Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 16:06   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[Steampunk]Perła w koronie Imperium

Opowieść czas zacząć. Opowieść z czasów gdzie historia i nauka potoczyły się nieco inaczej.




Londyn, stolica Wszechimperium Brytyjskiego A.D. 1840


Do centrum świata polityki i finansjery jaką był Lodnynu w połowie XIX wieku, dochodziło wiele różnych wieści. Tak ważne jak przepychanki mechów na granicy Turcji i Wielkiej Rosji, czy też kolejny zamach bombowy w Paryżu. Jak i te tak mało ważne, jak perypetie miłosne niemieckich hrabianek z Pruso-Austrii. Londyn był centrum sieci telegraficznej otaczającej większość świata swymi metalowymi nićmi. I wszystko co było plotką w] każdym zakątku globu, stawało się nowinką na salonach i na ulicach Londynu.
Potęga gazet, roznoszonych przez małych gazeciarzy powodowała, że nawet robotnicy portowi mogli wiedzieć co się dzieje w świecie.


O ile mieli pensa na zbyciu i umieli czytać.
Obecnie nowiną numer jeden było zaginięcie George’a Edena wedle informacji jednych tytułów (głównie The Daily Telegraph), lub jego tragiczna śmierć jak twierdziły inne gazety (The Times oczywiście). Ta informacja nie bez powodu elektryzowała londyńczyków George Eden pierwszy hrabia Auckland był Gubernatorem Generalnym i wicekrólem Indii. Tacy ludzie nie giną bez śladu. A jednak nie wiadomo było zbyt wiele o zaginięciu gubernatora Edena, poza tym, że zaginął podczas polowania na tygrysy.
Doprawdy intrygujące, nieprawdaż?
Wszak Wicekról Indii nie jest poślednim właścicielem ziemskim. Nad jego bezpieczeństwem czuwa jedna z najlepszych armii świata. A jednak ta armia zawiodła i to w prowincji uznawanej na całkiem spacyfikowaną i bezpieczną. Nie był to wszak Paryż, Alexandria czy też York, w których to działali antymonarchiści i skrajne odłamy secesjonistów.
Indie były raczej spokojnym miejscem w którym Wicekról rządził metodą kija i marchewki. Za pomocą obietnic i gróźb szczuł na siebie nawzajem miejscowych maharadżów i podporządkowywał ich swojej władzy za pomocą łapówek i przemarszów wojska.
Co prawda sir George Eden ponoć przedkładał kij nad marchewkę, ale mimo to zdawał się trzymać maharadżów w szachu. Zrobił sobie wroga jednak z organizacji, z którą w Indiach nie warto było zadzierać. Stał się wrogiem Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej.
Cóż... Każda osoba choć odrobinę obeznana z polityką Wszechimperium wiedziała o olbrzymich zyskach jakie Kompania ciągnęła z perły w koronie imperium, jaką były Indie. Wielu uważało, że zbyt duże. A byli i tacy co wyrażali swe niepochlebne opinie zbyt głośno. Wśród nich był też George Eden.
Jakież więc było zdziwienie, że wbrew sugestiom przedstawicieli kompanii na dworze, to właściwie Edena mianowano wicekrólem Indii.
Nic dziwnego, że podczas swych rządów w Indiach Eden toczył zakulisową wojnę z Kompanią, zwłaszcza o wpływy na dworach maharadżów.
Nic dziwnego, że jego zaginięcie było temu monopoliście na rękę. Ale podejrzenia to za mało.
Bo choć Indie były o wiele spokojniejsze od kolonii brytyjskich w Ameryce, to i tam działały organizacje wrogie Brytyjczykom. A ostatnio Rosjanie otworzyli w dwóch największych miastach Indii swe ambasady.
Wielka Rosja bowiem była od czasu zmiażdżenia napoleońskiej potęgi jedynym konkurentem Wszechimperium Brytyjskiego do światowej dominacji.
Ale takich rzeczy nie omawia się przy five o'clocku z dawno nie widzianą przyjaciółką, prawda?
Lady Charlotta Edens niedawno wróciła z Paryża i siedziała przed Arabellą w swej różowej sukni odsłaniającej ( o zgrozo !) ramiona. W dodatku materiał wydawał się być lekko przeźroczysty.


Może w dekadenckim Paryżu tak wyuzdane stroje byłyby na miejscu, ale nie w pruderyjnym Londynie! A w każdym razie nie na oficjalnych przyjęciach. Niemniej Charlotta musiała się pokazać Arabelli w tej kreacji. A podczas podwieczorku opowiadała o Paryżu: mieście świateł, mieście które nie zasypia. Paryż był miastem kabaretów, miastem teatrów ale też i miastem rozpusty i hazardu. Paryż był miastem do którego ściągała cała złota młodzież Europy by posmakować wszelkiego rodzaju rozrywki, w tym i zakazanych rodzajów rozrywki.
Lady Charotta była tym miastem zachwycona i opowieściami, o tym: ile to przedstawień widziała, jakich to młodzieńców poznała i ile serc złamała... Opowieściami tymi zasypywała Arabellę, przy okazji pytając o to co się działo w starym dobrym Londynie.
Pytała o przedstawienia, o rozrywki, o nowe okazy w ogrodzie zoologicznym. O to kto urządza przyjęcia w tym sezonie, o interesujących ją młodych gentelmanów, oraz o to ile liścików miłosnych dostała w tym miesiącu młoda panna Fogg...i od kogo.
Jednym słowem dwie dziewczyny plotkowały nad herbatkę, jak to dobrze urodzone i dobrze wychowane młode panny mają w zwyczaju.
Tę sielankę przerwało wejście starego lokaja Jonathana. Skłonił się przed oboma kobietami i rzekł. – Panie wybaczą, ale w drzwi zapukał gołąb pocztowy. Z wiadomością do panny Fogg.
-Ciekawe od kogo? Przynieś go natychmiast Jonathanie.-
rzekła Charlotta. Lokaj się skłonił i wyszedł. A Arabella przywołała do siebie sporego kocura Melchiora , który niemal zawsze jej towarzyszył. Co prawda gołębie pocztowe były automatonami, ale były też bardzo podobnymi do oryginałów. Przez co czasem były atakowane przez koty.
Wkrótce Jonathan przybył z owym gołębiem...


I Arabella rzekła.- Arabella Fogg.
Ptak bowiem identyfikował głos i stwierdzeniu zgodności, metalowa skrzyneczka się otwierała i wypadał liścik. Po czym mechaniczny ptaszek odfruwał z powrotem do nadawcy.
Tak było i tym razem. Niewielki liścik trafił do dłoni Arabelli, a niecierpliwa Charlotta poszturchiwała pannę Fogg.- Od kogo to? Któż się odezwał? Czytaj na głos.
I Arabella nie miała wyboru. – Droga lady Fogg. Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i spożyła dziś ze mną kolację w restauracji hotelu Avondale ? Z wyrazami szacunku Sir Roger Macintaire.
-Jakie to odważne i nieprzyzwoite. Bo czemu akurat hotelowa restauracja?-
Charlotta od razu zaczęła snuć domysły, by po chwili zmienić swą wypowiedź na romantyczne gdybanie wypowiedziane pełnym ekscytacji tonem głosu.- Musi być niezwykle odważny i przystojny ten sir Macintaire. Pewnie ma posągowe oblicze, śniadą cerę, przenikliwe spojrzenie i gęste ciemne włosy.-
Podczas tego opisu Arabella starała się tłumić chichot, by wreszcie wybuchnąć śmiechem dodając.- I gęstą siwą brodę.
Następnie starając się opanować atak śmiechu dodała.- Sir Roger Macintaire jest starszy od mego ojca. To... przyjaciel rodziny.
Na twarzy Charlotty pojawiło się rozczarowanie. Ona jednak wolałaby, gdyby Macintaire okazał przystojnym i zuchwałym młodym lordem.
Westchnęła smutno i spytała już spokojnym głosem.- To czego ten Macintaire od ciebie chce?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-09-2010 o 22:06.
abishai jest offline  
Stary 23-08-2010, 18:48   #2
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Czarny, duży kiciuś z srebrną obróżką na szyi skoczył na kolanka swojej pani. Jak na dobrze chowanego kiciusia przystało nie poplamił jej turkusowo-zielonkawej sukni swymi łapkami ani nie rzucił się na mechanicznego skrzydlatego listonosza (który już wszakże zniknął).

- Od kogo to? Któż się odezwał? Czytaj na głos - nalegała przyjaciółka. W jej oczach tańczyły iskierki: widać zatem było, jak bardzo ją ta wiadomość zaciekawiła.

Belcia widziała ożywienie w sytuacji. Choć sama przestrzegała zasady, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to w tym wypadku zaintrygowanie Charlotty zrozumiała, choć zaiste to "Hinduskę" winno wręcz miotać z niecierpliwości, a nie inaczej. Natomiast wówczas ciemnooka Arabella delektowała się jeszcze indyjską herbatką, bez której five o'clock'u sobie nie wyobrażała. Tak dla podkreślenia nostalgii dla Indii, w których posiadała korzenie. Jeszcze tylko odrobina mleczka dla podkreślenia smaczku napoju.
Tak, indyjska herbata i herbatka o piątej - nic lepiej nie mogło zaakcentować osobowości adresatki, wliczając w to egzotyczną urodę: ciemne, prawie że czarne włosy opadały kaskadami na ramiona, oliwkowa cera, zielone oczy - ładnie rozstawione, pełne usta oraz prosty nosek.
Po prostu czyste equilibrium matki. I nieco z ojca, bo karnacja nieco jaśniejsza od tej, którą posiadają ludzie z Indii i coś w oczach było z sir Fogg’a.
Dodać do całości zielono-turkusową, nieco skromniejszą suknię z bufiastymi rękawami, oczywiście zasłaniającą ramiona oraz biżuterię w uszach i na szyi [tj. kolczyki i naszyjniki] oraz nieco angielskiej skromności (?). I tak oto powstaje...

