lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Kejsi2 17-11-2012 10:26

Wyjątkowo paskudna wsza zaatakowała z tzw nienacka. Kiti nie dała się zastraszyć gdyż właśnie doznała błogosławieństwa Bieli i jej odwaga oraz limit break podniosły się o 350%. Żadna wsza stojąca na ścieżce Bieli nie mogła być dla niej przeszkodą! Wsza uważała inaczej. Ostrza wkurzonej wszy nie życzącej sobie wizyt wilków w gnieździe minęły grzbiet białej wilczycy o milimetry. Kiti miała wtedy szanse w tempie błyskawicznym stać się białym dywanikiem. Na krawędziach ostrza wszy na ostrzu wszy zostały ścięte białe włosy, a Kiti przykulona do ziemi odskoczyła i rzuciła się do ucieczki. Nie chciała walczyć, zresztą zadaniem kleryka nie była walka.

Nie oglądając się za siebie biegłą na przód po świetlistej ścieżce. Nikt i nic nie mogło jej teraz zatrzymać! Nic, nic, nic! Była jak natchniony pisarz, jak poeta który zaczyna sypać wierszami bez opamiętania. Nie wiedziała nawet jak i kiedy pokonała zawiłości tuneli wszy i wydostała się na powierzchnię. Wyszła w zupełnie innym miejscu niż weszła do tunelu hangaru, ale była na powierzchni i na świetlistej ścieżce. Więc musiała być w dobrym miejscu! Z miną ‘dawajcie tu tę meduzę’! bojowo rozglądała się wokół. Nic i nikt nie mógł jej teraz powstrzymać! Świetlista ścieżka na powierzchni przemieniała się w szlak świetlistego pyłu unoszący się nad ziemią. Zaczęła podążać nim z uniesioną głową, nastroszona i pewna siebie, pokazując otoczeniu że niczego się teraz nie boi. Nic i nikt nie mógł jej zatrzymać! Zniszczenia po wizycie meduzy były bardzo wyraźne ale samej meduzy nie było. Nie wisiała nawet nad miastem, wyniosła się gdzieś i Kiti była pewna że demon wziął po co przyszedł zwyczajnie się wyniósł na swoje. Coraz bardziej martwiła się o Diritha ale póki szła świetlistą ścieżką wiedziała że jest na dobrym szlaku i jest nadzieja. Świetlisty szlak zaprowadził ją pod częściowo zburzony budynek. Z daleka już zauważyła grupkę ludzi zebranych pod budynkiem. Odniosła wrażenie, że ludzie nie widzą świetlistej ścieżki ponieważ zupełnie ją ignorowali a dla motłochu świetlisty pył unoszący się w powietrzu powinien być raczej podejrzany. Ścieżka urywała się w pod budynkiem, w grupce ludzi. Kiti z daleka już zauważyła dlaczego ludzie się tu zebrali i na co się gapili. W centrum grupki leżał drow. Leżał i się nie poruszał. Taki stan zdarzał się ostatnio Dirithowi dość często i drow wyjątkowo dobrze przechodził rekonwalescencję, jednak wilczyca była bardzo zaniepokojona. Drow był poturbowany i umazany krwią, był nieprzytomny. Kiti rozpatrzyła wersje wydarzeń, być może Dirith cudem zdołał odpędzić od siebie meduzę ale zapłacił za to wysoką cenę… Być może jednak, jak podpowiadało jej Światło, meduza zwyczajnie upuściła swoją zdobycz czy aż ją wyrzuciła! Może zmienił się w tygrysa i meduza stwierdziła że drowy nie powinny być tak włochate? W każdym razie coś mówiło jej, że upuszczony Dirith rąbnął na zwalony dach budynku ze sporej wysokości a potem na chodnik, świadczyły o tym ślady krwi na dachu. Miała nadzieję że się zbytnio nie połamał, choć nie wyglądało na to.

Lineage 2 by ~NotAlive13 on deviantART


Ludzie otaczający drowa nie byli strażą miejską ani magami, ale najwyraźniej drowy spadające z nieba przykuwały uwagę otoczenia.

Kiedy zaczyna padać drowami to wiedz, że coś się dzieje!

Ludzie z przestrachem ale i obrzydzeniem spoglądali na coś co zostało upuszczone przez demona rujnującego miasto. Nie wykluczone że pójdą w ruch pochodnie i widły. Kiti nie mogła dopuścić żeby wieśniacy i mieszczanie wyżywali się za zburzenie miasta na rannym i nieprzytomnym! Tym bardziej że to przecież było Stado! Powinnością kleryka było je bronić! Nic nie mogło jej powstrzymać! Ponieważ klerycy nie są przystosowani do walki, próbowała szybko obmyślić plan i wpadła na pewien pomysł. Co prawda wyglądała teraz niezbyt jak kleryk Bieli, cała wybrudzona, cuchnąca kanałem, nie biała tylko szara i w błocie, ale nie zamierzała się poddawać. Podbiegła do grupki ludzi i kiedy rozstąpili się nieco na jej widok, skoczyła obok Diritha i krzyknęła głośno;

- Ludzie, nie zbliżajcie się do niego! Ta ofiara, złożona Chaosowi, została odrzucona! Nie zbliżajcie się do niego, sprowadzicie na siebie drowią klątwę i gniew Chaosu! Chaos odmówił przyjęcia tej ofiary! Próbując złożyć tego drowa w ofierze po raz kolejny narazicie się na piekło na ziemi!!! Odejdźcie stąd, nim gniew Chaosu pochłonie to miasto!

Chwilowo udało się jej zapanować nad grupką mieszczan. Póki nie było w okolicy magów ani nikogo mądrego, gadający wilk był sensacją. Mogli się rzucić z widłami i pochodniami w każdej chwili, ale kiedy Kiti przemówiła a oni zwrócili na nią swoją uwagę, stało się coś dziwnego. Nieco pociemniało i na miasto pogrążone w ruinie i ogniu spadł deszcz. Ale nie byle jaki. Delikatny, świetlisty deszcz. Zdawało się, że była to świecąca na biało mżawka, pobłyskująca jakby padało kroplami szkła. W odczuciu deszcz był jak woda, ale krople znikały po zetknięciu z wodą. Gasiły jednak pożary skuteczniej nawet od zwykłego deszczu. Krople spadające na wilczycę i drowa utworzyły wokół nich świetliste poświaty, i tylko wokół nich.

http://www.varbak.com/grafika/zdj%C4...zu-nb15178.jpg

Ludzie w szoku spoglądali w niebo i na wilczycę. Brud z jej futra spływał ciurkiem na ziemię, jak woda po kaczce. Wilczyca znów była biała czy wręcz niemal świeciła się teraz jak wyprana w nowym Visirze. W całym mieście zrobiło się cicho. Kiti postanowiła wykorzystać niewiedzę wieśniaków żeby bezkrwawo wydostać Diritha z osaczenia. Jak widać było na załączonym obrazku (którego teraz zgubiłam) krążyły legendy na temat składania ofiar z drowów Chaosowi i prosty lud wierzył w nie, nie wiedząc jak dalekie są od rzeczywistości. Jedna z legend mówiła że ofiarę składała kapłanka, która przyjeżdżała na miejsce na grzbiecie ogromnego białego wilka. Jeśli ofiara została odrzucona, wilk pożerał ciało drowa, aby zatrzeć ślady nieudanego prezentu i nie rozgniewać Chaosu. Tak się składało że była białym wilkiem.

- Ludzie, sami widzieliście na własne oczy, jak demon odrzucił tę ofiarę i cisnął ją w dół! – przemawiała dalej – Sami widzieliście, jak spadł, porzucony przez meduzę! Ta ofiara została odrzucona. Aby nie rozgniewać Chaosu dalszym jej istnieniem i widokiem, trzeba odprawić rytuał oczyszczenia! Przybyłam tu właśnie w tym celu, na wypadek, gdyby Chaos odrzucił ofiarę! Odstąpcie od niego i pozwólcie mi się tym zająć! Rytuał musi przeprowadzić profesjonalista, aby nie pogorszyć jeszcze sytuacji! Przybyłam tu specjalnie w tym celu więc odstąpcie teraz, dobrzy ludzie! Zabierzcie rodziny w bezpieczne miejsce, z dala od miasta! Pod tym miastem zalęgło się robactwo, które zbudziło się przez gniew Chaosu i może zalać to miasto! Uciekajcie stąd czym prędzej i nie wracajcie póki gniew Chaosu nie zostanie ukojony! Moc niepokonanej Bieli jest ze mną! – wskazała na niebo i świetlisty deszcz. – Wolą Bieli jest aby ta ofiara została oczyszczona! Kiedy najświętsza Biel ochroni jego ziemską powłokę, Chaos przestanie ją dostrzegać i gniewać się za jej istnienie. Nie można go zabić, gdy ciało umrze dusza i tak nie będzie oczyszczona i ześle na nas gniew Mgieł!

Po tych słowach, widząc że ludzi kompletnie zamurował świetlisty deszcz i gadający wilk, rzuciła na Diritha czar leczenia.
- Wy dwaj! – wskazała na dwóch wieśniaków. – Pomóżcie mi go stąd zabrać w odludne miejsce, gdzie przeprowadzę rytuał!

