Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2012, 23:47   #1
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
[Storytelling] Nieśmiertelny - Nowy Mrok

Sioux Falls, South Dakota

Jest rok 2009. Ludzie gadają o Końcu Świata... znowu. Od 1999 ludzie dali sobie już z tym spokój. Niemal każdy rok kojarzony jest z jakąś tam przepowiednią, z jakimiś tam znakami. Tak też myślała szeryf Jody Mills. Jednak ostatnio po znalezieniu już trzeciego ciała z rozszarpaną klatką piersiową zaczynała mieć wątpliwości.
Rany zawsze wyglądały tak samo. Zupełnie jak by niedźwiedź nabrał ochoty za rozszarpywanie ofiar i układanie ich wyplutych flaków skomplikowawszy symbol. Miłowicie był to taki oto symbol:

Póki co nikt nie był jej w stanie powiedzieć czym jest, ani dlaczego się wciąż pojawia. Z policji stanowej przysłali jej jakiegoś faceta o denerwującym francuskim akcencie. Który obecnie nerwowo kręcił się po miejscu zbrodni. Owszem, był wrzesień. Owszem był środek dnia i zwłoki nie były za specjalnie świeże, ale przynajmniej mógł udawać, że pracuje.
Mały tłumek już zgromadził się na tyłach lokalnego bary gdzie znaleziono zwłoki. W wąskiej uliczce między dwoma budynkami nie był wiele miejsca, tak więc pilnowanie miejsca mogła zostawić dwóm podwładnym bez obawy czy jakiś cywil będzie się plątał pod nogami.
Do uzupełnienia scenerii brakowało tylko federalnych.


Leo nerwowo krążył wypatrują w tłumie gapiów przy barierkach Nieśmiertelnych. Pół biedy gdyby mył jeden, ale wyczuwał paru i za nic nie mógł dość kim oni są. Tymczasem on, wystawiony jak kaczka na strzelnicy był aż nad to prosty do znalezienia. Lubił swoją głowę i teraz serdecznie żałował że nie posłuchał rady Obserwatora. Zamiast tego posłuchał jakiegoś impulsu i zjawił się w Sioux Falls przy okazji przyjmując nową tożsamość, a minowce Leonarda Atreides'a. Na początku myślał że to może nadszedł czas Zgromadzenia. Zadzwonił do swoich trzech znajomych, dwóch z Europy, jednego z Rosji, ale oni twierdzili że nic podobnego nie czuli i kazali mu odwiedzić psychologa. Żył od prawie sześćset lat, ale zdecydowanie nie był wariatem.

Nie mógł jednak wiedzieć iż trzech Nieśmiertelnych znajdowało się tu z tego powody co on. Niejasnego przeczucia, nękającego od kilku tygodni, gdy zaczęły się dziwne morderstwa. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się by aż czterech Nieśmiertelnych znalazło się w tym samym miejscu, o tym samym czasie.



Ps od MG: Kto zgadnie co to za symbol bez mojej pomocy dostanie cukierka
 
__________________
Gallifrey Falls No More!

Ostatnio edytowane przez Dragor : 07-02-2012 o 02:24.
Dragor jest offline  
Stary 07-02-2012, 10:23   #2
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Swojego dzieciństwa i lat wczesnej młodości nie pamiętała. Wyglądała na około 27 lat i jako młoda dziewczyna została znaleziona na plaży niedaleko Yokohamy w Japonii. Był rok 777 naszej ery. Z przed tego zdarzenia i z okresu wcześniejszego praktycznie nie pamiętała nic. Miała włosy koloru rudego i lekko orientalne rysy twarzy.
Znalazł ją, przygarnął do siebie i wychował jak córkę mistrz miecza Michija Kajimoto. Zrobił to pomimo tego, że dziewczyna miała jedynie pół orientalną urodę i jej przeszłość pozostawała nierozwiązaną zagadką. Nazwał ją Kasumi Kajimoto.

Samuraj, który ją znalazł miał około 44 lat i niedawno pochował żonę. Nie doczekali się własnych dzieci dlatego też przygarnął znalezioną dziewczynę i wychował ją jak potrafił najlepiej. Okazało się, że miała wrodzony talent do posługiwania się mieczem. Michija mieszkał samotnie na odludziu także nikt nawet nie interesował się zdarzeniem jak i nie zadawał pytań. Rok mijał za rokiem na treningach i udoskonalaniu umiejętności walki dziewczyny.
W wieku lat 60 mistrz miecza stwierdził, że Kasumi dorównywała mu poziomem umiejętności. Kochał ją jak córkę i może dlatego też nie zastanawiał się nad faktem, że przez tyle lat jej wygląd zewnętrzny się nie zmieniał. Miłość ojcowska tłumaczyła wszystko. Michija był w posiadaniu mistrzowsko wykonanej wiele dziesiątek lat temu katany. W dniu gdy stwierdził, że Kasumi dorównuje mu umiejętnościami powierzył jej informacje o jego pragnieniu przekazania jej tego miecza po jego śmierci.



