Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2011, 21:05   #1
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Grzesznicy

Kraków. Osiedle Mieszkaniowe Pasternik

- Marek, mógłbyś podać mi ręcznik ? - Damski głos dobiegał niewyraźnie z łazienki.
- Marek ! U licha, jeśli znowu tracisz czas przed komputerem, jak Boga kocham wyjmę twoje kamienie nerkowe bez znieczulenia.

Mocno podirytowana już Jolka nawet nie starała się ukryć swojego zniecierpliwienia. Miała poważny powód aby wściekać się na swojego męża, ten od blisko pół godziny ślęczał przed komputerem i marnował czas na szpiegowaniu życia swoich starych znajomych. Gdy w końcu oderwał się od monitora, i przyszedł do łazienki. Kobieta wymierzyła w niego pełne wyrzutu spojrzenie.

- Wiesz. Długo kazałeś na siebie czekać ! Mam nadzieję, że pamiętałeś ostatnio o praniu ich bez płynu do płukania. Jeśli znowu będę miała na ciele bawełniane placki po wytarciu się tym ręcznikiem , będziesz mi winien masaż stup … - Jolka wymierzyła w Marka zmoczony wskazujący palec lewej ręki, uśmiechając się triumfalnie dodała po chwili zastanowienia - i to ja zdecyduje kiedy będziesz mógł przestać.

Mężczyzna położył bawełniany, niebiesko brązowy ręcznik (wyprany w temperaturze 95 stopni, bez płynu do płukania.) na pralce. Kilka dni wcześniej gdy składał wysuszone już ręczniki w równą kostkę przetestował kilka sztuk czy dobrze wsiąka w nie woda. Odkąd zdarzyło mu się zmienić kolor kilku sztuk danych mu na urodziny przez mamusie Jolki, jego kobieta stawała się coraz bardziej upierdliwa w kwestiach związanych z obowiązkami domowymi.

Marek odwrócił się w kierunku swojej żony i niczym dobrze wytrenowany rottweiler odburknął przez zaciśnięte zęby.

- Kochanie, przecież od ponad dwóch miesięcy nie nawalam w praniu ręczników. Raz, dosłownie raz i to przypadkiem, zdarzyło mi się przefarbować kolor kilku z nich a ty prześladujesz mnie tym przy każdej nadarzającej się okazji.
- Głuptasku, bo gdybyś myślał przed wykonaniem najprostszych prac domowych i pamiętał o prostych zasadach nie musiałabym ci o nich przypominać. Nie mogę przecież dopuścić do tego, żeby wszystkie nasze rzeczy zmieniły się w zgniłozielone szmaty.

Jolka wyszła z wanny, chwyciła przyniesiony przez męża ręcznik i dokładnie zaczęła wysuszać nim swoją delikatną skórę.

- Powiesz mi, co się takiego dowiedziałeś o reszcie ? Założę się, że Iga przytyła. Nigdy nie potrafiła dbać o swoją linię. W życiu też nie widziałam, aby ćwiczyła w akademiku. Znalazłeś może jakieś jej aktualne zdjęcie ?
- Nie. Nie znalazłem. Właściwie to nawet nie wiem, czy udało mi się każdego powiadomić. Wydaje mi się, że mail poszedł do całej paczki. Pewności jednak nie mam, wiesz jak to jest z tymi serwisami społecznościowymi. Ludzie zakładają tam konta aby odnowić stare znajomości a gdy już znajdą te osoby które szukają to albo tracą zainteresowanie serwisem i zapominają haseł do swojego konta, albo najzwyczajniej w świecie je usuwają.
- Nadal nie rozumiem po co właściwie chcesz się z nimi spotkać, to że odwiedził cię ostatnio Adam nie zmienia chyba raczej tego, że nie mieliśmy z nimi kontaktu odkąd skończyliśmy studia. Nagle zebrało ci się na wspominki z czasów studenckich ?
- Wiesz kochanie, czasami dobrze jest powspominać stare czasy. Zresztą ostatnio narzekałaś na zbyt małą liczbę naszych znajomych. Podążam tylko za twoją radą. Nie oddzielam się od reszty społeczeństwa a to chyba dobrze, prawda ?
- Prawda. - Jolka potwierdziła, choć wcale nie miała ochoty na odświeżanie kontaktów sprzed kilkunastu lat. Miała ochotę na kurs tańca towarzyskiego i poznanie atrakcyjnych osób a nie przywracanie do jej życia dawno zapomnianych współlokatorów z akademika.

***

Marek spędził kilka dni zastanawiając się nad tym co właściwie mógłby napisać w mailu skierowanym do osób, które jechały tamtego dnia razem. Nie mógł tak otwarcie napisać - Witam, odzywam się tylko i wyłącznie dlatego, że widziałem dwa miesiące temu ducha dzieciaka, którego potrąciliśmy. Co gorsza nie tylko ja go widziałem, ale również Adam, który zadał sobie sporo trudu aby wparować do mojego mieszkania w stanie nietrzeźwym i bełkocząc o sprawiedliwości dawał do zrozumienia, że Bóg chce nas teraz ukarać za nasze grzechy, zmieniając nas w ludzi o nadprzyrodzonych mocach. Oj tak, odkąd zobaczyłem tego dzieciaka jestem naznaczony jakąś specjalną mocą a wiecie jaki los spotyka takie osoby w filmach ? Tak, zawsze kończą martwe bądź okaleczone, a ja nie mam ochoty umierać w kwiecie wieku.

Co zatem napisał ? Mail wyglądał mniej więc tak:

Nie mam pewności, czy jesteś odpowiednią osobą, która powinna przeczytać tą wiadomość. Jeśli mówią ci cokolwiek dane imiona Marek Głydziak, Adam Rojma a może przede wszystkim - Kamil Nordzik przeczytaj to co mam do powiedzenia. Jeśli zaś nie kojarzysz nas, skasuj tą wiadomość i nie zawracaj sobie nią głowy.

Nie uwierzysz kogo ostatnio spotkałem. Odwiedził mnie Kamil. Tak dobry stary Nordzik we własnej osobie. Zaskoczył mnie co nie miara bo przeprosił za to co zrobił kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że też mu się chciało po tylu latach. Sprawiał wrażenie prawdziwie skruszonego, choć wyczuwałem od niego dystans i chłód. Zresztą on odwiedził nie tylko mnie, ale również i Adama. Rojma skontaktował się ze mną w tej sprawie, kilka tygodni później. Odniósł podobne wrażenie jak ja, relacjonując spotkanie z Kamilem. Pewnie pamiętasz ich ostatnia rozmowę, nie zdziwi cię chyba informacja, że Rojma był śmiertelnie poważny, gdy mówił o ich spotkaniu. Oczywiście oboje wybaczyliśmy temu małemu gnojkowi jego przewinienia z lat studenckich jednak fakt, że chciało mu się wyjaśniać z nami Tę sprawę, nie daje nam spokoju.