Zażądała żeby zanieśli Diritha na prowizorycznych noszach z wyrwanych drzwi jednego ze zdemolowanych domów. Miała nadzieję że nic sobie nie połamał i sukcesywnie rzucała na nieprzytomnego leczenie, drąc się na wieśniaków żeby ostrożnie wsadzili go na nosze. Kazała go zanieść do jednego z ocalałych budynków, którego mieszkańcy opuścili w popłochu. Świetlisty deszcz i cała magiczna aura bardzo pomagały jej w podporządkowaniu sobie tych przestraszonych ludzi. Chodziło o ratowanie Stada i Diritha, ale zadawała sobie sprawę, że może to być także afera na arenie politycznej, w końcu ofiara naprawdę została odrzucona i kto wie co teraz robi ta fruwająca meduza. Poszuka sobie nowej, czy zrówna to miasta z ziemią bo się obraziła!? Świetlisty deszcz był jednak dobrym znakiem od sił wyższych i Kiti nie traciła wiary. Kazała zanieść Diritha na łóżko i wypędziła wieśniaków z budynku. Miała odprawić niebezpieczny rytuał oczyszczenia i amatorzy musieli się wynieść. Kiti the kleryk przystąpiła tymczasem do pracy. Była spanikowana, nie miała pojęcia co się dzieje z Dirithem, jak bardzo się połamał, ani w jakim stanie jest jego dusza.
„Najświętsze Światło, a jeśli obudzi się opętany!? (jeśli obudzi się martwy, hihi!?). Co wtedy co wtedy co wtedy!? Jak mu odbije, zacznie biegać wokół i siać Chaos!? Znaczy taki bardziej umyślnie bardziej Chaos!? A może jego duszy już dawno nie ma!? Może meduza ją zżarła!?”
Jako kleryka uczoną ją wiele o opętaniach i wszelakich ‘bubach’ i ‘kuku’ jaką mogą zmajstrować demony śmiertelnikom. Śmiertelnikom. Od głosów które każą łamać pudełka księdzem i czytać Harrego Pottera, do całkowitej przemiany w demona czyli przemeblowania duszy. Często było tak że demony obiecują nieśmiertelność naiwnym, przemieniały duszę w twór Chaosu, wykorzystywany potem jako typowy podnóżek czy mięso armatnie, o tak, demony miały wielką frajdę z drwienia z kultystów, i demonologów, udowadniając im, kto tu rządzi i gdzie mogą wsadzić sobie pentagramy. Drowy często chodziły z demonami w różne układy, demony lubiły taką rozrywkę zdaje się. Być może Dirithowi uda się coś utargować. Oby tylko był świadomy z jak niebezpiecznym i nieprzewidywalnym tworem się zadaje! Chaos z reguły wyglądał bardzo sympatycznie, spokojnie, dostojnie i majestatycznie, tak, jak opisywano najczęściej samego Astarotha. Ale pod tą dostojnością spokojem i opanowaniem, czaiły się oczy, które widziały to, co miało się niebawem wydarzyć, myśli, które wiedziały, jak zmusić innych aby postąpili tak a nie inaczej i pamięć, która nigdy nie spała, nigdy nie zapominała. Chaos był zawsze o krok do przodu i wiedział że śmiertelnicy się mylą. Nie ma przeznaczenia, nie ma jednaj drogi, nie działa „jakoś to będzie”. Chaos widzi kłębek nici i wie, jak powiązać je ze sobą, żeby tworzyć siatkę supłów i nitek po których można błądzić z nieskończoność.
„Światło niepokonane, pomóż mi wskazać mu drogę! Pomóż mi sprowadzić go z powrotem! Nie wybierał miejsca w którym się narodził! Nie wybierał tego kim musiał się stać! Nauczono go zabijać, nauczono go że zabijanie da mu to tego potrzebował, życie, bezpieczeństwo, szacunek, nauczono go że wiara w altruizm i walkę dla wspólnego dobra nie ma sensu. On nie potrafi zobaczyć, nie potrafi usłyszeć ani poczuć! Ale pomóż mi walczyć o tę duszę, pomóż mi zabrać ją z Mgieł póki nie jest za późno! Wiem, że nawet w Mgłach są oczy, które widzą Biel. Jeśli nie oczy Diritha, niech one Cię zobaczą. Niech on pomoże mi zabrać go z powrotem!”

Tarja Turunen~ The Archive Of Lost Dreams (lyrics) - YouTube

Almena 25-11-2012 14:38

„No Może to była przesada…” – pomyślał Verion. To samo pomyślał kiedyś, kiedy strzelił z łuku Almanakh, świetlistym promieniem rozwalając pół planu astralnego. Cóż, było zamiatania…

Jedno było pewne, plan się powiódł. Walka nie mogła ujść niezauważona i oczy i uszy Mgieł skirowane były na arene zaciętych zmagań. Mgły zobaczyły i Verion wiedział, że piszczą z zadowolenia, lub przynajmniej uśmiechają się ukradkiem.
- A niech cię Mistress trafi...
Verion nie wytrzymał i choć bardzo się starał, buchnął krótkim śmiechem. Chwila napięcia i oczekiwania, i tak, Mgły również prychnęły śmiechem. Verizon zagryzł wargi z ubawu, pokręcił przecząco głową, patrzac, jak Dirith probował unieruchomić ostrze wbite w jego ciało. Dzika radość lśniła w fioletowych ślepiach Kihary. Był już pewien, że i tym razem się nie pomylił a plan się powiódł. Dirith praktycznie nie miał szans wygrać. Przegrana demona w Mgłach byłaby tak kompromitująca, że aż niewiarygodna. Z drugiej strony równie niewiarygodnym było, iż śmiertelnik który znalazł się w Mgłach z Wolnej Woli nie rzucil się do ucieczki czy na kolana do modlitw, a stanął do walki z demonem, doskonale wiedząc na co się pisze. Nie miał innego wyboru, gdyż jego oczy i jego Wolna Wola nie widziały innego wyboru. Takiej duszy poszukiwał Verion.

Shabranido przyglądał się zaistniałej sytuacji. To kim był Dirith tak naprawdę mało go obchodziło, wszyscy śmiertelnicy wyglądają tak samo pod wieloma względami. Shabranido nie podzielał póki co ambicji Veriona i jego zadowolenia z całej sytuacji. Wydawał się znudzony i poirytowany intruzem w Mgłach. Intruzem, na którego Mgły spojrzały. Drażniły go także szepty Fioletu, ostrzegające przed wizytą o wiele bardziej kłopotliwego gościa.

Żadko się zdarza, aby w Mgłach znalazło się coś, co pozostawiło w planie materialnym żywe wciąż ciało. Jeszcze rzadziej zdarza się, aby ktoś modlił się za tą duszą. Shabranido był poirytowany i miał doskonałą okazję by choć nieco załagodzić swój gniew. Choć demony pozbawione są możliwości doznawania uczuć, i słabo definiują pojęcie bólu, pomijając już że w ogóle go nie rozumieją, wiedza o jednym – zadanie bólu żywej istocie sprawia, że istota ta produkuje pożywny gniew, złość, rozpacz itp. Szczesliwie, dmeony doskonale zdawały sobie sprawę, że pewne istoty produkują o wiele wiecej smacznego Chaosu kiedy są zdrowe, żywe i mogą swoimi czynami siać Chaos. Dirith był jakiś taki… niesmaczny. Shabranido z coraz większym poirytowaniem słuchał szeptu Mgieł i przygladał się rannemu intruzowi. Biel była jak perz w ogrodzie. Jak już wlazła, nieproszona, rozłaziła się niepostrzeżenie wokół i wyplenienie jej było koszmarem. W historiach Wielkich Wojen były oczywiście ataki Bieli i jej wizyty w Mgłach w skali nieporównywalnej do tej. Jeden kleryk modlił się za duszę Diritha. I choć zdawałoby się że jeden kleryk i jego modlitwy w nieksończym oceanie Fioletu to banalnie śmieszny problem, Shabranido był poirytowany. Czy w niemowlęciu, czy w kleryku, czy w Almanakh, Biel była ta sama i malutka, czy w ogromnych ilościach, nadal była upierdliwa jak perz. Mgły nigdy nie ignorowały ewentualnych wizyt Bieli. Mgły nie są jak lekceważący wszystko ludzie, Mgły doskonale wiedzą, przewidują i nimają świaodmośc że lekceważenie przeciwnika nie wchodzi w grę. Shabranido był rozsierdzony. Najchętniej starłby z kart historii wszelkie ślady po tym czymś, po tym rannym drowie. Problem polegał na tym, że Mgły go zauważyły i patrzyły teraz na niego. Trudno jest wyrzucić zabawkę, kiedy dziecko na nią patrzy z umiłowaniem. Gdyby dusza została zniszczona lub przemieniona w demona, Światło przestałoby ją widzieć i poszłoby sobie. Ale cholerny drow żył, a Mgły szeptały ostrzegawczo, że zniszczenie go pozbawi Mgły całej masy smacznego i przyjemnego do oglądania Chaosu. Nie dość, że żył, to jeszcze próbował zablokować ostrze, jakby nie przyjmował do wiadomości, że powinien taktownie zniknąć z kart historii. To, że momentami naprawdę udawało mu się zablokować ostrze, wprawiało Mgly w niesamowity ubaw. Shabranido omal nie pękł z gniewu. Verion chichotał pod nosem niemal jak psychopata. Mgły szemrały i mało brakowało, aby zaczęły ocierać się o drowa i owijać się wokół niego nczym ciepły i kojący kocyk.
- Zabiorę go stąd – odewał się lekkodusznie uśmiehcniety Verion, jakby doskonale wiedząc, że irytacja Shabranido ma się nijak do chichotów Mgieł.
Wyrzucenie tego czegoś z planu Mgieł uspokoi także Biel. Shabranido pomimo frustracji zamknął oczy i odszedł. Ułożył się do cichej drzemki w otchłaniach Fioletu. W Mgłach zrobiło się cicho.

* * *
Kiti;
Na szczęście opanowałaś sytuację i nie doszło do tego, o czym mówią legendy.

Chronicles of Arcea page 2 by *Vyrhelle-VyrL on deviantART

Pewien elf powiedział kiedyś; jeśli chcesz sprawdzić czy podróżujący z tobą drowi zabójca ufa tobie i jest godny zaufania, spróbuj go związać kiedy będziecie sam na sam. Jeśli drow nie pozwoli ci związać nawet jego rąk, możesz mieć w 95% pewność, że zginiesz tej nocy. Jeśli drow pozwoli ci związać jedynie jego ręce, wiedz, że drow ci ufa. Jeśli drow pozwoli, abyś związał mu ręce, nogi, przywiązał go do czegoś, i w żaden sposób ie protestuje wiedz, że podkradł ci melisę i jest najarany w belę...
Stan Diritha można ocenić jako stabilny. Wszystko wskazuje na to, że drow za moment się ocknie.

Dirith; Ocknąłeś się z bólem i zawrotami głowy. Miałeś mdłości i bolał cię brzuch i żebra. Albo popiłeś albo, co bardziej prawdopodobne, była jakaś jatka. Powoli przypominałeś sobie kanały i atak meduzy. Coraz bardziej oczywistym stawało się, że dopadła cię i musiała wymiętosić. Co było potem, nie miałeś pojęcia, ale najwyraźniej musiałeś zdołać się jej wyrwać, gdyż nadal żyłeś. Kiedy otworzyłeś oczy zobaczyłeś znajomego białego wilka, popiskującego i radośnie wymachującego ogonem. Musiał cię uleczyć, miałeś na ubraniu i dłoniach zaschniętą krew, ale nie czułeś bólu ani nie miałeś otwartych ran. Kiedy pozbierałeś myśli, bez większych problemów wstałeś. Nadal byliście w mieście, w czyjejś opuszczonej chacie obecnie. Byliście sami, a na zewnątrz było cicho w porównaniu z tym co działo się ostatnio. Kiedy wyjrzałeś na ulice przez okno, padał deszcz. Pożary w mieście gasły a ulice były zupełnie opustoszałe, jakby całe miasto wymarło. Musiałeś znów dostać się na zamek, choć wydawało się że tym razem pójdzie o wiele łatwiej, skoro ulice były zupełnie puste. O dziwo wsiąkła gdzieś również straż i magowie. Pojawiło się za to coś innego. Usłyszałeś wyraźnie jak nadchodzi coś ciężkiego i po chwili zobaczyłeś, jak ulicą spaceruje sobie jeden z golemów Silverstinga. Po prostu lazł przed siebie, rozglądając się powoli i głupkowato, jakby bez celu. W uliczce obok spacerował sobie drugi. Nie zachowywały się w żaden sposób agresywnie, po prostu sobie łaziły…

eTo 02-12-2012 04:42

Ditith nie miał pojęcia co było śmiesznego w jego sytuacji. Może Verion wygrał właśnie jakiś zakład? Kto wie, ale najwyraźniej był to całkiem niezły zakład, skoro nawet i mgły zdawały się zadowolone podczas gdy jego przeciwnik przyglądał się mu z wyraźną irytacją.
Chwilę potem wszystko pociemniało.

