Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2014, 19:09   #51
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze



Wichacz - po zmroku - dom Gregoviusa


- Waszmość Panowie - zaczął Jan - wiem że cierpliwości Waszej nadużywam, ale nie może to inaczej być. Tajemnica bowiem nie moja jest. Dziękuję za chęć do pomocy. Upraszam tedy pana Czermińskiego by waćpannie Ałtyn towarzyszył, a Waszmościów Rossowskiego i Krotowskiego by łaskawi byli po ojca mega i innych ludzi z nim przebywających u Księcia Koreckiego się udali.
Pana Wasilewskiego upraszam by zaś na dom i panią matkę moją, a także panią Grzegorzewską baczenie miał. Jeśli Waszmościowie nie oponujecie, tedy za pacierzy parę wyjdziemy bo spieszyć się trzeba.


Skłonił się zebranym i wyszedł z komnaty, na tyły domu się kierując by wozy z fauerwerkami opatrzyć. Przypatrywał się właśnie robocie gdy Ałtyn go zobaczyła i podszedłszy parę słów gorzkich powiedziała.

Próbował się też Szkot jak mógł tłumaczyć.

- Waćpannie z serca nieba bym przychylił, ale tajemnicy wyjawić nie mogę... Nie moja ona, nie mogę - jęknął.
- A i jeszcze to powiem że nagle ci szlachcice się zjawili. Dziwni oni wiele o sobie nie mówią, a widzi mi się że nie wszystko mówią. Szczególnie ten cudzoziemiec. We Francji mieszka, interesa tam ma, a po naszemu dobrze mówi. Jakby Polak, a nie Polak. Mowy moskiewskiej od ruskiej nie odróżnia. Ten porucznik husarski niby z Wielkiej Polski, a kto go tam wie...
Jedynie ten pan Czermiński to syn znanego tu człeka w okolicy przeto jego bym chętnie z Waćpanną posłał.
- Niedługo ojciec mój wróci rzecz się wyjaśni, ale to powiem jeszcze ze w niedobre sprawy wszyscy się wplataliśmy... Oj niedobre...
- westchnął obracając w ręku bransoletę z psią czy też wilczą mordą.
- Teraz iść muszę już, ale błagam byś Waćpanna uważanie na siebie miała.


Wichacz - rynek

Nie minęły też jak Jan przyrzekł i cztery pacierze, gdy wraz ze sługami wyszli wszyscy do domu gdzie uczta się odbywała. Szedł pan Krotowski sam najznaczniej z nich wyglądający, ale sam, bo Selima do pachołków odesłał, by miał na nich i dobytek baczenie, pan Jan z dwoma pachołkami i milczący pan Rossowski, który zdawał się najbardziej ze wszystkich z zasadzkami ulicznymi obyty, jako że w miastach zagranicznych napady takie na porządku dziennym, a raczej nocnym były zwyczajne. Towarzyszył mu sługa Peter co też z pieca niejednego chleb jadł.

