Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-05-2012, 12:29   #1
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
[Autorski] Najemnicy [18+]

Republika Costy , San Jose

3 Stycznia 2014 roku.

Wylądowaliście na lotnisku w stolicy Costy wcześnie rano. „Firma” przesłała wam dwa bilety, jeden z waszego obecnego miejsca pobytu do Bogoty w Kolumbii. Drugi z Bogoty do San Jose lotem nr 67 miejscowych linii lotniczych. Była ciepła słoneczna pogoda. Po odprawie paszportowej szybko zauważaliście wąsatego gościa z kartonem z napisem „ Witamy członków delegacji N-Corp”. To był umówiony znak. „Wąsacz” zaprowadził was do starego busa. Pojazd nie miał klimatyzacji, toteż w czasie podróży ludzie nie przyzwyczajenie do tropikalnych klimatów pocili się obficie. Po około godzinie zjechaliście z asfaltowej drogi w dżungle, minęły 3 kwadranse zanim po nierównej, krętej „drodze” dotarliście do celu. Była to niewielka baza wojskowa. Wysiedliście przy jednym z baraków. Bus odjechał a przed wami stanął łysy, krępy i niski gość. Na oko Latynos. Ubrany był w podkoszulek i spodnie moro.

-Witam wszystkich zgromadzonych. Jestem porucznik Carlos i mam pecha być waszym dowódcą, przynajmniej przez pewien czas. Zapraszam do waszej nowej kwatery. Nakreślę wam ogólną sytuacje i charakter naszych zadań. Opowiem też o zasadach jakie tu obowiązują. Łaskawie zabierzcie wasze klamoty i ruszajcie za mną.

Przeszliście z nim do niewielkiego baraku. Były tam 4 piętrowe łóżka. Szafki jeden stół i właściwie to wszystko. No poza tym, że na środku były krzesła , rzutnik i ekran ale to pewnie tymczasowo. Facet uruchomił rzutnik.

-W tej chwili na granicy stacjonują wojska w ramach ONZ-tu. Około 1000 ludzi z USA, Meksyku, Chile, Brazyli no i Rosji…. Niestety Rosjanie i Chińczycy wyrazili zgodę na wyłanie błękitnych hełmów ale pod warunkiem obecności oddziałów rosyjskich lub chińskich…To duży problem dla nas. Myśle, że kiedyś się z nim zajmiemy. Ponadto musicie wiedzieć, że kraj jest na granicy wojny domowej. Miejscowa lewicowa partyzantka wspierana przez północnego sąsiada Costy, Nikarrę rośnie w siłę. Naszym zadaniem będzie za pomocą różnego rodzaju operacji jak najbardziej osłabić partyzantów. Drugim naszym zadaniem będzie jak największe skompromitowanie i osłabienie reżimu z Nikkary. Czy na tym etapie są jakieś pytania?
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 02-05-2012 o 12:39.
Piter1939 jest offline  
Stary 07-05-2012, 17:20   #2
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
No i się zaczęło. Miles znalazł się tu strasznie szybko. Władze były strasznie narwane. Frankowi się nie spieszyło. Siedział tylko i słuchał, jak Carlos odpowiada na pytania. Westchnął, gdy usłyszał komentarz jednego z nowych towarzyszy, na temat posiłków. Szykował się jeden wręcz WYBORNY kompan. Angol siedział z rękoma założonymi na piersi i uważnie słuchał Carlosa.
Wysoki, a już szczególnie jak na anglika Miles, był człowiekiem pokaźnej postury, mocnej muskulatury i hardej twarzy. Średnio długie, jasnobrązowe włosy, miał bardzo proste, a zarost już dość długi, ale zadbany. Nosił na sobie glany, bojówki i z racji na pogodę - zieloną, ciasną koszulkę.
W końcu sam o coś spytał.
- Jaki jest nasz stosunek do cywili? Zarówno tych stojących po stronie partyzantów, jak i tych drugich? - Zastanawiał się czy nie siedzi na krześle zbyt rozwalony. Chociaż Carlos nie był zbyt surowy i nie podlegał dyscyplinie i rygorowi, tak jak dawni dowódcy Franka.
- Uważamy na cywili, zwłaszcza jak jesteśmy na terytorium Costy przebrani za miejscowych wojaków. Oczywiście jeżeli spotkamy się z nieprzychylną reakcją cywili będziemy się bronić. Przed każdą misją będę was informował czego się spodziewać.
- Tak więc pan będzie razem z nami uczestniczył w misjach? I co z dowodzeniem? Pan ma całkowitą kontrolę nad nami? Brak stopni?
- Mówił dalej Miles.
- Będę was wszystkich traktował, jak szeregowych przynajmniej w pierwszej misji, kiedy już poznam, co potraficie wyłonię swego zastępce, który z czasem stanie się moim następcą.
- W takim razie nie mam więcej pytań. Jestem gotów w każdej chwili.
- Skwitował Miles. Inni poszli za jego przykładem. Nie licząc niejakiego Ray'a.

-Proponuje byśmy teraz przeszli do magazynu. Pobierzecie mundury i sprawdzicie sprzęt. Za mną - powiedział porucznik. Zaprowadził wszystkich do niewielkiego drewnianego magazynu. Było tam też dwóch żandarmów.
-Nie pchać się i po kolei. Podawać nazwiska. - odezwał się Carlos, po raz kolejny.
Miles był dopiero czwarty, jak zwykle nigdzie mu się nie śpieszyło.
- Miles Frank McMiller - powiedział kładąc łapy na M4A1 z tłumikiem, którego teraz nie zakładał. - Oprócz pana M4, biorę BeretteM9 i nożyk. - Ustąpił miejsca kolejnej osobie.

- No dobra... - mruknął Miles przewieszajac karabin przez ramię i przytraczając Colta do pasa. - Co teraz? - Spytał mrużąc oczy i drapiąc się po głowie.
- No teraz dostaniecie jeszcze po dwa magazynki i jazda na strzelinice
- Super.
- Dodał Frank z uśmiechem. Ostatni raz strzelał... chyba dobry tydzień temu.
- Potem spotykamy się dopiero o 19. Wejdę do waszego baraku. Po krótkiej naradzie ruszymy.
- Tak jest, sir!
- Zasalutował McMiller. Potem jako pierwszy ruszył w kierunku strzelnicy, by rozdziewiczyć broń.

- Nie baw się żarciem. - Rzucił Miles siadając ciężko obok Raymonda. Wyciągnął ku niemu dłoń - Nie wiesz kiedy znowu będziesz mógł zjeść, może to ostatni raz? Miles Frank McMiller, większość mówi mi po prostu Mlyn, niezbyt oryginalnie, ale podobno pasuje nie tylko do nazwiska. - Zaczął sam, dość szybko jeść swoją porcję.
Jako iż Miles wpieprzył się nie tylko koło Raymonda, ale miał też po drugiej stronie Ismaela, ten poczuł się w obowiązku również przedstawić. - No to i na mnie czas. Ismael Bennet, w Afryce znany jako Southern.
- Francis Jones - powiedział tylko krótko posiadacz tegoż imienia, by Ci którzy zapomnieli, znali jego godność. Nie czekając, wrócił do spokojnego posiłku.
Larry spojrzał na Milesa, puścił widelec, który zabrzęczał o blaszaną miskę i uścisnął mocno dłoń mężczyzny - Raymond Larrson, ale mów Ray lub Larry, i w żadnym wypadku Skarbie, tak może mówić tylko moja mama - zaśmiał się - synek cię pozdrawia mamuś - powiedział i pomachał gdzieś w przestrzeń - Wiesz, tu może być mój ostatni, a na Górze i tak będą następne - kontynuował spożycie posiłku, tym razem robił to już konkretnie - Gdzie służyłeś, Młynie?
- Anglia. Potem w paru... cóż, raczej niespecjalnych bojówkach w Meksyku, Afryce. Ale głównie armia angielska. Mogłem dostać się do SAS, ale... to nie była moja działka. A ty?
- Legia Cudzoziemska
- powiedział tylko nieco zawstydzony.
- Nonono... czyli jak rozumiem przed wojskiem, życie niezbyt wesołe?
- Wesołe, wesołe... Jak Ci przed domem skaczą kangury...

