Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2012, 22:33   #21
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Park w Zurichu, koło szachownicy

Słońce nie długo już zabawiło na nieboskłonie. Wraz z ostatnimi pionkami opuszczającymi czarno-białą planszę coraz mniej ciepłych jesiennych promieni ogrzewało zgromadzonych. Jednak tylko nieliczni gentlemani opuścili zagajnik przed końcem rozgrywki. Beatrice jedynie z widzenia znała mężczyznę, który kierował białą armią. Nazywał się Robert... lub może Robberts to jego nazwisko? Nie miało to aktualnie znaczenia, w końcu nie zamierzała zwracać się do businessmana z żadną prośbą. Wiedziała za to dokładnie, że zajmuje się on sprzedażą zagranicznych perfum i kosmetyków. Gdy otwierał interes bardzo często można było go zobaczyć w domu Valiarde. Jednak partię szachów wygrał mężczyzna o pociągłej twarzy zakończonej kwadratowym podbródkiem. Był najprawdopodobniej cudzoziemcem i z tego co udało się zrozumieć ze skrawków dyskusji toczonych w poszczególnych kółeczkach, starał się o wysokie stanowisko w firmie Roberta vel Robbertsa i był to swoistego rodzaju test, którego wynik został przyjęty ogólną aprobatą zgromadzonych. Zaczęły się uściski dłoni, grzecznościowe formułki, szczere gratulacje. Wszystko po to, by w ciągu kilku minut z czystym sercem ruszyć do domu i zasiąść z rodziną do zasłużonego posiłku. Kolejny dzień w kryształowolśniącej otoczce. Kolejny dzień bez rysy na imieniu.

Niebo szybko zmieniało swoją barwę z kolorów pastelowych, aż do nieprzyjemnej czerni, zaczęło się robić chłodno, wiatr przywiał chmury. Jednak dla łowców pogodowe kaprysy nie stanowiły wymówki. Park szybko opustoszał, gdzie niegdzie tylko można było dostrzec sylwetki osób szczelnie opatulonych paltami wyprowadzających psy na spacer. Jednak i te jednostki ostatecznie opuściły teren. To właśnie wtedy łowcy rozpoczęli zabezpieczanie terenu. Każdy zgodnie z własnym uznaniem. Oswald rysując diabelską pułapkę za pomocą farby, natomiast Nikko wykreślając kręgi przy użyciu ciężkiej gałęzi.

Właściwie nie można było zauważyć różnicy w mijającym czasie. Północ minęła, wskazówki kontynuowały podróż na tarczy w stronę jedynki. Wiatr, który zerwał się po zmierzchu nadal dął. Demony nigdy nie pojawiały się tak jak w książkach, w kłębach dymu, najlepiej jeszcze z głośnym grzmotem i zapierającym dech w piersiach smrodem siarki. Toteż nikogo nie zaskoczył fakt, gdy spacerowym krokiem zza drzewy wyłonił się wysoki, dojrzały meżczyzna. Omiótł zagajnik znudzonym, lekko melanchoijnym, wszechwiedzącym spojrzeniem uzupełnionym przez delikatny uśmiech. Serce Nicholasa dosłownie zatrzymało się w chwili, gdy gentleman wkraczał do ogromnego kręgu jaki wyrysował na ziemi. Symbol został dość sprytnie rozplanowany - był tak duży, że pięcioramienna gwiazda oraz symbole dodatkowe nie rzucały się w oczy. Ot, perspektywa, jak to zachwalał Oswald. A mimo to spełniał swoje zadanie wyśmienicie. Możliwe, że mężczyzna coś poczuł. Przeciągnął wzrokiem po podłożu i dopiero wtedy wzrok wyłapał długie linie wpisane w okrąg. Uśmiech poszerzył się.
- Witam państwa - rozpoczął zatrzymując spojrzenie na Beatrice - Tak bez zaproszenia wpychać się na prywatne przyjęcie?

