Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-05-2013, 22:21   #1
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
[autorski]Wszystko, co możesz sobie wyobrazić jest realne...

SŁOWA

Ewa coraz więcej czasu spędzała w gabinecie przybranego ojca. Tu potrafiła znaleźć spokój, uciszyć ból, odsunąć czarne myśli. Tu przede wszystkim potrafiła znaleźć z nim prawdziwy kontakt. W szpitalu tylko cierpiała, patrząc w jego puste oczy.
Przejrzała mnóstwo rękopisów, szczególną uwagę przykładając do uwag na marginesie. Czytała pierwsze, niepoprawione wersje, szkice koncepcyjne, notatki, słowem wszystko, w czym czuć było żywą obecność jej opiekuna.
Najwspanialszym odkryciem dla niej był gruby zeszyt, na którego okładce czerwonym markerem napisane było „dziennik wspomnień”. Staruszek zapisywał tu historie sprzed lat, momenty które na zawsze zapamiętał. Ewa przeglądając go, każde słowo słyszała wypowiedziane jego głosem. Wiele rzeczy było dla niej zupełnie zaskakujące, ojciec nigdy o nich nie wspominał. Inne z kolei były jej dobrze znane. Niemniej każda przerzucona strona pozwalała jej niejako zajrzeć do głowy osoby, którą kochała jak nikogo innego na świecie. Na jej twarzy dopiero teraz pojawiły się łzy.

„Pamiętam jak dziś pewien moment sprzed kilku lat. Chwilę, która bezlitośnie wryła się w pamięć, która do dzisiaj staje przed oczami z bolesną wyrazistością.
Jak zwykle spacerem wracałem z wykładów do wynajętego mieszkania. Droga nie była zbyt długa, raptem kilkadziesiąt minut, a mogłem dzięki temu zaoszczędzić nieco na komunikacji miejskiej. Poza tym człowiek miał czas by spokojnie pomyśleć, czy po prostu pogapić się na śliczne dziewczyny.
Po tym dniu miałem jednak długo przeklinać swoje przyzwyczajenia.
Stary, bordowy Ford jak wściekły byk uderzył w chłopaka idącego kilka metrów przede mną. Do dzisiaj nie wiem co się stało, może kierowca był pijany, może po prostu wpadł w poślizg. Tak, czy owak nagle wypadł z trasy, wjechał na chodnik i zabił młodzieńca w okularach.
Nigdy wcześniej, ani nigdy później w tak brutalnie bezpośredni sposób nie spotkałem się ze śmiercią. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Najpierw przerażający huk, trzask, potem wrzaski dookoła. Ktoś rzucił się do potrąconego by udzielić pomocy, ktoś inny wykręcił numer na pogotowie i chaotycznie krzyczał w słuchawkę. Ja tylko stałem i patrzyłem, jak z chłopaka w mękach uchodzi życie.
To było paraliżujące, przerażające. Czułem jakbym w żołądku miał bryłę lodu, promieniującą zimnem na cały organizm.
Czasem budzę się w nocy zlany potem i wiem, że znowu śniły mi się potrzaskane okulary. Znowu mam poczucie obcowania ze śmiercią, jak gdyby kostucha stała kilka metrów ode mnie,
kiwała palcem i mówiła szyderczo widzisz, jakie to proste?”

Ewa przerzuciła kilka stron.

„...albo wtedy, gdy siedziałem na tej ławce. Dzień w dzień. Wciąż ta sama ławka, te trzy osobliwie wykręcone drzewa przed oczami. Ta sama ubita piaskowa ścieżka pod stopami. Te same zielone deseczki z których odłaziła farba. Ten sam zapach bzu.
Tylko jej tam nie było. I nigdy już nie będzie. Chciałem przynieść tu koc, położyć się na tej ławce i czekać, choćby nie wiem jak długo.
Odeszła, a moje życie straciło barwy, stało się szare jak stare zdjęcia. Odeszła rok wcześniej, a ja wciąż przychodziłem na tę ławeczkę, by okrutna tęsknota ściskała moje serca i rozdrapywała stare rany. Jak w zasranym drugorzędnym melodramacie. Tylko, że ten ból był prawdziwy...”

