Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2011, 12:04   #1
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
[Oko Yrrhedesa] Oko Yrrhedesa

Oko Yrrhedesa




Axen, stolica księstwa Xintrea


Pałacyk Książęcego Maga Cypryana

Virana de Noth


- Virano, pojedziesz do Świątobliwej Agness de Montyarde z klasztoru w Vettebergu. Dostałem od starej prukwy list z prośbą o wszelką pomoc, której możemy udzielić. Nie mogę jej odmówić. Na pewno nie oficjalnie. Nie po tym jak Wyrocznia kazała Nam zniszczyć Oko Yrrhedesa. Ty pojedziesz jako pomoc od Loży Czarodziejów z Axen – oznajmił twardym głosem mag Cypryan.
- Tak, Mistrzu – Virana nie śmiała się spierać z sędziwym „Cyprysem”. Nie było większego sensu. Był jej mentorem i patronem. Od niego zależała jej dalsza kariera. Choć sama w ogóle nie wierzyła w te opowiastki o złym Demonie. Uznała jednak, że lepiej siedzieć w rzeźbionym foteliku i odgrywać grzeczną uczennicę.
- Wyrocznia twierdzi, że demon Yrrhedes, prastary byt z Otchłani, nie został unicestwiony i nadal zagraża Axen i okolicy – dokończył Cypryan. - Ale w obecnej sytuacji nie możemy pozwolić sobie na osłabienie garnizonu księstwa i wysłać choćby małego oddziału rycerzy, aby to sprawdzić. Jednak odmowa wobec kultu Delibe postawiłaby Lożę Czarodziejów w niekorzystnym świetle. Dlatego poproszono mnie, abym wysłał do Vettebergu kogoś zaufanego. Wybrałem Ciebie. Jesteś ambitna. Dla Ciebie to szansa, dla mnie kłopot z głowy – uśmiechnął się samymi wargami.
- Gdy tam dotrzesz masz pomóc kapłance Agness w zorganizowaniu wyprawy awanturników do Czerwonego Rogu.
- Zrobię co w mej mocy Mistrzu – odrzekła potulnie Virana.
- Nie pojedziesz sama. W pokoju obok czeka zaufany człowiek, Aler Terez – Twój towarzysz podróży. Chyba się znacie – dodał znacząco.
- Tak… - błysnęła bielutkimi ząbkami – Kiedyś miałam przyjemność.

*


Aler Terez

- I dlatego też muszę prosić Cię o tę przysługę Panie Terez. Jeśli zrobisz mi tę przyjemność i się zgodzisz, sprawię, że siepacze księcia Yahel Cię nie dosięgną. Nigdy. Tylko nie obrażaj mnie pytaniem, jak to zrobię – zakończył mag Cypryan.
Terez nie chciał obrazić starego maga. Nie chciał się niepotrzebnie narażać. Miał u starego dług. Dług, dzięki któremu żył już ponad dwa lata. Musiał tylko niekiedy spełniać jego prośby. Nietypowe. A tu i teraz nadarza się taka okazja. Chciał się uwolnić od księcia Yahel. Choć jeszcze bardziej chciał się uwolnić raz na zawsze od próśb Cypryana. Nie mógł takiej szansy zmarnować.
- Zrobię, więc o co prosisz Czcigodny. Nie spytam. – odparł Aler Terez. – Ale inne pytanie muszę zadać. Kim jest ta zdolna? Twoja uczennica?
- Virana de Noth – krótko odparł czarodziej, ze złośliwym błyskiem w oku.
- Rozumiem. Chcesz się tej zołzy wreszcie pozbyć.
- Nie nazywaj jej zołzą tylko dlatego, że Tobą wzgardziła. Masz jej pilnować.
- Na bogów Czcigodny, znam takie, które ładniej odmawiają, niż ona daje. Ale chyba już rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz Terez. Ty nie masz być jej ochroniarzem i wgapiać się w jej zgrabny tyłeczek. Masz ruszyć głową i sprawić, żeby Zło w tej pieczarze przestało wreszcie istnieć. Zorganizować śmiałków. Masz z nią współpracować, nie usługiwać i ochraniać. Ona musi też współpracować z Tobą. A teraz idź już i się przygotuj, do Vettebergu daleka droga. Szczególnie teraz, gdy lęgnie się wszelkie plugastwo i byle goblin spod kapelusza może wyskoczyć i nasrać Ci do plecaka.
- Idę.
- Terez, jeszcze jedno. Uważaj na siebie. Na wszystkich uważaj.