Zdziwiłem się jak wiele wspólnych tematów znalazłem z Rojmą. Nie mogliśmy przestać ze sobą rozmawiać, zupełnie jak za czasów akademickich, a jak dobrze nam się rozmawiało ! Co ciekawe to większość z tematów dotyczyła doświadczeń z kilku ostatnich miesięcy. Wpadliśmy na pomysł, aby skontaktować się z wami i zorganizować wspólne spotkanie. Powspominamy stare dobre czasy. Dawno nie było okazji aby spotkać się w szerszym gronie. Ja mieszkam w Krakowie, Adam w Kielcach. Zbliża się długi weekend czerwcowy i można zorganizować nasze spotkanie w jego okolicach. Gdybyś był zainteresowany, podaje numer mojej komórki - 609372941 oraz komórki Adama 500103193.

***

Samochód pędził po drodze przekraczając znacząco dozwoloną prędkość. Młody chłopak Adam Rojma - siedzący na fotelu kierowcy nerwowo trzymał się kierownicy co trochę bluźniąc siarczyście pod nosem.

- Nikt się nie może o tym dowiedzieć. Rozumiecie ! - Wrzeszczał zdesperowany Marek.
- Mam zamiar zostać na uczelni, nie chce mieć żadnych brudów w papierach. Cztery lata na doktoranckich, potem praca w oddziale kryminalistyki we Wrocławiu. Rozumiecie ?! Jeśli będzie choć ślad po tym wypadku, zostanę z niczym. Nie przyjmą mnie na bank. Nie mam zamiaru na to pozwolić. - Chłopak myślał w tym momencie w tych samych kategoriach co zawsze. Zwracał głównie uwagę na to co mógł zyskać/stracić. Jego reakcja doprowadzała Rojme do szewskiej pasji. Młodzieniec coraz mocniej zaciskał dłonie na kierownicy.
- Czy ktoś nie powinien go zmienić do cholery ? - Marek wskazał na Adama. - Raz już dzisiaj spowodował wypadek, ja wiem piorun dwa razy w to samo drzewo nie trafia, ale nie kuśmy już dzisiaj bardziej losu do cholery.

Kierowca dał ostro po hamulcach odwrócił się w stronę Marka złapał go za krtań i zaczął dusić. Zgromadzeni w aucie znajomi szybko rozdzielili chłopaków.

- Niech ktoś uciszy na czas podróży tego pierdołę albo ja to zrobię. - Adam dał ponownie do zrozumienia co tak naprawdę myśli o Głydziaku.
- Ciekawe czy ktoś z was ma ochotę teraz prowadzić ? - Na to pytanie cisza była najlepszą odpowiedzią.
- Tak jak myślałem. - Odparł Adam. - Nie tylko ty Głydziak nie masz ochoty nawet myśleć o tym dniu. Dzisiaj wracając do akademika potrąciliśmy sarnę. Nic więcej się nie przydarzyło. Dodał pewnym siebie głosem. - Nic więcej dzisiaj nie zaszło, potrąciliśmy w drodze tylko pieprzoną sarnę.

Sarnę o imieniu Kamil Nordzik.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 23-05-2011, 18:50   #2
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Otworzył oczy zanim jeszcze wyłapał swój własny jęk. Przed oczami miał twarz Marty. Żona zmartwiła się mimo, że już zdążyła się przyzwyczajać do nieprzespanych nocy. Gdy tylko wzrok zogniskował na czole, policzkach i ustach małżonki Krzysztof zrozumiał co się działo. Znowu, miał koszmary. Po mimo kilku sekund po przebudzeniu, nie potrafił sobie przypomnieć, cóż to był za sen. Cóż to był za koszmar? Położył spoconą głowę z powrotem na poduszkę i przymknął oczy.

- Och Krzysiu, Krzysiu.

Nic nie odrzekł. Zastanawiał się czy nie wyjść na rześkie powietrze górskich hal. Przemek spał w pokoju obok. Mógł słyszeć jęki i się przebudzić, ale Krzysztof wątpił w to. Chłopka miał mocny sen. Powietrze było zapewne przyjemnie chłodne, lecz opuszczenie teraz domu zmartwiło by Martę, a nie mógłby zabrać jej ze sobą bez Przemka. Zatem plan A - niewykonalny. Przełożył się za to na drugi bok i włączywszy światło zaczął czytać lekki dreszczowiec. Marta przytuliła się do niego. Czół, że chciała coś powiedzieć, nie dał jej szansy szybko kładąc jej palec na ustach.
Po dziesięciu minutach już spała. Krzysiek natomiast nie zmrużył już tej nocy oka.

Poranna szybka kawa i tosty napełniły ich całkowicie nowym humorem. Dzień wstał ładny mimo, że w radiu zapowiadali opady. Szybkie śniadanie i na trasę. A po drodze zakupy. Chleb, cebulę, jajka i dżemik, bo już się pokończyło wszystko. Urlop miał się skończyć za pięć dni, a trwał już siedem. Jedne z lepszych wakacji. Może dlatego, że jedne z dłuższych? Może. Po pościgu i strzelaninie pod Olsztynem, miał trochę kłopotów. I to był ich pierwszy wspólny wypad na dłużej od tego nieprzyjemnego zdarzenia. A upłynął już ponad rok.

Zebrali się szybciej niż by się spodziewał. Poszli na szlak. Wszystko wskazywało, że będzie to słoneczny dzień aż do samego końca. I prawie tak było. Dopiero gdy wysiadali z autobusu powrotnego zaczął padać silny deszcz. Chmury się zakotłowały nad miasteczkiem i zrobiło się ciemno. Wiata przystankowa nie była zbyt obszerna toteż, najlepszym wyjściem z sytuacji był szaleńczy bieg w stronę domu. Biegli przy akompaniamencie śmiechu, plusku błota, szumu deszczu i ryku rozbawionego Przemka. Wpadli do korytarza cali mokrzy. Marek wysłał Przemka do ciepłej kąpieli a żonę pod prysznic, sam, z ręcznikiem na głowie, zabrał się za grzanie wody na herbatę z goździkami i cytryną.

Czekając na gwizd czajnika włączył laptopa, by zobaczyć czy czegoś od niego nie chcą z pracy. Urlop to urlop, ale są sprawy ważne i ważniejsze. Komórkę obiecał, co prawda, wyłączyć, lecz Marta nie mogła kazać mężowi całkowicie dociąć się od świata. Zalał więc herbatę i przejrzał pocztę. Wtedy czytając jedną z wiadomości, krew stężała mu w żyłach.