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 15-03-2012 o 21:57.
Eyriashka jest offline  
Stary 21-03-2012, 13:02   #22
 
Martadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Martadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znany
- Witam państwa - rozpoczął zatrzymując spojrzenie na Beatrice - Tak bez zaproszenia wpychać się na prywatne przyjęcie?
Kobieta zamarła. Wydawało jej się, że jest bardzo dobrze schowana pomiędzy gałęziami krzewów, ba, wręcz idealnie, a teraz czuła spokojny wzrok nieznajomego, który niemal wypalał jej dziury w oczach. W pierwszej chwili zmieszała się, niepewna czy dalej udawać, że jej nie ma, co przecież było zupełnie bez sensu, lecz zaraz wróciła jej naturalna hardość i podnosząc wysoko podbródek, odwzajemniła mocne spojrzenie odpowiadając:
- Proszę wybaczyć, musieliśmy przeoczyć dopisek, że jest prywatne.
Widok młodej kobiety widocznie sprawiał przybyszowi przyjemność.
- Nie ma tego złego... - przekrzywił głowę i po prostu pożerał czarnowłosą piękność wzrokiem - Po co konkretnie tutaj przyszliście?
Przyzwyczajona do takowego wzroku ze strony zarówno stajenny chłopców, jak i opasłych lordów córka starego łowcy nie miała zamiaru jakoś się tym przejąć, mimo, że tym razem wpatrujące się w nią oczy, wypełnione pewnością siebie i diabelską pasją, należały do wcale nie brzydkiego demona.
- A po co konkretnie pan tutaj przyszedł? - odpowiedziała, po czym oderwała wzrok od mężczyzny, by spojrzeć na innych łowców, oczekując ich reakcji.
- Po książkę - Xavier wyszedł nonszalanckim krokiem ze swojego ukrycia i podszedł do okręgu wyznaczającego granicę demonicznego więzienia. Czuł się bezpiecznie. Może nawet trochę za bardzo, biorąc pod uwagę podłoże. Rysunki na glebie bywają bardzo zawodne - Gdzie panna Salander?
Brew bruneta powędrowała w zaintrygowaniu ku górze. Przylepiony do ust uśmiech zaczął rzednąć.
- W pobliżu. Jestem honorowym demonem - w prześmiewczy geście nakreślił palcem symbol krzyża w okolicy serca.
 
__________________
„Always tell the truth. That way, you don't have to remember what you said.” - Mark Twain
Martadiana jest offline  
Stary 21-03-2012, 14:02   #23
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
Honorowy demon, koń by się uśmiał - pomyślał Nikko schodząc z drzewa. Z ręką opartą na rękojeści colta stanął obok Beatrice.
- Nie wytrzeszczaj tak tych swoich pożyczonych oczu, bo ci wypadną - mruknął do demona. - Teraz grzecznie powiesz gdzie to "pobliże" dokładniej jest.
- Pożyczonych? - szczerze się zdziwił przybysz.
- W piekle też byłeś taki ładny? No to gratuluję - powiedział Nikko. - A może się mylę i podejdziesz tu by to udowodnić? To nie twoje oczy tylko jakiegoś biedaka którego opętałeś. A teraz pytam jeszcze raz, gdzie jest dziewczyna?
- Jestem ciekaw czy wewnątrz tego kręgu też byłbyś tak wyszczekany - zastanowił się w odpowiedzi i przeniósł spojrzenia na dziewczynę - Czy macie książkę?
- Szczekam sobie bo inaczej gadał by pan Peacemaker - zripotsował Amerykanin. - A właśnie, znów zmieniasz temat. Mam ochotę poćwiczyć strzelanie do celu, to jak z moim pytaniem?
Nikko pogłaskał rękojeść swojej broni i uśmiechnął się jadowicie.
- Wiesz ile razy można kogoś postrzelić bez zabijania go? Podpowiem ci, jeden magazynek nie wystarczy.
Stojący wewnątrz kręgu mężczyzna westchnął, przeklinając w duchu swój parszywy los - śmiertelnicy, szkoda gadać.
- Skoro już wymieniamy się trywialnymi faktami, to wiesz jaką powierzchnię skóry można zedrzeć z człowieka nim zdechnie z bólu?
- Pewien idianin twierdził że całą, a zająć to może z tydzień jak się dobrze postarasz - odparł Zond szczerząc zęby w nieprzyjaznym uśmiechu. Poderwał colta z kabury i wycelował w miejsce najcenniejsze dla każdego mężczyzny. - To jak? Wiesz gdzie poleci pierwsza kula?
Mężczyzna miał już serdecznie dość tej, jakże budującej konwersacji. Uśmiechnął się, a biel jego ostrych zębów zostawiła jedynie smugę w półmroku jaki panował dookoła. Skoczył, z drapieżną gracją, prosto na Nikko.
Amerykanin zareagował jak na reworwerowca przystało... prawie. W prawej ręce mając cotla drugą sięgnął po flaszkę z święconą wodą. Otworzenie jej zajęło mu tyle co odciągnięcie kurka broni. Kula i woda poleciały niemal równocześnie.
Ani kula, ani święcona woda, ani wyrysowana na ziemi z wielkim pietyzmem diabelska pułapka nie powstrzymały mężczyzny przed powaleniem Nikko na ziemię.
- Bu - szepnął łowcy do ucha.
Nikko nie myśląc o tym jak bardzo się w tym momencie boi, ani jak blisko jest śmierć jedną ręką starał się zepchnąć z siebie demona, a drugą dorwać się do noży ukrytych w płaszczu. Mógł dźgnąć napastnika w korpus, ale srebrne ostrze pewnie niewiele by dało, ale nie zamierzał się poddać. No, chyba że... Joe Pędzący Wiatr, oby ten twój amulet chociaż raz zadziałał... tak dla odmiany.
Xavier Fudo zamarł na ułamek sekundy, w jego głowie pojawiła się prawdziwa gonitwa myśli i wszystkie krzyczały:
- Wampir! - młody łowca był zupełnie nieprzygotowany na taką ewentualność. Spodziewał się demonów. To powinien być demon! Jednak cała posiadana przez niego wiedza podsuwała mu ten jeden, jedyny wniosek. Nie mógł pozwolić by potwór zabił kogokolwiek na jego oczach. Jednym, płynnym ruchem wyciągnął ukryte w lasce srebrne ostrze. Dobrze wiedział, że to nie ma prawa zadziałać, ale nie mógł stać bezczynnie. Wykonał idealne pchnięcie, prosto w serce wampira. Tamten zmarszczył brwi, zaskoczony, że ktoś przeszkadza mu w posiłku. Błyskawicznie zwrócił się w stronę Xaviera i pokonał dzielący ich dystans, jeszcze głębiej nadziewając się na broń łowcy.
- Powinieneś był czekać na swoją kolej - mruknął przeciwnik i ostrymi jak brzytwa pazurami chwycił krtań Fudo. Chłopak nie zdążył się nawet pomodlić. Z rozerwanego gardła trysnęła jasna tętnicza krew i kilka przedśmiertnych jęków.
Nikko miał piekielne szczęście.

