Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-04-2013, 01:54   #21
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Czasami gdy słuchamy muzyki na odtwarzaczu, urządzenie pada i dwa mechaniczne twory wciśnięte do naszych małżowin przestają rozbrzmiewać głosem ulubionego wykonawcy. Przez złośliwość losu ma to miejsce zazwyczaj przed refrenem, wspaniałym grande finale, do którego przez cały czas prowadziły nas rytmy. Nie trzeba być melomanem, czy specjalnym nerwusem, aby zwyczajnie i prostolinijnie wkurzyć się w takiej sytuacji. To samo powie przypadkowy gracz, który namiętnie poświęcał się rozrywce zanim odłączono prąd.

Adam czuł się trochę podobnie.

Otępienie zagnieździło się w jego umyśle - wręcz zdawało się pęcznieć z każdą sekundą. Wypierało każdy neuron, blokowało wszystkie synapsy. Zwiększało swoją objętość niczym gąbka zanurzona w wodzie. W pewnym momencie doszło do krytycznego momentu - swoistego apogeum - i wybuchło, przelewając się na zewnątrz. Pozostawiło to Adama mentalnie obolałego. Przygnieciony tępym bólem docisnął z całej siły dłoń do czoła. I wtedy przyszła wspomniana irytacja.

Niby zwykły sen, niby zwykły koszmar. Te mary były surrealistyczne, a także groteskowe - prawda. Całkowicie nieprawdopodobne i przerysowane - prawda. Niezbyt przyjemne i dość odstręczające - prawda. A jednak Adam… wciąż czuł na skórze ciepło płomieni szalejących po sklepieniu. Jego zmysły nie chciały do końca przestawić się, skorzystać z prawdziwych bodźców, których wokół nie brakowało. Moliński uciekał myślami do pojedynczego pieprzyka na lewym udzie ciężarnej kobiety i mimowolnie zastanowił się, czy gdyby podszedł do pewnego stolika, pochylił się, zanurkował pod sukienkę i skrupulatnie zbadał, co kryła… Czy ten pieprzyk wciąż tkwiłby w tym samym miejscu. Gdyby Adam był socjopatą, być może naprawdę rozważyłby realizację podobnego planu.

Nagłe, niespodziewane zmiany - tak szepnął mu Tarot.
Gra się rozpoczęła - tak szepnął mu nieznajomy.

Adam niewiele z tego rozumiał. Nie był też do końca pewien, czy te słowa rzeczywiście zostały skierowane ku niemu. Lecz jeśli tak, to… każda gra ma jakieś zasady. Nie miałby nic przeciwko poznaniu ich, otrzymaniu konkretnego regulaminu, którego mógłby się trzymać. Pochwyciłby go, a w chwilę później zacząłby wymachiwać nim, jak orężem. Może nawet dopisałby kilka dodatkowych paragrafów. Punkt nr n+1 - nie okłamujemy przyjaciół w kwestii tego, kto nas poważnie okaleczył. Punkt nr n+2 - nie porywamy niepełnosprawnych sióstr. Punkt nr n+3 - odkrywamy wszystkie karty zanim zostaną rozdane i eliminujemy niedopowiedzenia. Adam wziąłby taki regulamin i z przyjemnością wepchnął do gardła naczelnego arbitra - nadzorującego przebieg gry.

Mężczyzna wściekał się też na samego siebie. To było życie Leny i nie powinien się w nie mieszać. Zbyt prędko pobiegł nieproszony zgrywać posłańca sprawiedliwości. Ta sprawa zaczęła wgniatać się w jego sumienie, trawić spokój ducha niczym rak. Jeżeli policja dowie się, jeśli zdobędą dowody… będzie po wszystkim. Wszystkie jego plany rozpisane na kartach kalendarzyka trafi szlag. Jego samego już teraz trafiał szlag.

Pochwycił komórkę, po czym wystukał SMSa do Marty, informując o tragedii w Roźwienicy. Miał nadzieję, że szesnastolatka odpowie… teraz. Za minutę. Za godzinę. Kiedykolwiek. Zapewne powinien do niej zadzwonić, ale jego córka zwykła nie odbierać telefonu. Jeżeli problemy porównać do planet, Adam byłby Słońcem. Niedokończone sprawy bez przerwy mknęły po orbitach wokół niego, to przybliżając się, to oddalając. Stanowił świetny przykład magnesu dostosowanego do toksycznego rezonansu. Przyciągał wszelkie gówno. Zdawał sobie sprawę, że często sam nie był bez winy - jak nie zaniedbywał, to podejmował złe decyzje. Jednak wciąż… "świat po prostu się na niego uwziął", tak? Infantylna, lecz rozkoszna myśl.

W końcu przyszedł pan, który spokojnym, dostosowanym tonem poinformował o wycieku gazu. Zrobił to profesjonalnie - tak jakby wolne godziny zwykł spędzać jako stewardessa obwieszczająca turbulencje. Przypadkowe dziecko jednak w mig przejrzało go na wylot - rozgryzło istotę sytuacji. Zdecydowało się poinformować o tym donośnym krzykiem nasączonym przerażeniem oraz niemocą. Zapanował popłoch.

Adam ponownie schował twarz w dłonie. Los ciekawie układa się - ze wszystkich okolicznych knajp wszedł akurat do tej. Możliwie najgorszy wybór.

To wszystko znów stanie w płomieniach - tak, jak w jego śnie? Miał przed chwilą… przeczucie? Jak w tym filmie, który powinien jesienią wejść do kin. Adam nie pamiętał tytułu - widział jedynie urywek trailera. Fabuła koncentrowała się wokół głównego bohatera i grupki jego znajomych, którzy uniknęli katastrofy samolotowej. Później jednak śmierć i tak zaczęła się o nich upominać, zabierając jednego po drugim. Adam miał nadzieję, że i jemu uda się wyrwać z tej przeklętej miejscówki, nie chciał jednak czuć później na karku grobowego oddechu kostuchy.

Gdyby tak pobawić się w proroka i interpretację snu…
Przyczyna pożaru: we śnie - barman tłukący kieliszki, na jawie - barman, który doprowadził do wycieku gazu.
Iskra dostarczona przez: we śnie - rodziców zamawiających naleśniki, kucharkę, która je wysmażyła, czy raczej… kelnera, który je podał!, czyli na jawie zapałkami strzeli zapewne kelner - ten, który szepnął, że "gra się rozpoczęła".
Ogień trawi: we śnie - jedynie lokal, rozpałkę stanowią dokumenty, z ludzi tylko biznesmen zostaje podpalony, na jawie - nie ma ognia… jeszcze, ale wyciek gazu sam w sobie mógłby zaszkodzić i Cafe Piza, i jego właścicielowi-biznesmenowi. Tylko dlaczego barman, czy kelner mieliby chcieć ugodzić we własnego pracodawcę, ryzykując przy tym własnym życiem?
Adam: we śnie - bohater, obecny w centrum wydarzeń, wie dokładnie co robić, nie waha się ani chwili; na jawie - antybohater trzymający się na uboczu, zupełnie zagubiony, nie ma pojęcia jak się zachować.
Co do ostatniego punktu Adam nie miał wątpliwości.

