Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2013, 22:16   #21
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny

Strife z założonymi rękoma na biodrach rozglądał się dookoła. Ale nic nie przykuło tak jego uwagi, jak Kucyk o humanoidalnych kształtach. Przyglądał się jej ciekawie niemal pod każdym kątem.
- A niech mnie... - Rzekł zdumiony, mrugając kilkakrotnie swymi święcącymi na żółto patrzałkami. - Rarity? - Zapytał, a maska otworzyła się pokazując pogodną i uśmiechnięta twarz młodego chłopaka. Ludzkiego wyglądu jednak odbierały mu jego oczy, ale uśmiech zapewniał że nie ma złowrogich zamiarów.

To miejsce było inne, zupełnie odmienne od całkowicie pustej i nieokreślonej przestrzeni, w której znajdowała się jeszcze przed chwilą. Trawa, drzewa, co prawda ogromne, ale jednak drzewa. Upuściła na trawę nie potrzebną już do niczego kulę do kręgli, jakby uwalniała jakieś zwierzątko. O tak, tutaj podobało jej się znacznie bardziej, a właściwie to podobałoby się gdyby nie obecność monstrum stojącego nieopodal. Monstrum które się na nią gapiło, jakby zastanawiając się czy ją zaatakować. Natychmiast wysłała na przeszpiegi swoją magię chcąc się dowiedzieć z czym ma do czynienia, była spięta i gotowa do natychmiastowej ucieczki albo ataku, jednak chyba nie potrzebnie aż tak się przejęła, stworzenie zdawało się bowiem reagować w sposób niezwykle znajomy. Nie pierwszy raz kogoś zdziwił jej wygląd, zresztą nic w tym dziwnego, sama nigdy nie widziała istoty podobnej do siebie, nie licząc plastikowych figurek w sklepie z zabawkami, nawet jedną taką miała w swojej torbie. Przejście do świata bez magii bardzo zmieniło jej ciało, nie przypominała już kucyka, którym była wcześniej. Ale dość o tym, nie powinna się rozpraszać, nieznajomy chyba zadał jej jakieś pytanie, którego zupełnie nie zrozumiała, po czym odsłonił twarz. Oblicze, które ujrzała było zupełnie nie podobne do strasznej maski, która je skrywała. Młodzieniec uśmiechał się jakby chciał pokazać że nie ma wrogich zamiarów.

Tymczasem pojawił się kolejny osobnik, po zachowaniu trawy pod jego stopami wywnioskowała że tak jak i ona posiada jakiś rodzaj władzy nad naturą. Chyba na kogoś czekał, postanowiła więc skorzystać z okazji i się pożywić. Oddaliła się zostawiając tamtą dwójkę, by poszukać spłachetka trawy wyglądającej na najbardziej soczystą. Oczywiście nie zapomniała sprawdzić, wykorzystując swój magiczny zmysł niczym radar, czy w okolicy nie ma jakichś innych potencjalnie wrogich stworzeń.

Oczy klaczy były bliskie przysłowiowego wypadnięcia z orbit, bowiem przepyszna trawa znajdowała się wszędzie - jeśli o to chodzi, to nawet kucykowy świat nie miał tak wielkich ilości tego pokarmu. Kolejnym, jakże pozytywnym aspektem był jej smak, który delikatnie pobudzał podniebienie, tylko po to by po chwili zdominować niemalże wszystkie doznania płynące z ryjka Violet. Jeśli zaś chodzi o przeciwników - jak ktokolwiek o wrogich zamiarach mógłby stąpać po tak soczystej trawie?

-Mmmm... cudowna... przepyszna.- zachwycała się klacz zawzięcie żując soczyste aromatyczne źdźbła i zrywając kolejne garście wspaniałego pokarmu tylko po to by po chwili mogły trafić do jej pyska. To była naprawdę cudowna chwila, chciała by trwała jak najdłużej. Miała zamiar najeść się do syta, a potem wpakować do do swojej torby tyle ile tylko zdoła zanim coś jej przeszkodzi. Kto wie kiedy ponownie i czy wogóle będzie miała okazję skosztować podobnego przysmaku.

- Ummm... co tutaj się dzieje? - Zapytał Strife, od razu łapiąc za rewolwer i celując w zielonego jegomościa. - To twój grajdołek? - Ponownie zapytał. Miejsce w którym znajdował się dopiero kilka chwil już zdążyło nieźle namieszać w jego dość prostym umyśle. Jego maska ponownie się zamknęła, mając dziwne przeczucie że niedługo stanie się coś niedobrego. Zwrócił swoje żółte oczęta na klacz, po czym przemówił ponownie.
- Smacznego... - Lufa “Chabydis” bez przerwy była wymierzona w tajemniczego osobnika.

No i zaczęło się. Czy naprawdę nie było szans na chwilę spokoju podczas której nikt nikogo nie próbował zabić albo tym nie groził?
-Dziękuję.- odpowiedziała uprzejmie po czym oddaliła się spokojnym krokiem nie chcąc pozostałej dwójce przeszkadzać i wchodzić w paradę, trawa wszędzie była równie zielona, a szanse na oberwanie znacznie mniejsze.

Strife odprowadził ją wzrokiem, zerkając na jej humanoidalne krztałty, po czym szybko skupił całą uwagę na zielonym gościu.
- Anie bee ani mee, ani spierdalaj? - Skrzywił się pod maską, wyciągając drugi pistolet “Scylla”
- Odpowiesz dzisiaj? -

- Pociągnąć... - powiedział, przedłużając każde słowo. - Macie... - wtrącił po chwili nieco innych głosem. - Linę- zakończył.

Jeździec odetchnął z ulgą po czym schował pistolety, uprzednio kręcąc nimi na palcach.
- Już się bałem że chciałeś żebym coś innego pociągnął... - Po tych słowach rozglądnął się, dookoła w poszukiwaniu domniemanej liny. Po krótkich poszukiwaniach ujrzał ów sznur, bez głębszego przemyślenia, zbliżył się do niego. Maska ponownie się otworzyła, a Strife strzelił kostkami w palcach. Gdyby na końcu liny było wiadro z wodą Strife “błyskiem” uniknie jej.
- No to siup! - Chwycił linę oburącz i zaczął ciągnąć ją z całej siły.

“Strasznie nerwowy” pomyślała Voilet obserwując zachowanie uzbrojonego młodzieńca i nie przerywając swojego zajęcia, ale nie przejmując się nim zbytnio. Nie wydawało jej się by zadanie było aż tak proste na jakie wyglądało, z pewnością nie uda się go wykonać od tak, całkiem możliwe że chłopaka zaraz spotka coś przykrego. Chętnie dowie się co takiego.

Przemyślenia kucyka, nawet jeśli nie wspomożone żadnym rodzajem magii były całkowicie poprawne. Gdy komediant, bo ciężko inaczej nazwać tą osobistość zbliżył się do liny na kilka kroków, ze wszystkich stron obrosły go kilkunasto metrowe drzewa. Nawet jeśli jeździec bez wierzchowca mógł zrozumieć takie wydarzenie, to dlaczego w jego stronę zaczął spadać grad orzechów, z których każdy miał wielkość piłki do baseballa - już niekoniecznie.

- Łałała! - Krzyknął gdy orzechy zaczęły na niego spadać, zaraz po pierwszym uderzeniu w głowę, maska zamknęła się. W jednej chwili, jeździec przeniósł się poza pole rażenia tej kanonady.

Mrucząc coś pod nosem gładził się po czubku głowy.

- HA-HA! zabawne doprawdy! - klasnął w dłonie sarkastycznie. Przecież miał pociągnąć linę! W nagrodę dostał w łeb orzechami. Strife podrapał się po brodzie, obserwując linę. W tym momencie wytężał swój umysł do granic możliwości, które i tak nie były daleko. Nagle uderzył pięścią w otwartą dłoń.
- “Macie”! - niemal krzyknął zadowolony, po czym nadal rozmasowując miejsce po uderzeniu morderczego orzecha, zbliżył się do kucyka.
- Przepraszam że nachodzę... ale chyba musimy pociągnąć to razem...linę! - Sprecyzował na koniec, nerwowo gładząc się po tyle głowy, z nieśmiałym uśmiechem.

Posiadaczka fioletowej grzywy musiała przyznać że orzechów się nie spodziewała, właściwie to nawet nie próbowała odgadnąć co się stanie, ale mniejsza z tym, teraz przynajmniej wiedziała czego się spodiewać, a dzięki uprzejmości nowego towarzysza uniknęła guza. Zaciekawiło ją też to jak wydostał się z pod “ostrzału”. Czyżby teleportacja krótkiego zasięgu, a może nadzwyczajne przyspieszenie?

-Tak, to całkiem możliwe.- zgodziła się z nim kończąc upychać trawę w swojej torbie.
-Przepraszam że wcześniej się nie przedstawiłam, ale ta trawa... nie mogłam się jej oprzeć. Na imię mi Violet.- uśmiechnęła się przyjaźnie.- Pozwól że pozbędę się tego guza.-

Jednak po guzie nie było już śladu, to była jedna z cech jeźdca. - NIe ma potrzeby! - Uśmiechnął się szeroko, po czym ukłonił się oraz się przedstawił.
- Zwą mnie Strife, jeden z czterech jeźdźców apokalipsy. Najsilniejszy i najprzystojnieszy z nich jeżeli mam być dokładny! - Zrechotał wesoło, powracając do wyprostowanej postury.

-Miło mi cię poznać.- odparła, po czym przeszła do spraw bardziej praktycznych, szybka regeneracja wcale jej nie zdziwiła, w końcu sama posiadała zdolność pozwalającą natychmiast leczyć rany. - Teraz kiedy już mam to czego mi potrzeba- poklepała wypełnioną po brzegi zieleniną torbę- możemy się zająć zadaniem, chociaż to miejsce jest całkiem przyjemne i nie mogę powiedzieć żeby spieszyło mi się je opuścić.- to powiedziawszy zbliżyła się do drzew otaczających linę, tak właśnie drzewa ją interesowały. Spróbowała nagiąć je do swej woli, sprawić by były jej posłuszne i nie zrzucały już więcej orzechów, a jeśli zdoła to nawet przekonać by to one swymi gałęziami oplotły linę i pociągnęły ją w dół, w koncu drzewa miały ogromną siłę.

Orzechy przestały rytmicznie uderzać o ziemię, jednak coś podpowiadało kucykowi, że nie wiele miało to wspólnego z jej działaniami. Zielona osobistość stała i czekała wpatrując się w dwójkę śmiałków. Ciężkie było życie egzaminatora.

Niezadowolony z efektów jednorożec pokręcił głową.

-Nic z tego, nie słuchają mnie... Drzewa mnie nie słuchają.- doprecyzowała zdając sobie sprawę że Strife nie mógł wiedzieć co właśnie próbowała zrobić. - To zapewne on je kontroluje.- skinęła w stronę istoty w zieleniach. -Porozmawiajmy z nim może się czegoś dowiemy, chociaż wątpię.- to powiedziawszy podeszła do króla lasu, jak nazwała go w myślach.

-Witam. To ty kontrolujesz tamte drzewa?- zapytała bez żadnych wstępów i zamilkła czekając na odpowiedź. Odniosła wrażenie że istota do której przemówiła ma problemy z formułowaniem dłuższych wypowiedzi więc celowo dała jej możliwość odpowiedzi jednym słowem.

- Dokładnie drogi jednorożcu. - zielone ucieleśnienie tego lasu przemówiło, zaczynając od całkiem sprawnie wypowiedzianego zdania. - Miło że chociaż jeden z was jest miły - skomplementował po chwili jej postawę.

- Pff... - wypowiedział tą onomatopeję, oburzony. Następnie, zbliżył się ponownie do diabelskiej liny.

- “Miło że chociaż jeden z was jest miły” - przedrzeźniał pod nosem zielonego osobnika Strife z wystawionym językiem.

Klacz otworzyła nieco szerzej oczy pozytywnie zaskoczona reakcją zielonowłosego. Jednak potrafił normalnie mówić. Czemu więc wcześniej z trudem wypowiedział ledwie trzy słowa? Hm… może bał się pistoletów Strifea? Ciekawe, to mogłoby im się przydać. Natychmiast użyła swojego nadnaturalnego zmysłu by zbadać siłę życiową i moc gospodarza.

- Chwileczkę.- odpowiedziała chłopakowi obserwując jego poczynania kątem oka. Czyżby znowu chciał oberwać orzechem? A może liczył na to, że król lasu tym razem pozwoli mu dojść do celu?
- Nie mam powodów by być dla ciebie niemiła.- wróciła do przerwanej rozmowy, coś w jej nieśmiałym uśmiechu sugerowało, że zdanie zawierało słowo, które nie zostało przez nią wypowiedziane: „jeszcze”. -Twoim zadaniem jest nas powstrzymać przed pociągnięciem liny, prawda?- kontynuowała.
Przedrzeźnianie jeźdźca nie miało zbyt dużego sensu, zwłaszcza gdy pod jego nogami wyrosło drzewo, które rosnąc coraz bardziej unosiło go to w górę, to nieco w kierunku bliższych drzew, zaś pęd nie dawał mu zbyt wielu okazji do zmiany nadchodzącego losu. Był już kilka metrów, a co za tym idzie - niecałą sekundę od zderzenia, gdy zdołał dobyć Chadybis i rozsadzić drzewo w niedalekiej odległości od siebie.
Głośny huk przerwał ciszę, sprawiając że na twarzy starego egzaminatora pojawił się grymas złości.
- Tak, dokładnie. - przemówił potężnym głosem w kierunku klaczy. - Nic jednak nie gwarantuje waszego bezpieczeństwa, każde drzewo tutaj, to jeden z tych, którzy nie pociągnęli liny. - dodał po chwili jeszcze silniejszym głosem. Violet czuła od niego coś dziwnego, za każdym razem gdy jakakolwiek nadnaturalna zdolność została wykorzystana - on potrafił mówić ze znacznie lepszą składnią, płynniej.
- Spóźnialski chyba też zaraz się pojawi - dodał po chwili, zaś niebieska karta jak na zawołanie zaczęła emanować silnym światłem.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 13-03-2013, 22:22   #22
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Strife nie powinien być zaskoczony, ale był... Jednak jego “trigger finger” pomyślał za niego w ostatnim momencie rozwalając głupie drzewo.
- Głupie drzewo... - Burknął na głos, powtarzając ostatnią myśl. Rozeźlony strife nie schował od razu pistoletu, tylko od razu wymierzył w “dowcipnisia” jak go nazwał w myślach.
- Ty... chcesz powstrzymać nas, abyśmy zamienili się w drzewa powstrzymujące nastepnych takich jak “nas” przed takimi którzy też, chcą ciągnąć za line która jest pilnowana przez takich którym się nie udało i są drzewami... - przerwał Jeździec oraz pokręcił głową wprawiając samego siebie w zakłopotanie, a maska odzwierdziedliła jego grymas na twarzy.
- Zastrzelić go? - Zapytał Violet, choć wątpił by klacz na to ustapiła. - I kto jest spóźniony? - po tych słowach podrapał się lufą Chabydis po głowie, jakby to było całkiem bespieczną czynnością.
Tak jak przypuszczała Strifowi nie było dane dojść do liny. Król lasu zaczynał ją irytować, lubił miłe osoby, ale sam zdecydowanie miły nie był, dla Violet było to bowiem coś znacznie więcej niż grzeczne słowa.
- Za każdyma razem gdy używamy swoich zdolności on rośnie w siłę, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. - natychmiast poinformowała kompana o swoich odczuciach, chcąc go przestrzec przed używaniem magii, czy czym tam zamiast niej dysponował i jednocześnie podchodząc do niego. Uprzejma wymiana zdań ze strażnikiem tego miejsca dobiegła końca. -Tak.- odpowiedziała szeptem na pytanie-Chociaż może powinniśmy poczekać na tego trzeciego.
- Ja bym go może teraz kropnął - Szepnął Strife. - Nie wiemy czy ten spóźnialski to jego kumpel albo co gorsza brat bliźniak! - Szept jeźdca był tak nieumiejętny, że zielony jegomość na pewno to usłyszał.
-Teoretycznie to możliwe, ale jest spore prawdopodobieństwo że to kolejny kandydat na drzewo. Zresztą rób jak chesz, jeśli ci się uda to nie będziemy musieli na nikogo czekać.
Wtem, karta na moment rozbłysła czerwienią. A zaraz potem...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AjIbhR1PSoc[/MEDIA]
Wypadł z niej gigantyczny rydwan ciągnięty przez dwa olbrzymie byki. Co jeszcze bardziej zaskakujące, cały konstrukt stworzony był z magmy. Mężczyzna stojący na rydwanie
skierował go z rykiem na ustach na zielonego człowieczka, mijając w rozpędzie pozostałą dwójką, szarżując z pełną prędkością. Kopyta byków powodowały niewielkie eksplozje z każdym uderzeniem, a ścieżka pozostała po szarżującym rydwanie składała się wyłącznie z popiołów.
Gdyby to była kreskówka, szczęka Strife’a uderzyła by o glebę, a język rozwinąłby się niczym czerwony dywan.
- Okeeeeeej?! - Wrzasnął tylko wskazując palcem na przybysza.
Violet była nie mniej zaskocona, widok był doprawdy przerażający i momentalnie przekonał ją że chce jednak jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie jedno już w swoim krótkim życiu widziała, ale nie przetrwała dla tego, że gapiła się z otwartym pyskiem na niespodziewane zjawiska, dlatego też otrząsnęła się błyskawicznie.
-Biegiem.- rzuciła do Srtifea łapiąc go za rękę i przyspieszając swoje ruchy magią, to mogła być icha szans by dopaść liny, dopóki pan zieleni będzie się zajmował panem ognia.
Strife nie oponował, jednak to on zaraz złapał Violet za rękę i oboje “Błysneli” aby pojawić się bliżej tego sznura. - Dobra na osiem!. Był gotów by wypalić jeszcze z Chabydis w jakieś natretne drzewo, które spróbuje im przeszkodzić.
- Osiem!- wrzasnęła od razu.
Pierwszym co nastąpiło w reakcji na szarżę magmowych stworzeń było... zgromadzenie większej ilości liści, które zdawały się znaleść tam tylko za sprawą nowego gościa. Teraz całe jego ręce były pokryte takowymi. To jednak wydarzyło się nim starzec wogóle zaczął myśleć, niemalże... intuicyjnie, samoczynnie. Jego prawdziwy kontratak nadszedł dopiero po chwili, gdy przed kołami magmowego pojazdu wyrosło wiele najróżniejszych gatunków drzew. Pierwsze kilka zaskwierczało, stając sie tylko i wyłącznie płonącym śladem na drodze. Kilka kolejnych ugieło się pod naporem potężnej siły nieokrzesanego żywiołu, który kiedyś kojarzył się z elegancją, zaś dopiero ostatnie z nich sprawiło że rydwan zatrzymał się.
W tym momencie w stronę ciągnych go byków wystrzeliły dwa drzewa. Nie dało się tego nazwać wyrośnięciem, czy też atakiem. One po prostu zaczęły być tam gdzie jeszcze mrugnięcie oka temu znajdowały się zwierzęta pociągowe. Torres pozostał z niesprawnym rydwanem kilka metrów przed brodą starca.
Jeśli zaś chodzi o próby ataku z zaskoczenia - najwyraźniej percepcja pana lasu wykraczała poza jego własną, bowiem lina została szczelnie otoczona drzewami, zaś dwójka korzystająca z dywersji magmowego wojownika miała teraz na głowie falangi liści zmierzające w ich stronę.
Wojownik, śmiejąc się, rzucił się w stronę brodatego starca. Jego ręce pokryły się magmą, gdy skacząc na niego wymierzył mu potężny prawy sierpowy.
- Liście to mnie jeszcze nie atakowały. - rzucił pod nosem schylając nieco głowę. Czas na wejście drugiej z “Pań” a na imię jej Scylla, do tego była w stanie prowadzić ogień automatyczny. Po chwili pistolet zaczął radośnie pruć do tych niedobrych liści, Chabydis zaś ropieprzała w drzazgi drzewa które stały na drodze jeźdca który wrzeszczał wesoło.:
- BANG! BANG! BANG! PIU! PIU! - Przyszedł czas na “przeładowaństwo” większego z pistoletów. Błyskawicznym ruchem Strife schował pistolet do kabury, skąd dobiegło szybkie sześć “cyknięć”.
Zielone straszydło zaskoczyło ją szybkością swoich reakcji jak i jakąś niepradopodobną wręcz koordynacją ataku. Drzewa otaczające linę mogła jeszcze zrozumieć, ale liście pojawiające się dosłownie z nikąd? Kim tak naprawdę był ich przeciwnik i jak niby mieli sobie poradzić z jego zadaniem? Takie właśnie myśli przebiegły błyskawicą przez umysł Violet, ciało było zajęte biegiem. Chwyciła ponaddto w dłonie torbę by się nią zasłonić niczym tarczą i przetoczyła się po miękkiej trawie chcąc uniknąć zielonej fali przynajmniej częściowo, nie zamierzała się poddawać nawet jeśli nie dysponowała żadnymi ofensywnymi zdolnościami, które mogłyby się przydać w tej sytuacji.
Liście krążyły obecnie wokół całego ciała starca, zaś znajdująca się w pobliżu trawa w magiczny sposób zaczynała rosnąć w sposób widoczny gołym okiem. To jednak nie było niczym strasznym dla śmiałków, którzy mieli znacznie więcej do roboty. Gdzieś z oddali nadszedł głos który w sekundę przyćmił wszystkie wydarzenia tego miejsca.
-Forest Collosus!

