Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2013, 08:02   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Markus zachowując cały czas bezpieczny dystans zainteresował się bardziej wywieszonym obwieszczeniem niż toczoną rozmową. Miało przynajmniej wyglądać, że zupełnie go ona nie interesuje. List niestety nie dał wielu informacji, nagroda co prawda była spora, a nawet bardzo spora, ale nie podawano żadnych zarzutów - co raczej świadczyło o tym, że sprawa była "polityczna"... Markus rozważał wszystkie możliwości na wypadek gdyby... Siły jakie się znajdowały w okolicy były zdecydowanie za duże jak na normalne działania straży miejskiej i wyglądało, że działo się tu coś więcej niż tylko “rutynowa kontrola dokumentów”. Oczywiście problemem było to, że na dobrą sprawę to nie wiedział z kim ma podróżować i jakimi umiejętnościami dysponują pozostali. Musiał obserwować sytuację lub dokonać dywersji. Dywersja jednak wcale aż tak prostą nie była... Jak na złość. Najprostsze i zawsze działające “pali się!” nie miało szans wyjść, a przynajmniej nie szybko i nie prosto. Można było jeszcze wycofać się i ostrzelać strażników lub zacząć uciekać co również skłoni ich do zmiany stanowiska... Jednak żadna z tych opcji nie gwarantowała pomyślnego rozwoju sytuacji przy bramie. Póki co, wiec Markus czekał na wynik rozmowy... Mając nadzieję, że strażnicy nie zorientują się, że poszukiwany właśnie przed nimi stoi.
 
Aschaar jest offline  
Stary 17-04-2013, 11:08   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy -część I

Kapitan zaklął siarczyście, spluwając przy tym na bruk. Następnie poprawił kapelusz i sprawdził, czy wygodnie sięga do kordelasa. Spojrzał jeszcze po towarzyszach, aż w końcu postąpił krok w przód, stając twarzą twarz ze strażnikiem. Przez chwilę taksował go bystrym okiem, kiedy ten zaczął ich ponaglać.
- Spocznij, żołnierzu. Przecież nikt tu nie szuka problemów - zaczął spokojnym i miękkim tonem. Mierzyli się na spojrzenia, niczym para szermierzy. Max od razu wywnioskował, że nie stoi przed nim jakiś tam strażnik bramy. Od tego biła stanowczość i zdecydowanie, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Szanse na wyperswadowanie żołnierzowi, żeby ich zostawił w spokoju, były raczej nikłe. Ale kto nie ryzykuje ten nic nie ma. - Wołają mnie Fanrath Dersh. Jesteśmy tylko garstką poszukiwaczy przygód, którym uroiło się bieganie za wyimaginowanym skarbem. Rozumiem, że twoja praca jest bardzo ważna dla zapewnienia bezpieczeństwa temu miastu. Jako iż nie chcemy już więcej sprawiać kłopotów, zamierzamy je opuścić.

Strażnik zmierzył kapitana wzrokiem. Zrobił podejrzliwą minę, ale szybko spoważniał i powiedział: Nikt teraz nie opuści miasta. Przedstaw pozostałych towarzyszy.
Pytający kiwnął ręką na jeden z patroli i grupę poszukiwaczy “wyimaginowanego” skarbu otoczył zgrabnie patrol ośmiu dodatkowych strażników.