To były czyste fantazje, dziecinne fanaberie, a jednak Moliński odniósł wrażenie, że coś jest na rzeczy.

W jego śnie mężczyźni próbowali rozbić wielkie, wystawowe okno, by tłum mógł szybciej wylewać się na zewnątrz. Szkło jednak było mocne, a oni nie mieli odpowiedniego sprzętu, którym można byłoby się posłużyć. Nawet krzesła pozostawały przewiercone do podłoża. Natomiast AdamAdam mógł interweniować. Po wewnętrznej stronie jego kurtki tkwiła broń, z którą był dobrze obeznany. Gdyby odpowiednio ustawił się i wycelował… udałoby się przebić okno. Mission accomplished - you've just saved a whole bunch of people.


Ale z drugiej strony… a co, jeśli przy wystrzale uwolni się niewinna iskra? Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Adama. Zazwyczaj żadna spluwa w jego rękach nie zachowywała się jak te sylwestrowe, fajerwerkowe petardy - skrzące się tęczowo niczym fontanny świateł. Mężczyzna postanowił jednak nie ryzykować, gdy stawka była taka duża.

Poza tym Moliński wolał nie zwracać na siebie uwagi. Nie miał pozwolenia na broń, toteż nie chciał nią wymachiwać. Już widział oczyma duszy dodatkowe krzyki oraz kolejną porcję tumultu i grozy, jaką wywołałoby pojawienie się znikąd uzbrojonego mężczyzny.

Adam ustawił się w kolejce ludzi przeciskających się na zewnątrz. Wybrał miejsce jak najbliżej ściany i w myślach przećwiczył padanie na glebę - na wypadek, gdyby doszło do najgorszego. Tłum przesuwał się jednak tak powoli, a gula w przełyku Adama ciągle narastała. Miał wrażenie, że otrzymał szansę i świadomie postanowił ją zmarnować. Ale nie tkwił w jakimś pieprzonym heroic fantasy, gdzie można byłoby wykonać dziwne manewry, za wymówkę mając jedynie "proroczy" sen. Nie mógł przyszpilić do podłogi wszystkich obecnych kelnerów tak, by żaden nie wywołał pożaru, bo nie miał ku temu żadnych podstaw. Pobudka nadeszła i przyszedł czas, by zachowywać się odpowiedzialnie i - choć trochę - logicznie. Tylko czemu w sercu żal?

Pistolet jak na złość coraz mocniej zaczął uwierać go w żebro. Adam postanowił jednak z niego nie skorzystać, modląc się, by to była dobra decyzja. Choć jedna tego dnia. Tygodnia. Miesiąca.

Roku.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 03-04-2013 o 02:19.
Ombrose jest offline  
Stary 05-04-2013, 16:42   #22
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Gdy w słuchawce usłyszała głos męża, zdziwiła się, że do nie dzwoni. Ostatnio wracał późno do domu, wręcz nad ranem, ale widać znalazł jej karteczkę.

- Damy radę… zawsze dajemy, nie? Zaadoptujemy jakiegoś murzynka z Haiti, chcesz? - w tym momencie wiedziała już, że z tej rozmowy nic nie będzie. I z ich małżeństwa także. Poczekała aż skończy swoją jakże interesującą wypowiedź i odpowiedziała:
- Nie dzwoń więcej do mojej mamy i nie niepokój jej. Mnie już tu rano nie będzie. Papiery rozwodowe wyślę Ci pocztą. Żegnaj.

Nie dając mu czasu na odpowiedź rozłączyła się. Jeśli za chwilę znowu rozlegnie się dzwonek po prostu odłączy telefon. Z pijakiem nie ma co rozmawiać, a nawet gdyby był trzeźwy raczej by jej nie przekonał. Masażyk całego ciałka? Nie pamiętała by w ciągu ostatnich dwóch lat coś takiego jej proponował, ostatnio chodziło tylko spłodzenie potomstwa i nic więcej, zero uczucia i pasji. Tak naprawdę ich małżeństwo umarło jeszcze zanim dostali te wyniki.

Aniela nie wiedziała czy gdy tu zostanie nie zjawi się zaraz Tomasz, ale nie wpuści go jeśli przyjedzie. Po co mama ma słuchać tych awantur. Kobieta w myślach wyliczała wszystkie rzeczy, które powinna mieć spakowane na jutro. Wygląda na to, że wszystko jest w walizkach. Miała w sumie dwie średnie walizki, trochę ciężkie ale na szczęście poręczne. Da sobie radę, a na miejscu zamówi taksówkę. Miała już nawet książkę w torebce na podróż. Myślami była już w drodze. W drodze do nowego życia.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 07-04-2013, 15:37   #23
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Ostatnią rzeczą jakiej spodziewał się Piotr był cios nożem w krtani. Zszokowany nie zareagował, zrobił jedynie idiotyczna minę i wytrzeszczył oczy. Następnie podniósł rękę do krtani i zobaczył krew, swoją krew. Zakręciło mu się w głowie. Słów napastnika nie zapamiętał, choć był pewien że człowiek w kaputrze coś do niego powiedział - w tym momencie nie było to jednak ważne. Brzyskiego ogarnęły wspomienia.

***

Przypomniało mu się jak kilka lat wcześniej dopadli go Ruscy. Próbował uciekać i pewnie by mu się udało, gdyby nie fakt, że ktoś go wystawił i sprzedał. Kto to był Piotr mógł się tylko domyślać, co zresztą robił siedząc w więzieniu.

Spotkanie z Ruskimi skończyło się stratą małego palca u lewej ręki. Czeczeniec wykonujący zlecenie znał się na swojej robocie, wiedział, że miało to być tylko ostrzeżenie. Oczywiście pobicie stanowiło część pakietu. A że chłopak trochę przesadził - takie życie.

Brzyski obudził kilka dni później w szpitalu na Szaserów. U jego boku była matka, która czekała na przebudzenie syna. Piotr pamiętał, że kobieta do niego mówiła gdy znajdował się w śpiące. Nie pamiętał jednak co to było. Po przebudzeniu postanowił, że się zmieni i na kilka lat mu się tu udało.