***

Kiedy odzyskał przytomność miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Wszystkie znaki jakie odczuwał świadczyły o tym, że właśnie dochodzi do siebie po całkiem konkretnej libacji. Dodatkowo ból żeber i twarzy mówił, że prawdopodobnie była to na prawdę dobra impreza.
Dopiero kiedy otworzył oczy i zobaczył piszczącego wilka energicznie zamiatającego ogonem nie wiadomo co nakłoniły go do sięgnięcia pamięciom co tak właściwie się wydarzyło przed chwilą... lub ostatnio kiedy był przytomny. Przypomniał sobie jak próbował uniknąć ataku meduzy skacząc w głąb robaczych tuneli i jak mimo wszystko został pochwycony. Co był dalej nie miał pojęcia, jednak cokolwiek się wydarzyło musiało mieć wiele wspólnego z jego aktualnie kiepskim stanem. Ale przynajmniej nie był w niewoli, więc najprawdopodobniej jakoś sobie z tą meduzą poradził. Pytanie tylko czy na stałe?
Wstając zaczął się zastanawiać jak długo był nieprzytomny. Sądząc po tym jak bardzo piszczał, tudzież piszczała Wilczyca mógł wywnioskować, że nie była wyprowadzana spory kawał czasu. A to mogło świadczyć o tym jak długo był nieprzytomny. Nie było to Dirithowi na rękę, gdyż w czasie jego nieobecności straż mogła zacząć się organizować, co utrudniłoby mu jego dalsze działania.
- A Ty co? Pęcherz Cię boli czy co? - rzucił do wilczycy kiedy podchodził do okna aby ocenić sytuację na zewnątrz.
Miasto o dziwo zdawało się na jeszcze bardziej opustoszałe niż wcześniej. Zatem możliwe, że nie był nieprzytomny tak długo jak przypuszczał. Czemu więc Wilka tak piszczał? Kto wie. Ważniejsze teraz było dla Diritha dostanie się na zamek. Wcześniej jednak sprawdził czy nadał wszystko ma. Sztylet, Tysiąc Ostrzy i medalion, przez który skończył w kolonii tego dziwnego robactwa z kanałów i dalej w macce meduzy. Dłuższą chwilę przyjrzał się też golemom zastanawiając się co robią. Kiedy doszedł do wniosku, że nadal łażą bez wyraźniejszego celu tak jak po magazynie Silverstinga skierował uwagę na niebo. Na szczęście nigdzie nie było widać demona który wcześniej terroryzował miasto, więc można było spróbować dostać się na zamek i odzyskać swoją własność.
- No to jedziemy dalej z tym koksem... - stwierdził kierując się do wyjścia z budynku. Kiedy był już przy drzwiach wyjściowych otworzył je ostrożnie i ponownie się rozejrzał. Kiedy nie było żadnego golema w bezpośrednim pobliżu Dirith ruszył dalej kierując się w stronę zamku.
- Przynajmniej teraz straż już wie o jakich golemach wcześniej była mowa... - zaśmiał się zastanawiając się jednocześnie jak mogły się wydostać z magazynu maga. Zgliszcza płonącego domu powinny zawalić wejście do piwnicy, a nie uwolnić je. Co prawda mogły one pochodzić z innego magazynu. Tak czy siak przynajmniej dwa z nich zdawało się łazić bez większego celu, więc trzeba było sobie z nimi jakoś poradzić. Najlepszym wyjściem było unikanie ich nie dając im jednocześnie celu typu "rozgniecenie drowa". Dlatego Diritha starał się iść cicho i nie za szybko. Nie chciał sprawdzać, czy machina kierowana ciekawością ruszy w pogoń za uciekającym celem. Na szczęście kroki tym osobników były dość głośne, dzięki czemu bez trudu mógł określić ich pozycję.
Dodatkowo zamierzał unikać straży. Ostatnio był ich więźniem i nie kwapił się aby sprawdzać czy był tak długo nieprzytomny aby strażnicy i magowie o nim zapomnieli. Dlatego przy każdym skrzyżowaniu ostrożnie spoglądał za róg upewniając się czy droga jest czysta. Jeśli zauważył jakiś strażników, to starał się obrać nieco inną drogę aby nie zostać zauważonym podczas gdy zmierzał do zamku.

Kejsi2 04-12-2012 19:41

No Dirith się ocknął, ocknął, ocknął! Kolejny sukces elfickiego kleryka! Mawia się, że elificki kleryk potrafi poskładać nawet takiego, co go z podeszwy zeskrobali. No i proszę, takiego zeskrobanego z macki meduzy też! Tylko co dalej. Kiti nie była tak naprawdę pewna co się ocknęło. Czy był to jeszcze Dirith czy już szatan wcielony. Problem w tym że ciężko było to odróżnić nawet wtedy kiedy Dirith nie był opętany.
- Wszystko w porządku? – spytała

Poradnik elfów wymieniał różne metody na to jak sprawdzić czy ktoś jest opętany. Część metod nie gwarantowała jednak że delikwent przeżyje badanie. Według różnych porad, demony są w większości wrażliwe na wszelkie ludzkie cielesne niedoskonałości. Znane są demony które mdleją na widok ludzi starych, schorowanych, na widok ropy, czy nawet smarków. Nie ma to jak kichnąć na demona. Kiti zastanawiała się czy kichanie na drowa jest takim genialnym pomysłem, więc jedziemy dalej. Demony unikają świętych miejsc. Zataszczenie Diritha do świątyni nie wchodziło raczej w grę.

Kiedy rzucił tekst o pęcherzu Kiti najpierw była oburzona, potem się zaśmiała, ale tak właściwie...
Kiti; To może żeby nie mieć ujemnych modyfikatorów, pójdę jednak do łazienki.
A; Na zewnątrz na trawnik?
Kiti: No nie, przecież nie na zewnątrz, żeby wszyscy widzieli!!! Idę dyskretnie do pokoju obok albo do takiej komórki gdzie się drewno do kominka przechowuje gdzieś do kąta hihi.
A; Mwahaha fuj.
Kiti; Szukam gazety!
A; [face palm]

Kiti bacznie przyglądała się Dirithowi. Ukradkiem zaglądała do poradnika niezawodnego na którym cały świat przyszłości będzie opierał swoją wiedzę, czyli na tzw. onecie. „Człowiek opętany zamyka się w sobie, staje się niedostępny dla bliskich.”
Zerknęła na Diritha. No zdecydowanie zamknięty w sobie, niedostępny!!!
„Z wysiłkiem robi to, co musi, na nic więcej nie ma już siły.”
No ledwo stoi na nogach!!!
„W jego towarzystwie czujemy się nieswojo, dostajemy dreszczy, jest nam nieprzyjemnie, a nawet niedobrze, więc stronimy od niego, a on od nas.”
No dreszcze są jak nic!!! Ale żeby zaraz niedobrze? No cuchnie trochę nadal tym kanałem, ale chyba bez przesady.
„Wniknięcie ducha, czy inaczej nawiedzenie ma miejsce najczęściej wtedy, gdy tracimy świadomość samych siebie.”
No stracił świadomość przed chwilą!!!
„Gdy duchowi uda się wejść w osobę, która mu odpowiada, to pragnie, aby go w żadnym wypadku nie odkryto.”
No na pewno się nie przyzna! Wyśmienicie udaje drowa!
„Opętanie człowieka to najczęściej podróż w jedną stronę. Duch znalazł się w więzieniu, z którego nie ma ucieczki. Wprawdzie próbuje wydostać się na różne sposoby, ale szybko zauważa, że bezskutecznie”
Hmmmm no rzygał na statku... I palce sobie łamał!
„Demon odcina człowieka od środowiska (przyjaciół, rodziny, sytuacji czy rzeczy), przez pełne zaprzątnięcie jego świadomości swoją obecnością”
No właściwie to gdzie jest rodzina Diritha, nie poznałam jego przyjaciół, Dirith ciągle gdzieś łazi, nie wiadomo co robi, czego szuka, po co tu przybył!...
„Czasami zdarza się, że opętany wpada w szał i robi awantury o byle drobiazg,”
No Dirith często wpada w szał, często, często, często! W sumie to on ciągle jest w szale jak na elfickie standardy pojęcia szału!
(Zaar; I object!!! Keeshe; Go droves!)
„U podstaw tego wszystkiego leży nieposłuszeństwo słowu Bożemu”
Hmmm no Dirith chyba wyznaje Lolth, ale posłuszeństwo słowu czy nie słowu leży u niego na całej linii...!
„Możesz ukazać takiej osobie krzyż święty, delikatnie pokropić ją poświęconą wodą, odmówić egzorcyzm prywatny, dotknąć relikwią świętego, kapłańską stułą czy poświęconym medalikiem, szkaplerzem bądź franciszkańską tauką. To powszechne praktyki, na zastosowanie których złe moce nie mogą być obojętne, gdyż spotkanie profanum z sacrum musi wywołać odpowiednią reakcję. Kiedy zauważysz nietypowe zachowanie danej osoby, np. krzyk typu: "Parzy!", "Nie chcę, odejdź ode mnie z tym ..., ty ...!", albo nagłą utratę mowy, sztywnienie ciała, demoniczną manifestację siły, polegającą na materializacji przedmiotów w jamie ustnej, pojawieniu się satanistycznych symboli na ciele, itp., udaj się do kurii diecezjalnej i poproś o kontakt z kapłanem-egzorcystą.”
Więc tak, demoniczną manifestację siły to Dirith wykazuje zawsze jak się zamienia w tygrysołaka, czy się go tyka czymkolwiek czy nie. Satanistyczne symbole, te prążki tygrysa i tatuaże podejrzane były, ale w 666 się nie układają za Astarotha... Ale materializacja przedmiotów w jamie ustnej!? Aż chciałoby się sprawdzić jak to działa!!!...
„Czasem mówi sie podwójnym głosem (po aramejsku i po języku ojczystym)”
Właściwie nie znam drowiego, skąd wiem czy to nie aramejski!?
„Złe sny, koszmary, lunatykowanie z nożem, ślady podrapań na ciele”
No nie widziałam żeby spał ostatnio, ze sztyletem ciągle go widuję, ciągle podrapany chodzi od walk, ciągle go leczę!
„Opętanie można rozpoznać po tym, jak ktoś nagle jest silniejszy od kilku rosłych mężczyzn razem wziętych, słyszy głosy, materializuje przedmioty w jamie ustnej oraz ma awersję do rzeczy świętych.”
No jak się przemieni w tygrysa to jest o wiele silniejszy, awersję do Bieli ma, a glosy!? Gadał z tamtym posążkiem... Właściwie to ja też, ale ja przecież nie mam awersji do Bieli!
„W opętaniu je się różna robaki, pająki i inne owady, odgryza głowy martwym ptakom”
Okeeeeeej... Dirith pewnie głowę komuś odgryzł, ale czy jadł pająki!?
„Chodzi się po ścianach, biega się po schodach, tarza się nago”
...

