Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2012, 20:55   #1
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
[ONE PIECE] Grande Line

Loguetown – miasto początku i końca. Rodzinne miasto, a zarazem miejsce śmierci Króla Piratów, Gol D.Rogera.

Miasto to jest ostatnim przystankiem piratów wkraczających na największy ocean świata. Grande Line. W tym też mieście zebrały się cztery, naprawdę wyjątkowe persony. Gabriel de la Teinture, Ayer, zwany cichym, lub też pięknym, Desmond black, oraz Sasori Kazegiri. Każdy z tych mężczyzn zdołał już przyciągnąć uwagę rządu światowego. Każdy z nich miał więc wystawiony list gończy. Za każdego była też wyznaczoną nagroda. Czysty przypadek sprawił, że jednostki tak wyjątkowe jak te trafiły do Loguetown w tym samym celu, oraz tym samym czasie.

Nieco mniejszym przypadkiem było już ich spotkanie. Każdy pirat, lub człowiek pragnący nim zostać, trafia w końcu do portowej karczmy „Mordownia”. Marines zaś zostawiają ją w spokoju za drobną opłatą, przynajmniej dopóki jej bywalcy nie zaczynają sprawiać zbyt dużych kłopotów.

W tejże tawernie spotkało się czterech wymienionych wcześniej mężczyzn. Nieśmiali z początku, później ośmielili się wyjawić sobie cel ich wizyty w Loguetown. Każdy z nich chciał być piratem. W ten oto sposób, od słowa do słowa, postanowili założyć własną załogę.

Pierwszy problem pojawił się dosyć szybko, śmiałkowie nie posiadali statku. To jednak nie było wielkim problemem. Mężczyźni ruszyli do portu, chwilę zajęło im poszukiwanie statku odpowiedniego dla niewielkiej grupy piratów. Gdy już znaleźli okręt, który nie był, ani za mały, ani za duży, okazał się strzeżony przez trójkę marines.

Mężczyzna przedstawiający się jako Gabriel uśmiechnął się tylko lekko, powiedział wszystkim by poczekali, następnie zaś chwycił swój, przewieszony wcześniej przez ramię, karabin i trzema szybkimi strzałami oślepił żołnierzy.

Przyszli piraci wpadli z impetem na pokład, wyrzucając oślepionych marines za burtę. Odbili od brzegu, uśmiechnięci od ucha do ucha. Znali się raptem parę godzin, a już zdołali ukraść statek.

***

Każdy z mężczyzn był w Loguetown wystarczającą ilość czasu by wiedzieć, że jedyna droga na Grande Line wiedzie przez Reverse Mountain, odwróconą górę. Żaden z nich nie był jednak pewien skąd ta nazwa się wzięła. Byli właśnie w drodze do tej dziwacznej góry.

W czasie przeszukania okrętu znaleźli spore ilości jedzenia, wody, oraz dziwaczny kompas, którego igła znajdowała się w szklanej sferze. Najwidoczniej mieli dużo szczęścia, ponieważ trafili na statek przygotowany do wypłynięcia.

Nie minęło dużo czasu nim piraci znaleźli się u podnóża góry. Wszyscy jednocześnie zrozumieli skąd wzięła się nazwa. Przez tą górę przechodził strumień, strumień płynący w górę. Mężczyźni jak jeden wzięli głęboki oddech, po czym skierowali statek w sam środek nurtu. Pomknęli w górę jak na skrzydłach, woda boleśnie chlastała ich po twarzach, oni jednak uśmiechali się szeroko. W końcu spełniali swoje marzenie, wpływali na największy ocean świata, na Grande Line.

Podróż w górę strumienia skończyła się jednak równie szybko jak się zaczęła, statek wystrzelił w powietrze, piraci nie mieli jednak czasu na zachwycanie się lotem, ponieważ tak gwałtownie jak statek wzleciał w powietrze, tak samo gwałtownie uderzył w wodę, nabierając jeszcze większej prędkości.

