Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2011, 21:08   #11
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
(przekopiowana część z google doca, w której brała udział moja postać)

Grant podniósł wzrok. Nie ugodziły go słowa tej kobiety, słyszał o wiele gorsze opinie na swój temat. Ale, nie wiedzieć czemu, postanowił złamać jedna ze swoich zasad wdać się w niepotrzebną dyskusję, dzięki której tworzyły się relacje międzyludzkie.
Ludzie mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Jeżeli tak, to dusza Nathana musiała być zmęczoną zagadką. W tych piwnych tęczówkach kryło się wiele mrocznych sekretów z życia Granta, o których nikomu nie dane było nigdy usłyszeć. Budziło to niezwykłą ciekawość.
- Aż takim dupkiem? - spytał z rozbawieniem w głosie, obdarzając łowczynię tym swoim charakterystycznym, nieco zawadiackim uśmieszkiem. - Skarbie, kiedy wy tutaj zaraz przejdziecie do rozkoszowania się miejscowym menu - tutaj spojrzał krótko na blondwłosego łowcę. - W tym samym czasie, właśnie teraz, jakiś gówniarz jest rozszarpywany przez naszych milusińskich w okolicach Jeruzalem. I kto tu wychodzi na dupka, Smerfetko? - dokończył, znów patrząc na dziewczynę.
Była całkiem ładna, jak na kobietę trudniącą się takim zawodem. Miała smukłe rysy twarzy i jasną cerę oraz lekko zaróżowione usta. Jej orzechowe oczy przypominały mu kogoś, ale Nathan szybko wyrzucił to skojarzenie z głowy.
Uniosła nieco zdziwiona brwi, że w ogóle raczył zaszczycić ją spojrzeniem. Po chwili odzyskała rezonans i znów patrzyła na niego tym z tym swoim spokojnym, lekkim uśmiechem. Nie liczyła na uprzejmą wymianę zdań, na pewno nie z nim. Nie słynął raczej z miłych pogawędek przy piwie, dlatego też nie zaskoczyły ją jego słowa.
- To miło, że robota pali Ci się w rękach. Nasza współpraca na pewno będzie przebiegać bez problemu - obdarzyła go słodkim uśmiechem na koniec. Wiedziała, że nie przepadał za współpracą z innymi łowcami. Dał już im to do zrozumienia na samym początku. - I mam na imię Lisa, nie Smerfetka. Łatwiej zapamiętasz...
- Czy wolisz, żebym Ci zapisała? - wzięła do ręki serwetkę ze szczerym zamiarem napisania mu swojego imienia. Odgarnęła znowu niesforne włosy, które opadły jej na oczy i spojrzała na resztę, mając zamiar już ruszyć w drogę. Chcąc, nie chcąc podzielała zdanie Granta, że nie powinni marnować czasu.
- Zapisz lepiej na czole, będzie jeszcze łatwiej - powiedział, puszczając do niej oko, po czym skinął tylko Singerowi na pożegnanie i odwrócił się, by udać się ku wyjściu.
Miał dosyć tego czczego gadania. Choć nie dbał ani trochę o losy jakichś dzieciaków bawiących się w podróże ‘na stopa’, to nie chciał, aby po tej ziemi pałętały się jakieś ścierwa. A przynajmniej takie stwarzał pozory, bo tak naprawdę, pod tą grubą powłoką twardziela skrywały się uczucia. W głębi siebie nie chciał, by kolejny, bogu ducha winny gnojek został bestialsko zamordowany przez jakieś wynaturzenia. Sam przecież kiedyś takim gnojkiem był...
- Widzimy się na miejscu - rzucił jeszcze na pożegnanie, kiedy stanął przy wyjściu, po czym wyszedł na zewnątrz i skierował się do swojego samochodu.
Fort Pierre było jego pierwszym celem, zgodnie ze wskazaniem Bobby'ego. Bądź co bądź facet miał głowę na karku i raczej wiedział, co mówił. Prawdopodobnie...
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 27-11-2011, 21:17   #12
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
- Będziesz potrzebował lusterka, żeby sprawdzać - rzuciła mu jeszcze na pożegnanie, nim zamknęły się za nim drzwi.
- Blake, chyba nici z twojego obiadku. Faktycznie goni nas czas - zwróciła się do mężczyzny, zabierając jeszcze mapę Singerowi. Nie będzie mu już potrzebna. Miała nadzieję, że Grant nie usłyszał tego ostatniego zdania, bo byłoby to równoznaczne z przyznaniem mu racji. Tego jeszcze tylko jej brakowało. Rzuciła jeszcze okiem na zegarek, ile zajmie im czasu dotarcie na miejsce.
- Ja wam powiem tak... - Blake odkaszlnął i sięgnął do swojej kieszeni by wyciągnąć z niej kolejnego papierosa, przy okazji zsunął zdjęcia rozsypane po sobie przez Bobby’ego na jedną kupę. Na wypadek gdyby do knajpy zaszła jakaś rodzina z dziećmi lepiej było nimi teraz nie szpanować.
- Z zawodu... nazwijmy to zawodem, niech tak będzie, jesteśmy łowcami potworów, a nie ekipą ratunkową. Sądzę, że Winchesterowie już nie żyją, wybaczcie szczerość, ale nie widzę powodu dla którego ktoś miałby ich trzymać przy życiu. No chyba, że są torturowani. Możemy tam wpaść z piskiem opon i co? I tak na miejscu będziemy musieli coś zjeść, więc chociaż weźmy coś na wynos... -
Wzruszył ramionami by wcisnąć sobie papierosa w zęby i przypalić go zapalniczką. Potem zaczął niechętnie wstawać. Jego los był ciężki, był realistą osadzonym w na środku surrealistycznej kupy gówna, którym bez wątpienia była zamieszkiwana przez niego planeta.
Elisabeth nie skomentowała słów Blake'a, później będą się wykłócać o to. Teraz naglił ich czas. Ostatecznie uśmiechem pożegnała Sarę i ruszyła śladami Nathana. Czas ich gonił.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 28-11-2011 o 20:59.
Komiko jest offline  
Stary 30-11-2011, 18:24   #13
 
