Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2007, 17:56   #1
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
[sesja] Dzień Wyroku

Gdy tylko wszedł kapitan, natychmiast zaczęliście się zbierać i po chwili już wraz z nim byliście na pokładzie. Wśród ogólnego zgiełku i krzątaniny poczęliście schodzić po uplecionych z grubych lin siatkach na żelazne barki desantowe. Gdy znaleźliście się w komplecie w barce, po chwili na jej pokład wkroczył kapitan i już za chwilę ruszyliście wraz z setkami innych jednostek nawodnych w kierunku plaży. Widok był niesamowity - jeszcze nigdy nie widzieliście tylu okrętów jednocześnie. Każdy z Was był inny a mimo to każdy myślał teraz o śmierci. Stojący obok kapitana w pierwszym rzędzie, zaraz przy rampie porucznik Arthur Wavell bał się teraz niezmiernie, mimo iż jego powołaniem było wojsko, świeży wyprodukowany przez West Point żołnierz, jak zwykło się mówić. Mimo swego strachu wiedział, że musi pójść za przykładem ojca, który niegdyś też walczył podczas I wojny światowej. Ściskając w dłoniach swojego Garanda myślał o tym, by jak najprędzej dostać się do brzegu. Zaraz za Arthurem w drugim rzędzie stał szeregowy Anthony Martinez - szczupły, lecz nie chudy mężczyzna - mniej wysportowany od Arthura lecz sprawiający wrażenie jak najbardziej zdrowego osobnika. Anthony był chyba tym, który bał się najmniej. Od zawsze był przekonany, że obojętne mu jest to czy zginie, czy nie. Nie miał rodziny, nie miał dla kogo żyć, zapewne jeszcze nie wiedział, że czyni go to doskonałym żołnierzem. Patrząc w jego ciemne oczy można było w tej chwili odnieść wrażenie, że jego myśli są gdzieś poza całą sytuacją. Jedynie kurczowy chwyt dłoni, spoczywającej na kolbie jego Garanda zdradzał jego prawdziwe myśli. Po jego prawicy trzęsącą ręką włosy poprawiał podporucznik Alexander Donovan, świeżo 'wypuszczony' z West Point. Był człowiekiem Honoru i wiedział, że w tej sytuacji mimo strachu należy z podniesioną głową iść naprzód. Patrząc na niego z boku można było odnieść wrażenie (mimo rozdygotanych dłoni), że Donovan trzyma sytuację pod kontrolą...trzyma ją tak mocno jak swojego Thompsona. Za nim stał kapral Harry Harrison - niezwykle logiczny i lubiący dobre dyskusje człowiek, również realistyczny do bólu realista. Matematyka i logika to to czym mierzył rzeczywistość. Nie był tak dobrze zbudowany jak stojący przed nim Donovan, ale to nie czyniło go w żadnym razie gorszym. Stojący na lewo od niego 19-letni szeregowy Alan Kennedy był najmłodszym członkiem 'załogi' owej barki. Znak czerwonego krzyża w białym kole który nosił po obu stronach hełmu a także na opasce na ramieniu dawał wszystkim znać o tym, że jest on sanitariuszem. Wykonywany przez niego przed wojną zawód weterynarza dostarczył mu jako takiego doświadczenia w tej dziedzinie ale to z czym miał się zmierzyć podczas wojny może przejść jego najśmielsze oczekiwania. Był szczupły i wysoki, przez ramię miał po obu stronach przewieszone trzy torby z najrozmaitszymi medykamentami. Za nim i za Harrisonem stało jeszcze sześciu szeregowców, których nie znaliście zbyt dobrze, jedynie po imionach. Kapitan nagle odezwał się do Was donośnym głosem, próbując przekrzyczeć huk coraz gęściej spadających w wodę pocisków artyleryjskich kalibru 88mm:
- Jak już dopłyniemy, biegnijcie pod zasieki ile sił w nogach!
W jednej chwili tuż obok Waszej barki spadł z ogromnym hukiem pocisk trzęsąc nagle całym światem i wznosząc w górę sporą ilość wody, która ochlapała Was obficie. Kapitan podniósłszy się na nogi począł mówić dalej:
- Nie dajcie się skurwielom trafić! Biegajcie pojedynczo!
Za chwilę zniknęło już wszystko co mogło do tej pory wyglądać na optymistyczne. Świst nadlatujących pocisków mroził krew w żyłach i wywoływał okropne oczekiwanie na potężny huk. Rozglądając się na boki potęgowaliście Wasze przerażenie napotykając wzrokiem wybuchające barki, nieszczęśliwie trafione pociskami artyleryjskimi. Po chwili orkopny dźwięk uderzania pocisków cekaemu w żelazo dał Wam znać o tym, że jesteście już prawie na miejscu. Barki zatrzymały się. Mimo hałasu wybuchających pocisków odczuwaliście jakieś dziwne napięcie powodujące wrażenie ciszy. Rampa opadła z pluskiem w wodę, kapitan zadął w gwizdek ile tylko miał sił w płucach:
- Ruuuuszać! - ryknął przeraźliwie, a Wy wszyscy wybiegliście za nim w wodę trzymając Waszą broń ponad głowami. Do plaży mieliście jakieś sto metrów a woda sięgała Wam prawie po szyję, ciężki ekwipunek utrudniał poruszanie się w wodzie.
- Na plażę, no już, na plażę! - wrzasnął ponownie kapitan po czym ruszył śmiało przed siebie. Ruszyliście za nim wśród okropnych krzyków konających i rannych. Ledwo wylądowaliście a wszędzie wokół już pełno było krwi. Woda przy brzegu zabarwiła się na czerwono. Po chwili usłyszeliście za plecami nagły krzyk bólu. Alan obrócił się i zobaczył tonącego Arthura, który dostał w nogę pod udem...
Kapitan parł nadal do przodu nie zważając na nic. Po chwili był już za jedną z większych zapór uniemożliwiających czołgom wjazd na plażę, która to zapora zapewniała jako taką ochronę przed ogniem niemieckich karabinów maszynowych. Dwa niemieckie bunkry majaczyły we mgle gdzieś w oddali, jednak ogień prowadzony z karabinów maszynowych MG-42 był bardzo wyraźny...Wasze postępowanie zależy od Was...
 