On też pierwszy napastników zobaczył, co chyłkiem pod przebraniem obdartusów licho jak odzianych, albo li w płaszczach ciemnych ku nim sunęli. Zawrzasnął tedy ostrzegawczo i wyciągnąwszy pistolet ku jednemu z nich wypalił. Łotrzyk trafiony ręce rozkrzyżowawszy padł jak ścięty. Zaraz też wypalił i imć Rossowski drugiego trupem kładąc, a i Szkot z pachołkami broń wyciągnęli.
Pan Krotowski oburzony tak napadem niecnym w samym środku miasta szablę wyciągnał i skoczył ku bandytom. Ci widząc szlachcica groznego zaraz też zemkli miedzy budy a pan Wojciech za nimi.
- Stój ! Stój ! - jednym głosem zakrzyknęli pan Jerzy ze sługą, ale porucznik już zniknął w mrokach chcąc wojskowym obyczajem języka złapać.
- Mości Janie - pan Rosssowski objął przywództwo - pan po swego ojca idz my zaś we dwójkę w sukurs panu Wojciechowi skoczymy by go nie opadli miedzy budami. Widzę, ze nie łotrzykowie to chyba zwyczajni... - mówiąc to zatknął krócicę za pas, wydobył lewicą drugą i dzierżąc schiavonę w prawicy skoczył w mrok.
Niestety długo szukać nie musieli, bo zaraz za pierwszym kramem na pana Krotowskiego się natknęli. Stał oparty o kram lada jaki i patrzył z niedowierzaniem na rękę co ją od boku odjął własnie.
- Pchnął mnie ladaco jeden - rzekł ze zdziwieniem - nie wiem jakim sposobem z mroku jak zły wychynął. Dobrze że to jedynie draśnięcie - dodał i na przekór tym słowom zwalił się na ziemię. Doskoczyli do niego pan Jerzy i Peter i obróciwszy na wznak ze zgrozą ujrzeli jak na ustach rannego pojawiła się biała piana.
- Zum Teufel - zaklął sługa Rossowskiego.
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 24-03-2014 o 19:33.
Halad jest offline  
Stary 26-03-2014, 10:38   #52
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze



Wichacz - po zmroku - kamienica rajcy Gregoviusa


Pan Wasilewski ludzi rozstawił, a miał ich co prawda kilku jeno bo nikt się jednak napadu na dom tak znaczny przy samym rynku usadowiony nie spodziewał. Jednak, że żołnierz był doświadczony postanowił nie zaniedbać niczego.
Gospodynię domu i panią Grzegorzewską jakoś uprosił, by wraz ze służebnymi w izdebce się zamknęły, sam zaś ludzi rozstawił przy oknach i sam przy jednym z nich stanął. Słyszał tumult jakiś ani sam, ani ludzi swych nie ruszył, bo raz że przy takim święcie to zwyczajna rzecz, a dwa miał przecież domostwa strzec. Zresztą co się działo nie widział bo zmrok przecież zapadł, a mnóstwo ognisk i pochodni wzrok mamiły odblaskami i zwodziły, tedy pozostał na stanowisku.

Pacierze jednak dwa nie minęły jak pachołek z parteru przybieżał i oznajmił
- Wasza Miłość chłopisko jakieś wielkie do drzwi się dobija, z drugim jakimś. Co robić Wielmożność ? Chłop jak góra wielki...

Pan Wasilewski zaintrygowany wychylił się za parapet, choć bezpiecznym to nie było, ale ufał pan Michał w opiekę Panienki Najświętszej.
I faktycznie chłop wielki stał przed drzwiami w futro otulony, z czapą nasuniętą i kołysał się na boki, a obok mizerak jakiś wylękniony miął baranią czapę w rękach.
Wpuścić, nie wpuścić... ? Coś musiał pan Wasilewski postanowić...





Po zmroku - błonia nad Huśnynią pod Wichaczem


Na pole pod fauerwerki dotarli bez przeszkód i tu Ałtyn zajęła się wytyczaniem placów i ustawieniem tyk, na których miały młynki ogniste się kręcić. Myślała też by bramę ustawić ku czci dostojnego gościa, ale z braku czasu plan ten porzuciła. Dumała sobie czym tez jeszcze uświetnić noc, bo gdyby Książę Korecki uwagę zwrócił na nią jako zaradną osobę i na rzeczy się znającą, wielce taka protekcja w przyszłości przydać się mogła.
Zamyślenie jej przerwał Cyryl, który zbliżywszy się cicho chrząknął, by uwagę jej na siebie zwrócić.
- Panienka kazała baczenie mieć, czy co dziwnego się dzieje i kogo obcego nie ma... A tam ot - wskazał palcem niewyrazną postać kulącą się przy jednej z bud - żebrak jakowyś pachołków wypytuje... Kojami obić dziada, czy przepędzić tylko Waszmość panna każesz... ?