Caria zauważyła poruszenie przy bramie. Nie pchała się jednak do strażników, przeciwnie, cofnęła się nieco dbając o to, żeby za plecami mieć ścianę i z tego bezpiecznego - w miarę - miejsca obserwowała rozwój sytuacji.
Caria odsunęła się nieznacznie od grupy, jednak strażnicy, którzy otoczyli grupę nie przepuścili jej. Musiała stać teraz tak, że była powiązana z resztą towarzyszy.
Marika wsadziła rękę do kieszeni i oparła się nonszalancko o mur. Odruchowo obracając palcami swój ulubiony pierścień obserwowała sytuację. Fałdami szerokiej tuniki okryła miecz. Jednocześnie dyskretnie i powoli przesuwała się coraz dalej od grupy. Na dobrą sprawę nawet nie poznała nowych towarzyszy i właściwie nie do końca wiedziała z kim ostatecznie miała podróżować. Za dużo ludzi kręciło się w tym miejscu. Jej idealny szarobury podróżny strój niemal zlewał się z szarzyzną i brudem miasta czyniąc z niej nieatrakcyjną i kruchą dziewczynę, zupełnie nieszkodliwą, która przeszkadza dorosłym w pracy. Z niepokojem obserwowała zamieszanie. Nie zamierzała uciekać. Czekała na moment w którym mogłaby włączyć się do ewentualnej walki. Powoli zbliżyła się do jakiegoś straganu i udała zainteresowanie skórzanymi sakiewkami. Kogoś tu miała ochraniać. Super. Szkoda tylko, że na razie nie widzi tego gościa. Tak czy inaczej, zamierzała wywiązać się z zadania. Odruchowo pogłaskała głownię miecza. I obserwowała dalej. Jeden facet z drużyny właśnie wdał się w dyskusję ze strażnikiem. To jakiś palant, chociaż... może mu się uda. Marika rozejrzała się za jakimś koniem i wypatrzyła jednego przy dość odległej karczmie. Zaczęła kalkulować. Zdąży podbiec i ukraść konia czy nie...

Marice udało się odłączyć od grupy. Jednak jakiekolwiek próby opuszczenia kordonu jakim otoczona była okolica bramy była niezwykle ryzykowna. Mimo oddalenia się, ktoś nadal mógłby ją powiązać z grupą, gdyby chciał.
Niras podrapał się po policzku. Już od paru dni zapominał o goleniu się. Skupiał się na myślach odciągających go od przytłaczającego tłumu. Nie lubił tłumu. Nienawidził go. Odnajdywał tych ludzi, jako wartościowe obiekty, tylko jeśli leżały na stole przed nim, gotowe do rozcięcia, do przygotowania do pogrzebu, lub gotowe na śmierć. Wszyscy byli idiotami... Spojrzał na strażnika przewracając oczami. Tylko kontroli im brakowało. Stał w miejscu, niech ktoś się wytłumaczy za nich wszystkich, a reszta niech się nie rzuca w oczy... też dobrze. Jak ktoś przejął inicjatywę, to niech ją trzyma. Chociaż Niras najchętniej wyjąłby coś ze strażnika i nakarmił tym jego kolegów - natrętów...
- Potrafię sam się przedstawić panie - powiedział, uśmiechając się Niras, rzucając krótkie spojrzenie Maximilianowi. - Tokr Młodszy - powiedział po prostu, pierwsze lepsze imię i przydomek, jakie wpadło mu do głowy, z pomieszania personali dwóch ostatnich ofiar. Nie licząc tych, co napadli Roberta.