Już po chwili Gabriel, Ayer, Desmond, oraz Sasori mogli ujrzeć podnóże góry. Jednak nie było ono wolne od przeszkód, naprzeciwko nich, znajdowało się jakieś dziwaczne, czarne wzniesienie, zbliżające się z wielką prędkością...
 
pteroslaw jest offline  
Stary 23-10-2012, 21:46   #2
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Słony, morski wiatr rozwiewał długie, czarne kędziory Gabriela, stojącego za sterem okrętu zjeżdżającego z prądem ze szczytu góry. Mężczyzna wytężał swoje sokole oczy, dostrzegające nieomylnie wszystko wokół niego, gdy nagle u ujścia prądu do morza zamajaczył mu potężny, czarny kształt. Szybkim ruchem zdjął z ramienia Painter's Rifle i przyłożył do oka lunetę celowniczą.
- Panowie!- Wykrzyknął.- Mamy na kursie coś...! Czarną skałę...!- Rzucił, zawieszając karabin na dawnym miejscu.- Zrzućcie szmaty z rei, spróbujemy wytracić prędkość i nie zderzyć się z tym czołowo.- Zakomenderował, chociaż formalnie nie miał takiego prawa, nie będąc dowódcą. Stał jednak za sterem jako osoba umiejąca już żeglować, dlatego poczuł się w obowiązku, by dokonać próby ocalenia kompanów. Po czole strzelca spłynęła samotna stróżka potu, zabarwiona lekko zieloną akwarelą.
- Nie dajmy się zabić, messieurs!-
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 24-10-2012, 21:17   #3
 
Nutella's Avatar
 
Reputacja: 1 Nutella nie jest za bardzo znany
Desmond Black spokojnie czytał sobie książkę, kiedy nagle usłyszał jak Gabriel, który stał przy sterze coś mówi. Mówił, że mamy na kursie coś czarnego i dużego. Oraz mówił też, co trzeba zrobić, żeby tego uniknąć. Desmond nie znał się jakoś super na żeglowaniu więc uznał że będzie robił po prostu to co mówią. Wstał, odłożył książkę na bok i zaczął zrzucać szmaty z rei. Kiedy wszystkie były już zrzucone, poszedł na przód okrętu i przyjrzał się przeszkodzie. Wielkie i czarne. Cóż to może być?
 
Nutella jest offline  
Stary 25-10-2012, 21:39   #4
 
Carasell's Avatar
 
Reputacja: 1 Carasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodze
Gdy już zdołał rzeczowo ocenić sytuację statku po tym, jak góra wystrzeliła go w powietrze i nagle uderzyła w wodę (całkowity burdel, zero ładu i składu. Dziwne w ogóle, że maszt się nie złamał), ruszył szybkim krokiem w stronę dziobu, by po raz pierwszy w życiu zobaczyć największy ocean świata: Grande Line. Widok zapierał dech w piersiach. Nie zdążyli jeszcze nawet nań wpłynąć, a tu czekała na nich już pierwsza przeszkoda: Duże, czarne.. coś. Niby skała, ale skały do końca mu to nie przypominało. W każdym bądź razie wypadałoby w to nie uderzyć.. niczym, a nie tylko od czoła.
- Sternik, manewruj, by w ogóle się z tym nie zderzyć, jeśli chcesz dalej płynąć!
Jakkolwiek by w to nie uderzyli, z pewnością na tym zdarzeniu zakończyłaby się ich krótka, wspólna przygoda.
Potem spojrzał na Desmonda. Widać chłop potrafił zachować spokój i opanowanie nawet w, możliwe, że najbardziej ekscytującym momencie jego życia. Na statku panuje istny burdel powodowany nienormalną prędkością, a ten sobie spokojnie czyta książkę, nie zważając na nic. Jego opanowanie może okazać się w niektórych przypadkach nieocenione.
Już wcześniej trochę pływał jako członek załogi, także całkiem sprawnie radził sobie z obsługą statku. I tak oto stwierdził, że nie posiadając ekipy doświadczonych wioślarzy ich szanse na wyjście z tego cało są.. nie oszukujmy się, ale marne.
Nic jednak nie szkodziło spróbować. A może któryś z członków załogi posiadał moc jakiegoś owocu, która by im się teraz niezmiernie przydała? W każdym razie bardzo potrzebowali jakiejś siły zwrotnej i to szybko. On sam mógłby spróbować coś zdziałać, jednak pęd statku wydawał się o wiele za duży, jak na jego skromne możliwości.
 