*

Vetteberg nad rzeką Jesiotrową, dwa tygodnie później

Draugdin, Wolf Larson, Oktawius, Widar, Borack oraz Creap aep’Crack


Długotrwała, blisko miesięczna wędrówka, podczas której stanowiliście zbrojną eskortę karawany kupieckiej na Szlaku Kościotrupów, zakończyła się w małym miasteczku Vetteberg nad Rzeką Jesiotrową.
Wynagrodzenie, jakie otrzymaliście od kupców, przeprowadzonych bezpiecznie przez pustkowia rozeszło się niespodziewanie szybko w zajazdach i oberżach. Z tego powodu nie kryliście gotowości wynajęcia waszych mieczy kolejnemu zleceniodawcy. Nie czekaliście długo na ofertę a jednak ku waszemu zdziwieniu, nie przyszła ona od Gildii Kupieckiej, ani książęcych werbowników, ale od kapłanek Świątyni Delibe – bogini płodności i plonów. Nie mniej zdumiewające, że do świątyni wezwano i sprowadzono Was nocą potajemnie i skrycie.



I oto siedzicie w kamiennej, pozbawionej okien Sali, oświetlonej skąpo oliwnymi kagankami. Naprzeciw was dwie kapłanki, jak wszystkie czcicielki Delibe urodziwe, ale poważne, oschłe i nieprzystępne. Towarzyszy im brodaty krasnolud, który was tu sprowadził, wiecie, że nazywa się Fungi Zigildun oraz dwoje ludzi – mężczyzna wojownik i kobieta, zapewne czarodziejka, sądząc z niemej pogardy z jaką odnoszą się do niej kapłanki Delibe.


*

Fungi Zigildun wpatrywał się w siedzących przed nim awanturników. Kolejno w twarz Draugdina, Wolfa Larsona, Oktawiusa, Widara siedzących przy drewnianym pięknie rzeźbionym stole. Wreszcie Boracka oraz Creap’a aep’Cracka, którzy oparli się o ścianę. U każdego widział to samo spokojne, profesjonalne beznamiętne spojrzenie. To nie były proste wiejskie chłopki, które uciekną na widok bandy monstrów, tylko grasanci pierwszej wody. Oddani swej profesji. Tacy nie zawiodą. A takich rozpaczliwie wszyscy potrzebowali.
Z rozmyślań wybiła go starsza z kapłanek Agness de Montyarde, która bez wstępów i ceregieli, przystąpiła do wyjaśnień:

- Nad żyznymi dolinami na północ od Vettebergu, gdzie kwitnie rolnictwo i hodowla, góruje złowrogi masyw Czerwonego Rogu – kątem oka Draug zauważył, jak siedzącemu naprzeciwko towarzyszowi – ogromnemu Wolfowi Larsonowi zabłysły oczy. Jakby słyszał już o tym miejscu. Draug z Wolfem znali się kawał czasu, nie mógł się więc mylić.
- Stojąca u szczytu góry świątynia demona Yrrhedesa – ciągnęła dalej kapłanka - od dawien dawna słynęła jako miejsce potwornego kultu, źródło wszelkiego zła, nieustające zagrożenie dla osadników w dolinach. Dwadzieścia lat temu mocą szlachetnych paladynów i możnych czarodziejów z Axen, świątynię Yrrhedesa zburzono, a zasiedlające ją monstra zabito lub przepędzono. Przez jakiś czas panował spokój, lecz od niedawna doliny znowu stały się obiektem ataków noszących to samo co niegdyś złowrogie piętno. Z masywu płyną ku ludzkim osiedlom zastępy orków, goblinów i koboldów prowadzone przez renegatów i fanatycznych kapłanów. Czerwony Róg, niczym magnes przyciąga wszelkie zło. Trwa nieustająca wojna. Wyrocznia w Axen, do której zwrócono się o pomoc, odpowiedziała zburzeniem świątyni, zerwaniem tego jadowitego ziela, jednak bez naruszania korzeni, skrytych głęboko w ziemi. Nie dosięgnięto, więc jądra – Oka Yrrhedesa, magicznego klejnotu, promieniującego złą mocą i grozą. Gdy burzono świątynię, Oka nie odnaleziono, zwątpiono przeto w jego istnienie, uznano za symbol, wymysł, legendę. Był to błąd, brzemienny w skutkach. Wyrocznia bowiem powiada – Oko musi zostać zniszczone. Ale powtórna próba ataku wielkimi siłami z użyciem potężnej magii spowoduje jedynie jeszcze głębsze skrycie się potworności we wnętrzu Góry.

- Dlatego też – wtrącił krasnolud Fungi wpatrując się w Viranę i Alera, jakby szukając u nich potwierdzenia– zdecydowano się użyć małej grupy, takiej jak Wasza, by uderzyć znienacka… Musimy znaleźć Oko i zniszczyć je. Domyślam się, gdzie Oko jest ukryte. Należałem do armii, która niszczyła chram Yrrhedesa 20 lat temu – ciągnął dalej – My krasnoludy żyjemy nieco dłużej niż ludzie – dodał z lekkim przekąsem.

