Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2014, 05:10   #1
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
Morderstwo w Oldhives

„Oldhives. Wieś położona w niewielkiej dolince, dzień drogi pieszo od miasta Whitewall. Wioska liczy około sto dusz. Jeden młyn, jedna gospoda, jedna świątynia (mała). Gospodarstw dwadzieścia kilka. Kilkanaście sztuk bydła, trochę drobiu i trzody chlewnej. Pól uprawnych około hektar, przeważnie pod pszenicę. Mieszkańcy zajmują się głównie hodowlą pszczół i zbiorem miodu. Pokaźna ilość dobrze utrzymanych uli. Znaczenie strategiczne: żadne. Wioska położona z dala od głównych traktów królestwa.
Decyzja: siedemnaście srebrnych dukatów rocznie, z rąk sołtysa Webo.
Decyzja jest ważna przez następnych pięć wiosen, następnie zaleca się dokonać ponownego oszacowania.”

Opinie wystawił Starszy Poborca Samwell z Whitewall



Zapadał już wieczór, gdy wreszcie, po całodziennej, nużącej podróży dotarli na miejsce. Zmęczeni i brudni, słuchali miłych słów o jedzeniu, piwie i łóżkach. To było zdecydowanie to, czego oczekiwali. Gdy tylko młody posługiwacz zajął się ich koniem i zabrali swoje pakunki z wozu, ruszyli za karczmarzem do środka gospody, z której biło przyjemne ciepło i znajome, budzące radość w sercach najmitów zapachy – woń paskudnego piwa i przypalonej pieczeni. Przekroczyli więc szeroko otwarte drzwi raźnym krokiem, z twardym postanowieniem pochłonięcia przesadnej ilości jedzenia i wypicia nierozsądnej ilości alkoholu, by później zwalić się na posłania i spać twardo co najmniej do południa.

Ich znużenie nie wynikało bynajmniej wyłącznie z dzisiejszej podróży. Ba, to była najmniej istotna część sprawy. To eskortowanie kupca przez, wydawałoby się, wszystkie śmierdzące wioski na wschód od Wielkiej Rzeki, w nieustannym pośpiechu, bo zima za pasem, bo już pierwsze liście lecą, to była prawdziwa przyczyna. I to, że później, gdy wreszcie dotarli do kresu wędrówki, okazało się, że kupiec dostał intratne, pilne zlecenie i chcąc, nie chcąc, ruszyli za pewnym, choć gównianym zyskiem w dalszą drogę. Szczęście, że zima na zachodzie przebiegła łagodnie i nie musieli wyciągać wozów z grząskiego, rozmiękłego traktu częściej niż raz dziennie. A także to, że gdy przybyli już na miejsce, kupiec zapragnął nagle dalszej podróży, by odnowić swoje kontakty w Whitewall, korzystając z okazji, że zawędrował tak daleko na zachód. „Tak dobry rok, zdarza się raz w życiu, moi mili i trzeba kuć żelazo, póki gorące” mówił. Minął równo rok prawie bezustannego życia na szlaku, nim w końcu zostali zwolnieni ze służby. „Zostaję tu do przyszłej wiosny, mam tu swojego pociotka i zamierzam przy jego pomocy zainwestować zarobione pieniądze. Nim odejdziecie, mam dla was jeszcze jedną robotę.”
Kilka godzin drogi, proste doręczenie przesyłki. Być może byli znużeni i chcieli tylko zaszyć się w jakiejś gospodzie, a nie wychodzić z niej najlepiej do wiosny, lecz najemnik zawsze musi patrzeć na srebrne monety i nie odmawiać, gdy niemal za darmo chcą wskakiwać do kiesy.
Jeszcze jedno małe zadanie i mogą sobie zrobić długą przerwę.

Przesyłka miała być dostarczona do karczmarza i oddali mu ją bez zwłoki, za co otrzymali obiecaną drugą połowę zapłaty. Wiadomość dotyczyła (jak rzecz jasna sprawdzili po drodze), niezbyt interesujących handlowych spraw, toteż nie zaprzątali sobie nią więcej głowy.