Carasell jest offline  
Stary 27-10-2012, 03:26   #5
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
„Udało się” – pomyślał uradowany Sasori, spoglądając na piętrzącą się przed nim Reverse Mountain. Wreszcie znalazł ciekawą załogę, chętną by razem z nim zawędrować na bezkresne oceany, wiodąc wolne życie pirata, brużdżąca czasami rządowi, ale przede wszystkim, spełniając swoje cele i marzenia. Już czuł jak natchnienie przenosi się z serca, przez mózg do końcówek palców. Chciał tę emocję przenieść na swój ukochany instrument, ale strach przed jego stratą powstrzymywał go skutecznie. Musiał więc zapamiętać te emocje, tak samo jak zapamięta na całe życie, wydarzenia z ostatnich tygodniu, zapoczątkowane w Loguetown...

***
Kilka dni wcześniej

Kiedy postawił swoje stopy na wyspie, pierwsze co go uderzyło to zapach ryb. Pomimo kilkutygodniowej podróży nadal nie przywykł do tego zapachu. A na statku wycieczkowym niemalże codziennie podawano różnorodne potrawy rybne. Na szczęście załoga miała mniej rarytasowe wyżywienie, ale dzięki temu znacznie bardziej mięsne. Najął się jako majtek, albo lepiej powiedzieć, „Człowiek od Wszystkiego”. Taka była jego oficjalna funkcja. O tej prawdziwej wiedział tylko kapitan, no i może kilku oficerów. Co prawda był jeszcze na tyle sławny by rozpoznawano go bez kłopotu na ulicach, ale nagroda za głowę robiła swoje. Kapitana mało obchodziło, czy to co zrobił by na nią zasłużyć było słuszne czy nie. Jego obchodził jedynie bezpieczny rejs. Dlatego najął go jako ochroniarza, na wypadek napadu piratów, do którego na szczęście nie doszło. Mimo to Sasori otrzymał pełną wypłatę oraz ofertę przyłączenia się do załogi na stałe. Chociaż traktowano go tam jako swojego, to odmówił. Miał swoje własne cele i czuł, że tego dnia przeznaczenie jest po jego stronie. W końcu to w tym mieście coś się zakończyło, żeby mogło trwać coś.
Miasto było solidnie obsadzone przez marines, ale przyszłego pirata dużo to nie obchodziło. Radośnie przemierzał ulice miasta z tobołkiem zawieszonym na kiju. Nie miał jasno określonego celu. Kierował się instynktem. To on zadecydował, żeby udać się do karczmy „Mordownia”. On też sprawił, że przysiadł się do trójki nieznajomych, rozpoczynając z nimi rozmowę. Od kufla do kufla, mężczyźni polubili się, a że wszyscy mieli mniej więcej podobne cele, postanowili zrealizować je wspólnie. Tak stworzyło się „Jeszcze-Nie-Nazwana” załoga. Oczywiście w przyszłych balladach moment jej powstania będzie znacznie ciekawszy. Będzie opowiadał o ich mężnych walkach z reżimem rządu, gdzie w obliczu zagrożenia schwytaniem, połączą swoje siły niemalże nie zrównując siły Loguetown z ziemią. Zawiążą też wtedy więzy przyjaźni na całe życie i wspólnie wyruszą w morze. Albo coś w tym guście. Bajarze zawsze lubują się w wyolbrzymianiu zwykłych wydarzeń.
Po kradzieży, jak to piraci, statku, wyruszyli w morze z wielkimi celami, marzeniami oraz szansami na przeżycie niezapomnianych przygód. Na cześć tego dnia odkorkowali też beczkę z jabłecznikiem, która znajdowała się na pokładzie i przy akompaniamencie Sasoriego, radośnie śpiewali pirackie pieśni.

