Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2012, 22:47   #11
 
DaFuq's Avatar
 
Reputacja: 1 DaFuq nie jest za bardzo znany
Podróż do Detroit przebiegała pomyślnie. Do tej pory zdarzył się tylko głupi incydent z transporterem opancerzonym, ale żołnierzom było gorąco w środku więc klapa na dachu była otwarta. Ten świeży powiew zimnego powietrza kosztował ich życie. Stało się to niedaleko Kalamazoo i kiedy Świt upewnił się, że wszyscy są martwi, co w praktyce oznaczało dekapitację ciał, wyciągnął bak z zapasową benzyną umieszczony z tyłu pojazdu. Następnie rozlał całą benzynę w środku i rzucił zapałkę.
Przed podpaleniem szukał jeszcze jakiegoś prowiantu, ale nie znalazł nic poza konserwami, których już i tak ma 5 puszek w torbie przytroczonej do motocykla, więc pozwolił konserwom spłonąć razem z całym tym bałaganem, który zostawił. Był podekscytowany. W końcu miał cel po kilku latach błąkania się po kraju.
Jego motocykl pędził po pustych szosach, niby napędzany jakąś zewnętrzną siłą Świt nie bał się tego. Rzadko kiedy odczuwał strach. Najczęściej po prostu chciał umrzeć. Wiedział też, że jeżeli dziwne zjawiska pojawiają się naokoło niego, to znaczy że już niedługo znów zobaczy się ze swym...z braku lepszego określenia nazywał go "ojcem chrzestnym". Było to mniej więcej tak właściwe jak nazwać leniwca drapieżnym i sadystycznym pomiotem piekieł, ale Świt nigdy nie zważał specjalnie na słowa. Jego życie to przez ostatnie 3 lata kolejno: krew, krzyki, śmierć i gitara. Rzadko spotykał nawet ludzi, których nie musiał zabijać.
Obecnie więc czuł mieszaninę różnych emocji. Tętno przyspieszyło, pot wystąpił na czoło. Spuścił gardę, stracił czujność. Zwykłe auto, hałasujące jak cholera, przejechało sobie a on niczego nie zauważył. Odwrócił się błyskawicznie kiedy nieznany typ wyszedł ze stacji i w sekundę podjął decyzję. Zaczął wyciągać i wsadzać rzeczy z powrotem do plecaka z gorliwością uczniów podstawówki, którzy muszą sprzedawczyni w sklepie zademonstrować jak bardzo chcą znaleźć dowód tożsamości i jak uporczywie on ucieka z zasięgu ich dłoni.
- Kiedy tylko pojedzie - szepnął do siebie - podążę za nim.
- Brawo! Jesteś iście zwyrodniałym, maniakalnym, psychopatycznym pustelnikiem! Moja krew! - wykrzyknął diabeł klepiąc go z całej siły w plecy.
Świt się nie poruszył. On przecież nie istnieje.
 
DaFuq jest offline  
Stary 16-10-2012, 03:29   #12
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Zielona trawa. 130 na 80 metrów. 15 mężczyzn po jednej stronie i 15 po drugiej. O’Neil podaje do przodu jednak oto Marcus przejmuje i podaje do napastnika swojej drużyny. Górą Marcus! Biegnijcie wy tam! Ruszajcie tymi nogami jakby jutro miało nie nadejść! Gdybym mogła sama bym grała, i nie koniecznie w wersję kobiecą.

Światło przesłoniętej brudem żarówki niewyraźnie oświetla “radosną” twórczość na drzwiach:
Obciągnę za magnuma, Ann - 409-655-273
i pisane innym markerem choć podobnym, nerwowym charakterem pisma:
Potrzebuję naboi”.
Biedne dziewcze.

Możliwe, że to przez tę cholernie zieloną trawę.

Właściwie mogłabym do niej zadzwonić, by się nie poniżała więcej.
Splash.
Garść orzeszków.
Zamieszanie.
Czy to pan Ściana?
Mydło.
A ta laska?
Idziemy.

Skupienie jakim wykazywały się Twinbells będąc oddzielnie przypominało to spotykane u dżdżownic. Lub jętek. Czy u czegoś żyjącego jeszcze krócej o ile to wogóle możliwe. Loinnir poczuła się znacznie pewniej wychodząc z łazienki, zostawiając za zapyziałymi drzwiami wszystkie troski związane z nieznaną Ann. Ciara z kolei wręcz przeciwnie - oto jej drużyna straciła kolejny punkt, a dziewczyna zorientowała się, że kibicowała nie tym koszulkom którym powinna. Szmać. Nie mniej, nie mogła długo rozpaczać nad tym faktem, gdyż oto Pan Ściana ruszył w stronę wyjścia zostawiając setkę (SETKĘ!) ku uciesze kelnerki.


