Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-12-2009, 15:55   #1
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
[ Sesja otwarta ] Oczyma wyobraźni … [18+]

*********

Dawno, dawno temu, w zamorskiej krainie, nad rzeką wijącą się na niebiesko wśród zielonych lasów i łąk, w cieniu góry białej jak zimowe śniegi, stał zamek, właściwie zameczek, a będąc naprawdę treściwym – tylko wieżyczka.
Zbudowana z marmurów, z kamiennych bloków, z wysokich ścian i wielkich okien.

Wieżyczka niemal zapomniana, do której prowadziła jedna, wąska ścieżka wśród wysokich drzew leżąca, czasem niknąca za wielkimi krzakami malin, czasem pojawiająca się znienacka na poziomkowej polanie, nurkująca pod kapeluszami wielkich grzybów, dumnie prostująca się wśród jagód, jeżyn i borówek.

Ścieżką tą dwa razy do roku, wiosną i jesienią, jechały kolorowe wozy wiozące towary swe cenne na handel do wielkich miast i zamków w Królestwie. Wozy zatrzymywały się na dzień lub dwa, gdy padał deszcz, to nawet na trzy. Ich właściciele zostawiali trochę barwnych tkanin, trochę glinianych garnków, trochę kolorowych chust i trochę noży, a w zamian otrzymywali sznury suszonych grzybów, wielkie słoje jagodowych dżemów i borówkowych kompotów. I jechali dalej, w świat, zostawiając budowle na jego boku.



W wieżyczce mieszkała Księżniczka. Piękna i młoda, o której rękę ubiegali się niegdyś najznamienitsi rycerze Królestwa, której uroda słynęły hen, hen, za morzami, za największymi górami. Jeszcze dziś, jej długie włosy cieszyły gwiaździstym blaskiem, jeszcze dziś błyszczały słońcem, a wiotka i krucha figura była wzorem dla rzeźbiarzy i malarzy. Ale cóż tu dziwować się przyszło, gdyż wiosen siedemnaście niewiasta liczyła.

Obecnie tylko urodą poszczycić się może, choć i to nie często dane jej było. Już od roku żywot swój na uboczu wiodła nieszczęsna; przyrzeczoną rycerza najznamienitszego w Królestwie będąc… hmmm… rycerz, a i owszem walecznym był wielce, lecz zazdrośnikiem pierwszej wody będąc, a roztropnością nie grzesząc, pomysły miewał szalone, o czym dane przekonać nam się będzie.

Księżniczka zbudziwszy się ze snu pięknego, przeciągnęła się leniwie długo zwlekając z opuszczeniem atłasowej pościeli. Gdy wreszcie rozbudziwszy się zupełnie, wypełzła z wielkiego łoża donośnie na służbę krzycząc:
- Służba! Śniadanie!
Nikt nie pospieszył ku niej z taca pełną smakołyków, nikt nawet na jej wezwanie odpowiedzieć nie zamiarował. Księżniczka mamrocząc coś pod nosem o darmozjadach, skierowała swe kroki ku izbie kuchennej, gdzie skonsumować bułeczkę z konfiturą jej przyszło.

Widząc, iż liczyć na służbę nie może - sama ubrawszy się w strój stosowny w stronę drzwi kroki swe pokierować raczyła. Tam niemiłą niespodziankę napotkawszy, zafrasowała się wielce. Gdyż na drzwi sztaby pozakładane były, a kłódki opasłe łańcuchy trzymały.

- Rety! Rycerz rankiem na wyprawę wojenną udać się musiał! – przeraziła się w duchu dziewczyna. Służbę jak widać przed wyjazdem przestrzegł, gdyż zdradę na każdym kroku wietrząc, od najmniejszych pokus narzeczoną dystansował. Pewnie rozkaz był:
Nie zbliżać się do wieży, bo łby pościnam!! –to i służba zbliżać się w zamiarze nie miała, bo gniewu Pańskiego bardziej niż kary boskiej się bała.

Królewna tak na drzwi patrząc wielkim gniewem zapałała. Cóż ten zakuty łeb sobie myślał specjalnie ją w tej wieży zamykając?! Coś tam napomykał ostatnio, iż o jej wianuszek dbać musi, skoro żoną jego zamiaruje zostać. Ale czy o niej matoł pomyślał!!! Tylko czy pomyślał, że wyprawy wojenne nie dają się zaplanować i może wrócić z niej za tydzień lub miesiąc lub wcale??? A biednej Księżniczce niechybnie z głodu i pragnienia umrzeć przyjdzie! Spiżarka pusta, gdyż służba z obowiązków się nie wywiązuje. Mury wieży grube, nikt nie usłyszy wołania biedaczki.

Wyjrzała księżniczka przez okno. Jejku jak tu wysoko!! – biła się z myślami. Ale chyba lepiej wyskoczyć z wieży i zginąć na miejscu, niż konać z głodu i pragnienia. Załkała nieszczęsna nad swą smutną dolą. Tak młodo przychodzi jej z życiem się żegnać.

Ale cóż to? Pod wieżą wierny rumak czeka. Ach! Można skoczyć wprost na grzbiet jego i od razu ku wolności pomknąć. Księżniczka na parapet wchodząc, pobożnie przeżegnać się raczyła i do skoku się szykując…


************
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 08-12-2009, 16:32   #2
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
… podwinęła nieco swą kieckę, trzymając ją mocno, by w czasie skoku nie przeszkadzała. Wgramoliła się na parapet, niepewnie łapiąc się ściany i jeszcze raz zerknęła w dół. Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała, jak jej wierny rumak odchodzi kilka kroków, by posilić się nieco bardziej zieloną trawą, która jak na złość rosła parę metrów dalej. Księżniczka westchnęła cicho i wycedziła przez zęby:
- Ty niewdzięczna, chuda szkapo!
Co teraz miała począć? Może ten skok nie był dobrym pomysłem? Zastanawiając się nad tym, co tu dalej zrobić, przeszła się po swojej komnacie. A gdyby tak z prześcieradła zrobić linę i zejść po niej na dół? Tak! To był bardzo dobry pomysł!

Ucieszona Księżniczka szybko wzięła się do roboty. Z niemałym trudem porwała prześcieradło na paski i powiązała je razem w jeden długi. Miała nadzieję, że do ziemi on sięgnie… Przywiązała jeden koniec do dużego, ciężkiego łóżka, a drugi wyrzuciła przez okno. Zatrzymał się ledwie pół metra nad trawą, czyli było to dość, by dała radę się wydostać z wieży. W małym tobołku, zrobionym z poszewki od poduszki, wyrzuciła kilka swoich rzeczy na podwórze i po chwili znów stała na parapecie, ściskając w dłoni falbany sukienki oraz swą prowizoryczną linę. Chciała jakoś powoli zejść czy zjechać na dół, jednak nie robiła tego nigdy wcześniej i gdy tylko znalazła się za oknem, szybko pomknęła ku ziemi. Trzasnęła pośladkami o trawę, ale na szczęście – poza kilkoma siniakami – nic poważnego sobie nie zrobiła. Tylko tobołek nieco ucierpiał, gdyż to na nim jej zacny zadek wylądował.

Zebrała swoje rzeczy, przytroczyła do siodła swego dzielnego rumaka i już miała odjechać, gdy od strony lasu usłyszała za sobą męski głos.
- A panienka dokąd się wybiera?
Odwróciła się szybko i zobaczyła przystojnego mężczyznę, wiekiem podchodzącego chyba pod trzydziestkę. Jego długie blond włosy spływały na znoszoną zbroję, od której odbijały się promienie słońca. Przy pasie spoczywał wysłużony zapewne w wielu bojach miecz, a czarny, dostojny rumak zdradzał szlachetne pochodzenie swego pana.
- A waćpan to kto? – zapytała Księżniczka, marszcząc lekko brwi.
- Siegg me miano, pani, o to samo chciałem ciebie zapytać. – uśmiechnął się lekko i skinął głową. Gdy ujrzała w pełnym słońcu jego oblicze, dostrzegła bliznę przecinającą twarz, biegnącą od czoła, aż do podbródka. – Co robisz w tych niebezpiecznych lasach? Zgubiłaś się?


- Nie, właściwie to ja tu – wskazała na wieżę – mieszkam. Mieszkałam – poprawiła się. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę, jakby czekając, czy coś jeszcze powie, czy po prostu da jej pojechać w swoją stronę. Niestety, odezwał się.
- Mieszkałaś? A cóż za bezduszny mąż nakazał ci mieszkać pośród tych kniei? – przeczesał włosy rozglądając się wokół. – Może dołączysz do mnie, pani? Chyba, że chcesz tu zostać.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Nie mogła powiedzieć, by jej narzeczony był bezduszny, co najwyżej głupi. Ale to nie była rzecz, o której powinna i mogła głośno mówić. Westchnęła cicho, może przyłączenie się do kogoś nie było złym pomysłem? Zawsze mogła trafić gorzej, na przykład na jakiegoś chłopa. A ten tutaj wyglądał na całkiem zacnego rycerza.
- A dokąd zmierzasz? – zapytała, poprawiając się nieco w siodle.
- Do Blackwatch, mojego dworu. Trzy dni na południe stąd. – rzucił rycerz z wyraźną dumą w głosie. – Jeśli panienka wyraża ochotę, mogę ją zabrać w tamte rejony. – uśmiechnął się lekko, a jego wyraz twarzy sprawił, że nieco otuchy wlało się w serce młodej dziewczyny.
- Nigdy o tobie i twej posiadłości nie słyszałam, ale chętnie zobaczę – odparła ostrożnie. – Ale potem mnie tu odprowadzisz, dobrze? – zapytała niepewnie.
- Odprowadzić cię, pani? – rycerz zmarszczył brwi. – Wybacz, ale moim skromnym osądem, nie jest to miejsce, gdzie kobieta twojej urody, pani, powinna przebywać. Bogato urządzone sale, bankiety, sypialnie z najmiększymi posłaniami, balie pełne gorącej wody – to jest świat, dla kogoś takiego jak ty, pani. Pozwól więc, że pokażę ci to wszystko – obdarował ją szerokim, serdecznym uśmiechem. Zdjął stalową rękawicę, po czym prawą dłoń wyciągnął ku kobiecie, a jego rumak radośnie prychnął i podreptał w miejscu.
Mając przed oczami to wszystko, o czym mówił, bez chwili wahania skinęła mu głową. Szybko ujęła jego dłoń i szczerze się cieszyła, że choć na chwilę się wyrwie z wieży. A przecież to nie problem, żeby tu później zajrzeć i sprawdzić, czy narzeczony już wrócił z wojny, prawda? O ile jeszcze będzie chciała wracać. Ten rycerz zdawał się być bardziej interesujący i – co najważniejsze – miał nieco oleju w głowie, niż ten, którego miała niebawem poślubić. A w każdym razie wiedział, jak postępować z Księżniczkami.

