Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-06-2011, 15:20   #1
 
Wredotta's Avatar
 
Reputacja: 1 Wredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znany
[Storytelling +18] Przygoda Śmierci





Xaraf Firebridge, Christof Torment

Thomas Darnex ustrzelił paru krwiopijców. Jednak były to same młodziaki, starsze już musiały zwiać. Po chwili przybył Sadovski, by zatuszować całe zdarzenie. Już chyba dawno tego nie robił, bo dość opornie mu to szło. Gdy robota została wykonana ochroniarze Sadovskiego zabezpieczyli teren, czekając, aż rozmówi się z Darnexem. Gdzieś niedaleko stali Xaraf Firebridge i Christof Torment z resztą łowców.
-To już nie jest mała sprawa, Thomas- powiedział Sadovski paląc swoje Marlboro- wampiry wyrastają jak grzyby po deszczu, a wokół giną ludzie. Komuś chyba już się nie podoba pakt. Nam już też nie. Jesteś najbardziej doświadczony z nich wszystkich- roztoczył ręką po pubie- więc mianuję Cię moim zastępcą. Wybierz sobie paru podwładnych do jutra, przedstawisz ich na Radzie.
Skinął głową Darnexowi i wyszedł z pubu wraz z ochroniarzami.
Thomas westchnął.
Po chwili zastanowienia przywołał do siebie Xarafa i Christofa.
-Od tej chwili jesteście do mojej dyspozycji i odpowiadacie przede mną, nie przed Sadovskim- po chwili porzucił oficjalny ton i klepnął ich obu po plecach, śmiejąc się- brawo chłopaki, awansowaliście. Jakieś pytania?
***
Dante Firebridge

Dante obudził się w jakieś dziurze, z nie małym bólem głowy. Na dodatek o jego pierś opierała się jakaś blondyna z wielkimi piersiami. Tylko był jeszcze jeden szczegół: wręcz tonęła we krwi.
***
Frank Lorenz

Frank ocknął się, jak na początku podejrzewał we własnym mieszkaniu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że było tak ciemno, że nie mógł dojrzeć nawet własnej ręki. Po chwili, jak na zawołanie spadła zasłona z okna. I Frank już wiedział, że nie jest już we własnym kącie. W dodatku poczuł jak cały lepi się od krwi. Rozejrzał się i powoli podszedł do jedynych drzwi w pokoju. Odczekał chwilę i otworzył je na oścież. W twarz buchnął niewyobrażalny smród. Zobaczył malutką klitkę, gdzie jedynym umeblowaniem był kiepski materac. Na nim leżała dość dziwna para. Facet, który sprawiał wrażenie, że nie wie co się z nim dzieje i cycata dama, z której wręcz wylewały się wnętrzności.
***
Thomas Waszczeniuk

Thomas Waszczeniuk szybko uciekł z Pod Martwego Skrzata, zanim akcja na dobre się zaczęła. Nie odpowiedział na zew krwi, był za stary by ponieść się emocjom, lecz za młody, by nie odczuć bólu z tego powodu. Postanowił zadowolić się prostytutką, jakieś 5 przecznic za pubem. Gdy się posilił, jakaś niewidzialna ręka opuściła mu zasłonę na oczy. Stracił przytomność.
Ocknął się, po zapachu sądząc, w piwnicy. Nie mógł poruszyć ani rękoma ani nogami. Obok usłyszał jęk. Z trudem przekręcił głowę widząc ciemnowłosego wampira. Nie był pewien, ale chyba widział go Pod Skrzatem. Z zamyślenia wyrwał go dość tubalny głos.
-Witam Was, Aleksy i Thomas- rozłożył szeroko ręce- mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Musimy porozmawiać o pewnym układziku, jako że jesteście ostatnimi z najbardziej skutecznych wampirów- uśmiechnął się rozbrajająco- A więc pewnie słyszeliście już o pewnych dziwnych napadach. Otóż to ja za wszystkim stoję. O właśnie, a tak w ogóle, dzięki Aleksy. Ten atak pod Skrzatem był spektakularny. Może zbyt teatralny, ale mniejsza z tym i tak zostanie przypisany on mnie- zachichotał.
Po chwili przerwy kontynuował.
- Jednak, jeśli dasz mi szansę, to też może być przypisane Tobie. I Tobie też Thomas. Ty z kolei jesteś trochę tchórzliwy, ale jeśli trzeba działasz szybko i z rozmachem, a to lubię. A co do układziku, mam dla Was propozycję. Przyłączcie się do mnie. Poznajcie smak, prawdziwego wampirzego życia.
Spojrzał na nich, zatrzymując się na każdym chwilę.
-Ale nie myślcie, że nie przygotowałem się na Waszą odmowę. Henry, Chick!- zawołał towarzyszy, którzy w mgnieniu oka pojawili się przy jego boku- Panowie, jeśli trzeba, przekonają Was, że moja oferta jest nie odrzucenia- ponownie zachichotał, a w półmroku zaiskrzyły benzynowe zapalniczki.
***
Aleksy Katevan

