|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-02-2006, 00:07 | #11 |
Reputacja: 1 | Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem” Rotmistrz pochylił się w fotelu i przyjrzał ciekawie Cynazyjczykowi. - No panie, do Cynazji doszły wieści o mej slawie, to i o niesławie chyba dalej - kwaśno rzekł. - Racja w Nubrii rejbrowałem z moim znakiem rajtarskim. Różnie bywało, raz pod wozie, raz na wozie, a najczęściej wozy w koło się robiło i ataki plugastwa odpierało. Niekiedy i bez taboru szliśmy, komunikiem samym, a wtedy to my się zmienialiśmy w wilki, a deviria w zwierzynę. W bitwie , o której prawisz udział brałem połowiczny, bo pułk mój szedł w awangardzie i jeno osłaniał podjazdami wojsko Dominium szykujące się do bitwy, a potem posłano nas na zagon, sam generał della Bajadoz... - oczy rotmistrza jakby wyostrzały, a potem wyplynął w nich smutek. - Wybacz panie, lecz wojna to dawna sprawa dla mnie. Nie chcę o tym opowiadać. Wybacz raz jeszcze. |
13-02-2006, 19:48 | #12 |
Reputacja: 1 | Brat Albert Otwierając drzwi przed kolejnym gościem sługa zastanawiał się jakąż jaszcze wspaniałą osobistość przyjdzie jego skromnej osobie dziś powitać w domu jego pana. Oczywiście inkwizytor, jako osoba znaczna i bywała w świecie często gościł różne wybitne osobistości. Dziś jednak dzień był widać szczególny i sługa wielce był ciekaw, kim będzie następny przybysz. Widok nowego gościa nie robił jednak nawet dziesiątej części wrażenia, jaki wywołali przybyli wcześniej kawalerowie. Początkowo sługa chciał nawet zamknąć przed przybyszem drzwi. Kto by pomyślał, że jakiś żebrak będzie na tyle bezczelny aby pukać do drzwi karyjskiego inkwizytora prosząc o jałmużnę ! Co więcej – żebrak ów nie czekał pokornie na zewnątrz, lecz mijając zaskoczonego sługę bez chwili wahania wszedł do środka budynku. Gdy sługa poważnie już oburzony bezczelnością przybysza zamierzał chwycić bo za kark (żebrak bowiem był wątłej budowy i odziany w łachmany z pewnością wiec nie należał do osiłków) i z hukiem wyrzucić powrotem w uliczny rynsztok, on wyciągnął rękę i dotykając czoła sługi zakreślił na nim znak Krzyża Proroka cicho wypowiadając stare kariańskie błogosławieństwo – Prędzej morza obrócą się w pustynie a góry w pył się obrócą, niźli zły przestąpi próg domu Sługi mego. Pokój z Tobą bracie. Nie lękaj się, twoja córka jest bezpieczna i niedługo powróci do domu. Zaskoczony odźwierny nie zdążył wypowiedzieć nawet słowa, bowiem przybysz szybkimi zamaszystymi krokami, nie pytając o drogą udał się w kierunku salonu. Sługa poczuł też coś dziwnego, jakby spokój, dziwne ciepło spłynęło na niego. Strach rodzica o los ukochanego dziecka, jest jednym z najgorszych, trudnych do opisania i porównania, rodzajów lęków. Nie można się z jego władzy uwolnić. Pęta serce i duszę łańcuchami cięższymi niż jakiekolwiek metal. Trzeba samemu być rodzicem, aby zrozumieć jego siłę. Sługa był jednak pewny, że słowa przybysza były prawdą. Ciężar który dźwigał na sercu od przeszło roku – od kiedy jego ukochana córka po kłótni z ojcem uciekła wraz ze swym narzeczonym, aby szukać lepszego życia poza zasięgiem potępiających jej związek z człowiekiem niższego stanu –spadł teraz z niego w jednej chwili. Ona jest bezpieczna. Już niedługo ją zobaczę. Nadzieja. Kimkolwiek był przybysz, jest człowiekiem wielkiej, prawdziwej wiary. Łachmany, które nosił nie należały do żebraka, lecz do mnicha…