Vegas's Avatar
 
Reputacja: 1 Vegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie cośVegas ma w sobie coś
Jason cały czas spędzał w ciszy przyglądając się tylko wszystkim dokumentom, zdjęciom i mapie. Rozmowy otaczających go ludzi po prostu go jakby omijały. Te istoty... czy cokolwiek się tam znajduję zaczęły polowanie i wydają się sprytniejsze od tego co dotychczas spotkał. Odsunął się od stołu i wyszedł na zewnątrz baru. Odpalił papierosa i wpatrzył się w dal. Przypominał sobie zdjęcia i starał się dopasować znane mu paskudztwa które mogły pozostawić takie ślady. W jednych to mogło być wszystko, w innych jednak niewiele stworów mogło coś takiego pozostawić. Analizował wszystkie informacje, ale brakowało mu doświadczenia. Może starsi łowcy po zdjęciach rozpoznali by co to było. Po dłuższej chwili minął go Nathan który kierował się do auta. Czas się zbierać... Wszedł do środka mijając się z Blake'em, zabrał swoją kurtę i rzucił na wychodne do Bobby'ego:
-Trzymaj się. Postaramy się dowiedzieć co tam się dzieje.
Po wyjściu skierował się do swojego samochodu, miał zamiar kierować sie wskazówką Bobby'ego i pojechać do Fort Pierre...
Ciekawe co ich tam czeka.
 
Vegas jest offline  
Stary 05-12-2011, 15:23   #14
 
Piesiu's Avatar
 
Reputacja: 1 Piesiu nie jest za bardzo znany
Ray siedział oparty o ścianę z błędnymi oczyma i bolącą głową. Z rozmów chwytał tylko strzępki. Dziesięcioro dzieci jeżdżących autostopem. Trupy miały różne obrażenia co mocno komplikowało sprawę. Monstrum musiało być do tego cholernie przebiegłe - chyba, że nie ono stało za zaginięciem Winchesterów. Znalezienie przynęty było w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem, walić etyke. Jakby tego było mało policja skonfiskowała mu prawie cały arsenał.

Organizacji w grupie też nie stałą na wysokim poziomie. Ray dałby sobie uciąć głowę, że wszyscy naraz zaczną rozpytywać ludzi i powstanie niezły bajzel. Poczekał aż wszyscy sobie pójdą zamówił kolejne piwo i za piętnaście minut wyszedł z zarysem planu działania, jaki obierze. Trzeba będzie jechać za resztą do Fort Pierre. O przynętę będzie pewnie trudno - dziesięcioro zaginionych wystarczy by dzieci przestały jeździć autostopem. Załadował się do mustanga ustawił GPS i ruszył w strornę Fort Pierre nie śpiesząc się - w końcu to nie był żaden wyścig.
 
Piesiu jest offline  
Stary 06-12-2011, 20:09   #15
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Bobby zatrzymał jeszcze Lisę.
- Chcę przynajmniej wiedzieć co się z nimi stało - powiedział emerytowany łowca wręczając dziewczynie zdjęcie dwóch roześmianych mężczyzn. - Ten z drugimi włosami to Sam, ten drugi to Dean. Zdołali mnie już nie raz zaskoczyć i jeśli ktokolwiek miały przeżyć tą maskarę, to na pewno oni.
http://fc08.deviantart.net/fs71/i/20...im-d3bmmh7.jpg


Fort Pierre to małe miasteczko otoczone wzgórzami. Przyjemne miejsce, dobre do zamieszkania na starość. Miasto z jednej strony stykało się z Bad River wlewający swe wody do wielkiej rzeki Missouri.
Był tu szpital, porządny hotel i muzeum. Nawet teraz, jesienią miejsce urzekało swoją urodą mieniąc się kolorowymi liśćmi które jeszcze nie zdążyły opaść z drzew.

Jednak czuło się w powietrzu napięcie. Gdy obcy pojawiali się w mieście dzieci znikały z ulic, a mieszkańcy robili się milczący. Od czasu pierwszych znalezionych zwłok niespełna trzy miesiące temu wszyscy wydawali się oczekiwać tylko aż zaczyna znikać ludzie z miasteczka. Co prawda na razie ofiarami były tylko jakieś dzieciaki, zwykle z poza stanu, ale jeśli coś zabija to z pewnością w końcu pokusi się o łatwiejszą ofiarę, która żyje tuż pod nosem drapieżnika. Wystarczy ją sprytnie wyciągać z bezpiecznych czterech ścian jej domu.
Gdy łowcy dodarli do Fort Pierre był już późny wieczór. Zrobiło się chłodno, a na ciemniejącym niebie pojawiły się ciężkie chmury. Zapowiadało się na nocną burzę.

od MG: Po dodatkowe informacje do postów pisać na PW.
 
__________________
Poradnia Psychologiczna Łopata - zakopiemy każdy dołek

Ostatnio edytowane przez Cothrom : 07-12-2011 o 01:21.
Cothrom jest offline  
Stary 09-12-2011, 16:34   #16
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Wsiadł do samochodu. Czekała go długa i męcząca podróż, przed wieczorem na pewno nie dotrą do Fort Pierre. Nie dość, że wypił szklankę whiskey prawie duszkiem, to jeszcze był tak cholernie zmęczony. Wiedział jednak, że tej nocy i tak nie dane będzie mu pójść spać. Miał już opracowany plan i musiał go zrealizować, nawet jeśli miałby iść po trupach.
Przekręcił kluczyk w stacyjce. Przyjemny odgłos mustangowego silnika poniósł się echem po parkingu. Mustang zawarczał kilka razy, po czym oponami wwiercając się w żwir, wyjechał na szosę i ruszył w swoją podróż, kierując swe koła ku Fort Pierre.
Grant włączył radio. Nie lubił jeździć w ciszy. Nie skupiał się na przesłaniu aktualnej audycji, lecz sam głos speakera radiowego nie pozwalał mu zasnąć za kierownicą. Niedługo miało się ściemnić, a przecież nie chciał zginąć w tak głupi sposób.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5SBY_fUpmnQ[/MEDIA]