***

Brzyski osunął się na korytarzu, rana zaczynała krwawić bardziej, a przynajmniej tak mu się wydawało. Miał nadzieję, że pani doktor się nim zainteresuje i udzieli mu pomocy. "Paluch" nie myślał o tym co dalej.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 07-04-2013, 23:21   #24
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Lena przestała znowu rozumieć świat. A przecież ostatnio wszystko perfekcyjnie się układało. Pozostawiła za sobą całą czarną przeszłość, zapomniała o bólu i innych złych rzeczach, które przytrafiły jej się w życiu. Nawet koszmary, które śniła w nocy stały się jej sprzymierzeńcem, bo sprowadzały ją na ziemię, kiedy tylko traciła czujność.

Ale teraz naprawdę traciła kontrolę nas własnym życiem. To nie tak miało być! Dziwne zachowanie Mai nie było wliczone w scenariusz, który sobie napisała. Miała dać szczęście dziecku, które jak ona wyciągnęła przy urodzeniu pechową kartę. Nie mogła jej teraz stracić….
O Boże….
Kogo ona wołała? Przecież ten zimny, nieczuły KTOŚ, nigdy jej nie ułatwiał, a tym bardziej nigdy nie słuchał jej wołania o pomoc…

***dwadzieścia dwa lata temu***

Cisza… ta straszna cisza, po której miało coś nastąpić. Nie wiedziała czego się spodziewać, a jednak jej ciało drżało całe ze strachu. Pomimo zimna czuła jak pot małą strużką spływa w dół po plecach.

Boże ratuj! Proszę ratuj, już nigdy, przenigdy nie pójdę do wesołego miasteczka. Proszę!!!!

Lena krzyczała w myślach. Z ust wydobywał się jedynie jęk, bo knebel, który w nich tkwił sprawiał dodatkowy ból. Dodatkowy do więzów, które oplatały jej ręce.

Było ciemno. Bardzo ciemno.

To wtedy usłyszała skrzypnięcie drewnianego schodka.

Nadchodził! Jezu przenajświętszy nadchodził! Szarpnęła przywiązanymi do ramy łóżka dłońmi próbując się uwolnić. Po raz kolejny od kiedy znalazła się w tym dziwnym wozie.

Usłyszała zgrzytanie klucza w zamku, a potem drzwi otworzyły się i w poświacie księżyca pojawiła się krępa sylwetka. W mroku ledwie dostrzegała jej zarys. Mężczyzna zbliżył się do niej.

- Co, złotko? Nie bój się, będzie zabawnie.

Poczuła odór alkoholu i potu. A potem ogromne łapska na swoim ciele. Wyjął jej knebel. Krzyknęła.

Uderzył ją w twarz.
Zacisnęła zęby, żeby nie pisnąć.
Znowu zadawał jej ból, kiedy siłą wdarł się w jej wnętrze. Oczy Leny otworzyły się szeroko. Ale jemu się najwidoczniej podobało. Z każdym jego ruchem była już tylko jednym wielkim cierpieniem.
Krzyczała głośno, aż do utraty tchu, odpływając powoli na fali rozdzierającej jej ciało. Mrok otulił ją w końcu litując się nad umęczonym małym ciałkiem.

***


Z zamyślenia wyrwało ją klepnięcie w pośladek. Jakiś zakapturzony gnojek coś do niej mówił, ale jego słowa dotarły do niej z pewnym opóźnieniem.
Ktoś potrzebował pomocy. Odwróciła głowę we wskazanym przez bezczelnego typka kierunku. Zaniedbany mężczyzna słaniał się na nogach, a z jego krtani tryskała krew.

- O cholera! – Lena krzyknęła rzucając się w stronę rannego. Po drodze wcisnęła guzik alarmowy na ścianie korytarza przywołujący pielęgniarki. Czerwone światło zabłysło pod sufitem.

Czerwień była wszędzie. Zalała cały korytarz swoim blaskiem.

Ale Lena wiedziała co robić. Zebrała się w sobie i ruszyła jak dobrze zorganizowana maszyna do lekarskiego dzieła.

Później będzie się zastanawiać co właściwie robił w klinice taki mężczyzna jak ten, który właśnie przed nią leżał, kto go tak poharatał i kim był zakapturzony gnojek, który nawiał po tym jak klapsem w tyłek wyrwał ją z mroku jej myśli.

- Siostro opatrunki zaciskowe, szybko. Ten człowiek musi natychmiast trafić na salę operacyjną. Trzeba wezwać doktora Żurawia…. – Lena wydawała polecenia, metodycznie, krok po kroku ratując życie tego człowieka.

- Wszystko będzie dobrze, spokojnie – mówiła w międzyczasie do tracącego przytomność mężczyzny…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 08-04-2013, 15:11   #25
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Cyprian skierował się do kawiarni. Zwykle to miejsce było spokojnym azylem, w którym mógł do woli rozmyślać o swojej pracy naukowej. Chciał dowiedzieć się czegoś od wierzgającego satyra. Myślał, że on odpowie na jego pytania i tak rzeczywiście się stało.

Opowieść kopytka wyjaśniała pewne sprawy, ale zdecydowanie wymagało to dłuższych przemyśleń. Cyprian działał jak naukowiec przyzwyczajony do długich godzin analizowania problemów i powolnych postępów. Ciężko mu było się przestawić na szybkie myślenie i działanie.

Dodatkowe wymiary, walka dobra ze złem, dusze, materializowanie i nagłe zniknięcia – zwykle takie rewelacje są zbywane pukaniem w głowę, jeśli wygłasza je zwykły człowiek. Inaczej jednak, jeśli opowiada o nich stworzenie wyglądającej jak z mitologii starożytnej. Cyprian zaczynał rozumieć, że niezwykłe zniknięcie brata Franciszka, spotkanie i rozmowa z satyrem to zdarzenia dziwaczne, ale zupełnie realne. Cyprian ciągle uciekał w rozmyślania, przez co rozmowa z satyrem nie rozwinęła się dostatecznie.


Opowieść satyra przerwało pojawienie się nieznanej kelnerki. Kopytek urwał w pół słowa, zdąży tylko zakląć i zniknął. Nie wyglądało aby gdzieś się spieszy i przecież ciągle pytał o laski. Dziwne że zniknął własnie w momencie gdy podeszła nieznajoma kelnerka. A może satyr czegoś się bał?

Cyprian czuł się zakłopotany w obecności wyzywająco ubranej kobiety. Nie wiedział gdzie przesunąć wzrok, na czym go skupić. Wilgotne usta kelnerki już od pierwszych słów przyciągnę jego uwagę. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Adrenalina uderzyła.

- Za… za-mó-wie-nie - zaczął się jąkać.