Aleksy szybko się uwinął Pod Skrzatem i zdążył zwiać nim pojawił się Sadovski. Szybko przemierzał ulice, oddalając się od miejsca zdarzenia, gdy na oczy opadła mu zasłona.
Ocknął się z jękiem w dziwnej piwnicy przykuty łańcuchami do ściany. Czaił też, że nie jest sam. Ktoś był w podobnej sytuacji co on. Nagle usłyszał tubalny głos.
-Witam Was, Aleksy i Thomas- rozłożył szeroko ręce- mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Musimy porozmawiać o pewnym układziku, jako że jesteście ostatnimi z najbardziej skutecznych wampirów- uśmiechnął się rozbrajająco- A więc pewnie słyszeliście już o pewnych dziwnych napadach. Otóż to ja za wszystkim stoję. O właśnie, a tak w ogóle, dzięki Aleksy. Ten atak pod Skrzatem był spektakularny. Może zbyt teatralny, ale mniejsza z tym i tak zostanie przypisany on mnie- zachichotał.
Po chwili przerwy kontynuował.
- Jednak, jeśli dasz mi szansę, to też może być przypisane Tobie. I Tobie też Thomas. Ty z kolei jesteś trochę tchórzliwy, ale jeśli trzeba działasz szybko i z rozmachem, a to lubię. A co do układziku, mam dla Was propozycję. Przyłączcie się do mnie. Poznajcie smak, prawdziwego wampirzego życia.
Spojrzał na nich, zatrzymując się na każdym chwilę.
-Ale nie myślcie, że nie przygotowałem się na Waszą odmowę. Henry, Chick!- zawołał towarzyszy, którzy w mgnieniu oka pojawili się przy jego boku- Panowie, jeśli trzeba, przekonają Was, że moja oferta jest nie odrzucenia- ponownie zachichotał, a w półmroku zaiskrzyły benzynowe zapalniczki.
 
__________________
"Już, już, bo nie będzie gier wideo..."
Wredotta jest offline  
Stary 21-06-2011, 19:02   #2
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Sadovski uwijał się jak w ukropie, próbując zatuszować całą sprawę. Tam podrzucić dowód, tutaj trupa zapakować do furgonetki. Tam strzelić w ścianę, tam podrzucić trochę narkotyku, a na tamtych zwłokach zrobić kilka tatuaży znanego gangu. Całe to tuszowanie sprawy było bardzo kłopotliwe, ale policja dostawała swoje raporty tak dobrze uargumentowane, że nie było się do czego przyczepić. Sam Xaraf stał pod ścianą i uzupełniał magazynki amunicją. Powoli, kolejno umieszczając je jeden za drugim. Pełny magazynek, znowu wpiął do karabinka. Drugim zajęciem, jakim się zajął było wytarcie juchy z mieczy, która już krzepła. Gdzieś tam widział Darnexa, rozmawiającego z Sadovskim, a na środku pomieszczenia walały się powykrzywiane w różne, agonalne formy, zwłoki wampirów.
Widok ten był… odstresowywujący?
Tak, to dobre słowo. Śmierdzące truchła napawały Xarafa jakimś dziwnym spokojem. Wiedział że dobrze postąpił, wiedział że jest na świecie mniej tych śmierdzących szkarad. Choć były świeże, dlatego padały pod gradem kul i świstów mieczy jak zboże pod huraganem, Firebridge był chorobliwie zadowolony.
Cieszył się do tego stopnia, że poszedł za bar i obejrzał butelki. Większość była potłuczona przez rykoszety, czy niecelne strzały, ale znalazł jakąś cytrynę, sól i tequilę. Szybki drink otrzeźwił go na tyle, by przygotować nowego, i jeszcze nowego. Potem znalazł jeszcze flaszkę whisky oraz burbonu, którą zapakował sobie pod kamizelkę na wynos.
„Przyda się” – pomyślał.

Kiedy zawołał go Darnex, myślał że zauważył co robi za barem. O dziwo albo tego nie widział, albo przymknął na to oczy.
- Od tej chwili jesteście do mojej dyspozycji i odpowiadacie przede mną, nie przed Sadovskim – zajebiście, pomyślał Xaraf, teraz będą go ciągać po całym mieście za bandami niemytych wampirów – Brawo chłopaki, awansowaliście. Jakieś pytania?

Xarafowi nijak nie przypadł do gustu ten awans. Oznaczał więcej obowiązków, więcej problemów i w ogóle więcej wszystkiego. Jedyne czego mniej oferował, to świętego spokoju.