Jakim byłby teraz człowiekiem, gdyby nie wydarzenia sprzed siedmiu lat? Czy nadal byłby łowcą, czy przeszedłby na wczesną emeryturę? Czy byłby szczęśliwy? Takie i inne pytania dręczyły go już od kilku lat, ale nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi. Pogodził się z tym na tyle, że nie przeszkadzało mu wcale to, kim się stał. Szorstkim, oziębłym draniem pozbawionym skrupułów. Nieszczęśliwym. Pozbawionym tej cząstki człowieczeństwa, która sprawiała, że kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. Potrafił się śmiać. Potrafił kochać...
Wciąż pamiętał, jak to było czuć się w jej towarzystwie. Całkowicie zapominał o demonach, duchach i innych plugawych stworzeniach rodem z piekła. Istniała tylko ona i to uczucie, które do niej żywił. Był wtedy szczęśliwy. Do momentu, kiedy tego wszystkiego nie przerwał jej rozdzierający gardło krzyk. Przeraźliwy, bolesny, pełen cierpienia, wołający o pomoc, której nie mógł jej udzielić. Gdyby tylko się nie zakochał, gdyby tylko nie pojawił się w jej życiu...
Rażące światła i głośny klakson tira jadącego z naprzeciwka wyrwał go z zamyślenia. Przetarł oczy. Właśnie minął wielki szyld witający przejezdnych w Fort Pierre. Miasteczko przykryte było już całunem nocy.
Po krótkim błądzeniu po miejscowych ulicach, w końcu odnalazł hotel. Zaparkował swój samochód.
Odetchnął świeżym, nocnym powietrzem i odpalił papierosa. Oparł się plecami o Mustanga i wpatrując się w niebo, zaciągnął się dymem.
Pamiętał, jak Natalie nie lubiła jego nałogu. Starał się to rzucić, ale nie było to takie proste ze względu na spory stres związany z jego zajęciem. Pogodziła się z tym i nawet czasami paliła razem z nim. Była ideałem kobiety.
Stali tak kiedyś, jak on teraz, oparci o samochód, popalając papierosy. Krztusiła się za każdym razem, śmiejąc się przy tym słodko. Ten śmiech głęboko utkwił w pamięci Nathana. Stojąc tak przy hotelu w Fort Pierre wydawało mu się, jakby właśnie usłyszał krztuszącą się i jednocześnie śmiejącą Natalie. Lecz gdy spojrzał na bok, nikogo nie było.
Zdeptał peta i udał się do hotelu, gdzie wynajął jeden pokój na fałszywe nazwisko. Według tego, co recepcjonista zobaczył, nazywał się Graham Blackwood. Nie mógł używać swojego prawdziwego imienia i nazwiska, bo ściągnąłby na siebie z pewnością nie tylko lokalną policję, ale jeszcze i kilka innych przedstawicieli prawa.
Nie było czasu nawet na drzemkę, ani na szybki posiłek. Od razu po zakwaterowaniu, postanowił nie zwlekać i udał się do lokalnego szpitala.

(to jeszcze nie koniec na tę turę; w google docu razem z Neride mamy zamiar przeprowadzić jeszcze kilka akcji, także MG – jeśli reszta graczy wklei swoje posty, a nasze drugie posty na tę kolejkę z Neride się nie pojawią do tej pory, to zaczekaj; ale myślę, że nie będzie takiej potrzeby, postaramy się to wkleić jak najszybciej)


C.D.N
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 09-12-2011, 19:05   #17
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Lisa wzięła zdjęcie od mężczyzny i spojrzała na Bobby'ego. Wyglądało na to, że dwójka mężczyzn nie była tylko "kolegami po fachu" dla emerytowanego łowcy.
- Znajdziemy ich - odpowiedziała, patrząc na zdjęcie, na którym znajdowało się dwóch przystojnych mężczyzn. Schowała zdjęcie do kieszeni spodni i wyszła z lokalu, rzucając do reszty przez ramię: - Zobaczymy się na miejscu.
Pierwsza rzecz, która rzuciła się jej w oczy? Łowcy niejako lubią te same samochody. Uśmiechnęła się do siebie i rozpięła kurtkę, wsiadając do auta. Czekała ją bardzo długa podróż, a czasu było tak niewiele. Przekręciła kluczyk w stacyjce i już po paru minutach miała daleko za sobą "Pretty Frog". Zastanawiała się, czy dotrze na miejsce za dnia, żeby móc od razu powęszyć trochę. Jej rozmyślania przerwało trzeszczące radio, które od dłuższego czasu głośno domagało się naprawy. Lisa uderzyła w nie parę razy, nim w końcu załapało stację. Długa podróż w samotności jest dobra, ale nie dla kobiety. No może dla Lisy nie, ale teraz była zadowolona z braku towarzystwa. Wyciągnęła zdjęcie z kieszeni i spojrzała na dwóch roześmianych mężczyzn. Na jej twarzy zagościł ponownie uśmiech, wywołany wspomnieniem jej rodzeństwa. Schowała zdjęcie do kieszeni, resztę podróży spędzając w całkowitej ciszy, ponieważ radio ponownie zaczęło strajkować.
Niestety złapał już ją późny wieczór, kiedy dotarła na miejsce. To oznaczało, że dopiero jutro rano będzie mogła wypytać kogoś o cokolwiek.
- Chociaż... - zaczęła z zagadkowym uśmiechem i zaparkowała przy najbliższym motelu. Standardowo podała swoje fałszywe dane i nie rozglądając się nawet po pokoju, ruszyła w jedno z miejsc, które należało odwiedzić w pierwszej kolejności. Do lokalnego szpitala.
 