TRZY giganty pojawiły się na polu bitwy. Każdy z nich posiadał blisko czterdzieści metrów, zaś pojedyncze zetknięcie się kończyn z ziemią sprawiało, że wszyscy w okolicy podskakiwali. Nagle kanonada uderzenień Strife’a przestała mieć znaczenie. Jego pociski przebiły się przez barierę drzew zarówno z pierwszej, jak i drugiej strony, dając mu wolne przejście do liny. Teoretycznie...
Klacz która leżała teraz na ziemi została jakby ominięta przez liście, na jej ciele nie pojawiła się nawet najmniejsza rana. Była to dokładna odwrotność tego, kto zapoczątkował materializację gniewu starego egzaminatora. Wojownik magmy był już tuż tuż, jednak najwyraźniej los nie dał mu więcej szans. Pięść stworzona z drewna była już przed twarzą Torresa, gdy ten przybrał postać płynnej lawy. Nawet jeśli przed tym faktem nie należał on do przystojnych, to teraz jego piękność osiągnęła piękną i dumną wartość negatywną.
Jeśli piękno dawało tak wiele, to za bycie obrzydliwym trzeba było coś zyskać. Tak też było i tym razem, bowiem nienaturalnie szybkie uderzenie giganta rozrzuciło tylko ciecz w kilka kierunków. Spora jej część została odrzucona, zaś resztki pokryły pięść giganta, sprawiając że ta zaczynała tlić się coraz większym ogniem. Zarówno fizycznym, jak i tym, który pali się głęboko w każdej istocie. Niestety dla Torresa, ten drugi był znacznie silniejszy i sprawił że druga pięść zetknęła się z większością cieczy dosłownie wgniatająć ją w chłodne podłoże.
- Shit-fuck-avenue... - jedyne słowa jakie zdołał wypowiedzieć w tamtej chwili. Zaprzestał ostrzału, jedynie kilkoma saltami do tyłu oddalił się od gigantów na tyle by dopaśc do Violet. Wślizgiem znalazł się tuż przy niej, a jego fioletowy szal załopotał pod wpływem podmuchów.
- Ja nie chce być pieprzonym drzewem! - stanął obok jednorożca, nadal uważnie obserwując gigantów. Postanowił, że kilkoma błyskami dopadnie do liny, skupiajac się też na uniknięciu zmiażdżenia.
Kucykowi unik udał się wprost wyśmienićie, liście przeleciały górą nawet nie muskając jej białego futerka. Wstała błyskawicznie i ruszyła tak szybko jak tylko mogła w stronę tunelu w dzrewach wyrąbanego przez młodzieńca. “Dobra robota”- pochwaliła go w myślach, ale kiedy zobaczyła jak cofa się ze swojej pozycji w jej stronę zdecydowanie zmieniła zdanie. Co on wyprawiał? Chciał zmarnować ich szansę? Pewnie powiedziałaby mu parę słów gdyby nie była zajęta biegiem. Może jeszcze nie wszystko stracone, może zdążą nim znowu coś się pojawi żeby ich zatrzymać.
W końcu szczęście uśmiechnęło się do pełnej jabłek drużyny, bowiem zarówno Violet jak i Strife znaleźli się przy linie tylko po to, by pociągnąć ją gwałtownie. W tym momencie kolosy nagle zniknęły, to samo tyczyło się wykreowanych drzew. Wszystko było tak jak na początku, nawet stary egzaminator wydawał się normalniejszy.
- Gratuluję dwójce. - powiedział.
Niewielkie jeziorko magmy powoli zbierało się w jedno miejsce, by w końcu uformować się z powrotem w miarę humanidalną postać. W ułamku sekundy, wojownik w czerwonym płaszczu stanął w miejscu magmy... tylko by natychmiast usiąść na ziemi. Zaczął się śmiać.
- To było imponujące, staruszku! - Wykrzyknął wesołym tonem. Najwidoczniej nie żywił złych uczuć wobec niedawnego przeciwnika. - Więc to jest wieża? -zapytał spokojnie.
Głowa starca wybuchła a towarzyszył temu huk wystrzału Chabydis.
- Ty... purchawo... - warknął przez zaciśnięte zęby Strife, maska otworzyła się a on sam przetarł pot z czoła. Miał dośc tego miejsca a był tutaj dopiero kilkanaście minut.
- Ktoś go zapytał jak stąd wyjść? - rzucił do zgromadzonych, samemu pszysiadając na chwilę. “Dlaczego od razu tak nie zrobiłem?!” karcił się w myślach jeźdźiec. - Następnego walę w łeb bez ostrzeżenia! ostrzegam... - zaprzeczył sam sobie w jakiś sposób.
Wojownik poskrobał się po głowie. Wyglądało na to że się nad czymś zastanawiał.
- A nie mogliśmy go zapytać jak stąd wyjść, a potem zabić? - ponownie poskrobał się po głowie, a następnie uśmiechnął się wzruszając ramionami. - To jest wieża, prawda? Możemy się zgubić jeśli najpierw będziemy zabijać a potem zadawać pytania...
- Zgubić!? przecio to jest wieża! WIEŻA! idziesz na dół albo do góry! całą filozofia! - krzyczał Strife machając rękami nad głową. Po chwili jednak rozejrzał się jeszcze raz dookoła, rzeczywiscie nie było widać wyjścia.
- Nie... - Energicznie pokrecił głową. - Nie mówcie mi ze ten zgred znał droge do wyjścia... - Zapytał z lekką paniką w głosie, wskazując na ścierwo osobnika.
Wojownik zaczął kręcić młynki kciukami, jak gdyby zastanawiając się nad czymś...
- Zawsze możemy spróbować przebić się przez ściany...
- Dzięki stwórcy wziąłem ze sobą jebitne wiertło! - Dłonie Strife klasnęły o jego policzki, jednak szybko zachwyt zniknął, nawet jego przestało to powoli bawić.
- Macie pomysł? To słucham. - Założył ręce na klatce piersiowej, tupając nerwowo.
Wojownik podrapał się po brodzie, by po momencie uderzyć pięścią w otwartą dłoń.
- Masz na myśli co takiego? - zapytał pokazując otwartą dłoń na której spoczywało malutkie wiertło stworzone z magmy.
Osobnik z dwoma pistoletami uniósł brew, przyglądając się wiertłu.
- Umm... ja... w sumie... albo.. nie...jednak? - Strife bił się z własnymi myślami, co nawet było słychać po jego wypowiedzi.
- Nie no to się nie uda... jest za małe... - Zrezygnowany opadł na trawę, zakładając dłonie za głową. “Co by zrobił Death? albo War? pewnie nie wpakowali się do tej wieży” Rzekł w duchu Strife przyglądając się prawdopodobnie sztucznemu niebu, rozmyślał nad tym co dalej.
- Hura... żeśmy się wjebali, jak norek do krawczyków... - Żadne z obecnych nie mogło zrozumieć o co mu chodziło z tą wypowiedzią.
Potężny mężczyzna w szkarłatnym płaszczu położył wiertełko na ziemi.
- To tylko model. Mogę zrobić kilkadziesiąt razy większe. A raczej będę mógł, jak odpocznę.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 13-03-2013, 22:34   #23
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Nadal wylegując się pośród ździebeł trawy, Strife złapał za jedno i zaczął je żuć.
- W tej wieży chyba chodzi o to żeby kopać..tfu... iśc do góry. Jak chcesz przewiercić się do góry? - Rzekł wyciągając Scyllę, po czym sprawdzał czy wszystko z pistoletem jest w porządku.

Torrrens zaczął się głośno śmiać.
- Przestań być takim pesymistą! Po prostu dodam do niego skrzydła! Podleci do sufitu i zacznie przewiercać się przez niego! - rzucił, w dalszym śmiejąc się.

Violet przez chwilę stała w miejscu wciąż trzymając linę. Wszystkie zagrożenia i cały chaos który panował wokół zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Las znowu był cichy i spokojny, no może poza wystrzałem z pistoletu, który zabił zielonego starca. Można by przypuszczać że kucyk powinien przejąć się jego losem, ale klacz tylko skinęła głową z aprobatą. Ktoś mógłby pomyśleć że to okrutne, przecież król lasu już im nie zagrażał, wykonali zadanie, jednak trzeba było pamiętać o setkach, być może tysiącach ich poprzedników zamienionych w drzewa, jak i tych którzy odwiedzą to miejsce w przyszłości. W tym kontekście zabicie władcy zieleni jednorożec uważał za optymalne rozwiązanie. A skoro pan tego miejsca był martwy nie miał już władzy nad tutejszymi roślinami, to z kolei dawało jej pewne możliwości. Użyła swojej mocy by przyspieszyć wzrost trawy wokół siebie i skłonić ją do wydania nasion. Tak to był znacznie praktyczniejszy sposób na zapewnienie sobie posiłku niż zbieranie jedynie źdźbeł, które niedługo zwiędną i nie da się ich pomnożyć. Zebrała kilka garści wsypując je do opakowania po opatrunku jakimś cudem wygrzebanego z wnętrza napchanej po brzegi torby. Teraz w każdym miejscu nadającym się do wzrostu roślin będzie mogła delektować się wspaniałym smakiem tutejszej trawy. Podczas tych czynności docierała do niej rozmowa pozostałej dwójki. Wiertło z magmy na skrzydłach? Cóż za dziwaczny pomysł.
-Zawsze możemy spróbować wspiąć się po tej linie. Nie widać jak wysoko sięga, może właśnie na jej końcu znajduje się wyjście?- zasugerowała, nie żeby miała ochotę podjąć tę wspinaczkę, po prostu w ten sposób włączyła się do dyskusji.
- Ah byłabym zapomniała, nazywam się Violet.- przedstawiła się mężczyźnie potrafiącemu kontrolować lawę. Na razie nie widziała powodu by się czymkolwiek martwić, usiadła więc opierając się o jeden z gigantycznych korzeni i korzystając z tej chwili spokoju.

- To jest myśl - Rzekł Strife przekładając się na boku, podpierając głowę, nadal żuł źdźbło trawy. - Mnie zwą Strife, a ciebie...yyy...eee.... - W tym momencie chłopak usilnie próbował wymyślić nowemu przybyszowi jakieś przezwisko, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Westchnął tyko i wypluł trawę, zaraz i tak skubiąc ją od niechcenia.

Ten zaś uśmiechnął się szeroko.
- Torrens Igneus, do usług. - Odchrząknął delikatnie - Nie było do tej pory okazji zapytać, ale... kim był ten staruszek z brodą?

-Miło mi cię poznać.- klacz skinęła głową Torrensowi.
-Właściwie to sama nie wiem.- wzruszyła ramionami- To miejsce należało do niego, z jakiegoś powodu czekał na nas i kazał pociągnąć za linę grożąc że jeśli nam się nie uda pozamienia nas w drzewa, tak jak wszystkich poprzednich. Teraz to już chyba bez znaczenia.

- Gdybym tylko go rozpieprzył od razu, oszczędził bym nam kłopotów... - Burknął Strife, kręcąc bębenkiem w rewolwerze. Zaraz po tym chłopak o żółtych oczach, schował broń i podniósł się do pionu “sprężynką”.
- Dobra... zostajemy przy wiertrzerzerze czy idziemy na linę? Ale jak znowu dostanę czymś w łeb to rozpieprze ten grajdołek. - Burknął rozeźlony, gładząc się po miejscu gdzie przedtem dostał.

- Wiertle. - poprawiła z uśmiechem, problem Strifea z tym wyrazem wydał jej się całkiem zabawny. - I daj spokój z tym guzem już dawno go nie ma.- Na razie nie kwapiła się by ruszyć się z miejsca.

- Zostawił ślad na mojej delikatnej osobowości! - Odrzekł z uniesionym palcem, po chwili kontynuował, odstawiając pantomimę
- “O patrzcie to ten jeździec co w łeb orzechem dostał! HAHA śmiejmy się z niego!” - Wskazywał palcem na punkt w ktróym wcześniej stał. Westchnął po dłuższej przerwie.
- Jeżeli to jest dopiero pierwsze piętro, to chyba wolę nie wiedzieć co jest dalej... WRÓĆ! wole wiedzieć co jest dalej i to natychmiast zabić. Tak... posługiwałem się tą taktyką od eonów, i tylko raz nie zawiodła. - Mówił Strife z profesorskim tonem głosu, bez przerwy wymachując palcem.

Torrens wzruszył ramionami, widać było po nim że średnio zainteresowany jest całą sprawą.
- Jeśli ktoś stanie nam na drodze, zabijemy go, hmmm? Brzmi jak plan. - uśmiechnął się w kierunku reszty - A jak stąd wyjdziemy?

Chłopak z udawanym płaczem przetarł oczy. - Tak szybko się uczą... chlip... - kontynuował zabawę w profesora.

Igneus, wyraźnie znudzony, utworzył dwie armie malutkich żołnierzyków, po czym zaczął kierować je przeciwko sobie. Już po chwili przed jego oczami wrzała dosłownie gorąca bitwa między figurkami z magmy o wysokości zaledwie kilku centymetrów.

-Jeśli każda próba to jedno “piętro” to nie jesteśmy na pierwszym.- zauważyła Violet, po czym zsunęła się z korzenia i położyła na trawie. Może warto by się zdrzemnąć?
- Obudźcie mnie jakby coś się działo. Coś godnego uwagi.-Ziewnęła przeciągle i zamknęła oczy.

- Ja cie! - rzucił zdumiony Strife, oglądając jak żołnierzyki wesoło się mordują. Niezwykle zafascynowany, przykucnął przy małej bitwie, zapominając o wszystkim co go otacza. Z promienistym uśmiechem na twarzy, zacisnął pięści i zaczął machać nimi przed twarzą. wydając z siebie cichutki pisk. Jednak tak szybko jak go to zainteresowało, równie szybko znudziło. W dodatku to miejsce...
-...zaczyna mnie wkurwiać! - Dokończył myśl na głos, po czym “błysnął” do liny. Spojrzał w górę używając swojego “orlego wzroku”, w zamiarze dopatrzenia się jakichś niespodzianek.

Jeździec apokalipsy, nawet pomimo braku swego wierzchowca był całkiem sprawny. Prędkość jego poruszania się była niewątpliwie najszybsza z całej drużyny, wzrok zaś - najpewniej niedościgniony. Nawet jeśli tak naprawdę lina, jak i drzewa zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a przynajmniej... do skończenia się widnokręgu umagicznionego wzroku. Tylko przez chwilę w jego wizji mignął mu dziwny mechanizm. Obecnie ustawiony był na środkowej pozycji.

- Co do... - Zmrużył oczy Strife, nie do końca będąc pewnym co właśnie ujrzał. - YO! podejdźcie no! - Krzyknął przez ramię do reszty drużyny.

-Hm?- mruknęła niezbyt zadowolona Violet, dopiero co zamknęła oczy, a przynajmniej tak jej się zdawało. Już się coś stało? Podniosła się niespiesznie, rozejrzała wokół. Nic nowego.
- Co się stało? Czemu krzyczysz?

- Tam ło! Na górze jakieś ustrojstwo widziałem. Strzele to! - poinformował o odkryciu Strife, uprzednio łapiąc za broń. - Jakieś za i przeciw? - zapytał jeszcze.

-Gdzie? Tam na linie?- zapytała mrużąc oczy, sama nie była wstanie niczego dostrzec, ale wierzyła słowom młodzieńca, w końcu kto wie jakie posiadał zdolności. - Nie strzelaj, może to otwiera przejście. Co będzie jeśli to zniszczysz i tu utkniemy?- jednorożec próbował przemówić do rozsądku Strifea. -Hmm... może to jest prostsze niż myślimy i wystarczy że we troje pociągniemy, albo zrobimy to mocniej niż ostatnio? Chyba warto spróbować zanim w to strzelisz?

- MIałem kiedyś psa... a na imię mu było... BINGO! Tak zrobimy... trzeba zawłołać tego lawoluda. - Z tymi słowami Chabydis spoczęło w kaburze.

-A jeśli to nic nie da... wtedy wyślemy Torrensa żeby się temu przyjrzał z bliska, mówił przecież że może zrobić skrzydła.- klacz nie mówiła do nikogo konkretnego, po prostu zastanawiała się na głos.-Może nawet udałoby się dowiedzieć czegoś od drzew.- najwyraźniej zrozumiała że w takim towarzystwie nie ma szans na drzemkę i zabrała się za rozwiązywanie problemu.

Jeździec jeszcze raz spróbował przyjrzeć się mechanizmowi, po mocnym wytężeniu wzroku machina ponownie mignęła w ułamek sekundy.
- Zaraz... to coś... ma trzy ustawienia, czy coś w tym stylu... teraz jest na środku. - Zakomunikował Strife, po głębszych oględzinach. - El Torro! pozwól także! - Rzekł podniesionym głosem.

Torrens odwrócił oczy od żołnierzyków, którzy niemal natychmiast rozpadli się na kawałki. Wstał, wzdychając ciężko, i zbliżył się do jeźdźca apokalipsy.
- Hmm? - zapytał, wesołym tonem.

- Musimy to wziąć i pociągnąć... ale tak jakby w bok... - pogładził się palcami po brodzie jeździec. - Inną sprawą jest to że nie wiem czy w lewo czy w prawo... - Sam nie był pewien o czym gadał, ale nie widziała mu się tutaj śmierć z nudów, więc kombinował jak tylko mógł.

Torrens stał, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W jego dłoni pojawiła się mała magmowa kulka, którą zaczął podrzucać spokojnie.
- Pewnie testują nasze szczęście. - Rzucił, jak gdyby do siebie - W jedną stronę przejście na wyższy poziom, drugą śmierć. - westchnął ponownie - A może jednak po prostu rozwalić sufit...? - rzucił sugestią w powietrze.

Violet przeczesała palcami grzywę, nie bardzo wiedziała co powinna w tej sytuacji zrobić, nie miała żadnych informacji o tajemniczym urządzeniu, poza tym że jest okropnie daleko i ma trzy ustawienia, zbyt mało jeśli ktoś pytałby ją o zdanie.
- Może najpierw spróbujemy ją zwyczajnie pociągnąć wszyscy troje? Raczej nie zaszkodzi prawda?- zapytała niepewnie.

Zęby chłopaka zgrzytnęły głośno.
- Raczej... no dobra... pociągnijmy to pieprzoną linę! - Strzelił kostkami w palcach, lecz przed porządnym chwytem puknął ją palcem i doskoczył w tył łapiąc za pistolety, lecz nie wyciągając ich z kabur.

Nagle niebo zaczęło dosłownie spadać. Nie było to jednak wydarzenie z jakim spotkała się Violet przy poprzednich przejściach, to było znacznie straszniejsze. Nagle każde z drzew zamieniło się we wcześniej poznane kolosy. Jeden z nich przemówił wspominając o tym, że zabili ich ojca. Cóż, tak przynajmniej wydawało się Strife’owi, bowiem jego wyobraźnia lubiła płatać figle zaś brak wiary w siebie był tym, co denerwowało nie tylko jego braci ale i samego kreatora. Gdy otworzył oczy drugi raz był pewien, nic się nie stało.

- Tak... dobrze... - Wycedził ledwo Strife, zlany potem, zamierając bez ruchu. - Nic się nie stało... dobrze... tak... - dyszał do tego.

Klacz zrozumiawszy, że to ona powinna zachęcić kompanów swoim przykładem, podeszła żwawo do liny i uchwyciła ją mocno.
- No chodźcie spróbujemy.
Igneus uśmiechnął się szeroko.
- W sumie nie ma nic lepszego do roboty... można spróbować - powiedział, chwytając linę.
Maska jeźdźca zamknęła się i poszedł w ślady towarzyszy, pewnie łapiąc linę.
-No to na trzy. Raz... dwa... trzy.- powiedziała i pociągnęła z całej siły.

Nagle drzewa zniknęły, zaś na horyzoncie pojawiło się dziwne miasto.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 13-03-2013 o 22:39.
Agape jest offline  
Stary 17-03-2013, 02:03   #24
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jak to było możliwe ? Całe otoczenie, wszystko, dosłownie wszystko co dostrzegał zmieniło się tak naglę, nie było to podobne do uczucia które zaznał wtedy, kiedy znalazł się w pokoju pełnym zabawek, było to coś zupełnie innego, coś czego nie potrafił zrozumieć, nie mniej, całe otoczenie dziwnie mu się “podobało” czuł się tutaj na swój nie określony sposób radość czy też urok płynący z tego miejsca. Jego błyszczące oczy przeskakiwały z lewa na prawo, powtarzając tę krótką ceremonię kilkakrotnie, nagle jak gdyby nigdy nic, rośliny zaczęły zbliżać się w stronę człowieka ludzi oraz Raynera, myślał że jest to naturalny proces tak więc ciężko było mówić o strachu czy innym odczuciu aniżeli zainteresowanie. Wtedy słowa jego “towarzyszki” wybudziły go, jak gdyby z dziwnego transu.”- Ray, czemu on rośnie tak szybko? “

Co miała na myśli mówiąc “rośnie” ? Nie znam dokładnie znaczenia tego słowa, wiedział że wśród niektórych ras występuje coś takiego jak dojrzewanie, jednak nie znał ich dokładnych mehanizmów.
- Piękne ! To jest ! On Rośnie ! - Wypowiadając słowo “rośnie” podniósł swoje szmaciane dłonie do góry, jak dziecko które raduje się z jakiegoś dziwnego powodu
- Rośnie ! Rośnie...Rośnie ? - Nagle uświadomił sobię że głos dziewczynki był dziwny, był podobny do tego kiedy po raz pierwszy spotkała gadającą lalkę. Nim zdążył zapytać o powód jej tonu, zawiał mocny wiatr, wiatr był dziwnie znanym mu już “odczuciem”, Wiatr jak się okazało przekazać miał wiadomość, liść który znalazł się w rękach dziewczynki był duży, wyjątkowo zaciekawił ducha
- Rzecz, jakaś, co jest, czy to ? - Wydażenie którego był świadkiem, wprowadził go w taki podziw, że miał aż problemy z wysławianiem się.
-„Tylko jedno ciało może przejść przez drzwi” - Leira przeczytała każde słowo, oddzielając je dłuższą przerwą, jakby potrzebowała czasu na połączenie liter i sylab.
- Jedno....przejść ciało ? Porzucić kogoś musimy ? Dwa ciała, umysły dwa... - Jego głos był o dziwo radosny, za radosny
- Oszukać...Możemy, jedno ciało, dwa umysły, lalka jedynie Rayner, jak lalką wcześniej a umysłem innym, jeden pojemnik człowiekiem ludzi, dwa umysły... Dwie dusze... Droga na skróty - Rayner miał nadzieje że dziewczyna doceni jego pomysł.
- Łaa! - najwyraźniej dziewczynka była zadowolona z jego pomysłu, jednak po chwili jej wzrok skierował się w stronę szczytu kwiatu.
Początkowy okrzyk, Rayner scharakteryzował jako “zgodę” Jednak wyraz twarzy jego “Pani” natychmiast zmienił się kiedy ujrzała w górę.
- Tam jjest coś, prawda ? Ciekawe człowieki ludzie kolejne ! Dużo...Jednak, plan działać będzie nie ! Więcej ciało niż jedno ! Problem, brak wyjścia ! - Wydusił ciężko.
- Co teraz robić ?
- Nie wiem, może oni wiedzą? - Leira odparła krótko.