- Można już iść? – rzucił pytanie Łowca. Nie chciało mu się już siedzieć w tej zmasakrowanej dziurze. Jeżeli działanie się skończyło, on chciał paść na łóżko w swoim domu i odespać, a rano w warsztacie rusznikarskim znowu dorobić kilka pestek na zapas. I czekać na kolejne zlecenie, sprzedać w swoim sklepiku, a po nocy Łowić…

Miał dziwne przeczucie, że te czasy minęły bezpowrotnie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 21-06-2011, 20:13   #3
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Dante otworzył oczy... w pierwszej chwili, jeszcze będąc półprzytomnym, po prostu gapił się w zakrwawiony dekolt próbując zrozumieć co to jest. Po chwili do niego dotarło... wokół rozniósł się krzyk. Zrzucił dziewczynę z siebie i zerwał się na nogi... był cały we krwi jej krwi... Wnętrzności wylały się na ziemię. Co jest do cholery!? Rozejrzał się wokół starając się zebrać myśli
 
Arvelus jest offline  
Stary 21-06-2011, 22:17   #4
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Ciemność, ciemność. Frank podparł się ścianą, aby móc wstać.
"Kurna, tak się schlałem, że musieli mnie zanieść do domu?... Zaraz, skąd wiedzieli gdzie mnie przywlec skoro nikogo tam nie znałem?" - głowił się Frank Nagle zasłona spadła na ziemię powodując podskok u chłopaka.
"To chyba nie moja chata... Ej, a czego ja się lepię?" - i wbił wzrok w swoje ręce tak, aby dojrzeć co to jest. Krew. "Ja pierdzielę, co jak kurde nawyczyniałem? Nawet cholera nie pamiętam, jak zrobiłem coś niefajnego jakiejś panience to będzie jazda, Jezu!" zaczęło nim wstrząsać z obrzydzenia.
Chciał stąd wyjść jak najszybciej do swojego domu. Jedyne drzwi w pokoju zapewne prowadzą na zewnątrz więc otworzył je z zawahaniem. Jakieś bździny palnęły mu po nosie zdrowo. Zakrył twarz przedramieniem i dał krok do pomieszczenia. To co zobaczył przyprawiło go o bicie serca i mimowolne odruchy wymiotne, a trzeba nadmienić, że Franka trudno doprowadzić do wymiotów. Blond lasencja z dużymi kształtami leżała obok jakiegoś szczęśliwca, który miał okazję poznać wnętrzności tej piękności... Chyba dosłownie wziął to do siebie bo dziewczynie aż flaki wypłynęły, a on sam z wrażenia stracił świadomość. Frank szybko wycofał się i trzasnął drzwiami, za którymi wydobył się krzyk. Chyba koleś się doprowadził do porządku umysłowego.
"Ja pierdziulę! Psychol! Będzie kurna jak w tych horrorach! A ja nie mam nawet głupiego kawałka deski!" - zlał się zimnym potem i zablokował drzwi własnym ciałem krzycząc:
- Masz przewalone, kolo! Widziałem Cię i teraz pójdziesz na krzesełko! Nie będzie żadnych leczeń psychiatrycznych tylko od razu zejdziesz! - sam nie wiedział po co on to mówi, przecież to psychol, im to obojętne. Ale się wpieprzył choć sam nie wiedział z jakiego powodu. I skąd ma tą powaloną krew na sobie?!
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 23-06-2011, 14:47   #5
 
diarrhoea2's Avatar
 
Reputacja: 1 diarrhoea2 nie jest za bardzo znany
Przez głowę Thomasa przeszło tysiące myśli. Rozglądając się po pomieszczeniu nie zobaczył zbyt wiele. Było ciemno, bardzo wilgotno. Miejsce to nie wyglądało na żadną specjalnie przygotowaną do trzymania więźniów cele, lecz zwykłą piwnicę.Strach i zdenerwowanie odebrały mu racjonalne myślenie.
"Gdybym poszedł do domu zamiast do tej dziwki, teraz by mnie tu nie było" - pomyślał po czym podniósł głowę do góry i niemalże wykrzyczał
- Nie wiem kim a nawet czym do cholery jesteś. Nie wiem czemu wybrałeś mnie i może nawet nie chcę wiedzieć. Gdyby nie Ci dwaj twoi koledzy odmówiłbym ale skoro stawiasz mnie w takiej sytuacji... Przerwał na chwilę, przełkną ślinę po czym kontynuował już cichym, załamanym głosem
-Przyłączę się do Ciebie. Jednak pamiętaj, że wszystko co zrobisz może zostać wykorzystane przeciwko tobie. A ja, potrafię zabijać.
Kończąc wypowiedź patrzył już nie na napastników, lecz podłogę.
"Gdy tylko będzie okazja, zabiję go i ucieknę" - pomyślał.
 
diarrhoea2 jest offline  
Stary 24-06-2011, 13:19   #6
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
No i randka wzięła w dupę. Szlag go trafiał, bo ten wieczór miał ochotę spędzić w innym towarzystwie niż krwiopijcy i łowcy. Ale sprawa wyglądała na poważną, dlatego, tuż po tym jak odprawił przyjaciela i dwie przerażone dziewczyny, obiecując później wyjaśnienia, rozejrzał się dokładnie po wnętrzu pubu. Widział dokładnie jak Sadowski sprytnie preparuje ślady dla policji, chociaż miał wrażenie, że tu i ówdzie mistrz zatrzymywał się na dłużej niż powinien. Może się starzeje? Widział też innych łowców, jak ze zniecierpliwieniem wpatrują się w Darnexa, czekając na dalszy ciąg. Sam czuł w palcach to nieznośne świerzbienie, jak przed każdą większą akcją.

