawicznie odskoczyło na półtora kroku w tył i w prawo na milimetry unikając ostrza
- Nie będzie najwyżej poematu... - wymruczałam wściekła. Czy wszyscy bogowie zmówili się dziś przeciwko mnie? Zaatakowałam znowu wkładając w ruch ostrza przecinającego powietrze całą irytację jaką w sobie miałam....i trafiłam, piękne cięcie, idealne. Miecz wszedł głęboko, bardzo głęboko, rozcinał poszczególne kości tak jak i mięso oraz skórę...dodając oparzenia od srebra. Widziałam, jak osuwa się na ziemię, bardzo nienaturalnie...sztywno...był...sparaliżowany!
Zamknęłam oczy zaciskając dłoń mocno na rękojeści, głęboko oddychając. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech…Wściekła wbiłam ostrze prosto między oczy sparaliżowanego potwora, wyciągnęłam go podbijając lekko do góry szarpnięciem i wycierając o truchło schowałam. Dokładnie wybiłam kilka kłów swojej pierwszej zdobyczy, a później zamaszystym ruchem podeszłam do Suira
- Po co go sparaliżowałeś? - zapytałam przesłodkim głosem - Nie poradziłabym sobie, co? - wbiłam mu palec mocno w pierś wkładając w to całą frustrację. Dlaczego on zawsze musi przeszkadzać?!
- Ała- westchnął zaskoczony i chyba oburzony- A co ty taka bojowa? Przecież nieomal staranował nas kamulcami, które wyleciały ze ściany! A później zręcznie uniknął Twojego miecza, miałem patrzeć jak to bydle zarzyna Ciebie?
ZARZYNA?! MNIE?! Tego było już za wiele!
- Dałabym mu radę bez TWOJEJ...nazwijmy to... pomocy- podeszłam jeszcze o krok nie cofając palca - Rozumiesz to czy NIE? - sączyłam przez zęby - Zresztą... - odwróciłam się idąc dalej korytarzem, mijając ciało. Oby jak najdalej od tego bufona. Za jakie grzechy muszę się z nim męczyć?!
- Wiesz, kiedy giną najczęściej wiedźmini? Właśnie na takich swoich pierwszych wyprawach! Widziałaś swoją minę? Nie! Zaskoczył Ciebie! - powiedział zły, lecz mimo to, po chwili wahania ruszył za mną. Spróbowałam się jednak wyłączyć, nie zwracać na niego uwagi, wsłuchać się jedynie w narastające skrobanie gdzieś…w ścianach?... w oddali?
- Mówisz, jakby Cię to w jakimkolwiek stopniu obchodziło – stwierdziłam cicho - I nie zaskoczył. Ja wiedziałam, że on tam jest tylko nie dałam po sobie poznać! Tak jak teraz wiem, że jest ich więcej. Słyszę to! – prychnęłam starając się nie tracić pewności siebie
- A rób jak chcesz! Jeśli uważasz, że dasz radę z tym co jest przed nami, a wątpię - powiedział z hartem - Przynajmniej sama nie poradzisz sobie! - prychnął i strzepnął dłonie jakby miał w nich wodę
- Idź stąd - odwróciłam się gwałtownie - Idź i daj mi spokój, nie pozwolę się obrażać ty...ty...ty... - skrzywiłam się - Idź książulku... - skrzyżowałam ręce z triumfem - Myślałam, że można Ci zaufać - westchnęłam ciężko idąc dalej zamaszystymi krokami
- Pozdrów cmentara ode mnie i fledera! - powiedział wściekły - I powiedz tylko czy tablica pamiątkowa może być i co powiedzieć Geraltowi? "Byłam dumna i zadufana w sobie i teraz gryzę glebę?" Może być?
Wykonałam trzęsącymi się z furii dłońmi gest dojenia gigantycznej krowy zaciskając pięści to znowu rozczapierzając palce, próbując się opanować by go nie udusić tak, jak stał
- Zostaw...do cholery... Geralta.. on...nie ma... nic...wspólnego z tym...że jesteś dupkiem... - wysączyłam z zacięciem - I na tablicy napisz "Nienawidziła go aż po grób". Tak, właśnie CIEBIE! – warknęłam
- Dobrze! - rozsiadł się na kamieniach - To idź, no śmiało! Idź i walcz, pokaż co potrafisz! No dalej! - był wściekły tak, jak ja - No zrób mi tę przyjemność i idź tam, ciekawy jestem jak sobie poradzisz!
