Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2011, 00:04   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[Autorski Manga/Anime] Martial Arts

Martial Arts


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wwg033Ze3Lk[/MEDIA]

Prolog

Wszyscy

Dyrekcja szkoły nr 8 w Jokatano miała czasem bardzo dziwne a przede wszystkim frustrujące pomysły. Kto to widziałby nagle pod koniec zajęć urządzić obowiązkowy apel organizacyjny! Uroczystość długą, nudną i tłoczną. Ponadto złote ciepłe promienie słońca, które sączyły się przez wielkie okna auli kusiły by wybiec stąd z krzykiem radując się weekendem. Dyrekcja jednak dała do zrozumienia, że kto opuści salę bez pozwolenia nauczycieli, będzie odrabiał to w soboty... cóż to był chwyt poniżej pasa ale skutecznie utrzymał uczniów w sali.

Uroczystość ciągnęła się niemal w nieskończoność, każda sekunda upływała w tempie przywodzącym na myśl godzinę. Młodsi uczniowie szybko usiedli pod ścianami nawet nie udając że słuchają, wraz z upływem czasu na ziemi siadało coraz więcej osób. Tylko Ci dbający o reputację wśród dyrekcji stali twardo na baczność, zaś pot spływał im po szyjach pod koszule szkolnych mundurków.

W końcu dyrektorka zakończyła nudna przemowę, a uczniowie jak na komendę poderwali się do góry i tłumnie zaczęli wylewać się z auli. Niektórzy dzwonili po rodziców by Ci odebrali ich samochodami inni pędzili w stronę swoich rowerów. Było już grubo po porze obiadowej bowiem słońce nie świeciło już tak mocno, szybkie spojrzenie na zegarek i nagły szok. To już 17. 30!



Większość uczniów młodszych klas pospiesznie kierowała się do domów, bowiem rodzice na pewno się martwili. Ci trochę starsi acz wciąż dalecy do pełnoletności pędzili na boisko by pokopać trochę w piłkę nim starsi ich stamtąd wygonią.
Gimnazjaliści już palili papierosy ukryci pod osłona drzew pobliskiego parku, lub też omawiali chytre plany zdobycie alkoholu. Oczywiście nie wszyscy, niektórzy pędzili na rowerach do domów gdzie czekał obiad, inni zaś spacerowali powoli w stronę metra gawędząc ze znajomymi.
Licealiści zaś..., oj tu każdy robił niemal co innego. Telefony do swych lepszych połówek, szybkie umówienie się z kumplami z klasy na wypad na piwo czy tez pędzenie na jakiś trening.
W tym całym zgiełku zaś wy, równie radośni z zakończonego apelu co reszta szkoły. Każdy z was miał swoje plany na ten dzień, za których realizacje już się zabierał. Słońce zaś zapowiadało naprawdę ciepła pogodę przez najbliższe dni...
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 31-08-2011, 02:32   #2
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Lei był pierwszym który usiadł na apelu. Nie pomogły groźne spojrzenia wychowawców, i nauczycieli. Widać było niezadowolenie na jego twarzy, wywołane uniemożliwieniem mu wyjścia z apelu. Leżał teraz i zastanawiał się czy nie wyskoczyć przez okno, na pobliskie drzewo. Pomysł nie głupi, może nawet by nie zauważyli. Jedyne co go powstrzymywało, to świadomość że gdyby się nie udało matka nie była by zadowolona. I tak miał tu sporo problemów, więcej niż tyle ile teraz znosił nie było mu potrzebne. Starczyło mu to obgadywanie, za jego plecami na temat wyglądu i akcentu. Tak był chińczykiem. No dobra pół Chińczykiem, ale było to widać, zwłaszcza w akcencie. Dla kogoś kto nie mieszkał w tej części świata, na pewno byłby kolejnym skośno okiem, ale tutaj każdy odróżniał narodowość. Do tego był nowy. Idealny cel dla tych wszystkich którzy mieli swoje kompleksy i odreagowywali je na innych. Tylko czekać aż zjawią się goście z starszy klas próbujący wyłudzić od niego pieniądze. Podrapał się po głowie, jeszcze bardziej rozczochrawszy i tak wzburzone średniej długości włosy. Nie był wysoki, nawet jak na swój wiek. Jakieś sto trzydzieści centymetrów, wystarczająco by uznawać go za pokurcza. Uśmiechnął się gdy zobaczył, że kolejni biorąc z niego przykład, siadają i olewają cały ten nadęty apel. Jedno było pewne, nauczyciele nie potrafili utrzymać porządku. Westchnął.
-Gdyby tu był dziadek....- Popatrzył na ludzi do okoła, i uśmiechnął się nieco wrednie.
-...to wszyscy chodzili by jak szwajcarskie zegarki.

Uśmiech nie schodził mu z twarzy aż do końca apelu. Było już późno, ale mógł wrócić bez problemu jeszcze później. Matka nie wróci co najmniej przed 19. Wyjął z plecaka mapę. Może był tu już półtora miesiąca, ale nie zwiedził jeszcze całego miasta. A tym razem miał ochotę na konkretne miejsce. Niewielką dzielnicę, chyba najmniejszą. China town. Nareszcie zje coś dobrego, nareszcie będzie na co wydać pieniądze. Rozejrzał się po rozchodzących się ludziach. Patrzył na dziewczyny, chłopaków, ludzi z jego własnej klasy. Poprawił plaster na ręce. Kilka siniaków, powstałych po upadkach z wysokości, spadaniu z różnych, na różne, i z różnymi rzeczami. Tak lubił się wspinać i wybierać drogi na skróty. I świadczyły o tym różne siniaki. Prawdziwa kolekcja. Odezwał się jego brzuch. Był głodny i miał już dość japońskiego jedzenia. I ten ich pseudo rosół. Jak oni to nazywali? Ramen? Miał już tego po dziurki w uszach. Pora zjeść coś naprawdę dobrego. Przyjrzał się mapie. Obrał kierunek i ruszył po swój pyszny posiłek. Czas na prace i trening będzie wieczorem. Może kupi nawóz jego roślinki.
 
Jendker jest offline  
Stary 31-08-2011, 03:17   #3
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Przez uchylone okna auli wlewało się miodowe światło słoneczne. Z jednej strony, okna uchylono, by dostarczyć zgromadzonym świeżego powietrza, z drugiej... cóż, ktoś chyba zapomniał o temperaturze i zupełnie bezwietrznej pogodzie tego dnia. Toteż zarówno uczniowie, jak i nauczyciele zebrani w auli nie tylko musieli się borykać z nadmiarem dwutlenku węgla i wszędobylskim zapachem potu w auli, ale dodatkowo musieli stawić czoła wzrastającej we wnętrzu temperaturze. Wszyscy, zaczynając od bachorów, aż po młodych dorosłych, na łysiejących profesorach kończąc. Wszyscy ustawieni w równe rządki. Na baczność. A w auli robiło się coraz cieplej, coraz weselej.

Tak właśnie wyobrażała sobie apel Yuuki Kantate. Wyobrażała, ponieważ nie znała zabawniejszego oksymoronu niż obowiązkowy apel. Przychodzenie do szkoły w soboty i tak należało do jej cotygodniowego programu. Udawała się do niej jeśli nie za karę to jako przywódca szkolnego gangu pilnowała z ekipą terenu. Spotykała się ze swoimi “podwładnymi” koło boiska, gdzie zimna bryza wodopojów dawała wieczorem miły chłodek, by omówić aktualne sprawy. Informacja dawała władzę - Yuuki dokładnie o tym wiedziała. Toteż - ona słuchała, a przydupasy raportowały. Czasami nic się nie działo i wszyscy rozchodzili się, każde w swoim kierunku, jednak czasami należało spuścić komuś łomot, wywołać bójkę czy wogóle wypowiedzieć wojnę konkurencyjnemu gangowi - te spotkania były jej ulubionymi. Nie ma jak zapach krwi wymieszanej z adrenaliną tuż przed snem.