Spojrzawszy na resztki ciał wampirów jego myśli skierowały się w inną stronę.
To było dziwne, że wampiry po tylu latach łamią pakt w tak bezczelny i otwarty sposób, wysyłając na ulicę świeżaki, jak mięso armatnie. Ale z drugiej strony czy nie oczekiwał tego prędzej czy później? Nigdy nie ufał krwiopijcom. Są jak drapieżniki, a nawet oswojony drapieżnik może się rzucić do gardła jak tylko poczuje zew natury…
No i jeszcze te plotki o pojawieniu się zmiennokształtnych… Do cholery, świat wywracał się do góry nogami jak kiedyś, za czasów jego pradziadka…

Kiedy w końcu Darnex przywołał go … i jeszcze jakiegoś innego kolesia, który wcześniej wlewał w siebie morze alkoholu, czuł pod skórą, że jego pobyt w Stanach nieco się wydłuży. I miał rację.

Jak to powiedział Darnex? Awansowali…
Wiedział, że taki „awans” oznacza więcej roboty, ale nie narzekał. Nareszcie coś się działo. Wykrzywił więc twarz w bladym uśmiechu i powiedział.

- Ok, to może wyjaśnisz co się tu dzieje i jakie są dalsze plany co do nas?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 25-06-2011, 20:46   #7
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny


~(^,-,^)~



Było ciemno i była wiosna. Jak w bajce, albo na romantycznym malowidle, nad budzącą się do życia łąką unosiła się mlecznobiała mgła. Świt przychodził z lekkim ociąganiem, właściwie określenie Jutrzenka pasowało do tego najlepiej. Pierwsza faza dnia była bowiem kobietą, musiała nią być.
Słońce jeszcze nie wyłoniło się zza pasma wysokich gór, ale jego obecność obwieszczała jasna łuna malująca się ponad szczytami. Z nieba znikały ostatnie gwiazdy.
Chłodny wiatr przemykał się po łące, szeleszcząc młodymi źdźbłami traw i podrzucając do góry co słabsze z nich. Drzewa szumiały cicho w oddali, nadal zanurzone w noc wzgórza wznosiły się w nieskończoną dal.
Czerwone jak rozżarzone węgielki korale rozsypały się pomiędzy trawami. W półmroku jutrzenki wyglądały jak małe kamienie, ale dzień dojrzewał do tego, aby ujrzeć je w pełnej krasie.
Ciało drżeniem obwieszczało protest przeciwko chłodowi jutrzni, ale to nie było już to samo drżenie. Ostatnie chwile nocy znikały właśnie za dalekim zakrętem.
Niebo tylko na jedną chwilę przybrało barwę kwiatów bzu, okraszając świat ostatnimi kroplami mroku. Aleksy poczuł na wargach ciepło ust tej jedynej i wtedy nastał dzień.


~(^,-,^)~



Alosza podniósł się z łóżka. Pościel była pognieciona i śmierdziała, panujący w pomieszczeniu mrok sugerował, że dzień jeszcze się nie zaczął.
Zagracony pokój kojarzył się bardziej z warsztatem, albo garażem, niż sypialnią, wampirowi nie przeszkadzało to jednak ani trochę. Nie był małostkowy.
Żółty od dymu papierosowego, plastikowy zegar ścienny wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Za oknem miliony gwiazd rywalizowały z wielkim miastem o prymat w tym, czyje światło jest bardziej imponujące. Gdzieś walczyły koty, co jakiś czas słychać było przejeżdżający obok samochód. Noc trwała bez wyraźniej ekscytacji.
Aleksy zapalił papierosa. Przynajmniej tym mógł cieszyć się bez żadnych obaw. Spod stolika znajdującego się nieopodal łóżka wydobył na wpół pełną flaszkę niedrogiej whisky, pociągnął z niej spory łyk. Trunek porządnie zaciągał czymś brudnym i starym. Właśnie dlatego wolał wódkę.
W mieszkaniu na górze odezwały się krzyki. Najwidoczniej mieszkająca tam rodzina znów przechodziła kryzys. To nawet zabawne, jak ludzie godzą się z przeciwieństwami losu, skupiając jednak na nieistotnych szczegółach. Każde z tych małżonków będzie jutro udawać, że nic się nie stało.
Wampir wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi na klucz. Masywne, kamienne schody poznaczone były śladami mokrych butów, piętro niżej Alosza słyszał czyjś nierówny oddech. Skierował swoje kroki w dół, mijając w końcu dwunastoletniego dzieciaka. Chłopiec ubrany w kolorową pidżamę wyglądał naprawdę żałośnie. Aleksy przeszedł obok niego w milczeniu. Dźwięk tłuczonego szkła słychać było jeszcze na ulicy.