- Tak?...TAK? DOBRA! - warknęłam - Dobra, już idę, poradzę sobie z pewnością lepiej niż z Tobą, tylko nie myśl, że jak coś na Ciebie wyskoczy tutaj to wrócę ratować - odrzuciłam dumna grzywkę - Poznać Pana było prawdziwą NIEprzyjemnością - wyciągnęłam rękę ściskając jego dłoń, potrząsając nią energicznie - Oczywiście powiem Ole, że się Pan ślinił na jej widok i wiązał z nią wielkie plany na przyszłość
- Tak... - potrząsał także - Przekażę Geraltowi, że wybitnie nie ułożyła się per se wychowaniem Pani i dodatkowo powiem Vesemirowi, iż supra vires było to zadanie. Tak, nie inaczej ratować damy z opresji nie będę bo dam zabrakło - pokiwał głową
- Nie ma dam? Dam nie ma powiadasz Panie? - obruszyłam się wciąż poruszając rytmicznie uściśniętymi dłońmi w górę i w dół - Błędny rycerz się cholera znalazł - prychnęłam - Dobrze, że jesteśmy w podziemiach to przynajmniej mogłeś spokojnie użyć zaklęcia ognistej kuli, bo nie dość, że innego nie potrafisz to mogłeś się nie martwić, że coś podpalisz - uśmiechnęłam się z triumfem - No ale książę wielki i Panie nasz, rycerzu błędny jakże mogłeś lubą w opałach zostawić? Toż to hańba sromotna!
- Chałturą dzisiaj nazwać mogę te Pani wybryki, godne chamstwa - powiedział, sącząc przez zęby słowa- Fidem nostram rycerzy jest dam bronić, owszem, luba jesteś, lecz fumus wielki i nie ma prudentiam u Ciebie Pani. Hajdawery rozsznurować może każdy... Tylko czy po tym się chwalić czym jest. Bo w samotnej wyprawie nie będzie - pokiwał głową - Duma Cię zżera, wyższość... nec Hercules contra plures. Aczkolwiek pewien jestem, iż salwatorem się okażę.
- Gadaj po ludzku człowieku, bo ten bełkot... - postukałam się w czoło i nagle zamarłam w połowie gestu - Co ty...powiedziałeś? - zapytałam powoli opuszczając dłoń, przestając nią potrząsać - Coś ty powiedział? – przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam czy się przesłyszałam, czy on się przejęzyczył… a może… nie, to niemożliwe!
-Ech...nic, co byś Pani zrozumiała, bo tyś wojowniczka. Nie znasz mowy starszej jak widzę w takim stopniu, ażeby dysputy prowadzić. Niemniej – westchnął - Nic nie powiedziałem –ale uśmiechu triumfu na jego twarzy nie dało się pomylić z niczym innym
- Nie o to mi chodzi... - patrzyłam z wielkimi oczami, przekrzywiłam głowę - Obawiam się, że ja właśnie... zrozumiałam... chyba... - zniżałam głos - Chyba...ja... - wciągnęłam powietrze nie wiedząc jak wyjaśnić mi, że nie o język a o treść…mi chodzi…
-Tak? - zapytał zaskoczony i zbity z tropu - Ja...tego..no... – zmieszał się wyraźnie
- Czy ty...powiedziałeś... że... - puściłam jego dłoń wyślizgując z mocnego uścisku - Że ty... ja... - schowałam ją do kieszeni zmieszana - Że ja... no to... ten... - westchnęłam i odwróciłam się szybko idąc dalej. Wygłupiłam się jedynie, przecież on niczego takiego powiedzieć nie mógł! Ja luba? Ale…czy nie właśnie na coś takiego czekałam? Czy nie… Nie, z pewnością miał na myśli Ole…
- Nie...nie...ja... Chodźmy... - ruszył za mną nie mówiąc nic więcej
Szliśmy dalej ciemnym, wilgotnym korytarzem… Dotarliśmy wreszcie do dość dużego pomieszczenia, a choć było puste to medalion niepokojąco wirował, a cisza bębniła w uszach
- Jeśli nie to... co? - syknęłam podenerwowana, nagle zaczęło mi przeszkadzać jego towarzystwo, nie mogłam się skupić, ale z drugiej strony… Chciałam być pewna co takiego miał na myśli mówiąc, że ja… jestem… że ja… - Bo to... - westchnęłam próbując nasłuchiwać, ale mlaskanie jego butów i oddech wydawały się nienaturalnie głośne w ciszy a jego ciepło… ciepło…
Wtedy nagle coś się poruszyło bezszelestnie. Nienaturalnie. Mogłam wychwycić ruch kątem oka, ale gdy tam spojrzałam, nie zobaczyłam niczego. Było pusto...
