Najwyraźniej Dartha nie ma :(
Co do wypowiedzi z gdoca to bez Dartha nie będzie można ich tu ładnie przekopiować w wielu wypowiedziach dlatego po prostu ja to połączę jakoś w późniejszym terminie (piątek? Daję sobie czas do poniedziałku na to, bo i przerobię na jeden dłuższy odpis razem z finałem).
Prawdopodobnie rozwinę też to co poniżej napiszę. Cytat:
Oloth: - Nie… nie… nie swędzą. Ja żem dziecko ratować chciał, bo ryczało. Ale zrobiło BUM! To ono zrobiło BUM wielkie! – Zszokowany krzyknął od razu w kierunku mężczyzny. - Tru… tru… trupy! - Wrzasnął, gdy ujrzał łażące po ścianach nieboszczyki, wskazując je palcem. Od razu wykonał odwrót i rzucił się do ucieczki. Miał zamiar dotrzeć do najbliższego zakrętu i za nim od razu wejść do otwartego pokoju, zatrzasnąć drzwi. [Chyba, że zauważy jakiś inny sposób na ratunek. Może okno? Może okno w pokoju?]
| Oloth, Nex:
Nex nie miał już wiele szans. Jakiekolwiek miał jeszcze pomysły w głowie to co mu po nich skoro stracił łepetynę? Cóż za powód miał, żeby w decydującym momencie dać ciała? I to dosłownie, bo został rozszarpany na strzępy przez wygłodniałych milusińskich. Tempa jednak nie utraciły, gdyż niczym szarańcza rozpierzchły się po korytarzu goniąc Olotha i tego dziwnego faceta. Oloth uciekł korytarzem, a facet do dziecka. Wytłumaczenia Olotha były słabe i prawdopodobnie zginąłby, gdyby sytuacja nie sprawiła, że człowiek miał inne sprawy na głowie. Wpadł do pokoju, w którym ukrywało się dziecko i Oloth usłyszał tylko huki. Goblin dotarł do najbliższego zakrętu, a tam po prostu korytarz ciągnął się dalej. Nie było nigdzie okien. Oloth dotarł do jednego z apartamentów i szukał jakiegoś wyjścia, ale to był jedynie ślepy zaułek... po chwili zorientował się, że hałas tworzony przez żywe trupy zniknął. Zabarykadował drzwi i czekał... czekał... i nic. Minął dzień, a jedynym posiłkiem Olotha były kwiaty z dużego wazonu i spora ilość nieświeżej wody. Zdecydował się w końcu wyjść. Odbarykadował drzwi i ostrożnie je otworzył. Wszystko wyglądało... staro. Na podłodze było mnóstwo kurzu i popiołu, farba ze ścian odchodziła, dywany przegniły, a zbroje zardzewiały. Nie było żywych trupów, ani nikogo żywego. W miejscu gdzie padł Nex popiół przybrał rdzawy odcień... tyle zostało z jego kości i jego ciała. Jakby minęły dziesiątki jeśli nie setki lat. Zwiedzając Oloth w końcu dotarł do sali z Łukiem. Resztki świecących szaf Baltazara były jedynie rdzawymi wspomnieniami. Jedynie Łuk stał dumnie niezmieniony i emanujący dziwnymi blaskami. Nigdzie nie było nikogo, żadnych dźwięków... jakby wszyscy zginęli. Oloth rzucił zardzewiały kawałek w Łuk, ale nic się nie stało - po prostu przeleciał bynajmniej nie znikając. Pamiętając o obawach Baltazara goblin nie próbował wskoczyć w przejście. Po prostu stąd wyszedł tak jak przyszedł. Mur do sali z niewidzialnymi pułapkami częściowo zawalił się... okazało się, że pułapki już nie są niewidzialne i już nie działają - i na nich czas odcisnął straszliwe piętno. Ostatecznie Oloth dotarł do wyjścia i znalazł się na Placu Wojskowym, a właściwie tym co niegdyś było Placem Wojskowym. Okolicę można z trudem poznać... natura zajęła to miejsce. Mury istnieją... częściowo... wszystko inne to ruina... nawet Wieża Władcy choć w środku wydawało się, że ma swoje piętra to z zewnątrz wcale ich nie widać - może jest teraz wysoka na 4 metry co wydaje się niemożliwe, ale... ale czy jest coś niemożliwego? Po chwili i to co zostało z Wieży zawaliło się. Nie ma już do niej wejścia. W tym właśnie momencie pojawiło się na scenie kilku dziwnych podróżników. Dwóch ludzi (nadwyraz dziwnych, ale nie w takim sensie jak Baltazar i hukowcy, a w innym...) i dwóch ratunów tyle, że nie szczurów, a wilk i pomarańczowo czarny kot. Przemówił człowiek odkrywając dość długie kły:
- Wygląda na to, że przetrwałeś to jako jedyny. |