Siegg z wyraźną radością na twarzy przyjął towarzystwo Księżniczki. Mężczyzna przytroczył uzdę białej klaczy do swojego siodła, a sam zaprosił młodą towarzyszkę, by jechała razem z nim. Z początku Księżniczka zastanawiała się, czy tak wypada, w końcu jednak przystała i na tę propozycję również. Gdy tylko usadziła się wygodnie w szerokim, bojowym siodle rycerza, mężczyzna spiął swego rumaka i ruszyli dalej, zostawiając wysoką wieżę za sobą. Wkrótce pochłonęły ją wysokie konary sosen i dębów, które towarzyszyły im w dalszej drodze, po obu stronach piaszczystego traktu.

Podróż zajęła im jakieś dwie miarki świecy, gdy wjechali do niewielkiej wioski, otoczonej prowizoryczną palisadą. Psy i kury uciekały sprzed kopyt koni, gdy powoli wjeżdżali na główny placyk. Większość mijanych przez nich chłopów kłaniała się wpół widząc wygrawerowany na kirysie rycerza herb krainy. Księżniczka pierwszy raz w życiu była w takim miejscu, natomiast wyglądało na to, że na jej towarzyszu nie robiło to większego wrażenia.
- Widzisz tamtą większą chałupę, pani? – mężczyzna zapytał, wskazując na jeden z budynków. – To tutejsza gospoda. Mój dobry przyjaciel tam na mnie czeka, chciałbym, abyś go poznała.
- Zgoda, ale nie zostaniemy tutaj długo, prawda? – spojrzała na Siegga. Mężczyzna roześmiał się cicho.
- Obiecuję, że nie więcej, niż to będzie niezbędne, pani. – to mówiąc zeskoczył z konia, ujął delikatnie jej dłoń i pomógł zejść na ziemię. Księżniczka od razu podwinęła nieco suknię, by jej nie zabrudzić wszędzie walającym się piachem. Nie mogła zrozumieć, czemu ci ludzie tego nie posprzątają…
Przeszli kawałek, po czym rycerz otworzył drzwi i …
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).
Ouzaru jest offline  
Stary 08-12-2009, 17:54   #3
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Skomplikowany zapach gotowanej kapusty, piwa, dymu i niezbyt często zmienianych onuc aż buchnął gdy przystępowali próg.
Księżniczka zmarszczyła zgrabny nosek z wyraźnym niesmakiem, ale posłusznie uczyniła kilka kroków za rycerzem.
Ten skierował się prosto ku jednej z ław, gdzie za stołem siedział rozparty jakiś krasnolud i zapamiętale dłubał w nosie. Z zainteresowaniem obejrzał swe trofeum na brudnym paluchu i wytarł dłoń o blat stołu.





- Te łysol ! Piwa ! Tylko piwa a nie tych końskich szczyn... -
odezwał się do grubego karczmarza, który łypnął na niego niezbyt przyjaźnie, ale postawił na stole kamionkowy dzban z czapą piany, a nawet przetarł brudną ścierą stół rozmazując po nim rozlane ciecze i resztki jedzenia.
Krasnolud podniósł wzrok nad piwa i wyszczerzył się radośnie ujrzawszy rycerza i prezentując szczerbaty uśmiech.

- Siegg ! A już myslałem że jakiś w rzyć chędożony smok cie wpie... - nie dokończył ujrzawszy Księżniczkę.
Poderwał się i chcąc zapewne zadość uczynić etykiecie skłonił.
- Witam Cię panienko zaraza serdecznie i zapraszam na skromny poczęstunek.
Widząc minę rycerza nieco się stropił.
- No co znowu ? Przecież się przywitałem, nie ?
- To Pani dzielny wojownik kamiennego ludu Thori Thornasson. Pokonał wielu przeciwników rodu ludzkiego.
- Prawda -
przytaknął krasnolud - paru się łby urwało w życiu, w rzyć gobosom chędo... uchh - stęknął gdy sójka rycerza wbiła mu się w bok

Zasiedli za stołem, poczym Siegg zamówił jadło i przez chwile spożywali w milczeniu. Choć może w milczeniu to za dużo powiedziano, bo Thori mlaskal, spluwał i bekał.
Księżniczka patrzyła na niego z mieszaniną fascynacji i przerażenia, a gdy koniec posiłku obwieścił słowami
- Dobre bylo - czemu towarzyszyło potężne pierdnięcie, mocno przybladła.
- Pani zle się czujesz ? - rycerz wyraźnie zauważył zmianę na obliczu arystokratki.
- Fasola jej na żołądku siadła - ocenił fachowo krasnolud- niech panienka piwa popije i wiatry puści to przejdzie, inaczej zadek panience rozerwie na nice jak nic... - poradził od serca.
- Nie... - odrzekła słabo Księżniczka - ja... ja... muszę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.

Wstała i nieco chwiejnym krokiem udała się na ku drzwiom, nie oglądając się czy ktokolwiek za nią postępuje.

Pogoda była dalej niezła choć jakby zaczęło się chmurzyc. Choć od tego co mówił krasnolud zrobiło się jej nieco mdło, to jednak jego rada z odwiedzeniem wygódki nie była taka znowu zła.
Nie można było jednego ukryć.
Chciało jej się siusiu.
Omijając co większe kałuże błota skierowała się na zaplecze gospody. Próżno szukała jednak ustronnej budki z wyciętym na drzwiach serduszkiem.
No gdzie oni TO robią - przebiegło jej przez głowę, aż w końcu uświadomiła sobie przeznaczenie poziomej beleczki wspartej na dwóch palikach i rowu pod nimi. I potężnego drąga obok.
To na wilki - niedorzeczna myśl przemknęła jak błyskawica i momentalnie skarciła się w duchu. Idiotka, skąd tu wilki ?
Mina jej jednak mocno zrzedła i cofnęła się mimowolnie wpadając na kogoś, kto stał za nią...
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 08-12-2009 o 19:49.
Arango jest offline  
Stary 09-12-2009, 12:28   #4
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
...Księżniczka machała rękoma, jakby chciała się złapać powietrza, by uchronić przed upadkiem, jednak w końcu straciła równowagę i wyrżnęła tyłkiem o twarde podłoże. Podwinęła suknię i mrucząc coś do siebie pod nosem, zebrała się z ziemi, by wygarnąć co myśli temu, przez kogo się przewróciła. Jakże się zdziwiła, gdy odwracając głowę zobaczyła siedzącego na środku gliniastej ścieżki pluszowego stworka z wielkimi uszami, dziwnym ryjkiem i dużymi, radosnymi oczyma.


Całą złość wypisaną jeszcze przed chwilą na twarzy młodej damy zastąpił szeroki uśmiech, gdy stworek mrugał do niej i zamiatał włochatą nóżką, wkładając co chwila mały paluszek do swego płaskiego pyszczka. W końcu wyciągnął obie ręce w kierunku Księżniczki i wyrzucił z siebie delikatnym, piskliwym głosikiem.

- MAMA!!!
Księżniczce zrobiło się cieplutko na serduszku przyglądając się włochatej kulce. On był taki wspaniały! Taki śliczny. Przykucnęła naprzeciw niego i pogłaskała go po małej główce, na co stworek odpowiedział radosnym mruczeniem.
- Nie jestem twoją mamą, słodziutki. – powiedziała do niego, drapiąc go za uszkiem. – Zgubiłeś się? Jak masz na imię?
Stworek nic nie odpowiedział, jedynie dalej mruczał w odpowiedzi na pieszczoty Księżniczki.
- Wiesz, muszę już iść, mam nadzieję, że się tutaj nie zgubisz. – uśmiechnęła się do niego, po czym uniosła się do pionu.
Mały włochacz chyba wyczuł, co dziewczyna chce zrobić, bo podniósł się szybko na swoje małe nóżki i znów wyciągnął ręce w jej kierunku.
- MAMA!!! – powtórzył.

Młoda dama uśmiechnęła się tylko pod nosem, pokręciła głową i zatupała nóżką. No przecież nie mogła go tutaj zostawić. Pewnie całą drogę by się zamartwiała, co się z nim stało i czy nadal żyje. Przykucnęła z powrotem, wzięła stworka na ręce, a ten od razu przytulił się do jej piersi i zamknął oczka.
- Odnajdziemy twoją mamę, a póki co, będziesz podróżował ze mną, maluszku. – pogłaskała go po pleckach. Zmarszczyła nieco brwi przypominając sobie o naglącej potrzebie. – A teraz twoja nowa mama załatwi jedną sprawę. A potem poznasz nowego tatusia.