Cyprian zawsze w obecności tak atrakcyjnych kobiet czuł się strasznie skrępowany. Przerażał go ciało kobiety w kusej sukience i wydekoltowanej bluzce.

- Ja przepraszam nic nie chcę zamówić. Dziękuje do widzenia - Cyprian zaczął zbierać się do wyjścia. W zasadzie uciekać przed kobietą, która wydawała mu się jakoś nadnaturalnie atrakcyjna.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 08-04-2013 o 15:16.
Adr jest offline  
Stary 12-04-2013, 22:56   #26
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/OmZ5slUHKh4?hl=pl_PL&version=[/MEDIA]
Nie budźcie ich!
Sen jest jedynym szczęściem nieszczęśliwych


Adam

Pomimo płaczu dzieci i kilku awanturujących się starszych dam, które rościły sobie prawo pierwszeństwa w drzwiach, ewakuacja przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Wszystkie rachunki zostały anulowane, ludzie mogli się rozejść. Było to nawet wskazane. Adam tkwił jednak jak wrośnięty, wpatrując się w pozbawione wyrazu twarze strażaków i innych spec-manów. Teren został skwapliwie ogrodzony taśmą. Za żółto-czarną serpentyną policja zatrzymywała każdego, kto nie nosił stosownego w tej sytuacji munduru.

Ryk silnika jak nóż przeciął powietrze. Znajomy warkot. Adam Moliński obejrzał się za siebie. Nie bacząc na zakazy i nakazy deptakiem w jego kierunku zmierzał motor. Jego motor! Maszyna pędziła idealnie na niego, gdy zastanawiał się już czy ma uskoczyć, nieznany jeździec w skórzanym kombinezonie i kasku zaczął hamować. Jednoślad zatrzymał się pół metra przed właścicielem. Złodziej, który go przywłaszczył, szybkim, wprawnym ruchem zdjął kask.


Czarne włosy rozsypały się na ramiona. To była… kobieta… ta sama, która pomogła mu w szpitalu. Lekarka na motorze - tego nie grali nawet w filmach akcji klasy b.

- Wskakuj przystojniaku - wskazała jego własny kask, przymocowany do siedzenia.
Kiedy Adam nie wykonał natychmiast polecenia, popędziła go:

- Twoja znajoma ćpunka jest w niebezpieczeństwie. Ruszaj się!



Aniela

Gruba kobieta, babcia w moherowym berecie, 2 łyse kosy w dresach i dziewczyna (może żona) jednego z nich wraz z rozwrzeszczanym 8-latkiem - takie towarzystwo przypadło w podróży Anieli. Nikt nie kwapił się, by pomóc jej wnieść walizki, nikogo nie interesowało jej przemożne pragnienie snu. Grubaska i moherowa babcia zawzięcie rozmawiały o obowiązku mycia i przystrajania okien na Wielkanoc, koksy przeklinały siarczyście na ostatni mecz Legii, a będąca na skraju wyczerpania matka próbowała wytłumaczyć swojemu synowi, że po siedzeniach w pociągu nie można skakać.

Aniela opuściła Polskie Koleje Państwowe z niekłamaną ulgą. Bolała ją głowa, była zmęczona, głodna i czuła się nieświeżo od wszechobecnego kurzu i lepkich klamek. Z trudem wyciągnęła swoje walizki i właśnie miała przepchać się zatłoczonymi schodami w kierunku wyjścia z dworca, gdzie powinien znajdować się postój taksówek, gdy ktoś zawołał jej imię.

Kiedy wzrokiem odnalazła mężczyznę, który krzyknął, on również wyłowił ją z tłumu i podniósł się z ławeczki, na której czekał.


Nieznajomy podszedł do Anieli. Nie uśmiechał się, jednak jego twarz promieniała spokojem, a oczy wewnętrznym ciepłem. Kolejny przystojniak! Co to za miasto, ten Wrocław?!

- Dzień dobry. Nazywam się Stefan Koss. Przyszedłem Panią powitać. Jestem bratem Mateusza i współzałożycielem naszej szkoły.

Kiedy zauważył niczego nierozumiejący wzrok nauczycielki, uśmiechnął się delikatnie, przepraszająco.

- Mój brat nie przyznał się, że jest dyrektorem? To jego styl. Lubi poznawać ludzi na równej stopie. Bardzo panią za to przepraszam. Zresztą ja również nie lubię poddaństwa. Każdy z naszych pracowników w szkole wykonuje ciężka prace, bez względu na powierzone stanowisko. Doceniamy to, licząc na zaangażowanie. Jeśli pani pozwoli, wezmę walizki i podwiozę panią do naszego internatu.

Napotkawszy na zdziwione spojrzenie Anieli, Stefan złapał się za głowę.

- O tym mój brat też nie powiedział? Szkoła jest terenem zamkniętym - mamy tam internat, salę gimnastyczną, basen, parki i kilka boisk oraz kort tenisowy. Oczywiście, pani jako nauczycielka będzie mogła wchodzić i wychodzić w każdej chwili. Cóż… może po prostu wsiądziemy do auta, a pani zada mi najważniejsze pytania. Reszty dowie się pani już na miejscu, dobrze?

Przed budynkiem czekał na nich piękny egzemplarz Porsche 911 Carrera Cabriolet.


Cóż, szkoła chyba nie miała problemów z finansami...



Cyprian

Wyszedł na uliczkę. Ze zdziwieniem stwierdził, że zaczął padać drobny deszcz. Kobieta nie goniła go, może jej zła aura była tylko dziełem jego imaginacji? Podobnie jak mały, humorzasty satyr… Tak, może szok wywołany spotkaniem z bratem Franciszkiem zmącił mu na chwilę umysł? A może całe to wydarzenie było ułudą? Jeśli tak, skąd te stany delirium u niego się wzięły? Skąd zimny klejnot w kieszeni? I … zaraz… czy tamta kobieta nie przeszła przed chwilą przez latarnię?

Cyprian rozejrzał się i dopiero teraz zauważył, że niektórzy przechodnie nie wydają dźwięków, co więcej, przenikają przez innych ludzi oraz przedmioty i… często ubrani są w odzież nie z tej epoki. W jednej chwili Smoliński wychwycił 5 takich 'niepasujących' do ich czasów postaci, z czego jedna - dojrzała kobieta w fantazyjnym kapeluszu i długiej sukni, która szła najbliżej, obdarzyła go wyniosłym spojrzeniem po zlustrowaniu jego stroju… a następnie zniknęła wchodząc w ścianę pobliskiej apteki.