Ra6nar jest offline  
Stary 01-12-2007, 20:05   #2
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
[]ewentualnie mój post jest zły, bo napisałeś że tonę. Ale jak dostałem w nogę to chyba nie tonę, co nie> ]

Gdy płynęli Arthur rozglądał się na boki i na plażę. Widział tylko 7 czołgów... z tego co wiedział na plaży miało wylądować 32... Tylko tyle ich zostało? starał sie nie myśleć o tym, że skoro opancerzone bestie padły, co może stać sie im. Poprawił hełm, mocniej chwycił karabin. Wszedł do wody. Nie myśl o tym że to twoja pierwsza walka... nie myśl Dalej po lewej zobaczył żołnierza którego właśnie "rozcinała" seria z ckm'a. Po chwili sam dostał w nogę. Cicho syknął i wpadł pod wodę.

Po chwili wynurzył sie jednak i spojrzał na Alana. Medyk widocznie.
-Możesz mi pomóc na plaży?- krzyknął do niego, po czym jakby nigdy nic zanurzył się i popłynął tak szybko na ile pozwalała mu noga w kierunku plaży. Miał nadzieję że te kilka sekund pod wodą nic nie zrobi karabinowi. Gdy było płyciej stanął na nogach, nie zważając na ból. No to pięknie, wykończą mnie już na początku..... Przed sobą zauważył czołg... jednak po sekundzie dostał on z działa i zapalił się. Tylko 6... no to na pewno ich zlejemy!.

Arthur schylając się ruszył jak najszybciej do przodu. Próbuje dobiec do pierwszej osłony, po czym pada na ziemię i wzrokiem szuka medyka, próbując jakoś opatrzec swoją nogę przy okazji.
 

Ostatnio edytowane przez Beriand : 01-12-2007 o 22:33.
Beriand jest offline  
Stary 01-12-2007, 21:20   #3
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Harry stanął w szeregu i słuchał dość krótkiego, acz treściwego przemówienia kapitana:
- Jak już dopłyniemy, biegnijcie pod zasieki ile sił w nogach!
Kapral dostrzegł zwiększającą się częstotliwość pocisków trafiających wodę w okół nich. Ścisnął mocniej swojego Garanda.