- Cel Wasz – powiedziała młodsza kapłanka, o sympatycznej buzi, uśmiechając się do Was – jest szlachetny, jego osiągnięcie zapewni Wam, sławę, przychylność wielkiej bogini Delibe… i jej kapłanek. Gdybyście zaś uważali, że to mało, wiedzcie że legendarne są skarby, jakie kryje ponoć sanktuarium Yrrhedesa. Te zaś słusznie będą należały do tych, którzy je zdobędą.

- Niezależenie od tego, każdemu, kto przeżyje wypłacimy 100 sztuk złota ponad to co zdołacie wynieść ze sztolni Demona. Wyruszymy wraz dwojgiem obecnych tu przybyszy z Axen pojutrze o świcie – dodał Fungi – Czekamy jeszcze na Mistrza Egzorcystę wysłanego z miasta Yahel, aby nas wspomógł. Spóźnia się, a czas nas nagli.

*

Klasztor w Vettebergu, godzina do północy




Wszyscy
- Kazałem przenieść Wasze klamoty do wspólnej Sali w zachodnim skrzydle klasztoru. Znajduje się na pierwszym piętrze. Skrzydło stoi praktycznie opustoszałe. Nikt nam nie będzie przeszkadzał w rozmowie. A musimy się poznać i co nieco obgadać. Mam też nadzieję, że szanowna czarodziejka nie będzie miała nic przeciwko odrobinie koedukacji. Tej nocy nie kazałem przygotowywać posłania wśród kapłanek – Fungi oświetlając drogę kagankiem zerknął na Viranę, prowadząc Was do starego dormitorium. Jego głos odbijał się słabym echem po korytarzach. Wszyscy zapewne, poza furtianem, już spali.

*




Dotarliście wreszcie do przytulnej wspólnej Sali. W kominku wesoło trzaskały bierwiona. Dym aż szczypał w oczy. Było gorąco i duszno. Borack swym dziwnym nawykiem otworzył okno - jedyne wychodzące na rzekę Jesiotrową. Od razu do Sali wpłynęło rześkie nocne powietrze.
Pod ścianami komnaty stały prycze i wypchane sienniki. Fungi ciągnął dalej:
- Zorganizowałem trochę sprzętu i zapasów na tę wyprawę. Niewiele broni. Tyle ile można było kupić w tak krótkim czasie. Trochę żarcia. Ze czterdzieści racji i napitek – wskazał dłonią na prowizorycznie zbite skrzynie zebrane w środku sali.

Widar oraz Crean bez słowa podeszli do pakunków i zaczęli szperać po skrzyniach. Fungi obserwując ich z zagadkową miną kontynuował:

- Podróż do masywu Czerwonego Rogu potrwa pięć lub sześć dni. Czeka nas trudny marsz przez lasy, wrzosowiska, wreszcie górski teren. Warownie i osady w dolinach są oblężone przez liczne armie potworów. Jednak wątpię, aby w sanktuarium Yrrhedesa pozostawiono silne straże. To jest nasza szansa. Jak mówiłem mamy czas do pojutrza. Czekamy na Mistrza Egzorcystę. Jeśli nie dotrze do tej pory, ruszymy bez niego…

Crean ze zdziwieniem odnalazł wśród skrzyń niewielką beczułkę opatrzoną cechowym znakiem „Króla Miodu”. Podniósł ją do góry. Zachlupotało. Wzrok wszystkich padł na krasnoluda, który zmieszany wymamrotał:

- No co? Mówiłem, że załatwiłem też napitek. Mamy się lepiej poznać. A nic tak nie integruje jak beczułka krasnoludzkiego miodu. Chyba nie odmówicie?
- Wiesz Panie Fungi… bywają takie okazje, gdy zwyczajnie nie można się nie napić – odparł sentencjonalnie Oktawius patrząc wymownie na resztę kompanii - I to jest właśnie jedna z nich.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U85osQrTrBA&feature=related[/MEDIA]


*



===============================



Panowie, Wielką Przygodę czas zacząć. Zerkajcie zawsze do Komentarzy Oka Yrrhedesa, gdy będę dodawał kolejny post. Tam będę dodawał każdorazowo uwagi i prośby.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 29-04-2011 o 12:12.
kymil jest offline  
Stary 05-04-2011, 18:36   #2
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Creap odłożył powoli beczkę do skrzyni i wyjrzał przez okno. Światło księżyca odbijało się jasnymi refleksami od wzburzonych wód rzeki, nadając stojącej nad rzeką świątyni nieco więcej pozorów życia. O tej porze dziedziniec kramu, którego kawałek widoczny był z okna, był pusty.

Barbarzyńca odwrócił się w stronę nowych karmatów, odkładając wielki topór oburęczny oraz miecz, pod ścianę.

-Jestem Craep aep'Crack. Syn Thornwalda, z północy.

Mężczyzna mierzył ponad dwa metry, zaś jego ciało stanowiło zbitą masę twardych mięśni. Z cichym jęknięciem zwalił się na łóżko, które zatrzeszczało pod jego ciężarem. Wcześniej zdjął napierśnik z torsu, oraz rogaty hełm z głowy. Brązowe włosy opadły mu na policzki, mieszając się z krótką, gęstą brodą.