Amerykanin poderwał się z ziemi z przekleństwem na ustach. Nie myśląc wiele posłał dwa kolejne pociski w stronę wampira. Jeden w kręgosłup, drugi w tył głowy. Nie zabije to tak, ale z pewnością nie będzie tak brykał z roztrzaskanym kręgosłupem i dziurą w czaszce.
Wiedział że nie pomoże już Fudo. Praca łowcy zawsze wiązała się z ofiarami, ale to nie oznacza że potem trzeba usiąść i płakać. Należy zebrać się i dopiec potworom na twojej drodze.
Nikko miał małe szanse na przeładowanie colta. W magazynku ciągle tkwiły jeszcze trzy naboje. Jeśli wampir ruszy na niego będzie strzelał w oczy, ślepego krwiopijce ciężko posądzić o logiczne myślenie. Potem pozostaje tylko unikać przeciwnika z najdłuższym nożem jaki miał przy sobie. Może uda mu się go powalić i przyszpilić do ziemi ostrzem wystającym z jego piersi.
Bez Krwi Nieboszczka nie można bawić się w łapanie pijawki. Trzeba go szybko skrócić o głowę, by nie zabił nikogo więcej.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!
Dragor jest offline  
Stary 23-03-2012, 11:59   #24
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Siedziba Zakonu



