|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-11-2012, 19:22 | #11 |
Reputacja: 1 | Orgix z oburzeniem spojrzał na Pitera. -To, że mam lekką nadwagę nie oznacza, że dużo jem! Jebana genetyka retardzie! Nigdy nie lubiłem biologii... Beknął obficie, po czym chwiejnym krokiem poczłapał w stronę wyjścia z budynku. Musiał wszak spróbować złapać zasięg i sprawdzić wyniki wczorajszych mistrzostw świata w lolu! |
08-11-2012, 19:51 | #12 |
Reputacja: 1 | Wojtek rozejrzał się po wnętrzu, potem spojrzał na swoje ręce... Krew...? Ale osso tu chodzi...? Rozespanym wzrokiem powiódł po pozostałych, nic jednak nie powiedział, tylko zwlekł się z legowiska i niepewnie ruszył gdzieś... na zewnątrz... Potrzebował powietrza. Po drodze zdrapywał z siebie strupy, niejasno zaniepokojony, ale nie miał na razie siły się bać - za dużo energii wymagał od niego kac i jakiś nieokreślony, przejmujący smutek.
__________________ Cogito ergo argh...! |
08-11-2012, 20:21 | #13 |
Reputacja: 1 | - Lekką nadwagę to ma słonica w ciąży... I nie drzyj mordy, nie jesteś w cyrku. - Mruknęła, krzywiąc się na smak własnego oddechu. Wygrzebała więc fajeczki i zapalniczkę, przy okazji wymacała, że portfel jest na miejscu, i zaciągnęła się porządnie, by dymem zabić nie tylko siebie (w przyszłości), ale i smród rzygowin. |
08-11-2012, 20:36 | #14 |
Reputacja: 1 | Członkowie grupy powoli się budzili. A było to zaiste koszmarne przebudzenie. Nie ma przecież nic gorszego niż obudzić na kacu w zupełnie obcym miejscu, daleko od domu. Ból głowy, niesmak w ustach, nieskoordynowane ruchy i przede wszystkim pragnienie dręczyły każdego z wycieczkowiczów. Powoli i ociężali każdy po kolei wstawał na równe nogi. Idąc za przykładem Elviry wszyscy zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu i ogólnie całej okolicy w której się znaleźli. Po wyjściu na korytarz uderzył ich w nozdrza dość nieprzyjemny zapach, którego żadne z nich nie potrafiło zidentyfikować. Chcąc odetchnąć świeżym powietrze większość osób wyszła na zewnątrz. Jedynie Piotr Malinowski zdecydował się wejść do pomieszczenia na przeciwko tego w którym przespali ostatnie godziny. I miał chłopak szczęście, bowiem trafił do czegoś co kiedyś pewnie było kuchnią. Jedynymi meblami świadczącymi o dawnej funkcji pomieszczenia był długi metalowy blat, jaki często spotyka się w kuchniach zbiorowego żywienia oraz przerdzewiałe garnki walające się na ziemi. W miejscy, gdzie kiedyś był zlew, teraz wystawała tylko ułamana rura wystająca z kranu oraz haki trzymające kiedyś całą armaturę. Nie było szans, by choćby kropla wody pociekła z tej rury. Malinowski zauważył jednak, że w kącie pod oknem stoi plastikowa butelka. Zainteresowany podszedł bliżej, ale zamiast wody w butelce znalazł jakąś bardzo jasno żółtą ciecz. Skojarzenie z rozcieńczonym moczem, przyszło niemal natychmiast. To, jakiego doznał w tym momencie zawodu i rozgoryczenia, wiedział tylko on. Reszta grupy w tym czasie wdychała właśnie świeże górskie powietrze i podziwiała naprawdę niesamowite widoki. Zapadający zmierzch i długie cienie drzew kładące się na polanie przywodziły na myśl scenę z jakiegoś dobrego filmu grozy. Chłodne, górskie powietrze mocno orzeźwiało, ale nawet ono nie było w stanie przegnać z głów galopującego kaca. Okolica na dodatek wyglądała na kompletnie dziką. Pytanie, jak oni się tu znaleźli i gdzie jest ich hotelik nadal pozostawało bez odpowiedzi. Wokół tylko gęste lasy i góry, a pośrodku tego oni w jakimś zrujnowanym budynku i zapadająca noc. Po prostu pięknie. To Sylwia Wójcik pierwsza dostrzegła dziwne błyski pośród drzew. Po chwili także Andrzej je dostrzegł. Były to krótkie i słabe błyski przypominające świetliki lub kocie ślepia obijające światło. Zanim jednak zdążyli podzielić się swoim spostrzeżeniem z resztą, rozległ się nagle potworny wrzask. Jęk wręcz rozrywał bębenki. Ktoś kto krzyczał musiał być naprawdę zdesperowany. Po agonalnym “Aaaaarrhhhhaaaaaaaa!!!!” przyszły słowa o wiele bardziej składne. - Pomocy! Pomocy! Kurwa słyszy mnie ktoś! Pomocy! Ratunku! Krzyk dobiegał z wnętrza zdewastowanego domu.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |
08-11-2012, 21:33 | #15 |