Wiele lat później przez Japonię przetoczyła się fala bezsensownych lecz bardzo krwawych i okrutnych wojen klanowych. Zabijano bez pytania i bez ważniejszych powodów. Zostali zaskoczeni podczas snu. Kasumi wyrwał ze snu potworny ból. Wbito jej miecz prosto w klatkę piersiową. W przerażeniu przez krótką chwilę ujrzała konającego na jej oczach Michiję, a potem twarze oprawców. Umarła ze świadomością potwornego bólu i bezsilności.
Obudziła się całkowicie zdezorientowana. Pierwsze co zobaczyła to przystojnego, dobrze zbudowanego Japończyka. Nazywał się Nasir i był Nieśmiertelnym. Był tak zauroczony jej urodą oraz tak bardzo honorowy, że nie wykorzystał przewagi i nie zabił nieświadomego swoich mocy przedstawiciela tej samej profesji - jeśli można tak powiedzieć. Uświadomił Kasumi jaki dar czy też przekleństwo posiada oraz nauczył ją wszystkiego czego powinna wiedzieć. Zasad i niepisanego kodeksu Nieśmiertelnych. Połączył ich burzliwy romans i głębokie uczucie. Zauroczeni sobą wkrótce opuścili burzliwą Japonię. Zanim opuścili kraj Kasumi pomściła śmierć ojca zadając śmierć jego oprawcom mieczem odziedziczonym po Michiji.



Przez kilkaset lat podróżowali przez kontynent azjatycki w kierunku Europy. W trzynastym wieku dotarli do Włoch. We wczesnych latach naszego pierwszego tysiąclecia nieśmiertelni nie wykazywali aż tak wielkiej aktywności, aż do momentu gdy zaczęła się gra. Wizja Zgromadzenia opanowała umysły większości szaleńczą pasją wygranej. W roku 1270 w Wenecji znalazł ich Nieśmiertelny. Aura Nasira była silniejsza więc przybysz skupił swoją żądzę bycia tylko jednym na nim i to był jego błąd. Był to pierwszy Nieśmiertelny którego Kasumi pozbawiła głowy.
Po tym zdarzeniu jednomyślnie stwierdzili, że dwoje nieśmiertelnych w jednym miejscu powoduje zbyt wielkie niepotrzebne ryzyko. Ich drogi się rozeszły i żadne z nich nie potrafiło przed samy sobą przyznać co by się stało gdyby się okazało, że w dniu Zgromadzenia przyszłoby im się spotkać jeszcze raz.
Przez kilka wieków podróżowała po krajach Europy skutecznie zacierając za sobą ślady. Było to konieczne by ukrywać fakt niestarzenia się i wiecznego życia. Była mistrzynią miecza jak kiedyś jej ojciec. Po pewnym czasie przestała liczyć ilu Nieśmiertelnych pozbawiła życia. Nigdy jednak nie szukała ich sama.

Nadeszły czasy gdy w części Europy zaczęły szaleć idee Wielkiej Rewolucji Francuskiej a ostrza gilotyn aż się grzały od nadmiaru pracy. Kasumi podjęła decyzję opuszczenia kontynenty i odpłynęła pierwszym statkiem do Ameryki Północnej. Między osiemnastym a dwudziestym wiekiem przemieszczała się przez obszar Kanady oraz niemalże cały obszar późniejszych Stanów Zjednoczonych Ameryki. Nieśmiertelni byli wszędzie. Nie zdarzało się to nader często jednak nie nader rzadko aby powiesić miecz na ścianie i przestać doskonalić umiejętności posługiwania się nim.
Przełom wieków XX i XXI zastał ją osiedloną od jakiego już czasu we wietrznym mieście Chicago. Ukryła swoje oryginalne nazwisko i była dziś znana jako Vanessa Bloodsword. W USA nazwisko jak każde inne więc nikomu nie przyszło do głowy, że może mieć podwójne znaczenie.
Dobrodziejstwa XX wieku dawały większą anonimowość i możliwości pozostania nieniepokojonym. Tym bardziej, że przez wieki mądrze podejmując mądre decyzje wypracowała sobie znaczne rezerwy finansowe i zabezpieczenie w formie dóbr materialnych.

Nieśmiertelni jednak wyczuwali się pozazmysłowo. Poza tym czuć było w powietrzu, że zostało ich już niewielu i nadchodził czas Zgromadzenia. Chociaż może to napięcie, które podświadomie odczuwała już od kilku tygodni zwiastowało nadejście Czegoś bliżej nieokreślonego co jeżyło jej włosy na karku i niekoniecznie musiało to być Zgromadzenie.
To właśnie to bliżej nieokreślone i bardzo natrętne przeczucie kazało jej udać się do Sioux Falls. Była w tłumie gapiów obserwujących miejsce zbrodni. Niewiele można było dostrzec z tej odległości, ale chyba nie wyglądało to jak zwykłe zabójstwo czy nieszczęśliwy wypadek.
Poza tym w tłumie wyczuwała obecność co najmniej trzech innych Nieśmiertelnych. To ją jedynie umocniło w przekonaniu, że nie zwariowała. Żyła już od ponad półtora wieku i jeszcze tylu Nieśmiertelnych w jednym miejscu i czasie nie widziała. Nie mógł to być przypadek. Nie sprowadziło ich też tu Zgromadzenie. Cóż więc to było.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 07-02-2012 o 10:35.
Draugdin jest offline  
Stary 07-02-2012, 11:47   #3
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację


Urodził się jako Ferrante Alighieri w 1559 roku w Mediolanie. Przynajmniej tak mówił jego przybrany ojciec, gdy znalazł go na progu swego domu. Był ubogim szlachcicem a zarazem człowiekiem wielce religijnym i dobrodusznym. Ferrante wraz z wiekiem mężniał, nabierał manier i uczył się wszystkiego co musiał umieć syn szlachcica. Tego wymagało wszak szlacheckie pochodzenie. Jemu nie brakowało niczego, ale widział co się dzieje wokół: głód, nędza, wyzysk i oszustwa. Ci, na których mieli liczyć nie interesowali się zbytnio zwykłymi ludźmi, nawet kler. Postanowił to zmienić, skończywszy lat 17 zaczął pomagać tym, którzy tego najbardziej potrzebowali. Ojciec wspierał go w tym dziele, pochwalając jego czyny. Był z niego dumny.
W 1580 roku zakochał się w Livii, córce weneckiego kupca. Dwa lata później pobłogosławieni przez rodziców wzięli ślub. Szczęśliwe to były lata. Lecz nie dane im było długie życie.

Kwiecień 1587 roku był początkiem drogi, której się nie spodziewał. Miejscowy ksiądz, któremu w niesmak była działalność dobroczynna Ferrante postanowił przerwać jego prace. Wysłał najemnych zbirów, którzy w czasie napadu rabunkowego zabili obu Alighieri - zarówno ojca jak i syna, gdy ten był u niego w odwiedzinach, zaś dom podpalili. Zginęło również kilku sąsiadów, którzy pospieszyli im z pomocą…
Ocknął się wśród trupów i pogorzeliska. Nie mógł uwierzyć, że wciąż żyje. Wszak zginął w walce przebity piką. Uznając swe ożywienie za diabelska sztuczkę uciekł w las pochowawszy uprzednio ojca. Nie chciał być dla innych powodem cierpień. Dwa lata żył niczym pustelnik, póki nie odnalazł go pewien człowiek – Olaf Gustaffson. On to objaśnił mu kim jest i kim się stał po śmierci oraz ponownym zmartwychwstaniu Alighieri. Przez kolejne dwa lata nauczył go wszystkiego co sam umiał, po czym odszedł równie nagle jak się pojawił.

Ferrante postanowił wykorzystać dar jakim była nieśmiertelność. Bez obaw o śmierć ruszył kontynuować zaczęte niegdyś dzieło. Chciał wrócić do żony, lecz zrozumiał, że jego zmartwychwstanie może się źle dla niej skończyć. Gorycz i bezsilność go ogarnęła, gdy dowiedział się, że majątek ojca trafił w ręce miejscowego księdza, lecz nic nie mógł na to poradzić. Ostatniej nocy pozostawił jedynie na drzwiach swej niedawnej rodziny zachowany pierścień, jaki otrzymał od Livii w prezencie, po czym ruszył w drogę, aby po krótkim czasie dotrzec do Grecji. Pomógł w odbudowie szpitala, który spłonął w pozarze, a potem został tam jeszcze jakiś czas studiując medycynę.
I stało się tak, iż w czerwcu 1596 roku rzucił mu wyzwanie człowiek ze wschodu, Abdul ibn Fahred. Krwawe starcie o brzasku Alighieri wygrał łutem szczęścia – jego pierwsze zdobyte ożywienie. Moc i wiedza pokonanego z siłą wdarły się do jego ciała i napełniło umysł. Niezapomniane wrażenie, które towarzyszyć mu miało już zawsze przy zwycięstwie nad innym nieśmiertelnym. Taki był początek jego walki o nagrodę.

Kolejne lata mijały niczym wiatr, a on nabierał doświadczenia, wiedzy i umiejętności. Wędrówka po Europie już w mnisim habicie, zawiodła go wszędzie tam, gdzie mógł być potrzebny: Prusy, gdzie rozwiązał problem grasantów nawiedzających małą wioskę na pograniczu, we Francji uratował w czasie pożaru rodzinę, a następnie pomógł stanąć im na nogach od nowa, w Hiszpanii zaś podpadł tamtejszym władzom uwalniając i nie dopuszczając do spalenia na stosie grupy kobiet oskarżonych kłamliwie o czary. Uciekając przed goniącą go inkwizycją, dotarł daleki wschód, do Chin. Tam uratował życie Dom Kimowi w czasie górskiej lawiny. Ocalony okazał się mistrzem sztuk walki i medytacji. Doceniając ratunek wziął go po krótkim teście na swego ucznia i wprowadził w arkana wschodniej sztuki. Ferrante spędził w Azji sporo czasu trenując pod czujnym okiem mistrza, a po jego śmierci kontynuując ćwiczenia. W końcu starł się z Jinem Woo, kolejnym nieśmiertelnym. Po jego pokonaniu postanowił ruszyć dalej.