Odmóżdżona mądrością wiedzy z przyszłości, Kiti otrzepała się i zapatrzyła na świetlisty deszcz. Jako kleryk wiedziała, że Dirith zapewne opętany nie jest, z oczywistego powodu. Dirith był zbyt skuteczną maszyną do zabijania, sabotowania i szerzenia Chaosu, żeby opłacało się go opętywać i niszczyć jego Wolną Wolę. A póki krwawił zraniony, mdlał i wykazywał słabości śmiertelników, wiedziała że nie był demonem. Póki jej leczenie nie sprawiało mu bólu a leczyło jego rany, nie był opętany. Obawiała się jednak jednego, Chaos podejrzanie kręcił się w okolicy tego drowa, co potwierdzała też odrzucona ofiara. Być może Chaos miał plan albo Dirith zawarł z nim układ! Czyjś układ z demonami skończył się już meduzą latającą nad miastem i zburzonym miastem, miała nadzieję że Dirith nie pakuje się w to samo, choć potęga Chaosu i to co obiecywał wielu już wywiodło na manowce.

- To dokąd teraz? – spytała Diritha. – Czego tak naprawdę szukamy w tym zamku?

eTo 06-12-2012 00:00

- Chyba... - odpowiedział przekręcając głowę w jedną stronę. Jednocześnie dało się usłyszeć chrupnięcie jakby zastałe kości układały się na swoje miejsce. Następnie drow spojrzał na Kiti. jesli ktoś obserwowałby go wystarczająco uważnie mógłby zobaczyć, że elf czuje się nieco nieswojo lub dziwnie podejrzliwie jakby go coś trapiło. W rzeczywistości faktycznie zastanawiał się czemu cały czas ma wrażenie, że już kiedyś się z tym Wilkiem spotkał jednak za Chaos ludowy nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy to było.
- Jeśli o mnie chodzi, to mam do znalezienia księgę którą zgubiłem wcześniej. Silversting mówił, że ukrył ją w jednej z komnat Lady Makbet, więc tam można zacząć. A potem kto wie, odpłacić przemytnikowi za próbę podpalenia żywce i znalezienie czegoś co zrekompensowałby cały ten burdel i kłopoty? - stwierdził spokojnie po czym rozejrzał się.

Almena 09-12-2012 13:52

- Kapitanie!...
Nie musiał wołać, kapitan zdążył zauważyć zbliżające się niebezpieczeństwo. Na ciemnym niebie, na tle skłębionych chmur, unosił się niespokojny, duży, rozmazany ciemny kształt. Kapitan ze zdumieniem przyglądał się temu fenomenowi. Statek zaczął płynąć coraz wolniej i wolniej. Wiatr był bardzo słaby.
- Panie kapitanie? – szepnął ktoś trwożnie.
Kapitan ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się ciemnemu kształtowi wiszącemu wśród chmur na horyzoncie.
- Ominiemy go – odparł cicho. – Zmieniamy kurs. Ominiemy go szerokim łukiem.
- Czy ma tu gdzieś gniazdo?
- Wisi w jednym miejscu, jakby gniazdo miał – poparł ktoś.
- Jakby na coś czekał…
Latający okręt cicho i gładko obrał nowy kurs, powoli skręcając w lewo i rozpoczynając szeroki łuk, w celu ominięcia przeszkody z daleka. Kiedy jednak wykonywał manewr omijania, ciemny kształt na tle chmur zaczął rosnąć.
- Leci tu! – krzyknął ktoś.
- Zbliża się! – krzyczał jeden z marynarzy z histerią niemal małej dziewczynki.
Kapitan zachował spokój i powagę. Mroczny kształt rósł w oczach. Kapitan czekał. Zlizało się. Statek przyspieszył, obierając znów inny kurs, rzucając się do ucieczki. Mroczny kształt natychmiast przyspieszył.
- Armaty!!! – krzyknął kapitan. Do broni!!! Atakuje!!!
Na pokładzie latającego statku wybuchła panika. Armaty i broń były w mgnieniu oka gotowe, ale panika nie ustała. Wszyscy byli świadomi zagrożenia. Ścigał ich z zawziętością i jasnym stało się, że nie zawróci. Szybko ich dopadł.
- Ognia!!! Jedna z kul świsnęła tuż obok ogromnego ptaka, mroczny feniks zaskrzeczał piskliwie, załopotał płonącymi skrzydłami, jakby spłoszony. Chwilę potem, chybiony przez wszystkie armaty, rzucił się z nieba prosto na statek i zionął ogniem po pokładzie.
* * *
Kiti, Dirith;
Pora ruszać na zamek! Ulice były opustoszałe. Chyba nikt normalny nie chciał zostać w mieście, nad którym fruwa meduza, ani w mieście po którym łażą golemy. O tyle ułatwiało to sprawę, że przemykaliście ulicami bez trudu i zbędnych kłopotów. Tylko kilku miejscowych żebraków wykorzystywało okazję, rabując co się da, ale ignorowali zupełnie waszą obecność w okolicy. Dotarliście na zamek.

http://www.karczmajurajska.com/images/zamek1.jpg

Brakowało tylko napisu na murach „tu byłam - meduza”. Zamek również opustoszał. Magowie albo dali za wygraną albo meduza rozprawiła się z nimi odpowiednio, o czym świadczyło kilka trupów magów leżących na dziedzińcu. Cichymi i ciemnymi korytarzami zmierzaliście do celu. Miejscami widać było wielkie zniszczenia po uderzeniach macek meduzy, szczęśliwie żaden z korytarzy nie był całkowicie zawalony i zdołaliście przedostać się do komnaty. Według posążka-chimery z którym wcześniej rozmawiałeś, gdzieś tu jest skrytka otwierana amuletem znalezionym w kanałach. W tej skrytce jest podobno księga notatek Riktela oraz serce tej chimery-posążka, czy cokolwiek to było.

Usłyszeliście rumor gdzieś na korytarzu a potem powolne, ciężkie kroki. Jak to tu wlazło, nie mielicie pojęcia. Ale wlazło. Po chwili w drzwiach komnaty stanął jeden z mało ruchliwych i tępo wyglądających golemów.
http://www.blogcdn.com/www.massively...ok_screen4.jpg

Przyjrzał się wam i powoli ruszył w waszym kierunku. Nie wróżyło to raczej niczego dobrego... Golem jest jednak na tyle ociężały i powolny, iż nie powinien stanowić większego zagrożenia przy odpowiedniej strategii.

Kejsi2 14-12-2012 15:28

Przez moment Kiti była pewna, że Dirith powie „nic mi nie jest” i przeciągnie się, a jego głowa obróci się o 360 stopni wokół na szyi po czym drow uśmiechnie się paskudnie. Ale on tylko przekrzywił lekko głowę i coś strzyknęło mu w karku. Kiti odetchnęła chwilowo. Zerkał na nią podejrzliwie i czuła się nieswojo. Nigdy nie zapomni jego oczu kiedy tamtego dnia strzeliła z łuku w beczkę z prochem. Nie zapomni jak się wtedy podniósł i zrobił kilka kroków w jej stronę. Wyglądał strasznie, na twarzy na ustach miał krew a jego spojrzenie było jednoznacznym zachęceniem do ucieczki w panice. Brrrrrrrrrrrrr.

Dark Warrior by `Saimain on deviantART

Wtedy złożyło się tak, że skoczyli sobie do gardeł, a teraz podróżowała u jego boku i świetlisty deszcz spadł na drowa, nie spalając go ani nie zamieniając w kupkę popiołu. To był znak, znak, znak! Podejście elfów do drowich skrytobójców było ciekawe. Zabójcy można było darować jego winy i pozostawić go przy życiu, jeśli tylko trafił się wojownik Bieli, który odczuł znak i potrzebę zaopiekowania się zabójcą, otworzenia mu oczu na Biel i nawrócenia jego duszy. Nawracanie polegało na oduczaniu zabijania wszystkiego co się rusza i próby skierowania uwagi zabójcy na wspólnych wrogów. Wojownicy Bieli sami traktowali siebie jako zabójców, zabijania w słusznej sprawie nie postrzegali jako zło a jako obronę niewinnych i utrzymywanie pokoju. Dlatego zabójcę który przestawił się z zabijania wszystkiego na zabijanie wrogów traktowali jako nawróconego. Drowi zabójcy mieli talent do skrytobójstwa którego brakowało elfom, warto było zastanowić się nad uśmierceniem przydatnego sojusznika. Uznawano, że drow który zabijał, a nawrócił się i pomaga zabijać wrogów, pomaga bronić niewinnych i odpracowuje w ten sposób za swoje winy, a zatem nie można go potępić ani skazać na śmierć.

Tak, pamiętała jak kiedyś gdy była jeszcze elfem, krążyły opowieści o pewnej Elfce Almanakh. Miała spotkać się ze swoją drużyną ustalonej kryjówce w środku lasu. Kiedy jednak tam podążała, wraz z grupką przypadkowych wieśniaków, napadł na nią drowi skrytobójca. Doszło do walki i wypadku, podczas którego wóz wraz z elfką i drowem spadł w przepaść. Była sroga zima. Kiedy elfka po upadku wygrzebała się z zaspy, zobaczyła leżącego obok w śniegu drowa, podczas wypadku i upadku rozbił sobie głowę, krwawił i był nieprzytomny. Elfka ostrożnie wycofała się, wezwała swojego wierzchowca, wskoczyła na niego i odjechała. Na kilkanaście metrów, a potem zatrzymała się. Kiedy wreszcie dotarła do kryjówki, gdzie czekała na nią drużyna, przywitała się z przyjaciółmi i oznajmiła, że przywiozła ze sobą rannego. Drużynie szczęki opadły, kiedy zobaczyli że elfka przytachała ze sobą nieprzytomnego drowiego skrytobójcę i oczywiście nawet nie związała mu rąk. Kiedy wybuchła awantura na ten temat, zdumiona postawą towarzyszy elfka odparła: „przecież nie mogłam go tam zostawić, zamarzłby na śmierć!” Oczywiście była odpowiedź na wszystko:
- To dobrze, że by zamarzł!!! On próbował cię zabić!!!
- Tego nie wiemy! Zaatakował mnie, ale nie znam przyczyny!
- Czyś ty na elfickie uszy upadła?! To jest drowi skrytobójca!!!
- To jest ranny i nie mogłam pozwolić, żeby zginął!
Drużyna była przerażona postawą upartej elfki i pewnie wielu ludzi by było. Ale sytuacji wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby ta wojowniczka Bieli nie miała przeznaczonej próby ocalenia tego drowa i nie zobaczyła znaku. Kiedy kogoś spotykamy od razu wiemy czy go polubimy czy nie. Wojownik Bieli na widok takiego drowa wie, czy przeznaczone mu jest bronić go czy zabić. Tak, podejście do skrytobójców było zawsze kontrowersyjne...