„Dużo piszę o honorze. Wiadomo, w średniowieczu był to ważny temat, a fantasy czerpie garściami z tego okresu. Co ja jednak mogę wiedzieć na ten temat? Dzisiaj wydaje się to już pustym słowem. Pustym, bo definiowanym przez każdego po swojemu, pustym, bo służącym do uprawiania polityki oraz udowodniania swoich racji.
Czym w ogóle jest ten honor? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Być może rzeczywiście każdy ma swój i po swojemu go interpretuje. Gdybym miał szukać jakiegoś wspólnego mianownika, stawiałbym na dotrzymywanie słowa.
Raz stanąłem w czyjejś obronie. Właśnie dlatego, że obiecałem. To były szkolne czasy, tak bardzo dawno temu, a po wszystkim miałem podbite oko, wyłamany palec i dwa ukruszone zęby. Jednak nigdy nie byłem tak z siebie dumny jak wtedy właśnie. Może to nieco dziecinne i naiwne, ale wtedy poczułem, że mogę głowę nosić prosto.
Co się stało z moim honorem, gdy dorosłem?... Teraz chodzę zgarbiony.”

„Pierwszą powieść zaniosłem do wydawnictwa mają dwadzieścia trzy lata. Świetnie pamiętam to uczucie, gdy po dwóch tygodniach zostałem zaproszony na rozmowę. Całą drogę trzymałem zaciśnięte kciuki i przymykałem oczy, wyobrażając sobie, że już za chwilę pogratulują mi, wydrukują moją książkę i za rok o tej porze będę bogatym i znanym pisarzem.
Czułem się trochę jak chłopiec, czekający z napięciem na ogłoszenie wyników szkolnej loterii, w której do wygrania był ten niesamowity pistolet na wodę.
Rzecz jasna, byłem tym chłopcem. I rzecz jasna zarówno jeśli chodzi o loterię, jak i wydawnictwo – srogo się zawiodłem. Czego, jak czego, ale głupiej nadziei człowiek nigdy się nie oduczy.
I bardzo dobrze, jeśli nie zostaniemy w pewnych sprawach dziećmi, świat będzie ponury nie do wytrzymania.”

***

Ewa znalazła jeszcze jedną zaskakującą rzecz. Kilkanaście stron druku spiętych zwykłym spinaczem, w teczce zakopanej w stercie książek i zeszytów. Znalezisko było o tyle niespodziewane, że zatytułowane było „Pustynia”,a kobieta nie pamiętała żadnego tekstu wydanego pod tym tytułem, a szczerze powiedziawszy, pamiętała nawet pojedyncze opowiadania, odrzucone podczas składania różnych antologii.
Zagłębiła się w lekturze, upewniając się dzięki temu, że nic takiego wcześniej nie czytała. Samo opowiadanie było nieco chaotyczne, nieskładne i pozbawione jakiejś bardziej rozwiniętej fabuły. Miało jednak swój urok, swój niesamowity klimat. Opowiadało o podróżniku, który umierając z pragnienia brnie ostatkiem sił przez bezmiar gorącego piasku i spotyka na swojej drodze Boga Pustyni.



PUSTYNIA


Słońce tak wysoko, wysoko na niebie. Gorący piasek pod stopami. Zabójczy upał. Falujący horyzont. Pustka dookoła.
Jednostajny szum. Wiatr niesie uderzenia gorąca.
Twoje istnienie jest jak ziarnko piasku na tej pustyni. Bądź tak twardy jak ono. Łap wiatr i szukaj swojego przeznaczenia.
Teraz postaraj się nie umrzeć. Wytrzymaj.

Coś się stało.
Wiesz dobrze, że są takie dni, gdy zamykasz oczy i prosisz o koniec.
Wiesz, że nie zniesiesz tego długo. Ja znosiłem to przez nieskończenie długi czas.
W końcu nastąpiła implozja.
Potem pokruszone szczątki utworzyły nową mozaikę.
Świat jest jak kłębek nici rozwijający się przed tobą, a to jest dopiero początek. Weź nić w dłoń i ruszaj.
Czekam.