Trafił do Nowego Świata w poszukiwaniu nowych wyzwań i perspektyw. Tam działał jako lekarz, pomagając chorym bez względu na to czy to byli biali, indianie czy murzyni, czym nie przysporzył sobie zbyt wielu zwolenników wśród bogaczy i różnych ludzi. Potem wziął udział w amerykańskiej wojnie o niepodległość, w czasie której natknął się na parę nieśmiertelnych – Harrisa i Malcolma. Obaj rzucili mu wyzwanie i stoczyć musiał z nimi zacięty pojedynek w ruinach starego fortu. Jego mentor nie miał wiec racji, nawet wśród nich zdarzają się czarne owce, renegaci zdolni łamać odwieczne Zasady. Zdołał ich pokonać, choć kosztowało go to sporo wysiłku i krwi. Nie minęło wiele czasu i wybuchł kolejny konflikt – Secesja. Z końcem wojny wziął pod opiekę sieroty wojenne zajmując przy tym jeden z opuszczonych domów, by mogli gdzie mieszkać. Czuł się wtedy potrzebny, dzieci kochały go, a troje sióstr zakonnych było wdzięcznych za jego poświecenie. Sielanka nie trwała jednak długo. Nie minęło 7 lat, gdy do sierocińca przybyła Inga – nieśmiertelna z Niemiec. Pewna swego rzuciła mu wyzwanie. Był to pierwszy raz, gdy zabił nieśmiertelną kobietę. Mimo iż była to walka o przetrwanie w drodze ku Nagrodzie to jednak czuł się podle.

Niedługo po tym wrócił do Europy w 1888 roku, gdzie natrafił na ślad słynnego Kuby Rozpruwacza, kolejnego nieśmiertelnego renegata. Wyśledziwszy go pokonał w walce ścinając mu głowę i przerywając pasmo jego mordów. Niedługo po tym pojawiła się w okolicy kolejna nieśmiertelna, która również polowała na mordercę z własnych powodów. Tak oto zawiązała się znajomość, a potem przyjaźń miedzy zdumiewająco piękna, celtycką druidką Gwendolin a Ferrante.
Potem były kolejne lata, dwie wojny światowe, w których brał udział jako sanitariusz, konflikt wietnamski, gdzie o mały włos nie stracił głowy częściowo sparaliżowany trucizną.

W 1958 roku wziął pod opiekę młodego nieśmiertelnego, który zginął w wypadku parę dni wcześniej – Billa Mortona. Pokazał mu ścieżkę jego nowego życia i nauczył niemal wszystkiego co sam umiał. Po tym wydarzeniu zmienił nazwisko na Quinncy i postanowił ustatkować swoje życie. Miał już dość wojen, a poza tym odłożył dość pieniędzy, aby żyć dostatnio przez dłuższy czas.
Będąc w Nowym Yorku zawarł znajomość z ojcem Lovellem, który mimo piętrzących się przed nim przeszkód zajmował się bezdomnymi i starał się pomagać okolicznej młodzieży. Quinncy wspomógł go wtedy sporą ilością gotówki i przez kilka lat pomagał mu w jego pracy. Podziwiał go i rad był z tego co robi dla innych. Szybko też stali się przyjaciółmi, a to wiele znaczyło dla Roberta, zwłaszcza że ci którym pomagano nieraz przekazywali informacje o innych potrzebujących lub też tych, którzy wręcz byli zagrożeniem dla okolicy. Procentująca znajomość rzekło by się.

W 1970 roku bedąc w Hiszpanii, zgłosił się do pracy w szpitalu, gdzie poznał Izabelę, młodą lekarkę – chirurga. Początkowa znajomość szybko jednak przerodziła się w miłość. Nie przeszkadzało mu zupełnie, że dziewczyna ma ośmioletnią córkę z pierwszego związku, wręcz przeciwnie. Oboje uznali, że nie mogą bez siebie żyć i pół roku później pobrali się w jej rodzinnym mieście, w Toledo. Żyli szczęśliwie przez trzy lata i zdawać by się mogło, że w końcu Ferrante odnalazł swoje miejsce. Choć wiedział, że czas biegnie dla jego rodziny nieubłaganie, to miał zamiar być z nią tak długo jak tylko był w stanie. Nie przewidział jednak wszystkiego.