~(^,-,^)~



Ulica była jak zawsze długa, jak zawsze z niebem u kresu. Dal i nic więcej, niebo i chłód. Z grubsza ładny obrazek taka ulica. Krok po kroku przecieram szlak. Jutro ktoś też tędy przedzie, ktoś wcześniej pozamiata chodnik, a to przecież ja szedłem tędy nocą, zanim dzień zdążył nabrać koloru, ja to zrobiłem i nikogo to nie obchodzi.
Obchodzi Matkę Boga, która co wieczór wyprasza u niego litość dla mnie. Litość, bo jestem już zawczasu potępiony.
A może powiedzą „to tędy szedł morderca”. I będą mnie tropić jak zwierzynę. Ale ja nie jestem mordercą. Jestem pokutnikiem.
Mógłbym zmieniać świat, mógłbym się poświęcić dla tysięcy oczu i zachwytów, ale nie dla siebie. Nie, nie znoszę, gdy moje poświęcenie ginie w szumie nic niewartych banałów. Z resztą czy świat rzeczywiście potrzebuje zmian? Ludzie żyją chwilę, a cokolwiek godnego uwagi może dokonywać się wiekami. I czy ktokolwiek zechce, abym to ja zmienił świat?
Melancholia to wybór własnego cierpienia nad radość innych. Jestem więc dzieckiem melancholii, jak każde dziecko piję łapczywie mleko matki, jej pierś nabrzmiewa jednak trucizną.
Dla odrzuconych przez jedyną miłość świat jest chwilą. Nie ma żadnej pustki, bo nie ma sensu w istnieniu czegokolwiek. Nie rozważam co mogło by się stać, nie wspominam. Mam chwilę i kosztuję ją jak najlepsze wino, jak najbardziej soczyste mięso.
Picie wódki tylko jedna z dróg, ostatecznie z górki i na dno. Nie warto nie pić. Trzeba przebijać się z dna w dno, delikatnie całować rynsztoki, z czcią oddawać się upodleniu.
Wszystko tylko po to, aby rano móc powiedzieć, że przeszłość nie istnieje, wstyd zniknął.
Bo wstyd nie istnieje, jeżeli tylko nienawidzi się wszystkich, szczególnie zaś siebie. Z kolei zemsta bez wstydu jest niczym więcej, niż wymogiem dobrego smaku, konwenansem. Nie czując większej ekscytacji można więc nie dokonać zemsty.
A ja z całego serca nie chcę się na tobie mścić.