Wejście trzech przybyszów przykuło uwagę wszystkich obecnych w karczmie. Gospodarz usadził ich za potężną ławą pod ścianą, przetarł brudną szmatką blat przed nimi i zamiast wołać swoją żonę, jak miał w zwyczaju, zdecydował się sam obsłużyć gości.
Najemnicy mieli wreszcie czas odsapnąć i rozejrzeć się.
Karczma, choć nadgryziona zębem czasu i niezbyt czysta sprawiała przyjemne wrażenie. W środku było dość ciepło, przez ogromne kamienne palenisko w kącie, w którym piekł się świniak. Jednocześnie nie było tu duszno ani gorąco, szeroko otwarte drzwi i okiennice wpuszczały do środka chłodne wieczorne powietrze. Pod ścianą z drzwiami wejściowymi, a także tą naprzeciwko niej stały wielkie ławy ze stołkami dookoła. Palenisko zajmowało całą ścianę na lewo od wejścia, a kawałek lady za którą przeważnie stał karczmarz, oraz wejścia na zaplecze i do kuchni znajdowały się przy ścianie na prawo od drzwi wejściowych. Tam też ulokowane były schody na piętro.
Poza ławami i siedziskami przy ogniu, w karczmie stało kilka chaotycznie rozstawionych stołów zbitych z dębowych desek.
Tego wieczoru było pełno gości. Byli to sami mężczyźni, jedynymi kobietami były córka i żona karczmarza.
Najwięcej osób siedziało dookoła paleniska. Potężny kudłaty mężczyzna obracał prosiaka na rożnie, a pozostali przekrzykiwali się w dyskusji i pili piwo z ogromnych poobtłukiwanych kufli. Mniejsze grupy siedziały w różnych miejscach na sali. Dwóch identycznych, tłustych mężczyzn spało z twarzą w piwie, które rozlane było na ich stole. Wyglądali na bliźniaków, sądząc po tych częściach ciała, które dało się zobaczyć. Nawet ubrani byli tak samo. Przy innym stole podekscytowana grupka śledziła ruchy dwóch mężczyzn, grających w jakąś prostą grę. Ustawiali różnokolorowe kamyki na zrobionej z kawałka deski, topornie rzeźbionej planszy. Dookoła nich miedziaki przechodziły z rąk do rąk i choć zakładano się o niewielkie stawki, to zgromadzeni z przejęciem obserwowali rozgrywkę, praktycznie nie odrywając wzroku od przesuwających się kamyków.
Wszyscy na sali obserwowali przybyłych. Dało się zobaczyć wiele przyjaznych spojrzeń, najwięcej było jednak ludzi ciekawskich, rzucających ukradkiem okiem na obcych. Kilka twarzy wykrzywionych było jednak w niezbyt przyjemnym grymasie, a mężczyzna siedzący samotnie w kącie sali wpatrywał się w najemników z nieskrywaną pałającą nienawiścią. Twarz miał paskudnie pokiereszowaną i ubrany był w nędzne łachmany.
Kilku z obecnych mężczyzn, porządnie już wstawionych, wskazywało palcami na Erin, wymieniając między sobą jakieś zabawne w ich mniemaniu uwagi. Dało się słyszeć urywki ich rozmów, coś jak „kolejna wiedźma”, „nie, ladacznica raczej” i tym podobne, przerywane czasem doniosłym rechotem.
Inni natomiast ewidentnie dodawali sobie odwagi wzajemnie, by dosiąść się i prosić o opowieści z szerokiego świata. Hamowała ich jednak męska duma, do czasu jednak, gdy młodziutka córka karczmarza, ledwie wyrośnięta z dziecięctwa, porzuciła roznoszenie kufli po sali, doskoczyła do najmitów i nim ktokolwiek zdążył jej przerwać, zasypała ich lawiną pytań o wielkie miasta, bogatych panów, Wielką Rzekę i podobne cuda. Wtedy mężczyźni zaczęli dosiadać się lub przynajmniej podchodzić bliżej, by też cokolwiek usłyszeć.
Było wśród nich kilku wyraźnie rzucających się w oczy, jak zadziwiająco niski wesołek, z burzą czarnych włosów i śladami po ukąszeniach na rękach i twarzy. Oraz starszy mężczyzna z długimi, podkręconymi wąsami, siwy już, lecz pełen energii. Na głowie nosił jakiś przedwieczny hełm, który nieustannie z widoczną dumą poprawiał. Kolejny, młody i przystojny, z jasnymi oczami marzyciela, bez zarostu i dłuższymi słomianymi włosami, wpatrywał się w Erin i subtelnie się uśmiechał.
Do Viridiela przysiadł się łysawy mężczyzna z ogromnym brzuchem i jowialną, okrągłą twarz i z rozmachem klepnął go w plecy, po czym poufałym tonem opowiadał mu o swoich problemach ze „ślicznotkami”. Ciężko było go zrozumieć, przez lekko bełkotliwą już mowę, lecz wszystko wskazywało na to, że opowiadał o pszczołach.
Pomiędzy gośćmi szlajało się kilka kundli, polując na resztki upuszczane przez nieostrożnych.
Największy z nich, czarny i ze zdeformowaną szczęką, wskazującą na krzywo zrośnięte złamanie, zaczął łasić się do Marco, liżąc jego palce i kładąc głowę na kolanach mężczyzny. Gruba i szkaradna gospodyni patrzyła na to przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami, po czym wymamrotała, że bydlę go chyba polubiło, po czym wytrzeszczyła oczy jeszcze mocniej, jakby zdumiona swoją śmiałością.