-To jak, chłopy?- huknął, opierając się plecami o ścianę.- Obijem baryłkę miodu, czy i bez tego obgadamy kto się tu czym zajmuje?

Wielkie buciory ze skóry morsa, seroki pas oraz tunika z futer, sięgająca połowy ud, stanowiły cały strój wikinga.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 05-04-2011 o 19:17.
Makotto jest offline  
Stary 05-04-2011, 19:41   #3
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Kapłanek nie było zbyt wiele. Mężczyzna o czarnej czuprynie nie krył swego niezadowolenia. Wszak jego myśli nie były zbyt lubieżne, a i tak nie mogły być zaspokojone, bowiem żadna kuso ubrana niewiasta, ba!, nawet odziana od stóp do głów w najgrubsze skóry, jakie można spotkać w tych stronach, nie przywitała ich na wejściu. Trudno się temu dziwić. Kto normalny wyczekuje powitania z otwartymi ramionami, czy udami, gdy sprowadzają go potajemnie, pod osłoną nocy, do klasztoru. Jednak nie oznaczało to wcale, iż noc będzie do końca tak nudna. Jak ją jednak porównywać do tej wczorajszej, spędzonej w miejscowym zajeździe? Jak można odebrać człowiekowi, zaspanemu do tego, możliwość spojrzenia na cudne kobiece lico, gdy zaledwie kilka godzin wcześniej niewiasty same przechadzały się częściej obok stolika, przy którym zasiadał właściciel kilkudniowego zarostu, licząc na jakieś wyszukane słowa kierowane pod ich adresem.
Blask mijanej lampy oślepił Widara. Rzadko wspomagał sobie widoczność nocą innym światłem, niżeli tym naturalnym. Tym bardziej że księżyc świecił dzisiaj wyjątkowo jasno. Przetarł szybko oczy, które co chwila się zamykały. Stłumił ziewnięcie. Nie mógł wszak wyglądać na mięczaka, którego zmorą jest morzący sen. Nie przy tej drużynie, która zapowiadała się dosyć ciekawie. I egzotycznie. Znał ich już jakiś okres czasu, jednak nie miał do nich jeszcze zaufania. Zapewne znają się na swoim fachu, jednak czy byłby wstanie powierzyć któremuś z nich życie? Szczerze w to wątpił. Tym bardziej, że wydawało mu się, choć nie był pewien, że jest od większości z nich starszy, ale te dzisiejsze olejki odmładzające sprawiają cuda, więc mógł się mylić. A nie śmiał pytać ich o wiek. Jakoś nie było okazji, albo... wystarczająco gorzałki.
Wielka sala w klasztorze była dość typowa. Odcięta od świata zewnętrznego, mająca na celu skupić młode kapłanki na kontemplacji. Teraz jednak stały przed nim tylko dwie, z tego jakże zacnego rodzaju kobiety, oraz krasnolud. Zauważył także, że jest jeszcze dwójka, której na pierwszy rzut oka nie dostrzegł. Facet ("Echhh... kolejny), oraz kobieta! Na widok tej drugiej mimowolnie wpełzł mu na twarz uśmiech. Tym bardziej że kobieta była całkiem niezłej urody.

***

Widara zmęczył monolog starszej kapłanki. Bardziej skupił się na ustach jej koleżanki po fachu. Nie trwało to jednak długo, bowiem szybko zostali oddelegowani. Pomieszczenie do którego ich zaprowadzili było umiarkowanie przytulne. Podejrzanie za mało jeżeli chodzi o brak kapłanek, oraz za bardzo gdy myślało się, że ma w nim spędzić wspólną noc gromada samców w towarzystwie jednej kobiety.
"Czy oni na prawdę myślą, że jesteśmy zwierzętami i robimy to jeden po drugim, będąc całkiem bezwstydnym?"
Krasnolud rozprawiał o odległościach i... i mało to Widara obchodziło. Póki co, rzecz jasna, bowiem w ustach go tak suszyło, że rzucił się szczupakiem na pobliskie towary, które miały stanowić ich prowiant i, tak zwany, niezbędny ekwipunek podczas wyprawy. Nie był jednak sam. Ten osiłek, z którym dane mu było podróżować przez ostatnich kilka tygodni nie pozostawał w tyle. Więcej! On jako pierwszy dorwał się do beczułki, która, niewątpliwie, zawierała pierwszorzędny trunek.
"No może nie taki pierwszorzędny, ale nie szczyny, do tego jeszcze rozwodnione mlekiem, by go skrzaty nie dotykały."
Skrzypnięcie łóżka przypomniało o zmęczeniu, ale zawartość beczułki była hipnotyzująca.
-To jak, chłopy?
"Nie dość że łóżko swym ciężarem jest wstanie rozwalić, to do tego ślepiec. Jak można nie dostrzegać kobiety w towarzystwie?!"
Mimo że zgadzał się z wypowiedzią jego, jak i tego tajemniczego typa, skrytego za kapturem, to jego męska duma i honor nie pozwalały mu przystać na ich propozycję bez odpowiedniego przywitania.
Ruszył przez całe pomieszczenie do kobiety, która do tej pory się nie odezwała, chwycił bez wahania, acz delikatnie, jej dłoń, po czym musnął ją wargami.
- Wybacz mi ich ostentacyjne zachowanie, pani.- powiedział, nie spuszczając wzroku z oczu przedstawicielki płci pięknej.- Jestem Widar i, niewątpliwie, rad jestem, że cię poznałem. Zechcesz przyłączyć się do naszego grona i skosztować tego trunku, który jest tak zachwalany przez naszego drogiego przewodnika?
Nie obchodziło go jednak czy się zgodzi, czy też nie. Wiedział jedno- on jest całkowicie za.
- Siądźmy wszyscy bliżej siebie, by potem nie było narzekań, że kogoś ominęła kolejka.-rzekł.
Chwilę potem sam znalazł sobie kawał skóry, na której mógł spocząć i oczekiwał aż "gospodarz" uraczy ich szlachetnym napitkiem.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 05-04-2011, 18:52   #4
 