Neride jest offline  
Stary 12-12-2011, 17:29   #18
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Kiedy już skończył przenosić część ze swoich gratów do jednego z hotelowych pokoi i wyszedł rozejrzeć się po okolicy budynku, pomachał ręką do człapiącej w nieokreślonym kierunku dziewczyny. Przez całą drogę trzymał się tylniego zderzaka Lisy, mniemając, że ona trzymała się reszty chłopaków. Jego kamper miał niestety tą wadę, że trudno byłoby mu się ścigać z wozami, które posiadała reszta ekipy. Nie mniej udało mu się tu dotrzeć niedługo później. Nie widział nic złego w tym by rozprostować nogi. Nie miał zamiaru po raz drugi marudzić na brak pokarmu, najwyraźniej tylko jemu doskwierał głód, chociaż starał się go zabić wpychając w siebie po drodze dwie paczki chipsów. Samo miasto sprawiało sympatyczne wrażenie, mieszkańcy byli wyraźnie zaszczuci, ale w innych okolicznościach nie widziałby nic przeciwko temu, by przez jakiś czas pomieszkać w tej pozornej oazie spokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 12-12-2011 o 17:32.
Komiko jest offline  
Stary 18-12-2011, 22:15   #19
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Jak to bywa w małych miasteczkach, nocą wszyscy mieszkańcy grzecznie chodzą spać albo oglądają teleturnieje na kanapie z całą rodziną. A w miasteczku, w którym odnotowano trzy zagadkowe morderstwa nikt o zdrowych zmysłach po zmroku nie wychyla nosa najdalej niż na ganek swojego domu. W szpitalu nie było inaczej. Pacjenci już dawno spali, jedynie lekaże na dyżurze i pielęgniarki przechadzali się sterylnie czystymi, białymi korytarzami.
Nathan wszedł przez szklane drzwi do środka i od razu jego twarzy wykrzywił grymas zniesmaczenia. Nienawidził szpitalnego zapachu starych ludzi i leków. Dwie młode pielęgniarki zmierzyły go wzrokiem od stóp do głowy, po czym wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i odeszły, szepcząc o czymś żywo.
Lisa mogła pogratulować temu miasteczku jednego. Skala przestępczości była tu chyba równa zeru. Słyszała jedynie swoje kroki na chodniku i nic więcej. Nawet psy nie szczekały tak głośno. Obejrzała się za sobą, kiedy ktoś szybko wyminął ją i zniknął za drzwiami domu. Zgrzytnął zamek w drzwiach i zostały zasłonięte rolety. Potem nie spotkała już nikogo, aż do samego szpitala. Otworzyła szklane drzwi, od razu czując znienawidzony zapach sterylnego czysta i leków. Jeżeli istniał ktoś, kto lubił ten zapach, to na pewno miał nie po kolei w głowie. Odgarnęła włosy za ucho i weszła do jasno oświetlonego holu.
W środku stał już Nathan i miał zamiar ruszyć w jeden z korytarzy, korzystając z nieuwagi pielęgniarki w dyżurce, kiedy tuż obok niego znalazła się Elizabeth.
- A ty co tutaj robisz? - spytał, spoglądając na nią. Chyba dwójka całkowicie obcych osób wzbudzała spore zainteresowanie, bo wszyscy na nich patrzyli z zaciekawieniem. Szlag trafił przemknięcie niezauważonym, pomyślał Nathan.
Podniosła wzrok, słysząc dość dobrze znajomy głos. Okazało się, że właścicielem pleców, które chciała minąć był szanowny pan Grant.
- Przepraszam, pan mówi do mnie? - zamrugała zdziwiona, posyłając mu słodki uśmiech. Wyglądało na to, że Lisy plan również polegał na przemknięciu niezauważonym. Niestety teraz znajdowali się w centrum uwagi.
Nathan nie odpowiedział na to pytanie. Zaczął zastanawiać się nad tym, jak przejść do kostnicy, by nie wzbudzić wielu podejrzeń. Gdyby tylko dysponował swoją fałszywą odznaką agenta FBI, która została mu skonfiskowana przy ostatnim aresztowaniu. Ciekawe czy tamci gliniarze nadal się zastanawiali, jak niejaki Adam Flynn uciekł z aresztu. Uśmiechnął się w myślach sam do siebie, po czym ponownie zwrócił się do panny Collins.
- Jakiś plan? - spytał, domyślając się, że ona również chciała udać się do kostnicy. Chyba że rozchorowała się i postanowiła przyjść się zbadać, w co szczerze wątpił.
Lisa spojrzała na zegarek, jakby Nathan właśnie o to pytał. Miała nadzieję, że w ten sposób, będą wydawać się mało ciekawym obiektem zainteresowań. O ile Nathan mógłby być takim obiektem, sądząc po zachowaniu pielęgniarek.
- Użyj swojego uroku osobistego, czy co tam skrywasz w zanadrzu. Puść oko, błyśnij równymi, białymi ząbkami, cokolwiek - odpowiedziała, zastanawiając się, czy ma przy sobie coś, co może być w tej chwili użyteczne. Nagłe omdlenie chyba nie wchodziło w grę, jeśli chciała pozostać niezauważona.
- Są tu same kobiety, więc działaj - dodała wesołym tonem, licząc na męską siłę przebicia Nathana.
Grant pokręcił tylko głową, po czym podszedł kilka kroków do przodu, w stronę dyżurki. Za wysoką, oczywiście białą, ladą siedziała młoda dziewczyna z długimi, brązowymi włosami upiętymi w ciasny kok. Kilka niesfornych kosmyków włosów odstawało na boki. Nosiła okulary w grubych oprawkach, miała jasną cerę i zielone oczy. Przeciętnej urody. Spojrzała na Nathana lekko wstraszonym spojrzeniem.