Słońce już dawno zaszło za horyzontem, lecz księżyc w pełni rozjaśniał nieco mrok. Niebo było czyste i przepięknie obsypane gwiazdami. Gdzieś w oddali słychać było skrzek żab z pobliskiej rzeczki.
W Oldhives zapadała noc.
 
goorn jest offline  
Stary 15-01-2014, 03:05   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze
Marco

- Ufff...- sapnął Marco opadając na ławę - cały rok telepać się w drodze. Rzyć mi chyba na kamień stwardniała...
Zapach pieczystego zdawał się wprawiać go w dobry humor, co zbyt częste nie było.
- Co tam dobrego macie ? Prosiaczek się widzę piecze...- bardziej stwierdził niż zapytał.
- To kapuśniak na świńskim ryju... i mięso potem i chleba... Takiego wiecie rumianego, jak to u was po wsiach pieką. Dość już mam sucharów którymi jak w krzaki rzucisz to zajączka jak nic ubijesz- zadysponował.

Towarzysze jego skinęli głowami, zasiedli i już po chwili stanęły przed nimi misy z parującymi daniami. Zanurzyli zgodnie łyżki w gęstej potrawie.
- Gospodarzu co to ? Marco przywołał na powrót karczmarza pokazując coś czarnego i małego pływającego w szerokiej łydze.
- Too ? Skwarek.
- Jaki skwarek ? Jaki skwarek ? Karakan.
- Nieee
- szynkarz wydawał się szczerze oburzony - Skwarek.
- Taki czarny ? - łyga powędrowała pod nos właściciela zajazdu.
-A to ?- kulfoniasty nos gospodarza przybliżył się do obiektu sporu - To węgielek - orzekł autorytatywnie i dwoma paluchami wydobył owo coś, po czym bezceremonialnie rzucił na podłogę.
- Ot i po kłopocie szlachetni państwo - oświadczył zadowolony.
Marco westchnął wydobył własne "wiosełko" zza cholewy i powrócił do jedzenia raz na jakiś czas łypiąc tylko podejrzliwie na zawartość misy.