Kamil Nordzik? Tak, młody chłopak. Skąd ja go..? Cóż, to za wiadomość od... od Marka Głydziaka? Spisał szybko numer telefonu do nadawcy i zastanowił się co w takiej sytuacji zrobić. Ten dzień już nie był taki, jakim miał być.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 23-05-2011, 23:34   #3
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Iga zaciągnęła się płytko, nerwowo raz i drugi – płuca nieprzyzwyczajone do dymu zaprotestowały, zaniosła się kaszlem, oczy napełniły się jej łzami. Zdusiła ledwie napoczętego papierosa w doniczce, nie przejmując się rachitycznym asparagusem.

Nie paliła już prawie 20 lat, to cud, że jedna z pacjentek Ośrodka Interwencji Kryzysowej poratowała ją papierosem. „Co chcesz Iga, takie czasy, że nawet maltretowane kobiety nie palą „ śmiał się jej przyjaciel z pokoju, Bruno „palenie nie jest trendy”.

Wyciągnęła jeszcze raz kliszę z rezonansem magnetycznym i przyłożyła ją do okna. Przygryzając kciuk przyjrzała się zdjęciu. Bez trudu rozpoznała prawą i lewą półkule, ciało modzelowate. Wodziła palcem po zdjęciu, niepokój w niej narastał.

Służbowy laptop – Ośrodek Interwencji Kryzysowej robił bokami, ale zdobywali sporo grantów – piknął sygnałem nowej wiadomości. Puściła kliszę pozwalając jej opaść na podłogę i drżącymi rękami otworzyła pocztę. Profesor Krzemiński był najlepszym neurochirurgiem, wszyscy jej znajomi psychiatrzy i neurolodzy polecali tylko jego.
„Szanowna Pani, po wnikliwym zapoznaniu się z Pani rezonansem muszę stwierdzić…” Iga szybko przeleciała tekst wzrokiem i zatrzasnęła laptopa.

Kurwa.

Postukała paznokciami w blat biurka. Wygląda na to, że raczej nie ma zmian w mózgu. Zadaniem prof. Krzemińskiego – najmniejszych zmian. Czyli albo zaczyna świrować – psychiatra z urojeniami, cóż za świetny żart…. – albo rzeczywiście ukazał się jej duch tego gówniarza. „Kamila” poprawiła samą siebie. Pieprzone Archiwum X.

Otworzyła znów laptopa i przeczytała, kolejny raz - setny? - maila od Marka. Wyciągnęła swojego htc i wstukała smsa: Marku, tu Iga. Ja też spotkałam ostatnio Kamila Nordzika. Chętnie o tym pogadam.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-05-2011, 00:54   #4
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przyjemnie było wstać ze świadomością, że wcale nie musisz tego robić, wstajesz bo chcesz. W całym domu unosił się przyjemny waniliowy zapach. Był czwartek, piękny słoneczny poranek. Przez lekko uchylone okno dostawało się rześkie powietrze niosące ze sobą gwar ulicy, od czasu do czasu charakterystyczne zgrzytnięcie metalowych kół przejeżdżających tramwajów i warkot silników. Był czwartek, więc wczoraj Marta wysprzątała całe mieszkanie. Jeszcze parę lat temu, kiedy wprowadził się do swojego apartamentu przy Placu Zbawiciela sam musiał dbać o czystość. Znaleźć w Warszawie odpowiedzialną i fachową sprzątaczkę przez wiele miesięcy graniczyło z cudem. Rok temu trafił na Martę, studentkę, która dorabiała sobie sprzątając u niego i paru innych osób z grona lekarskiego. Właściwie tylko dlatego ją zatrudnił, znajomy polecił jako godną zaufania. Teraz traktował ją jak domownika, jedyną osobę, która regularnie pojawiała się w na trzecim piętrze kamienicy przy placu Zbawiciela. Jedyną nie licząc Weroniki, ale to już inna historia, intymna, której nie warto tutaj poruszać.
Ciekawe czy dzisiaj będzie wolna?

Rozsiadł się wygodnie w fotelu z kubkiem kawy w ręku i przeglądał gazetę. Krytycznie zerkał na swoje stopy uświadamiając sobie, że już czas na pedicure, dłonie też nie wyglądały najlepiej. Praca w szpitalu, detergenty, nic dziwnego, że skóra wysycha a paznokcie staja się łamliwe. Wstał nalać sobie kolejny kubek. Od kiedy zrezygnował z palenia myśl, żeby wrócić do porannego rytuału wracała jak bumerang, papierosy i kawa, czy może być coś bardziej kuszącego? Uśmiechnął się sam do siebie dokonując po raz kolejnych odwrotu od już prawie powziętego postanowienia aby sobie pofolgować, cóż się stanie jeśli zapalę jednego, prawda, że nic?

Był czwartek, miał ustawowo wolne, po dwudziestogodzinnym dyżurze należało się jak psu kość. Normalnie by spał do piętnastej z przerwami na chwilowe przebudzenia, aby za chwile znów zapaść się kuszącą miękkość łóżka. Od kiedy uświadomił sobie parę spraw sen przestał być taki pociągający. Spraw do których jeśli nie musiał, nie wracał. Duch którego widział, sytuacje, których doświadczył tkwiły gdzieś tam z tyłu głowy i wiedział, że gdyby tylko chciał wróciłyby wspomnieniami jeszcze bardziej paraliżującymi. Nie chciał tej niemocy rozmyślania, oddalał je jak tylko mógł. Znał swój umysł, to nie było trudne. Człowiek posiada niezwykłą zdolność adoptowania się do nowych sytuacji i on podjął decyzje, że z niej skorzysta, dlatego nie było sensu wprawiać całej maszynerii w ruch, szczególnie przy porannej kawie, kiedy cały dzień przed nim a dopiero co zrezygnował z papierosa.

Otwarty laptop zapraszał, tym bardziej, że tylko sobie drzemał. Nie lubił długo czekać na rozruch maszyny dlatego prawie wcale jej nie wyłączał. Sprawdził wpisy na swoim ulubionym blogu, przejrzał pocztę i wszedł na Facebooka. Prawie zawsze, co dzień w tej kolejności jeśli nie miał nic innego do roboty a akurat nie miał. Wiadomość od Adama i Marka przyjął nadzwyczaj spokojnie. Była tak neutralnie napisana, że z początku nie dotarło do niego jakie wagi jest naprawdę. Przejrzał sobie profil obu rozpoznając w tych dojrzalszych twarzach swoich znajomych sprzed lat. Zamknął laptop, odruchowo, przecież zawsze zostawiał go w trybie stand by.

Miał cały dzień, żeby się nad tym nieoczekiwanym zdarzeniem zastanowić, miał cały dzień, żeby podjąć decyzję, ale znów potrafił wypchnąć to ze swojej świadomości. Był hedonistą a jako taki nie lubił zadręczać się bez powodu, był też racjonalnie myślącym facetem, więc wieczorem pozwolił sobie tylko na lakoniczne.