Zerknęła jeszcze w stronę beleczki z dziurką po środku, westchnęła i skierowała się ku niej, by załatwić najważniejszą z potrzeb. Po skończonej czynności, która trwała dłuższą chwilkę, powróciła do swych towarzyszy w karczmie, którzy, sądząc po minach, niezbyt byli zadowoleni z nowego towarzystwa Księżniczki. Dziewczyna opowiedziała szybko historię spotkania stworka, a Siegg pokiwał tylko głową patrząc na pluszową kulkę siedzącą spokojnie na kolanach nowej ‘mamy’.
- Myślę, że nie powinniśmy go stąd zabierać, pani. – zaczął. – Co prawda nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś… takim, ale mam dziwne przeczucie, że trzeba to zostawić. Co myślisz, Thori?
Krasnolud przyjrzał się uważnie stworkowi marszcząc czoło i brwi, a pod koniec, gdy niemal wsadził nos w malucha, ten złapał go za niego i ścisnął delikatnie.
- TA-TA?? – pluszowa kulka zapytała niepewnie.
- Jaki ja twój tata, młody. – parsknął śmiechem krasnolud, po czym odchrząknął i powrócił do kufla piwa stojącego przed nim. Wziął kilka łyków i spojrzał na kompanów. – Jak na moje kaprawe oko, to on należy do rasy Groginów, chociaż wygląda trochę inaczej niż ci z jego rasy.
- A tamci jak wyglądają? – zapytał rycerz.
- Mają prawie dwa metry wzrostu, tyle samo w barach i śmierdzą jak najgorsze łajno. Nie chciałbyś ich spotkać, człeczyno. – Thori zerknął na malucha spode łba. – Poza tym są bardzo agresywne, jak się je wkurzy.
- Więc to nie może być jeden z nich! – wtrąciła się Księżniczka, głaskając swojego nowego pupila. – Przecież to małe stworzonko nikomu by nawet krzywdy nie zrobiło.
- Bo jest małe, poczekajmy jak urośnie. – rzucił krasnolud. – Niech nie zwiedzie cię jego wygląd, pani. Jak bym skubańcowi nie ufał.
- Skoro Thori tak mówi, to pewnie tak jest, Księżniczko. Musimy go tutaj zostawić!
Młoda dama prychnęła tylko biorąc stworka na ręce i tuląc do piersi.
- Nie zostawimy go i jakem Księżniczka, tak ma być! Jeśli chcesz podróżować dalej beze mnie rycerzu, to droga wolna, bo tego malucha tutaj nie zostawię. I tyle. – tupnęła nóżką pod stolikiem.
Thori i Siegg wymienili tylko spojrzenia i westchnęli ciężko. „Kobiety”, pomyślał rycerz i rozejrzał się po sali. Nagle…
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 09-12-2009, 18:23   #5
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Drzwi do karczmy otworzyły się w hukiem, do środka wpadło kilka osób klnąc przy okazji w języku jakiego Księżniczka nie znała.

Dopiero po chwili dostrzegła, że są całkiem niscy, jak siedzący obok niej Thori…
Tak, to też były krasnoludy – czarny brody, szramy na twarzach, obwieszeni różnorakimi brońmy. A było ich dokładnie trzech.


Podeszli do lady, gdzie stał karczmarz oddający się swojemu ulubionemu zajęciu czyszczenia brudnej szklany brudną szmatą tak, aby naczynie było jeszcze mniej czyste.
Zaczepili go już w języku, który Księżniczka znała. A gadali tak głośno, że głuchym trzeba było być, żeby nie usłyszeć.

Szukali jej. Ale czemu? Co oni od niej chcieli? Jej narzeczony ich nasłał? Ale przecież miał być na wojnie…

Thori i Siegg również to usłyszeli – wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wstali polecając jej, by się nie ruszała.
W tym samym momencie jeden z trójki krasnali szturchnął pozostałych wskazując im stolik przy którym siedziała Księżniczka.
- Hohoho. – powiedział jeden z tamtych do stojących im teraz na drodze Thoriego i Siegga. – Powiedz mi Thori, czemu wszędzie cię tak dużo niby gówna? Hę? Kto tym razem cię wysrał?

Pozostałe dwa krasnoludy ryknęły śmiechem słysząc „przedni” dowcip towarzysza. Dopiero wtedy Księżniczka dostrzegła że broń, którą wcześniej mieli na plecach lub przy pasach, teraz mają w rękach.
Na szczęście, a może nieszczęście, Thori i Siegg też byli uzbrojeni.
- Się tak nie rechotaj. – odparł mu Thori plując na podłogę. – Jak tam ząbki po ostatnim spotkanku? Pozbierałeś je aby wszystkie?

Spojrzawszy na krasnoluda Księżniczka dostrzegła, że faktycznie miał spore „ubytki”. Tak duże, że można by spróbować wrzucić mu do ust orzeszka tak, żeby wypełnił dziurę między brakującymi zębami.

- Chciałbyś! – krzyknął tamten, po czym zrobił krzywą minę orientując się jak niefortunnie odpowiedział na pytanie. – Zara was przerobimy na jaki gulasz! A kobita pójdzie z nami! Żywo!

I zaczęło się, mimo ginących we wrzawie błagań karczmarza, żeby wyszli na zewnątrz bo mu lokal zdemolują.
Stary gospodarz chciał nawet ich rozdzielić, jednak przypadkiem dostał łokciem w nos i padł na ziemię nieprzytomny.

Księżniczka krzyczała. Wrzeszczała w niebogłosy by przestali, bo tak nie można, tak się nie godzi.
Lecz ze ściśniętego ze strachu gardła nie dochodził żaden dźwięk.
Przytulając małe, futrzane stworzonko otworzyła oczy i spojrzała na nie. Ono też się bało, widziała to w jego ślepkach.

Nie widziała jak się toczy bójka. Była zbyt przerażona, by spojrzeć. Tylko słyszała – ktoś przeklął, ktoś krzyknął, ktoś upadł…

I zbierała się w niej złość. W wieży była bezsilna, lecz dała sobie radę. A teraz… co mogła teraz zrobić? Przecież była Księżniczką! A Księżniczki nie walczą! Co najwyżej przyglądają się, jak zacni rycerze w świecących zbrojach zmagają się między sobą w honorowych pojedynkach o ich względy.

Jednak ta walka nie miała w sobie nic honorowego. I nie walczyli o jej względy, przecież miała już potencjalnego narzeczonego… I to ją denerwowało.

Spojrzała na małe stworzonko w jej ramionach raz jeszcze. Już nie wyglądało na przestraszone. Teraz się… uśmiechało. I pokiwało małą główką odpowiadając na niezadane przez nikogo pytanie.

Nie chciała siedzieć bezczynnie. Bezczynność dobra była dla ludzi słabych. Nie była słaba… zaraz im pokaże… zaraz wszyscy zobaczą… nie potrzebuje ich… sama sobie da radę z tym bezzębnym… i pozostałą dwójką…

Gniew w niej wzbierał. Nie trzymała już włochatego zwierzątka w ramionach, więc wskoczyło na stół przed nią.

Złość nią zawładnęła. Nic nie widziała, ani nie słyszała.
Nie mogła zatem wiedzieć, że Thori i Siegg właśnie upadli na podłogę i są przytrzymywani przez dwójkę krasnoludów, zaś trzeci idzie powoli w jej kierunku.

Nagle wiedziała. Złożyła delikatne dłonie w pięści i zamykając oczy wyrzuciła ręce do przodu jakby coś rzucała.
Nie widziała co się stało, jednak nagle cała złość z niej uszła. Gdy zaś po dłuższej chwili otworzyła oczy, zobaczyła że trójka krasnoludów, którzy chcieli ją stąd zabrać, leżała na ziemi. I… dymiła.

Nie wiedziała kiedy Siegg chwycił ją pod ramię i wyprowadził z karczmy. Nie wiedziała kiedy Thori dołączył do nich trzymając z rękach małe, włochate stworzonko.

Nagle jakby odzyskała świadomość słysząc głos Siegga – chłodny, nieprzyjacielski i oskarżający.
- Planowałaś nam powiedzieć, że znasz się na czarach, czy czekałaś na specjalną okazję?
- Eee… no… A to co było?- wtrącił się Thori nieco zdziwionym głosem, lecz piorunujące spojrzenie rycerza sprawiło że machnął ręką i odwrócił się.
- Poza tym – kontynuował Siegg nieco cieplejszym głosem. – mogłaś i nas usmażyć tą błyskawicą. Nie przyszło ci to do głowy?

Księżniczka wytrzeszczyła oczy na to stwierdzenie.
Błyskawica? Ja? Że… co? Nie… to musi być jakiś żart. Tak, to z pewnością… sen. Zaraz się obudzę… już zaraz…

Lecz się nie obudziła. Na dodatek nie był to koniec atrakcji tamtego dnia, bowiem…
 
Gettor jest offline  
Stary 10-12-2009, 00:16   #6
 
Czezwy's Avatar
 
Reputacja: 1 Czezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetny
Smażenie synów gór nie należy do najmądrzejszych pomysłów, niezależnie od tego czy robi to księżniczka, bakałarz, czy kupa gówna. Gdy cała trójka radośnie popędzała swe konie, bo co szybciej oddalić się od miejsca niefortunnego zdarzenia zaczęła gonić ich pewna melodia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=60NK125K6As[/MEDIA]

Nie wielu wie, że hufcom krasnoludzkim komendy w bitwie wydaje się właśnie dudami, a jeszcze mniej ma świadomość, że za pomocą tego instrumentu potrafią komunikować się na duże odległości.
Trójka naszych bohaterów gnana obawą o całość własnych gnatów zdążała w kierunku dworu Blackwatch, Thori niespokojnie kręcił się w siodle, bo choć nie był bigły w czytaniu tych sygnałów, to kłopoty wyczuł.
- W konie wiara!! Na Żelazne jaja Grungiego, bo wieczerzy nie dożyjem - sam też dał ostrogę swemu wierzchowcowi.
Siegg jadący tuż za nim ponaglił księżniczkę mocnym słowem którego nie dosłyszała, gdyż pęd wepchnął mu je z powrotem do gardła, gdzie umiejscowiło się zaraz koło serca i strachu. Tak nasz wielkie wspaniały rycerz się bał. Zginęło trzech krasnoludów, sądząc po pieśni to nie banici, bezklanowcy czy inni najemnicy, ale tacy co to rodziny, przyjaciół, zwierzchników, a i może podkomendnych mają. Zginęli może z ich ręki, ale przy ich udziale, a co gorsze zabici zostali magią. A to nie honorowa śmierć dla wojownika, dodatkowo magią kobiety, a na koniec magią rejonach gdzie ciemnota i zabobon były oznaką dobrego wychowania i podstawą posagu. "Cóż tu robić..." myśl kołatała mu się po głowie... Byle na razie do Blackwatch, tam już jego ziemie, jego prawo, i się zajmie tą dzierlatką, bo instynkt mu podpowiadał, że nie tylko błyskawice ma gorące. A jeśli wcześniej ich dopadną?? "To huj im mordę lizał... Powie się, że czarownica, dziwożona, abo co innego odda się katu, samemu się będzie skołowaciałego od czarów udawało." Ty przebiegłym planem pocieszony dalej raźno galopował.
A przyczyna wszystkich nieszczęść, panienka z dobrego domu co to się jej wypraw zachciało, samoczynna czarodziejka jechała na ostatku. Tępo wpatrywała się w plecy Siegga. Łzy cisnęły się na oczy, czy to od wiatru, czy smutku i goryczy. Wszak zabiła trzech krasnoludów...nigdy wcześniej nikogo żywota nie pozbawiła. I to jeszcze magią. Co za wstyd. Jak ona teraz będzie żyć. Przygód się zachciało. "Ale oni mnie obronią , wszak raz już w obronie mej czci stanęli, choć pokonani skończyli... TAK! Ich się trzymać będę."
Tako sobie rozmyślali, a na wzgórzu opodal stał stary krasnolud o ramie jego oparty muszkiet potężnego kalibru z lunetą co bardziej konar przypominała, doczepioną na nim. Spokojnie oddarł kawałek jedwabiu i zabrał się za ładowanie broni. Gdy skończył oparł broń na głazie, mierzył chwil kilka, nie za dużo nie za mało i oddał strzał.
- Mam nadzieję, że to o nich mówiła wieść... nie lubię zabijać niepotrzebnie -powiedział to nie odejmując oka od lunety ni kolby od ramienia do młodzika co siedząc na trawie, wsparty o dudy, żuł kawałek sera.
 
__________________
Si vis pacem para bellum.
Wojownicy nie umierają. Oni idą do piekła, żeby się przegrupować.
I zesłał ich Pan, by siali zamęt i zniszczenie.
Jestem Skoletek. To my przytrafiamy się dobrym ludziom. Porzućcie wszelką nadzieję...

Ostatnio edytowane przez Czezwy : 16-12-2009 o 19:08.
Czezwy jest offline  
Stary 12-12-2009, 19:54   #7
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Czarne chmury zebrały się nad głowami wędrowców, którzy sił wierzchowców nie szczędząc usilnie od odgłosów koziej melodyji oddalić się zamiarowali. Kiedy odgłos niknął w odmętach kniei pozostawionej za plecami z równiną złotym zbożem pokrytą przyszło im się zmierzyć. Na odsłoniętym trakcie cieplutki wietrzyk serdecznie łechtał lica uciekinierów, ale po cóż pośpiech tak wielki, po cóż ucieczką się ratować im przyszło. Przeto oni bohatery byli! Oni czci królewny bronili, a że królewna sama maruderów skarciło to już inny problem był. Obyczajem prowincji toż to oni prawem byli, a tamci z metra cieci brodacze – lewem.
To czemuż tak pędzą na karków złamanie?? - pomyślał rycerz i konia zluzował.
Królewny rumak i tak sam powoził, gdyż Panna obecnie innym sprawom uwagę swa poświęcać raczyła, gdzieś w odmętach swego umysłu po alejkach błądząc.
Decyzji rycerza jeno krasnolud przychylić się nie chciał, lecz nim veto ogłosił huk wielki sprawę przedwcześnie zakończył.

"Ale oni mnie obronią, wszak raz już w obronie mej czci stanęli, choć pokonani skończyli... TAK! Ich się trzymać będę. W każdym razie do czasu…” zahuczało, zawirowało i nastała ciemność.

Rycerz tę dziwną sytuację pamiętał jak gdyby spoglądał na nią, gdzieś z oddali. Pamiętał jak Thori oponował, aby koniom wytchnienia nie dawać; pamiętał jak właśnie spoglądał na lico księżniczki, podziwiał jej piękne krągłości, dziwował się przy tym wielce jak ktoś pędząc na wierzchowcu drogą przejmować się nie zamierza. Pamiętał, gdy coś huknęło, a księżniczka wyrwana z zamysłu twardo wróciła do rzeczywistości. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż wystrzał posłyszawszy w przejęcie takie wpadła, iż niemoc natychmiast biedaczkę dopadła. Jak w kulbace siedziała tak koziołka fiknęła i bliski kontakt z twardą glebą swym apetycznym pośladkom zafundować raczyła.

Jakie zdziwienie mężczyźni mieli kiedy w ułamek sekundy po tym, jak nieroztropne dziewczę na glebę padło, miejsce w którym siedziała - złowieszcza kula dopadła i nieopodal głucho w łanach zboża prysła. Mężczyźni po sobie spojrzeli, zimny pot po krzyżu obydwu popłynął. Rycerz ku dziewczynie skoczył w ramiona ją pochwycił i wartko cucić młódkę po twarzy otwartą dłonią zaczął. Niestety sposób ten nijak panience nie pomógł, więc wojak zacny innej praktyki popróbował gorącym pocałunkiem obudzić ją raczył.
Jakim zdziwieniem dla rycerza było jak dziewka z dzbana tego słodyczy spróbowawszy do ust młodzieńca namiętnie przywarła.

Im świadomość odzyskała w pełni wielce czułą dla rycerza była, a gdy tylko jaźń nieszczęsnej na złociste pole wróciła wielkim rumieńcem swe lico pokryła. Sama dziewczyna dziwnie się poczuła. Policzki dziewczęcia płonęły jakby żywym ogniem w głowie szumiało jeszcze, pupa dziwnie bolesna była. A co najdziwniejszym było?? Dlaczego pod koniem, a nie na koniu siedziała?? I czemuż ten gach szubrawcy jęzorem w jej ustach szuka?? Gniewem wielkim dziewczę zapałało i jak czarne chmury na niebie – wybuchła.
Księżniczka z gleby się poderwała i z miejsca soczyście rycerza łajać zaczęła. Łajała i łajała, nawet krasnolud, któremu wielu obelg dane był słyszeć – pobladł zaskoczony wielce. A ona łajała i łajała, aż usta ostygnął zdążyły, fantazji zbrakło i śliny wszelakiej w usteczkach zbrakło. A im dłużej gadała, tym więcej chmur czarnych po niebiosach ganiało, a im bardziej wzburzona się zdawała, tym chmurom bardziej na płacz się zbierało, a gdy siły na mowę już ją opuściły, lunęło z taką siłą, iż koniec nosa obaczyć trudnością było.

Nie było czasu na długie tłumaczenia, mężczyźni zgodni, co do tego byli, że w drogę wartko ruszać muszą. Jeszcze czas jakiś w srogim deszczu jechać zmuszeni byli, aż pod wielką rzekę dojechać im dane było.

Ktoś, kto trafi tutaj pierwszy raz, może się zdziwić, że tak piękna i atrakcyjnie wyglądająca woda łatwą będzie do przejścia. „Łaskawą wodą” zwana wcale taką łaskawą nie była. Jak okiem sięgnąć brzegu drugiego trudno było dopatrzyć. Rzeka złudnie leniwym nurtem zmierzała, chociaż można w niej zauważyć było akcenty wody górskiej, gdyż przyśpieszać się jej zdarzało i wirem jakimś nieostrożnych lubiła zaskoczyć. Rzeka meandruje łąkową, miejscami lekko podmokłą doliną. W licznych zakolach znajdują się głębokie doły i rynny omywające burty brzegowe. W nurcie można znaleźć przez licznie tu wędrujące bobry powalone drzewa.
Przybrzeżne partie wody miejscami lekko zamulone są porośnięte nieliczną ilością strzałki wodnej, grążela i traw. Brzegi są twarde i podwyższone, porosłe coraz bujniejszą roślinnością łąkową, kępami wiklin oraz pojedynczymi drzewami w postaci topól osiki i olch.
I jedna rzecz ciesząca wędrowców przed ich oczyma rysować się zaczęła – prom. Tak też się składało, iż jedyna przeprawa promowa w okolicy całej, w tym miejscu właśnie była.
Prom nie należał do wyszukanych, zwykła barka płaskodenna, po grubym sznurze konopnym przeciągana, nic specjalnego, ale jakże oczy wędrowców ciesząca.
Krasnolud nie szczędził konia zrazu miotając przekleństwami chłopów do roboty zagonił. Nim królewna do pokładu drewnianej tratwy się dowlokła wszystko było gotowe i szybko ku drugiej stronie ruszyli.
Mężczyźni świadomi tego, że właśnie wielkiej przewagi nad pościgiem się nabawili, dotarłszy na stronę przeciwną chłopom wielce podziękować zdążyli i… trzask.
Pod ostrzem toporzyska krasnala konopna lina padła. Lina, niczym od wędki żyłka pod ciężarem ryby opasłej, prędko od drzewa się uwolniwszy ku nurtom bystrym prom poniosła. Jeszcze czas jakiś słychać się dało złowieszcze odgłosy rzecznych woźniców…

- No tośmy wolni - skwitował krasnolud. Pierdnął, beknął donośnie i na konia się wdrapał. – W drogę kamraci!!
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 12-12-2009 o 21:21.
Morfidiusz jest offline  
Stary 13-12-2009, 18:14   #8
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Galopowali przed siebie piaszczystym traktem otoczonym z obu stron gęstym, sosnowym lasem. Księżniczka nie wyglądała na zadowoloną i raz po raz wypominała Siegg’owi pocałunek, którym obdarował ją niedawno.
- Cóż to miało być, mości rycerzu! Jam jest panną szlachetnej krwi, oddaną już komu innemu! – warczała na niego marszcząc brwi. Stworek trzymający się jej sukni w pasie zerkał jedynie od czasu do czasu na opancerzonego wojownika i wykrzykiwał coś piskliwym głosikiem w swojej mowie. Najwyraźniej również bronił honoru swej ‘mamy’.
- Wybacz, pani, nie wiem, co mi na rozum padło, by cię całować. – Siegg skinął jej głowę. – Błagam cię o wybaczenie, to się już więcej nie powtórzy. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, bo inaczej będziemy musieli się rozstać wcześniej, niż tego zapewne chcesz. – Księżniczka uniosła podbródek w górę. – Nie mam zamiaru przeżyć tego po raz drugi.
- I nie przeżyjesz, pani, obiecuję. – rzucił Siegg i klepnął pięścią o swój napierśnik.

Thori jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań między młodymi i podśmiewał cicho, gdy rycerz tłumaczył się Księżniczce. Jechali tak z dobry kwadrans, mijając starą krasnoludzką drogę i jakąś zrujnowaną drewnianą chałupę stojącą na polanie w lesie. Przejechawszy zakręt i wypadając na kolejną prostą, zatrzymali swe konie, widząc przewalone w poprzek drogi drzewa. Krasnolud zeskoczył z kuca, podszedł do zatoru na szlaku i wprawnym okiem przyjrzał się otoczeniu. Odchrząknął po chwili i odwrócił się w kierunku Siegg’a i Księżniczki.

- Tędy nie przejedziemy, nie ma szans. – zmarszczył brwi. – Trza jechać starą drogą.
- Nadłożymy sporo trasy, Thori. – rzucił Siegg studiując mapę, którą chwilę wcześniej wyjął z tuby przytroczonej do siodła. – Przed zmierzchem zamierzałem być w swojej twierdzy.
- No to musisz zmienić plany, Siegg. – mruknął długobrody dosiadając swego kuca. – Chyba że do wieczora chcesz się zmagać z tymi poprzewracanymi drzewami. Ja nie chcę. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja też nie zamierzam tutaj zostawać. – powiedziała Księżniczka. – Zróbmy jak mówi twój towarzysz, rycerzu. – jakby rozumiał, co mówi dziewczyna, jej futrzany podopieczny również potaknął główką.
- Echhh… - rycerz westchnął odgarniając włosy. – Niech i tak będzie. Zatrzymamy się najwyżej na noc w jakiejś karczmie. Jeden dzień drogi nie robi różnicy.
- I takiego cię lubię, człeczyno. – krasnolud zarechotał i klepnął wielką jak bochen chleba łapą ramię Siegg’a. - Może przy okazji coś się zacznie dziać, bo już nudno się robi.

Rycerz jedynie uniósł prawą brew w górę i wraz z pozostałymi wycofał swego konia. Po chwili powrócili do starej, krasnoludzkiej drogi i pogalopowali piaszczystym traktem pośród wysokich sosen. Niewiele czasu później niebo zasnuły ciemne chmury i spadł rzęsisty deszcz przesłaniając drogę podróżnikom, którzy intuicyjnie wybierali kolejne wąskie ścieżki podróży i lawirowali między drzewami. Las wszędzie wydawał się taki sam - skąpany we łzach bogów, którzy akurat dziś postanowili utrudnić im podróż. Księżniczka co jakiś czas prychała gniewnie na pogodę, skrywając się pod grubym płaszczem, podarowanym jej na tę okazję od Siegga. Rycerz i krasnolud natomiast trzymali się w siodłach prosto, bez żadnej osłony przed grubymi kroplami, które smagały ich twarze i pancerze.

Gdy po trzech klepsydrach drzewa rozstąpiły się ukazując drewnianą palisadę jakiejś małej wioski, zerwał się niewielki wiatr strząsając z gałęzi srebrzyste krople. Deszcz niemal ustał w momencie, gdy trójka podróżnych przekraczała bramę niewielkiej osady. Ludzie dziwnie na nich patrzyli, jakby ze strachem w oczach, ale Księżniczka stwierdziła, że nie było to nic nowego wśród wieśniaków, którzy widzą szlachetnie urodzonych.
- Mam nadzieję, że mają tu jakąś gospodę. – rzucił Thori. – Mój żołądek daje mi wyraźne znaki, że coś by przekąsił. Poza tym przyda się odpoczynek.
- Zgadzam się. – wtrąciła Księżniczka. – Moje maleństwo też chyba chciałoby rozprostować swoje małe nóżki. – podrapała stworka za uszkiem, na co ten odpowiedział radosnym mruczeniem.
- Dobrze, zostaniemy tutaj na noc. – powiedział Siegg. – Thori, miej uszy i oczy otwarte, coś mi się tu nie podoba.
- Pieprzysz, człeczyno, dawno żeś w świecie chyba nie bywał i teraz wszystko wydaje ci się podejrzane. – zarechotał krasnolud. – Lepiej poszukajmy tej karczmy.


Długo szukać nie musieli. Topielec był jedną z najbardziej zniechęcających gospód, jakie Siegg i Księżniczka do tej pory odwiedzili. W palenisku pełgał słaby, smutny ogień. Izba śmierdziała wilgocią. Parszywe psy ogryzały kości, które wyglądały jakby od pokoleń leżały zaginione pośród dywanu brudnej słomy. Wyglądający na oprycha karczmarz miał twarz pokrytą starymi bliznami, a z kikuta jego lewej dłoni wystawał potężny hak. Pomocnikiem był zezowaty garbus o paskudnym zwyczaju ślinienia się ilekroć spojrzał na młodą damę. Siegg wiedział, że gdyby nie miecz przy boku i topór Thori’ego za jego pasem, niektórzy z klientów z pewnością postaraliby się, by Księżniczka zostawiła tutaj swą cnotę. Miejscowi wyglądali na takich, co by wepchnęli rycerzowi sztylet między żebra gdyby tylko nadarzyła się okazja, a Księżniczkę zabrali na górę by się z nią zabawić.

Siegg musiał przyznać, że karczma godna była wioski, w której się znajdowała. Anholm, jak głosił napis przed palisadą, stanowił najbardziej ponure miejsce, jakie kiedykolwiek widział. Gliniane chaty wyglądały na zaniedbane i chyliły się ku upadkowi. Ulice były dziwnie opustoszałe i złowrogie. Kiedy wreszcie przekonali pijanego strażnika, by wpuścił ich za bramę, zza każdych drzwi obserwowały ich zapłakane staruchy. Wyglądało na to, jakby całe to miejsce opanowane zostało przez smutek i zniechęcenie.

Nawet zamek wznoszący się na stromej skale ponad wioską, wydawał się zaniedbany i opuszczony. Jego ściany rozpadały się w oczach. Thori pociągnął następny łyk ale. To było najgorsze piwo, jakiego kiedykolwiek próbował, najbardziej obrzydliwy wywar jaki przeszedł przez jego usta. Księżniczka chyba nie miała lepiej – zamówiony dla niej przez rycerza sok z wiśni nie był chyba pierwszej klasy, co potwierdzały kwaśne miny szlachcianki po każdym łyku napoju. Siegg bacznie lustrował salę; goście zebrani w środku unikali jego wzroku. Gapili się w piwo, jakby wierzyli że odnajdą tam przepis przemiany ołowiu w złoto, jeśli będą się wpatrywać wystarczająco długo.

- Skąd tyle nieszczęśliwych twarzy? – zapytała Księżniczka podając swemu futrzanemu pupilowi kawałek kurzego udka. Siegg mógł się tego spodziewać. Łyknął piwa i przysunął się bliżej młodej kobiety, czekając na odzew kogokolwiek. Lewą dłoń zawiesił ostentacyjnie na rękojeści miecza.

- To przez czarnoksiężnika, panienko. - odezwał się nagle karczmarz. - To podła sprawa. Nic już nie było po staremu od kiedy przejął stary zamek na wzgórzu, Od tego czasu mamy tylko z nim zmartwienia. Handel umarł. Nikt już tutaj nie przyjeżdża. Nikt nie śpi spokojnie nocą w swoim łóżku. A wy skąd przybywacie, drodzy państwo?

- Z... - zaczęła Księżniczka.
- Z daleka, człeczyno. – rzucił szorstko Thori wchodząc jej natychmiast w słowo, po czym skupił się na swojej części posiłku.
- Czarnoksiężnik, powiadasz, gospodarzu? - zagaił Siegg.
- Tak, panie, właśnie tak – podły, nikczemny czarownik .

Rycerz zauważył, że wszyscy goście gapili się dziwnie na gospodarza, jakby mówił coś bez sensu, albo powiedział coś, czego się nie spodziewali usłyszeć z jego ust. Może byli po prostu przestraszeni.
- No, to trzeba się stąd jak najszybciej wynieść - skwitowała wieści o czarowniku Księżniczka. - Ale najpierw muszę się wykąpać, wyspać, wyprać ubrania, pójść do fryzjera i zaczerpnąć nieco relaksu u masażysty. - zaczęła wymieniać w zamyśleniu. Spojrzała na rycerza i po raz pierwszy ucieszyła się, że z nią jest i że będzie spał w tym samym pokoju co ona. Ta okolica i ludzie jej się wyjątkowo nie podobali.

- Nasze pokoje czekają na tak wspaniałą osobistość, pani. – rzucił karczmarz odsłaniając poczerniałe pieńki zębów. - Jeszcze gdyby nie ten czarownik... - gospodarz westchnął. - Jest nikczemny jak smok z bolącym zębem, prawda Arne?
Wieśniak do którego skierował pytanie oberżysta, zamarł na miejscu, niczym szczur sparaliżowany wzrokiem węża.
- Prawda, Arne? - powtórzył pytanie karczmarz.
- Czarownik jak czarownik, bywają gorsi. – burknął wieśniak.
- Dlaczego po prostu nie przypuścicie ataku na zamek? - zapytał Siegg. Czuł jak Księżniczka wtula się w jego bok i objął ją ręką tuląc do siebie, by poczuła się bezpieczniej.

- Tam jest potwór, panie. - powiedział wieśniak, szurając nogami i gapiąc się w podłogę.
- Potwór? – zapytał nagle Thori odrywając się od pałaszowania miski pełnej kurzych udek i ziemniaków. Wyglądało na to, że to słowo działa na krasnoluda jak wabik na ryby.
- Ogromny, panie krasnoludzie. Dwa razy wyższy od człowieka i cały pokryty łuskami.
- Łuskami? – rzucił Siegg.
- Tak, panie,, właśnie tymi rzeczami. – mruknął karczmarz, wpatrując się natrętnie w Księżniczkę i jej małego futrzanego przyjaciela.

Młoda dama przylgnęła do rycerza i na chwilę wstrzymała oddech, jakby oczekując, że karczmarz zaraz się na nią rzuci w celach dość gwałtownych. Choć była potargana i przybrudzona na twarzy, nadal było widać, że śliczna z niej istotka.
- Chyba nie jestem głodna i pójdę od razu spać. - powiedziała cicho, na tyle by to usłyszał tylko towarzyszący jej mężczyzna. – Chodź, Bowli, chyba pora na nas. – pogłaskała futrzaka po główce i wzięła na ręce.
- Bowli?? – zapytali niemal w tym samym momencie Siegg i Thori.
- Czemu się dziwicie? Musi mieć jakieś imię… a to jest takie ładne. Wymyśliłam podczas drogi. – uśmiechnęła się Księżniczka.
Rycerz i krasnolud wymienili ironiczne spojrzenia, po czym powrócili do posiłków. Chwilę później opancerzony mężczyzna dostrzegł, że oczy Księżniczki szklą się, a ona dostała wyraźnych kolorków na twarzy.

- Karczmarzu, na pewno to był sok? To, co podałeś mojej towarzyszce? - warknął.
- Tak, panie, sok z wiśni – z ostatniego rzutu – powiedział spokojnie oberżysta.
- Więc co z tym czarownikiem? – przerwał im Thori, najwyraźniej spragniony wrażeń.
- Widzicie... tak się składa, że nie możemy nic zrobić, bo on... ukrywa nasze dzieci. Trzyma je jako zakładników!
- Wasze dzieci? - mruknęła cicho Księżniczka.
- Tak, panienko, co do jednego. Przyszedł tu ze swoim potworem i wyłapał je wszystkie. Nie stawialiśmy żadnego oporu. Kiedy Duży Snorri próbował ich zatrzymać, stwór wyrwał jego serce i zmusił go, by je zjadł. To było okropne.
- Z pewnością możecie uwolnić wasze dziec.i – mruknął Siegg. – Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Tak, ale nie chcemy, by zostały zabite. Czarodziej nakarmi nimi swego stwora, jeśli tylko damy mu ku temu jakiś powód.

Siegg przełknął ostatni łyk piwa, który smakował jeszcze gorzej niż wcześniejsze. Nie był zupełnie pewien, czy wyczuwa w nim chemiczny posmak. Cokolwiek to było, sprawiło że poczuł się słabo i zaczęło kręcić mu się w głowie. Spojrzał na Księżniczkę - była prawie nieprzytomna, gdy rycerz zrozumiał co się stało. Czuł nogi jak z ołowiu. Wirowało mu w głowie i opadał z sił. Ogarnęły go jeszcze silniejsze mdłości. Wiedział, że stało się coś złego, ale nie mógł domyśleć się, co takiego. Umysł odmawiał posłuszeństwa, tak jak i ciało. Obrócił się i spojrzał na karczmarza. Jego kontury rozmywały się, jakby Siegg patrzył na niego przez gęstą mgłę. Wyciągnął oskarżycielsko palec.

- Zapiłeś... znaczy trułeś... zapiłeś nasze trucie... - powiedział Siegg i padł na kolana.

Thori poderwał się do pionu dobywając swego topora, jednak i on padł na kolana, nim wyprowadził choć jeden cios.

- Dzięki za to naszemu panu – mruknął pewnie gospodarz. - Myślałem że nie padniesz, krasnoludzie. Dałem ci tyle Gadziego Ziela, że koń by padł. Twoi towarzysze byli łatwiejsi w podtruciu.

Siegg spojrzał otępiałym wzrokiem na Thoriego i próbował namacać miecz, ale po chwili poczuł tylko mrowienie w palcach i stoczył się w ciemność.

- Zapłaciłem dwie sztuki złota za szczyptę. - mruknął karczmarz. Jego irytujący głos był ostatnią rzeczą jaką zapamiętali Siegg i Thori przed utratą przytomności. – Ale Vorhees zapłaci mi dobrze za takie trzy wspaniałe okazy.

***

- Zbudźcie się, towarzysze – głęboki głos zahuczał w pobliżu uszu rycerza i Księżniczki. - Zbudź się, dziewczyno, albo przysięgam, że pójdę do ciebie i uduszę cię tymi łańcuchami. - mało subtelna, ale groźna nuta w głosie krasnoluda przekonała młodą damę by zwróciła na niego baczniejszą uwagę. Otworzyła swe oczy, zerkając na rycerza i krasnoluda. Natychmiast tego pożałowała.

Cela była zbyt jasna nawet w przyciemniałym świetle pojedynczej migoczącej pochodni. Czuła się jakby ktoś skopał jej głowę.

- Najgorszy kac, jakiego miałem w życiu. – rzucił Thori. - Zostaliśmy otruci, człeczyny...

Wszyscy zdali sobie sprawę, że stoją. Ich ręce były wyciągnięte nad głową i spętane łańcuchami, które swe zakończenie miały w suficie. Wisieli na kajdanach, a ich broń leżała pod ścianą po ich prawej stronie. Bowli, jak nazwała futrzaka Księżniczka miotał się skrępowany linami na stole niedaleko nich. I jak na takiego małego stworka, wydawał się być mocno zdenerwowany zerkając co chwila w stronę swej ‘mamy’.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 13-12-2009 o 18:22. Powód: drobna korekta :)
Serge jest offline  
Stary 13-12-2009, 18:47   #9
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Ból głowy był tak nieznośny, że Księżniczkę aż mdliło i gdyby nie łańcuchy, zapewne padłaby z jękiem na ziemię. Gdy spojrzała na towarzyszy, w jej oczach zobaczyli łzy przerażenia. Zwiesiła głowę, by włosy zasłoniły całą twarz i cicho załkała.
- Co się z nami stanie? - zapytała w końcu drżącym głosem.
Całe ręce i ramiona dziewczyny były blade, krew z nich odpłynęła już jakiś czas temu. W palcach czuła chłód i lekkie ukłucia.

- Nie martw się, Księżniczko, zaraz coś wymyślimy. – powiedział Siegg i starał się, by jego głos zabrzmiał jak najpewniej i choć chwilowo uspokoił dziewczynę. Wkładał sporo siły by poluzować łańcuchy, ale te nie ustępowały. To samo robił Thori, który poczerwieniał na twarzy starając się wyrwać z pułapki. Na marne

Cała trójka rozejrzała się. Znajdowali się w dużej celi wyłożonej ciężkimi kamieniami. Na ścianach tkwił tuzin łańcuchów i kajdan. Dziwnie poskręcany szkielet wisiał na najdalszym łańcuchu. Pod ścianą daleko po lewej tkwiła wielka ława zawalona alembikami, palnikami węglowymi i innymi przyborami pracy alchemika. Na środku pokoju został wymalowany kredą wielki pentagram otoczony osobliwymi hieroglifami. Przy każdym z wierzchołków pięciokąta stała ludzka czaszka podtrzymująca zgaszoną świecę z czarnego wosku.

Daleko po prawej stronie kamienne stopnie schodów wznosiły się do ciężkich drzwi. W górze znajdowało się okratowane okno, przez które dostawało się kilka promieni światła rozpraszających ciemności. Niedaleko leżała ich broń. Ktoś, kto zabrał ich oręż nie był zbyt zapobiegliwy. Thori wciąż czuł ciężar sztyletu ukrytego w pochwie na przedramieniu. Oczywiście w żaden sposób nie mógł go teraz użyć z rękami spętanymi łańcuchami, ale świadomość, że jest na swoim miejscu była dość pocieszająca.

Powietrze było gęste i cuchnące. Księżniczce wydawało się, że słyszy w oddali krzyki, śpiewy i zwierzęce porykiwania. To było jak wsłuchiwanie się w kombinację dźwięków przytułku dla obłąkanych i ogrodu zoologicznego. Nic z tego nie było zbytnio pocieszające.

- Dlaczego karczmarz nas otruł? - dziwiła się.
- Bo najwyraźniej jest w zmowie z tym czarnoksiężnikiem – Siegg nie tracił czasu i próbował poluzować łańcuchy w jakikolwiek sposób. - Lub po prostu się go bał. Jak ci idzie, Thori? – spytał kompana.
- Nie specjalnie, człeczyno. – mruknął poczerwieniały na twarzy krasnolud mocujący się z ogniwami łańcucha. – Ale… staram się. – wydał z siebie głośne jęknięcie, naprężając stalowe mięśnie do cna.
- Nic nie usprawiedliwia tego wieśniaka. – rzekła Księżniczka i spojrzała w kierunku Bowli’ego. – Spokojnie, futrzaczku, mama cię uratuje. Nie denerwuj się.

Stworek jednak wydawał się jej nie słuchać, wpadając w swego rodzaju furię i roznosił swój piskliwy głosik po całej komnacie.

- Cholera, gdybym tylko miał odpowiednio dużo czasu, mógłbym się oswobodzić z tych łańcuchów. - splunął ostro Thori i po chwili wrócił do walki z pętami. - Z tobą wszystko dobrze, Siegg?
- Bywało lepiej, przyjacielu. – rzucił rycerz. – Mi się nie uda uwolnić, próbuj ile sił, Thori.
- Jasne, człeczyno. - wycedził długobrody, szamocząc się w uścisku kajdan. Spojrzał na kompanów i zmarszczył brwi, gdy z góry dało się słyszeć echo czyichś zbliżających się kroków.
Nim rycerz zdążył cokolwiek wymyślić, zaskrzeczały otwierane ciężkie drzwi i dwie postacie zasłoniły światło. Nastąpił krótki rozbłysk krzesanego ognia, po czym zapłonęła latarnia i oboje zobaczyli zbliżające się postaci.

- No proszę, kogo my tu mamy. - Księżniczka pomyślała, że w tym głosie było coś znajomego. Był piskliwy, nosowy i bardzo nieprzyjemny. Słyszała go już wcześniej, była tego pewna.