Choć nie było tego widać na jego twarzy, Max zaczął coraz bardziej się niepokoić. Strażnicy mieli przewagę w liczbie i wyposażeniu. Poza tym przy bramie nigdy nie stoją słabi żołnierze. Kapitan zdawał sobie sprawę ze zbliżającego się zagrożenia. Nie znał swoi towarzyszy i nie mógł wiedzieć, jak sobie radzą z walką. Sam nie jest jakimś słabiakiem, a można rzec, że wręcz przeciwnie. Walka to jeden z jego żywiołów. Ale na morzu, kiedy ma pod stopami pokładowe deski. Potrafi zręcznie manewrować i kąsać skutecznie niczym wąż. Wie też jak, gdzie i kiedy posyłać swoją załogę. Na lądzie sprawy wyglądają inaczej. Cokolwiek by się nie wydarzyło, musi próbować do samego końca. Nie mógł przewidzieć wyniku tej potyczki. Rzucił kolejne spojrzenie na kompanię. Jednego mężczyzny brakowało, może był gdzieś w pobliżu, a może dopadł go ktoś po drodze. Kapitan zauważył, że rudowłosa kobieta znacznie oddaliła się od grupy. Szczwana lisica.
- Tamte dwie panie - wskazał na Carię i Catalinę - to Enthara Arvil oraz Katerina “Pąk Róży”. Ten jegomość to Gajusz Serman, a tamten w czerwonym stroju - Walery Norka. Chociaż nikt ich nie kojarzył, wolał dla bezpieczeństwa wymyślać imiona. Innym powodem było to, że sam ich prawdziwych nie znał.
- Od kilku tygodni poszukiwaliśmy grobu pewnego człowieka. Korsarza dokładnie. Kiedyś kapitanował na dalekich morzach, gdzie też wzbogacił się jak żaden inny. Rok temu przypłynął do tego miasta. W porcie powiadają, że kiedy przyszedł czas jego śmierci, udał się do okolicznej jaskini, w której załoga pochowała go z częścią złota. Wiemy gdzie to jest i teraz zamierzaliśmy się tam udać. - Maximilian próbował jak mógł zaciekawić strażnika. Po kilkunastu miesiącach recytowania pirackich opowieści nabrał wprawy w opowiadaniu bajek. Musiał ich w coś wplątać. Gdyby powiedział, że wyruszają do innego miasta, strażnik dopytywałby się gdzie zmierzają, kim są i jaki mają w tym cel. Fortel z poszukiwaczami skarbów wydawał się obłędny, a sam żołnierz mógł ich wziąć za dziwaków. I na tym mu zależało. Niech strażnik uzna ich za obłąkanych i niegroźnych, a nóż puści ich, byleby tylko nie robili zamieszania. - Rozumiem też, że nikt nie może opuścić miasta. Takie masz rozkazy i wręcz podziwiam twoją gorliwość. Mało osób może wierzyć opowieściom o niestworzonych skarbach, ale kto potwierdzi to, że są całkiem mylne? Kapitan William za swojego życia zgromadził kopce złota. Logicznym jest, że załoga nie wzięła ze sobą wszystkiego. Tak postępują piraci. Musieli to gdzieś zakopać, a co jest lepszym miejscem na zakopanie skarbu, niż grób kapitana, który nawet po śmierci będzie go strzegł? - zrobił chwilową pauzę, upewniając się w zachowaniu strażnika. W końcu, nieco ściszonym tonem, tak aby jego ludzie nie usłyszeli, rzekł: - Skarb ten jest za duży jak na naszą piątkę. Jestem pewien, że jeszcze zostanie cały garnek złota, który mógłby powędrować w ręce solidnego i wiernego swojej sprawie żołnierza. Nawet gdyby to wszystko okazało się tylko bajką, nie mamy dokąd się udać. Jesteśmy bez grosza, a wszystkie cenne rzeczy zastawiliśmy w tutejszym lombardzie, po to by skolekcjonować sprzęt na wyprawę. - Kolejna krótka chwila milczenia. - Więc jak będzie? Nie masz nic do stracenia. Jeżeli chcesz nas zakuć w kajdany, to równie dobrze możesz to zrobić później.

Nie wszystkie słowa docierały do uszu Markusa i chyba nawet był z tego zadowolony nie musiał za dużo pamiętać i ewentualnie kłamać. Kapitan gadał jak nakręcony i Markus miał nadzieje, że opowie dokładnie tę samą bajeczkę kolejnym razem. O ile podanie jakichś nazwisk było jeszcze sensownym, acz ryzykownym, pociągnięciem; to opowiadanie o jakimś lombardzie było już głupie. Lombardów w mieście było kilka i można było łatwo sprawdzić historyjkę... Steintenberg miał nadzieję, że kapitanowi nie wpadnie do głowy jakieś przekupywanie strażników. Jasne, że brali wszyscy, ale tu jednak było to zbyt niebezpieczne i propozycja taka mogła zostać źle odebrana...
 