~(^,-,^)~

Niedaleko znajdował się pewien bar. Miejsce dobre, jak każde inne, byleby gorzały nie brakowało. Aleksander powolnym krokiem wszedł do środka.
Nory takie, jak ta stawały się popularniejsze z dnia na dzień. Dziesiątki wypielęgnowanych mord śmiały się do siebie jak gdyby nie stało się nic. A przecież rzeczywistość wyglądała o niebo inaczej.
Alosza siedział opierając łokcie na blacie stołu. Wszyscy ci ludzie działali mu na nerwy. Tacy beztroscy, śmieszni w swoich nic niewartych postanowieniach, w budowaniu swojego wizerunku. Pili piwo i narzekali na to, że barman miesza je z wodą i tanim spirytusem.
Kobiety, takie delikatne, nawet te najbardziej wulgarne w ubiorze i zachowaniu. To one wzbudzały w Aleksym pragnienie krwi.
[i]Ludzie to jednak idioci. Gdyby tylko zechcieli otworzyć oczy, patrzeć na prawdę, choćby o życiu, o umieraniu, wtedy mogliby zająć się realnym szczęściem, nie budować coś po to tylko, aby odejść, zanim cokolwiek stanie się jasne.
Siedzący nieopodal mężczyzna mierził Aloszę szczególnie. Machał rękami w powietrzu i co chwila wybuchał świńskim śmiechem przekrzykując muzykę, głosy innych i własny rozsądek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dziewczyna, która cały czas starała się go uspokoić. Wampir od razu zwrócił uwagę na jej wspaniałą aparycję, jasną skórę, nieskazitelną twarz.
Alosza nienawidził ludzi takich, jak szalejący obok osiłek. Sam był owocem wyrośniętym z braku miłości, której pragnął ponad życie. Chociaż nigdy nie mógłby się do tego przyznać, jego życie było sumą wszystkich chwil, kiedy myślał o swoim smutku, o kobiecie, która nigdy nie chciała być jego.
Był głodny, głodny jak diabli. Dla Aloszy głód krwi oznaczał wściekłość, to uczucie potęgowało nienawiść, jaką darzył ludzkość.
Wampir wypił stojącą przed nim wódkę i uniósł się z siedzenia. Ubrany był w szary, podniszczony płaszcz sięgający nieco za kolana, niebieskie dżinsy, trapery i białą koszulę. Wzrostem górował nad większością obecnych.
Ponure, ciemne oczy utkwił w gapiącej się na niego dziewczynie. Najwyżej dwudziestoletnia, bardziej naga, niż ubrana blondynka zaprosiła Aloszę ruchem ręki, w chwili obecnej na dostawionej do stolika kanapie siedzieli tylko we dwoje. Wampir bez słowa pocałował jej lśniące od pomadki usta, ręce pewnie zaciskając na talii dziewczyny.
Zapach jej zbyt słodkich perfum i irytujące komentarze dziewczyny sprawiły, że Aleksy nie chciał przeciągać tej sceny ani o chwilę dłużej. Odgiął głowę blondynki do tyłu, lecz na gładkiej szyi nie złożył spodziewanego pocałunku, tylko zdecydowanie wbił w nie kły.
Ofiara cicho jęknęła, kiedy ciepła posoka wypełniła usta Aloszy nieskazitelnym smakiem. Ciało wampira przebiegł znajomy dreszcz, ale w umyśle falę przyjemności chciała zabić ludzka świadomość, resztki sumienia i wiary w Boga.
Spazmatycznie wygięta dziewczyna zwróciła w końcu uwagę któregoś ze swoich przyjaciół, wtedy wszystko potoczyło się już po staremu.
- Hej, co Ty wyprawiasz pojebie? - zawołał jakiś dzieciak. Miał najwyżej dziewiętnaście lat i Aloszy było mu go nawet trochę żal.
Chłopak podbiegł do wampira i oderwał go od dziewczyny. Zamachnął się na niego pięścią, jednak zbyt wolno i zbyt głęboko, aby móc zaskoczyć wampira. Aleksy dosłownie rzucił nim w stronę najbliższej ściany.
Dziewczyna będąca motorem napędowym całego zdarzenia leżała teraz przerzucona przez oparcie kanapy. Była blada, a jej piersi poruszały się powoli i nierytmicznie. Aleksy chciał wrócić do niej, jednak do bójki dołączyło się dwóch kolejnych bohaterów.
Pierwszy z nich, wysoki, dorównujący wampirowi wzrostem i znacznie od niego tęższy, rzucił się w jego stronę i chwycił go w stalowy uścisk silnych ramion. Drugi w tym czasie doskoczył do Aloszy i zaczął okładać go pięściami po głowie. Tępy ból na chwilę odebrał świadomość Katevanowi. Mężczyzna próbował wyrwać się napastnikowi, jednak wydawało się to ponad jego siły. Wokół walczących zebrał się wianuszek ciekawskich. Wampir w nieludzkim wygięciu nadgarstka sięgnął pod płaszcz i wydobył z pochwy na ramieniu długi, lśniący nóż o cienkim ostrzu. Wprawnym ruchem pozbawił unieruchamiającego go człowieka możliwości zaciskania ramion. Cięcie prosto przez tętnicę udową sprawiło, że posadzka szybko pokryła się kałużami krwi. Tłum odpowiedział na to panicznym krzykiem i niewiarygodnym popłochem. Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą starał się zmienić twarz Aleksego w pedantycznie płaski kawałek mięsa również rzucił się do ucieczki. Wampir skoczył za nim, powalając go na plecy. Szybko wbił zęby w gardło ofiary, wartkim strumieniem popłynęła krew z przegryzionej tętnicy.
W kilka chwil później bar zamienił się w siedlisko totalnego chaosu. Wcześniej Alosza nie zdawał sobie nawet sprawy, z kim dzielił miejsce do picia. Były tu inne wampiry, a to znaczyło, że niedługo pojawią się także pogromcy.
Ktoś uderzył go w potylicę ciężkim, tępym przedmiotem. Aleksy na chwilę stracił przytomność.