Cornelius trafił do jednego z przyjemnych, wygodnie urządzonych salonów, w których co wyżej postawieni pracownicy Zakonu zażywali chwili relaksu podczas popołudniowej herbaty, lub lektury najświeższej gazetki. Przesiąknięte zapachem dobrych cygar i aromatem wyśmienitej whisky, wygodne fotele. Przyjemne ciepło bijące od kominka. Cisza i spokój. Nic dziwnego, że głowa rodu Valiarde szybko osunęła się w objęcia Morfeusza.
Miał wrażenie, że ledwo przymknął oczy, gdy obudził go trzask drzwi i nerwowe, choć przyciszone głosy. Jednak słońce już zaszło, a w salonie zebrała się spora grupa gentlemanów.
- Wysyłamy oddział do parku? - zapytał jeden z wąsatych jegomościów.
- Nie wiem czy to wskazane - inny, gładkolicy i wysoki wydał z siebie lekkie westchnienie - Są tam ludzie Sullivana, jestem pewien, że sobie poradzą.
- Doprawdy! - prychnał niewysoki grubas - Nie wierzę żeby przeżyli - a po chwili ciszy dodał - Czy ktoś w ogóle wie co wampir pokroju Caine’a robi w Zurichu?
Cornelius zadrżał, Demetrius Caine był jednym z wampirzych królów, gdyby w świecie krwiopijców panowało coś tak trywialnego jak monarchia. Pochodził z Grecji i z tego co wiedział Valiarde, liczył sobie blisko tysiąc lat. Jeżeli jego dzieci natknęły się na niego w Zurichu … wolał o tym nie myśleć.
Ufał w umiejętności swoich dziedziców, wiedział że przygotowani mogliby się obronić przed każdym zagrożeniem. Zdawał sobie niestety również sprawę z tego, że żadne z nich nie spodziewało się spotkania z wampirem. I to kalibru Caine’a.
W drzwiach salonu pojawił się Sullivan. Szedł szybko, jego czoło było marsowe, a oddech ciężki.
- Corneliusie? Słyszałeś? - zapytał ledwo łapiąc oddech.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 23-03-2012 o 12:16.
F.leja jest offline  
Stary 23-03-2012, 12:24   #25
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Park w Zurichu, koło szachownicy

Widać Nikko nie docenił przeciwnika, gdyż ten krwiopijca jak najbardziej myślał logicznie. Knuł, śmiał im się prosto w twarz i, o czym nie wolno było zapominać, trzymał w ręku atutowego asa jakim była Cecilia Salander. Zgodnie ze słowami mężczyzny, kryła się gdzieś tutaj...

Rewolwer wypluł z siebie dwie kule, które bezbłędnie odnalazły drogę do celu. Ciało wampira wygięło się groteskowo, a z ran pociekła dopiero co wypita krew. Mężczyzna przykląkł na jedno kolano łapiąc oddech. Atawistyczna reakcja na ból - wampiry nie oddychają. Jednak nie trwało to długo. W ciągu zaledwie kilku sekund rany zasklepiły się, a oddech uspokoił. Spektakl o tyle przerażający, co błyskawiczny. Wampir powstał na równe nogi i obrócił przodem do Nicholasa. Zrobił krok do przodu w stronę strzelca. Skóra twarzy wydawała się być szara przez cienie wściekłości, goszczące w okolicach ust i zimnych oczu. Kolejny krok. Nicholas poczuł oddech śmierci na swoim karku. Ucieczka oznaczała pogoń, walka, raczej pewną śmierć. Serce ciężko pompowało krew do mózgu starając się dostarczyć mu wszystkich potrzebnych materiałów by tylko ujść z tego w jednym kawałku. Tętno odmierzało czas uderzeniami podobnymi do głębokiego tonu bębna. Uporczywie, rytmicznie, zagłuszając inne dźwięki. Oprócz tego jedynego, który zatrwożył wszystkich obecnych w pobliżu szachownicy.