***

Sasori kurczowo trzymał się burty łodzi. Nie był od urodzenia zbratany z wodą. Sztormy nadal wywoływały u niego niepokój w okolicach żołądka. Co dopiero szalona przejażdżka na Reverse Mountain. Czuł że robi się coraz bardziej blady i podniecony wraz z nabieraniem prędkości przez okręt. Woda oraz pęd powietrza zwilżały jego czoło oraz szeroki uśmiech, który nie schodził mu z twarzy. Czuł się jak młodzian przed pierwszym dniem szkoły. Nie... raczej jak dziecko przed wymarzonym prezentem gwiazdkowym. Już go powoli rozpakowywał, ale doskonale wiedział co się tam znajduje i jaką radość mu to sprawi. Tylko te cholerne wstążki! W tym przypadku taką właśnie wstążką dla nich okazało się być czarne, olbrzymie coś u wylotu z kanału. Idealnie na ich drodze. W zetknięciu z taką masą przy takiej prędkości nie zostanie z nich nawet łupinka. Momentalnie przez umysł zaczęły biec szalone myśli, pomysły na wyjście z sytuacji. Nie znał się na nawigacji oraz kierowaniu statkiem. Musiał się jeszcze sporo nauczyć w tej materii. Zrzucenie żagli podziałało tymczasowo. Zwolnili ale to nie wystarczyło. Początkowo oceniał, czy przy pomocy jego technik dałby rady zniszczyć albo chociaż przesunąć to coś. Dopiero gdy się bliżej przyjrzał to zauważył, że ta czarna masa się powoli porusza i żyje. Szukał więc innego wyjścia ale nic mu nie przyszło do głowy. Poza jednym. Pomiędzy wyjściem z kanału a tą istotą była mała przestrzeń. Ciężko było by w nią trafić przy tej prędkości. A skoro nie można zmienić prędkości, to trzeba powiększyć przestrzeń. Plan był szalony. Gdyby zaproponował go na głos, z pewnością jego towarzysze kazali by go związać i zaprowadzić do najbliższego lekarza. Kiedyś jednak ktoś szalony rzucił wyzwanie całemu światu, rozpoczynając erę piratów, więc czemu nie.
- Sterniku! Kieruj się na lewo, w tę przestrzeń. Może tam mamy szansę – próbował przekrzyczeć wiatr.
Wdrapał się na coś z przodu statku, co chyba fachowo nazywa się bukszprytem. Tam skupił energię wewnątrz swojego ciała, tak jak uczyli go mistrzowie. Wybrał moment w którym skały wzdłuż kanału znajdowały się w optymalnej odległości. Wykorzystując prędkość spadającego statku, skoczył do przodu i odbił się do skał w kierunku czarnego bloku. Już w powietrzu uwolnił zgromadzoną energię, przyjmując formę kata.
- Styl Tygrysa: Dłoń Buddy!
Fale dookoła miejsca uderzenia otwartej dłoni, rozchodziły się cylindrycznie. W kanale rozbrzmiało potężne echo. Kazegiri nie był w stanie ocenić skutków swojego czynu, ale miał nadzieje, że pozwoli to statkowi w miarę bezpiecznie wydostać się na otwarte wody.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 29-10-2012, 21:04   #6
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Gabriel zakręcił gwałtownie kołem kierując statek w wąski przesmyk pomiędzy, jak się okazało nie górą , a olbrzymim wielorybem. Prąd jaki ich unosił sprawiał, że żagle byłyby bezużyteczne, wszystko było w rękach malarza, stojącego za sterem.

Statek zaczął powoli skręcać w przesmyk. Wartki nurt, który dotychczas nadawał okrętowi szybkości, teraz zaczął go przechylać. Jednak to nie przeszkodziło dzielnej załodze. Nastąpił bowiem zaskakujący zbieg okoliczności. Fala uderzeniowa wytworzona przez, Sasoriego uderzyła w część wieloryba wystającą nad wodę.