Shura rzucił tylko okiem na dwie postacie poniżej, a gdy przeczytał napis na płatku od razu rozejrzał się w poszukiwaniu tych drzwi, ale nic nie znalazł. Dopiero wtedy poświęcił obu postaciom dłuższe spojrzenie.
- Zdaje się, że oczekują pojedynku. - stwierdził męskim głosem

Rayner dopiero wtedy spojrzał w górę a raczej starał się za pomocą szmacianych rączęk podnieść swoją domniemaną głowę. Chwilę popatrzył w górę
- Oni, mnoga, liczbą, dwie, człowieki ludzie, pomoc, jednak, ciało, jeden, problem, usunąć, mnogość, oszustwo. Jedno ciało, wiele człowieki ludzie, logika przeczy, organiczne istoty problematyczne. - Lalka przestała wreszcie mówić, jego bełkot był niezwykle szybki i brak mu było głębszego sensu.
- Człowieki ludzie, problematyczne ! Tamte człowieki, problematyczne...Decyzje, trzeba, podjąć... Szybko, czerwone-białe istoty blisko, tajemnica, problem !

Shura zmarszczył brwi i pokręcił głową, a podczas tego ruchu żuchwa zdelikatniała i ciało stało się bardziej kobiece. Spojrzała na nich spod ciemnych rzęs, po czym wybiła się w tył, szeroko rozkładając ramiona. Przez chwilę wisiała głową w dół, ale kontynuowała obrót i wylądowała za kwiatem przykucając, po czym zmieniła się w rudego szopa (uznając, że tak najlepiej się zakamuluje) i pobiegła rozejrzeć się po okolicy.


Rayner obserwował dziwnego człowieki ludzie uważnie, kiedy ten odszedł duszek się oburzył
- Uciekł ! Łowca, kryształy, porwać, zniewolić Rayner chcę ! Ratować, uciekać, przestroga ! Pomóc, maskotce... - Widać było iż maskotką wyraźnie wystraszyła się gwałtownego zachowania istoty która stała pond nimi.
- Ray? Ja... ja nie rozumiem - Leira była wyraźnie zaniepokojona jego słowami.
- Łowcy, kryształy, pochłaniać, używać energi zasilanie, porywać, zatracać. Kraść esencje, kraść Rayner duszę, kraść życie, byt. Uciekać musimy, prosić Cię. - Można było dostrzec że sytuacja go naprawdę przerażała
- Łowcy? - zaniepokojenie walczyło o prym w kontroli nad dziewczyną ze zdziwieniem.
-[i] Łowcy, złodzieje, kradną byt, kryształy, kryształy pochłonąć mogą byt, brak ciała, pustka, brak rasy, samotność - samotność jak u człowieki ludzi ! - Starał się wyjaśnić w sposób jak najbardziej prosty

Szop wyszedł z krzaków, kilka metrów od Raynera i przeobraził się kobietę. Kenya przechyliła głowę.
- Ma ktoś inny pomysł niż walka?
Kiedy dziwny człowieki ludzie wyszedł z ukrycia, duszek spoglądał na niego podejrzenie, z całą pewnością nie dało się wyczytać tego z jego twarzy... W końcu jej nie miał...
- Walka, zniszczenie, pozbycie się, wyjście inne ? Jedno ciało zagadka, brak wyjścia, istoty nie agresywne, jesteś człowieki ludzie,,,? - Z pogmatanej wypowiedzi Raynera, ciężko było cokolwiek wyczytać.
- Nie wiem o co pytasz. Jestem człowiekiem, albo czymś więcej. Zależy od tego kto ocenia i nie widzę innego wyjścia niż walka.
- Człowieki ludzi czymś więcej ? Nie znać, nie rozumieć, problem... Jednak nie walka, ucieczka, wyjście lepsze, my nie walczyć, nie potrafić. Uciekać, punkt dobry.
- Cóż... jeśli nie przeszkadza wam, że to ja będę tą co przechodzi przez te hipotetyczne drzwi to rzeczywiście nie ma potrzeby walki. - Kenya zmrużyła oczy spoglądając pod kapelusz Raynera - Ty nie jesteś istotą organiczną, prawda?
Rayner szybko potrząsnął głową, bardzo energicznie z lewa na prawda
- Rayner zabawką, jest tylko zabawką, ciało ma, jak ciało mają człowieki ludzie, brak ciała, brak kontaktu, brak zrozumienia, poza tym życiem. Brak wszystkiego. Jednak, jedno ciało, dużo człowieki ludzi, problem. Brak przejścia, wyjście tylko jedno, jednak walka, walka z czerwono białym istotą ?
- Nie wiem. Tak mi się wydaje. Mają tu dzwine oczekiwania, więc mogę się mylić, ale wydaje się, że chcą abyśmy wyłonili zwyciezcę, a kto przegra wróci do siebie, albo zginie... nie wiem.
- Brak groźby, niezrozumiałe zachowanie... Problem, niewiedza... - Zmartwił się Rayner
- Ja nie wojownik, Ja nie wiem - co robić możemy, człowieki ludzie, kruche istoty, wydają się. Pewien jesteś ? Walka, nie dobre wyjścię !
- Też mi się to nie podoba. Ale kto wie co wymyślili twórcy. To, w końcu, turniej, w którym zebrano potężne istoty. Nasłanie ich przeciwko sobie wydaje się logiczną konsekwencją
- Potężnę ? Rayner zabawka, nic więcej, brak walki, nigdy nie walczył. Nie potrafi poruszać się nawet. Jeśli zaatakować Ty, prawdopodobnie wygrać. Jednak twoje intencję nie zrozumiałe, czy ty być wojownik, Człowieki ludzie ?
- Jestem wojowniczką i marzycielką. Mówisz, że nie potrafisz walczyć?
Maskotka zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią
- Nie wiem, jak walczą człowiki ludzie... Wojownik a Wojowniczka... Różnica ? Dziwne są, słowa... W waszym... Sposobem, mówione... Problemów, wiele...
- Nie duża. A przy mnie jeszcze bardziej się zaciera - wypowiadając te słowa Kenya wypośredniła swoją płeć. - A ta mała, co się nie odzywa? Też nie potrafi walczyć?
- Brak informacji, prawdopodobnie, jej ciało zbyt króche, zbyt słabe. Wojownik wojowniczka... Zmiana wyglądu ? Wygląd zmienia brzmienie ? Człowieki ludzie zmieniają wygląd ? Brak zrozumienia, dziwne... - Nagle jak gdyby coś sobie uświadomił - Czy tak naprawdę spotkałem tylko jednego człowieki ludze ? Każdy tak dziwny, każdy tak inny, jedna rasa? dziwna... Nie walczyć, my nie wojownicy...
- Mówiliśmy. Na pewno nie jesteśmy zwykłym człowiekiem - odpowiedziały dwa głosy, jeden męski, a drugi żeński, jednocześnie. - Mała - zwrócili się do dziewczynki - Widzieliśmy już wiele i dzieci o zdolnościach pozwalających im się mierzyć z dorosłymi nie są czymś w co nie wierzymy. Uważasz się za wojowniczkę?
- Nic nie rozumiesz... Ona NIE walczy, nie wojowniczka, jednak pomóc, mogę postarać się, jednak nie wiem jak ująć człowieki ludzie słowami. Twoje myśli, mogą pomóc wyjaśnić, jednak teraz jestem zabawką - bez zbiornika, brak mocy ! Muszę dotknąć Cię, by zrozumieć i wyjaśnić, czy zgadzasz się...? - Raynera niezwykle ciekawiło dlaczego ta istota jest tak zmiena. Nie pasowała do jego wizji w żaden możliwy sposób.
Słysząc, że dziewczynka nie potrafi walczyć Kenya-Shura wzruszyli ramionami
- Zrozumieliśmy, że nie wiesz. - powiedzieli cicho i słuchali dalej
- Potrafisz spoglądać w umysły poprzez dotyk?
- W tym ciele, musze kontakt mieć... Inne organiczne ciało, nie wymaga, wasze umysły, łatwe, proste, my niemieć Mózgu, dlatego spoglądać, nie przez organ, ale duszę... Inne niż waszę, mogę wkładać swoję myśli czy obrazy, jak spoglądać i na waszę... Teraz, brak tego, lalka.. Ograniczenia, dotyk... Jedyna możliwość - Maskotka ledwo podniosła prawą “rękę”. - Jednak, bez zgody - rady nie dam, ciało słabe, pomóc musisz...
- Ciekawe. Intrygujesz mnie. - stwierdzili Kenya-Shura, na prawdę ciekawi. Nie mieli w swoim życiorysie nic godnego wielkiej tajemnicy, więc nie przeszkadzała im wizja, że ktoś pozna, ze szczegółami ich życie. Gorzej, że istniała możliwość, że to podstęp i zabawka potrafi, np. dominować używając dotyku...
- Niech będzie. - stwierdzili wciąż podwójnym głosem. Jakoś tak ta para budziła ich zaufanie, a przeczucia, choć żadkie, to nie często zwodziły Kenya-Shurę. Wyszli z krzaków, podchodząc do maskotki, przykucnęli przed nią i chwycili za rękawicę.
Właściwie Kenya-Shura nic nie poczuł/a. A cała sytuacja trwała dosłownie chwilę
- Dziwne słowa macie... W waszym języku, zwać, można magiem, jednak magia, w człowieki ludzie ma wiele znaczeń, ciężkie wyjaśnienie, siła woli - główna siła, u was zwana po części “telekineza”, jednak, nie pełne - problem jak mówić. Nie martwić się, ja uczciwy, ja nic nie... wziąść więcej - poza słowa i zrozumienie. Nie chcieć wroga, bać się walki. Jednak, by “czarować” potrzebuję naczynia, naczyniem może być wszystko - jak zabawka, jednak tylko organiczne , przenoszą energię, energia - wasza magia, wymagana, by czarować. Wymagane naczynie, lalka to jedynie nośnik, do kontaktu, teraz ? Bezużyteczny - w twoim mniemaniu,
- Czyli jesteś raczej czymś w rodzaju ducha, mogącego opętać przedmioty i, w jakiś sposób, ciała?
- W waszym rozumowaniu, wypchnąć wolę - ukarść świadomość... Dominować, przejąć władzę, jednak - nie tylko - skryć się mogę, tylko odczuwa się, obecność. Opętanie - jedyna technika obrona, chyba że kryształy - kryształy posiadasz może ? Przewodzą “duszę” wzmacniają mój byt, budować ciało - kryształowe - jest możliwość naginania sfer... Jednak brak klejnotów...
- Nie posiadam. Możemy przyjmować jedynie organiczne formy. Krystaliczne przekraczają nasze możliwości.
- Przyjmowanie ? Złe słowo, jedynie buduje - utrzymywane za pomocą woli, inne zasady, ty tworzyć jak ja widzę, ty mieć dziwną zdolność - Człowieki ludzie tak mają ? My jedynie kraść lub pożyczać - w waszym języku.
- Nie. My jesteśmy wywyższonymi Luny. Istnieje koło stu pięćdziesięciu takich w całym Stworzeniu. Powiedz mi, czy masz możliwość... wpółistnienia?
- Współistnienia ? Dziwne - nowe słowo, nie dokońca rozumieć, Ja współistnieje z opętanymi, chodzi o nie odbieranie świadomości ? Podzielenie się ciałem ? Wasze słowa trudne... zrozumienie ciężkie.
- Tak. My nie uważamy się za jedną istotę. Jedynie ciało mamy jedno, ale nas jest dwoje. Siostra i brat, Kenya i Shura. Jesteśmy Kenya-Shura. Intryguje nas możliwość przyjęcia kolejnej istoty do naszego ciała.
- Dwie dusze... Jedno ciało ? To Niemal jak Rayner ! - Powiedział wyraźnie uradowany - Jednak moja dusza inna, moja dusza moje ciało, ma własną świadomość, to Ona jest ważna, w waszym przypadku, ciało - Zmieniacie Je, prawda ? Więc to odgrywa rolę ważną. Inne niż Raynera. Łączenie ciała, złe, ranić żywych może... Niebezpieczne.
 
Arvelus jest offline  
Stary 17-03-2013, 22:08   #25
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Piętro 4

„Nie miejsce”


- Więc mówisz że ci, którzy tam przyjdą mogą mi się przydać? – przemówiła jedna z postaci wyraźnie zdziwiona tym, co musiała ujrzeć już kilka, może kilkanaście sekund temu. Cienie, które padały gdy światło kilku świeczek zderzało się z ciałami rozmówców poruszyły się delikatnie, jeden z nich poprawił swoje włosy, najwyraźniej zasłaniały mu one znajdujący się przed jego oczyma pergamin. Ciekawym był dobór środków, bowiem każdy kto tylko mógł korzystał teraz z kieszeni jako źródeł informacji, zaś książki czy inne papierowe, przestarzałe formy ograniczały się raczej do rzeczy, których zarówno mózg przeciętnego człowieka, jak i bazujące na elektronice systemy nie były w stanie pojąć. W przeciwnym razie miało to na celu tylko i wyłącznie pokazać innym co akurat robi się w tym momencie. Czy taki był cel czytelnika?
- Jeden z nich potrafi przyjąć postać danego elementu. – drugi z głosów był zdecydowanie bardziej stanowczy, brakowało w nim chaosu, szaleństwa. Każda zgłoska zdawała się być idealnie poukładana, dykcja nie posiadała żadnych wad, jakby jej posiadacz odbył długie szkolenie na ten właśnie temat, poznał wszystkie możliwe dialekty, oraz opanował sztukę retoryki. - Drugi jest łatwym celem, jednak jest bardzo... – tutaj mówca wziął krótsza przerwą, chcąc podkreślić to, co miało za chwilę wypłynąć z jego ust. - Uciążliwy – dodał w końcu wyczekiwany epitet.
- Metamorf? – ten drugi, bardziej chaotyczny bohater tego epizodu przemówił zaciekawiony. Najwyraźniej to było to, czego szukał. - Co z tym drugim, zbędny? – przemówił po chwili, zaś każde z jego słów emanowało nudą i odrazą do poziomu w którym ta była bliska zmaterializowania, a nawet głuchy słuchasz wiedziałby jakimi emocjami rozmówca darzy podmiot swej wypowiedzi.
- Nie do końca, to pupil Yozory – bez podmiotowość głosu zdawała się przeszkadzać coraz bardziej, bowiem ten z darem oratorskim nie potrafił wyrażać swoich szczerych odczuć. Może właśnie dlatego gdy tylko rozmawiał z kimś mu bliskim przyjmował on formę nie zawierającą żadnych ukrytych informacji? Tak najwyraźniej było i tym razem, bowiem gdy tylko zbliżył się do imienia szatynki świat pokrył się ciszą, przynajmniej jeśli to możliwe gdy sprawcą jest dźwięk. Półcień który skrywał detale twarzy rozmówców zapewniał o tym, że nawet gram emocji nie zostanie przekazany. Wydawało się, że to pomieszczenie powstało tylko i wyłącznie do tej rozmowy, by stworzyć okazję dla dwójki do stania na równym poziomie. Nie wiadomo jednak było, który za sprawą tego miejsca tracił więcej zyskiwał czy też tracił. Ciemność idealnie nadawała się do przykrywania wszystkiego co tylko możliwe tajemnicą.
- Yo-yozora? – głos który miał odpowiadać za ucieleśnienie emocjonalności był jak zwykle łatwy do odczytania. Tym razem była to dziwna mieszanka strachu i zaniepokojenia. Ten, który zdawał się być tylko i wyłącznie przeszkodą, śmieciem którego należało wyrzucić, śmiałkiem, który miał być zatrzymany, nagle urósł w oczach szaleńca. I to bynajmniej nie o jeden szczebelek w jego drabinie potencjalnych celów... - Co jej do niego? Czemu interesuje się kimś takim? – zdenerwowanie które dawało się odczuć w tej wypowiedzi było tylko cichym echem, pozostałością pierwszych odczuć dotyczących dziewczyny.
- Z tego co mi wiadomo, ma to coś wspólnego z Sorą. – w rozmowie padło już drugie imię, wspomniana została czwarta osoba, jednak tożsamość toczących debatę pozostawała nieznana. Może właśnie taką role mieli pełnić. Gdy tylko kolejna dziewczyna została wspomniana, pomieszczenie zamilkło jeszcze bardziej niż zwykle. Nawet poszczególne atomy zdawały się pozostawać w miejscu tylko po to, by nie przestraszyć kogoś dźwięk, którego i tak nie wywołują. Wszystko co mogło, zamilkło.

„Plum”

Powierzchnia znajdującego się w kałamarzu atramentu została drastycznie naruszona przez bezlitosnego intruza, który napędzany silą mięśni zagłębiał się coraz dalej. Ustał dopiero gdy wywołana przez niego fala rozbiła się o szklane ścianki naczynia, by zacząć drogę w drugą stronę. Zdawało się że namaczanie pióra atramentem było obecnie główną czynnością która działa się w okolicy, jeśli nawet nie jedyną. Oba cienie poruszyły się powoli, tak by spoglądać na skapujący do naczynia atrament z większą dokładnością.

„Plum”

Team Geniuses
„Cmentarz poległych”
Pierwszym co rzucało się w oczy dwójce bohaterów był zdecydowany niedobór światła. Dopiero po chwili długie, niebieskie włosy wskazały kolejną właściwość tego miejsca gdy za sprawą silnego podmuchu powietrza jeden z warkoczy uderzył w czoło Makaia. Ten zaś, prawdopodobnie tylko za sprawą silnej woli nie skomentował tego wydarzenia czymkolwiek, co mogłoby wyrazić jego ból. Szarowłosy zdał sobie dzięki temu sprawę z jakże prostego, a zarazem przyjemnego faktu – obecnie był pełen energii, mógł również być pewien że to samo co uzdrowiło jego ciało i ducha, zadziałało również na jego nowego towarzysza podróży.
Głośne skrzypnięcie zwiastujące otworzenie się starej, metalowej i z całą pewnością nieco zardzewiałej bramy przerwało rozmyślania dwójki geniuszy: jednego z niewyobrażalną mocą obliczeniową, drugiego zaś z nieograniczonym zasobem informacji. Ten, którego skóra naznaczona była silnym słońcem pustyń i pustkowi był swoistą wersją sieci internetowej, bowiem jeśli coś nie znajdowało się w zasięgu jego wiedzy – nie powinno istnieć na świecie. Żaden z nich nie miał już możliwości by zastanowić się, czy fakt cudownego ozdrowienia jest czymś złym, czy też dobrym...









Przegniłe, pozginane drzewa nie napawały optymizmem, za to idealnie współgrały z znajdującymi się wszędzie za metalowym ogrodzeniem kamiennymi posążkami. Jedne z nich przedstawiały najzwyklejsze krzyże, najbardziej uniwersalny znak religijny, który kojarzył się wszystkim, bez względu na uniwersum. Inne zaś przedstawiały różne postacie, czy też figury geometryczne. Nad jednym z pomników wysoko na niebie nieśmiało tańczył targany przez wiatr latawiec. Gdy tylko rozpocznie się rozmowa o niebie, to nie sposób nie wspomnieć o znajdujących się nań czarnych ptakach, łudząco podobnych do kruków, które za sprawą intensywnej walki z porywistym wiatrem milczały kompletnie, nadając miejscu coraz bardziej poważną atmosferę. Właściwie gdyby nie szalejący wiatr, to jeden związek frazeologiczny idealnie opisałby akustyczne zjawiska tego miejsca.
Grobowa cisza.
Wszystko zaczynało się wyjaśniać, łącznie z przeznaczeniem tego miejsca. Pytanie tylko co dwójka przedstawicieli płci męskiej, przynajmniej zgodnie z ich teoretyczną fizycznością, robiła w tym miejscu, nie zaś na piątym piętrze. Szybkie spojrzenie Makaia na interfejs kieszeni sprawiło że poznał on ich obecny adres. Najwyraźniej potrzebowali dodatkowego testu, czy też szkolenia nim dostaną się do miejsca, gdzie przeznaczenie wielu osób miało się spotkać.
Dywan i wózek inwalidzki – dla przedziwne środki transportu znajdowały się tak gdzie powinny, pierwszy z nich w rękach Alladyna, który najwyraźniej nie zamierzał wykorzystywać jego zdolności, drugi zaś zapewniał ubranemu na szaro pozory sprawności.

Team Prisoners 'n Team Apple
„Plac grzeszników”


- Panie i panowie, dzisiaj mamy do czynienia z naprawdę ciekawymi kąskami – głos komentatora przemknął przez arenę sprawiając że ta błyskawicznie stała się światkiem chaosu, jaki niewątpliwie tworzy dreszczyk emocji gromadzący się w żyłach gotowych do doświadczenia kolejnej walki widzów. Niektórzy z to zwyczajni śmiałkowie chcący zrobić sobie przerwę, inny zaś zamierzali utrzymać się z tego co robią, znaleźć sobie mieszkanie z widokiem na piękny krajobraz, sypialnię ukazującą piękno wybranka, czy też wybranki. Bliskość piątego piętra, oraz to jak łatwo między nimi można przejść sprawiało że arena była jednym z bardziej pożądanych miejsc rozrywki oraz spotkań w oczekiwaniu na kolejny egzamin, czy też turniej. Te bowiem rozgrywały się na następnym piętrze całkiem często, zaś nagrody często kusiły na tyle, że warto było czekać. Nawet miesiąc czy dwa. Jedzenie zaś nigdy nie było za darmo.

Co lepiej może robić wojownik, niż wykorzystywać swe umiejętności w boju? Prawdopodobnie nic. Właśnie dlatego osobnikami stawianymi przed „grzesznikami” byli właśnie oni, wyszkolenie do granic możliwości... Przynajmniej teoretycznie.
- Na arenie pierwszej spotkamy się z zabójcami przepięknej pani ogrodów, kobiety kota która nauczyła wielu z was o tym, jak znaleźć się tutaj, czy nawet wiele dalej. – przemówił po chwili komentator. Co prawda znacznie bliżej było jego wywodom do krzyków wypływających z jego ust, niż przepięknej przemowy. - Szanowni widzowie oto przed wami zabójcy Nanaho Otohy! – wykrzyczał po chwili rozbawiony.

