Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2013, 22:25   #11
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Nie objaśniony sen jest jak nie przeczytany list. Tak mawiała kiedyś babcia Antonina. Lena często śmiała się z babcinych porzekadeł i przesądów. Do czasu kiedy w jej życiu pojawił się Mrok, a wraz z nim koszmary, które kąsały jej duszę i po których budziła się z krzykiem, cała spłakana.

Teraz również długo nie mogła uspokoić oddechu i rytmu serca, które waliło jak oszalałe. Coś niedobrego działo się z jej dzieckiem i ona musiała się dowiedzieć co.

W jej głowie wciąż brzmiały dziwne słowa ze snu:

Czy słyszysz zegar śmierci, Leno?....

Co się działo z Majeczką? Co to za dziwny język, którym mówiła przez sen?? Czytała kiedyś o przypadkach powracania innych wcieleń u małych dzieci, ale przecież nie wierzyła w reinkarnację? A może mała była chora psychicznie? Ale jej biologiczni rodzice nie byli obciążeni. Sprawdzono to dokładnie przed adopcją. A może to matka coś zmyśla?

Lena czuła jak strach chwyta ją za krtań. Tych może było tak wiele…
Nie mogła pozwolić by cokolwiek złego przydarzyło się jej córce. Obiecała sobie to kiedyś i zamierzała dotrzymać obietnicy.

Spojrzała na trzymaną w ręce komórkę i już wiedziała co zrobi.

- Antek? – odezwała się gdy w słuchawce ktoś burknął ochrypłym głosem „halo” – Tu Lena…. Tak, wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale potrzebuję, żebyś przyjechał do szpitala i zmienił mnie…. Co takiego? Nie… to znaczy tak, coś się dzieje z Mają i muszę pędzić do domu… Za 20 minut?... Cholera, nie dasz rady szybciej? … tak, wiem… dobra, poczekam.

Przez ten czas, kiedy czekała na przyjaciela zdążyła zawiadomić pielęgniarki na dyżurce, przebrać się i zjechać windą na parking podziemny kliniki.
Antek nadjechał akurat w momencie kiedy podchodziła do swojej czarnej X6-tki.

- Lena! Zaczekaj chwilę… co się właściwie dzieje z Majką? – mężczyzna wyskoczył z samochodu po ostrym hamowaniu tuż obok auta lekarki.

- Nie wiem Antek, mama zadzwoniła z czymś dziwnym i lecę sprawdzić co się dzieje. Przepraszam cię za pobudkę, ale sam rozumiesz…. – mówiła do przyjaciela odpalając jednocześnie silnik.

- Daj spokój, nie ma o czym mówić. Jedź, tylko ostrożnie, ok?
Kobieta pokiwała jedynie niecierpliwie głową i ruszyła z piskiem opon.

- I zadzwoń potem do mnie… - Antek krzyczał jeszcze za odjeżdżającym samochodem, ale Lena nie słyszała już co mówił.

Ulice Trójmiasta były na szczęście puste o tej porze, przycisnęła więc pedał gazu i w dziesięć minut, łamiąc wszelkie możliwe przepisy drogowe podjechała pod bramę osiedla.
Drogi do bloku prawie nie pamiętała. Machinalnie, jak dobrze zaprogramowany robot odnalazła wejście do apartamentu. Otworzyła drzwi kluczem i zrzuciwszy w przedpokoju płaszcz i torebkę niespokojna skierowała się do dziecięcego pokoju.



Matka czuwała przy małej nagrywając na kamerę wszystko co się działo w pokoju. Dostrzegłszy Lenę położyła palec na ustach. Maja faktycznie mruczała coś przez sen w języku, który nie przypominał Lenie, żaden ze współcześnie znanych. Przysłuchiwała się temu z przestrachem i po jakimś czasie odniosła wrażenie, że córka mówi nie w jednym lecz w kilku starych językach.

- Mamo…jak to możliwe? – spytała szeptem

- Nie wiem córciu, ale strasznie się boję…

Lena dotknęła dłonią czoła dziecka. Było chłodne, takie jak być powinno.

- Obudzę ją i zbadam… musi być na to jakieś wytłumaczenie.

Wydawało się przez chwilę jakby Amelia chciała coś powiedzieć, ale przygryzła tylko górną wargę.

- Majeczko, kochanie… - Lena delikatnie wybudzała córkę, całując ją w czoło. – Zbudź się skarbie…

W końcu jej córka otworzyła oczy… i faktycznie o dziwo jej dziwna mowa ucichła.

- Mama! – zaspane dziecko przywarło do matki w mocnym uścisku – Mama wlaca z placi? – dziewczynka zagadała w mowie dwulatki.



- Tak serduszko moje, jak ci się spało, byłaś grzeczna? – Lena pytała jednocześnie dokładnie oglądając córkę.

- Acha – dziecko skinęło jasną główką – gzecna, baba o Kubusiu cytała, a ja spałam jak smok – dziecko szczebiotało jak gdyby nigdy nic.

- Chodź do mnie – Lena wzięła córeczkę na ręce – zbóju mój mały. Mama zbada cię tak jak zawsze, dobrze? Posłuchamy bicia serduszka?

- Acha, a das posłuchać?

- Pewnie, że tak. – Lena z trudem zdobyła się na uśmiech.

Wstępne badanie dziecka niczego nie wniosło. Temperatura i wszystkie inne parametry życiowe były w normie, a mała zachowywała się jak zawsze radośnie. Lena westchnęła ciężko w geście bezsilności.

- Córcia… - Amelia nareszcie przemówiła kiedy Maja zajęła się pałaszowaniem kaszy z butelki – a może my do księdza Wacława pójdziemy? Co?

Lena spojrzała na matkę z oburzeniem.

- Co mama? A ksiądz to niby po co? Po południu zabiorę Majkę do kliniki i zrobimy jej tomografię głowy.

- Ale Lenuś… może… może – matka Leny dukała nieśmiało – no, może ktoś urok na dziecko rzucił, albo ją coś opętało?

- Prchhhh… - Lena parsknęła trochę niepewnie – Dwudziesty pierwszy wiek mamy mamo. Opętanie… chyba sama mama nie wierzy?

- A ja dla świętego spokoju dziecko bym zabrała. Ty sobie te nowoczesne badania rób, ale jak dusza opętana to ja czytałam, że ludzie wtedy dziwnymi językami mówią. A tego od Majeczki to ja w życiu nie słyszałam.

Lena zastanowiła się nad słowami swojej rodzicielki. Z jednej strony wszystko się w niej buntowało, że matka jakieś pierdoły wymyśla, ale z drugiej strony gotowa była zrobić dla córki wszystko, żeby tylko była zdrowa. Nawet jeśli wiązało się to z ośmieszeniem się u księdza. Biła się z myślami jeszcze przez chwilę, ale patrząc na pyzata buzię córeczki poddała się.

- Dobrze mamo. Pójdziemy do księdza Wacława z tą kamerą, ale potem i tak wezmę małą do kliniki na tomograf.

Postanowione.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 17-03-2013, 23:46   #12
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Cel to ta dziewczynka. Kiedy trafiła do zastępczej matki, miała przy sobie złoty pierścionek z rubinem - masz go przejąć. Czy zrobisz to siłą czy sprytem - nie obchodzi mnie to. Jak ci się uda, znajdziesz mnie tutaj w każdy wtorek między 12 a 16. Wtedy skończymy transakcje. Dostaniesz 10 patyków na nowy start i nikt ci nie da po mordzie. Pasi?