Piotr i Lena

Mężczyzna powoli się wybudzał. Ostre światło drażniło źrenice. Musiał kilka razy zamrugać, by pojawiły się chociaż zarysy kształtów, najbliżej znajdowała się twarz… twarz w złocistej oprawie… czyżby anioł? Zamrugał ponownie i nagle z cała ostrością uświadomił sobie sytuację. Leżał na szpitalnym łóżku z zabandażowanym bokiem, a nad nim pochylała się zatroskana twarz jego celu - Leny Sobolewskiej.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-04-2013, 18:59   #27
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Piękna, idealna. Czerwone, pełne usta kusząco rozchylające się przy każdym kolejnym słowie, które wypowiadała. Gęste, brązowe włosy spływające z kasku w spektakularny, wręcz filmowy sposób. Mimika, sugestywne gesty przesycone życiem i wigorem… Zapewne też bez większego trudu mogłaby uzyskać członkostwo w klubie Mensa. Broniewska roztaczała wokół siebie czar, jak gdyby sama nie pochodziła z tej ponurej rzeczywistości, w której zagnieździł się Adam. Na dodatek jako lekarka piastowała zawód dający pewien status społeczny. Podsumowując - M. Broniewska grała główną rolę w mokrych snach każdej potencjalnej teściowej.

W innej sytuacji Adam zakochałby się do szaleństwa. Nie było to trudne, lecz raczej… oczywiste. Broniewska spijała archetyp Ideału z podświadomości całej ludzkości, po czym sama się nim stawała. Nastolatki odchudzały się, by uzyskać jej talię. Wielkie koncerny dermatologiczne pracowały całymi latami, by stworzyć krem zapewniający nikły pierwiastek nieskazitelności jej cery. Wynalezienie pierwszej kredki do oczu i maskary mogłoby być zainspirowane głębią jej spojrzenia. Adam czuł, że ma przed sobą kwintesencję magii telewizji, tylko… dającą się dotknąć.

Czas wcale nie zwolnił pomiędzy nimi dwojga. Policja uwijała się jak w ukropie, co tylko przypominało Molińskiemu, że kolejne ułamki sekundy mijają. Gdy już wszystkie słowa Broniewskiej wybrzmiały, przyszedł czas na jego odpowiedź. Adam oniemiały spoglądał raz na motor, raz na kobietę, której najwyraźniej bardzo się spieszyło.

- Jak go… zapaliłaś? - zapytał. Nie wątpił, że udało mu się przebić wszechobecny szmer i dotrzeć do jej uszu. Idealnych uszu o perfekcyjnie skrojonym kształcie małżowin.

- A czy to ważne?! - kobieta wydęła wargi jak prychająca kocica. - Wskakuj, jeśli nie chcesz stracić też przyjaciółki!

- Też? Czyli co jeszcze straciłem oprócz niej? Motor? - wskazał na maszynę, której lakier połyskiwał w światłach policyjnych wozów. - Czy raczej... - zbladł, gdy do głowy napłynęło mu świeże wspomnienie rozmowy z matką. - Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś?! Skąd wiedziałaś, że tu jestem? Jaką mam pewność, że nie zawieziesz mnie... chuj wie gdzie? Kurwa, daj mi jeden powód, dla którego powinienem znów się wtrącić w życie człowieka, który...

Adam nie dokończył. Krążył wzrokiem wszędzie, byle tylko nie napotkać na minę Broniewskiej. Zacisnął mocniej pięści. W jakim niebezpieczeństwie mogła tkwić Lena? Nieprawdopodobne, by jakiekolwiek zagrożenie czyhało na nią w bezpiecznym, dwupokojowym mieszkaniu jego dobrej znajomej. Życie Adama zaczęło zmierzać w nieznanym kierunku. Jak kauczukowa piłeczka rzucona w dal z rollercostera. Moliński próbował tylko znów przejąć stery.

Kobieta patrzyła na niego z niezmąconym spokojem. Wydawało się, że jego eksklamacja nie wywarła na niej żadnego wrażenia.

- Jedziesz czy nie? Na gadanie przyjdzie pora, a teraz trzeba działać. Jak chcesz jechać z przodu, to rusz dupę.

Adam dostrzegł kątem oka, jak policjant zmierza w jego stronę. Funkcjonariusz być może chciał zapytać o przebieg wydarzeń w Cafe Piza, czy dociekać innych szczegółów. Istniało jednak prawdopodobieństwo - bez względu na to jak bardzo nikłe - że dostrzegł ślady krwi na dżinsach Adama. Mężczyzna zaklął w duchu, po czym znów skoncentrował uwagę na Broniewskiej.

- Ok, jadę z przodu - skinął głową, spoglądając ukradkiem na policjanta. - Posuń się. Szybko. Dokąd jechać?

Istniała możliwość, że Lena postanowiła go nie posłuchać i w środku nocy wybrała się Bóg wie gdzie. Adam nie był już pewny niczego, co jej dotyczyło. Zdawało mu się, że kobieta, którą znał przez tyle lat… jest zupełnie inną osobą. Dawno przestał rozmyślać nad szczerością jej intencji - zdążył już wziąć za pewnik to, że okłamała go w sprawie okaleczenia. A skoro tak sprawy się miały… nie wiedział, czy rzeczywiście powinien wskakiwać na białego rumaka, po czym spieszyć na ratunek kłamliwej królewnie.

- Poprowadzę cię - kobieta przesunęła się, a gdy wsiadł, objęła go rękami w pasie, jakby to była najnaturalniejsza czynność. Adam skłamałby, gdyby rzekł, że nie podobało mu się to ani trochę.

- Jeszcze jedna rzecz... - dodał, po czym zagazował i maszyna ruszyła naprzód. - Jak masz na imię?

- Joanna. Jedź.

Więc pojechał. A potok myśli zaczął kotłować się w jego głowie. Joanna? Nie M. Broniewska…? Tak, był głupcem, sądząc że kobieta, która siedziała tuż za nim rzeczywiście pracowała w jakimś cholernym szpitalu. Wystarczyło po prostu wziąć czyjś kitel i przespacerować się po nie do końca sterylnie czystych płytkach szpitalnego korytarza, by uzyskać status doktora. Nieprawdopodobne. Kim była ta kobieta? Dobrą wróżką…? Już prędzej Leny, bo raczej nie jego. Nie była też do końca taka słodka, jak mu się z początku wydawało. Potrafiła odpyskować.

Jedna rzecz Adamowi nie dawała spokoju - dlaczego pielęgniarki nie zareagowały na nią, jak na obcą? Musiały przeczytać plakietkę, która widniała na piersi Joanny, a jej twarz oczywiście nie pasowała do nazwiska faktycznie pracującej w placówce kobiety. Gdyby Adam przylepił sobie identyfikator Madonny, nikt nie zastanawiałby się długo, czy stoi przed nim królowa popu.
Teoretycznie to zamieszanie dało się jakoś racjonalnie wyjaśnić - może prawdziwa Broniewska pracowała na innym oddziale, dlatego pielęgniarki jej nie kojarzyły. A może i identyfikator był fałszywką. Lecz wciąż… Adam czuł, że siedzi za nim wielka niewiadoma. Nie wiedział, czego spodziewać się po Joannie. Nie miał też pojęcia, jakie motywy nią kierują.