Idziemy za tą dwójką. Póki co bez wtrącania się. I odzywania. Niepytanymi.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 18-10-2012 o 16:40.
Eyriashka jest offline  
Stary 16-10-2012, 12:41   #13
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
George nie zastanawiał się nad niczym. Po prostu wsiadł do swego Dodge'a, odpalił silnik i wrócił na trasę. Jechał spokojniej niż do tej pory, nie chciał bowiem przegapić jakiegoś istotnego drogowskazu. Uważnie obserwował prawą stronę drogi, i dopiero po pół godziny jazdy, trochę jakby przypadkiem zauważył blady, pojedynczy odblask światła w tylnym lusterku. Od razu skojarzył go z motocyklem ze stacji. Zdał sobie też sprawę, że jechał cały czas wystarczająco wolno, i nadal nie został wyprzedzony. W okamgnieniu zawładnął nim niepokój. Co rusz nerwowo spoglądał w boczne i tylne lusterko, próbując zrozumieć po co ktoś za nim jechał.
"Spokojnie George, to nie musi być żaden agent. Nie popadaj w paranoję."
Walcząc z obawami, zdołał nawet przeoczyć dwa zjazdy do Detroit. Dopiero jednak gdy zdał sobie sprawę czym grozi utrata kontroli nad sobą podczas jazdy samochodem, momentalnie zmusił swoje ciało do stabilizacji. Zimny, kalkulujący umysł doszedł wreszcie do głosu. Minton ścisnął mocniej swe spocone na kierownicy dłonie, zmarszczył bojowo brwi i po raz kolejny spojrzał w lusterko. On wciąż tam był. Mimo tego wolał nie uprzedzać żadnych faktów. Wciąż miał nadzieję, że może ten ktoś nie znał drogi i po prostu zdał się na instynkt stadny. "Jeśli nie wiesz dokąd jedziesz - jedź za kimś." - głosiła najstarsza zasada podróżników. Zdecydował nieco wystawić prześladowcę na próbę. Najpierw zwolnił więc do 38 mil, a potem do 24 mil na godzinę. I jeszcze osiem mil mniej... Czuł wręcz jak silnik jego wozu męczy się i woła o ulgę, niemalże jak spętany zwierz.
- Wybacz staruszku, musisz jeszcze trochę wytrzymać - rzucił cicho George niczym jeździec dodający otuchy swemu rumakowi. Gdy jednak i to nie sprowokowało motocyklisty do manewru wyprzedzania, po prostu zjechał na pobocze i zatrzymał się. Wnikliwie obserwował zachowanie drugiego kierowcy. Nawet jeśli uparciuch zatrzyma się razem z nim, był gotów stać tak kwadrans bez ruchu. Oj, niełatwe to będą chwile dla Mintona. Zdał sobie sprawę, że w każdej chwili mógł przylecieć jakiś helikopter albo przyjechałaby ciężarówka z brygadą chcąca go dopaść.
"Za dużo się filmów naoglądałeś, Minton. Kto by wiedział kim jesteś? Daj spokój! To może być zwykły... świr? Cholera... Serio za dużo filmów, Minton..."
By nieco ukoić swe nerwy, zapuścił kolejny utwór w odtwarzaczu. Thermalsi zawsze go bawili.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hPsdjlPVaJU[/MEDIA]

God reached his hand down from the sky
He flooded the land then he set it on fire
He said, "Fear me again. Know I'm your father.
Remember that no one can breathe underwater"

So bend your knees and bow your heads
Save your babies, here's your future
Yeah, here's your future

Słysząc znajomy tekst piosenki zaczął rytmicznie potakiwać głową. Odetchnął, i nawet na moment zapomniał o sytuacji w jakiej się znalazł. Gdy piosenka przeleciała do końca, odwrócił się do tyłu. Jeśli motocyklista wciąż tam czekał, chyba będzie mu musiał zrobić małą "niespodziankę"...
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 17-10-2012, 23:06   #14
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dCsCZe1cibY[/MEDIA]
Let's watch this city burn
From the skylines on top of the world
'Till there's nothing left in her
Let's watch this city burn the world


Nowy Jork był zatłoczony, ale czego innego można się spodziewać po mieście, które co roku przyciąga 50 milionów turystów, nawet w takich czasach. Teraz jednak miasto pustoszało z powodu bojowego nastroju i zapowiedzi zamieszek. Nikt nie chciał znaleźć się pomiędzy młotem i kowadłem, czego skutkiem w najlepszym wypadku byłaby wycieczka do szpitala. Nie, ludzie uciekali niczym szczury z tonącego statku, blokując ulice i nawet nowojorska infrastruktura, przystosowana do wielkiej ilości pojazdów, nie dawała sobie teraz rady.