Yuuki zaparkowała swój motocykl na trawniku obok zadbanego klombu tokijskich różyczek. I tak zaraz planowała stąd odjechać. Brama z cichym skrobaniem naoliwionych zębatek zamknęła się za jej plecami, gdy wchodziła do domu.
- Już jestem - oznajmiła bez entuzjazmu, zdejmując buty i wchodząc do przestronnego salonu. Nie czekała na odpowiedź, właściwie wolała uniknąć jakichkolwiek konfrontacji.
- O, już jesteście! Kaiki, jak ci się podoba w nowej szkole? - radosny głos, podobny do dźwięcznego skowronka wyprzedził właścicielkę w drodze z kuchni o kilka sekund.
Wyszła uśmiechnięta, wycierając dłonie w serwetkę. Matka, pani Kantate, była niską kobietą o hebanowo czarnych włosach spiętych w elegancki, ścisły kok. W swojej pogoni za utraconą urodą zażywała wiele specyfików i poddawała się szeregowi zabiegów kosmetycznych, co sprawiało, że oszacowanie wieku tej kobiety, chociażby w przybliżeniu, nie było łatwe. Ubrana była, jak zwykle, elegancko i ze smakiem, jak gdyby nawet w domu chciała podkreślić dobrobyt rodziny. Jakby sam dom nie wystarczył... Zwyczajowo zabezpieczała się przed ewentualnymi plamami śnieżnobiałym fartuszkiem, wyperfumowanym w czasie prasowania lawendową wodą - moda pochodząca z samej Ameryki. Głos pani domu napotkał Yuuki, kiedy ta pokonała już pierwsze schody prowadzące na wyższe piętro.
- Kaikiego jeszcze nie ma, został dłużej po lekcjach - poinformowała dość chłodnym tonem.
- On? A ciebie nie zatrzymali? - dwuznaczność tych słów niemal wywołała uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Jakoś się nie odważyli - odpowiedziała podejmując dalszą wspinaczkę do swojego pokoju.
Pokój Yuuki niezmiennie wywoływał lament jej matki. Nie chodziło o bałagan, gdyż w tej kwestii nie można było dziewczynie zarzucić wiele, jednak od pewnego czasu zaczęła zmieniać umeblowanie na coraz to chłodniejsze. Biurko wymieniła na szklany blat z wypiaskowaną modną grafiką, który został położony na metalowych podpórkach, zwinęła i wyrzuciła przez okno dywan odsłaniając tym samym drewnianą lakierowaną podłogę (oraz łamiąc młodą brzozę rosnącą w pobliżu okna), do tego romantyczne łóżko z delikatnym baldachimem zamieniła na proste, o prostokątnym, surowym wezgłowiu. Jakby tego było mało - córka rodziny Kantate odgrażała się, że wkrótce przemaluje ściany. Naturalnie, nie własnoręcznie, ale nie widziała najmniejszego problemu w wykorzystaniu w tym celu swoich wpływów. Jedynym meblem posiadającym immunitet w pokoju pozostawała półka na książki, zmianę tego mebla trzeba było dokładniej przemyśleć, ze względu na zawartość.

Yuuki stanęła w samej bieliźnie przed wysokim lustrem zawieszonym w jej prywatnej łazience. Z mundurku pozostawiła na sobie jedynie celtycki krzyżyk zawieszony na srebrnym łańcuszku. Zaczęła się wyginać jednak z niechęcią szybko stwierdziła, że od ostatniego razu nie da się zauważyć najmniejszej poprawy w jej figurze. Jak to możliwe, że podczas, gdy jej matka szczyciła się figura osy, Yuuki nie dość, że nie miała obfitego biustu, to jeszcze na dodatek biodra ledwo różniły się szerokością od talii? Przodkom niech będą dzięki za długie nogi! Te jej się akurat udały. No i buźka. Myśląc tym tokiem nałożyła delikatny krem na płatek i zaczęła zmywać dzienny makijaż. Jednocześnie złapała kosmyk włosów obserwując ledwo zauważalne czerwone refleksy. Jutro będzie musiała znowu nałożyć kolor, dzisiaj nie miała już wystarczająco czasu, w końcu o 17 zaczynał się trening.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 31-08-2011 o 03:44.
Eyriashka jest offline  
Stary 31-08-2011, 13:06   #4
 
Lastrada's Avatar
 
Reputacja: 1 Lastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwu
Ami (jak pewnie każdy) z niechęcią zjawiła się na apelu. Ponieważ była bardzo dobrą uczennicą nie mogłaby go ominąć dodatkowo gdyby mama się o tym dowiedziała miałaby już na 100% szlaban. Gdy mieszkała jeszcze w Korei wymknęła się z lekcji wraz z koleżanką. Niestety nauczyciele zauważyli ich nieobecność i wezwali rodziców. Po awanturze z matką nie dość, że musiała zostać na drugi dzień po lekcjach to dostała szlaban na 3 miesiące i musiała wysprzątać cały strych. Te trzy miesiące ciągnęły się jakby trwały całe lata. Codziennie zamiast spacerować i plotkować sobie z koleżankami, pomagała mamie w domowych obowiązkach, a zamiast SMS – ować sobie z kolegami, musiała odrabiać lekcje a jeżeli już skończyła to mama zadawała jej ćwiczenia dodatkowe. Nie miała nawet za dużo czasu na trening. I tak było codziennie. Nie licząc dnia, w którym Ami miała sprzątać strych. Gdy tylko tam weszła wyglądała choćby zobaczyła ducha. Wszystko wyglądało tam mniej więcej okropnie wszędzie jakieś rozrzucone butelki, poprzewracane stołki, pełno nie ułożonych książek i dużo innych rozrzuconych i nie potrzebnych gratów. Nie mówiąc o pajęczynach i pająkach, których była cała kolekcja. Gdy tylko Ami sobie to wszystko przypomniała przeszedł ją dreszcz, rozejrzała się dookoła i uświadomiła sobie, że właśnie kończy się apel. Trochę rozkojarzona spojrzała na zegar i zdziwił ją fakt, że jest już 17. 30. Chwilę później wszyscy się rozeszli. Ami nie miała daleko do domu. Mieszkała parę ulic dalej, więc spojrzała jeszcze tylko przez chwilę na szkołę i ruszyła w kierunku domu.

Po drodze zobaczyła knajpkę, której do tej pory jeszcze nie widziała. Był to nie duży jedno piętrowy domek z japońskim napisem „Takamoto de sushi bā”, co znaczy „Bar Sushi u Takamoto”. Ponieważ Ami kocha sushi wyciągnęła szybko portfel z swojego niebieskiego plecaka i sprawdziła ile zostało jej z ostatniego kieszonkowego. Nie było tego dużo, bo większość wydała na nowe kimono, ale zawsze coś. Gdy weszła do środka klimatyzacja przy wejściu rozwiała jej kruczo czarne włosy. Spojrzała do przodu i do głowy przyszła jej tylko jedna myśl:
-W życiu nic nie kupię przy takiej kolejce! - Niestety nici z pysznego jedzonka. Ami trochę rozczarowana znów zmierzała w kierunku domu.

Gdy tylko weszła do środka krzyknęła:
-Mamo! Już jestem!- nagle usłyszała dobiegający z dołu głos matki
-Słyszę. Chodź na obiad.
-Tylko się przebiorę!- Po tych słowach Ami ściągnęła buty i pobiegła do swojego pokoju, gdy już w nim była zdjęła mundurek i ubrała się w zwykły niebieski top i krótkie dżinsowe spodenki, po czym powiedziała:
-Och. Ale ulga- a potem poprawiła tylko włosy i poszła na górę zjeść podgrzany już wcześniej przez matkę obiad.
 