- Uważaj! - krzyknęła.

Adam prędko skręcił w prawo, omijając samochód jadący z przeciwległej strony. To była jego wina - zagapił się, zamyślił i nie zauważył niebezpieczeństwa. Przeklął w duchu samego siebie, a także własne roztrzepanie.

Moliński nie wiedział, czego spodziewać się po Joannie, ale zdawała się być sprzymierzeńcem. Nieważne, jak bardzo nieprawdopodobnym.


Droga stała otworem. Światło latarni odbijało się od mokrego bruku. Silnik motocyklu rzęził przyjemnie. A na plecach Adama pozostawało ciepło kobiety, która prowadziła go do jednego, wielkiego znaku zapytania.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 15-04-2013 o 19:16.
Ombrose jest offline  
Stary 17-04-2013, 23:49   #28
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Kielce. Skwer

Na zewnątrz kawiarni było chłodniej. Zachmurzyło się. Zaczęła padać mżawka. Nieprzyjemne krople zaczęły wpadać Smolińskiemu za kołnierz. Cyprian myślał o tym, że musi wrócić do domu. Tam coś zje i na spokojnie przemyśli co dalej robić w związku z dziwacznymi wypadkami. Jak najszybciej do mieszkania za bazarami.

Po ulicach kręciło się jednak sporo osób. Znacznie więcej niż zwykle o tej porze i to w tak nieprzyjemną pogodę. Nagle Cyprian zwrócił uwagę na człowieka który był ubrany w sweter jakiego nie widział od dzieciństwa. Po chwili wydało mu się, że więcej osób ma dziwne stroje jakich nie widuje się już na ulicach. Dziwni przechodnie zaczęli zwracać jego uwagę.

Carski oficer w pełnym umundurowaniu stał i otwierał usta w stronę brodatego popa. Nie było słychać, co mówią, ale wskazywali na katedrę i pałac biskupi. Oficer wyglądał zupełnie tak jakby pochodził z garnizonu carskiego stacjonującego w Kielcach w XIX wieku. Ten skwer przy ulicy Jana Pawła II to tutaj stała wyburzona w dwudziestoleciu międzywojennym cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego. W zamyśle Rosjan cerkiew miała górować nad miastem w tym celu zburzono bramę krakowską i usunięto hełmy wież w pałacu biskupów. Budynek cerkwi był wyższy niż katedra i usytuowany po sąsiedzku. Ci dwaj pewnie staliby tuż przed cerkwią gdyby nadal istniała.


Czyżby klejnot w kształcie serca pozwalał mi widzieć najpierw satyra, a potem te duchy ludzi z minionych epok. W drodze do domu Cyprian zaczął nagrywać na dyktafon w telefonie, to co pamiętał ze słów wypowiedzianych przez brata Franciszka.

Ważniejsze ze słów wypowiedziane przez brata Franciszka - nagranie pierwsze:
Cytat:
- Apokalipsa się zaczęła… - Podobno jestem jednym z korpusów… - pięciu wybrańców zrodzonych z ludzi…. - Dziesięć demonów by kusić… - Dziesięć aniołów w koronach coś z światłością może w koronach ze światła? - Siedmiu neutralnych, co mocą włada…. gdy odnajdę jakieś głowy uzyskam moce i potęgi (coś mi się z chórami anielskimi kojarzy), w Dniu Sądu będzie miał głos a nie siłę… - Głów jest wiele i są to jakieś byty neutralne, dusze z czyśćca, które wróciły na ziemię … – mam je ścinać aby stać się potężny… - Franciszek wezwał mnie bo mam uratować świat… - świat jest piękny w swej niedoskonałości…. - Coś o poświęceniu życia to słabo pamiętam… dalej wiele wycierpię ale warto… - Anioł i demon nie różnią się niczym, oprócz serca, oprócz serca… mam dostać jakąś ochronę – tu chodzi chyba o ten kamień satyr nasunął mi tą myśl … Topaz Eshaziella. Mam przyjąć kamień i ocalić świat normalnie jak na filmach katastroficznych.. – Mam nie ufać marom przeszłości…. Muszę znajdź innych spośród pięciu pieczęci i razem ocalimy świat….


Mieszkanie Cypriana

Cyprian postanowił wrócić do swojego mieszkania. Próbował sobie przypomnieć, co mówił brat Franciszek. Nie mogę zapominać co powiedział, że jestem korpusem i jestem jednym z pięciu wybrańców. Ostatnie słowa Franciszka dotyczyły innych ludzi, którzy są tymi pięcioma pieczęciami. Dźwięki dochodzące z mikrofalówki przerwały rozmyślania Cyprian.

Sprawa wymagała poszukiwania źródeł, zbierania informacji. To takie nowe problemy badawcze prawie, jak jego praca naukowa. Koniecznie musiał sprawdzić czy nie ma czegoś w internecie o topazie Eshaziella.

Otworzył komputer i wpisał frazy:



Topaz Eshaziella

Kamień w kształcie serca

Pięć pieczęci

Głowy bestii

The Seven Seals

Apokalipsa dzisiaj

Znikający ludzie

 

Ostatnio edytowane przez Adr : 20-04-2013 o 23:43.
Adr jest offline  
Stary 21-04-2013, 17:26   #29
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Przejazd pociągiem to była chyba najgorsza opcja z możliwych. Trzeba się było zabrać z tym całym Kossem, byłoby wygodnie i miło, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Gdy Aniela wyszła z pociągu rozejrzała się i stwierdziła, że właściwie nie wie gdzie ma iść. Miała już dzwonić do pana Kossa gdy ktoś ją zagadnął. Gdy przedstawił się jako jego brat, kobieta stwierdziła że musieli mieć urodziwych rodziców.

- Miło mi poznać - rzuciła tylko do nowo poznanego mężczyzny zanim wsiedli do samochodu. Nie, nie do samochodu, do kosmicznie drogiego pojazdu.

Po drodze opowiedziała jak cudownie minęła jej podróż, pozachwycała się trochę samochodem i standardowo pogadali o pogodzie.