__________________ Misie Górą !!! |
13-02-2006, 22:34 | #13 |
Reputacja: 1 | - Cóż mogę rzec wielmożni panowie? Wiem zapewne nie więcej niż wy. Tak na prawdę pozostaje nam czekać na wielce wspaniałego gospodarza domu Bonehearta. A tym czasem można wypić toast za nasze nowe znajomści! - Zbrojny ujął w swą potężną dłoń kielich z winem i wypił do dna i uśmiechnął się, leczw tym uśmiechu było coś poważnego co mogło dać do myślenia ludziom tutaj zebranym... - Cieszy mnie pańskie zainteresowanie Dorią, panie le Cosse - tutaj zwróciłem się bezpośrednio do inkwizytora - Rzeczywiście nasz doryjski ród już podupada, a tak na prawdę już upadł. Jednak wiara w to, że Doria kiedyś odżyje nadal pozostała w sercach wielkich wojów, za jakich ja nawet nie śmiem się uważać, chociaż poczucie tęsknoty za ojczyzną cały czas mnie ogarnia. |
13-02-2006, 23:17 | #14 |
Reputacja: 1 | Nicolas "Szrama" le Cosse Słysząc odpowiedź della Madre zerknął na niego spodełba, poczym łyknął wina i zaczął mówić dość cichym głosem, który momentami przeradzał się wręcz w syk: -Wojna z heretykami to coś, co zawsze jest chwalebne, nie zależne od tego ilu naszych ludzi zginie podczas starcia. Nie liczą się rany po bitwie, nie liczą się martwi ludzie- na ich grobach wyrosną róże, róże czerwone od krwi. Nie uczyli was tego w akademii, della Madre?- urwał, poczym spojrzał chłodno na rotmistrza. -Cóż, znam to uczucie... Tęsknota za swą ojcowizną, za miejscem gdzie się żyło, za miejscem, które zginęło...- wymruczał inkwizytor, poczym opuścił wzrok na ziemię i zaczał wpatrywać się w dość drogi dywan, pochodzący zapewne z Nordii...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
15-02-2006, 17:30 | #15 |
Reputacja: 1 | Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem” Rotmistrz pokiwał ze zrozumieniem głową, patrząc na inkwizytora. W zasadzie nie lubił klech, ale na dworze nauczył się, by za często nie pokazywać tego, co czuje. Rozejrzał się po pokoju. Zebrała się nielicha kompania, do czego potrzebował ich Boneheart? Tak czy inaczej robiło się duszno, a on nie lubił duchoty. Wstał z wygodnego fotela: - Drodzy Panowie, raczcie wybaczyć, lecz zaraz uświerknę tu z bezczynności. Kara dla mnie nieznana, lecz myślę, ze znajdzie się tu coś ciekawego dla spragnionego oficera rajtarii agaryjskiej. Może ktoryś z panów zna jakąś wysmienitą karczmę? Moglibyśmy spedzić mile czas na kulturalnej rozmowie przy szklanicy ciężkiego, wonnego napitku! Rozejrzał się po zgromadzonych, oczekując jakiejkolwiek reakcji. |
15-02-2006, 19:07 | #16 |
Reputacja: 1 | Brat Albert. Mnich przystanął tuż przed przejściem do salonu gdzie siedzieli szlachetni kawalerowie. Przysłuchiwał się przez chwilę ich rozmowie. Z tej odległości nie mógł rozróżniać poszczególnych słów. Chodziło mu bardziej o barwę i tambur głosu. Dokładnie usłyszał tylko klika ostatnich zadań rozmowy. Po chwili zdecydował się wejść do pomieszczenia. Witajcie Bracia. Niech Pan prostuje Wasze ścieżki. Nazywam się brat Albert – powiedział radośnie zamaszystym ruchem zdejmując kaptur. Oczom zebranych ukazała się wychudzona twarz młodego mężczyzny, na