Ostatnio edytowane przez Lastrada : 31-08-2011 o 13:56.
Lastrada jest offline  
Stary 31-08-2011, 13:09   #5
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Marc nie był zachwycony apelem. Przez niego szlag trafił fizykę, teraz będzie musiał siedzieć nad tym w domu. Miał ważniejsze rzeczy do roboty, niestety nie potrafił odpuścić. Nie, nie był kujonem, biorąc pod uwagę jego wygląd nikt by nawet przez moment tak nie pomyślał. Żylasty i umięśniony osobnik bez grama tłuszczu, ostrzyżony na jeża budzi wręcz przeciwne skojarzenia. Do tego szyty na miarę mundurek i wcale przystojna twarz. Nawet teraz ociekając potem nie pozwolił sobie na rozluźnienie kołnierzyka, co nie znaczyło, że słuchał z zapartym tchem apelu. Nic bardziej mylnego, oparł się w kącie o ścianę z kieszeni dyskretnie wyjął palmtopa i kliknął ikonkę facebooka.
Do szkoły przyszedł już w trakcie semestru, jego ojciec został wysłany tu na placówkę dyplomatyczną. Był już w tylu szkołach, w tylu krajach, że aklimatyzacja przebiegła bezboleśnie. Prawie, Amerykanin zawrze budził emocje i niektórzy stawiali sobie za punkt honoru pokazaniu mu gdzie jest jego miejsce. Cóż, kierując się doświadczeniem życiowym nabytym w poprzednich szkołach Marc wyjaśnił to w szatni tuż po pierwszej lekcji wfu. Oczywiście potem wraz z grupą uczniów twierdzili zgodnie, że uderzyli się o szafki.
Jego wymowa budziła wesołość, ale z każdym tygodniem robił coraz mniej błędów. Taki już był, jeśli za coś się brał to robił to najlepiej jak umiał, a jeśli umiał kijowo to brał się za to aż efekty było co najmniej zadowalające. Tak samo było z fizyką, po prostu nie czuł by się dobrze nie dając wszystkiego z siebie.
Hmm, wiele się w świecie nie działo od rana, stwierdził zerkając na ekran, chociaż… Sara chwaliła się nową fryzurą.
- Hmm.
Mark spojrzał w górę.
- Przepraszam panie Kaima, doczytuję fizykę z lekcji – pokazał ekran, na którym faktycznie widniały fizyczne wzory. Nigdy nie zostawiał nic przypadkowi. – Przepraszam, to się nie powtórzy.
Pan Kaima mruknął coś pod nosem o niewychowanych amerykanach i kontynuował niespieszny spacer między uczniami.

W końcu wolny, pozwolił wybiec smarkaterii i dopiero ruszył do wyjścia. Teraz wrzuci coś na ruszt i zostanie mu tylko lekcja japońskiego. Skoczył tylko do kask do szafki i ruszył na parking. Jego maszyna stała w rogu, czerwono-czarny ścigacz. Silnik zamruczał. Kiwnął przechodzącym znajomym z klasy zamknął kask i z rykiem silnika pomknął ulicą.
Nie lubił jeździć w garniturze, ale na przebranie nie mógł sobie pozwolić. Nauczyciel, którego znalazł mu ojciec był tradycjonalistą i tego samego oczekiwał po uczniu. Mimo tej ewidentnej wady uczył doskonale.
 
Mike jest offline  
Stary 31-08-2011, 21:38   #6
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Pon, pon, pata~ pon~ - mruczał do siebie rytmicznie stojąc w środkowym rzędzie na zbiórce. Zawsze tak robił. Nauczyciel nigdy nie widział, co robią uczniowie po środku, zwykle i tak były trzy rzędy, pierwszy nie mógł nic robić, a to drugi był pilnowany.
Kaiki był tym chłopakiem, którego chcąc czy też nie znali wszyscy znajomi znajomych, lub gdzieś o nim słyszeli. Wyjątkiem byli nowi oraz ci, którzy celowo unikali przygód. Choć dlaczego go znali, nie widział nikt.
Zawsze z celowo krzywo zapiętym mundurkiem, zawsze tempo uśmiechający się do nauczycieli...Zawsze musiał być w toalecie, gdy znajomi postanowili zapalić - a wisieli mu drobne, zawsze musiał siedzieć w pierwszej ławce po stronie okna, zawsze miał przymrużone oczy, których koloru właściwie nikt nie znał, i zawsze nauczyciele zastanawiali się czy ich słucha czy śpi.
Nidy nie wyróżnia się z tłumu - pomija wfy, przypadkowo natrafia na złą kuzynkę i przeszkadza jej w dopisaniu kreski do notesu z listą powodów do wyrzucenia ze szkoły, a oceny to wiecznie wykluczająca się ilość dwójek i czwórek spokojnie uciszanych przewagą trójek.
Do Jakanato chodził od początku roku, czyli chwilę. Nikt go nie widział i nie zauważył, dopóki nie wykłócił się z wice dyrektorem, że może farbować włosy na biało z racji, że szkoła jest tolerancyjna - a szkoła nie musi wiedzieć co toleruje, bo prawa ucznia dają mu prawo do posiadania sekretów.
Pytany czy jest homo mówił wymijająco "mam włosy białe a nie różowe", pytany czemu jest dziwny odpowiadał "nie jestem tak głupi aby być normalnym". Od strony logicznej najpewniej za swój tępy wygląd i cwaniackie zachowanie mógłby dostać w zęby już dawno, ale z jakiegoś powodu wszyscy wolą go lubić albo nie widzieć, zwłaszcza, gdy w pobliżu jest jego kuzynka, której kompleksy zdecydowanie wolał leczyć.
Przynajmniej on uważał, że powinno być jakieś źródło w jej zachowaniu.
Właściwie to wszystko jedno, i tak jest zbyt agresywna.