- Od dawna prowadzicie panowie tę szkołę? - wyglądał tak młodo, obaj z resztą wyglądali młodo, a mają własną szkołę... Chyba mają bogatych rodziców. Albo są złodziejami, bo inaczej ciężko się w Polsce wzbogacić w tak młodym wieku. Aniela modliła się w duchu o tą pierwszą opcję, bo powoli zaczęła żałować swojej impulsywnej decyzji.
- Od pięciu lat, wcześniej jednak szkołą zarządzał nasz ojciec. - Aniela w duchu odetchnęła z ulgą na tę wiadomość.
- Czy jest jeszcze coś co powinnam wiedzieć, a o czym nie wspomniał pana brat?
- Nie wydaje mi się, aczkolwiek sama pani rozumie. Nie siedzę w głowie Mateusza...
- No tak. Wspominał pan, że będę mieszkać w obiekcie zamkniętym, ale mogę wychodzić kiedy chcę. Czy ktoś to będzie kontrolował? Czy mogę zapraszać do siebie znajomych?
- Przy bramie znajduje się domofon, wystarczy, że przedstawi się pani. Wolelibyśmy jednak żeby nie zapraszała pani obcych osób na teren szkoły. Oczywiście, nikt pani nie będzie robił problemów od czasu do czasu, ale jednak chcemy uniknąć sytuacji, gdzie osoby z zewnątrz mogą np. przemycić używki dla naszych uczniów.
- Oczywiście, rozumiem. Bardzo jestem ciekawa swojego nowego miejsca pracy i zamieszkania. A przede wszystkim uczniów.

I rzeczywiście ciekawość aż ją zżerała od środka, a zarazem w żołądku ciągle ją cisnęło ze zdenerwowania. Tyle pytań i niewiadomych, w co ona się wpakowała? Jechali przez nieznane jej miasto, na dodatek był już wieczór więc było kompletnie ciemno o tej porze roku. Mógłby ją wywieźć na jakieś zadupie a ona nie miałaby o tym pojęcia. Pozostało jej poczekać jeszcze chwilę aż trafią na miejsce, a tam wszystko się wyjaśni.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 26-04-2013, 14:06   #30
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=483d50h5HH0[/MEDIA]

Upiora, ghula, dżina
Dziś wieczór będziemy gościć
Weszliśmy bowiem w najstarszą krainę
Gdzie rządzą siły ciemności



Cyprian

Z uporem, metodycznie Cyprian przebijał się przez kolejne porcje internetowej papki. Był spokojny, choć gdzieś na spodzie jego duszy tliła się irytacja. Nie dowiedział się niczego, poza faktem, że wątek bestii mógł dotyczyć Biblii, zaś wątek pięciu pieczęci, pojawił się w japońskiej legendzie o stworzeniu świata. Gdy pieczęcie zostaną zerwane, świat odrodzi się na nowo. Imię Eshaziell było natomiast zupełnie obce internetowi. Dziwne. Aż ciężko uwierzyć, że istnieją jeszcze frazy, pod którymi nie zapisano żadnych słów kluczowych. A może tak miało być? Może pewne słowa nie miały istnieć?

Cyprian potarł zmęczone oczy, a gdy to nie pomogło, zamknął je na chwilę. Pozwolił powodzi myśli spłynąć dalej, głębiej... po to, by oczyścić umysł. Gdy rozchylił ponownie powieki, było ciemno...

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?


Zimno przeszywało go od siedzenie. Cyprian poderwał się jak oparzony, gdy okazało się, że zamiast krzesła siedzi na nagrobku.


Ponury cmentarz rozciągał się jak okiem sięgnął. Wokół panowały ciemności egipskie, rozpraszane jedynie przez słaby blask księżyca oraz... delikatne snopy światła wypływające przez szczeliny niewielkiego, drewnianego budynku, który stał pośrodku tej dziwnej scenerii.

Kiedy mężczyzna podszedł bliżej, zobaczył przez niewielki lufcik, że w środku znajdują się ludzie. Kilkunastu nawet. Ubrani w łachmany, niedomyci, pochylali się nad stołem zastawionym jadłem i napitkiem. Mimo tłoku, w środku panowała zadziwiająca cisza. Mówił tylko jeden mężczyzna, którego długa szata zabarwiona była na kolor brunatnej zieleni, a jego siwa broda sięgała niemalże pasa. Guślarz!


- ... Taka duszka nie dostąpi łatwo zbawienia. Chłopaka zwodziła, aż go inna zbałamuciła. Nie godzi się cofać słowa, gdy na zapowiedzi już dali. Umarła ze zgryzoty, odbierając sobie to, co dano nam li najcenniejszego. Życie! Dla takiej nie ma przebaczenia...

- To nieprawda...


Cyprian usłyszał smutny głos obok siebie. odwrócił głowę i zobaczył ją. Miała twarz jego Anny. Ubrana tylko w długa koszulę nocną.

- To nieprawda... - zjawa powtórzyła, po czym rozmyła się całkiem, bez świadomości, że została zauważona.


Aniela

Minęli wielką, kutą bramę, która bez zbędnego zgrzytania otworzyła się przed nimi, a potem zamknęła.

- W samochodzie jest czujnik - Stefan odpowiedział na niezadane pytanie - To taka mała karta magnetyczna. Mają ją wszyscy rodzice naszych podopiecznych oraz samochody zaopatrzeniowe. Jeśli zdecyduje się Pani kiedyś na posiadanie auta, również ja pani otrzyma. Niektórzy nasi nauczyciele dojeżdżają codziennie z miasta i oczywiście nie ma z tym problemu. Oprócz kart, przy bramie jest wideomofon, więc gdyby chciała Pani opuścić teren, nie ma problemu. Na dyżurce jest ktoś non stop, 24h na dobę.

Wielkie, stare drzewa rosły po obu stronach żwirowej drogi, którą powolutku jechali. Teraz w nocy wszystko wyglądało co najmniej niepokojąco. Na szczęście już po chwili za zakrętem ukazał się piętrowy, biały dworek.


- Jesteśmy na miejscu. - Stefan zaparkował na podjeździe, gdzie stały jeszcze 2 inne auta. Nie było jednak samochodu Mateusza, jak zauważyła mimochodem Aniela.

- W naszej szkole uczy się obecnie 78 chłopców i 141 dziewczyn. Oficjalnie mamy przyznany status liceum ogólnokształcącego, jednak stosujemy system nauki bardziej uczelniany. Nazywamy też uczniów studentami, pozwalamy wybierać interesujące zajęcia oraz brać udział w tworzeniu zakresu tematycznego przedmiotów na kolejny rok. Dlatego też zależy nam by wszystkie zajęcia były prowadzone ciekawie, na wysokim merytorycznie poziomie. Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo o nauczyciel z... wolnym umysłem i miłą osobowością, jeśli Pani rozumie, co mam na myśli.