***




KESPER


Miał nadzieję, że wkrótce się ochłodzi, że słońce przestanie tak piec. O wiele przyjemniej byłoby otworzyć oczy w innym miejscu, chłodniejszym, mniej piaszczystym. Miał nadzieję, że gdzieś są takie miejsca. Tymczasem zaś leżał na piasku na wznak, z twarzą wystawioną ku słońcu, z oczami zamkniętymi, czekał. Coś niedobrego się działo, coś mąciło mu spokój, ale zapomniał co. W ogóle pamiętał niewiele. Wiedział, owszem, zdawało mu się, że wie to i owo… ale nie pamiętał. Choć nie zapomniał przecież. Otworzył oczy i ujrzał niebieskie niebo nad sobą. Ujrzałby, gdyby nie oślepiły go promienie słońca. A jednak wiedział, że niebo jest niebieskie, choć nie pamiętał dlaczego. I nie pamiętał też, skąd bierze się wiatr.
— Witaj — rzekł, bo możliwość wysławiania myśli wydała mu się niezwykła — jestem Kespér Tramontana — dodał, ni to w stronię pustyni czy wiatru, ni to do siebie. I roześmiał się na dźwięk własnego głosu. Usiadł następnie na piasku, zdjął ciżemki i wysypał z nich małą wydmę. Rozejrzał się powoli i nie bez żalu stwierdził, że otacza go krajobraz niezbyt urozmaicony; pełzające wolno wydmy bladego piachu, niezmącony błękit nieba i horyzont falujący w ukropie.
- Merde… — westchnął i roześmiał się, po czym założył ciżemki i ruszył pod wiatr.

Podróż była męczarnią dla chłopca, nawet tak niezwykle wytrzymałego. Dookoła tylko sable et du sable.
Gorąco odbierało zdolność myślenia, zostawał tylko monotonny marsz. Kesper wpatrywał się w swoje małe buciki, osłaniając oczy przed palącym słońcem. Ciężko było oszacować czas, który minął od początku wędrówki. Wydawał się w każdym razie wiecznością.
Nagle lekki powiew wiatru przyniósł intensywny, intrygujący zapach kardamonu, tak niespodziewany, że chłopiec gwałtownie poderwał głowę.
Kilka kroków przed nim stał wysoki mężczyzna w białej, zwiewnej szacie. Był zupełnie łysy z równo wystrzyżoną czarną brodą. Przyglądając się Kesperowi przekrzywiał głowę jak ptak.
-Merci, chopcze - zagadnął melodyjnym głosem. - Jestem Bogiem Pustyni, a to moje dominium. Jak mógłbym ci pomóc? - ciągnął z lekkim uśmiechem na ustach.






ARIANNA


Światło.
Tak potężne, że zamknięcie powiek niewiele daje. Przez cieniutką skórę widać najcieńsze żyłki, tonące w zalewie jasnoczerwonego blasku. Nieznośna jasność
(piękne jakie to piękne)
Dopiero za dłońmi znajduje trochę ulgi. Wtedy dociera do niej gorąco. Powietrze drga falami żaru, i Honor już spływa potem pod kaftanem.
(Honor?)
To za dużo, za dużo wszystkiego. Dookoła wszędzie pustynia.
(honor to ja. wiem że to prawda)
Niebo jak druga pustynia odbita w błękitnym lustrze. Nie ma kierunków, nie ma schronienia: pustynia.

Zaczyna iść. Wkrótce znajduje rytm kroków i udaje jej się przekonać siebie, że światło jest piękne, spokój - błogosławiony, a żar nieistotny. Mota w węzeł sklejone potem włosy: są bardzo długie i jaśniejsze niż piasek. Słucha tętna krwi w piersi i na skroniach.

(jestem Honor i nie było mnie wcześniej a to jest mój świat kawałek mojego świata)
Nie zdążyła jeszcze porządnie zmęczyć się marszem, gdy uświadomiła sobie,że ktoś idzie obok niej. Postać z jej prawej strony intensywnie pachniała kardamonem, a jej żywe, bardzo ciemne oczy wpatrywały się w Ariannę z czymś w rodzaju życzliwej uwagi. Łysa skóra głowy błyszczała w słońcu, a luźna szata falowała w delikatnych podmuchach wiatru. Miał krótką czarną brodę i złoty kolczyk w uchu.
-Daleka droga przed tobą, kobieto. - powiedział uprzejmym tonem.