b00r0's Avatar
 
Reputacja: 1 b00r0 nie jest za bardzo znany
Borack w milczeniu obserwował Creapa, co jakiś czas ukradkiem zerkając w stronę Fungiego, by w końcu zwrócić się do krasnoluda

-Jedyne co musisz o mnie wiedzieć, to to, że zwą mnie Borack, nie jest to moje imię, ale powinno ci to wystarczyć. Jeśli potrzebujecie kogoś kto zabija po cichu i bez zawahania to dobrzeście trafili. Od większej rozwałki jest reszta znajdującego się tu zwierzyńca - ostatnie słowa wypowiedział patrząc wymownie na Creapa.

Sam Borack niewiele zdradzał po swoim wyglądzie. Był średniego wzrostu a jego ciało skrywało się pod nieco zużytym czarnym niegdyś płaszczem. Jego twarz w połowie skryta była pod kapturem, spod którego opadały na jego ramiona długie śnieżnobiałe włosy. Jego twarz jak gdyby samoistnie wtapiała się w cień, co uniemożliwiało dostrzeżenie w pełni jego rysów, a jedynym co się rzucało w oczy była niewielka blizna na lewym policzku, wyglądająca na pamiątkę po cudem unikniętej strzale lub bełcie.

Borack zmierzył wzrokiem beczułkę 'Króla Miodu' po czym z nieukrywaną satysfakcją rzekł - Dawno nie miałem kaca, napijmy się przyjaciele.
 
__________________
Rycerz bez blizny to kutas nie rycerz

Ostatnio edytowane przez b00r0 : 05-04-2011 o 19:04.
b00r0 jest offline  
Stary 05-04-2011, 19:53   #5
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
To było kilka porzytecznie spędzonych dni. Oktawius nie wiedział nawt ile dokładnie, jednak sądząc po ziejącej pustką sakwie i ilości zastawionego u zamtuzowego lichwiarza sprzętu, nie mało. Sama ilość nie miała znaczenia. Liczyło się jak zostały spędzone.
W burdlu, bo tam właśnie przebywał cały czas od chwili przybycia do Vetterberga, czuł się jak w domu. W zasadzie zawsze czuł się jak w domu w burdelach, zamtuzach, nawet wszelakiej maści budach na kółkach, które nieodmiennie swych klientów traktowały jak dzieci. Gościły, karmiły i dostarczały rozrywki. I nie chodziło li tylko o pociupcianie. To mógł mieć wszędzie. Jakaż to sztuka dziewkę najść, wciągnąć na siodło i w ustronnym miejscu wyobracać? Żadna. W bordelach zdaniem Oktawiusa jedna rzecz była ważna. Żeby było miło.
I było. Dzień za dniem, noc za nocą było miło że ho ho. Cały Vetterberg aż huczał od tego miłowania. I byłby może jeszcze jakiś czas huczał, gdyby nie te cholery - kapłanki Delibe. Co te flondry sobie wyobrażały!? Żeby tak włazić z gwardią świątynną na wesele?! Kurwa!! I od razu prosto z mostu - Pójdziesz z nami. Mało go nagła krew nie zalała! Dopiero wzmianka o robocie, dobrej robocie nieco ostudziła emocje i dał się zawlec do chramu. Nie zdziwił się, gdy w środku zastał pozostałych. Na całym tym zadupiu ich szóstka była najodpowiedniejszą kompanią, jeśli do roboty potrzebni byli najemnicy. Zdziwio go za to, że do roboty wynajmowała świątynia. A jeszcze bardziej, że "czcigodne matki" kumały się z czarownicą.
Dopiero po pierwszych słowach wyjaśnienia na co poniektóre wątpliwości Oktawiusa padło nieco światła. Nie wszystkie, ale i śpieszyć się nie było powodu, i wino z okolicznych pól spożywane ostatnimi czasy regularnie robiło swoje. Toteż nie trzeba go było namawiać, kiedy okazało się że Crean ściska beczułkę z Królem Miodu a brodacz mimo, że stara się to ukrywać przed tymi świątynnymi heterami też aż cały się skręca, żeby się wreszcie napić.
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 06-04-2011 o 12:20. Powód: byki, a cóż by innego?
Bogdan jest offline  
Stary 06-04-2011, 00:42   #6
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Virana de Noth
Ktoś obeznany ze stosunkami Loży Czarodziejów z Axen mógłby słyszeć pogłoski o Viriane. A nie było one zbyt pochlebne, ponoć swoje wysokie, jak na wiek i umiejętności, stanowisko otrzymała otrzymała za talenty zgoła innego rodzaju niż magiczne. Choć pogłoski mówiły, że to co wyczyniała w alkowie i nie tylko na magię zakrawało.
Blond mieszaniec z lekko szpiczastymi uszami i skośnymi oczami zwracał uwagę swą egzotyczną urodą. I Virana bezczelnie to wykorzystywała, podczas podróży do Vittebergu ani razu nie zdarzyło jej się oporządzać konia, taszczyć torby podróżnej czy robić cokolwiek innego. Zawsze trafiał się jakiś samiec liczący na coś więcej niż tylko oglądanie krągłego tyłka.