Droga lady Fogg.
Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i spożyła dziś ze mną kolację w restauracji hotelu Avondale? Z wyrazami szacunku ~Sir Roger Macintaire


Co sir Macintire’owi tak nagle uwzięła się propozycja na kolację? Co się stało?
Kolacja z owym dostojnikiem raczej nie należała do codzienności.

- Sir Roger zazwyczaj nie urządza ot tak nagle kolacji w takim hotelu, i to w dodatku niby z uprzejmości. Coś musi tu nie grać... - ciemnowłosa i zielonooka nie kryła swoich zastanowień. - Coś musiało się wydarzyć...
- Może...chce ci się oświadczyć. -zażartowała Charlotta, po czym naśladując niski męski głos dodała. - Och panno Fogg, muszę panience wyznać iż kocham panią nawet bardziej od mej siwej brody i łysego jak kolano czoła. Przekupiłem już twych rodziców moimi złotymi zębami i zgodzili się na nasz ślub. Pobierzmy się już teraz - Po czym wybuchła śmiechem.
- Jeszcze nie teraz. Zapomniał pan o przekupieniu ich swoją srebrną brodą - wcześniej śmiała się do rozpuku wraz ze swoją koleżanką. Później Arabella dodała ironię.

Kotek zamiauczał. W końcu podjudzony przez głód sprytnie strącił łapką jedną kanapkę z porcelanowego talerzyka, a raczej sprawił, że smakołyk odrzuciło w powietrze i wylądował prosto do pyszczka kocurka. Zwierzątko zlazło z kolan swojej pani i usiadło sobie kulturalnie z daleka od perskiego dywanu, żeby go nie brudzić.
Tak, to był mądry kotek.
- Niegrzeczny Melchiorek - zacmokała pieszczotliwie na swego pupilka. - Ale będą z niego kiedyś ludzie.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 23-08-2010, 19:02   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Liścik od sir Macintaire’a stał się zabawką Melchiora, gdy obie młode damy nadal plotkowały o tym i owym. Londyn był miejscem wielu imprez towarzyskich, o których Arabella już wiedziała. Natomiast Charlotta chciała się wywiedzieć.
Po herbatce dziewczęta poszły na górę, by Charlotta mogła zaprezentować przyjaciółce swe zdobycze. Szykowne i piękne suknie wprost od krawców z Paryża.


Trzeba przyznać że Charlotta umiała dobrać strój. Odważny dekolt i czarna koronka niewątpliwe sprawią iż kilka statecznych matron zemdleje na widok Charlotty w czymś takim. Jednocześnie nie można panny Edens oskarżyć o łamanie dobrego obyczaju.
Co prawda w Paryżu kobiety chodziły w bardziej wyuzdanych strojach, a o których Charlotta opowiadała z wypiekami na twarzy. Zresztą opowiastek o „Perle Niemoralności” jaką był Paryż panna Edens znała wiele.
Wszystko co miłe kiedyś się kończy. Także i herbatka u Charlotty dobiegła końca. A do kolacji z sir Ricardem zostało już niewiele czasu. Bo tylko pół godziny było do spotkania z sir Rogerem. Na szczęście Charlotta podobnie jak Belcia, mieszkała na Piccadilly Circus.
Więc panna Fogg pokonywała drogę do domu na piechotkę, a koło niej szła puchata kocia kulka zwana Melchiorem.
Był przyjemny wiosenny wieczór...Belcię mijali dżentelmeni i damy. Po drodze przemieszczały się dorożki i automobile. na pobliskim skwerku, sprzedawca śpiewnych głosem zachwalał najnowszy swój produkt.


..mechaniczne tancerki.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Sj5gcLDsnRk&feature=player_embedded[/media]

Był przyjemny ciepły wieczór w centrum świata nowożytnego jakim niewątpliwe był Londyn. Docierały tu echa wydarzeń dziejących się w innych częściach świata. Miasto to było bezpieczne, poza jedynie incydentalnymi przypadkami głośnych morderstw.
Londyn był bezpiecznym miastem, dla panny z wyższych sfer ..dla panny takiej jak Arabella Fogg. Pany umiejącej bronić swej czci i swego życia.
No i od domu Charloty, do domu Belci było niedaleko. Zaledwie kilka chwil spacerkiem.
Restauracja hotelu Avondale niewątpliwie była ekskluzywna. oczy przykuwał już sam przepych schodków i ścian hallu wykonanych z białego marmuru z czarnymi żyłkami. Do tego czerwone draperie zwisające spod szerokiego malowany fryzu również malowanego w [/b] tonacji czerwonej. A malunki na nim przedstawiały królową Wiktorię z rodziną. Palarnię wypełniały zdjęcia, pary królewskiej, szlachty. Wśród nich było także zdjęcie ojca Belci, Phileasa oraz stryja Williama na tle upolowanego lwa szablozębnego.
Ale Arabella Fogg nie przyszła to przyglądać się zdjęciom.
Ruszyła więc ku hotelowej restauracji, równie szykownej co pozostałe pokoje Avondale.


I podobnej kolorystycznie tonacji.
Sir Roger Macintaire już siedział przy stoliku. Był to mężczyzna ponad 60-letni, z siwą brodą i spokojnym spojrzeniem.


Ubrany jak zwykle szykownie i gustownie. Ale będąc bogatym posesjonatem, stać go było na najlepszych krawców. Gdy Belcia weszła, wstał i odsunął krzesło by mogła siąść. No i oczywiście powitał ją pocałunkiem w dłoń. Mimo że z racji wieku, sir Roger nie musiał zachowywać w ten sposób, to jednak stary gentleman nie potrafił łatwo zmienić nawyków. -Cieszę się panno Fogg, że przyjęła pani moje zaproszenie. Rodzina mam nadzieję, zdrowa?- spytał sir Roger neutralnym tonem głosu, gdy kelner podał obojgu karty dań.
Roger swoją chwycił prawą dłonią, lewą starając się ukryć. Robił to nieświadomie i odruchowo, odkąd Arabella sięgała pamięcią.
Lewą dłoń zastępowała mu mechaniczna proteza, której podświadomie się wstydził.
Arabella przejrzała kartę...

Cytat:
Canapes a la Russe.
Petite marmite. Bisque d’écrevisses.
Turbotin. Sauce mousseline.
Volaille Derby.
Selle d’agneau Richelieu.
Bécassines rôties.
Salade.
Asperges vertes.
Bombe Martinique.
Ananas glacés.
Petits fours.
Soufflé Viennois
...i zamówiła wybraną potrawę. Podobnie zrobił sir Roger.
I gdy kelner oddalił się, dziewczyna i starzec zaczęli niezobowiązującą rozmowę, na tematy społeczno polityczne. Sir Roger był aktywnym członkiem frakcji rojalistów, choć... była to tylko część jego aktywnej działalności.
Dopiero, gdy posiłek został przyniesiony i kelner oddalił się, sir Roger przeszedł do meritum mówiąc.- Panno Fogg. Na pewno dotarły do uszu panienki plotki na temat zaginięcia wicekróla Indii, prawda?
Po tych łowach szybko dodał.- Jej wysokość zaniepokoiła ta sprawa. Urzędnicy tak wysokiej rangi, nie mogą tak po prostu znikać bez śladu. Ta sprawa musi być wyjaśniona. Najlepiej dyskretnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-08-2010 o 19:14.
abishai jest offline  
Stary 23-08-2010, 19:14   #4
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Tak, sir - odparła incognito ciemnowłosa Bella. - To temat jak oliwa do ognia. Pierwsze strony gazet głównie o tym zaginięciu rozprawiały, choć nie tylko prasa, ale też dyskusje ludzi wokół tego tematu często się owijają.
- To prawda... I martwimy się tym co się kryje za zniknięciem wicekróla Indii. A dokładniej, kto... - odparł starzec cicho.

Dla zaproszonej lady Fogg też ta sprawa kryła swoje oblicze, jak wiele innych zaginięć, o których rozprawiało się w gazetach, które te z kolei rozpisywały co prawda wiele spraw, jednak w pewnym stopniu każda kolejna część owego rozłożystego konaru mediów przeinaczała wątki. Każda zniekształcała pewną dozę informacji. Dobrze, że można się podeprzeć o zaufanych kurierów.
Dobrze, że Melchiorek nie każdemu gołębiowi skracał żywot.
Mimo wszystko świetnie, że nie wszystkie gołębie nadawały się do spożycia alboż i popsucia.

- Przypuszczam, że za zniknięciem może stać któreś ugrupowanie antybrytyjskie. Bądź ktoś z przeciwników sir Edena. Biorę też pod uwagę to, że ktoś mógł go uprowadzić.
- Właśnie przeciwnicy...jeśli to kompania wschodnioindyjska, to implikacje z tego faktu wynikające są przerażające. Mamy państwo w państwie. Zwykła kompania handlowa miesza się w politykę.- rzekł poirytowany samą tą wizją starzec. - Dlatego musimy mieć, albo dowody że to kompania, albo pewność, że to nie oni.
- Niekoniecznie kompania wschodnioindyjska musiała za tym stać. Tam też nie brakuje bandytów.

Lśniące ostrze sztyletów u hinduskich tancerek. Panna Fogg nie znała aż tak dokładnie życia osobistego pana Edens’a, by na początek stawiać hipotezę, iż sir rozpuścił się w przyjemnościach. Choć Rosja w interesach też gryzła się z Królestwem Brytyjskim, a pojmanie wicekróla mogło stanowić jeden z na chwile zapomnianych elementów układanki.
- Dlatego też, ktoś musi tam pojechać i ...nieoficjalnie wybadać sprawę. Pomyślałem o tobie panno Fogg - dodał po chwili sir Roger.
- Mnie? - spytała z lekką dozą zdziwienia, acz sprytnie zamaskowaną zaciekawieniem.

