Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2011, 18:21   #21
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Widok nie był przyjemny, jednak Sil nie dała po sobie poznać by była jakkolwiek poruszona. Rozglądała się z uwagą za śladami, które zdradziłyby winowajców. Nie po to by ich gonić, lecz by móc skuteczniej ich unikać. W jej priorytetach najważniejsza była ich misja, a już teraz spóźnieni względem jej planów. Ledwo żywa kobieta tylko pogorszyła sytuację. Nguyen ledwo słyszalnie sapnęła i odwróciwszy się do swojej drużyny zapytała zwykłym, niewzruszonym głosem.
- Żaden z mężczyzn, ma się do niej nie zbliżać - pokazała palcem w stronę kobiety krzyżując swoje spojrzenie ze wzrokiem słabszego z Herbalistów, który jak przypuszczała, już dawno rzuciłby się ofierze z pomocą. Sil nie należała do osób, które wahają się długo. Chociaż potrzebowała chwili na podjęcie decyzji, po jej zapadnięciu, nie zdażyło się jeszcze by się z niej wycofała - Aki, ty zostaniesz ze mną. Przeszukasz to miejsce pod kątem sprawców lub tego co przewoziła ta karawana. Biao, myślę, że lepiej będzie się rozdzielić, idziemy zdecydowanie za wolno. Zabierzesz wszystkich w stronę miasta i zaczekasz w bezpiecznej odległości od jego bram. Z Aki nie powinnyśmy mieć problemów z dogonieniem was.

Yuen skinął głową.
- A ranna? Może coś wiedzieć. Może nasi zerknęliby na nią, czy będzie mogla mówić, czy przeżyje. Jeśli nie, dobijmy ją miłosiernie. Jesteśmy bardzo blisko obozu, bardzo blisko także naszego szlachcica. Oni są jak ... prawie jak ninja - dodał wskazując, że istnienie takiej bandy mogłoby być nie tylko powiązane z ich sprawą, ale także szalenie niebezpieczne dla samego Bokosou.

- Nie sądzę, by kobieta po gwałcie chciała rozmawiać z jakimkolwiek mężczyzną. O dotykaniu nie wspominając. Ja z nią porozmawiam, podczas gdy Aki będzie szukała śladów.

Skinął powtórnie, nieco smutno.
- Dobrze, proszę uważaj na siebie. Te łajdaki mogą gdzieś tu być. wprawdzie zazwyczaj po złupieniu karawany napastnicy uciekają jak najdalej niosąc łupy, ale owi mogą stanowić wyjątek. Idziemy do celu, Aki oraz Sil zostają - powiedział głośno - Szybkim krokiem.

Nim Yuen dał rozkaz do dalszej drogi, Sil podeszła do Herbalistów.
- Macie coś co mogę jej łatwo podać? Coś na ból, sen lub może na wzmocnienie? Albo opium, które sprawi, że nie będzie do końca pamiętała co się stało?

Pomoc na odległość nie należała do specjalności Shina. Miał on w zwyczaju sam badać pacjenta, stawiać diagnozy, a następnie leczyć petenta. Sil zabroniła mu zbliżać się do ofiary... Była to jak najbardziej słuszna decyzja, z którą mimo wszystko Herbalista się zgadzał. Kto wie jakie zagrożenie może czyhać przy zwłokach. Wyciągnął z kieszeni małą fiolkę. Zawartość przypominała zwykłą wodę, klarowny płyn różnił się tylko gęstością. Można by powiedzieć, że praktycznie jej nie miał. Dodatkowo, płyn wydawał się lżejszy od powietrza co było tylko złudzeniem spowodowanym nietuzinkowym kształtem fiolki, aczkolwiek na zwykłych ludziach robiło to zawsze interesujące wrażenie.
- Użyj to tylko gdy nie będzie chciała mówić. To co usłyszysz... - tutaj przerwał na sekundę jak by chciał zwrócić uwagę Sil na powagę sytuacji.
- Nie musi być prawdą. Pamiętaj, tylko w ostateczności. - zakończył patrząc głęboko w oczy dziewczyny, co przy stanie zdrowia Shina wyglądało dość komicznie. Zastanawiał się i cały czas obserwował zwłoki, nie wiedzieć czemu zdawało mu się, że co chwilę któraś z kończyn trupów porusza się minimalnie. Wiedział, że to raczej wzrok powoduje tego typu halucynacje, więc na wszelki wypadek, sięgnął do kieszeni po kolejny listek swojego leku.

Iori przypatrywał się miejscu masakry z nieskrywaną ciekawością. Jego pogodny wyraz twarzy ani na chwilę nie został zachwiany. Przerzucał wzrokiem po kolejnych - bardziej bądź mniej - makabrycznych elementach scenerii zupełnie jakby podziwiał jakąś wystawę. Można było odnieść wrażenie, że po prostu przyjął zastaną sytuację jako zwyczajny element świata przedstawionego, któremu nie zamierzał przeznaczać większej uwagi niż to konieczne. W końcu jego spojrzenie spoczęło na zbrukanej kobiecie. W zwyczajnej sytuacji pomógłby jej pewnie - skoro mógł pomóc dlaczego miałby tego nie robić? Teraz jednak był na misji, więc ta opcja automatycznie odpadała jako, że czas grał na ich niekorzyść. Była to kwestia priorytetów. W tym obrazku który miał właśnie przed sobą jednak coś mu się nie zgadzało. Wszelkie znaki na niebie i ziemi sugerowały, że na podróżnych napadli shinobi, bądź też osoby posiadające podobne umiejętności. Nie można też było wykluczyć, że ktoś chciał upozorować całe zajście na robotę ninja - wrogowie Koalicji mieliby kolejny powód szerzenia swojej propagandy. W żadnym z tych założeń nie było jednak miejsca dla żywej kobiety - potencjalnego świadka, który mógł oznaczać w przyszłości znaczne kłopoty. Skupił wzrok na dziewczynie zbierając w sobie odrobinę energii Yin. Błękitne oczy ledwo zauważalnie stały się jaśniejsze i nabrały głębi. Nie widział już kobiety jako człowieka - istotę żywą. Patrzył na nią jak na mechanizm rządzący się własnymi prawami. Kilkadziesiąt części i trybików ściśle powiązanych ze sobą i pracujących razem w kompletnej harmonii życia. Zaczął wodzić wzrokiem po dziewczynie starając się znaleźć jakiekolwiek uszkodzenia, które mogłyby zagrozić jej przetrwaniu jak i też wszelakich anomalii.

Badający miejsce masakry w poszukiwaniu naturalnego źródła ognia Onimaru, nie mógł poszczycić się sukcesem. Cokolwiek doprowadziło do tych wybuchów i żywcem usmażyło tych niefortunnych ludzi, nie mogło zostać wykreowane przez zwykłych bandytów, o chłopstwie nie wspominając. Słudzy Cesarza także zdawali się wątpliwą opcją. Ronin był więcej niż pewny, że w grę zamieszani są jacyś manipulatorzy Chi. Przy tym tacy, którzy doskonale wiedzą jak spożytkować wewnętrzne zasoby energii, celem uzyskania jak najlepszego efektu. Byle nowicjusz nie zabiłby równie wielu ofiar w tak krótkim czasie. Sil jeszcze bardziej utwierdziła się w tym, że walki jako-takiej nie było - tylko jednostronna masakra. Szukając śladów oprawców, jej trop szybko się urwał. Jedyne co wyłapała to kilka złamanych źdźbeł trawy, tworzących przypuszczalny kierunek. Wyżłobiona ‘ścieżka’, szybko jednak zlewała się z resztą zieleni. Może ktoś z lepszą znajomością dzikich terenów, albo psem tropiącym poradziłby sobie lepiej. Niestety, obecna grupa nie posiadała tego typu luksusów.

Iori szybko odnotował podstawowe fakty, uzyskał także potwierdzenie tych, które ustalił już wcześniej. Kobieta była poobijana, jej ciało zdobiło wiele bruzd i zaschnięta krew z płytkich nacięć. Medyczny ninja postanowił sobie, że (tragicznego) stanu jej części intymnych, lepiej nie poruszać z pozostałymi członkami ekspedycji. Zdziwiłby się niezmiernie, gdyby bez ingerencji Wushu była w stanie kiedykolwiek powołać na świat potomstwo. Dostrzegł także to, czego nie ujawnił mu zwykły wzrok. Dziewczyna została mocno dźgnięta w klatkę piesiową, jakimś ostrym narzędziem. Mrugnął. Raz i drugi, nie do końca wiedząc z czym ma do czynienia. Rana zdawała się delikatnie migotać jakąś poświatą chi. Wchodziła z czymś w interakcję? Z drobinkami nasyconego chi metalu? Trucizny? Szybko stracił ten trop, ponieważ nie była to emanacja typowa dla ciał żywych istot. Oczywiście nie mógł sprecyzować czegoś więcej z takiej perspektywy, a obracanie rannej mogło okazać się nieco... nierozważne.

Słysząc rozkazy dowódcy zaczął się zbierać do drogi jednak postanowił podzielić się zdobytymi informacjami - a przynamniej niektórymi z nich - ze swoją dowódczynią. Zgodnie z zaleceniami nie zamierzał podchodzić, ale pomyślał, że może warto dać małej żmiji jednak szansę zwłaszcza, że decyzja o rozdzieleniu się nie była najgorsza z możliwych.
-Dziewczyna została dźgnięta klatkę piersiową na pół długości noża. - pokazał palcami jaką mniej więcej głębokość rany miał na myśli. -Jeśli chcecie by przeżyła musicie zdezynfekować i opatrzyć jej ranę. Alkohol powinien się nadać. Inaczej wda się zakażenie i kobieta będzie umierać potem tygodniami... - z własnego doświadczenia wiedział, że w bitwach ludzie częściej ginęli od tężca czy podobnych schorzeń niż od samych odniesionych ran - -Nie jestem także pewien czy rana nie jest zatruta... - w jego głosie słychać było lekkie wahanie gdy wypowiadał ostatnie zdanie. Było to jednak dość logiczne założenie - sprawcy mogli nie martwić się o świadka bo trucizna i tak i tak ją zabije. Pewny nie mógł być oczywiście aż do momentu dokładniejszych oględzin, ale nie zamierzał się wychylać.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen

Ostatnio edytowane przez Famir : 05-12-2011 o 18:56.
Famir jest offline  
Stary 06-12-2011, 19:24   #22
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny


Nguyen podczas krótkiego raportu Herbalisty przyglądała się buteleczce, by ostatecznie podnieść wzrok na Ioriego.
- Rozumiem. Dziękuję - rzekła zdawkowo, po trochu rozumiejąc dlaczego Mistrz Chuushin nie był wylewny w swoich reakcjach. Gdy jej palce zacisnęły się na buteleczce spojrzenie powędrowało na Herbalistę w okularach - Jak to działa przy jakim dawkowaniu?