Beatrice stała w pobliżu z przygotowanym do ataku nożem. Strzelba spoczywała spokojnie na podłodze automobilu, pozostawiona tam z powodów oczywistych. Czuła, że nie wiele może zdziałać w tej sytuacji, gdy oto Zond celował coltem do wampira. Rzucenie się na wampira z nożem było pomysłem samobójczym. Gdyby tylko miała... Jej wzrok powędrował ku blademu, nieruchomemu ciału Xaviera. Krew nieboszczyka, gdyby tylko udało jej się niepostrzeżenie zanurzyć w niej ostrze, a potem ranić nim wampira.
- Nie tak szybko - usłyszała nad swoim uchem rozbawiony, acz nie wróżący nic dobrego kobiecy głos. Pisk przerażenia sam wyrwał się z gardła nim jeszcze poczuła szarpnięcie za ramię, które w bolesny sposób wygięło się za jej plecami uniemożliwiając podjęcie walki lub ucieczki. Nóż zniknął z jej dłoni, by pojawić się niebezpiecznie blisko obnażonej szyi panny Valiarde.
- Ćśśś - zasyczała do ucha pół-słodko, pół-jadowicie kobieta, którą każdy z obecnych od razu rozpoznał jako Cecilię. Twarz jej była gładsza i ładniejsza od tej widocznej na malowidłach w opustoszałym mieszkaniu, jednak nie było wątpliwości, że oto panna Salander trzymała w szachu kobietę, która ruszyła jej na pomoc.
- Caine, zaraz pojawi się tu cały zakon.
Mężczyzna skinął głową.
- Chcę książkę. I szczerze radzę byście się pośpieszyli. Nie wiem jak długo dam radę zachować wstrzemięźliwość z uroczą panną Valiarde w zasięgu ręki - już miał odejść, gdy zatrzymał się w pół ruchu - Ah, i przekażcie Sullivanowi, że ma ruszyć dupę.
Nie dając szansy na ripostę pozostawił dwóch łowców samym sobie. Beatrice została porwana. Łowca wampirów Fudo leżał martwy, a wampir na dodatek rzucił nazwisko Calluma. Łowcy widocznie byli pionkami gry, której zasad jeszcze nie poznali. Myśl dość ironiczna biorąc pod uwagę bliskość czarno-białej szachownicy.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 23-03-2012 o 12:29.
Eyriashka jest offline  
Stary 24-03-2012, 21:11   #26
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
Nikko był w szoku. Widział nie jedno w życiu, ale nigdy wampira, który tak szybko zaleczył by takie rany. Zwykle po takim podwójnym postrzale powinien mieć więcej niż pół minuty by krwiopijca uzyskał całkowite zdrowie. Zwykle tyle wystarczyło, by zranić go dotkliwiej, unieruchomić czy nawet uciec.
Tymczasem stał przed potworem świadomy był zwyczajnie martwy. Jeśli nawet uda mu się ponownie postrzelić wampira, i tak go to wiele nie wzruszy. O nożach mógł zwyczajnie zapomnieć. Poszczęściło mu się raz, przez co Fudo zginął. Drugi raz na pewno się nie uda...
Wtedy pojawił się drugi wampir. Cecylia, dziewczyna którą mieli ratować teraz sama była potworem na jakie polowali. Nikko nawet nie myślał o zaatakowaniu wampirzycy. Życie Beatrice wisiało na włosku, a dość już dobrych ludzi zginęło tej nocy.
Amerykanin przypomniał sobie dlaczego większość łowców pracuje samotnie. Gdy stajesz przeciwko czemuś, czego nie jesteś w stanie pokonać, to w porządku, zginiesz tylko ty. Tymczasem gdy stoisz z kimś w ramię, w ramię musisz się martwić nie tylko o siebie, ale i o towarzysza. Bezradność jaką odczuwał teraz Zond doprowadzała go do szału. Miał ochotę przeklinać i wpakować pozostałość magazynku w pijawkę, który najwyraźniej nazywał się Caine. Tymczasem mógł tylko stać i mieć nadzieję że Wszechmogący nudzi się na tyle by strzelić gromem z jasnego nieba dwójkę wampirów.

W sekundzie było po wszystkim. Beatrice została porwana, Taylor nie zrobił absolutnie nic. Nikko był wściekły na siebie. W końcu cała książka napisana była z myślą o pozbyciu się wampirów. To powód dla którego powinny jej chcieć, nieprawdaż? Tymczasem, on założył robotę demonów. Owszem, z boku mogło się tak wydawać, bo wampiry zwykle mają wszytko gdzieś. Poruszają się całym stadem i biorą co chcą. Tym razem jednak popisały się sprytem o jakie zwykle, by je nie posądzał.
Jedna najważniejsze to poradzić sobie z obecną sytuacją i przegrupować się. Potem wypyta Sullivana, o wszystko co wie o wampirze imieniem Caine. W międzyczasie znaleźć tą cholerną pożywkę dla moli, Veritatem Signorum i spróbować odbić Beatrice.
Nikko poszedł do zwłok Fudo i spojrzał w oczy ciągle wytrzeszczone w wyraźnie przestrachu. Przesunął ręką po twarzy łowcy zamykając je.
- Dzięki - powiedział. - Zadbam o to by ta pijawka zapłaciła za twoją śmierć.
Spojrzał na Taylora.
- Musimy wrócić do siedziby Bractwa. Musimy więcej wiedzieć jeśli nie ma być więcej ofiar.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!