- Nie pasi - odpowiedział Piotr, patrząc się na krzyw ząb starca. "Dlaczego nie wyprostowałeś go sobie ruska kurwo" pomyślał, ale zamiast tego powiedział. - To robota dla włamywacza - stwierdził. - W dodatku nigdy nie byłem w Gdańsku. Kurwa, gdybym wiedział co ode mnie chcecie to kazałbym się wysadzić na Pradze, spakował walizki i wyjechał do Niemiec. - Piotr uspokoił się i dodał - Biorę robotę. Pewnie nie wiesz nawet jak nazywa się klinika Sobolewskiej? Zresztą nieważne, poradzę sobie. Wtorki 12-16? - powtórzył sam do siebie. - Do zobaczenia za dwa-trzy tygodnie – rzucił na odchodne i ruszył przed siebie. Po drodze kopnął kamień z bezsilnej złości. Zupełnie nie zwrócił uwagi na informację o tym, że Sobolewska miała znamię o kształcie gwiazdy z ogonem.

*

Dopiero w barze „Pod Aniołem” na głębokiej Pradze Piotr poczuł, że jest na wolności. Kończył pić trzecie piwo, lekko szumiało mu w głowie, próbował ułożyć sobie plan tego co i jak miał zrobić. Na szczęście w mieszkaniu matki… w swoim mieszkaniu znalazł trochę pieniędzy, odłożonych przez matkę na czarną godzinę. 1000 złotych nie powalało na głowę, ale i tak było to lepsze niż nic.

Wypił jeszcze jedno piwo i wrócił do pustego mieszkania. Rzeczy matki zostały spakowane przez panią Basię, o tym że kiedyś ktoś tu mieszkał zdradzały zdjęcia, listy Piotra z więzienia i niedokończona książka. „Ława Przysięgłych” Grishama do którego matka Piotra miała zawsze słabość.

W pokoju Piotra nic się nie zmieniło. Umierająca matka nie miała siły i chęci by robić tu porządek. Bałagan był więc dokładnie taki sam jak w dniu jego aresztowania. Lekko pijany Piotr zrzucił ubranie, przebrał się w gacie i koszulkę, i padł na łóżko. Na jego szczęście sen przyszedł szybko. Śnił dziwny sen.

*

Obudził się po 11:00. Pogoda na zewnątrz nie zachęcała do wstawania więc i Piotr się nie śpieszył z tą czynnością. Dopiero o 12:00 umył się i ogolił, a potem przeszukał swój pokój. Jego klucze i wytrychy nadal tam były. „Przydadzą się” pomyślał i spakował do walizki, podobnie jak trochę ubrań. Następnie wsadził pieniądze do portfela i wyszedł z domu. Miał nadzieję, że na Centralnym szybko złapie pociąg do Gdańska. Co dalej? Nie wiedział, nie chciał o tym myśleć. Mógł oczywiście odszukać starych znajomych, pewnie któryś z nich chętnie by mu pomógł… oczywiście nie za darmo. Piotr jednak nie chciał zaciągać kolejnego długu wdzięczności, wystarczyło mu że musiał zrobić coś dla ruskich. Miał tylko nadzieję, że robota pójdzie mu łatwo.

Przed wejściem do pociągu kupił piwo dla uspokojenia nerwów, a potem ruszył siedząc w drugiej klasie z dwoma babciami i palaczem. Cały przedział śmierdział papierosem do czasu gdy Piotr nie poprosił palacza o jego zgaszenie. Fakt pokazania paru tatuaży i opowiedzenie starszym paniom skąd wyszedł Piotr nie miał żadnego znaczenia...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 18-03-2013, 21:56   #13
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Koszmary wciąż ją nękały, i znów pojawiała się ta kobieta. Aniela popytała i przejrzałą Internet. Miasto scyzoryków to Kielce. Ale jak mogło to pojawić się w jej podświadomości, skoro ona sama tego nie wiedziała? Może przejedzie się tak przy najbliższej okazji?

I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Czekał na nią ktoś z taką ofertą, jaka nie zdarza się mieszkańcom Grudziądza.

- Pani Aniela, prawda? Nazywam się Mateusz Koss - uśmiechnął się przyjaźnie - Reprezentuję prywatną szkołę we Wrocławiu, mam dla pani propozycję zawodową. Przepraszam, ze tak nagle i bez telefonu, ale przejeżdżałem przez Grudziądz i pomyślałem, że poznam Panią osobiście. Czy dałaby się pani zaprosić na kawę? Wszystko wtedy wytłumaczę.
- Emmm, no dobrze, w sumie możemy porozmawiać. Tu obok jest taka mała kawiarnia.


Udali się do kawiarni, która była rzeczywiście kilka kroków od miejsca ich spotkania. Wymienili kilka uwag o pogodzie i stanie dróg, a gdy dostali kawę przeszli do rzeczy.

- Rozumiem, że miałabym pojechać do Wrocławia i tam uczyć, tak panie Koss?
- W skrócie - tak. Zainteresowały nas pani prace, bo stawiamy na niestandardowe myślenie kadry prowadzącej. To jest szkoła wyższa, która duży nacisk kładzie na umiejętności praktyczne. jeśli zgodzi się pani wziąć pełny etat - oferujemy mieszkanie - płaci pani tylko opłaty. Jeśli o mój osąd chodzi nie jest to nic wyszukanego, są to zazwyczaj kawalerki, ale w nowym budownictwie, na strzeżonym osiedlu, więc proszę się nie bać, że trafiłaby Pani do jakiejś rudery.
- Zaskoczył mnie pan, nie spodziewałabym się takiej oferty. Trochę to dziwne, że nie znaleźliście nikogo bliżej Wrocławia. Do kiedy musiałabym dać panu odpowiedź?
- Proszę się nie spieszyć, przecież świat... nie skończy się jutro, prawda?


Mężczyzna podał Anieli wizytówkę ze swoim telefonem, uśmiechając się przy tym tak, jakby opowiedział przedni dowcip.

- No dobrze, ale kiedy zaczęłabym pracę, od nowego roku szkolnego?
- W każdej chwili, jak najszybciej. Poprzedni nauczyciel zachorował i teraz nasi studenci mają zastępstwo, ale jego poziom jest daleki od naszych oczekiwań.
- Czyli ja też byłabym na zastępstwo? A co jak tamten wyzdrowieje?
- Niestety, pan Smith raczej nie wyzdrowieje, jeśli pani rozumie... Bardzo przykra sprawa.
-Hmm, domyślam się że płaca też będzie dobra. Przemyślę to i zadzwonię do pana jutro.
- Co najmniej 2 razy wyższa od obecnej. Zatem czekam na telefon, gdyby pani miała jakieś pytania, proszę dzwonić o każdej porze. Zatrzymałem się w pobliskim hotelu, a że nie znam miasta to raczej będę cały czas pod telefonem.


Pożegnali się i każdy ruszył w swoją stronę. Aniela miała ciągle w głowie jego słowa i jego uśmiech. Był przekonujący i ciągle się tak uśmiechał! Kobietę na pewno czeka nie przespana noc.

* * *

Rano znowu wybudziła się z koszmaru, po całych dwóch godzinach snu. Tomek wyszedł już z domu, ostatnio ciągle się mijali i było im z tym dobrze. Myślała nad tym całą noc. Postanowiła dziś porozmawiać z dyrektorką szkoły i dowiedzieć się jakby wyglądała jej sprawa zwolnienia się. Raczej dyra nie będzie zadowolona. Ale może tak właśnie Aniela powinna teraz zrobić? Zacząć życie od nowa, poustawiać inaczej priorytety. Dziecka już nie będzie w tych planach...

