Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2013, 01:30   #1
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
[Anime,Storytell] Czego pragniesz?

Piętro 1
Aladdin
Jeśli możliwe jest porównanie tego, co wydarza się pierwszego dnia w międzyświecie z tym, co ogólnie przyjęte za normalne w świecie ojczystym danego śmiałka jest niemalże niemożliwe. Nawet niemalże legendarni bardowie, którzy w przeciągu tylko kilku lat ich pobytu rozsławili nie tylko imiona kilku śmiałków, o których śpiewali przy każdej możliwej okazji, ale i swoje własne. Każdy z nich zaczynał swoje opowieści od pierwszego prawdziwie niewyobrażalnego czynu. Ich opowieści nigdy nie zaczynały się na niższych piętrach, czy też w ojczystych światach herosów. To, co mogło być tylko i wyłącznie chęcią zawarcia w swych hymnach i odach do odważnych, czy też walecznych serc tylko rzeczy najważniejszych, zabawnych, czy też po prostu pasujących do rymów, powoli wydawało się pełnić rolę jakiejś niepisanej zasady. Może żaden z muzyków nie chciał przypominać słuchaczom o tym, że gdzieś tam w oddali znajdował się ich świat? Co z tego, że przeważnie byli w nim samotni, zaś sama natura jak i otoczenie nie stanowiło dla nich żadnych wyzwań? Bez względu na to gdzie się znajdowali, większość z legendarnych bohaterów nigdy nie zapominała o ich ojczyźnie. Dom to dom, ziemia przodków jest tylko jedna. Może właśnie to było motywacją niektórych z osób o statusie niemalże bóstwa? Uczczenie miejsca swojego pochodzenia, czy chociaż sprawienie by następny przybysz z takowego miał w tym świecie nieco łatwiej.


Możliwe, że właśnie taka była motywacja stojąca za człowiekiem, który przywitał jednego z nowych przybyszy do tego świata. Nieco znudzony chłopak o szarych, by nie powiedzieć siwych włosach siedział znudzony na krześle. Co dziwniejsze – był to jedyny element umeblowania. Do Aladdina dopiero teraz dotarło, że pomieszczenie jest niemalże całkowicie puste, zaś jego projektantowi musiała przyświecać idea minimalizmu daleko przekraczająca granice dobrego smaku. Albo to, albo pokój miał pełnić rolę więzienia, czy też poczekalni.
Ktoś, kto niewątpliwie zdawał się pełnić zaszczytną funkcję gospodarza, podniósł głowę nieco ożywiony, jakby właśnie przybył osobnik na którego czekał.
- Witaj Alladinie – powiedział uśmiechnięty, celując swe słowa w nieznajomego. Najwyraźniej nicie, którymi szyte było przeznaczenie tej dwójki właśnie miało zostać połączone przez tkaczy losu, którzy niestrudzenie, raz za razem poprawiali decyzje śmiertelników, licząc na to, że ich ograniczone umysłu w końcu im za to podziękują. Czasem, jakby chcąc zrobić na złość żyjącym dla konkretnego uczucia, robili coś co zmuszało ich do działań niemalże odwrotnych. W końcu w niemalże całym multiwersum słyszano o zabójstwach popełnionych z miłości, czy też miłości popełnionej przez mord.


„Istota” (?]

W świecie, który był tak stały, tak przejrzysty, nagle coś się zmieniło. Pozorna zmienność została zastąpiona niespodziankami oznaczającymi niemalże chaos, a zrozumienie – zagubieniem. W przeciągu jednej małej sekundy wszechrzecz stała się małą, lewitującą kulą. Właściwie to nie wiedziała czemu to zrobiła, może to była najbardziej odpowiednia forma, coś, co miało pracować dla dobra każdego. Jej zmysły błyskawicznie pochłonęły całe pomieszczenie, przedstawiając jakże odmienny do naturalności znanej istocie obraz. Ściany pomieszczenia przepełnione były zamkniętymi szklanymi pojemnikami, z których emanowało coś... dziwnego. Byt reprezentowany w tym wymiarze przez kulkę o średnicy zbliżonej do metra nie potrafił pojąć zastosowania tych naczyń, które dla niego(czy też nich) zdawały się pełnić role zwyczajnych ograniczeń pomieszczenia, wytyczając tym samym miejsce dla żywego organizmu... Miejsce pracy? Życia?
Chociaż odbyło się to równocześnie, istota pojęła to dopiero po chwili, jakby jej wszechistnienie stało się tylko jestestwem. W jednym rogu znajdowało się biurko, przepełnione licznymi papierami, wykresami, z energią unoszącą się w górę pod pewnym kątem, tworząc pozorny obraz widoczny dla oka odbiorcy. Może właśnie w tym był problem... Miejsce będące za pokrytym mnogością informacji drewnianym meblem było puste.
Coś jeszcze stało się jasne dla istoty, chociaż wydawało się być takie od momentu w którym się tutaj pojawiła. Na środku pokoju, w odległości zaledwie kilku metrów od krańca istoty znajdowała się śruba mająca nieco ponad osiemnaście jedenastek centymetrów. Właściwie, to nie była to żadna istota żywa, jednak z jej krańców docierały szczątkowe informacje.
„Bada”...
„Informacje” …
„Zagubiony” …
Kilka z nich doszło do niego dokładnie w tym momencie, gdy zdał sobie sprawę, że ten kawałek metalu jest tak naprawdę istotą organiczną. Nawet, jeśli było do niemożliwe, zaginało wszelkie znane mu prawa. Czemu związki metali mogą myśleć i czuć? Wewnątrz istoty wybuchła gigantyczna debata rozmiarami przekraczająca te najbardziej znane ziemskim politologom.
Wszystko jednak prysnęło, gdy śruba magicznie zniknęła, a w jej miejscu pojawiła się żywa, organiczna istota.


Witaj – rozległo się w pomieszczeniu, nawet jeśli przez jego powierzchnię nie przemknął nawet pojedynczy dźwięk, a powietrze nie zostało poruszone nawet o milimetr. Tym, co skupiało całą uwagę istoty była śruba, która, przynajmniej teoretycznie, została wkręcona w mózg stojącego przed nią naukowca, niemalże uniemożliwiając jej pojęcie jego umysłu. Jedynym, co tym razem zdawało się być pewne był wygląd.

Makai

Gdy tylko chłopiec znajdujący się tylko nieznacznie poza progiem ogólnie pojętej dorosłości przez chwilę otaczany był przez najróżniejsze fenomeny wizualne, które sprawiały, że coraz bardziej wątpił w potęgę tego, co nosiło dumną nazwę okularów korekcyjnych, przywracając jego wzrok do poziomów nie tyle dobrych, co zwyczajnie możliwych do zaakceptowania. Jego umysł błyskawicznie zostawał wypełniony wieloma informacjami na temat natury tych zjawisk, dając mu coraz więcej informacji o genezie tego zjawiska. Jak niemalże zawsze, funkcje poznawcze młodzieńca wykraczały poza banalną jednowątkowość. Przynajmniej, dopóki nie stracił wszystkiego, co znajdowało się przed, za, nad, czy też pod nim. Zniknęło dosłownie wszystko, co nie miało bezpośredniego kontaktu z jego ciałem. Pierwszy raz od dawna zasnął, pogrążając się w jakże przyjemnym, odprężającym śnie.
Gdy jego powieki zdecydowały się słuchać jego woli, która z wyjątkowo wysoką częstotliwością przypominała im o niebezpieczeństwie, jakie płynie ze spania podczas podroży między wymiarowych, cały rozsądek tak ochoczo dominujący w każdym calu jego świadomości podczas niemalże każdej sekundy jego życia został przytłoczony przez kilka słów, które raz za razem uderzały o każdy kraniec jego teoretycznie nieskończonego umysłu.

„To nie ty nas wybrałeś”

To zdanie raz za razem rozbrzmiewało w nim, gdy z trudem podnosił się na łóżku. Jego ciało było, ku jego nieszczęściu, dokładnie tym samym co poprzednio. Dokładnie tak jak umysł, oraz jego wózek, który stał w rogu pomieszczenia. Co dziwne, tym, czego szukał jako pierwsze był właśnie środek transportu, medium, które łączyło go ze światem, pozwalając podróżować bez najmniej krępacji.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że znajduje się w całkowicie obcym mu miejscu, które, wnioskując po umeblowaniu było sypialnią, wypełnioną zaledwie w kilkunastu procentach przestrzenią. Charakterystyczny dla pomieszczenia był brak mebli odpowiedzialnych za szeroko pojęte magazynowanie przedmiotów, tylko łóżko, okno, lampa, oraz umieszczony w ścianie terminal z obsługą głosową. Dopiero po chwili wrócił w swej pamięci do pokrytego szkłem otworu w ścianach, dającego dopływ świeżego powietrza, jak i naturalnego światła.


Na parapecie znajdowała się dziewczyna, zaś nawet jeśli jego umysł pominął ją tylko przez ułamek sekundy, to chłopak miał prawo być na siebie zły, lub też chwalić imię konstruktora tego łóżka.
- O, śpioch wstał – czarnowłosa zaśmiała się znad książki, odkładając ją na chwilę. Tym, co przykuło uwagę chłopaka, był tytuł „Disparar Fuego”. Nawet jeśli znajdujący się jeszcze przed chwilą w krainie snów Sambaryjczyk nie znał tego języka, wszystko podpowiedziało mu co oznaczają te słowa: „Uwalnianie Ognia”.


Baron Sapienza

Czymś, co mogło odróżniać osobnika przypominającego dziwną mieszankę kota i człowieka, nie będącą jednak tym, co wiele osób kojarzy z pięknem, oraz szeroko pojętą wspaniałością, niewinnością, oraz wszystkim innym zamkniętym w epitecie „słodki”. Właściwie, to nie można było stwierdzić czy aby na pewno ma on jakiekolwiek powiązania z tak idealizowanymi przez wiele osób zwierzętami. Wyglądał jak dumny przedstawiciel małpich potomków, ubierał się jak on, zaś jedynym co mogło skojarzyć go z udomowionymi drapieżnikami była sierść, a właściwie zarost. Wracając jednak do tego, co odróżniało go od innych poznanych do tej pory śmiałków – ocknął się on nie w zamkniętym pomieszczeniu, ograniczającym zdolności poznawcze, czy też możliwości do szybkiej dezercji, nawet nim zostanie przedstawione mu imię rozmówcy. Wręcz przeciwnie, przystrojony mlecznymi włosami mężczyzna był otoczony z każdej strony czymś, co wiele osób lubi zwać wolnością. Jego wzrok nie był w stanie dojrzeć „końca” przestrzeni pokrytej najróżniejszą zielenią, która przypominała mu o jego rodzinnych stronach, o przeszłości. Jedni chcieli od niej uciekać, inny stawić jej czoło, baron zaś – miał nadmiar czasu by podjąć decyzję. Wśród licznych drzew, jak i najróżniejszych kwiatów tworzących piękną kompozycję nie tylko wizualną, ale i zapachową, odnalazł on sadzawkę, będącą najwyraźniej miejscem zabaw pani tego miejsca.


Ta zaś pojawiła się brodząc w krystalicznie czystej wodzie na czworaka, zanurzając przy tym pod jej powierzchnią nieco krótkie, różowe kimono. Gdyby nie to, że przy każdym kroku, o ile tak można nazwać poruszanie się na czterech odnóżach przez istotę chociaż w wyglądzie podobnym do ludzkiego, uwadze obserwatora prawdopodobnie umknął by wystający z końcówki pleców pokryty sierścią podobną do koloru jej włosów ogon.
- Witaj w mym ogrodzie – mruknęła pięknym, delikatnym głosem, nie unosząc nawet w jego kierunku głowy. Dzwoneczek będący na jej szyi zwiastował nieubłaganie jej zbliżanie się do barona.

„Duszek”

Kolejny z bohaterów tej opowieści, któremu jednak teoretycznie znacznie bliżej do tych znajdujących się po złej, nie zaś dobrej stronie torów losu, rozpoczął niemalże standardowo – w zamkniętym, małym pomieszczeniu. Tym jednak, co nadawało mu swoje własne, specjalne warunki, była jego niematerialność. Ta zaś, jakby na złość, spotkała się z pokojem wypełnionym pluszakami aż po brzegi. Meble, które znajdowały się w pokoiku były tak naprawdę ułożonymi w przeróżne formy zabawkami z dominującego w całym pomieszczeniu materiału. Wewnątrz pokoju dało się zauważyć atmosferę wszechogarniającego ciepła, której nie zdołał zakłócić nawet teoretycznie niezapowiedziany przybysz. Wśród zabawek pojawiła się jedna, mała lalka, która przyciągnęła by wzrok wielu, odrzucając jednak od siebie podobną ilość osób. Ot, są gusta i guściki, zaś zainteresowanie przedmiotami tego typu z pewnością należało do tej drugiej kategorii.
Tym, co zadziwiło Raynera był brak ignorancji na jego obecność. Nawet w momencie ocknięcia się w tym pluszowym raju coś podpowiadało mu, że wszyscy tu obecni są świadomi jego obecności. Co ciekawsze, wcale nie miał on na myśli istot żywych. Mógłby przysiąc, że otaczające go pluszaki patrzyły się na niego z ukosa.

-Co, co Tibb? – z oddali doszedł radosny głos należący do malej dziewczynki. Sposób, w jaki barwa jej głosu zmieniła się, gdy tylko zbliżyła się do imienia swego mentora, czy też obrońcy świadczył o szacunku, który płynął z jej dosłownie, nie zaś metaforycznie małego serca. W końcu jak można podważać wielkość czegoś, co zdołało w sobie pomieścić setki, jeśli nie tysiące istnień, dając każdej cząstkę siebie?

Rayner nie był w stanie stwierdzić czym, lub też kim dokładnie jest Tibb, jednak czymś, co przykuwało jego uwagę znacznie bardziej niż mała dziewczynka, był miś którego trzymała.
- Zabawimy się? – nawet jeśli została przez niego początkowo zignorowana, to w przeciągu kilku sekund zdołała odzyskać jego uwagę. Jej wzrok bez problemów zlokalizował nową zabawkę, przemawiając do niej tonem, który wykorzystuję się w kontakcie z ludźmi.
- Będzie fajnie! – dodała po chwili.

Violet

Przedostatni z bohaterów, którzy będą towarzyszyć nam od samego początku był jednym z najbardziej wyjątkowych. Nie był on istotą posiadającą wiele świadomości, czy też taką, której brakuje stałej, podstawowej formy. Nie był on też człowiekiem, czy nawet istotą mu podobną. Jego rodzicom nie było nawet dane spotkać kogokolwiek, kto dziennie poruszał się na dwóch odnóżach, wykorzystywał swój umysł do kształtowania świata, ciało zaś do oddziaływania z nim. Wręcz przeciwnie, sama idea czegoś takiego wydawała się kucykowi czymś idiotycznym, niemożliwym do pojawienia się na tym, a właściwie tamtym świecie.
Teraz jednak stała tutaj, pośród najróżniejszych przedmiotów przypominających przyrządu kowala, jednak stworzonych z materiałów, zaś nawet jej róg połączony ze zdolnościami poznawczymi nie był w stanie określić z jakich materiałów stworzone zostały poszczególne narzędzia, jak i oręże.
W dziwnych, „ludzkich” dłoniach nie dzierżyła standardowej broni, wręcz przeciwnie – miała w nich tylko łom, który miał najwyraźniej zastąpić jej potęgę będących z nią od zawsze kopytek. Jej kamizelka ciągle była na miejscu, oplatając jej tors, brakowało jednak drugiej z jej „przyjaciółek”, jeśli tak można nazwać najczęściej używane przez nią przedmioty – torebki.


Mała dziewczyna o dziwnych, nieco przedłużonych uszach przyglądała się swemu przyszłemu rozmówcy z zaciekawieniem, zaś jej jakże specyficzna uroda, oraz, co znacznie dziwniejsze – oczy, których kolor idealnie odzwierciedlał głębię należącego do kucyka imienia szybko przysłoniły znajdującą się w oddali torebkę.
- Szukasz swoich zabawek? – osoba, która teoretycznie miała pełnić funkcję kowala przemówiła uśmiechnięta.