Dalej potoczyło się jak zwykle. Najpierw miejscowi rzucali na nich tylko zaciekawione i trochę podejrzliwe spojrzenia, potem zaczęli dopytywać co w szerokim świecie. Nic czego nie przeżyliby już ile razy ? Pięćdziesiąt ? Sto ?
Jakiś kundys i właściciel zapewne tysiąca i jeden pcheł położył mu pysk na kolanach i popatrzył nań miłośnie jednym okiem drugim chciwie zerkając na misy.
- Nie dość pchlarzu że jesteś paskudny to jeszcze zezowaty - mruknął cicho Raabe podsuwając mu kawał nie do cna obgryzionej kości. Pies chwycił ją w zęby i jednym chrupnięciem zmiażdżył w okaleczonej kiedyś szczęce.
Marco podsunął mu drugą, po czym podniósł się z ławy.
- Zajrzę do koni - rzucił towarzyszom i skierował się ku drzwiom przepychając przez ciżbę, która międzyczasie otoczyła ich już ciasnym wianuszkiem.
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 15-01-2014 o 03:43.
Halad jest offline  
Stary 15-01-2014, 15:46   #3
 
Pieniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłośćPieniu ma wspaniałą przyszłość
Viridiel przysiadł na wskazanej przez karczmarza ławie, pełno było dookoła ludzi i już przeczuwał co się za chwilę stanie, zanim, jednak ludzie podeszli aby popytać od dalekie miasta i krainy, zamówił coś do jedzenia.
-Karczmarzu! Bądź tak dobry i urżnij mi kawałek pieczonego prosięcia, do tego chleba, ze trzy jabłka i jeżeli macie miodu pitnego, jeżeli nie to piwa, jeśli łaska.
Gdy mężczyzna dostał zamówienie, zaczął je dość szybko pochłaniać, zamówił takie jedzenie, w którym węgielki i karaczany pływać nie mogły... Po jakimś czasie wokół najemników zebrał się niemały tłumek ludzi a do samego Viridiela przysiadł się jakiś gruby jegomość, który wspominał coś o pszczołach. Viridiel grzecznie co jakiś czas przytakiwał albo kiwał głową, udając, że słucha bełkotu pijanego mężczyzny. Gdy skończył jeść, Marco oznajmił, że idzie do koni.
-Uważaj tylko, żeby ta szkapa Cię nie urąbała.
Viridiel zaśmiał się perliście, dobył swojej mandoliny i rozsiadł się wygodniej.
-Rok albo może dłużej tułamy się po świecie, za pieniądzem błyszczącym, aby żyć dostatnie, świata nie mały kawał zwiedziliśmy. Piękne miasta, wsie i dostatnie krainy przemierzaliśmy w poszukiwaniu pracy i gościny, jednak jedno miejsce zapadło mi w pamięci.
Viridiel zamilkł na chwilę i zaczął grać (Link), po dość krótkim czasie zaczął także śpiewać pewną pieśń o wspaniałej stolicy tego kraju, którą zasłyszał gdzieś kiedyś. Gdy pieśń się skończyła zawiesił sobie instrument na plecach.
-Karczmarzu! Jeszcze jeden kufel na przepłukanie gardła by się przydał! Swoją drogą, mamy zamiar tu jakiś czas zostać więc będę mógł twoim gościom czas umilać piosnkami różnorakiej maści. Jeśliś zainteresowany, to możemy któregoś dnia o tym porozmawiać.
Viridiel przyglądał się wszystkim osobom, które akurat były w karczmie, niestety kobiet było tu niezbyt wiele, do tego nietykalnych. Viridiel dzisiaj nie miał zamiaru nadstawiać karku, był zbyt zmęczony po podróży.
 
Pieniu jest offline  
Stary 15-01-2014, 17:05   #4
 
Nightingale's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłośćNightingale ma wspaniałą przyszłość
Długa podróż z całej grupy chyba tylko jej sprawiła tak naprawdę frajdę i przyjemność, a nie była utrapieniem. Cóż, nauczona doświadczeniem z młodszych lat swojego życia, przyzwyczajona była do ciągłego przemieszczania się. Cudem było, że pozostali członkowie jej grupy nie potracili nerwów, gdy ich łaskawy pracodawca co przystanek przedłużał ich podróż o kolejny punkt na mapie. A ona tylko się podśmiewała. A czemu w ogóle trzymała się z tymi ludźmi? Ponieważ mimo różnorodności zainteresowań widzieli i przeżyli już tyle, że zdobyli sobie u niej coś pokroju szacunku. Bo na jej uznanie trzeba sobie było mocno zapracować. Tak więc podróż uznała za naprawdę wesołą, ubraną w wieczne narzekania i przekomarzanki kupca z Marco. Od czasu do czasu Viridiel coś tam pobrzękolił na tym swoim instrumencie, ale aż tak wielką fanką jego muzyki to ona nie była.
"Bo to biadolenie, a nie śpiewanie" – jak zdarzało jej się komentować co poniektóre z jego ballad. Nie do takiej muzyki była przyzwyczajona, a tolerancyjna, to ona nie była.

Gdy w końcu dotarli do celu i wszyscy, wraz ze złośliwą kobyłą, zdawali się odetchnąć z ulgą, ona sama była całkiem obojętna. Kolejna kropka na mapie, kolejne ciekawe miejsce. Tyle. Rzecz jasna udali się do karczmy. A w niej sporo ludzi. Cóż nie zaskoczyło jej to wcale, tak bywało zazwyczaj w takich miejscach o tej porze roku. Zwracali na siebie uwagę, a ona to już w szczególności samym swoim nietypowym wyglądem. Gdy zasiedli na wskazanym przez karczmarza miejscu, Erin trzasnęła trzy razy ręką w blat, niezbyt mocno, ale zawsze
- Czegoś do picia by się przydało, najlepiej ognistego, Karczmarzu, jeśli macie. Za strawę podaj no mi kawał tej pieczeni, co się wam tam wędzi i smoli na palenisku. Długa droga za nami nie szczędź nam niczego.
Rzuciła dziarskim tonem. Głos miała dość donośny, więc wcale nie musiała się męczyć, by przebić przez ogólny harmider w przybytku. Chwilę mieli dla siebie, gdy przyniesiono wszystkie talerze i napoje. A potem dosiadła się do nich niewiasta, wypytując o wszystko. A zaraz za nią poszło falą. Jak zwykle. Jeden się przemoże, to pójdzie i reszta. Zaraz znaleźli się w centrum uwagi. Na wcześniejsze nieprzychylne komentarze na swój temat Erin nawet nie zwróciła uwagi. Głęboko w poważaniu miała czyjeś zdanie na swój temat. Zwłaszcza, że różne miano opinie, przez to jak się nosiła. Rzadko kto dostrzegał urodę w całym tym jej charakternym wyglądzie. Gdy Viridiel zaczął grać pokręciła głową śmiejąc się i dopijając zawartość kolejnego kufla
- Oho, zaraz nas uraczy, swoim brzękoleniem!
Oznajmiła rozbawiona, na co kilka głosów z nieśmiała zareagowało. Potem wszyscy słuchali jak to bard przygrywa, w międzyczasie wymieniając krótkie zdanka z nią, czy wiecznie kapryśnym ich towarzyszem. Erin na kolanach trzymała swoją torbę. Raczej się z nią nie rozstawała, a że głowę miała mocną, to nie bała się o siebie. Zresztą, kto chciałby w ogóle z nią zaczynać. Biorąc pod uwagę jej swawolne, daleko odbiegające od stereotypowego, kobiecego zachowania, podejście do wszystkiego. Co najwidoczniej imponowało córce karczmarza, bo wglądała na zasłuchaną, a usta jej nadal były pełne pytań, choć czas mijał...
 

Ostatnio edytowane przez Nightingale : 15-01-2014 o 17:40.
Nightingale jest offline  
Stary 21-01-2014, 12:11   #5
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
W karczmie trwał nieustanny ruch i gwar. Przychodzili nowi ludzie, zwabieni opowieściami o przybyszach, a inni, których wytrzymałość właśnie osiągała swoje granice, spadali z krzeseł bądź wytaczali się z gospody chwiejnym krokiem.
Zbiory pszenicy właśnie się zakończyły i wieśniacy mogli wreszcie nieco odsapnąć, z czego skwapliwie korzystali.
Karczmarz i jego żona uwijali się w ukropie, szykując jedzenie dla gości i rozlewając piwo w kufle. Dlatego też córka gospodarzy dostała od ojca w ucho i została odciągnięta do roboty.
W pewnym momencie karczmarz postawił przed najemnikami trzy pucharu z miodem. Był niezwykle aromatyczny, a w smaku przewyższał wszystko co im tutaj podano. Słodki i palący jak diabli.
-Specjalność tutejsza, szlachetni państwo. - uśmiechnął się
Mimo, że dziewczynka zniknęła, to napór ciekawskich na najemników nie słabł. Pytania od mężczyzn były różne, czasem głupie, często naiwne, lub takie na które się nie dało odpowiedzieć. Przeważnie jednak były zupełnie standardowe, takie jakich setki słyszeli po wsiach i na które nudno już było odpowiadać. Chwile spokoju zyskali jedynie, gdy Viridiel zabawiał zgromadzonych śpiewem i grą na lutni.


Marco

Za wychodzącym Marco podążył pies, miążdżąc w szczęce otrzymaną kość. Truchtał tuż przy nodze najemnika, wyraźnie zadowolony.
Mężczyznę orzeźwiło chłodne nocne powietrze. Nad sobą miał rozgwieżdżone niebo, przed sobą widok na całą wioskę. W chatach nie było świateł i nie dobiegały stamtąd żadne odgłosy, widać żony znudzone oczekiwaniem ułożyły się już do snu.
Nagle, Marco dostrzegł wyraźnie kobiecą sylwetkę wychodzącą z karczmy od strony kuchni, w kapturze i ciemnym płaszczu, która pospiesznie oddalała się w stronę wioski. Nim zdążył się jej przyjrzeć, czy podążyć za nią, rozmyła się w ciemności.
W drewnianej budzie, która służyła za stajnię, Marco znalazł śpiącego pod ścianą chłopca, który odebrał od nich konia. Mały spał twardo, zagrzebany w słomie. W środku były tylko para zwierząt, niski i masywny koń pociągowy, najwyraźniej należący do gospodarzy i szkapina najemników. Przebierała chudymi nogami i wpatrywała się w mężczyznę i psa ewidentnie złośliwym wzrokiem. Mimo nieprzyjemnego wrażenia, jakie sprawiała, chyba było jej dobrze. Jej sierść nie była wprawdzie oczyszczona, a grzywę miała splątana, ale ciężko oczekiwać od małego chłopca, by wyszedł bez szwanku z próby szczotkowania bydlęcia. Niemniej miała wodę i siano i niczego jej nie brakowało, mogła wreszcie odpocząć po trudach wędrówki, które dały się jej we znaki.
W kącie budy stał jeszcze zdezelowany wózek najemników. Było też tam trochę narzędzi gospodarskich, nieco zasznurowanych worków i mnóstwo słomy.