Aschaar jest offline  
Stary 17-04-2013, 23:27   #13
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
post wspólny Graczy, cz. II

Robert spojrzał na otaczających go strażników. Nie bał się ich zbytnio. Wiedział, że po aresztowaniu jeszcze tego samego dnia powinni zostać wypuszczeni, chyba że będą o coś podejrzani, ale tego się nie obawiał. Gdyby strażnicy czegoś od niego chcieli, to przyszli by do jego domu, a nie robili zasadzkę pod bramą, o której ktoś może poinformować poszukiwanych i wtedy nic z zasadzki nie wyjdzie. O wiele bardziej obawiał się zachowa “Fanratha”. Co prawda starał się ich wyplątać z tej sytuacji, ale jeżeli jedno z nich zostanie rozpoznane to zginą wszyscy, a Robert nie chciał nie wypełnić misji. Wyciągnął z kieszeni jabłko i zaczął je jeść. Popatrzył na resztę grupy. Pięć osób... pięć z siedmiu. Ruda kobieta, która im towarzyszyła oddaliła się od grupy.
- Suka... - powiedział pod nosem. Spojrzał na swojego towarzysza, który toczył rozmowę ze strażnikiem – „Oby mu się udało” - pomyślał.

Caria zatrzymała się, dodatkowo strażnicy odcięli ją od muru. Niedobrze, nie lubiła sytuacji, kiedy za plecami miała innych, zamiast stabilnej ściany. Kapitan.. mówił, rozkoszując się brzmieniem własnego głosu. Dać mu skrzynkę, żeby go wszyscy widzieli... rapier, żeby mógł nim wymachiwać.. zwróciłby na siebie uwagę strażników i spokojnie by przeszli. Ale poświęcenie towarzyszy nie było dobrze widziane. Chyba. Caria nie do końca rozumiała funkcjonowanie organizacji. Czy żeby chronić list powinni oddać swoje życie? Chyba nie miała takiej gotowości na ten moment... “ Takie masz rozkazy i wręcz podziwiam twoją gorliwość” spiżowy głos kapitana rozciął powietrze .. pamiętała to zdanie, było w jakiejś księdze, a może na szkoleniu je słyszała.. Miała tylko nadzieję, że strażnicy byli szkoleni z innych ksiąg.
Co innego było niepokojące. Kapitan łgał jak z nut - każdy to widział - ale w sumie opowieść była dość spójna. Popełnił jednak błąd, podając ich nazwiska. Co z tego, że fałszywe. Jeśli ich pojmą i odpytają jeszcze raz - nie było pewności, że każdy zapamięta nazwisko przypisane mu przez kapitana. To raz. Dwa - jej nazwisko było znane. Miała nadzieję, ze twarz nie.. Naciągnęła głębiej kaptur peleryny i wymacała sztylet na udzie. Nie planowała dać się pojmać, ostatnie wydarzenia uczyniły ją nieco nieufną. Na tyle nieufną, żeby podejrzewać, że ta cała sytuacja nie była przypadkowa, a została zaaranżowana.

Marika stała przy straganie i czekała na właściwy moment. Miała plan, ale nie chciała psuć bajecznej historii jaką snuł kapitan specjalnie dla strażników. Na wszelki wypadek obserwowała też potencjalnych pomocników, którzy pomogliby jej zrobić zadymę. Wypatrzyła kilku kandydatów i spokojnie czekała. Może obejdzie się bez zamieszania.