Cytat:
Och panno Fogg, muszę panience wyznać iż kocham panią nawet bardziej od mej siwej brody i łysego jak kolano czoła. Przekupiłem już twych rodziców moimi złotymi zębami i zgodzili się na nasz ślub. Pobierzmy się już teraz.
- Idealne zadanie dla osoby dobrze urodzonej, zważywszy na środowisko w jakim trzeba będzie działać. - sir Roger spojrzał na dziewczynę z wyraźnym zdecydowaniem w spojrzeniu. - Nie wspominając o tym, że jest panna pół-hinduską obeznaną nieco w kulturze tego ludu. Indie...to klejnot Wszechimperium, podstawa kolonialnej potęgi. Dlatego też... musimy działać ostrożnie. Jej wysokość królowa Wiktoria i ja cenimy twego ojca i uważamy, że... jego córka z pewnością poradzi sobie z tak delikatną misją.

Delikatna panienka do delikatnej misji. A może pod warstwą jedwabiu i aksamitu ta sprawa kryła w sobie ostre kolce?

- Mogłabym zbadać tą sprawę...

- Królowa niewątpliwie byłaby wdzięczna za zaangażowanie. - odparł sir Roger, splatając dłonie razem. - To kiedy panno Fogg, mogłaby panna wyruszyć do Indii?
- Jeśli większe sprawy mi nie zawadzą, to za cztery dni wyruszę. Wtenczas nieco spraw muszę przemyśleć. Niemniej jednak skoro sir Edens zaginął podczas polowania, to wolę nie myśleć o gorszej wersji odnośnie jego dalszego losu - odparła ściszonym głosem. - Przydałoby się jakoś kontaktować z RGS, sir, i to taką sposobnością, żeby wiadomości nie dało się przechwycić.
- Podam ci listę kontaktów na całej trasie. Najlepiej nie korzystać z kanałów, które ktoś mógłby kontrolować.- rzekł sir Roger konspiracyjnym tonem głosu.- Wierni Wszechimperium ludzie,przekażą informacje do mnie bezpośrednio.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu przyszło poważniejsze zlecenie. Nie była to kolejna robota związana z przyłapaniem gangu zajmującego się przemytem psychotropów i miotaczy, a jeśli w rachubę wchodziło zaginięcie, to nie jakiegoś tam zjadacza chleba, a osoby wysoko postawionej. Co do tego zadania Arabellę gryzły pewne wątpliwości. Sir Edens'a porywacze mogli wszędzie uprowadzić. Albo nawet zabić.
W tym momencie dama powróciła do obiadu. Wówczas przemyślała jeszcze przyczyny oraz osoby, które mogły wejść w tą paskudną sprawę. Sir Edens’owi bowiem przeciwników nie brakowało, tego nie dało się ukryć. Może szczególnie któremuś z maharadżów się naraził? Może to thugowie go pozbawili życia? A może to agenci ze strony rosyjskiej maczali w tym (krwi?) palce? Czy ktoś z doradców wbił mu nóż w plecy?
Coraz więcej pytań, a mniej pewności i jednoznacznej odpowiedzi.

- Obawiam się, sir, że będzie ciężko o pewność w Indiach. Tam ugrupowaniom wrogim Wszechimperium ilość wtyk się mnoży jak szczurów. Mam też teorię, że ktoś anulowanie sir Edens’a dawno mógł zaplanować, ktoś, kto - prawdopodobnie - znał zwyczaje pana Edens’a. Zaginięcie podczas polowania na tygrysy to świetna maska, za którą można wszystko ukryć, między innymi porwanie czy nawet zabójstwo - rzekła poważnym głosem Arabella. - Nie wie, sir, z kim szczególnie ostatnio pożarł się zaginiony?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 23-08-2010, 19:35   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Obawiam się, sir, że będzie ciężko o pewność w Indiach. Tam ugrupowaniom wrogim Wszechimperium ilość wtyk się mnoży jak szczurów. Mam też teorię, że ktoś anulowanie sir Edens’a dawno mógł zaplanować, ktoś, kto - prawdopodobnie - znał zwyczaje pana Edens’a. Zaginięcie podczas polowania na tygrysy to świetna maska, za którą można wszystko ukryć, między innymi porwanie czy nawet zabójstwo - rzekła poważnym głosem Arabella. - Nie wie, sir, z kim szczególnie ostatnio pożarł się zaginiony?
Na te pytanie, coś zaskrzypiało w ręce sir Rogera i po chwili z mechanicznej dłoni wysunęła się zalakowana koperta.

-To są informacje o czwórce podejrzanych. Oczywiście...- tu Roger przerwał przemowę, by zastanowić się przez chwilę.- ...Oczywiście, nie należy zakładać, że którekolwiek z nich jest zamieszane w zaginięcie sir Edena.
Gdy Belcia przejęła kopertę starzec dodał cicho.- Kopertę otwórz dopiero w domu i nikomu nie pokazuj jej zawartości. To ściśle tajne informacje.
Panna Fogg dyskretnie schowała kopertę i razem z sir Rogerem zaczęli konwersować na tematy towarzyskie. Sir Macintaire dobrze znał ojca Belci, jak i nieco słabiej...wuja Williama.
Czas szybko upływał na wspominkach dotyczących rodziny.
A potem...sir Roger odprowadził Arabellę Fogg do jej mieszkania, pięknej kamienicy na Piccadilly Street. Ozdobionej wieloma gargulcami...


...które zdawały się obserwować przechodniów. I po prawdzie, robiły to. Dom panny Fogg miał deus ex machinę. Czyli mechaniczny mózg zarządzający budynkiem za pomocą pomniejszych maszyn. Właściwie domostwo panny Fogg, miało aż dwa tego typu systemy: jeden posłuszny bratu, drugi siostrze. Bowiem sir Thomas Fogg mieszkał wraz z siostrą z rzadka jedynie opuszczając budynek. O ile rodzeństwo żyło ze sobą w zgodzie, o tyle dwie „dusze” domu kłóciły się ze sobą dość, często i skarżyły na siebie nawzajem. Zupełnie jak dwójka małych dzieci.
Więc gdy Belcia przekroczyła próg domu, oprócz mechanicznych manipulatorów wysuwających się ze ścian, by pomóc jej przy zdjęciu wierzchniej garderoby dobiegł ją skarżący głos się jej na tego drugiego.
Na razie jednak panna Fogg miała inne, ciekawsze sprawy na głowie niż utyskiwania deus ex machina. Otworzyła kopertę, zawierającą cztery oddzielne listy, każdy opatrzony zdjęciem.
Cytat:
Maharadża Orisy Saaras Anjapurga.


Maharadża Orisy znany jest ze swej niechęci do Brytyjczyków ogólnie i z niechęci do sir Edena w szczególności. Wielokrotnie stawał się osią oporu, wokół której grupowali się hindusi niechętni wobec Wszechimperium. Niestety nic nie można mu było dotąd zarzucić. A że jest popularny zarówno wśród innych maharadżów jak i wśród ludu, pozbawienie go władzy bez poważnych i potwierdzonych zarzutów, mogłoby doprowadzić do buntu. Thugowie uśmiercili żonę i syna Saarasa, więc jego współpraca z nimi jest mało prawdopodobna.
Cytat:
Przedstawiciel kompanii wschodnioindyjskiej w Indiach ,doktor Philip Moreau.

Błyskotliwy polityk i administrator, mający wpływy wśród maharadżów, zwłaszcza tych nastawionych probrytyjsko. Z sir Edenem łączyły go nie tylko sprzeczne interesy, także na niwie towarzyskiej za sobą nie przepadali. Mówi się wręcz o wzajemnej wrogości jaka ich łączyła. Dr Moreau jest naukowcem specjalizującym się eugenice i twórcą wielu hybryd.
Ma też własną wyspę niedaleko Cejlonu, na której wybudował swoją posiadłość.
Cytat:
Hrabina Aleksandra Orłow, ambasadorka rosyjska.


Hrabina jest dla imperium wielkim utrapieniem, głównie z powodu uroku osobistego. To prawdziwa femme fatale. Uwiodła już wielu arystokratów i oficerów pełniących służbę w Delhi. I z tego co podejrzewamy rozbudowuje siatkę szpiegów w całych Indiach. To przebiegła manipulatora, potrafiąca zauroczyć zarówno mężczyzn jak i kobiety.
Nie miała co prawda osobistych powodów do zguby Edena. Ale fakt bycia ambasadorką rosyjską, jest wystarczającym powodem, by przyjrzeć się jej działalności w Indiach.
Cytat:
Naczelny dowódca Armii Brytyjskiej w Indiach, generał William Higgs

Generał William Higgs to doświadczony i wielokrotnie oznaczany oficer. Zasłynął podczas kampanii wojennych w Afryce. I równie skutecznie radził sobie na obecnym stanowisku w Indiach. Nie wiadomo o jakimkolwiek konflikcie między nim, a sir Edenem.
Ale na jego kryształowej reputacji są pewne rysy. Generał Higgs dowodzi bezpośrednio oddziałami ochraniającymi wicekróla. I to on odpowiada za jego bezpieczeństwo. Zaginięcie sir Edena niewątpliwie jest jego winą. Drugą rysą, są zbyt częste spotkania z ambasadorką rosyjską. Nie wiadomo jakie dokładnie łączą ich stosunki. Ale bliska przyjaźń hrabiny Orłow i generała Higgsa jest co najmniej niepokojąca.
Belcia odłożyła listy na stoliczek. Czterej podejrzani... A mogli być przecież tylko wierzchołkiem góry lodowej. Kto wie co czeka ją w Indiach.
Na razie jednak była w Londynie, w centrum cywilizacji. I był późny wieczór. Idealny czas na małą aromatyczną kawę.
A jutro?
Jutro jest nowy dzień, podczas którego wszystko się może zdarzyć.
A za cztery dni....Pannę Fogg czekała podróż do Perły Wszechimperium.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-08-2010 o 14:18.
abishai jest offline  
Stary 24-08-2010, 18:41   #6
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Dobrze jednak było mieszkać na Piccadilly Circus. Blisko, szybko i przyjemnie. Z kamienicy można było podpatrywać miejskie życie, a jednocześnie nie zostało się pozbawionym szczypty prywatności. Odległości skróciły się dzięki takiemu dobremu sąsiedztwu na tyle przyjemnie, że z hotelu Avondale przejście do domu można było porównać do spaceru w parku.