Nagle Harry był cały oblany wodą, co było spowodowane pociskiem, który trafił wyjątkowo blisko statku.
- Nie dajcie się skurwielom trafić! Biegajcie pojedynczo!
W następnej sekundzie słyszał już świsty karabinów maszynowych. Schylił się, żeby być trudniejszym celem. Trzymał teraz swoją broń w jednej ręce, żeby łatwiej było mu biec.
*Hmm... ciekawe o ile procent mnie trudniej teraz trafić...*, pomyślał.

Chwilę później wylądowali, a kapitan wydał komendę do biegu. Kapral bez zbędnego opóźniania skoczył do wody i... prawie się cały zamoczył bowiem woda sięgała mu do szyi.
*Cholera jasna* zaklął w myślach. *Chociaż z drugiej strony teraz jeszcze trudniej mnie trafić... chyba.*

Ruszył mozolnie, wraz z resztą swojej ekipy. Niedługo potem poziom wody pozwalał mu już szybciej iść, i wreszcie biec. Cały czas starał się być tak skulony jak to tylko możliwe, bowiem świszczące w okół kule karabinów maszynowych przypominały mu jak niewiele brakuje do zakończenia jego wędrówki.

Wreszcie wbiegł na plażę. Harry jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak źle jak w tamtej chwili, lecz nie zatrzymał się. Biegł bardzo skulony z bronią wciąż trzymaną w jednej ręce, a jego plecy były prawie równoległe z podłożem. Obserwatorzy mogliby stwierdzić że wykonuje szarżę. Szarżę do schronienia.
Patrzył przed siebie. Zapora przeciwczołgowa była już niedaleko, a trochę dalej majaczyły dwa bunkry niemieckie.

Skoczył pokonując ostatnie kilka metrów dzielących go od względnego bezpieczeństwa. Sapał teraz ciężko i nie ważył się wyjrzeć nad zaporę w obawie o swoje życie.
*Ile może być do tych bunkrów?* pomyślał przywołując widok niemieckich bunkrów majaczących w oddali, we mgle. *Hmm... chyba z tysiąc metrów. Chociaż...*.
Świst kuli niemieckiego MG-42 wyrwał go z zamyślenia. Postanowił już nie "myśleć" i poczekać na resztę jego oddziału, o ile dotrą...
 
Gettor jest offline  
Stary 01-12-2007, 22:08   #4
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alexander bał się. Po raz pierwszy wkraczał do akcji, żadne szkolenie nie może człowieka przygotować do tej chwili. Kiedy pierwszy raz stawi kroki na polu bitwy. Po poprawieniu swoich włosów, szybko założył hełm. Wolał nie zginąć z powodu rykoszetu przebijającego jego głowę. Teraz wystarczyło czekać.

Kiedy otworzyła się rampa bez namysłu wskoczył do wody. Pistolet maszynowy Thompsona trzymał nad głową, nie mógł pozwolić aby ta broń zamoczyła się. Będzie musiał jeszcze z niej skorzystać.

Ruszył do przodu, nie zważając na latające wokół kule. Teraz nie były ważne. Wiedział jedno musi jak najszybciej dostać się za jakąś osłonę. Wydawało się, że najlepiej temu posłużą zapory przeciwczołgowe. Gdy schodził na coraz płytszą wodę, pochylał się. Był wysoki, a przez to trochę ostrożniejszy. Nie chciał być dobrym celem dla niemieckich strzelców. Pochylony, szybko ruszył w stronę osłony. Dopaść jej ... bezpieczeństwo, przynajmniej przez jakiś czas. Wiedział jedno, nie mogli długo zostawać w jednym miejscu, będą musieli iść do przodu w stronę bunkrów. Całe szczęście Niemcy byli tak mili, zapory które miały utrudniać dostanie się na plaże czołgom, dawały teraz ochronę piechocie. Mają szansę wydostać się z tej plaży. "Najpierw do jednej załogi, poczekać aż będą zmieniać taśmy i do drugiej zasłony. Idąc od osłony do zasłony, powinienem dojść do linii bunkrów, do miejsca z którego będzie można poprowadzić atak. Tylko muszę być schylony" przelatywało mu przez myśl, gdy "lądował" za pierwszą zasłoną.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 01-12-2007, 22:57   #5
 
Tulacz's Avatar
 
Reputacja: 1 Tulacz nie jest za bardzo znany



Pan jest moim pasterzem ... -Od modlitwy oderwał go kolejny wybuch i echo krzyków.Spojrzał na ludzi , na obcych mu ludzi, głębokie pociągnięcie nosem poprawienie hełmu i modlitwa ale już inna , modlitwa awansem , modlitwa cicha.