Aburame podszedł bliżej swojego dowódcy, tak by nikt poza nią nie słyszał dokładnego działania i dawkowania trunku. Spojrzał głęboko w oczy Sil, jak by telepatycznie chciał jej przekazać wiadomość o treści „Jeśli ktoś się dowie zginiesz”. Shinowi zależało na dyskrecji jeżeli chodziło o swoje „gotowanie” jak często nazywał cały proces przygotowywania jak i podawania medykamentów.Każda mikstura, którą posiadał była jego autorstwa, a poznanie wszystkich tajników leku mogło by spowodować obniżenie jego bezpieczeństwa na przyszłych misjach. Niestety plotki szerzą się szybciej niż najgroźniejsze plagi.
- Wlej całą zawartość fiolki do ust dziewczyny. Dawka jaką przygotowałem starczy na kilkanaście minut ciągłego gadania petentki – szeptał Shin by przerwać na chwilę przypominając sobie dokładnie jaki efekt na nim wywoływał ów lek- Osoba pod wpływem leku będzie gadać wszystko o czym pomyśli, często jest to splot różnych słów, które w pierwszej chwili mogą nie mieć znaczenia, aczkolwiek ważne by zapamiętać każde z nich gdyż większość może mieć ukryty sens. Proponuję zadawać jej ciągle to samo pytanie i nie pozwolić skupić się jej na czymkolwiek innym. Musisz dać jej do zrozumienia, że jeżeli Ci nie pomoże zginie. Śmierć powoduje u ludzi mimo wszystko dość racjonalne myślenie. – Uśmiechnął się na koniec tak uroczo jak tylko potrafił. Aburame nie należał do brzydkich, ba można powiedzieć, że był dość przystojny co raz na jakiś czas powodowało lekko narcystyczne podejście do kobiet.
~ …Ciekawe czy jej się podobam… ~ pomyślał po zapoznaniu Sil z działaniem leku. Zdjął okulary i spokojnie zaczął czyścić je wyjętą z kieszeni szmatką.
Twarz Sil pozostawała nieodgadniona. Ze spokojem wytrzymała groźne spojrzenie podwładnego - to, że każdy z Bambusowych posiadał swoje tajne miksturki było oczywiste. Nie liczyła co prawda na aż tak dużą szczodrość. Prosząc oczekiwała, że dostanie ogólnodostępny lek. Opium, na ten przykład. Jednak uważnie wysłuchała tego, co miał jej do powiedzenia. Dopiero, gdy Aruboma zasugerował groźby, przez jej oczy przemknął chłód, którego Shin nie mógł dostrzec. Ta kobieta wystarczająco została skrzywdzona, na dodatek była otruta. Umierała. Jego pomysł wydawał się co najmniej bezsensowny, a w dodatku okrutny. W jej świecie torturowało się ludzi tylko winnych. Nie ważne co i komu byli winni, zlecenie to zlecenie. Tu sytuacja przedstawiała się inaczej. Jedyną winą tej kobiety było to, że opieszale wybierała się do Krainy Przodków.
- Nie chcę tego - oddała fiolkę w ręce jej prawowitego właściciela ledwo kryjąc lodowe nutki z wypowiedzi - Preferowałabym coś na uspokojenie lub by uśmierzyć jej ból - spojrzała wyczekująco najpierw na jednego, a następnie na drugiego z Herbalistów.

Iori widząc, że pada na niego oczekujące spojrzenie Sil zatrzymał się w pół kroku. Chcąc nie chcąc wzruszył ramionami.
-Nie mam niczego takiego. Do leczenia używam wushu bo szansa przeżycia pacjenta jest wtedy dużo wyższa niż przy używaniu zwyczajnych metod. Mogę bez problemu przygotować napar wywołujące porządane efekty, ale zajmie mi to pewną chwilę. - patrzył wyczekująco oczekując dalszych pytań lub przyzwolenia na oddalenie się.
Zdziwienie jakie ogarnęło Shina, gdy dowódca oddawał fiolkę było tak ogromne, że natychmiast zaczął on szukać powodu niewykorzystania medykamentu. Być może był za mocny, być może nie chciała ona stosować tak radykalnych metod.
Shin nawet nie pomyślał by sposób w jaki mieli uzyskać informację był zły.
~ Być może chce ona wykorzystać ten medykament w lepszym momencie.. ~ pomyślał Shin, natomiast było to raczej mało logiczne wytłumaczenie, gdyż herbalista zdecydowanie uważał, że moment na wykorzystanie leku był najlepszy. Nie sądził by dowódca posiadał na tyle mocną merytoryke by wydobyć od dziewczyny jakąkolwiek informację. W tym stanie jakim była zdecydowanie nie była skora do rozmowy, a przecież informacja jaką może posiadać kobieta może przyspieszyć ich i tak już strasznie wolny marsz.
Spojrzał on na kolegę herbalistę i uśmiechnął się.
- Mimo wszystko wiedz, że w każdej chwili jestem do Twojej dyspozycji - rzucił w stronę Sil. Z drugiej kieszeni wyciągnął on zawinięty w duży zielony liść biały proszek.
- To powinno lekko uśmierzyć ból - - uśmiechnął się jak aptekarz do klienta, który tak naprawdę nie wie co zapisał mu lekarz.
- Niech pacjent dużo pije bo się odwodni - humorystycznie zakończył on swój wywód.
Nguyen wzięła liść obserwując bacznie Shina. Oszczędnie skinęła w podzięce głową.
- Możecie ruszać - rzekła spoglądając na Yuena. Gdy zauważyła, cóż, uzasadniony, frasunek na jego twarzy, jej spojrzenie złagodniało, a lico pojaśniało. Przez usta przemknął cień uśmiechu. Chciała podnieść go na duchu - Dogonimy was jak tylko tutaj skończymy.

- Tak, wiem - spojrzał na nia przeciągle. Nie potrafil się na nią gniewać, po prostu nie potrafił - Zawiadomić kogoś, że wędrujaca grupa aktorów usłyszała rumor na trakcie do miasta i przerażona czym prędzej uciekła, jednak, jako poddani cesarza, zawiadamiają o tym straż?
- Może lepiej poczekajcie aż nas tutaj nie będzie? - rozbawiona dziewczyna tym razem nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Do miasta pewnie dotrzemy w jakąś godzinę. Nawet, gdyby strażnicy chcieli tu przyjść, kolejna godzina, no, konno pół. Toteż półtorej godziny czasu pewnie masz. Przecież wiesz - dodał chwile później - że nie zrobiłbym niczego, żeby narazić cię na niebezpieczeństwo.
- Wiem to dobrze. W takim razie poinformuj kogo trzeba.

- Poinformuję. Zobaczę, jak wygląda sprawa bram. Jeśli strażnicy będą przepuszczać wszystkich oraz ruch wyda się spory, to nie będę nic specjalnego robił. Dacie sobie radę. Jeśli natomiast nie, wspomnę, że nasze dwie aktorki z trupy "Aniołki Yuena" - mrugnął do niej - przyjdą w ciągu jakiejś godziny dwóch, gdyż biedaczki musiały dać, hm, przedstawienie. Będziecie miały przykrywkę.
- Idziemy - zwrócił się do reszty, jak wszyscy wypełnili polecenia Sil - cóż, do miasta niedaleko, szybkim krokiem, będzie jeszcze bliżej - ruszył traktem spoglądając jeszcze przez chwile na piękne oblicze dziewczyny.
Jednak Nguyen już nie patrzyła zajęta czekającym ją zadaniem. Ruszyła, pomna słów o pułapce, do pokrzywdzonej kobiety.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 08-12-2011, 14:40   #23
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Czy to aby na pewno rozsądne że się roz… Sil, uważaj!
Żelazna Wola nie dokończyła jakże wnikliwej uwagi. Zamiast tego, niespodziewanie zmieniła swój tok myślowy i skoczyła do przodu, uderzając Nguyen na odlew lewą ręką prosto w klatkę piersiową. Czarnowłosa nie zdążyła zareagować na czas i poczuła jak powietrze natychmiast opuszcza jej płuca, w towarzystwie ostrego ukłucia bólu. Chwiejne porozumienie między nią a panną grawitacją zostało na moment zerwane, zaś siła otrzymanego ‘ciosu’ odtrąciła Wężową Ninja do tyłu. Kątem oka spostrzegła tylko łatę z dziwną, karmazynową obramówką i symbolem nakreślonym fioletowym atramentem. Ta była przylepiona do zakrwawionej piersi zgwałconej kobiety. Aktywowała się.

Syk. Taki, jak z bomby dymnej, jaką zwykle posługują się żółtodzioby podczas swojego szkolenia. Wykreowana pieczęć uwolniła z purpurowych plam oślepiające złote światło. To dosłownie zionęło z kawałka papieru jaśniejącymi igłami. Sil zrozumiała natychmiast, z czym miała do czynienia – pułapka. Przy tym wyjątkowo dobrze przemyślana. Jakiś naiwny wędrowiec będzie chciał pomóc jedynej ocalałej poszkodowanej – dzięki temu usunie siebie, wciąż żyjącego świadka, jak i wszelki materiał dowodowy powiązany z rabunkiem środka transportu. Była to jedyna myśl, jaka zdążyła wyklarować się w jej głowie, zanim nastąpiła otępiająca zmysły eksplozja. Po raz kolejny została rzucona w tył, jeszcze zanim zdążyła chociażby podnieść się na równe nogi po poprzedniej nieplanowanej podróży. Jej sojuszniczka miała jeszcze mniej szczęścia. Przed tym jak pochłonęła ją erupcja płomieni, pogodzona ze swoim losem Aki rzuciła przywódczyni przepraszające spojrzenie, żałując, że nie mogła być bardziej przydatna w czasie ekspedycji. Dla niej nastał właśnie koniec drogi.


Druga część grupy nie zdążyła odejść zbyt daleko. Przebyli zaledwie kilkadziesiąt metrów zanim doszło do tragedii. Nawet z takiej odległości, powietrze przecięły ostre kawałki drewna, odpryskujące kamienie oraz… mniej przyjemne rzeczy. Takie jak osmalone kawałki ludzkiego i zwierzęcego mięsa, skóry i kości. Schorowany Iorii ledwie utrzymał równowagę z powodu wyzwolonej fali ciepła, wciąż dzwoniło mu w uszach od przeklętego echa. Choć… uważny obserwator mógłby uznać, że pobladły na twarzy shinobi był przyzwyczajony do tego typu, ekstremalnych zajść. Onimaru wykazał się niebywałym refleksem i padł na ziemię, unikając tym samym nadziania na przypominającą pal, przegniłą belkę. Shin odskoczył na bok, dając susa w wysokie trawy i omijając lot fragmentów jednego z kół, niedawno przymocowanych do powozu. Delikatny dym o czarnym kolorze, który do tej pory zdobił niebo, jak na zawołanie przemienił się w zwichrowany kłąb złota i karmazynu o znacznie większych proporcjach i tendencji do zwracania na siebie uwagi.

Yuen poczuł jak robi mu się ciepło, co wcale nie miało nic wspólnego z gwałtownym skokiem temperatury i jej oddziaływaniem na młodzieńczy organizm. Ktoś z miasta na pewno zauważył już ognistą zawieruchę i niedługo na miejsce przybędzie patrol cesarskich żołnierzy. Jednak to nie ta myśl okazała się dla niego najgorsza. W powstałym właśnie inferno wziąć znajdowały się jego dwie sojuszniczki! Oczywiście, jeśli wciąż żyły, ale Biao nie dopuszczał na razie do siebie tego typu czarnych scenariuszy. Nie chciał, nie mógł sobie na to pozwolić. Stłumił panikę głęboko w swoim wnętrzu, jeszcze zanim ta zdążyła wydostać się na dobre. Tak, jak był szkolony przez czcigodnego Sifu.