I wreszcie we własnym domu. Jak na dom przystało, musiał być twierdzą, nawet symboliczną. Deus Ex Machina, niezwyczajny strażnik domu, doskonale spełniał swoją funkcję. Choć nie był na pierwszy rzut oka widoczny, jego obecność zaznaczała się na przykład automatycznie zamykanymi drzwiami czy sygnalizowaniem: Witam w domu, panno Fogg. Arabella znała na wylot owy system i prawie zawsze potrafiła przewidzieć, co lada moment może się stać.
Mieszkanie panny “Hinduski” żyło w sąsiedztwie z terytorium pana Thomas’a Fogga, brata Belci i scjentysty z zamiłowania. Nawet pewien wypadek, który zdarzył się w przeszłości, nie przeszkodził mu w rozwijaniu zainteresowań, choć w wyniku nie tylko gorącej pasji nie opuszczał prawie w ogóle swojego mieszkania.

- Z łaski swojej, sir Wisdom - rozległ się zimny, metaliczny głos ze strony izby pani detektyw. - Proszę tu nie wpychać swoich... przewodów - zjadliwie syknięcie. - To inaczej je wyrwę je z rdzenia, i to wraz z silnikiem i resztą flaków!
O ile rodzeństwo żyło ze sobą w zgodzie, to Machiny strzegące domostw egzystowały ze sobą jak pies z kotem. I bynajmniej ograniczono tu darcie kotów i wycie psów na wypadek przeciążenia urządzeń.

- Panienka Fogg potrzebuje fachowej opieki. A nie nerwuski, która nie umie trzymać manipulatorów przy sobie. Proszę sobie wyobrazić panienko, że Fury znów próbowała ulepszać potrawy. Doprawdy, co za skandaliczne zachowanie.-- równie chłodny, acz o wiele bardziej opanowany głos Wisdoma dobywał się z drugiej pary głośniczków. - I znowu wpychała się do tych części domu którymi JA się opiekuję.
- Że co proszę? - prychnął sarkastycznie zespół głośników po drugiej stronie barykady. - Sir niechaj zajmuje się swoją częścią, a nie wtrąca się tam, gdzie zarozumialca głosu nikt nie potrzebuje. Poza tym lady Fogg nie jest małym dzieckiem, żeby bez przerwy mieć ją na kojcu.

- Cisza!! - huknęła tym razem jejmość Arabella. - Skaranie boskie, że nie można mieć nawet chwili spokoju. To jest dopiero skandaliczne, że dwójka jaśniepaństwa nie potrafi normalnie się porozumieć, tylko wydziera się jak rozpieszczone dzieci. Proszę się uciszyć natychmiast albo przerwę wam dopływ energii. - panienka postawiła ultimatum dwóm niewidzialnym stróżom domu. - Nie tylko opieka, ale i poszanowanie prawa do milczenia albo zapewnienia spokoju mieszkańcom, a tego coś obecnie nie otrzymuję - uśmiechnęła się przymilnie. - ani od jednej, ani od drugiej strony.
- Tak. - odparły chóralnie obie osobowości.
- To dobrze - następnie zanuciła wesoło w odpowiedzi Bella. - Ach, jak przyjemnie, nareszcie cicho jest...
- Sir Wisdom, czy ktoś podejrzany kręcił się na klatce? - rozległo się pytanie ze strony pani Hinduski.

- Nie madame, ale Fury znów uaktywniła gargulce strasząc przechodniów, więc...nikt nie śmiał się kręcić. - odparł Wisdom.
Bella roześmiała się.
- No to ładnie, Fury.
- O, do moich usług, panienko. I moje działania bynajmniej dają jakiś skutek w przeciwieństwie do czczej paplaniny - zgrywała skromnisia Machina pani Fogg.
-O taaak...znowu będą skargi ze Scotland Yardu za zakłócanie porządku.- odparł ironicznie Wisdom.- I znowu trzeba będzie się tłumaczyć...awarią systemów obronnych.
- Gadajcie zdrów, mister. Nie mogę też mieć własnych rozrywek? Zresztą, co to za problem udawać popsutą, skoro rzekomo nawalam? - oznajmiła wyzywającym tonem i sarknęła zanadto.
-Powiem paniczowi Tomowi, żeby zrobił ci przegląd....całościowy. Może przypadkiem coś uda się...zgubić....jakąś część.-odparł zdecydowanie za wesoło Wisdom.
- Sir Wisdom, może pan sprawdzi, czy nie ma pana gdzieś na przeglądzie, albo hmm... w kuchni? - Fury kontynuował szlachecką gawędę.

- I tak cały czas! Panienko Fogg, Fury nie dba... Fury lekceważy swoje powinności.- Wisdom zignorował drugą osobowość, zwracając się do Arabelli.
- O, sir Wisdom, proszę się tak nie denerwować, bo układy się panu przegrzeją.
- Wyłączam prąd! - zawołała donośnie Arabella. - Wyciągnę kaganek z szafy i w staroświecki sposób oświetlę sobie pokoje! Będę przy świecy pracowała przy sprężynach, gwintowała i spawała! Ale ja samolubna jestem - ciągnęła dalej. - tak samolubna, iż uwielbiam ciszę, a potępiam niedotrzymywanie obietnic. Ale trudno - tutaj panienka wrednie się uśmiechnęła.
-Eeee...już będziemy cichutko, prawda Fury?- wyjęczał nerwowo Wisdom.
- O, tak, tak - popierała owe stanowisko Fury, równie niespokojnie.
- Wybaczcie, waćpaństwo, ja wracam do własnych spraw. Pani Fury, sprawdzajcie hol, czy ktoś obcy będzie się tu kręcił. I błagam - żadnych wrzasków, pisków, wybuchów nie chcę więcej słyszeć. Rozumiemy się?
-Tak.-pod tym względem obie Deus ex Machiny były zgodne, znowu.

Ostatecznie, ku uciesze dwóch Deus Ex Machina, zrezygnowała z wyłączenia prądu. Nie powróciła do czasów średniowiecza, gdzie światło musiałaby pozyskiwać z pomocą świecy, knota i krzesiwa. Sentymentalizm musiała jednak odłożyć na bok. Przecież poważniejsze pracy wzywały, a życie toczyło się dalej.

Pani powoli przygotowywała się do podróży, nie tylko w kwestii bagażowej, ale także i mentalnej. Wyprawa ukazywała się jako fascynująca, ale i niebezpieczna przygoda, a przede wszystkim zadanie powierzone z rządu. Z rąk królowej oraz stanu wyższego może wynieść wyższą reputację, ale tam - w perle Wszechimperium - przede wszystkim może stracić życie, a nie odpoczywać.



Sytuacja uruchomiła na raz proces pakowania niezbędnych ubiorów, sprawdzenia broni czy też powiadomienia o planach brata. Tak na wypadek, żeby ktoś chociaż jeden nie wszczynał paniki czy niepotrzebnych poszukiwań.
Rozejrzała się po pokoju. Nie panowało nigdzie tak zwane pobojowisko, co oznaczało , że wielki dramat i konflikt pomiędzy Fury i Wisdom nie przeniósł się do jej czterech kątów. Co za szczęście, że Fury “tylko” postraszył piechurów, przynajmniej uratował majątek swojej pani. Ogień zaczął się tlić w kominku, a to było również zasługą krnąbrnej aparatury, która potrafiła nie tylko się irytować, wykłócać z sir Wisdomem o niemal wszystko, co miało prawo w dowolnych sytuacjach zaistnieć czy straszyć Bogu ducha winnych przechodniów. W mieszkaniu nie panowało wcześniej zbyt wiele ciepła, zatem Machina wykonała dobrze swoją robotę.

Po spotkaniu z sir Roger’em Arabella padła na fotel stojący na przeciwko komina. Ekwipunek na drogę leżał na łóżku, które stało w kącie obok sekretera. Rozporządziła czasem tak, ażeby się przygotować, a jednocześnie móc cieszyć się ostatnimi dniami w Londynie.
Jakieś pół godziny później zajrzała do swojego brata, Tom’a, by sprawdzić, co u niego słychać.

Thomas Fogg jak zwykle przebywał w pracowni...

Mieściła się ona w podziemnej części i na zapleczu domu i była swoim „królestwem” brata Belci. Potrafił w niej przesiadywać całymi dniami i gdyby nie przypomnienia Wisdom'a i Fury, zapewne nigdy by jej nie opuszczał, nawet na posiłki...o których de facto, często zdarzało mu się zapominać. I gdyby nie Deus ex machiny i troskliwa opieka siostry, pewnie by się zagłodził na śmierć.
Obecnie z entuzjazmem, przerabiał silnik.. Otarł pot z czoła.


Twarz osłonięta w połowie aluminiową maską, przyglądała się rozłożonym na stole częściom. Nie zauważył wejścia Arabelli. Rzadko cokolwiek zauważał, gdy był zajęty pracą.
- Witaj, Tom - przywitała go u progu jejmość Belcia. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam.
Uf, zabiedził się ostatnio - najwyraźniej maszyny były dla Tom’a dosłownie całym światem.
-Nie...jasne, że nie ...właśnie przeprowadzam obliczenia dla nowych skrzydeł. Pomyślałem że aerodynamika skrzydeł jaskółki będzie lepsza do zastosowania niż...projekty oparte na motylach i ćmach.- Thomas spojrzał na siostrę, po czym wskazał na rozłożone części i płachty materiału na ramie z drewna balsy.
- Też tak sądzę - zgodziła się z nim Belcia. - Mam coś ci jednak do zakomunikowania. Pierwsza sprawa to taka, że pójdziesz do mnie i sobie coś zjesz. A druga to taka, że za cztery dni wyjeżdżam do Indii i wtedy mnie nie będzie... nie wiem, do jakiego czasu.
-To już minęła pora obiadu? Nie zauważyłem.- zdziwił się Thomas, po czym spytał.- Jedziesz? Gdzie i po co?