Z tego, co Lisa mogła zauważyć z odległości, Nathan nachylił się nad ladą i rozpoczął krótką konwersację z dziewczyną i kilkoma innymi pielęgniarkami, które nagle się zebrały. W pewnym momencie wszystkie wybuchły śmiechem, a Nathan uśmiechnął się do nich nonszalancko i podszedł do Elizabeth.
- Udawaj, że jesteś im wdzięczna. Najlepiej uśmiechnij się do nich ładnie i nie marudź - szepnął, obejmując ją jednym ramieniem i prowadząc ku korytarzowi odbiegającemu w prawo od drzwi wejściowych.
Lisa miała rację myśląc, że to właśnie Nathan zwracał na siebie uwagę wszystkich w holu. A to dlatego, że były w nim same pielęgniarki, a Nathan do przeciętnych mężczyzn nie należał. Wszystkie pielęgniarki zaraz podeszły do niego, zlatując się, jak ćmy do ognia. Efekt był o wiele lepszy, niż się spodziewała. Mogli przejść dalej, nie wymachując nikomu przed oczami fałszywymi legitymacjami.
Posłusznie poszła z Nathanem, uśmiechnąwszy się do pielęgniarek, jednak nie dawało jej spokoju, co takiego im powiedział.
- Przyznaj się, co im powiedziałeś - odezwała się w końcu, kiedy już minęli grupę rozchichotanych kobiet.
- Puściłem oko, poświeciłem równymi, białymi ząbkami - odpowiedział, a kiedy znaleźli się już za zakrętem puścił kobietę i rozejrzał się po korytarzu.
Gdzieś na pewno musiał być jakiś znak, jak kierować się do kostnicy, ale nic takiego nie zauważył. Czyżby pozostawało im błądzić po korytarzach z nadzieją, że w końcu natkną się przypadkiem na kostnicę? Podejrzewał, że kostnica może znajdować się gdzieś na niższym poziomie, ale nie był tego pewien. Mogli spróbować, ale jeśli by jego podejrzenia okazały się błędne, na pewno nie mieliby kolejnej szansy na poszukiwania. Pielęgniarki z dyżurki za jakiś czas na pewno zorientują się, że w szpitalu nie leży żadna Anna Harris w wieku sześciu lat.
Ruszył korytarzem w stronę kolejnych drzwi prowadzących na klatkę schodową, nie czekając wcale na Elizabeth. Jeśli chciała, mogła pójść za nim, a jeśli miała inny plan, pewnie już wdrażała go w życie.
- Rozmowny, jak zawsze - westchnęła z powodu ciężkiego charakteru swojego towarzysza. Wątpiła, żeby między żartami z pielęgniarkami pytał o kostnicę, dlatego rozglądała się za tabliczkami na ścianach, które mogłyby im to ułatwić. Nie pogardziłaby informacją w stylu "Kostnica jest na poziomie pierwszym. Skręć w lewo i zejdź schodami na dół". Wiedziała, że kostnica zawsze była w najniższej części budynku. Usłyszała za sobą kroki i odwróciła się, widząc, jak Nathan szedł gdzieś bez słowa. Nie podobało się jej bieganie po korytarzach na "chybił-trafił", więc ciężkim sercem musiała polegać na Nathanie. Jeżeli już znajdowali się tu razem, to musiała godzić się na taki układ.
- Rozumiem, że powiedziały ci, gdzie jest kostnica - przyspieszyła kroku, aby zrównać się z nim.
- Nie - odparł krótko, schodząc w dół. Zaczął żałować, że nie wziął ze sobą broni. Nie dlatego, że miał dość głupich pytań ze strony Lisy, ale dlatego, że tak naprawdę nie wiedzieli, czy w podziemiach szpitala nie kryły się jakieś mało przyjazne duchy szalonych naukowców. Kiedyś Nathan miał przyjemność z takim jednym szpitalnym mścicielem, który pastwił się na personelu za dawne czasy. Nie była to przyjemna znajomość.
Wkrótce schody się skończyły i oboje znaleźli się w ponurych podziemiach szpitala. Na ścianie wisiała tabliczka ze strzałką i napisem “Kostnica”.
- Mamy dzisiaj szczęście - powiedział do Lisy, po czym ruszył przed siebie.
Korytarz był słabo oświetlony, więc Nathan wyciągnął latarkę, którą miał wsadzoną do tylnej kieszeni spodni.
Po drodze minęli także biuro coronera.
- Gotowa? - spytał, gdy stanęli przy drzwiach prowadzących bezpośrednio do kostnicy.
Elizabeth wiedziała, że momentami bywa na prawdę upierdliwa, ale milczący Nathan w tym wypadku był o wiele gorszy jej zdaniem. Kostnica była miejscem, które powodowały, że kobietę przechodził zimny dreszcz. Nie ze względu na to, że leżały tam zwłoki, do których była już przyzwyczajona, a dlatego, że wielokrotnie o mały włos udawało się jej ujść z niej z życiem. Śmieszyła ją nie raz własna obawa, ale jakoś nadal nie potrafiła się jej pozbyć. Widok tabliczki przyniósł ze sobą nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło jej, aż do momentu, póki nie usłyszała "Gotowa?".
- Wchodzimy - odpowiedziała, dusząc sobie wszelkie obawy, które mogłyby jej przeszkadzać. Musieli w końcu uratować dwóch łowców. Liczono na nich.
Nathan pchnął drzwi, które bezgłośnie się otworzyły. Wszedł pierwszy i przytrzymał drzwi tak, by i Elizabeth mogła wejść. W środku było jeszcze bardziej nieprzyjemnie, niż w holu szpitala.