Postanowiła wstępnie zgodzić się na propozycję pana Kossa i wyjechać z tego cholernego miasta jak najdalej. A poza tym z Wrocławia już trochę bliżej do Kielc.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 19-03-2013, 23:57   #14
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/-ZJDNSp1QJA?hl=pl_PL&version=3[/MEDIA]

Słońce smutku wypali Ziemię.
Mróz w lód przemieni nocy łzy.
Księżyc roziskrzy śniegowy puch,
W końcu wiosna wróci, lecz nie Ty.


Adam

Od kilku minut Moliński wpatrywał się w kartę, którą wyciągnął z talii. Księżyc. Cholera, dlaczego to akurat musiał być Księżyc?


Cytat:
Symbolika karty: Zamknięcie w świecie iluzji, marzeń, oderwanie od rzeczywistości, idealizm, napięcie, niepokój, lęk, magia, kłamstwo, tajemnica, niejasność, ukryte sprawy, pogrążenie w smutku, intuicja, marzenie o czymś nieosiągalnym. Jeśli pojawi się ta karta, to bardzo prawdopodobne jest, że widzimy sytuację w złym świetle, nie mamy wystarczających informacji, lub przesadnie idealizujemy, prawda może okazać się trudna do przyjęcia. Samooszukiwanie się, trudności z rozliczeniem się z przeszłością, podejrzliwość, również terapia, twórczość, wizje.

W odniesieniu do bieżącej sytuacji Księżyc mógł oznaczać, że Adam się pomylił i skrzywdził nie tego człowieka, co powinien. Karta jednak mogła też sugerować ogólną ułudę i jakąś niejasność, którą Adam już wcześniej odczuwał. Powinien porozmawiać o tym jeszcze raz z Leną. Powinien, ale to za chwile.

Zadał jeszcze jedno pytanie kartom. Zapytał o to, o co pytać nie powinien żaden tarocista - o przyszłość. Wyciągnął kartę i położył odwróconą koszulką do góry. Czuł, że nie powinien jej oglądać, a jednocześnie… musiał.
Wieża.


Cytat:
Symbolika karty: Nagłe, niespodziewane zmiany, rozpad, dotkliwa strata, która po pewnym czasie może okazać się błogosławieństwem, wyzwolenie, ogromna zmiana w światopoglądzie, postrzeganiu kogoś lub czegoś, utrata życiowej stabilizacji, ważnego stanowiska, plany, które nie powiodą się, trudne do rozwiązania problemy, ruina finansowa, nagły cios z zewnątrz, destrukcja, przykre wydarzenia, zwątpienie w sens życia, wstrząs psychiczny.

Zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pokazał się napis „DOM”. Tego nie mógł zignorować.

- Tak? - zapytał zimną powierzchnię aparatu.
- Adam… - głos mamy brzmiał dziwnie, jakby miała trudności z mówieniem - Ewcia… ona zniknęła. Jej obrazy zostały pocięte, a żadne rzeczy nie zniknęły. Twój brat mówi, że to... że to porwanie mogło być.


Cyprian

Czekanie się przeciągało. Cyprian siedział w poczekalni już przynajmniej pół godziny. Był sam. Czy powinien przyjść kiedy indziej? Ale przecież biskup był w diecezji…

Nagle coś poruszyło się w pomieszczeniu. Mężczyzna odruchowo odwrócił głowę i zobaczył… małego satyra. Chłopiec, który nie wiadomo jak wszedł do pokoju bez otwierania ciężkich, dębowych drzwi, był nagi, przy czym dolną część jego ciała pokrywała obfita sierść. Małe, brązowe kopytka bezgłośnie przemieszczały się po posadzce. Satyr miał coś w buzi… czyżby lizaka?
Kiedy Cyprian przyglądał się oniemiały, chłopiec podszedł do sąsiedniego krzesła i przysiadł na nim.


- No, czeeeść. - zagadnął jakby od niechcenia, patrząc teraz wprost na Cypriana.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że musisz jeszcze trochę poczekać. Akurat demon nocy dorwał biskupcia.

Satyr zachichotał, a nie widząc wesołości u rozmówcy, zmarszczył brwi. Wyjął lizaka z buzi i wskazał nim Smolińskiego.

- Ty nie rozumiesz, o czym mówię, nie? No tak, jesteś nowy. Demony nocy roznoszą koszmary tym, którzy zgrzeszyli. A sam rozumiesz, nieładnie spać w pracy.

Dzieciak uśmiechnął się teraz szeroko, obnażając ostro zakończone zęby drapieżnika.


Lena

Wizyta u księdza niewiele dała. Duchowny kazał się modlić obu kobietom, chodzić na niedzielne msze, przyjść do spowiedzi oraz za drobną opłatą „co łaska” zgodził się przyjść następnego dnia do mieszkania Leny, aby je pobłogosławić.

Kiedy więc wiara nie przyniosła odpowiedzi na pytania o stan duchowy dziewczynki, lekarka zabrała córeczkę do swojego szpitala. Chciała zrobić jej badanie tomograficzne, a może też przy okazji zasięgnie porady innego pediatry? Może warto spytać dziecięcego psychologa?

Pochłonięta myślami, nawet nie zwróciła uwagi na zaniedbanego mężczyznę, który akurat wysiadł z taksówki przed budynkiem placówki medycznej.


Piotr

Pieprzone PKP. Chrzanić kolej państwową i wszystkich jej pracowników! Musieli doczepić się do niego, kiedy ‘upuścił’ puszkę na korytarzu pociągu. Na szczęście już wychodził, więc miał ich generalnie tam, gdzie słońce nie dochodzi. Ponieważ jednak z konduktora był niezły pieniacz, Piotr wolał zmyć się jak najszybciej, zanim krzykaczem zainteresuje się ochrona kolejowa. Zwracanie na siebie większej uwagi było w tej chwili zupełnie zbędne.


Ponieważ pociąg jechał do Gdańska, gdzie Sobolewska pracowała, a na przesiadkę do Sopotu i tak musiał czekać, mężczyzna postanowił odwiedzić miejsce pracy pani doktor. Może będzie miał szczęście i czegoś się o niej dowie?

Choć zabolała go nieco kieszeń, zdecydował się na przejazd taksówka i… był to strzał w dziesiątkę. Kiedy podjechał pod szpital i zapłacił złotówie, akurat koło niego przeszła... sama Lena Sobolewska, kierując się w pośpiechu do drzwi wejściowych budynków. Na rękach trzymała dzieciaka - TEGO dzieciaka. Czyżby nawet do „Palucha” los potrafił się czasem uśmiechnąć?


Aniela

Serce jej biło. Bała się tej rozmowy. Wysłała wcześniej sms-a do pana Kossa z pytaniem czy oferta jest aktualna, potwierdził i napisał „wszyscy na panią czekają”. Wszyscy, czyli kto? Przecież studenci nie mogli o niej wiedzieć. Uczniom zwykle mówi się o zatrudnieniu nowego nauczyciela, gdy umowa jest podpisana. Ciężko więc było zgadnąć o kogo chodziło temu człowiekowi.

Kiedy weszła do sekretariatu, serce już nie biło, ono waliło tak, że Aniela miała wrażenie, że wszyscy je usłyszą. Co powinna powiedzieć? Jak zacząć? Miała w głowie pustkę. Stanęła przed drzwiami gabinetu dyrektorki, próbując się przezwyciężyć, by nacisnąć klamkę.

Nagle… klamka sama odskoczyła, a drzwi otwarły się od środka. W nich stał uśmiechnięty i przystojny jak zwykle Mateusz Koss.