"Pierdolone 99-ki," przeszło przez myśl Matta.

Dla niego cała ta organizacja składała się z gówniarzy, wyrzutków społeczeństwa i wychowanków slumsów, którzy tylko szukali okazji do porządnej rozróby. Rozróby, w której ofiary sypały się gęsto po wszystkich trzech stronach: ich samych, policji i postronnych. Nic dziwnego, że ci porządniejsi spieprzali z miast jak najszybciej się dało, żeby nie zostać złapanym w ogień krzyżowy.

Matt w tym się wcale nie różnił. Już teraz, jeszcze przed zamieszkami, czuł jak w jego tarcze mentalne zewsząd uderzają przeróżne myśli i uczucia. Pełne strachu i niepokoju. Rozpalone furią. Mało było tych spokojnych.

Nie tak to miało wyglądać. Miał zostać w Nowym Jorku góra tydzień, wymazać wspomnienia Stephena i ruszyć gdzieś na zachód. Wszystkie jego plany pokrzyżował Jerusalem ze swoją własną Deklaracją Niepodległości. Wytrącił go z rytmu, w którym żył i chłopak naprawdę nie wiedział co ma robić. Chciał rzucić się w te pędy do Detroit i znaleźć człowieka, który rzucił wyzwanie rządowemu gigantowi, ale nie mógł. Nie teraz, nadal pozostała mu jedna rzecz do zrobienia.

Nie mógł. Próbował zebrać się w sobie, ale nie mógł. Stephen był mu bliższy niż ktokolwiek inny; zawsze tak było. Byli braćmi, dorastali razem i pomagali sobie nawzajem, zawsze mogąc na siebie liczyć. Dlatego było mu tak trudno zrobić to, co bez wahania zrobił swoim rodzicom i siostrze. Miał ochotę zwyczajnie powiedzieć mu o wszystkim; o tym, kim jest i co potrafi. Wiedział, że było to jeszcze bardziej ryzykowne od niewiedzy. Nie mógł się zdecydować.

Pośpiech wcale nie polepszał sprawy. Chciał jak najszybciej wydostać się z Nowego Jorku, żeby uniknąć 99-tek i burzy, którą rozpętają oraz obrać kurs na Detroit. Wiedział, że w tym mieście duchów nie znajdzie Jerusalema. Wiedział, że pewnie już roi się tam od rządowych agentów i wojska. Potrzebował jednak czegoś, żeby rozpocząć poszukiwania. Musiał jedynie złapać chociażby cząstkę świadomości, jaką Spider zostawił po sobie, by móc go odnaleźć.

Ale nawet nie było mu dane opuścić miasta w spokoju. Jego stale wzniesione bariery umysłowe zazwyczaj stawiały opór powierzchownym myślom, ale przy tych intensywniejszych okazywały się bezużyteczne. Musiał się skupiać, żeby takowe wyciszyć, czego nie miał zamiaru robić teraz.

"Czy ktoś mnie widział? Chyba nikt mnie nie widział. Tak jak mówili, cała policja jest w centrum. Dobra, dobra, dobra... Zrobiłem to. Zrobiłem! Teraz mam... Pół godziny. Pół godziny, żeby uciec poza zasięg eksplozji..."

"Kurwa," zaklął jedynie Matt, zrywając się na równe nogi.

Chwytając w rękę ciężką torbę podróżną i zarzucając sobie mniejszą na ramię, popędził w stronę łazienki, żeby znaleźć Stephena.

Drzwi huknęły o ścianę, ukazując zasyfione pomieszczenie, które na nowojorskich dworcach uchodziło za łazienkę. Jakiś zapuszczony typ właśnie stał przy umywalce, a wnosząc po odgłosach dobiegających z jednej z kabin, Stephen właśnie opróżniał swój żołądek.

Matt poczekał cierpliwie, aż zostanie sam na sam z bratem i rąbnął pięścią w drzwi.

- Wyłaź, red alert jest.