Cześć
Zobaczę co da się zrobić. Z Kamilem też się widziałem, niecodzienne spotkanie. Odezwę się i dam znać czy uda mi się wziąć urlop.
Pozdrawiam
Rafał Mizierski


Klikając 'wyślij' wiedział już, że będzie na tym spotkaniu.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 24-05-2011 o 02:02.
Hesus jest offline  
Stary 12-06-2011, 15:16   #5
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
To zabawne, ale kiedy przestajesz żyć, dokładnie kiedy bierzesz do płuc swój ostatni wdech powietrza, zaczynasz dostrzegać ludzi takimi jakimi są, a nie takimi jakimi wolisz ich widzieć. Zupełnie jakby nasze ciała ograniczały percepcję na tyle, że niemożliwym jest zobaczenie prawdy drzemiącej w duszy drugiego człowieka. Mądrzy ludzie nazywają to patrzeniem przez pryzmat własnych doświadczeń/lęków/nadziei. Tak jakby dostrzeganie ich w zachowaniach ludzi z którymi każdego dnia mamy kontakt mogło nam w czymś pomóc. Ja po swojej śmierci zwykłem nazywać to prostackim lenistwem. No bo nikt mi nie wmówi, że uporczywe szukanie nie istniejących cech charakteru wśród napotykanych przez nas ludzi, tylko dlatego, że uporczywie staramy się je w kimś znaleźć, nie zakrawa o parszywe lenistwo.

Nieważne czy błazen z nadwagą wydawał ci się charyzmatycznym wodzirejem czy też tłustą nieudaną kopią Jimiego Carrey'a. Jeśli w wyniku twego osądu wpłynąłeś choć na jedną jego decyzję, zapewniam cię będziesz chciał się napić po swojej śmierci. Ja chciałem. Szczególnie gdy zobaczyłem dumę w Ich oczach kiedy obserwowali skutki naszego wzajemnego zatruwania sobie życia.

Musiało minąć sporo czasu zanim odważyłem się zrobić cokolwiek w Ich sprawie. W końcu to przez nich zginąłem. Pierwsze spotkanie z człowiekiem, który mnie potrącił nie należało do przyjemnych. Nawet tydzień po moim ostrzeżeniu nie potrafił dojść do siebie. Zaczął pić. Przestał dbać o higienę i co najlepsze zaczął nadużywać swojej zdolności. Stał się w niej bardzo dobry, chyba najlepszy z nich wszystkich. Aż żal było patrzeć na człowieka, którym się staje. Z drugiej strony to głównie dzięki niemu udało mi się odegrać na nich wszystkich.

Kawiarnia CafeTram

Głydziak uważał się za szczęściarza mieszkając w Krakowie, głównie za sprawą niezliczonych atrakcji, które sprawiały, że życie w tym mieście nie należało do nudnych i przewidywalnych. Wiadomym było, że jeśli chce się porozmawiać w ciszy z dala od ludzi należy wybrać się do CafeTram w samym środku dnia i to najlepiej w poniedziałek. Żaden szanujący się człowiek nie będzie wszak marnował cennego czasu na jeżdżenie po mieście i oglądanie lokalnych zabytków. Nawet jeśli możesz zjeść najlepszą szarlotkę i wypić całkiem niezłą kawę w cenie 45 zł. (Przejazd wliczony w koszty) to i tak sam pomysł, że stracisz minimum godzinę na powrót w miejsce z którego wsiadłeś zakrawał o szaleństwo.



Nikt chyba bardziej od Adama nie denerwował się myślą o spotkaniu i wymienieniu doświadczeń z ostatnich kilku tygodni. W jego życiu zmieniło się wszystko odkąd Kamil z wyrozumiałym tonem głosu powiedział:
“- Przepraszam za wszystko. Nigdy nie chciałem do tego doprowadzić. To tylko moja wina. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczycie.”

Mężczyzna całe życie obwiniał się za wypadek, który spowodował dwadzieścia lat temu. Teraz kiedy ten sam dzieciak zjawił się w jego mieszkaniu i wypowiedział tych kilka głupich zdań - pogorszył tylko sytuację.

Adam nie zrobił oszałamiającej kariery - nawet nie spróbował. Po skończeniu uczelni, pracował na budowie, imając się najróżniejszych zajęć wymagających tężyzny fizycznej - której defakto w tamtym czasie nie miał. Spał mało, odżywiał się podle i co najważniejsze porzucił swoje ambicje i marzenia.
Odciął się zupełnie od ludzi, których znał przed wypadkiem. Nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Zarabiał tylko tyle by przeżyć.

Czy był szczęśliwy ? Daleko było mu do szczęścia, jakie pragnie osiągnąć przeciętny człowiek. Był za to spokojny, i właśnie tego spokoju brakowało mu najbardziej odkąd Kamil pojawił się ponownie w jego życiu.

Trasa przejazdu kawiarni na torach rozpoczynała się na Placu Wolnica. Adam wszedł do tramwaju jako pierwszy. Usiadł przy stoliku znajdującym się na samym końcu wagonu. Zasłonił czerwone zasłony i czekał na pozostałych aż wejdą do środka. Jedna z kelnerek podeszła do niego i podała menu uśmiechając się przy tym nieznacznie.

Uśmiech jaki zagościł na jej twarzy spowodowany był niczym innym jak wypomnieniem starego wujka, który również miał tendencję do nadużywania alkoholu, ale był jednym z najbardziej uroczych ludzi jakich kiedykolwiek znała. Nawet po pijaku nigdy nie przeklną, nie wpadł w zdenerwowanie. Nigdy nie podnosił głosu na nikogo.

- Osobiście polecam naleśniki po węgiersku, mogę zapewnić, że są jedne z najlepszych w okolicy.
- Dziękuje, ale nie mam ochoty na nic słodkiego. Z przyjemnością napiłbym się jednak mrożonej herbaty.
- Zatem jedna mrożona herbata. Proszę się rozgościć ja zaraz wrócę z zamówieniem.

Drugą osobą, która weszła do tramwaju była Iga, która od razu wyczuła wyraźny zapach alkoholu połączony z męskim potem dawał wrażenie jakby martwy kawał mięsa spoczywał gdzieś w pobliżu. Rozglądając się dookoła ujrzała Adama, który najwyraźniej stanowił źródło owego odoru. Kobiecie zakręciło się lekko w głowie, chwyciła się najbliższej barierki i kichnęła oczyszczając swoje drogi oddechowe, tuż za plecami kelnerki idącej z szklanką mrożonej herbaty. Dziewczyna przestraszywszy się dźwięku rzuciła tacą o podłogę i rozbiła szklankę na milion kawałków.

Adam zmarszczył czoło, opuścił ramiona i wydał z siebie lekki dźwięk zwątpienia. To coś znów się zaczynało. I miał tego po dziurki w nosie.

Rafał i Krzysiek spotkali się zaraz przed wejściem do kawiarni. I po krótkiej wymianie zdań skierowali się do środka.

Tak właśnie zaczynał się dzień 23 czerwca, kiedy to grupa dawnych znajomych odnowiła ze sobą kontakt. Każdy z nich przeżywał w ciągu ostatniego miesiąca swój własny koszmar.

Tej samej nocy kiedy Rafał wysłał wiadomość do Marka przestał sypiać jak normalny człowiek. Ze zdziwieniem stwierdził, że codziennie śni mu się ten sam sen. Choć użycie tego słowa jest jawnym nieporozumieniem. Rafałowi śniło się miejsce. Muzeum - będąc dokładnym. Przestronne wnętrze, wygodne ławki, żadnych tabliczek wskazujących co to mogłoby być za miejsce oraz brak dźwięku w słuchawkach, które miały umożliwiać zwiedzającym poznanie sekretów płócien zawieszonych na kamiennych ścianach. Tak właśnie w skrócie można by opisać to muzeum z perspektywy postronnego obserwatora.

Tate Britain : Art Project, powered by Google

Iga była jedyną osobą, która przy spotkaniu z Kamilem okazała choć trochę zainteresowania jego osobą. Co prawda była kobietą, a jak wiadomo im łatwiej okazywać pewne uczucia, jednak to nie to sprawiło, że młody obdarzył ją zaufaniem. Zobaczył w niej to czego nie widzieli ani mąż, ani przyjaciele a już na pewno nie ona sama.

Zjawiał się przy niej za każdym razem gdy użyła swojej zdolności. Karcący wzrok i odmowne kręcenie głową wskazywało jasno, że nie chce aby szła tą drogą.

Czasami widziała go nawet wtedy kiedy leżała w łóżku z mężem.

Krzysiek odnosił wrażenie, że wszystko co ostatnio działo się dookoła niego było wynikiem złośliwego czarnoskórego starca, który najwidoczniej pojawiał się w każdym miejscu w którym działo się coś wykraczającego po za pojmowanie ludzkiego mózgu.

Raz nawet próbował z nim porozmawiać, jednak gdy tylko podszedł do tego człowieka, ten rozpłynął się w powietrzu pozostawiając za sobą nieprzyjemny zapach spalonego mięsa przemieszany z uryną starych ludzi.

Najdziwniejsze było jednak to, że nikt nie widział tego człowieka oprócz Krzyśka.


 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 15-06-2011, 15:42   #6
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Krzysiek zamarł na ułamek sekundy, ale tyle wystarczało by serce zabiło szybciej.

W tramwaju musiało być przyjemnie. Zasłony w oknach sprawiały zapewne, że nie skupiało się uwagi na tym co na zewnątrz. Oczywiście, kto by chciał to jasne, ale do kawiarenek przychodzi się, by pogadać przy miłym widoku, a nie podziwiać widoki w miłym towarzystwie. Zastanawiał się nad Starcem. Był niemal pewny, że będzie siedział po turecku tuż obok stolika, przy którym będą poruszać nieprzyjemne kwestie. Kto wie, może rozwiąże nawet komuś sznurówki. Może weźmie piórko i zacznie łaskotać? No co? Przecież już dziwniejsze robił rzeczy. Pieprzony dziad.

- Ciekawe jaką mają szarlotkę, byłeś tu wcześniej? - rzucił do Rafała wchodząc pierwszy do jeżdżącej kawiarenki. Na podłodze przy wejściu lśniła mokra plama. Zabłyszczała też nie sprzątnięta kostka lodu.

Starucha nie było nigdzie. Tyle dobrego. Pamiętaj o uśmiechy, powiedział sobie, Starucha nie ma, więc nie musisz się niczym martwić. Tylko, że często nie ma go w jednej chwili, by po dwóch innych chwilach się pojawił. Tak samo, z resztą, jak dzieciak. Kamil Nordzik.

Kamila widział już dawno temu. Wyrzucił go z pamięci. Tak po prostu, jak papierek czy puszkę po piwie. Gdy tylko była szansa, że umysł zaczyna, albo zaraz zacznie zaczynać, o nim myśleć, robiła się biała pauza w umyśle Krzyśka. A po chwili sam sobie narzucał o czym miał myśleć. Przecież ma tyle na głowie. Wszystko się zmieniło, gdy dostał maila od chłopaków. Podświadomość przeważyła. Nie potrafił już tego kontrolować. Twarz Kamila widział w nocy, podczas służby, a nawet przy zwykłym obiedzie w talerzu zupy. Czy powinno go to martwić?

- Cześć wam. - powiedział z opóźnieniem przysiadając się do stolika, przy którym siedziała już Iga wraz z Adamem. - Co u was?

Tak, lakoniczne jak jasna cholera. Ale co miał powiedzieć? Siemka, co u Kamila? Widzieliście go może ostatnio, bo do mnie się nie odzywa, a próbowałem nawet seansów spirytystycznych? A Starucha może? Taki czarny pomarszczony typ, nie dało by się go nie zauważyć. Gdy się do niego podchodzi, robi puff i znika. A, i byłbym zapomniał, chyba nie ma języka, bo nic nie mówi i nic nie odpowiada. Kawał dziada z niego, wiecie?

- Zamawialiście już coś?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 17-06-2011, 00:16   #7
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
23 VI, godz. 11, Cafe tram, na placu Wolnicy. Nie spóźnij się, bo odjedzie, Marek


Cafe Tram?? Co to, do cholery jest cafe tram? Przeczytała po raz kolejny smsa od Marka.
Pieprzony żartowniś. Jak kawiarnia może odjechać? Iga nie była w nastroju do żartów, jednak nudząc się w ekspresie do Krakowa weszła do Internetu.

Tramwaj - Kawiarnia
Chcesz odpocząć przy filiżance kawy, herbaty czy szklance piwa nie tracąc z oczu cennych zabytków Krakowa?
Zapraszamy do jedynej w Polsce kawiarni na szynach!


- Pieprzenie - mruknęła sama do siebie budząc oburzenie dwóch nobliwych staruszek – sióstr jadących na dwutygodniowy turnus w Wieliczce (jak zdążyły jej już opowiedzieć, nie zrażone ostentacyjnym brakiem zainteresowania) - „Nie ma nic lepszego, kochana, na bronchit. Będziemy tam nocować i cały czas wdychać jod. Czyż to nie cudowne?” Iga nie widziała w tym nic cudownego, po pierwsze cierpiała na klaustrofobie, a po drugie – po co siedzieć pod ziemia, jak jodu nad morzem skolko ugodno?
- To nie do pań, przepraszam – mruknęła zażenowana. Nie potrafiła się wyzwolić z podświadomego szacunku do starszych osób.