W maju 1973 wracał do domu po dłuższym dyżurze w pracy spowodowanym wypadkiem. Był przez to trochę spóźniony na spotkanie z jej krewnymi. Na miejscu jednak zastała go tylko martwa cisza. Wszyscy, cała dziesiątka, w tym troje dzieci nie żyło. Bestialsko zamordowani, pozbawieni krwi. Przybyła na miejsce policja zbadawszy ślady uznała, to za sprawkę satanistów udających filmowe wampiry. Nie zdołali jednak znaleźć winnych zbrodni. Wtedy to przysiągł nad grobami rodziny Vendette – nie spocznie póki nie dopadnie i zabije każdego z tych, którzy dopuścili się tego mordu. Wyszukując wszelkich śladów i oznak obecności „wampirów“ wkrótce dopadł pierwszego podejrzanego. To nie był satanista... lecz prawdziwy wampir. Ten, pod wpływem perswazji wyjawił mu przed śmiercią wszystko, co Quinncy chciał wiedzieć: o tym kto dokonał ataku jak i informacji o wampirach. Tymi, których poszukiwał była sfora niejakiego Ernersto Chaveza i jego kochanki Sophie. Nie zagrzewali oni nigdy długo miejsca tam gdzie się zatrzymywali. Robert ruszył w drogę śladem krwiopijców, bezlitośnie zabijając każdego wampira jakiego napotkał. Hiszpania, Francja, Niemcy, Polska, Anglia, w ciągu kilku lat przemierzył połowę Europy podążając ich śladem. W tym też czasie wiele się o nich nauczył i odesłał ku ostatecznej śmierci sporą ich grupę. W 1977 roku, w Bordeaux zaś dokonał czynu, który ściągnął na niego gniew krwiopijców. Wykrywszy wampirzą kryjówkę zwana Elizjum w starym dworku, w pobliżu winnic, zniszczył ją przy pomocy ciężarówki z benzyną. Śmierć poniosło poza wampirami również czworo zwykłych ludzi. Dwunastu krwiopijców zginęło z jego miecza w tym mieście, pozostali trzej zdolali zbiec. W swej rządzy zemsty zatracił by się całkowicie i zapewne zginął, gdyby nie druidka Gwen. Ona to wyciągnęła go z otchłani, jaką sam sobie stworzył przed 4 laty, pomogła mu otrząsnąć się i odżyć na nowo. Wrócić do drogi, którą niegdyś podążał, a wielu wciąż potrzebowało jego pomocy i opieki. Nie zapomniał jednak o zemście, leczy już tym razem smakował ją na zimno i działał w tej dziedzinie rozważnie. Parę porad otrzymał również od przyjaciela druidki, którym się okazał wilkołak. Cóż, wróg mego wroga jest moim przyjacielem jak to mówią a nowo poznany zdawał się być takowym. Postanowił działać bardziej subtelnie, wykrywać ich słabości i zabijać w kolejności od tych najbardziej zagrażających ludziom. Zdarzyło mu się kilkakrotnie zostawić wampira w spokoju, lecz były to wyjątki. Czarne owce jednak przeważają wśród krwiopijców.

Od tamtej pory minęło już trochę czasu, a on wrócił na dobre do swej dawnej roli. Wampiry ze sfory Chaveza zniknęły już wszystkie, lecz pozostał sam przywódca i jego kochanka. Lecz na nich również w końcu przyjdzie czas, Quinncy wszak miał go pod dostatkiem i był cierpliwy.

W 1995 roku przyleciał do USA, gdzie poznał Johna Tolanda, gliniarza z Chicago a zarazem łowcę wampirów. Początkowa nieufność do siebie zniknęła, gdy Quinncy ocalił mu życie w czasie obławy na jeden z miejscowych gangów. Lecz jego zlikwidowanie nie było końcem sprawy. Quinncy bowiem starł się tej samej nocy z szefem owego gangu, jak okazało nieśmiertelnym Lukiem Dantois. Każdy ma jakieś tajemnice i policjant nie interesował się tym, czemu doszło do walki zakończonej śmiercią jednego z pojedynkujących się. Ten świat i tak miał problem z wampirami. Kolejna znajomość była dla Roberta wielce pomocna w razie ewentualnych problemów z prawem, przynajmniej na terenie Chicago. Tam też pozostał jakiś czas wyciągając z bagna grupę młodzieńców, którzy dopiero stawiali pierwsze kroki w przestępczym procederze. Dzięki niemu nie skończyli w więzieniu lub na cmentarzu.

Roku pańskiego 1999 przygarnął 6-letnią dziewczynkę z sierocińca, który został właśnie zlikwidowany. Nowy okres zaczął się wtedy dla niego. Załatwiwszy papiery adaptacyjne stworzył dla małej Erin nowy dom, w którym nic jej nigdy nie brakowało. Posłał ją do szkoły a potem do liceum. Dziewczyna była szczęśliwa. Znów miała bowiem rodzinę a Ferrante był dobrym ojcem. Nie ograniczał jej, dawał jej sporo swobody ale i przestrzegał przed niebezpieczeństwami czyhającymi na świecie na młode i samotne dziewczyny. Wynajął dom w Dallas, gdzie uczyła się i gdzie też on sam osiadł. Gdy pytała zaś co robi odpowiadał prawdę, że pomaga ludziom, wyciąga ich z tarapatów i pomaga stanąć na nowo. Dla Erin - Ferrante był wspaniałym człowiekiem i bardzo go kochała.
A teraz, cóż świat się zmienia. Jedni umierają, inni się rodzą lecz życie wciąż prze naprzód. Wciąż są na ludzie którzy potrzebują pomocy i opieki a on należy do nielicznych, którym ich los nie jest obojętny...

I czy mógł przejść obojętnie wobec tego co się teraz działo ? Tajemnicza informacja by opuścił USA była podejrzana, ale nie zlekceważył jej. Odesłał swoją córkę w bezpieczne miejsce, pod opiekę znajomej, a sam wyruszył do Sioux Falls. Wyczuł innych, lecz nie miał zamiaru wszczynać od razu walki, to nie było w jego stylu. Ważniejsza była sprawa, która go tu przyciągnęła.

Ci, którzy go mogli zauważyć, mogli by go wziąć za jakiegoś turystę. Wysoki, przystojny mężczyzna, o krótkich ciemnych włosach i szaroniebieskich oczach, mający około 30 lat. Ubrany w ciemne jeansy i szarą bluzę, do tego długi płaszcz sięgający kolan. Sylwetka zdradza regularne ćwiczenia, trzymające go w formie, zaś z twarzy przebija się zaufanie i pogodność ducha.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."