- Baron Sapienza, oraz Silvo Teglo! – zawołał raz jeszcze, zaś tłum widzów z euforią przyjął jego słowa sprawiając że ściany widowni zadrżały. Zespół, który nie istniał zaledwie dzień temu był teraz na sztucznej arenie stworzonej w hołdzie Rzymskim gladiatorom. Tak jak w oryginalnej wersji podłoże było mieszanką piasku jak i zbitej gleby, zaś miejsca dla oglądających roztaczały się wkoło. Tym, co zdecydowanie nie pasowało do antycznego wizerunku areny były gigantyczne ekrany znajdujące się u szczytów sklepienia. Właśnie teraz znajdowali się pod baczną obserwacją niemal każdego kto znajdował się w okolicy.



- Na przeciw nim stanie nie kto inny jak jeden z górnej trójki rankingu... – głos zamilknął na chwilę tylko po to by zwiększyć narastające we wszystkich napięcie. Każdy odgłos areny zniknął niczym pod batutą dyrygenta, który właśnie o to poprosił. Dopiero po chwili, gdy imię wypłynęło z wszechobecnych mikrofonów, symfonia okrzyków wróciła do otoczenia sprawiając że dwójka bohaterów niemalże upadła na kolana.
Tak wielką siłę posiadało imię: „Jonpa Tanno”. Fioletowe kimono oraz czarny dół stroju pojawiły się na tle piaskowego podłoża, zaś okrzyki nie zamierzały ucichnąć. Najgorsze co mogło spotkać byłych więźniów to moment w którym samuraj dobędzie swego ostrza, bowiem za sprawą ataku negatywnych emocji będą oni w znacznie gorszej pozycji.

- Na drugiej zaś właśnie pojawiają się zarówno grzesznicy jak i przesłodki grabarz, Miyuki-sama! – tym razem krzyki które wypłynęły z widowni były zdecydowanie bardziej żeńskiego pochodzenia, zaś głośnie „Kyaaaaaa!!!” to jedne z najbardziej normalnych wyrażeń jakie leciały w stronę wyłaniającej się właśnie trójki.
Chodząca na dwóch nogach klacz, jeździec apokalipsy, oraz magmowy wojownik stali naprzeciw ukrytego w zielonych ubraniach chłopca.


- Sprawię że zieleń zostanie zapamiętana na zawsze – powiedział, zaś efekty zaawansowanej technologii sprawiły że że każde jego słowa wypływało przez mikrofon docierając do każdej fanki. Tym razem wszystkie znajdujące się na górze monitory pokazywały twarz tylko jednego z walczących i nie trzeba raczej mówić jaki kolor dominował na ekranie.
 
Zajcu jest offline  
Stary 21-03-2013, 19:26   #26
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Aladdyna irytowało jedno zasadnicze spostrzeżenie. Wyrzucono go z ciała Makaia oraz oddano do rąk dywan. Widać teleportacja to swoisty reset powiązań między osobami. Naszła go drobna obawa, że nie za daleko doprowadzi Makaia przy takich warunkach. Wystarczy, że zmaterializują się naprzeciw gotowego przeciwnika. Niebieskołowsy zwyczajnie nie zdąży.

- I stała się światłość. - Zacytował genezę świata Aladdyn pstrykając palcami. Po chwili jego skóra zmieniła swoją naturę na świetlną.

- O cmentarz...jak oryginalnie. -stwierdził chłopak i rzuciwszy wzrokiem na nowe miejsce po niespełna sekundzie dodał. - Zakładając tradycyjny system pochówku, wielkość cmentarza oraz teoretyczną, statystyczną liczbę zwłok które juz zostały całkowicie rozłożone, mogę powiedziec z ponad 90% pewności, że w razie ataku zombie, wyjdzie ich nie więcej niż siedem i czteryósme z jednego metra kwadratowego. Ponadto jeżeli pierwsze zaczna wychodzic łatwo będzie ułożyć algorytm w których miejscach będa sie pojawiać, a wtedy wystarczy lekko poruszyc ziemią, by wygrzebując sie z grobów, ich wychodzące na wierzch dłonie, rozrywały głowy zombich wychodzących w miejscach sąsiednich, co skutecznie zmniejszy ich liczbę. -stwierdził swoim nudnym tonem, po czym obok niego pojawiła się kieszeń, w której sprawnie wstukał wiadomość.

-” Czy na każdym piętrze jest tak nudno i rytująco-przewidywalnie? Jeżeli tak, można gdzies wysyłac zażalenia?” - po czym wysłał wiadomość do dziewczyny spotkanej na pierwszym piętrze- Yozory.


- Oi, Oi, po co mi tyle światła? - blondyn z pozszywaną klatką piersiową zapytał, wyraźnie zniechęcony obowiązkiem pokazywania swej odległości.

- Kieszeń... ahh... dobre czasy - przemówił szkielet którego trzymał w rękach.

- Światło by Ci pomogło na cerę, jest dosc ziemista, zapewne przez niedobór niektórych witamin, minerałów i promieniowania UV. -odparł szczerze Makai.

- Mrr... Jesteś uke? - zapytał rozbawiony blondyn.

-... -odparł Makai, a jego palce wstukały jeszcze jedną szybka wiadomość do Yozory -” A I czy dużo tu jest zboczeńców czy to po prostu ja na nich trafiam? Pozdrawiam Makai. ” - co ciekawe pierwszy raz dało sie wyczuć w przekazie chłopaka... pewna wesołość, lub przy dużej interpretacji żart, a to było już postęp.

- Oi Oi... - domniemany nekromanta westchnął, wypuszczając nieco powietrza ze swego ciała. Makai mógł być teraz pewien - to kiedyś z całą pewnością był człowiek. Jednak czy natura jego rasy opierała się teraz już tylko na przyzwyczajeniach, czy wywodziła się z uwarunkowań nadanych mu przez przyrodę - tego nie mógł być pewien.

- Ciekawe czy twój szkielet potrafiłby chodzić? - zapytał retorycznie.

- Zatańczyłbyś ze mną? - zwłoki które zredukowały się do samych kości przemówiły wyraźnie, lecz każde słowo okupione było głośnym skrzypnięciem, tak jakby kościom brakowało czegoś w rodzaju smaru...

- Ty zaś potrafisz przyjąć dowolną postać? - zapytał po chwili przenosząc swój wzrok na tego, kto zdecydowanie był tylko i wyłącznie chłopcem.

- Lubię osobników w twoim wieku - dodał po chwili, delikatnie oblizując swe wargi. Nawet jeśli wcześniej było to oczywiste, to dwójka dopiero teraz zdała sobie sprawę z rękawiczek na jego rękach.

- Miałabym synka - szkieletorka! - kościany twór znajdujący się w jego rękachh zaśmiał się głośno.

Chłopak przeczesał włosy z dosyć skrzywionym wyrazem twarzy.

- Oy, nekrofilia to już przesada. - stwierdził skupiając swój wzrok na nekromancie i jego lalce? Co mógłby o nich wiedzieć? Najłatwiej było sięgnąć do bramy.

Makai zas przymruzył oczy i przyglądał się szarej plamię na piersi mężczyzny jak i jego kościanemu towarzyszowi. Chciał wyciągnąć ze swych obserwacji kilak rzeczy - czy blondyn miał anatomię zwykłego człowieka, a może był pusty lub zmodyfikowany? Czy gdy mówił jego usta pracowały w normalny sposób, a może był niczym marionetka na sznurkach? To samo tyczył osie szkieletu, czy były to kości które kiedys miały swe schronienie w okowach ciała, czy może twór został stworzony od razu jako sama struktura wapienna, a może te białe elementy wcale nie były, minerałem w które tak bogate było mleko, tylko innym sztucznym tworem?

- ... -odparł jeszcze na pytanie nekrofila pederasty.

- Miłość to miłość - odparł bez zastanowienia blondyn. Spojrzał na dwójkę, jakby zastanawiając się co dokładnie ma zrobić. Dopiero po chwili, gdy jego ręka uderzyła w swe czoło, zdał sobie sprawę z czegoś oczywistego.

- Ahh, to nie jest test. Po prostu tutaj was ściągłem. - dodał po chwili rozbawiony. Jego ciało funkcjonowało jak normalne, zaś poszczególne wszyte w nie elementy miały najwyraźniej na celu tylko i wylącznie zwiększenie wytrzymałości, czy też przypodobanie się swej martwej wybrance. Ta zaś, przynajmniej teoretycznie, kiedyś była żywa. Z drugiej jednak strony jaka była różnica między autentycznymi kośćmi a tymi stworzonymi za pomocą magii? Szarowłosy geniusz nie był w stanie tego stwierdzić, jednak coś w głębi ducha podpowiadało mu że skrzywienia psychologiczne tego człowieka mogą osiągnąć poziom rekordu Guinessa, zaś same przebywanie w jego otoczenie to stres podobny do śmierci najbliższych osób.

- Skoro to nie test, to nie mam interesu w tej rozmowie. -stwiedził Makai a jego ręcę opadły na koła by w razie czego móc je napędzać. - Gdzie jest wyjście. -zapytał tonem...hardym jak na takiego kruchego naukowca. Jego czarne oko łypnęło na nekromantę. - Wolałbym żebyś odpowiadał z sensem.

- Staliście się moją własnością, ta zaś nie ma prawa głosu. - nekromanta przemówił silnym, oraz znacznie bardziej spokojnym głosem niż wcześniej. Nad ręką która trzymała szkieleta pojawiła się pięcioramienna gwiazda rozpisana na podstawie koła. Jeden z rogów błyskał bardziej niż inne.

- A nadepnąłeś kiedyś na pinezkę, lub zgubiłes skarpetkę? -zapytał Makai lekko marszcząc brwi. - Nawet własność może się buntować i przysporzyć kłopotów, a co dopieo gdy potrafi ona myśleć. -mówiąc to odetchnął i spojrzał w niebo. - Ale walka nie jest objawem ludzi myślących, dla tego proponuje o wiele bardziej romantyczny i specyficzny sposób rozwiązania tej sprawy, który na pewno sprawi, że sercę tej którą kochasz, zapłonie z podniecenia. -dodał spokojnie, powoli zdając sobie sprawe jaka będzie najlepsza droga by rozwiązac zaistniała sytuację.

- Ale będziesz uke! - przemówiła czaszka. - Uważaj on jest dobrze zbudowany tam, gdzie to sie liczy - dodala po chwili.

- Chodziło mi o inny rodzaj zawodów, droga...Pani. -zakończył po chwili zawahania nad ostatnim słowem Makai. - Czy nigdy nie marzyłas o tym, by twój ukochany pokazał jak bardzo sie dla niego liczysz? Jak wiele jest w stanie poświęcic dla Ciebie oraz na ile go stać by twoja miłosć była na wieczność jego? -dopytał Makai kierując pytania bezpośrednio do szkieletu.

- Taki mądry a nie widzi że on mnie kontroluje. Jest moim panem - dała szarowłosemu nieco do myślenia.

- Co ty pieprzysz, Makai? - spytał Aladdyn wzruszając ramionami. - Po pierwsze to szkielet, po drugie niewolnik. Nie będzie nawet zainteresowany interesowaniem się co jego mistrz ma w głowie. Polecałbym po prostu go wkurwić na tyle, aby nas wyrzucił na następne piętro... - zaproponował z diabelskim uśmiechem. - Co ty na to? Nic go bardziej nie wkurwi niż rozjebanie tej kościanej lalki... - Pewne wspomnienie przeszło mu przez myśl i spojrzał groźnie na nekromantę. - Oy, jeżeli to ma być test ducha, nie poddajemy się. Puść nas dalej albo jedynym co tu zostanie zgwałcone, będą resztki twojej psychiki.

- Nie uważam żeby to był test, wtedynajczęściej od razu podaja zasady, chociaż możliwe że twoja teoria jest słuszna. -stwierdził po chwili milczenia szarowłosy, jak gdyby nie przejmując się językiem swego kompana. - Po prostu chce uniknąć kolejnych bezsensownych starć, gdybym chciał ten kościotrup dawno juz przeszedł by w stan atomowy. -stwierdził i przeczesał włosy. - To niezbyt rozsądne na każdym piętrze podejmowac walkę, zajmie to tylko niepotrzebnie czas, a innym odbierze ich cele, nie po to tu jestem.

- Hm? - z twarzy chłopaka łatwo było spostrzec, że czegoś nie zrozumiał. - Jak to nierozsądne? Z tego co wiem bicie się jest całkiem przyjemne. - zaprotestował chłopak. - Chociaż fakt, ty się śpieszysz...ja już niezbyt. Zresztą, jedyną alternatywą jaką widzę jest niewolniczy seks z nekromantą. Jeżeli całe jego ciało jest jak klatka piersiowa to ja co najmniej odmawiam.

- Bójki to zwyczaj barbarzyński, sprawy powinno rozwiązywać się siła intelektu. -stwierdził chłopak i odwrócił się na wózku do niebieskowłosego...całkowicie juz ignorując nekromantę. - Szczerze śpiesze się, ale z drugiej strony jestem pewny, że ten idiota...- tu bezpardonowo wskazał palcem blondyna. -... w końcu by się zgodził na jakieś zawody, których zasady sprawiałaby, że przegrywając i tak byśmy wygrali. Ale twój komentarz zniejszył procentowe możliwości powodzenia tego planu niemal do pojedyńczych cyfr.

- Skąd mam wiedzieć z tej odległości co masz na myśli? Głupek! - obraził się Aladdyn. - Logiczne, że chcę go skopać gdy twój plan zawodzi już przy starcie. Lalka sama powiedziała, że to był zły pomysł. - Aladdyn również wskazał paluchem blondasa - Zresztą, nie sądzę aby ten przygłup był w stanie coś nam zrobić. Z chęcią sprawiłbym mu piekło.

- Lalka jest na tyle głupia, że jak by sie chwile pogadało, to szybko by sie w tym zgubiła. PRZECIEŻ NIE MA MÓZGU. zaakcentował wyraźnie ostatnie zdanie, niemal literując każde słowo. - A to oznacza, że jej zdolności pojmowania ogranicza przepływ cząstek, czy jak wy to mówicie magii. Tak więc wystarczyłoby przeciążyc ją zbytnią ilościa informacji, to zaszłoby spięcie i by sie popsuła, nekrofil by sie poryczał, my byśmy naprawili lalkę a jako zapłatę zarządalibyśmy wolności. Czy tobie trzeba tłumaczyć nawet plan który bobas by wymyślił? -oburzył się szarowłosy.

- Skąd wiesz, że jest bezmózga? Nie widzimy dokładnie wnętrza czaszki. Zresztą, słyszałeś kiedyś o pojęciu "dusza"? - dopytał - Jeżeli chcesz być taki naukowy, to ona nie ma prawa mówić i ten cwaniak jest brzuchomówcą! Zresztą, on ją zrobił więc sam wie jak ją naprawić... - zasugerował Aladdyn. - Zresztą, co znaczy "spięcie"? - dopytał nieznajomy z pojęciem elektryki.

- Oczywiście że jej czaszka jest pusta, widac to po napięciach powierzchniowych na jej całym przekroju. -stwierdził naukowiec wydobywając z kieszeni notes i długopis. - Tutaj i tutaj, te punkty jednoznacznie wskazują na to że nic tam nie ma. -stwierdził rysując pospiesznie czaszke i kreśląc cos długopisem. - Nie wiadom oczy umiałby ja napawic, gdyby zniszczyło ją coś czego nie zna... on napewno nieprzeładował jej informacjami. Spójrz tylko na niego. -prychnął szarowłosy, po czym dodał jak do dziecka. - Spięcie wytłumacze ci kiedy indziej, będe potrzebował do tego książek i tablicy.

Szkielet wykonał młynka znajdującą się w jego rękach przedziwną kostrukcją podobą do gilotyny. Pieczęć która przez całą debatę znajdowała się nad jego ręką, zniknęła. Nie było by to nic szczególnego, gdyby nie fakt że zaagnażowana dyskują dwójka poczła dziwny chłód na swych dolnych kończynach.

Co prawda w przypadku świetlnej istoty nie miało to zbyt dużego znaczenia, jednak dla geniusza-inwalidy owszem. Ten bowiem był teraz siłą przetrzymywany przez kościste ręce do ziemi dokładnie tak samo jak jego wózek. Jeśli zaś chodzi o tego, teoretycznie niewrażliwego - nie został on unieruchomiony, jednak poczuł się nieco słabiej.

Makai był pewien że nawet najmniejszy kontakt z tworami nekromanty był bardzo szkodliwy, zaś biegnąca w ich stronę władająca gilotyną kościana niewolnica była już w połowie drogi...

Aladdyn spojrzał na kościotrupa nieco oburzony. Po chwili jednak się uśmiechnął.

- Jak mi się uda to co mam na myśli...będę obrzydzony samym sobą. - powiedział jak gdyby nie było w tym nic złego, następnie bez pytania pobiegł w stronę szkieleta, aby zwyczajnie skoczyć w jego stronę, na tyle szybko na ile mógł. - I tak sądzę, że pójdzie szybciej niż jak gdybyśmy chcieli ją przegadać.

- Ja i tak mam słabe zdrowie! -krzyknął chłopak z obrzydzeniem i pierwszym co zrobił byłouderzenie w kościane dłonie, swoja mocą telekinetyczną. Niektórzy mówili że telekineza, to jedynie moc podnoszenia obiektów, jednak odpowiednio wykorzystana, może uderzać z siłą młota. Ponadto chłopak spojrzał na nekromantę naprawde zirytowany, tym że ponownie ktos zmusza go do walki. - Dobra... -mruknął, a pod nogami blondyna upadł granat bez zawleczki, który po prostu sie tam pojawił. Jednak nie był to zwykły ładunek wybuchowy, był to granat, który miał dookoła sie rozpryskać, mocno żrący kwas...wymieszany z wodą święconą.

Alladyn zaliczył spotkanie jednego z najbliższych mozliwych stopni, nie odbyło się ono jednak z kościotrupem i jego duszą, lecz bronią którą trzymał. Co prawda był on obecnie w świetlnej postaci, to też nie odczuł bólu, jednak był świadom tego że prędkośc z jaką słabnie przyśpieszyła. Mimo wszystko światło odbiło się jednak od szkieleta, spadając na ziemię. Gdyby walka była komentowana ktoś z pewnością wspomniałby o wspaniałej porażce.

Granat wybuchnął, jednak kościana ściana o szerokości przekraczającej trzy dziesiątki centymetrów sprawiła, że nie zaszkodził on zbytnio swemu adresatowi. Przynajmniej gdyby pominąć głośne przekleństwo dochodzące zza muru.

Kościane dłonie rozpadły się posłusznie pod naporem wszechogarniającej siły.

- Mówiłem, że bezduszna? Albo to albo ten cwaniak ma niezłą magię. - wzruszył ramionami Aladdyn. - Cóż nie wyszło...Jak jesteś taki cwany, to podpowiedz mi jaka materia najlepiej zadziała na kości? Albo nie. To nie tak, abym potrzebował twojej pomocy. Lód! - Zdecydował sam przyznając w duchu, że szkielet jest dość kłopotliwym rodzajem materii. Nie było nań perfekcyjnej kontry. Przynajmniej póki nie jest się olbrzymem zdolnym do ich bezproblemowego łamania. Siła sama w sobie nie była niestety materią.

- To ja biorę lalkę a ty blondasa? - dopytał przygotowując się do uniknięcia brzytwy. Jeżeli będzie w stanie jej unikać, a następnie zamrażać i uderzać pojedyncze miejsca, z czasem ją skruszy. Może to być jednak czasochłonne.

-Ogień byłbyskuteczniejszy niz łód... kości szybko płoną. -odparł Makai wzdychając po czym obrócił sie w stronę blondyna. - To będzie raczej jednostronna walka. -stwierdził Makai, po czym przymknął oczy a z obu dziurek jego nosa popłynęły stóżki krwi. Nie miał zamiaru sie rozdrabniać. Dookoła nekromanty, wyrosły nagle betonowe ściany, z kominem u góry, tworząc swoisty piec. Poziom wodoru wewnątrz wzrósł gwałtownie, a dokończeniem procesu, była pochodnia, która wpadając do środka, miała wysadzić tak stworzony ładunek zapalny. Tym razem tarcza z kości nie pomoże, nie przeciw komorze, do całkowitego spalania, podobnej do tej używanej w czasie kremacji.

- Orior ex proeseptulus gigas monogrammos!(łac.) - zawołał blondyn gdy z ziemi zaczynały wyłaniać się betonowe ścian. Blisko pięciometrowy szkielet miał w ręce trzymetrową kość udową, która przypominała kij do baseballa. Ten zaś zetknął się z piecem krematoryjnym, tylko po to by zniszczyc zarówno samą siebie jak i konstrukcję Makaia. Kilka odłamków spadło w kierunku nekromanty, jednak tkanka kostna która wyłoniła się z ziemi zablokowała spadajace elementy. Ktoś, kogo zboczenia przebijały dziwności ubrań Alladyna, dychał teraz ciężko. Najwyraźniej skontrowanie tego ataku kosztowało go dużo.

Lodowa istota która kształtem przypominała potomka pustyń zaczynała swoją walkę ze szkieletem. Nawet jesli pierwsze uniki były całkiem sprawne, to gdy tylko do głosu doszli zmarli, których było pełno na tym cmentarzu, łapiąc co chwila Alladyna za nogi tylko po to, by rozpaść się za chwilę, skutecznie uniemożliwiały dalszą walkę tego typu.

Ostrze będące hołdem dla tworu Robespierra - gilotyny zetknęło się z lodową skorupą, gwałtownie rozdzierając kilka pierwszych warstw. Niebieskowłosy nie miał wyboru - ryknął z bólu. Czuł że gniew narasta w nim coraz bardziej, osiągając poziomy, których bał się samemu. Jakby tego było mało ręka która weszła w kontakt ze sferą zaczynała pulsować dziwną energią.