Cyklon spokojnym stępem podjechał pod bramę. Zarżał cicho i potrząsnął grzywą, na co Titania poklepała go po karej szyi. Odruchowo sięgnęła do rękojeści miecza. Nie znała możliwości innych, niepokoiło ją, że ktoś może jej zawadzać w trakcie walki.
Rozejrzała się stwierdzając tymczasowy brak zagrożenia.
Podjechała na pobocze, bacznie obserwując jegomościa wdającego się w rozmowę ze strażnikiem. Stanęła bokiem, niepozornie sięgając po lekturę, jednocześnie podsłuchując dyplomację delikwenta. Gdy wskazał ją i jeszcze jedną kobietę, udawała zaczytaną. Oczywiście nie puściła mimo uszu imienia wymyślonego na poczekaniu - skwitowała to przewracając oczami. Kapitan tak się wkręcił, że jego opowieść w niektórych momentach była ciężka do przełknięcia.
Już nieco mniej zainteresowana rozmową, zeskoczyła z siodła i podała koniowi jabłko na otwartej dłoni. Gdy wierzchowiec jadł, Titania gładziła go po miękkich chrapach z wielką czułością. W ciszy czekała na rozwój wydarzeń, póki co, niczego nie planując.

- Przednia historia. Naprawdę. Z ciekawości wysłuchałem jej do końca. Widzisz tylko, mój panie - ciągnął strażnik, ostatnie dwa słowa wypowiadając ironicznie. - Panna Dax jest nam znana. Oddajcie broń i poddajcie się, inaczej będziemy musieli użyć siły.
Strażnik położył dłoń na rękojeści miecza, a reszta dobyła broni.
Kapitan nerwowo omiótł otoczenie drżącym okiem. A więc koniec gadania, trzeba wymyślić coś innego. „Jest ich zbyt wielu. Rozbiją nas w kilka minut.” pomyślał. Jakkolwiek ciężko było mu to przyznać, tym razem walka nie załatwi wszystkiego. Są zmuszeni się poddać. Daleko nie uciekną, jeśli by tego spróbowali, a z więzienia zawsze można nawiać. Tak przynajmniej sądził.

- Tym bardziej niejasne jest dla mnie, czemu żądacie identyfikacji, skoro rozpoznajecie moją osobę - Caria zsunęła kaptur i podeszła bliżej dowodzącego strażnika. - Wiecie, ze nie jestem poszukiwana. Doświadczyłam wielkiej tragedii ostatnimi czasy, straciłam rodzinę, a samotnej kobiecie w żałobie należy się od straży ochrona i pomoc, nie bezpodstawne opresje! Kto jest waszym przełożonym?
- Przyznaję też, ze popełniłam niejaką pomyłkę, wybierając Kapitana
- zgromiła mężczyznę wzrokiem - na szefa mojej obstawy. Albo on źle zdefiniował swoją rolę. W każdym razie opuszczam Miasto, a nie mogę podróżować sama. Proszę nas przepuścić.
- To wiele wyjaśnia.
- Strażnik stał w zadumie przez chwilę. Zaczął się pocić.
- Dobrze. Będziecie mogli opuścić miasto, lecz dopiero o zmroku. I bez niego - wskazał palcem na kapitana. - Za kłamstwo obetnę gadowi język. Ach.... i musimy was przeszukać.
- Nie sądźcie go, panie, zbyt surowo
- poprosiła Caria, zaglądając strażnikowi w twarz - Nie zbywa mu na męstwie, ale przemyślny zbyt nie jest... Najpierw działa, potem dopiero rozum uruchamia. Nic złego na myśli nie miał, a już na pewno obrazić was nie było jego intencją. Pomóc mi chciał, a kłopotów narobił, dureń jeden... Ja nie mogę czekać do wieczora. Rodzina dalsza się mnie spodziewa, niepokoić się będą... Cała moja rodzina tutaj, panie strażniku, rodzice, brat., wszyscy zarżnięci, jako te zwierzęta, dopiero co po ich pochowałam.. - broda zaczęła jej drżeć, złapała strażnika za przód kaftana i rozpłakała się, wciskając twarz w jego pierś.
Strażnik niebywale się zakłopotał. Popatrzył nerwowo na otaczających go towarzyszy. Oni również byli zmieszani.
- Przykro mi, panno Dax, ale taki mamy rozkaz. Nikt nie opuści miasta do zmierzchu tą bramą... - Teraz strażnik zniżył ton głosu, tak, że słyszała go tylko panna Dax. - Ale mogę was wyprowadzić z miasta. Tylko musicie oddać broń i dać się odprowadzić...
- Oczywiście, panie strażniku, dziękuję bardzo
- wydukała dziewczyna, nie przestając szlochać - pewnie mają broń, nie interesowałam się tym. Ale ochrona musi mieć jakąś broń, prawda?
- Dobrze, teraz ją oddajcie, proszę wydać rozkazy swoim ludziom panno Dax.
- Strażnik zmiękł całkowicie.
- Następnie proszę się udać za mną, pod eskortą moich ludzi.