Pan Grzegorzewski umyślił sobie, że wraz z trzema ludzmi w zagajniku przypadnie, który nieopodal olchowy stał i tam zataiwszy się z odległości będzie miał baczenie. Tak też zrobili u zapadłszy miedzy krze i drzewa czekali cierpliwie. Wkrótce też ich patienzia została nagrodzona bo ruch jakiś posłyszeli. Jeden z pachołków (były żołnierz obrony potocznej czyli wojsk na straży południowych i wschodnich granic stojących) przypadł do niego.
- Waszmość panie. Ludzi dwóch do zagajnika przybieżało.
Podczołgawszy zobaczyli że jeden z przybyszów konie trzy trzyma, innych nie było.
- Co u czorta ? - pan Czermiński zaklął z cicha -pod ziemię się zapadli czy co... ? - gryząc wąsa myślał co mu czynić wypada. Coś jednak szybko postanowić musiał...
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 26-03-2014 o 12:15.
Halad jest offline  
Stary 30-03-2014, 21:57   #53
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-Trucizna - powiedział Jerzy patrząc na swojego sługę

-W Italii, to bym zrozumiał, oni się w takich podstępach lubują. W ciemnych zaułkach Cour des miracles, również nie zaskoczyłoby mnie to ... ale tutaj - spojrzał na Petera, jakby od niego oczekując odpowiedzi, chociaż wiedział, że chłopak jej nie ma.

Potrząsnął głową jakby odgonić chciał od siebie złe myśli, który mogłyby kusić los. Nie spodziewał się takiej sytuacji, w tym sennym jak się wydawało, przygranicznym miasteczku. Nie znaczyło to jednak, że miał popaść w jakieś odrętwienie, czy marazm. Ot Wichacz okazał się jednak bardziej podobny, do miast zachodu, niż się tego z początku spodziewał.

Szybko zakończył jednak te działania, dając swojemu słudze znać, aby pomógł mu rannego unieść. Rozglądając się w różnych kierunkach, czy kolejna grupka bandytów, nie nadciąga ruszyli, w stronę domu burmistrza i wiążącego się z nim bezpieczeństwa.

-Pamiętaj Peter: Il faut réfléchir avant d'agir. - powiedział szlachcic do swojego sługi, z powagą w głosie. Olender kiwnął jedynie głową, wyrażając aprobatę, dla myśli zawartej, w tym starym przysłowiu.

Gdy znaleźli się w domu burmistrza i ich towarzysz ułożony został w jednym z pokoju, pan Jerzy zakomenderował, aby po cyrulika jak najszybciej posłać. Miał nadzieję, że tego dzielnego bądź co bądź żołnierza, da się jeszcze uratować. Jednakże gdy to zostało wykonane, należało tylko poczekać.

Usiadł na jednej z ław, chwytając tą chwilę odpoczynku. Wiele oblężeń nauczyło go cierpliwości, nim armaty swoje zrobiły, człowiek musiał wyczekać, a sił nie było w tym momencie sensu marnować. Cała ta sytuacja była denerwująca i o ile wcześniej, nie czuł zbyt mocnego z nią związku, wiedział, że teraz należało ją doprowadzić do końca. Chcąc czy nie chcąc uwikłał się w tą sprawę, miał więc nadzieję, że ucztujący ludzie, będą w stanie rzucić na nią więcej światła ....
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 30-03-2014, 23:30   #54
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Pan Czermiński nierad wysłuchał informacji od pachołka. Przygryzając wąsa zastanawiał się, jak tych dwóch brakujących jeźdźców przydybać. W końcu postanowił, że weźmie ze sobą jednego pachołka, reszcie zaś nakazał mieć baczenie na to, co się dzieje i czy nie zobaczą czegoś w krzakach. Pan Paweł zaś, wraz z wybranym przez siebie pomocnikiem, podczołgał się po cichu do człeka trzymającego strzemiona koni. „Dobre chabety”, zauważył wprawnym okiem Czermiński, jednak prowadzącemu je człowiekowi nie mógł się na razie lepiej przyjrzeć. Gdy byli już dostatecznie blisko, wskazał szybko dłonią na konie, a potem na swojego towarzysza. Ten, człek widać lotny w sztuce wojennej, załapał o co chodzi i skinął panu Pawłowi głową.