pierwszy rzut oka mającego mniej niż 22-25 lat. Młodzik cały wyglądał mizernie. Mnisi habit dosłownie wisiał na swoim właścicielu. Jednym co jako tako ratowało wizerunek młodzieńca, był radosny uśmiech od ucha do ucha. Obecni w pomieszczeniu kawalerowie zwrócili na pewno uwagę jeszcze na jedną rzecz – drewnianą bransoletkę na prawej ręce przybysza. Świadczyło to o jego przynależności do Braci Mniejszych, zakonu, który jeszcze niecałe sto lat temu był tępiony za herezję. Mnisi tego zakonu głosili idee miłosierdzia, pokoju i wybaczenia. Zakładali wręcz, iż wszystkie istoty ludzkie są równe wobec Pana i jako takie mają równe prawa pomiędzy sobą. Założyciel zakonu – mnich eremita Albert – do tej pory nie został oficjalnie uznany za świętego, choć liczne źródła potwierdzają wielkie cuda czynione przez niego. Bracia Mniejsi pozostają ciągle jednym z najmniej licznych zgromadzeń zakonnych. Ich reguła jest bowiem bardzo surowa – zakłada okres 15 lat nieprzezwanych studiów i nabywania wiedzy praktycznej, aby potem mnich mógł udać się w pielgrzymkę mającą na celu głoszenie Słów Stwórcy. Zwiedzić Karę ? Dziewki Wszeteczne ? Ha – prowadź kawalerze !! Jest tyle rzeczy do zrobienia !!!
__________________ Misie Górą !!! |
15-02-2006, 19:48 | #17 |
Reputacja: 1 | Sir William Samuel dor'Liechtenberg -Witaj bracie! Siedzimy tutaj bezczynnie. Czuję się nagi bez mego oręża, chodźmy do jakiejś tawerny napić się w spokoju, a może i nie. Jedyny nas poprowadzi, a na pewno natrafimy na jakąś tutejszą karczmę! - Sir Wiliam głośno się roześmiał, podchmielony już trochę, wstał, klepnął braciszka po plecach i wyszedł z pokoju. |
15-02-2006, 23:00 | #18 |
Reputacja: 1 | Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem” Rotmistrz zaśmiał się tubalnie. To się nam kompania zebrała. To chodźmy towarzysze, niech dobre wino ogrzeje nasze stare ciała i przypomni chwile minionej chwały. To rzekłszy wziął kapelusz, nasadził zawadiacko na głowę i skierował się ku wyjściu , biorąc po drodze pałasz cudnej roboty. |
20-02-2006, 18:32 | #19 |
Reputacja: 1 | Brat Albert Wybaczcie szlachetni panowie, ale czy nie powinnismy przypadkiem poczekać na gospodarza tego domu? Jak mniemam jesteście tak samo jak ja zproszeni na spotkanie z nim. Trochę niezręcznie wychodzić z cudzego domu po kwadransie pobytu niezamieniwszy nawet zdania z właścicielem. Mnich ponownie uśmiecha szeroko i patrzy pytajacym wzrokiem na zgromadzonych kawalerów.
__________________ Misie Górą !!! |
20-02-2006, 19:24 | #20 |
Reputacja: 1 | Ezequiel Callas de Alldare Siedzący na kanapie Ezequiel, podniósł oczy z nad książki i spojrzał na brata Alberta. Jego mina wyrażała lekkie zaskoczenie połączone z rozbawieniem. - Ależ bracie. Czy służący nie powiadomił braciszka o nieobecności Pana Bonehearta? Widać był już zmachany tym wszystkim. Pewnie nie spodziewał się że wszyscy zjedziemy się jednego dnia. Sam się niezmiernie zdziwiłem. Gdy wyjeżdzałem z domu wiedziałem że dzień w którym dojade w zależności od pogody możemy być tak siódmym jak i trzynastym dniem miesiąca. Pan wróci w ciągu tygodnia czy jakoś tak. Nie słuchałem służącego. Jak dla mnie, kiedy przyjedzie, wtedy będzie.
__________________ I'm a person just like you But I've got better things to do |