Ostatnio edytowane przez Dhagar : 07-02-2012 o 21:06. Powód: Zapomniałem dać opisu wyglądu :)
Dhagar jest offline  
Stary 07-02-2012, 19:39   #4
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Aurelia z zamyśleniem spoglądała na nagłówek gazety. Informacja od Jenifer sprawiła, że nieco bliżej przyjrzała się doniesieniom dziennikarzy informujących świat o fali podejrzanych zbrodni. Najnowsze pochodziły z Sioux Falls w Południowej Dakocie, zatem w znacznym oddaleniu od posiadłości, w której obecnie przebywała. Z jej piersi wyrwało się ciche westchnienie. Gazeta z ledwo słyszalnym szumem opadła na miękki dywan. Spędziła w tym miejscu ostatnie pięć lat. To był dobry czas. Miasto rozrastało się z każdym przemijającym dniem. Ludzie przybywali i zostawali zauroczeni jego pięknem. Nic jednak nie trwało wiecznie. Była to jedna z lekcji, którą nauczyły ją setki lat spędzonych na obserwowaniu przepływającego obok niej życia.
Wstała z szezlongu i podeszła do przeszklonych drzwi prowadzących do ogrodu. Słońce odbijało się od tafli wody w małej sadzawce, przyciągając ją do uroczej altany, którą nakazała wybudować zaraz po przeprowadzeniu się do willi. Spokój...

- Znowu to robisz, Aurelio - głos mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się od ogrodu, w którym królował mleczny blask lamp rozjaśniających mrok nocy.
- Wybacz Eryku - w jej głosie brzmiała autentyczna skrucha. Ileż to razy w ostatnich tygodniach wyrywał ją ze świata wspomnień? Zbyt wiele...
- Dzwoniła ta nowa - poinformował ją podchodząc i przystając tuż przed nią. - Twierdzi, że zdecydowanie powinnaś opuścić stany. Czeka na twoją decyzję. Co się dzieje Aurelio? Czy ma to coś wspólnego z tymi morderstwami, którymi nagle zaczęłaś się interesować?
Skinęła głową nie widząc powodu by kłamać. Eryk zasługiwał na więcej. Czasami spoglądała na niego i przypominała sobie chwilę w której szczęśliwi rodzice powiadomili ją o jego narodzinach. Dostała zaproszenie, jak zawsze gdy na świat przychodził kolejny członek jej Rodziny. Ile lat już minęło? Trzydzieści pięć? Tak niewiele biorąc pod uwagę długość jej życia. Wkrótce odejdzie jak każdy, a na jego miejsce przybędzie ktoś inny.
- Aurelio... - nagana słyszalna w tonie jego głosu zmusiła ją do uśmiechu.
- Nie, zostajemy w kraju. Tak, w grę wchodzą te morderstwa. - Odpowiedziała na główne pytania, które jej zadał. - Przekaż Marie żeby spakowała moje walizki.
Niepokój widoczny w jego spojrzeniu sprawił, że przez chwilę zastanawiała się czy nie zostawić go tutaj, w bezpiecznym miejscu gdzie mógłby się ustatkować i żyć dalej z dala od niebezpieczeństw towarzyszących każdemu, kto znajdzie się blisko Nieśmiertelnego.
- Nawet o tym nie myśl - chwycił jej ramiona i lekko potrząsnął. - Nie zostawisz mnie za sobą, pani. Ani mnie, ani żadnego z nas. Nie pozwolę ci odrzucić precz lata służby przy twoim boku jakby były niczym. Znam historię Rodziny, Aurelio. Jeżeli każesz mi zostać ruszę wbrew tobie i nie będę sam.


Oczywiście nic takiego nie zrobiła. Eryk zajął się przygotowaniami, jak zawsze gdy zmuszona była podróżować. Pieniądze otwierały wszystkie drzwi, a ona nie mogła narzekać na ich brak. Urodziła się otoczona luksusem i takie życie najbardziej jej odpowiadało. Dobre jedzenie, piękne kreacje, drogie hotele. Drobne przyjemności umilające setki lat istnienia. Oczywiście nie zawsze tak było. Zakosztowała biedy i głodu, szczególnie na samym początku swej drogi. Jednak lata mijały, zaś ludzka pamięć jest zawodnym instrumentem. Ostrza w jej dłoniach, wierni towarzysze u boku. Powoli wywalczyła sobie prawo do normalnego życia korzystając z umiejętności i wiedzy tych, którzy padali bez głowy u jej stóp.
Teraz jednak była już zmęczona. Pragnęła odpocząć, a jedynym powodem dla którego wciąż trwała była jej Rodzina. Byli dla niej jak dzieci, które utraciła. Dbała o nich i cieszyła się ich radością. Chłonęła ich życie, minuta po minucie, wraz z jego radościami i troskami. Tylko oni trzymali ją z dała od śmierci. Oni i nagroda czekająca na zwycięzcę. Teraz zaś pojawiło się coś co mogło zmienić bieg wydarzeń i wnieść chaos w jej ułożone, w miarę spokojne życie. Mogła uciec, oczywiście że mogła. Wystarczył jeden telefon by zorganizować jej znikniecie. Czuła jednak, że nie powinna oddawać tej sprawy w cudze ręce, szczególnie w ludzkie.