W tej samej chwili zerwali się z ziemi. Młody rycerz dopadł błyskawicznie do człowieka na drodze, zaś pachoł doskoczył do koni, podejmując wodze, by nie spłoszyły się i rabanu nie narobiły. Pan Paweł od tyłu złapał przeciwnika, prawicę odciągnąwszy mu za plecy, by następnie obalić go na ziemię, tak, by przygniótł sobie lewe ramię. Wolną dłonią zasłonił mu usta, z których już chciał się wyrwać krzyk. Nachylił się nad nim i wyszeptał do niego groźbę:

-Cichaj panocku, bo gardło poderżnę jak psu- pan Czermiński poczekał chwilę, aż do obezwładnionego kmiotka dotrze sens jego słów. – No, już lepiej- dodał, gdy ten przestał się wizgać. Z bliska wyglądał jak zwykły kmiotek wiejski, na sobie miał ledwo jakieś spodnie i wytartą koszulinę. Nie widział też by miał gdzieś zakitraną broń.

- To teraz śpiewaj chamie, kim jesteście i gdzie są pozostali dwaj, po co przyleźliście?- Czermiński zdjął dłoń z jego ust.

- Panie, ja niewinny... Litości, ja nie wiem, Jezusmaria...- wybełkotał płaczliwym głosem. Pan Paweł zrozumiał, że to tylko wieśniak, niegroźny dla nikogo prócz psów i kotów, a najpewniej bezmyślny sługa. Zlazł zatem z niego i postawił na nogi.

- Skoro niewinny, to krzywdy ci nie zrobię. Mów jeno chłopie, gdzie są pozostali, co tu robicie- powiedział młody rycerz i skinął ręką do towarzyszy w krzakach by podeszli.

- Panoczki łycary, ja niewinny... Mnie z sobą kazali iść i tu koni pilnować, a sami poszli tamój ...- powiedział, wciąż trzęsąc się i wskazał na kępę wysokich drzew i chaszczy bardziej zbitą od reszty, jakieś pięćdziesiąt kroków od nich. Jeden z pachołków podszedł tam na chwilę, ale wkrótce zawrócił, kręcąc głową.

- Bez łuczyw to nic tam nie ujrzymy, trop po prostu znika – powiedział do drużyny. Pan Czermiński znowu przygryzł sobie wąsa, rozmyślając nad kolejnym posunięciem. W końcu wyciągnął nóż i ponacinał pasy w siodłach, tak aby gdy jeźdźcy się na nie wdrapią, to by rychło pospadali. Wcisnął także parę groszy kmiotkowi, na uspokojenie, i nakazał by czekał z końmi tak, jak mu polecono. Sam, wraz z tym samym pachołkiem, z którym się wcześniej zakradał, skrył się w krzakach nieopodal, mając baczenie na drogę i wieśniaka. Pozostałym zaś wydał dyspozycję, by szli w stronę błoni, miarkując, że jeśli ci bandyci chcą coś pannie Ałtyn zrobić, tedy może ich po drodze zoczyć się da.

Nie mylił się pan Paweł, bowiem już po chwili raban się podniósł i pachołkowie krzyczeć poczęli, iż widzą ludzkie sylwetki przemykające przez kępę. „Czarty jakieś, żeby się pojawiać i znikać bez śladu?” pojawiła się myśl w głowie młodego rycerza, jednak nie o tym należało w tej chwili myśleć. Pan Czermiński rozkazał pachołkowi dalej czatować w krzakach, zaś sam wybiegł i ile sił w nogach, długimi susami popędził za swoimi ludźmi, goniącymi dwa ludzkie cienie.
 