~(^,-,^)~



Sześć lat temu żyłem w Petersburgu, niedaleko newskiego zajmowałem cichy kącik w mieszkaniu pewnej wdowy. Była to kobieta szczególnie drażniąca, jednak jej interesująca uroda wzbudzała we mnie pewien szacunek względem niej. Utrzymywałem się ze sprzedaży wszystkiego, co tylko miało jakąś wartość, a akurat mogłem puścić to w obieg. To tu, to tam oddawałem ludziom przysługi, z dnia na dzień przechodziłem pewnym krokiem. Nic nie było idealne, jednak życie toczyło się zadowalającym rytmem.
Wtedy ty się pojawiłaś. Byłaś wyniosła i piękna. Jasna jak matka boga, otwierałaś przede mną nowe horyzonty. Jakaś czystość pojawiła się w moich myślach, z namaszczeniem obchodziłem się z tobą każdego dnia. Istniałaś dla mnie jako kochanka, chociaż nigdy nie mogliśmy być razem. Panienka ze wspaniałego domu, córka polityka. Nie chciałaś petersburskiego gieroja.
A gdy sam wziąłem to, co należało mi się od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem, wtedy ty poprzysięgłaś mi zemstę, która do dziś przygniata mnie do ziemi, przebija od jednego dna do kolejnego, aż wreszcie przyszpili do ostatecznego, zimnego piachu.
Uciekłem przed twoimi oskarżeniami, przed twoim płaczem. A wszystko to, bo kochałem Cię za nas oboje.
Jestem więc tutaj, w mieście rażących światłem bulwarów i ciemnych zaułków. I pewnie nigdy już się nie zobaczymy, chociaż tak naprawdę, to chyba nigdy się nie widzieliśmy.



~(^,-,^)~



Kiedy Alosza otworzył oczy, w Sali panował istny chaos. Krzyki mordowanych mieszały się z wciąż grającą muzyką i śmiechem wampirów. Słychać było także strzały. Cała ta kakofonia w sprawiała, że chciało się zatkać uszy i odwrócić głowę.
Wnętrze baru zamieniło się w poletko bitewne. Grupa wampirów walczyła ze zdeterminowanymi pogromcami. Alosza nigdy nie potrafił zrozumieć celu takich potyczek. Oczywiście, ze strony nie pijącej krwi mogło to wyglądać sensownie, jednakże los chciał, aby Aleksy znalazł się po przeciwnej stronie barykady.
Dlaczego wampiry narażały się na zgładzenie, skoro można było zwyczajnie wyjść?
Adrenalina tylko przyśpieszyła decyzję Katevana, krwiopijca w chwilę po podniesieniu się z ziemi wybiegał już z baru na ulicę.

~(^,-,^)~

 

Ostatnio edytowane przez Minty : 25-06-2011 o 21:02.
Minty jest offline  
Stary 25-06-2011, 20:49   #8
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
error;/
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 25-10-2011 o 21:36.
Minty jest offline  
Stary 01-07-2011, 11:55   #9
 
Wredotta's Avatar
 
Reputacja: 1 Wredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znany
Christof Torment i Xaraf Firebridge
Darnex wiedział, że padnie takie pytanie, jakie zadał Christof.
-Na razie nikt nie wie co się dzieje. Wygląda to na bunt młodziaków, który czasami się zdarza, ale to jakaś grubsza afera. Sadovski ma parę asów w rękawie, ale jeśli się z nimi podzieli to tylko podczas Rady, na którą zapraszam Was panowie jutro o godzinie 12 w Głównej Siedzibie. Pewnie wiecie, gdzie się znajduje, prawda?- popatrzył na swoich nowych podwładnych- Nie? Pomyślcie o niej, sama Was do siebie zaprowadzi, gdy będzie taka potrzeba- puścił do nich oko- ok, chłopaki, możecie się rozejść, do jutra.
Zajął się swoją Blood Mary, dając im znać, że rozmowa została skończona.

Frank Lorenz
Frank słysząc jak odgłosy za drzwiami cichną, odszedł od nich. Po chwili namysłu, otworzył je i zajrzał do środka. Na widok faceta całego we krwi, poczuł, jak wszystko przewraca się mu w żołądku. Ale to nie wszystko. Wyraźnie, czuł, że coś się z nim dzieje. Coś bardzo bolesnego. Kości trzeszczały, przesuwały się stawy. Na rękach i nogach wyrosła sierść. Nagle ból ustał, a Frank opadł na cztery łapy. Chciał spojrzeć, na owego faceta, ale okazało się, że już go nie było. Przed nim stał, wielki, brązowy wilk. Cofnął się do tyłu, lecz jeszcze nie wypracował widocznie chodu na czterech łapach, bo bachnął na tył. Sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa.

Dante Firebridge
Dante w końcu uspokoił się i wyciszył. Wiedział, że istnieje, jakieś racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji. Po jakiś kilku minutach zobaczył faceta wchodzącego do pokoju. Na jego widok wręcz przewróciło się mu w żołądku. Kości mu zatrzeszczały, stawy zaczęły się przemieszczać. Ból był zapewne nie do wytrzymania. Ale, nagle wszystko ustało. Dante zachwiał się i opadł na cztery łapy. Spojrzał na swoje nowe ciało. Całe obrosło futrem. Spojrzał z przestrachem w mądrych, wilczych oczach na faceta, który nie dawno wszedł do pokoju. Już go nie było. Zamiast niego stał srebrnoszary wilk, który z przestrachem cofnął się do tyłu. Zrobił to nad wyraz nieporadnie, gdyż upadł na tył. Dante chciał się roześmiać, lecz z jego gardła rozległ się przeciągły mruk. Sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa.