Ten zachwiał się i upadł do tyłu w wodę. Fala która przy tym powstała zrównoważyła statek, przewracany przez nurt Reverse Mountain. Okręt wspiął się na falę, po czym delikatnie spłynął przez przesmyk.

Wieloryb jednak nadal szalał pod wodą, wzburzając morze. Cała załoga czuła drgania okrętu. Po chwili jednak dało się słyszeć głos krzyczący:

-Laboon! Uspokój się.- Działania wieloryba ustały tak gwałtownie jak się zaczęły. Piraci równocześnie obrócili się w stronę z której dochodził głos. Ujrzeli tam dziwacznego mężczyznę.


Mężczyzna uśmiechnął się po czym powiedział:
-Jestem Crocus, zawiaduję tutaj latarnią morską. Witam was na Grande Line.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 30-10-2012, 19:54   #7
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Gabriel odetchnął z ulgą i otarł sobie pot z czoła. Wyszli z tego cało, nie zderzyli się z... tym. Całe szczęście.
To okazało się w tym przypadku nieprawdopodobnych wręcz rozmiarów wielorybem. Malarz poczuł ukłucie mieszaniny strachu i podziwu na widok tak... wyraźnego tworu matki natury. Nagle usłyszał głos.
Piratów wzywał jakiś starszy jegomość, przedstawiający się jako opiekun latarni morskiej.
Malarz chwycił ster i pokierował okrętem w kierunku brzegu, gdzie Crocus stał, aby zmniejszyć dzielącą ich odległość i zmniejszyć potrzebę podnoszenia głosu podczas rozmowy.
- Czołem, monsieur Crocus.- Skinął głową i skłonił się Gabriel.- Wszystkich podróżnych witasz w tak... szczególny sposób? Nie często widuje się tak... wspaniałe zwierze.-
Kątem oka Gabriel zauważył, że jego biała koszula, a konkretniej jej rękawy są już poplamione farbą. Widocznie ubrudził się, ocierając pot z czoła.
- Tak czy inaczej, messieurs, wytyczmy kurs! Ocean przed nami!- Zakrzyknął do załogi.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 01-11-2012, 10:24   #8
 
Carasell's Avatar
 
Reputacja: 1 Carasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodze
Niezbadane są wyroki boskie. Nigdy w życiu nie spodziewałby się, że ów czarnowłosy młodzieniec z tą swoją dziwną laską w ręku będzie w stanie poruszyć takiego olbrzyma. Co prawda wywołany hałas do najmilszych nie należał, przynajmniej jednak działanie odniosło pożądany skutek. Czarna góra, a w zasadzie przeogromny wieloryb zniknął pod wodą. Czegóż jeszcze mógł się spodziewać po ludziach pływających po oceanach?
Jakby burdelu na (i pod) pokładzie było mało, statek zaczął się znów przechylać. Sytuację na szczęście (ponownie z resztą) uspokoił Sasori i jego mocarny atak. Prawdę mówiąc, Ayer trochę zbaraniał. Wszystko działo się tak szybko i tak nagle, że nie do końca był w stanie pojąć, co się właśnie stało. Trzymał się kurczowo burty i starał za nią nie wypaść. A gdy wszystko już się uspokoiło (tym razem za sprawą dziwnego staruszka z pawim ogonem na głowie), klapnął na pokład i ciężko odetchnął. Wyjął z kamizeli skręta, odpalił go i się potężnie zaciągnął.
- Dobra robota, chłopaki.
Rzucił w przestrzeń. Taak. Wykazał się w trudnej chwili, nie ma co. Następnym razem z pewnością lepiej mu pójdzie.
Stanął na nogi i rozejrzał się po statku. Trzeba będzie tu trochę ogarnąć, jeśli chcą wypłynąć dalej. Nie był pedantem, nic w tym stylu. Po prostu wiedział, że w sytuacjach kryzysowych warto mieć porządek na statku. Gdy już dopłynęli do podnóża latarni i nie musiał krzyczeć, by porozumieć się ze starym, dziwnym jegomościem, zaraz po Gabrielu odezwał się on.
- Macie tu może więcej takich.. oryginalnych okazów, staruszku?
Spojrzał na sternika. Ocean przed nimi, a za nimi ta pokrętna góra. Nie ma odwrotu, muszą płynąć naprzód. Tylko że naprzód było dosyć ogólnym pojęciem.
- Wytyczmy zatem. Kto ma Log Pose?
 