Earendil jest offline  
Stary 31-03-2014, 13:00   #55
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nie masz skarbu większego nad serce wierne, pomyślała sobie Ałtyn. Uniosła rękę i potargała kędzierzawe, siwe brodzisko Cyryla, tak jak czyniła to, gdy była dzieckiem, a on udawał dla niej niedźwiedzia.
- Ani to, ani to, Cyrylu kochany. Przywiedź tego człeka tu do mnie. Nie zostawiaj mnie jednak z nim samej – zastrzegła. Nie była, owszem, strachliwa... jednak nie była też głupia.

Nim opuściła gościnny dom McGregorów, sporządziła dwa listy i opięczętowała je znakiem spalonej twarzy. Ten, w którym iście stało o prochu, choć próba dania ognia z tych wymysłów skończyć się musiała mnóstwem dymu, huku... i niczym nadto. Ten list ze sobą wzięła. Drugi ukryła w swych sukniach, w skrzyni w komnacie, którą ją przydzielono. W tym wykaligrafowała starannie:

Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej.
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty.
Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami.


Prawdziwy list zaś ukryła przy pomocy Saweczki. Chłopak aż promieniał dumą, że jego złodziejskie doświadczenia jednak okazały się przydatne. Wszystkich odprawiwszy, złodziejskim sposobem wespół jedną z desek podłogi unieśli i list za belką ukryli.Ałtyn chciała jeszcze komodą dębową miejsce to przycisnąć, ale Saweczka przekonał ją, że wprawne oko wyłowi, że mebel gdzie indziej długo stojący przestawiono. Poprzestała na kilimku o tureckim wzorze.

Teraz zaś, rękę na innym liście na piersi ukrytym trzymając, czekała na tego, co miał być żebrakiem, ale zbyt się wszystkim i zbyt żywo interesował. Przywołała na twarz łagodny, pogodny uśmiech. Zdałoby się – oto anioł zstąpił na ziemię.

Żebrak zdawał się być dziadem wędrownym jakich setki, gębę miał brudną i łachmany złachmanione należycie. Tylko mordę coś zbyt chytrą i oczy zbyt przenikliwe.
- Ludzi moich o mnie pytałeś – Ałtyn postanowiła od razu naprowadzić go na właściwą drogę.

- Jezusie Nazareński jaśnie panienko nikak nikogo nie wypytywał... Ot żem spytał tylko kto to taka panna przecudna i tyle... Myślę ubogiemu człekowi co przez nieszczęścia dotkniętym został grosza nie poskąpi

Zaczął płakać, nos wycierać, smarkać w rękaw i pokazywać pełen zestaw zachowań dziadowskich. Ale jeden z pachołków, co za nim stali, rzekł twardo:

- A nieprawda. Łże dziadyga . Mnie i Szymona pytał - tu wskaże na jednego z pachołków - czy my z domu pana Gregoviusa jesteśmy i co robić bedziemy i kiedy goście przybędą.

Dziadyga zaczął szlochać, wić się u stóp Ałtyn, czołem bić i zaklinać, że nic takiego.

Ałtyn pogładziła go ręką po kołtunie. Ten czuły gest tak żebraka zaskoczył, aże zatchnął się własnym szlochem. Karaimka znowu się uśmiechnęła, i znów taki to był uśmiech urodny, taki promienny, jakby anielski. Aż zapomnieć można było ze szczętem, że gdy Bóg posyłał swe anioły na ziemię, częściej robił to, by karać, niż by nieść dobrą nowinę.

W palcach pięknej karaimskiej dziewczyny pojawiła się bardzo błyszcząca i niewątpliwie złota, dobyta z jałmużniczki moneta.. Ałtyn nadal się uśmiechała, tylko oczami porozumiewawczo wskazała dziada Cyrylowi i pachołkom, by go łapali, bo zaraz może zechcieć zbieżać.

Potem wyciągnęła rękę, i gdy żebrak chciał pochwycić monetę, upuściła ją na ziemię i pochwyciła go za nadgarstek.