- Ooo, pani Aniela! - wyraźnie ucieszył się na jej widok - Właśnie rozmawialiśmy o pani z panią dyrektor.

Zza pleców przystojniaka wytoczyła się stara dyra i… rzuciła nauczycielce na szyję.

- Anielko, tak się cieszę! - ćwierkała, całując ją w policzki - Gratuluję! Strasznie nam będzie ciebie brakować, ale taka okazja… naprawdę dziewczyno, masz szczęście! A i pan Koss jest taki szarmancki, ma osobiście zadbać o ciebie. Papierkami się nie przejmuj, kochana, jakoś to wszystko załatwimy. Tak się cieszę!

Czyżby więc... pozostało się tylko spakować? Czy naprawdę tego chciała? Koss uśmiechał się do niej uspokajająco, a w jego oczach żarzył się wewnętrzny blask - jakby odbicie znacznie potężniejszego ognia.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 20-03-2013 o 01:21.
Mira jest offline  
Stary 21-03-2013, 20:59   #15
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adam oddałby wiele, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiły się fale gorącego powietrza, które zechciałyby przeniknąć przez materiał jego mokrych dżinsów. By każda kropelka wsiąkniętej wilgoci syknęła przeciągle i ulotniła się w obłoku pary wodnej. Następnie mogłaby złączyć się z ogromem ciężkich, ciemnych chmur, które bez niepotrzebnej zwłoki zmykały w kierunku nieboskłonu. Lecz nie narzekał - lubił deszcz. Tego dnia być może trochę mniej. Gdy jednak szarpnął metalową klamkę drzwi prowadzących do Cafe Piza, uderzył w niego pierwszy powiew szczypiącej mieszanki dymu tytoniowego, rozgrzanego oleju oraz przytłumionego innymi aromatami środka odkażającego. To wystarczyło, by poczuł się ukontentowany.

Wnętrze zostało udekorowane mnogością rekwizytów, tworzących niepowtarzalny klimat. Ściany pokryte tu imitacją kamienia, tam czerwonymi płytkami poprzedzielanymi złotą fugą. Dębowa posadzka, o którą buty przyjemnie stukały. Cztery fotografie w sepii składające się na prostopadłościan o fioletowej, podświetlanej podstawie. Adam rozejrzał się dookoła - nie było zbyt wielu gości - wbrew oczekiwaniom amerykańskiego inwestora oraz nowobogackiego właściciela lokalu. Jednak wciąż nie było tragicznie - kilka grupek znajomych dobrze bawiło się w towarzystwie własnym oraz różnorakich trunków niknących pospiesznie z każdym przechyłem zachęcająco błyszczących butelek. Moliński też zamówił piwo u ogolonego na łyso barmana, który przed kwadransem dowiedział się, że ma pokryć powstałe manko z własnej kieszeni. Mamrotał więc szpetne przekleństwa, zwłaszcza że niczego mu nie udowodnili…
Adam skierował się do stolika w rogu, podświadomie ciesząc się ze zwiększającej się odległości pomiędzy nim, a skinheadem za kontuarem. Mężczyzna wycierał kieliszki z zamaszystością wystarczającą, by jeden z nich pękł, a odłamki pospiesznie rozprysły się po otoczeniu.


Kilkanaście minut później, po rozstawieniu i zinterpretowaniu Tarota, Adam odebrał telefon. Wahał się jeszcze przez chwilę, zwłaszcza że czerwona słuchawka na obudowie Nokii zdawała się przyciągać jego kciuk własną, zdawałoby się niepowstrzymaną grawitacją.

Chwilę temu nie uwierzyłby, gdyby ktoś powiedział mu, że jego oczy otworzą się szerzej, a w ton głosu zechce wkraść się nerwowe drżenie. Od komórki zdawały rozchodzić się lodowate fale, które na wskroś przeszyły mu dłoń, a następnie rozprzestrzeniły się na całą resztę ciała. Adam przykrył drugą, lewą ręką oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Kiedy zniknęła? - zapytał. - Czemu porywacz miałby ciąć jej obrazy?

Obrazy dość monotematyczne, przedstawiające dziewczynkę w kwiatowym wianuszku, trzymającą koszyk z króliczkiem w środku. Przeklęte obrazy, które stanowiły najgorsze ucieleśnienie wielkiej tajemnicy z lutego 1990 roku. Tajemnicy okraszonej posmakiem rozpaczy, ulatujących w niebo perłowych balonów weselnych oraz ostatniego trzasku przedniej maski białego Poloneza. Tajemnicy, której do dnia dzisiejszego nikt nie rozwiązał.

Tajemnicy, która wpiła się w rodzinę, zaczęła ssać, aż pozostawiła ponurą wydmuszkę

- Nie wiem... po prostu nie wiem czemu - rozważania przerwała mu matka. - Rano nie zeszła na śniadanie, więc poszłam do niej jakąś godzinę temu i... to zobaczyłam. Wszystkie obrazy zniszczone, a Ewci nie ma. Dokumenty, komórka, ubrania - wszystko jest, nic nie zginęło. Drzwi i okna były zamknięte. Tylko te obrazy ktos zniszczył...

- Zawiadomiłaś policję?

- Dzwoniłam, ale... Oni przyjmują zgłoszenia zaginięcia dorosłych dopiero po dwudziestu czterech godzinach.

- Ożesz... A w okolicznych lasach żadnych śladów? Pytałaś na plantacji?

- Szukają, wciąż szukają... - kobieta zawiesiła głos, jakby nie o wszystkim powiedziała Adamowi.

- No...? - odparł. Odczuł wyraźne niedopowiedzenie. Uznał też, że musi mówić nieco ciszej, gdy para ważniaków siedzących kilka stolików dalej obejrzała się na niego. Na ich stole widniał plik porozstawianych papierów.

- Ehh Adam... to jest trochę straszne. Wszystkie obrazy były pocięte, ale na tych, przedstawiających małą Anię wycięto napis...

- I teraz mi o tym mówisz?! - jęknął. - Jaki napis?

- “Siostro, siostro”

- Ktoś bawi się w pieprzone duchy?

- Nie wiem, Adam. Nie obchodzi mnie to, ja chcę tylko znaleźć Ewę.

Głośniczek skryty za podziurkowaną powierzchnią obudowy zaczął bezzwłocznie wypluwać odgłosy szlochu i pojękiwań. W międzyczasie naleśniki flambirowane wjechały na wózku do sali. Polane były płonącym sosem na bazie masła, cukru, pomarańczy oraz likieru Grand Marnier. Zajechały całkiem blisko ważniaków rozstawiających kolejne sterty papieru, by nagle skręcić w bok i spocząć na stole goszczącej niedaleko familii, która celebrowała urodziny córeczki. Niezwykłe wrażenie audio-wizualne przytłoczyło Adama.

- Chcesz, abym do was przyjechał?

- Nie trzeba. Twój brat już tu jedzie.

Oczywiście. Od Adama nie wymagało się wiele i choć było to głównie błogosławieństwem, niekiedy też… duchowym utrapieniem. Matka już wszystko sobie zaplanowała, zapewne - może nawet instynktownie - postanowiła zrobić z tego wydarzenia medialną szopkę. Uciosać skrzydła, na których mogłaby się wznieść i wzlecieć do upragnionego fotela na sejmowej ławie. "Mam nadzieję, że do tego nieszczęścia nie doszło z powodu reprezentowanych przeze mnie poglądów politycznych". Takie dość niewinne zdanie wystarczyłoby, aby zrobić z siebie tabloidalną ikonę narodu. Osobę wystarczająco ważną w partii, by ktokolwiek zechciał podjąć aż tak radykalne kroki.