Gdyby spojrzeć na geniusza z nieco innej strony to spostrzegłby on, że pod jego nogami wyłoniły się ręce, które wylądowały na jego kolanach, zaraz potem głowa, która nurkowała w wiadome miejsca. Nawet potęga jego umysłu nie miała szans w starciu ze zdziwieniem i lekkim zaniepokojeniem, z istnienia kobieciego szkieletu zdał sobie sprawę nieco później niż powinien. Czuł że efekt zdolności nekromanty jest conajmniej bolesny...

Ciężki wdech, głośny wydech. - Ciebie też wkuriwa? - spytał adresując słowa do swojej ręki. Jego pozycja nie była taka najgorsza, choć bolesna. Złapał drugą ręką za przed dzidzie gilotyny, mając zamiar dosunąć się na zasięg pięści i strzelić szkieletowi między oczy.

Już poczuł, że nie będzie to najprzyjemniejsza walka. Może powinien był ją zacząć z większą rozwagą? Gdyby był teraz żywym ogniem, nie przyjmowałby ran jak ciało stałe pokroju lodu! Ah, cholera w to wszystko. Liczyło się tylko tyle aby wpieprzyć szkieletorowi. Jakoś w końcu da sobie radę...prawda?

Makai jęknął z bólu, a w jego ręce pojawiła się broń osławiona przez wiele legend i wielu gangsterów. Magnum, pistolet o potężnej sile rażenia, ale zmodyfikowany tak by wątłe ramię naukowca bez problemu sobie z nim poradziło. Przyłożył lufę do czoła szkieletu i stworzył jeden pocisk, który opuścił swoją trase w momencie gdy chłopak wypowiedział swoja kwestię w tym przedstawieniu. - Wybacz, nie lubie zimnych kobirt.

Pocisk rozerwał czaszke na kawałki, a szkielet opadł na ziemię, tracąc życie już po raz drugi. Pozostawanie na ziemi, było bardzo złym pomysłem, dla tego nagle spod Makaia wyrósł betonowy blok, który wyniósł go nad ziemię, na tyle by nie sięgały go łapska nieumarłych, natomiast on przystapił do planu, który miał ukazac wyższość inteligencji and czym kolwiek innym.

Moc umysłu chłopaka skierowana została na betonowe odłamki które leżały na ziemi dookoła nekromanty, kilka z nich uniosł osie iruszyłow stronę blondyna... jednak nie miały w niego trafić. Ich celem było uderzenie w siebie nawzajem, kąty, szybkości, siły wszystko to było dobrane idealnie, tak by bloki nie poniszczyły sie nawzajem a jedynie pozmieniały kierunki lotów, nadając sobie ponadto właściwości rotacyjnych. Jednym słowy Makai stworzył sytuację, w której tylko mistrz ciężkiej sztuki prawdopodobieństwa matematycznego (nie chcwaląc się, własnie taki jak Makai) mógł wiedzieć gdzie uderzą betonowe odłamki... dla tego unikanie ich było nad wyraz kłopotliwe.

Lodowa pięść zetknęła się z kośćmi czaszki szkieleta, odrzucając go w tył. Wraz z nim w ruch została wprawiona gilotyna, która raz jeszcze przecięła to samo miejsce, zagłębiając się coraz dalej w lodowy twór. Ból na który jest się przygotowanym zawsze jest nieco łatwiejszy do zniesienia. Tak też było i tym razem, bowiem nawet jeden pojedyńczy dźwięk nie opuścił lodowych ust Alladyna gdy kolejna częśc jego ciała zostala rozcieta.

Najlepszym środkiem przeciwbólowym jest szczęście, tego zaś było wystarczająco dużo, bowiem nie tylko szkielet rozpadł się na miliony części, dodatkiem do całości był krzyk bólu odbijający się od każdego z nagrobków. To nekromanta został pokiereszowany do poziomu w którym kości wymknęły się z podłoża tylko po to by wciągnąć do niego przeciwnika. Ten zaś, jak i cała jego energia zniknął, a jedynym co po nim zostało były ślady krwi i mięsa nad kościanym nagrobkiem.

Twarz Makaia była wyjątkowo blada, czuł się conajmniej źle... Nawet wiadomość od Yozory nie poprawiła mu humoru.

Cytat:

Widzę że jesteś zabawny jak zawsze. Nie poznałeś kogoś ciekawego?
“Czuję w tobie gniew” - ta pojedyńcza sentencja emanowała z ręki Alladyna coraz łatwiej dostając się do jego umysłu. “Nie chcesz czegoś z nim zrobić?” - pojawiało się również często.

Betonowy blok na którym teraz znajdował się Makai niczym winda, zjechał na dół, a chłopak dysząc ciężko wprawił swój wózek w ruch. Jego nowy kompan mógł zauważyć, zmianę w tym jak wygląda Makai - pobladł i wydawało się, że wychudł, jego rece drżały lekko. Zakaszlał cicho, by po chwili przyłożyc do ust dłoń, bowiem zaczęła z nich wypływać krew, powielająca swoja ilość z każdym kaszlnięciem. Mimo to druga ręką, słabo wstukał na klawiaturę odpowiedź.



Cytat:

Jednego półnagiego chłopaka, który ma zadatki na zboczeńca. Ale po za tym, że jest mocno otwarty na świat, wydaje się być interesującym okazem badawczym. Jak nauka o ogniu?
- Czegoś tu nie rozumiesz. - Aladdyn podniósł przed siebie fioletową dłoń, mówiąc do niej rozgniewanym tonem. - To nie jest po prostu gniew na coś, czy na świat. To gniew na mnie samego. Mój punkt odniesienia. Chcę coś z nim zrobić. Chcę go uwolnić. Gdybym się go pozbył, nie wiedziałbym co dalej. Nie wolisz się gniewać razem ze mną? - mrucząc do siebie oparł się dłonią biodro i spojrzał na Makaia. Dopiero się zorientował, że ten jest już w pobliżu.

- Oy, co to miało być!? Nawet nie zacząłem swojej zabawy. - po tych słowach zrzucił z siebie gilotynę, sycząc stłumionym jękiem przez usilnie zamknięte zęby, gdy ta opuszczała jego rękę. Mógł po prostu zmienić formę na wodę czy coś w tym stylu, ale jakoś nie chciał.

“Kusisz, kusisz” - pierwsza odpowiedź nadeszła błyskawicznie, na drugą trzeba było nieco czekać: “Jednak współpraca cenę swą ma”.

- jakiej chcesz zapłaty innej od dobrej zabawy? - mruknął szeptem do samego siebie niebieskowłosy, jakoby zapominając, że może mówić do 'kuli' w myślach.

“Przyjdzie czas a znajdziesz odpowiedź, wiesz?” - tym razem wypowiedź była całkowicie składna, wpłynęła do umysłu niebieskoskórego bez najmniejszego problemu.

- Wiesz, że się spiesze... -stwierdził Makai a jego kieszen wylądowała mu na kolanach, a chłopak głaskał ją delikatnie niczym domowego pieszczocha.

- Oy, o coś cię pytam. - zwrócił na siebie uwagę Aladdyn podchodząc do Makaia i opierając nogę na jego klatce piersiowej. - Patrz na to, po cholerę sobie ją załatwiałem? - spytał podsuwając mu przed twarz ranę od gilotyny. - Ta część gry nie jest zabawą.

- Nie obchodzą mnie twoje gierki. -stwierdził Makai i spojrzał na nogę chłopca o niebieskich włosach. - Wolałbym ograniczyć kontakt fizyczny w naszej znajomości do zbędnego minimum. -stwierdził i dźgnął palcem łydke rozmówcy. - Idziemy dalej, jestem zmęczony. Co ja bym dał za kubek kawy. -dodał i znowu zakszlał, tym razem krwi było już trochę mniej.

Chłopak skrzywił się, następnie podniósł chłopaka i zrzucił go z wózka, aby samemu się na nim rozsiąść zakładając nogę na nogę. - Gdziekolwiek chcesz, kapitanie. O ile jesteś w stanie prowadzi ten środek transportu. - spojrzał na schorowanego nieco mrużąc oczy. - Myślisz, że "wspólna podróż" oznacza "zróbmy cokolwiek pragniesz, po to tu jestem"? - spytał z pogardą.

Makai upadł na ziemię i jęknął przy tym głośno. Okulary zsunęły sie mu z nosa,kiedy uniósł głowe wsparty na łokciu. - Nigdy mna nie pomiataj... -warknął pierwszy raz podczas tej krótkiej znajomości ukazując głos, zaś lodowa sylwetka Aladyna, poczuła jak topi sie jej tyłek. Wszakł wózek własnie został rozgrzany w całej swej okazałości wręcz do czerwoności.

- Aż płonę z przerażenia! - zaśmiał się Aladdyn po tej dosłownej wręcz wypowiedzi. Bowiem faktycznie zapłonął. I to błękitem, kolorem który przyjmuje najgorętszy płomień. - A co mi możesz zrobić? Zabić? Uwierz w tej kondycji nie byłaby to dla mnie żadna kara i jeszcze miał bym ubaw przez cały proces. - machnął nogą posyłając piasek z ziemi w twarz chłopaka.

Makai zmrużył oczy.. po czy mwstał na nogi a w jego dłoniach pojawił sie metalowy kij. - Głupi jesteś. -stwierdził podchodząc do wózka niczym zupełnie sprawny chłopak i walnął tym prostym przewodnikiem ciepła w kroczę Aladyna, wiedział, że nie zada mu w tej formie wiele bólu, miał to być po prostu symbol jego złości. - Złaź z mojego wózka, nogi mnie bolą.

- A mnie teraz bolą jaja, i nic ci z tym zrobić nie karzę. - skomentował Aladdyn zsuwając laskę z wózka. - Zakłamany i widać nieco zbyt pewny siebie. - zaśmiał się głośno. - Czemu nie dasz mi kolejnego wypracowania, dlaczego powinienem być posłuszny, co, cwana cholero?

- Bo jesteś zwyczajnie za głupi by strzępić język. -stwierdził Makai, po czym podniósł pręt, który wydłużył się by posłużyć mu jako podróżny kij. - Tutaj chyba kończy się nasza współpraca. -stwierdził i podpierając się na metalowym obiekcie, zaczął odchodzic od Aladyna, nie widział sensu w tej rozmowie więc jej nie kontyuował... a drugi wózek zrobi sobie gdy odpocznie.

Aladdyn siedział wesoły wpatrując się w odchodzącego donikąd Makaia.

- Mamo, mamo! Aladdy nie chce być posłuszny, zabrał mi zabawkę! Nie martw się Makaiu, jak ktoś nie chce być posłuszny wystarczy go zniewolić...Ah! No tak, jesteś kaleką!

Przedrzeźniał chłopaka udając, że jego dłonie prowadzą rozmowę i nie mógł powstrzymać rozbawienia. Choć co prawda, z jakiegoś powodu czuł, że nie powinien być aż tak agresywny, to resztki jego skupienia pochłaniała ta właśnie walka z gniewem.

- Czegoś nie rozumiesz chłopcze! - Aladdyn wstał z krzesła, gasnąc i odkładając na nie swój dywan. W tej ludzkiej formie zaczął gonić Makaia. - Skoro mnie wnerwiłeś, nie odpuszczę, póki się nie odegram. Nie mam nic lepszego do roboty, więc jesteś na mnie skazany, cioto. - śmiał się biegnąc z zamiarem symbiozy.

Symbioza... Makai przebywał z niebieskowłosym na tyle długo by zrozumiec to zjawisko niemal w całości. Zacisnął zirytowany palce na pręcie, po czym odwrócił się powoli. Makai nie był szybki, był wolny jak ślimak, a mimo to jego dłoń i tak znalazła sie na twarzy Aladyna, po prostu wykonał tylko te ruchy które były potrzebne, żadnych zbytecznych mięśni czy drgań, od których wręcz huczało ciało chłopca z pustyń.

- To chodź tu idioto. - mruknął ,gdy Aladyna poprzez dłoń rozpoczął symbiozę. Kiedy niebieskowłosy począł scalać sie z chłopakiem o włosach szarych niczym jego charakter, ten uśmiechnął się.

- I co wygodnie? -zapytał, kiedy Aladyn począł odczuwać ten sam bół jaki Makai w tym momencie. Można by to określić do skręcania wszystkich wnętrzności razem ze sobą, w ciasne węzły, a następnie przepuszczanie ich przez maszynką do mielenia. Zdawało się, że każdy organ Makai ryczał z bólu wewnątrz ciała chłopaka.

Szarowłosy podszedł do krzesła i opadł na nie, wypuszczając ciężko powietrze, nie miał siły na takie dyskusje. Ale co najciekawsze... była to chyba pierwsza kłótnia w jego życiu o takim odcieni emocjonalnym.

- Oy, oy, zaraz tu zwymiotuję. - skomentował w przenośni Aladdyn, nie był oczywiście zdolny do zrobienia tego w obecnej formie. - Wozisz się jak władca, taktujesz jak król, a jesteś w takim stanie? Naprawdę masz coś źle poukładane. - skomentował lekko rozbawiony. Lekko, bowiem do żartów mu nie było. - Ten ból jest dosyć irytujący. Skoro przechodzisz przez coś takiego, to jakim cudem nie rozumiesz mojej irytacji?

- Bo ja mam coś po co musze iść do przodu, a to pozwala tłumić gniew bowiem jest o wiele ważniejsze od niego. -stwierdził chłopak i ponownie zakaszlał krwią. - To jest własnie różnica między droga tylko dla podróży, a ściężką wyznaczoną ku konkretnemu celowi. Kiedy masz cel stajesz sie silniejszy. -odparł szarowłosy i począł wprawiać wózek w ruch. - Ktoś kto jest na tyle słaby, by ulec bólowi, mocy strachu, czy gniewu, raczej nie masz szans by znaleźć tego czego szuka.

- Nie widzę abyś był silniejszy. Cel dodaje ci co najwyżej arogancji. - sprzeciwił się mu Aladdyn. - Poza tym, ja nie potrzebuję celu. Gniew mnie satysfakcjonuje, nawet jeżeli zakłóca moje myśli. Szukanie celu samo w sobie jest bezcelowe, zwłaszcza w miejscu którego nie znał nawet Salomon. - kimkolwiek miał on być.

- Rany na twoim ciele to to co Cie satysfakcjonuje? Bo tylko to dał ci gniew. -odparł Makai, po czym poprawił okularydodając. - Nie znałeś mnie wcześniej, więc nie wiesz czy jestem silniejszy niż kiedyś byłem.

- Ale znałem innych i mogę cię szczodrze uhonorować rangą największej cioty. - pogratulował mu niebieskowłosy. - To co mnie satysfakcjonuje to zadawanie bólu innym, na to pozwala mi gniew. To, że ktoś przerywa tą zabawę, to nie moja wina. Skoro sądzisz, że cel dodaje ci siły, zastawiam się o ile potężniejszy stanę się ustalając sobie za cel utrapienie twojego życia.

- Zajdujemy się w wieży o nieskończonej liczbie pięter i możliwości, a ja powoli rozumiem jak sie po nich poruszać... naprawdę myślisz że o ile zaczniesz być irytujący to dam się znaleźć? -prychnął Makai....lekko blefując ale to akurat ważne nie było. - Ja nie znam wielu ludzi, ale ty jestes chyba jednym z najbardziej prostackich. Zwykły barbarzyńca, nic więcej. -dodał lekko zawiedziony, tym czym okazał sie jego towarzysz.

- Jak najbardziej. Z wykształcenia uczony, adept Djinna i mesjasz. Hobbistyczne morderca i mściciel. Proste rozwiązania są często bardzo satysfakcjonujące. - westchnął w miarę obojętny. Jakby nie było nie mógł zaprzeczyć. Zwłaszcza teraz gdy barbarzyństwo było czystą esencją jego toku myślowego. - Oy, nudzę się. Przypomnij mi, jakiego ty ziarna szukasz w tak olbrzymiej wieży?

- Przypomnę Ci kiedy sie uspokoisz. -odparł Makai i ziewnął okrywając się dywanem jak kocem. - Trzeba znaleźc wyjście z tego cmentarza...

- Ara, myślisz, że pytałbym cię o pierdoły gdybym wiedział jak iść dalej? Założę się, że trzeba po prostu czekać na kolejną teleportację. Już trzy razy tak to działało. - Przypomniał mu Al. Obserwując cmentarz w poszukiwaniu zajęcia.

Jeśli dwójka chciała, to z całą pewnością mogła poszukiwać dodatkowego zajęcia na cmentarzu. Nawet czytanie poszczególnych grobów, z których imiona nie dawały im żadnych informacji były czymś, co mogło doprowadzic do czegoś więcej. Aura tego miejsca sprawiała jednak że czuli się nieco nieswojo, problematycznie. Ich kreatywność była nieco przez to skrępowana, zaś kołujące na niebie kruki upewniały w przekonaniu o tym, że ostatnie sanatorium w jakim znajduje się ciało było tylko przystankiem na ich drodze. Ten zaś, najwyraźniej dobiegał ku końcowi. Więź, która powstała gdy geniusz dobrowolnie zapewnił awans swemu tymczasowemu partnerowi w nadchodzących starciach z otaczającym ich światem, była nastawiona na coraz bardziej negatywne warunki. Nawet jesli Alladyn obecnie tego nie odczuwał, by pewien że robi komuś przykrość. Właściwie to nieco źle dobrane słowa, znacznie bardziej odpowiada w tej sytuacji stwierdzenie iż wiedział on co robi, lecz odnosił z tego przyjemność.

Przed oczami Makaia wyświetliło się zapytanie o transport na najbliższe piętro, zaś wraz z tym gdzieś z oddali nadszedł krzyk bólu.

- Moment, moment! - Głos niebieskowłosego pojawił się w umyśle Makaia ułamek sekundy po pojawieniu się dźwięku. - Słyszysz to? Dawaj, pójdziemy popatrzeć. Może ci nawet daruję męczarnie na jakąś chwilę. - zaproponował ugodowo, czując, że dzieje się coś interesującego.

- Jak chcesz to idź, wiesz że mi sie spieszy... -zauważył Makai krótkim stwierdzeniem.

- Nah. Wkurwiłbym się, gdybyś zniknął i ukradł mi dywan. A wyglądasz na cwaniaczka który jest w stanie to zrobić. - widać Al nie był do końca tępy. Nawet gdy był zły. - Jak bardzo nalegasz możemy jechać dalej. W końcu ustaliłem za swój cel nękać ciebie, a nie losowych umierających. Zabawne by było, jeżeli to twoja dziewucha tam się drze. - spostrzegł niebieskowłosy przypominając sobie cel Makaia.

Brew Makaiego drgnęła nieznacznie... nie odpowiedział on nic, ale ruszył powoli na swoim wózku w stronę krzyków.

Ścieżka która prowadziła do źródła przeszywających otoczenie krzyków, które delikatnie pieściły ciała słuchaczy, powodując że pokrywające ich ciało włosy oddalały się od nich coraz bardziej, jakby uciekając od tych, którzy pragną narazić się na coraz więcej. Gdy przez powietrze przemknął jeszcze jeden jęk, Makai zdał sobie sprawę że to co początkowo było bólem teraz przekształcało się w coś innego, bardziej.. ludzkiego. Coś, czego geniusz nie był w stanie pojąć, było to dla niego bowiem tylko efektem najróżniejszych przemian biologicznych.

Kruki z każdym krokiem zaczynały poruszać się coraz szybciej, przerwa miedzy każdym z zatoczonych przez nie koła była mniejsza, niemalże tak samo jak odległość która dzieliła ją od dwójki bohaterów. Tempo zmian zdawało się opisywać odległość między nimi, a domniemanym źródłem krzyku, zła, rozpaczy, czy też szczęścia i ekscytacji. W oddali, gdy groby w koło ściezki zaczynały się rozstępować za sprawą magicznej, niewidzialnej dla zwiedzających ręki architekta nekropoli , można było ujrzeć łunę charakterystyczną dla emanującego zewsząd światła.

Jeden z kruków zaprzeczył wcześniejszym wzorom lądując na pobliskim grobie. Jego oczy koloru fiołków, które utraciły już pierwszą, jak i drugą świeżość w miejscu czczenia tych, którzy odeszli, wpatrywały się w dwójkę.

- Oh? Spóźniliśmy się? - Zdziwił się Aladdyn. - Co jest na tym nagrobku? Znasz to imię? - zapytał Aladdyn nieco zawiedziony nudą, jaka go tu spotkała. W końcu znaleźli tylko irytujące kruki.

Chłopak wpatrywał sie w nagrobek, a jego serce zabiło mocniej...ze strachu. Pierwszy raz od pojawienia sie w więży, przeszedł go dreszcz, tak strasznej emocji jak trwoga. - Znam... -odparł krótko, po czym odwrócił się na wózku i pospiesznie począł odjeżdżać z tego miejsca. - Musimy iść dalej jak najszybciej. -pierwszy raz Makai brzmiał jak ktoś kto wydaje rozkazy. Wszak nie często widziało się na nagrobku swoje prawdziwe imię.

- Czemu? To wyglądało interesująco. - stwierdził Aladdyn wyskakując z ciała i pojawiając się...za Makaiem. Złapał on jego wózek od tyłu. - Kto tam był? Jakiś twój wróg? Nie chcesz go wykopać?

- To moje imię... -westchnął szarowłosy krótko.

Niebieskowłosy oparł się na wózku i zawisł nad Makaiem.

- Oh? Sprzedałeś duszę djinnowi? Jesteś homonuculusem na kształt syna jakiegoś władcy? - pytał nie tyle zaciekawiony co świadom, że w ten sposób w końcu zirytuje Makaia. - To by wyjaśniało arogancję i zadufanie w sobie. Na pewno nie chcesz go wykopać w celach badawczych? - teoretycznie pozostanie tutaj przy takim nagrobku nie było bezpieczne. Aladdyn nie przejmował się tym jednak. - Wystarczy, że mi zrobisz łopatę, to sam go wygrzebię.

- Żadna z twoich teorii nie jest prawdziwa. -stwierdził chłopak. - Jeżeli chcesz, to kop, ale ja nie będe czekał. - zajkichś względów ciekawośc Makaiego nie była aż tak wysoce rozwinięta, by chcieć zobaczyć co skrywa mogiła. Naukowiec bał się tam spojrzeć, pierwszy raz bał się czegos odkryć.