*
- „Drow nie wykazuje zainteresowania naszymi wierzeniami, kulturą, obrzędami ani rozrywką, pozostaje wierny swojej kulturze, która jak wiemy wiąże się z przemocą oraz składaniem krwawych ofiar z ludzi.
- Nie ma dowodów na to, aby praktykował krwawe obrzędy wyznawane przez jego rasę.
- Coś jednak musi wyznawać, gardzi zaś naszą kulturą, nasza wiarą i naszymi pokojowymi obyczajami, jest agresywnie nastawiony do naszego społeczeństwa i stanowi dla niego zagrożenie. Należy zaznaczyć, iż zachowywał się agresywnie i brutalnie nawet wobec kleryków, usiłujących opatrzyć jego rany.
- Należy także pamiętać, iż był wówczas ciężko ranny, zdezorientowany i półprzytomny z utraty krwi, a także bardzo cierpiący i obolały a opatrywanie ran przyniosło mu wiele bólu. Jego agresja wynikała z mieszanki lęku i bólu a także faktu, iż był półprzytomny i nie zrozumiał prawidłowo zamiarów kleryków którzy próbowali go uleczyć.
- Przypominam, iż sytuacja powtórzyła się w szpitalu, kiedy był w pełni świadomy swoich czynów i zaatakował medyków, a następnie zbiegł, stanowiąc realne zagrożenie dla otoczenia.
- Wielokrotnie udowodniono, iż drow atakuje kiedy czuje się zagrożonym i jest to forma obrony z jego strony.
- Udowodniono także, że jest agresywny wobec istot o wiele słabszych, które w żaden sposób mu nie zagrażają, co jest zachowaniem wypaczonym i wnioskuje się o uśmiercenie tej wypaczonej istoty.
- Agresywnego psa da się wytresować, da się go oduczyć kąsania i zabijania, ale komu można oddać takiego psa? Na pewno nie rodzinie z dziećmi, a dlaczego? Dlatego że zawsze istnieje pewne ryzyko. Zabójca wyczuwa strach, wyczuwa moment do ataku, doskonale wie, kogo może zaatakować a kogo nie powinien. To nie prawda, że resocjalizowany zabójca przestanie być agresywny. On zawsze będzie agresywny wobec istot, które wzbudzają u niego agresję, które go drażnią. Przestanie być agresywny wobec grupy otoczenia, którą uznaje za zagrożenie. Nie da się wykorzenić pewnych nawyków ani wymazać przeszłości, podczas rytuału okrwawin zamordował swoją ofiarę tylko dlatego, że mu tak nakazano, dlaczego sądzisz, że nad którąkolwiek z późniejszych zleconych ofiar zastanowi się głębiej niż nad tamtą? Nauczono go, że wolno mu to robić by rozwiązywać wszelkie problemy, by przetrwać, i nauczono go, w jaki sposób ma to robić aby uniknąć ran, bólu i cierpienia, dlaczego miałby tego nie robić? To nie prawda, że da się resocjalizować zabójcę na tyle, aby spośród 100 potencjalnych ofiar nie znalazł ani jednej, którą zabiłby bez zastanowienia. Nie ma człowieka ani elfa, który uwielbiałby wszystkich, każdy kogoś nie lubi. Problem w tym, że kiedy drow kogoś nie lubi, próbuje wypruć mu flaki. Drow jest na takim etapie, że jest w stanie zabić wszystko co się rusza. On nie jest psychopatą, to myśląca i inteligentna istota, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego co robi, nie zabija z czystej nienawiści ani żądzy krwi, atakuje tylko wtedy, kiedy przyniesie mu to pożytek i ulgę we frustracji, na przykład czyjąś obecnością. On nie poprosi, żebyś opuścił pokój; on cie złapie za szmaty i wyrzuci oknem. Podstawą jego agresji jest frustracja tym, co go otacza i brak poczucia bezpieczeństwa. W momencie kiedy rodzi się u niego agresja, należy natychmiast zmienić jego otoczenie, inaczej ostrzeżenie w postaci agresji przerodzi w przemoc. Jeśli odbiera cie jako istotę, która mu nie zagraża, bardzo prawdopodobne, że zaatakuje cię aby rozładować swoją frustrację i zaznać uczucia dominacji. Drow szanuje istoty, które postrzega jako równe sobie lub potencjalnie niebezpieczne. Nie da się w pełni przewidzieć jego zachowania, nie da się określić kiedy ani dlaczego zamierza zabić. Potrafi zabijać i nie da się go tego oduczyć, nie zapomni jak się to robi, można zmusić go żeby przestał, ale na jak długo? On nie robi tego dlatego, że chce. On w ten sposób broni się przed otoczeniem, którego nie rozumie, czuje się krzywdzonym i usiłuje się bronić, niestety często winę otoczenia przenosi na ofiary zupełnie nie związane z przyczyną jego frustracji. Jeśli ofiara się go boi, przemoc zaczyna go bawić i zadawanie bólu sprawia mu przyjemność, ponieważ sam cierpi i próbuje w ten sposób się zemścić. Jest bardzo nieprzewidywalny i bardzo niebezpieczny.
- Więc dlaczego pozwalać mu żyć?
- Mówi się że jest coś fascynującego w tym, że można pokazać się z psem, który słucha się tylko nas a gryzie wszystkich innych wokół i wzbudza panikę. Ale zupełnie nie o to chodzi. Warto poświęcić czas dla tego drowa, ponieważ on sam tego chce. Chce doświadczyć czegoś nowego, spokoju i bezpieczeństwa. Nie bawi go wrzeszczenie na innych, ani kiedy ktoś wrzeszczy na niego, lubi ciszę, lubi kiedy mówi się do niego spokojnym tonem i szeptem, potrafi wtedy mówić cicho i łagodnie. Nie lubi być szturchany, popychany, uderzany, bity i kaleczony, można do niego podejść, pogładzić go po ramieniu, spokojnie go dotknąć, pogłaskać, przytulić, a on nie zaatakuje, to jest wykonalne. Pozwala na to gdyż sprawia mu to przyjemność i ulgę, a dotąd nie był nauczony, że czyjaś bliskość może być przyjemna, że szept i podanie dłoni może rozwiązać konflikt równie skutecznie co krzyk i sztylet w żebra. Można go dotykać, być przy nim i przeżyć spotkanie z nim, problem w tym, że nie każdy tak może i trudno przewidzieć, jak drow się zachowa się wobec osób których obecność go drażni. Jest to ryzyko jakie podejmujemy ze względu na naszą profesję, próbując ocalić istotę, która sama podświadomie szuka tego ocalenia. Leżąc w ciszy na wygodnym łóżku i będąc głaskanym po włosach jest o wiele szczęśliwszy niż biegając ze sztyletem i wypruwając flaki, to jest podstawa tego, że próbujemy go ocalić. Warunkiem jest, aby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie może otrzymywać od życia i od nas obu tych rzeczy i jedna przekreśla drugą. On nie chce mordować, trzeba go tylko zapewnić, że nie musi tego robić. Jest bardzo nieufny, przyzwyczajony do samotności i czyjąś obecność traktuje jako potencjalne zagrożenie i kłopoty. Życie kogoś, kto zabijał i potrafi zabijać jest bardzo ciężkie i skomplikowane, ale jeśli chcemy go uspokoić, musi mieć pewność, że będzie mu lepiej z nami i bez zabijania, niż z tym jak żył dotąd. Ciężko jest usiąść obok zabójcy, przynieść mu herbatę i ciastka, pogładzić go po plecach i spytać jak się miewa, ale to właśnie musimy robić, jeśli chcemy aby zachowywał się normalnie i by wiedział, że droga do spokojniejszego życia nie jest zamknięta a przemoc to nie jedyne wyjście. Jest uszkodzony, jest agresywny i sam nie do końca wie dlaczego. Żył w strachu i bólu, mści się jak umie i broni się jak potrafi przed strachem i bólem – próbuje zaatakować i zgładzić to co postrzega jako przyczynę swojego cierpienia. Przez nieufność i ciągłe czuwanie, ciągłe poczucie zagrożenia, jest bardzo zmęczony, obolały i rozdrażniony, więc bardzo łatwo go sprowokować. Silą można zmusić go do posłuszeństwa, ale to nie wyciszy ani nie uspokoi jego duszy – przeczeka i zaatakuje ponownie, po jakimś czasie, zaatakuje aby zabić. Przemocą można zmusić go do uległości i opuszczenia broni, ale ona nie wyleczy jego duszy. Ta istota potrzebuje ciszy, ciepła i bezpieczeństwa. Agresja jest dla niego formą obrony, zmuszającą otoczenie do trzymania się z dala od niego, w ten sposób unika konfliktów. Wykazano, że drow przebywa ze swoją drużyną już od kilku miesięcy i przynajmniej większość z niej jest w stanie zapanować nad jego agresją, by nie przejawiał przemocy. Choć jest wobec nich bardzo nieufny i nadal nieprzewidywalny, umiejętności tego drowa są bardzo cenione i jego talent do zabijania służył nam przeciwko naszym wrogom. Drow wykazuje nieukierunkowaną agresję, jednak jak wykazano, można ją ukierunkować na naszych wrogów, co uczyniłoby z niego wartościową broń. Nie powinniśmy wyrzucać sprawnej broni tylko dlatego, że nie wiemy jak jej używać, ani uśmiercać drowa tylko dlatego, że nie wiemy jak się z nim porozumieć. Należy podjąć próby nawiązania z nim porozumienia i zaufania, które da mu poczucie bezpieczeństwa i skieruje jego agresję przeciwko naszym wspólnym wrogom. Należy zaznaczyć, iż istota ta od najmłodszych lat była uczona przemocy, nie należy więc łatwo rezygnować z nauczenia jej nowych zachowań. Drow nie wykazuje znamion choroby psychicznej, opętania, skażenia, ani maniakalnego dążenia do przemocy i agresji. Pozwala pewnym osobom, tolerowanym przez siebie, obcować z nim, dotykać go – śpią z nim w jednym pokoju i drow wcale nie odczuwa przemożnej potrzeby zamordowania ich we śnie. Jednocześnie, drow stanowi śmiertelne zagrożenie dla istot, których nie toleruje. Wnioskuje się, aby nie uśmiercać tej zagubionej i cierpiącej istoty, a pomóc jej przełamać zachowania, które w niej wyuczono. Drow musi być pod stałym nadzorem drużyny którą toleruje, i musi być w stanie w 100% przewidzieć konsekwencje swojego negatywnego zachowania oraz mieć pełną świadomość, że w żadnym wypadku tych konsekwencji nie uniknie i każda przemoc wobec nieagresywnej istoty skutkująca zranieniem lub zgonem grozi mu karą śmierci. Drow musi mieć świadomość, że próbujemy mu pomóc i ulżyć mu w cierpieniu, a nie trzymać go w ryzach. Należy pamiętać, że będzie się bardzo długo opierał, i nie wolno dawać mu powodów do zwątpienia w nasze wsparcie, gdyż wróci do rozwiązania, które uważa za najprostsze i najskuteczniejsze. Jego agresja jest reakcją na cierpienie i drażniące go bodźce, nie jest to istota ślepo agresywna, atakująca bez przyczyny. Należy pozostawić zabójcę przy życiu i podjąć próbę oduczenia go reagowania na te bodźce, gdyż jest to prawdopodobnie wykonalne a drow już obecnie wykazuje szereg zachowań przyjaznych wobec istot, które toleruje. Należy podjąć próbę uratowania tej istoty, która wykazuje chęć zaznania w życiu spokoju i ulgi.”
*
Drowy miały do całej sytuacji oczywiście inne podejście i wiele z nich obierało taktykę na przeczekanie i robienie elfów w jajo, by w odpowiednim momencie skorzystać ze sztyletu w żebra. Niestety, wojownicy Bieli byli bardzo wyczuleni na tajne drowie knowania i często ostrzegali o konsekwencjach zdrady. Doprowadzenie drowa do zdrady i konieczność uśmiercania go były ogromną porażką dla wojownika Bieli, dlatego robili oni wszystko, żeby jednak drow nie szalał i nie powracał do dawnych grzeszków. Kiti miała cały czas wrażenie, że nad Dirithem kompletnie nikt nie panuje i choć Biel stara się go wspierać, Chaos już upodobał sobie tego drowa i zaciskał pętlę. Była tylko klerykiem, nie wojownikiem Bieli, miała odruch ucieczki na widok spojrzenia śmierci w wykonaniu Diritha. Na wojowniku Bieli to spojrzenie nie zrobiłoby większego wrażenia, wojownik Bieli i elf Almanakh uśmiechnąłby się wyzywająco i przyjaźnie do drowa, poklepał go po plecach zaprosił na melisę i ciastka i przyjacielski duel. Kiti mogła tylko modlić się, żaby Chaos nie pokierował otoczeniem w sposób doprowadzający do ponownego skakania sobie do gardeł i wycinania się drużyny w pień.