Dłonie mówiły prawdę o człowieku. Dlatego też Ałtyn nosiła rękawiczki, po proch zaczął się już wżerać w delikatną skórę jej dłoni, naznaczał ją, tak jak naznaczył jej ojca i dziadka, i bohaterskiego Eliasza. Przyjrzała się, jaką prawdę opowiadały dłonie tego człeka. I czy naparwdę były to dłonie żebraka.
 
Asenat jest offline  
Stary 03-04-2014, 10:22   #56
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze
Wichacz- po zmroku - kamienica burmistrza Stuveniusa

Gwar uczty odbywającej się w komnatach na pietrze dobiegał ich uszu, oni zaś patrzyli w gasnące oczy pana Wojciecha. Znać jad na ostrzu mocny być musiał.
Wnet przybiegł i sam Piotr Mediolańczyk by porucznika opatrzyć, ale tylko głowa pokręcił i wzniósł oczy ku niebu. Przybliżywszy się do pana Jerzego rzekł
- Tu księdza trzeba nie medyka. Trucizna to diabelska i moce ludzkie tu nie pomogą. Waszmości to jakiś krewny ?
Rossowski pokręcił głową, ale że milczał tedy medyk mówił dalej :
- Takiej trucizny, a siedzę tu ponad ćwierć wieku tum jeszcze nie widział... Łeb jak jeden drugiemu popłata szablą, no czasem strzałą czy kulą z zasłupia życia pozbawi to i zwyczajna rzecz. Szlachta tu popędliwa, a i lud burzliwy. A zbójów ilu... Ale ostrze z trucizną ? I to mówią że pachołki jakieś nieznane ? Tedy ja powiem tak... Niemożliwe. Coś innego w tym kryć się musi. Może sprawę tu jaka miał albo i listy ? Zresztą nieważne to teraz.

Gdy tak mówił zbliżył się ksiądz któremu też zaraz pokłonili się wszyscy z szacunkiem bo był to sam Paweł Oberżeński samego księcia kapelan. Człek był to mądrości wielkiej i odkąd Jegomość Książę wiarę katolicką przyjął (prawosławie porzuciwszy) stale mu towarzyszył. Ten ostatnia posługę konającemu oddał i sakramentami go opatrzył.
Od łoża konającego powstał i podszedł do stojących.

- Wyrzekł mi ten szlachcic prawy w ostatniej swej godzinie, ze przybył tu w osobistych sprawach z wojny wróciwszy i nijakich wrogów tu nie ma. Tedy chyba przypadek sprawił że zbójca ów życia go pozbawił. Wieczne mu odpoczywanie bo szlachcic prawy był i żołnierz jak mi sam powiedział Ojczyznie oddany.

Sceptyczny z natury pan Jerzy skrzywił się nieznacznie, bowiem w obcych krajach będąc napatrzył się dość, ile to owego umiłowania jest w wojsku osobliwie zaciężnym, ale tu może sprawy inną szły manierą.

Zresztą nawet i odpowiedzieć nie miał kiedy bo zaraz po odejściu księdza pojawiły się nowe persony.
Byli to pan Hieronim Morsten, Gregovius (wszyscy go tak zwali i nawet żona jego chyba już nawet nie pamiętała jak na imię mąż jej ma) i żołnierz jakiś sądząc z postawy o obliczu marsowym.
Podbiegł prawie Jan do rajców i coś im przyciszonym głosem naprędce objaśniał, zaś wojak do pana Jerzego się skierował.
- Czołem Waszmości. Jam jest Krzysztof Stapkowski herbu Doliwa, rotmistrz chorągwi pancernej Jaśnie Oświeconego Księcia Koreckiego.
Zaznajomiwszy się ze sobą do łoża zmarłego podeszli i pan Krzysztof podjął.
- Trucizna na ostrzu. Hmm i to teraz gdy takie wieści przyszły... A wiesz to Waszmość kto k'nam z poselstwem ciągnie ? No nie wiesz bo i skąd - sam sobie odpowiedział - jego poselska mość Władimir Władimirowicz Nitup - tu splunąć chciał, ale w obecności nieboszczyka się pohamował.