Salę opuścił ostatni - nie pałał miłością do tłumów ludzi, którzy kotłują się w wyjściu z sali gimnastycznej, którą chyba po raz pierwszy widział od środka.
Tak samo było przy szafkach koło drzwi wyjściowych. Nie chciał się bić o dostęp do swoich butów oraz bluzę, która stanowiła jego poza szkolny mundurek.
Technicznie, gdy przyszedł z Tokio do kuzynki zabrał ze sobą tylko jeden plecak - kilka książek, tablet służący za komputer, PSP oraz jakieś stare "komiksy", których jego nowi opiekunowie nie zdążyli zobaczyć, a które jednocześnie wylądowały pod łóżkiem, gdy tylko chłopak znalazł się w swoim pokoju.
Teraz jednak był świeżo po apelu, który takim świeżym go nie pozostawił. Był cały przepocony, choć nie chciało mu się wracać od razu do domu.
Widział gdzieś Osamu, nie znał go za bardzo toteż postanowił darować sobie szukanie towarzystwa, zamiast tego skoczył tylko za drzewo do małej bandy dzieciaków z gimnazjum. Rzucił jednemu młodziakowi zapalniczkę zippo, którą wcześniej znalazł obok owego młodziaka plecaka aby za pieniądze z odsprzedaży pójść do salonu gier retro pomęczyć starego street fightera z braku pomysłów na zajęcia.
Dopiero o 19 ruszył do domu, wchodząc do środka zgarną z stołu dwa tosty i z przeciągłym, zaspanym "Ohayoou~" ruszył do pokoju na film z Brucem Lee.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 31-08-2011 o 22:49.
Fiath jest offline  
Stary 01-09-2011, 11:53   #7
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Apel - podobnie jak niemal wszystkich uczniów - strasznie irytował Osamu. Postanowił jednak, że będzie robił dobrą minę do złej gry. Stał twardo w jednym z pierwszych rzędów słuchając nudnych i zdecydowanie przydługich wywodów nauczycieli oraz dyrekcji. Ich słowa nie pozostawały jednak na długo w świadomości chłopca. Jego umysł zaprzątały zupełnie inne, o wiele ważniejsze sprawy. Przez większość czasu martwił się oczywiście o dziadka. Wiedział, że jego stan nie był najlepszy i w każdej chwili mogło dojść do najgorszego. Wiedział o tym, jednak z uporem maniaka odrzucał od siebie tę myśl. „Na pewno będzie dobrze” - powtarzał wciąż w myślach.Najbardziej bolała go teraz bezsilność i fakt, że musiał opuścić Hayate w tak trudnej chwili. Był w Jokatano dopiero drugi dzień, a już miał dość tego miasta. Chcąc nieco oczyścić umysł rozejrzał się po okolicy. Gdzieś pod ścianą spora grupka młodszych uczniów zmieniła już pozycję ze stojącej na tę nieco wygodniejszą - siedzącą. Dołączało do nich coraz więcej osób. Osamu nie zamierzał jednak iść w ich ślady. Choć należał do osób raczej chudych był dość wysoki. To wystarczało, by wyróżniał się nieco z grupki otaczających go uczniów. Czuł więc na sobie wzrok grona pedagogicznego. Był niemal pewien, że przynajmniej część z nich stara się teraz go teraz zlustrować i ocenić jak wiele problemów może im sprawić. Wolał więc nie robić złego pierwszego wrażenia. Poprawił okulary na nosie i ręką wytarł kropelkę potu spływającą mu po twarzy. Upał i duchota stawały się coraz mniej znośne. Czuł, że jego średniej długości, czarne włosy zaczynają sklejać się pod wpływem wilgoci. Zamknął oczy. Prosił w duchu, by to wszystko jak najszybciej się skończyło.

Może był to zwykły zbieg okoliczności, a może czuwała nad nim jakaś wyższa siła ale jego prośby zostały wysłuchane. Dyrektorka zakończyła swoją przemowę, a uczniowie powoli zaczynali ruszać się z miejsc. Towarzyszył temu głośny i niezbyt przyjemny szum. Połączenie dźwięków szeleszczących ubrań i setek głosów mieszających się w hałas dorównujący siłą hukowi startującego samolotu. Wystarczyło teraz tylko przepchnąć się przez tłum uczniów i można było wracać do domu. Będąc na zewnątrz chłopak od razu odpiął kilka pierwszych guzików w koszuli. Nie było tu tak ciepło jak wewnątrz, jednak i tak dało się odczuć wyraźną ulgę.

Sięgał właśnie do kieszeni by zadzwonić po ojca, gdy poczuł wibracje telefonu. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. „Masz jedną nieprzeczytaną wiadomość”. Odruchowo i niemal bezwiednie wcisnął przycisk odpowiadający za odczytanie SMSa. Jego uwagę zwróciła przy okazji godzina. Wpół do szóstej. Dyrekcja naprawdę przesadziła z tym apelem. Wiadomość, którą dostał wysłana została przez Katashi’ego. „Mam strasznie dużo pracy, nie dam rady po Ciebie przyjechać. Mam nadzieję, że poradzisz sobie sam.” Świetnie. Czarnowłosy energicznym ruchem odłożył komórkę z powrotem na miejsce w swojej kieszeni. Spojrzał w niebo. Czekał go dość długi spacer, miał więc nadzieję, że nie zanosi się na ulewę. Tylko tego by mu teraz brakowało. Na szczęście niebo było czyste, a słońce świeciło ładnie. Wziął głęboki oddech, po czym dość głośno wypuścił powietrze. Powoli zaczął kierować się w stronę domu ojca.

Nie znał miasta, więc powrót zajął mu prawie dwie godziny. Na szczęście miał dość dobrą pamięć i mniej-więcej kojarzył drogę, jaką rano jechał jego ojciec, odwożąc go do szkoły. Mimo tego kilka razy skręcił nie tam, gdzie powinien i kręcił się trochę w kółko. W domu nie było nikogo. Na szczęście Katashi był na tyle przezorny i już wcześniej przygotował osobny komplet kluczy dla swojego pierworodnego. Chłopiec ściągnął buty i wszedł do środka. Ze znalezionych w lodówce produktów udało mu się stworzyć jakąś w miarę smaczną kolację. Jadł, siedząc przy stole w kuchni. Dom ojca nie był specjalnie duży, jednak udało się zagospodarować w nim niewielki pokój do dyspozycji Osamu. Właśnie do niego udał się, gdy tylko skończył jeść.Usiadł na łóżku, wyciągnął telefon i wybrał numer do szpitala, w którym leżał dziadek. Odebrała jakaś pielęgniarka.
- Dobry wieczór. Moje nazwisko Yuuhou Osamu. Dzwonię w sprawie dziadka - Yuuhou Hayate.
- Już sprawdzam - odpowiedział głos w słuchawce. - Tak, mamy u nas takiego pacjenta - poinformował po chwili.
- Co z nim? Jak się czuje? - czarnowłosy naprawdę martwił się o swojego opiekuna.
- Jego stan jest bez zmian. Jest stabilny ale wciąż nie wybudził się ze śpiączki. Lekarze nadal nie są pewni co ją spowodowało - pielęgniarka odpowiedział po chwili.
- Poinformujecie mnie państwo, gdyby coś się zmieniło? - głos chłopca brzmiał niemal błagalnie.
- Oczywiście.
- Dziękuję. Życzę spokojnej nocy - odpowiedział chłopak, przed rozłączeniem.
Opadł na łóżko spoglądając w sufit. Jeszcze przez chwilę tonął we własnych myślach. W końcu wstał, wykonał wieczorną toaletę i położył się do łóżka. Ojca wciąż nie było w domu. Chłopak zasnął dość szybko.
 
Ozo jest offline  
Stary 01-09-2011, 18:00   #8
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Lei Fang


Młody pół japończyk z mapa w ręku ruszył w stronę China Town. Dzielnica była dobry kawałek od szkoły, tak więc chłopak złapał autobus by nie męczyć burczącego żołądka spacerem. Środek komunikacji miejskiej był dość zatłoczony, jak to zwykle bywa o tej godzinie. Szkolną torbę było trzeba więc trzymać przy sobie, by uniknąć kradzieży jak i przeszkadzania innym. Z każdym przystankiem, który zbliżał Leiego do chińskiej dzielnicy, autobus pustoszał, na miejsce dojechała zaledwie garstka pasażerów.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=enHg3XrhsHk[/MEDIA]

Gdy tylko wyszedłeś z autobusu poczułeś specyficzny klimat tego miejsca. Nie było tu topornych bloków mieszkalnych, oraz nigdzie nie zobaczyłeś przydrożnego stoiska z Ramenem. Miejsce to zachowane było w konwencji tradycyjnych Chin. Drewniane domki, o typowych kwadratowych dachach z lekko uniesionymi rogami. Wejść do niektórych restauracji strzegły kamienne figury chińskich smoków, zaś szyld wypisany był staro-chińskim, był to znak że właściciel to tradycjonalista. Ciasne uliczki między budynkami, tworzyły prawdziwy labirynt, zaś główne ulice były dość opustoszałe.
Gdy wszedłeś już do pasującej Ci knajpki w nos uderzył Cię wspaniały zapach, chińskiej kuchni. Żołądek krzyknął wręcz z radości, oczy zaś spoczęły na apetycznie wyglądających sajgonkach, które jadł jeden z klientów.