Maria nie potrzebowała obecnie swojego młodszego syna w Roźwienicy. Nie teraz, gdy wzrok wszystkich miał być skierowany na posiadłość Molińskich. Adam zdawał się być jedną wielką chorągiewką, ciągnącą za sobą szlaczek niepotrzebnych skandali. Właściwie wystarczało już samo lato 1983 roku, gdy zaciążyła cztery lata młodsza, lecz wtedy wciąż trzynastoletnia Magda. Maria nie miała wówczas wiele do powiedzenia sąsiadom.

Adrian natomiast - ustatkowany, starszy syn - był idealnym kandydatem na rolę zatroskanego brata.

- Musisz mnie stale informować. O wszystkim. Rozumiesz?

- Dobrze, tylko uważaj na siebie. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym straciła kolejne dziecko...

Adam zaniemówił. Nie spodziewał się takiego… uczucia. Może był uprzedzony do swej matki i niepotrzebnie demonizował ją. Zdawała się być autentyczna w swej rozpaczy i mężczyzna poczuł… że zależy jej na nim. Adam nie potrafił w żaden sposób na to odpowiedzieć. Tak jakby lodowata dłoń kościotrupa chwyciła go za gardło, a chłód dodatkowo przeniknął przez każdy mięsień mimiczny twarzy. Po upływie kilku sekund mimowolnie skinął głową. Jednak matka nie mogła tego zobaczyć, więc drętwo wymamrotał, żeby się trzymała, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę wymalowaną na obudowie.

Wkrótce miało rozpętać się piekło, ale Adam wciąż wpatrywał się w stół. Na jego czole tkwiła ciasno przylegająca opaska z dwóch złączonych dłoni. Kilka kropel spadło na powierzchnię, o którą opierał się. Pochodziły one z włosów, które pozostawały wilgotne. Nie z oczodołów. Adam wpierał tak w siebie.




Paulina była zachwycona. Karol dostał awans tego dnia i by to uczcić, zabrał ją do dość drogiej restauracji na rynku. Mógł spędzić ten wieczór z kolegami przy piwie, wgapiając się w połyskujący ekran telewizora. Wiwatowałby przy każdym strzelonym golu drużyny, której kibicował; opychałby się czipsami z supermarketu. Radość Pauliny dodatkowo akcentował fakt, że ostatnio nie układało im się zbyt dobrze i ten wieczór mógł stanowić preludium do zmian. Siedziała więc przy stoliku w Cafe Piza wraz ze swoim mężem oraz dziecięciem, które rozwijało się pod jej sercem.

Wspaniała pieczeń pachniała niezwykle kusząco, ale Paulina i tak była zmuszona wyjść na chwilę do ubikacji. Jej mąż w tym czasie doskoczył do telefonu, który tkwił w kurtce przy wejściu. Szybko sprawdził, czy nie dostał żadnych SMSów. Zaiste, jedna wiadomość tkwiła w jego skrzynce - od Edyty. Odpowiedział jej prędko, że jeszcze nie przekazał Paulinie ponurej prawdy o istnieniu kochanki. Nie wspomniał też o chęci wniesienia pozwu rozwodowego. Wciąż było na to za prędko. Karol specjalnie zaaranżował tę noc w miejscu publicznym, mając nadzieję, że Paulina będzie w stanie się opanować. Ten wieczór rzeczywiście miał stanowić preludium do zmian.

I Paulina, i Karol przeczuwali zmiany. Oboje jednak nie mieli pojęcia, na czym miałyby one polegać. Ostateczny ich charakter zdefiniował kieliszek, które roztłukł się o podłoże chwilę przed tym, jak małżeństwo powróciło do stolika.

Paulina wzięła do ust trzeci kęs pieczeni, gdy nagle zaczęła się krztusić. Ani ona, ani nikt inny w Cafe Piza nie mógł przypuszczać, że to drobne kawałeczki szkła wbiły jej się do krtani.

Karol podbiegł prędko do swojej żony, po czym zdecydowanym ruchem poklepał ją po plecach. Był przekonany, że jedynie zakrztusiła się i dramat minie w przeciągu kilku sekund. W odpowiedzi na te rozważania został jednak opluty krwią, którą Paulina wykasłała. Kobieta zerwała się, by pomknąć ku toalecie. Odepchnięty Karol potoczył się do tyłu, stracił równowagę i wyłożył na stoliku obok.

Traf chciał, by natrafił na naleśniki flambirowane, które wnet poszybowały w górę. Matka sześcioletniej jubilatki - tenisistka z sukcesami na koncie - odepchnęła je od siebie, prezentując swój niebywały refleks. Deser roztrzaskał się na kilku butelkach mocnego alkoholu. Stworzył fioletową łunę, która szybko nabrała cieplejszych, czerwieńszych kolorów w papierach biznesmenów, naradzających się stolik obok. Wesołe, pomarańczowe płomyki szybko pomknęły wzdłuż skromnych, czerwonych zasłon, które wieńczyły okno. Zaczęły się także wzajemnie prześcigiwać wzdłuż mankietów jednego z zaskoczonych mężczyzn.

Karol w tym czasie zdążył znów podbiec do żony, która nie mogła zaczerpnąć tchu. Obejmowała troskliwie brzuch, próbując przemówić. Mężczyźnie wystarczyło jedne spojrzenie, by wyczytać z jej oczu całą prawdę.

- Ty… rodzisz? - zapytał niedowierzająco.

Wnet włączył się alarm przeciwpożarowy, wybuchł prawdziwy harmider, a Karol został pochwycony i podniesiony w górę przez skinheada, który całą swoją masę wytoczył zza baru, by rozprawić się z podpalaczem.


Adam mógłby przysiąc, że przeraźliwa różowa wagina nieco rozwarła się. Dobry znak.

- Proszę przeć! - krzyknął do nieznajomej tak, jakby całe życie odbierał porody. Ciężarna miotała się po podłodze w konwulsjach, wypluwając krew niczym fontanna. - Zanim wszyscy spłoniemy - dodał w myślach.

Otarł pot z czoła. Tłum kłębił się ku drzwiom wyjściowym, chcąc jak najszybciej uciec od palących się krzeseł i dwóch okładających się bokserów. Adam uciekałby wraz z nimi, gdyby tylko palec wskazujący męża ciężarnej nie został w niego profesjonalnie wycelowany - tak jak na filmach instruktażowych o resuscytacji w tłumie.

- Czy jest na sali lekarz?! - krzyknął, rozglądając się wokoło. Jego wzrok spoczął na kolumnie skrytej w cieniu. Być może miał nadzieję, że wychynie zza niej stado pomocnych Broniewskich.

- Odbierałam porody od 1940 do 1984 roku - skonstatowała staruszka, która nieoczekiwanie pojawiła się tuż obok Adama. Wyglądała na nieźle zahartowaną - zapewne szeregiem powstań i drugą wojną światową. Właśnie takich ludzi potrzebował Moliński.

- Mam nadzieję, że dziecko nie urodzi się martwe - podzielił się swoją obawą. Główka, która przebijała się przez wargi sromowe, była nieprzyjemnie fioletowa. - Lub że ona nie zejdzie w trakcie - wskazał na nieszczęsną matkę in spe.

- Mamo, wracaj! - rozpaczliwie krzyknął młody mężczyzna. Był to ojciec dziewczynki, do której dwie minuty temu przyjechały przeklęte flambirowane naleśniki. Mały berbeć w różowej kurteczce wył nieszczęśliwie.