Póki co bardziej nie drążył tematu. Ciekawiło go tylko, co takiego Larry zrobił, że musiał spieprzać do Legii. Bo ochotnicy rzadko się zdarzają.

Godzina 19
Dobrze, że już teraz, od razu dostają jakąś robotę. Nawet małą. Chociaż lepiej żeby nie była za mała, wtedy Miles nie zdążyłby się wykazać.
- Dobra chłopaki, pobierzcie amunicje i granaty. Za chwile ruszamy. Pamiętajcie o tym, co mówiłem o cywilach. Dobrze by było też wsiąć jakiego jeńca. W końcu będziecie mieli okazje zabłysnąć Jakieś pytania?
- Jak rozumiem zwykła rozwałka złych typów? Nic więcej? Jeden zakładnik, reszta do piachu? - Spytał Miles ładując broń i wkładając resztę amgazynków do kieszeni taktycznej kurtki wojskowej.
- Jeżeli dobrze pójdzie, to tak.
- No to chodźmy siać rozpierdol.
- Wtrącił Ivan.
- Spokojnie... - rzekł Francis, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Następnie wyjął jednego, i zapalił. Nie miał pytań.
- My jesteśmy tymi, co zabijają by wprowadzić pokój, o ile się nie mylę. To oni robią rozpierdol. - Uśmiechnął się Miles, który celowość jakichkolwiek wojen, w sensie pojmowania tego jako pokój, walka dobra ze złem, stracił już dawno.
- To nie jest takie głupie jak Ci się wydaje Miles.Nie mamy jednak czasu na dyskusje o polityce. Ruszajmy! Aha nie zapominajcie o noktowizorach.

Zostali zapakowani do ciężarówki, po jakiejś godzinę wysiedli. Carlos prowadził wszystkich górską scieżką ostro, pod góre.
- Idziemy w strone osad górniczych. W tym rejonie niedawno pojawili się partyzanci. Ludność mimo wszystko jest im niechętna.
Po godzinie większość niezle zmachana. Znaleźli się na jakieś stromej skarpie, u podnóża była wioska.
- Chyba mamy szczęście, patrzcie na lewo - odezwał się porucznik, po lewej stronie można było dostrzec wyraźnie zbliżające się do wioski pojazdy, bodajże dwa.
- To co, leci granat, trzy serie i po krzyku? - Spytał Southern ściszonym głosem.
- Nie. Rozpierzchną się i trzeba będzie ich ganiać po całej wiosce. Brak im koordynacji. To tylko partyzanci. Zresztą mogą tam być cywile, jeszcze coś im się stanie. A jeśli są, to jak powiedział Carlos, są niechętnie nastawieni do naszych wrogów. Może nam pomogą, jak walka się zacznie. - Mówił Miles. - Powinniśmy ich bardziej otoczyć, a ktoś niech wysadzi wozy żeby nie mogli uciec, mamy chyba jakiś bombowców. Najlepiej niech zaczeka, aż się do nich zbliżą i granat pod zbiorniki. No i jak będą otoczeni, nie dadzą rady oszacować naszej liczby. Strzelać będzie trzeba powoli i celnie. Najlepiej z noktowizorami, w końcu oni ich nie mają, nie będą wiedzieć gdzie i ilu nas jest. Tyle ode mnie. Co wy na to? - Spojrzał po towarzyszach.
- A w czym tu pomagać, jak to tylko dwa samochody? Jest nas pewnie tylu, co ich z tym, że to zwykli wieśniacy z bronią... Przestrzelmy im koła?
- W tym, że mogą być jeszcze w budynku, z drugiej strony i tym podobne.. A wysadzenie wozów, jak będą w pobliżu w większej grupie, żeby za jednym razem załatwić większą ilość. A coś takiego, jak “jest ich pewnie tylu...” to szczery idiotyzm. Oszacujemy ich ilość w trakcie. - Odparł Frank.
- Pewnie, róbmy z wieśniaków regularne, perfekcyjnie przeszkolone wojsko...
- Czas na złotą myśl: nie wolno pochopnie oceniać przeciwnika. - Wyszeptał do reszty Ivan.
- Podobno mamy C4, można wysunąć się do przodu i je zostawić na drodze. Osobiście proponuję zaatakować ich z przodu i z boku. Poczują, że jest nas więcej. Tylko trzeba wtedy strzelać celnie i szybko, albo zasypać ich pociskami. W obu taktykach powinniśmy strzelać w kierowców.
- Coś mi mówi, że jak ktoś nie ustali planu teraz, to będziecie dyskutować, aż nam odjadą. Jaki z tych pomysłów jest według Pana najlepszy, sir?
- rzekł Francis, pytanie kierując do ich obecnego przełożonego, bo to on ma, a raczej powinien mieć decydujący głos...
Miles westchnął. Wszyscy się strasznie ociągali. Dostrzegł, że oprócz niego chyba tylko Ray się nie zmęczył spacerem. Póki co nie podobało mu się powolne podejmowanie decyzji. Póki nie mieli dowódcy, to Carlos powinien ustalić plan, a nie zostawić to bandzie ludzi, którzy się nawet nie znają. Oby szybko sytuacja się wyprostowała, bo póki co było za dużo chaosu.
Larrson szedł w milczeniu, jako jeden z tych, dla których ta wyprawa to wycieczka rekreacyjna. Nawet nie zaczął sapać.
- Fajnie chłopaki. Nasi milusińscy tymczasem wjechali sobie do wioski. No w sumie nie wszyscy jeden samochód zostawili przy wjeździe. Dwa pojazdy, nie więcej niż kilkunastu ludzi moim zdaniem. Wykorzystamy propopzycje Ivana, lekko zmodyfikowaną. Oni przyjechali po żarcie, alkohol itp. Do wioski prowadzi tylko jedna droga. Pójdziemy na lewo i do przodu. Zajmiemy pozycje po obu stronach drogi, błyskowym przed jeden pojazd, odłamkowy pod drugi i pratycznie po zawodach. Ktoś widzi wady tego planu?
- Będzie jak mówisz, sir. - Mruknął Miles.
- Eh no dobra ruszamy. Od tej chwili koniec zabawy, bo nie mam zamiaru zarobić kulki.
Przeszli około 200 metrów na lewo. Były tam jakieś krzaki, parę drzew, sporej wielkości głazy po obu stronach drogi.
- Jones, Ivan ze mną po prawej stronie drogi. Miles i reszta po lewej. Ja rzucę odłamkowym w pierwszy pojazd. Jones przygotuj błyskowy. Zająć stanowiska.
Dwie półciężarówki przyjechały po kwadransie, na jednej z nich umieszczony był WKM Browning. Dwóch ludzi było na pace, dwóch w środku wozu.
Miles przygotował się do strzału. Strzelał seriami po trzy, celował zaś w tych będących na pace samochodów. Potem w razie czego, był gotów wykończyć resztę. Bez problemu wykończył faceta, obsługującego WKM Browninga, zanim też spostrzegł się, że są atakowani. Frank szukał kolejnego celu, ale nie znalazł go. Huki wystrzałów skończył się tak szybko jak się zaczęły.