Kenya – Shura

Byli wszędzie. Tam, tutaj. Czasem wydawało im się że nie granice świata nie opiewają ich, są tylko umowne. Wszystko zgadzało się z ich teorią, mieszkańcy ich ojczyzny ginęli, inni rodzili się. Jedni podróżowali, wyróżniając się tym samym od skrępowanych strachem rodaków. Mało jednak było takich, którzy nie posiadali stałego miejsca urodzenia, żyli dla czystej potrzeby zwiedzania. Nawet nowy gość przepełnionego słońcem pomieszczenia nie należał do nich. Jednak kiedyś posiadał istotę tego typu, to było... ciekawe. Jej wspomnienia nadal krążą po jego ciele.
Coś zdawało się nie pasować do reszty, miejsce w którym się znalazła było inne, zapraszało, czekało. Teraz jedynym, czego od niej wymagało było przyjęcie konkretnej formy, tak jakby miało to ułatwić komunikację z rozmówcą.


Światło zatańczyło raz jeszcze, odbijając się po wszystkich ścianach pomieszczenia, którego ściany zdawały się nie tyle nie posiadać uszu, co po prostu nie istnieć. Nawet jeśli niewidoczne dla mieszkańców – były tam, coś ograniczało powierzchnię, w której znajdowała się uśmiechnięta blondynka. Promienie oświetlające niemalże każde uniwersum zaczęły zataczać koła, by po chwili uspokoić się całkowicie, przywracając znajdującym się w pokoju poczucie względnej normalności. Po raz kolejny wystrój był dosłowną interpretacją minimalizmu – tym razem w pokoju znajdowały się dwie żółte pufy, które naginały się zgodnie z wolą ich użytkownika, przybierając coraz to ciekawsze kształty.
 

Ostatnio edytowane przez Zajcu : 21-02-2013 o 01:46.
Zajcu jest offline  
Stary 21-02-2013, 19:47   #2
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Udało się? Czyżby naprawdę jej się udało? Wydostała się, wydostała! O mało nie popłakała się ze szczęścia. Wysoka humanoidalna klacz, o króciutkiej idealnie białej sierści, zjawiskowej fioletowej grzywie i równie pięknym ogonie stała pośrodku kuźni, jej niebieskie oczy szkliły się wilgocią.


Miała ochotę brykać jak mały źrebak i rżeć radośnie, ale zamiast tego zaczęła lustrować otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństwa sprawdzając jednocześnie, czy magia jest obecna w tym miejscu. Tak, wyczuwała jej subtelną energię, lecz nie była w stanie jej użyć by określić z czego zrobione są narzędzia kowalskie. Dziwne, powinny być z metalu. Na wszelki wypadek trzymała łom w pogotowiu, doświadczenie nauczyło ją że najważniejsze to nie dać się zaskoczyć. Mimo wszystko była zaskoczona, orientując się że nie ma przy sobie torby lekarskiej. Księga! Czyżby straciła jedyne co zabrała z rodzinnego świata, przedmiot od którego zaczęła się jej podróż pomiędzy rzeczywistościami? Zrobiło jej się przykro, uszy opadły smętnie, lecz natychmiast podniosły się znów czujnie nasłuchując. Nie była tu sama. Dziewczyna która ją zagadnęła nie wydawała się groźna, żadne ze stworzeń próbujących ją zranić nie wyglądało tak uroczo, chyba można było uznać to za pewną prawidłowość.

- Witaj, Nazywam się Violet… i tak szukam moich zabawek.- odpowiedziała uprzejmie, patrząc jednocześnie szpiczastouchej ponad ramieniem w poszukiwaniu swojej własności.
-To twoje narzędzia?
- Tak - blondynka o nienaturalnie długich włosach odpowiedziała w najprostszy, najbardziej czytelny ze wszystkich znanych kucykom sposobom. Delikatnie przekrzywiła głowę najpierw w prawo, potem w lewo, niemalże tak, jakby nie widziała nigdy w życiu istoty podobnej do Violet.
- Jestem Lucy Xiswor - istota, która w tej dwójce znacznie bardziej przypominała ludzką, przedstawiła się. W końcu czemu nie nagrodzić kogoś, kto zachowuje się kulturalnie w każdej sytuacji?
-Wiesz, czemu mnie rozumiesz? - dziewczyna zapytała o coś kompletnie innego, boleśnie oddalonego od metali. Co prawda nie wiedziała, czy w ojczyźnie kucyków istniał problem różnych języków, jednak chciała go poruszyć.
Violet patrzyła na swoją rozmówczynię zaciekawiona, również lekko przekrzywiając głowę kiedy zastanawiała się nad odpowiedzią.
-Nie. Nie wiem dlaczego cię rozumiem, znam tylko jeden język, mimo to w innych miejscach w których byłam, również rozumiałam co mówili ci obok których się pojawiłam. Wiem że są inne języki, jednak- tu wzruszyła ramionami- jaki miałoby to sens gdybym została sprowadzona do kogoś z kim nie mogłabym się porozumieć?
- Oto jedna z rzeczy, które tworzę! - zaśmiała się głośno, dumna z każdego z wytworzonych przedmiotów. -Kieszeń” zamienia każdy istniejący tutaj język na ojczysty dla jej posiadacza, unosi się wokół niego w sferze, którą tylko on widzi. - wytłumaczyła wpatrując się w sierść kucyka.
- To bardzo praktyczne.- odparła próbując dzięki swojemu niezwykłemu zmysłowi dostrzec ową “Kieszeń” i pojąc choćby częściowo czym była. - Dziękuję. Myślę że bardzo mi się przyda... Czy, czy nie masz tu może czegoś do jedzenia?- zapytała z nadzieją, choć kuźnia zdecydowanie nie przypominała stołówki.
- Co jedzą kucyki? - dziewczyna, która miała pełnić rolę kowala zapytała nieco zmieszana. Do świadomości Violet dotarła zaś informacja o małej kulce unoszącej się tuż przy niej, stworzonej z metali podobnych do tych rozłożonych w większości pomieszczenia.
-Oh, przepraszam nie pomyślałam. Kucyki jedzą trawę, siano, zboża, kwiaty, zioła, warzywa, owoce... ogólnie rośliny.- wyjaśniła zezując w stronę kuli, która z niewiadomych powodów została nazwana Kieszenią. Ostrożnie wyciągnęła w jej stronę rękę by przekonać się czy zdoła jej dotknąć. Kula była delikatna, chłodna, lecz coś w rogu Violet podpowiadało jej, że nie jest tak krucha jak się wydaje.
- Owoce? - blondynka drążyła jedną z kategorii.
- O tak, jabłka, naprawdę uwielbiam jabłka zwłaszcza te zielone.- wyjaśniła wciąż niepewna czy w tym miejscu znajdzie się choćby garść starego siana. I spróbowała uchwycić kulę w dłoń.
- Zielone jabłko, hmm... - dziewczyna westchnęła zaciekawiona tym, jak wygląda ów przedmiot. Wykonała kilka gestów ręką, by po chwili tuż przed jej twarzą pojawił się kilkunastocalowy, półprzeźroczysty ekran. Chwilę ruszała dłonią tylko po to, by zatrzymać się na jednym z obrazków.

Chociaż nie było to zbyt wielkie pocieszenie dla będącego daleko od domu kucyka, to Lucy była wystarczająco zajęta by nie zobaczyć jej prób złapania uciekającej kulki. Kolejnym mogącym wywołać na pysku gościa uśmiech czynnikiem było jabłko które pojawiło się na ekranie.

Czymkolwiek była ta kula najwyraźniej nie życzyła sobie by brać ją na ręce, chwilowo Violet zaniechała więc prób pochwycenia jej skupiając się na niezwykłej płaszczyźnie zasłaniającej twarz złotowłosej dziewczyny. To, to chyba była technika. Uważnie obserwowała pojawiające się obrazy, drgnąwszy zauważalnie kiedy rozpoznała swój przysmak. Była bardzo ciekawa co się teraz stanie, czy jabłko o które prosiła w jakiś sposób znajdzie się w pomieszczeniu, czy może Lucy również kierowana ciekawością po prostu chciała się dowiedzieć o czym jest mowa. Podeszła bliżej by lepiej się przyjrzeć, sondując półprzejrzystą płaszczyznę swoją mocą. Niematerialna niczym duch, zdawała się być utkana jedynie ze światła.

- Co to jest? Co robisz?- zapytała wprost- Nie słyszałaś nigdy o jabłkach, prawda?
- Nie słyszałam, ale z chęcią spróbuję - powiedziała uśmiechnięta blondynka. Wykonała kilka gestów palcami, klikając w poszczególne obrazy, następnie zaznaczyła liczbę “2” i zatwierdziła zakup. W rogu pomieszczenia otworzyła się mała luka, zaś w niej znajdowały się podane na tacy jabłka - niemal takie same jak na zdjęciu. Czymś, co było szczególnego, jakby dziwnego było logo pokrywające tacę:

- Są naprawdę bardzo smaczne.- zapewniła i ruszyła by wziąć tacę najpierw podsuwając ją pani kowal, a dopiero potem biorąc drugi owoc dla siebie. Mimochodem zwróciła uwagę na sympatyczny obrazek na tacy nim odłożyła ją na miejsce, a potem... potem wgryzła się w jabłko zachwycając się jego soczystością i przypominając inne podobne do tej chwile. Naprawdę jej tego brakowało i nie tylko tego, wolała jednak nie wywoływać wspomnień i skupić się na przysmaku. Zajęta własną przyjemnością nie zwróciła uwagi czy i jej gospodyni przekąska smakuje.

Jeszcze podczas drogi żyjąca mieszanka magicznego kucyka oraz istoty człekokształtnej ujrzała oraz wyczuła coś nowego w pomieszczeniu. Torebka zawierające tak bliskiej jej rzeczy była teraz wyraźnie widoczna, zaś gdy tylko blondynka przestała je zasłaniać - Violet nagle widziała je ze wszystkich stron.
- Hmm... - najwyraźniej kontemplacja doznań smakowych była wymagającym zajęciem, bowiem Lucy zdawała się na chwilę stracić świadomość otaczającego ją świata.
- Smaczne. - zawyrokowała z przyjemnym uśmiechem na ustach. - Ahh tak, czego pragniesz? - zapytała po chwili jakby od niechcenia.

Pochłonąwszy jabłko łącznie z ogryzkiem klacz ponownie zwróciła uwagę na swoją torbę, właściwie to nie jedną. Dziwne, naprawdę dziwne, ale skoro było ich tu tyle rozmnożonych w jakiś tajemniczy sposób Lucy nie powinno przeszkadzać że jedną weźmie. W ogóle nie powinno jej to przeszkadzać ponieważ torba ani jej zawartość nie należała do spiczastouchej czarodziejki techniki. Ruszyła więc by po nią sięgnąć i sprawdzić czy wszystko jest na miejscu.
- Mocy, tego właśnie pragnę. Mocy która pozwoli mi panować nad własnym życiem niezależnie od okoliczności.- odparła szczerze.
- Mocy będzie tutaj pod dostatkiem - zaśmiała się delikatnie. - Jeśli nawet nie więcej, o wiele więcej - dodała po chwili wyraźnie rozbawiona zdarzeniem.
Blondynka omiotła całe pomieszczenie raz wzrokiem raz jeszcze, tak jakby nie znała go na pamięć i chciała utrwalić każdy jego element. - Pewnie to tak samo jak w kucykowym świecie - domniemany żeński przedstawiciel cechu kowali potrzebował głębszego oddechu by kontynuować. - Jeśli komuś pomożesz, ktoś przybliży cię do twojego celu. - dodała.

Violet nie miała pojęcia dlaczego jej słowa bawiły Xiwor. Upewniwszy się, że torba zawiera dokładnie to co zawierać powinna przewiesiła ją przez ramię.
- Dziękuję za jabłko i za Kieszeń. Mam nadzieję że będzie dokładnie tak jak mówisz i będę mogła osiągnąć cel pomagając innym. To najwłaściwszy sposób w jaki może działać kucyk.- odpowiedziała, doskonale zdając sobie sprawę, że cele można osiągać na różne sposoby, niekoniecznie miłe dla innych.
- Powiedz mi proszę, czy jest coś co powinnam wiedzieć o tym miejscu zanim ruszę? Na przykład jak zapewnić sobie odpowiednią ilość jedzenia i wody?- zapytała starając się odnaleźć wzrokiem drzwi do pomieszczenia, lub cokolwiek co mogło być wyjściem i skupiając moc chcąc poznać swą rozmówczynię nieco lepiej np. dowiedzieć się czy naprawdę jest elfem, jak jest potężna. Potem jakby coś zrozumiawszy i ona się uśmiechnęła.
- Jest coś w czym mogłabym pomóc tobie?- Lucy nie wyglądała bynajmniej na potrzebującą, ale kto wie, może właśnie o to chodziło.
- Widzę że posiadasz nie tylko wspaniały róg, oraz co najmniej poprawny smak - gospodyni pochwaliła Violet, uśmiechając się przy tym lekko.
- Chciałabym tylko, żebyś pomogła mojemu znajomemu na piątym piętrze - dodała po chwili z dozą niepewności w głosie.

Klacz w odpowiedzi uniosła brew. Domniemana elfka chyba nie do końca chciała z nią rozmawiać, a przynajmniej udzielić jej informacji, całkowicie zignorowała dwa jej poprzednie pytania by przejść w prost do trzeciego. A więc trafiła w sedno. Niemniej i ta odpowiedź zdała się jej nieco zbyt lakoniczna. Schowała łom do torby.
-Dziękuję za uznanie.- ukłoniła się lekko.-Chętnie pomogę jeśli zdołam, potrzebuję jednak czegoś więcej. Kim jest twój znajomy? Jak go poznam? Czego potrzebuje? Wreszcie jak trafić na piąte piętro?- zadawała pytania jedno po drugim, myliłby się jednak ten który uznałby że przyjęła na siebie zobowiązanie. Jeśli “pomoc znajomemu“ okaże się zajęciem zbyt trudnym lub niebezpiecznym zrezygnuje bez cienia wyrzutu.

- Już, już Violet, po kolei - Lucy speszyła się nieco ilością pytań która spadła na jej głowę za sprawą klaczy.
- Twoja kieszeń go zidentyfikuje - to była pierwsza z odpowiedzi wypowiedziana przez fioletowooką kowalkę. - Na piąte piętro trafisz bez problemu. - dodała po chwili.
- Chyba dopiero tam będziesz miała czas by odpocząć - westchnęła po chwili, tym razem będąc jednak nieco mniej szczęśliwą niż zwykle. Obróciła się plecami do kucyka, szukając w kilku szufladach czegoś, co najwyraźniej miało zostać dostarczone.

Violet była zadowolona z odpowiedzi, spojrzała po raz kolejny na Kieszeń, jeszcze nie wiedziała jak kula wskaże jej właściwą osobę, ale wierzyła że potrafi to zrobić, droga na miejsce również wydawała się nie przedstawiać trudności. Oczywiście mogło być coś o czym Lucy jej nie powiedziała, nie, była niemal pewna że przemilczała coś istotnego. Dowie się po drodze, tymczasem cierpliwie czekała, aż dziewczyna znajdzie to czego szuka.
- Skoro lubisz jabłka, to taka forma będzie najbardziej przyjemna do transportu - powiedziała, odwracając się do kucyka. W rękach dzierżyła czerwone jabłko.

- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem do swego byłego już gościa.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 21-02-2013 o 20:45.
Agape jest offline  
Stary 22-02-2013, 03:06   #3
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Chłopak leżał wyciągnięty na łóżku, kiedy już zdał sobię sprawę z obecności kobiety po prostu przeniósł wzrok na sufit. Uniósł na chwilę dłoń by przyjrzeć się jej spod swych okularów, dalej była to chuda ręka, wysokiego chłopaka w młodym wieku. Jego białe włosy pokrywały głowę w losowych kierunkach, spadając na szkła okularów, jak gdyby to one były panem tego obszaru. Najciekawszym w wyglądzie tego dość typowego osobnika były właśnie oczy. Jedna całkowicie czarne, z czerwonym niczym krew kamieniem, pozwalającym patrzeć na świat, przez ludzi nie będących poetami po prostu tęczówka zwanym. Drugie niczym ying dla yanga, białe i niewinne, z osadzonym szmaragdem czystym jak niebo letniego poranka. Po za nimi człek był całkiem zwyczajny, kościsty i kruchy, o małym nosie i minie typowego znudzonego wykładem studenta.
- Jak rozumiem moja teoria okazała się trafna i udało mi się dostać do wieży. -mruknął bardziej do siebie niż do gościa, a może i właściciela mieszkania, którym była czarnowłosa dziewczyna. - Czemu uczysz się wywoływać ogień? To nieprzydatne, lepiej skupić się na cząsteczkach samych w sobie dają więcej możliwości. -stwierdził po czym zerknął na wózek, a ten powoli zaczął do niego podjeżdżać. - Gdzie schody na kolejne piętro? -zapytał wprost.
- Ahh... nie ma za co, łóżko było wygodne? - szatynka zapytała odnosząc się do kompletnie innego aspektu życia. Nawet, gdy jej oczy kierowały się w stronę chłopca, ten bym absolutnie pewien, że dziewczyna właśnie pochłania kolejne litery, tworząc słowa i zdania. Wraz z nimi zyskując wiedzę.
- Nie sądzisz że tak jest zabawniej? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, zaś jej usta przybrały dziwny, jakby niepasujący jej grymas - uśmieszek.
- Nie. -odparł krótki chłopak, odnosząc się do ostatniej wypowiedzi dziewczyny. - Kiedy można nauczyć sie jednej rzeczy, lub dwóch w tym samym czasie produktywniej jest wybrać opcję b. - następnie jego dłoń powędrowała w stronę okularów które poprawił, a jego czarne oko jeszcze raz spoczęło na dziewczynie.
- Nauczyć się - dziewczyna rozpoczęła nieco znudzonym głosem, unosząc delikatnie nos, tylko po to by po chwili odwrócić się w jego kierunku. - Nie zawsze znaczy zostać mistrzem, czyż nie Makai? - zapytała po chwili, zaś książka uniosła się samoistnie, ustawiając się tak, by znalazła się w kącie pola widzenia dziewczyny, pozwalając jej jednak na względny kontakt wzrokowy z chłopakiem. Widząc zdziwienie, które dosłownie przytłamsiło w tym momencie twarz chłopaka, uśmiechnęła się nieco. Szarowłosy nie mógł zrozumieć tego, co widzi. Książka była sobą, miała dokładnie taką samą wagę jak poprzednio, nic nie zmieniło się w powietrzu czy też grawitacji. Ona po prostu unosiła się.
Chłopak przyglądał sie chwile książce, następnie zaś z jego twarzy spełzło zdziwienie, zastąpione przez tak dobrze wyćwiczoną facjatę sceptyka. - Hym. Ciekawe. Nie używasz ani pola magnetycznego, nie manipulujesz grawitacją czy też ruchami powietrza. - jego słowa nie siliły się na podziw, bardziej przypominały wyraz opuszczające usta naukowca który pragnie coś zrozumieć. Chłopak z trudem wgramolił się na swój wózek inwalidzki a następnie przy pomocy swych wątłych ramion wprawił go w ruch i podjechał do okna.


- Mimo, że wszedłem do wieży nie widzę tu lamp czy ścian. -mówiąc to odwrócił się twarzą w stronę nieznajomej. - Odpowiedzi nasuwa się kilka. Mogę spać, eksperyment mógł okazać się fiaskiem chociaż w to akurat wątpię, mogę być martwy, a to jest coś co religie określają mianem raju...albo i piekła. Albo też wieża nie składa się z pięter zbudowanych ręką człowieka czy innej istoty, zaś z różnych, hym, światów, rzeczywistości, wycinków czyjejś wyobraźni? Ciężko to określić bez znajomości innych pięter. -chłopak westchnął po czym dodał. - Chce mi się pić, masz coś może?
- Fizyka, nawet jeśli jest bezpośrednim spadkobiercą królowej nauk - szatynka bawiła się swoimi włosami, przerzucając kosmyki to na jedną, to też drugą stronę. Zdawało się, że rozmowa na ciężkie tematy nie sprawia jej trudności, przynajmniej nie większej niż przebywanie z osobnikiem, którego nie tylko bystrość, ale i zarozumiałość przekraczały poziom szeroko przyjęty za normę. Może właśnie to był jego dar? - Nie jest w stanie opisać wszystkiego - dodała po chwili, zaś jej twarz przyjęła po raz kolejny wyraz przedziwnej mieszanki skupienia i obojętności.
- Po co wiedzieć, gdy można być? - zapytała, kierując jednak wypowiedziane słowa nie tyle do chłopca, co wgłąb siebie, ignorując otoczenie.
- Taki mądry, a woła o picie jak mała dziewczynka. - wytknęła nieścisłości w postawie Makaia, tak jakby to ona znajdowała się tutaj na lepszej pozycji. Następnie, jak gdyby nigdy nic wskazała dłonią terminal.
- A po co wiedzieć, że się jest? -odparł pytaniem na pytanie chłopak, po czym westchnął. - Powiesz mi gdzie są schody? Szukam tu kogoś, a według moich obliczeń, zakładając, że schody mają przeciętną długość, a powierzchnia piętra nie przekracza wartości nominalnych...aczkolwiek w obecnej sytuacji to założenie mogło być błędne... powinna być ona już w okolicy czwartego a może i piątego piętra. -mówiąc to podjechał do terminalu by zbadać jak dokładnie działa. - Przedstawiłbym się, ale najwyraźniej przez sen powiedziałem swoje imię. Ty też powinnaś. -zauważył nie w sposób uszczypliwy, a jak najbardziej zwyczajny. - A i mimo, że mówię to niechętnie, chciałbym poznać sekret dzięki któremu książka się unosi.
- By wiedzieć kiedy przestało się być - odparła bez szczególnego zdziwienia, ot, po prostu dyskusja z kimś, kto potrafi poruszać stosunkowo wysokie tematy w miarę przystępny i kulturalny sposób.
- Najczęściej następuje to gdy serce przestaje bić, przez co odpowiednie składniki nie są dostarczane tam gdzie powinny. -stwierdził inwalida pochylony nad terminalem. - Szklankę wody proszę. -dodał już do urządzenia przed którym siedział.
- Naprawdę myślisz, że nie ma istnień bez serca? Bez systemów krwio-cieczo nośnych? - zapytała nieco zdziwiona. Może na to nie wyglądała, jednak kilka lat spędzonych w wieży uczyło nie zadawać niektórych pytań i odpowiadać na nieliczne.
- Jestem Yozora. - odpowiedziała, zaś książka przewróciła się o kilka kartek.
Przed szarowłosym pojawił się ekran holograficzny, dopasowany dokładnie tak, by jego wzrok mógł skupić się na nim, przeźroczysty na tyle, by widzieć przez niego pomieszczenie, jednak skupiać się na zawartych nań informacjach. Te zaś zawierały nazwy przeróżnych wód, oraz innych cieczy, wraz ze zdjęciem, oraz krótkim opisem. Pod względem interfejsu przypominały urządzenia z ekranami dotykowymi, jednak nie posiadało tak owego, po prostu wyświetlało w powietrzu to co potrzebne.
- Nie nie myślę tak. Dla tego użyłem słowa “Najczęściej” bowiem taki system jest spotykany jednak u większości gatunków. - odparł chłopak jak dyby tłumaczył coś małemu dziecku.
- Dokładnie tak samo, jak mogło opisać śmierć kliniczną, czy inne tego typu zdarzenia, czyż nie? - zapytała znad książki.
Chłopak swym zwyczajem zignorował jej pytanie, było zbyt oczywiste by na nie odpowiedzieć. Jego cała uwaga skupiła się teraz na Terminalu. Przeglądał setki tysięcy wód, butelki i flakony odbijały się w szkłach jego okularów gdy przeglądał je z zaciekawieniem. Siedział tak dobre dziesięć minut, milczący i widocznie zainteresowany nowym przedmiotem, dopiero po chwili odezwał się.
- Laquida, z dodatkowym wapniem. - powiedział na głos nie patrząc już na ekran, tak jak by przez te parę minut zapamiętał nazwy tysięcy butelek które dopiero mignęły mu przed oczami. Spojrzał na Yozore z lekkim błyskiem w oku. - Też chcesz się napić? Moim zdaniem zamiast “Naturea” powinnaś teraz przejść na “Chilin”, zawiera składniki związane z ogniem a to może ułatwic naukę. - stwierdził z powagą czekając jednocześnie aż terminal zrealizuje jego zamówienie.
- Yozoro... muszę przyznać, że coraz bardziej potwierdza się moje przepuszczenie o tym że znalazłem się w miejscu które wykracza po za normalną zdolność pojmowania. Tak więc...zacznijmy od nowa. -ostatnie słowa przyszły mu z trudem, niczym dziecku któremu ktoś zabrał paczkę cukierków mówiąc że odda ją dopiero gdy to zje brokuły. - Jestem Makai, pochodzę z Sambari. Skąd ty pochodzisz i gdzie teraz jesteśmy? -widać głód wiedzy chłopaka był znacznie silniejszy niż jego duma.
- Chce panować nad ogniem, nie nim być - szatynka roześmiała się znacznie prawdziwiej, jakby dopiero delikatna zmiana w nastawieniu szarowłosego pozwoliła jej przełamać przysłowiowe lody.
- Tak, poproszę - odparła wdzięcznie na propozycję swego gościa, zaś ton głosu wskazywał, że samej postawie bliżej jest do zwyczajnej akceptacji, wdzięczności za udzieloną troskę.
- Wszystko zależy od tego jak spojrzysz na świat - powiedziała, jakby miało to być największą z nauk które dzisiaj udzieli. W ścianie otworzyła się mała przerwa, zaś wewnątrz niej znalazły się dwie półlitrowe butelki wody oraz zwykłe, niemalże przezroczyste szklanki.-Jestem Yozora, pochodzę z Demanii - po chwili dodała kilka informacji o swoim pochodzeniu, nie starając nawet się ich ukryć. Zwyczajna wymiana: szczerość za szczerość.
- Rozumiem. -odparł krótko i rzucił jej butelkę wody, zaś szklanka przylewitowała do dziewczyny niczym na niewidzialnej tacy. - Mam nadzieje, że nie obrazisz się za to co teraz zrobię. -mówiąc to pochylił się nad terminalem i powiedział wyraźnie. - Najważniejsze informacje o Demanii poproszę. - chłopak z wyraźną ciekawością oczekiwał wyników tego małego eksperymentu.
- Demania: - komputerowy głos rozpoczął wywód. - Patrząc z perspektywy mieszkańca świata pięciu osi jest to miejsce będące kultem umysłu - nawet jeśli w zbiorach było dużo informacji, to przepływ większej ich ilości został zablokowany przez gest ręki Yozory.
- Jest niepiśmienna zasada, radzę ci jej przestrzegać - dziewczyna ostrzegła rozmówcę niczym przewodnik mający wypuścić zwiedzających na pastwę losu. - Nie pytaj zbyt wiele o domy innych, nie wszyscy chcięli się tutaj znaleść - dodała po chwili delikatnym głosem.
Na monitorze pojawiło się jeszcze kilka informacji, których nie zdążył przeczytać syntezator, czy też przedziwna forma AI. Zawierały one kilka większych państw, ich stolice oraz krótki opis geograficzny - większy przepływ informacji został zablokowany przez dziewczynę.
Makai wysłuchał rady przyjmując ją do serca, następnie doczytał informację na monitorze, co tylko utwierdziło do w jego najnowszej teorii. - Już rozumiem. -stwierdził krótko w stronę ekranu a potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Oczy które zdawały się rzucać jej intelektualne wyzwanie. - Spośród teoretycznej nieskończonej ilością światów, które porusza teoria strunowa, trafienie do świata gdzie pierwszą osoba będzie mieszkanka stolicy czczącej inteligencję, jest matematycznie zbliżony zeru. Tak więc nie trafiłem tu przypadkowo. Ktoś chciał bym spotkał Ciebie, ponadto mówisz o zasadach wieży tak więc już coś o niej wiesz. Tak więc, powiedz czy miałem Cie spotkać by odebrać podstawowe informacje o tym miejscu, swoiste szkolenie? Do tego służy pierwsze piętro tej dziwnej wieży?- zakończył swoja teorię, w momencie gdy jego wskazujący palec poprawił okulary które samoistnie poczęły zsuwać mu się z nosa.
- Obecnie udzielam ci rad z własnej woli, wiem że w przyszłości będzie ciężko. - odpowiedzią, którą usłyszał chłopak był tylko i wyłącznie motyw dziewczyny, zdawało się że zignorowała, lub też zwyczajnie przyjeła do wiadomości teorie Makaia.
- Dobrze, a więc teraz chciałbym byś udzieliła mi jednego ale ważnego wyjaśnienia. Jak iść wyżej? Jak budować nowe schody lub znaleźć te juz istniejące. -mówiąc to na swym wózku podjechał do dziewczyny na tyle blisko, że naruszył jej strefę prywatności osobistej co najmniej w stopniu wysokim. - Chce wiedzieć wszystko. -stwierdził trochę ciszej jak gdyby zdradzał dziewczynie jakaś wielka tajemnicę.
- Więc pragniesz wiedzy... - nawet jeśli było to stwierdzenie, to chłopak mógł przysiąc że dziewczyna oczekuje jakiejś informacji, potwierdzenia.
- Tak pragnę jej i pożądam. -stwierdził chłopak jak gdyby zamyślony. - Ale już nie jest ona dla mnie najważniejsza. Tym czego szukam , czymś co dla mnie najcenniejsze, jest osoba której wiedza jest tak przeciętna, tak mała w porównaniu z moją, że wręcz nic nie znacząca. A jednak ta osoba, jest ważniejsza niż wszystkie księgi tego świata. -zakończył swa myśl a jego usta dotknęły szklanki by następnie powitać zimną krystalicznie czysta wodę.
- Hah, a jednak miała rację! - dziewczyna dała upust euforii podniesionym tonem, ignorując na kilka chwil znajdującego się w pomieszczeniu chłopaka. Dopiero po chwili, nieco speszona dodała: - Wybacz - zaś jej twarz została przypruszona delikatnym rumieńcem.
- Kto miał rację? -zapytał lekko zbity z tropu chłopak, tym krótkim zdaniem manifestując największa watpliwość i niezrozumienie jakie go dotknęło od pojawienia się w tym miejscu.
- Kilka osób na ciebie tutaj czekało - szatynka wyjaśniła, zaś książka, jakby dla potwierdzenia wartości słów, które mają teraz paść.
- Wielu myślało, że nie będzie w tobie nic poza wiedzą. - dodała po chwili.
- Kto mógł tu na mnie czekać? Nie znam za wielu osób. stwierdził osobnik o oczach o różnych odcieniach. - Była wśród nich kobieta o białych oczach? -zapytał, zaś tonacja głosu wskazywała, że odpowiedź jest dlań bardzo ważna.
- Oni nie chcą, żebyś wiedział. - odpowiedziała, kompletnie zmieniając sposób, w jaki adresowała szarowłsoego. Tym razem przemawiała w sposób nad wyraz oficjalny.
- Przynajmniej póki nie udowodnisz, że możesz wykorzystać wiedzę w celu innym niż zwyczajne jej pogłębianie - dodała.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4at9NAcwLBw[/MEDIA]