,,A światłość wiekuista niechaj im świeci...,,- Pocałował srebrny krzyżyk i schował go pod koszulę. Kilka słów , proste polecenia.

,, Tak bo to jest przecież proste , nie daj się zabić i pomóż tylu ludziom ilu zdołasz,, - Sprawdził swoje torby , po raz 12 czy 20 nie ma to znaczenia , ważne by zająć ręce.

Insulina , nożyczki , gaza ...nici !! - Rozejrzał sie panicznie po barce.

Gdzie są moje nici , ja muszę wracać po nici- Jeden z żołnierzy podszedł i kładąc dłoń na ramieniu wskazał na kostkę chłopaka.

Dziękuję - Odpowiedział zakłopotany i podniósł swoje nici do zszywania ran , widocznie wypadły z plecaka kiedy tak nerwowo go przetrząsał. Poprawił hełm , zastanawiał się jak głęboko jeszcze może schować się w nim. Trzaski i krzyki były coraz głośniejsze, zaczął rozgrzewać nogi , byli coraz bliżej...

,, Boże wybacz mi jeśli będę musiał któregoś zabić , i ... i miej w opiece moją złoto włosom Mery...,,- Barka zatrzymała się nie wiadomo kiedy z letargu wyrwał go dźwięk gwizdka, poderwał się i wyskoczył trzymając w jednym ręku torbę z proszkami i opatrunkami a w 2 swoją broń.

Zanurzenie, woda była zimna , momentalni wsiąkła w spodnie i buty, spotkanie z wodą było dla niego szokiem , myślał o walce o śmierci ale nie o tym że ma wskoczyć do lodowatej wody o poranku, dla czego o tym nie myślał przecież to podstawowa sprawa. Brodził dalej ogarnięty ciszą jaką stworzyła jego pod świadomość. Czerwona woda , ciała to , to wszystko było jak inny wymiar , było obojętne był jak we śnie. Krzyk z lewej , ciało rozrywane przez bezlitosne pociski CKM'u , strach w oczach i ból krew tryskająca z poranionego ciała.

,,To on podał mi moje nici...,,- Stanął w miejscu wpatrując sie w dryfujące obok ciało

Ja... ja , ale- Wskazując palcem stał jak wryty.

-Możesz mi pomóc na plaży?- Prośba gdzieś obok , znajomy głos.

Arthur ?! -Odzewu nie było , chwila , dwie i kolejna w końcu z nad wody wyłonił sie Arthur łapiąc zachłannie powietrze.

Mamy rannego !! -Podbiegł do towarzysza łapiąc go za ramię woda nie była już głęboka razem ruszyli w kierunku brzegu.

Pomocy !! - Żadnego odzewu , nawet nie wiedział czy ktoś go słyszy to jest wojna a on robił aferę o 1 rannego. Dobili do brzegu pchnął Arthura do osłony z czołgu i samemu opierając sie plecami o pozostałości czołgu łapał z ledwością oddech, ręce trzęsły mu sie jak alkoholikowi o poranku.

Amen...-Spojrzał na towarzysza , i uśmiechnął się.

Chyba już ok- Uśmiechnął sie przepraszająco.

To gdzie dostałeś ?

...Opatrywał nogę pod ostrzałem , kończąc pospieszne bandażowanie spojrzał Arthurowi w oczy.

Teraz dołączymy do innych , wesprzyj sie na mnie i strzelaj , ja mogę cie ponieść ale nie wymagaj bym strzelał... ja , ja po prostu nie wiem czy bym potrafił...- Wstali przed nimi był jeszcze spory kawał plaży pokryty wilgotną ciepłą juchą i to echo...
 