Ostatnio edytowane przez Dragor : 25-03-2012 o 14:09.
Dragor jest offline  
Stary 26-03-2012, 12:01   #27
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Plan działał całkiem dobrze, do momentu gdy wszystko zaczęło się psuć. Łowcy byli przygotowanie na starcie z demonami. Wokół szachownicy zastawione były pułapki, każdy posiadał też jakąś broń. Demon, który zjawił się na miejscu zupełnie nie spodziewał się zastać tu czwórki łowców. Wszedł w przygotowany krąg i, zgodnie z wiedzą Oswalda, nie mógł już z niego wyjść. Towarzysze Taylora zabrali się za przesłuchiwanie pochwyconej „ofiary”. Wolał pozostawić to im, gdyż sam właściwie nie miał doświadczenia w tej kwestii. Milczał nawet gdy mężczyzna zaczął grozić demonowi. Wiedział, że strzelanie do niego może wyrządzić krzywdę jedynie opętanej osobie. Sam demon pewnie i tak był dość odporny na ból. Postanowił się jednak nie wtrącać uznając, że może to jedyne wyjście. Jeżeli był to jedyny sposób, żeby wydobyć coś z demona to łowcy musieli z niego skorzystać. Właśnie wtedy okazało się, że mężczyzna, który stoi przed nimi wcale nie jest demonem. Oswald nigdy nie słyszał o demonach, które potrafiłyby wyrwać się z dobrze rozrysowanej pułapki. Wątpił też by popełnił jakiś błąd przy jej tworzeniu. A jednak gość nie miał problemu by rzucić się na mężczyznę, który jeszcze przed chwilą groził mu postrzałem w klejnoty. Taylor spanikował. Czytanie o atakach bestii to zupełnie coś innego niż oglądanie ich na żywo. Strach dosłownie sparaliżował ciało chłopaka. Mógł tylko stać bezczynnie i przyglądać się jak bestia rozrywa gardło łowcy, z którym jeszcze niedawno musiał wybrać się na wspólną przejażdżkę. Wtedy czuł się w jego obecności trochę niepewnie. Teraz, gdy wszędzie tryskała jego krew bał się jeszcze bardziej. Walka toczyła się dalej, a dla Oswalda wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy. Jego zmysły rejestrowały tylko strzępki informacji. Widział siostrę Salandera, która pojawiła się właściwie znikąd. Słyszał jakieś głosy – rozmowę – jednak nie potrafił zrozumieć ani słowa. Nagle dwie kobiety i bestia zniknęły zostawiając Oswalda sam na sam z rewolwerowcem. Dopiero wtedy Taylor odzyskał kontrolę nad własnym ciałem. Cały się trząsł ale przynajmniej potrafił już ruszyć się z miejsca. Skrzyżował ręce na piersi, chcąc ukryć ich drżenie. Mężczyzna zwrócił się w jego stronę twierdząc, że muszą wrócić do zakonu.
Tak – wydobył z siebie z trudem. – Ruszajmy.
Wciąż nie był w stanie myśleć trzeźwo. Miał nadzieję, że szybko uda mu się wrócić do normy. Musiał wziąć się w garść. Uświadomił sobie bowiem, że od tego co zrobi – lub nie zrobi – może zależeć życie nie tylko jego ale i innych łowców.
 
Ozo jest offline  
Stary 26-03-2012, 17:05   #28
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Zurych. Dworzec Główny. Alexander Valiarde.