- Ba, ale nie tylko dla ciebie zaczęła się już teraz pora obiadu - mrugnęła. - Słyszałeś może o zaginięciu sir Georga Edens’a ?
-Kogo?- spytał zdziwiony braciszek. Jak zwykle wykazywał totalną ignorancję wobec wszystkiego, co nie kręciło się wokół obszaru jego naukowych zainteresowań.
- Rezydował w Indiach, miał wysokie stanowisko społeczne - Bella pobieżnie opisała mu sytuację, żeby go nadmiernie nie zanudzać polityką, która go rzecz jasna, nie interesowała. - Zaginął podczas polowania i zrobiła się nieprzyjemna afera. Dlatego tam jadę.
- A co ty wolisz siostrzyczko?- spytał Thomas i westchnął.- Oni nie potrafią żyć bez siebie...cóż...funkcjonować. Choć żadne z nich się do tego nie przyzna.
- Na razie z tego co obserwuję, to oni nie potrafią “żyć” bez tego darcia kotów - odparła, przysłuchując się awanturze.

-Póki drą koty z dala od mego sanktuarium to mi to nie przeszkadza...zawsze można by na noc wyłączać moduł mowy u obu Deus ex machina. A tak przy okazji, naprawdę chcesz się zająć polityką?- zdziwił się Tom, wzdrygając nerwowo. Dla syna państwa Fogg, polityka był czymś, od czego mądry człowiek trzyma się na odległość kija...bardzo długiego kija.
- Nie zajmuję się polityką, Tom, tylko śledztwami, a to nie jest byle jakie zadanie - natomiast jejmość stwierdzała, że polityka wszędzie potrafi się wepchać niezależnie od wykształcenia narodu czy też jego głów. - Zaginął naprawdę ważny urzędnik. Gdybym nie poszła go szukać, to kto wie... Może nie otrzymałbyś księżycowego metalu do badań? Może na przykład podbierałyby nam Ruski kruszce? A może odcięliby nam gaz i prąd?

-Eee tam. Sam bym wytworzył sobie prąd. Miałem gdzieś nawet projekt...a tak... prądnica na chomiki. Nieudany pomysł z czasów, gdy miałem dwanaście lat. Ale po przeróbkach, jestem pewien, że by zadziałała.- Thomas zszedł z polityki na poletko, które dobrze znał. Po czym spytał.- To kiedy zamierzasz wyjechać?
- Chyba na jakąś bardzo sporą ilość chomików. Zresztą kołowrotków i akumulatorów też potrzebowałbyś niemało, może prądu wystarczy na en lat - skwitowała spokojnym Belcia. - Za cztery dni jadę.
Arabella otwierała wtenczas drzwi do własnego, małego, ale przytulnego mieszkanka...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 26-08-2010 o 08:05.
Ryo jest offline  
Stary 31-08-2010, 18:06   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Arabella i Thomas zjedli kolację przy świecach. Bowiem dobrze wiedzieli że oprawa posiłku, wpływa pozytywnie na trawienie. Kolacja to był dobry czas na rozmowę. Wtedy bowiem braciszek całkowicie odrywał się od swych wynalazków...i można było z nim coś ustalić.
Tak jak przewidziała Belcia, Tom głośno protestował przeciwko zatrudnieniu gosposi, twierdząc że sam sobie poradzi, poza tym mają dwie deus ex machiny w domu. Dopiero zagrożenie przymusową przeprowadzką do mamusi, zmusiło Thomasa do kapitulacji.
Zgodził się na gosposię, ale Belcia odnotowała w swej pamięci, konieczność odwiedzenia mamy i powiadomieniu jej o sytuacji...ot tak na wszelki wypadek.
No i pozostało znaleźć ową gosposię.
Omówili przy okazji sytuację polityczną Indii, w której to Thomas w ogóle się nie orientował.
I ostatecznie siostrzyczka musiała mu wszystko wyjaśniać. Wnioski jakie on wyciągnął z opowieści Belci, były trafne acz niepokojące. Ktokolwiek porwał Edena, zadał sobie wiele trudu...i był na pewno wpływową osobą.
- To może być bardzo niebezpieczne śledztwo.- stwierdził na koniec Tom. I miał rację. To będzie niebezpieczne śledztwo...ale za to jakie ekscytujące!

Suknie i inny potrzebny ekwipunek został już ładnie zebrany. Pozostała sprawa najistotniejsza... Zabaweczki. Belcia otworzyła prywatną zbrojownię i zaczęła wybierać.
Na początek łatwy do ukrycia nadgarstkowy wielolufowy pistolet.
Teraz pistolety i tu już był większy wybór...


Czy wziąć ulepszonego Skullcrashera 205, półautomaczny pistolet wywalający całą amunicję w pół minuty, gdy jest ustawiony w trybie „berserker”. Czy może mniejszego i lżejszego „Parowca 108” o większej penetracji, ale tylko z trybem strzału pojedynczego?
A może klasycznego Peacemaker’a ?


Rewolwera dam i dżentelmenów.

Po dobraniu dodatków przyszedł czas, główne danie.
Strzelby...
Najpierw Belcia chwyciła w swe rączki podarek od wuja Williama.
Avengera model 35
, trochę już starą konstrukcję muszkietu parowego. Ale nadal o dużej sile rażenia. Była to ulubiona broń wuja na safari i nic dziwnego. Ręczna kalibracja ciśnienia pozwalała robić w ciele zarówno małe dziurki, jak i dziury średnicy sporej szklanki.
Ale może wziąć eksperymentalną armatkę XY-202 którą udoskonalali z Tomem od jakiegoś czasu?


Miała solidną siłę ognia i niezły zasięg. A może wybrać coś bardziej zabójczego, jedynie na krótkie dystanse...za to bardziej poręcznego. Jak zmodyfikowany obrzyny, które się świetnie spisywały przeciw pladze szczurów, dwa lata temu.


Przeciw pladze dwumetrowych, plujących kwasem szczurów, gwoli ścisłości.
Ostatnią wartą uwagi zabawką, był dotąd nie przetestowany na żywych obiektach, muszkiet soniczny.


Strzelający na długie dystanse skumulowanym impulsem dźwiękowym. Ale coś, co w maksymalnym ustawieniu wybija dziurę w ceglanym murze, musi być skuteczne i na żywe cele, prawda?
Kolejnym sprawą do wybrania była broń na dalekie dystanse...bardzo dalekie dystanse.
Miała tu do wyboru klasycznego Eagleye’a 234 z ulepszonym celownikiem i kompensatorem drgań.


Bądź coś z własnej zbrojowni. Osobisty projekt Belci, nazwany roboczo „Heaven’s Wrath”.


Przedostatnią pozycją do wybrania była broń do cichego eliminowania celów. Prymitywna, ale za to cicha...kusza.
I tutaj rzucała się oko Viperka 1800, kunsztownie wykonana kusza, robiona na specjalne zamówienie. Cudeńko sztuki rzemieślniczej z celownikiem termooptycznym, regulacją naciągu i sporym zasięgiem.


Prezent od papy na osiemnaste urodziny.
Oraz Hydra, kusza wielonaciągowa, potrafiąca wystrzelić sześć pocisków, jeden po drugim.


Na wypadek, natknięcia się na liczniejszą grupkę przeciwników.
No i broń energetyczna... Na ciężkie wypadki. Tu królował miotacz piorunów, czyli Raygun lorda Cockswains'a.


„Jeśli z siedmiuset stóp nie spopielisz swojego przeciwnika, zwracamy pieniądze.”- tak głosiły ulotki.
Ale oczy Belci spoczęły na „Palcu Zeusa”.


Nieporęcznym co prawda prototypie broni energetycznej, jej autorstwa. Wiązka z Palca Zeusa dezintegrowała cele, ale był problemy ze stabilnością rdzenia... i Palec Zeusa był ciężki.
No i w zbrojowni było tyle innych ciekawych zabawek...niektórych jej autorstwa. Które niemal domagały się wypróbowania.

Ranek młoda dama zaczyna od toalety i śniadania. Tak było i tym razem. Oczywiście śniadanie, bez towarzystwa Thomasa. Braciszek, doznał olśnienia około północy i wywiesiwszy tabliczkę „NIE PRZESZKADZAĆ”, włączył tryb kwarantanny w swojej części laboratorium. Izolując się w ten sposób od reszty domu i upewniając, że Belcia nie będzie mu próbowała przeszkadzać...no chyba ze sięgnie po ciężkie i wielolufowe „argumenty perswazji”. No cóż... Thomas nie zając, nie ucieknie, (Zwłaszcza w tej chwili).
A Arabella miała tyle spraw do załatwienia, przed wyjazdem. I jeszcze mama i tata nic o jej planach nie wiedzą.
Więc po załatwieniu spraw w domu, Belcia wyszła na dwór...wszak trzeba było wykorzystać te ostatnie dni w stolicy Wszechimperium.
I zaraz po wyjściu napatoczyła się pod spojrzenie Belci znajoma postać. Sir Robert Holmes.