- Nie obchodzi mnie czego chcą jacyś bezimienni głupcy. -powiedział, a raczej warknął chłopak pierwszy raz ukazując jakąkolwiek dozę emocji innej niż ciekawość świata. - Przybyłem tutaj tylko w jednym celu, mimo że mnie nie chcieliście, zbudowałem sobie wejście więc jeżeli będzie trzeba zbuduje wyjście, schody a nawet i nowa wieżę byle ja znaleźć. - mówiąc to palce inwalidy mocniej zacisnęły się na kołach napędzających jego wózek. - Więc powiedz mi gdzie ona jest. -dodał przez zaciśnięte zęby, zaś butelka wody leząca na jego kolanach zadrżała niebezpiecznie, jak gdyby zaraz miała zostać rozsadzona.
- Czy jesteś pewien, że nie dostałeś zaproszenia? - zapytała nieco rozbawiona, zupełnie nie przejmując się reakcją słusznie zezłoszczonego chłopaka. W końcu była dla niego jedynym śladem tej, której szukał. Musiał ją szanować.
-Tyle pytań... - westchnęła nieco smutniej. - Niestety nie powiem ci nic, póki nie zrobisz czegoś dla mnie. - odpowiedziała z uśmiechem, któremu daleko było do niewinności.
Chłopak zacisnął zęby.. po czym odetchnął i uspokoił się, a butelka przestała drżeć. - Brzmi uczciwie, przysługa za informacje. Skoro nie możesz nic powiedzieć, to znaczy że twoi przełożeni Ci tego zakazali, a szanuję osoby które są w chierarhi niżej inni. Każdy ma swoją pozycje. -stwierdził Makai trochę prowokując rozmówczynię by nieumyślnie wygadała jakieś informacje. - Co miałbym dla Ciebie zrobić?
- Twoja zdolność pracy z systemami będzie potrzebna na piątym piętrze - powiedziała, wykonując kilka gestów rękami. Nagle, nie wiedzieć skąd przed oczami chłopaka pojawił się znany mu z terminala interfejs proszący o zgodę na transfer danych.
Chłopak póki co zignorował terminal. - Dziwne. Potrzebujesz pomocy... czy chcesz żebym Ci pomógł? -zapytał mierząc dziewczynę wzrokiem, mimo że dla postronnego pytanie mogło by w ogóle nie być pytaniem, bowiem głupcy nie widzą tak prostych różnic to wiedział, że jego rozmówczyni zrozumie o co mu chodzi.- Ah i czy mógłbym pożyczyć tą książkę? -zapytał nagle wskazując na trakt o wywoływaniu ognia.Jego ręką po raz kolejny uniosła szklankę z wodą do ust, a substancja wpłynęła do nich, dając kubkom smakowych nowych doznań, może nie szczególnie wykwintnych ale odpowiednich na ten moment.
- Mój motyw zależy od tego z której strony na to patrzysz - zaśmiała się, udzielając odpowiedzi będącej co najmniej niepewną. -[i] Mhm, nie ma problemu z książką[/] - dodała po chwili, zapewniając rozmówcę o swych stosunkowo dobrych intencjach.
- Rozumiem. -odparł chłopak łapiąc książkę, dopiero po chwili cos do niego dotarło. - Tak właściwie jakim sposobem znamy swoje języki na tyle płynnie by się nimi porozumiewać bezproblemowo?
- Mówiąc wykorzystujesz urządzenie, które posiada każdy mieszkaniec tej wieży. “Kieszeń - cierpliwie tłumaczyła wszystko rozmówcy, odpowiadając na niemal każde jego pytanie.
- A gdzie się ono znajduje? -zapytał chłopak, po czym przeszedł do jeszcze jednej kwestii. - A ty? Czego pragniesz?
-Jest przy tobie, po prostu każ jej się pojawić jeśli chcesz - odpowiedziała na pierwsze z pytań z lekkim rozbawieniem. Jeśli witanie nowych gości było zajęciem przy którym szatynka spędzała większość czasu, to nie dawała tego po sobie poznać.
- Ja tylko pomagam bliskim mi osobom, chronię je - dodała po chwili.
- Kieszeń, stan się widzialna.- powiedział całkowicie pewnym głosem, a gdy kulka pojawiła się obok niego, zaczął się w nią wpatrywać z lekkim zaciekawieniem. - Ciekawe urządząnko. -stwierdził z uśmieszkiem. - Kieszeń podaj godzinę i datę. -stwierdził jak gdyby używał gadżetu od lat. Dalej obserwując metalowy przedmiot zwrócił się do czarnowłosej. - Dobrze, a więc komu konkretnie mam pomóc i jak najszybciej dotrzeć na piętro piąte?
- Jeśli chodzi o piąte piętro, musisz po prostu wgrać ten plik do głównego serwera - powiedziała ze stoickim spokojem, zaś mistrzowie kamiennej twarzy mogli jej w tym momencie pozazdrościć. Zdawało się że nie odczuwa żadnych emocji związanych z tym zadaniem.
- Myślę, że gdybyś dała mi komputer mógłbym to zrobić nawet stąd. -stwierdził chłopak, a kulka wylądowała na jego kolanach. - Czemu moja kieszeń ma zablokowane niektóre funkcje? Wygląda jak gdyby potrzebowała nowych aplikacji lub części by je uruchomić. -stwierdził obserwując kulkę. Widać zdolności poznawcze chłopaka wyrastały ponad przeciętną, skoro poprzez sama obserwacje urządzonka zdołał określić czego w niej brakuje, oraz jakie ma inne funkcje.
- Piętra teoretycznie nie są ze sobą połączone. - wyjaśniła, zdradzając rąbek tajemnicy po raz kolejny. - Ohh, to już nie zależy ode mnie, niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. - dodała.
-Pomożesz więc? - zapytała nieco zniecierpliwiona.
- Skoro nie mam wyboru to pomogę. -stwierdził naukowiec.- Gdzie mam się udać by jak najszybciej wykonać to niezbyt wymagające zadanie.
Odpowiedź nadeszła sama, zaś pomieszczenie dosłownie zniknęło.
- Oh... -mruknął lekko zaskoczony Makai... po czym otworzył pożyczoną książkę którą zaczął błyskawicznie pochłaniać czekając na sformowanie się kolejnego piętra.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 22-02-2013, 13:02   #4
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Rayner

Ciężko było stwierdzić, co się naprawdę stało. Pamiętał... Właściwie nie jest pewny co pamiętał, wiedział jednak że to co się dzieje teraz, jest na swój sposób “prawdziwe”. Miał przyjemność doglądać wiele dziwnych rzeczy, aczkolwiek teraz, teraz czuł się na swój sposób osaczony, odczuwał na sobie po raz pierwszy spojrzenia innych, nie mógł stwierdzić czy było to uczucie negatywne czy też nie, ale z pewnością było to nowę doznanię. Mimo iż w pokoju nie było nikogo, nie licząc lalek oraz innych pluszaków. To prawda, posiadał pewną fascynacje, tego typu przedmiotami, jednak zazwyczaj nie myślał o nich, jako potencjalnych istotach a jedynie jako przedmioty które przemilczą wszystkie twoje problemy, na swój sposób niezwykłe przedmioty. Z jego przemyśleń wyrwał go głos dziewczyny. Nigdy wcześniej nie spotkał takiego typu istoty, ale to nie ona była ona najważniejsza. Jego “spojrzenie” przykuł misiak, był dziwny... Nagle zorientował się, że dziewczyna zwraca się jakoby w jego stronę, “-Będzię fajnie”. On naturalnie nie potrafił mówić w spósb jaki robią to ludzie, jego mowa polegała bardziej na telepati aniżeli werbalnej mowię. Nigdy nie starał się nagłośnić dźwięków które mogłyby przypominać słowa tak samo i tym razem nie potrafił, zamiast to, starał się umieścić w jej głowie, swoje słowa
- B...bawić ? - z pewnością nie był to głos przyjemny, brzmiał albowiem jakby wymawiane było przez kilka osób za którymi to ciągło się echo, słowa były wymawianę/przesyłane bardzo wolno i wyraźnie.
- Bawić! - dziewczynka tupnęła nóżką tylko po to, by dodać swym słowom dodatkowej siły, wpatrując się w lalkę. Coś na jej twarzy wskazywało na to, że dziwny głos ducha nie pasował jej na zabawkę.
Sytuacja z całą pewnością była dziwna, Rayner stracił już świadomość co się w ogóle dzieje oraz kim jest ta dziewczyna. Czuł się w potrzasku, nie potrafił podjąć racjonalnej decyzji, co powinien teraz zrobić. Najlepszym wyjściem wydawało mu się podtrzymać jakoś ten dziwny dialog...
- Nie jestem zabawką... - Powiedział Cicho - Czym...Kim... Jesteś istoto ? Co mi zrobiłaś...? - Dodał wystraszony
- Nie jesteś zabawką? - zapytała zdziwiona. - Ale tutaj są tylko moje zabawki, prawda Tibb? - wyjawiło jedno z szokujących prawideł tego pokoju. Zaś pluszowy miś, który dodawał jej otuchy trzymając delikatnie jej rękę milczał, wpatrując się w intruza.
Rayner rozejrzał się raz jeszcze po pomieszczeniu, Niezależnie od tego co myślał, dziewczynka miała racje. W tym pomieszczeniu były tylko i wyłącznie jej zabawki.
- Jestem... Gościem, jednak nadal nie wiem kim Ty jesteś... - Ostatnie słowa były zaledwie szelestem. W końcu nie miał pojęcia z czym przyszło mu dyskutować, nie znał za dobrze innych ras.
- Cz...Czy, ty mnie widzisz ? - Powiedział po chwili wahania
- Pewnie, widzę wszystko co jest w mym pokoju, z każdej możliwej strony - odparła wpatrując się w lalkę w dziwny, nieco dwuznaczny sposób, która z godnym podziwu uporem wierzyła, że Reyner jest tylko lalką.
Nagle niczym strzał z pioruna, “duch” zdał sobię sprawę z własnego położenia... Naglę jakby świat stanął mu otworem, widział przed sobą lalkę, lalkę którą to zostawili, tę którą przygarnął, tę w której się schował, teraz nie było już lalki, był jedynie Rayner... Chociaż to imię nie było jego własnym, zaczął myśleć o nim, jak o całości.
- Jestem... Zabawką ? Teraz... Jestem zabawką...Nie boisz się takiej zabawki ? Zabawki która to jest już starta, ma zniszczone ubrania, która jest tak pusta, tak szara przy stosię tak wspaniałych ciepłych pluszaków... Teraz... Jestem...Zabawką... - Jego głos stał się ciężki, smutny...
- Zabawki stworzono dla dzieci, nie dzieci dla zabawek - dziewczynka poszczyciła się mądrością, której niepowstydził by się nawet mić uszatek pełniący rolę jednego z foteli w pokoju.
- Czemu mamy więc bać się czegoś, co zrobione zostało dla nas? - dodała po chwili.
- Nie miałem nigdy zabawek... Ale zawsze lubiłem kryształy... - Po wypowiedzianych słowach, Rayner zastanowił się chwilę nad tym. Mimo że czuł się obserwowany, żadna z zabawek nie zrobiła nigdy żadnego gestu, nie działo się tutaj nic.
- Nie dziwi Cię że się odzywam ? Inne zabawki są tylko obserwatorami, czy nie jest dla Ciebie to nic dziwnego...? Dlaczego też nie odpowiedziałaś na moje pytanie ? - Duch zaczął powoli odzyskiwać trzeźwość umysłu.
- Każdy ma prawo mieć bliskich mu ludzi - odpowiedź dziewczynki należała do przeciwnego biegunu mapy uczuć, emocji, intelektu, czy czegokolwiek innego. Pozornie wydawało się, że sentencja była wyrwana z kontekstu.
- Prawda, Tibb? - zapytała swego opiekuna, czy też mentora po raz kolejny.
- Nie...Rozumiem. Co masz na myśli mówić bliskich “ludzi” i czym są te ludzi ? - Z nieznanych mu powodów, dziewczynka nie odpowiadała mu na pytanie, kim jest. Chwila spokoju którą to chwile temu uzyskał, znów przemieniła się w nerwowe zachowanie. Coś było zupełnie nie tak. A ta dyskusja stawała się coraz bardziej jałowa.
- Kim jesteś ? Dlaczego znalazłem się w tym pomieszczeniu ? Dlaczego spotkałem Ciebie, czym są Ci ludzi ? Czy ty jesteś ludzi ? - Starał się brzmieć poważnie, jednak przez jego pomyłki z pewnością brzmiało to na swój sposób komicznie
- Czy... Tibb też jest ludzi....?
- Ja jestem człowiekiem, “ludzi” - wytłumaczyła. - Jest nas wiele, zaś wiekszość cierpi na samotność - dodała po chwili nieco pewniejszym głosem.
- Jesteś człowiekiem... Człowiekiem ludzi. - Odpowiedział głosem pełnym satysfakcji, mając wrażenie że zrozumiał
- Nie widze was... Jak wielu jest człowiekiem ludzi ? I czym jest samotność ? To jakaś choroba ? Widziałem wiele istot chorych, jednak mnie się to nie tyczy - Dodał dumnie
-[i] Masz jakieś imie Człowiekiem ludzi ?[i]
- Tak, samotność to jedna z najwiekszych chorób które trawią inne... - przerwała w połowie zdania, jakby szukając odpowiedniego słowa. - Dzięki, Tibb! - powiedziała po chwili radośnie podrzucając w górę swojego misia. - Istoty, byty, żyjątka - dokończyła wcześniejsze zdanie
Kiedy słuchał dziewczynki, starał się zintepretować każde jej słowo, próbował przełożyć to wszystko na własne rozumowanie. Mimo iż na swój sposób było pokręcone, to jednak było to dla niego najwygodniejsze. Coraz bardziej jednak, zaczęło męczyć go unikanie odpowiedzi przez jego rozmówczynię. A bardzo pragnął dowiedzieć się czego kolwiek
- Człowiekiem ludzi... Jak masz na imię... ? Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzieć ?
- Jestem Ann - odparła w końcu, nie przejmując się specjalnie tym faktem. Spojrzała na lalkę raz jeszcze, tym razem jakby nieco głębiej. - A ty? - zapytała.
Wyjątkowo długo kazała sobie czekać z przedstawieniem się, jednak czuł się usatysfakcjonowany tym że udało mu się zdobyć te informacje. Jednak teraz i Ona oczekuje od niego te informacje. Jego prawdziwe imie było zbyt skomplikowane dla Człowiekiem ludzi.
- Możesz mówić na mnie Rayner. Jednak nie wiem co powinienem zrobić teraz... Nie mam co zrobić Ostatnie zdanie powiedział raczej do siebie, aniżeli do Ann.
- Potrafisz odczuć, gdy czegoś ci brakuje? - tym razem dziewczynka była osobnikiem stającym się uosobieniem ciekawości. Przynajmniej na chwilę...
- Brakuje ? - Powiedział zaciekawiony rozmyślając nad tym chwilę.
- Owszem... Przynajmniej tak myślę, brakuje mi moich bliskich, mojego miasta, gatunku... - Zastanawiał się, czy to właśnie takiej odpowiedzi oczekiwało dziecko.
- To właśnie jest samotność, choroba trawiąca większość ludzi. - powiedziała nienaturalnie poważnym głosem, który kłócił się z jej wyglądem. Przynajmniej dla normalnych obserwatorów, w końcu skąd Renyer miał wiedzieć że “człowiekiem ludzi” zwana również “Ann” powinna być raczej rozwydżonym dzieckiem szczęśliwym z każdej zabawki.
- Ja zaś pełnię rolę strażnika, staram się by jak najmniej osób odczuwało brak czegoś - powiedziała, zaś jej twarz tym razem przykrył smutek. Najwyraźniej jej rola nie była czymś tak przyjemnym jak mogłoby się wydawać.
Duch nie wiedział czy dobrze zrozumiał słowa dziewczyny, jednak skoro samotność jest tym co właśnie odczuwa Rayner a jej zadanie w końcu polegało na tym, by pozbyć się tej “choroby” uzyskał swego rodzaju nadzieje. Tym razem przestał grzebać jej w głowie, zdając sobie sprawe że postara się zrobić coś czego nigdy nie próbował, mianowicie wydobyć głos w sposób taki, jaki ona to robi.
- C...Cc.Czy...mmmożemożesz... Pomóc...wrócić...mnie ? - Było to niezwykle ciężkie, albowiem wysyłanie własnych myśli, było odbierane automatycznie u rozmówcy, przez co szyk zdania nie grał tak dużej roli.
- Niee... - dziewczynka westchnęła. - Nikt nie ma aż takiej mocy - dodała po chwili jakby speszona ograniczeniami tego świata. - Prawda Tibb? - jeśli ta istota zyskała od losu jakiś “catchphrase”, to z pewnością było to zapytanie swego misia, który wbrew wszelakim znakom - ciągle milczał.
- Ale mogę pomóc ci znaleść bliskich. - odparła po chwili neico rozpogodzona.
Gdyby maskota miała twarz, z pewnością jej mina by była smutna, jednak posiada jedynie dwa świecące punkty które stanowią jego oczy. Ale mimo iż nieznał tego uczucia, mimo iż niemiał nigdy ciała, odruchowo pochylił głowę spoglądając w dół. Nie było to łatwe w takim ciele, jednak im dłużej w nim się znajdował, tym pewniejsze dla niego się robiło.
- Mmnie... Poo...P...Poo...Pomóc !? - Powiedział słowo ze sporymi problemami
- Co...uczynić...mmoożesz ?
- Wiesz, życie jest bardzo proste. - dziewczynka zaświeciła kolejną mądrością. - Większość istot jest w stanie pomóc sobie nawzajem - dodała po chwili, zaś jej twarz zdawała się być coraz szczęśliwsza. Najwyraźniej napięcie które rosło w jej ciele od poczatku zbliżało się do punktu kulminacyjnego, a co za tym idzie - do ujścia.
- Czy zaakceptujesz takie rozwiązanie? - zapytała w końcu.
Rayner przez chwile zastanowił się nad sytuacją. Mimo wszystko, zaakceptwowanie propozycji dziewczynki była jedynym sensownym wyjściem.
- Nie...Rozrrozumiem...Ja...Miałbym..Zrobić...coś ? - Powiedział z dużymi problemami, im więcej starał się używać słów, tym szło mu to coraz gorzej.
- Tak, stać się czyimś bliskim, rozświetlić jego życie - odpowiedziała coraz bardziej podekscytowana.
- Czy...Niebezp..pieczne...Jest..to ? - Po wypowiedzeniu tych słów, starał się podnieść z ziemi i ruszyć kilka kroków na przód, co naturalnie skończyło się straceniem równowagi oraz szybkim upadkiem
- Rady..Niedam... Ja...
- Przekonamy się - powiedziała podrzucając misia w powietrze. Wszystko znikło.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 22-02-2013, 23:43   #5
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Kotołak nie był pewien, kogo ma przed sobą, jednak zdaje się, że udało mu się przeniknąć przez zasłonę i wylądować w innym świecie bez zbytnich naruszeń jego fizyczności. To interesujące, zwłaszcza, że patrzył w tej chwili na kobietę, będącą zdaje się w pewnym stopniu z nim spokrewnioną. Skłonił się więc dwornie w pas i wykonując skomplikowany gest ręką, rzekł.
- Chwała Pani Kotów Bast. Witaj, milady.-
To był prywatny żart Anicostina, z którego zwykle jedynie on się śmiał. Wszak kocia bogini nadla była na niego bardzo, ale to bardzo zła... Formalnie jednak nadal był jej poddanym, ba! nawet czempionem. To dawało mu prawo witania się z jej imieniem na ustach.
- W istocie, to piękny ogród. Dbałość o niego musi być wielce wymagająca, jestem pod wrażeniem.- Powiedział, ale na jego twarzy nie drgnął nawet mięsień, dając możność przypuszczania, że owo “wrażenie” jest jedynie pustym frazesem.
Na chwilę obecną Anicostin Bast miał kilka priorytetów. Pierwszy: ustalić gdzie się znajduje. Drugi: jaka jest rola kociej kobiety w tym miejscu, bądź też jaki jest cel jej istnienia tutaj. Trzeci: wytyczyć kierunek jakiegokolwiek rozsądnego “dalej”. Prawda była taka, że zawsze istniało jakieś “dalej”, które Zaccaria Sidorio odkrywał. Miał do wykorzystania tyle czasu i tyle róznych miejsc do zwiedzenia, że nie usiedziałby zwyczajnie na miejscu. Bez “tułaczki” straszliwie by się nudził.
- Ohh... Bast - dziewczyna zanurzona w wodzie westchnęła słysząc imię bogini, będące zarazem interesującym sposobem przywitania. Właściwie to gość nie mógł być pewien, czy wezwanie jego protektorki nie ma na celu skomentowania nieśmieszności i niezrozumienia płynącego z powitania się w ten, a nie inny sposób.
- Lubisz wodę? - spytała, schylając twarz w kierunku takowej, czemu wdzięcznie zawtórował dźwięk dzwoneczka.
- Prawdę mówiąc: nieznoszę.- Odparł natychmiast.- Lubię ją pić, a nawet kąpać się w niej, jeśli jest ciepła, ale nigdy nie była moją domeną. Niespecjalnie przepadam za moczeniem się godzinami w sadzawkach, jak to czynią niektórzy. Byz urazy, milady.- Tu skłonił się raz jeszcze.
- Ohh... Jakie to urocze - podsumowała wnioskiem, którego połączenie z przyczynami było ciężkie do zidentyfikowania. Sama zaś, niczym kot, zanurzyła język w wodzie, by posmakować jej na chwilę.
- Dzisiaj jest świetna - powiedziała rozbawiona.
- Czyżby?-
Sapienza postąpił naprzód kilka kroków, wymijając swoją rozmówczynię. Zanim się obróciła, zmienił formę.
Był dość dużym kotem, lustro wody miał na stojąco tuż pod brzuchem. Odwrócił się, bezceremonialnie usiadł i zaczął wylizywać futerko, jakby znajdował się w najbezpieczniejszej domenie wyłożonego pluszem pokoju.
- Skosztuję jej być może w dogodnym terminie.- Zapewnił, nie przerywając czynności.
- Łaaa jesteś kotem! - gospodyni bardziej krzyknęła niż powiedziała, niezwykle zwinnie wybijając się z czterech odnóż, by lecieć z szeroko otwartymi dłońmi w kierunku swego rozmówcy.
Dzwoneczek wydał kolejny dźwięk, tym razem dając znać baronowi, iż nadszedł czas na doznania pochodzące ze zmysłu dotyku. Kot mógł poczuć na sobie delikatną skórę kogoś, kto chyba miał zabawić go rozmową.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytała głaskając go.
- Oui, proszę byś zachowała trochę mojej godności na później...- Odparł kotołak, próbując wydostać się z uchwytu kobiety.- Nie jestem maskotką. Dosyć.-
Znów zmienił formę. Ponownie był mężczyzną. I teraz to on trzymał ją, nie zaś ona jego.
- Wybacz, tak lepiej? - zapytała oddalając się nieco od swego rozmowcy. Nawet jeślli w większości realiów było to nie do przyjęcia, ona zwyczajnie siadła sobie na na dnie, tak jakby był to wygodny dywan. Co prawda ciecz błyskawicznie zaczęła odciskać swe piętno na tkaninie opierwającej ciało kociej dziewczyny. Jeśli baron chciał, jego oczy mogły pochłaniać informacje, dawać dodatkowe możliwości dla jego bujnej fantazji. Nieco skrócona wersja standardowego kimono - zwanego w ojczyźnie Sapienzy yukatą pozwalała na powolną, lecz jakże przyjemną dla oka kontemplację gładkości skóry pokrywającej nogi dziewczyny. Powolnie spływająca woda zapewniała, że w każdym wynurzonym fragmencie jej dolnych kończyn możliwe będzie ujrzenie chociaż fragmentu jej twarzy, jak dziwnie by to niebrzmiało. Jeśli zejść jeszcze niżej, wzrok spoczywał na małych, delikatnych stopach. Jeśli czyjeś zdolności obserwacyjne były wysoce ponad przeciętne mógłby on ujrzeć, że były one rzadko używane, a jedyną powierzchnią z jaką mają kontakt była świetnie przygotowana do tego trawa.
- Dziękuję, milady.- Baron odetchnął wolno i uśmiechnął się nieznacznie. Świat do którego trafił zaczynał mu się podobać. Jeśli wszyscy byli tutaj podobni do tej młodej niewiasty, kotołak łatwo nagnie rzeczywistość do swojej woli.
- Powiedz mi, gdzie się znajdujemy.- Polecił, wstając. Zaczynało drażnić go przesiąkające wodą ubranie i zamierzał jak najszybciej się wysuszyć, gdy tylko zakończą tę konwersację.
- W ogrodzie - dziewczyna najwyraźniej była bliska stopnia mistrzowskiego w doprowadzania innych do wąskiej granicy między pozytywnym poruszeniem i irytacją.
- No i w wieży, choć tego sama nie rozumiem - dodała po chwili.
Zaccaria zamyślił się. “Zatem ten świat, to tak na prawdę wieża... Ha! A ja nawet nie jestem rycerzem, a poza wszystkim nie mam na imię Roland... Ale może być to ciekawy żart, zatem...”
- W wieży, si? No dobrze. Jestem w stanie to przyjąć. Powiedz mi wszystko co wiesz... I, przyszła być może pora na prezentację, nie sądzisz?-
- Prezentację? - rozmówczyni, która mogła się kłócić z czempionem Bast o to, kto z nich jest bardziej koci, z niepewnością dopytała się żądającego informacji kotołaka.
- Tak, lady. Chcę znać twoję imię.- Uśmiechnął się mężczyzna.- Mnie nazywać możesz... sir Rolandem.-
- Wybacz mój brak manier - słowa wypłynęły z jej ust, jakby próbowały nagdonić wodę, która za sprawą szybkiej zmiany pozycji zaczynała spływać w dół. Tym razem baron mógł z przyjemnością spojrzeć na reszte jej ciała, która za sprawą przemoczonej tkaniny niebezpiecznie balansowała na granicy przepuszczania światła oraz powstrzymywania takowego.
- Jestem Otoha Nanako, pani tego ogrodu. - przedstawiła się po chwili.
Kotołak zastanowił się chwilę. Była tutaj “panią”... Cóż, niezbyt wymagające “królestwo”, jak się zdaje. Żadnych widocznych poddanych i zdaje się że marginalna troska o lokalne problemy natury... wszelakiej. Zaccaria równie dobrze mógłby być najeźdźcą, Nanako jak się wydaje nawet by się tym nie przejęła.
- Urocze.- Skwitował, po czym polecił autorytarnie.- Powiedz mi teraz wszystko co wiesz o tej... Wieży.-
- Czemu miałabym dzielić się z tobą wiedzą? - spytała po dłuższej chwili rozmyślania, tak jakby wszystkie za i przeciw musiały stoczyć ze sobą bój o to, które z nich przejmie nad nią kontrolę w tym właśnie momencie. Które z nich wygrało? To już zależy tylko od tego, jak obserwator zinterpretuje nastawienie Otohy.
- Jest kilka przesłanek. Pierwszą jest niewątpliwie to, że można cię uznać za gospodynię, a zatem ciebie, oraz mnie - twojego gościa, obowiązują pewne niepisane reguły, których nieprzystoi nam - kotom - łamać, nie uważasz? Jako drugie chciałbym przytoczyć nasze pokrewieństwo, a trzecie: moją zwyczajną prośbę i twoją dobrą wolę.-
- Równie dobrze ogród może być więzieniem, a ty mym wieźniem - odpowiedziała wyciągając lekko rękę w kierunku swego gościa, czy może - jeńca.
Kotołak zaśmiał się.
- Jeśli tak to widzisz, to proszę - ja mam czas. Zobaczymy któremu z nas prędzej skończy się zdrowie, lub znudzi towarzystwo drugiej osoby.-
- Jeśli taka jest twa wola, będziesz więźniem. - odpowiedziała rozbawiona.
- Umrzesz przede mną.- Zapewnił, wychodząc z wody i sadowiąc się na brzegu. Z wewnętrznej kieszeni wyjął nieco zniszczoną talię kart i jął stawiać pasjansa, jeden z tych skomplikowanych układów na planie koła, potocznie nazywany “Zegarkiem Ojca Chrzestnego”.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 23-02-2013, 00:24   #6
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Aladdyn ukłonił się lekko i podszedł do osobnika.
Był chłopcem niskiego wzrostu ubranym w szerokie spodnie oraz cieńką koszulę z turbanem na głowie. Włosy miał koloru niebieskiego, i było ich niewiarygodnie wręcz dużo. Tworzyły dzięki temu interesujący warkocz.
- Witaj. - odparł i usiadł na ziemi przed osobnikiem. - Z kim mam przyjemność?
- Jahir - osobnik będacy domniemanym gospodarzem przemówił, wyraźnie ucieszony kontaktem, który został nawiązany z własnej woli jego, pojawiającego się z nikąd, gościa.
- Czego pragniesz? - chłopak o szarych włosach przemówił, uważnie analizując wszystkie detale, które pojawiały się na twarzy niebieskowłosego.
- Zemsty. - Określił się jednym słowem. Jego twarz była pogodna i spokojna. Wypowiedź jednak zdecydowana.
Wiedział, że to właśnie pragnienie zemsty było powodem dla którego się tutaj znalazł. Czuł to w sobie. Klątwa wciąż go trawiła.
- Zemsty? - chłopak zapytał nieco zdziwiony, jakby nie będąc do końca pewnym co dokładnie usłyszał. - Tak, masz prawo. - dodał po chwili, zaś druga strona jego tożsamości w dziwny sposób doszła do władzy, czy może tylko zyskała zdolność do wypowiadania słów.
- Może z chęcią naprostujesz i moje urazy? - pytanie wypłynęło z jego ust w sposób, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Szarowłosy nie miał nadziei na twierdzącą odpowiedź.
- Hmm? - Chłopak zastanowił się przez krótką chwilę. - Zależy, na czym by to polegało. - stwierdził w końcu.
Jeżeli będzie mu to po drodze, nie ma problemu. Właściwie, w tym momencie nie miał żadnych planów więc mógł równie dobrze i pomóc nieznajomemu.
- Ohh, mała przysługa dla kogoś, kto z przyjemnością czekał na swojego gościa - szarowłosy uśmiechnął się przyjaźnie, najwyraźniej wszystko pójdzie neico łatwiej niż się tego spodziewał. Po chwili oczekiwania kiwnął lekko głową wskazując na zwinięty przedmiot znajdujący się w rogu pomieszczenia. Dziwny dywan pojawił się tam, chociaż jeszcze przed chwilą pomieszczenie było całkowicie puste.



Aladdyn podszedł do przedmiotu i przykucnął podnosząc go.
- Nie ma problemu. - I tak mu wszystko jedno. Nawet jeżeli rozmówca nie chciał zdradzić szczegółów. - Swoją drogą, gdzie tak właściwie jestem?
Gdyby się zastanowił to by się domyślił...może po prostu był leniwy.
- Po drugiej stronie wrót, w świecie ograniczonym, lecz nieskończonym - zaśmiał się, zmieniając nieco ułożenie swego ciała na krześle. Tym razem oparcie nie służyło juz za podstawkę dla jego głowy, tym razem pomagało mu utrzymać łokcie na swoim miejscu.
- Gdzie mam to zabrać? - spytał, mając na myśli oczywiście pakunek.
Nie miał pytań do gospodarza. Nawet nie był ciekawy z kim rozmawia. Ot, tak po prostu.
- Tam gdzie będziesz i ty - gospodarz zaśmiał się. - To prezent - dodał po chwili z zaciekawieniem badając reakcje niebieskowłosego.
Aladdyn zamrugał parę razy.
- Oooh! - zadziwił się. Czy wspomniałem, że wyglądał na znudzonego? Chyba właśnie znalazł punkt zainteresowania.
- Jesteś pan ciekawym osobnikiem. - przyznał siadając na dywanie. - Miło z pana strony. - podziękował.
- Tak długo czekałem, czym byłby mały prezent dla pierwszego gościa? - niebieskowłosy mogł przyznać że usłyszał szczerą odpowiedź.
Chłopak wpatrywał się w niego z uśmiechem przez dłuższą chwilę. Dłuższą niż dłuższa. Może nawet jeszcze dłuższą.
W końcu zapytał.
- Chciałeś się tylko przywitać?
- Możliwe. - odpowiedział spoglądając na swojego gościa. Przez każdą sekundę niepewności, oczekiwania na odpowiedź przyglądał się niebieskowłosemu, badając każdą jego reakcję.
- Tak, to chyba dobre spojrzenie na nasze spotkanie - podsumował po chwili.
Między dwójką nastała cisza: gospodarz nie był pewien, czy powinen gnębić swego gościa, ten zaś miał go w głębokim poszanowaniu.
- Wiesz, że na twojej drodze spotkasz wielu, którzy widzieli znacznie większe klątwy, niż ty kiedykolwiek zobaczysz? - tym razem zasiadający na krześle niczym znudzony władca na tronie rzucił kartą, którą z całą pewnością można bylo nazwać przetargową.
- Spodziewam się. - odparł w prost Aladdyn. Po chwili zastanowienia stwierdził, że może rozwinąć swoją wypowiedź. Inaczej rozpocznie się kolejny koncert ciszy.
- Z mojej orientacji wynika, że zostałem wyrzucony do miejsca na swój sposób przeklętego. Spodziewam się tutaj magii, technologii i kreatur poza moje obecne pojmowanie i wyobraźnię. Choć pewnie znajdują się gdzieś w odmętach mojej wiedzy. - Mówiąc to przetarł dłonią swoje czoło a następnie położył się na dywanie.
- Ano...Ile tu na mnie czekałeś? - W sumie, to może wypadałoby wykazywać nieco więcej zainteresowania?
- Przeklętego? - gospodarz zapytał zdziwony, ale i szczęśliwy z powodu naglego ożywienia swego gościa. - Miejsce gdzie nie zaznasz braku wyzwań, spokoju, jak i znudzenia - nawet jeśli jego słowa zdawały się prowadzić polemikę z tym, co Jahir robił w najbliższej przeszłości, to miały w sobie dużo racji.
- Wiedz, że tutaj twoja chęć zemsty zostanie wykorzystana do kresu jej możliwości - dodał po chwili z uśmiechem na ustach.
- Pytałem już gdzie jestem ale nie podałeś mi nazwy. - spostrzegł Aladdyn - W takim razie pozwolę sobie nazywać tą lokację Eden. - I tak właśnie brzmiało.
Świat perfekcyjny dla nieskończonych pragnień, miejsce idealne. - Jeśli chcę się mścić, mogę się mścić. Jeżeli chcę się bawić, mogę się bawić...najpewniej gdybym lubił się nudzić i to nie zostałoby odmówione, prawda? - nie oczekiwał odpowiedzi. - w rzeczy samej czuję się jak w raju. - przekręcił się twarzą do rozmówcy, leżał teraz na boku. - Masz może dla mnie jakieś pomocne rady? - spytał swojego gospodarza.
- Uważaj na neutralność. - powiedział coś, co dla nowego mieszkańca Edenu nie posiadało zbyt wiele sensu, a może zawierało wiedzę, którą zdobył już w poprzednim miejscu? - Jeśli ktoś nie wie po której jest stronie, jest wrogiem - dodał po chwili.
Wróg...w jego wypadku nie było to złe. Mógłby mieć ich wielu. Choć najpewniej weźmie to sobie do serca i będzie podejmował szybkie decyzje.
- Co jest na szczycie? - zapytał.
- To zależy od tego, kto jest na szczycie - odpowiedział szczęśliwy nagłym ożywieniem rozmówcy.
- To dziwny koncept. Wygląda jakby sama podróż na szczyt była tutaj nagrodą. - stwierdził nieco zamyślony. Teoretycznie zaczął się interesować poprowadzeniem jakiejś dyskusji ale jego gospodarz nie chciał, nie mógł lub nie potrafił wyjawiać żadnych szczegółów na temat czegokolwiek. - Hmm...Ah, przepraszam! - przypomniał sobie. - Na imię mi Aladdin. - przechodząc z leżakowania do klęczenia. - Hmm...może zostaniemy przyjaciółmi?
- Będzie mi miło, jeśli we wspomnieniach o mnie kolory będą przyjemne, pastelowe - gospodarz wykorzystał najwyraźniej wiedzę artystyczną by odnaleść poszukiwany przez niego epitet. Nawet jeśli uczucie, jakie chciał otrzymać od swego gościa było proste, on nie potrafił znaleść odpowiednich słów.
- W końcu wątpię byśmy spotkali się w niedalekiej przyszłości - dodał po chwili nieco zamierzony. Wyraz jego twarzy wskazywał na wewnętrzną walkę, tak jakby coś pwostrzymywało go od wypowiedzenia następnej sentencji.
- Hmmm? - Nieco zainteresowany Aladdyn starał się prowokować go do przekazania końca wypowiedzi. Widział te wahania i co prawda niezbyt go interesowało czy usłyszy resztę...ale zawsze był to jakiś punkt zaczepienia.
Pomieszczenie zaczynało ciemnieć, najwyraźniej czas przeznaczony tej dwójce przez nie znane im jeszcze istoty dobiegał właśnie końca.
- Wiesz, że nawet Salomon nie - gospodarz chciał jeszcze coś powiedzieć, nawet wyciągnął w kierunku chłopaka rękę, tak jakby miało to pomóc mu zostać tutaj jeszcze przez chwilę. Niestety, tak jak w przypadku reszty śmiałków - “świat” zniknął, choć równie dobrze to tylko istota mogła się przemieszczać.
Aladdyn lekko się zasmucił.
Większość czasu w pomieszczeniu spędzili w głębokiej ciszy a koniec końców ich rozstanie pieczętuje przerwana wypowiedź.
Zaczął odczuwać drobne wyrzuty przez swoje niedbałe podejście do gospodarza.
 
Fiath jest offline  
Stary 23-02-2013, 00:42   #7
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Chłopak, czy dziewczyna? Dziewczyna czy chłopak? Gdy jesteśmy dziećmi często nie da się rozróżnić naszej płci, jednak z wiekiem zawsze się to zmienia. Nie Kenya-Shura. Wąskie ramiona, workowata koszula i kamizelka kryjące potencjalną talię, że już nie wspomnieć o braku biustu. Facjata też ni w kij ni w oko. Nieno, ładna. Ale jednak jednak mężczyznom zdażało się zmrużyć z powątpiewaniem brew i zawachać nim pomyśleli “fajne dziewczę”, ale nie zawsze. Postać Kenya-Shury w całości stała na granicy płci i każdy z jej elementów składowych także. Oczy skierowane były na blondwłosą dziewczynę.
- Kim jesteś? - padło pytanie, a głos także nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie “chłopak czy dziewczyna?”
- Gospodynią - zaśmiała się widząc, czy może tylko słysząc swego gościa. Jej twarz odwróciła się powoli w stronę młodej dziewczyny, czy też chłopaka. Bazując na grymasie, który przemknął przez twarz blondynki, płciowość jej rozmówcy była bardzo ważnym aspektem.
- Nazywam się Sunbae, jeśli o to chodzi - dodała po chwili.
- Imię brzmi Kenya-Shura. Cóż to za miejsce?
- Swoista poczekalnia. - odpowiedziała, zaś uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-A czeka się tu na co? - zapytał/zapytała mrużąc brwi
- Kto wie, może na przyszłość? - tym razem stwierdzenie było tak dalekie od tego, co można zrozumieć w wieku na który wskazywał wygląd rozmówcy, jak bliska była jej teraz podłoga.
Kiwnięcie głową było pierwszą odpowiedzią. Najwyraźniej na pełną odpowiedź nie można było liczyć.
-A ktoś wie ZA ILE ta przyszłość nastąpi?
- Przyszłość nie następuje “Kiedy” - blondynka odpowiedziała rozbawiona. - Lecz “gdy” - dodała po chwili rozbawiona.
Uniesiona brew była jedynym komentarzem tyczącym się bliskoznaczności tych słów.
- Więc ‘gdy’ możemy się spodziewać jakiegoś przedstawienia sytuacji? Bo na razie zasób wiedzy jest ograniczony.
- Gdy i ja zyskam, czego chcę. - odparła rozbawiona samolubnością sytuacji. Jej nogi zaczeły delitaknie tańczyć w powietrzu, ruszając się to w przód, to w tył. Najwyraźniej miał to być jakiś prosty sposób na spędzenie czasu.
-A czym jest to czego pragniesz?
- Ja chcę ci pomóc - odpowiedziała, zaś nogi zdawały się ruszać coraz szybciej, by po chwili przestać.
- Czego pragniesz najbardziej, za co oddałbyś wszystko? - zapytała po chwili, zaś jej humor wydawał się zmienić po raz kolejny.
-Kobieta. - padła odpowiedź, zdająca się sugerować płeć - Galienne, ona jest celem. Chcemy ją odnaleźć. Pomóc spełnić marzenie. Powiedzieć, że ją kochamy, mając nadzieję, że po odbudowie Saigothu będzie chciała spędzić z nami życie. - to nie była żadna tajemnica, każdy kto zapytał słyszał taką odpowiedź. Może nieco okrojoną, bez co ckliwszych kawałków, ale sens zawsze pozostawał ten sam.
- Saigothu? - osobnik będący w tym miejscu zdecydowanie ucieleśnieniem kobiecości najwyraźniej chciał pogłębić swą wiedzę.
- Kontynent na moim świecie. Niegdyś symbol dobrobytu i braterstwa wywyższonych Słońca Niezwyciężonego oraz Luny. Zniszczony pod koniec naszej Złotej Ery. - wywyższeni zawsze myśleli z rozmachem, odbudowa całego kontynentu? Ciężkie zadanie, ale wykonalne. Jeśli się uda to postac Kenti-Shury znajdzie miejsce w historii, pośród POMNIEJSZYCH legend.
-Właśnie go, Galienne, pragnie odtworzyć. Tak bardzo, że porzuciła całe swe życie, że porzuciła nas. Dla tego musimy pomóc jej spełnić to marzenie. Wtedy znów będzie jak dawniej.
- To szlachetne życzenie - dziewczyna odpowiedziała po chwili myślenia. - Ale takie najciężej jest spełnić, prawda? - spytała, po raz kolejny zmieniając sposób, w jaki odnosi się do rozmówcy o jakże niepewnej płci. Najwyraźniej aspektem, który skupiała jej kobiecość było nie tyle piękno, co bezpośrednia spuścizna po pierwszy femme fatale.
- Może tak, może nie. Nie nam decydować. Historia nas osądzi i bliscy. My chcemy tylko znów być z naszą bratnią duszą.
- Jesteście więc w stanie pomóc komuś by to osiągnąć? - zapytała, tym razem emanując sporą dozą ciekawości.
- Oczywiście. Jeśli przybliży nas to do celu w dowolny sposób, na dowolnej płaszczyźnie.
Dziewczyna wykonała kilka niezrozumiałych dla przybysza gestów, wyglądających niemal tak, jakby wykorzystywała jakiś dziwny ekran, dotykała jakąś tabliczkę, by gdy tylko ustała w jej rękach pojawiła się dziwna karta.
Po chwili zamyślenia wyciągnęła ją w kierunku swego przybysza.
- Mógłbyś zabrać to na piąte piętro? - zapytała.

W momencie zwrócenia się do Kenyi-Shury w fomie męskiej natychmiast nabrał on takich też cech. Niewielu. Ot szczęka odrobinę masywniejsza, usta mniej pełne, zmalały rzęsy.
Kiwnął głową biorąc kartę i rozejrzał się za schodami.
- O? Zmieniłaś się troszkę! - najwyraźniej dziewczyna równie szybko zapomniała o karcie, co zyskała nową trawiącą jej ciekawość rzecz.
Znów kiwnięcie głową i lekki uśmiech. Potem Kenya-Shura zamknęli oczy, a ich włosy zaczęły rosnąć. Wydłużać się i zmieniać kolor z ciemnego kasztanu na blond. Zakręcili głową, powołując do istnienia złocistą falę, w jaką się one ułożyły i chwilę potem, spod blondgrzywki, spoglądały wielkie, zielone oczy niezwykle pięknej kobiety, wyglądającej jak starsze rodzeństwo tego kogoś kim była przed chwilą.
- Tak. To jedna z moich umiejętności. Pewna część wywyższonych Luny to potrafi.
- Piękne - podsumowała zdolność nieco uśmiechnieta. Nawet jeśli jej słwoa były tak miłe, ciało zdawało się odnosić do tych zdolności w inny, bardziej negatywny sposób.
- Ahh, racja, było jeszcze coś! - powiedziała gwałtownie, zaś słowom towarzyszyła postawa krzycząca dumnie “Eureka”.
Kenya-Shura znów machnęła głową, kształtując falę, ale teraz szybko ona ściemniała i zmniejszyła się do poprzedniego rozmiaru i znów nie dało się rozróżnić płci, choć pewna sugestia została już zaszczepiona.
-Tak?
- Uważaj na- - najwyraźniej tak łatwa deklaracja pomocy miała nieść za sobą jakąś radę, jednak, jakby za sprawą starannie chroniącego równowagi między wszystkimi śmiałkami systemu, słowa zostały przerwane.
Światło błysnęło, nie pozostawiając w okolicy niczego, czy może to Kenya-Shura błysnęła, zaś wszystko, poza otrzymaną od dziewczyny kartą, utknęło tam, gdzie było poprzednio.
 
Arvelus jest offline  
Stary 24-02-2013, 22:55   #8
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Piętro 1

Makai
Gdy tylko wszystko zniknęło, szarowłosy znalazł się w pustce. W każdym kierunku rozciągała się pustka, absolutny brak przedmiotów, czy może nawet przestrzeni? Nawet czas zdawał się zatrzymać, zniknąć, więc nauka, która miała spłynąć na głodnego wiedzy chłopca brutalnie zatrzymała swój obfity prysznic, zaś jedynym, co ciągle rozbrzmiewało w jego głowie były kolejne słowa wypływające z ust Yozory. Teoria śmiałka, którego głównym, jeśli nie jedynym środkiem transportu, jakoby piętro miało się dopiero utworzyć miała w sobie ziarnko prawdy. Jednak, co takowego nie posiada?
Tym razem wszystko było znacznie ciemniejsze, tylko ułamki docierały do wzroku, jak i innych zmysłów stojącego na arenie testowej Makaia. Coś, najwyraźniej jego niemalże nieograniczona wiedza podpowiadała, a może nawet zapewniała go, że w przeciwieństwie do poprzedniego pomieszczenia – gdzieś tutaj czyha niebezpieczeństwo. Dopiero po chwili, gdy niepewnie omiótł wszystko wzrokiem zauważył nieśmiały blask z oddali. Personifikacja inteligencji, jaką niewątpliwie był chłopak, zauważyła światło odbijające się od stalowego grotu strzały. Ta zaś wystrzeliła w jego kierunku, przyśpieszając zgodnie z przewidywaniami swego celu.
Brak było kogoś, kto mógłby zauważyć teraz finezję z jaką niezdarny, posadzony na wózku cel zjechał z toru lotu, niemalże tak, jakby wiedział gdzie dokładnie ta uderzy. Jego wzrok z trudem zdołał uchwycić jeden z napisów znajdujących się na strzale:

„Kość”

Ot, jedno słowo które wpadło do umysłu chłopaka nasuwało tak wiele możliwości. Czyżby test, którego tak oczekiwał, o który niemalże prosił, miał okazać się zagadką? Najwyraźniej chłopak nie mógł zyskać od losu jeszcze więcej. Świst powietrza rozchodzącego się pod nieugiętym terrorem stworzonego ze stali grotu.

„Każda”

Cel nawet nie zadawał sobie zbyt wielkiego trudu w unikaniu nadlatującego ataku. Jego ruchy były kwintesencją minimalizmu. Jeśli do uniknięcia wystarczyło odchylić głowę w lewo, szarowłosy robił dokładnie to, zaś strzała tańczyła między jego włosami. Tym razem również uchwycił jedno, wspomniane już wyżej słowo.


Tym razem przed potomkiem świata pięciu osi pojawiła się mała, absolutnie biała kość, wyróżniająca się na tle reszty otoczenia... wszystkim. Przede wszystkim – arenie testowej brakowało ścian, granic, właściwie to czegokolwiek, poza wszechobecną czernią. Co zaś bardziej niż kontrast może podkreślić egzystencję jakiegoś przedmiotu? W okolicy przemknęła kolejna strzała: „Nagnij” - głosiło napisane na niej słowo.

Alladin

Bycie gościem u kogoś, kto zdawał się pochodzić z tego samego świata, być rodakiem dla strudzonego wiecznym mszczeniem śmiałka, nabrało znacznie więcej przyjemnych aspektów gdy tylko... przestało istnieć. W momencie, w którym spotkanie przeszło do przeszłości, stało się czymś wspominanym z lekkim żalem, ale i uważanym za w miarę pozytywne wydarzenie. Kto wie kim był ten tajemniczy sprzymierzeniec?
Dumny posiadacz niebieskich włosów znalazł się na piedestale, wywyższającym go ponad resztkę... pustki. Nawet jeśli podmiotowi testu mogło się wydawać, że nicość pełniła kiedyś rolę widowni, on zaś znajdywał się na swoistej scenie, czy może nawet arenie? Podłoże, po którym nieśmiale stąpał, zdawało się być zbyt czyste, niewinne, by być potencjalną areną. Dla sporej ilości wspinających się byłby to powód do radości – najwyraźniej miejsce to nie zostało stworzone do przelewania w nim krwi, do walki między dwoma osobnikami. Do starcia w którym ceną rzadko kiedy był tylko awans na wyższe piętro, zaś oglądający widowisko mistrz ceremonii nie zbliżał się w swej łaskawości do rzymskiego cesarza.
Podwyższenie było niewinne, zdawało się że pozwala na nieco łatwiejszą, szybszą koncentrację. Poczucie bezpieczeństwa emanowało niemalże z każdego, nawet najmniejszego fragmentu sceny, delikatnie kojąc zmysły znajdującego się nań śmiałka. Możliwe że minęła minuta, może nawet kilkanaście takowych, równie dobrze jednak czas mógł p prostu stać, omijać to miejsce. Przynajmniej póki na scenie nie pojawiła się dziwna, niepasująca do scenerii fioletowa kula.