Mężczyzna mówił cały czas, prowadząc Anielę chodniczkiem obok budynku szkoły, najwyraźniej nie tutaj znajdowały się kwatery mieszkalne. Bagaż nauczycielki wydawał się chyba w ogóle mu nie ciążyć, mimo że poza osobistą torebka - wszystkie rzeczy niósł sam.

Kobieta przyjrzała się subtelnym, acz bardzo ładnym zdobieniom ram okiennych. Podążając za jej wzrokiem, Stefan Koss uśmiechnął się delikatnie, samymi tylko kącikami ust.

- To niemiecki dworek, większa część stanęła w 1859 roku. Reszta to dobudówki. Budynek jest bardzo klimatyczny, niestety za mały by pomieścić wszystkich, dlatego zdecydowaliśmy się na postawienia osobno internatu i sali gimnastycznej. Tutaj więc odbywają się tylko normalne zajęcia, tutaj też będzie Pani miała swoją klasę, ale to myślę, możemy zostawić na jutro. Dziś jest późno, dlatego zaprowadzę Panią od razu do mieszkania.

Faktycznie, za szkoła wznosiły się jeszcze 3 jednopiętrowe budynki: sala gimnastyczna i 2 mieszkalne domy, wyglądające raczej jak pensjonaty górskie niż internat.

- Zamieszka Pani w Białej Róży - mężczyzna wskazał willę po lewej, gdzie faktycznie nad drzwiami namalowano biały kwiat, co było na drugim budynku - nie umiała dostrzec w mroku nocy.

- Jest to budynek dla starszych uczniów. Parter zajmuje jadalnia, kuchnia, bawialnia z telewizorem i mieszkania nauczycielskie, natomiast na górze znajdują się tylko pokoje studentów. Choć mamy sprawny system monitoringu, każdy nauczyciel mieszkający na terenie kampusu zobowiązany jest raz na jakiś czas do dyżuru. Polega on głównie na tym, by po 22.00 zagonić wszystkich do własnych pokoi. Potem jeszcze raz przejść się około północy i godziny pierwszej, aby sprawdzić czy nikomu nie zachciało się imprezować i to w sumie tyle. Nie wymuszamy na naszych studentach kładzenia się do łóżek o konkretnej porze. Jeśli chcą, mogą siedzieć po nocy - byle cicho i w swoim pokoju.

Koss otworzył drzwi do Białej Róży. Wnętrze było oświetlone, dzięki czemu Aniela mogła odczuć jego przytulność.



Ruszyli korytarzem w lewą stronę. Współwłaściciel tego miejsca wręczył jej nieduży pęk kluczy.

- Raczej nie zamykamy drzwi, ale ma tu pani klucze do drzwi wejściowych, drzwi szkoły, drzwi na basen (po 21.00 tylko do użytku nauczycieli, więc polecam), drzwi do Pani mieszkania oraz do kuchni. Posiłki dla uczniów wydajemy w konkretnych godzinach, jednak nie obowiązuje to nauczycieli. Wiadomo, że dobrze przyjść na obiad w między godzina 13 a 15 żeby dostać ciepłą porcję, ale nie ma problemu, by wyznaczyła Pani swój własny tryb. W kuchni jest też osobna lodówka dla pracowników, proszę z niej śmiało korzystać. 3 górne półki są wspólne i znajdzie Pani tam np. produkty na kanapki, natomiast niżej znajdują się rzeczy, które np. kupi sobie pani w sklepie. Wystarczy nakleić karteczkę ze swoim imieniem na takim produkcie i nic mu nie grozi.

Kolejny raz Stefan zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi numerkiem 11.
- To pani mieszkanie, mam nadzieję, że sie spodoba. Proszę otworzyć.

Aniela lekko trzęsącymi się dłońmi przekręciła kluczyk w zamku i otworzyła drzwi.


- Nie ma co prawda telewizora, ale jest wi-fi, radio, łazienka jest wyposażona w prysznic, umywalkę, toaletę i kosz na pranie. Korzystamy z usług pralni, więc brudne rzeczy proszę zostawiać pod drzwiami w piątek wieczorem. Obok kosza są specjalne worki z numerem pokoju. Nic więc nie zginie.

Kiedy kobieta rozglądała się po swoim nowym gniazdku, Stefan wniósł wszystkie rzeczy, po czym stanął w drzwiach. Był poważny, jednak biło od niego swoiste ciepło.

- Postaram się żeby jutro ktoś Panią oprowadził, proszę jednak nie krępować się i zwiedzać. Śniadania wydawane są od godziny 7.00. Jutro niedziela, więc jeszcze nie ma zajęć, może Pani więc spokojnie poznać miejsce i ludzi. W poniedziałek tez załatwimy formalności z naszą księgową... - umilkł, najwyraźniej zastanawiając się czy wszystko wyjaśnił, kiedy doszedł do wniosku, że chyba tak, zadał jeszcze kontrolnie pytanie:
- Czy chciałaby pani coś jeszcze teraz wiedzieć?


Adam

Dojechali do domu jego znajomych, jednak na widok wybitej szyby w oknie, Joanna powiedziała.

- Za późno. Zabrał ją już. Jest jednak szansa, nie zatrzymuj się, jedź w kierunku Odry.

Co mógł zrobić innego? To chodziło o jego przyjaciółkę. Jechał jak wariat, lecz dziewczyna nie wydawała się przerażona. Ruchami ręki tylko pokazywała mu, w która stronę powinien skręcić. Tak dotarł do Mostu Św. Macieja. Zabytkowy wiadukt podświetlony był wieczorem na niebiesko, co nadawało mu bardziej modernistycznego charakteru.


Tutaj kobieta kazała mu się zatrzymać. Sama zresztą sprawnie zeskoczyła z siedzenia i popędziła w dół wału. Chwilę miotała się w zaroślach, szukając czegoś... chyba w wodzie, po czym odwróciła się w kierunku Adama. Zdjęła kask, na jej twarzy malował się szczery żal.

- Za późno - powiedziała, gdy rozległ się nagle dźwięk komórki Adama. Mężczyzna spojrzał na wyświetlacz.

Dostałeś wiadomość MMS -->
Otwórz -->
Od: +48 666 696969


Cytat:
Byłeś niegrzeczny. Gra się rozpoczęła. Wybierz swoją nagrodę. Jedna wygrana, jedna przegrana. Odpowiedz smsem o treści Lena lub Ewa. Tylko jedna wróci. Którą bramkę wybierasz?
Chociaż Joanna nie miała sposobności zobaczyć ekran wyświetlacza, spojrzała teraz ostro na Molińskiego.

- Coś ty zrobił?! Popełniłeś jeden z najgorszych grzechów, prawda?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 26-04-2013 o 14:08.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172