- Co do cholery? - Spocony i blady chłopak wyszedł z kabiny i podszedł do umywalki, by obmyć twarz.

- Ktoś podłożył bombę tutaj, na dworcu. Nie pytaj się skąd wiem, później wytłumaczę. Musisz stąd spierdalać i to jak najszybciej, za pół godziny będzie tu strefa zero. Spróbuj zadzwonić na policję i sprowadzić ich tutaj.

- Ale...

- Nie ma czasu. Zaufaj mi. IDŹ!

Wraz z ostatnim słowem jego głos wzniósł się nieoczekiwanie i Matt poczuł, jak jego moc zadźwięczała. Mimowolnie wzmocnił przekaz mentalną sugestią.

Nie miał jednak czasu, by próbować to zatrzymać. Było mu to w sumie na rękę, bowiem Stephen zaraz opuścił łazienkę pospiesznym krokiem i Matt pozostał sam.

Nie czekając, rzucił ciężką podróżną torbę w róg ostatniej kabiny tak, by nikt jej nie zauważył i stanął przed jednym z luster. Rozpiął zamek tej podręcznej i namacał składaną kuszę pistoletową. Zamierzał jak na razie pozostawić ją na swoim miejscu, ale głęboką kieszeń płaszcza wypełnił bełtami. W razie czego, dwa szybkie ruchy i będzie uzbrojony.

Odetchnął głęboko i przymknął oczy, koncentrując się. Próbował odnaleźć głos, który jeszcze nie tak dawno temu brzmiał w jego głowie. Chciał znaleźć tego gościa, któremu zamarzyło się zostać zamachowcem i zmusić go, w ten czy inny sposób, do współpracy w uratowaniu dworca pełnego ludzi.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 18-10-2012, 14:24   #15
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nowy Jork

Inkfizin

Bandaż nasiąkał krwią, dziewczyna patrzyła w milczeniu na ranę, a w uszach Inka dzwoniły ostatnie słowa zdenerwowanej dyspozytorki:
Postaram się kogoś wysłać, ale w mieście są zamieszki, wszystkie karetki są zajęte.
Dziewczyna wreszcie na niego spojrzała i uśmiechnęła się słabo.
- Jesteś bohaterem - powiedziała pełnym nadziei głosem. Jej oddech był niepokojąco ciężki - Uratujesz mnie.


Minęła chwila i kolejna, dookoła buzowały myśli i odczucia. Wreszcie, na skraju świadomości zadźwięczała ta sama zmącona świadomość.
Cholera, gdzie się podziały wszystkie taksówki?
Dixon, starając się utrzymać połączenie z umysłem zamachowca, ruszył w stronę postoju taksówek. Jednak mężczyzna musiał ruszyć dalej. Teraz, kiedy telepata koncentrował się na jego umyśle, mógł wyczuć nawet najdrobniejsze i najmniej ważne z myśli.

Co za syf, ktoś powinien coś z tym zrobić, śmierdzi.

Matt minął przepełniony śmietnik.

Hm, a może kawę. Nie mam czasu.

Niewielki kramik z ciastkami i ciepłymi napojami, pachnący świeżo parzoną czarną kawą. Wciąż jednak za dużo ludzi, wciąż o krok za zwierzyną.

Pierdolę, kto tu wyprowadza psy?!

Pełne oburzenia myśli zlały się w jedno z głoścnym - Kurwa! - które opuściło usta młodego mężczyzny, czyszczącego but o krawężnik.



~”~

Chicago

Eveningstar

Szła o krok za Panem Ścianą, widziała jak sięga po klamkę, a w następnej chwili wiedziała już dlaczego go tak nazywają. Eksplozja wybiła drzwi z ramy i roztrzaskała na drobne kawałeczki. Zniknął też spory kawał ściany i chyba wszystko co było w barze szklane roztrzaskało się na amen.
Pan Ściana natomiast stał niewzruszony. Zakasłał jedynie, gdy wzniecony przez wybuch kurz dostał się do jego płuc. Samej Klevdrze nie stało się wiele, jednak istniała możliwość, że gdyby stała nieco bardziej w prawo, a nie bezpośrednio a plecami brodacza, to spotkałoby ją coś nieprzyjemnego.
- No, no, no - chłopak wyłonił się z chmury pyłu i mrugnął w sposób niezmiernie niepokojący - Sławny Pan Ściana. Wreszcie się spotykamy.
- Kyr’Wein - mruknął Ściana.

Catnip

Eksplozja rzuciła ją na bar i przyprawiła o potężny ból w okolicy krzyża. Gdy otworzyła oczy okazało się, że oczywiście odpowiedzialni za ten tragiczny obrót spraw są Szczodry Wujek i jego Udawana Siostrzenica. Przed nimi, w miejscu gdzie jeszcze niedawno był front pubu stał chłopak, wyglądający na licealistę - nie tylko miał buzię gładką, że chciało się płakać, był także ubrany w szkolny mundurek.

Ciara i Loinnir

Ledwo zdążyły paść na ziemię, unikając tym samym największego zagrożenia w postaci odłamków i drzazg. Teraz miały całkiem dobry widok na czarnookie dziecie szatana. Mogły także spokojnie podziwiać niewzruszenie Pana Ściany.

~”~

Cleveland


Park

Pierwszy odpadł Gruby Mike. Już kiedy przechodzili przez ogrodzenie wymiękł i wrócił do sierocińca w podskokach. Chudy Mike wytrzymał aż do granicy lasu. W pewnym sensie David miał tu przewagę, nie widział w lesie nocą nic straszniejszego niż w lesie za dnia.
Boyle trzymał się jednak twardo, a im dalej od jego naturalnego terytorium, tym zachowywał się bardziej po ludzku. Gdy David wlókł się przez haszcze i potykał o wystające konary, to Boyle mu pomagał, sterując nim bezceremonialnie. Trzymał ramię Davida w żelaznym uścisku i pewnie będę z tego siniaki, ale ostatecznie przeszli przez las zdecydowanie szybciej niż Park sobie wymarzył. Gdy wyszli po drugiej stronie, chłopiec poczuł chłodną wilgoć na twarzy, mgła.
- Ja pierdolę - rzekł z filozoficzną nutą w głosie Boyle - Ale mleko …


Tory znaleźli przez przypadek, Park potknął się na nich i padł prosto na twarz. Boyle rechotał w najlepsze póki nie usłyszał pociągu, o którym jego towarzysz próbował go ostrzec. Na szczęście pociągi towarowe tutaj zdecydowanie zwalniały.
Boyle pomógł wreszcie Davidowi wstać i razem wgramolili się na jeden z otwarych wagonów. Jechali tak jakiś czas, marznąc na stercie żużlu, a przy pierwszym postoju przenieśli się do zamkniętego wagonu z workami mąki. Boyle zdążył nawet podwędzić skądś trzy słodkie bułki, które zjedli ze smakiem. Zabranie go ze sobą okazało się zaskakująco dobrą decyzją.
Wreszcie zatrzymali się w Cleveland, od Detroit dzieliło ich już tylko Jezioro Eyre.

~”~

Detroit

Gregory

Shifter zszedł ze wzgórza, jako zasłonę wykorzystując skorupy przewróconego komina. Przeszedł kilka przecznic bez kontaktu z przeciwnikiem. Kilka kolejnych już trochę nadszarpnęło jeego nerwy - zbliżał się do miejsca, w którym widział żołnierzy.
Nagle powietrzem wstrząsnęła seria z automatu. Shif zamarł na chwilę, pod osłoną muru. Nie strzelali do niego, tyle dobrego. Jeżeli jednak nie do niego, to do kogo? Wychylił się ostrożnie zza węgła i zapuścił żurawia wgłąb ulicy. Alejka kończyła się przecznicą, na której znajdował się kiedyś pasaż handlowy - dużo wypolerowanych powierzchni, obecnie w stanie większej lub mniejszej dezintegracji, jednak Shifter wciąż mógł skorzystać z tego zmąconego lustra by określić pozycję strzelających. Serie z karabinów maszynowych brzmiały jak ze standardowego M14, bezpiecznie było więc założyć, że to strzela wojsko. Z drugiej strony nie strzelało nic.



Cross

Dotarł do wzniesienia niezauważony, ułożył się na brzuchu i obserwował przez chwilę pogrążone w ciszy miasto. Nagle, ni stąd, ni zowąd pomiędzy budynkami rozgorzała walka. Nieco na wschód od jego pozycji ktoś puszczal=ł serię za serią z automatu, a prosto na północ słychać było pojedyncze strzały, które przerwała eksplozja czegoś sporego - jak samochód?

Minton i Dziecię Nocy

George Stanął jak krowa na środku drogi i czekał na posunięcie motocyklisty. Napiętą sytuację przerwały roznoszące się echem po pustkowiu odgłosy strzałów i eksplozji. Byli niedaleko Detroit, a z tego co dało się wywnioskować z kakofonii, która atakowała ich uszy, Detroit znów stało w ogniu.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 18-10-2012 o 15:02.
F.leja jest offline  
Stary 18-10-2012, 15:20   #16
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
No to tym go załatwiła... nie mógł jej zostawić, nie mógł czekać, ale musiał się opanować. Przecież to nie mogło być takie trudne... opatrzenie rany. Co to dla niego. Tak, tak. Dla niego - bohatera. Może i nim być przez chwilę, czemu nie? Powinien. Musiał.

Przyłożył rękę w okolicę rany, dłonie go zapiekły, ale zignorował ból.
Mechanika płynów. Tak, tak. Doskonale. Mógł spowolnić krążenie krwi, mniej krwi z niej wypłynie, a to dobrze. Jak nie będzie tak krwawić to może nawet ją zszyje. Doskonały pomysł. Na dodatek mniejsze ciśnienie ją lekko otumani, więc nie będzie się może tak wierzgać gdy ją będzie zszywać. Zajął się spowolnieniem przepływu jej krwi, po czym popędził do gabinetu. Pociągnął do siebie więcej bandaży, butelkę wody, jeszcze jedną igłę, wodę utlenioną, a raczej jej resztki (klienci często się wiercili i dostawali za swoje). Brakowało mu nici.
Rozpiął bluzę i spojrzał na swoją białą koszulę. Rozłożył molekuły i t-shirt zaczął się pruć, odsłaniając niebieską skórę Inka i jego dziwny, fioletowy tatuaż zajmujący cały korpus.

Przełknął ślinę, zdjął szybko ten głupi bandaż, przemył ranę najpierw zwykłą wodą, a potem zdezynfekował utlenioną. Podwinął mocniej bluzkę dziewczyny i spróbował zszyć jej ranę, wybijając w główce igły małą dziurę na nić (niszcząc drobny element jej struktury) którą stworzył z całkowicie porwanej koszuli, choć potrzebny mu był tylko skrawek.

-Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam... - szeptał wciąż do otępiałej dziewczyny.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 18-10-2012, 17:21   #17
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny


Nosz, panie...
Nic mu nie jest.
Też sobie znalazł moment na wejście.
Efekciarz.
Czekamy?
Ano.
Przy tej lasce i tak nie ma co się wtrącać.

Na wszelki wypadek dziewczyny ustawiły się za kolejną, jak widać zupełnie prowizoryczną, osłoną. Loinnir oparta plecami odpaliła papierosa patrząc na reakcje ludzi w barze, a także czy przypadkiem nikomu nie przyszedł głupi pomysł dzwonienia po posiłki. Jak na przykład szczodrze obdarowanej kelnerce.
Ciara natomiast wytężając słuch obserwowała rozwój wydarzeń przy "wejściu" do baru.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 20-10-2012 o 18:51.
Eyriashka jest offline  
Stary 20-10-2012, 13:22   #18
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Szedł brzegiem miasta w stronę wzniesienia. Cholera, z daleka nie wyglądało to tak źle. A gdyby tak? Nie, nie mógł sobie na to pozwalać za często, źle to się kończyło. Na co mu teraz takie problemy. Szedł więc dalej, powłócząc noga za nogą. Phi, miasto w gruzach, cisza jak makiem zasiał. Oczekiwał napierdalanki w stylu Hollywoodzkich produkcji, a tymczasem był w Nocy żywych Trupów. Nic się nie dzieje, nic nie słychać, tylko ślady jakieś znalazł. Po Jerusalemie, człowieku, który miał jaja wypowiedzieć wojnę rządowi i nawet otwarcie wyjawił, gdzie jest Cross oczekiwał czegoś naprawdę wielkiego. A tymczasem tutaj brak jedynie ekipy remontowej i można odnawiać miasto. Nucił sobie pod nosem, bo mimo wszystko nie odważył się włożyć słuchawki do uszu. Na cholerę on tu jechał…

I doszedł na czubek. Ładnie tu, a jaki widok piękny. Idealne pobojowisko. Ulokował się miękko na brzuchu i zaczął obserwację terenu. Nie mógł w końcu pokazać się na tak otwartym terenie, a okiem obejmował sporą połać miasta, więc czuł się tu dobrze. I jego cierpliwość została wynagrodzona.