Próba zrozumienia postępowania mrocznego elfa nasuwała jej na myśl wspomnienia z kursu nauki pisania ludzkiego języka dla elfów.
Jak narysować literę ''C'' z litery ''o'' - YouTube
Elfy z niedowierzeniem przyglądają się filmikowi i próbują czytać. 1:44 elfy uśmiechają się, zadowolone że zrozumiały i kiwają potakująco głowami. Elf1: wykonawca misjonarz? Elf2: Czyli że kleryk? Elf1: A, kleryk to swój, dobry film! 2:02 Elfy zadowolone i wesołe. 2:05 Elf1: Co tu jest napisane? Elf2: słowo „mom” oznacza „rodzicielka”. Elf3: Napisał że jego mom nie była murzynką. Elf1: czyli nie drowką, czyli swój! Dobry filmik! 2:10 elfy uśmiechają się zgodnie z wytycznymi.

Dotarli na zamek. To było dobre, dobre, dobre. Ale było zbyt cicho i to było podejrzane, podejrzane, podejrzane. No i wiedziała że coś się szykuje! Mina Kiti na widok golema przypominała mniej więcej:
Legolas time differently xD by ~FunkyRainbow-nitro on deviantART
(Legolas: Cooooo, oddałaś moje ciasteczko Zaarowi?!?!)

Ale jak każdy elf za moment przeszła w stage gotowość do walki.
Funny-lotr-legolas-funny-face-challenge-accepted-a by ~Tribune-AshLightmane on deviantART

Coś Silverstingowi nie wyszły te golemy. Nie dość że głupie to jeszcze powolne. Może nie były skończone i dlatego. Nie zamierzała jednak sprawdzać jak silne i niebezpieczne są bo miała nadal przed oczami głowę maga turlającą się po podłodze i drowa przywalonego stertą żelastwa. Na widok golema napuszyła się i zjeżyła. Wyprana w świetlistym deszczu była czysta i puszysta więc przybrała formę „śnieżynki” z ogonem i kłami.

- Spróbuję go stąd odciągnąć a ty poszukaj tej księgi!

Śnieżynka była wcześniej ciekawym obiektem dla tamtych golemów i próbowała teraz też zwabić golema w kąt pokoju. Kiedy tam wszedł, bokiem wymknęła się do drzwi i lurowała golema z powrotem na korytarz. Trzymając się blisko ale bezpiecznie, powoli ciągnęła go w głąb korytarza, próbując zwabić go w okolicy zniszczone przez meduzę. Miała nadzieję że ciężar golema i jego niezgrabność pomogą jej i golem zapadnie się na popękanej podłodze albo od jego ciężaru zawali się na niego kawałek uszkodzonych murów.

eTo 18-12-2012 06:29

Droga na zamek tym razem przebiegała bez większych problemów. Po drodze można było spotkać co najwyżej żebraków plądrujących co się dało oraz niemrawe golemy, które chodziły jakby nie wiedziały co ze sobą zrobić. Dlatego obyło się bez większego krążenia po mieście w celu unikania wszelkich problemów. Nawet nie było już na ulicach straży i magów, po których pozostało tylko kilka ciał. Świadczyły one tylko tyle, że na dziedzińcu zamku musiało dojść do walki. Najwyraźniej przedstawiciele tutejszej władzy nie okazali się zwycięską siłą, gdyż najprawdopodobniej nie opuściliby zamku. Z tego powodu również i na terenie zamku obyło się bez zbędnych kontaktów.
Odnalezienie komnaty siostrzenicy króla poszło zatem sprawnie. Po wejściu do niej Dirith rozejrzał się aby ocenić, czy coś nie zmieniło się od jego ostatniej wizyty. Następnie zamierzał przeszukać dokładnie pokój w poszukiwaniu skrytki lub skrzynki z nietypowym zamkiem, do którego pasowałby medalion. Plan ten został jednak przerwany przez hałas w korytarzu. Po ociężałych i głośnych krokach szybko można było poznać, że któryś z golemów postanowił zwiedzić tę część zamku. Nie trwało to długo zanim znalazł się u wejścia do pokoju jakby podążał właśnie do niego. Może Dirith był na tyle zajęty uważaniem na golemy i ewentualne patrole, że nie zauważył jednego skradającego się za nim? Być może, jednak nie zmieniało to faktu, że najprawdopodobniej ten twór zaraz się w końcu domyśli, że potrafi atakować inne rzeczy oraz z tej wiedzy skorzysta. A drow nie zamierzał czekać nie wiadomo ile aż w końcu na to wpadnie i mu przyłoży. Lepiej było samemu zadać pierwszy cios, i przy odrobinie szczęścia jakoś go uszkodzić.
O dziwo to Wilczyca postanowiła pierwsza zareagować i odciągnąć przeciwnika. Dirith wyraźnie zdziwił się gdy usłyszał jej plan. Co prawda nie mógł odmówić mu logiki, jednak zawierał on jeden szkopuł. Mianowicie niektórzy zabójcy nie lubili kiedy zbytnio omijała ich rozrywka w postaci walki.
- Ta.. jasne.. - odpowiedział szybko obchodząc pokój i zerkając pospiesznie za meble, jednak nie chciał marnować na to zbyt wiele czasu.
- I miałby zostawić całą zabawę dla innych? - rzucił krzywiąc się i tuż potem szybko zerkając pod łóżko. - Nie w tym życiu... - stwierdził wstając i podążając szybko za golemem. Jeśli w między czasie znalazł skrytkę, to zapamięta tylko gdzie ona była, gdyż nie zamierzał jej otwierać na szybko. Wolał do tego podejść na spokojnie, aby zminimalizować ryzyko zniszczenia zawartości. A to było możliwe tylko po pozbyciu się golema.
Zgadzał się jednak z planem wyprowadzenia go z pomieszczenia. Podczas walki przeciwnik mógłby przez przypadek uszkodzić skrytkę lub skrzynkę z księgą, co byłoby bardzo niepożądane. Pozwolił więc Wilczycy wyprowadzić golema z pokoju po czym ruszył za nim będąc w miare bezpiecznej odległości. W między czasie dobył swojego sztyletu. Z jego dłoni zaczęły cieknąć srebrzyste strugi płynnego metalu, który zaczął się owijać wokół sztyletu oraz dalej formując w młot na cienkim sztychu. Dzięki wykorzystaniu sztyletu jako rękojeści mógł nieco więcej materiału przeznaczyć na zakończoną z jednej strony szpiczastą głownię nowo-powstałej broni. To dlatego, że podczas walki z tym przeciwnikiem najlepszy byłby właśnie jakiś młot, którym mógłby spróbować uszkodzić golema.
Dodatkowo odczekał aż Kiti wyprowadzi pacjenta na odpowiednie pole do walki. Optymalnie byłaby to jakaś większa komnata, w której byłoby wystarczająco miejsca do unikania wszelkich ataków przeciwnika i jednoczesnego wodzenia go za nos. Gdy już w niej był odważniej zaczął podchodzić do golema i chwycił broń oburącz aby włożyć w cios więcej siły. Następnie odczekał aż będzie robić kolejny krok, tak aby w momencie uderzenia praktycznie stał na jednej nodze. Wziął więc zamach odpowiednio wcześniej, żeby odpowiednio zgrać w czasie uderzenie. Celował w kolano lub kostkę, w zależności które z miejsc zdawało się słabsze. Jednocześnie miał zamiar uderzyć między ruchome części aby przetestować jak mocne jest ich łączenie.
Na szczęście ze zlokalizowaniem odpowiedniego miejsca do trafienia nie powinno być problemów, gdyż już podczas śledzenia golema Dirith zwracał uwagę na to jak się porusza i jak jest zbudowany. Co prawda nie był inżynierem, ale w każda konstrukcja miała swoje słabe strony. Czy to biologiczna czy to mechaniczna, zasada pozostawała podobna. Najsłabsze zawsze były wnętrzności. W tym przypadku były one na pewno chronione pod solidnym pancerzem, jeżeli w ogóle takie w tej konstrukcji były. Następne w kolejności były z reguły wszelkie stawy, czyli elementy poruszające się i ich łączenie. Potem zaś były kości lub pancerz. Co prawda pod postacią tygysołaka był w stanie łamać ludzkie kości w ich najsilniejszych miejscach, jednak przy tym przeciwniku nie pomogłoby to za wiele. Dużo bardziej potrzebował szybkości i zwinności. Nie żeby pod postacią bestii nie był szybki i zwinny, jednak jako drow był trochą mniejszy, co przekładało się bezpośrednio na mniejsze szanse zostania trafionym. Brak siły można było bez problemu zrekompensować kilkoma dodatkowymi uderzeniami, najważniejszym było nie dać się trafić.
Dlatego też po uderzeniu zamierzał odskoczyć w bok i pozwolić golemowi na ruch. Samemu cały czas poruszał się okrążając go. Cały czas dodatkowo obserwował jego reakcje i oceniał szybkość z jaką jest w stanie się poruszać. Czasami zwalniał i pozwalał się zamachnąć, jednak samemu starał się szybko uciec spod łapy lub odskoczyć przed uderzeniem. Dopiero wtedy zamierzał zaatakować, w momencie kiedy golem odzyskiwał równowagę lub kiedy miał pewność, że nie zostanie przez przypadek trafiony.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=iY4YUni1sTw[/MEDIA]

Jeśli nie miał pewności, że atak się powiedzie, to nie atakował. Pośpiech w tej walce nie zda się na wiele więc nie ma co forsować tempa. Przeciwnik i tak się nie zmęczy, więc samemu również wypadałoby zaoszczędzić trochę sił na moment, w którym będzie można czysto trafić. Dodatkowo zamierzał uderzać w jeden punkt na danej nodze, aby skupić się na jednej części jaką dałoby się osłabić kilkoma uderzeniami żeby w końcu ją uszkodzić.
Dirith dobrze wiedział, że prędzej czy później uda mu się w końcu uszkodzić którąś z jego nóg ograniczając tym samym jego i tak nie największą mobilność, dzięki czemu dalsza walka stałaby się dodatkowo łatwiejsza.