Alexander przeniósł wzrok z przerażonej sekretarki, na dyrektora, unosząc brew. Czyżby jego niewinna wycieczka na dworzec miała okazać się czymś więcej? Ciekawe...
Kobieta stojąca nad nim wbijała palący wzrok w zatroskanego mężczyznę.
- Ekhem. Mogę wiedzieć, co się tutaj dzieje? - młody Valiarde poprawił się na siedzeniu.
Kobieta zacisnęła usta w wąską linię, zupełnie jakby to pytanie było celnie wymierzony policzkiem.
- Czy pan nie słyszał? - pisnęła gniewnie - Moja córka została por-wa-na. Spuściłam ją z oka na dosłownie kilka sekund. Była tam, z walizkami. Podeszłam do okienka, by kupić bilety. Zerkałam na nią co chwila i nagle... nie było jej tam!
Alexander raz jeszcze posłał pytające spojrzenie dyrektorowi.
- Nie jest to pierwszy przypadek, czy tak? - zapytał retorycznie. Znał odpowiedź.
Dłonie pana Gardnera zacisnęły się pod blatem stołu. Alexander przypuszczał, że miało to na celu ukrycie ich drżenia.
- Panie Valiarde. Wiem, że ma pan pewne doświadczenie w... tych sprawach. Porwania rozpoczęły się niecałe dwa tygodnie temu. Wezwaliśmy policję, jednak zawsze kończyło się na tym samym - brak dowodów i świadków. Jeżeli jest pan w stanie jakoś pomóc... proszę - męska duma musiała wyraźnie ucierpieć, gdyż ostatnie słowo dyrektora zostało wypowiedziane na granicy słyszalności. Alexander dokładnie znał gust swojego ojca. Wiedział jakich cech szukał u swoich pracowników, a jakich nie tolerował. Sytuacja musiała być patowa skoro pan Albrecht zwrócił się, i to przy świadkach, o pomoc do młodego łowcy.
- Dobrze, Czy dzieci znikają przeważnie o tych samych porach, czy zdarzają się przypadki przeróżne, w biały dzień bądź późnym wieczorem? Ile przeważnie lat mają dzieci? - zadał pierwsze pytania. Następnie zwrócił się do kobiety - Ile pani córka ma lat?
- Pięć - odpowiedziała pośpiesznie nim Albrecht zdążył nabrać do płuc powietrze.
- I właśnie mniej więcej w takim wieku giną dzieci - z wyrozumiałością odpowiedział Gardner, a następnie nie odczuwając potrzeby chociażby zerknięcia do notatek kontynuował - Zaczęło się od Gabrieli Tyllium, 4 letniej rudej dziewczynki, która zginęła na peronie czwartym poprzedniej niedzieli w godzinach wieczornych. Później Jean Philippe, lat 5, męska ubikacja o 5 rano w środę. 5-letnia Sandra Gregier, kawiarenka, została na chwilę sama przy stoliku kiedy jej ośmioletnia siostra pobiegła do rodziców, by ci kupili inną bułkę niż początkowo prosiła. To było także w środę, ale trochę po południu. Następnie był spokój do ostatniego poniedziałku, kiedy zaginęła Rose Montgomery, peron pierwszy. Dorian Vouis, 5 lat, wtorek, godzina 16, peron pierwszy. I dzisiaj mamy piątek... - zakończył spoglądając ciężko na zegarek, którego wskazówka dopiero co minęła rzymską trójkę. 15:05. Dyrektor zdawał się lekko skurczyć w swym fotelu.
- Co pan zamierza? - zaskrzeczała matka roszczeniowym tonem, jednak adresat pytania pozostał niejasny. Czy kobieta mogła czegokolwiek żądać od młodego Valiarde? Jednak to w jego czaszkę wwiercało się wyzywające spojrzenie.