Usłyszał strzały. No nareszcie! Coś się dzieje. Ktoś walił z automatu. W innej części miasta nawet eksplozja. Kto mógł walczyć na tym terenie? To ruiny, nie ma tu bandytów, ale za to są agenci i „nasi przywołani przez Jerusalema! Czas działać, dziecinko. Cross wstał nie bacząc już na wyłapanie, przeciągnął się i wycofał o kilka kroków. Krótki rozbieg, zawiązanie wzmocnień ścięgien w nogach i wybicie z wzgórza. Zanim jeszcze zaczął opadać, z jego nóg i ramion wystrzeliły ku siebie wiązki biomasy, które zawiązały się ze sobą tworząc organiczne skrzydła.

[MEDIA][/MEDIA]
((wygląd biomasy))


Poszybował ostro w dół, aby na samym dole wyhamować i ponownie przerobić nogi w dwa potężne odnóża z biomasy, co wspomogło jego lądowanie. Utrzymał je i z nadludzką prędkością wbiegł między budynki, aby zobaczyć co się dzieje.
 
Bachal jest offline  
Stary 22-10-2012, 21:33   #19
 
Zgubny's Avatar
 
Reputacja: 1 Zgubny nie jest za bardzo znanyZgubny nie jest za bardzo znanyZgubny nie jest za bardzo znany
- Kurwa… Kurwa… Kurwa… - Szeptał do siebie nie mogąc uwierzyć, że w przeciągu dwóch tygodni jego życie zmieniło się tak diametralnie. Willa z basenem w Miami, wpływy, znajomości, używki, tyle dup ile tylko sobie zażyczył, nawet prywatna ochrona, a teraz co mu pozostało? Skrada się jak jakiś kanałowy szczur w ruinach miasta, które nawet za czasów swojej świetności nie zachwyciłoby go swoim klimatem. I pomyśleć, że znalazł się tutaj po to by zwiększyć swoje szanse przeżycia – cóż, trudno było mu w to uwierzyć gdy co jakiś czas do jego uszu dochodziły odgłosy wystrzałów. Niemniej konsekwentnie parł naprzód poruszając się w głąb Detroit, a mimo to nie napotkał jeszcze na żadne poważne problemy, nie było więc tak źle.
Wtem seria z broni automatycznej na powrót odciągnęła go od własnych myśli i przypomniała o zachowaniu czujności, zwłaszcza że rozbrzmiała niepokojąco blisko. W pierwszym odruchu padł w kucki na ziemie, osłonił rękoma głowę i schował się za zdemolowaną ścianą jakiejś starej kamienicy, prędko zorientował się jednak, że ostrzał nie był wymierzony w niego.
- Ysz… Chyba jestem blisko celu. Czegokolwiek szukam. – Mruknął i rozejrzał się wkoło, szybko stwierdzając, że wystrzały dochodzą z głównej ulicy znajdującej się przed nim. Kolejne serie tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Musieli kogoś znaleźć, a skoro nie byli temu komuś przyjaźni, znaczy to, że potencjalnie ten ktoś walczy po tej samej stronie barykady co Shifter. W takim wypadku trzeba działać.
Gregory pochylił się i zwinnie przeskoczył przez murek ruszając pośpiesznym krokiem w stronę rogu ulicy. Przywarł plecami do załomu budynku i wychylił się ostrożnie, dostrzegając od razu dawny pasaż handlowy. Przez chwile w przybrudzonych witrynach sklepowych obserwował sytuacje bacząc przy tym na to by nie dać się przyuważyć. Odbicia powiedziały mu wystarczająco wiele, nadszedł jednak czas na działanie. Oderwał się plecami od muru i zostając w swojej zakrytej uliczce, przeciągnął się, pobieżnie rozgrzewając mięśnie.
- Czas przypomnieć sobie stare lata… - Mruknął i mimo wszystko uśmiechnął się wspominając jak za gnojka bawił się w parkur i nie musiał o nic dbać. Wziął rozbieg, odbił się stopą od wyłomu w murze, drugą od starego rusztowania ulicznego straganu i wyskoczył w górę. Złapał się palcami parapetu okna znajdującego się na piętrze. Jęknął głośno, ale zmusił mięśnie do podciągnięcia się i już po chwili przez rozbitą okiennice wskoczył do wnętrza budynku.
- No, no… - Rozejrzał się po zdemolowanej sali i stwierdził, że trafił chyba do jakiegoś sklepu muzycznego. Zakurzone i podniszczone instrumenty walały się po pomieszczeniu, nieruszane zapewnie od czasu zniszczenia Detroit. Gruba warstwa kurzu zaległa na podłodze, tak że na posadzce widać było każde miejsce gdzie postawił krok. Ruszył prędko w kierunku przeciwległego okna, przy którym to – wedle jego obliczeń – w bliskiej odległości znajdowali się strzelcy na dole . Do kogokolwiek zaś strzelali żołnierze, postanowił to im uniemożliwić.
Shifter raz jeszcze obejrzał się wkoło siebie i zaraz uśmiechnął triumfalnie. Pochylił się i wziął do ręki stary mikrofon pojemnościowy – waga i kształt zgadzały się mniej więcej więc zadanie jakie sobie wyznaczył nie powinno sprawić mu większych problemów. Oparł się plecami o ścianę przy oknie, a potem przymknął oczy, skupiając się na użyciu mocy…