- Hmm, wolę się bawić z żywym niż martwym. - stwierdził znudzonym tonem. - Chociaż twoja reakcja strasznie mnie zaciekawiła. Czy ty przypadkiem nie ustalasz wszystkiego na naukę? Jeżeli jesteś żywy, to na nagrobku powinna być zbieżność nazwisk bądź w innym wypadku zdarzenie warte badania...a zamiast tego srasz w gacie. Intrygujące jak łatwo się łamiesz.

- Po prostu nie widze sensu by marnować tu czas. -odparł sucho Makai.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Jakoś nie przekonuje mnie twoja odpowiedź. - przyznał. - No ale nic, w takim razie wiśta wio! - krzyknął wchodząc z powrotem w ciało Makaia.
Makai nic nie odparł tylko zaakceptował ofertę dalszego transportu.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 23-03-2013, 23:12   #27
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Team Apple vs Miyuki - samaaaaaaa...!
part 1
Strife rozejrzał się dookoła, nikt nie wiwatował na jego cześć. Czyżby nie slyszeli o jeźdźcach? A zwłaszcza o nim?! Zresztą nie to było ważne w tamtym momencie, naprzeciw niemu jak i jego towarzyszą stanął jakiś typ w zieleni.
- Znowu zielony?! Dobra... dobra... strzelam mu w łeb, jakieś za i przeciw? Ja jestem za chciałbym podkreślić. - Uniósł rekę bardziej uświadamiając o tym co powiedział przed chwilą, po czym, wyciągnął oba pistolety i uniósł je na wysokośc głowy.
- Dziewczynki... nie zawiedzcie mnie... - Cmoknął każdą z luf, po czym maska samoistnie się zamknęła.

Torrens wzruszył ramionami.
- Strzel. Jestem ciekaw co się stanie. Jeśli nie zginie od razu, może się okazać interesujący. - odpowiedział jeźdcowi z uśmiechem na ustach.

Strife przekrzywił nieco głowę dokładnie się przygladając przeciwnikowi.
- Szlag by to jebnął kotwicą... on ma miecze...zakładam sie o swój szalik że odbije pociski - Rzucił z przekąsem Strife, i wycelował pistoletami. Po chwili jednak opuścił Scylle, a Chabydis przekrzywił w bok jak to robią gangsterzy w filmach.
- Test numer uno! - po tych słowach broń jeźdźca wypaliła trzykrotnie celując w zielonego osobnika.

- Dasz radę Miyuki-saaaaaaaaaaaaaaaama! - głos jednej fanki wybił się znacznie wyżej niż pozostałych sprawiając że słuch był w tym momencie najbardziej zbędnym ze wszystkich zmysłów. Smiałkowie z zazdrością mogli spoglądać na słuchawki w uszach przeciwnika.

Samuraj kiwnął tylko głową na znak tego, że akceptuje wyzwanie jeźdzca.
Przed orlim wzrokiem Strife’a pojawiło się coś łudząco podobnego do poprzedniego starcia w jakim brał udział. Dwa metry przed twarzą miecznika wyrosło kilka drzew, każde z nich pojawiało się zaś dopiero po tym, gdy poprzednie przyjęło na siebie atak poteżnego naboju sprawiając, że destruktywna siła została zanegowana.

- Miyukiiiiiii!!!!!!! - po raz kolejny pisk przemknął przez arenę, dodając dramatyczności ruchowi przeciwnika, który był już przy Strife z częściowo wydobytym ostrzem.
- Ty jesteś niby bratem Wojny? - idol większości żeńskich przedstawicielek widowni zapytał zażenowany. Nawet nie dobył swej katany, czekał tylko na ruchy grzeszników.

Na twarzy Igneusa pojawił się uśmiech. Świadkom wydawało się przez moment że w tym uśmiechu było coś dziwnego, ale każdy uznał to za grę świateł.
- Prawie mi zaimponowałeś, nieznajomy. To jednak była tylko próba. - temperatura w jego okolicy zaczęla wzrastać - Sądzę że teraz sam cię sprawdzę. - W ułamku sekundy całe ciało Torrensa pokryło się magmową zbroją płytową. W jego lewej dłoni uformowała się okrągła tarcza o ostrych krawędziach, a w prawej długi miecz, pulsujący magmą. Spod hełmu oczy Torrensa świeciiły czerwienią. Stanowił prawdziwie demoniczny widok.
- Ciekaw jestem jak sobie radzisz w walce wręcz. - powiedział, rzucając się na niego i uderzając potężnie z nad głowy.

Pod maską Strife’a odmalowało się zaskoczene, gdy usłyszał to pytanie. Nie odpowiedział jednak, słowem tylko odskoczył w bok robiąc salto w powietrzu, przy okazji wypalił z dwóch pisteloteów na raz, celując w twarz samuraja.

- Miyuki! - pierwszy krzyk przemknął arenę gdy tylko Torres odważyl się wypowiedzieć cokolwiek.
- Miyuki! - drugi z nich zaistniał gdy tylko magmowy wojownik przybrał zbroję. Trzeci z okrzyków o dokładnie tej samej treści nastąpił gdy mieszanka szybkości ulubieńca widowni oraz braku zgrania jakże nowego zespołu dokonała zapłonu.

Jeździec apokalipsy który obecnie był znacznie bliżej serca fanów niż jego towarzysze błyskawicznie odskoczył i wystrzelił zarówno ze Scylli jak i Chadybdis. Tak jak pierwszy nabój nie niósł ze sobą destrukcyjnej siły, tak drugi posiadał jej aż nadto. Wszystko było by w najwyższym porządku gdyby nie rożnica prędkości między walczącymi.
Atak Strife nie znalazł bowiem swojego pierwotnego celu, jednak zadowolił się tym, co było teraz na jego drodze - wpatrzonym w pustkę jak została po dwójce walczących wojowniku. Te jednak przemknęły przez swojego nowego adresata jak gdyby był on cieczą, nie raniąc go zupełnie. Oba z nich po chwili znalazły się na powierzchni bariery oddzielającej widzów od walczących. Kilka drobnych fal pojawiło się na niej, jednak nie stało się nic więcej.

Torrens uniósł się na pełną wysokość swych dwóch metrów. Nie uśmiechał się.
- Obojętnie gdzie pójdziesz, zawsze to samo. Zawsze zdrajcy. Zawsze tchórze bez kręgosłupa. I nigdy sprawiedliwości. - delikatnie przekręcił głowę, strzelając karkiem. - Bardzo dobrze. - jego uzbrojenie rozpadło się, zbierając się i reformując ciało Igneusa. - Spalę twe ciało, a jego prochy będą ostrzeżeniem dla tych którzy przyjdą po tobie. - powiedział spokojnie. Wyrzucił przed siebię dłoń, a z niej wystrzelił strumień magmy pod ogromnym ciśnieniem, wycelowany wprost w jego przeciwnika. Jednocześnie, choć nie tak wyraźnie, uderzył stopą w podłoże. Z ziemi dookoła przeciwnika wystrzeliły magmowe łańcuchy, oplątując go i trzymając w miejscu, wrażliwego na ataki Torrensa i jeźdca apokalipsy.

- Patrz go szmatławca, jaki szybcioch! - rzucił z pogardą Strife, widząc jak ten znika. Co chwila jego myśli zalewało pytanie “Skąd zna wojnę?”. Jednak zastanawianie się nad tym w tym momencie nie wydawało się zdrowym pomysłem. Przydałoby się zgrać przeciw Miyukiemu. Do tego wrzaski psioch które dostawały orgazmu na sam widok zielonego jegomościa zaczęły nieco irytować jeźdźca. Chętnie by posłał salwę w tłum jednak ktoś o tym pomyślał i ustawił barierę na taką ewentualność. Jeżeli bezpośrednie strzały nie dochodzą do celu, to może rykoszetowanie załatwi sprawę. Strife zaczął ostrzeliwać ściany koloseum ze Chabydis, która była nieco celniejsza od swej siostry. Jeżeli jeździec dobrze ocenił trajektorie, dwa strzały powinny się odbić w stronę idola publiki.

Na arenie sporo się działo, pociski, drzewa, strumienie magmy i ogłuszające krzyki z widowni, nic więc dziwnego, że nikt nie zwrócił uwagi na nietypowego kucyka, którego zachowaniu zdecydowanie brakowało widowiskowości. Violet stała w tej chwili oparta o ścianę areny i przyglądała się walce. Nie miała ochoty by się w nią włączyć i wszystko wskazywało na to, że nie ma takiej potrzeby. Dopóki Miyuki się nią nie zainteresuje, albo stan towarzyszy nie skłoni do interwencji, zamierzała pozostać jedynie obserwatorem. W brew pozorom nie stała wcale bezczynnie, patrzyła uważnie i sondowała zielonego juniora swoim szóstym zmysłem starając się poznać jego zdolności i słabe punkty, a przede wszystkim odkryć jak bardzo jest podobny do swojego martwego poprzednika. Może są rodziną? Może i jego moc rośnie kiedy Torrens i Strife używają własnych? Miała wiele pytań czekających na odpowiedzi.

Tym razem stało się coś przedziwnego. Nagle... plan Torresa odniósł, przynajmniej częściowy, skutek. Dwa z trzech łańcuchów przez niego stworzonych zostały uderzone dobytą po raz pierwszy tego dnia kataną ulubieńca publiki. Violet mogła być pewna, że nie jest to zwyczajna broń, nawet pomijając to, że była ona stworzonym z bambusowego drewna ostrzem znacznie bardziej zbliżonym do treningu.

Miyuki sprawnie wymierzył cięciami w najbardziej wysunięte punkty zbliżających się do niego oków, zaś ostrze delikatnie zawibrowało w momencie zetknięcia się z powierzchnią magmy. Ta zaś, dokładnie tak samo jak i oba miecze ubranego w zieleń szermierza rozpadły się. Nie trzeba byłoby być szczególnie spostrzegawczym by wiedzieć że coś było nie tak. Trzeci łańcuch który miał na celu spętanie prawej ręki trafił w barkn zaś syk palącego się materiału przemknął przez salę.

- Miyuki-samaaaaaaaa! - głos fanów przemknął przez arenę, pokrywając każdy jej cal. Chłopiec o zielonych włosach nie dostał się jednak do górnej trójki rankingu tylko ładną buzią.
Dwa pociski które po kilku odbiciach były blisko twarzy samuraja znalazły na swym celu dziwne zabezpieczenie - kilka bambusowych drzewek sprawiło iż zamiast trafić w twarz swego celu, uderzyły pod jego nogi. Miyuki był więc wolny.
- Leśny dar: Klatka westchnień! - potęgowany przez głośniki głos przemknął przez całą arenę, zaś dokładnie te same słowa wyświetliły się na znajdujących się przy sklepieniu arenie.
Kilkanaście bambusowych prętów znalazło się wokół ciała jeźdzca apokalipsy, który tylko za pomocą pojedyńczych błyśnięć zdołał uniknąć przedziurawienia swego ciała. Niestety, to była dopiero cześć ataku, bowiem zielonowłosy uderzył kolejnym ostrzem w jeden z prętów sprawiając, że wszystkie zaczynały coraz bardziej wibrować.

- Oh shi... - zdążył wycedzić widząc co się dzieje, jednak jego móżdżek potrafił zareagować nader szybko unikając bambusów. Miał też pewien pomysł, ale wiedział że mozę go kosztować sporo energi, lub powazne obrażenia. Strife zamierzał, błyskać po arenie kilkakrotnie. A ostatnie błyśnięcie miało być w odległowści “Point blank” od Miyukiego. Z przyłożenia do czoła nie ważne jak szybki będzie, głowa powinna być podziurawiona przez Scyllę. Powinna, ale jak to będzie jeździec się jeszcze przekona.

Szczęśliwym dla zielonego szermierza faktem było gwałtowne ograniczenie pola manewru Strife’a sprawiając, iż nawet jego błyśnięcia były nieco wolniejsze niż zwykle. Musiał on sporo napracować się po drodze, zwłaszcza że przy każdym zniknięciu Miyuki-san pojawiał się dokładnie w tym samym miejscu co jeździec, zbijając Scyllę z pierwotnego celu. W ten sposób ociągnęli przedziwne Aru=Kata, idealny status quo. Przynajmniej gdyby zapomnieć o wibrującej energi rozchodzącej się po każdym uderzeniu. Nie mniej jednak - tak jak wibracje w dzierżącej Scyllę ręce rosły, tak naboje leciały z zawrotną prędkością, jeden z nich trafił zaś w uszkodzoną już wcześniej rekę.

Strife odskoczył w tył odbijając się na rękach, kiedy był w “bezpiecznej” odległosci spojrzał na swoją drżącą rękę.
- Ajaaa.... Miyuki sama! Czyżby ta zdolnośc pomagała w samotnych wieczorach? - Po tych słowach, parsknął śmiechem. Po chwili jednak zdał sobię sprawę, z tego co właśnie powiedział. Nawet on sam poczuł się nieco zażenowany. Chabydis spoczeła w kaburze, gdzie cyknęło coś sześć razy.
- O Vioooolet ma droga? Może masz coś na tego bydlaka? - Dłoń która powinna dzierżyć Scyllę, bez przerwy się trząsła. Zresztą Scylla nie była od precycji, a od ciągłego ostrzału. Przykucnął więc na chwilę, łapiąc parę oddechów, przy czym bacznie obserwował idola widzów i to co się dzieje wokół niego.

Wywołana do odpowiedzi klacz odkleiła plecy od ściany areny i stanęła prosto.
-Może mam, chociaż to nic wielkiego.-mruknęła zaczynając grzebać w torbie-Postaraj się atakować z dystansu, jeśli udeży cię jeszcze parę razy cały będziesz się trząsł jak galareta.- poinstrułowała strzelca, nie mając pewności czy sam doszedł do podobnych wniosków. Następnie wzięła w garść nieco nasion przepysznej trawy i rzuciła je rozsypując po arenie koncentrując się intensywnie na ich wzroście. Nie powinno minąć wiele czasu nim cała powierzchnia zmieni się w trawnik, a wtedy rozkarze źdźbłom spowolnić Miyukiego, będą oplatać jego stopy, zastawiać sidła by potknął się w biegu, a jeśli się przewróci nie pozwolą mu się podnieść. To powinno pomóc jej sprzymierzeńcom go trafić.


Torrensa ten mały zielony człowieczek powoli zaczynał irytować.Uderzył pięścią w ziemię, a z ziemi wyłonił się rój małych magmowych ostrzy ze skrzydełkami. Mogło ich być od kilkudziesięciu do kilkuset. Igneus wskazał dłonią, a ostrza z olbrzymią prędkością rzuciły się na Miyukiego. Większość z nich celowalą w punkty witalne, oczy, skronie, podstawę czaszki, wszystkie większe tętnice, serce, wątrobę, parę wyjątkowo złośliwych rzuciło się w kierunku jego genitaliów. Reszta po prostu atakowała gdzie popadnie. Jednocześnie z ziemi dookoła niego wyskoczyło sześć kolejnych łańcuchów.

- Las ostrzy - nawet jeśli była to tylko nazwa wypowiedziana szeptem, to za sprawą reakcji niezawodnych systemów nagłośnienia trójka grzeszników niemalże straciła grunt pod stopami. Taka właśnie była potęga dźwięku.
Cała Arena, łącznie z wszystkimi pokrytymi barierami ścianami pokryła się kilkunastometrowymi bambusami. Los chciał by zdołało to wykończyć potężny atak setek magmowych szarańczy. Torrens poczuł wypływający na jego czoło pot, jednak był to dopiero początek.

Nawet będąc jeźdzcem czy kucykiem o niezwykłej szybkości niemożliwa była całkowita negacja ataku. Violet miała przebitą na wylot lewą nogę oraz ranną prawą rękę. Strife zauważył nieco szybciej niż powiedział mu to jego system nerwowy - jego lewa żyła ramienna była naruszona, zaś na ciało zaczynały wypływać kolejne kropelki zarówno krwi jak i niemalże białej substancji. Infernus miał tym, ktory miał najwięcej szczęścia - głównie za sprawą umiejetności zamiany w lawę. Tym razem musiał całkowicie zmienić swą postać, by, gdy tylko opadł na ziemię zaobserwowac szeroki uśmiech na twarzy Miyukiego. Dostępny był on zarówno w zwykłej, utrudnionej przez bambusy jakości, jak i w błogosławionym HIPER DUPER HIGH AS HEAVEN DEFINITION ukazywanym bezpośrednio na ekranach kieszeni widzów.
Bambusowe ostrze dotknęło pobliskiego pędu.

Violet poczuła ból rozrywanej nogi, jej lewa kończyna była całkowicie nie do wykorzystania. Szczęśliwie prawa ręka była tylko nieco rozcięta, uniknęła więc drgań. Jeszcze gożej było ze Strifem który poczuł wibracje wywołane przez ruch wachadłowy wbitego w niego pędu. Nie było by to szczególnym problemem, gdyby nie fakt że rana z każdym drganiem poszerzała się, a on słabł. Po raz kolejny najwięcej farta miał człowiek-magma pod postacią cieczy, która co prawda nie zanegowała wszystkich wstrząsów, lecz wprawiła jego ciało w poważne wibracje.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9Df_ljvGKfs[/media]

- Ty... cwelu zawszony... - Maska Strife otworzyła się na chwilę by złapać w zęby Scyllę, przyłożył ją do Charybdis. Pistolety zaczeły zmieniać swój kształt, wydając dziwne odgłosy, jakby jakiegoś mechanizmu. - Kurwo...babilońska... - Złorzeczył nadal, a bronie bez przerwy się przekładały na dłoni jeźdźca. - Frajerze... mopem jebany... - Bronie zaczynały nabierać kształtu, gdy już uformowały się w jedną broń w lewej dłoni Strife spoczął...

Gatling Gun "The Butchernator" by ~ChaosFeeder on deviantART (obrazek nie chciał się wkleić :/)

Olbrzymi minigun, który zaczął rozkręcać swe lufy.
- ZDYCHAJ! - Maska ponownie się zamknęła, gdy pociągnął za spust, a broń zaczęła wymiotować nabojami w stronę zielonego gościa.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=HO4RJTVVsHg [/media]

Ryk broni rozległ się po arenie, kosząc bambusy na swej drodze, zagłuszając jednocześnie wrzask wściekłości Jeźdźca Apokalipsy.

Raniona Violet krzyknęła rozdzierająco, nie był to jednak wyłącznie okrzyk bólu, ale i wściekłości. Nie pomna na okaleczoną nogę skoncentrowała całą swoją magię i wolę w jednym punkcie, na Miyurim. Zielony szedmierz miał się zaraz przekonać że uzdrawiająca moc jaką posługiwała się klacz ma również swoje ciemne oblicze, równie łatwo jak leczyć potrafi ranić. Tego właśnie chciała, zranić przeciwnika jak najmocniej, zabić, a może nawet obrócić w zombie.

Magma uniosła się nieco, formując z grubsza humanoidalny kształt. Usta otworzyły się, i wydobył się z nich nieludzko brzmiący głos.

- Więc to wszystko co potrafisz. Żałosne. - figura rosła, by w końcu przybrać potężną formę.


Gargatuiczna postać uformowana z magmy uniosła broń, i wykonała potężny zamach. Od ostrza oderwała się potężna fala magmy, zmiatająca wszystko na swojej drodze, by w końcu z olbrzymią prędkością uderzyć w Myukiego.
- Flammas Justitiae. - zagrzmiał potężny głos, głośniejszy nawet niż głośniki areny, na moment zagłuszając wszystko inne.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=_u2y6rnkQLk[/media]

- Oto i on, pieśń Miyukiego! - zawołał dumnie komentator. Głośniki zadziałały na maksimum swojej możliwości, zaś fanki niczym zahipnotyzowane zamilkły oglądając swego idola. Ten zaś ruszył przed siebie wskakując na szczyt coraz to większych bambusowych pędów, by znaleść się na poziomie, na którym fala magmy nie mogła go dosięgnąć - na samym sklepieniu.
Płomienny gigant przyklęknął za sprawą niemalże absolutnego braku energii. Czuł że przesadził, a nawet jego najbardziej pejoratywne z uczuć nie dało rady zasilić jego zdolności.
Atak jednak nie nadszeł, wręcz przeciwnie - połączona siła milionów pocisków jeźdzca i kucykowej magii uderzyła w Miyukeigo.

Nawet kikladziesiąt zasłon nie dało rady przeciwko połączonym atakom najwspanialszego kucykowego wierzchowca w dolnej części oraz najmłodszego z jeźdzców apokalipsy.
Zielone ciało zostało złapane przez gigantyczną drewnianą rękę, zasłaniając je od widoku otoczenia.
- Łuuuuuuuuuuuu! - rozpoczęły się krzyki fanek.
- Miyuki-samaaaaaaa! - kontynuowały inne.

Może i drużyna ukryta pod pseudonimem jabłka wygrała, ale nie zyskali tym szczególnej popularności.
- Grzechy odpuszczone, bawiłem się dobrze. - przez salę przemknął głos Miyukiego spotęgowany przez mikrofony. Kamera przybliżyła na jego ciało - wyglądało na zmasakrowane, jednak twarz pozostała nienaruszona. Wystarczył jeden uśmiech by wiekszość publiki straciła przytomność.
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 23-03-2013 o 23:17.
Deadpool jest offline  
Stary 24-03-2013, 21:53   #28
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Team Apple vs Miyuki - samaaaaaaa...!
part 2
Cytat:
“Przychodzące zaproszenie od: Miyuki
Treść:
“Yo! Jednak masz coś wspólnego z wojną.
Ta ostatnia umiejętność była godna podziwu.
Prawie jak pierwsze wersje “Gniewu uciśnionych”.
Może jeźdźcy nie są tak słabi jak się wydają.
Wojna działał z moim mistrzem, słyszałem o nim sporo.
Dbaj o Violet, przyda ci się w drodze.”
Maska otworzyła się ukazując zlaną potem twarz Strife’e. Chłopak przyklęknął łapiąc się za rękę.
- O...o..op...oppa gagnam style... - Rzucił pomiędzy oddechami szczerząc się jak kretyn. Wtedy to właśnie otrzymał wiadomość na “kieszeń”, którą od razu przeczytał.
- No proszę... myślałem że zdechł... no nic... - Strife podniósł się i rozglądnął dookoła. Lewą rękę uniósł ku górze z zaciśniętą pięścią, po czym pokazał gest gwiazd rocka.
- ŁIIIIIIIIIIIIIIII!!! - Krzyknął piskliwym głosem, nie robiąc sobie nic z buczenia widowni. Po tym padł jak długi. rozkładając się plackiem, przy czym pozwalając by regeneracja zaczęła robić swoje. Nagle coś sobie jakby przypomniał spojrzał w bok i ujrzał Violet w niezbyt komfortowej sytuacji. Odbił się od podłoża “sprężynką”, po czym nieco przyspieszonym spacerkiem dotarł do kucyka.
- Można powiedzieć.. że... - Już chciał rzucić niesmacznym żartem ale ugryzł się w język. Bez słowa wyciągnął do niej pomocną dłoń.