Klasztor w Vettenbergu
- Wybacz mi ich ostentacyjne zachowanie, pani.- powiedział, nie spuszczając wzroku z oczu przedstawicielki płci pięknej.- Jestem Widar i, niewątpliwie, rad jestem, że cię poznałem. Zechcesz przyłączyć się do naszego grona i skosztować tego trunku, który jest tak zachwalany przez naszego drogiego przewodnika?
- Z zasady nie chlam, nie licuje to z godnością Loży Czarodziejów. Ale by podbudować wasze samcze ego przed ewentualną śmiercią wypije kubek. - powiedziała do śliniącego jej dłoń osobnika. Osobnika, który nie ujął jej dwornym zachowaniem. Najwyraźniej jakimś niewieścim szóstym zmysłem wyczuła, że ma on ją głęboko w poważaniu.

Zanim usiadła z resztą przeszperała ekwipunek. Czarodziejka z przedłożonego im sprzętu zabrała atrament, pergaminy i pióra. Dodatkowo zabrała jedzenie, wybierając co lepsze. Na koniec marszcząc nos przygarnęła myśliwski nóż. Co prawda miała przy pasie kord i na udzie wąski sztylet. Co prawda nóż nie wydawał się być przedmiotem pierwszej potrzeby, ale mógł się przydać. Wszystko to spakowała do własnego plecaka. Hubkę i krzesiwo miała własne, ale nigdy za wiele, więc też dorzuciła do ekwipunku.

W końcu usiadła i podstawiła kubek do napełnienia. Fachowym spojrzeniem oceniła ich walory fizyczne.
- Jestem Virana de Noth, Czarodziejka z Loży z Axen. Nie wiem czy to do was dotarło, ale gdy znajdziemy Oko Yrrhedesa to ja będę musiała się nim zająć. - odrzuciła warkocz na plecy i założyła noe na nogę - Więc liczę, że zapewnicie mi bezpieczeństwo.
Nie planowała za długo siedzieć z opojami.
 
Mike jest offline  
Stary 06-04-2011, 08:19   #7
 
Reputacja: 1 Darnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodzeDarnox jest na bardzo dobrej drodze
Terez zaklął w myślach - Egzorcysta, stronnik księcia Yahel ? Przecież Cypryan... ehh...
Nigdy nie wierzył w magię - to czym popisywali się wędrowni czarownicy, było tylko mizernymi sztuczkami, na które nabrać może się tylko plebs, a legendy o ognistych kulach przebijających się przez szeregi wroga - bujdy - na polu bitwy sprawdza się tylko stal.
Może jednak nie dotrze ? Może skręci sobie nogę, napadną go zbójcy, wilkołak ugryzie w dupę ?
Przesadza, rzekłbyś. Oj nie. Alera znają w Yahel. Kiedyś usłyszał, że "jak go dostaną, to..." Terez przełknął ślinę. Jeśli słowo stałoby się ciałem... mógłby zapomnieć o szaleństwach z panienkami do końca życia ( o ile tego życia wonczas by mu jeszcze zostało). Wizja ta, po pobycie w tutejszym burdelu, sprawiła że dreszcz przebiegł po plecach Alera niczym długa, śliska gąsienica.