Kiedy inni byli zajęci szalejącym spektaklem płomieni, pragmatyczny ninja z rodu Kurogane zwrócił uwagę na coś innego. Albo raczej… kogoś. Po prawej stronie, na samym krańcu lasu, oddalonego sporą odległością od drogi i terenów typowo trawiastych, stała jakaś postać. Sądząc po budowie ciała, bezapelacyjnie mężczyzna, gdyż żadna kobieta nie wykształciłaby takiej sylwetki. Ubrany był ciemnobrązowe, ciasno przylegające do ciała szaty z zielonymi wstawkami materiału na łokciach, kolanach i pasie. Jego ręce były skrzyżowane za plecami i zdawał się obserwować rozgrywającą się właśnie tragedię. Nie wyglądało to bynajmniej na pozbawione wszelkiego pojmowania zainteresowanie typowe dla szarego chłopa. Ten tam, choć jego dokładnego wyrazu twarzy nie dało się określić, nie posiadał sobie nawet pojedynczego ziarenka zdziwienia. Czyżby prowodyr? Jeden z tych, którzy byli za wszystko odpowiedzialni? No i czy konfrontacja to w obecnej sytuacji najlepsza z możliwych opcji? Iori musiał podjąć decyzję – powiadomić nic nieświadomego przywódcę i sojuszników, czy też przemilczeć całą sprawę i kontynuować misję?


Cały świat Sil kręcił się jak dziecięce ubranko porwane przez wichurę. Jej uszy nieustannie dzwoniły, nie słyszała żadnych innych dźwięków. Chciało jej się wymiotować i z trudem hamowała ten odruch. Wizja została całkowicie ograniczona przez czarny jak smoła dym, a oddychanie było praktycznie niemożliwe. Jęknęła, nie bez wysiłku usuwając z nad siebie belkę, która ją przygniotła i wstając. Chwiejnie, powoli. O drzazgach i wiórach w swych włosach nawet nie myślała. Przed oczyma wciąż miała obraz Aki, którą pożarły płomienie. Czerń gryzących oparów rozświetlała jedynie panująca wkoło pożoga. Nguyen nie wiedziała gdzie iść. A z każdym tchnieniem miała coraz mniej czasu…
 
Highlander jest offline  
Stary 10-12-2011, 18:38   #24
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Pierwszym, naturalnym skojarzeniem Yuena był niespodziewany atak. Dopiero moment później przyszła refleksja, Już podczas biegu, gdyż pędził z powrotem niczym koń pościgowy. Zasadzka. Nagły atak. Ale jakiż byłby sens owego ataku, kiedy jeszcze reszta drużyny nie odeszła zbyt daleko? To się nie trzymało kupy. Każdy szanujący się bandzior, który chciałby dorwać parę samotnych kobiet na trakcie, odczekałby jeszcze chwilę, kiedy mężczyźni odejdą. Z drugiej strony taki granat rzucony wcześniej mógł wszystkich ubić, albo przynajmniej poranić. Dlaczego więc teraz? Pytał samego siebie natychmiast znajdując odpowiedź: bowiem to nie granat, to bomba. Czas wybuchu nie był planowany. Nie mógł być! To zasadzka, o której nie pomyślał, Tymczasem wspomniani bandyci, owszem. Wiedzieli, że gdzieś, kiedyś, ktoś wreszcie odnajdzie karawanę. Przecież byli niedaleko miasta. Taki wybuch powstrzymywał pościg. To było logiczne. Na wszelki wypadek biegnąc krzyknął:
- Ty na lewo - do Onimaru - ty na prawo - do Ioriego - ty za mną - rzucił do Shina pamiętając, by nie mówić głośno ani imion, ani nazwisk.
Wierzył swoim towarzyszom. Cokolwiek powiedzieć, byli ninja, czyli biegnąc po lewej oraz po prawej mieli możliwość wytropienia ewentualnego obserwatora, czy kogokolwiek takiego, jeśli jednak był to granat. Kilkadziesiąt metrów to kilka chwil szaleńczego biegu. Jakże wiele myśli przemknęło mu podczas tego krótkiego momentu.
- Dziewczyny, szczególnie Sil,
Biao zadrżał oraz szczęśliwy dostrzegł wśród dymu jej smukłą sylwetkę. Stała, żyła, istniała! Ale dalej nie wiedział, jak ranna. Miał nadzieję, że tylko ogłuszona potężnie.
- Oby nic jej nie było - pomyślał błagająco. - Aki także - dodawał, jednak Sil zajmowała specjalne miejsce, wyjątkowe, jako ktoś, do kogo żywił uczucia, których sam jeszcze nie pojmował. Cieszył się na jej widok, nawet jeśli nie miała czasu z nim zamienić paru słów. Lubił obserwować jej twarz, uśmiech, słuchać dobitnego tonu głosu ... Och, przez moment miał ochotę ... nieistotne, odrzucił emocje. Może nie do końca, ale zdusił blask ciemnej wściekłości buzującej przeciwko napastnikom, który na chwilę zapanował nad jego umysłem.


Ioriego zakoczył wybuch. Nagłe, niespodziewane źródło dźwięku i fala gorąca sprawiły, że zbladł - była to typowa reakcja organizmu. Zamiast jednak panikować pozwolił sobie jedynie na lekkie uniesienie brwi. Bywał w swoim życiu już w o wiele gorszych sytuacjach - tak samo jak i wtedy pozwolił swemu umysłowi pracować by znaleźć rozwiązanie problemu. Poszczególne elementy układanki od razu ułożyły się mu w głowie. Ktoś zaszył w ciele dziewczyny bombę wykorzystując do tego sztukę shinobich. W ten sposób zabić miała ona zarówno siebie jak i każdego podróżnego, który zauważyłby miejsce zbrodni - taka osoba na pewno poinformowałaby odpowiednie władze w mieście o całym zajściu. Te dziwne ślady chi w ciele kobiety faktycznie były trucizną, ale zupełnie innego rodzaju. Jej naturalna energia stykała się z energią osoby, która kontrolowała bombę. W wyniku tej interakcji ciało próbowało się bronić przed “ciałem obcym” - zupełnie jak w przypadku trucizny. Ktoś powinien jednak zostać “dopilnować” by przy życiu nie pozostali żadni zbędni świadkowie. Zaczął się rozglądać i faktycznie zauważył mężczyznę stojącego w dość znacznej odległości. Yuen wraz z Shinem zniknęli już jednak w kłębach gęstego dymu. Został sam z Onimaru.
-Onimaru-san... - wskazał byłemu wężowi ruchem głowy miejsce gdzie zauważył wroga po czym zaczął sam biec w tamtą stronę. O dziwo poruszał się o wiele szybciej niż mogłoby sie wydawać. Był to widok odrobinę absurdalny biorąc pod uwagę, że do tej pory to on właśnie opóźniał ich marsz. W jego prawej dłoni pojawiły się dwie kulki przywodzące na myśl swym wyglądem bomby dymne.

Wybuch przestraszył wszystkich w grupie łącznie z Herbalistą. Shin wylądował ostatecznie w krzakach, w których wyglądał jak kret wyglądający ze swojego kopca. Rzut okiem w lewo, następnie w prawo i ponownie w lewo i jedyne co widział i czuł to chmura dymu nad głową i wszechobecne gorące powietrze.
Szybki rozkaz i Shin już biegł trochę za swoim kapitanem, który zdecydowanie był sprawniejszy i bardziej wysportowany niż medyk. Wewnętrznie był on szczęśliwy… Nie z powodu wybuchu, czy ofiar, które mógł spotkać. Uważał on się za lepszego medyka niż jego kolega po fachu “Kuternóżka”, jak po cichu nazwał Kurogane. Wytłumaczył sobie także, że Yuen, ma większe zaufanie do jego umiejętności niż do Kuternóżka, co powodowało, że jeszcze bardziej chciał on udowodnić swoją wyższość nad Drugim Herbalistą. Z niewiadomych przyczyn zachowywał on także stoicki spokój. Nie zakładał kto jak poważnie jest ranny i co mogło spowodować tak wielki wybuch. Wiedział, że natłok myśli może tylko przeszkodzić mu w diagnozie ran poszkodowanych. Aburame nie rozglądał się za wiele, nie należał do osób spostrzegawczych więc biegł wzdłuż drogi patrząc wyłącznie w jedną stronę, w stronę gdzie jeszcze przed chwilą widział się ze swoimi koleżankami z drużyny.

Członkowie ekspedycji wykazali się świetną organizacją, natomiast wprowadzone przez nich w życie manewry były niemalże podręcznikowe. Jak każda należycie wyszkolona jednostka wojskowa, rozumieli sę praktycznie bez słów i tak też umieli działać. Iori oraz Onimaru pomknęli do przodu jak strzały wystrzelone z łuku, chcąc zmniejszyć dystans między sobą, a znajdującym się na obrzeżach ponurego lasu, tajemniczym mężczyzną. W miarę jak się zbliżali, ich obuwie raz po raz uderzało o niewysokie trawy, depcząc je bezlitośnie. Chłodny wiatr muskał noszoną odzież. Nie czynili sobie jednak specjalnych trudów aby zamaskować swoje nadejście, bo i po co. Przecież zamaskowany drągal i tak widział ich jak na dłoni.

Mimo to, nie rzucił się od razu do ucieczki. Z pod zielonej maski wydobył się ostry gwizd, który rozszedł się echem po na wpół pustej polanie. Zza pni drzew, ociągająco i niemal nieśmiale, wyłoniła się szóstka mężczyzn. Zdecydowanie nie wyglądali jak shinobi, co nie przeszkadzało dwójce zbliżających się ninja oszacować, że te indywidua na życie zarabiały zapewne odbierając je innym. Podrzędne obdartusy uzbrojone w pałki, noże i pordzewiałe miecze. Złodziejaszki i podżynacze gardeł, którzy za obietnicę dzbanka wypełnionego sake zawsze są chętni żeby rozpruć kogo trzeba. Wystarczy, żeby wskazać im cel a oni zajmą się resztą.

Brodacz ze skołtunionionym zarostem, który im przewodził, zamienił kilka słów z zamaskowanym mężczyzną. Chyba kończyli właśnie coś uzgadniać. Masywniejszy przytaknął, rzucił chudszemu chroboczącą wesoło sakiewkę i nie czekając już na nic więcej, puścił się pełnym pędem w leśne odmęty. Najwyraźniej miał nadzieję, że wynajęte pijaczki zapewnią mu wystarczająco czasu na pośpiesznie zorganizowaną ucieczkę. Swoim życiem, jeśli będzie trzeba, o czym zapewne nie raczył poinformować ‘wspólników’. Ci nie sprawiali wrażenia przejętych, czy zestresowanych. Byli w swoim żyiwiole. Chichotając złośliwie zaczęli ważyć w rękach własne pałki i pozostałe narzędzia służące do mało finezyjnego zadawania bólu, nieświadomi, że porywają się z motyką na słońce.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline  
Stary 12-12-2011, 18:58   #25
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Sil wykazała się rozsądkiem, przypominając sobie szkolenie dotyczące tego typu sytuacji. Głowę trzymała nisko, żeby nie wdychać całości dymu, usta i nos skutecznie zasłaniała kawałkiem oderwanego ubrania, które pośpiesznie namoczyła wodą z manierki. Irytujące dzwonienie w uszach zaczęło z wolna ustępować, pośród trzasku płonącego drewna była więc w stanie wyłapać strzępki rozkazów wydawane podkomendnym przez Yuena wiedziała już, w którą stronę należy iść. Wciąż kręciło jej się w głowie... na domiar złego, z każdym poczynionym krokiem coraz bardziej. Nieważne. Musiała tylko znaleźć się wśród swoich... wtedy będzie bezpieczna.