Klacz siedziała tam gdzie przyszpilił ją atak Miyukiego, ponurym wzrokiem spoglądała na kilkumetrowy pęd bambusa przechodzący przez jej nogę zaciskając w bólu usta i zastanawiając się co z tym fantem zrobić. Jej humoru ani trochę nie poprawiał fakt, że sprawca tego stanu rzeczy nadal żył, ba uśmiechał się. Gdyby tylko mogła ponowiła by swój atak, wiedziała jednak że walka została już zakończona, spojrzała więc na Strifea wyciągającego do niej rękę.
- I co ty niby chcesz zrobić?- zapytała nie mając bladego pojęcia jak ten gest miałby jej pomóc.-Może tak złamałbyś ten bambus albo coś?- zaproponowała wiedząc że na domyślność strzelca raczej nie może liczyć.

- Hmm... mianuję cię mózgiem drużyny. - Odparł uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Gotowa? To kurewsko zaboli! - ostrzegł po czym objął bambus, chcąc go złamać a potem wyjąc z nogi kucyka. Jeździec choć wyczerpany włożył w to resztkę swej niezbyt dużej siły, pęd bambusa trzasnął, a jeździec odrzucił go na bok.
- Part two... - rzekł, by zaraz błyskawicznym szarpnięciem podciągnąć do góry nogę kucyka. Nawet sobie nie wyobrażał co musiał czuć w tym krótkim momencie. Zaraz po wyjęciu kończyny miał zamiar przytrzymać ranę Violet. - Tamuję krwawienie żeby nie było! - rzucił pośpiesznie zaciskając zęby.

Właścicielka fioletowej grzywy krzyknęła kiedy tylko łodyga bambusa pękła wywołując kolejną bolesną wibrację w ranie, zrobiła to ponownie gdy ułamana końcówka pędu została usunięta z jej ciała. W tej chwili nie była w stanie ani protestować ani dziękować, czym prędzej użyła swej magii by uzdrowić uszkodzone mięśnie i skórę. Dopiero teraz mogła przemówić.
-Dziękuję. Oszczędziłeś mi wiele bólu, nie wiem jak zdołałabym to zrobić sama... Możesz zabrać ręce, już nie krwawię.

- Ee..yy tak tak! Wybacz! - Strife odsunął dłonie, po czym przysiadł tam gdzie stał. Rozejrzał się dookoła za Torrensem. - YO! EL TORRO! - Krzyknął rozglądając się wokół.

Jednorożec z kolei podniósł się na nogi. Violet pozwoliła by jej lecznicza moc przywróciła siły wyczerpanemu młodzieńcowi, podkręcając jego własny regeneracyjny proces, chociaż tak mogła się odwdzięczyć. Potem tak jak on odszukała wzrokiem Igneusa i podeszła do niego również jemu próbując przywrócić nieco sił.

Igneus usiadł na ziemi, spokojnie, bez żadnego szału. Westchnął cicho, widocznie się nad czymś zastanawiając.
- A zatem to jasne... - powiedział bez żadnych emocji w głosie. - Kimkolwiek jest władca tej wieży, jego wiadomość jest jasna. - spojrzał na swoich tymczasowych towarzyszy. - Nie jesteśmy gotowi by wspinać się na wieżę. Ten człowiek, Myuki. Zaatakowaliśmy go z całą naszą mocą, a on zdołał przeżyć. I nigdy nie traktował nas poważnie. - jego twarz pozostawała niezwykle poważna. - Co implikuje tylko jedno: Zginiemy na wyższych piętrach. Co doprowadza do jednej konkluzji: Musimy stać się silniejsi. - wstał z ziemi. - Nie zamierzam podejmować decyzji za was. Ja jednak nie będę kontynuować tej wyraźnej farsy bez dostatecznej ilości mocy.

Bill Conti - Gonna Fly Now (Theme From Rocky) - YouTube

Strife wyciągnął z kieszeni... kieszeń, która z rozmiaru piłki ping pongowej powiększyła się do piłkarskiej. Kiedy przeglądał internet, zauważył w koncie wyświetlacza jakieś dziwne odliczanie.
- El Torro... może ten gościu tylko nas testował? Przecio na pewno nie zgodziłby się na coś takiego jak. “Dobra jestem tu żeby mnie ubili, z przyjemnością dam się posiekać”. Po za tym i tak pokazaliśmy mu gdzie zimują te no... raki czy ki diabeł... - Mówiąc to nawet na moment nie oderwał wzroku od wyświetlacza.

Torrens wzruszył ramionami.
- Po pierwsze, jeśli jest jedna prawda w tym wszechświecie, to jest nią fakt że zawsze znajdzie się potężniejsza osoba. I może groźbą zmusić słabszą do wykonania czynności której ten nie chce wykonać. Dwa, nie ubiliśmy go, podejrzewam nawet że nie zrobiliśmy mu większej krzywdy. Trzy, jeśli to był test, to tym bardziej zginiemy w prawdziwej walce. I cztery, pokonanie go kosztowało nas dużą ilość wysiłku i użycie naszych najpotężniejszych zdolności. Mylę się?

Strzelec westchnął głęboko.
- Jakbyś zobaczył Charred Councelora, którego pozdrawiam serdecznie! - Mówiąc to Strife pomachał w stronę nieba. - To byś wiedział że nie ma straszniejszej, starszej i potężniejszej istoty. Cholera wie, może nawet ta wieża należy do niego? Zresztą... jestem tutaj by udowodnić że tytuł mi przyznany należy mi się w każdym calu. Jeżeli zginę tutaj, oznaczać to będzie że minąłem się z powołaniem. Wszystko wyjdzie z w praniu... martwi mnie tylko dlaczego twoja pewność siebie zaczęła znikać. Bez urazy oczywiście! - Kończąc wypowiedź jeździec uniósł dłonie wzbraniająco.

Igneus Torrens, zwany również Infernusem, odrzucił głowę w tył, w eksplozji śmiechu.
- Trzeba o wiele więcej by mnie urazić, jeźdźcze! - śmiał się jeszcze przez moment, by po chwili się uspokoić - Nie boję się śmierci, jeźdźcze. Jednakże, moim celem jest ustanowienie moich ideałów, nie zaś udowodnienie swej wartości. Dla ciebie śmierć nie jest problemem, dla mnie tak. A co do drugiego pytania...- zawahał się przez moment - Jest to mniej sprawa pewności siebie, a rozsądku. Jeźdźcze, jestem drugim co do potęgi wojownikiem mego świata. I w żadnej z naszych dotychczasowych bitew nie zdołałem wyprowadzić skutecznego ataku. Moje zdolności są jedynym powodem dla którego jeszcze żyję. I nie mam do czego wrócić.

- Tylko jednego świata? No tak... nasze rzeczywistości mogą się różnić. Głupi ja! - Strife pacnął się w czoło. - Wspominałeś, że śmierć nie jest dla mnie problemem... Nigdy nie zginąłem więc nie wiem. Zresztą mój brat nie będzie miał skrupułów zabrać mnie gdzieś... tam.... gdzie... nooo, tam gdzie wysyła martwych. Jest bardzo, jakby to ująć... dokładny w swoich obowiązkach. Ale dość o nim. - Strife machnął ręką, powracając do kieszeni. Nagle wpadł na dziwny pomysł, postanowił wysłać wiadomość do zielonego jegomościa.

Cytat:
Siemka! Tutaj zwycięzca areny! LOL XD
Chciałem cię o coś zapytać, i chyba się nie gniewasz,
o to że cię nieco podziurawiłem : D ?
Ale ja w innej sprawie, wiesz gdzie trzeba iść,
po ukończeniu areny? Wiem głupie pytanie, ale
jak się domyślasz ja i moi towarzysze wspinamy się
na szczyt tego syfu. Aktualnie tutaj nic się nie dzieje ;/
Może masz jakieś info, na temat wieży, albo
nie wiem x(.
Your’s sincerely, The Strife >: D
P.S. podrzuciłbyś mi jedną ze swych fanek co?
i tak masz ich od kurwy... HAH od kurwy!
Szczerząc się jak idiota wysłał wiadomość, do idola areny, mając nadzieje że będzie na tyle miły by nieco wspomóc jeźdźca.
- Na razie poczekamy, może odpisze... - Kulka ponownie zmniejszyła się do wielkości piłeczki, i powędrowała do kieszeni Strife’a, który wyłożył się, przeplatając palce za głową.

-Jak to zrobiłeś?- wtrąciła się do tej pory obserwująca w milczeniu całą scenkę Violet. -Możesz mnie też nauczyć używać tej kulki… to znaczy Kieszeni?- zapytała zaciekawiona przysiadając koło Strifea. Nie poświęcała tajemniczemu przedmiotowi uwagi odkąd opuściła kuźnię. Jedyne co podpowiadał jej magiczny zmysł to miejsce gdzie niewidzialne urządzenie się znajduje, a od samej twórczyni Kieszeni zdołała się dowiedzieć tylko, że pełni rolę tłumacza i w jakiś sposób wskaże na piątym piętrze osobę, której miała zanieść jabłko. W pewnym sensie rozumiała Lucy, po co elfka miałaby marnować swój czas na udzielanie kucykowi informacji, które nie były niezbędne do wykonania powierzonego zadania? Tymczasem nadarzyła się okazja by uzupełnić braki w wiedzy, Violet nie mogła jej przepuścić.
-Dlaczego ty możesz swoją trzymać, kiedy moja przede mną ucieka?

Na twarzy chłopaka o żółtych patrzałkach odmalowało się zaskoczenie.
- Jak to... jak to zrobiłem? Przecio to jest proste w obsłudze, taki kulkowy ajfon. - rzekłszy to podniósł się do pozycji siedzącej. - Poza tym nie rozumiem dlaczego to coś miałoby uciekać... chłopak wzruszył ramionami wyciągając ponownie kieszeń. Zaczął także tłumaczyć co mu wiadomo o tym przedmiocie. Opowiadał o tym ze dzięki temu może przeglądać internet, i wysyłać wiadomości do innych posiadaczy przedmiotu. Działa on także jako swoisty sejf, w którym można przechowywać przedmioty.
- Wojna mi coś wyjaśniał na temat tego ustrojstwa, ale wszystkich bajerów jeszcze nie poznałem. Tym bardziej żeby to coś chciało uciekać! Zarechotał wesoło.

Cytat:
Każdy kto w Wojnie rodzinę posiada
Ten bliski mi będzie do końca świata
Tak właśnie Kreator materii powiada
Wraz z szachem dostaje się mata
Krótka wiadomość od Miyukiego nie zawierała informacji na temat jego przenośnego domu lekkich obyczajów, lecz gdy tylko się pojawiła - podłoże pod nimi zaświeciło się, a oni zniknęli.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 24-03-2013 o 21:55.
Agape jest offline  
Stary 25-03-2013, 23:40   #29
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Brak czasu, decyzje podjąć musimy. Nie chcemy zostać jednak Wy także nie - co zrobić ? Może dialog, dialog działa na człowieki ludzie, czy czerwono białe istoty także ? Musimy ratować - ratować, pomysł masz ?
- Jeden. Ale wymaga dopracowania. Nie jesteśmy pewni, czy dobrze cię rozumiemy. Jak dokładnie wygląda Twoje opętanie? Jesteś w stanie nie krzywdzić nosiciela?
- Bez ranienia ? Rozumiem, brak obrażeń czy też uszkodzeń, łączącego się z odczuciem uczucia ból ? Jest możliwe, jednak wasze ciało inne, przystosowanie się - problem. Jednak tak, bez raneinia, opętanie - czy też zagarnięcie ciała, możliwe.
Kenya-Shura kiwnęli głową
- To dobrze. Przyjmując cię zmniejszymy liczbę ciał które mają “przejść”. Pozostaje jeszcze ta mała, co się jeszcze ani razu nie odezwała.
- Czerwono białe istoty, może pomóc ? Nie musi mieć negatywnych zamiarów ? Być może, uda się znaleźć inną drogę ? Rayner miał cichą nadzieje że jego Plan się powiedzie.
- Jak myślisz...Wy ? - Słowa te zwrócił do dziewczynki
- Ray, miałes mnie chronić.... - dziewczynka westchnęła cieżko.
- Ochrona, wsparcie, pomoc... Zabawka, tak, pomoc. Uniknąć walki, ochronić od zbędnych szkód, wesprzeć, brak zrozumienia dla Raynera ? Sugerować, dyskusja, uciec, drugie wyjście zniszczyć, rozerwać, Człowieki ludzie wada - kończyny, wyrwać kończyny, bezbronny, czerwono białe istoty, wada ?
- Nie jesteśmy pewni czy rozumiemy pierwszą część wypowiedzi, a drugiej na pewno nie rozumiemy. Tak czy siak, nie mamy żadnych złych zamiarów odnośnie tej małej i nasza propozycja przyjęcia cię do naszego ciała nie wymaga od ciebie porzucenia jej, a w momencie gdyby nasze ścieżki musiały się rozejść nie będziemy cię zatrzymywać na siłę i, mamy nadzieję, stanie się to w pokoju.
- Myśleć...Czerwono białe - rozmowa, wyjście... Słowa, ciężkie - myśli dużo łatwiejsze... Brak zniszczenia, czerwono białych może uniknąć ? Lub wsparcie, szukać, poszukać kogoś, kto pomoże... Udać się gdzieś, przez przejście, znaleźć pomoc... Logiczne, wydawać, myśleć.
Kenya-Shura zmarszczyli brwi
- Zdefiniuj “czerwono białe”.
Rayner na chwilę zamilkł, jak gdyby szukał słów.
- Otaczające, duże i małe, dziwne - do okoła - czerwono białe Jego szmaciana lalka wskazała na roślinę
- Kolor... Czerwono i białe. Istoty, zmienne, dziwne, ciche
Zmiennokształtni rozmasowali kąciki oczu
- Nie posiadasz, przypadkiem, jakiejś umiejętności pozwalającej na inną formę komunikacji? Tak będziemy się jeszcze długo męczyć.
-Myśli... Przekazać, obraz, przekaz.... Odwrotność od czytania, przekazanie - używne na początku, dziwne dla człowieki ludzi, problematyczne w odpowiadaniu, musi mówić normalnie, ja przekazać myśli, słyszy tylko odbiorca - problem rozmowie z większą liczbą bytów..
- Mówisz o telepati? I jak się na nią przerzucić? Znów poprzez dotyk?
- To łatwiejsze... Wystarczy chęć, nie biore nic ale oddaje, nie wymagające kontaktu... Próbować zacznę... - Rayner na chwilę zamilkł po czym w głowie istot rozbrzmiał dziwny głos, nie mogli być pewni czy jest to po prostu ich wyobraźnia, czy ktoś zaczął mówić do nich od środka
~ Z tego co pamiętam, nie jest to przyjemne odczucie dla innych istot, ale słowa jakie tutaj przekazuje po prostu same dostosowywują się do waszego sposobu myślenia... Mam nadzieje, że tak jest lepiej.
~ Znacznie. Słowa słyszymy zrozumiale. Więc jaką masz propozycję?
~ Niestety. Nie wiem zbyt dużo o tym świecie, jednak czy znajdują się tutaj jakieś drzwi ? Drzwi w waszym znaczeniu to miejsca czy też przedmioty prowadzące gdzieś, prawda ? Z tym wiąże się zagadka. Nie ma sposobu, by poprostu ‘oszukać’ tego miejsca ?
~ Powiedziano, że “tylko jedno ciało może przejść”. Aktualnie mamy tu trzy ciała, jeśli liczyć twoje, ale chyba tak. Stąd nasza propozycja by przyjąć cię do naszego ciała. To zredukuje już tylko do dwóch. Pozostaje ta mała. To ktoś ci bliski?
~ Przez dziwne zasady waszego języka, mam wrażenie że stałem się dla niej kimś bliskim. Przynajmniej tyle zdołałem zrozumieć spędzając czas przy niej. Tak przynajmniej myślała. Traktuje mnie jak “zabawkę”, jednak nie pojmuję zwyczaju zabawek, Rayner którego widzisz został znaleziony przezemnie, tak jak i Ona znalazła Raynera. Jest drugim człowiekiem którego spotkałem - jednak do teraz nie wiem czy Ciebie także powinienem przypisywać pod te grupę...
~Tłumaczyliśmy. Kiedyś byliśmy ludźmi, choć od zawsze dwojgiem w jednym ciele, a teraz wciąż nimi jesteśmy, albo jesteśmy czymś więcej. Zależy od definicji. A ty uważasz ją za bliską sobie? Przeszkadzało by ci zostawienie jej w tyle?
- Przykro mi, nie znam waszych odczuć. Jedyne czego się nauczyłem do - Samotność. Uczucie to wytłumaczyła mi jedna z istot którą spotkałem po przybyciu tutaj. Jednak jeśli pytasz, czy “coś” by się stało, nie potrafie na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ nie znam tego odczucia... Wspominacie, że zależy od definicji, czy wygląd ma istotny wpływ na ludzi, ponieważ Wy znacznie różnicie się od tej istoty, mimoże że byliście - jesteście przedstawicielami tego samego gatunku, dziwne zróżnicowanie.
~Też znamy samotność... a jednocześnie nigdy jej nie zaznaliśmy, ale w naszym przypadku, gdy zawsze mamy siebie przy sobie, należało by przedefiniować to słowo. Gdybyś zechciał się przyłączyć do nas to nigdy nie byłbyś sam, przynajmniej póki byś nie zdecydował się odłączyć. A wygląd wpływa na realacje między ludźmi i, niemal zawsze, na podstawie wyglądu można określić czy ktoś jest człowiekiem. My jesteśmy wyjątkiem, tak samo jak wszyscy wybrańcy Luny. To nasza wyjątkowa zdolność otrzymywana wraz z wywyższeniem. Stajemy się polimorfami, zdolnymi przybrać nieskończenie wiele różnych form.
~ Nie odczuwam samotności, jako czegoś negatywnego. Nasze istniene jest zupełnie inne, brak nam cech indywidualnych jeśli jesteśmy blisko siebie, mamy wspólne myśli oraz pojmowanie, spoglądamy “oczyma” wszystkich. Ja jestem tylko cząsteczką dużo większego... Jak istoty to mawiają ? a... Organizmu, wszystko musi działać bezbłednie, albowiem tylko w ten sposób możmemy bytować. My nie używamy ciał, dlatego łączymy się wszyscy po przez nasze myśli, nawet w najprostrzych czynościach, dlatego kiedy zostałem oderwany od tego świata, czuję się dziwnie i być może to właśnie to, jest ta samotność. Rozumiem twoją propozycje, jest naddomiar ciekawa, jednakże - niechciał bym łączyć się z inną istotą. Istotą która jest tak inna, jednak wykorzystać ciało do ucieczki jest pomysłem dobrym, jednak nie mam pewności czy możemy to zrobić, nie rozumiem jakim cudem znalazła się w tym świecie i Ona, jednak jest inna niż Wy, nie jest tak zaradna, jest bardziej jak Ja, zamknięta w tym świecie...
- Jesteś tu przypadkiem?
~ Przybycie tutaj, nie było zamieżonym celem. Po prostu, znalazłem się i staram się wrócić...Jednak czy wy jesteście tutaj z własnej woli ?
~ Tak. My przybyliśmy tu umyślnie, skuszeni obiecaną potęgą, której potrzebujemy, by osiągnąć wielki cel. Nie spidziewaliśmy się by w turnieju był ktoś kto zabłąkał się tu przypadkiem.
~[i] Obietnica potęgi ? W jaki sposób dowiedzieliście się o tym miejscu ? I w jaki sposób Ja znalazłem się tutaj...?[i] - Dodał niepewnie
~ Nie wiem jak ty się tu znalazłeś, możemy jedynie opowiedzieć jak było z nami. Uszłyszeliśmy legendę. Odkryliśmy, że nie jest tylko legendą. Po długiej wędrówce odnaleźliśmy wrota do innych światów i nagle, po prostu, poznaliśmy o co w tym wszystkim chodzi i, że do turnieju może przystąpić każdy kto przekroczy bramę, a nagrodą jest potęga.
~ [i] Czym jest ta “potęga”? Istnieje na to jakieś “racionalne” wyjaśnienie ? Przedmiot, moc ? [i]
~ Bardziej moc. Potęga to twoja zdolność na wpływanie na wszystko wokół ciebie. Bezpośredniom tworząc cuda, bądź siłą mięśni budując domy, czy zabijając, albo pośrednio, poprzez innych ludzi. Jeśli masz pieniądze i posłuch wśród ludzi to też jest rodzaj potęgi. Rozumiesz o czym mówię?
~ Moc - tłumaczona w sposób abstrakcyjny, możlwiość tworzenia, prawda ? Czym jednak jest cud według waszego pojmowania ? Pieniądze ? Waluta za które nabywa się dobra, wśród istot organicznych - także handlowaliśmy, jednak potrzebne nam były specjalne wyroby których nie byliśmy w stanie stworzyć... Im więcej pieniędzy tym większy wpływ na istoty, dziwne. Mięśnie, łatwo się uszkadzają przy ciele, mnie się wydają być ważną dla organicznego bytu wadą, niestety istotną do życia... - Rayner starał się podchwycić jak najwięcej tematów by dowiedzieć się więcej o otaczającym go świecie oraz jego zwyczajach.
~Nie tylko tworzenia ale i niszczenia. My akurat potrzebujemy do odtwarzania. Mówiąc ‘cud’ mieliśmy na myśli czyny daleko wykraczające ponad możliwości a nawet zrozumienie zwykłych ludzi. A to wcale nie dziwne, że pieniądze mają moc, gdy się pojmie, że sa one ekwiwalentem wszystkiego. Czegokolwiek nie potrzebujesz możesz to dostać mając dość dużo pieniędzy. Czasem ludzie mówią “pieniądze szczęścia nie dają”, ale to bzdury powtarzane przez biedaków którzy chcą w ten sposób się podbudować i rozkapryszonych bogaczy którzy uznają, że nieudany romans to najgorsze co może spotkać człowieka.
~[i] Niszczenie... Po co niszczyć ? Niszczenie ciężkiej pracy nie jest dobrym wyjściem, nasza rasa stara się unikać walk. Jednak kiedy wspominasz o pieniądzach, uświadomiłeś mi że nie każdy człowiek żyje tak samo, nie wiem jak to nazwać... Jednak - bogaci mają pieniądze i włądze bo pieniądzę jak wspominałeś dają władzę, oraz biedni bez pieniędzy i władzy, ponieważ brak pieniędzy oznacza brak władzy. Ale w takim razie, co to jest romans ?[i]
- Światy... a w każdym razie mój świat, żadko są doskonałe. Istoty żywe są nielogiczne i nie często potrafią myśleć w perspektywie szerszej niż ich własne życia. Stąd zdaża im się niszczyć, by poprzez to zniszczenie coś zyskać, choć ogólnie przyjmuje się to jako złe. A romans... to dosyć filozoficzne pytanie - Rayner dostrzegł rozbawienie Kenya-Shury - Mówisz, że jesteś częścią większej całości, dobrze rozumiemy?
~ W waszym świecie, nikt niezna swojego miejsca... Ciężkie to musi być życie. Ale czy chęć dobra ogólnego także jest “zła” ? I jak można definiować zło ? My definiujemy je w sposób łatwy, każdy kto nam zagraża - jest zły. Jednak my nie zaczynamy, my obserwujemy, tak zwą nas inne rasy, obserwatorzy. Romans, trudne słowo do zrozumienia, filozofia, także. Tak, jestem tylko cząsteczką, jednak już nie pasuje do nich, jest to dziwna świadomość...
~Więc wyobraź sobie, że na świecie istnieje jakiś inny byt i kiedy go spotkasz znów staniesz się częścią pewnej całości i będziesz nią póki będziecie blisko siebie. Nie wiemy na ile to dobry przykład, bo nie wiemy na ile cenisz bycie w tej całości, ale dla ludzi jest to ważne. Wielu mówi, że dopiero gdy kochamy i jesteśmy kochani jesteśmy cali. Miłość to coś poziom, albo dwa, wyżej ponad romansem. - teraz Kenya wyglądała już bardziej jak kobieta niż mężczyzna - Nie wiem czy dobrze to tłumaczę, musiała bym usiąść i przemyśleć jak dobrać słowa... - Podniosła spojrzenie na Raynera
- [i] Romans... Powiązane z miłością, są uczuciem jak samotność. W waszym życiu, jest bardzo dużo uczuć, dziwi mnie że w tym całym natłoku myśli, macie czas na inne rzeczy skoro same uczucia są tak interesujące. Kochani lub kochamy są przedstawicielami - romansu oraz miłości, czyli bez kochani niema miłości i romansu. Jest to efekt wiązania, jest to skomplikowane... Jednak nie musisz mi tego tłumaczyć, możemy przyśpieszyć cały proces, jeśli pozwolisz mi na to spojrzeć. [i] - Powiedział wyraźnie zaciekawiony.
Kenya kiwnęła głową
- To rzeczywiście bardzo skomplikowana sprawa. - przykucnęła przy Raynerze wyciągając do niego otwartą dłoń
Maskotka nie czekając odwzajemniła gest.
- Dziękuje Ci bardzo - Powiedział tym razem normalnie nie używając telepati. Po czym przymilkł na chwilę, tym razem jego uścisk dłoni znał dłużej niż za pierwszym razem, kiedy skończył odchylił głowę do góry
~ Waszę procesy życiowe... Są skomplikowany. Dziwne, rodzicie się, starzejecie, umieracie, znikacie na stałe, dlaczego los jest tak okrutny dla was ? I dlaczego dzielicie się na mężczyzn i kobiety....?
~ Tacy jesteśmy. Ludzie żyją krótko i to nie pozwala nam patrzej szerzej na całokoształt. Może wydawać ci się to okrutne, ale to wszystko co znamy. A to, że dzielimy się na płcie to nie nasza decyzja. Po prostu tacy jesteśmy i baaaardzo - podczas tego przedłużonego słowa piersi Kenyi się wygładziły, talia spotężniała a szczęka zrobiła się masywniejsza - nie narzekamy - dokończył Shura męskim głosem - Miłość niemal zawsze tyczy dwóch przedstawicieli obu płci. Kobiety i mężczyzny i tylko z takiej pary może narodzić się dziecko, niedojrzała forma człowieka, z czasem dorastająca i mająca możliwość udziału w stworzeniu kolejnego pokolenia.
~ Jednak wasze życie jest stanowczo za krótkie u nas także młoda forma, czyli powstała wraz z przypływem energii jest w tak zwanej formie młodocianej, Ja sam jestem jeszcze w waszych słowach dzieckiem. Wasze życie musi być naprawdę ciekawe, macie tyle ograniczeń a nadal potraficie trwać...
~Wszystko jest względne. Wybrańcy Luny się nie starzeją i, w większości, są na począku przerażeni wizją wiecznego życia, bo jedynym porównaniem jest nasze standardowe osiemdziesiąt lat. Samo postrzeganie upływającego czasu jest różne, zależnie od tego ile będzie się żyć. Nas, na przykład, kiedy już się oswoiliśmy z naszą potencjalną nieśmiertelnością, nie przeraża wizja by rozkładać nasze plany na całe dziesięciolecia, podczas gdy zwykli ludzie nawet się nad tym nie zastanawiają. Dla nich każdy rok wydaje się wielokrotnie dłuższą jednostką czasu niż dla nas. Ale dyskusja na temat czyje życie jest więcej warte, czy ciekawsze powinna odbyć się przy herbacie i ciasteczkach, a nie teraz. Musimy wymyślić co zrobić by przedostać się dalej. Mogę przeoblec się w pióra i przelecieć się po okolicy, choć nie spodziewam się niczego znaleźć.
~ Wspominaliście, jest was dwoje, jesteście rodzeństwem. Co jest nienaturalne, jesteście w jednym ciele, jednak czy rodzeństwo mimo że posiadają dwa ciała są ze sobą dziwnie związani ? Czy możesz przybrać postać siostry tej istoty ? Wtedy Ja wejde w jej duszę i tak zostaniemy jak waszę rodzeństwo, w dwóch ciałach jednak związani ze sobą, być może nierozwiązalni... Być może w taki sposób damy rade rozwiązać tę zagadke ? Wydaje mi się że to pomieszczenie zdaje sobię doskonale sprawę z tego kim lub też czym jesteśmy, dlatego też dostaliśmy właśnie taki test. Może nie trzeba patrzeć na to w taki sposób ? - Zaproponował Rayner, właściwie to nie wie skąd wpadł na ten pomysł, jednak w momencie kiedy poraz drugi chwycił dłoń rozmówcy, starał się dowiedzieć troszkę o ludzkich zwyczajach. Wiadomość te przekazał do obu towarzyszy po czym dokończył zwracają się tylko do rodzeństwa.
- Rozmowę o tym odłożymy na później, jednak mam nadzieje że to niedługo nastąpi.
~Z naszą dwójką już chyba wymyśliliśmy. Przyjęcie cię do naszego ciała, choćby na krótko, powinno pozwolić nam przejść bez walki, ale ta mała wciąż jest problemem. Najlepiej było by ją zostawić.
~ Obawiam się, że możesz mieć racje. Jednak czy nie będzie jej tutaj nic groziło ? Nie chciałym się rozdzielać. Poza tym, musielibyście wziąść ze sobą moje ciało. Sądzę że przydałoby się na wszelki wypadek... - Rayner powiedział nie pewnie po czym zwrócił się do dziewczyny
- Musisz...Poczekać...znaleźć my, ratunek, wrócić... szybko.
Decyzja została podjęta, wraz z nią, niczym nieodłączny element pojawiły się drzwi, które najwyraźniej miały symbolizować następny krok w życiu każdego z dziwacznej, przechodzącej przez próg teraźniejszości i przyszłości trójki.
Kolejna czynnosć była bezpośrednio połączona ze światłem, które przestało emanować gdy drewniana powierzchnia pojawiajacego się z nikąd zasłoniła drugą stronę. Dziewczynka padła na ziemię zrozpaczona. Nie wiedziała co miała im powiedzieć, nie chciała zostać sama. Pierwsza łza została uroniona, wprawiając w delikatny taniec źdzbło trawy.
 