Ostatnio edytowane przez Tulacz : 05-12-2007 o 23:32.
Tulacz jest offline  
Stary 01-12-2007, 23:48   #6
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Arthur jakoś dobrnął razem z Alanem do brzegu. Medyk spojrzał na niego i rzekł:
-Chyba już ok
To gdzie dostałeś ?
-Mam nadzieje. W nogę, pod udem- uśmiechnął się Arthur do młodego szeregowca. Dobrze że mamy medyka... .
Gdy już został opatrzony młodzieniec powiedział:

-Teraz dołączymy do innych , wesprzyj sie na mnie i strzelaj , ja mogę cie ponieść ale nie wymagaj bym strzelał... ja , ja po prostu nie wiem czy bym potrafił...
-Jesli uda ci sie donieść mnie do drugiej linii to będzie dobrze... ale nie musisz. Będziesz łatwym celem. Może uda mi sie poczołgać. W każdym razie ty idź sam do przodu- ktoś jeszcze może cie potrzebować... a ja chyba sobie poradzę- mówił jak najszybciej porucznik. Potem położył się w jak największym zagłębieniu za jak najlepsza osłoną i szukał wzrokiem kapitana. Gdyby ostrzłą ucichł lub żołnierze doszli głębiej małymi "skokami" czołga sie do przodu- chyba ze mogę i jest blisko to biegnę.
 
Beriand jest offline  
Stary 04-12-2007, 22:48   #7
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Arthur i Alan

Medyk opatrzył nogę Arthura jak tylko potrafił. Razem chowaliście się za żelastwem które miało nie dopuścić do najazdu czołgów na plażę, a wiedzieliście, że owa osłona jest dość marna. Noga Arthura silnie krwawiła mimo założonego bandarza. No tak, tak to jest dostać kalibrem 7.62 pod udo, nie ma łatwo, pocisk który Alan wydobył nożycami medycznymi wyglądał imponująco, nawet jak na zwykły pocisk karabinowy. Tak zdawało się Wam, a to pewnie przez to, że cały był we krwi. Przez chwilę Arthur zastanowił się nad tym jak to jest, że taki niewielki przedmiot może uśmierćić człowieka utknąwszy mu w głowie... Rozglądając się dokoła spostrzegliście, jak kapitan bierze na plecy jakiegoś rannego szeregowca...zaraz, ten szeregowiec to przecież Jack Barns z 'waszej' barki. Kapitan ledwo dawał radę targać ze sobą Barnsa, jako, że należał on raczej do krzepkich mężczyzn. Przez kawałek drogi Alan niósł Arthura na plecach podążając za kapitanem, gdy nagle ten padł pod naciskiem gromkiej seri z MG-42.
- Kurwa mać! - zaklął upadający na ziemię ranny, którego niósł kapitan. Podczas upadku niefortunnie uderzył w ziemię sterczącą z nogi kością, która wyszła na zewnątrz na wskutek rany od odłamka pocisku artyleryjskiego.
Barns wył teraz w niebogłosy z bólu, noge miał w fatalnym stanie. Niemcy w każdej chwili mogą zacząć do niego strzelać, opatrzenie go może więc być ryzykowne. Arthur zeskoczył jakoś o własnych siłach do najbliższego leja, zwalniając Alana, który teraz stał przed bardzo trudną decyzją, i któremu robota medyka zaczynała dawać się we znaki. Arthur przytulił swojego Garanda do policzka i wodził po majaczących w oddali bunkrach. Udało się dostrzec wysoko ulokowane szpary, z których MG-42 wprost wypluwały pociski. Po dłuższym przypatrywaniu Arthur dostrzegł w końcu jednego z operatorów takowego karabinu...

Harry
Dotarłeś pod najbliższą zaporę i rozejrzałeś się dokoła. Oszacowałeś odległość do zasieków na jakiś kilometr. Wtem usłyszałeś świst kuli, która przeleciała Ci chyba dokładnie kilka centymetrów koło głowy z prawej strony. 'O Boże' - pomyślałeś 'mało brakowało'. Widziałeś kapitana, który niósł rannego szeregowca, w którym poznałeś Barnsa, kapitan podążał do Ciebie, gdy nagle został przeszyty serią z cekaemu... 'martwy - bez wątpienia' - pomyślałeś. Za chwilę udało Ci się dostrzec szybko wbiegającego do jednego z lejów po pocisku Arthura, który dość wyraźnie kulał. Następnie zza zapory przeciwczołgowej wychylił się człowiek z hełmem opatrzonym czerwonymi krzyżami...'Alan' - pomyślałeś. Wyglądał jak gdyby trawiła go nielada rozterka. W takim piekle decyzje trzeba podejmować od razu, a od razu po ich podjęciu należy je zrealizować a potem od razu o nich zapomnieć...