- Wstrzymać ogień! - krzyknął Carlos- Poddaj się!- wydarł się, tym razem po hiszpańsku do jedynego ocalałego po prawej stronie drogi.
- I już?! To wszystko? Trzy naboje? - Miles mruczał sam do siebie, nie mógł uwierzyć, że to było tak proste. - Szykuje się najprostszy zarobek w moim całym życiu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 08-05-2012, 14:26   #3
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
3 Stycznia 2014


Wylądowali. Wleźli do jakiegoś autobusu i jechali. Żar lejący się z nieba dawał się Francisowi we znaki. Zresztą, nie tylko jemu. Po jakichś trzech kwadransach dojechali. Przywitał ich łysy, krępy i niski gość, zwący się Porucznikiem Carlosem. Zaprowadził całą "drużynę" do niewielkiego baraku, gdzie zaczęła się rozmowa. Jeden z towarzyszy miał całkiem sporo pytań, co więcej wszystkie informacje zapisywał na tablecie. Stojąc za nim zauważył jak ten zapisywał pierwszą notkę, na pulpicie. "Zapamiętać: nie zdradzać zleceniodawcy". Francis po przeczytaniu tego zdania, przestał się patrzeć w tablet, przysłuchując się rozmowie. Jeden z jego kolegów szykował się na wyśmienitego kompana. Oby tylko nie zapomniał potem, jak się trzyma broń. W końcu i Francis o coś zapytał:
- Jaką specjalną broń może nam Pan załatwić? -
- Prawie każdą. Niemal każdy osprzęt do broni. - odpowiedział Carlos. Potem zabrzmało jeszcze parę pytań od człowieka o średnio długich, prostych, brązowych włosach, zielonej koszuli, glanach i bojówkach, a także pytanie innego kolegi odnośnie języka. Cóż, Francis hiszpańskiego nie znał, więc pozostaje mu w razie czego "uśmiechać się ładnie i naturalnie". Następnie cała "drużyna" (Bo jakże można nazywać drużyną paru nieznających się zupełnie ludzi?) przeszła się do drewnianego magazynu. Pierwszy w kolejce po broń okazał się kolega, pytający się wcześniej o język. Raymond Larrson. Drugi był Francis. Spojrzał na M60 z uśmiechem.



- Francis Jones. Biorę M60 i colta 1911. Do tego pas na granaty i kluczyki do Humvee. - powiedział spokojnie, kładac łapska na M60. Wolałby co prawda swoje ulubione M249-Saw, ale trudno. Trzeci okazał się ten cały "informatyk", zapisujący sobie wszystko na tablecie, zwący się Ivanem Neyckoyvizem. Czwarty okazał się 'gość w zielonej koszuli', zwący się Milesem Przedostatni z towarzyszy zapomniał o podaniu godności, za to pytał o materiały wybuchowe. Francis spojrzał na niego z uśmiechem. Przynajmniej raz, nie będzie jedynym tworzącym wybuchającą... sztukę.
Ostatni, Jacob Harper, wyglądał na dość zamyślonego. Wcześniej się nie odzywał. Po otrzymaniu broni, cała ekipa dostała także trochę amunicji i pobiegli na strzelnice. Francis nie starał się na niej za bardzo, ale według samego siebie i tak szło mu najlepiej. Arogancja? Być może...

Następna okazja do rozmowy pojawiła się dopiero przy obiedzie. Rozmowę zaczął Jacob, zwykłem "Witaj", skierowanym do Jonesa, jednak później i inni się przedstawili. Francis jadł sobie spokojnie, słuchając. Ivan, "informatyk" siedział, grając sobie w grę na tablecie, a potem poszedł sobie. Sama dysputa nie była jakoś specjalnie ciekawa...

3 stycznia 2014, godzina 19:00

Dzień jakoś minął. Francis nie narzekał na nudę, a teraz miała właśnie zacząć się zabawa. Po kilku zdaniach, ponownie wyskoczył Ivan z niezbyt mądrą wypowiedzią:
- No to chodźmy siać rozpierdol. - Z minuty na minutę, ten kompan wydawał się Jonesowi coraz gorszy. Francis zdążył jeszcze zapalić, słuchając paru zdań o polityce, po czym cała szóstka została zapakowana do ciężarówki. Pierwszą godzinę spędzili w niej, jechali w jakimś nieznanym kierunku. Podczas drugiej godziny natomiast nachodzili się nieco po górach. Chyba tylko Milesa i Raymonda nie męczyła podróż. Około 21 zauważyli wyraźnie zbliżające się do jednej z osad górniczych pojazdy, na oko 2. "Drużyna" zaczęła się wykłócać o plan. Po dłuższej chwili dyskusji, Francis zabrał głos:
- - Coś mi mówi, że jak ktoś nie ustali planu teraz, to będziecie dyskutować, aż nam odjadą. Jaki z tych pomysłów jest według Pana najlepszy, sir? -
Pytanie kierował do ich obecnego przełożonego, bo to on ma, a raczej powinien mieć decydujący głos. Póki jednak Carlos cokolwiek powiedział, partyzanci zdążyli wjechać do wioski. Ostatecznie została wykorzystana "lekko zmodyfikowana" propozycja Ivana, zakładającą użycie granatu odłamkowego i błyskowego, a następnie... cóż, strzelanie. Francis wraz Ivanem i Carlosem zajmował pozycję po prawej stronie drogi, reszta po lewej. Jones schował się za jakimś sporej wielkości kamieniem, czekając na rozpoczęcie akcji. Zgodnie z planem, mężczyzna rzucił błyskowy przed drugi z pojazdów, na którym leżał WKM Browning. Cała ekipa rozpoczęła ostrzeliwanie, ciężko było stwierdzić kto gdzie strzela. Francis miał okazję skosić z M60 przeciwnika uzbrojonego w UZI. Akcja skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Wszyscy przeciwnicy prócz jednego poszli do piachu, jeden z samochodów wroga się palił. Jedyny ocalały leżał z rękoma na głowie. Łatwo poszło. Carlos nakazał wstrzymanie ognia, tak też się stało.
- Sir, myślę, że trzeba tego jeńca szybko zabrać z okolicy palącego się pojazdu. Jeśli on wybuchnie, może go nieźle uszkodzić, a tego nie chcemy... - krzyknął Francis do Carlosa...
 
Imoshi jest offline  
Stary 08-05-2012, 22:14   #4
 
Dimitrej Dreamix's Avatar
 
Reputacja: 1 Dimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znany
Ivan przyleciał samolotem, chciał z niego jak najszybciej wyjść, ale po przejażdżce
busem bez klimatyzacji tęsknił za lataniem. Ivan pocił się niemożliwie.

Ivan spytał się łysola:
- Hmm, broń? Czy mamy osłabiać tych, których mamy osłabiać rzucając kamieniami?
- Broń dostaniecie na akcje. Po co wam broń? Obozu broni żandarmeria. Rozstawione są też pola minowe w pobliżu bazy. Oprócz tego ćwiczy tu około 200 miejscowych rekrutów. Szkolimy ich na komandosów.
- Aha. - W tej chwili Ivan wyciągnął swój piękny tablet z Windowsem 7. Ach ta technologia! Na pewno mu się przyda, ale nie oto teraz chodzi. Ivan zapisał sobie notkę na czystym, bez ikonowym pulpicie: “Zapamiętać - nie zdradzać zleceniodawcy!”.
-Dobrze. Teraz powiem parę słów o zasadach tu panujących. Na terytorium Costy występujemy jako żołnierze 7 jednostki specjalnej. Ta jednostka dopiero się tworzy... Istnieje na papierze.
- To świetnie, misje będą raczej incognito, czy z buta w drzwi i granat? - Spytał znowu Ivan.
-Zależy. Z pytaniami poczekaj aż skończę. Są dwa posiłki dziennie. - Ivan wypowiedział cichy komentarz do osoby obok: Jak w szkole, he he. - Stolik nr 13 jest wasz, nikt się nie przysiądzie , musicie ograniczać kontakty z rekrutami do minimum, ale możecie brać udział we wszystkich ćwiczeniach. Do dyspozycji jest strzelnica i siłownia.
- Płacimy za broń i pociski? - Powiedział Ivan, jednocześnie notując notkę o strzelnicy i siłowni.
- Mówiłem coś o nie przerywaniu? Gdy skończymy naradę, 10 kółeczek po placu musztry a potem 100 pompek. A właśnie broń. Jest dla was już przygotowana, ale jeżeli zapłacicie mogę spróbować załatwić coś lepszego. Mam dobre kontakty. Tylko, że to trwa i kosztuje. Co do dyscypliny. Nie wolno wam opuszczać bazy bez przepustki. Przepustki wydaje oczywiście ja. To jedna z nagród jeżeli spiszecie się na misji. Parę kilometrów od drogi jest fajne miasteczko z zacnym burdelem. Jeżeli uznam, że któryś z was sprawia za duże kłopoty, albo nie nadaje się do tej roboty odeśle go do domu. Dostaniecie zaliczkę 10 tysięcy dolarów, pod koniec miesiąca 20 tys dolarów, ale już na konto i tak, co miesiąc. Dziś wieczorem zabiorę was w góry. Poszukamy partyzantów. Będę was pilnie obserwował także starajcie się. Pytania?
- Ile kosztuje ten burdel? Tani? Drogi?
-Zajebiste pytanie. Robisz za to o polowe mniej pompek. Panienki akceptują dolary. Standardowa stawka to 10 do 20 dolców za godzinę. - Ivan napisał kolejną, trzecią notkę i teraz jedynie słuchał. Na koniec powiedział, że także nie ma pytań.