Arvelus jest offline  
Stary 28-03-2013, 01:21   #30
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Piętro 4


Nie minęło wiele czasu odkąd dwójka geniuszy najróżniejszego rodzaju opuściła cmentarz upadłych bohaterów, nie zgłębiając wszystkich jego tajemnic. Drugi z kruków, który jeszcze chwilę temu samotnie po bezkresnej ciemności, będącej w tym miejscu niczym innym jak tylko niebem. To, czemu w tym miejscu znajdował się grób kogoś teoretycznie żywego, a przynajmniej takiego, który o swej własnej śmierci nie wie nic, ciągle pozostawało tajemnicą. Dokładnie tak, jak tożsamość przedziwnego kruka, który wyruszył na spotkanie z drugim osobnikiem tego samego rodzaju. Przez opuszczone wzgórze nie przemknął jednak żaden dźwięk, nie było charakterystycznego krakania, czy też, co gorsza, dźwięku zderzających się ciał obu zwierząt. Jedyną zmianą, której można było doświadczyć nie wykorzystując tak mylnego zmysłu jak wzrok, to fakt pojawienia się drobnego źródła energii. Ot, znikąd, jakby zetknięcie się dwóch ptaków miało tak naprawdę okazać się początkiem nowego życia. Kreacjoniści, ewolucjoniści, nikt nie wpadł na to, jakoby to kruk był początkiem wszystkiego, postacią elementarną, a ich zderzenia miałyby tworzyć życie. Nie było na świecie osoby, która by wierzyła w coś takiego. Pewnie dlatego, że była to kompletna głupota...
Gdyby tylko otworzyć oczy, ukazałaby się sylwetka nastolatka schowanego pod najróżniejszymi elementami garderoby tak wątpliwego koloru, że dla uproszczenia nazwę go fioletowym. Tym, co rzucało się w oczy wbrew wszystkim pozorom nie był fakt wyczucia stylu chłopaka, które było aż nadto podobne do pochodzącego z pustynnego, opętanego niegdyś przez dżinów, świata – obaj bowiem mieli wyraźne skrzywienie dotyczące ich brzucha. Każdy z nich, chociaż pochodzili z tak odległych światów, był pewien że ich młode, nie rozwinięte jeszcze w pełni ciało posiada w sobie wystarczająco uroku by zapewnić im jakąkolwiek przewagę. Jak już jednak zostało wspomniane, ten fakt nie wychodził na pierwszy plan, chował się bowiem daleko za ogromnymi, żółtymi goglami znajdującymi się na szczycie czegoś, co pełniło rolę czapki, kaptura, oraz nauszników jednocześnie. Jakby tego było mało, wokół sylwetki chłopaka krążył przybrany w czerwoną chustę wiązaną wokół jego szyi kruk.
- Hah, nawet nie trzeba było ich płoszyć, co #2? – chłopak zapytał wyraźnie ucieszony zmianą sytuacji na taką, która była bliższa jego sercu, zdecydowanie łatwiejsza do wykonania i zaakceptowania. Czemu miałby narażać się na walkę, gdy przeciwnicy mogli śmiało osiągnąć trzykrotną przewagę walczących.
- Niby tacy mądrzy, a za grosz ciekawości... – ta sentencja została dosłownie wykrakana przez kruka, który jednak powiedział wszystko nad wyraz sprawnie, niemalże ludzko. Załopotał kilka razy skrzydłami i wylądował na ramieniu tego, który w domyśle mógł być numerem jeden.
- Pfft... Co w nich jest takiego ciekawego, czego nie ma ma skromna osoba? – chłopak wyrzucił z siebie coś, co wyraźnie go trapiło, kto wie, może nawet pozbawiło snu na znacznie więcej niż jedna, samotna noc. W jego lewej ręce pojawiło się wielkie, półtora metrowe pióro pokryte odcieniami czerni i bieli.
- Kra-kra! – ptasi towarzysz nie zamierzał hamować negatywnych emocji, które wywołał widok długiego ostrza w rękach chłopaka. Ten jednak nie zamierzał się tym przejmować, wykonał opadające cięcie na powierzchnię nagrobka.
Litery, które wcześniej tworzyły domniemane imię jednego z geniuszy, tego, który został skrępowany na wózku inwalidzkim przez jego własną wyjątkowość, oraz... lenistwo, zostały teraz zniszczone, lub też rozrzucone w kilka różnych stron.
- Sam – przeczytał na głos pierwszy z wyrazów, który przyszedł mu namyśl gdy ujrzał jedno ze skupisk liter. Zaklął głośno, jego wzrok kierował się w stronę następnych pozostałości z nagrobka. - Warty – przeczytał kolejny słowo. Zaczynał gorączkowo rozglądać się po cmentarzu, szukając reszty szczątków monumentu poświęconego pamięci kogoś, kto zdawał się być jeszcze całkiem żywy.
- Sam on warty ko-on – numer drugi, czyli zwyczajny zwierzak, dla którego imię byłoby zbyt dużym błogosławieństwem zakomunikował głośno. Dłoń która znajdowała się na rękojeści miecza napięła się mocniej niż zwykle, zaś strużki krwi spłynęły z powierzchni przebitej pazurami ręki. Kruk objawił nagle wyższą inteligencję, bowiem odleciał, nim jego pan zdążył przekroczyć możliwy do okiełznania poziom gniewu.
Wielki miecz, który bez problemu mógł kształtować najbliższy krajobraz, rozpadł się na pojedyncze pióra, te zaś znalazły swój dom w poszczególnych nagrobkach.
- Kra-boom – obwieścił kruczek, zaś wszystkie elementy krajobrazu nagle wybuchły...
Gdy dym, oraz resztki nekropolii opadły ukazując stojącego na środku wszystkiego sprawcę zajścia – chłopaka, którego złote gogle nie potrafiły przysłonić przedziwnych, przerażających fiołkowych oczu.
- Jaka była nagroda za tego zbiegłego nekromantę? – zapytał swego partnera, tak jakby to on miał pełnić rolę jego mobilnego urządzenia – kieszeni. Ten zaś, po chwili kołowania nad jego głową, usiadł na ramieniu.
- Pięć tysięcy CP – zwierzak obwieścił swym, o dziwo nie pozbawionym finezji głosem, jakby to było coś oczywistego. Najwyraźniej zrównanie go do papugi było jedną z większych możliwych obraz w ptasim świecie, bowiem jego dziób kilkukrotnie zetknął się z powierzchnią głowy swego pana, zaś pazury które zapewniały przyczepność do swego przenośnego stojaka, jakim był ubrany na fiołkowo chłopak, wbiły się nieco mocniej niż powinny. Strużka krwi spłynęła nieco niżej, by po chwili przybrać nieco ciemniejszy odcień i zastygnąć. - Jeśli dostarczysz całą trójkę! – dodał po chwili zawiedziony.
- Polować można również osobno – usta chłopaka wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, który nawet nie zamierzał udawać że zwiastuje cokolwiek dobrego, pozytywnego. Chodziło o pieniądze, o krew. O siłę. O władzę. Dopiero gdy zaistnieje tutaj, będzie miał po co ruszać dalej. Kto wie, może i skompletuje jakiś rozsądny zespół?

- Co ty, kurwa, wyprawiasz? – donośny głos przemknął przez cały cmentarz, przyprawiając o ciarki nawet tych, którzy już dawno opuścili krainę żywych, a których dom został właśnie zburzony.

- Nie dość że dałem uciec tak przyjemnemu obiektowi tylko dlatego, że ON zmienił swe zachcianki, to jeszcze ktoś rozwala mi dom? – blondyn krzyknął raz jeszcze, zaś szkielet który trzymał obecnie w ręce zaświecił ciemnym fioletem.

- Kościane więzienie: Koścista bomba – powiedział, zaś szkielet który znajdował się w jego rękach poruszył się kilka razy. Dopiero po chwili jego czaszka uniosła się w górę i spojrzała na otoczonego kośćmi chłopaka.
- Trupa-Trupa-Boom? – szkielet sparafrazował powiedzonko partnera nastoletniego łowcy głów. Ziemia po raz kolejny tego dnia zatrzęsła się, z trudem utrzymując resztki nekropolii przy istnieniu. Dwa kruki wzbiły się w powietrze, by złączyć się w chłopaka tuż nad nekromantą.
-~Buu! – najwyraźniej walka toczyła się w dwóch wymiarach, zaś jednym z nich niewątpliwie był sposób, w jaki przedrzeźniali się nawzajem.

Piętro 5
Wszyscy



Ogrom miejsca w którym znaleźli się wszyscy śmiałkowie był nie do pojęcia. Nawet Makai, nie tyle za sprawą przemęczenia, co zwyczajnie przez mnogość dochodzących bodźców miał problem odnaleźć się w nowym miejscu. Dziesiątki, jeśli nie setki czegoś, co można było nazwać wagonami, nie złączonymi ze sobą, ani nie posiadającymi lokomotywy poruszało się miarowo, jednostajnie. Każdy z nich wypełniony był innymi osobami, które przez los zostały zmuszone do chwilowej współpracy.
Strife był tym, który pokazał swojej drużynie co oznacza znaleźć się w gąszczu cywilizacji, bowiem dopadł terminalu jeszcze nim pozostali zdali sobie sprawę gdzie się znajdują, oraz zamówił chłodne piwo. Właściwie to dwa, tak na wszelki wypadek, w końcu skąd miał wiedzieć że stan błogiej łaski i dostępu do najwyższego z trunków trwał będzie wiecznie? Pierwsze zniknęło, nim zdał sobie sprawę, że jego rany tym razem nie zniknęły. Szok który został wywołany przez ból został podsumowany głośnym beknięciem. Powietrze w pojeździe wypełniło się delikatną nutką karczemnych aromatów, a umysły Violet i Torresa wspomniały im o czasach, gdy życie było w dużej mierze przyjemne.
Klacz, która wygodnie siedziała na jednym z foteli wcinając przysmaki zrozumiałe tylko dla przedstawicieli jej rasy, zamrugała ze zdumienia. W całym strumieniu były tylko trzy wagony wypełnione przez jedną osobę. Głowa kucyka wodzona przez magiczny ruch wskazała jej mijający ich pojazd, a właściwie osobnika, który nim podróżował. Jej twarz wskazywała na młody wiek, wyjątkową delikatność, oraz o dziwo nie tyle bezpłciowość, co mnogość takowej.
Minęło kilka wypełnionych bólem oraz mieszanymi uczuciami szczęścia i rozpaczy, zażenowania i dumy swymi wyczynami, oraz, co gorsze – prowadzeniem rachunków sumienia, zaś w każdym z wagonów, jakby znikąd, pojawiły się najróżniejszej maści pielęgniarki.




Niewątpliwie tą, która miała najwięcej do zrobienia w jakże krótkim czasie była rudowłosa, która pojawiła się w przeznaczonym dla drużyny stworzonej wokół niosącej czerwone niczym żądza dostania się do raju jabłko. Jej rude włosy zatańczyły wokół jej głowy gdy tylko rozejrzała się po swych pacjentach. Głośne westchnięcie spowodowało, że mogli być pewni – nie była z nich dumna.
Zdecydowanie najmniej czasu potrzebne było do przywrócenie do pełnej sprawności Torresa, który został ukarany nie tyle przez lekkomyślność, co przesadną pewność siebie. Tworzenie gigantycznych konstruktów było znacznie łatwiejsze gdy temperatura otoczenia była niewiarygodnie wysoka, on zaś musiał odnaleźć się w nowych, znacznie chłodniejszych warunkach.
- Strife-chan, łap! – rudowłosa pielęgniarka rzuciła w kierunku jeźdźcy apokalipsy kilka pigułek z namalowanym nań czerwonym krzyżem. Może i nie były smaczne. Właściwie to nawet nie wyglądały ciekawie.
Wzrok osobniczki przydzielonej im przez los nie dawał wyboru. Nieco unowocześniony kowboj musiał połknąć to, co zostało mu podane. Szczęśliwie, od razu poczuł się lepiej.

- Musisz dbać o siebie – powiedziała, gdy tylko przysiadła się do ostatniej rannej na pokładzie. Jej ręce dotknęły rany, by po chwili zacząć emitować delikatne, zielone światełko, które co kilka chwil przechodziło w róż oraz błękit.
- Jesteś ważna. – dodała gdy rany klaczy zasklepiły się, a ręce pielęgniarki znalazły gdzieś grzebień i zaczęły gładzić włosie Violet.

„AppleJack”- ta, która została powitana przez Lucy otrzymała gryps zawierający to słowo tak sprawnie, że zdała sobie z tego sprawę dopiero gdy zatrzymali się przy niebieskim mostku.
Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę jak wielkie jest piąte piętro, bowiem na czymś, co pełniło rolę perony znajdowały się setki osób. Wszystkie zaczynały zbierać się przed wielkim telebimem. Nie minęło nawet kilka sekund od momentu w którym ostatni wagon zatrzymał się, wypuszczając spóźnialskich, a zaawansowany ekran wyświetlił sylwetkę domniemanej egzaminatorki.

- Witajcie w bezkresie początku, zwanym również piątym piętrem – piękność przemówiła, zaś kamera, która ją nagrywała na chwilę, jakby dla zabawy skupiła się bardziej na elementach jej... „wyposażenia”, niż twarzy jako takiej. Tak, czystość przekazu była dokładnie tak zakłócona, niepewna, jak niejasny był cel tego testu.
Dziewczyna warknęła cicho, co poskutkowało zmianą ujęcia. Tym razem kamerzysta wyraźnie skupił się na jej twarzy, pozbawiając wizję resztek uroku dziewczyny. Wyglądała teraz smutno, niedokładnie.
- Waszym testem jest znalezienie taktowego. – odpowiedziała rozbawiona. Kamera oddaliła się. Prezenterka zrobiła obrót wokół własnej osi, uśmiechnęła się i pomachała wszystkim. Ekran zgasł.
 
Zajcu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172