Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2012, 02:16   #1
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Legenda o Vitoldzie i Vildbjørnie

Na ciemnym bezgwieździstym niebie gdzie nawet księżyc skrył się niby przed niemiłosiernym mrozem i gęstymi opadami białego niczym chmury śniegu rozbłysły dwie kropki, jedna czerwona druga zielona które poczęły migać jedna po drugiej. Dla mieszkańców krainy rzadkiego słońca zwanej też przez jej nich w swym ojczystym języku Solensjældne było to rzadkie zjawisko. O ile znalazł się odważny by wyjść ze swego domostwa i podziwiać niebo w miesiącu najgroźniejszym ze wszystkich pięciu. Miesiąc koldmørke. Wtedy słońce nie wstawało o świcie, w ogóle nie pokazywało się na niebie. Niskie temperatury zamieniały opady deszczu w śnieg, a silna bryza znad lodowych wód docierała wgłąb lądu okrywając swym zimnem prawie całą krainę. Normalne życie toczyło się tylko w jednym miejscu – Hrafngrøft. Osiedle ludzkie do połowy ukryte w jaskiniach. I tam właśnie soleni bo tak nazywano rodowitych mieszkańców krainy budzili się gdy zapłonął ogień w dużej czarze na rynku.Wtedy handlarze otwierali swe kramy, okoliczne tawerny rozchylały odrzwia by wpuścić spragnionych grzańca mężczyzn oraz wygłodniałych po warcie strażników serwując im świeżo upolowaną i upieczoną dziczyznę. Miesiąc najgorszych zamieci i najniższej temperatury w całym roku był okresem dziękczynienia i hulanek po czterech miesiącach ciężkiej pracy przy rozbudowywaniu osad i przygotowywaniu zapasów. A dziękowano trójcy boskiej: Słońcu, które było panem wszystkiego co żyje, Przyrodzie, która wydaje na świat rośliny i zwierzęta oraz potomków solenów, i ogniu, dziecku Słońca i Przyrody które daje szczęście ale też i gniew.
Tam właśnie kierowały się dwie magiczne kropki na niebie.

Leciałeś wysoko pośród maluteńkich płatków śniegu, które oblepiały Twój helikopter prawie że całkowicie. Wybrałeś sobie zdecydowanie złą porę na podróż przez krainę rzadkiego słońca. To nie Twoja ojczyzna pełna gorących piasków. Ale im większe ryzyko tym większa zabawa dla Ciebie prawda? Nigdy nie byłeś w tych okolicach. Nie wiesz gdzie tu można uzupełnić paliwo i czy tutejszy lud wie co to znaczy. Przez zamieć widziałeś jakieś światła na ziemi. Wiatr wzmagał się, trudno było utrzymać pożądany kurs.W dodatku zbiorniki były prawie puste. No ale skoro już trafiłeś na potencjalną osadę to czemu by nie zacząć jakiś wstępnych pertraktacji handlowych z władcą? W sumie tylko po to przeleciałeś taki szmat drogi. Próbowałeś nawiązać kontakt radiowy z tym przybytkiem. Na próżno. Albo przez zamieć albo zacofanie technologiczne nowych partnerów handlowych. Miałeś nadzieję, że nie skończysz jak swój ojciec i podszedłeś do lądowania w okolicy.
Gdy maszyna zapadła się w śnieg od razu zacząłeś przygotowywać swój motocykl crossowy oraz samego siebie do ciężkiej przeprawy. Gdy tylko wyrzuciłeś jednośladowca na śnieg ten zrobił dość głęboką dziurę w puchu. Na tyle głęboką, że jazda motocyklem mija się z celem bo chyba nie chcesz być bałwanem.Gdybyś miał rakiety do chodzenia po śniegu...Ale zaraz! Widzisz coś, jakby plamę jasnego światła. I zbliża się do Ciebie. Odruchowo sprawdziłeś czy masz swoją broń przy sobie i czekałeś. Ta plama okazała się latarnią trzymaną przez rosłego mężczyznę w grubym futrze dokładnie zakrywające każdą część ciała. Oprócz oczu na które założone były gogle i czubka nosa wystającego spoza szerokiego szala. W drugiej dłoni nieznajomy trzymał kuszę. Dużych rozmiarów.Zapukał jej kolbą w metalowe drzwi helikoptera i począł poświęcać latarnią po szybach. Zdecydowałeś się mu otworzyć. Ten tylko zmierzył Cię mało przyjemnym lecz nie złowrogim spojrzeniem. Odkrył usta schowane do tej pory za szalem i wybełkotał coś do Ciebie.Widząc Twoją bezradność w tym momencie pokiwał lekko głową i rzekł w języku wspólnym:
- Czego tu chcesz? - jego głos był donośny i niski. Mimo hałasu jaki robił wiatr mogłeś go dobrze zrozumieć. Mężczyzna był o głowę wyższy od Ciebie, szerszy o dwa razy częściowo za sprawą ubioru. Miał krótkie czarne włosy oraz brodę, dokładnie przyciętą i niezbyt bujną. Jegomość oparł kuszę o swój bark i czekał ukradkiem zerkając po wnętrzu helikoptera.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 27-11-2012, 20:46   #2
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Z MG

Vitold mad Valgrad, szanowany i znany w całym Sulpin handlarz bronią spojrzał na twarz jegomościa który przybył go przywitać. Nie wyglądał jakoś strasznie złowrogo, po prostu pierwszy raz widział tą odmianę człowieka. Często spotykał elfy, krasnoludy i inne nacje zamieszkujące Granit, a nawet spotkał kilku rzadko spotykanych Virteenów. Szczerze powiedziawszy, w tak mroźnym zakątku spodziewał się spotkać raczej orków lub olbrzymów, ewentualnie ogrów. Zobaczenie człowieczej rasy jakoś dziwnie go uspokoiło. Na tyle, że odłożył pistolet Desert Eagle do kabury, lecz tej mimo wszystko nie zapiął. Przykucnął na progu burty helikoptera. Wylądował na śniegu, który był dość wysoki i dość rzadki aby zrównać się z jej poziomem. Za nim, ułożone i przypięte do podłogi pasami znajdowały się skrzynie. Po oznaczeniach i podpisach w kilku językach, można było się domyśleć że to broń palna i amunicja do niej. Zresztą, sam helikopter miał przy ogonie logo pewnej znanej z handlu bronią firmy. Zbrojmistrz Zachary del Velgrad i rodzina brzmiał biały napis na czarnym helikopterze Blackhawk. Sam Vitold, ubrany był w ciepła bluzę z kapturem, a nią miał dodatkowo założoną ciepłą kamizelkę, tak zwany waciak. Wiedział jakiej pogody się tu spodziewać, stąd ten jego przemyślany ubiór.
Kiedy padło pytanie o cel przylotu, uśmiechnął się lekko. Trafił na lud zacofany, jak wnioskował po kuszy na ramieniu faceta.
- Jestem Vitold mad Valgrad, kupiec i handlarz bronią w jednym. Nie najnowocześniejsza, lecz z pewnością najbardziej niezawodna broń prosto z Sulpin - skłonił się rozmówcy lekko, nie prostując przykucniętych nóg - Przybyłem tu, by utworzyć nowe szlaki handlowe z waszym ludem oraz uzupełnić zapasy na powrót.
Miał szczerą nadzieję, że lud ten wie co to helikopter i opanował techniką rafinowania benzyny. Jeśli nie, musiał wysłać wiadomość do najbliższej filii jego firmy i czekać, aż nie dostarczą mu potrzebnych rzeczy. Zapas jedzenia miał, ubrań też. I broni tyle, że był w stanie spacyfikować małe państewko.
- Może wejdziesz? Tu jest cieplej, niż na dworze - odsunął się lekko, dając facetowi możliwość wejścia na pokład helikoptera. Mimo dużej ilości skrzynek, prócz dwóch miejsc za sterami w tylnej jego części na stałe był przymontowane składane krzesła, stolik i mała prycz oraz mała, kwadratowa lodówka wbudowana w ścianę. Wszystko można było złożyć i wygospodarować więcej miejsca na skrzynki.
Nieznajomy od razu położył swoją kuszę na metalowej podłodze helikoptera i sam wdrapał się do środka nanosząc śniegu, którym był ubabrany po kolana. Rozwinął szal odkrywając szyję oraz rozpiął nieco swoje futro przy szyi.
- Handlarz bronią powiadasz? Niezawodna? A przetrwa tutejszy klimat? - bruknął wskazując paluchem w skórzanej rękawicy za siebie prosto na śnieg - Mów na mnie Hringr. Jeśli szukasz naszego przywódcy to mogę zaprowadzić, ale uprzedzam że bez wprawy nie zajdziesz daleko w tym momencie, a na plecach nosić Cię nie będę - wcisnął rękawice do kieszeni spodni a z drugiej wyjął małą wyrzutnię flar wyglądem przypominającą pukawkę z cynglem - To jak?
- Prowadź - powiedział tylko, biorąc z siedzenia drugiego pilota plecak i karabin M14.
Potem wyjął z pierwszej lepszej skrzynki dwa karabiny AKM i po kilka magazynków do nich. I karabiny, i magazynki wsadził do plecaka i przeciągnął suwak. Potem tylko sprawdził wiązania swoich wojskowych trepów po czym był gotowy.
- Daleko? - zapytał się jeszcze tylko dla pewności, w sumie to nie powinno być bardzo daleko, widział chyba to miasto z helikoptera.
Spojrzał na szykującego się handlarza unosząc brew - Niedźwiedzi królewskich tu nie ma, nie potrzebujesz aż takiej broni - odchrząknął i kontynuował - Jakbyś przybył o innej porze to obyłoby się bez tego - pokazał wyrzutnię mężczyźnie - Za długo nam zajmie taranowanie ta\ego śniegu - wychylił rękę z pistoletem i nacisnął spust. Nagle z lufy wystrzeliły czerwone iskry a pocisk tego samego koloru wyfrunął w górę pozostawiając smugę na niebie by w końcu wybuchnąć niczym fajerwerk - Zaraz przybędzie transport. Kilka uwag. Nie machaj moim towarzyszom tym przed nosem - wskazał brodą AKM - Nie rób awantur i zachowuj się przyzwoicie, a załatwię Ci audiencję u przywódcy. Jednego takiego musieliśmy wygnać do lasu. Pewnie już zamarzł albo zeżarł go jakiś bydlak - widocznie bardzo ta wizja go bawiła bo zaczął się śmiać.
- Doprawdy, pocieszające - bąknął pod nosem sulpin - To nie na niedźwiedzie, to próbka towaru - uściślił, wskazując na AKM’y w plecaku - A to jest moje prywatne - zaprezentował M14, widocznie nie byli tacy zacofani, wiedzieli co to broń - A manier uczyć mnie nie musisz, rozmawiasz z kimś komu to nie jest obce, z kimś szlachetnie urodzonym. Choć nie wiem, ile u was znaczą takie tytuły... - w myślach dodał “troglodyto”.
- Nie kupimy nic co się będzie zacinać na mrozie. Dlatego używamy prostej broni - na widok M-14 tylko kiwną głową, a zza pleców wyjął dość ładny topór jednoręczny. Raczej rzadko używany do rąbania drewna - A to moje prywatne cudo. Co do Twojej szlachetnego pochodzenia. Nie lubimy takich. Nic poza jakimś idiotycznym dopiskiem przed imieniem i masą złota się nie różnicie od innych. I kolejna rada. Nie uważaj się za lepszego z nas z tego powodu - nerwowo machnął toporem jakby chciał przeciąć powietrze w pionie. Oczywiście z dala od handlarza by ten nie wziął tego za przejaw wrogości.
- Jeżeli chcesz mnie obrazić, to idzie Ci dość słabo - uśmiechnął do niego przyjacielsko, w końću uśmiech zbliżał ludzi - A o AKM’y się nie przejmuj. Są tak prostej budowy, jak twój topór. Zresztą, zobaczysz sam.
Hringr tylko zamruczał cicho na znak że z chęcią zobaczy jak to działa.


Po niecałych dwudziestu minutach na szyby helikoptera padło jasne światło. Cztery reflektory blisko maszyny oślepiały tego kto na nie spojrzał. Już można było dojrzeć prostokątny kształt karoserii transportera gąsienicowego ze specjalnie uformowaną bryłą na kształt trójkąta na przedzie która usuwała nadmiar śniegu z drogi. Hringr machnął kuszą na Vitolda by ten szedł za nim. Z szoferki wyskoczył drugi facet wzrostem podobny do tego pierwszego ale różnili się ubraniem. Kierowca nie miał grubego futra. Tylko kurtkę z lnu wypchaną czymś co służyło za ocieplenie i czapkę ręcznie robioną z wełny. Po przywitaniu się objęciem i poklepaniem po plecach kierowca wrócił na swoje miejsce a Hringr otworzył inne drzwi na tyle pojazdu czekając na handlarza już w środku. Była to mała kabina z miejscami siedzącymi po obu stronach wzdłuż metalowych ścian jeśli patrzyło się z wejścia do niej. Przed wchodzącym znajdowało się przejście do szoferki. Jedynym źródłem światła była mała lampa jarzeniówka nad tymże przejściem.
Sulpijski handlarz bronią, wszedł do środka i rozejrzał się po twarzach ludzi, którzy podjechli do niego tą maszynerią. Była całkiem zmyślnie zbudowana, ale dało się zauważyć jej toporność. To nie było to samo, co lekkie i szybkie terenówki na piaszczyste płaskowyże Sulpij. Ale nie miał na co narzekać.
- Witam. Nazywam się Vitold - skinął mężczyzną głową i usiadł na pierwszym, lepszym miejscu - Jak się mieszka w tych stronach? - spróbował zagaić rozmowę - Jaki macie tu miejscowy trunek? - lekko się wyszczerzył, w końcu to byli faceci, musieli wiedzieć co nieco o trunkach.
Karabin włożył między nogi, ściskając go łydkami. Lufa celowała w sufit, ale nie w głowę handlarza. Plecak leżał obok, a z niego wystawały lufy AKM’ów. Dwie sztuki na pokaz oraz kilka magazynków amunicji. Dobrze że się zdecydował na ten model, gdyby wziął takiego FAMAS’a albo M4 pewnie został by wyśmiany i odesłany czym prędzej. A tak, miał szansę sprzedać kilkanaście sztuk broni albo nawet wszystko co miał w helikopterze.
Gdy Hringr trzasnął ciężkimi metalowymi drzwiami i zakręcił kołem by je zamknąć kierowca, brunet tak jak pierwszy poznany przez Vitolda Solen rzekł tylko na chwilę zerkając do kabiny pasażerskiej:
- Witaj, jestem Orm
Do tej samej kabiny wszedł z szoferki drugi mężczyzna o blond włosach zaplecionych w mały kucyk trzymający jakieś małe blaszane pudełko z zatrzaskiem. Zmierzył obcego mało przyjemnym wzrokiem i zwrócił się do Hringra - Musiałeś nas ciągać dla pierwszego lepszego włóczęgi? Nie jesteśmy cholerną karawaną że zbieramy autostopowiczów. Jesteśmy ekipą ratunkową - wskazał na coś przy wejściu do szoferki, na małe drzwiczki z jakimś nieznanym Vitoldowi napisem i rysunkiem słońca. Ten wzruszył ramionami:
- I tak nie macie kogo ratować z opresji bo nikt oprócz mnie nie wychodzi - zarechotał, a blondyn wzdychając otworzył pudełko i wyjął nic innego jak jakieś mocno przypieczone mięso owinięte jasnym ciastem:
- Od początku zmiany nic w pysku nie miałem - oblizał się i wziął duży kęs. Potem podstawił nadgryzione jedzenie Vitoldowi
- Chcesz? - zapytał z pełnymi ustami i uśmiechem oraz bardziej przychylnym spojrzeniem. Widocznie ta kanapka poprawiła mu nastrój.
- Mówią na mnie Tosti. Chodź matula nazwała Tostiryn.
Vitold uśmiechnął się delikatnie, ale przyjaźnie i wyjął z plecaka swoje jedzenie, suszone mięso z sulpin. Prawdziwy przysmak beduinów.
- Miło poznać - ugryzł kawałek mięsa i wyciągnął go w kierunku Tostiryna - Chcesz?
- Mam swoje - odpowiedział a chwilę później pochłonął połowę tego wynalazku za jednym chapnięciem.
Droga zeszła dosyć szybko, na pewno szybciej od oczekiwania na przyjazd tej dwójki. Wysadzony zostałeś w lodowej jaskini, dużej i ciemnej do której wjechałeś przez otwartą specjalnie dla was drewnianą bramę. Transporter odjechał w zamieć a Ty z Hringrem poszliście wgłąb pieczary. Schodziliście coraz niżej. W końcu lodowe ściany zamieniły się w kamienne, a z sufitu zwisały stalaktyty. Przeszliście przez jeszcze jedną bramę, również drewnianą a już za nią ujrzałeś jasnooświetloną przestrzeń wielkości i wysokości kilku katedr. Było to podziemne miasto z prawdziwego zdarzenia.
Na czymś co było placem głównym z wielką płonącą czarą pośrodku panował ruch i jazgot jak na jarmarku.Tu stragan ze skórami, tu szewc, tu tawerna. Czasem mijaliście postawnego chłopa opierającego wielki topór o ziemię. Zapewne wartownika. Twój przewodnik powiedział:
- Witaj w Hrafngrøft. Podziemnej stolicy. Jedynej takiej w tej krainie. Poradzisz sobie tu? Pójdę do przywódcy i powiem, że chcesz się z nim widzieć. Bywaj - i zniknął w tłumie zostawiając Cię samego sobie.
Kabura na Deserta, została zapięta, a karabin handlarz przewiesił przez plecy. U boku dyndało jeszcze coś, lecz to była chyba najbardziej niepozorna broń i najbardziej groźna, ze wszystkich. Pilnował jej jak oczka w głowie. Aż żałował że Sulpinianie nie posiedli techniki produkcji mieczy świetlnych. Była to broń zza granicy, zarezerwowana dla szlachty. Ten który miał, należał kiedyś do jego ojca, Zacharego.
- No nic - mruknął handlarz sam do siebie i poszedł rozejrzeć się po targowisku.
Jego wzrok przykuła biżuteria z kości i kłów tutejszych zwierząt, był pewien że jego siostrze spodobało by się coś takiego. Ale on nie miał tutejszej waluty, a nic tak błachego nie miał na barter. Za kantorem, nawet się tu nie rozglądał. Ci ludzie, to było bardzo biedne społeczeństwo, ale również chcące zabłysnąć. Już nawet nie powiedział kto mu o nich mówił, że wybrał się tu pohandlować.
- A niech go gęś w żyć kopnie - wycedził przez zęby, idąc na inne stoisko.
Na tym stoisku, było coś bliższe jego sercu i jego profesji. Broń palna, lecz nie taka jak ta jego. Ot, kilka wyciągniętych z lamusa karabinów i pistoletów skałkowych. I było widać, że w tych stronach nikt ich nie kupuje. Przez śnieg i niską temperaturę, proch często się nie palił, a lonty namokały. Ten widok ucieszył handlarza, AKM był znany na połowie Granitu jako ten, który nigdy się nie zacina. A jeśli się zaciął choć raz, firma Vitolda wymieniała karabin na nowy. Tamten który rzekomo się zaciął, był wtedy czyszczony, odmalowywany i sprzedawany dalej, w innym regionie. Proste i łatwe, jak 2x2.
Uśmiechnął się do zachęcającego go do kupna muszkietu handlarza i pokręcił z uśmiechem głową na nie. Nie prowadził muzeum więc eksponaty nie były mu potrzebne. No bo i po co? Przeszedł dalej wzdłuż stoisk, szukając czegoś w kształcie stoiska z książkami. Kiedy jedno z nich znalazł, wziął ów foliał do ręki i pobieżnie przejrzał kilka linijek. Jak mógł się spodziewać, nie były napisane we wspólnym języku. Ale obiecał sobie że wróci tu później i zapyta o coś napisane w języku, który zna. Rozejrzał się czy jego towarzysz nie wrócił, ale nie spostrzegł go w miejscu w którym go zostawił, w końcu nie był na tyle daleko by szybko tam nie podejść. Zainteresowany innymi towarami, zrobił jeszcze kilka kółek wokół bazaru, aż wreszcie spostrzegł Hringra. Szybko do niego podszedł, sam wyrazem twarzy zadając pytanie ”i co teraz?”.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172