Stara kobieta jednak już zaczęła stymulować ciężarną specjalistycznym masażem podbrzusza.

Chwilę później dwóch młodych mężczyzn położyło obok niej przypadkową brunetkę o orlim, żydowskim nosie, która zemdlała w międzyczasie z wrażenia. Stworzył się w ten sposób zaimprowizowany punkt opieki medycznej.

Adam zerwał się i podbiegł do skinheada, by odciągnąć go od ofiary rozpostartej na podłodze. Mężczyzna nie przestawał wyładowywać frustacji na swoim worku treningowym, lecz gdy poczuł na plecach nieprzyjemny, metaliczny chłód pistoletu… wycofał się.

- Spierdalać po gaśnicę - wycedził Adam.

- No kurwa nie ma gaśnicy. Znaczy jest w części prywatnej - barista nagle zmienił zdanie. Nie zamierzał jednak kierować się w tamtą stronę. - Spierdalam stąd.

Musiał jednak ustawić się w kolejce, bo wielu było takich, co dzieliło z nim podobną ideologię. Zator stał się bardziej poważny, gdy do środka próbowała wedrzeć się dwójka funkcjonariuszy straży miejskiej. Drogę blokowała im nie tylko masa przeciskających się ludzi, ale też powoli podwajająca swoją objętość gromada gapiów. Przyciskali nosy do szyby, chłonąc dramę wzrokiem, słuchem i powonieniem. Brakowało jedynie białego vana z TVP Wrocław.

Z każdą sekundą odłamki szkła wbijały się coraz głębiej w przełyk krzyczącej Pauliny. Ból był niewyobrażalny. Osiemdziesięcioletnia weteranka cierpliwie doglądała jej krocza, wbrew ponaglaniom własnej rodziny. Znalazła do pomocy cztery razy od siebie młodszą wolontariuszkę-Samarytankę, która zrobiła ciężarnej okład ze spódnicy nasączonej zimnym sokiem pomarańczowym. Omdlałą Żydówką nikt się nie przejmował.

Ogień rozprzestrzeniał się po drewnianym wystroju wnętrz. Kilku śmiałków postanowiło wybić okna, aby wydostać się na zewnątrz. Nie mieli jedynie przedmiotu, za pomocą którego mogliby zrealizować ten plan.

Adam w ułamku sekundy podjął decyzję - wtargnie do części prywatnej Cafe Piza, by znaleźć tę cholerną gaśnicę. Musiał się spieszyć - czas prześlizgiwał mu się między palcami.


Postawił pierwszy krok prowadzący na piętro, zastanawiając się, czy nie zmierza w pułapkę. Jeżeli nie znajdzie metalicznie lśniącej czerwonej tuby z pianką w środku, a straż pożarna nie zdąży na czas… może nie wyjść z tego cało.

Ile wrażeń, ile zdarzeń tego dnia… Jakby nie przestawał kroczyć za Adamem jakiś pieprzony anioł apokalipsy, który postanowił zrobić z jego życia pieska tak, jak klauny czynią to z balonów.

Blizny po oparzeniach zaczęły mocniej swędzieć.
 
Ombrose jest offline  
Stary 22-03-2013, 21:05   #16
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Kuria diecezjalna

Satyr kozie nogi, koński ogon i rogi na dziecięcej głowie. Chłopiec z kopytami przysiadł obok Cypriana. To sen.

- Ty jesteś Sylen z orszaku Dionizosa, prowadzisz wyuzdane życie na tańcach i piciu wina. Jak masz na imię kopytku?
- Dziewczyny mówią do mnie “Mój Boże!”
- Jestem nowy? Zdecydowanie nowością są dla mnie znikający zakonnicy i mitologiczne stwo… istoty. Co to znaczy, że jestem nowy?
- To znaczy, ze masz przesrane.


To sen. Ja śnię. Jego koszmarne sny kończyły się zwykle w momencie, kiedy ktoś zauważał jego znamię na pośladku. Absurdalna sytuacja. Jedyny sposób na przebudzenie. Cyprian rozpiął pasek, ściągnął spodnie i odsłonił goły tyłek z dziwacznym znamieniem-kometą.

- Przesrane. To wszystko przez to znamię.

Nagle w przedsionku pokojów biskupich znalazła się pani Leokadia, długoletnia sprzątaczka w budynkach kurii.

- Proszę pana. A cóż to za bezeceństwa tu wyprawiacie?? - krzyczała czerstwa baba. - Wciągaj gacie zboczeńcu. Ani krzyny wstydu nie macie. Siejecie zgorszenie w biskupim domu. Wynocha.

Cyprian szybko wciągnął spodnie i zawstydzony nie wiedział co robić. Baba pewnie widziała go już za kratami.

- Przeklęci sodomici, pedofile. Niech tylko biskup się dowie.


Satyr śmiał się przez całe zajście, a gdy oburzona kobieta wyszła, zleciał z fotela i zaczął turlać się po ziemi. Niemniej sam znak nie zrobił na nim wrażenia.


Biskup nie odpowie mi na moje pytania pomyślał Cyprian. Ten mały sylen może wiedzieć więcej o tych wszystkich dziwnych zdarzeniach niż ekscelencja biskup.

- Poszła. Muszę znikać z kurii. Kawa w cukierni “Miraculum” powinna mnie wybudzić. Satyrze pójdziesz ze mną?
- Eeej miałeś powiedzieć biskupowi. Wtedy by cię mogli zabić. No weeeź, teraz nie będzie zabawy!
- Zabawne. Nic nie powiem biskupciowi jak go nazwałeś.
- To po co mam z tobą iść? Będą laski?
- Będą. Nawet nie uwierzysz jakie... idziemy?
- A no to prowadź mistrzu!



Kielce. Ulica Jana Pawła II



Cytat:
Cukiernia MIRACULUM
słodkości i cuda
Będziesz miał wypieki?

To była jedyna kawiarenka w okolicach seminarium, gdzie podawano przyzwoitą kawę. To tam Cyprian wychodził na kawę i ciasto, jeśli już gdziekolwiek wychodził z pracowni. Słodycze zjadane w "Miraculum" i siedzący tryb pracy przyczyniły się do powiększenia tkanki tłuszczowej na jego brzuchu.

Cyprian z swoim towarzyszem satyrem stanęli pod szyldem. Przywitały ich wesołe dzwonki w drzwiach kawiarni. Każdemu dzwoniły tak samo niezależnie od tego w jakim humorze przychodził do kawiarenki w pobliżu katedry. Te serca malutkich dzwonków przypominające roześmiane niemowlęta.

- Mamo, mamo! Upieczesz jogurtowe muffinki.
- Co to są jogurtowe muffinki?
- zapytała kobieta wychodząc z kawiarni.
- Pani kelnerka mówiła, że są pyszne.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 22-03-2013 o 21:08.
Adr jest offline  
Stary 23-03-2013, 22:52   #17
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Aniela długo układała sobie w głowie co właściwie ma powiedzieć dyrektorce. Ogólnie dobrze ze sobą żyły, dyra nie miała nigdy jakiś scysji z Anielą i chyba nawet ją lubiła. Nie do przesady, ale zawsze mówiła jej dzień dobry z uśmiechem na ustach.

Gdy tego dnia pani Rózga wchodziła do szkoły, nie spodziewała się uśmiechów ze strony swojej zwierzchniczki. Zdawała sobie sprawę z tego, że robi jej ogromny kłopot. Mało tego, mogła się w ogóle nie zgodzić, przecież ma miesięczny okres wypowiedzenia. Aniela miała tylko nadzieję, że nie zacznie jej błagać o zostanie, bo jeszcze się ugnie...