Powoli cofnęłam się wpadając na Suira
- Plecami...plecami się odwróć - wywróciłam oczami, co za brak domyślności... Stanęliśmy tyłem do siebie, rozglądałam się powoli, spokojnie, może tylko źle go zrozumiałam. Dlaczego do cholery to mnie tak męczy?! Ale nie zmieniało faktu, że coś próbuje nas podejść. Próbowałam bardziej polegać na słuchu niż wzroku i wtedy właśnie… usłyszałam coś dziwnego… syk? Warkot? Cokolwiek to było, było już za późno! Nagle jakaś kobieta, piękna, skąpo ubrana rzuciła się na nas z sufitu. Spadła jak kamień powalając z zaskoczeniem na ziemię. Wyćwiczonym, sprężystym ruchem wróciłam do pionu, a pierwsze, co zobaczyłam… Upiór przywarł do Suira przygwożdżając go do ziemi, utrzymując szamoczącego się w silnym uścisku
- Bruxa…- szepnęłam szukając szybko w myślach sposobu by mu pomóc, próbując przypomnieć sobie wszystko, co wiedziałam…a wiedziałam wiele…kiedyś…nim strach o niego opanował umysł… strach? O niego? Przecież go nie znoszę! Ale tylko ja mam prawo go gnębić! Nie czekając ani chwili zrzuciłam ją z niego siarczystym kopniakiem. Odleciała w tył, ale nim dotknęła podłogi, zdążyłam przeżegnać ją dodatkowo mieczem zostawiając piękny, spalony ślad na jej ciele. Zauważyłam nagły grymas bólu, wielki, ogromny, który wykwitł na jej twarzy...a Suir wstał. Nie zdążył powiedzieć dziękuję...gdy strzelił kulą ognia...w coś co było po lewej, czego nie widziałam wcześniej, a zauważyłam tylko wysilając wzrok… Cmentar… pięknie…
- Bierz tamtego! - zawołałam - I staraj się trzymać na odległość – w międzyczasie złożyłam palce w znak Igni celując w Bruxę, która… okazała się niebywale szybka. Byłam pewna, że trafiłam, lecz płomienie ledwie ją liznęły. Słyszałam głos Suira wymawiającego zaklęcia, jednak nie miałam nawet czasu by sprawdzić jak mu idzie. Próbując korzystać z dobrej passy po znaku zakręciłam ostrzem i wykonałam szybkie cięcie, ona zaś zręcznie uciekła piruetem, stając obok i błyskawicznie rozszarpując pazurami moją zbroję na plecach. Poczułam nagłe pieczenie i przeszywający ból, a później coś ciepłego…krew…
- Argh... - mruknęłam, ale powstrzymując chęć sięgnięcia dłonią do rany obróciłam się również piruetem i doskoczyłam do niej robiąc wyćwiczoną do perfekcji zmyłkę, wykonując zamach od ramienia i tnąc w brzuch
Godziny powtarzania wszystkiego na treningach w Kaer przydały się wreszcie do czegoś, bruxa dała się nabrać i próbując uniknąć fałszywego ciosu sama nastawiła się do ostrza, które zagłębiło się w jej trzewia. Zachwiała się i w posoce upadła na kolana i dalej, trzymając się za brzuch, na twarz w kałużę własnej krwi.
Suir spopielił w tym czasie cmentara, odetchnęłam głęboko widząc, że oba potwory są martwe.
- Chyba...poszło nieźle... - powiedziałam cicho i dopiero gdy odłożyłam miecz do pochwy sięgnęłam do pleców. Nie uśmiechało mi się brnięcie dalej z raną, ale co zrobić... Wybiłam bruxie kilka kłów - Ruszajmy dalej... – szepnęłam patrząc na bezwładne truchło
- Dalej nie ma dokąd, chyba, że tamte korytarze, ale w tym stanie… - westchnął - Pokaż...uła! – skrzywił się- Będzie blizna, jak nic
- Tak źle to wygląda? - spytałam i westchnęłam - Blizna to nieodzowny element ekwipunku w mojej profesji - zaśmiałam się cicho - A ty? - odwróciłam się tylko w połowie patrząc na niego - Cały? - uśmiechnęłam się delikatnie
- Cały - przytaknął i odpowiedział również uśmiechem - Dzięki za uratowanie od bruxy...no...tego to się nawet nie spodziewałem, żeby z sufitu - pokręcił głową - Jak widzisz...tutaj...no...nie jest bezpiecznie - odchrząknął
- Nie jest - westchnęłam poruszając ramionami, uniosłam ręce i wydałam z siebie tylko zduszony jęk - Nie wiem czy dam radę walczyć gdyby przyszło się bawić z kolejną bruxą... Może wrócimy tu jutro?