Alexander
Bardzo rozważnie i konsekwentnie posuwałeś się na przód, wykorzystując obmyśloną taktykę. Za zasłonę, czekać aż trochę ucichnie, na przód. Biegnąc od jednej do drugiej zasłony wzbudzałeś zachwyt wielu szeregowych i nie tylko. Dobiegłszy do kolejnej zapory nawołałeś gestem ręki towarzyszy. Nagle poczułeś potężne uderzenie w potylicę i zwaliłeś się na ziemię. Otworzyłeś oczy i ujrzałeś swój hełm leżący około dwóch metrów od Ciebie. 'co za szczęście' - pomyślałeś. 'Jakiś zabłąkany pocisk...chociaż niekoniecznie zabłąkany...' Leżąc zastanawiałeś się niemal sparaliżowany strachem co dalej robić...
 
Ra6nar jest offline  
Stary 05-12-2007, 13:50   #8
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alexander działał teraz w szoku, szybko lecz ostrożnie podciągnął do siebie swój hełm, pomagając sobie karabinem aby nie trzeba było za daleko się wychylać. Kiedy złapał ten blaszany kapelusz ręką, poczuł niemałą ulgę. Nie oglądał go, nie szukał gdzie znajduje się dziura, która spowodowała, że spadł mu z głowy. Drżącymi dłońmi, nałożył go na głowę, poprawiając mocowania pod brodą.

Wydawało się mu, że czynności te trwają wieczność. Była to jednak chwila, krótka chwila, ogromnego strachu. Kiedy poczuł go ponownie na głowie, trochę mu ulżyło. Skulił się jak najbardziej mógł za swoją zasłoną. Dawała mu jako takie poczucie bezpieczeństwa. Przez głowę przelatywało mu tysiące myśli: "Jaki to ma sens. Siedzieć tutaj czy iść dalej i to i to może zakończyć się moją śmiercią". Jeżeli ruszy Niemcy mogą wziąć go za cel, jeżeli tu zostanie mogą się w niego wstrzelać ... albo trafi go jakiś rykoszet i tym razem, hełm go nie uratuje.

Zdrowy rozsądek ... zdrowy rozsądek mówił mu, że nigdy nie powinien znaleźć się w tym miejscu. Jednak honor ... mówił mu coś zupełnie innego. Był tutaj. Nie mógł pozostać w jednym miejscu bo to równało się ze śmiercią. Jednocześnie rozkaz był prosty. Musieli dostać się do linii wydm. Do względnego bezpieczeństwa, tam nie mogły ich ostrzeliwać niemieckie MG-42. Potem wysadzić druty kolczaste i atak.

Przełknął ślinę. Nie chciał tego zrobić, ale wiedział, ze musi. Gestami nakazał żołnierzom, aby ruszali do przodu. Musieli iść! Nie wiedział gdzie są jego podwładni, ale miał nadzieje, że jakoś sobie poradzą.

-Naprzód! Ruszać się! Do linii wydm i umocnień! Już tam będziemy bezpieczni!- krzyknął do najbliższych żołnierzy. -Granaty dymne! Użyjcie granatów dymnych!- Ostrożnie, nie wystawiając za bardzo głowy przyjrzał się kolejnym przeszkodom. Ruszy znów korzystając z poprzedniej strategi, a przy odrobinie szczęście, jeżeli jeszcze, któryś z granatów dymnych działa, będą mieli większe szanse.

Po chwili wyciągnął jeden ze swoich granatów dymnych, odbezpieczył i rzucił do przodu. Albo dym, albo przerwa w strzelaniu i do przodu!. Zapamiętał drogę, wiedział, że będzie musiał dotrzeć do kolejnej kryjówki i potem kolejnej i kolejnej, aż nie znajdzie się w martwym punkcie. Tam będzie trzeba zebrać pozostałych żołnierzy i rozpocząć atak.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 05-12-2007, 15:43   #9
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Arthur cieszył się. Znaleźli kapitana, jakoś żyje. Ale to nie trwało długo. Kapitan został wprost rozsiekany serią z ckm'a, a Alan nie wiedział co ma robić. Porucznik szybko ocenił sytuację i krzyknął do medyka:
-Wiem że chcesz mu pomóc... ale sam go nie uniesiesz! Najwyżej możesz mu pomóc zatamować krwawienie!