Od czasu pierwszego spotkania z Kamilem na korytarzu OIK chodziła podirytowana. Irytacja narastała za każdym razem, kiedy się pojawiał. W czasie terapii. Kiedy robiła zakupy w Piotrze i Pawle. Kiedy leżała z mężem w łóżku zastanawiając się, dlaczego pozwala mu się jeszcze dotykać. Opanowanie nerwów przychodziło jej z trudem, nawet sprawdzone metody - zajmowanie się ogródkiem czy przygodny seks – nie pomagały tym razem. Kłopot polegał na tym, że teraz nie był to tylko jej problem – pacjenci, po seansach u niej, też wychodzili poirytowani. Nie sądziła, co prawda (a raczej jej wyszklone mechanizmy obronne nie pozwały jej tak sądzić) żeby fakt, iż ta mała Zuza, zamiast pozwolić jak dawniej być workiem treningowym, tak walnęła swojego faceta, że leżał od tygodnia na intensywnej terapii.
„Mam prawo do swoich uczuć, pani Igo” powiedziała jej ostatnio zaciskając pieści. Iga nawet ucieszyła się, wgląd zawsze był ważny, ale widać Zuza zapomniała, że uczucia nie usprawiedliwiają czynów… szczególnie kilkakrotnego użycia tłuczka do mięsa. Nie do mięsa. Nie do nieżywego mięsa, w każdym razie.

„Weź urlop, Iga” – głos Brunona był stanowczy, ale w jego ciepłych oczach widziała niepokój. „Odpoczniesz”
„Kurwa, Bruno, nie jestem zmęczona!" – rzuciła mu w twarz.
Bruno zacisnął zęby, widziała dokładnie, jak mięśnie szczęk grają mu na policzkach i podniósł dłoń. Zacisnął pięść i zamachnął się. Uderzenie było silne, Iga odruchowo zasłoniła się ramieniem i tylko dlatego odłamek doniczki, którą zrzucił z parapetu roztrzaskując na ścianie zranił ją w dłoń, nie w twarz.
Spojrzała znów w oczy Brunona. Było w nich przerażenie. Facet, który pacjentki uwielbiały za jego męską łagodność , który nawet pszczoły łapał do szklanek i wypuszczał za okno, zamiast użyć służbowej patki… Kamil stał obok Brunona i kręcił smutno głową.

Wzięła urlop i wyjechała. Źle spała w nocy, pociąg toczył się przeraźliwie wolno, ale nie lubiła zabierać samochodu na długie trasy.

Na plac Wolnicy dotarła kilka minut przed 11. Weszła do tramwaju, Marek (? – nie widziała twarzy) siedział w kącie, roztaczając wokół zapach przebalowanych nocy. A raczej smętnych poranków. Nagle zakręciło się jej w głowie, zachwiała się i przytrzymała barierki. „Zmęczenie” pomyślała i kichnęła. Przestraszona kelnerka upuściła tacę, Iga wyminęła ją i podeszła mężczyzny. Tak bardzo przypominał mężów jej pacjentek…. Dawno już nauczyła się nie osądzać sprawców. Inaczej nie dało się z nimi pracować.

- Kretyńskie miejsce – powiedziała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 19-06-2011, 02:35   #8
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szelest pościeli i wygodne miękkie łóżko. Koniecznie duża, puchata poduszka pod głowę, ręka wędruje pod nią po prześcieradle. Na boku zasypiając myśli wędrują pod czaszką niepotrzebnie, ale widać tak już musi być. Pierwsza, żal, Weronika nie mogła przyjść tego wieczoru, och jaki żal, wywołujący aż uśmiech na spragnionych wargach, dreszcz straconych wrażeń, oj działoby się. Uśmiechnął się lubieżnie podkulając kolana, moszcząc sobie posłanie tuż przed zapadnięciem w sen. Był tak blisko. Druga, cóż to takiego czeka Mizierskiego w tym Krakowie? Jutro do pracy, ciężki dzień się zapowiada, mnóstwo papierkowej roboty jak to zwykle bywa kiedy zostawia się to sobie na po wolnym. A co jeśli potwierdzi się? Właściwie co? Widzieli go przecież, ale czy na pewno o to samo chodzi? Potem już seria wyobrażeń, spotkania, rozmowy, jak zwykle chybionych kiedy roi się sobie coś co jeszcze do tej pory nigdy nie miało miejsca. Do tego, wiadomo, zwyczajnie, co robią, jak wyglądają naprawdę? Mają pewnie rodziny, dzieci, żony, wszystko co się już powinno mieć. Tylko on, nieudacznik. Do cholery, skończ z tym samoumartwianiem. O wiele lepiej gdyby była tu Weronika. A w sumie dla czego nie znajdzie innej. Nie dziś, następnym razem, teraz już spać.

Obudził się nagle, jakby wyrwany z najgorszego koszmaru. Oddychał miarowo przyzwyczajając oczy do ciemności. Powoli rozpoznawał swoją sypialnie, kontury znanych kształtów wyłaniały się z mroku. Czemu właściwie tak zareagował, przecież nie śnił niczego co mogło uchodzić za straszne czy niepokojące. Może ta realność, ta świadomość, że zasnął i jest gdzieś indziej. Śniąc był świadomy tego, że śni, lub że zasnął i już nie jest tam tylko tu, gdzie indziej zupełnie niż był przed chwilą. Nie miał bladego pojęcia ani tam ani po przebudzeniu co o tym myśleć. Zdawał sobie sprawę, że umysł potrafi płatać takie figle, ale na miłość boską czemu jemu? Pierwszej nocy nie wiązał tego z przypadkami, które zdarzały mu się na jawie, ze skokami, przeskakiwaniem czasu, powrotem do sytuacji sprzed. Nie czas, żeby to tłumaczyć, ważne było, że pierwszy sen zasiał w nim ziarno autentycznego przerażenia tym, że pozbawiono go kontroli. Pozbawiono? Kto? Ten dzieciak? A jednak powiązał to z Nordzikiem. To już nie był głupi dowcip z akademika kiedy budziłeś się po ostrej imprezie wprawdzie w swoim łóżku, ale wystawionym na środku ronda przed budynkiem gdzie miałeś swą bezpieczną przystań. Było na odwrót, zasypiałeś i nagle jesteś w obcym miejscu, w jakimś muzeum pośród eksponatów. Co robisz? Stoisz jak wryty i rozglądasz się zdziwiony i zdenerwowany. Nikogo wokół, to dobrze, ale gdzie ja do cholery jestem? Decydujesz się zrobić krok i orientujesz się że działasz zupełnie racjonalnie i jesteś świadom, możesz powodować swoimi ruchami i wiesz, że to nie sen, że na prawdę jesteś w jakimś pieprzonym muzeum, którego w życiu na oczy nie widziałeś. Rozpoznajesz tylko koszulę którą masz na sobie reszta ubrania jest zupełnie nieznana, buty, spodnie wszystko nie twoje tylko koszula, którą lubisz i zakładasz tak często jak to tylko możliwe. W kieszeniach spodni jakieś kartonowe pudełko i zapalniczka. West light, przecież rzucił. Drewniany parkiet, marmury wokoło i światło odpowiednie, w sam raz. Zwiedzasz? Może i tak, gdybyś miał na to czas i chęć, ale po chwili budzisz się jakby wyrwany z najgorszego koszmaru. Oddychasz miarowo przyzwyczajając oczy do ciemności.