Shin oraz Yuen także nie próżnowali. Natychmiast stanęli przy krawędzi czarnej kotłowaniny, próbując odnaleźć ocalałych pośród całego zamętu. Strażnik Równowagi postąpił bliżej. W tym momencie przez zasłonę smolistego dymu przebiła się Sil, wpadając w wprost jego ramiona. Była tak słaba, że ledwie trzymała się na nogach. Kaszlała raz po raz, uwalniając z ust niewielkie obłoczki dymu. Jej oczy łzawiły, a oblicze pokryło się czarnym nalotem. Miała kilka lekkich poparzeń, nie mówiąc nawet o zwichrowanych i odrobinkę nadpalonych włosach. Mimo to, Biao nie mógł zaprzeczyć, że Niebo uśmiechnęło się do jego przyjaciółki. Myśląc racjonalnie, nikt nie powinien być w stanie przeżyć tak ogromnej eksplozji. Nie jeśli stał równie blisko co panna Nguyen.
- Yuen... - dziewczyna zachrypiała pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami. Była sfrustrowana. Rozkazy i myśli powstające jeden za drugim w jej głowie kłębiły się w nieproduktywnej plątaninie. Natomiast osłabione ciało nie było ani w stanie odebrać nawet połowy sygnałów ani wykonać chociaż ćwierci rozkazów.

Sil wpadła w jego ramiona, choć raczej należałoby powiedzieć, ze obydwoje wlecieli na siebie, tylko on zdążył ją pochwycić. Niczym ów lampart złapał smukłe, dziewczęce ciało unosząc poza zasięg dymu. Obawiał sie, że oprócz samego wybuchu oraz naturalnego oparu, mógł jeszcze zawierać inne trucizny.
- Sil - powiedział cicho, lecz na tyle blisko jej ucha, ze musiała go uslyszeć, lecz nikt poza nią. - Jesteś cała?

Kaszlnięcie wstrząsnęło całym ciałem dziewczyny. Czy była cała... Pytanie Biao wplątało się między pozostałe myśli w jej głowie. Spojrzała w dół. Miała nogi i nie czuła w nich żadnego bólu. Rozkazała zacisnąć się dłoniom. Posłuchały z ustępującą opieszałością. Głowę raczej też miała.
- Chyba tak... - powiedziała słabo i spróbowała stanąć o własnych siłach.

Ostrożnie postawił ją na ziemi rozglądając się wokół. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Przez moment zaś, widząc w opałach Sil, chyba zapomniał o całej reszcie rzeczywistości. Chyba tak, odpowiedziała. Uch, jak dobrze. Przykucnął lekko naciskając jej ramię, żeby uczyniła to samo. Stojąc tak, byli wystawieni na strzał z łuku. Najważniejsze, żeby przyszła całkiem do siebie. Wierzył pozostałym członkom grupy, że poradzą sobie. Lecz gdyby ktoś zaatakował nie całkiem jeszcze przytomną Sil, pozostawioną samą sobie ... chłopak nawet nie chciał myśleć ...
- Napij się - podał jej nieco ryżowej wódki na szybkie orzeźwienie.
Posłuchała. Wykonała polecenia niemal z ulgą, że nie musi myśleć chociaż przez tę chwilę, bo Biao jest tutaj i się nią zaopiekuje. Westchnienie ulgi opuściło jej gardło po wypiciu podanego alkoholu. Rzeczywiście, działał pobudzająco. Nigdy nie przepadała za alkoholem, jednak parzące uczucie w gardle paradoksalnie postawiło ją na nogi.
Shin złączył dłonie. Wykonując kilka prostych pieczęci, przystąpił do diagnozy. Momentalnie wypuścił z siebie długie westchnienie ulgi, gdyż stwierdził, że oprócz tych widocznych, poszkodowana nie posiadała żadnych innych obrażeń.

Sytuację można było opisać chyba tylko jako szczęście w nieszczęściu, ponieważ druga dziewczyna pochwycona przez epicentrum eksplozji ognistego chi była definitywnie martwa. Wszędzie wkoło dało się dostrzec fragmenty jej poszarpanego i nadpalonego stroju, a także rozrzucone zgodnie z torem erupcji, poczerniałe kości, na których nie zostało zbyt wiele tkanek. Wciąż dymiąca, naga czaszka znajdowała się zaledwie kilka kroków od stóp Shina. Stan zmarłej sprawiał, że nawet najznamienitsze sztuki medyczne Bambusowych Herbalistów nie były w stanie jej pomóc. A ci potrafili przecież w tej dziedzinie naprawdę wiele.

Sil opuściła spojrzenie podążając za wzrokiem Herbalisty i chociaż czuła się już lepiej, zadziwiająco długo zajęło jej zrozumienie, na co właściwie patrzy. Czaszka... Aki ją uratowała. Brwi Żmijki ściąnęły się wraz z nadchodzącą falą świadomości. Ktoś zginął. Dla niej. Powinna się cieszyć, a mimo to nie potrafiłą. To był dług nie do spłacenia. Dług, którego ona, nigdy świadomie by nie zaciągnęła. Nawet za cenę własnego życia.
Powstała raptownie i skoncentrowała spojrzenie na Yuenie. Szczęśliwie nie straciła równowagi. Głowa pulsowała boleśnie, mimo to mozaika zdarzeń posłusznie ujawniała się przed jej oczami.

- Gdzie... - kaszel, gardło jeszcze przez jakiś czas nie będzie jej posłuszne. Ponowiła próbę przemówienia trochę spokojniej - Gdzie reszta?
- Wszyscy ... - urwał zastanawiając się moment, cz nie pobiec na wsparcie, ale pozostali ninja radzili sobie ze zbójami bez większych problemów. Dziwne, uznał, przygotowali przecież taką zasadzkę pokazującą niezwykłe umiejętności, tymczasem walczą ... chyba, że to ktoś inny? Jednak chwilowo nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie - Wszyscy mają sie dobrze, Onimaru i Iori zajmują się nieproszonymi gośćmi, Shin jest obok ... Na pewno nic ci nie jest? Nie kręci ci się już w głowie? - wiedział, że to sygnał, czy podmuch wybuchu mocno wstrząsnął jej umysłem, czy też oprócz powierzchownych ran, wszystko poszło nieźle. Jedynie ich towarzyszka nie zdołała uciec - Mamy jednak jedną ofiarę. Wiesz kogo.

- Wiem - powiedziała beznamiętnym głosem. Później przyjdzie pora na rozpamiętywanie tego zdarzenia, teraz miała... zadanie. Tak, to było słowo klucz. Wypowiedziane w myślach wywołało w umyśle rewolucję, mózg szybko pozbywał się oszołomienia. ~Po pierwsze, Nguyen, zbierz drużynę. Po drugie, dostań się do miasta i odszukaj dziewczynkę~ echo słów Chuushina sprowadziło ją ostatecznie na ziemię. Po wybuchu dym często unosił się niczym zdradziecka chorągiew. Znalezienie ich nie zajmie dużo czasu.

- Ten wybuch na pewno był dobrze widoczny z miasta - odchrząknęła - Trzeba odszukać pozostałą dwójkę i stąd uciekać. Dlaczego się odłączyli?
- Tam - wskazał jej miejsce, gdzie rozwiewające się kłęby dymu pokazywały starcie ninja z grupą bandytów. - Spokojnie, radzą sobie. Właściwie nawet aż za dobrze - przytrzymał ją. - Pewnie to nie ci, co napadli kupców, biorąc pod uwagę ich umiejętności - skonstatował - Masz rację, musimy iść i kto wie, czy nie lepiej pójść bezdrożem do innej bramy miasta, żeby uniknąć ewentualnych pytań strażników. Ponadto wziąć wszystko, co mogłoby pomóc identyfikacji wiesz kogo.

Nguyen zmarszczyła brwi patrząc jak dwójka wraca z ciałem przewieszonym przez ramię. Rzeczywiście, poszło im nieźle.
- Jak mieliby cokolwiek wywnioskować z tych... skrawków? - zapytała spoglądając znowu na rozmówcę.
- Tatuaż, drobiazgi osobiste - podpowiedział jej - Może mają coś takiego - wyraził niepewne przypuszczenie.
- Nie zdążymy ich uprzątnąć na czas.
- Zostawimy ich. Nie mamy wyjścia. Zerknijmy tylko, czy mają jakiś symbol triady, lub jakikolwiek i odejdźmy. Może faktycznie bezdrożem do innej bramy?
- poddał dziewczynie ponownie propozycję.
- Czas nam nie sprzyja - westchnęła, dochodząc do wniosku, że jeszcze nie doszła do stopni, który uznałaby za zadowalający skoro umknęły jej takie oczywistości - Heigenchou ma tylko dwie bramy wschodnią i zachodnią. Nie sądzisz, że lepiej przejść na przełaj, ale od razu do celu?

- Cokolwiek zrobimy, i tak przez dłuższy kawałek musimy iść ta sama drogą - uznał.- Jednak może masz rację. Według mnie, albo porwali dziewczynkę, wtedy niewątpliwie jej nie planują ubić przez wiele dni, bowiem takie negocjacje pomiędzy rodzicami oraz porywaczami trwają długo. Albo już niestety odwrotnie, wtedy jakkolwiek pójdziemy nie pomożemy jej. Jednak miasto jest naprawdę duże, więc pewnie przez bramy przechodzi wiele osób. Może nie zwrócą na nas uwagi, może ... jesli jednak zaczną nas wypytywać należy miec przygotowane, co im odpowiemy.
- Tak, wiem, ale nie chcę być posądzona przez pana Neitaki o nie potraktowanie sytuacji z należytą atencją lub o jakieś niedopatrzenie. Co się tyczy bram, nadal mamy maski.
- delikatnie przygładziła włosy. Musiała wyglądać teraz okropnie, więc wyjęła chustę z bagażu i zawiązując ją na głowie zakryła czuprynę. Policzki wytrze już w marszu.

- Owszem, jednak jeśli wejdziemy oraz uwierzą nam, ze jesteśmy aktorami, co jest raczej prawdopodobne, to zapytają nas: skoro jesteście obcymi i przyszliście tamtym traktem, niewątpliwie widzieliście oraz słyszeliście ten wybuch, co to było, co wiecie na ten temat? Właśnie tego chciałbym uniknąć. Nawet jeśli pójdziemy wzdłuż traktu, ale jakos bokiem, bowiem skoro dostrzegli przynajmniej dym, może przyślą gwardzistów. Jest istotne, żebyśmy sie na nich nei nadziali. Nawet jesli tak, to co odpowiemy strażnikom w bramach?
Sil przestąpiła z nogi na nogę. Pomimo tego, że mówili szybko, niemal słyszała jak przesypują się ostatnie ziarenka w klepsydrze odmierzającej czas do pojawienia się strażników.
- Powiemy, że tak się przestraszyliśmy, że nie chcieliśmy się zbliżać. Zobaczyliśmy wybuch daleko hen nad drzewami i uznaliśmy, że to porachunki shinobi.
- Może uwierzą - powiedział niepewnie - aczkolwiek pewnie będą nas chcieli przepytać, a może przetrzymać. Jednak może uda się po prostu przemknąć wśród innych. Dobrze, decyzję trzeba podjąć - spojrzał na piękną dziewczynę.