Już po chwili zamiast mikrofonu w jego ręce znajdował się najprawdziwszy granat dymny, a na twarzy Gregorego wykwitł jeszcze większy uśmiech. Postanowił jednak, że jeden prezent to za mało więc prędko przekształcił następny porzucony w mikrofon w granat łzawiący – takie dymne połączenie powinno nieco ostudzić zapał zafrapowanych strzelaniem chłoptasiów z Rządu.
Murzyn odbił się plecami od ściany i wyrzucił niespodzianki przez okno, w stronę żołnierzy…
 
Zgubny jest offline  
Stary 22-10-2012, 23:52   #20
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ink


Robił wszystko co w jego mocy, wykorzystywał całą dostępną sobie wiedzę i co tylko miał pod ręką. Mechanika płynów była nieco ryzykowna, musiał sięgnąć umysłem głęboko w ciało dziewczyny, ale czy miał wybór?
Kiedy skończył i spojrzał znów na zegarek okazało się, że całą procedura zajęła mu zaledwie kilka minut, a sygnału karetki wciąż nie było słychać.
Dziewczyna leżała spokojnie przez cały czas gdy próbował ją zszyć, teraz też ani drgnęła. Zaniepokojony sprawdził jej oznaki życia. Słabe, bardzo słabe. Śmierć czaiła się na nią tuż za rogiem.

Cross

Na tym etapie dyskrecja nie była jego głównym zmartwieniem. Może zaoszczędziłaby mu odrobiny kłopotów, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pochłonięty entuzjazmem i chęcią wzięcia udziału w jatce wypadł z bocznej uliczki prosto na szeroką aleję, która do niedawna okalała chyba jakiś park. Po prawej i lewej wciąż widać było miejsca, gdzie przed wybuchem rósł rząd potężnych drzew. Z każdym krokiem Cross orientował się, że to co wziął za martwe pnie wciąż żyło i rosło. Na jego oczach wyrastały delikatne młode pędy. Był to powolny proces, ale im dalej wgłąb alei tym pnącza i korzenie były większe i bardziej żywe.
Wreszcie Cross dostrzegł ruch. Niewielki oddział uzbrojonych po zęby żołnierzy wybiegł z bocznej uliczki i ruszył pędem w jego stronę. Pięciu mężczyzn, wszyscy oglądali się i strzelali za siebie. David nie był ich największym problemem.
Ich problemem było wielkie, ożywione drzewo, które właśnie wyszło zza ruin budynku poczty głównej i jego diabelskie pnącza, które niczym bicze siekły asfalt, chodnik, resztki murów ze złowrogim świstem i trzaskiem.


Shifter


Puszki powędrowały pięknym łukiem prosto pod stopy żołnierzy. Było ich trzech, dwóch strzelało, jeden ranny siedział wsparty pod ścianą. Byli idealnie pod Marshalem i totalnie skupieni na tym co atakowało ich z drugiego końca ulicy, a o ile Shifter nie miał jakiś zwidów, to były dwa niewielkie drzewa, z potężnymi ożywionymi pnączami świszczącymi w powietrzu uwerturę zniszczenia. Nic dziwnego, że serie z karabinu nie zdawały egzaminu. Teraz żołnierze byli jeszcze dodatkowo oszołomieni i zagubieni. Grube jak udo Shiftera odnóże jednego z drzew zaszumiało tuż pod oknem i dosłownie zmiażdżyło próbującego przetrzeć oczy chłopaka. Zahipnotyzowany całą sceną Shif, w ostatniej chwili zauważył, że jedna z lian postanowiła odwiedzić jego sklep muzyczny, uchylił się, jednak macka zaczęła penetrować pomieszczenie. Kwestią czasu było jego odnalezienie.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 23-10-2012 o 09:18.
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172