Tak naprawdę rozbieżność czasowa nie dawała wielu informacji. Wykluczała wampiry, które w świetle dziennym niewiele by zdziałały. Ogólnie wszelkie zjawy preferowały godziny nocne, zmierzch, kiedy cienie były dłuższe, a polowania prostsze. Lista stworzeń poznawanych całymi latami w zaciszu biura seniora Valiarde przemknęła z prędkością ekspresu transsyberyjskiego przez umysł Alexandra. Na dobrą sprawę miał dwie propozycje. Jedną z nich był duch, który niewidoczny dla osób dookoła mógł zaciągnąć niczym dobry wujek dziecko dokądkolwiek chciał. Lub druga opcja, o wiele mniej przyjemna, miał doczynienia z dżinem. Istotą materialną, potrafiącą wprowadzać tych których głowy dotknął w świat fantazji. W zamian za marzenia senne odbierał z krwią ich życie. Lecz nie była to krótka śmierć. Ofiary dżinów dość często były zamykane w piwnicach lub pokojach gdzie leżąc na stołach wykrwawiały się do wiader, z których dżiny spokojnie mogły pić.
Z oboma przypadkami będzie się musiał namęczyć. Ale co zrobić, ojciec by mu dał do wiwatu gdyby usłyszał o olaniu sprawy. Chcąc nie chcąc, trzeba pomóc.
- Dobrze zrobimy tak. Pani - zwrócił się do kobiety - Niech wyjdzie na razie z pokoju, muszę dokończyć rozmowę z tu obecnym. Potem postaram się zająć państwa problemem. Pani - zwrócił się do sekretarki - Niech weźmie tą kobietę i się nią zaopiekuje. - patrzył wyczekująco, dopóki pierwsza nie wyszła z oburzeniem z pomieszczenia. Jej burczenie, zawodzenie i inne pierwotne odgłosy nie robiły na nim wrażenia, niewzruszenie czekał aż ich opuści. Ta druga posłusznie podreptała za matką.
- Dobrze panie Gardner. Mogę wiedzieć, czemu nikt nie został o tym poinformowany, mając na myśli nikt, mówię o osobach których mogłyby naprawdę pomóc, nie policji. - zapytał
Starszy gentleman spuścił wzrok i odchrząknął.
- Myślałem, że złapiemy osobę odpowiedzialną, nie chciało mi się wierzyć, ze to może być jedna z - zawiesił na chwilę głos - Tych spraw.
Chłopak westchnął, jednak nie skomentował słów rozmówcy.
- Zrobimy tak. Ja postaram rozejrzeć się po stacji, zobaczyć czy dam radę rozwiązać pana problem, natomiast pan, panie Gardner zasięgnie informacji od obsługi informacji na temat mojego jegomościa. - stwierdził po chwili namysłu.
- Oczywiście - przytaknął energicznie Gardner - Absolutnie, zaraz się za to zabieram - i po chwili wahania dodał, trochę żałośnie - Mam nadzieję, że się panu uda.
- Ja również - odparł, podnosząc się z fotela - Teraz zrobię obchód po stacji, zobaczę, może znajdę coś ważnego - dodał. Ruszył do wyjścia, otwierając drzwi skinął głową dyrektorowi, samemu opuszczając pokój. Czas się wziąć do roboty.
Opuścił gabinet kierując się po kolei w każde z miejsc gdzie doszło do zaginięcia. Jakieś ślady, anomalie, cokolwiek. Jednocześnie przypominał sobie wszystko ci wiedział na temat stworów w tymże się specjalizujących.
 
necron1501 jest offline  
Stary 26-03-2012, 17:17   #29
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
Rewolwerowiec uzupełnił trzy brakujące naboje w magazynku. Zerkał przy tym na Taylor'a. Ten najraźniej wychodził właśnie ze stanu paniki. Nikko znał dobrze strach. Był to stały towarzysz każdego łowcy i tylko głupiec ignorował by go. To właśnie on popychał do działania gdy zmęczenie i rany zatrzymywały w miejscu. Gdy wraz z ojcem polowali na niedźwiedzie i górskie lwy widział taki strach. Takie zwierzęta ranne i zagonione w ślepy zaułek rzucały się na swych prześladowców z siłą i wściekłością jakiej normalnie nie posiadały. I właśnie tak trzeba walczyć o swoje życie gdy już nic innego nie pozostaje. Odwaga to zdolność wykorzystania strachu i wygranie walki o następny dzień życia.
- Boisz się - Powiedział Nicholas. - Ja też.
Spojrzał jeszcze raz na zwłoki poległego łowcy.
- Wy mieliście konie, prawda? To nawet lepiej, sam tego automobilu, czy jak to zwą nie potrafię obsługiwać. Strzepnij dłonie i spróbuj klasnąć lub strzelić palcami, przestaną się trząść - poradził.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!
Dragor jest offline  
Stary 26-03-2012, 18:08   #30
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cornelius powoli skinął głową. Demetrius Caine... w Zurychu? W parku? Olaboga!, to mogło go kosztować życie jego pociech.

- Idę do parku - stwierdził - Nie bój się, nie planuję żadnego heroizmu. Rozejrzę się... i zobaczę, czy nie ma tam moich dzieci.

Włożył płaszcz, sprawdził czy wierny pistolet jest... i ruszył w stronę wyjścia z siedziby Zakonu najszybciej, jak to było możliwe. Zwolnić miał zamiar dopiero w pobliżu zuryskiego parku - wchodzenie w paszczęki wampira nie pomogłoby ani trochę ani Beatrycze, ani Aleksandrowi. Lepiej było wypatrywać oznak Caine'a - wampiry zazwyczaj skromnością nie grzeszyły, a z informacji o ludziach Sullivana... no, Demetrius raczej się nie krył.
 
Velg jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172