Almena 23-12-2012 20:12

Kiti;

http://kazza.id.au/images2012/FluffyKitten.jpg

Golem; Me wants fluffy!
Golem szybko się tobą zainteresował i zaczął podążać twoim śladem. Raczej nie był nawet zdolny zrozumieć, że masz w zanadrzu niecny plan, podążanie za podejrzanie wodzącym go celem nie wydawało mu się niczym złym. Tak wiec udało się wyciągnąć go z komnaty Lady Makbet. Ku twojemu zdumieniu, Dirith po chwili wyszedł za golemem na korytarz, skroiwszy sobie szybko broń na miarę, raczej w konkretnym celu. Korytarz nie był najlepszym miejscem na walkę z golemem, ponieważ golem, choć z pozoru głupi, był całkiem spory i miał dość długie łapska, a jego hug mógł się skończyć waszymi wnętrznościami na wierzchu. Kontynuując swój plan, ciągnęłaś golema do przyuważonej dużej komnaty, która była chyba salą spotkań lub jadalnią. Była wielka, a lezący na podłodze, połamany stół i porozrzucane krzesła oraz spękania w podłodze świadczyły o tym, że komnata nada się na twój plan. Kiedy golem znalazł się na miejscu, Dirith wkroczył do akcji...

* * *
[gdzieś w równoległym wszechświecie]

Zaar zajrzał do sali, w której Reno, Vinc i Rejzer wieszali kolorowe kulki na ściętym świerku wtaszczonym do karczmy. Drow uniósł jedną brew i prychnął pod nosem.
- Byś pomógł – ofuknęła go dwarfka, wnosząc do sali pudło z gałązkami świerka, kokardkami i świeczkami.
- Elfie, twoim towarzyszom odbiło – drow odwrócił się i mruknął do elfki idącej ku niemu korytarzem.
- Co tym razem zrobili?
- Zabili drzewo, wnieśli je do karczmy i wieszają na nim gnomie bomby – odparł drow.
Elfka zajrzała do sali.
- Oni ubierają choinkę – wyjaśniła.
- W bomby?
- To taka tradycja, durny drowie – fuknęła dwarfka.
- To takie ludzkie święto - wyjaśniła spokojnie elfka. – W to święto czczą narodziny swojego Boga.
- Po co czczą narodziny swojego Boga, skoro wyznają religię, której nikt z nich nie praktykuje? – prychnął rozbawiony drow.
- To jest radosne święto, dzień, który przypomina ludziom, jak ważna jest miłość bliźniego, pokój, braterstwo! – poklepała go po ramieniu.
- Chyba w to nie wierzysz? – spojrzał sarkastycznie na elfkę. – I po tym dniu wrócą do wojen i nienawiści, jaki ma to sens?
- To jest jeden z nielicznych dni w roku, kiedy rodzina ma czas zebrać się i być ze sobą – dodał z uśmiechem Rejzer.
- Chyba raczej ma czas gotować, stać w kolejkach po prezenty i wieszać bomby na choince – prychnął drow.
- To, że ustanowili to święto nie znaczy, że wszyscy potrafią je obchodzić – westchnęła zakłopotana elfka.
- Po co wam to ścięte drzewo? Wasz Bóg nakazał ścinać drzewa i wieszać na nich bomby, a pod drzewem układać prezenty? W sumie, to mogłaby to być ciekawa tradycja z pewnymi modyfikacjami.. – uśmiechnął się zabójczo drow.
- Nie, choinkę dekoruje się po to, żeby... eeee...? – dwarfka podrapała się po głowie. - Dawniej na wsiach przyniesienie choinki do domu miało cechy kradzieży obrzędowej: gospodarz rankiem w wigilię udawał się do lasu, a wyniesiona z niego choinka czy gałęzie, "ukradzione" innemu światu, za jaki postrzegany był las, miały przynieść złodziejowi szczęście. Co? – dwarfka wzruszyła ramionami. – Tak napisali w tej mądrej księdze wiki!
- To jakaś złodziejska tradycja... – mruknął drow.
- Biedne porwane drzewa! – jęknęła elfka.
- Mi się podoba! – Reno wieszał z entuzjazmem bombki. – Powiesimy też pierniczki, cukierki...
- Po co wieszacie żarcie na drzewie, to marnotrawstwo – westchnął drow. – A te chwasty?
- Jemioła.
- Nie stawaj pod nią, drowie – fuknęła dwarfka. – Nawet się nie waż...
- A to?
- Talerz czekający na zbłąkanego wędrowca. Jak ktoś obcy zabłądzi w nocy, to przyjdzie tu do nas i my go wtedy...
- Mamy tyle broni, a mam go zabić talerzem?! – spytał z niedowierzaniem drow.
- Nie, Zaar, mamy go poczęstować kolacją!!!
- Czy to kiedykolwiek się zdarzyło, żeby zjawił się obcy i został poczęstowany?
- To jest symbol, chodzi o zasadę!
- Tu mam swoje zasady! – drow wskazał na swoje sztylety. - Święta Lolth są ciekawsze – burknął drow. – Przynajmniej coś się dzieje.
- Święta elfickie też, przynajmniej wszyscy z całego miasta są razem, dużo śpiewamy, tańczymy, jest miło i sympatycznie...
- Ludzkie święta też byłyby ciekawsze, gdyby ludzie wiedzieli, jak się je powinno obchodzić – zauważył Rejzer. – Jeśli rodzina nie zbiera się razem każdego wieczora, w ten wieczór też zbierze się tylko z przymusu. To smutne.
- Ci, którzy są ze sobą zawsze, prawdziwie się kochają i tęsknią, nie potrzebują świąt, żeby wiedzieć jak ważne są wiara, nadzieja i miłość! – elfka radośnie uwiesiła się paladynowi i drowowi na szyi. – Ale dobrze, że jest taki dzień w roku, która ma przypominać o tym reszcie, aby o tym nie zapomnieli!
- Gdyby nie było prezentów pewnie nikt by o tym święcie nie pamiętał, ani na nie nie czekał... – mruknął drow.
- Dobrze że są, przynajmniej jest rozgłos. Ludzi trzeba jakoś zachęcić, nie potrafią żyć sama wiarą – machnęła ręką Tomba. – To nie wojownicy Bieli, żeby rajcowały ich same śpiewy i modlitwy... Ej! – z obrzydzeniem machnęła ręką na elfkę całująca się z paladynem. – Durny drow!!! – ofuknęła Zaara, który przewiesił jemiołę nad wspomnianą parę.
- Chciałem sprawdzić jak to działa... – drow niewinnie wzruszył ramionami, odszedł do kąta i po kryjomu zerwał z choinki kilka orzechów, po czym je zżarł.
- Jak chcesz żreć, to pomóż gotować – warknęła Tomba. – Jeden dzień w roku mógłbyś coś ugotować, ciągle tylko żresz!
- Nie umiem gotować, mogę posypać przyprawą, cyjanek starczy?
- Wiecie, że karmienie zwierząt potrawami przygotowywanymi na Wigilię miało zabezpieczać inwentarz przed urokami czarownic i guślarek? O północy natomiast gospodarz udawał się do obory, gdyż według tradycji zwierzęta mówiły wówczas ludzkim głosem.
- I to też jest napisane w świętej księdze? A nie wspomnieli o tym, że cokolwiek by te zwierzęta nie powiedziały, to i tak niebawem zostaną ubite i przerobione na kotlety? – mruknął drow. – Po co tyle tych potraw, kto to zje?
- Odpowiedź 1: bo tylu było apostołów i miesięcy, odpowiedź 2: ty.
- Są po to, żebyś je zapchał do dzioba jak już usiądziemy wspólnie przy stole, dzięki czemu nie będziesz zdolny do dalszego narzekania – mruczała dwarfka. - Ludzie powinni codziennie cieszyć się z tego co mają i codziennie jeść wspólnie kolacje, gdyż nigdy nie wiadomo, czy dane im będzie przeżyć kolejny dzień razem. Jeśli nie przywykli do tego, niech chociaż w te święta to robią, może da im to namiastkę tego, co w życiu najważniejsze, co nie, Elfie?... Kurde...! Reno, zabierz znad nich tę jemiołę!!!
- A gdzie nasz niewydarzony kapłan? – bąknął drow.
- Mówiłem, że to głupi pomysł!... – dobiegł płaczliwy jęk z komina...

* * *
Dirith;
Udało się całkowicie skupić uwagę golema na Kiti. Było to o tyle genialne, że golem szedł teraz za nią, a tym mogłeś spokojnie ocenić sytuację i przyjrzeć się wrogowi za jego plecami. Szybko obrałeś cel, nogę golema i zaplanowałeś kolejne ataki. Kiedy golem znalazł się w sali na dużej otwartej przestrzeni, miałeś dość miejsca na uniki i manewry. Zaatakowałeś. Reakcje golema były zbyt opóźnione, aby zdołał cię dosięgnąć. Golem był wielki i zapewne nieprzyjemnie silny, ale na tyle powolny i głupi, że atak z zaskoczenia zupełnie go... eeer... zaskoczył. Wystarczyło unikać schwytania i przytulenia przez golema a także jego dziwacznych kopniaków. Broń bez problemu dosięgała celu i kawałek po kawałku, skutecznie wykruszała wrażliwe miejsce na nodze golema. Po jednym z decydujących uderzeń, kamień rozłupał się i nadkruszona noga zarwała się pod ciężarem golema.