Thomas Waszczeniuk
Thomas poddał się, w końcu z takiej sytuacji nie było wyjścia.
-Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję. Ale nie zrobisz tego, co zamierzasz zrobić. Wbrew pozorom jest to niewykonalne. Nawet nie wyobrażasz sobie jak starym wampirem jestem i jak z poważanej rodziny pochodzę. Nie wiesz nawet jak starzy są moi podwładni. To naprawdę byłaby nie mądra decyzja stawiać się mi, a szkoda byłoby takiego wampirka- uśmiechnął się w ciemności- Doug, Gregory!- w mgnieniu oka pojawiło się dwóch kolejnych pomocników- zaprowadźcie pana Thomasa do Sali Gościnnej, Henry i Chick mają tutaj robotę- zachichotał- do zobaczenie niebawem, Thomasie- pstryknął palcami i Thomas znów stracił przytomność, pogrążając się w niespokojnym śnie, gdzie musiał się wykazać silną wolą, by się z niego wybudzić.

Aleksy Katevan
Po wyprowadzeniu tymczasowego towarzysza Aleksego, facet natychmiast skupił się na nim.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak głupio postępujesz okazując taką arogancję. Nie masz pojęcia jak stary jestem i do czego jestem zdolny, pisklaku. Ale wszystkie takie jesteście. Najpierw musicie cierpieć zanim zrozumiecie swój błąd. Chick, naucz go rozumu.
Jeden z pomocników podszedł do Aleksego, odpalając przy jego skórze zapalniczkę benzynową, w takiej odległości, by zadać mu nieopisany ból, ale nie zabić.
-I jaka jest teraz Twoja decyzja, drogi Aleksy?- ponownie zachichotał jeden z najstarszych wampirów.
 
__________________
"Już, już, bo nie będzie gier wideo..."
Wredotta jest offline  
Stary 01-07-2011, 23:42   #10
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Łowca dał im wolne, więc obrócił się na pięcie i zwracając zbytniej uwagi na swojego nowego współpracownika, poszedł w kierunku swojego małego sklepiku. Podczas drogi otworzył sobie whisky i raźno je sobie popijał. Nie mieszkał daleko, to też nawet nie był skuty, kiedy przekraczał próg mieszkania, nawet wspinaczka po schodach nie została utrudniona.
”Chyba się uodparniam” – pomyślał.

W domowych ścianach, zrzucił ze siebie cały złom jak zatargał do baru. Zachlapane posoką bronie wyczyścił na miejscu, ale kamizelkę i inne ubrania, musiał wsadzić do pralki i ustawić najniższy. Z nastawianiem programu nie miał problemu, chyba zawsze używał tego, z którego pomocą krew schodziła najefektywniej. Kiedy urządzenie zaczęło pracować, on sam zapakował się pod prysznic. Ciepła, parująca woda zaczęła spływać po jego zmęczonym ciele.
”Starzejesz się, staruszku, starzejesz” – a na koniec myśli, przeklął szpetnie.
I wcale nie kłamał. Miał już 32 lata na karku i w jego życie zmieniało się, jak w kalejdoskopie. Ważne że był doświadczonym Łowcą i robił co umiał. I będzie to robił tak długo, jak sobie na to sam pozwoli.

Po całym prysznicu, zjedzeniu kolacji i opróżnieniu butli z alkoholem, runął na łóżko. Szybko zasnął kamiennym snem. Jeszcze tylko zostawił sobie flaszkę burbona na jutro.
Kiedy się obudził, czuł się lekko skołowany. Głowa go nie bolała, żadnych problemów z układem trawiennym, wręcz przeciwnie. Czuł wielki apetyty, który szybko ruszył zaspakajać.
Po śniadaniu, otworzył drzwi sklepu i zaczął obsługiwać klientów. Zwyczajnych, szarych ludzi. Większość to myśliwi kupujący amunicję, ale były też typy spod ciemnej gwiazdy. Na szczęście byli rzadkością.
- Witam Pana, poroszę amunicję na jelenie… Tą co ostatnio – poprosił staruszek.
- Dzień dobry Panie Woodstacker, co? Znowu na polowanie? – czynił obowiązki sklepikarza Xaraf.
- Wie Pan jak to jest, nie ma co na starość siedzieć w domu – ekspedient pokiwał mu tylko głową ze zrozumieniem.
- Proszę – powiedział, wręczając opakowanie z nabojami i przyjmując należność.
Takich klientów lubił. Byli sympatyczni. Ale co innego zaprzątało mu głowę. O 12 musiał być w głównej siedzibie Łowców, to też obsłużył ostatnich klientów i wywiesił szyld „zamknięte” uprzednio zamykając drzwi na klucz.
Spakował swoje graty do podróżnej torby oraz zgarnął suche już ubrania i kamizelkę. Zabrał również uszykowane wcześniej kanapki. Wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku słynnej siedziby.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172