Podążając za jej przykładem z nicości wyłoniły się ściany tego samego koloru. Każda z nich była w różnej odległości od sceny, zaś Alladin mógł przysiąc, że każda z nich w jakiś przedziwny sposób uśmiecha się do niego. Poczucie bezpieczeństwa zniknęło, wszystko ustępowało uczuciom zgromadzonym na tej ciemniejszej stronie ludzkiej duszy. Niebieskowłosy wykonał szybki obrót, chcąc zyskać pogląd na sytuację. Każda ze ścian posiadała inne, napisane wyjątkowo żywą czerwienią słowo.

„Środek”
„Zawartość”
„Zobacz”
„Otwórz”

Violet

W jej dawno opuszczonym świecie, miejscu, w którym była nim udała się do laboratorium, wobec którego szaleństwo nie było wystarczającym epitetem. Wręcz przeciwnie, zdawało się że mnogość znaczeń tego słowa mogła opisać tylko przedsionek podziemnego labiryntu z przeszłości, więzienia między czasami. W świecie kucyków istniały miejsca służące do zabijania czasu w grupie pozytywnych istot, zaś jednym z nich niewątpliwie była kręgielnia. Ograniczenie swojej percepcji to prostego układu: tor – kula – kręgle było wyjątkowo relaksującym zajęciem, pomagającym zapomnieć o nieszczęściach, które miały miejsce nawet w światach teoretycznie idealnych.
Może właśnie dlatego oczy Violet od razu poznały kulę z trzema dziurkami znajdującą się na lekkim podwyższeniu. W umyśle kucyka rodziło się wiele pomysłów, możliwości rozwinięcia się tej sytuacji, jednak w dziwny sposób żadna z nich nie zawierała najbardziej oczywistego zastosowania dla wywyższonego przedmiotu. Wręcz przeciwnie – każde z nich było inne, a niektóre sprawiały że ciarki przechodziło po ciele klaczy, sprawiając że niektóre z jej włosów zaczynały nieśmiało oddalać się od ciała, udając ucieczkę od miejsca, które już niedługo zostanie narażone na coś więcej niż fałszywe uczucie niebezpieczeństwa.


„Złap mnie jeśli potrafisz!” - napisany niebieskimi literami napis najwyraźniej został przetłumaczony przez kieszeń, bowiem ani jej oczy, ani magiczny róg nie zdołał ujrzeć pierwotnego kształtu informacji umieszczonym w powietrzu nad kulą do kręgli. Violet należała do mądrych kucyków i była tego świadoma, tak więc od razu była pewna tego, co stało się już kilka sekund później.
Czerwona kula ruszyła, staczając się z podwyższenia. Najwyraźniej była to wystarczająca szybkość potrzebna jej by aktywować magiczny, czy też stworzony za pomocą niezrozumiałej dla Violet techniki mechanizm. Żółty tor zaczynał kształtować się bezpośrednio pod powierzchnią kuli, nie dając żadnej możliwości, by normalne zmysły zdołały przewidzieć to, gdzie zostanie on stworzony w przeciągu kilku kolejnych sekund.
Coś, co znajdowało się na czole klaczy podpowiadało jej, że to nie koniec całej scenerii, co zostało potwierdzone przez słuch Violet. Dźwięk uciekającej kuli został zagłuszony przez zderzenie gigantycznego... kręgla oraz podłoża.


Reyner

Tym razem przed oczyma duszka pojawiło się tak wiele, by po chwili po raz kolejny pogrążyć go w ciemności. Najpierw, z urządzenia o którego istnieniu Reyner nie był świadomy, wyświetliło przed lalką, którą wziął ze sobą z pierwotnego świata ekran, a na nim pojawiały się kolejne informacje, podawane jednak w sposób nie tyle przyjemny, co po prostu najszybszy, najbliższy chociaż jednej z prawd i jak najmniej zmanipulowany przez dodatkowe epitety.



Zdjęcie małej i to nie tylko w kwestii wzrostu, co i wieku istocie, względem której nawet Ann zdawała się być przedstawicielem starszeństwa gatunku, który w mniemaniu Reynera zwał się „człowiekiem ludzi”. Większość informacji podanych obok podobieństwa żywej istoty zdawała się duszkowi zbędna, zbyt... niejasna. Co miały opisywać te słowa zapisane w rubryce „Uczucia”? Jedynym które mówiło mu cokolwiek była samotność. Brak innych.
Czymś, co było kolejną zrozumiałą dla duchowej istoty informacją było napisane nieco nad zdjęciem imię: „Leira”. Po raz kolejny do świadomości ducha wpadło kilka zbędnych, zupełnie niezrozumiałych dla niego wiadomości.
Swoistym podsumowaniem wszystkiego miał być podpis, oraz polecenie przekazane mu przez maszynę.

„Niech samotność będzie jej obca – Ann”



Baron Sapienza

Ten, który stał się świadkiem nieograniczonego potencjału słów, będąc mimowolnym obserwatorem tego, jak każde poszczególnego słowo zmieniało jego otoczenie. Oczywiście wszystko nie działo się gwałtownie, lecz dopiero po kilku chwilach, które zdawały się być godzinami, jednak jaką różnicę miało to dla kogoś, kto za sprawą pojedynczego słowa od wiecznego bytu zdołał ominąć czas na zawsze.
Rośliny powoli zmieniały swój charakter, pojawiało się coraz więcej wynaturzeń, takich jak wielkie tygrysy chodzące wokół wyznaczonego przez odległość swoistej łodygi będącej integralną częścią ogona stworzenia, przytwierdzającej ją do ograniczonego obszaru. Tym, co odróżniało ten organizm od jego ziemskiego pierwowzoru był brak jakichkolwiek dźwięków, zero pomruków, oraz innych tym podobnych sygnałów. Dodatkowo kolor, z racji niedoboru pigmentów, był całkowicie zielony. Na nic zdawały się tak piękne wzory stworzone przez naturę, jednak tym razem twórcą nie była wybaczająca wszystkim matka, lecz coś bliższego do poganiacza niewolników. Długie łodygi pięknych, orientalnych kwiatów dających temu miejscu niemalże nieograniczoną mnogość kolorów, ustąpiły miejsca smutnych, stwardniałych krzewów zawdzięczających swoją nazwę pierwszym ogrodzeniom – płotom.

Trawa szybko zamieniła się w pnącza, te zaś zaczynały oplątywać barona, robiąc to jednak całkowicie poza świadomością więźnia z wyboru. Mężczyzna zdał sobie sprawę dopiero gdy jego nogi zostały silnie oplątane, zaś zewsząd nadciągały kolejne, tym razem pokryte dziwną, żółtą substancją pędy.
Czyżby czempion Bastet miał zostać skazanym na coś więcej niż wieczne oczekiwanie i to tylko z powodu jego słów? Tym, co dawało nadzieję była przestrzeń, która dziwnie zagięła się w jednym z miejsc.

3 – głosił napis górujący nad ogrodem. Chwilę później ustąpił on miejsca małej, przejrzystej tabeli:
[Więzień – OK
Pani – OK
??? - OK]


Kenya – Shura

Ze wszystkich śmiałków to właśnie ta istota, zmieniająca sposób, w jaki postrzegają ją inny miała zadanie należące do... cóż, każde zadanie miało wyznaczyć śmiałkowi coś nowego, pokazać że nie wszystko jest takie, jakim zawsze się wydawało. Pierwsze z pięter miały przeważnie nieco ograniczony potencjał, testując tylko jedną, lub kilka z cech, nie zaś wszystkie równocześnie. Przynajmniej, o ile ktoś ma cokolwiek, co mógłby nazwać szczęściem. Czy tak było w przypadku Kenya – Shury?
Odpowiedź nigdy nie jest prosta, zaś udzielenie takiej, która w jednym słowie zamknie wszystko jest niemalże niemożliwe. Gdy bezpłciowa istota spojrzała w dół, to do jej świadomości dotarło, iż podłożem dla jego nóg był dziwny, nieco słoneczny dysk. Gdy tylko w grę weszły naturalne odruchy, a głowa zatańczyła na ciele, by omieść wszystko wszechpotężnym zmysłem wzroku, do jej świadomości dotarło istnienie kilku, rozrzuconych w każdym kierunku, zataczając niemalże koło wokół miejsca startowego dla Kenya-Shury.


Powietrze zostało gwałtownie rozcięte przez lecącą z ogromną prędkością piłkę, która, gdy tylko oddaliła się wystarczająco, znikając z oczu stojącego przed testem śmiałka zniknęła, by już po chwili wystrzelić w jego kierunku, jednak z nieco mniejszą prędkością. Szczęśliwie – refleks wystarczył, i ciało tego bytu nie zostało narażone na żadne rany.

Nad głową Kenya-Shury pojawił się znany już czytelnikom ekran, wyświetlający optymistyczną informację: „Pozostało 9 piłek”.



Istota

Tym razem pierwszym, z czego zdała sobie sprawę istota był kształt tego, w czym obecnie się znajdowała. Z całą pewnością była to struktura podobna do jej obecnego wyglądu – kuli, jednak znacznie, znacznie większa. Właściwie to... zdawało się że powierzchnia była nieograniczonej wielkości, zaś jedynym widocznym świadectwem tego, że nie jest ona poza czasem i miejscem, poza pływem wydarzeń, była świadomość innej istoty, która pojawiała się co kilka chwil w jednym, przynajmniej obecnie stałym miejscu.
Informacje, które przekazywała były za każdym razem inne. Raz zdawała się być tak podobna do wszechistoty, by w przeciągu kilku kolejnych sekund, podczas następnego przebłysku stać się jej dokładnym przeciwieństwem.

Najpierw tajemnicza niewiadoma prosiła o kontakt, niemalże nie mogła sobie wyobrazić tego, że ktoś odrzuci jej wołanie o bliskość. Smutny krzyk zdawał się rozchodzić w nieskończoność, prosząc wszystko, co może spotkać na swej drodze o najdrobniejszy kawałek ich uwagi, błagając tym samym o uwolnienie od ostatecznego więzienia samotności i rozpaczy.
Chwilę później jednak wołanie to zmieniało się w brutalny krzyk, który nawet istotę wprawiał w stan odrętwienia, zaś nawet najmniejszy ruch zaczynał sprawiać jej problem, tak jakby niektóre z tworzących ją mniejszości przestały być częścią większości.

Czy możliwe jest być w ogóle, jednak nie działać z nic, czy może nawet stawać się dziwną formą opozycji? Nic nie było pewne, jednak cząsteczka świadomości, która tak niedawno zasiliła strukturę tego bytu, zdawała się być myślącym dowodem tej właśnie tezy.


Silvo

Kruk pojawił się w miejscu tak dziwnym, obcym. Wszystko, co działo się odkąd przekroczył magiczne wrota, było nie do pojęcia. Jeśli jego zdolności oceny czasu były prawidłowe, to przez kilka dni znajdował się w niebycie, będąc tylko po to, by stwierdzić że z jego jestestwem jest coś nie tak. Zniknął on z okolicy biegu wydarzeń na chwilę, by pojawić się raz jeszcze gdy tylko pociąg pędzący po torach przeznaczenia potrzebował nowego pasażera. Nawet jego czarny płaszcz zdawał się istnieć tylko po to, by potwierdzać możliwość jego braku. Jednak gdy tylko pojawił się on z powrotem w metaforycznym pociągu przeznaczenia, przestało mieć to znaczenie.

Tym razem został on rzucony do pięknego ogrodu, który w przeciągu krótkiego czasu przemienił się z realnego Eden w coś znacznie gorszego, bliższego do efektu swoistej syntezy puszczy oraz głębszych kręgów piekieł – przedziwny labirynt utworzony z żywopłotów, oraz strażnicy, będący dziwną interpretacją gargulców strzegących kamienne monumenty. Możliwe że materiał miejsca, które pilnowały był tym, co musiało być głównym budulcem jego obrońców. Najprawdopodobniej przez to jego oko mogło uchwycić w tym miejscu okazy takie jak tygrys-roślina, czy nawet trzymetrowe golemy, będące dziwną formą tchniętej magią flory. Wszystko jednak zostało przysłonięte przez żywopłoty gdy tylko spadł na ziemię.

Jedynym, co teraz widział była droga przed siebie, oraz, co nieco bardziej intrygujące napisy zdobiące niebo. Do umysłu Silvy ze wszystkich stron docierały porównania unoszącego się w powietrzu ekranu do znanych mu z jego rodzimego świata telebimów. Ten zaś głosił następujące treści:

3 – ta pojedyncza liczba była tym, co pojawiło się jako pierwsze, by po chwili ustąpić miejsca dziwnej liście:
[Więzień – OK
Pani – OK
??? - OK]
 
Zajcu jest offline  
Stary 24-02-2013, 23:03   #9
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
“Różnica, podobieństwo, ciekawość.”
“Chęć wymiany doświadczeń, obrazy z przeszłości”
Obcy świat tak różny. Wszystko utrwalone. Istota nie potrafiła zrozumieć wielu z nowych doświadczeń. Oto jednak pojaił się ktoś kogo rozpoznała, żywy, myślący. Tak podobny i tak różny. Pierwszy umysł w tym świecie z którym można było się połączyć. Istota zafalowała i wyciągnęła pseudopodium w kierunku obcego organizmu. Pragnęła poznać go, poczuć jego strukturę, dotknąć jego duszy. Dokładnie tak jak miało to miejsce w przypadku kontaktów w śród jej rodaków.
“Samotność, pragnienie kontaktu.”
Tym razem coś było jednak inne, nie pasowało do tego, co dobrze znane i rozumiane istocie. Ciężko było jej zbliżyć swe zrozumienie, a co dopiero stwierdzić, że wie co dzieje się w umyśle człowieka - śruby.
Szukasz kontaktu?
Choć słowa były nie zrozumiałe to intencja kryjąca się za nimi, czysta i klarowna.
“Potwierdzenie”
“Samotność, oddzielenie, dyskomfort.”
“Chęć odnowienia wspólnoty.”
Istota miała problem z łatwym zrozumieniem znajdującego się w pomieszczeniu pseudo naukowca. Z jednej strony otrzymywała od niego informacje, jednak zdawało się że tylko dzięki emocjom, które im towarzyszą mogła pojąć ich ideę.
Nie potrafiła pojąć co znaczą kolejne grymasy przemykające przez twarz człowieka o dosłownie zakręconym umyśle.
“Nie ma tu wielu takich jak ty” - rozległo się w pomieszczeniu, nawet jeśli tak naprawdę ciągle panowała w nim cisza. Istocie, czy może nawet istotom coś nie pasowało w sposobie, w którym odnosił się do nich. Jedne czuły w nim przyjaciela, zaś kilka różnych od woli ogołu wydawało się czuć w nim niepewność i nadchodzące zmiany.
Istota badała strukturę stworzenia z którym pragnęła porozumienia. Próbowała zrozumieć procesy w nim zachodzące i naśladować je. Może był to sposób na wzmocnienie więzi? W końcu wszystkie Istoty miały prawie identyczną strukturę co umożliwiało im lepszą komunikację. Łatwiej jest przekazywać myśli jeśli zmieszasz się z “rozmówcą”.
“Nie zrozumiesz, możesz tylko się przyłączyć” - zakomunikował naukowiec, kierując się powoli w stronę jednej ze ścian.
Istota podążyła za oddalającym się organizmem. Tylko on wydawał się chcieć nawiązać kontakt. Próbowała stale przesyłać mu odczucia i obrazy, sygnalizowała chęć swobodnego przepływu myśli i doświadczeń, chęć podzielenia się z kimś swoim zaskoczeniem, wrażeniami i odkryciami w nowym świecie. Chciała poczuć bliskość innej myślącej istoty. Oddzielenie od kolektywu było zbyt bolesne, zbyt przerażające.
Istota żywa, która jeszcze kilka chwil temu była śrubą, została wyraźnie ograniczona przez ściany. Ahh, jakieś to normalne, naturalne, by istota napotykały bariery, próbowała je pokonać. Tym razem jednak osobnik wystawiony na kontakt z czymś tak dziwnym ale i ostatecznym nie zamierzał jednak napierać na postawione przed nim ograniczenia, wręcz przeciwnie - wziął jeden z dziwnych przedmiotów, zdających się być budulcami ścian tego pomieszczenia, i uważnie obserwował.
“Ciekawe czy masz jakieś imię” - białowłosy zarówno stwierdził, jak i zapytał swego partnera do komunikacji, w końcu na pewno nie był to rozmówca.
Sporo czasu minęło gdy Istota podążała za “Śrubą” i rozważała o co właśnie została poproszona. Identyfikacja w jej świecie praktycznie nie istniała, wszystkie Istoty znały się absolutnie. Ten jednak osobnik chciał ją poznać, nie w całości ale w sposób umożliwiający odróżnienie od innych Istot. To było nowe, niesamowite przeżycie. Musiała się głęboko zastanowić nad odpowiedzią. Przesłać tylko część siebie, tylko odrobinę.
“Oddzielona część całości, samotna.” Spróbowała. Tym była na pewno i to ją różniło.
“Idea, myśl, pragnienie poznania, pragnienie ruchu, oszałamiająca potrzeba bliskości z innym umysłem: Czy to wystarczy za identyfikację? Istota nie miała pojęcia jednak tylko w taki sposób potrafiła skrócić i streścić swoje istnienie.
- Wiesz, w tym świecie istoty korzystają z “kieszeni”, urządzenia pozwalającego im sie porozumiewać bez względu na ich ojczysty język, czy sposób przekazywania informacji - naukowiec mówił, powtarzając każde ze słów w swych myślach. Robił to kilkukrotnie, nie wiedział jak dokładnie funkcjonuje to, z czym się spotkał.
“Wzmożona ciekawość.” Istota pierwszy raz spotkała się z ideą komunikacji za pomocą czegokolwiek innego niż swobodnej wymiany myśli. Koncept był nowy i całkowicie abstrakcyjny. Niby dlaczego cokolwiek miało by być potrzebne pomiędzy dwoma umysłami? Wszystko cokolwiek by się tam zznalazło raczej by przeszkadzało.
“Wątpliwości” Istota posłała swemu toważyszowi impuls, wiazkę uczuć i obrazów pokazując część jej świata, tę część która była kolektywnym umysłem.
“Niepewność”
“Zwątpienie”
“Ciekawość”
Trzy informacje nagle wpłynęły do istoty, jednak zrobiły to zewsząd, dosłownie - każda z nich przez chwilę zdawała się otaczać isotę, by po chwili zniknąć.
Istota scaliła sie z podłogą pomieszczenia, wędrowała w niej by wyjść ścianą. Szukała umysłu który nadał wiadomość. Odsyłała pozytywne emocje, chęć kontaktu, chęć wymiany poglądów.
“Poszukiwanie, zaproszenie, obietnica kontaktu.”
Byt stał się podłogą, czy może to ona stała się nim? Nie miało to zbyt dużego znaczenia, w końcu już za chwilę stał się ścianą. Strach. Jedynym, co mogły poczać bliższe zewnętrznej części pomieszczenia istoty było przerażenie. Tak ciężkie do opisania, tak trudne do zrozumienia. Pustka była nicością, zaś abstakrycjne ciarki przemknęły przez intelekt istoty.
Natychmist się wycofała wysyłając wszędzie poczucie winy i pragnienie naprawy szkody. Pragnęła tylko kontaktu ale spotkała się z brakiem zrozumienia. Ten świat był taki dziwny i obcy a zarazem fascynujący. Świat w którym kształty istniały niezależnie od umysłów istot go zamieszkujących.
“Pustka”
“Uważaj”
“Nie moja wina”
Po raz kolejny tylko trzy informacje nadeszły do istoty, tym razem również otaczając ją ze wszystkich stron. Coś, kilka z jej mniejszych części próbowało podważyć teorię ogółu, wskazywało na “śrubę”.
“Zagubienie”
“Próba nawiązania silniejszego kontktu”
Istota pragnęła zrozumieć, pojąć czym był ten byt który ją... Prowadził? W końcu to zrozumiała. Poddając się sugestiom swego przewodnika. Być może potrzebowała pomocy w kontaktach z innymi, być może ten świat różnił się jeszcze bardziej niż sądziła.
- Jak już mówiłem, wszyscy korzystają tu z mechanicznej “kieszeni” - naukowiec powrócił do wcześniej wspomnianego wątku, zaś wszystkie atakujące z każdego możliwego kierunku uczucia magicznie ustąpiły.
- Ty jednak nie masz takiej możliwości, prawda? - naukowiec próbował zweryfikować swoje poglądy, którym znacznie bliżej było to domysłów, niż jakichkolwiek teorii.
“Niezrozumienie”
“Kolejne zaproszenie do wolnej wymiany myśli”
Naukowiec westchnął, najwyraźniej coraz bardziej zirytowany trudnościami w kontakcie ze swoim “rozmówcą”. Niestety, każdy z nich działał na innej płaszczyźnie, co sprawiało kolejne nieporozumienia.
Tym razem z pomieszczeniu pojawiła się kolejna istota, jakże podobna do tej, która czuła się tu tak obco, tak pragnęła kontaktu. Była podobna, lecz inna. Chciała się połączyć, być razem.
Istota bez wahania otworzyła swój umysł wysyłając ku swej bliźniaczce pełny bagarz doświadczeń przemyśleń i opinii. Myśli które wystrzeliły niczym woda przerywająca tamę samokontroli, zalały obsą istotę falami radości ze spotkania z kimś ze swego rodzaju.
Coś w nowopoznałej istocie było inne... Różne od tego, co teraz stało się jej większością. Najwyraźnie podobieństwa między istotami kończyły się na budowie ich ciał oraz umysłów. Każde z nich posiadało bowiem całkowicie inne doświadczenia, zaś dla wszechbytu pamięć jego nowej cząstki było tylko swoistą rolką filmu, informacjami w formie zdolnej do wykorzystania przez ogół.
“Naukowiec”
“Zły”
“Strach”
“Zaprzeczenie”
“Pomoc”
“Zaufanie”
To właśnie informacje, które zdawały się być skróconym zapisem chronologicznym znajomości nowej cząstki istoty oraz człowieka-śruby.
Wiele z informacji było dla Istoty całkowicie nowych i wymagało od niej karkołomnych wręcz wysiłków umysłu aby mogła je pojąć. Bo jak zdefiniować zło kiedy do tej pory istniałeś we wszechświecie w którym wola twoja i twej rasy stanowi prawo absolutne? Jak w takim wypadku zdefiniować strach skoro do tej pory nie było się czego bać? Istota zamarła na jeden krótki moment który był wiecznością. Przyjmowała wszystko do siebie, otworzyła się bez zastrzeżeń. Ukazała najgłębsze otchłanie świadomości i ego. Wszystko czym jest. I zawarła to w prośbie o pomoc. Prośbie o wyjaśnienie tego świata.
Wszystko zostało przykryte przez pustkę jakże przyjemnym płaszczykiem nicości, zabierając wszystko co było i dając to, co będzie.
 
Pan Błysk jest offline  
Stary 27-02-2013, 21:24   #10
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Chłopak był dosyć wesoły. Jego obecna sytuacja choć nieco niespodziewana nie wyrzucała go z równowagi czy skupienia. Po prostu nie miał w sobie złości, póki co.
Z radością myślał o tym, że niewykorzystany potencjał dyskusji jaką niedawno odbył będzie podążał za nim niczym nieśmiały cień. Nie była to jednak pasjonująca rozmowa, toteż niepowinien łaknąć następnej.
Zaczął przyglądać się kuli analizując w myślach wiadomości.
Na dobrą sprawę w tego typu sytuacji powinien być ostrożny i szukać innego wyjścia czy też badać intencje otoczenia. Ale po co? Jest w miejscu którego nie zna, w którym co by nie zrobił i tak ryzykuje błędem. Dużo prościej będzie podążać liniowo za losem, takim jaki się ten prezentuje.
Niebieskowłosy wyciągnął ręką i spokojnie zaczął kłaść ją na kuli, drugą ręką przytulając swój dywan. Jakoś nie chciał go stracić.
Sfera była stworzona z czegoś, co nie było możliwe do rozpoznania, przynajmniej biorąc pod uwagę wiedzę, którą posiadał niebieskowłosy. Zdawała się jednak całkiem przyjemna w dotyku.
Aladdyn pomasował kulę i rozejrzał się ponownie po ścianach. Nie było zbyt wiele filozofii w wiadomości którą przekazywały...Podniósł rękę a jego skórę zaczęły obrastać kamienie. Z ciężką siłą pięść zaczęła opadać na kulę.
Chłopak lubił takie rozwiązania.
Pierwsze uderzenie w przyjemny sposób odbiło się od powierzchni kuli, tworząc małe wgniecenie. Drugie z nich stworzyło dokładnie taki sam efekt. Dopiero trzecie sprawiło, że w budowie kuli zmieniło się cokolwiek. Tym razem nieco ziemi z posadzki podniosło się, oplątując kulę, tworząc na jej powierzchni pewnego rodzaju pancerz.
Innymi słowy broniła się.
Pytaniem było: ponieważ była żywa czy może tak była zrobiona. Wieża jest najpewniej pełna artefaktów. To mógł być jeden z nich.
Chłopak ponownie spojrzał na ściany. Podszedł do jednej z nich i dla odmiany...uderzył w nią.
W końcu nikt mu nie powiedział gdzie ma szukać zawartości. Kula nie chciała się otworzyć, a po co ją krzywdzić? No chyba, że skończą mu się pomysły. Póki co kombinował.
Ściana odwdzięczyła się niebieskowłosemu dokłanie tym samym, sprawiając że jego nogi szybko straciły kontakt z podłożem, zaś tym czego ciało dotknęło zaraz po tym, była znajoma mu podłoga pokrywające podwyższenie z kulą. Ściany ruszyły się nieco w jego kierunku.
Aladdyn doznał dziwnego wrażenia, że przedmioty w tym pomieszczeniu nie są konkretnie tym, na co wyglądają a prędzej ikonami, symbolami tego co faktycznie miały przedstawiać.
Ściana stawiała opór, przez co nieco chciał ją skrzywdzić. Mógłby rzucić w nią kulą, ale pewnie ta odbiła by się w niego. Nie było sensu przeć na siłę.
Niebieskowłosy rozwinął swój dywan na podłodze. Postanowił wziąć kulę i usiąść na dywanie aby poszukać informacji na jej temat wewnątrz zapieczętowanej w nim wiedzy.
Klątwa, która z całą pewnością mogła być nazwana błogosławieństwem trawiła ciało i ducha niebieskowłosego, nie pozwalając mu cieszyć się pełnią żywota, rozwlekając jego długość na wieczność, tak by nawet przyjemność zaczynała być nudą i rutynę. Obiektywne porównanie zysków i strat było niemożliwe nawet dla geniusza, którego potomek pustynnych krain miał niedługo spotkać na swojej drodze.
Gdy tylko przekleństwo zaczynało działać, łącząc świadomość bytu nadzwyczajnego, jednak ciągle - ograniczonego swoją cielesnością oraz duchowością, jego umysł wpływał na inny, znacznie wyższy, jeśli wogóle możliwy do zidentyfikowania poziom.
W jego umyśle szybko zaczynały otwierać się kolejne księgi, będące swoistą wizualizacją światów, które znał niestrudzony mędrzec Salomon. Każda z nich została przekartkowana w przeciągu ułamka sekundy, zaś brak jakiejkolwiek zgodności sprawiał, że odlatywała w niebyt, skąd zdawała się przybyć.
Tym, co przeklęty chłopiec zdołał otrzymać od losu już za pierwszym podejściem była jakże skromna informacja o tym, że adaptuje się ona do otoczenia.
Dopiero gdy zagłębiał się dalej, zaś z każdą przewróconą stroną okoliczne ściany zaczynały zbliżać się nieco bardziej, zdał sobie sprawę z tego, że adaptacja polega nie tylko na dostosowaniu własności fizycznych, ale i psychicznych.
Aladdyn został skonfundowany. Nie rozumiał natury kuli. Ani kuli ani ścian.
Adaptacja kuli przypominała bardziej ewolucję gatunkową niż cokolwiek innego. Ściany wydawały się być potwornie wrogo nastawione. Wszystko było nie-wiadomo-czym a to dopiero pierwsze piętro. Jest jak widać mała różnica między wiedzą a inteligencją. To pierwsze wymagała tego drugiego...Aladdyn nie koniecznie miał dość zapasu wszystkiego.
- Właściwie gdzie jestem? - zapytał sam siebie zamyślony i położył kulę n dywanie. Mrugnął i jego ciało stało się...przeźroczyste. Podszedł do jednej z ścian mając zamiar przeniknąć przez nią i zobaczyć, co jest tam dalej. O ile oczywiście nie spostrzeże przepaści. Koniec końców byli w wierzy takoż ilość pomieszczeń musiała być ograniczona.
Niebieskowłosy kolejny raz tego dnia zmienił swą postać, tym razem przemieniając się w ducha, tylko po to, by napotkać magiczne ograniczenia. Najwyraźniej świat, który zdawał się mieścić wszelakie indywidua, nie był tak skomplikowany, bowiem chronił on swych sekretów jak tylko było to możliwe, jak gdyby bojąc się, że ktoś stworzy drugą, podobną tej wieżę.
- Jeżeli nie możesz zobaczy co jest na zewnątrz, zbadaj wnętrze, huh? - mruknął sam do siebie odwracając się ponownie do kuli. To nie tak, że miał jakieś inne opcje. Ściany chcą go zmiażdżyć a sama kula jest całkiem uzdolniona w unikaniu zniszczenia.
Chłopak wziął przedmiot i przytulił go aby...wejść do środka. Przynajmniej to starał sobie wyobrazić oferując tej kreacji symbiozę.
Niebieskoskóry, wodzony zarówno przez związanego z nim przez przekleństwo Salomona, jak i zwyczajną frustrację, zdecydował się na ruch jakże ryzykowny. Nie wiedział on zbyt wiele na temat materiału, którym właśnie zaczynał się stawać, zrozumiał jednak bez większych problemów to, co właśnie działo się w tej sali. Teraz mógł być pewien tego, co miał za zadanie wykazać ten tekst. Świadom był również swojej głupoty, oraz, co znacznie gorsze, samotności.
Ta zaś uderzyła go z nienacka, gdy jego ręka zaczynała stawać się podobna do tajemniczej kuli. Nagle jego umysł zaczynał panikować, brakowało mu w otoczeniu punktów odniesienia, czegokolwiek co szanowałoby by go bez względu na zmiany w obecnym świecie. Były to obce Alladynowi uczucia, jednak szybko pokrywały coraz większą część jego umysłu, zaś rozterki emocjonalne zaczynały stawac się nie do zniesienia.
Głośne uderzenie serca tak młodego człowieka stwarzało wrażenie, że należy on do grupy osobników wiecznie otwartych i zdolnych do czynienia dobra. Jak dziwny, mylny był ten pojedyńczy dźwięk, dający znak o arytmii nie tyle fizycznej, co mentalnej. Stało się coś niepewnego, dziwnego, zaś potomek pustyń zaczynał czuć gromadzący się w drugiej części ciała gniew. Najwyraźniej jego ciało miało stać się miejscem bitwy uczuć.
A więc kula była samotna? Brakowało jej punktu odniesienia w tym świecie?
- Zamknij się! - warknął na nią uderzając w skorupę wolną ręką. - Nie narzucaj innym tego typu emocji - Z tymi słowami poszła druga pięść. - Jeżeli się zatrzymasz i zbierzesz nieco wiedzy zawsze znajdziesz jakieś powiązanie. Samotność to iluzja. - warczał na przedmiot niczym na żywe stworzenie jednak nie przerywał symbiozy. Jeżeli kula chciała przyjaźni to jej ją dostarczy. Może wtedy znajdzie drogę w górę.
- Dasz mi wiedzę? - ręka przemówiła do swego właściciela, co wielu mogłoby przyprawić wielu o... gęsią skórkę, oraz prawdopodobnie nic więcej, wydawało się bowiem całkiem bezpiecznie.
- Ile tylko chcesz. - odparł z uśmiechem ponownie sięgając do złożonych w nim darów Salomona. Przyglądał się uważnie ścianom obawiając się, że będzie musiał przestać w pewnym momencie. Miał nadzieję, że kula będzie pochłaniać to czego pragnie możliwie szybko.
 
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172