Sioux Falls było całkiem ładnym miastem, co stwierdziła ze zdziwieniem. Apartament, który zajęła wraz z Erykiem był utrzymany w przyjemnych kolorach kawy i mleka. Był wieczór, pogoda kusiła by wyjść i pospacerować. Nie skorzystała z tego zaproszenia wybierając zamiast tego nieco inne.
Rankiem wraz z Erykiem wybrała się na “zwiedzanie”. Czuła nieśmiertelnych znajdujących się w pobliżu jednak nie zamierzała wywoływać walki o ile oni jej nie zaatakują. To była jej podstawowa zasada. Samochód sunął ulicami w leniwym, miejskim tempie pozwalając jej na dokładne obejrzenie centrum i sporej części przedmieść nim gwałtownie nakazała Erykowi by go zatrzymał. Tłum, który zgromadził się przy całkiem zwyczajnie wyglądającym barze w połączeniu z mrugającymi światłami policyjnymi i mrowieniem skóry o natężeniu, którego już od dawna nie czuła, sprawiły że miała ochotę na jednocześnie podejść i odjechać. Dźwięk klaksonu w połączeniu z pytającym spojrzeniem Eryka zmusiły ją do działania.
- Zaparkuj gdzieś w pobliżu - poleciła towarzyszowi, po czym gdy spełnił jej życzenie, a następnie otworzył drzwi limuzyny, wysiadła i ruszyła w stronę miejsca zdarzenia. - Bądź ostrożny, nie będę tam jedyna, a wolałabym nie musieć odwiedzać cię w szpitalu lub na cmentarzu. Wiesz jak ich nieznoszę. - Zwróciła się do Eryka, który szedł u jej boku wyglądając przy tym jak model świeżo wyjęty z katalogu męskich garniturów.
Sama nie wyglądała gorzej, stwierdziła posyłając uśmiech w stronę swojego odbicia w sklepowej szybie. Długi płaszcz w kolorze stłumionej zieleni idealnie podkreślał zgrabną sylwetkę. Długie włosy swobodnie spływały do linii pośladków, od czasu do czasu unoszone przez podmuchy wiatru. Przez ramię przewiesiła paski dwóch futerałów na mapy.
Zwyczajna para w trakcie przerwy na lunch, zaciekawiona obecnością policji w pobliżu celu ich wędrówki. Dlatego między innymi lubiła mieć go przy sobie. Samotna kobieta zawsze zwraca na siebie uwagę. Kobieta, której towarzyszy mężczyzna, również, jednak niewspółmiernie mniejszą.
Dotarcie do barierki nie przysporzyło większych problemów. Kilka niepochlebnych słów rzuconych w ich stronę zostało uciszone zimnym, ostrzegawczym spojrzeniem Eryka. Jego szare oczy nawet w niej potrafiły wzbudzić dreszcz, a co dopiero gdy skierowały się w stronę niczego nie podejrzewających ludzi. Miejsce zbrodni nie wyglądało ciekawe, szczególnie zaś nie spodobał się jej jeden z policjantów. Zmusiła się jednak by przenieść wzrok na zwłoki, które niestety nie były zbyt dobrze widoczne. Bez wątpienia wkrótce przeczyta o nich w tutejszej gazecie. Dotknęła delikatnie ramienia Eryka by dać mu znać, że powinni się wycofać. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie Nieśmiertelnemu dodając do niego powitalne skinięcie głową, po czym ostrożnie zaczęła się wycofywać podążając za swym towarzyszem i skupiając całą uwagę na wydostaniu się z tego miejsca z głową na karku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-02-2012, 22:39   #5
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
Leo jeszcze przez moment dreptał w miejscu po czym ruszył w stronę barierek.
- A ciebie gdzie niesie? - Spytała już dobrze poirytowana szeryf Mills.
- Przerzedzić tłumek - odparł detektyw Atreides i puścił jej w powietrzu całusa. Panią szeryf jak nigdy świerzbiła ręka oparta na policyjnym glocku.

Nieśmiertelny wypatrzył w tłumie pobratymców, po czym uniósł legitymację nad głowę i zawołał do zebranych ludzi:
- Wszyscy którzy nie uważają na swoje głowy, won! - użył starego dowcipu krążącego wśród jemu podobnych mając nadzieję zostać zrozumiałym.
Cywile zaczęli szeptać między sobą.
- Mam powtórzyć? Czy może ktoś ma ochotę spędzić na posterunku na 48 w charakterze podejrzanego? Rozejść się!
Ludzie posłusznie zaczęli odchodzić, a Leo czekał już tylko, by pozostali tylko Nieśmiertelni. W między czasie wymyślał wymówkę dla pani szeryf.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!