Kiwnęła głową.
- Ruszajmy.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 12-12-2011 o 19:16.
Eyriashka jest offline  
Stary 13-12-2011, 10:48   #26
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Iori nawet nie zwolnił na widok bandytów. Gdy był wystarczająco blisko wziął zamach i rzucił w biegu jedną z trzymanych kulek - te jednak jak się okazała nie byłe wbrew pozorom dymna. Część zakapiorów otoczyła w mgnieniu oka zielonkawa mgiełka a polanę przeszył krzyk przywodzący na myśl obdzieranie żywcem ze skóry. W sumie skojarzenie było jak najbardziej na miejscu. Gdy po paru sekundach wiatr rozwiał opary, Onimaru ukazał się przerażający widok. To coś co ujrzał nie przypominało ludzi. Skóra praktycznie “spłynęła” z ciała odsłaniając warstwy mięśni, które były w zaawansowanej fazie gnicia. W wielu miejscach było widać gołe kości. Wyglądało jakby przeciwnicy w ciągu chwili przeszli bardzo zaawansowany proces rozkładu. Najgorsze było jednak, że ciągle żyli - nie byli w stanie się poruszyć, ale widać było ledwie zauważalne ruchy klatek piersiowych, którym towarzyszyły jęki i płacz. Kurogane minął swoje dzieło nawet nie zaszczycając swoich ofiar jednym spojrzeniem.


Grzmot wybuchu jeszcze dobrze nie rozbrzmiał, kiedy Onimaru padł plackiem na ziemie.
Ułamek sekundy później, tuż nad nim przeleciał spory odłamek dymiącego się drewna, którego pęd sugerował, że nie zamierzał zatrzymać się z tak błahego powodu jak shinobi na jego drodze. Wstał i ruszył biegiem w stronę karawany, moment później rozbrzmiał rozkaz Yuena, który trzeźwo oceniał sytuację.

Czuł przypływ adrenaliny, ale nie ten, który czuje podczas walki. Ten był o wiele bardziej nieprzyjemny, gdyż zabarwił go strach o towarzyszy. Zdawało mu się, że Biao wychwycił tę iskrę w jego oczach, gdy ich spojrzenia przecięły się na moment, krótszy od uderzenia serca. Jednak teraz nie było czasu na takie myśli.

Biegł szybko w stronę wroga, którego wskazał mu Iori-san. Dowódca kazał podążać za nim, roztropniejsze wydało mu się jednak osłanianie ich przed wrogiem, gdy będą składać do kupy ewentualnych rannych. Miał nadzieję, że ta drobna niesubordynacja ujdzie uwadze dowódców.
Nie rozwijał pełnej prędkości, żeby nie zostawić zbytnio w tyle Kurogane, jednak ten bez większych trudów dotrzymywał mu kroku. Przyjął to z lekkim zdziwieniem, ale domyślał się, że Herbalista chowa przed nimi jeszcze wiele sekretów, co w gruncie rzeczy dobrze o nim świadczyło.
Zanim zorientował się, jakie działanie ma ‘dym’ z kulek Iori’ego, wykorzystał zamieszanie jakie wywołał sam opar. Podczas, gdy bandyci patrzyli jak połowa ich oddziału topi się na ich oczach, Onimaru posłał już kunai, na spotkanie gardła najbliższego z przeciwników.

Drugi, widząc jak jego towarzysz pada bez życia na trawę, zaszarżował wściekle wydając z siebie bojowy okrzyk. Biegł wprost na Ronina w szale, podniósł zardzewiały miecz nad głowę, z zamiarem przepołowienia oponenta. Gdy byli parę metrów od siebie, z rękawa shinobi wystrzelił shuriken, lecąc w stronę kolana bandyty, wbijając się na kilka centymetrów w tkankę kostną. Ten zachwiał się, a to było wszystko czego potrzebował ninja. Błysnęło ostrze noża i jeszcze zanim rabuś dotknął ziemi, z jego szyi trysnęła szkarłatna fontanna. Ronin nawet nie zwolnił, kierując się w stronę ostatniego wroga, brodatego herszta bandy obdartusów.
Ten, widząc w jakim tempie jego ludzie zostali wyrżnięci przez dwójkę ninja, widocznie zwątpił.
Wiedział jednak, że ucieczka mija się z celem. Zakręcił młyńca swoją potężną, obitą metalem maczugą.
Takich Ronin lubił najbardziej, wściekłych, zaślepionych, jak ranne zwierze które rzuca się na silniejszego drapieżnika w akcie desperacji. Gdyby miał lepszy humor, może by się z nim trochę pobawił, ale do dobrego humoru było mu daleko. Schował nóż.

Brodacz ruszył na niego, wykonując uderzenie znad głowy. Ronin zrobił od niechcenia unik w bok, skracając jednocześnie dystans tak, że stał po prawej stronie przeciwnika, przodem do niego. Ten, chciał go zmieść poziomym ciosem, jednak nim maczuga nabrała pędu, Onimaru chwycił go za nadgarstek, wykręcając go boleśnie. Następnie kopnął w łokieć i maczuga wysunęła się z odrętwiałej ręki. Zanim broń dotknęła gruntu, prawa noga ronina znalazła się za wrogiem, a następnie energicznie wróciła na miejsce, podcinając rzezimieszka i posyłając go na ziemię. Ręka zaś, cały czas trzymała w żelaznym uścisku nadgarstek. Bezlitośnie wykręcił go mocniej, aż usłyszał sprzeciw pękającej kości. Uciszył wrzeszczącego prostaka brutalnym kopnięciem w głowę. Pomyślał, że może się przydać, więc go nie zabił. Omiótł spojrzeniem pole walki, upewniając się, że wszyscy wrogowie są unieszkodliwieni. Wszyscy leżeli martwi, prócz herszta, ale prawdziwy wróg, zniknął między drzewami.

Powaga zniknęła z twarzy ronina równie szybko, jak się pojawiła. Spojrzał na Kurogane, wzruszył ramionami i ruszył szybkim krokiem w stronę karawany, z bandytą przerzuconym przez ramię. Iori wiedząc, że nie będą w stanie dogonić już przeciwnika podreptał spokojnie za nim.

Widząc, że reszta ich zespołu zdążyła się pozbierać do kupy, przyspieszył kroku. Już po chwili był przy nich. Rzucił wiotkie ciało bandyty u nóg Małej Żmii.
- Zdaje się, że ten był przywódcą, Nguyen-sama. Pomyślałem, że będziesz chciała go przesłuchać.-

Jego zdaniem, nie mieli czasu na przesłuchanie, ale zostawił tę myśl dla siebie, nie on był od podejmowania decyzji, a było za wcześnie, żeby wychylać się przed szereg. Patrzył na Sil z pytaniem w oczach. Zdążył omieść ją spojrzeniem i widział, że nie ma poważnych ran, co przyjął z ulgą.
~~Ranna by nas spowalniała i mogła by zwrócić uwagę strażników~~ tłumaczył się sam przed sobą. Kolejna rzecz, którą będzie musiał przemyśleć, gdy będzie miał chwilę spokoju.

- Nie sądzę. Yuen uważa, że ten pozostał tylko po to by sprawdzić skutki wybuchu, a ja popieram jego osąd - siłą woli powstrzymała się od spojrzenia teraz na przyjaciela. Była ciekawa czy zauważyłaby chociaż drobny ślad uśmiechu na jego twarzy. Zdusiła głęboko to pragnienie i nieświadomie pokręciła głową patrząc na nieprzytomnego mężczyznę - Nie mamy czasu na przesłuchanie w tej chwili. Za ile czasu się obudzi?

Ronin wysłuchał co przywódczyni miała do powiedzenia, spojrzał na przywódcę rzezimieszków i podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Ciężko powiedzieć, ale nie uderzyłem go specjalnie mocno...- wybąkał, po czym zniżył się do poziomu nie przytomnego mężczyzny. Chwycił go za szmaty, które spełniały rolę jego odzienia. Potrząsnął nim solidnie, po czym wymierzył mu siarczysty policzek. Ten otworzył lekko oczy, jeszcze zamroczony bólem.
- Zaraz powinien dojść do siebie, Nguyen-sama- powiedział, pozostając blisko jeńca, gdyby ten wpadł na głupi pomysł i próbował ucieczki.

- To zrób tak, by się nie obudził w marszu. Zatrzymamy się w odległości dwóch wiorst od miasta.

- Tak jest, Nguyen-sama.- powiedział, po czym bezceremonialnie zadał mu cios zewnętrzną krawędzią dłoni w kark, uśmiechając się przy tym do swojego dowódcy. Oczy wywinęły mu się, jakby chciał zajrzeć w głąb własnej czaszki, po czym odpłynął w nieświadomość. Onimaru chwycił go w pas i ponownie zarzucił sobie na ramię. Po raz kolejny posłał Sil pytające pytanie, sugerujące, że czeka na dalsze rozkazy.

Skinęła głową. To powinno wystarczyć za wyraz aprobaty. Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych. Wszyscy gotowi. Ruszyła przodem.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 14-12-2011, 20:39   #27
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nawet niesiony na plecach hultaj nie spowalniał jakoś szczególnie ich marszu. Parli przed siebie, pchani do przodu tak samo poczuciem obowiązku, jak i koniecznością wynikłą z tej jakże niezwykłej (a przy tym niekorzystnej) sytuacji. Dobrze kontrolowany i dawkowany strach deptał im po piętach. Każde spojrzenie na drogę przed nimi równało się z chwilowym zatrzymaniem łomotania serca w ich piersiach. ‘Żeby tylko nie spotkać wojska’ - to była myśl przewodnia. Pojawienie się na horyzoncie zamglonego kształtu formacji cesarskiego oddziału oznaczałoby kolejny problem. Gigantycznych rozmiarów, który mógłby rozwalić całą misję w drobny mak. Żołdacy w miastach takich jak Heigenchou bywali często diablo znudzeni swoimi codziennymi zajęciami. Leżenie do góry tyłkiem w koszarach i pełnienie wart stanowiły piętno stagnacji w ich egzystencji. Niestety, nie dało się go odreagować żłopiąc sake hektolirami, czy odwiedzając ‘herbaciarnie’ z co bardziej rozwiązłymi gejszami. Naturalnie więc, każda wymówka aby zakosztować odrobiny akcji była dla nich dobra. Przeszukiwanie i przepytywanie przeprowadzone przez tak zblazowanych żołdaków bywało bardziej dokładne niż konsultacje odnośnie niewłaściwie spożytkowanych funduszy z cesarskim dygnitarzem.

Jak powiedzieli, tak też zrobili. Oddział ninja upatrzył sobie na postój niewielki, zalesiony obszar nieopodal głównej drogi. Był on oddalony prawie idealnie dwie wiorsty od ich celu. Zeszli więc z ubitej drogi, wchodząc między gęste krzewy i odnajdując miniaturową polankę, na której mogli uskutecznić swoje śledztwo. A może raczej przesłuchanie. Grubsze pnie drzew i zarośla tworzyły skuteczny parawan, który miał ich osłonić przed wzrokiem zbyt ciekawskich osób. Nawet jeśli osoby te zostały mianowane na swoje stanowisko przez samego Cesarza. Jedyny pozostały przy życiu bandyta został skrępowany grubą liną za plecami i posadzony na ściętym pniu, gdzie Kurogane machnął mu przed nosem jakąś żółtawą ampułką. Przepity mężczyzna ze zwichrowaną brodą zaczął głośno kaszleć i odzyskał pełnię świadomości, patrząc z otwartą (na wpół szczerbatą) gębą na tych, co zdołali go pojmać.