Pomieszczenie wyłożone było zielonymi kafelkami i było w nim nieprzyjemnie chłodno. Na samym środku stał żelazny stół, obok niego mniejszy stolik z narzędziami do sekcji, a na prawej ścianie od wejścia stały lodówki na zwłoki.
Na stole leżało ciało przykryte białą płachtą, do którego podszedł Nathan. Bez żadnego grymasu na twarzy, z kamienną miną odsłonił zwłoki.
Ich oczom ukazało się ciało młodej dziewczyny, nastolatki o blond włosach. Leżała tak pozbawiona połowy twarzy. Z tej resztki, która jej pozostało, Nathan wywnioskował, że musiała być całkiem ładna.
Grant przyglądał się każdemu calowi ciała z niezwykłą pieczołowitością, jakby szukając czegoś, co inni mogli przeoczyć.
- Widzisz te ślady na rękach? - zapytał, wskazując na ręce nastolatki. - Dziewczyna musiała się bronić.
Nathan zajrzał do dziury w okolicach żołądka i poświecił latarką.
- Brakuje większości organów - stwierdził, po czym powrócił do zmasakrowanej twarzy. Przyjrzał się nagiej czaszce, na której zauważył ślady skrobania jakimś ostrym przedmiotem.
- Słyszałaś kiedyś o strzygach? - Wyprostował się i spojrzał na Elizabeth. - Nie mówię tutaj o tych, które wysysają energię życiową z dzieci. Mam na myśli te, które żyją na terenach Europy. W Rumunii, trzy lata temu, natknąłem się na taką. Właściwie na takiego. Nie różnią się niczym od tych naszych, z jednym, niewielkim wyjątkiem. Pożerają swoje ofiary i to bez względu na ich wiek. - Powiedziawszy to, wskazał na zwłoki.
Elizabeth weszła zaraz za Nathanem do środka, po czym rozejrzała się, widząc setny raz podobny odcień zieleni. Wszystkie kostnice wyglądały niemal tak samo. I w każdej czuła równie tak samo. Z jej twarzy zniknął uśmiech, a zastąpiło go skupienie. Nie mogli niczego przeoczyć. Wszystko było ważne, dlatego podeszła do ciała, które odsłonił Nathan i przyglądała mu się uważnie.
- Tak jak wspominał Singer - spojrzała na resztki twarzy dziewczyny. Była młoda, aż za młoda, żeby tak umrzeć. Jej uwagę również zwróciły ślady skrobania na czaszce.
- Dawno nie słyszałam, żeby pojawiła się u nas - odpowiedziała, rozglądając się za resztą ciał. Oczywiście słyszała o strzygach, opowiadano jej o tym wielokrotnie. W sumie opowiadano jej o wielu potworach, żeby wiedziała, jak z nimi walczyć. Nie opowiadano jej bajek o królewnach, a historie o potworach, z którymi walczono.
- To komplikuje sprawę - dodała, wyprostowawszy się. Wszystko w ogóle było pogmatwane, z powodu takiej ilości potworów w jednym miejscu. - Trzeba sprawdzić akta coronera i pozostałe ciała.
Nathan spojrzał raz jeszcze na twarz nastolatki, po czym chwycił ponownie za białą płachtę i zakrył zwłoki.
- Dobry pomysł. Mijaliśmy biuro po drodze - powiedział, po czym skierował swoje kroki ku wyjściu z kostnicy. Przy zwłokach nie było już nic do roboty, a sprawa europejskiej strzygi nieco zmartwiła Nathana. Rzeczywiście, tak jak powiedziała to Lisa, rzadko widywało się je na terenach stanów, prawie wcale.
- Zamknięte - stwierdził, gdy chciał otworzyć drzwi do biura coronera. Cóż, czy to nie było oczywiste, że biuro o tej porze będzie zamknięte? Przynajmniej mieli pewność, że nikogo w środku nie było. - Mógłbym zapytać cię o wsuwkę do włosów, ale to zajęłoby za dużo czasu, którego nie mamy. Dyżurna pewnie już sprawdza listę dzieci przyjętych na oddział - oznajmił, po czym odsunął się na pół kroku od drzwi i otworzył je z kopniaka. - Panie przodem.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 18-12-2011, 22:18   #20
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Strzygi europejskie... To nie wróżyło dobrze. Lisa z miłą chęcią opuściła kostnicę, aby skierować się do biura coronera. Nie dziwiło ją, że było zamknięte, jednak musieli się tam natychmiast dostać.
- To chyba dobrze. Nie ma go - odpowiedziała, zerkając na zegarek. Szacowała, że mieli niewiele czasu, żeby znaleźć akta i je przejrzeć. Wsuwki nie posiadała, ale zamknięte drzwi, tak samo jak wcześniej pielęgniarki nie stanowiły dla Nathana problemu.
- Gentleman - skwitowała krótko, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Oświetlenie z korytarza rzucało słabe światło na biurko, na którym stała lampka, ale to wystarczyło, by do niej dotrzeć i ją zapalić. Elizabeth rozejrzała się po biurze, w którym nadal panował półmrok i podeszła do niewielkiego regały pełnego szuflad. Zapaliła na nim lampkę i odczytała numery na szufladach, by otworzyć jedną z nich. Zaczęła przeglądać dokumenty, poszukując akt, które najbardziej ją interesowały. Odgarniała co chwilę włosy, które opadały jej na policzki, chowając kolejną teczkę, która okazywała się nieprzydatna. Efekt jej pracy polegał na trzech otwartych szufladach, które przekopała, jednak znalazła to, czego chciała. Otworzyła teczkę i przebiegła wzrokiem po czarnym druku.
- Miała na imię Mary Rever i zaledwie 17 lat - przeczytała, przysuwając bliżej lampkę, żeby lepiej widzieć pozostałe informacje.