Nie słuchał zbytnio rozmowy, jednak w miarę orientował się w jej temacie. Może by tak się przedstawić ?
- Moja godność - Aler Terez - jak mi będziecie mówić, to mi zwisa, bylebym wiedział, że to do mnie... Kim jestem - to chyba widać - lubię bitkę - Awanturnik uśmiechnął się, dotykając wetkniętego za pas morgenszternu. Przy okazji, przesunął rękę, by upewnić się, że mieszek (skromnej, bo skromnej, ale jednak zawartości) jest na miejscu.
Terez łakomie spojrzał na Króla Miodu...
- Myślę, że pora sprawdzić, czy temu "królowi" warto się pokłonić...
 
Darnox jest offline  
Stary 06-04-2011, 12:42   #8
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin
Draugdin był najemnym wojownikiem z dziada pradziada. Był dobry w swoim fachu i lubił to co robił. Lubił smak przygody i często towarzyszącego jej niebezpieczeństwa. Był specjalistą w posługiwaniu się bronią wszelakiego rodzaju. jego ulubioną był miecze długie i półtoraręczne. Od dłuższego czasu znał się z Wolfem Larsonem. Była to twarda męska przyjaźń, ale Draugdin jednego mógł być pewien w ciemno. Gdyby przyszło brać udział w niemalże samobójczej misji lub podjąć walkę będąc otoczonym przez bandę wściekłych goblinów potrzebowałby jedynie dwóch rzeczy. Własnego sprawdzonego miecza i walczącego u jego boku kompana Wolfa.

Klasztor w Vettenbergu
Szóstka z najemników siedzących w sali i słuchająca wykładu Fungi Zigilduna na temat celu ich zadań znała się od prawie miesiąca. Reszta była nowa. Znałem Wolfa nie od dziś to też nie umknął mojej uwadze błysk w jego oku gdy padła nazwa Masywu Czerwonego Rogu. Był w końcu badaczem wszelkiego rodzaju lochów. Już sam ten fakt wystarczał mi aby być pewnym, że wyprawa będzie opłacalna. Być może bardzo niebezpieczna, ale tym bardziej oplacalna.
Po wyczerpującej temat odprawie - choć znając życie i tak nam o czym nie powiedziano. przeszliśmy do sali gdzie złożona nasz ewkipunek i gdzie mogliśmy odpocząć. Krasnolud znalazł nawet baryłkę przedniej jakości krasnoludzkiego miodu. Cóż zapowiadała się niezła uczta integracyjna. Draugdin nie obawiał się o kaca. Miał mocną głowę, a poza tym znał swoje możliwości i wiedział kiedy zwolnić tempo by zachować jasność umysłu.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 06-04-2011, 22:52   #9
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację


Oczy spoglądające na zebranych w salce ludzi były obojętne i znudzone jak tylko się dało. Wolf omiótł tylko spojrzeniem wszystkich zebranych, ignorując ich zupełnie, ostatecznie zawieszając spojrzenie na cyckach czarodziejki, jako na najbardziej interesującej rzeczy w pomieszczeniu. Rozwalony na krześle, w fantazyjnej pozie „przestańcie pieprzyć i pokażcie co tym razem mam zabić”, ożywił się dopiero kiedy kapłanki mówił o miejscu ich zlecania. No ożywił się, to za duże słowo, oderwał po prostu spojrzenie od biustu magiczki. Na chwilę.

- Słyszałem o tym miejscu - odezwał się nie pytany, dudniącym jak dzwon głosem, wracając do kontemplowania cycków. - Podobno, jest tam tyle złota i skarbów, że jakbym je wszystkie dostał, to mógłbym chlać i ruchać przez jakieś.... – Wolf zamyślił się przez chwilę, skupiony na skomplikowanych obliczeniach - ... trzy zimy. No u was to może ze cztery, bo dziwki tanie macie. O ile by mi się nie znudziły... –

Larson pokiwał mądrze głową, jakby wygłosił właśnie głęboką życiową sentencje, która na stałe wejdzie do kanonów filozofii i literatury.

- Wchodzę w to. –

*****

- Wolf Larson

Przedstawił się, kiedy znaleźli się już w mniejszym towarzystwie. „Starzy towarzysze” już przywykli, nowi mieli się okazję zacząć przyzwyczajać. Wolf odnosił się do wszystkich z góry. Trudno żeby było inaczej, skoro zdarzało mu się widzieć zamkowe bramy, pod którymi musiał się schylać, żeby sobie głowy nie obić. Dwa metry ze sporym okładem robiły swoje. Nie był chodzącą górą mięśni jak barbarzyńca z północy, ale nawet od niego był o głowę wyższy.

Towarzysze podróży zdążyli go poznać jako wiecznie znudzonego rzeczywistością mruka, choć obdarzonego specyficznym, złośliwym i wyjątkowo czarnym poczuciem humoru. Nikomu to nie przeszkadzało, biorąc pod uwagę fakt, że Wolf potrafił jedną ręką podnieść za włosy dorosłego mężczyzną a drugą metodycznie okładać go po ryju, aż straci przytomność. To był świetny trik i wszyscy uwielbiali, kiedy pokazywał go na postojach w karczmach. No, może poza bitym, ale jego nikt nie pytał i sam szybko przestawał protestować.