- Lepiej tak... - przytaknął cicho i westchnął - Lepiej wróćmy tutaj jutro.
Skinęłam głową ruszając w drogę powrotną, ostatni raz omiatając przeciwników spojrzeniem
- Wiesz, jednak... - chrząknęłam - Dziękuję, że nie... - chrząknęłam znowu - że byłeś tutaj ze mną i nie zostawiłeś i...i... no, bo...sam jednak byś sobie nie poradził - dodałam hardo, choć obydwoje doskonale wiedzieliśmy co miałam na myśli
- To prawda - powiedział szczerze, bez cienia sarkazmu czy wyższości - Wchodząc tutaj samemu, cóż...nie wyszedłbym już stąd, jak tamten szlachcic...
Uśmiechnęłam się znowu delikatnie, ledwo co i popatrzyłam dyskretnie w bok, na niego. Westchnęłam cicho, prawie niedosłyszalnie. A w głowie odezwał się natrętny głosik: „Bardzo, bardzo mocno. Jak nikogo na świecie Suir… Tak bardzo, bardzo mocno Cię…”. Chrząknęłam do swoich myśli. Nienawidzę oczywiście... Nienawidzę...bo cóż innego?
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 31-12-2011, 16:14   #49
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Ole miała wrażenie jak by trafiła na parę podlotków. Wiedźminka wściekała się najwyraźniej z powodu jej tu obecności. Dobra, dała się tu zaciągnąć czarodziejowi, ale miała ku temu poważne powody. Teraz zaczynała już poważnie tego żałować.
Z niechęcią złapała trupa za nogi i z niemałym wysiłkiem zaczęła go ciągnąc do wyjścia. Co ta dziewczyna widzi w tym niedorobionym magu? Nawet to, to przystojne nie jest i widać że łamaga. Zdecydowanie nie w jej typie. No ale jeśli chodzi o gusta to jak powiedziała wielki filozof: nie dyskutuje się o nich.
Z jaskini pojawił się nikły blask, a zaraz potem krzyki. Ole rzuciła na ziemię sakiewkę nieboszczyka i skoczyła ku wejściu z dwoma sztyletami w dłoniach. Szkoda tylko że zaoszczędziła sobie na srebrnej emalii, teraz głupa ozdoba był się przydał jak nic.
Stała i nasłuchiwała... zaraz... czy oni się... kłócą? Słuch bardka miała nawet bardziej niż dobry i mimo echa zdołała wyłapać sens rozmowy prowadzonej w oddali. Kłucili się i to jak stare małżeństwo. Oj, jeśli wyjdą z tej jaskini ona już zadba by z tej kłótni coś wyszło. Żal by dziewczyna nie skorzystała gdy chłop chętny. Zwłaszcza, że najraźniej prawiczek. Ole zachichotała bezgłośnie. Będzie się dziś bawić w swatkę.
Rozmowa nagle się urwała. Zbyt nagle. Ona sama niewiele widziała bez światła, ale są kości i jest trup w ubraniu. Szybko i bezceremonialne obcięła kawał koszuli matowego szlachcica robiąc sobie pochodnie. Dobrze że sakiewki z krzesiwem nie zostawiła w gospodzie.
Teraz mając w ręku słabo palącą się pochodnię weszła do tunelu. Nie dowarzyła się wejść na tyle daleko by nie mieć za plecami otwartego wyjścia. Owszem lubiła przygody, ale lubiła też swoje życie.
- Psia jucha... - mruknęła i zawołała. - Mideave? Suir?
Robiła kolejne ostrożne kroki zastanawiając się jak głupio robi. Ale chodziło tu przecież o nią, o wiedźminkę. Musiała widzieć czy wszytko z nią w porządku. To był prawdziwy powód dla jakiego poszła z czarodziejem. Od nie należy przecież wiele, z tym dalsza przyszłość bardki. Ale Midaeve się o tym nie dowie. Ani teraz ani późnej.
- Mideave! - zawołała jeszcze kilkakrotnie.
 
__________________
Poradnia Psychologiczna Łopata - zakopiemy każdy dołek

Ostatnio edytowane przez Cothrom : 02-01-2012 o 15:52.
Cothrom jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172