Podobnie jak Belcia, był on dzieckiem sławnego rodzica. W tym przypadku sławnego detektywa, Sherlocka Holmes’a. I choć Robert był równie inteligentny jak jego ojciec, to nadal żył w cieniu jego sukcesów. Co rodziło u niego frustrację, rozładowaną częstymi burdami i rozwiązłym życiem. Sądząc po wyglądzie, właśnie wracał z jednej z takich burd.
Niemniej Arabella miała okazję kilka razy z nim współpracować, a częściej współzawodniczyć. Robert Holmes bowiem, często prowadził śledztwa z prywatnej inicjatywy, które zazębiały się z jej zadaniami zlecanymi przez królową.
Zauważył ją i podszedł do niej nonszalanckim krokiem. Po czym rzekł.- Cóż za miłe spotkanie panno Fogg, wybierasz się dokądś? Czy to znaczy, że nie przyjdziesz na przyjęcie Winthorpów dziś wieczorem? Pewnie wiele nie stracisz, ich syn ma się popisać swym talentem muzycznym. A potem drętwe rozmowy i plotki. Doprawdy...nuudy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-08-2010 o 18:10.
abishai jest offline  
Stary 14-10-2010, 17:17   #8
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Owszem, panie Holmes - odparła pogodnym tonem. - Na spacer, rozprostować nogi, wyjść choć na moment z czterech ścian.
Wolała uważać na juniora Holmes’a. Kto wie, czy tym razem nie przeholował z whiskey. Coś jednak podpowiadało Belii, iż to nie to. Właściwie kobiety odznaczały się lepszą intuicją od mężczyzn, co nie oznaczło, że tym razem tak musiało się źle dziać.
- Jakoś nie mam ochoty na prywatki. Nie dzisiaj. Co za dużo przyjęć, to niezdrowo. Chociaż ja z nudą nie mam problemów - lekko się uśmiechnęła.
-Nie wątpię.- odparł Holmes przenikliwym spojrzeniem obrzucając pannę. Po czym spojrzał w kierunku, w którym szła Arabella i rzekł.- Tak się składa madame, że idę w tym samym kierunku. Czy pozwolisz więc panno Fogg, że będę ci przez chwilę towarzyszył ci w tej przechadzce?
- Ależ proszę.
-Zastanawiające, że nie jesteś zainteresowana przyjęciem. Czyż panna Edens nie przybyła wczoraj z Paryża? Zapewne będzie to jej pierwsze wejście na salony Londynu w tym sezonie.- rzekł mimochodem Robert Holmes, spoglądając na reakcję Belci i wsuwając ręce do kieszeni.
Obserwował ją. Ta niby nic nie znacząca uwaga o Charlottcie miała na celu wybadanie i wyciągnięcie z Arabelli informacji. Kiedyś to się Robertowi udawało. Ale znali się już nieco dłużej i panna Fogg potrafiła przejrzeć część sztuczek młodego Holmesa. Wyraźnie próbował się dowiedzieć, co ona zamierza robić, skoro nie idzie na przyjęcie.
- Ależ nie ma w tym nic dziwnego, sir, że tym razem się nie udaję. Uważam, że na razie mi ich wystarczy.

-Może w takim razie, pozwolisz panno Fogg, że zaproszę cię dziś na kolację?- rzekł w odpowiedzi Holmes. W przypadku gdyby to mówił do innej kobiety, Arabella mogłaby posądzić Roberta o niecne zamiary.
Ale i tak posądzała, choć o niecne zamiary innej natury. Syn Sherlocka próbował zdobyć okazję, do dalszego wypytywania. Robert Holmes miał wścibską naturę i przenikliwy umysł...co było niebezpieczną mieszanką.
- Ach, dziękuję, jeśli nic mi nie przeszkodzi, to skorzystam - w tym momencie Arabella poczuła, że Holmes junior robi się odrobinę natarczywy. - Z chęcią.

[media]http://www.sounddogs.com/previews/36/mp3/291258_SOUNDDOGS__bi.mp3[/media]
Następnego dnia.
Piccadilly Street, Londyn. Godzina 12.00
Kilkanaście jardów od kamienicy pani Fogg...

Arabella Dogg ponownie w "starciu" z Robertem. Tym razem jednak rozmowa przedarła się na zupełnie inne tory.
- W tym roku mamy same ciekawe przypadki. Słyszała panna już zapewne, o Kubie Rozpruwaczu? Przestępcy niszczącym regularnie humanoidalne automatony pracujące na londyńskim nadbrzeżu. - spytał Holmes idąc obok dziewczyny i zerkając na jej twarz z ciekawością.
Po czym rzekł.
- Niektórzy twierdzą, że to jakiś nadgorliwy antymechanista. Ja jednak myślę inaczej. Jest to raczej...ktoś, komu z czasem może nie wystarczyć rozpruwanie mechanicznych lalek naturalnej wielkości.
- To prawda - odrzekła na to "hinduska". - W dzisiejszych czasach wcale antymechanistów nie brakuje, choć doprawdy maszyny nie są pozbawione wad. Niemniej jednak ciężko mi sobie wyobrazić bez nich życie. Nawet, jeśli dwa mechanizmy od lat się ze sobą kłócą - usta zadrżały w lekkim uśmiechu. - Dosłownie. Choć czy tym Kubą Rozpruwaczem nie był przypadkiem sir Hiddings?

- Tak, tym pierwszym...ale tamten wolał żywe obiekty do swych badań. Obecny rozpruwa lalki - Robert delektował się każdym swym słowem, niczym łyk cejlońskiej herbaty. Widać to było jego minie przypominającej Melchiora po upolowaniu myszy. Minie zadowolonego kota. Młody Holmes lubił błyszczeć w towarzystwie, chełpić się swymi sukcesami. Nie tak jak jego ojciec Sherlock. Pokiwał głowę na boki. - Obecnego nazywają Kubą Rozpruwaczem juniorem, albo...Kubą Rozpruwaczem drugim. Brukowcom brak fantazji, czyż nie?
- Ot, brukowce to brukowcie, junior. Sir Hiddings też nie przepadał tak zanadto za maszynami. Odnośnie tego... hmmm, drugiego Rozpruwacza... - odkasłała. - Nazwałabym go Kubusiem Rozdarciuchem. Co tam mechanizmy w porównaniu do przetestowania czegoś na żywym materiale.
-Kubuś Rozd...arciuch ?- zdziwił się młody Holmes. Uśmiechnął. i po chwili wybuchł śmiechem.- Zdecydowanie ciekawsza nazwa, niż ta brukowców. Byłaby z panny lepsza reporterka niż... zdecydowanie ma panna dryg, do określeń, panno Holmes.
- Bardziej pasująca. Taki bandyta to bardziej szaleniec i to w dodatku groźny, ale tylko dla maszyn - puściła oczko do juniora. - Parę strzałów z Morpheusa306 i po kłopocie. Tak notabene incognito, mówią, że Kubuś gdzieś szwendał się w okolicach doków przy Tamizie.
-Proszę się nie bać.- odparł Sherlock uśmiechając się dumnie. W jego spojrzeniu widać było iskierki entuzjazmu. Dodał po chwili z rycerską szarmancją w głosie.
- Dziś... po północy... Nowy Kuba przestanie być już problemem...

Spojrzenie Holmesa juniora nigdy nie wydawało się być tak przewiercające i tak przenikliwe. Może zapomniał o temacie odnośnie lady Edens, a może nie poruszał go tylko dlatego, gdyż chciał sam zbadać, co tu się dokładniej dzieje. Jednak panna Fogg wiedziała, że będzie musiała walczyć nie tylko z czasem (a i w niedalekiej przyszłości z oponentami w egzotycznym kraju), ale także z okolicznościami. Najwyższa pora na dobry obiad. W końcu bez aromatycznych potraw nie wyobrażała sobie żadnego dnia.
Nie mogła jednak daleko pofrunąć myślami. Nie musiała - zawsze stąpała twardo po ziemi.
Zwlaszcza wtedy, gdy poszła schodami na górę (każdy upadek mógł się nieciekawie skończyć, nawet jeśli w pobliżu czuwała Deus Ex Machina) i docierała do swoich czterech kątów. I otworzyła drzwi...
- Fury! Sir Wisdom! - zawołała w przedsionku jej własnego mieszkania. - Co to ma znaczyć?! Co tu się w ogóle...?!
Tego się teraz nie spodziewała.
Bałagan w mieszkaniu, zwany popularnie pobojowiskiem - wszędzie latało pierze, szafy były pootwieranie, jakby ktoś się do nich włamał. Kilka talerzy z porcelany rozbitych, bagaż Belci został na wskroś przetrzepany - nic jednak stamtąd nie zginęło. Przeszła cały hol swojego terytorium i gdzie nie spojrzała, swoim spojrzeniem natrafiała na pierze, porozrzucane pociski i ewentualnie pojedyncze strony gazet. Ewidentnie rzucały się w oczy ślady czyjejś interwencji.
Fury i Sir Wisdom!
Mimo ich dobrych (Huh?) chęci - czy jej pokój musiał przypominać miejsce po najeździe mechanicznej milicji i rabusiów?

- Fury!
Po dłuższej chwili rozległ się głos Sir Wisdoma, jakby z kimś walczył zaciekle. O tej porze trudno było nie zgadnąć, z kim się tak użerał. W końcu tylko jeden byt w tym domostwie
-Pomagaliśmy....eee...przy pakowaniu. To znaczy JA pomagałem. A Fury...- stwierdziła Deus ex Machina wyniosłym tonem głosu.
Po chwili wtrąciła się zaś Fury:
-Wisdom i ja mamy odmienne zdanie do tego, co może być potrzebne w Indiach. Puchowe poduszki NA PEWNO się nie przydadzą.
-W górach bywa zimno.- odgryzł się Wisdom, a Fury się ponownie wtrąciła:
- Panienka Belcia nie jedzie zwiedzać Himalajów, prawda?
-Ale...może sie zapuścić w tamte rejony.- Wisdom był nieustępliwy w tym temacie.
- Ja nie jadę się tam wspinać po górach... - tylko trochę spokojniejszy głos Belci przedarł się jazgot wydawany przez maszyny. - Chociaż nie jest to pewne. Natomiast dochodzę do wniosku...
Po chwili dodała:
- ...że chińska porcelana najwyraźniej mi się nie przyda - zmiotła spojrzeniem misternie zdobione do tej pory całe talerze, które teraz zmieniły się dziwnym “trafem” w skorupki.
- To jego/jej wina.- obie Deus ex Machiny zaczęły jednocześnie się oskarżać o rozbicie porcelany. Po czym zaczęły sobie wytykać różne błędy...zupełnie jakby były starym małżeństwem.