-Co? Że co to niby ma być?! Cośta mnie związali! Puśćcie mnie w tej chwili psie syny, poprzetrącam kości każdemu z was a potem wezmę się dokładniej za trącenie waszych kobiet! Wszystkich was tu poustawiam, jeden po drugim!
Chociaż dobrym wychowaniem raczej nie grzeszył, nie był też głupi jak but z lewej nogi. Mimika stojących przed nim osób dość dobitnie sugerowała, że wpadł w gówno po uszy i będzie musiał się sporo natrudzić, jeśli zamierza z niego wyjść pachnąc różami. Oburzenie, zdziwienie i uśmiech pajaca. Właśnie tak zmieniała się jego twarz im dłużej pozostawał przytomny.
- Eee. Tego. No! Znaczy się, zawsze możemy się dogadać? Nie? Nie ma potrzeby się denerwować! Bardzo przepraszam że się uniosłem i... tego. Puścicie mnie?
- Jak tylko odpowiesz nam na kilka pytań.

Skwitował krótko i na temat Shin, łapiąc herszta bandy za japę i wlewając do środka zawartość fiolki, którą niedawno próbował wręczyć swojej przywódczyni. Mając na uwadze sytuację przy karawanie, ta odmówiła. Może i dobrze, bo nie mieliby czego teraz użyć na pojmanym. Mężczyzna wzbraniał się jak mógł. Rzucał się i warczał. trochę rozlał na swoje spodnie, wyglądało to jakby się posikał. Nie mniej jednak, wystarczająca ilość specyfiku sięgnęła jego żołądka. Zaczęła działać o czym zaświadczył mętny wzrok wpatrzony w próżnię. Pozostali shinobi obserwujący całe zajście musieli przyznać, że Klan Bambusowych Herbalistów dowodził swojej wartości i przydatności na każdym kroku. Nie tylko w czasie potyczki z bandytami, ale również kiedy przyszło do rozwiązania języka jednemu z oprychów.


Kurogane przyklęknął przed pojmanym tak by znaleźć się na jego linii wzroku.. Na jego twarzy gościł uśmiech - dużo szerszy niż zwykle. Od ucha do ucha.
- Będziesz grzecznie odpowiadał na zadane pytania czy stawiał opór? Proszę, powiedz że będziesz stawiaj opór. - jego ton głosu był łagodny, ale w oczach widać było że zamiary herbalisty względem pojmanego są równie przyjazne co do reszty jego kolegów-zbirów. Obecnie martwych w stanie mniej lub bardziej ciekłym.
- Nie psze pana nie będę. Nie będę stawiał oporu. Na wszystko odpowiem.
Brodacz zaczął gadać jak ktoś, kto przesadził z opium. Jego głos był spokojny, tempo wypowiedzi ślimacze. Oczy, chociaż patrzyły wprost na Ioriego zdawały się bardziej podziwiać wewnętrzną część jego czaszki niż ‘przyjacielską’ ekspresję, która doprowadziłaby więźnia o normalnym sposobie postrzegania świata do zawału serca. Chyba nadszedł czas przetestować, jak sprawdzi się to całe ‘serum prawdy’.


Przedstawiciel rodu Ika pokiwał tylko twierdząco głową zupełnie jakby takiej odpowiedzi oczekiwał. Wszelkie symptomy wskazywały na to, że narkotyk zaczął działać. Postanowił więc zacząć od podstawowego pytania, które mialo utorować drogę dla wszystkich innych.
-Powiedz mi mój przyjacielu kim był ten człowiek, którego ucieczkę osłanialiście?
Zaczął mówić trochę wolniej i wyraźniej chcąc się upewnić, że podejrzany bez problemu usłyszy i zrozumie treść pytania. Iori mógłby przysiąc, że praktycznie widzi powolne trybiki obracające się pod kopułą przesłuchiwanego mężczyzny. Jedyne czego brakowało, to para, okazojalnie buhająca uszami. Cisza trwała przez kilka sekund, po czym padła odpowiedź.
- Nie powiedział nam swojego imienia. Ani on, ani ta pozostała dwójka, co to z nim była. Mało
gadali. Prawie, że nic. Położyli ino jadeit na stole i powiedzieli, że jest szansa jeszcze więcej zarobić, jak pójdziem z nimi i zrobim co każą. No to żeśmy poszli.

Zatrzymał się, jakby ktoś własnie uśmiercił na miejscu jego proces myślowy.

-Skoro położyli jadeit to faktycznie okazja jakich mało. Szczęście wam dopisało. - stwierdził Kurogane potakując “rozmówcy zupełnie jakby oboje doszli do najoczywistszej rzeczy na tym świecie. -Mówisz, że mało gadali ale coś przecież gadali prawda? Co dokładnie wam mówili? Imion może nie znacie, ale twarze i ubiór widzieliście nieprawdaż? Opowiedz więc nam jak to było. - gdyby znajdowali się w jakiejś tawernie - a bandyta nie zwiedzałby teraz oczami wyobraźni innych światów - można by odnieść wrażenie że są dwoma starymi znajomymi gawędzącymi o kolejnym dniu z życia.

- Dwóch mężczyzn. Jedna kobita.Ta... ta baba jakaś dziwna była. Wyglądała jakby przybyła z innej Krainy. Ten co nas opłacił i czekał z nami... on nosił maskę. Każdy w knajpie się go bał i schodził z drogi. Trzeci... trzeci. Nie wiem, pijany żem był. Każde jedno czarne palto nosiło.
Przesłuchiwany czknął i podskoczył na pniaku. Kurogane przyuwazył jak powoli z jego pokrytego brodawkami nosa wypływa stróżka krwi w mocniejszym odcieniu. Czy aby napewno tak powinien był działać ten specyfik? Chyba nie. Może zadawane pytania były zbyt skomplikowane i miało to szkodliwy wpływ na ‘przymusowego pacjenta’? To wiedział tylko sam Shin.
 
Highlander jest offline  
Stary 16-12-2011, 11:47   #28
 
Songolooz's Avatar
 
Reputacja: 1 Songolooz nie jest za bardzo znany
Kurogane wyraźnie zaniepokoił się stanem przesłuchiwanego. Znał mniej więcej specyfiki i rośliny stanowiące bazę do medykamentów mających zmusić pojmanego o mówienia prawdy. Żaden jednak nie wywoływał takich efektów. Nie mógł pozwolić by ten człowiek zginął. Przynajmniej nie dopóki nie powie im wszystkiego. Skierował odrobinę energii Yin do oczu i spojrzał na mężczyznę w ten sam sposób w jaki niedawno patrzył na kobietę o iście... wybuchowym wnętrzu. Wyglądało, na to że specyfik poza odblokowywaniem pewnych partii w mózgu blokował też inne. Cały mechanizm sprawdzał się przy zadawaniu prostszych pytań, ale przy tych wymagających skupienia... nadmierny wysiłek psychiczny powodował uszkodzenie tkanek mózgowia. Już teraz więzień miał krwotok wewnętrzny i nie pozostało mu więcej niż kilka minut życia.

- Co za prowizorka... - mruknął pod nosem po zakończeniu oględzin. Nie zamierzał jednak tego człowieka leczyć. I tak musieli go zabić, więc na jedno wychodziło ale perspektywa ograniczonego czasu niezbyt mu się podobała.
- Rozumiem przyjacielu. Musisz mi jeszcze tylko powiedzieć trzy rzeczy po czym dam Ci odpocząć. Czy na paltach lub gdziekolwiek indziej nosili jakieś znaki bądź symbole? Gdzie znajduje się i jak nazywa się ta karczma gdzie ich spotkałeś? I karawana... co przewoziła i do kogo należała? - zadał pytania, które z jego punktu widzenia były istotne po czym zwrócił się do reszty.
-Jeśli chcecie go o coś jeszcze spytać to zróbcie to teraz póki wciąż żyje. Myślę że mamy co najwyżej dwie minuty zanim skona.

- Gdzie się spotkaliście z owymi mężczyznami oraz dziwną kobietą? - uzupełnił Yuen. Samo bowiem miejsce spotkania mogło wskazać przynajmniej rejon, na który zwracali uwagę tamci. - Czy ci tutaj, twoi towarzysze, to była cała wasza grupa? Ponadto najważniejsze, tacy jak ty, wiele słyszą, czy słyszałeś coś o porwanej dziewczynce? Córce wielkiego szlachcica. Cokolwiek. Jakieś plotki, pogłoski, może to zresztą wasza sprawa - pytał.

Shin stał trochę na uboczu opierając się o pobliskie drzewo, swoją pracę już przy tym pacjencie wykonał. Otworzył mu usta, a sam nie należał do grona specjalistów od przesłuchań. Mimo wszystko to co robili jego towarzysze może miało sens, ale nie przy działaniu “serum prawdy”.
- Za dużo, za szybko... On nie wytrzyma tego dłużej - powiedział tak cicho jak tylko potrafił, mimo wszystko słowa miały zostać usłyszane i były kierowane do wszystkich członków grupy.
Shin wiedział, że czas w tej chwili gra na ich niekorzyść więc szybko wydał polecenia swoim towarzyszom:
- Jedno pytanie i jedna odpowiedź... jego mózg się lasuje - Mimo wszystko domyślał się, że po wcześniejszych słowach “Kuternóżki”, odnośnie czasu zgonu, przesłuchujący nie zastosują się do jego rady.

Sam zdiagnozowany właśnie bandyta wydawał się dziwnie spokojny odnośnie swojego terminalnego stanu. Zapewne to także było sprawką chemikaliów jakie w niego wpakowano, bo nikt o zdrowych zmysłach nie siedziałby tak spokojnie na wieść, że za chwilę przyjdzie mu wąchać kwiatki od spodu. Kanonada pytań zdawała się mu nie przeszkadzać, jeśli nie liczyć faktu, że cienka stróżka krwi wypływająca z jego nosa dość szybko zamieniała się w żwawy (żeby nie powiedzieć rwący) strumień. Mimo to, ninja otrzymali kolejny zestaw odpowiedzi.
- Tatu... tatuaże mieli. Na wewnętrznej stronie swoich łapsk, ale... nie widział żem dokładnie. Jakie. Karawana... nie wiem. Karczma.. Gorzki Świt...
Twarz herszta uśmierconej bandy zaszła czerwienią. Na jego żółtawych białkach powstało znacznie więcej żyłek niż chwilę temu. Na domiar złego pomylił kolejność udzielanych odpowiedzi, ale nie tak drastycznie żeby nie dało się wywnioskować o co chodzi.

Kiedy Yuen zaczął swoje bombardowanie niewiadomymi, proces degradacji ruszył z górki pełną parą i nie można już było go zatrzymać. Oczy brodacza wręcz wyszły z orbit, robiąc przy tym zeza rozbieżnego i ‘skupiając’ wzrok na obydwu uszach Strażnika Równowagi.
- No. Przecie... przecie żem mówił, że karczmie. Poszlim my z nimi wszyscy... wszyscy kase chcieli, a o żadnej … porwanej... smarkuli... nie słysz... ugh.
Tym wielce wnikliwym stwierdzeniem, odkrywającym względem przesłuchujących go shinobi całą prawdę wszechświata, mężczyzna zakończył swój wywód. Oraz życie niegodziwe życie. Krwawe bąbelki w jego ustach i kindolu zaczęły pękać z serią niewyraźnych pogłosów, a ostatnią taką ‘bańkę’ stanowiła chyba jego przegrzana mózgownica. Ślepia wywróciły się na drugą stronę, po czym spadł z pnia i przygrzmocił bezwładnie o pasmo zieleni, leżąc nań o otwartą paszczęką i wyciągniętym językiem. Co bardziej humanitarni z nadzorujących go ninja mogli mieć tylko nadzieję, że szczęście uśmiechnie się do niego w przyszłym wcieleniu.