Carasell jest offline  
Stary 02-11-2012, 01:44   #9
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Mnich uśmiechnął się, widząc jak jego towarzysze w miarę bezpiecznie mijają przeszkodę, wypływając na bezpieczne wody. Chwilę później uśmiech został zmyty z twarzy przed bezwład spadania oraz kotłujące się pod nim morze. Wpadł w białą kipiel oceanu. Przez moment czuł się tak jak liść na wietrze. Fale, te zupełnie naturalne jak i wytworzone przez wieloryba, ciskały nim w różnym kierunku pod wodą, tak że zgubił orientacje gdzie góra, a gdzie dół. Po chwili walki, zrozumiał, że nie ma co się przeciwstawiać siłom natury. Nakrył głowę rękoma i skulił się w sobie. W tych warunkach otrzymanie uderzenia od płetwala takiej wielkości mogło się skończyć jedynie złamanym karkiem. Płuca zaczynały boleśnie dawać znać o zapotrzebowaniu na tlen.

Nagle wszystko ustało. Wieloryb uspokoił się, a wraz z nim morze. Sasori rozpaczliwymi ruchami wynurzył się na powietrze, łapiąc potężny haust powietrza i krztusząc się wodą. Pokonując fale, podpłynął do okrętu, który opierając się falą podpłynął bliżej brzegu. Wszedł po linię rzuconej mu przez towarzyszy i uśmiechnął się do nich. Zimne powietrze wywołało u niego dreszcze. Zrzucił z siebie przemoknięty płaszcz i odwrócił się w stronę zwierzęcia. Leżało teraz na powierzchni wody, spokojne. Nie wiedział dlaczego nagle przestało się szamotać, ale czuł podświadomie, że w jakiś sposób je zranił. Udał się szybko do swojej kabiny, z której wrócił ze skrzypcami w ręku. Wspomagając się jedną ręką, wszedł na orle gniazdo, skąd jeszcze wyraźniej widział majestatyczne zwierzę.
- Wybacz mi, piękny wielorybie, zadane Ci rany – krzyknął w jego stronę.
- Zwie się Laboon! – usłyszał głos dochodzący od człowieka stojącego na brzegu, którego dopiero teraz zauważył. Kiwnął głową i kontynuował:
- Wybacz mi Laboon’ie. Pozwól niech ma muzyka chociaż w pewnym stopniu wynagrodzi Ci cierpienia z mojej ręki.

Położył instrument na ramieniu. Palce delikatnie, acz stanowczo objęły struny. Popłynęła muzyka. Długie ruchy smyczka nadawały jej spokojnego oraz kojącego tonu. Wieloryb momentalnie się ożywił. Sam zaczął wydawać dźwięki. Dopiero po chwili muzyk zauważył schemat ukryty za nimi i uśmiechnął się. Płynnie przeszedł z jednego utworu w drugi, grając chyba jedną z najsłynniejszych ballad pirackich. Wkrótce do muzyki dołączył jego dźwięczny głos.
Bink's Sake ENG and PL subs - YouTube
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 02-11-2012, 22:36   #10
 
Nutella's Avatar
 
Reputacja: 1 Nutella nie jest za bardzo znany
Desmond był zszokowany lekko tym co się stało. Wieloryb zanurzył się pod wode,a oni przeżyli. Jakiś dziwny koleś przywitał ich na grande line. A jego towarzysze już chcieli płynąć dalej. Desmond myślał teraz tylko o tym, żeby się uspokoić. Najlepiej to zrobić przy książce którą musiał przerwać. Ale najpierw musiał ją znaleźć. Gdzieś uciekła więc Desmond wziął się za szukanie przy okazji sprzątając to co napotykał po drodze.
 
Nutella jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172