Niebawem niebezpiecznie w rękach Belli zabłysnął prezent od papy - Viper1800.
- Komu pierwszemu odciąć prąd? - spytała szeleszczącym, quasi-złowrogim tonem. - Wiecie, drodzy państwo - kontynuowała wciąż tym samym przerażającym maszyny głosem. - że na wolności szaleje Kuba Rozpruwacz Drugi, który zajmuje się niwelacją maszyn. Oj, tak tak - naciągnęła cudowną kuszę i wycelowała w regulator mocy znajdujący się nad łóżkiem Arabelli. - Przychodzi nocą do niegrzecznych maszyn i je niszczy - grot o parę cali minął się ze źródłem energii. - A później je przerabia w swoim zakładzie na rondle i sprzedaje na Blackwater Market...
Następnie odłożyła kuszę na bok tylko po to, by ją naciągnąć i nałożyć następny bełt.

- Jest zły, podstępny, szalony i nikczemny - przypominała obecnie “złą” ciocię Margareth. - I pani Belcia też się taka stanie, jeżeli ktoś nie będzie dotrzymywał obietnic odnośnie...
Deus ex Machiny nagle zamilkły, mechaniczne manipulatory schowały w ścianach i jedynie mechaniczne oczka zerkały ostrożnie na wymachującą kuszą Arabellę.

- Dziękuję za uwagę - po chwili niezręcznej ciszy pani domu przemówiła. - Tylko ciekawe kto to wszystko teraz posprząta?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 14-10-2010 o 17:53.
Ryo jest offline  
Stary 22-10-2010, 20:42   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Deus ex machiny były chętne do sprzątania i do porządkowania, tak bardzo jak do kłócenia się ze sobą. I po chwili ze ścian wysunęły się mechaniczne łapy i manipulatory, by zrobić porządek w pokoju. Oczywiście przy okazji rozpoczęła się kolejna kłótnie pomiędzy Wisdomem a Fury na temat tego, co gdzie odłożyć. Niemniej, Belcia nie miała sił do kolejnego przywoływania do porządku obu machin.

Skierowała się do jadalni, w której jadł już obiad braciszek. Blada skóra, podkrążone oczy...znowu siedział do późna nad swoimi projektami. Arabella pokiwała z dezaprobatą głową. Trzeba braciszkowi znaleźć twardo stąpającą po ziemi narzeczoną, albo się biedaczyna zapracuje na śmierć.
Póki co starał się zajadać tym co przygotowała wynajmowana przez pannę Fogg kucharka. Bowiem gotowanie, było tym z czym Deus ex machiny radziły sobie kiepsko.
A Melchior właśnie bawił się z kolejnym gołębiem pocztowym. Trzeba będzie kiciusia oduczyć takich zachowań.
Jak się okazało, Melchior miał dzisiaj szczęśliwy dzień. Przyszły bowiem dwie wiadomości.
Jedną było zaproszenie na obiad przez rodziców. Drugą zaś zaproszenie od Holmesa.

Cytat:

Droga Arabello

Planowana kolacja, niestety się wczoraj nie odbyła, ale postanowiłem się zrewanżować.
Może wybierzesz się ze mną na polowanie na Kube rozpruwacza dziś wieczorem o 20:00.
Będę czekał przed twym domem.

R.R. Holmes
Robert Reginald Holmes, wczoraj nagle odwołał kolację, w związku prowadzoną sprawą. A dziś chciał się zrehabilitować. To rzeczywiście było w jego stylu. Jednakże Belcia pamiętała, że pod tą czarującą maską „chłopaczka rozrabiaki”, krył się szczwany lis.
Z drugiej strony...
Czyż jest coś bardziej ekscytującego niż randka we dwoje połączona z polowaniem na niebezpiecznego psychopatycznego mordercę?
Holmes wiedział jak ją kusić.

Tego samego dnia...
Piccadilly Street, Londyn. Godzina 19.00
Kamienica panny Fogg...


I oczywiście jak każda kobieta, panna Fogg musiała się przygotować na randkę. Zrobić na bóstwo. Na początek strój, makijaż i fryzura...


Nieco rozjaśnione włosy i biały ostry makijaż, by ukryć egzotyczne pochodzenie i mniej rzucać się w oczy podczas śledztwa. Misterna fryzura ukrywała co pomniejsze gadżeciki. Z których najważniejszym były okulary z udoskonaleniami. Takimi jak widzenie ciepła, soczewkami przybliżającymi obraz i tym podobnymi... Brązowa suknia z niepalnego materiału, którą dolną część można było odpiąć jednym ruchem, odsłaniając zgrabne nogi i zyskując możliwość ucieknięcia... lub gdyby zrobiło się milusio i romantycznie, przyspieszenia zabawy. Skórzany gorset, w który wetknięto metalowe paski będące zarówno osłoną, przed kulami jak i podręcznym zbiorem pił do metalu. Do tego inne nie rzucające się w oczy drobiazgi, będące...hmm... czymś więcej niż tylko ozdobą.
Pozostała jeszcze sprawa, dodatków.
Peacemaker, na randkę zawsze warto wybierać klasyczny rewolwer. A w razie nachalności napastników jak i amanta, niewątpliwie dobrze się spisze śrutóweczka przypięta na udzie. I ukryta pod suknią...I po godzinnych przygotowaniach, Arabella była gotowa na podbój miasta i podbój serca Holmesa. Zabawne było widzieć, jak się będzie do niej ślinił.

Tego samego dnia...
Piccadilly Street, Londyn. Godzina 20.00
Przed kamienicą panny Fogg...


I rzeczywiście się ślinił, choć starał się tego nie okazywać, jak na dżentelmena przystało.
Ubrany w gustowny garnitur skrywający niewiele gadżetów, oraz mając w ręku czarną laseczkę.


Nieogolona twarz i niedbała fryzura miały sugerować, że nie przygotowywał się do tego spotkania. Ale Arabella znała go na tyle, by wiedzieć, że wszystko miał zaplanowane,
Homles jr. ,wzorem ojca uważał , że rozwiązywanie zagadek i tropienie przestępców powinno się odbywać głównie za pomocą umysłu, a nie gadżetów.
-Wyglądasz olśniewająco moja droga...ruszamy?- rzekł podając dłoń i prowadząc ją do zamówionej dorożki. I nie przejmując się Melchiorem krążącym pomiędzy jego nogami, a zamierzającym wyruszyć wraz z nimi.
Wyruszyli dorożką nad doki Tamizy. Po drodze zaś Holmes zabawiał pannę Fogg konwersacją, na temat polityki i sztuki. Niektóre jednak pytania, były podejrzanie trafne.
-Jak tam zdrowie staruszka Macintaire’a?- zapytał między innymi. Spytał jej też, czy nie ma planach wycieczki do Francji. Nie miała. Ale przez Francję przyjdzie jej przejechać. Oczywiście rozmowa zeszła też na zaginięcie wicekróla Indii, George’a Edena. I oczywiście przy okazji wygłosił swoją teorię.- Jestem pewien... że żyje. Niewątpliwie wicekról nastąpił wielu osobom w Indiach na odcisk. Ale, dla nich byłoby wygodniej, gdyby Eden był niepodważalnie martwy...i najlepiej ofiarą ulepszonej wersji tygrysa. A tak, Korona nie może przejść obojętnie wobec zaginięcia tak wysoko postawionego urzędnika. Ciekawe kogo wyśle?
I patrzył przenikliwie w oczy Belci, jakby wiedział. A pytanie było tylko retoryczne. Tymczasem, Melchior, który leżał zwinięty w kłębek na kolanach, miauknął domagając się pieszczoty za prawym uchem.

Tego samego dnia...
Piccadilly Street, Londyn. Godzina 21.20
Londyńskie Doki...


Dotarli do doków. I Robert oraz Arabella wysiedli z dorożki. Po czym dziewczyna podążyła za Holmesem, który mówił.- Widzisz moja droga... wszyscy myślą że ten Kuba... Kubuś Rozdarciuchem, jest szaleńcem niszczącym androidy z powodu nienawiści do techniki.- miło było, że zapamiętał określenie, jakie Belcia wymyśliła. –Prawda jest jednak inna.
Holmes wybrał na miejsce obserwacji jedną z uliczek, przy której pracował królewski robot przeciwpożarowy, patrolujący doki, na wypadek pożaru.
Robert spojrzał na Belcię i rzekł.- Odkryłem wzór jego działania. On niszczy maszyny, by ukryć, swe prawdziwe motywy. On zbiera drogie części do budowy androida. I wedle moich kalkulacji, potrzebuje kompensatora ciśnieniowego. A najłatwiej zdobyć go tutaj.

Przyczaili się więc we dwójkę i czekali. Ukryci tuż za rogiem domu , przytuleni do siebie z racji braku miejsca, jak i...tego, że musieli jak być jak najmniej widoczni. Belcia czuła bicie serca Holmesa, zdecydowanie przyspieszone.
Po kilkunastu minutach, zjawił się podejrzany osobnik zakutany w płaszcz i z czarnym kapeluszem na głowie.