Do twojego stolika szybko podeszła kelnerka, ubrana w czerwone kimono i z uśmiechem przyjęła zamówienie. Oczekując na jego realizacje miałeś czas by zapoznać się dogłębniej z karta dań, jak i wystrojem wnętrza. Lokal był zadbany, ceny zaś przystępne, jedyne czego mogłeś żałować to, to iż mieszkasz tak daleko stąd.
Kiedy w końcu wyszedłeś z restauracji z pełnym żołądkiem i lżejszą sakiewką, zdałeś sobie sprawę że już prawie 19. Było trzeba szybko wracać do domu by nie martwić rodzicielki! Szybki rzut oka na mapę, pozwolił zlokalizować metro, które podjeżdżało niemal pod sam twój dom, i było zdecydowanie szybsze niż autobusy. Skręciłeś więc w boczną uliczkę tak jak nakazywała mapa, i niemal nie wpadłeś na jakiegoś wysokiego mężczyznę. Spojrzałeś do góry na osobnika, który nie wiadomo dla czego nie chciał usunąć się z drogi. Ubrany w zieloną koszulkę, oraz dżinsy, podarte na kolanach. Do jednej ze szlufek na pasek przyczepiony miał łańcuch którego drugi koniec niknął w kieszeni. Blondyn uczesany był w typową buntowniczą fryzurę. Lekki irokez, wygolone boki , do tego kolczyk w uchu by podkreślić jakim to się jest „wyrzutkiem”.


Co gorsza, nagle z jednej z przyległych uliczek wyszedł kolejny mężczyzna, który zagrodził Ci drogę powrotną. Wyglądał na trochę starszego od blondyna, acz był niższy. Nadrabiał ten brak jednak większa muskulaturą, zaś blizny nad oczami dodawały mu groźnego wyglądu. Ubrany w konwencji militarnej: koszulka moro, ciężka kurtka, oraz spodnie, które znikały w ciężki traperach. Na szyi przewieszone miał gogle, które średnio pasowały do tego stroju, no ale jak się to mówi, styl to sprawa prywatna. Ponadto lepiej nie wytykać komuś braku dobrego smaku, gdy osobnik ten na ramieniu opiera ciężką metalową rurę.


- Lei Fang? –odezwał się blondyn lekko zachrypniętym głosem, i uderzył pięścią w otwarta dłoń.
- Mamy z tobą, pewną sprawę do załatwienia. –dodał ten ubrany w moro i uniósł lekko metalową rurę.
Nie trzeba było być geniuszem by domyślić się na co się zanosi...

Ami Tamura


Obiad, był jak zawsze smaczny, ale nie było co się dziwić, twoja matka naprawdę dobrze gotowała. Ryż, kurczak, wołowina, ziemniaki czy makaron, nieważne co wpadło w jej ręce, nagle stawało się daniem wartym każdego grzechu. Kiedy żołądek został już napełniony pysznym posiłkiem, ty zajęłaś się swoimi zwykłymi sprawami. Był czas by trochę poćwiczyć, przynajmniej rzucić okiem na to co już zdążyli zadać nauczyciele, oraz pogapić się tempo w ekran telewizora czy tez komputera. Jednym zdaniem : normalny spokojny wieczór. Na dworze powoli się ściemniało, było już trochę po dwudziestej gdy dobiegł Cię głos matki, proszącej o wyniesienie śmieci. Cóż, ta czynność jest jedną z nieodłącznych rzeczy jakie trzeba wykonywać póki jest się młodym. Buty trafiły na stopy, worek do ręki i już po chwili zbiegałaś po schodach z niezbyt zalotnie pachnącym workiem.

Do śmietnika było trzeba kawałek podejść, był ustawiony tak by wszyscy z osiedla mieli doń podobną odległość. Zachodzące słońce zostało zakryte chmurą, acz mim oto wciąż było ciepło, a każdy podmuch powietrza, był niczym balsam dla skóry. Kilka chwil i worek już lotem koszący, pokonał odległość od kosza, i wylądował w nim z cichym plaśnięciem.
To jak że trudne zadanie zostało wykonane i można było wracać do domu!
Odwróciłaś się już by ruszyć w tamta stronę, gdy za sobą usłyszałaś kroki... dziwne przed chwila nikogo tu nie widziałaś.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ntHFvSOSbGs&feature=related[/MEDIA]

Jak gdyby po to by dopełnić atmosfery, zawiał wiatr poruszając złowieszczo liśćmi na pobliskim drzewie, oraz z trzaskiem zamykając jedną z pokryw śmietnika.
- Co taka ładna dziewczyna robi tu sama? –usłyszałaś za sobą męski przeciągły głos, teraz już nie można było powiedzieć, że kroki tylko Ci się przesłyszały, ktoś powoli szedł w twoja stronę.
Odwróciłaś się, a twoim oczom ukazał się chłopak w wieku lat około osiemnastu. Ubrany w zwyczajną jasną bluzę o długich rękawach, jak i niczym nie wyróżniające się spodnie. Jego mysie włosy potargane były na wszystkie strony, na szyi zaś wisiał nieśmiertelnik. To co jednak było w nim przerażającego to wzrok. Wzrok pożądliwy, groźny jakoś dziwnie obojętny. Oczy chłopaka co chwile omiatały ciało dziewczyny, bezwstydnie zatrzymując się na biuście, a gdy stała tyłem na pewno kilka razy omiotły jej pośladki. Ponadto Ami nigdy tego chłopaka w okolicy nie widziała.


- Może Cię odprowadzić...? –zapytał po raz kolejny tym przyprawiającym o ciarki głosem. – Jak chcesz możemy też wpaść do mnie...- dodał z lubieżnym uśmiechem podchodząc już niebezpiecznie blisko.

Osamu Yuuhou


Sen przyszedł szybko, jednak nie był on błogim lekarstwem. Dręczyły Cię koszmary związane z dziadkiem i jego stanem zdrowia, w nocnych marach pojawiały się najgorsze wizje, jak i obwiniający Cię o jego chorobę głos.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=137xoq_DFwA&feature=player_embedded#![/MEDIA]

Ze snu wyrwał Cię jednak nagle jakiś hałas. Zerwałeś się z łóżka, spoglądając na budzik na nocnej szafce, wskazywał kilka minut po 22. Tak więc to nie jego dzwonek wydobył Cię z krainy Morfeusza. Spróbowałeś się skupić, y mózg przypomniał sobie Co cię wybudziło. Po chwili przyszło olśnienie, był to dźwięk tłuczonej szyby. Czyżby włamywacz, a może jakiś głupi kawał chuliganów?

Odpowiedź nadeszła szybciej niż można by się spodziewać, bowiem usłyszałeś kroki na schodach, a gdy złapałeś okulary wciskając je na nos ktoś chwycił klamkę od twojego pokoju i otworzył ją powoli. W drzwiach stanął blady chłopak, w skórzanych obcisłych spodniach, oraz w kurtce z tego samego materiału, zarzuconej na goły tors. Był niezwykle szczupły, zaś jego twarz przysłaniała maska hokejowa. Niebieskie zimne oczy jednak niczym latarnie błyszczały w ciemności pokoju, zaś czerwone włosy rozwiane były na wszystkie strony.


Mężczyzna bez słowa wkroczył do pokoju patrząc na Ciebie, po czym bez ostrzeżenia odbił się od podłogi i wyprowadził kopnięcie wycelowane w twoją twarz. Refleks jednak zadziałał, bowiem poderwałeś się z łóżka, unikając ataku. Zamaskowany zaś, wylądował na pościeli, podpierając się ręką i od razu zwrócił wzrok na Ciebie, gotowy do dalszej walki.
Ale o co w tym wszystkim chodziło!?