Przy wybieraniu broni, Ivan był trzeci, Francis zabrał mu M60 sprzed nosa, ehh.
-Jestem Ivan Neyckoyviz, zgarniam M4A1, oczywiście z tłumikiem, Colta1911 oraz nóż.
Potem Ivan po prostu poszedł na plac, odbębnił swoje ćwiczenia i ruszył trenować na strzelnicy. Potem Ivan siedział na stołówce, grając w grę już po skończeniu swojej grochówki. Siedział i jednym uchem słuchał rozmowy Francisa oraz tego, Jacoba. Po kilku minutach spokojnej gry na tablecie, Ivan ruszył do baraku. Gdy już tam był, sprawdził która jest godzina i zapalił zioło, kucyki są fajne.




- Dobra chłopaki, pobierzcie amunicje i granaty. Za chwile ruszamy. Pamiętajcie o tym, co mówiłem o cywilach. Dobrze by było też wsiąć jakiego jeńca. W końcu będziecie mieli okazje zabłysnąć Jakieś pytania?
- Jak rozumiem zwykła rozwałka złych typów? Nic więcej? Jeden zakładnik, reszta do piachu? - Spytał Miles.
- Jeżeli dobrze pójdzie, to tak. - Odpowiedział łysol.
- No to chodźmy siać rozpierdol. - Walnął z grubej rury Ivan.

Cały "team" został zapakowany do ciężarówki po jakiejś godzinie wysiadł. Carlos, czyli łysol prowadził resztę górską scieżką ostro pod górę.
- Idziemy w strone osad górniczych. W tym rejonie niedawno pojawili się partyzanci. Ludność mimo wszystko jest im niechętna.
Po godzinie większość z najemników była niezle zmachana. Znaleźli się na jakieś stromej skarpie u podnóża była wioska.
- Chyba mamy szczęście, patrzcie na lewo - Odezwał się porucznik. Po lewej stronie można było dostrzec wyraźnie zbliżające się do wioski pojazdy. Na oko dwa

- Czas na złotą myśl: nie wolno pochopnie oceniać przeciwnika. - Wyszeptał do reszty Ivan, wcześniej jedynie słuchając reszty.
- Podobno mamy C4, można wysunąć się do przodu i je zostawić na drodze. Osobiście proponuję zaatakować ich z przodu i z boku. Poczują, że jest nas więcej. Tylko trzeba wtedy strzelać celnie i szybko, albo zasypać ich pociskami. W obu taktykach powinniśmy strzelać w kierowców.

Po miłej pogawędce reszty, odezwał się łysol:
- Fajnie chłopaki. Nasi milusińscy tymczasem wjechali sobie do wioski. No w sumie nie wszyscy jeden samochód zostawili przy wjeździe. Dwa pojazdy, nie więcej niż kilkunastu ludzi moim zdaniem. Wykorzystamy propopzycje Ivana, lekko zmodyfikowaną. Oni przyjechali po żarcie, alkohol itp. Do wioski prowadzi tylko jedna droga. Pójdziemy na lewo i do przodu. Zajmiemy pozycje po obu stronach drogi, błyskowym przed jeden pojazd, odłamkowy pod drugi i pratycznie po zawodach. Ktoś widzi wady tego planu?
- Ujdzie... - Rzekł obojętnym tonem Ivan, ale tymczasem w duchu cieszył się niezmiernie.
Gdy w końcu przyszedł czas na walkę, Ivan strzelał w ludzi w samochodach. Serie po pięć strzałów, obserwacja i znowu seria.

Pierwszy pojazd próbował zahamować, lecz i tak najechał na granat rzucony przez Carlosa. Przednia część pojazdu stanęła w płomieniach. Dwóch pozostałych zdołało wyskoczyć z półciężarówki, lecz zapewne ogłuszeni przez flashbang Jonesa. Ten sam granat oślepił gości w szoferce drugiego pojazdu, który walnął w tył pierwszego. Pociski Milesa dosięgły strzelca WKM-u na drugiej ciężarówce, Bennet trafił w oponę tego samego pojazdu. Za to Lareson ostrzelał kabine drugiego pojazdu. To samo zrobił Ivan tyle że z drugiej strony.
-Wstrzymać ogień!- krzyknął Carlos- Poddaj się!- wydarł się, tym razem po hiszpańsku do jedynego ocalałego po prawej stronie drogi. Po skończonej walce, Ivan podszedł śliniąc się na pół-calowego Browninga.
 
Dimitrej Dreamix jest offline  
Stary 10-05-2012, 01:23   #5
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Lot był, na całe szczęście, bezproblemowy. Jacob nie mógł się przyzwyczaić do stabliności samolotu - do tej pory wszystkie jego podróże powietrzne składały się z próby utrzymania się na podkładzie, gotowym na ewakuację ze spadochronem w każdej chwili.

Potem przesiadka, potem samochód. Już wtedy widział kilku ze swoich towarzyszy. Niektórzy z nich pocili się - rzeczywiście, klimat był iście tropikalny. Jacob dziękował w duszy za swoje doświadczenia w na Bliskim Wschodzie - nic nie równało się do skwaru tam doświadczanego.

Dojechali dość szybko. Tam czekał krępy Latynos.
-Witam wszystkich zgromadzonych. Jestem porucznik Carlos i mam pecha być waszym dowódcą, przynajmniej przez pewien czas. Zapraszam do waszej nowej kwatery. Nakreślę wam ogólną sytuacje i charakter naszych zadań. Opowiem też o zasadach jakie tu obowiązują. Łaskawie zabierzcie wasze klamoty i ruszajcie za mną.

Coś tu nie pasowało. Z jednej strony nie tak wyobrażał sobie pracę najemnika, wierząc, że będzie to coś bardziej nieformalnego, w stylu oddziałów specjalnych, z drugiej jednak strony witał powrót do starej, dobrej żołnierskiej hierarchii.
-W tej chwili na granicy stacjonują wojska w ramach ONZ-tu. Około 1000 ludzi z USA, Meksyku, Chile, Brazyli no i Rosji…. Niestety Rosjanie i Chińczycy wyrazili zgodę na wyłanie błękitnych hełmów ale pod warunkiem obecności oddziałów rosyjskich lub chińskich…To duży problem dla nas. Myśle, że kiedyś się z nim zajmiemy. Ponadto musicie wiedzieć, że kraj jest na granicy wojny domowej. Miejscowa lewicowa partyzantka wspierana przez północnego sąsiada Costy, Nikarrę rośnie w siłę. Naszym zadaniem będzie za pomocą różnego rodzaju operacji jak najbardziej osłabić partyzantów. Drugim naszym zadaniem będzie jak największe skompromitowanie i osłabienie reżimu z Nikkary. Czy na tym etapie są jakieś pytania?
Carlos nie patyczkował się - to dobrze wróżyło.