Onimaru przygladał się jeńcowi, do momentu, aż jego wzrok zmętniał, a Kurogane zaczął zadawać pytania. Nie spodziewał się rewelacji, oszczędził go bardziej żeby się wykazać, więc samo przesłuchanie zbytnio go nie obeszło. Zaczął rozglądać się po okolicy, zataczając coraz szersze kręgi w okół swojego oddziału. Cisza. Spokój. Nuda.
~Eh, póki co, misja zapowiada się mało ekscytująco...~ pomyślał, jednak zachował swoje myśli dla siebie. Jak zawsze z resztą, choć z reguły robił to bo nie miał z kim podzielić się przemyśleniami.
Niemal stracił czujność, gdy coś usłyszał. Pękająca gałązka, dźwięk metalu ocierającego się o metal i równomierne kroki co najmniej dwudziestu ludzi. Cesarscy.
Obrócił się na pięcie i podbiegł z powrotem do drużyny.
- Cesarscy! Dwudziestu może więcej, kryć się! - powiedział do towarzyszy którzy odwrócili się w jego stronę słysząc jak biegnie. Nie czekając na ich reakcję, zanurzył się w cieniach rzucanych przez drzewa i zniknął im z oczu.

Śmierć herszta, była dla Shina dość ciekawym zjawiskiem. Wiedział, że bandyta już wcześniej był poobijany, natomiast zdał sobie sprawę z tego, że gdy testował serum na sobie, nie odczuł aż tak ogromnych skutków ubocznych.
-... Cesarscy ... – to jedyne słowo z ustach Ronina wystarczyło by postawić chłopaka w pełnej gotowości. Gotowości naturalnie do natychmiastowej ucieczki... Las był dla Shina idealnym towarzyszem jeżeli chodziło o schronienie. Dla Herbalisty taka sytuacja była o tyle dobra, że mógł on schować się tak, by go nikt nie znalazł, a natura oferował tysiące bezpiecznych miejsc. Kilkanaście szybkich skoków w bok i Aburame już znajdował się w rozsądnej odległości od zwłok. Rzut okiem na otoczenie i już krył się jego zdaniem w najlepiej dostosowanej do tego kryjówce. Tuż pod gęstym krzakiem, którego dodatkowo okrywały liście spadające z korony lasu.
 
__________________
Między życiem, a śmiercią jest naprawdę cienka linia.

Ostatnio edytowane przez Songolooz : 16-12-2011 o 11:59.
Songolooz jest offline  
Stary 19-12-2011, 11:47   #29
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mądrości sifu Jeung Lai Chuna

Ekspert stylu Dzikiego kota do Jeung Lai Chuna chwaląc się:
- Mam najszybszą rękę na terenie całego cesarstwa!
- A ja tam wolę dziewczyny – odpowiedział skromnie Jeung Lai Chun.





Cesarscy! Oddział, może niewielki, może mogliby go nawet pokonać, ale może i nie. Ponadto co wtedy? Nie byli tu po to, żeby się rozbijać, tylko pomóc ocalić porwaną dziewczynkę. Onimaru dostrzegł ich oraz powiadomił resztę, jednak ... tak, nie spodobało się Yuenowi, że po prostu idiotycznie uciekł nie przejmując się niczym. Okazał się nigodnym zaufania, lub przynajmniej niepotrafiący analizować ewentualnych problemów, ocenił Yuen, Bowiem przecież jeszcze było coś niezbędnego do zrobienia.
- Kryć się - powtórzył Yuen. - Musimy także ukryć ciało - powiedział rzecz oczywistą, którą Onimaru kompletnie pominął ratując samego siebie. Cesarscy szli niewątpliwie do miejsca wybuchu. Niespodziewali się wcześniej nikogo, a na pewno nie grupy ninja. Szli traktem, podczas gdy ninja znajdowali się trochę z boku, niemniej pozostawione ciało, gdyby któryś je zauważył, niewątpliwie wzbudziłoby czujność, zainteresowanie... Sprawdziliby okolicę, zbadali ślady ... Wystarczyło przenieść ubitego �-herszta gdzieś na bok za krzaki, pozostawić na pastwę losu oraz spokojnie poczekać, aż tamci �-odejdą. Yuen obawiał się nieco plamy krwi na trawie, jednak na to, by ją zamaskować, nie było czasu. Pocieszał się jednak, żę jakaś ciemna plama nie powinna zwrócić uwagi wojaków, przynajmniej mia ł taką nadzieję, że żaden nie podejdzie i nie będzie sprawdzać. Bowiem, czyż mało jest na każdej łące miejsc ciemniejszych oraz jaśniejszych. Spojrzał jeszcze na Sil, czy akceptuje jego działanie.

Cesarscy. Szczur Onimaru oczywiście uciekł przodem. Zajmie się tym później.
- Przenieście go w krzaki i użyjcie kwasu by go nie zidentyfikowali. Potem znikacie, zostańcie gdzieś w pobliżu, jak skończę ruszymy za roninem - równocześnie z padającymi komendami wskazała kolejno wpierw na ciało, na znajdującą się nieopodal gęstwinę. Wolała nie pozostawiać ewentualnego rozpoznania ciała przypadkowi. Gdy tylko Iori z Yuenem unieśli ciało, ona zabrała się za pośpieszne usuwanie śladów ich obecności w tym miejscu. Chociaż starała się zrobić to jak najlepiej jej uwaga była rozdzielona pomiędzy znajdywanie śladów na ściółce i nasłuchiwaniu nadchodzącego wroga. Polecenie pięknej liderki oznaczało tyle: zróbcie co się da, na ile czas pozwoli. Praktycznie oznaczało to spryskanie kwasem twarzy, bowiem cóż mogli uczynić innego? Sil była ostrożna, Yuen raczej pozostawiłby go gdzieś ukrytego pod jakim krzakiem. Oczywiście nawet w takim przypadku ktoś mógłby go poznać po znamieniu, czy czymkolwiek, ale to było mało prawdopodobne. Poza każdym ewentualnym tatuażem, który także trzeba było usunąć. Jednak zniszczenie niewielkich fragmentów skóry wydawało się możliwe niemal natychmiast. Wprawdzie kwasu nie miał, jednak może Herbalista? Herszt przyodziany był popularnym strojem, nie wydawało się, żeby miał wisiorki, czy inne.
- Masz kwas? - spytał. - Twarz oraz tatuaże...
Rzucił, kiedy przenieśli herszta za jakąś karpę po upadłej pinii.

Shin widział lekki chaos wśród swoich towarzyszy. Uwijali się oni jak mrówki, mimo wszystko trwało to zbyt długo, wyglądali bardziej jak mrówki w smole niż zorganizowana, profesjonalna drużyna. Pewnie rzadko byli przygotowani właśnie na takie sytuacje, pomyślał posępnie. Praktycznie równocześnie z pytaniem zadanym przez Biao odnośnie kwasu, biała butelka z środkiem żrącym została wyciągana z kieszeni Herbalisty. Szybkie skinienie głową na dowódcę i już skóra herszta zaczęła topić się i zasklepiać do środka. Bolesne kratery na twarzy tworzyły się bardzo wolno, a cierpnie jakie by odczuwał gdyby jeszcze żył, było by porównywalne do najgorszych tortur. �-
~ Kurcze, wezmą mnie za jakiegoś popieprzonego sadystę ~ Pomyślał Shin, po czym grymas pojawił się na jego twarzy. �-�-

Chociaż Shin ział sceptycyzmem, to ponownie, inni mogliby jedynie pozazdrościć drużynie jej organizacji oraz pomyślunku. Zastępca przywódczyni i jeden z medyków raz-dwa zajęli się usunięciem zwłok z widoku i uczynieniem ich nierozpoznawalnymi. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka, bez jakichś dokładniejszych danych na temat tożsamości denata. Kilka szurnięć buta i machnięć dłonią Sil wystarczyło, aby pozbyć się najbardziej oczywistych znaków ich rozmowy zapoznawczej - czyli sporej okrasy z juchy, wytworzonej przez dogorywającego herszta. Głównodowodząca grupy, choć otwarcie potępiająca samolubność i ‘tchórzostwo’ Onimaru, zdążyła dać nura w gęstwinę podobnie jak on. W samą porę z resztą, bo oto pierwsze sylwetki piechurów zaczęły odbijać swoimi hełmami i dzidami padające na nie promienie światła. Nie mniej jednak, kryjówka naszych ninja była miejscem całkowicie zwyczajnym, niezasługującym na to, żeby poświęcić jej jakąkolwiek formę uwagi.
Dobrze ukryci w zieleni otaczającego ich terenu, shinobi mogli z pomiędzy szmaragdowych liści dostrzec mało wyraźne kształty przechodzącego nieopodal, cesarskiego regimentu. Tym towarzyszyły odgłosy wyrównanego marszu oraz szeleszczących elementów zbroi. Chociaż trudno było wypatrzyć coś poza ogólnymi kształtami sylwetek i uzbrojenia, to zdawało się, że Yuen doskonale ocenił sytuację. Żołdakom nie śpieszno było szczególnie do badania polanki, na której jeszcze minutę temu odbywało się przesłuchanie. Szli zbadać rozgardiasz, jaki powstał w wyniku eksplozji, a samo podekscytowanie związane z tym faktem czyniło ich ślepymi na wszystkie inne rewelacje, które mogli napotkać po drodze na miejsce katastrofy. Ostatni rząd mijał właśnie wyrwę w zielonym gąszczu.


Przedstawiciele Klanów sądzili już, że będą mogli odetchnąć głębiej. Wtedy też dwójka żołnierzy wyłamała się z utrzymywanej do tej pory formacji. Jeden zatrzymał drugiego i spojrzał w ich stronę. Chociaż jego twarz wciąż pozostawała zlepkiem mało wyraźnych rysów i pobłysków złośliwych igiełek słońca, to Onimaru i Yuen mogli niemal wyczuć buzujące w nim zaniepokojenie. Mężczyzna poczuł coś, co nie do końca pokrywało się z jego wizją ‘nudnego i niewymagającego uwagi’ świata. Zapewne był to zapach świeżo rozkopanej ziemi i nie do końca zaschniętej jeszcze krwi. �-Zrobił dwa kroki w stronę miejsca przesłuchania i odsunął kotarę z zieleni. Pociągnął mocniej nosem. Ten drugi nic nie komentował, tylko stał jak zamrożony, nie do końca pewien zamiarów swojego kolegi. Większość wysłanników koalicji poczuła zimny chłód i fale gorąca, na zmianę przeszywające ich plecy. To, co wydawało się wygraną sytuacją, było o krok od zmiany w totalną katastrofę. Każda sekunda trwała wieczność, a pozorna beztroska zamieniła się w torturę porównywalną z wbijaniem igieł pod paznokcie. W końcu jednak, wybawienie nadeszło z niespodziewanej strony.
- HEJ NO! NIE OCIĄGAĆ MI SIĘ TAM! NIE MAMY CZASU NA WASZ CHOLERNY ODPOCZYNEK! RUSZAĆ TYŁKI, ALE MIGIEM!
Basowy ryk dowódcy sprawił, że dwójka wojaków podskoczyła, stając dęba. Ten bardziej dociekliwy chciał już coś powiedzieć, ale stojący obok niego pokręcił głową i uciszył przyjaciela. Nie było sensu pakować się w jeszcze większe kłopoty. Żołdacy oddalili się a ich kroki stawały się coraz cichsze. Tym czasem, niczym grzyby po deszczu, wojownicy cienia jeden za drugim wychylali swoje głowy z ukrycia,. Oczywiście wciąż stawiając czujność na pierwszym miejscu przejawianych cech.
 
Kelly jest offline  
Stary 21-12-2011, 13:03   #30
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Tupot stóp, zgrzyty zbroi i bezdech Shina to jedyne rzeczy jakie w tej chwili zdawały się istnieć. Każdy krok trwał wiecznie, a wszystkie ostrza u pasa żołnierzy błyszczały od światła odbitego przez liście drzew. Kolejni cesarscy przechodzili nieopodal Herbalisty, a każdy włos chłopaka zdawał się żyć własnym życiem. W tej chwili wszystkie chciały tylko jednego, mianowicie szybkiej ucieczki z tego miejsca. Pośpieszny rzut okiem na dwóch żołnierzy, którzy niebezpiecznie blisko znajdowali się obok zwłok herszta. Nie słyszał on o czym rozmawiają, ale wiedział jedno, trzeba być gotowym do walki. Bezszelestnie ręka powędrowała do kieszeni by chwycić mały kunaj... na szczęście głos dowódcy, który zabrzmiał jak rozkaz samych Niebios, spowodował, że cesarscy natychmiast oddalili się od zwłok.

Towarzysze byli dla młodego Herbalisty zdecydowanie niewidoczni mimo, że potrafił mniej- więcej oszacować w jakich miejscach się znajdują. Jedynie Onimaru, można by rzec, był całkowicie niewidzialny i niesłyszalny. Zniknął on natychmiast z oczu Shina i w tej chwili, tak na wszelki wypadek spojrzał przez ramię by nie okazało się, że ninja stoi nad nim. Ze sztyletem w dłoni i zamiarem jego użycia. Szczęście w nieszczęściu - nie poczuł ukłucia metalowego szpica w kręgosłupie, aczkolwiek nadal nie był do końca zadowolony z faktu, że nie wie gdzie znajduje się jego „kompan”. Powoli, jak niedźwiedź budzący się ze snu zimowego, zaczął kierować się w stronę zwłok by dokończyć to, co zaczął.
Ronin przyglądał się, jak przymusowi towarzysze sprawnie, choć z lekką paniką, chowają się po krzakach. Dobrze też poradzili sobie z ciałem, chowając je w zaroślach tak blisko Onimaru, że ten czuł woń stopionej, jego zdaniem niepotrzebnie, twarzy denata. Nie obawiał się, że któryś z żołnierzy go zauważy, po prawdzie mocno by się zdziwił, gdyby dojrzał go któryś z towarzyszy. O włos ominęła ich zdecydowanie bardziej stresująca sytuacja, gdy jeden z żołnierzy zdawał się wyczuć, że coś jest nie tak. Obeszło się jednak bez dalszych komplikacji. Gdy zagrożenie minęło, jego towarzysze zaczęli wychodzić z kryjówek. Na początku miał dziecinny pomysł żeby nastraszyć Shina, który podszedł do zwłok bandyty, stając dokładnie na przeciwko Ronina. Pomysł wyparował równie szybko jak się narodził, gdy ujrzał Sil która wyraźnie za kimś się rozglądała. Wiedział za kim, tak jak wiedział, że teraz nie jest najlepszy moment na żarty.
Sil istotnie była daleka od dobrego nastroju. Niebezpieczeństwo było blisko. Zbyt blisko, by teraz opuścić gardę. Chociaż nie znajdowała się w korzystnym do tego celu miejscu, starała się zapamiętać dokładnie rysy twarzy tej dwójki. Miała niepokojące przeczucie, że nie minie sporo czasu, gdy znowu ujrzy tych wojaków. Gdy dookoła niej ustawiły się postaci z całych sił hamowała pragnienie wyciągnięcia fajki. Powtarzane w myślach raz za razem “jeszcze chwilę”, “już niedługo” nie przynosiło spodziewanych efektów. Nie mniej walczyła. Delikatnie opuszkami palców przesunęła po misternie wyrzeźbionej na szyjce fajki sylwetce węża. Ostoja spokoju, w jednej kieszeni.
- Gdzie Onimaru? - zadała pytanie intonując je jak zdanie twierdzące.
Onimaru tym czasem, miał poważny dylemat. Z jednej strony, nie miał planu ani się chować, ani uciekać przed ‘obowiązkiem’ jednak ton, jakim mówiła Sil napawał go pewną obawą o swój stan zdrowia. Dokona jednak w głowie szybkiej kalkulacji i stwierdził że lepiej nie czekać, bo później może być tylko gorzej.
Zrobił krok do przodu, znajdując się w ten sposób około 2 łokcie od Sil i reszty drużyny. Na twarz przyodział zadowolony z siebie uśmiech, który ukrywał jego obawy i sugerował, że jest z siebie całkiem zadowolony.
- Jestem tutaj, Nguyen-sama - rzucił jak zwykle uprzejmym tonem, zastanawiając się, ile samokontroli ma Mała Żmija.
Szczęśliwie dla niego, to była jedna z jej głównych cech. Jako pierworodna piastowała w sobie umiejętność ukrywania emocji przed rodzeństwem prezentując się w oczach młodszych jako przykład opanowania i mądrości. Nie mniej, jedną rzeczą jest powstrzymanie się od obelg czy rękoczynów, a drugą reprymenda na jaką niewątpliwie Zdrajca zasłużył.
- Zachowaj ten uśmiech dla pana Neitaki - odwróciła się do niego przodem - Powiem to tylko raz, jako, że przez nadmiar wolności bezklanowej mogłeś zapomnieć: pracujemy jako drużyna. Następnym razem, gdy zobaczę, że uciekasz ruszę w pogoń. Czy wyrażam się jasno? - pomimo zmęczenia Sil z uwagą kontrolowała tembr głosu. W zamierzeniu miał być profesjonalnie chłodny, a nie - jadowity. Udało się zaskakująco łatwo. Widocznie wykończone ciało miało dość emocji jak na jeden dzień, by przypominać sobie jak bardzo i dlaczego powinno awersyjnie reagować na zachowanie ronina.
Ronin przyjął reprymendę ze spokojem, po prawdzie spodziewał się, że będzie gorzej, ale zmęczenie przywódczyni zdawało się działać na jego korzyść. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, ale wyraz twarzy Onimaru nabrał jakby odrobinę pokory, choć mniej wprawny obserwator, mógł ją pomylić z lekką drwiną. Spojrzał wymownie na miejsce w którym się skrył, a które znajdowało się zaraz za nim. Przez całą akcję, nie ruszył się z miejsca nawet na pół kroku.
- Ależ Nguyen-sama, przez głowę mi nie przeszedł pomysł, żeby uciekać. Byłem cały czas w pobliżu.- przypomniały mu się czasy młodości, zanim opuścił klan. Nie raz musiał tłumaczyć się z rzeczy których nie zrobił, albo takich które zostały źle zinterpretowane. Przypomniał sobie równiez, że w takich wypadkach, tłumaczenia nie skutkowały.
- Jednak jeśli sobie tego życzysz...- zaczął, a jego twarz nagle stężała, uśmiech gdzieś wyparował a spojrzenie nabrało powagi. Przyklęknął i pokłonił się, odsłaniając szyję. Był to stary gest, wyrażający zaufanie i kompletne oddanie dowódcy bądź zwierzchnikowi, gest bardzo rzadko widywany, zwłaszcza wśród ninja.- ...postaram się nie znikać Ci z oczu.
Wzrok Sil spokojnie wędrował po rysach ronina rejestrując te najsubtelniejsze zmiany. Delikatne naprężenia mięśni, nieznaczne podniesienie tonu głosu wywołane lękiem, teraz ustępowało przywracając niski tenor. Słuchała uważnie do momentu kiedy przykląkł. Wtedy jej serce, jakby się zdawało, ominęło jedno uderzenie. On klęczał i przysięgał posłuszeństwo. Ten, który nie miał honoru, właśnie przysięgał. Przez trwające w nieskończoność przerwy pomiędzy kolejnymi uderzeniami serca myśli wybuchały jedna po drugiej. Ronin właśnie rezygnował dobrowolnie ze swojej wolności, czyli jedynej rzeczy, która została mu po opuszczeniu klanu.
Wypuściła powietrze zdając sobie sprawę, że chyba wstrzymywała oddech. Delikatnym, niemal troskliwym, ruchem podniosła jego brodę i skierowała ją do góry, tak by przyjrzeć się jego twarzy. Oczy były jedynymi szczelinkami w noszonej masce. Uważnie obserwowała lico Zdrajcy, pomiędzy brwiami nieśmiało pojawiła się rysa sugerująca zafrasowanie Żmii.
- Dobrze, że nas ostrzegłeś w porę. Inaczej byłoby z nami krucho - wypowiedziała te słowa na tyle wyraźnie, by dosięgły uszu pozostałych członków drużyny. Przy tym ani na sekundę nie odrywała spojrzenia od jego oczu. W końcu wyprostowała się i ruszyła przodem w stronę miasta.
Onimaru miał wrażenie, że patrzą na siebie całą wieczność. Jej wzrok wędrował po jego twarzy, przez chwilę bał się, że wyczyta z niej za dużo. Sam, nie mógł oderwać wzroku od jej zielonych oczu. Jeszcze po tym, jak odeszła, patrzył za nią przez dłuższą chwilę. Dopiero później, dotarło do niego, co powiedziała i co się właściwie stało. Gdy wstał, na jego twarzy znów widniał uśmiech. Tym razem nie było w nim śladu ironii czy sarkazmu. Nie wiedział dlaczego, ale czuł się szczęśliwy.
Sil doskonale rozegrała sytuację, oceniał Yuen. Nic dziwnego, ze właśnie ona została przywódcą ich gromadki. Potrafiła nieposłuszeństwo, lub głupotę obrócić tak, że ronin właśnie dobrowolnie zaprzysiągł wierność. Niby takie coś, to mała wartość w ustach odszczepieńca, jednak Onimaru nie stanowił typowego prrzedstawicila owej grupy upadłych wojowników. Coś przekonywało w jego słowach, że chce dotrzymać obietnicy. Jednak właśnie Sil owo coś potrafiła dostrzec.
- Ruszamy dalej? - szepnął do niej pytająco

Słowa wyrwały dziewczynę z zamyślenia. Skupiła wzrok na Yuenie, który niespodziewanie znalazł się tak blisko niej. Skinieniem głowy udzieliła odpowiedzi i spoglądając za plecy oceniła gotowość pozostałych członków drużyny.

- Są gotowi, to przecież ninja - powiedział cicho Yuen podsumowując kwestię. Ninja, który nie potrafiłby się zebrać szybko do odejścia dawał powód, żeby wyrzucić go poza klan, lub przeznaczyć wyłącznie do najgorszych robót.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 21-12-2011 o 19:33.
Eyriashka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172