Caria pokiwała głową, oderwała się od strażnika i obtarła twarz ręką.
- Kapitanie... - powiedziała, zwracając się do von Spirita, jako “dowódcy” swojej “obstawy” - Ten strażnik to uczciwy i rzetelny człowiek. Przeproście go za wasze słowa - w swojej mądrości pojął, że to była nieudolna próba ochrony mojej osoby. Potem wyjdziemy z Miasta, pod jego eskortą, abym zdążyła na spotkanie z rodziną. Strażnicy przechowają naszą broń.

Niras ucieszył się, że farsa się w końcu skończyła. Był już prawie gotów do walki, kiedy Caria całkiem sprawnie nieco uspokoiła sytuację, mieszając wszystkim w głowach. Przynajmniej jedna osoba, która nie starała się wszystkiego załatwić nędznymi kłamstwami, bądź mizerną dywersją. Wszystko co mówiła, nie było prawdą, ale sprawnie ją omijała, grając na emocjach strażnika. Konr stał spokojnie, gotów oddać broń. Przeszukanie mogłoby dość kłopotliwe, gdyby kazali zdjąć mu zbroję. Nie był jednak jednym z tych, którzy okazywali zdenerwowanie, bądź je łatwo odczuwali.

Max przez chwilę miał ochotę zdzielić strażnika w tę surową mordę. Powstrzymał się jednak, przez wzgląd na rychłą śmierć i inne nieprzyjemności z tym związane. Póki co szkodził, miast pomagać. Kto zresztą kiedykolwiek go zapewnił, że początki należą do najprostszych?
- Ja... - zaczął, zachowując zimne oblicze. Zdał się jednak na wymuszony uśmiech. - Głupio wyszło. Nie chciałem nikogo okłamywać na czyjąś niekorzyść. Życie me bym oddał za panienkę Carię! - dodał z werwą, sięgając ręką w jej stronę. - Nie pozwoliłbym jej wpaść w kłopoty i próbowałem oszczędzić jej nieprzyjemności. Moja to wina, mam wybujałą wyobraźnię. Od dziecka marzyłem o podróżach morskich, a stać mnie jedynie było na zakup tego beznadziejnego stroju - zawiesił głowę i umilkł na moment. - Jeśli taka jest cena za to, aby moja panienka miała bezpiecznie kontynuować podróż, jestem gotowy oddać się pod waszą władzę. - Teatralnie wystawił przed siebie ręce, jakby czekał, aż skują go w kajdany. „Kurwa, same komplikacje” pomyślał.

- Zdajcie broń i ruszajmy. - Strażnik odwrócił się, a ci, którzy otoczyli zebranych podeszli by odebrać ich broń.

Caria nie oddała sztyletu, “zapominając” o nim z powodu emocjonalnego poruszenia. Jeśli jednak jakiś strażnik zapytałaby ją wprost – bez wahania pozbyła by się broni.

Marika wzruszyła ramionami.
- A co mi tam, niech będzie. - powiedziała i podeszła odpinając miecz. - Macie panie strażniku. Tylko uważajcie na niego bo to trochę sentymentalna dla mnie rzecz. Mój ojciec mi go wykuł i chciałabym go mieć z powrotem. No wiecie. To taki babski miecz. Lekki, dla słabej kobiecej dłoni z wyrytym imieniem mojego byłego, co prawda ale zawsze mile wspominanego chłopaka. O tutaj. - uśmiechnęła się przyjaźnie pokazując wydrapane imię na głowni.

Titania odpięła swój miecz i podała go jednemu z wartowników.
Nie spodziewał się, że będzie aż tak masywny, praktycznie ugiął się pod jego ciężarem. Zmarszczył brwi i wyczekująco spoglądał na jeźdźca. Catalina odpięła łuk i kołczan od siodła, po czym podała go mężczyźnie. W duchu uśmiechnęła się, że długi zwiadowczy płaszcz zakrył arsenał noży do rzucania. Rozłożyła ręce, dając do zrozumienia, że to wszystko.

Robert oddał broń z wyraźnym grymasem na twarzy.
„Co to za eskorta bez broni?” - pomyślał po czym wsiadł na konia i ruszył z resztą grupy. Rozejrzał się po towarzyszach. Panna Dax, Którą mieli rzekomo chronić szła piechotą, a kilku jej gwardzistów jechało konno. To musiało dość dziwnie wyglądać. Robert zbliżył się do niej i wyciągnął rękę.
- Panno Dax, proszę wsiąść na konia, od drogi piechotą będą panią boleć nogi - powiedział najlepiej jak tylko potrafił i uśmiechnął się do niej uprzejmie.
- Dziękuję - powiedziała Caria, łapiąc mężczyznę za przedramię. Wybiła się zwinnie i po chwili - z Roberta niewielką pomocą - siedziała już w siodle za jego plecami.

Wyglądało na to, że jednak strażnik da Kapitanowi spokój i nie wrzuci go do lochu. „A szkoda, oszczędziłbym sobie całej tej wycieczki i przesiedział w klimatyzowanej celi. Zjebałeś, to teraz trzeba opróżnić ten kielich goryczy” – pomyślał.
Zamaszystym ruchem dobył kordelasa, na co żołdacy musieli się wzdrygnąć, nadstawiając w jego szyję własny arsenał. Max jednak, jak gdyby nic się nie stało, przełożył rękę na koniec ostrza i podsunął broń pod nos domniemanego kapitana straży.
- Poszukiwacz bez broni to marny poszukiwacz - odburknął, zmuszając się do wyszczerzenia zębów.
Osobiście miał sentyment do tej broni. I bez wciskania jakiś kitów - nie była to ani porządna, ani względnie drogocenna rzecz. Nie kazał go wykuć u żadnego ze szlachetnych kowali, ani nie usiekł owym mieczem głowy smoka. Ot, zwykły piracki kordelas, zdobyty po jakimś umrzyku, będący teraz idealnym dopełnieniem jego korsarskiego image’u. Jak to mawia: “dziewki lecą na duże miecze”.
Po całej ceremonii odstąpił krok w tył, oparł okryte czarnymi rękawicami pięści o biodra i wypiął dumnie pierś, czekając na rozwój sytuacji.

Całe zamieszanie zdążało w zgoła nieoczekiwanym kierunku i Markus mimowolnie pomyślał, że zdecydowanie lepiej było od razu tak podejść do sprawy. Drużyna w eskorcie strażników zmierzała najwidoczniej do bramy i to wzbudziło czujność mężczyzny. Za bramą mogło się już stać wiele rzeczy... W każdym razie - skoro chwilę temu zrobił wiele, aby go z grupą nie połączono, teraz nagle nie mógł do tej grupy się dołączyć... Postanowił, że spróbuje wyjść z miasta "na chama" przypinając się do idących... To było ryzykowne, ale mogło się udać... Zresztą, jak tylko ta durna brama się otworzy to może dać w długą i zatrzymać się daleko za bramą wprowadzając dodatkowy zamęt i zamieszanie... Cała ta sytuacja wyglądała bowiem na "dziwną"...
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172