Cały dzień miał kłopoty z koncentracją. Zasnął nad ranem kiedy ptaki budziły się do życia a słońce nieśmiało zaczęło wyglądać zza horyzontu. Tuż po ostatnim papierosie spalonym w oknie. Przyglądając się szaremu, budzącemu do życia miastu. Ostatni wędrowcy wracali do domu, pierwsi bohaterowie dnia codziennego szli w ciszy do swoich miejsc pracy. Zostawił otwarte na oścież i legł w łóżku, nie miał sił na obawy, zasnął.

Kolejnej i kolejnej oraz następnej nocy sen wracał jak bumerang. To samo miejsce w tym samym ubraniu w tych samych okolicznościach. Muzeum. Odważył się ruszyć dalej niż poprzednim razem, za każdym dalej, czas jego obecności zauważalnie się wydłużał a umysł przyzwyczajał się do tej niezwykłej sytuacji. Trzeciej czy czwartej nocy mimo, że się zwyczajowo i nagle budził potrafił jednak napowrót zasnąć. Zmęczenie czy poczucie obowiązku? Nie zniósłby kolejnej nieprzespanej nocy a i sytuacja rozwijała się spokojnie. Jego nocne eskapady ograniczały się do tego, że szukał informacji o miejscu, chciał kilka razy wyjść na zewnątrz ba zapragnął nawet kogoś spotkać co było ryzykowne z definicji. Dosyć szybko zorientował, że okna się nie otwierają a drzwi są zaryglowane czy zamknięte na zamek. Dopiero ostatniej nocy, tuż przed wyjazdem do Krakowa postanowił przyjżeć się obrazom. Był w końcu w muzeum, próbował wszystkiego żeby się wydostać. Raz nawet wpadł na pomysł, że może ból wyrwie go z tego stanu. Nie wyrwał, a ręka krwawiła także po przebudzeniu. Utwierdził się przynajmniej, że nie fisiował, albo już tak odleciał, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.



Zasiadł na wygodnej ławeczce przed obrazem. Wybrał pierwszy z brzegu. Nie był koneserem sztuki, rzadko z nią obcował, ale teraz oglądając arcydzieło w samotności zachwycił się jego pięknem, precyzją wykonania i głębią im dłużej się wpatrywał. Więcej nie zdążył, był tam i tak długo, z godzinę zapewne. Dziwne, bo tej nocy się nie obudził. Przyśniło mu się coś innego, jakieś działki na przedmieściach, krzaki w które się zaplątał i pies. Dziwne. Rano wstał i zamówił taksówkę na dworzec.

W pociągu wertował kwartalnik Medyczny. Kilka ciekawych artykułów o kriomedycznej chirurgii, jakiś wywiad z profesorem PAM na temat zastosowań starego leku w nowoczesnej terapii onkologicznej słowem podróż minęła szybciej niż się spodziewał. Szybko zawiózł podręczny bagaż do hotelu i tą sama taksówką kazał się zabrać na plac Wolnicy. Kraków piękny jak zwykle, zostanie na dzień dwa, żeby odświeżyć wspomnienia, tymczasem konfrontacja. Tak to chyba traktował, jako konfrontację przeżyć, spostrzeżeń. Nerwy przed spotkaniem brały górę nad zaplanowanym spokojem i luźnym podejściem.

-Część co u ciebie? - mogło zabrzmieć sztywniacko, kiedy mówi to ze ściśniętym gardłem. Po prawdzie miał ochotę zapytać, ty też widziałeś Nordzika? Nie zapytał.
W odpowiedzi usłyszał tylko uwagę o szarlotce, nie miał pojęcia, że to miejsce mogło z tego słynąć, co go to w ogóle obchodziło.

- Byłeś tu wcześniej?


Pokiwał przecząco głową, czuć było napięcie, nie tylko z jego strony. Wkroczył za Krzyśkiem do wagonu. Ciemno i duszno, rozpiął guzik koszuli pod szyją. Czuł się asekurowany przez Przystalskiego, szedł przed nim, pierwszy się przywitał wystarczyło tylko powielać jego gesty. Odetchną zasiadając na wygodnym krześle i przyjrzał się twarzom ludzi przy stoliku. Uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie wspólnie spędzonych chwil, zapragnął po prostu pogadać, zapytać co u nich? Jak żyją, gdzie pracują, czy widują stare mordy z akademika, ale od razu wydało mu się to naciągane. Krzysiek wyręczył go aż nadto oczywistym pytaniem.

- Co u was?

Przez chwile wpatrywał się niego nie wiedząc co właściwie odpowiedzieć. Następne pytanie było łatwiejsze i właściwie nie skierowane do niego.

- Zamawialiście już coś?
- To może po browarku?
– zaproponował – mam nadzieję, że nikt nie przyjechał samochodem - Nie czekając na reakcję zawołał kelnerkę.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 27-03-2012 o 02:18.
Hesus jest offline  
Stary 22-06-2011, 21:00   #9
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
- Zabawne, kiedyś mógłbym przysiąc, że uznałabyś taką kawiarnie za klimatyczną wręcz uroczą.

Rojma z przyjaznym uśmiechem na twarzy skomentował uwagę Igi, kiedy ta dosiadła się do stolika.

Powoli wszyscy wsiadali do tramwaju wymieniając tradycyjne neutralne uprzejmości. Ile razy w naszym życiu słyszeliśmy już - Cześć, co słychać? Ta najpowszechniejsza forma rozpoczynania rozmowy - gdy nie masz najmniejszego pojęcia o czym mógłbyś rozmawiać z drugą osobą ,
bądź jak zacząć temat o który Tobie tak naprawdę chodzi - i w tym przypadku przełamała pierwsze lody.


Wezwana przez Rafała kelnerka, podeszła z menu do stolika, podała każdemu po egzemplarzu by po chwili przyjąć od zebranych osób ich zamówienia.

- To niepodobne do Głydziaka, że jeszcze go tu nie ma. - Rojma z wyraźnym niepokojem spojrzał na zegarek, który wskazywał pięć minut do jedenastej. Mężczyźnie zostało niewiele czasu do wyjazdu.
- Chyba Jolka nie zatrzymała go siłą w domu - parsknął śmiechem na samą myśl.
- Podobno jak dowiedziała się o tym, że dzisiaj spotka się z Tobą - spojrzał rozbawiony na Igę. - Kazała mu wyszukać wszystkie Twoje zdjęcia, chciała się upewnić, że nie stanowisz dla niej żadnego zagrożenia. Moje podejrzenia, że za czasów studenckich ten gnojek żywił do ciebie sprośne uczucia może nie były aż tak do końca bezpodstawne.