Kaiki Muton


Gdy wróciłeś do domu Yuuki jeszcze nie było, na apelu zresztą tez jej nie widziałeś, znając życie urwała się jak to zwykle robiła. Z tostem w ustach postawiłeś nogę na pierwszym stopniu prowadzącym do twego nowego pokoju. Filmy z Brucem Lee jednak nie były Ci jeszcze pisane, bowiem, twa stopa ledwo dotknęła stopni usłyszałeś głos ciotki. – Kaiiikiii! Chodź tu na chwilkę! –zawołała radośnie z kuchni. Były dwie opcje, udawać ze się nie słyszało i liczyć na to że sama sobie poradzi, lub iść sprawdzić o co chodzi. Pierwsza z nich była o wiele bardziej kusząca więc postanowiłeś postawić druga stopę na schodach, lecz wtedy kolejny krzyk rozwiał nadzieje na spokojny wieczór. – Kaaaikkkkiii słyszysz mnie?! Chodź do cioci!- tak więc chcąc nie chcąc, ruszyłeś do kuchni przeżuwając tost.

Kobieta kręciła się po pomieszczeniu ale gdy tylko do niego wszedłeś uśmiechnęła się ciepło.- Przepraszam ze musze Cię męczyć, ale zapomniałam kupić kilku rzeczy. Pójdziesz do sklepu? Jest tu niedaleko, będziesz mógł kupić sobie coś dobrego. –zaszczebiotała, wciskając Ci w jedną dłoń szmacianą siatkę i listę zakupów a w drugą zwitek pieniędzy.

Oczywiście mógłbyś się z nią kłócić i wywalczyć sobie spokój. Ale po co? Filmy nie uciekną, a tak dostałeś przynajmniej trochę grosza, a słuchając kazań ciotki na temat braku wychowania, straciłbyś więcej czasu niż na tym spacerku do osiedlowego sklepu.

Słońce zachodziło powoli gdy szedłeś alejką w stronę sklepu, zaś wiatr co jakiś czas miarowo poruszał koronami drzew pobliskich drzew. Spokojny wczesny wieczór, prawie jak każdy inny.


Kaiki Muton, Marc Thomson, Yuuki Kantante


Yuuki mogła być zadowolona z dzisiejszego treningu, poznali dwa nowe kopnięcia, a ona jako pierwsza je opanowała. Ponadto chyba złamała nogę swojemu dzisiejszemu partnerowi od sparingów, a że niezbyt go lubiła to tym zabawniejsze się to wydawało. Dziś trening trwał dłużej, bowiem przybyła grupa młodzików, którzy chcieli zapoznać się z tą szlachetną sztuką walki tak więc trener zorganizował pokazowe walki w których mu pomogliście. Tak więc na swój motocykl kobieta wsiadła kilkanaście minut po dziewiętnastej. Silnik zamruczał niczym zadowolony kociak, gdy kobieta ruszyła w stronę domu. Było trzeba rzucić do pokoju torbę ze strojem i trochę się przebrać, zanim ruszy się na spotkanie ze swym małym gangiem.

Thomson zaś przerobił ze swym starym nauczycielem spora partię materiału. Ćwiczył to na poezji japońskich mistrzów, więc poprzeczka była wysoka. Pojawiały się tu neologizmy, oraz metafory które musiał interpretować, a by to zrobić musiał najpierw bezbłędnie je przetłumaczyć. Staruszek jednak uczył naprawdę dobrze więc nie było co dyskutować z jego stylem nauczania.
Tak więc gdy Marc wyszedł kwadrans po siódmej z domu staruszka w głowie huczało mu od porównań na temat kwiatów wiśni i oczu kobiet. Wskoczył na ścigacz i westchnął z ulga gdy zdał sobie sprawę że to koniec zajęć na ten piątek. Maszyna ruszyła, z chłopakiem na siedzeniu w stronę jego domu.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XSXVcbQqLGU&feature=player_embedded[/MEDIA]

Yuuki mijała właśnie sklep osiedlowy niedaleko swojego domu, uliczka była słabo uczęszczana, tak więc mogła docisnąć pedał gazu. Już miała to zrobić gdy nagle cos przykuło jej wzrok. Sklep znajdowało się niedaleko parku, zaś przestrzeń między drzewami i budynkiem zajęty był przez ogrodzony placyk. Czasem przychodziła tu ze swoim gangkiem by omówić pewne sprawy. Teraz też znajdowali się tu członkowie jej grupy, ale nie był to pocieszający widok. Leżeli pobici na ziemi zaś jeden z nich trzymany był wysoko przez jakąś zakapturzoną postać. Gdyby tego mało zza zakrętu właśnie wyszedł jej kuzyn Kaiki, zaś zakapturzony osobnik wyraźnie się nim zainteresował.

Muton minął w końcu park i skręcił w uliczkę prowadząca do sklepu. Jednak tym co przykuło jego uwagę nie był wielki plakat głoszący, że przy zakupie trzech puszek pepsi czwarta jest gratis, a osobnik w kapturze. Ten dziwny typek o zasłoniętej twarzy stał w bramce prowadzonej na plac, który dzielił park od sklepu. Ubrany w długi czarno, złoty płaszcz z głębokim kapturem, rękawiczki z pięcioramiennymi gwiazdami oraz wysokie buty. Normalnie Kaiki by się nim nie przejął, jednak to, że trzymał jednego z „kolegów” jego kuzynki wysoko nad ziemię zmieniało postać rzeczy. Tak samo jak pobici inni członkowie gangku dookoła. Zakapturzony, gdy tylko białowłosy chłopak na niego spojrzał drgnął i wypuścił trzymanego mężczyznę, po czym powolnym krokiem, ruszył w stronę Kaikiego


Szedł powoli, jednak jego ruchy wskazywały na to, że jest w stanie ruszyć biegiem, gdyby tylko Muton spróbował ucieczki.
Świadkiem tej sceny był również Marc który nadjeżdżał z przeciwległej strony. Najpierw zobaczył Kantante, która kojarzył z klasy, bowiem ciężko było ją zapomnieć. Jechała na swym motorze dość szybko, ale nagle zwolniła przyglądając się czemuś, a jego wzrok odruchowo powędrował w tamto miejsce. Na ziemi leżeli członkowie szkolnego gangu, dość mocno poobijani, a podejrzany zakapturzony typek, szedł w stronę białowłosego chłopaka, którego Thomson kojarzył ze szkoły. Nie żeby się znali, ale mignął mu kilka razy na korytarzu.
Jedno było pewne Kaiki miał kłopoty, a to czy Amerykanin czy też jego własna kuzynka, pospiesza mu z pomocą zależało tylko od nich samych.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 05-09-2011, 23:19   #9
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Fei zastanawiał skąd ci goście się wzięli. Naprawdę, nie spodziewała się po nich niczego dobrego. To znaczy po kimś kto atakuje ludzi w nocy raczej niczego takiego spodziewać się nie można. Ale oni pewnie nawet nie dostarczą mu rozrywki. W tej sytuacji, po prostu, aż żal było by nie skorzystać i trochę im wlać. Bo było ich tylko dwóch, prawdo podobnie tchórze, bo kto inny atakował by w dwóch niskiego gimnazjalistę, no, i praktyka zawsze się przyda. Plan obmyślił się błyskawicznie. Miał nad nimi zbyt dużą przewagę. Naprawdę. A najlepsze było że był taki niski. Znacznie zmniejszało to ich możliwości ataku. A jemu ułatwiało przewidzenie skąd nadejdzie atak. Ale po pierwsze, wyeliminować ich główną przewagę. Byli z dwóch stron.

- Dobra, to pogadamy. To będzie prosta rozmowa. Pytamy i odpowiadamy naprzemiennie. Może najpierw ja. - Odpowiadał uśmiechając się cały czas. W tym uśmiechu było coś niepokojącego. Patrzył w stronę blondyna.