- Santa Ana... - dalej ściszyła głos, wyszukując najważniejszych informacji.
- Ciało znaleziono w pobliżu rzeki na północnym skraju miasta - dodała po chwili i wzięła do ręki pozostałe dwie teczki z dokumentami. Mary Rever została odłożona na bok.
- Drugie ciało to Tommy MacGrant z Oregonu. Lat 20 - Lisa przerwała na chwilę i przewróciła parę kartek, znajdując informację, która najbardziej ją interesowała. - Jego zwłoki wysłano rodzinie.
Podniosła wzrok z nad ostatniej teczki i spojrzała na Nathana.
- Pierwsze ciało nie zostało zidentyfikowane. Wiek około 17 lat. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.
- No to mamy następny punkt wycieczki - stwierdził, uśmiechając się lekko. - Miejmy tylko nadzieję, że grób jest jeszcze świeży, bo nie wiadomo ilu takich niezidentifikowanych pochowali do tej pory.
Wcisnął latarkę z powrotem do tylnej kieszeni, po czym wnioskując, że już nic więcej nie znajdą w biurze, wyszedł na korytarz. Spędzili tam i tak zbyt dużo czasu, a hałas wykopywanych drzwi na pewno zaalarmował jakiegoś ciekawskiego, który pewnie teraz prowadził w ich stronę ochroniarza.
- Trzeba się zmywać - rzucił w stronę Elizabeth.
- To małe miasteczko, więc na pewno niewielu - odłożyła dokumenty na miejscu i zamknęła szuflady. Zgasiła obie lampki i wyszła za Nathanem na korytarz. Na jej twarzy zagościł znowu wesoły uśmiech, ponieważ wiedziała, że tym razem kto inny będzie wykopywał grób. I w każdym razie na pewno nie ona!
Teraz wystarczyło wyjść z stąd znowu niezauważonym i udać się na pobliski cmentarz, póki nadal było ciemno.
- Z miłą chęcią - odpowiedziała, dziwiąc się sama sobie, że nikt jeszcze nie przyszedł sprawdzić, kto tak hałasuje na dole. Otwieranie kopniakiem drzwi na pewno nie należało to najcichszych. Zamknęła jeszcze drzwi za sobą, o ile można było jeszcze je zamykać i ruszyła w stronę schodów.
Gdy wspięli się znowu po schodach i już mieli przejść jak gdyby nigdy nic przez drzwi na szpitalny korytarz, Nathan przez szybę dostrzegł zbliżających się dwóch strażników w towarzystwie jakiegoś lekarza. Mundurowi już wyciągali latarki. Widocznie lekarz usłyszał, jak przewidywał Nathan, niedyskretne otwieranie drzwi do biura coronera. A teraz oni, Nathan i Lisa, stali jako jedyni na klatce schodowej prowadzącej właśnie do biura i kostnicy.
Nie myśląc dłużej, Nathan złapał kobietę w talii i przycisnął ją plecami do ściany. Sam stanął tuż przed nią i nie czekając na jakikolwiek protest z jej strony, chwycił ją jedną dłonią delikatnie za podbródek. Gdy lekarz i ochroniarze otworzyli drzwi, usta Nathana złączyły się w wymuszonym pocałunku z wargami Elizabeth. Korzenny zapach jego perfum drażnił, ale w pozytywnym znaczeniu. Wyglądało to tak, jakby stali tam od dłuższej chwili, oddając się rozkoszy pocałunku.
- Hej, co państwo tu robią? - odezwał się jeden ze strażników.
Nathan odwrócił się w ich stronę i uśmiechnął.
- Razem z narzeczoną szukaliśmy odrobiny prywatności. Rozumie pan, przy łóżku wuja zgromadziła się cała rodzina, a ja właśnie wróciłem z miesięcznej delegacji - skłamał.
- Eeeem... Taa - odpowiedział zakłopotany mężczyzna. - Słyszeli może państwo jakieś hałasy?
Nathan pokręcił przecząco głową i odprowadził wzrokiem trójkę mężczyzn zbiegających na dół, oświetlając sobie drogę latarkami.
Elizabeth miała już odezwać się, że oglądanie pielęgniarek przez szybę zostawi sobie na później, jednak kiedy odwrócił się w jej stronę, dostrzegła, że chyba mieli inny problem. Jednak to, co zrobił potem całkowicie ją zaskoczyło. W jednej chwili Lisa stała za Nathanem i mieli już wychodzić na korytarz, natomiast w drugiej stała oparta plecami o ścianę, a mężczyzna po prostu pocałował ją. Nie miała żadnych szans na protest, a sekundę później otworzyły się drzwi i stanął w nich lekarz z dwoma ochroniarzami. Na prawdę istniało niewiele rzeczy, które były w stanie ją zaskoczyć, jak Nathan. Spojrzała nieco oszołomiona na ochroniarzy, a następnie jako narzeczona, którą przyłapano na obściskiwaniu się po klatkach, podczas gdy na łożu śmierci leżał wuj, spuściła oczy zawstydzona. Może oblałaby się jeszcze rumieńcem, gdyby nie fakt, że ochroniarze spieszyli się , aby sprawdzić, co tak hałasowało na dole. Jedynie na pytanie, czyli słyszeli jakieś hałasy pokręciła głową, udając dalej zawstydzoną, dopóki nie zniknęli za zakrętem.
- Narzeczony z delegacji? Ciekawa jestem co byś powiedział, gdyby szedł z tobą mężczyzna.
- Zdradzałabyś mnie z nim - odparł Nathan, po czym wyszedł na korytarz.
Teraz, gdy ochroniarze zajęci byli przeszukiwaniem kostnicy i biura coronera, Nathan i Lisa mieli sporo czasu na wydostanie się ze szpitala. Nawet nie musieli starać się przemykać niezauważonymi. Wystarczyło udać się do wyjścia ewakuacyjnego i potem prosto na cmentarz.