Może był okrutny. Ale co miał robić? Nie miał pojęcia jak cherlawy medyk Alan miał nieść tego człowieka. Ale może mu sie udać.

Po chwili Arhur już szukał szkopa do odstrzału. I znalazł go. Cholera, za daleko... ale musze sprobować!. Wystrzelił kilka krótkich serii najcelniej jak umiał, po czym obejrzał swoją nogę. Jeśli mocno krwawiła to szuka jakiegoś medyka albo Alana... jak nie znajduje to robi co w jego mocy aby krwawienie zatamować/spowolnić. Potem czołga sie dalej.
 
Beriand jest offline  
Stary 05-12-2007, 23:30   #10
 
Tulacz's Avatar
 
Reputacja: 1 Tulacz nie jest za bardzo znany
Szturm trwa nadal...

Bieg, kapitan , odgłos MG-42. , krzyk , ranny towarzysz , Arthur ześlizgujący sie do leja.



Te puzzle składają się w koszmarny obraz , ale brakowało jeszcze jednego puzzla . Ten brakujący kawałek należał do Alana , tylko co ta część układanki będzie przedstawiała...Alan wskoczył za kolejne szczątki i obserwował wijącego się z bólu Barnesa. Siedział skurczony i zaczął się modlić...

Muszę mu pomóc!! - Wykrzyknął te myśl by przerwać walkę w jego głowie, wychylił sie i , i wrócił za osłonę.

Ja...ja nie potrafię ...- Rozpłakał się i wtedy zobaczył leżącego obok żołnierza, sprawdził puls ale żołnierz nie żył. Chłopak wykonał znak krzyża i sięgnął po ,,nieśmiertelnik ,,ale natknął się tam na coś jeszcze , żołnierz miał na szyi srebrny łańcuszek taki sam jaki nosił Alan. Chłopak ścisnął go z całych sił potem przywiązał go do nadgarstka żołnierza.

Pan jest pasterzem moim...- Zerwał się i korzystając z licznych wraków i lejów po pociskach jako osłon zmierzał ku Barnesowi.

Niczego mi nie braknie !- Musiał krzyczeć bowiem w środku tej gehenny nie słyszał szeptanej przez siebie modlitwy, a musiał ją słyszeć , musiał ją mówić , bowiem tylko z modlitwą na ustach potrafił przeciwstawić się temu piekłu w jakim się teraz znajdował.

Dotarł do krzyczącego Barnesa i uśmiechnął się.
Małe opóźnienie , wybacz stary.- Próbował uspokoić go zwykłą rozmową w chwili gdy badał nogę. Szybko wstrzyknął dużą dawkę morfiny w udo żołnierza po czym odciął mu oba rękawy to samo uczynił z rękawami martwego kapitana zrywając jeszcze blaszkę ,,nieśmiertelnika,,.

Potrzebuję twój nóż , nie martw się stary osobiście znajdę ci potem nowy, a i karabin...-Obsypał zmasakrowaną nogę proszkami i wyprostował ją przyłożył równolegle nóż i karabin które przywarły do kości i mięśni jak do świeżej farby obwiązał to 4 rękawami tak mocno jak tylko potrafił.Te prowizoryczne szyny nie miały trzymać nogi prosto miały być czymś co spoi obie części nogi razem, wolał nie ryzykować by noga dyndała na mięśniu.

Nie jest z tobą tak źle - Kłamał bowiem złamanie otwarte to pikuś , nie był pewny czy noga od kolana w dół jest jeszcze połączona z resztą ciała.

Arthur !! Gdzie jesteś ?! Potrzebujemy zasłony ostrzeliwuj ich !! - Krzyczał i nie czekając na odzew poderwał Barnesa nie bacząc na jego jęki.
Dziwiło go najbardziej to że wciąż biegnie dalej pod zasieki pod bunkry tam gdzie pozostali żołnierze, tam gdzie wróg..
 

Ostatnio edytowane przez Tulacz : 05-12-2007 o 23:41.
Tulacz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172