DESIRE


Przerażająca cisza. Ciemność. Suchość w gardle i piasek na boleśnie spierzchniętych ustach. Brak porozumienia z własnymi zmysłami, niemoc.

Powoli jej umysł zaczyna współistnieć z ciałem, zaczyna czuć zdrętwiałe kończyny i uciskający jej szyję rzemyk. Stara się pozbyć dokuczliwego mrowienia, porusza nerwowo palcami rąk. Sięga ręką do szyi i odchylając silnie głowę, próbuje rozluźnić rzemyk. Oddycha płytko i zbyt wolno. Nie otwiera oczu. Wbija palce w gorący piasek.

Po chwili uporczywy supeł ulega jej staraniom i pozwala oddychać swobodniej. Desire dotyka ręką skroni, odgarnia kosmyki włosów z twarzy. Niepewnie otwiera oczy. Próba ta jednak kończy się fiaskiem, ostre promienie słoneczne docierają do jej źrenic i rażą boleśnie. Nieugięta odwraca się twarzą do podłoża, wspiera się na słabych jeszcze rękach, ponownie próbuje otworzyć oczy. Tym razem pełen sukces. Jej oczom ukazują się złociste ziarenka, drobnego jak pył piasku. Siada na piętach, opuszkami palców ociera usta.

W jej głowie kłębią się znajome frazy, imiona i obrazy. Rozgląda się zupełnie zdezorientowana wokół. Złocista pustynia oślepia swoim blaskiem, a gorące powietrze delikatnie faluje, zacierając granice nieba i ziemi oraz wszelkie kontury. Usilnie stara się skojarzyć jakieś fakty. Niestety, wszystko co pamięta, wydaje jej się bardzo odległe i niemal obce. Wspomnienia są niewyraźne, mieszają się i stają skutkiem poirytowania. Czuje jak głowa zaczyna jej silnie pulsować. Ponownie opiera się na rękach. Stara się zwilżyć językiem usta, bezskutecznie.

Do kucającej kobiety cicho podszedł mężczyzna w białej szacie. Lekko dotknął jej ramienia.
-Wszystko w porządku? Czy mógłbym ci jakoś pomóc, kobieto? - zapytał z nutą troski.
Miał przyjemny dla ucha głos, niski i dźwięczny. Pachniał kardamonem.
-Jestem Bogiem Pustyni. - dodał. - Wystarczy, że wyrazisz takie życzenie, a uczynię twój pobyt w mojej dziedzinie przyjemniejszym. To naprawdę niezwykłe miejsce, możesz mi wierzyć. - ciągnął żartobliwym tonem.




SZPETNY


Upiorna postać otworzyła oczy i bez zbędnej opieszałości ruszyła przed siebie.
Nie w smak mu bowiem rozmyślanie nad rzeczami nie istotnymi. Pustynia czy też nie, nie ma to najmniejszego znaczenia. Czy wie kim jest? To też bez znaczenia. Najważniejsze to znaleźć kogoś kogo można owinąć sobie wokół palca i bawić się nim niczym kot chrząszczem, aż ten umrze w cierpieniu a może zbawieniu.
Po stokroć muszę się stąd wyrwać do ludzi!

-Do ludzi stąd daleko, Upiorze. Nie rozumiem zupełnie tej irracjonalnej potrzeby. Pustynia jest wszystkim, czego ci tu brakuje? - lekkim tonem zagadnął go mężczyzna, który pojawił się nagle obok Szpetnego.
Owiała go intensywna woń kardamonu. Ciemne oczy wpatrywały się w niego uważanie.
-Wiesz co widzę? Szarego, zupełnie szarego człowieka. Rozbiegane oczy, zgarbiona postura, krzywe nogi. Doprawdy, napełniasz mnie niepokojem. - uśmiechnął się ironicznie.

-Nie spiesz się tak, rozejrzyj się. Czyż nie jest tu pięknie? To pustynia, co może być lepszego?
 
goorn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172