Gdy w drzwiach minęła się z Kossem, aż zaniemówiła. Co on tu robi? A zaraz za nim dyrektorka, cała wesolutka. Co on ją tam przeleciał czy jak, że tak to wszystko załatwił? Długo dyrka nie była tak zadowolona, a przecież nie miała ku temu żadnych powodów.Aniela po otrząśnięciu się z pierwszego szoku poprosiła Mateusza na stronę. Była zdenerwowana i było to słychać w jej głosie.
- Dlaczego nic mi pan nie powiedział o pańskim spotkaniu z dyrektorką? Nie sądzi pan, że powinnam o tym wiedzieć wcześniej? Poinformowanie jej to moje zadanie i nie podoba mi się sposób w jaki pan to załatwił. Jeśli tak pracujecie tam na południu, to nie wiem czy chcę się tam wybierać.

Spojrzał na nią z miną zbitego szczeniaka, ale jego oczy się do niej śmiały.
- Przepraszam, nie miałem prawa, ale... przypuszczałem, że pani będzie się denerwować tą rozmową i chciałem... przygotować grunt. Tylko kilka słówek, ale...no jakoś tak dobrze się rozmawiało, więc może powiedziałem za wiele... chciałem pani pomóc. Posunąłem się za daleko. Proszę usilnie o wybaczenie.
- Źle pan zrobił, i nie podoba mi się to. Ale mleko się rozlało, jak to mówią. Co pan jej właściwie powiedział? Przecież ona nigdy się do mnie nie zwracała per "kochana".
- Powiedzmy, że to mój dar wpływania na kobiety... wolałbym nie zdradzać szczegółów swojej magii. Może kiedyś będzie mi potrzebna na panią
- puścił do niej oczko.
Aniela westchnęła i przewróciła oczami, ale też się uśmiechnęła.
- No dobrze już. To kiedy mam się stawić na miejscu?
- Jeśli spakuje się pani w kilku godzin - możemy jechać już dziś.
- Trochę szybko, muszę pozałatwiać wszystkie sprawy. Jutro w południe znajdę sobie jakiś pociąg.
- Jak pani sobie życzy.




Aniela pożegnała pana Kossa i poszła na lekcje, które jeszcze dziś musiała poprowadzić. "Co on sobie myśli, puszczać oczko do mężatki? Nawet jej nie zna a jest taki śmiały. I ciągle się uśmiecha? Czy on musi mieć taki przekonujący uśmiech? Ciekawe jak całuje?"

Kobieta złajała się w myślach, że w ogóle przyszło jej coś takiego do głowy. Pewnie jest młodszy od niej, albo młodo wygląda. A ona jest mężatką. Jeszcze. Nie wiedziała jak powie to Tomkowi ale ich małżeństwo i tak już nie istnieje. Ostatnio kilka razy czuła na jego koszuli damskie perfumy. Zawsze te same. Widać sobie kogoś znalazł. Może tak będzie lepiej dla wszystkich. Ona wyjedzie i oboje ułożą sobie życie od nowa. Postanowiła spakować się jak tylko skończy pracę, trochę najważniejszych rzeczy na kilka dni. Będzie musiała jechać pociągiem, bo samochód jest zarejestrowany na Tomka. Miała nadzieję, że się miną i nie będzie musiała z nim rozmawiać. Zostawi mu list, tak będzie łatwiej. A tę jedną noc spędzi u mamy i wszystko jej wyjaśni. Sounds like a nice plan.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 24-03-2013, 17:26   #18
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Podróż do Gdańska bardziej wkurzyła Piotra niz go uspokoiła. Prawda była bolesna - oto wylądował w nieznanym sobie mieście, pracując dla ruskich. Jakby tego było mało miał okraść dziecko. "Świat jest popierdolony" pomyślał wsiadając do taksówki.

*

Kurwa - przeklnął Piotr wysiadając z taksówki. "Piedolony chuj" pomyślał o taksówkarzu "to znaczy spoko gość, ale jednak chuj że wziął tyle kasy za kurs". Piotr nie mógł przeboleć wydanej kasy.

I wtedy stał się piedolony cud. Do klinki weszła Sobolewska z dzieciakiem. Co prawda pierścienia nigdzie nie było widać, ale i tak była okazja przyjrzeć się kobiecie. "Nie kulawa foka" stwierdził gapiąc się na jej tyłek. A potem niewiele myśląc wszedł za nią do klinki. "Zawsze mogę powiedzieć, że się źle czuję i potrzebuję lekarza" uspokoił sam siebie. "Nic lepszego nie wymyślę..."
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 25-03-2013, 23:38   #19
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
W końcu przebrnęły jakoś przez długie korytarze i dotarły do gabinetu Leny.

- Pani doktor - do gabinetu zajrzała jedna z pielęgniarek - doktor Waliński prosił, żeby pani do niego zajrzała jak się pojawi.
- Dobrze siostro, dziekuję. Jest u siebie?
- Tak, dopiero skończyliśmy obchód.

Lena przebrała się w fartuch, wzięła Maję na ręce i jakiegoś pluszaka, którego dziecko przyciskało do buzi i przeszły obydwie na drugi koniec oddziału chirurgii dziecięcej. Tam właśnie urzędował Antek.

- Heeeej maleństwo - mężczyzna podszedł do Leny i leciutko dotknął policzka Majki - co tam masz? - potem spojrzał na przyjaciółkę i spytał - Co z nią? Co się stało?

Lena pokręciła niespokojnie głową.

- Sama nie wiem Antek. Mama wezwała mnie, kiedy odkryła, że mała gada przez sen w jakimś obcym, dziwnym języku... - a widząc zdumienie Walińskiego dodała - wiem, że to brzmi obłędnie, ale mam nagranie na komórce i potrzebuję twojej opinii. Coś jest nie tak, obawiam się najgorszego.

- Podejrzewasz nowotwór? Daj spokój Lena, pokaż mi ten film, a potem pogadamy, ok? Może to nic poważnego, słyszałem o przypadkach lunatykowania u dzieci. Zachowywały się wtedy jakby z kimś obcowały, rozmawiały. Nie zakładajmy od razu najgorszego.

Lena przysiadła ciężko na krześle przy biurku i wyjęła z kieszeni telefon aby po chwili podać go przyjacielowi.

- Sam zobacz... chcę zbadać Maję od a do z. Strasznie się boję Antek. Pomożesz mi?

Mężczyzna spojrzał na Lenę i powiedział:
- To chyba jasne?

Potem włączył film...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 30-03-2013, 21:18   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/If3wzG43PD8?hl=pl_PL&version=3[/MEDIA]

To nie tak miał skończyć się czas
Obiecał trwać, lecz zadrwił i zgasł.



Lena i Piotr

Mimo że była lekarką, Antek poprosił, by zaczekała na korytarzu. Zdawał się jej wierzyć i traktować sprawę poważnie. Jednak jej widok bardzo rozpraszał Maję, nie chciała słuchać obcego pana. Dopiero gdy Lena wyszła i nakazała córeczce być grzeczną, można było przeprowadzić badania.

Lena stała teraz na korytarzu, z napięciem wpatrując się w drzwi sali, za którymi pracował tomograf. Była tak skupiona, że nawet nie zwróciła uwagę na mężczyznę, który jej się przypatrywał. Piotr spoglądał na wcale niebrzydką panią doktor i zastanawiał się co robić. Zapewne ozdóbki, która go interesowała, kobieta nie miała przy sobie, a zatem… będzie ją śledził do domu? Nim odpowiedział sobie na to pytanie, na korytarzu - który był raczej opustoszały - potrącił go jakiś gostek w kapturze na głowie.