Ostatnio edytowane przez Dragor : 07-02-2012 o 23:54.
Dragor jest offline  
Stary 07-02-2012, 22:48   #6
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Drgnęła słysząc słowa policjanta. Tego się właśnie obawiała. Na szczęście wyglądało na to, że najpierw zamierza pozbyć się ludzi. Cóż, poczeka...
- Zostajemy Eryku - powiadomiła swojego towarzysza, po czym powoli odwróciła się w stronę mężczyzny wymachującego legitymacją. Przystanęła utrzymując bezpieczny dystans.
- Czy to zaproszenie? - zapytała cichym głosem, jednak nie na tyle, by nie zostać przez niego usłyszaną.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-02-2012, 23:50   #7
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Stara dobra zasada znana większości Nieśmiertelnym mówiła, że jeśli jesteś przywiązany do swojej głowy to nie rozstawaj się z mieczem. Czasem było to dość trudne, bo przecież jak tu ukryć broń w bikini na środku plaży. Na szczęście większość wyzwań rzucana była na w miarę honorowych zasadach.

Jednak dziś w zaistniałej sytuacji Vanessa nie mogła sobie pozwolić na takie ryzyko. Ubrana była zjawiskowo. Klasyczna mała czarna, do tego czerwony płaszczyk od Diora do pół łydki oraz wysokie czarne kozaczki. Była wysoką i zgrabną dziewczyną. Przy specjalnej przeróbce wnętrza płaszcza pozwalało to na w miarę swobodne ukrycie miecza kształtu i długości katany na tyle by nie był widoczny.

Tłum się rozchodził. Pozostało i troje. Troje plus policjant. Czworo Nieśmiertelnych w jednym miejscu na raz i to w biały dzień. Przyjrzała się każdemu z nich. U żadnego nie zauważyła śladów broni lecz wiedziała, że oni patrząc na nią myślą podobnie.

Cała ta sprawa co raz bardziej ją intrygowała.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 08-02-2012, 00:00   #8
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Słowa, które były dla niego wyjątkowo znaczące i zrozumiałe. Zaproszenie na spotkanie dla Nieśmiertelnych. Odszedł parę kroków w bok, niejako z tłumem, by w przystanąć na rogu budynku, przy ścianie, w oczekiwaniu na rozejście się ludzi.
Minęła dłuższa chwila zanim mógł w końcu ujrzeć tych, którzy zostali, żyjących poprzez wieki. Jego wzrok spoczął kolejno na każdym z nich, nim ruszył by podejść do policjanta.

- Jakieś problemy pana męczą panie władzo ? -
odezwał się tuż po tym, jak lekko skłonił głowę na powitanie do reszty - Może przejdziemy w bardziej ustronne miejsce by porozmawiać o tym, co nas tutaj przyciągnęło.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 08-02-2012, 01:14   #9
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
- Tylko jedna rzecz: nikt nie zabiera się za odcinanie głów, dobra? - Leo uśmiechnął się do Vanessy i Aureli. - Szczególnie takich ślicznych!
Odwrócił się do nieśmiertelnego towarzystwa i zawołał do śledczych.
- Pani Szeryf! Znikam na trochę, w razie czego dzwoń - szybko przeskoczył barierkę nie czekając na odpowiedź Mills. - A teraz szybko za nim zacznie zadawać pytania.
Poprowadził ich z uliczki prosto do jadłodajni jakieś dwieście merów dalej.
- Miejsce publiczne to nie to samo co poświęcona ziemia, ale przynajmniej są śmiertelnicy w dużej ilości - Powiedział z wyraźnym włoskim akcentem. - Nazywam się Léopold Borgia, obecnie Leonardo Atreides i mam wrażenie że wszyscy znaleźliśmy się tutaj ze względu na dziwne przeczucie, które na pewno nie jest zewem Zgromadzenia, akurat gdy ktoś w barwny sposób morduje ludzi.
Spojrzał na Nieśmiertelnych sprawdzając ich rekacje.
- Dochodzi do tego jeszcze sprawa sprzed dwóch tygodni. Kilkudniowy trup z przetrąconym karkiem i ranami postrzałowymi usiłował mnie zabić, a wcześniej gonił mnie przez trzy ulice. No i jeszcze każde morderstwo tutaj wygląda jak by jego sprawcą był wyjątkowo wściekły misiek. Jak do dla was brzmi?
 
__________________
Gallifrey Falls No More!
Dragor jest offline  
Stary 08-02-2012, 09:23   #10
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Weszli do jadłodajni. Restauracja to to nie było, ale przynajmniej podawali Cafe latte. Czerpania radości życia z tych drobnych codziennych przyjemności nauczyła się przez stulecia swojego życia. W odległym kącie pomieszczenia stała szafa grająca. Właśnie zaczynał się nowy utwór.

Queen - One year of love - YouTube

Przez chwilę rozmarzyła się. Jednak nie na tyle, żeby stracić głowę. Fakt, że miejsce publiczne nie jest tym samym co poświęconą ziemią, ale fakt, że tu się zebrali nadawał całej tej sprawie jeszcze większej powagi.
Postanowiła na tą chwilę jeszcze nie zajmować głosu. Poczeka jeszcze chwilę na rozwój wypadków.

Upiła łyk kawy. Niby to przelotnie, niby to od niechcenia rzucała spojrzeniami na nowo poznanych ludzi. Jednak każdemu z nich zdążyła się dokładnie przyjrzeć. W końcu zazwyczaj nie było czasu na takie możliwości. Tym bardziej sytuacja, w której się znaleźli była intrygująca.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 08-02-2012 o 10:20.
Draugdin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172