Reputacja: 1 | -Nie ma zasięgu... - Orgixowi zdawało się zbierać na głębsze rozmyślania... I nie tylko. - Wiedziałem kurwa! Play dociera tam, gdzie wojewódzki nie dał rady. Gówno prawda! Telewizja kłamie! To wszystko przez tego jebanego Tuska! ACTA mi chciał wprowadzić chuj jebany. Ale My gracze tak łatwo się upierdolić nie dali! Anomusy dobra rob.... Rozdzierający, mrożący krew w żyłach krzyk. Mateusz mimo woli wzdrygnął się. Nagle jakby za dotknięciem czarodziejskiej rózgi, uświadomił sobie, że wespół z tą bandą pijusów znajduje się na kompletnym zadupiu, z dala od internetu, pośród prawdziwej, nie-wirtualnej, dzikiej dziczy. Na domiar złego zapadała noc... -O w mordę! Przecież to kompletne odludzie jest... Prawie jak w tym horrorze... "Masakra piłą mechaniczną", albo "Ludzka stonoga". Tam grubasi zawsze giną pierwsi... Ja nie chcę umierać! Nie dam się tak łatwo! - Dla odwagi podniósł pobliską gałąź... Albo deskę? Cholera to wie, ostatnio w harcerza bawił się jak miał 4 lata. -Nie dam się! No co tak się gapicie!? Idzcie sprawdzić kto wzywa pomcy! Ostatnio edytowane przez Glyswen : 08-11-2012 o 22:20. |
08-11-2012, 21:51 | #16 |
Reputacja: 1 | - Światła! - rzucił, gdy zobaczył błyski jakby latarek - Ktoś nadaje morsem? I wtedy usłyszał krzyk. Machnął ręką w stronę wywijającego kijem grubasa. Byli na serio w dupie, ale on miał to w dupie. Bywał w gorszych sytuacjach, w gorszych miejscach. Choćby kilka tygodni temu na imprezie w akademiku... Tam też wpadł w cug. Cholerny poryw do alkoholu, załączał mu się od kilkunastu butelek piwa... Za to miał sporą tolerancję na takie trunki, nie chciał nawet wiedzieć ile tego bimbru wychlipał. Po chwili szybko, ale nie biegiem ruszył do drzwi za którymi ktoś darł mordę.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść. Po prostu być, urzeczywistniać sny. Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć. Po prostu być, po prostu być. |
08-11-2012, 22:08 | #17 |
Reputacja: 1 | Na widok butelki Piotr uśmiechnął się sam do siebie. - Bingo - Gdy jednak zobaczył kolor płynu znajdującego się w środku mina mu zrzedła. Powąchał zawartość butelki i odór moczu był wyraźny i ciężki do usunięcia z nozdrzy. Ze złością uderzył ręką w butelkę, która upadając rozchlapała swoją zawartość dookoła, nie szczędząc ubrania Piotra, który srogo zaklął. Nie udało mu się napić, to chociaż może załatwi drugą potrzebę. Podszedł do ściany, rozpiął rozporek spodni i oddał się przyjemności jaką niewątpliwie jest opróżnienie nazbyt pełnego pęcherza. Jednak sielanka nie trwała długo. Przeraźliwy krzyk dobiegający z pokoju obok spowodował, że Piotr podskoczył obsikując sobie połowę spodni. - Nosz kurwa mać, jak pech to pech - Szybko schował "interes" i zapiął rozporek. Jego serce biło bardzo szybko, starał się zachowywać jak najciszej, nie wiedział kto krzyczał. Odwrócił się od ściany, a temu manewrowi towarzyszył odgłos okruchów płytek ze ścian kuchni, które zgrzytały pod butami Piotra. W obecnej sytuacji zdawało mu się, że jest to najgłośniejszy odgłos w całym zniszczonym domu. Powoli ruszył w kierunku drzwi, nasłuchując i starając się przypomnieć sobie czy był z nimi ktoś jeszcze? Wszyscy, których widział gdy się obudzili wyszli na zewnątrz. |
09-11-2012, 08:07 | #18 |
Reputacja: 1 | Wszystko w tym miejscu było piękne. Gdy jednak w lesie pojawiły się lśniace oczy Elvira poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia. Krzyk z wnętrza budynku pchnął ją ku granicom przyjemności. - Mmm - zamruczała przeciągając białą dłonią po pobudzonej skórze karku i dekoltu - No, no, no - oddychała powoli, wczuwając się w każde uniesienie klatki piersiowej, potarła uda o siebie, chcąc zaspokoić rozsnące pragnienie. Sięgnęła smukłą ręką w dół i zdjęła buty. Trzymając po jednym w każdej ręce ruszyła na spotkanie z nieznajomym. Pod nosem zaczęła nucić bardzo adekwatną w jej osądzie piosenkę.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks Ostatnio edytowane przez F.leja : 09-11-2012 o 09:49. |
11-11-2012, 20:24 | #19 |
Reputacja: 1 | Wojtek leniwie spojrzał w stronę domu. Jakoś go te krzyki nie obeszły... Zamiast sprawdzać, wolał się jeszcze nacieszyć świeżym górskim powietrzem. Oparł siespokojnie o ścianę i chłonął wieczorny chłód. Pierdoli to. Pierdoli to całe panikarstwo. Ma nadzieję, że sobie pójdą, ostatnia noc wyczerpała jego cierpliwość i ciągoty towarzyskie, chwilowo miał ochotę zostać sam.