***

Dalej był wybór broni. Em czwórki szybko zostały rozchwycone, przez co Jacob wybrał m16 i m9. M16 zawsze uchodził za broń najemników, jeszcze od czasów Afryki. Jedynie na froncie wschodnim, w 1990, używali Zastav.



***

Potem był posiłek. Jacob konsumował posiłek w swój zwyczajowy, żołnierski sposób. Lata stołówki nauczyły go ergonomicznego jedzenia i choć wspaniałe US Army dostarczało swoim żołnierzom przeróżne Pizza Huty, to jednak Jacobowi nigdy nie robiło to różnicy. Teraz też nie. Poza konsumowaniem energii, kilku protein i całej reszty wesołych witaminek, Jacob myślał o swoich towarzyszach. Wiedział z lat doświadczenia, że zgrany zespół to podstawa. Postanowił zagadać do osobnika siedzącego najbliżej.
- Witaj. - podał rękę. - Ty jesteś Jones, tak? - zapytał.
- Ta, Francis Jones. - odpowiedział posiadacz tejże godności, podając dłoń - A Ty to Jacob, tak? W czym się specjalizujesz? -
- Moja rola jest raczej standardowa, zapewnić trochę więcej szturmowej siły ognia, wraz z podstawową wiedzą medyczną. Miło mi pana poznać. - Jacob wrócił do posiłku.
Larry siedział dwa miejsca dalej od dwójki rozmawiających i bawił się swoim posiłkiem. Nie to, że mu nie smakowało, w Legii dostawał czasem gorsze, po prostu nie był głodny. Generalnie skupiał się na podsłuchiwaniu rozmowy. Samemu nie chciało mu się odzywać.
Ivan siedział, grając w grę już po skończeniu swojej grochówki. Siedział i jednym uchem słuchał rozmowy Francisa oraz tego, Jacoba. Po kilku minutach spokojnej gry na tablecie, Ivan ruszył do baraku. Gdy już tam był, sprawdził która jest godzina i zapalił zioło.
Bennet spokojnie pałaszował to coś szumnie nazwane jedzeniem. No cóż, było całkiem znośnie.
- Nie baw się żarciem. - Rzucił Miles siadając ciężko obok Raymonda. Wyciągnął ku niemu dłoń - Nie wiesz kiedy znowu będziesz mógł zjeść, może to ostatni raz? Miles Frank McMiller, większość mówi mi po prostu Mlyn, niezbyt oryginalnie, ale podobno pasuje nie tylko do nazwiska. - Zaczął sam, dość szybko jeść swoją porcję.
Jako iż Miles wpieprzył się nie tylko koło Raymonda, ale miał też po drugiej stronie Ismaela, ten poczuł się w obowiązku również przedstawić. - No to i na mnie czas. Ismael Bennet, w Afryce znany jako Southern.
- Francis Jones - powiedział tylko krótko posiadacz tegoż imienia, by Ci którzy zapomnieli, znali jego godność. Nie czekając, wrócił do spokojnego posiłku.
Larry spojrzał na Milesa, puścił widelec, który zabrzęczał o blaszaną miskę i uścisnął mocno dłoń mężczyzny - Raymond Larrson, ale mów Ray lub Larry, i w żadnym wypadku Skarbie, tak może mówić tylko moja mama - zaśmiał się - synek cię pozdrawia mamuś - powiedział i pomachał gdzieś w przestrzeń - Wiesz, tu może być mój ostatni, a na Górze i tak będą następne - kontynuował spożycie posiłku, tym razem robił to już konkretnie - Gdzie służyłeś, Młynie?
- Anglia. Potem w paru... cóż, raczej niespecjalnych bojówkach w Meksyku, Afryce. Ale głównie armia angielska. Mogłem dostać się do SAS, ale... to nie była moja działka. A ty?
- Legia Cudzoziemska - powiedział tylko nieco zawstydzony.
- Nonono... czyli jak rozumiem przed wojskiem, życie niezbyt wesołe?
- Wesołe, wesołe... Jak Ci przed domem skaczą kangury...

Zapowiadało się dobrze. Oddział wyglądał na kompetentny - a to Jacobowi wystarczało w zupełności.
 
Pruszkov jest offline  
Stary 10-05-2012, 14:30   #6
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
3 stycznia 2014 , godzina 20.00

Carlos podbiegł w pobliże palącej się półciężarówki. Odciągnął jeńca i skuł go.

-Dobra panowie. Pozbierajcie broń partyzantów w jedno miejsce. Ja tymczasem wezwę patrol naszych sprzymierzeńców, by posprzątali ten bałagan, mi szkoda na to czasu. Jeżeli spodoba się wam jakaś pukawka to można wziąć. Ivan nie patrz tak na ten WKM, sama broń waży prawie 40 kg. Chyba, że…wezmiecie go z Jonesem a potem zamontujecie na jego Hummerze. Wasz wybór. Gdy tylko przyjedzie patrol zbieramy się.

Po powrocie do bazy porucznik oświadczył ,że spisaliście się całkiem nieźle ale to wciąż za mało by zasłużyć na przepustki.

8 stycznia 2014

Przez kilka następnych dni Carlos uczył was podstawowych komend wojskowych w języku hiszpańskim , od tych zajęć zwolniony był jedynie Bennet. Zachęcał tez wszystkim do nauki hiszpańskiego, nawet przyniósł wam do baraku stosowne pomoce. Zostaliście też zaszczepieni przeciwko grypie. Pewna jej odmiana ostatnimi czasy zbiera swoje żniwo w republice Costy. Jak się okazało z tym wiązało się wasze kolejne zadanie. Po śniadaniu, rankiem 8 stycznia, porucznik zebrał was wszystkich baraku.

-Jutro ruszamy do Limon, portu na karaibskim wybrzeżu Costy. Będziemy eskortować cenny dla miejscowych władz ładunek. Costa dostała od USA i WHO sporą pomoc w związku z epidemią grypy. Leki, szczepionki i lekarzy trzeba przewieźć ciężarówkami do trudno dostępnych miejsc. Jak się przekonaliście podczas ostatniego zadania, taki konwój można zaskoczyć bardzo łatwo. Jeżeli chcecie wykonać zadanie i przeżyć musicie dać z siebie 120%. Jones możesz wziąć swojego Hummera na tą misje.

9 stycznia 2014, wczesny ranek, Limon

Jak się okazało na miejscu czekały na was 3 cieżarówki, 3 Humvee i jeden stary francuski transporter opancerzony.


-Dobra panowie-odezwał się Carlos, gdy tylko dojechaliście na miejsce- Jak widać dostaniemy trochę wsparcia od miejscowych. Nie liczcie jednak na zbyt wiele…ta armia istnieje zaledwie od paru miesięcy, wcześnie były tu tylko słabe siły bezpieczeństwa. Plan jest prosty: Pakujemy się wraz z lekarzami do transportera, jeżeli nie trafi nas bezpośrednio jakiś pocisk RPG, będziemy mogli łatwo wejść do akcji. Pojazd będzie jechał na końcu kolumny. Planuje też mały fortel. Partyzanci się są zainteresowani zniszczeniem ciężarówek. Tam gdzie będzie można upchniemy w nich jeszcze żołnierzy. Pytania? Sugestie?
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 10-05-2012 o 23:23.
Piter1939 jest offline  
Stary 16-05-2012, 21:54   #7
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Podczas jednego z dni wolnych po pierwszej akcji, Miles stwierdził, że to dobra okazja by zdobyć choć jednego kompana, skoro szykowało się na dłuższą pracę w tej dżungli. Po wyjściu ze stołówki rozejrzał się za kimś, z kim mógbły się łatwo dogadać, prędzej czy później, przy jego ambicjach, musiał podbudować sobie autorytet u innych. Gdzieś w obozie wpadł na Francisa.
- Hej... - zaczął mrużąc oczy i wskazując na niego palcem, jakby się zastanawiał - Jones, tak?
- Ta...
- mruknął tylko Jones, z papierosem w ustach.
- Mam nadzieję, że palisz tylko pety. Od tego ruska wali marychą na kilometr, chyba jara prosto z lufki, dziwne, że jeszcze wpierdolu nie dostał. - Powiedział starając się rozluźnić atmosferę, musiał wyjść na porządnego dowódcę, skoro chciał nim być.
Francis uśmiechnął się tylko, nie odpowiadając.
- Nie podoba mi się, że gówno wiemy o sobie. Wszyscy się przedstawiliśmy, ale wszyscy też wiemy, co tu mamy robić, prawda? - Spytał przekrzywiając głowę. - No właśnie. Mamy zabijać. Więc jak ty najlepiej zabijasz i jak w tym pomagasz? - Spytał z uśmiechem kolegi po fachu, takim jak jeden informatyk obdarza drugiego, pytając o ulubiony język programowania.
- Ja jestem ten, co sprawia, że jest jak w filmach: Wszystko pięknie wybucha.- odpowiedział Francis, wyraźnie akcentując słowo "pięknie".
- Wybuchy? Miło, sam ograniczam się do rzucania granatów, choć dość celnie. Montujesz je może? Albo rozbrajasz miny, bomby?
- Ta... umiem rozbroić niemal wszystko, co ma wybuchać i uzbroić niemal wszystko, co nie ma wybuchać. A Ty?
- A ja dowodzę, strzelam z karabinów szturmowych. Mam kondycję, więc mogę was nosić do medyków, jak już urwiesz nam nogi bombami.
- Dodał z uśmiechem. Nie otrzymawszy odpowiedzi, chrząknął i ciągnął dalej. - Co myślisz o Carlosie? Nadaje się na dowódcę?
- Mam co do tego wątpliwości... nieuzasadnione i w ogóle.

- Cóż... zbyt rozmowny to ty nie jesteś, co? Sam też za pogaduszkami nie przepadam, ale coś warto wiedzieć. Poczęstujesz petem? Od dawna nie paliłem. Pall Malle może masz? Czerwone? - Pytał z nadzieją. Zerwał tuż przed wojskiem, od tamtej pory popalał okazjonalnie.
- Ta... trzymaj - odrzekł Jones, podając otwartą paczkę - Wziąłem ich całkiem sporo. -
- Ach, dzięki. Niby rzuciłem, ale raz na miesiąc się zdarza, jak jest okazja
. - Rzekł wyjmując zapałki, zmiętolone gdzieś w kieszeni i podpalając papierosa, osłaniając go dłonią od nieistniejącego wiatru. Przyzwyczajenie z nielegalnego palenia na pieprzonych wrzosowiskach. - Cóż, że na zdrowie palimy to nie powiem, więc na dobry początek współpracy. - Rzucił zaciągając się chyba aż do pępka.
- Niech i tak będzie.

Niewiele mógł o nim powiedzieć, gdy już się rozeszli do swoich spraw. Na szczęście nie był jednym z tych "super mrocznych, tajemniczych, rozpierdalaczy macho", tylko skrytym saperem. No cóż... ludzie zazwyczaj nie chcieli przebywać w pobliżu tych, których otaczają wybuchy.

9 stycznia
- Wydaje mi się, że to jeden z tych planów, który wydaje się doskonał, a jego liczne wady wyjdą w praniu. Na terenie się gówno znam więc nic do dodania nie mam. - Mruknął Miles sprawdzając broń.
Francis zaproponował wspólną jazdę jego wozem, ale Miles jakoś wolał transportowiec, wyglądał przyjaźniej. Bo jeśli tylko trochę lepiej od Młyna, to ten wolał unikać wspólnej przejażdżki.

W transporterze było fajnie. Poza ciasnotą. Mrok skłaniał Milesa ku snowi. Zmienił strefę czasową i dopiero teraz dawało się to we znaki, po niezbyt dobrze przespanej nocy. Na szczęście nie był z tego rodzaju, co łatwo pada na ryj ze zmęczenia. Wolał jednak się pobudzić niż odespać.

Naukowcy coś pieprzyli, ale na wpół śpiący Miles, nawet nie próbował się zrozumieć niemieckiego, którym waliło na milę.
No i w końcu stało się coś, co można było przewidzieć, a co również znacząco rozbudzało. Zasadzka, której wszyscy oczekiwali.

- Otwierać drzwi, wyrzucić granaty dymne, wy zostajecie!- krzyczał Carlos do lekarzy - nie oddalajcie się! Chowajcie się za dzrzwiami! Czekać aż dym się rozniesie! Czekać na rozkazy! Formujemy dwie grupy : Ivan, Larry ze mną. Reszta z Milesem. Miles, czyścisz prawą stronę drogi i dowodzisz.
"Niech mnie szlag! Ten Carlos to chyba najgorszy dowódca wszech czasów! Strasznie chaotyczne te rozkazy, brak poprawnej składni zdania, masa powtórzeń, weź tu debila zrozum..." Myślał Frank słuchając i przygotowując się do walki. "Dowodząc mówisz jasno i jak najkrócej, a nawet ładnie. Od tego, jak i co dotrze do podwładnych, zależy i twoje życie, no i ich."
Najlepiej używać form bezokolicznikowych, są krótsze i jaśniejsz.e

- Jazda! - Ryknął Miles wyskakując z wozu, jednym, szybkim ruchem odbezpieczył karabin. - Mają RPG! Rozproszyć się, szybko odsunąć się od wozu! - Krzyczał zaczynając ostrzał, ukrywając się chwilowo za drzwiami transportowca. - Granaty w ich stronę, a potem wbić się w krzaki! Nawiązać bliższy kontakt! - Przeciwnik miał przewagę pozycyjną wynikającą nie tylko z otoczenia najemników, ale i lepszych osłon i zasłon, w lesie. Trzeba było wyrównać chociaż tę drugą szalę. Miles rzucił najpierw granat odłamkowy, a potem zerwał się do szybkiego biegu, w stronę krzaczorów na wzniesieniu.

Granaty ładnie poszły, Miles rzucał nimi świetnie. Dwóch zeszło od razu. Cała trójka wybiegła i szukała osłon, tak jak i przeciwnicy. Jeden z nich, miał chyba FN-FAL, skitrał się po prawej, za głazem. Do tego dwa kałachy za pniem drzewa i jacyś dwaj cwaniacy za krzakami, ale tutaj widać było lufy karabinów i to jak błyskał przy strzałach. Za dużo było odgłosów, by rozpoznać jaka to broń.
Milesowi nie podobała się równowaga liczbowa. Nie dość, że najwyraźniej było ich mniej, to liczba była nieparzysta.
- Harper! Trzymaj pod ostrzałem tego z FN! Southern, zajmij się kałachami! Ja spróbuję z tymi ukrywającymi się! - krzyczał do reszty po angielsku. Znajdował się mniej więcej na przeciwko dwóch luf karabinów, wystających zza krzaków. Rzucił w ich stronę granat błyskowy. Potem miał działać w zależności od tego, jak radziła sobie pozostałą dwójka. Jeśli trzymali resztę wrogów pod presją ognia, chciał podbiec do oszołomionej dwójki, zabić ich, a potem pomóc Harperowi i Southernowi, atakując od flanki.

Ci którzy chowali się za krzaczorami, podejmowali niecelne próby eliminacji Angola. On sam odwdzięczył się im celnym granatem hukowym, usłyszał stłumiony krzyk. Bennet i Harper pudłowali, za to sam Bennet dostał w ramię i upuścił broń. To tych, co do nich strzelali powinni wynająć zamiast tego nieudacznika.

Młyn wkurzył się nieudolnością towarzyszy. Nie mógł spróbować podbiec do ogłuszonych przeciwników, bo inni by go podziurawili, chyba, że miały niewyobrażalne szczęście. Póki co, postanowił po prostu próbować wyeliminować przeciwników, którzy byli bardziej widoczni. Chwilowo ogłuszoną dwójkę miał z głowy.
Miles miał troche ułatwione zadanie, bo dwójka z Kałaszami była zajęta ostrzeliwanie jego dwóch towarzyszy. Po chwili jedna z kul Młyna trafiła jednego w głowę. Teraz dopiero jego towarzysz zwrócił uwagę na McMillera dając chwile wytchnienia Harperowi, ten skorzystał i pięknym strzałem załatwił gościa namierzającego już Milla, niestety przy okazji oberwał też w lewe ramie od gościa z FN-Fal. Bennet tymczasem rzucił granat za głaz, za którym krył się strzelec. Tamten zapewne nie zdążył uciec, bo po chwili słychać było jego krzyk.
- Banda kalek. - Ryknął wściekle Frank, rzucając przed siebie, czyli też przed krzaki dymny granat. Przeciwnicy zza nich mogli już częściowo odzyskać wzrok i wypatrywać Angola z tej właśnie strony. Jednak słuch o ile nie uszkodził się na stałe, to przez dłuższy czas, na dobre, w pełni im nie wróci. Korzystając więc z zasłony, Miles pobiegł z boku, parę metrów obok, rosnącej chmary gazu i zaszedł wrogów od boku, gotowy wpakować im tyle kulek, by jak już po śmierci puszczą im zwieracze, to by srali ołowiem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 16-05-2012, 22:04   #8
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
5 stycznia 2014

Podczas jednego z dni wolnych po pierwszej akcji, Miles stwierdził, że to dobra okazja by zdobyć choć jednego kompana, skoro szykowało się na dłuższą pracę w tej dżungli. Po wyjściu ze stołówki rozejrzał się za kimś, z kim mógbły się łatwo dogadać, prędzej czy później, przy jego ambicjach, musiał podbudować sobie autorytet u innych. Gdzieś w obozie wpadł na Francisa.
- Hej... - zaczął mrużąc oczy i wskazując na niego palcem, jakby się zastanawiał - Jones, tak? -
- Ta... - mruknął tylko Jones, z papierosem w ustach.
- Mam nadzieję, że palisz tylko pety. Od tego ruska wali marychą na kilometr, chyba jara prosto z lufki, dziwne, że jeszcze wpierdolu nie dostał. - Powiedział starając się rozluźnić atmosferę, musiał wyjść na porządnego dowódcę, skoro chciał nim być.
Francis uśmiechnął się tylko, nie odpowiadając.
- Nie podoba mi się, że gówno wiemy o sobie. Wszyscy się przedstawiliśmy, ale wszyscy też wiemy, co tu mamy robić, prawda? - Spytał przekrzywiając głowę. - No właśnie. Mamy zabijać. Więc jak ty najlepiej zabijasz i jak w tym pomagasz? - Spytał z uśmiechem kolegi po fachu, takim jak jeden informatyk obdarza drugiego, pytając o ulubiony język programowania.
- Ja jestem ten, co sprawia, że jest jak w filmach: Wszystko pięknie wybucha. - odpowiedział Francis, wyraźnie akcentując słowo "pięknie".
- Wybuchy? Miło, sam ograniczam się do rzucania granatów, choć dość celnie. Montujesz je może? Albo rozbrajasz miny, bomby? -
- Ta... umiem rozbroić niemal wszystko, co ma wybuchać i uzbroić niemal wszystko, co nie ma wybuchać. A Ty? - Cóż... Jones lekko się przechwalał.
- A ja dowodzę, strzelam z karabinów szturmowych. Mam kondycję, więc mogę was nosić do medyków, jak już urwiesz nam nogi bombami. - Dodał z uśmiechem. Nie otrzymawszy odpowiedzi, chrząknął i ciągnął dalej.
- Co myślisz o Carlosie? Nadaje się na dowódcę? -
- Mam co do tego wątpliwości... nieuzasadnione i w ogóle. -
- Cóż... zbyt rozmowny to ty nie jesteś, co? Sam też za pogaduszkami nie przepadam, ale coś warto wiedzieć. Poczęstujesz petem? Od dawna nie paliłem. Pall Malle może masz? Czerwone? - Pytał z nadzieją. Zerwał tuż przed wojskiem, od tamtej pory popalał okazjonalnie.
- Ta... trzymaj. - odrzekł Jones, podając otwartą paczkę - Wziąłem ich całkiem sporo. -
- Ach, dzięki. Niby rzuciłem, ale raz na miesiąc się zdarza, jak jest okazja. - Rzekł wyjmując zapałki, zmiętolone gdzieś w kieszeni i podpalając papierosa, osłaniając go dłonią od nieistniejącego wiatru. Przyzwyczajenie z nielegalnego palenia na pieprzonych wrzosowiskach. - Cóż, że na zdrowie palimy to nie powiem, więc na dobry początek współpracy. - Rzucił zaciągając się chyba aż do pępka.
- Niech i tak będzie. - zakończył Francis.






8 stycznia 2014

- Dobra panowie -odezwał się Carlos, gdy tylko dojechaliście na miejsce - Jak widać dostaniemy trochę wsparcia od miejscowych. Nie liczcie jednak na zbyt wiele…ta armia istnieje zaledwie od paru miesięcy, wcześnie były tu tylko słabe siły bezpieczeństwa. Plan jest prosty: Pakujemy się wraz z lekarzami do transportera, jeżeli nie trafi nas bezpośrednio jakiś pocisk RPG, będziemy mogli łatwo wejść do akcji. Pojazd będzie jechał na końcu kolumny. Planuje też mały fortel. Partyzanci się są zainteresowani zniszczeniem ciężarówek. Tam gdzie będzie można upchniemy w nich jeszcze żołnierzy. Pytania? Sugestie? - rzekł Carlos.
- Wydaje mi się, że to jeden z tych planów, który wydaje się doskonał, a jego liczne wady wyjdą w praniu. Na terenie się gówno znam więc nic do dodania nie mam. - Mruknął Miles.sprawdzając broń.
- Ktoś się chce może zabrać ze mną? Sam nie dam rady prowadzić i obsługiwać browninga...- spytał Francis. -
- Jones, moge dać ci 4 miejscowych i będziesz miał swoją załogę, jeżeli koniecznie upierasz się by jechać w swoim Humvee. Wolałbym jednak byś został w naszym transporterze. W hummerze masz małe szanse w przypadku, gdy partyzanci użyją starej nawet broni przeciw-pancernej. Można obsadzić go miejscowymi. -