Problemem było jednak to, co stało się później. Golem z rykiem zwalił się na podłogę, a gwałtowne uderzenie takiej masy zarwało uszkodzoną po ataku meduzy podłogę. Plan Kiti był dobry, pomijając jeden szczegół... Wilczyca nie zdążyła odskoczyć. Podłoga popękała jak rozbita tafla lodu na jeziorze. Zdołałeś odskoczyć bezpiecznie do drzwi. Kiedy podłoga zarwała się, golem runął w dół, a fragmenty podłogi i... biała wilczyca wraz z nim. Łomot wstrząsnął całym zamkiem. Zajrzałeś w dół z bezpiecznej odległości – golem ze złamaną nogą i ukruszoną lewą ręką poruszał się niezgrabnie pod stertą gruzu, próbując wstać lub się wydostać. Obok, pod zarwanym, niewielkim fragmentem podłogi, leżała nieprzytomna biała wilczyca...

eTo 02-01-2013 04:25

Pobieżne przeszukanie nie dało zbyt dużych rezultatów, gdyż trzeba było się zająć nieco pilniejszą sprawą. Może i plan Wilczycy był dobry, żeby pozwolić jej zająć się golemem, jednak zadziorna natura mówiła co innego. Tym bardziej, że to był tylko jeden przeciwnik, więc po jego wyeliminowaniu istniała szansa, na dłuższą chwilę spokoju, podczas której mógł poprawnie wziąć się za przeszukiwania każdego konta i zakamarka między każdym większym bądź mniejszym obiektem lub rzeczą w pokoju. Dlatego podczas prowadzenia "skazanego" golema przeanalizował sposób poruszania się jego elementów.
Sam atak poszedł bez większych, a w zasadzie żadnych, problemów. Wcześniejsza analiza wraz z ospałością i tępością przeciwnika dały oczekiwany rezultat gnębienia złapanej w pułapkę ofiary. Może również przyczynił się także element współpracy drużynowej, jednak nie zmieniało to rezultatu, w którym to kamienne kolano obrywało raz po raz. Potem już tylko poczekać aż do przeciwnika dwa dni później dotrze, że coś go puknęło w kolano, szybszy krok w bok unikając niewprawnego ciosu i kolejne puknięcie jeśli była ku temu okazja, zanim do łepetyny ożywionego tworu dotarło żeby pozbierać się po zadaniu ciosu. Wszystko to było powtarzane do skutku, aż w końcu coś zaczęło się sypać. Głośne trzaski pękającego kamienia potwierdziły tylko, że w tej walce to golem się wysypał - dosłownie i w przenośni. Uparty twór nie poległ jednak sam. Wziął ze sobą spory kawał podłogi oraz wspomnianą wcześniej pracę zespołową. Dirith nie miał pojęcia co robiła Kiti na tyle blisko golema, że była na fragmencie walącej się podłogi ani nie zdążyła odskoczyć kiedy tylko można było zobaczyć jak kolano pęka. Był za bardzo skupiony na uważaniu podczas powtarzania metodycznych ataków, żeby uważać na Wilka.
Po fakcie przyjrzał się tylko jak wygląda sprawa piętro niżej. A sądząc po połamanej nodze i ukruszonej jednej łapie przeciwnika wyglądała całkiem dobrze. Tak samo jak dobrze wyglądały jego nieudolne próby wygrzebania się z gruzów. Na szczęście Kiti nie wylądowała bezpośrednio w zasięgu całej łapy golema. Dzięki temu nie trzeba było się aż tak bardzo spieszyć z pomocą... pomijając fakt znikomej wiedzy medycznej Diritha... oraz nie wspominając o zupełnym braku wiedzy weterynaryjnej poza krótką praktyką: żywe zwierze = potencjalnie zabite zwierze = posiłek w przypadku bycia głodnym. Zamiast tego ocenił sytuację, która miała się dość dobrze. Mógł teraz najpewniej spokojnie zejść po Kiti, wrócić do dokładnego przeszukania pokoju i wyjść z zamku zanim golem wygramoliłby się z gruzowiska - nie mówiąc już o dopełznięciu z powrotem to komnat Lady Makbet.
Jednak w przypadku tego drowa nie mogło być mowy o takim wyjściu. Unieruchomiony, wijący się nieporadnie przeciwnik po prostu był pokusą nie do odparcia. Tym bardziej biorąc pod uwagę ostatni szereg niepowodzeń... choć z drugiej strony właśnie ten szereg niepowodzeń powinien być dość silnym argumentem aby nie kusić losu.
Podejmując co dalej począć rozejrzał się więc szybko po krawędzi dziury w podłodze. Upatrzył sobie jak największy obluzowany kamień jaki byłby w stanie podnieść w formie tygrysołaka. Następnie Dirith zaczął swoją zwyczajową przemianę, jednak tym razem nie chował sztyletu. Utrzymał go w sporej mierze dzięki owinięciu Tysiąca Ostrzy wokół rękojeści i jednocześnie kości nadgarstka. Rozwiązanie może nie było najwygodniejsze z uwagi na pewien dyskomfort w postaci metalu tkwiącego w jego ręce, jednak pozwalało dalej otrzymać broń jak również zapobiegało jej wytrąceniu. Następnie ponownie zamierzał wykorzystać go jako częściowe przedłużenie chwytaka jaki uformował wokół wcześniej upatrzonego pocisku, do którego zawczasu podszedł. Zamierzał dzięki temu spróbować użyć broni jako pomocy do ciśnięcia kamieniem w głowę przeciwnika. Wiedział co prawda, że prawdopodobnie rozłupanie głowy może nie zatrzymać kompletnie przeciwnika, jednak zawsze istniała szansa, że przy okazji uszkodzone zostaną oczy golema (o ile w ogóle używa faktycznych oczy mających w głowie). Następnie podrzucił do góry pocisk pozwalając aby swobodnie wzniósł się na możliwie największą wysokość. Uważał jednak, żeby nie podrzucić go za wysoko, co łatwo mógł skontrolować dzięki utrzymaniu kamienia w chwycie jaki stworzył. Dzięki temu kiedy w końcu cisnął pociskiem w dół mógł nadać mu możliwie dużo siły. Oczywiście w odpowiednim momencie nakazał Tysiącu Ostrzy częściowo powrócić do jego dłoni. Dzięki temu kamień został wypuszczone bez żadnych oporów i poleciał w stronę zamierzonego celu, którym była głowa golema.
Po rzucie tylko obserwował reakcję i przygotowywał się do kolejnego ataku. Mianowicie nie zamierzał drałować nie wiadomo ile po zamku i szukać jakiś schodów oraz korytarzy prowadzących z powrotem do golema. Tym bardziej, jeśli mógł po prostu zeskoczyć i przy okazji jeszcze po raz kolejny spróbować zdzielić przeciwnika. Po rzucie odczekał więc aż golem ponownie powróci do próby odkopania się, następnie wykonał taką samą broń z Tysiąca Ostrzy jak podczas wcześniejszej walki. Potem wystarczyło już tylko odpowiednio przy celować w głowę a najlepiej któreś oko, a następnie w miarę możliwości wyskoczyć do góry aby całym tygrysołaczego cielska opaść na cel. Dodatkowy zamach jeszcze zwiększył potencjalną siłę ciosu, który zamierzał skupić dokładnie w jednym punkcie. Do tego potrzeba było nieco wyczucia, aby uderzenie nastąpiło zanim postawi na ziemi jakąkolwiek inną łapę. Dzięki temu można było zmaksymalizować zadane obrażenia, i może nawet coś rozłupać o ile cios byłby wystarczająco potężny. Dalej już trzeba było tylko odskoczyć przed ewentualnym ciosem golema. Znając jego możliwości ruchowe jak i mniej więcej prędkość z jaką je zadawał, z tym elementem nie powinno być większych kłopotów tak jak wcześniej.
Po tym ataku zamierzał już mu dać spokój. Co prawda mógł tylko go bardziej rozjuszyć i ponaglić do odkopania się, jednak przy obecnym poziomie inteligencji prezentowanym przez golema, było bardzo wątpliwe aby doszedł do takiego wniosku. Tak czy inaczej, Dirith byłby już na dole.
Dalej zamierzał więc podejść do Kiti leżącej pod jakimś fragmentem podłogi. korzystając nadal z tygrysołaczej siły zamierzał ją oswobodzić zdejmując z niej kamienie, przy okazji uważając aby nie dziabnąć jej sztyletem ani pazurami. Dodatkowo miał też oko na postępy golema w odkopywaniu się lub ewentualnym pełznięciu do niego. Następnie nie mając większego wyboru ponownie przemienił rozpoczął przemianę. Kości zaczęły się zmieniać, tracił na masie a podczas gdy w skórę było wchłaniane futro "wyrosła" zbroja jaką nosił. W tym samym czasie głowa zmieniła się w drowią, jak również dłonie. Po przemiana jedynym świadectwem na to, że miał coś wspólnego z tygrysołakiem były białe pręgi, które teraz miały postać białego tatuażu oraz oczy, których białe tęczówki były okute w czarne białka, tak samo jak pod poprzednią postacią. Nie będąc weterynarzem nie zastanawiał się zbytnio na tym czy można było przenieść nieprzytomną Wilczycę. Po prostu schował sztylet, złapał ją jedną ręką za skórę na grzbiecie, a drugą pomógł zarzucić ją sobie na barki. Następnie pozostało już tylko uznać golema za praktycznie pokonanego i ruszyć z powrotem do przeszukiwanego pokoju. Po drodze ocenił tylko czy Kiti żyje słysząc jej oddech i potrząsną łbem aby spróbować ją obudzić. W razie braku reakcji niósł ją dalej, a kiedy dotarł do komnaty położył ją na łóżku bądź stole. Zależy co było bliżej i z czego łatwiej można było ją ponownie podnieść jeśli nie ocknęłaby się zanim skończyłby przeszukanie. Komfort "pacjentki" tak na prawdę nie miał dla niego większego znaczenia. Co prawda jeśli miałaby połamane żebra, to pewnie sam sposób niesienia mógłby się okazać nie najzdrowszy, ale w tym wypadki pozostawało tylko mieć nadzieję, że się jednak ocknie i sama poskłada zanim będzie za późno. A jeśli nie? No cóż... to niestety musiała wytrzymać aż Dirith skończy przeszukiwać komnatę Lady Makbet i pracownię Silverstinga do której wcześniej nie mógł się dostać. Dlatego Dirith nie należał do typów elfów niezwłocznie zanoszących do kleryków lub pomagających wszystkiemu co ranne a dopiero potem dalej zajmujących się własnymi sprawami. Tym bardziej, że był zapewne bliżej miejsca ukrycia części swojej księgi niż zaklinacza, który był nie wiadomo gdzie i jak daleko, lub też kogoś innego kto mógłby pomóc.
Dlatego też niezwłocznie po odłożeniu Wilczycy przeszedł do dokończenia przerwanego przeszukiwania. A zamierzał pomieszczenie przeszukać bardzo dokładnie. Wpierw przeszukał jeden róg pokoju. Upewnił się, że nie ma w nim żadnej ukrytej skrytki, następnie zaczął przeszukiwać cały czas kieryjąc przeszukiwanie w jedną stronę, a przeszukane rzeczy przestawiał mniej więcej w przeszukany róg aby usunąć z drogi. Meble odsuwał od ściany aby zajrzeć za nie. Spoglądał na ich górę, jeśli była to na przykład wysoka szafa. Wywalał z niej wszystkie rzeczy w kąt, a ściankach wszystkich mebli czy też szuflad szukał podwójnego dna, jak również zaglądał pod nie. Co prawda obiekt poszukiwań nie był aż tak mały aby zostać ukrytym w fałszywej ścianie - a nawet jeśli to pewnie owa ukryta komora znacząco rzucałaby się w oczy - jednak nie zamierzał przeoczyć żadnego szczegółu. Wszystko po to, aby mieć pewność, że jeśli w tym pokoju jest faktycznie coś ukrytego, to uda mu się to znaleźć.
Dodatkowo wszystko starał się robić jak najciszej, żeby nie zwabić odgłosami przeszukiwania kolejnych golemów, starych, wybrakowanych przed chwilą golemów, czy też innych kłopotów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172