-Ej!

- Jeszcze mi podziękujesz
- po szoku, jaki wywołało pchnięcie nożem w bok, Paluch nie był potem pewien, czy usłyszał te słowa. Sprawny cios rękojeścią ostrza w krtań odebrał mu na kilka chwil mowę.


Napastnik tymczasem oddalił się pospiesznie, a kiedy mijał Lenę , bezczelnie klepnął ją w pośladek.

- Pani jest lekarką? Tamten człowiek chyba potrzebuje pomocy - wskazał na słaniającego się Piotra i biegiem ruszył przed siebie.



Adam


Adam zamrugał oczami. Siedział przy stoliku z łokciami opartymi o blat, dłonie trzymał przyciśnięte do skroni. Kiedy rozejrzał się dookoła, napotkał wzrok małej, roześmianej dziewczynki, w różowej sukieneczce, która siedziała na dziecięcym krzesełku przy stoliku swoich rodziców. Poza nią nikt nie zwracał uwagi na Molińskiego.
Odruchowo rozejrzał się, by odnaleźć tamtą parę - Karola i Paulinę. Dostrzegł ich kilka stolików dalej. Siedzieli razem i śmiali się serdecznie jak na wzorowe małżeństwo przystało. Nic nie wskazywało na rozpoczęcie akcji porodowej.

- Pobudka, królewiczu. Gra się rozpoczęła. - usłyszał za swoimi plecami.

Znów rozejrzał się, ale zobaczył jedynie plecy oddalającego się kelnera. Czy to on powiedział? Adam nie miał nawet pewności czy głos, który usłyszał należał do kobiety, czy do mężczyzny. Niepewny co dalej zrobić, zaczął zbierać karty Tarota. To dziwne, dłonie wciąż go piekły - tak jak we śnie.

- Drodzy państwo! - jakiś mężczyzna próbował przebić się głosem przez panujący gwar, miał na sobie szykowny, granatowy garnitur - Prosimy o uwagę! Doszło do wycieku gazu w instalacji. Prosimy bez paniki wstać ze swoich miejsc i opuścić lokal. Nie muszą się państwo przejmować rachunkami, po prostu prosimy o spokojną ewakuację…

Rozległo się nerwowe szuranie krzeseł. Płacz dziecka rozległ się jak na zawołanie.


Cyprian

Zajęli miejsce przy jednym z wolnych stolików. Ruch tego dnia był stosunkowo niewielki jak na cukiernię o tak dobrej renomie.

- Co zamówisz, co zamówisz? - dopytywał się rozemocjonowany satyr. Usiadł na krześle i wiercił się z niecierpliwością, chłonąc scenerię dookoła.

- Na pewno kawę…

Cyprian sięgnął po kartę menu, by zdecydować czym też osłodzi sobie gorzki napój. Towarzyszący mu chłopczyk nie należał jednak do cierpliwych.

- Tak bez ciasteczka? Stary, jesteś strasznie nudny!
- Nie dałeś mi dokończyć zamówienia.
- No to ruchy... zamów sobie dwa ciastka. No i pamiętaj, że obiecałeś mi laski. Jak nie będzie lasek, to Cię pożrę.


Dlaczego Cyprian miał zamówić dwa ciastka? Czyżby jego fantastyczny towarzysz zamierzał tez poczęstować się wypiekiem? Czy był do tego w ogóle zdolny?


- Zaczekajmy na kelnerkę…
albo starą dewotkę
- No i co dalej? Masz metodę podrywu?
- Oczywiście na… a czemu ja Ci w ogóle mam coś mówić? Jeśli chcesz żebym pokazał Ci jak podrywać panie albo zamówił ciastko, najpierw ty mi coś powiedz?
- Hmpf!
- chłopiec naburmuszył się, ale widać perspektywa słodyczy damskiej lub gastronomicznej była dlań zbyt kusząca, by odpuścić - Co Ci mam powiedzieć, ponuraku?
- opowiedz mi o znikających ludziach…
- Ale że co? Ludzie ciągle znikają!
- Nie tak, jak brat Franciszek.
- Aaaaa do tego pijesz. No chyba nie powinienem… jakie zamówisz ciastko?
- jakie będziesz chciał.
- Mhm… bo wiesz, śmiertelni generalnie powinni trzymać się swojego świata i pewne sprawy nie są dla was… dotkniesz jej piersi?
- Najpierw odpowiedz.
- Cyprian był nieugięty.
- No dobra! No to widzisz, tak jak was tam uczą - są różne wymiary. Są ci dobrzy i ci źli, choć tak na dobrą sprawę na jedno wychodzi. To jak konflikt między Rosją a Chinami, czaisz? Każdy mówi, że to on jest wybawicielem. No ale są też siły pośrednie. Najwięcej energii macie wy, śmiertelnicy, dlatego tak nas interesują wasze grzeszki i dobre uczynki, bo z tego walczące strony czerpią moc. Są jednak tez inne… byty - jak wy to mówicie - które nie stoją po żadnej ze stron konfliktu. Takie byty sobie egzystują w swoim wymiarze, a jak im się nudzi, to próbują przejść do innego. Czasem taki byt nadaje sobie misje czynienia dobra lub zła i wtedy chce do was. W każdym razie tak chyba było z twoim kumplem. Jednak o materię bez duszy wcale nie łatwo, żeby je zasiedlić. Jest kolejka… chyba, że ma się kartę VIP-a. Franek kartę miał, ale ci ją dał i plask! - satyr klasnął w dłonie - Jego licencja pobytu na ziemię została zerwana. Chłopak musiał wrócić do swoich, a materia do… o kurwa!

Maluch wyraźnie się zaniepokoił, po czym jeszcze szybciej niż zakonnik rozpłynął w powietrzu.

- Dzień dobry - do Cypriana podeszła tymczasem kelnerka - Czy mogę przyjąć zamówienie?

Dziwne, mężczyzna nie kojarzył tej pracowniczki, a przecież zapamiętałby takie… oczy.



Aniela


Jak mawiała jej babcia: plan planem a jego realizacja to zupełnie inna para kaloszy. Kiedy Aniela zjadła upragniony ciepły posiłek, na który składał się rosół i domowej roboty gołąbki oraz wyjaśniła zmartwionej mateczce powody podjętej decyzji, zadzwonił telefon domowy.

- Do ciebie - powiedziała krótko mama Anieli, podając jej słuchawkę. Wyglądała na zmartwioną, jednak taką minę miała od kiedy tylko córka oświadczyła, że chce rozpocząć prace w innym mieście.

- Halo? - usłyszała znajomy głos - Kochanie, słyszysz mnie?
Tomasz!
- Kochanie ja… ja nie chcę żebyś jechała. Jesteś moim słoneczkiem. Ja wiem, że to nie twoja wina… - bełkotliwy głos wskazywał na sporą ilość procentów w krwi mężczyzny - Damy radę… zawsze dajemy, nie? Zaadoptujemy jakiegoś murzynka z Haiti, chcesz? Ja nie mam nic do czarnych. Skarbeczku… proszę… tylko nie wyjeżdżaj… nie mam nawet na czynsz bez ciebie… będziemy jeszcze szczęśliwi, zobaczysz? Wróć do mnie, kochanie… kwiatuszku… hik! Zrobię ci masażyk... ciałka...całego!


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172