Jones gdy tylko wjechali do dżungli miał niejasne uczucie że 'coś jest tak'. Z czasem to uczucie nasilało się. W pewnym momencie jego obawy ziściły się. Najpierw usłyszał eksplozje gdzieś na początku konwoju, potem eksplozje za sobą. Na koniec zauwazył że ktoś że pocisk RPG mknie gdzieś w kierunku środka konwoju. Potem także nastąpiła eksplozja. Tymczasem pojazd gwałtownie zatrzymał się. Pierwsze pociski karabinowe
Francis musiał szybko działać. Schował głowę i dupsko najniżej jak mógł, pod możliwie dobrą osłoną. Utworzył zasłonę dymną, rzucając tuż za drzwi z obu stron granaty, dzięki czemu przeciwnicy już go nie widzieli. Kiedy już się rozniósł pospiesznie chwycił zaczęły w niego uderzać. Załoga kryjąc się za dzrwiami otowrzyła ogień. Potem dwóch gdzieś poleciało. Ostrzeliwano konwój z obu stron drogi.zamontowanego na Hummerze Browninga. Zaczął strzelać na lewo, nieco na oślep. Do towarzyszy krzyknął po hiszpańsku
- Retirar! -
Jones ostrzeliwywał lewą stronę drogi, efektów nie widział ale można było podejrzewać, że będą takie jakie oczekiwał, półcalowe pociski mają ogromną moc obalającą i siłe penetracji. W pewnej chwili ogłoszyła go eksplozja. Ktoś rzucił albo wystrzelił granat przed jego pojazd. Poczuł ból w lewym ramieniu.
- Au... - jęknął, łapiąc się za rękę. Hummer nie był jednak zbyt dobrym miejscem na ostrzał, trzeba by stąd zwiewać. Korzystając z okazji, jaką dawał dym, Francis chwycił swoją M60,i ruszył pod osłoną dymu na lewo z zamierzam schowania się w jakimś dającym lepszą osłonę miejscu.
Amerykanin wleciał w jakieś większe krzczory. Mało co widząc niespodziewanie zderzył się z czymś? kimś? Chyba jedna kimś bo teraz widział że drewniana kolba AK-47 leci na jego głowe.
Francis odruchowo pociągnął za spust, celując w tajemniczą postać, będącą najpewniej wrogiem.
Jones nacisnął spust ułamek sekundy przedtem jak kolba karabinu przeciwnika uderzyła go w szczękę, wróg padł ale najemnik także stacił równowage. Czuł krew w ustach, najpewniej stracił zęba. Francis, ignorując strzelaninę zaczął opatrywać swą ranę na ramieniu, jednocześnie rozglądając się i próbując oszacować liczbę wrogów. Ramię zostało nieco załatane. W zasięgu wzroku były tylko trupy, Amerykanin wziął się więc za przeszukiwanie własnoręcznie zabitego przeciwnika. Trzy dodatkowe magazynki do AK, do tego nóż i manierka.
- Teraz to by mnie tylko spowolniło... - pomyślał Jones, zostawiając ciało. Postanowił, możliwie cicho i pod dobrymi osłonami udać się w kierunku, z którego nadal dochodziły ujadania karabinu maszynowego.
Po pewnej chwili Jones dostrzegł karabin maszynowy a także paru wycofujących się wrogów. Niestety został spostrzeżony. W jego kierunku została wystrzelona seria, która trafiła w głaz za którym się chował. Granat odłamkowy w dłoń. Wyjąć zawleczkę. Rzucić. Tuż za kaemistę. A potem wyskoczyć zza kamienia i ostrzelać ogłuszonych eksplozją z M60. A przynajmniej taki był plan...
 
Imoshi jest offline  
Stary 17-05-2012, 21:28   #9
 
Dimitrej Dreamix's Avatar
 
Reputacja: 1 Dimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znanyDimitrej Dreamix nie jest za bardzo znany
8 stycznia, Ivan nauczył się kilku ciekawych hiszpańskich zwrotów. Na przykład jak zapytać ile kosztuje dziwka, albo papierosy. Dowiedział się też jak jest marihuana po hiszpańsku i jak poprosić o jej zakup. Na pewno mu się to przyda. Niestety później czekało ich zadanie związane z chorobami, ach jak Ivan nie lubił wszelkich choróbsk.





Później, gdy nadszedł czas ataku, Ivan ścisnął mocniej karabin w dłoniach, był gotowy atakować. Rozluźnił umysł, a gdy zobaczył, że Raymond strzela do przeciwników, także wystrzelił krótką serię w krzak, za którym ktoś się krył, być może kilka ktosiów. Przeciwnicy odpowiedzieli ogniem. Carlos wrzasnął:
- Raymond biegniesz do drzewa na godzinie 10tej! Osłaniam Cię! Ivan zajmij tych po lewej!
Ivan, na polecenie Carlosa, zaczął strzelać w przeciwników po lewej. Strzelał krótkimi seriami, mniej więcej po pięć wystrzałów. Ivan nic nie robił chwilę. Do niego, po chwili przywarł Carlos.
-Łeb niżej! - Granat, którego nie widział Ivan wybuchnął przed nim i przed Carlosem. Szczęśliwie granat ekspolodował nie raniąc nikogo. Jedynie Ivan i Carlos byli nieco ogłuszeni. Koleś z Uzi korzystając z zamieszania gdzieś się ulotnił. Carlos po kilknuastu sekundach doszedł do siebie rzucił tylko:
-Za mną! - Grupka wspinała się wyżej. W pewnym momencie ich oczom ukazał się karabin maszynowy w jakimś mini okopie. W jego kierunku krzyczał coś ich "znajomy" z Uzi teraz odrócony plecami. Było też paru wrogów ale raczej wyglądało na to że wycofują się. Nagle jeden z nich wystrzelił serią ze swojego G3 gdzieś na doł. Pozostałych 4 spojrzało w tamtym kierunku. Ivan odskoczył kawałek dalej, skrywając się za dużym kamieniem. Po chwili lekko się wychylił i wystrzelił dwie serie, po pięć strzałów w przeciwnika z G3. Miał nadzieję, że trafi...
 
Dimitrej Dreamix jest offline  
Stary 19-05-2012, 18:35   #10
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Ścisnął mocniej strzelbę w dłoniach, zdążył łyknąć parę piguł z pudełka w kieszeni i odetchnął. Wyleciał od razu za Carlosem, wcześniej wyszukując jakiejś osłony do której biegł ile sił w nogach.
Carlos zgarnął jeszcze dwóch żołnierzy z Hummera przed wami. Larry schował się za drzewem, Ivan przykucnął za jakimś kamieniem. Carlos padł tuż obok. Dwóch żołnierzy było za wami skrytych za drzewami. Dostrzegliście wrogów. Jeden z Uzi stał skryty za grubym pniem drzewa, obok niego po drugiej stronie przykucnął następny z AKS-74. Na prawo od nich w krzakach krył się co najmniej jeden z AK. Na lewo od drzewa leżało dwóch przeciwników z FN-FAL.
Od kiedy wsiadł do transportera wiedział, że nie dane im będzie bezproblemowe dotarcie do celu. Kochał walki w miarę otwartym terenie bo mógł wykorzystać swoje zalety jak najlepiej. Wyjął z kabury na udzie colta, odczekał aż ewentualny ostrzał w ich stronę się zakończy po czym wychyli się na kilka sekund zza osłony i wystrzelił parę kul do tych leżących obok drzewa.
Jego kule chybiły, na taką odległośc trudno o celny strzał z pistoletu, za to na twarz Austalijczykia padło kilka drzazg, to seria z Uzi trafiła w drzewo. Goście za nimi otworzyli ogień ale po chwili jeden z nich krzyknął, złapał się za szyje i padł martwy na ziemie. Drugi trafiony w ramię raczej też nie będzie się liczył w dalszej walce. Dwaj goście z FN strzelali celnie.
- Raymond biegniesz do drzewa na godzinie 10tej! Osłaniam Cię! Ivan zajmij tych po lewej!
- Ta jes! - wynalazł odpowiednie drzewo i puścił się sprintem w jego stronę, co w oczach innych musiało wyglądać kosmicznie bowiem Larry miał całkiem niezłą kondycję i szybkość. Jego taniec z kulami przeciwnika robił wrażenie. Oddał serię w kierunku tych dzierżących Fn. Jego kolega też dołączył się do ostrzału. We dwóch udało im się ubić niesfornych facetów. Jego życie zależy od ludzi których imion nawet nie zna, toż to zabawne. Obiecał sobie w myślach, ze po tej misji spróbuje skombinować jakiś alkohol i zżyje się z kolegami z ekipy. Jednakże zauważył granat który fartownie został ciśnięty przez jednego z obecnie nieżywych mężczyzn toteż musiał przerwać te swoje rozmyślania i ścisnął się za drzewem. Granat wybuchł, a kiedy wychylił się by ocenić sytuację nikogo z żyjących wrogów nie było. Carlos zebrał swój dwuosobowy oddział i ruszyli dalej. Ujrzeli karabin maszynowy i ktoś stamtąd musiał ich namierzyć bo usłyszeli strzał. Ray skoczył między krzaki mówiąc do swoich - Oskrzydlę ich - Na kuckach przedzierał się przez roślinność w kierunku wroga uważnie obserwując teren i ściskając strzelbę w rękach.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172