Iga nie zdążyła odpowiedzieć na typowo męski komentarz Adama, gdyż jej uwagę przyciągnął hałas zza jej pleców.

Tuż przy wejściu zobaczyła Marka podtrzymującego się pokracznie jednej z poręczy. Mężczyzna poślizgnął się o leżącą na schodach kostkę lodu, niesprzątniętą przez żadną z pracujących w tramwaju osób. Jak się okazało, na dzisiejszej zmianie pracowała nowa młoda kelnerka,
niewyróżniająca się zbytnio spostrzegawczością i ominęła ją wycierając niedawną plamę.

W wyniku uderzenia przez Marka dłonią o poręcz, z sufitu spadł gwizdek na drewnianą podłogę. Zaciekawiony Marek sięgnął po niecodzienny przedmiot i z wyraźnym zdziwieniem wsadził go do kieszeni.

- Zamówiłem ci dużego Lecha. - Odezwał się serdecznie Rojma do Marka, co mogło i zapewne wzbudziło zdziwienie kilku siedzących obok niego osób. Mężczyzna zachowywał się wobec dawnego wroga niczym stary dobry kumpel.

- Dzięki, zaczęliście już beze mnie czy nic mnie na razie nie ominęło ?
- Na razie nic nie ustaliliśmy - powiedział do kolegi, który przybliżał się w kierunku siedzących znajomych. (Miał na sobie, nową lnianą koszulę i dobrze leżące letnie spodnie, rozchodził się wokół niego przyjemny zapach perfum - co od razu zauważyła Iga.)
- Zrób coś dla mnie i wywal to co przed chwilą wziąłeś z podłogi. Nawet nie chce wiedzieć co to jest, ale wiem, że będą przez to tylko same problemy.

- Masz na myśli ten gwizdek ?


Marek wyjął mały przedmiot z kieszeni, pokazując wszystkim dookoła. Rojma chwycił go z dłoni kolegi, i wyrzucił przez okno na ulicę. Drzwi tramwaju zamknęły się, pozwalając motorniczemu ruszyć w trasę.

- Tak ten. - Adam odpowiedział krótko na pytanie.
- Znalazłeś go tylko dlatego, że kilka minut temu Iga przestraszyła kelnerkę i ta rozlała na podłogę zamówioną przeze mnie mrożoną herbatę. Chyba nie uważasz się za ślamazarę i to potknięcie przy wejściu nie uznasz za wyraz swojej zaawansowanej osteoroporozy? A sam gwizdek mnie nie interesuje, nie mam ochoty dowiedzieć się do czego on służył ani tym bardziej do kogo on należał.

Adam wziął głęboki wdech i dokończył swoją myśl.

- Moja osoba inicjuje na pozór prawdopodobne zdarzenia aby w nich wyniku uzyskać przewagę losu w życiu. Inaczej tego opisać nie mogę. Z tego co przeżyłem do tej pory, to ten gwizdek mógł należeć nawet do piekielnie bogatej, młodej laski szukającej przygodnego seksu z włóczęgą bądź bezdomnym. Sami wiecie, że są różne zboczenia.

Rojma zasłonił zasłonkę, tak aby oddzielić się jak najszybciej od przedmiotu, który w jego mniemaniu mógł nieść ze sobą kolejną na pozór nieprawdopodobną przygodę.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 25-06-2011, 13:34   #10
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- A od kiedy zniechęca cie wizja młodych, napalonych na ciebie lasek? – zapytała Iga sarkastycznie. Nie takiego Adama pamiętała, zdecydowanie nie takiego… Kilka lat minęło, możliwe, że aż tak się zmienił?

- Seks daje zbyt dużą frajdę, a już dawno obiecałem sobie, że prędzej skonam niż będę szczęśliwy. Mam ci przypomnieć kto wtedy prowadził ?

- Przez 20 lat nie poradziłeś sobie z poczuciem winy? I co, sądzisz, że umartwiając się odwrócisz to, co się stało?

- Pewnie, że nie, ale od tamtego dnia, nie mogę spojrzeć w lustro. Widok mojej gęby sprawia, że mam ochotę przypierdolić sobie w twarz. Nie mieliśmy pewności, że dzieciaka nie można było uratować. Nikt z nas nie wyszedł sprawdzić co się z nim stało. A gdyby można go było uratować ?

- Nie wiemy tego. Nie da się cofnąć czasu, trzeba skupiać się na tym, co jest dziś - Iga miała naprawde silne mechanizmy obronne - Dzieciak miał pecha i tyle.

- A taki typ jak ja nie zasługuje na farta w życiu, nie wiem czemu teraz mam go aż nad to.

- A ty ? Co potrafisz ?


- Co potrafię? Gotować, pracować ze sprawcami przemocy i jestem naprawdę dobra w łóżku – przemknęło Idze przez myśl a głośno powiedziała - - Mnóstwo rzeczy, jestem psychiatrą ... ale nie o to pytasz, prawda? To pojawiło się niedawno. Jestem jak popsute lustro - Wzmacniam emocje innych, zamiast je odbijać.

- Wzmacniasz ? – strach w głosie Adama był wyraźnie wyczuwalny, nachylił się w stronę kobiety – owioną ja zapach przetrawionego alkoholu ... i jakies wspomnienie. Czegoś. Dawno temu. Cofnęła się. - A możesz je też wyciszyć ?

Iga przygryzła wargę.
- Nie wiem

- Jeśli chcesz możesz spróbować tego na mnie. Żyje z wyrzutami sumienia prawie 20 lat, a przy tym moim farcie, niech mnie cholera strzeli jeśli ci się nie uda.

Iga zawahała się.
-Jeśli mi sie nie uda, to prawdopodobnie będziesz się czuł jeszcze bardziej paskudnie..- powiedziała powoli, z namysłem – jedna moja pacjentka skoczyła z dachu czteropiętrowego budynku… a starałam się tylko uwolnić ją od poczucia winy i krzywdy . Nadal jesteś pewien, że chcesz spróbować?

- Nie mam nic do stracenia
– determinacja przebijała z głosu Adama. Po raz pierwszy znów zobaczyła tamtego faceta: pewnego siebie, pana świata. Byli tak do siebie podobni…. Wtedy 20 lat temu… wróciła do tamtej nocy, pamiętała jego rękę na swoim kolanie zanim.. – otrząsnęła się ze wspomnień.

- Dobrze więc – powiedziała.
Spojrzała Adamowi w oczy i dotknęła go. Zaczeło się.. chyba
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 25-06-2011 o 13:47.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172