Wolf nie skomentował pozycji opróżnienia beczułki, bo i po co. On pił już od dłuższego czasu, więc to potraktował jako kontynuację. Zlewając resztę towarzystwa, jak to miął w zwyczaju, podszedł do beczki i podniósł ją do ust. Zębami wyrwał korek, wypluł na podłogę, odchylił głowę i przechylił beczkę, tak aby złoty trunek szerokim strumieniem spływał mu do otwartego gardła. Przy okazji trochę pociekło po brodzie, ale olbrzymowi zdawał się to nie robić różnicy. Całość trwała dobre parę chwil bo „spust” Wolf miał duży. W końcu jednak odsunął beczkę do ust i popatrzył po zebranych.

Powód wzrokiem po wszystkim, z tym charakterystycznym sworzniem kogoś, kto zaraz coś powie i to będzie to COŚ, na co wszyscy czekają cały wieczór. Słowa, które będą wybrzmiewać w ich głowach jeszcze długu. Treści, które można analizować bez końca, za każdym razem odnajdując w nich nowe ukryte idee i znaczenia. Drag, jak w skrócie nazywał swojego starego znajomka, znał to spojrzenie. Dlatego odsunął się profilaktycznie. Wolf tym czasem, nabrał powietrza i...

...beknął tak donośnie, że aż płomienie świeć się zakołysały. Odwrócił się przy tym w stronę płonącego kominka, sprawiając że buchnęła z niego mała kula ognista, osmalając okoliczne meble i osoby.

- Dobre! –

------------------------------------------
[Rzut w Kostnicy: 22]
 
malahaj jest offline  
Stary 07-04-2011, 19:34   #10
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Wspólna Sala, Klasztor w Vetterbergu, północ


Fungi siedząc na pryczy z rozbawieniem patrzył na pokaz Wolfa Larsona. Gdy olbrzym skupił na sobie uwagę zebranych donośnym beknięciem, krasnolud z zadowolenia klepnął się po kolanach.

- Ha, to było zaiste paradne – zakrzyknął – zabawę czas zacząć! Nie żałujcie sobie kamraci, jest jeszcze jedna beczułka! Starczy królewskiego trunku dla całej naszej wesołej kompanii. To mówiąc podszedł do Wolfa i nalał sobie z jego beczułki - do inkrustowanego miedzią rogu - złocistego miodu.

Wasze zdrowie, śmiałkowie! – wzniósł toast i przepił do stojącego najbliżej Boracka.
Beczułka „Króla Miodu” zaś krążyła pomiędzy zebranymi - przyszłymi towarzyszami wyprawy po klejnot Demona Yrrhedesa. Trunek rozgrzewał ciała i serca kamratów. Na chwilę mogli zapomnieć o czyhających na nich niebezpieczeństwach. Języki powoli się rozsupływały. Rozmowa nabierała tempa…

*

Fungi kończąc drugi już róg pełen miodu podszedł do rozmawiających ze sobą czarodziejki Virany i jej towarzysza Alera Tereza.

- I jak oceniacie śmiałków? Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie, co? Zanim ich sprowadziłem, wypytałem o wszystko półelfiego kupca Gilraela, który ich wynajął do eskortowania karawany przez Szlak Kościotrupów. Zapewniał mnie, że spisali się nadzwyczaj udatnie. Na pierwszy rzut oka różnią się od tutejszych. Ten półelf Borack to zręczny nożownik, olbrzym – wskazał palcem na Wolfa – to znany łowca skarbów i skalpów. Jego towarzysz, Dragin, czy jak mu tam, to zawodowy najemnik. Postawny Crean z Północy należy do wyjątkowo odpornej na trudy barbarzyńskiej nacji. Oktawius, grasant pierwszej wody. Widar robi za oczy drużyny.
- Taaak – pociągnął głęboki łyk - tutejsi niestety nadają się tylko do grzebania w ziemi i gnoju. Szczęście nam dopisało, że jeszcze się kompani nie rozpierzchli na cztery strony świata w poszukiwaniu zarobku. Nawet kapłanka Agness odetchnęła z ulgą, gdy powiedziałem jej, że znalazłem właściwych ludzi do tej eskapady.

*

Krasnolud krążył pomiędzy awanturnikami, poklepywał po plecach, śmiał się z ich żartów, przepijał. Brakowało na razie tylko jakiegoś grajka. Ale ta sielankowa atmosfera nie mogła trwać długo. W końcu wiedział, że przyjdzie mu odpowiedzieć na trudne pytania o niebezpieczeństwa wyprawy. Czekał. Noc była jeszcze młoda, humory na razie dopisywały. Choć jutrzejszy poranek, przynajmniej dla niektórych miał okazać się wyjątkowo kiepski.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 07-04-2011 o 19:58.
kymil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172