- No więć, skąd znacie moje imię?-A potem rzucił się szybko w stronę faceta z rurą. Miał niską postawę, lekko pochylony do przodu. A więc przeciwnik miał jeszcze bardziej zmniejszone pole trafienia. Przeciwnik instynktownie przygotował się do obrony, próbując wyprowadzić wymach ręką z rurką.
- Orzeł łapie wróbla.
Prawa dłoń Feia już spychała rękę przeciwnika z toru, wierzchnią częścią nadgarstka pchając na przedramię. W tym czasie, jej właściciel już był z boku napastnika. Otwarta, luźna dłoń pchała w tył barku pozbawiając przeciwnika równowagi, gdy prawa odwróciła się i teraz ciągnęła rękę do tyłu. Gimnazjalista był już właściwie za przeciwnikiem, teraz wykorzystując jego masę do zakończenia obrotu. Stopa podbiła nogę, wyciągnięta pięta leciała teraz w kierunku tyłu kolana przeciwnika. Zwykłe kopnięcie następujące. Nie ma nikogo kto potrafił by po tym ustać.
Fei przyjrzał się przeciwnikom. Postanowił mocno kopnąć w dłoń trzymając a rurkę. Podbił stopę i spuścił ją razem z całym ciężarem pochylając się do przodu, by rozgnieść ją o ziemię.

Ubrany w moro mężczyzna upadł na ziemię niczym obalone drzewo, niemal nie zdążył zareagować. Zaś gdy stopa opadła na dłoń zaciśnięta na rurce, coś chrupnęło, zwiastując połamanie palców. - Kur**... - przekleństwo wykrzyczane przez mężczyznę, poniosło się po alejce, a on chwycił się za oblało dłoń, kuląc się na ziemi.
- Przesadziłeś kurduplu. -rzucił blondyn, unosząc dłonie w nieprofesjonalnej gardzie bokserskiej i ruszył na Feia.
Kurdupel zaś nie zamierzał czekać tak po prostu na atak, dalej realizując swój wredny plan. Go w moro najprawdopodobniej na jakiś czas nie będzie zagrożeniem. Najprawdopodobniej to było jednak za mało. Nigdy nie zakładało się dźwigni kiedy jakiś przeciwnik mógł zaskoczyć atakiem od tyłu. A przynajmniej jednego potrzebował przytomnego. Pech blondyna że wydawał się najbardziej wyszczekany. Pocierpi najbardziej. Lei podszedł szybko stabilnym krokiem do kulącego się na ziemi. Odchylił lekko tułów do tyłu, podciągnął kolano praktycznie na wysokość brody. Wybił się z drugiej nogi, podniesioną szybko opuszczając, celując podbiciem palców w wątrobę. Te półmuzgi nawet nie wiedziały jak skuteczne jest kopnięcie koguta w łamaniu żeber i głębokiej penetracji ciała. Jeżeli dobrze wycelował, to pan od rurki za chwilę zaśnie z bólu na parę godzin. Pechowiec leżał teraz dokładnie między Feiem, a blondynem, skutecznie utrudniając tamtemu atak.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie. Nie to nie, i tak mi powiesz. To będzie postawa ziemi, Quilin. Przyjrzyj się dobrze.- Pół Japończyk uśmiechał się teraz naprawdę wrednie bezczelnie drwiąc z przeciwnika. Prawą rękę miał lekko zgiętą w łokciu, uniesioną do góry, wnętrzem dłoni zwróconą do twarzy. Lewa również była zgięta w łokciu, jednak skierowana do dołu, z wnętrzem dłoni zwróconym na zewnątrz, w lewą stronę. Nie ważne jak blondyn zaatakuje, Fei powinien bez problemu uniknąć jego ataku, lekko blokując ręką, jednocześnie obracając się przez przeciwne ramię, plecami pchając przeciwnika.

Facet który wcześniej trzymał metalowa rurkę, teraz jęknął boleśnie, a oczy zaszły mu mgła, widać cios był tak silny że stracił przytomność. Blondyn zas chciał trafić w “Małpę” lewym prostym, jednak chłopak bez trudu uniknął ataku. Odepchnął dłonią, rękę przeciwnika, tak że ten niemal stracił równowagę.
Fei nie czekał, okazja nadarzyła się zbyt wielka by ją przegapić. A każde niepotrzebne przedłużanie walki jest potencjalnie niebezpieczne. Poza tym, chciał trochę popytać, a nie miał całej nocy na zabawę z nimi. Podszedł do oponenta który teraz stał do niego lekko bokiem. Użył baibu, podstawowej techniki będącej zarówno kopnięciem jak i krokiem. Prawa noga zatoczyła nisko nad ziemią niewielki łuk, od nóg do zewnątrz w prawą stronę, stopa znajdowała się teraz między nogami przeciwnika, a biodro uderzyło w kolano, wytrącając z równowagi. Prawa ręka zatoczyła łuk od lewego barku, nad głową, aż do biodra by złapać rękę przeciwnika, blokując ją między ciałem a ramieniem, druga zaś uderzała otwartą dłonią w tył barku. Jeżeli ta prosta dźwignia się udała to wystarczyło teraz lekko pchnąć, by przeciwnik leżał na ziemi, z wygiętą do tyłu ręką. I wtedy można było go przesłuchiwać.

Tak jak i poprzedni manewr ten udał się bezbłędnie, a blondyn gruchnął o ziemię z wygięta do tyłu ręką. Wiercił się przez chwilę, jednak sprawiało mu to taki ból, iż szybko zaniechał prób wyrwania się.
-No więc, kto cie przysłał i po co?- Fei przeszedł prosto z mostu do sprawy. Gdyby blondyn miał problemy z sformułowaniem odpowiedzi nie zawierającej gróźb a interesujące go fakty zawsze można było nacisnąć trochę mocniej na nadgarstek.
-No, opowiadaj co wiesz, wydawałeś się całkiem wyszczekany jeszcze przed chwilą.-Fei uśmiechnął się wrednie, delikatnie przy tym tylko naciskając na nadgarstek.
Facet zaskomlał z bólu i z trudem sformułował odpowiedź.- Mieliśmy Cię sprawdzić, krążyły plotki że umiesz się bić... więc było trzeba to potwierdzić. -po tych słowach przymrużył oczy z bólu i znowu spróbował się wyrwać z chwytu - bezskutecznie.
Fei zacisnął dźwignię jeszcze mocniej, po chwili poluzował tylko na tyle by ból nie przeszkadzał w mówieniu.
-Kto cie wysłał, i po co mu wiedzieć że umiem się bić?
Chłopak się denerwował. Bo to było dziwne jak na członków jakiegoś gangu. Zalazł już kilku oprychom za skórę, ale żeby coś takiego...po co? Pytania mnożyły się. I blondyn mógł na nie odpowiedzieć. Mógł nie chcieć, ale tym gorzej dla niego. Fei po raz kolejny delikatnie nacisnął na nadgarstek.
- Nasz szef, a jemu kazał jego szef, ale nie wiemy kto to. -załkał blondyn po czym dodał.- Mówił że jeżeli naprawdę umiesz się bić, a my to potwierdzimy to jutro się wszystkiego dowiesz. Ja nic nie wiem, przysięgam!
Coś tu nie grało. Te leszcze były tu z woli kogoś dużo poważniejszego. Wiedzieli o nim dużo, zbyt dużo. Trzeba było zdobyć trochę czasu. Popatrzył na faceta w moro. Nie wstanie przez kilka najbliższych godzin. Do rano niczego nie zaraportuje. I to wydawało się być dobrym rozwiązaniem.
-Mówisz, że jak potwierdzisz. No cóż, ja zadbam żeby to było nie prędko.-

Fei owinął swoją nogą rękę blondyna, tak że teraz miał jedną rękę wolną. Złapał nią za szyję pechowca, przez chwile szukając palcami. Znalazł. Tętnica. Nacisnął na nią mocno, aż blondyn nie poszedł spać. Przeszukał obu, w poszukiwaniu telefonów i innych rzeczy które mogły by mu coś powiedzieć. Ale telefony były priorytetem. Bez nich i bez kasy, kiedy obudzą się rano, będą musieli sporo pokombinować zanim zdadzą jakiś raport. Zanim więc szef poczyni jakieś kroki, chłopak zdąży poczynić swoje. Schował obu do śmietnika.
Facet w moro, miał przy sobie telefon, zapewne “służbowy” bowiem lista kontaktów nie miała żadnych numerów, a połączenia przychodzące zarejestrowane były tylko na numery zastrzeżone. Co do pieniędzy, “Małpie” zwróciło się za obiad i dostał trochę bonusowego kieszonkowego. Kiedy chował nieprzytomnych do śmietników, na pobliskim dachu, ktoś uśmiechnął się szeroko, po czym odprowadził nie wiedzącego o tym chłopaka wzrokiem. Chłopak jednak po chwili wrócił grzebiąc w swoim plecaku, Podszedł do dwóch nieszczęśników i ozdobił ich markerem, domalowując wąsy, okulary i parę nieprzyzwoitych obrazków, po czym pobiegł do domu.
 
Jendker jest offline  
Stary 05-09-2011, 23:32   #10
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Noga. Trochę głupio wyszło. Yuuki nie mogła tego przeboleć. Gdzie jak gdzie, ale na treningach nie planowała nikogo krzywdzić. Chciała zachować pełen profesjonalizm, a tak? O czym ona myślała, do diaska? Pewnie o tym tokijskim bubku. Serio, przyjeżdża taki i wtyka nos w nie swoje sprawy rzekomo “dla jej własnego dobra”. Początkowo miała nadzieję, że znajdzie coś w jego pokoju. Włamała się do niego kiedy “syn idealny” był poza domem. Szukała fajek, świerszczyków, może jakichś żeli czy innego kompromitującego materiału coby go zaszantażować i co? Jedyne co znalazła to pudło z mangami. Porażka. I teraz, przez tego gościa będzie cierpiała robiąc miliardy okrążeń za karę. Wybornie...



Film z Lee będzie miał powtórkę jutro, z okazji weekendu, ale może przynajmniej załapie się na wieczorne anime~. I tu się zatrzymał.
Za resztę z zakupów może dostać cztery cole, kto by pomyślał. Odwracając się od reklamy i uświadamiając, że woli przecie sprite ujrzał postać, która go zdumiła. Zabawnie ubrany siłacz przypominał mu wojownika z jakiejś nudnej mangi, którą ostatnio pobrał z neta~ tak poprawnie go przypominał! To musiał być Cosplay! Musi go zagadać!
Aktualnie, mimo swojego wieku Kaiki był Otaku, jednak z racji że powinien był dawno z tego wyrosnąć trzyma je pod łóżkiem w tajemnicy do opiekunów i kuzynki. Odziedziczył to najprawdopodobniej po ojcu, który jest zdziecinniały, i zawsze awanturował się z jego matką o aplikacje pokroju vocaloidów i popularnych visual novel.
W tym momencie zdał sobie sprawę.
O tej godzinie ludzie nie biorą udziału w cosplayach.
Zaczął z zastanowieniem mu się przyglądać, jednak stwierdził, że wiele możliwości sprawiało że po cospleyu mógł po prostu nie mieć czasu się przebrać.
- Umm, przepraszam! Tutaj gdzieś powinien być spożywczy.
Yuuki zawżało w żyłach. Nie żeby obchodził ją kuzynek, ale jak ktoś bije jej chłopców ewidentnie prosi się o guza. Zjechała z drogi na chodnik i zatrzymała się, kładąc motocykl na boku, obok Kaikiego.
Marc zwolnił widząc znajomych ze szkoły i to w dosyć niekorzystnej sytuacji. Nie to żeby czuł się bohaterem, ale jakaś solidarność obowiązywała. Ktoś zatrąbił za nim, pokazał mu międzynarodowy znak, i zjechał na bok pasa czekając aż pojawi się przerwa między samochodami i będzie mógł odbić do pozostałych. W końcu! Dodał gazu by wskoczyć w powstała lukę, usłyszał za sobą pisk hamulców i kilka nowych idiomów, o które wolał nie pytać nauczyciela. Wjechał na chodnik i zgasił silnik, kask połozżył na kierownicy i powoli zsiadł.
Zakapturzony osobnik jak to zwykle bywa w przypadku takich typów nie odpowiedział na pytanie Kaikiego, gdy podjechała do niego kuzynka jak i Marc, kawałek ust widocznych z pod kaptura wykrzywił uśmiech. Osobnik pogrzebał w kieszeni wydobywając z niej pogięty zwitek papieru. Spojrzał na niego i wskazując na was kolejno palcem zaczął odczytywać.
-Yuuki Kantate uczęszcza do ostatniej klasy liceum nr 8 w Jokatano, Marc Thomson ta sama klasa, oraz Kaiki Muton, klasa druga liceum w szkole nr 8 w Jokatano. -zwinął kartkę ukrywając ją w kieszeni po czym znowu przemówił swym cichym głosem. - Mam się trochę z wami... pobawić, sprawdzić pewne plotki... -stwierdził zamyślony. - Radze to wziąc na poważnie jeżeli nie chcecie skończyć tak jak oni. -oznajmił wskazując na pobitych członków gangu za sobą.
Yuuki drgnęła na dźwięk swojego imienia. Zdjęła kask motocyklowy i zmierzwiła sobie włosy palcami.
- A o co chodzi?
- Hymmm... jutro się dowiecie o ile... no o ile uznam to za stosowne.- odparł wymijająco chłopak.
Marc uśmiechnął się kpiąco.
- A jeśli zadzwonimy po gliny i wsadzą cię do pokoju bez klamek? Wiesz hellowyn już minęło. - Może nie zabrzmiało to tak dowcipnie jak po angielsku, ale sens powinien dotrzeć do dziwacznego osobnika.
Zakapturzony wzruszył ramionami. - Nim przyjadą ty będziesz już gryzł ziemię, a mnie tu dawno nie będzie. -odparł zimnym tonem.
Marc prowokacyjnie powoli wyjął komórkę i wybrał numer policji.
- Pokaż jaki jesteś szybki - rzucił do nieznajomego.
- Widać, w ogóle nie wierzysz w siebie skoro chcesz dzwonić. Widać plotki nie zawsze są prawdziwe. -zadrwił osobnik, wciąż stojąc w pewnej odległości od waszej małej grupki.
- Nie wierz plotkom, często prowadzą na manowce. A ja nie muszę nic udowadniać. Nie tchórzowi który kryje twarz - odparł Marc
<w tym momencie zaczyna się walka więc jak ktos chce coś dopisać w czasie dialogu to odpowie mój kapturek : D, inicjatywa pod spodem>
Rozmówca zareagował błyskawicznie, wykonał wykrok do przodu, ślizgiem celując w prawą stopę Marca, jednocześnie pochylił się nisko, twarzą niemal dotykając ziemi. Na tym jednak karkołomny wyczyn się nie zakończył, bowiem osobnik wygiął się niesamowicie, tak że jego wystawiona do przodu ręką, poruszała się teraz równolegle z nogą, pędząc na spotkanie ze stopa amerykanina.

 

Ostatnio edytowane przez Mike : 05-09-2011 o 23:37.
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172