Trójka kompanów spojrzała przez celę i dostrzegła mówiącego. Był równie paskudny co jego głos. Wysoki, wychudły mężczyzna ubrany był w wyblakłą i obdartą szarą szatę połataną na rękawach i łokciach. Wokół jego chudej szyi wisiał żelazny łańcuch z wprawionym wielkim amuletem. Długie, cienkie palce zdobiły pierścienie pokryte runami, a zakończone były równie długimi, czarnymi paznokciami. Blada twarz otoczona była wysokim kołnierzem, a na głowie mężczyzna nosił srebrny hełm w kształcie czaszki.

Za nieznajomym stało ogromne stworzenie. Było połowę wyższe od człowieka i ze cztery razy cięższe. Być może kiedyś było człowiekiem, ale teraz miało rozmiary ogra. Stwór porośnięty był kępkami włosów, a potężne krosty sterczały na jego całym ciele. Oblicze było powykręcane i obrzydliwe. Miał zębiska ostre niczym miecz Siegg’a. Dłonie miały rozmiar talerzy. Potwór patrzył na krasnoluda, rycerza i Księżniczkę oczami pełnymi szalonej, nieokiełznanej nienawiści.

Spojrzeli ponownie na chudego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka dochodził sześćdziesiątki, miał pomarszczoną twarz i dłonie, a na końcu długiego, krogulczego nosa dyndała sporej wielkości brązowa brodawka. Gdy podszedł bliżej, Księżniczka walcząc z bólem głowy spojrzała mu w oczy.

- Hartog Flee? - zapytała ciężko. - Pan tutaj?
- Nie nazywaj mnie tak! - głos odzianego w szatę mężczyzny podniósł się do krzyku. - Zwracaj się do mnie Vorhees!
- Znasz tego idiotę, Księżniczko? – spytał rycerz.

Dziewczyna uśmiechnęła się blado, Siegg dostrzegł w jej spojrzeniu blask złośliwości.
- Czy go znam? - prychnęła. - Ta kiepska parodia mężczyzny kiedyś się starała o moją rękę, ale matka wolała mnie posłać do klasztoru, niźli oddać w łapy impotenta umysłowego.

- Wystarczy tego! - zaskrzeczał Hartog swoim cienkim i denerwującym głosem. - Jesteście moimi więźniami i będziecie wykonywać moje rozkazy przez resztą waszego nędznego życia.
- Będziemy wykonywać twoje rozkazy przez resztę naszego nędznego życia? - Thori spojrzał zdziwiony na człowieka. - Chyba żeś się naczytał jakichś głupawych książek, człeczyno. W prawdziwym życiu nikt tak nie mówi.
- Zamknij się, łajdaku! Dość tego. A ty – wskazał palcem na Księżniczkę. – zawsze mnie wyśmiewałaś, więc teraz się przekonamy kto się będzie śmiał prawdziwym śmiechem – o tak!. - jego dłoń zapulsowała przez chwilę dziwną energią o fioletowej poświacie.

Szlachcianka westchnęła i zmierzyła go znudzonym spojrzeniem. Widać było, iż dla niej ten pseudo mężczyzna nie jest wart większej uwagi niż rozdeptany robak. Mina dziewczyny była pełna odrazy i wzgardy.
- Tak, oczywiście - mruknęła, kręcąc nosem. - Robi to na nas ogromne wrażenie. - zerknęła na monstrum stojące niedaleko. - Niech zgadnę, musiałeś go pozbawić mózgu, by mógł wytrzymać twoje gadanie? Wiesz, ja poproszę o to samo, mdli mnie, jak ciebie słucham...
Odwróciła głowę i spojrzała na rycerza. Był pewien, że nawet jeśli będzie to miała przypłacić życiem, nie zamknie się.
- Hahahaha – zaśmiał się posępnie Hartog. - Mylisz się, Damo! Zgłębiłem tajemnice mrocznej magii i poznałem źródło wszelkiej magicznej mocy. Przeniknąłem sekrety Życia i Śmierci. Władam potężnymi energiami Śmierci i wkrótce osiągnę pełnię władzy nad tymi ziemiami. - roześmiał się szaleńczo.

Gdy szalony czarownik wygłaszał swą przemowę, Księżniczka widziała jak Thori napinał swoje muskuły i próbował wyrwać się z łańcuchów. Jego twarz była purpurowa, a włosy zjeżyły się. Łańcuchy nie wyglądały na nowe, ale chyba były na tyle mocne by utrzymać w ryzach silnego krasnoluda.

-Jesteś szalony! - mruknął Siegg próbując wyrwać się z pętów.
-Tak samo powiedzieli mi w Roseflow! - ślina kapała z ust Hartoga. Księżniczka widziała jak jego oczy lśniły dziwną zielenią, jakby za źrenicami tkwiły maleńkie błędne ogniki z bagien. Wampirze kły wysunęły się z jego dziąseł. - Ale ja im pokazałem. Odnalazłem ich zakazane księgi, wszystkie zgromadzone w piwnicy. Powiadają, że są przeklęte, ale ja je przeczytałem i nie wyrządziły mi żadnej krzywdy!
-Tak, to widać gołym okiem – mruknął ironicznie Thori mocujący się z łańcuchami.
- Nadszedł twój koniec, Księżniczko. Nawet nie sądziłem że będę miał okazję się na tobie zemścić, niedobra dziewucho. Muahahahahahahahahaha – przeraźliwy śmiech rozniósł się po celi.

Widać było, że na szlachciance zrobił niewielkie wrażenie, cicho westchnęła i spojrzała się na niego niechętnie.
- Jesteś odrażający, dokładnie takim cię zapamiętałam. Z sekretami Życia i Śmierci, czy bez nich... jesteś taki sam. Żałosny, obrzydliwy i odpychający. Weź się odsuń ode mnie, bo jak mówisz, to chlapiesz mi śliną na sukienkę. - skrzywiła się.

- Myślisz, że jesteś taka sprytna, piękniutka? Zobaczymy, czy będziesz tak samo sprytna gdy przemienię cię w ten sam sposób, w jaki przemieniłem Olaga.

Z ojcowską dumą poklepał stwora po ramieniu. Stwór wyszczerzył kły niczym pies drapany za uchem przez pana. Obok Siegg i Thori mocowali się z łańcuchami. Może i obaj byli silni, ale Księżniczka nie wyobrażała sobie, jak mogliby pokonać to zmutowane 'coś', jeśli udałoby im się wydostać z pęt.

Hartog uniósł swe ramię, wymachując laską. Na jej końcu Księżniczka dostrzegła kulę zielonkowatego kryształu oprawionego w ołowiane szpony. Nie mogła przeoczyć, że dłoń trzymająca laskę pokryta był czarnymi łuskami.
- Całe lata zabrało mi opanowanie Zaklęcia Przemiany, całe długie lata – warknął czarownik. - Nie masz pojęcia ile wykonałem eksperymentów. Setki! Nie, tysiące! Wkrótce i ty je poznasz – czarnoksiężnik zachichotał. - Niestety nie da ci to za wiele, bowiem nie będziesz dość inteligentna by mówić, ale Olag będzie miał partnerkę.

Lśniący koniec trzymanej przez mężczyznę laski zbliżył się twarzy Księżniczki. W głębi kamienia widać było dziwne światła. Jego powierzchnia zdawała się migotać i wirować niczym kropla oleju na wodzie. Szlachcianka wyczuwała wydostającą się straszliwą magiczną moc. Promieniowała z laski, jak ciepło z płonącego węgla. Bowli wciąż wrzeszczał, próbując wydostać się z więzów oplatających jego małe ciałko.

I nagle wydarzyło się coś, czego nawet czarnoksiężnik nie mógł się spodziewać. Małe, futrzane ciało Bowli’ego zaczęło rosnąć, a sam stworek zmieniać swe oblicze rozrywając liny krępujące jego ciało. Futro zniknęło zastąpione twardą, pokrytą naroślami skórą, pysk wydłużył się, przyjmując agresywną pozę. Zaledwie chwilę trwało, nim z pociesznego, miłego małego futrzaczka Bowli przeobraził się w potężnego, wielkiego stwora, który warcząc na czarnoksiężnika zacisnął swe wielkie pięści.


Wszyscy stanęli jak wryci obserwując ponad dwu i pół metrowego potwora z wielkim, czarnym irokezem zerkającego w stronę czarownika, który z wrażenia aż opuścił swą laskę. Księżniczka spojrzała na swego pupila i z wyraźną ulgą, a także radością wypisaną na twarzy krzyknęła do niego.

- Bowli, zajmij się czarownikiem! I pomóż nam!!

Potwór spojrzał na Księżniczkę i wydał z siebie przeraźliwy okrzyk. Chwilę później warknął w stronę czarownika przygotowując się do walki. Słysząc słowa Księżniczki, Hartog wycofał się za swojego potwora i pchnął go laską w przód.
- Olag, zabij potwora! To rozkaz!
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).

Ostatnio edytowane przez Ouzaru : 13-12-2009 o 19:00. Powód: literówki :)
Ouzaru jest offline  
Stary 14-12-2009, 12:02   #10
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Na wezwanie Księżniczki, jej pupil, który teraz przypominał potwora z koszmarów szybkim susem rzucił się w kierunku zmutowanego Olaga i zdzielił go potężnie w porośnięte krostami oblicze. Stwór warknął z bólu i padł na poczerniałą posadzkę, jednak zebrał się z niej dużo szybciej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Nadchodzący Bowli dostał butem w brzuch, a gdy stracił równowagę, Olag poprawił łokciem w plecy oponenta. Pupil Księżniczki runął na stojący pod ścianą stół, który załamał się jak domek z kart pod jego ciężarem.

- Bowli, zabij go!!! – krzyczała szlachcianka, a tuż obok rycerz z krasnoludem mocowali się nadal z masywnymi ogniwami łańcuchów.