Viridiel

Karczmarz pokiwał głową na propozycję, jednak po twarzy widać było, że nie jest przekonany. Srebro w garści liczyło się dla niego bardziej niż piosenki, a gospodarz przeczuwał, że propozycja nie płynie z dobrego serca.
Pijany grubas wciąż kontynuował wątek pszczół. Bełkotliwym głosem opowiadał o ich tańcach, o złocistym miodzie, o słodkim brzęczeniu. W końcu z hukiem zwalił się pod ławę. Jego miejsce zajął przystojny młodzieniec, wcześniej uśmiechający się do Erin. Najwyraźniej był trzeźwy, w odróżnieniu od wszystkich dookoła. Chłopak sprawiał sympatyczne wrażenie, a gdy się odezwał, jego głos brzmiał miło.
-Powiedzcie mi panie, co to za kobieta z wami przybyła? Czy to żona któregoś z was? Nigdy jeszcze takiej nie widziałem, zupełnie się różni od tutejszych bab.

Erin

W pewnym momencie przed zgromadzonych wysunął się wysoki łysawy mężczyzną, z mocno widoczną grdyką i nieco wyłupiastymi oczami. Głos miał drażniący, wysoki.
-Panowie, jako że najmitami jesteście, to może i mnie za pieniądze byście pomogli. - skoncentrował nieco rozbiegany wzrok i zauważył, że jedynie Erin go słuchać może, bo jeden z jej kompanów wyszedł, a drugi jest właśnie zagadywany.
-Ekhem, pani, problem u mnie wielki. Za wioską chałupę mam i uli mnóstwo. Co roku jednak niedźwiedź mnie ogromny nachodzi i nie dość, że miodu ile wlezie wyjada, to często i ule połamie łapskami swoimi. Gdyby go tak ubić dało radę... - tu przerwał mu rechot zgromadzonych, którzy wyraźnie rozbawieni słuchali jego prośby.
-A co ty, Bociek, kobiete prosisz żeby ci niedźwiedzia ubiła, bo sam portkami trzęsiesz? Może z karczmarzową pogadaj - roześmiał się jeden z nich, wielki i kudłaty, który wcześniej obracał rożnem.
-A gdybyście mi pomogli, jak was prosiłem! Mówiłem, chodźmy kupą na niego, to się bydlaka zatłucze, a wy, że to nie wasz problem, że wam niedźwiedź nie szkodzi. Zawiść was bierze, tępaki, że uli u mnie tyle co u was razem wziętych. A ciebie najbardziej Rondon, bo przepijasz cały swój zbiór marny – odgryzł się mężczyzna nazwany Bocianem.
-Pani, a może i mnie pomożesz, u mnie w domu szaleje niedźwiedź straszny. To dopiero bestia ogromna i nienasycona, może byś go poskromić spróbowała – zaśmiał się kudłaty, nie zwracając uwagi na złość Bociana.
Dookoła rozległ się rechot, choć co trzeźwiejsi z niepokojem zerkali na reakcje Erin.
 
goorn jest offline  
Stary 25-01-2014, 05:09   #6
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze
Widząc zaniedbanie pachołka zmarszczył brwi, ale machnął w końcu ręką i sam zabrał się za czyszczenie konia. Tej jak nigdy zebrało się na zabawy. Całym ciężarem oparła się na Raabe i nagle jakby podcięło jej nogi.
Niby słaniając się przycisnęła całym swym ciężarem mężczyznę do ściany boksu.
- No stara -warknął Marco i pacnął szkapę z całej siły ręką po kłębie.
- Stare a głupie -dorzucił, gdy kobyła acz niechętnie odzyskała nagle siły i odsunęła na bok.
Przesunął parę razy zgrzebłem po bokach, gdy coś zwróciło jego uwagę. Jakiś ruch na zewnątrz czy szmer. Odłożył szczotkę i postąpił parę kroków ku wyjściu. Zdawało mu się czy tez zauważył jakiś ruch ?
Właściwie powinien jeszcze zajrzeć do maneli grupy czy wszystko jest jak należy i coś się przypadkiem nie "zawieruszyło".
Wiadomo - w każdej karczmie czy gospodzie kradną. I kradli i kraść będą zawsze i wszędzie.
Niezdecydowany zerknął ku wyjściu ze stajni zastanawiając się co zrobić.
 
Halad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172