Sięgnął po długi nóż spod płaszcza i rzucił się niczym dzikie zwierzę na mechanizm. Skoczył, powalił go na ziemię samym ciężarem jego ciała. Ostry jak brzytwa nóż, ciął metal niczym masło.
Coś było nie tak...ale Robert tego nie zauważył. Pognał w kierunku Kubusia z wyciągniętym pistoletem. – No no, ty już się dość zabawiłeś. Udało ci się wykiwać Scotlandyard, ale nie mnie. Rączki do góry. Koniec z zabawy w wandalizm.
Dziwne zachowanie Kuby, budziło niepokój Arabelli. Tak bowiem nie powinien się zachowywać psychopata, ani nawet człowiek. Nowy Kuba był jak...zwierzę.
Zwierzę?
Kuba był podrasowany! Nie był człowiekiem, ale krzyżówką z jakimś potworem!
A Holmes podszedł zbyt blisko, chcąc się pochwalić swym sukcesem przed Arabellą.

Zezwierzęcony Kuba ryknął zrzucając płaszcz i skacząc na zaskoczonego Holmsa.


Robert zdołał wystrzelić, raz może dwa...zanim bestia przygniotła go swym ciężarem do ziemi, próbując nożem rozpłatać mu gardło. Holmes się bronił przed tym, blokując dłoń z nożem, za pomocą swej laseczki.
Kotłowali się tam na ulicy, spleceni razem w walce na śmierć i życie. A Arabella zastanawiała się co czynić. Śrutówka nie mogła użyć. Obaj zostaliby trafieni. I Holmes i Kuba.
Zdawała sobie też sprawę, iż jak tylko Kuba skończy z Holmesem, zajmie się nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-10-2010 o 20:52.
abishai jest offline  
Stary 12-11-2010, 13:35   #10
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Czasem człowiek ze zwierzęciem też potrafili się pogryźć na wielu różnych frontach.
Zmutowany Kuba oraz Holmes junior zaciekle walczyli ze sobą. Z tym, że jeden walczył o mięso - drugi o własne życie. Panna Fogg nie zamierzała oczywiście patrzeć na to bezczynnie. To prawda, że mężczyźni lubili wyzwania i walki, ale nawet w epoce wiktoriańskiej zdarzało się, że to damy musiały ratować swoich dżentelmenów. Arabella musiała przyznać, że niektóre kobiety mają jednak dużo wspólnego z płcią przeciwną - "hinduska" też uwielbiała akcję i rywalizację. A żeby ocalić panicza z łap (dosłownie łap) bandyty trzeba było oba te składniki zamieszać, wstrząsnąć, pomieszać oraz dodać parę przypraw z kuchni Belli:

I tu do współpracy zaproszono Morpheusa 303.

Małe gizmo do obrony osobistej, wywalało jedną strzałkę pod ciśnieniem. (Przed strzałem na większe odległości... powyżej 50 centymetrów, trzeba było zwiększyć ciśnienie) oraz okulary z czujnikiem ciepła, zoomem optycznym i innymi równie ciekawymi właściwościami.

Zezwierzęcony przestępca przejawiał na tym polu szybkość i zwinność przewyższającą człowieka. Robert natomiast mógł tu liczyć na trzy rzeczy: swoją inteligencję, szczęście i "damę swego serca". Plus jedną in statu nascendi: na swoją siłę, żeby uporać się z potencjalnym nosicielem wścieklizny.
Nadszedł czas, ażeby przyspieszyć zabawę w kotka i myszkę - w tym przypadku rolę myszki odegrał wbrew swoim planom partner Belci, którą to całkiem dobrze odegrał, choć randka miała wedle planu potoczyć się nieco inaczej.
Mimo wszystkoRobert naprawdę wiedział, jak należało ją przygotować, by ciemnowłosa zabawiła się na sto-dwa.

Morpheus 303 właśnie został przygotowany do swojego zadania. Termowizjer ukazał, że metabolizm Kuby Rozpruwacza II rozkręcił się na dobre. Jego ciało przez specjalne szkła jejmość widziała jako czerwoną, niezwykle żywotną plamę; zaś ta druga figura, zaciekle broniąca się przed schrupaniem przez tą pierwszą, miała barwę bliższą pomarańczowej. W namierzeniu zatem odpowiedniego celu okulary bardzo ułatwiały tą sprawę.
Wściekłe "zwierzę" należało natychmiast uśpić, żeby kogoś jeszcze nie zaraziło wścieklizną bądź licho wie, jakim tam jeszcze tyfusem i innym ścierstwem. Normalna procedura prawna.

Kiedy zbliżyła się jeszcze kilka jardów w kierunku szamocących się ze sobą panów, Arabella wystrzeliła za pomocą swojego asa z rękawa [gizma] ("Surprise!" - oprawiła czynność w odpowiednie powiedzenie, a Arabella miała do tego dryg, jak stwierdził wcześniej sam sir Holmes junior) igłę z dawką potężnego środka usypiającego. Pocisk trafił w kark Rozpruwacza (a miał trafić w ramię, lecz tamten musiał się akurat wtedy ruszyć!) i... zwierzak najwyraźniej stwierdził, że to nie komar przyleciał i go ukłuł. To ta ślicznotka coś wystrzeliła ze swego "zegarka" w jego własnym kierunku!

Wyglądała całkiem smacznie, trzeba było zatem i ją zjeść. Tamtego samca najwyżej później sobie zje. W końcu dwie pieczenie na jednym ogniu - czemu nie?
Z tym, że w tym czasie, kiedy to poszukiwany morderca już zamierzał skoczyć na panią, ta już zdążyła wyciągnąć Peacemakera.
I cała zabawa, tym razem w berka, rozkręciła się na dobre.
Arabella, zasilona w zapasy adrenaliny i kortyzolu, musiała uważać, żeby ta bestyja ją nie capnęła. Bo wyglądało na to, że pocisk z Morpheusa niewiele tamtej zaszkodził. Panna Fogg nie przypuszczała nawet, że trafi na takiego wytrzymałego przeciwnika.

Z rewolwera padały strzały, jeden po drugim, celowane oczywiście prosto w Kubusia Rozdarciucha - jednak bestia na takie ot-trafienie była zbyt cwana: odskakiwała od strzałów i nie zamierzała bynajmniej grzecznie siedzieć w jednym miejscu jak tresowany pies.
Aż pechowo amunicja się wyczerpała, a Belcia korali z pocisków do Peacemakera dla ozdoby nie wzięła. A niech to! Napastnik zbliżał się nieuchronnie, był coraz bliżej i bliżej...

Chociaż...
Ruchy mutanta stopniowo się spowalniały. Kuba dysząc wściekle zaczął się zataczać jak typowa moczymorda już po kilkunastu sekundach - sekundach pełnych napięcia, strachu o własne życie, ale też niesamowitych emocji.
Oponent warczał coraz ciszej, aż w końcu ten padł na ziemię i stracił przytomność. Obecnie licho poszło spać, tak jak wszystkie grzeczne licha w końcu powinny czynić o tej porze.

Serce Arabelli jeszcze mocno waliło, tłocząc tlen do wszystkich narządów i mięśni, które potrzebowały siły w razie takowego niebezpieczeństwa. Musiała się uspokoić. Choć obecnie przestępca został unieszkodliwiony i spał na ziemi, to jednak sir Robert - czy z nim wszystko w porządku?
Okazało się, że nie jest z nim aż tak źle, a przynajmniej na tragedię to to nie wyglądało - junior posiadł kilka śladów po pazurach "potwora". Kilka na rękach, poza tym mutant zdołał rozorać mu pazurami prawy policzek, na którym widniały trzy krwawiące pręgi. Ślady tkwiły też na jego skórzanym pancerzu kinetycznym, znajdującym się pod kamizelką.
Jednak to, co najbardziej u niego ucierpiało było jego własne... ego.

Dama podeszła do dzielnego wojownika i kucnęła przy nim:
- Chodź tu, mój dzielny rycerzu - Bella przyprawiła swoją wypowiedź w słodycz i lekką dawkę ironii. - Trzeba ci odkazić te rysy...
- Poradziłbym sobie z nim. - rzekł cicho, niczym mały chłopiec wracający do starszej siostry po bójce. Na tą odpowiedź kobieta odpowiedziała mu jedynie uśmiechem.
Zerknął to na nieprzytomnego Kubusia, to na pannę Fogg, po czym poddał się jej zabiegom pielęgnacyjnym.

Na szczęście obrażenia nie stanowiły większego zagrożenia dla zdrowia od tych, które Holmes junior dostawał podczas swojej pracy. Wkrótce powrócił zarówno fizycznie, jak i psychicznie do swojej dawnej kondycji. Arabella poklepała lekko towarzysza po ramieniu i skinęła głową na leżącą nieopodal łachudrę.

- Ale popatrz - złapaliśmy razem Kubusia Rozdarciucha we własnej... osobie - uśmiechnęła się do swojego bohatera i podtrzymywała go dodatkowo na duchu, żeby się nie załamał, że to nie on tym razem walnie przyczynił się do schwytania przestępcy. - Był trochę niegrzeczny, więc trzeba go było uspokoić. Teraz przydałoby się tylko go odprowadzić do jakiejś solidnej kwarantanny.
W końcu on też uczestniczył w tej akcji. Spisał się znakomicie jako partner w akcji. To się liczyło.

- A co powiesz na dalsze przedłużenie tej?- rzekł Holmes wyciągając z kieszeni skutego wcześniej kajdankami Kubusia spory klucz.-Kubusia możemy zostawić tu, wszak nigdzie nie ucieknie. A policjanci zjawią się, wkrótce. Niszcząc automatona w służbie publicznej Kubuś uruchomił alarm.
Holmes machał przed oczami Belci kluczem niczym hipnotyzer kryształkiem zawieszonym na sznurku przed ofiarą.- Co powiesz na zwiedzanie leża Kubusia? Nie kusi cię dowiedzieć, co takiego budował?

Belcia zachichotała i dla żartu zaczęła palcem trącać kluczyk, niczym Melchior trącał łapkami mechaniczne pająki, które czasem testował jej brat.
- Mrr, nie kuś, nie kuś... - zamruczała i uśmiechnęła się zadziornie. - Za późno - już mnie skusiłeś.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 12-11-2010 o 13:40.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172