Widząc że miano owo nic panu Jerzemu nie mówi dodał.
- Widzę że Waszmości w kraju nie było i to długo chyba. To pies carski i morderca co warto by go na gałęzi obwiesić. Ponoć jakaś daleka rodzina tego przeklętnika Maluty Skuratowa. Dobrze on carowi służy trucizną i pachołkami. Tedy na wieść o jego zbliżaniu straże i czujność podwoić musimy. Poseł mać jego murwa, a ojciec sobaka parchaty.
A Waszeć miej na siebie baczenie bo w niebezpieczna grę się wplatałeś. Rzeczy się tu dziać zaczynają od początku miasta niewidziane, tedy oglądaj się za siebie panie żołnierzu często i ludziom nie ufaj, szczególnie jeśli spraw tutejszych nie znasz.
- To zaś kazał mi sam Książę Korecki Waści oddać, wielki to favor dla Waćpana, że Książę sam się podyktować fatygował
- tu podał Rossowskiemu list.
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 03-04-2014 o 14:48.
Halad jest offline  
Stary 03-04-2014, 23:26   #57
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze
Wichacz - błonia nad Huśnyniem - po zmroku

Dotknięcie brudnego łba przyjemnym nie było, ale cóż.

Moneta upadła na ziemię błysnąwszy złotawo, a dziad błyskawicznym ruchem wyciągnął po nią pazurzastą dłoń. Jednak Ałtyn była szybsza i pochwyciwszy ja przyciągnęła ku sobie. Jednocześnie Eliasz zbliżył się z łuczywem. Żebrak szarpnął się w tył sądząc że sługa Tynci chce mu krzywdę zrobić, ale pachołkowie przyskoczyli i ucapiwszy za ramiona przygięli brudny kark ku ziemi.
Dziewczyna przyjrzała się dłoniom schwytanemu i westchnęła rozczarowana. Nie był to szpieg żaden, chyba że dzień cały rył w błocie i śmieciach, bo łapska jego tak właśnie wyglądały.

Do tego samego wniosku musiał dojść i Eliasz bo mruknął :
- Prawdę mówi. Dziadyga to nie łeż. A pewnie i złodziej - huknął groznie - obwiesić cię karzemy pokrako, na uciechę panience nogami nad ogniskiem zamajtasz
Łazęga ryknął ze strachu i jak długi padł do nóg Karaimki (ale szybkim ruchem zgarnął wcześniej lewicą leżącą monetę)
- Łaski panienko litościwa... Prawdę całą powiem jak na spowiedzi. Jeno przebaczcie grzesznemu i zdrowiem darujcie a powiem wszystko...
Ałtyn skinęła głową i dziad zaczął opowiadać.
- Przy bramie stałem jak zawsze po świtaniu gdy jeden taki wysoki i wielki przyszedł. Chłopisko olbrzymie było, wielkie jak góra panienko, a w barach jak odrzwia stodoły.
- Gadaj szybciej chamie - huknął Eliasz i zamierzył się kułakiem.
Żebrak skulił się i skamlącym głosem kontynuował.
- Akuratnie panienkę opisał i kazał wypatrywać. Wiedział w ile wozów jedziecie i że ze szlachcianka jedną jeszcze. Wieść mu po biciu dzwonów na południe zaniosłem. Kazał za wami chodzić i baczenie mieć. Powiedział że wieczorem przyjdzie i zapłaci, ale nie było go... I grosze moje przyobiecane przepadły
I dziadyga rozchlipał się znowu nie wiadomo czy nad losem swoim dziadowskim, czy ze strachu.
- Naści dziadku - Ałtyn rzuciła mu jeszcze jedną monetę, a Eliasz i pachołkowie aż gęby rozdziawili na ten gest iście pański.
Łazędze oczy mało głowy parchatej i skudlonej nie wyszły, ale ucapiwszy monetr zaczął bełkotać szybko jakby bał się że mu przerwą zaraz.
- To ja powiem wszystko jak na spowiedzi świętej - bił się brudnym kułakiem w pierś - poszedłem ja za nim jakem mu wieści przekazał i do budy co nad rzeką stoi poszedł. Drugi tam jeszcze był, ale mały i chudy. Tamem sie w krzach zataił i alem słyszeć niewiele słyszał bo rzeka szumiała, a bliżej się podejść bałem. Tylem tylko wyrozumiał, że na kogoś znacznego czekają i że po moskiewsku breszali. Ja mowę moskwicińską znam bom znad granicy dawnej jest. I to dziwnego jeszcze gadali, że czas najwyższy by psy znowu ziemię carską zamiotły i do łask wróciły. Tylko że wcześniej ubić kogoś muszą znacznego co przyjedzie i jakoweś pisma ukraść panience.