- Można i tak - mruknęła, nie tracąc czasu nad zastanawianiem się nad tym wszystkim. Odpędziła od siebie widmo korzennego zapachu perfum Nathana i wyszła na korytarz, mrużąc oczy. Po chwili wzrok przyzwyczaił się do światła i znowu powrócił znienawidzony szpitalny zapach.
- Teraz na cmentarz - minęła wózek inwalidzki, który stał pod ścianą i ruszyła korytarzem w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Z jego znalezieniem nie było żadnego problemu, ponieważ w przeciwieństwie do kostnicy wszędzie były tabliczki informacyjne.
- Oby na cmentarzu poszła nam tak samo dobrze jak z biurem coronera - dodała, wychodząc drzwiami ewakuacyjnymi, które w przeciwieństwie do tymi w biurze coronera nie trzeba było otwierać kopniakiem.

Gdy w końcu dotarli na miejscowy cmentarz, zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej. Zimne podmuchy wiatru wcale nie poprawiały sytuacji. W końcu dało się odczuć prawdziwy, listopadowy wieczór.
Było już dosyć ciemno, a cmentarz był słabo oświetlony, także Nathan wyciągnął swoją latarkę i snopem światła oświetlił bramę wejściową.
- Ty poszukaj tego grobu, ja rozejrzę się za jakąś łopatą - zwrócił się do Elizabeth, po czym pchnął furtkę. Ta zaskrzypiała złowieszczo, ale uległa i wejście na cmentarz stało otworem.
- Lepiej, żeby był tylko jeden anonimowy, a nie pięć - mruknęła Lisa, zapinając zamek od skórzanej kurtki. Całe szczęście, że tym razem nie musiała kopać grobu. To zadanie przypadło Nathanowi. Elizabeth przeszła przez bramę, kierując się w stronę alejki, przy której w rzędzie były ustawione tabliczki. Należało tylko znaleźć taki, gdzie nie urosła jeszcze trawa i znajdowały się świeże kwiaty. Nagle zza drzewa, prosto pod nogi Elizabeth “wypadła” jakaś postać. Kobieta nagle zatrzymała się, machinalnie chcąc sięgnąć po broń, jednak powstrzymała się, czując zapach alkoholu.
- Proszę pana? - zapytała Lisa, przechylając lekko głowę, żeby dostrzec twarz osoby, od której tak zalatywało wódą.
- Slłu-cham cie złociutka? W czym mo-że ci pomóc ssstary grabarz? Ach...Piękna! Piękna! Jakie ona miała... Piękne - pytanie zadane przez nieznajomego potwierdzało tylko podejrzenia Lisy, że facet był kompletnie pijany. Chwiał się na nogach, a do tego męczyła go pijacka czkawka, która przeszkadzała mu w mówieniu. Nie wspominając, że kompletnie bredził od rzeczy i gestykulował, ukazując w powietrzy dwie kule. Najwyraźniej próbował opisać kształt kobiety z przesadzonym biustem.
- Gdzie pochowano tego nieznanego mężczyznę, który niedaleko zginął? - nie było sensu mówić, że jest się jego daleką rodziną, bo facet i tak był pijany, że jutro nie będzie nawet jej pamiętał.
- Zginął! Tam! Tam! A jakie one pię-kne były! Potrzebuje mnie! Zdradze ci coś... Będę jej potrzebny w Jer...Jeras...Jeruss...Jerus-alem - bełkotał pijany grabarz, mając nawet trudności z wypowiedzeniem miejscowości. Nie wspominając już, że wskazywał Lisie za każdym razem inny kierunek.
- Jerusalem? - zapytała Lisa, na to grabarz energicznie zaczął kiwać głową i zza płaszcza wyciągnął butelkę, z której pociągnął solidny łyk alkoholu. Całe szczęście, że groby z anonimowymi właścicielami znajdowały się w zasięgu jej wzroku, bo nie wyciągnęłaby nic z pijanego faceta.
- Widzę, że nawiązujesz nowe znajomości.
Nathan stanął tuż obok Elizabeth, łopatę opierając na ramieniu. Uśmiechnął się do niej tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. Ciekawe skąd wytrzasnął łopatę w tak krótkim czasie? Facet był naprawdę niesamowity... na swój sposób.
- Jeżeli też jesteś znawcą i koneserem kobiecych piersi, to znajdziecie wspólny język - podniosła głowę, żeby spojrzeć na swojego towarzysza. Pierwsza rzecz, która rzuciła się jej w oczy? Uśmiech A druga? Łopata. Nie było nawet sensu pytać, skąd ją ma.
- Pana już opuścimy - mruknęła do pijanego grabarza i ruszyła w stronę grobów.
- Nie wiem czy to ważne... Ale wspomniał, że jakaś kobieta powiedziała mu, że będzie potrzebny w Jerusalem - zerknęła na Nathana, chcąc dowiedzieć się, co myśli o tym.
- Mogło to być w sumie pijackie gadanie - dodała na wszelki wypadek, znajdując grób, którego szukali. Ziemia jeszcze była świeża i nie było na nim trawy.
- Panie Grant... - zaczęła z niewinnym uśmiechem, wskazując na grób, który należało wykopać. - ...proszę czynić honory.
- Bez powodu nie wspominałby o Jerusalem - powiedział Nathan, wbijając łopatę w ziemię. - Tym bardziej, jeśli był pijany. Alkohol rozwiązuje język. - Przy każdym zdaniu wbijał łopatę w ziemię i wykopywał coraz większy dół. - Kobieta. Hm. Może to zbyt daleko idące wnioski, ale to mógł być demon. A to oznacza, że zamierza zebrać sobie... Ludzi do pomocy? Ale jaki to miałoby mieć związek z tymi dzieciakami? Nie wiem. Dlatego odstawmy pijanego grabarza na bok, a zajmijmy się... Tym.
Łopata w końcu uderzyła o wieko trumny. Nathan chwycił mocniej za kij i uderzył kilka razy w drewniane wieko, po którym po chwili zostało tylko kilka drzazg.
- Czas zaczerpnąć trochę świeżego powietrza - powiedział do zwłok, po czym usunął resztki drewnianej pokrywy, by mieli łatwiejszy dostęp do zwłok i poświecił latarką.
 
Neride jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172