Nie to jednak było najgorsze. Hartog zaczął coś śpiewać w dziwnym, płynnym języku. To na pewno nie był elficki, ale coś starszego i brzmiało równie złowróżbnie. Siegg słyszał już kiedyś takie zaśpiewy – gdy wraz z towarzyszami przerywali rytuały prowadzone przez nekromantów. Cóż, wyglądało na to, że dziś mroczne siły będą się śmiały ostatnie. Z każdym wyśpiewanym słowem czarnoksiężnika, kamień na końcu jego laski stawał się jeszcze jaśniejszy. Rycerz dostrzegł, że Thori’emu udało się uwolnić jedną rękę, drugą wciąż walczył z łańcuchami.

Trwająca tuż obok walka przybierała dramatyczny obrót. Tylko szybkości Bowli zawdzięczał, że wielka jak patelnia dłoń minęła go o centymetry i uderzyła w kamienną posadzkę. Posypał się grunt, a Olag warknął przeraźliwie. Stworek cofając się stracił równowagę i przewrócił się. Jego dłonie natrafiły na coś grubego i zimnego – to był zwinięty łańcuch. Nie zastanawiając się długo dobył go i uderzył nim w nadchodzącego stwora. Ciężkie metalowe ogniwa siekły po oczach wielkiego mutanta. Olag zawył z bólu, gdy łańcuch rozciął mu twarz, po czym cofnął się wpadając na inkantującego Hartoga. Niemal w tej samej chwili Thori uwolniła drugą dłoń. Twarz czarnoksiężnika pobladła. Skoczył na równe nogi i popędził w górę schodów. Siegg widział tylko jego znikające plecy.

- Teraz policzymy się z tym ścierwem! - oświadczył krasnolud swoim szorstkim głosem przepełnionym szałem. Podbiegł do Siegg’a i pomógł mu się oswobodzić. Rycerz po chwili stanął na równych nogach rozcierając zbolałe nadgarstki. - Siegg! Uwolnij Księżniczkę. Ja pomogę Bowli’emu, a ty potem spróbuj dostać się do naszej broni. Tylko uważaj na siebie, człeczyno i trzymaj się od niego jak najdalej!

Rycerz skinął mu głową i zajął się łańcuchami szlachcianki. Gdy ją uwolnił, ruszył przy ścianie, jak najdalej od walczących, by dostać się do broni. W tym samym czasie Bowli wyprowadzał celne ciosy, unikając potężnych pięści Olaga. W pewnym momencie Grogińczyk odbił się od podłogi i wyskoczył w powietrze uderzając kolanem w paskudną gębę Olaga. Stwór zawył i padł metr dalej. Z jego pokiereszowanego oblicza płynęła krew. Thori, stojący za zmutowanym stworem nie czekał na dalszy jego ruch. Chwycił za leżący łańcuch skacząc na mutanta i owijając grube pęta na jego szyi. Potwór próbował zrzucić krasnoluda, jednak Thori uwiesił się na jego szyi mocno i w pewnym momencie znalazł się za plecami Olaga nadal zaciskając pętlę. Ciało wokół tchawicy potwora zbielało, gdy zaczęły się w nie wbijać metalowe ogniwa. Siegg, który dopadł do broni, zrozumiał, że krasnolud zamierza udusić potwora.

Zrozumiał to też Bowli, który zaniechał dalszej walki i podszedł do Księżniczki, pochylając się nad nią. Ta, nieco zaniepokojona wyglądem swego pupila uśmiechnęła się nieznacznie i pogładziła swego futrzaka po policzku, na co ten odpowiedział mruczeniem.

Nieopodal walka trwała w najlepsze. Długobrody dusił stwora i powoli ta myśl przedostawała się również do ciemnego umysłu Olaga, który wyciągnął obie ręce starając się poluzować duszącą go metalową pętlę. Thori przesuwał łańcuchem w jedną i drugą stronę używając go niczym piły. Szlachcianka zbierająca się z ziemi widziała krople krwi pojawiające się w miejscu zetknięcia się ciała z łańcuchem. Olag powoli tracił siły. Upadł na ręce i kolana. Z jego gardzieli dobył się upiorny charkot i potwór osunął się znieruchomiały na ziemię. Thori mimo to zacisnął pętlę ostatni raz najmocniej jak potrafił, by upewnić się że jego ofiara nie żyje, a potem doczołgał się do Siegg’a dysząc ciężko.

- Dobra walka, krasnoludzie. – powiedział rycerz, oparłszy się o ścianę.
- Dzię…dzięki… człeczyno. – mruknął długobrody łapiąc powietrze. – Dobrze że się nie wtrącałeś. Nie lubię jak ktoś mi przeszkadza.
- Wiem, już mi to kiedyś mówiłeś. – Siegg zmarszczył brwi. – Pora dorwać czarownika!

Gdy rycerz odwrócił się w kierunku Księżniczki, zobaczył tylko jak kontury wielkiego stwora jakim był jeszcze do tej chwili Bowli, zacierają się, a pupilek szlachcianki wraca do swych dawnych rozmiarów. Chwilę później młoda dama zebrała z podłogi małą, futrzaną kulkę o wielkich uszach, która wtuliła się w jej pierś.

- Zapłaci nam za to wszystko! – rzekła i rzuciła się w stronę schodów.

Rycerz wręczył krasnoludowi jego topór i obaj pobiegli za szlachcianką. Księżniczka wbiegła szybko po schodach, potykając się i ślizgając na lepkich stopniach. Na samej górze trochę zwolniła, słysząc mrożący krew w żyłach śpiew czarownika. Zamarła na chwilę, otarła dłonie z potu i sama zaczęła mruczeć pod nosem w dziwnym języku.

Hartog stał na środku ciemnej komnaty, która tonęła w ponurym blasku kilku świec. Aura, otaczająca mężczyznę, zdawała się pochłaniać całe światło. Księżniczka postąpiła kilka kroków do przodu, z każdym czując, jak uchodzi z niej cała odwaga i chęć do walki.

Gdy znalazła się dość blisko, zawołała, walcząc ze swoim strachem:
- Hej! Ty parszywa gnido!
Nie przerywając inkantacji spojrzał na nią. Guz na jego czole powoli zamieniał się w róg, a twarz czarownika wykrzywiona była w przerażającym grymasie ekscytacji i szaleństwa. Księżniczka wzdrygnęła się, lecz nie była w stanie się ruszyć.
- Twój stwór nie żyje! Teraz twoja kolej, szykuj się! - zawołała, wlewając w barwę głosu tyle pewności siebie, ile tylko była w stanie. Wykonała dłońmi kilka skomplikowanych ruchów w powietrzu, wypowiadając przy okazji magiczną regułę.

Czarownik próbował skierować swą magiczną laskę ku niej, jednak zrobił to zbyt późno. Księżniczka, nasilając inkantację wyrzuciła swe ręce przed siebie pewnym ruchem a wraz z tym gestem z jej dłoni buchnął podmuch błękitnego wiatru, który uderzył w zaskoczonego czarnoksiężnika. Hartog zachwiał się niezgrabnie wybijając szybę w oknie i tracąc grunt pod nogami zniknął za nim. Siegg i Thori słyszeli jedynie przeraźliwy, stłumiony krzyk, gdy pojawili się w komnacie, gdzie Księżniczka rozprawiła się z przeciwnikiem.

- Gdzie on jest? – Thori podrapał się po głowie.
- Chciał zgłębić tajniki latania… - uśmiechnęła się młoda dama. – Ale chyba mu nie wyszło.

Siegg zapobiegawczo podszedł do rozbitego okna i wyjrzał na zewnątrz. Jakieś trzy piętra w dół dostrzegł leżące na skałach nienaturalnie powykręcane ciało czarownika.
- Uuuu, to musiało boleć. – rzucił i schował się do środka. – Karczmarz mówił coś o dzieciach, które Hartog porwał. Przeszukajmy zamek, może uda nam się je znaleźć.
- Dobry pomysł, Siegg. – Księżniczka skinęła mu głową, to samo zrobił futrzak na jej dłoniach.

Trójka towarzyszy ruszyła ciemnym korytarzem przez jakieś drzwi, potem przez kolejne. Księżniczka już wyobrażała sobie zapłakane oblicza uradowanych wieśniaków, gdy znowu zobaczą swoje potomstwo. Minęli róg i znaleźli się przed drzwiami. Thori jednym kopnięciem zredukował je do stosu drewna nadającego się na opał. Weszli do komnaty, która kiedyś niewątpliwie była pracownią czarownika.

Masywny srebrny księżyc lśnił za jednym wielkim oknem. Na biurku stojącym na środku pomieszczenia leżały jakieś księgi, jedna nawet otwarta na konkretnej stronicy. Pod ścianą znajdowały się metalowe klatki; rycerz podszedł do nich i w jednej chwili zrobiło mu się niedobrze. Dużo w swym życiu widział, ale ten widok sprawił że żołądek zaczął wywracać się na drugą stronę. Widok był okropny - za kratami leżały zmasakrowane zwłoki dziewcząt i chłopców, a najstarsze nie mogło mieć więcej niż dziesięć lat. Wszystkie nosiły jakieś ślady mutacji, wyglądało na to że czarownik prowadził na nich swe eksperymenty, a gdy przestały mu być potrzebne, po prostu je zamordował. Gdy Księżniczka chciała podejść do klatek, by sprawdzić cóż odkrył Siegg, mężczyzna chwycił ją za ramię i odciągnął.

- Lepiej na to nie patrz. - mruknął. - Co za chory sukinsyn... robić takie rzeczy dzieciom... - pokręcił głową.
- Wracamy do wioski. – wtrącił Thori przejeżdżając kciukiem po ostrzu swego topora. Na palcu została delikatna, krwawa bruzda. - Muszę zamienić kilka słów z karczmarzem. Trzeba wyrównać z nim rachunki.

- Najpierw podpalmy zamek. – powiedziała cicho Księżniczka. – Za dużo tu zła i przeklętych ksiąg. Nikt nie może już skorzystać z tej wiedzy.

Ruszyła dostojnym krokiem wraz z towarzyszami, by zmienić przeklęte miejsce w ogromny stos pogrzebowy...
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 14-12-2009 o 12:06. Powód: drobna korekta ;)
Serge jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172