Tu łypnął na Ałtyn czy przypadkiem przy ostatnich słowach się nie rozgniewa.





Wichacz - zagajnik - po zmroku

Dwie postaci w ciemnych kapotach zaiste przemykały ku rzece na prawo od błonia chcąc zapewne w chaszczach nadbrzeżnych się utaić. Nagle jeden z nich odwrócił się i i błysnęło z nagła. Wraz z hukiem strzału kula gwizdnęła panu Pawłowi koło ucha, aż mimowolnie ręką w której półhak trzymał się przeżegnał. Za nim rozległ się jęk jednego z pachołków i prawie jednocześnie pomocnicy pana Czermińskiego ognia dali.

- Żywcem brać - wrzasnął szlachcic wściekły że niewolnika złapać nie zdoła a z martwego to nawet i sam mistrz małodobry z przesławnej w całej Rzeczypospolitej akademii katowskiej w Bieczu słowa nie wydusi.
Tedy przedzierali się przez krze aż miedzy drzewami błysnął księżyc który się w nurtach Huśnynia odbijał.

Nagle cień jakiś wychynął zza drzewa, na rozpędzonego szlachcica wpadł i na ziemię obalił. Ucapił pan Paweł jednak padając go za nogę i tak wylądowali obaj wśród paproci. Uczuł pan brat jak ręce żylaste go za szyję ucapiły tak że nawet na swe sługi krzyknąć nie mógł i tak przemagając się wzajem stoczyli razem do niewielkiego parowu. Szczęściem szlachcic na łotrzyku owym, co życia chciał go pozbawić wylądował i teraz mając nieco swobody zmacał za pasem pistolet drugi i za lufę go ująwszy gruchnął kolbą zbója między oczy, tak iż legł on jak nieżywy.
Przebóg zacna broń pomyślał oglądając kolbę gdańskiego puffera.

- Sam tu - krzyknął złapawszy oddech i wnet przybiegli pachołkowie.
- Gdzie drugi ? - spytał.
- Ubieżał jaśnie panie, znalezliśmy jeno to - i podano szlachcicowi broń porzuconą przez łotrzyków. szlachcic zdumiał się bo broń owa spod ręki prawdziwych mistrzów cechu wyjść musiała i warta była z ćwierć wsi. Żadną miarą nie mogła strzelba tak przecudnej urody i wartości wielkiej w rękach zwykłych opryszków się znależć.
- Dycha ? rzucił swoim pan Czermiński.
- Samko ? Dycha pnie i zdrów będzie, kula jeno po żebrach go zmacała
- Nie o Samka pytam - rzucił zły pan Paweł - ale o tego tu...
- Żyje Wasza Miłość, jeno przytomność go odeszła
- Obszukać !

- Wielmozność - podszedł do pana Pawła ów były żołnierz, co wcześniej służbą wojskową się pochwalił - ja z Tatary na Dzikich Polach tańcował. Powie mi ten ptaszek wszystko co wie, albo na przypieczonych piętach do piekła pójdzie - i błysnęły spod wąsów mówiącemu zęby w tak okrutnym uśmiechu, że aż panu Czermińskiego lubo przecież nie strachliwemu zimno się zrobiło.


 

Ostatnio edytowane przez Halad : 04-04-2014 o 00:16.
Halad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172