__________________ Cogito ergo argh...! |
11-11-2012, 22:02 | #20 |
Reputacja: 1 | Krzyk, jaki rozległ się gdzieś pośród ruin zmobilizował wszystkich. No, prawie wszystkich. Wojciech Pawłowski wolał pozostać na zewnątrz budynku i jeszcze pooddychać świeżym powietrzem. Górski wiatr dobrze na niego działał, a woń pobliskiego lasu i żywicy łagodził potwornego kaca. Potrzebował chwili samotności i krzyki kolejnego pijaka działały mu zwyczajnie na nerwy. Oparł się o ścianę i z zamkniętymi oczami odpoczywał. Ledwo zamknął oczy pod powiekami pojawiła się seria obrazów, których obecność było mu strasznie ciężko wyjaśnić. Widział jakąś ciemny las. Widział swoich znajomych idących pośród drzew. Nie było żadnej ścieżki, czy też drogi. Szli po prostu w dzikim, gęsto zarośniętym lesie. Na przodzie szedł, jakiś mężczyzna, który najwyraźniej robił za ich przewodnika. W pewnym momencie Wojtek ujrzał jego twarz. Mężczyzna coś do niego mówił, ale Pawłowski nie rozumiał nic. Widział tylko oczy nieznajomego. Oczy, które przenikały go na wskroś. Oczy w których błyszczał pewien rodzaj bezwzględności i szaleństwa, napawający atawistycznym lękiem. Wspomnienia Pawłowskiego przerwało wycie wilków. Dreszcz i ciarki przeszły mu po całym ciele. W Bieszczadach byli od kilku dni i wszyscy ich ostrzegali, że trzeba uważać jak się chodzi po las, bo bardzo łatwo można trafić, czy to na samotnego wilka, czy też całą watahę. Jak do tej pory nie dane im było spotkać żadnego. Aż do teraz. Odgłos wycia świadczył o obecności kilku osobników, a na dodatek dochodził z niepokojąco bliskiej odległości. Reszta grupy ruszyła za niesamowitym krzykiem, jaki wypełnił cały budynek. To Piotr Malinowski jako pierwszy wszedł do pomieszczania skąd dochodził krzyk. Był to kiedyś rodzaj składziku, czy też spiżarni. Nadal na ziemi walały się nieotwarte puszki i potłuczone słoiki. Pod ścianami leżały wywrócone metalowe półki, a w kącie połamana miotła i mop. Piotr wszedł ostrożnie i powoli. Zastanawiał się, czy był z nimi ktoś jeszcze. Gdzieś na dnie pamięci widział twarz jakiegoś mężczyzny. Niestety nie mógł sobie przypomnieć, ani jego imienia, a kim właściwie on był. Jednak doskonale pamiętał oczy tego mężczyzny. Oczy, które wywoływały u niego instynktowny lęk i obawę. Gdy przekroczył próg pomieszczenia jego wzrok padł na drewnianą klapę w podłodze. W tym momencie dołączyła do niego reszta grupy. Wzrok wszystkich zatrzymał się właśnie na tej klapie. Wszyscy mieli niejasne odczucie, że już tutaj byli. Widzieli i klapę i wiedzieli, co się za nią znajduje. Była tam ciasna piwnica, której ściany pokrywał gęsty grzyb i pleśń. Byli już w tej piwnicy i w jakiś irracjonalny sposób obawiali się wejść do niej ponownie. Nie potrafili wyjaśnić dlaczego, ale tak właśnie czuli. Na domiar złego, to właśnie stamtąd dochodził potworny krzyk. - Pomocy! Luuuuuudzie poooomooocyy
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |