Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2013, 21:31   #11
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Świat dla Eijiego na moment się zatrzymał, gdy wszystkie zwierzęta ucichły i pośpiesznie zaczęły opuszczać miejsce, w którym się znajdował, by nagle pobudzić w mężczyźnie wszystko, co możliwe. Czuł płynącą coraz szybciej krew w żyłach, mocne kołatanie serca i mnogość myśli przechodzącą przez umysł. Powinien się wyciszyć, ale w tym momencie to nie było możliwe. Zastanawiał się przez chwilę nad ucieczką, ale tym zaprzepaściłby całe swoje życie, przerywając swój starannie wypełniany plan, w którym mędrzec z rodzinnych stron, swoimi radami, nakreślał jego tok. Nie mógł tego w tym momencie zrobić, zepsuć tak nagle wszystkiego. By choć lekko się uspokoić, wziął kilka głębokich oddechów, wpatrując się ze skupieniem w białą sylwetkę. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści swego miecza i drobnymi krokami zbliżał się w stronę swego celu, chcąc przed ewentualnym starciem wiedzieć jak najwięcej. Wiedział, że ta chwila może być przełomowa w jego życiu.
Im bardziej skupiał wzrok na tym na co patrzył, na tej osobie, na tym czymś, tym bardziej rozpływała się ona w powietrzu. Nagle podniosłą pochyloną głowę, obrośniętą gęstą, siwą brodą i równie białymi włosami sięgajacymi do nóg. W tym samym momencie całkowicie zniknęła mu z pola widzenia, zanim zdążył przyjrzeć się pustej twarzy. Twarzy bez oczu, nosa czy rysów.
Dokładnie za sobą usłyszał ciche, rozkoszne jęknięcie kobiety.
Cały czas nie był w stanie się uspokoić. To nie było jak starcie z człowiekiem, który mógł okazać się silniejszy, ale zawsze było wiadomo, czego się spodziewać. Tutaj nie miał pojęcia, ale podejrzewał, że jęknięcie kobiety wynikało z jego umiejętności. Skoro zniknął mu z oczu, postanowił powoli, cały czas starając się obejmować wzrokiem jak największy obszar, obrócić się, by móc zobaczyć, co takiego znajdowało się za nim. Wciąż bardzo mocno ściskał rękojeść miecza, by móc go jak najszybciej dobyć, w razie konieczności.
Początkowo odgłosy przywodziły na myśl jedno, jednak z czasem rozkoszne stęknięcie i jęki, przerodził się w krzyki bólu i przerażenia. Krzaki malin w pobliżu młodzieńca trzęsły się od gwałtownych ruchów i ów wrzasków.
Eiji tym razem postanowił wyciągnąć już miecz. Skoro demon dalej się nie pojawiał, to możliwe, że znajdował się właśnie tam. Podszedł więc ostrożnie do krzaków malin, delikatnie je trącając końcówką miecza, by odsłonić je lepiej, jeśli nie był w stanie bez tego zobaczyć, co się za nimi dzieje.
- Nie! Nie! Przestań! - krzyczała zrozpaczona kobiet, a gdy Eiji z początku powoli, a potem nagle odsłonił zaroźla, nie dostrzegł nic, a dźwięki i szamotanina ustałą. Szmer znowu się pojawił, za jego plecami i znów była to wysoka, biała sylwetka, ubrana w podartce szaty, bez twarzy, jednak wpatrywała się w Eijiego. Powoli podniosła rękę i wskazała na studnię, przy której stała.
Mężczyzna nie miał zamiaru dalej bawić się w kotka i myszkę. Demon, w jakiejkolwiek był postaci, znikał, pojawiał się, uciekał, wracał. Zapewne była to jego gra, by zmęczyć psychicznie Eijiego. Ten nie miał zamiaru dać się wciągnąć w tą gierkę. Ale żadnego szczególnego pomysłu, jak to zrobić, nie miał. Postanowił więc zrobić coś bardzo prostego.
- Skończmy z tym, demonie. Pokaż się w prawdziwej formie i zmierz się ze mną - powiedział na tyle stanowczo, na ile w obecnej chwili mógł. Chciał brzmieć jak najpewniej, ale czuł, że nie znajduje się w zbyt komfortowej sytuacji.
- To nie ja jestem tu demonem - odpowiedziała postać kobiecym, smutnym głosem i skierowała wzrok na chatę ogrodnika. - Nie ja...
- Więc kim lub czym w takim razie jesteś? - powiedział niepewnie, mocno zdezorientowany Eiji.
Kimkolwiek by nie było, nagle zaczęło się poddawać innej sile. Upiór szamotał się jakby w walce z kimś innym, szybko tracąc na sile, aż nagle zwiądł, jakby pod wpływem uderzenia. Jego bezwładna powłoka, została wrzucona przez niewidzialną siłę do studni.
Mężczyzna postanowił podejść do studni, wciąż z wyciągniętą kataną. Chociaż zaczynał mieć coraz większe wątpliwości, czy na cokolwiek może ona się w momencie starcia z demonem przydać.
Studnia została zabita deskami i to najwyraźniej dość dawno, mimo iż wszystko powinno być z nią w porządku. Ogrodnik nie zostawił żadnej tabliczki, pewnie dlatego, że wszyscy wiedzieli dlaczego jest zamknięta. Ale nie Eiji.
Mimo chęci Eijiego, okazało się, że znowu musi ganiać za swoim przeciwnikiem. Po krótkiej przygodzie z krzakami, tym razem ostrożnie zbliżył się do studni, by obejrzeć ją dokładnie.
Oprócz tego, że była zamknięta i nie szło z niej skorzystać bez rozwalenia desek, wszystko wydawało się być z nią w porządku. Źródło nie powinno być skarzone, bo strumyk obok korzystał z pobliskiego, o ile nie tego samego, podziemnego zbiornika wody.
W tej sytuacji Eiji uznał, że myślenie jest zbędne. Nie bacząc szczególnie na konsekwencje, postanowił rozwalić deski. Skoro woda nie była skażona, to pewnie wszyscy mieszkańcy mieli ze studnią jakiś problem. Więc z tym większą chęcią zabrał się do niszczenia.
Deski odchodziły ciężko i głośno. Będąc w połowie, w dole widział ciemną pustkę, noc nie była jasna, a biorąc pod uwagę wszechobecne drzewa, żadne światło nie odbijało się w wodzie na dole.
- Co... co robisz?! - spytał nieśmiało Ajiro, który nagle pojawił się za plecami Eijiego. Rozglądał się przestraszony. - Strasznie głośno się zachowujesz. Jeszcze ktoś przyjdzie.
- Demon ma coś wspólnego z tą studnią. - Odpowiedział, na chwilę przerywając swoją dotychczasową czynność. - Skoro pan już tu jest, to może coś mi opowie o tej studni? Przede wszystkim, skąd tutaj te deski.
- Och... smutna sprawa. Kiedyś zgwałcono i zabito tu młodą dziewczynę. Zwłoki wrzucono do studni, ale nigdy ich nie znaleziono. Bałem się, że skażono źródło, to zabiłem... zresztą to się stało takim złym miejscem... - mruknął ponuro.
Eiji lekko się uśmiechnął, bowiem wszystko zaczynało się zazębiać.
- To mnie jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że studnia jest istotna w tej sprawie z demonem. Odblokowanie studni jest konieczne. Ewentualnie, panie Ajiro, może mi pan pomóc w jak najcichszym rozebraniu tego. - Wcale tego nie wymagał od starca, ale zdawał sobie sprawę, że zaraz może się tu zbiegnąć pół miasta, czego by nie chciał. W każdym bądź razie, czy Ajiro zechciał mu pomóc, czy nie, kontynuował wspomnianą czynność.
- Nie... - mruknął cicho za jego plecami. - Jeszcze ją znajdą... ona jednak tam jest i spokój musi mieć. Nie da się jej uspokoić inaczej? Bo mi to nie wyszło... - ciągnął powoli, a do dźwięków odrywanych desek, doszedł dziwny szum, zza pleców Eijiego, ze strony starego ogrodnika.
- Ale to chyba oczywiste, że obecność demona jest z nią powiązana - odparł Eiji, przerywając wyrywanie desek, by postarać się zlokalizować źródło szumów za jego plecami.
Były to ciemne smugi, jakby gęstego dymu, które zaczęły oplatać ogrodnika, wchodząc w jego ciało niezwyjkle łatwo, jakby pozwalał im wchłonąć w jego ciało, zasysając je, jakby brał głęboki oddech. Jego skóra zaczęła ciemnieć, a oczy zapadły się, nie pozostawiając nic poza bezkresnymi oczodołami. Dłonie wydłużył się, usta powiększyły, wykrzywiając w okropnym uśmiechu, pełnym pożółkłych kłów. Z palców wystrzeliły pazury, a sam Ajiro rzucił się ze wściekłym rykiem i pierwotnym skowytem na Eijiego.
Łatwo było domyślić się, co oznaczało dziwne zachowanie Ajiro. Eiji zdawał sobie sprawę, że w tym momencie nie mógł tak po prostu zabić starca. Co prawda nie miał też żadnego doświadczenia w odpędzaniu demonów od opętanych, ale z drugiej strony musiał się starać, aby nie przypłacić zaistniałej sytuacji życiem. Już do głowy wpadł mu pomysł, że może skorzystać w tej sytuacji z Manriki Gusari, przez wzgląd na łańcuch, jaki ta broń posiada. Najpierw postanowił chwilę blokować i unikać ciosów opętanego Ajiro, by poznać jego siłę, szybkość i sprawność w tej postaci.
Łańcuchowa broń pomagała mu zachować dystans i odbijać ataki demona, ale ten napierał coraz szybciej i mocniej, powoli wytrącając Eijiego z równowagi. Ciemniejący i rosnący na jego oczach ogrodnik, szalał wokół młodego wojownika, szaleńczo próbując go rozszarpać.
Eiji odczuwał z jednej strony przerażenie, z drugiej podekscytowanie. Przeciwnik wydawał się być bardzo potężny, ale był tym, na co polował całe swoje życie. Sprawę utrudniał fakt, że znajdował się on w ciele ogrodnika, którego nie chciał zabijać. Musiał więc demona schwytać. Uznał, że otwarta przestrzeń może mu to utrudnić. Postanowił więc wycofywać się w stronę chatki ogrodnika, gdzie demon, jeśli wszedłby za nim, miałby spory problem z poruszaniem się, gdyby dalej rosnął. A w chatce już by szukał okazji, by obwiązać demona łańcuchem.
Wpadł do domu, czując na sobie pożądliwe sapanie demona, który wleciał za nim do środka.
- Nieeeeeeee!! - wydał nagle z siebie przeraźliwy skrzyk, zasłaniając sobie uszy, groteskowymi łapami. - Nie szepczcie! Nie żyjecie! Nieee!! - darł się, tarzając po ziemi.
Łowca demonów postanowił przyklęknąć na demona, by przycisnąć go nieco swym ciężarem, a następnie związać go łańcuchem, póki ten go nie atakował. Miał nadzieję, że demon opuści ciało ogrodnika, przywracając go do naturalnej postaci. A później, choć nie wiedział jak, miał zamiar rozprawić się z potworem.
Wtedy to, powalony natłokiem głosów szepczących mu głośno i natrętnie do ucha, Eiji odskoczył od wijącej się na ziemi poczwary.
- Morderca!
- Gwałciciel!
- Oszust!
- Demon! - wołały pojedynczo, dziesiąki kobiecych głosów, jakby szarpiąc Eijiego za szaty.
- Zabij! go! - zakrzyknęły wszystkie głosy jednocześnie, surowo, choć błagalnie.
Jeśli kiedykolwiek Eiji mógł zwątpić w to, co Ajiro mówił strażnikom, w tym momencie kompletnie wyrzucił z głowy taką możliwość. Zastanawiał się jednak, kim naprawdę jest starzec? Czy rzeczywiście uczynił coś złego? Czy mógł zawierzyć głosom w głowie, by go zabić? Nawet, w przypadku definitywnej winy, nie chciałby zabijać ogrodnika. Jeśli na kogoś miał polować, to na demony, nie ludzi. Poza tym, nie był żadnym sędzią, by móc decydować o czyimkolwiek życiu. Dlatego miał nadzieję, że uda mu się wytrzymać obecną sytuację, nie czyniąc nic złemu starcowi. Choć to również wcale mu się nie podobało, spróbował porozmawiać z głosami.
- Cóż takiego ten człowiek zrobił, bym miał go zabijać?
- Gwałciciel!
- Morderca!
- Plugawiec!
- Czciciel mrocznych bóstw! - wołały głosy, przekrzykując się nawzajem, coraz głośniej i głośniej, czarna powłoka na Ajiro nikła coraz bardziej, a sam ogrodnik zdawał się rosnąć, ponad swoje normalne rozmiary, jakby demoniczna część stawała się na stałe jego częścią, a nie oddzielną mutacją.
- Szybko! - zaczęły zgodnie błagać głosy.

Eiji miał sporą nadzieję, że uda mu się przetrwać. Cały czas powtarzał sobie, że nie chce zabijać starca, musi wytrzymać napór głosów i poskromić demona. Choć sugerowały one wiele na temat Ajiro, czy mógł im zawierzyć? Skąd mógł wiedzieć, kto tak naprawdę służy demonowi? Może właśnie one, służąc plugawcowi, chcą go zmusić do zadania śmierci niewinnej osobie? Ale może i miały rację? Przecież nie każdego człowieka może opętać demon. To mogło wskazywać na winę ogrodnika. Poza tym cały czas dziwna była sprawa studni. Nie mógł sobie także pozwolić na zabicie starca, bo jak udowodniłby strażnikom, że był opętany, jeśli po śmierci wróciłby do swej człowieczej formy? A nie mógł spędzić życia za kratami.
Bardzo wiele myśli w tym momencie i nadprzyrodzone głosy, nie ułatwiały sprawy, powodując coraz większy ból głowy Eijiego. Postanowił dać sobie jeszcze chwilę. Jeśli w ciągu niej nic nadzwyczajnego się nie stanie, chciałby uciec z chatki. Odpocząć jakiś czas, a następnie przed zapadnięciem zmroku zbadać studnię, może popytać o nią ludzi. Być może wtedy dowiedziałby się czegoś, co dałoby mu jasną odpowiedź, co tak naprawdę jest złem w tej sytuacji.
 
Zara jest offline  
Stary 28-07-2013, 18:09   #12
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość


Eiji

Eiji postanowił pozostać neutralnym. Zanim to on uciekł z chaty, gdy głosy zaczynały cichnąć a energia otaczająca ogrodnika blednąć, wybiegł z niej Ajiro, krzycząc jak opętany... w końcu taki też był.
- Nieeeeee! - zawyły głosy po raz ostatni, a następnie ucichły.
Eiji nie mógł tym razem nadążyć za szybkością starca i zgubił go. Szukał uważnie, nie dostrzegł jednak nic. Żadnych śladów, wskazówek na to, gdzie mógł uciec.
Jednak inni zdążyli usłyszeć krzyki uciekającego ogrodnika i przez bramę ogrodu, wbiegło pośpiesznie pięciu strażników, w tym ten, którego Eiji widział wcześniej tego dnia, który to odmówił Ajiremu pomocy.
- Co tu się dzieje? - krzyknął ze srogą determinacją na twarzy. Wszyscy otoczyli naraz Eijiego, kierując w jego stronę długie yari. - Gdzie Ajiro?! Kim jesteś?! Co się stało?!

No właśnie... czego Eiji był świadkiem? Ajiro naprawdę był zły? Był demonem? Głosy tych kobiet... był głosami ofiar? Dźwięki, które słyszał zza krzaków, czy była to swego rodzaju rekonstrukcja tego co się działo z kobietami? Jednak Ajiro prosił strażników o pomoc, może głosy były sprawcami opętania ogrodnika, który za dnia miał przebłyski własnej, choć niepełnej świadomości.
No i dlaczego, mówił, że głosy chciał by spalił ogród?



Atsushi

Choć nie powinien czuć się wypoczęty, biorąc pod uwagę to, że spał na stercie gruzu, to rozpierała go niepojęta energia, dzięki której nogi same ciągnęły go za sobą, coraz szybciej w głąb leśnej, wąskiej ścieżki. W końcu przeszedł na większy, lepszy trakt, który nie spowalniał go licznymi korzeniami i ponurymi widokami bezdroży. Dzięki tabliczce, łatwo zorientował się, w którą stronę do Orishi i ruszył tam, nie zwalniając.
Droga był prawie pusta, minął ledwie paru kupców, niektórzy mieli obstawę w postaci jednego, czy dwóch yojimbo, coś czego potrzebował mnich.
To co się stało poprzedniej nocy nie dawało mu spokoju. Duchy chyba pragnęły zemsty. Sprawdziły mnicha, czy jest tym za kogo się podaje. Nie mogły zaznać spokoju po swej śmierci, uwięzione w ruinach domu przy własnych grobach, chciały by ich los ominął wielu innych, którym zagrażali bandyci. Jednak jaką rolę w likwidacji działającej od lat, mógł odegrać mnich?

Dotarł do rozwidlenia dróg, jego wiodła do miasta Orishi, ledwie godzinę wolnym tempem. Jednak skręcając w lewo, na stromą, brudną ścieżkę, dotarłby do gór, w których to podobno, osiedlili się bandyci. Zapewne w osadzie Rourchi, której nazwa na kierunku, była przekreślona czerwoną farbą.
Przystając przy kierunkowskazie, dostrzegł dwójkę ludzi, zmierzających w jego stronę. Delikatną, ale zarazem surową z wyglądu, młodą kobietę, uzbrojoną w łuk i wielkiego mężczyznę, z rzucającym się w oczy no-dachi.



Kuroichi & Hirate

Droga zapowiadała się na dość długą. Gdy już wyszli z miasta i znaleźli się w lesie, szybko dotarli na rozwidlenie dróg. Kierunkowskaz wskazywał trzy osady, w górę coraz bardziej krętego szlaku, z początku leśnego. Najwyższa strzałka wskazywała najbardziej oddaloną osadę, jednak jej nazwa była przekreślona czerwoną farbą... Rourchi nie istniało dla reszty świata. Poza tym, znajdowały się w tym kierunku jeszcze dwie osady, Kanaki i Moushi.
Przy kierunku stał mężczyzna, który wyglądał jakby przespał sto lat i nie mógł teraz spokojnie ustać, rozglądając się nerwowo, jakby się okropnie śpiesząc. Był ubrany w pomarańczowe szaty mnicha.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 04-08-2013, 14:51   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Droga Kuro się dłużyła i to bardzo, więc od razu zaczepił towarzyszkę.-Czemu wybrałaś taką drogę Shira-san?
Dziewczyna spojrzała na niego spod ronda podróżnego kapelusza. Musiała dobrze zadrzeć głowę, by spojrzeć na górującego nad nią samuraja. Na jej twarzy pojawił się wyraz lekkiego politowania -To chyba jedyna droga, która się nadaje, i która wiedzie nas prosto do celu, prawda? - odpowiedziała, bardziej stwierdzając, niż pytając.
- Mówię o drodze życia... nie drodze... tej tu.- odparł ronin wskazując ścieżkę którą szli.- Czemu chodzisz z łukiem po drogach Japonii zamiast pobierać nauki pod okiem swej matki?
- A-ha - poprawiła koszulę, jakby chciała zatrzeć nieporozumienie -Nigdy nie myślałam o tym jako “drodze”. Tym bardziej z wyboru. To obowiązek wobec mojej rodziny. Zostało mi to przeznaczone, jeszcze przed moimi narodzinami - Wzruszyła ramionami - Musha shugyō to część tego dziedzictwa.
- Powiem ci coś o przeznaczeniu Shira-san.- rzekł konspiracyjne ronin nachylając się ku niej. - Tak naprawdę nikt go nie zna do końca. Myślisz, że masz wszystko poukładana i twoją drogą jest pielgrzymka, a tu za zakrętem całe życie może ci się obrócić do góry nogami.
- Ścieżka może być kręta, lecz zawsze prowadzi na szczyt góry - zadeklamowała z poważną miną - Pielgrzymka to część dziedzictwa - podkreśliła - kiedy będę gotowa, wrócę by otrzymać dojo mego ojca i służyć klanowi Oda...Nie wcześniej i nie później. Jest czas wzrastania i czas umierania - uśmiechnęła się niespodziewanie - ale ginąć powinno to, co dojrzałe. Kwiaty wiśni umierają, by dać życie owocom. Kiedyś wezmę naukę swej matki i urodzę dzieci mojej rodzinie. Na razie nie jest na to czas.
- Chciałbym mieć twoją pewność...- uśmiechnął się ciepło ronin, choć widać było że nie zgadza się z jej punktem widzenia. Podrapał się po barku na którym był wytatuowany ów wąż i rzekł. - A na razie dopilnuję, byś wróciła cało z tej góry, na którą obecnie idziemy razem.
Shirakaba spojrzała na Kuro przeciągle, ale nic nie powiedziała, położyła tylko dłoń na rękojeści katany. Podróż mijała w milczeniu, aż w końcu po jakimś czasie dziewczyna rzuciła “gdzieś w przestrzeń” - Na drogę honoru można powrócić...
- Może...- wzruszył ramionami Kuroichi i spojrzał gdzieś na drogę przed nimi.- Jednakże nigdy nie twierdziłem, że chce na nią wrócić. Od drogi honoru wolę drogę wolności, bez więzów, bez ograniczeń, bez obroży przeznaczenia i obowiązków. Są psy podwórzowe, są i psy bezpańskie.
- ...które się zabija, bo przenoszą choroby i kąsają ludzi - dokończyła - Co pozostanie po tobie, samuraju? Zniweczysz drogę i chlubę przodków, która doprowadziła cię aż tutaj...Po co żyć, skoro nie ma się ni celu, ni dziedzictwa?
- Co po mnie zostanie?- zamyślił się wojownik. Po czym odpowiedział z uśmiechem.- Kości. Takie same jak po dziesiątkach samurajach, którzy ginęli w przegranych dla siebie bitwach. Jakież dziedzictwo oni zostawili, jakąż chlubę?
Splótł ręce razem spoglądając na dziewczynę.- Kto ich pamięta? Może tylko ja... ich honor po bitwie rozkradali ashigaru i chłopi. Ich honorem teraz machają przydrożni bandyci. Ich wioski mają nowych panów... takaż to chluba.
Shirakaba prychnęła. Zdecydowanie Kuro zdołał ją dotknąć swoimi słowami i skruszyć maskę obojętności - Walczyli i ginęli, bo wierzyli w coś więcej niż oni sami. W cel i porządek. Ci, którzy polegli z honorem, są wzorem dla kolejnych wojowników. A ty, Kuro-san - wydęła wargi - w co wierzysz? W pieniądze? Wsadzisz mi miecz w plecy, kiedy bandyci krzykną więcej ryo niż inspektor...? - w jej głosie zadźwięczały pogardliwe nutki, a także coś na kształt wyzwania. Uniosła dumnie głowę i spojrzała z boku na ronina.
- Iye... Wierzyli, że ich wódz doprowadzi ich do zwycięstwa Shira-chan. W bitwie nie ma celu, ani tym bardziej porządku. Jest chaos i dwie strony dążące do tego samego... triumfu nad stroną przeciwną. - odparł z uśmiechem patrząc na dziewczynę, jak mentor na uczennicę. Uniósł palec w górę. -A ty jesteś zbyt ładniutka, by cię zabijać za kilka monet. Zresztą, gdyby chodziło o sam zysk, to łatwiej byłoby mi prostu pójść na jakiś uczęszczany szlak i wymuszać datki od przejeżdżających przez niego kupców. Ale to by było...- zamyślił się szukając dobrego słowa.-... nieuczciwe. I nudne. A tak... wymierzam sprawiedliwość i zarabiam na ryż. I jestem bardziej użyteczny, niż gdy byłem yojimbo.
Dziewczyna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, po chwili zastanowienia zamknęła je jednak i tylko się skrzywiła. Obróciła głowę w drugą stronę i kontemplowała otaczające ich widoki. A potem udawała, że nie zauważa samuraja.
Niemniej po około pół godziny milczącej podróży zauważyła kogoś innego.
Samotnego mnicha...
Problem w tym, że Kuroichi też go zauważył.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-08-2013, 15:31   #14
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


-Heeej! Mnichu! Jesteś stąd?! Wiesz może jak daleko do najbliższej wioski?! - Kuroichi nie grzeszył subtelnością, podobnie jak dobrymi manierami. Za to głos miał donośny.

- Yyy...Ja? - zdziwił się Atsuschi. - Nie, nie jestem stąd... Cóż zdaje się że bandyci zajęli znajdującą się tutaj kiedyś osadę. Ja sam zmierzam do Orishi i dodam, że nie za bardzo orientuję się w tutejszej okolicy - dodał mnich po chwili.

Shirakaba spiorunowała Kuro wzrokiem i pochyliła nisko w ukłonie - Wybacz, panie, brak manier mojego eee...towarzysza - wydusiła z siebie ostatnie słowo z wyraźną niechęcią - Samotna podróż może być niebezpieczna. Ludzie bez honoru - rzuciała szybkie spojrzenie na samuraja - gotowi są nawet zaatkować świętobliwego męża na szlaku...

Mnich natychmiast ukłonił się nisko na widok pięknej, młodej i najwidoczniej dobrze wychowanej kobiety. - Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się mnich - Ja również przez miesiące podróży straciłem swoje zmysły kultury jakich nabyłem w rodzinnych stronach. Ale...Co robi tutaj tak...Hmm... Niezwykła para? - zapytał nieśmiało mnich.

- Ludź bez honoru pilnuje bezpieczeństwa honorowego dziewczęcia. Ot, ironia losu.- zaśmiał się Kuroichi i oparł dłoń o rękojeść no-dachi.- Polujemy... hai. Tak to najlepiej określić.

Na twarzy Atsushiego wymalował się szeroki uśmiech na słowa wojownika. - Polujecie? Czy jesteście panie tak okrutni by mówić, że polujecie na człowieka? - zapytał mnich. - Oczywiście... Powiem, że ludzie ci sobie na to jak najbardziej zasłużyli ale tak brutalne określenie jest tutaj jak najbardziej nie na miejscu. - rzekł mnich, nadal się uśmiechając po mimo danej nieznajomemu reprymendy.

- Będziemy polować - powiedziała z naciskiem dziewczyna - Niedawno wyruszyliśmy z miasta, na prośbę szanownego pana inspektora. Jeśli ktoś dopuszcza się zbrodni, nie jest niczym wiecej niż szkodnikiem - zgodziła się z samurajem - Choć być może ty umieszcz oddzielić ziarno od plew, świętobliwy mężu... i wskazać nam bardziej odpowiednie drogi.

- Jak tego nie nazwać i tak kończy się rozlewem krwi. A polowania pasuje do sytuacji. Jak to mówił mój ojciec. Karma niektórych jest skazana na śmierć od miecza. Karma tych którzy za miecz chwytają by zabić innych. Bandyci już wybrali swój rodzaj zgonu- wzruszył ramionami ronin, nic nie robiąc sobie z przytyku mnicha. Spojrzał za siebie.- Niemniej droga za nami prowadzi do Orishi i jest bezpieczna.

Atsushi kiwnął głową samurajowi. - Z pewnością racja leży i po twej stronie i po mojej samuraju. Nikt bowiem w pełni nie ma racji w niczym, czy to cesarz w rządach, czy piekarz w wypiekaniu chleba. Oh...I przepraszam za swe maniery. Nazywam się Atsushi - powiedział mnich ponownie się kłaniając. - Skoro droga do Orishi jest bezpieczna, nie pozostało mi nic innego jak tylko się tam udać i nie zawracać głowy tak zajętemu towarzystwu. - rzekł mnich, odwracając się na pięcie od wcześniejszych rozmówców, w głębi serca myśląc, czy czasem nie będzie im potrzebna jego pomoc.

- I dlatego... należy trzymać język za zębami przy uczonych. Cokolwiek byś mądrego nie powiedziała, oni zawsze powiedzą coś mądrzejszego... czego do końca nie pojmiesz.- wyłuszczył kolejne nauki Kuroichi, nie dbając o to, że jego towarzyszka zapewne nie jest zainteresowana ich wysłuchaniem. Spojrzał w kierunku z którego mnich szedł.- Poza tym... coś w tu okolicy brzydko pachnie... tak jakoś... nie wiem. Paskudnie w każdym razie.

- W jakim sensie coś “brzydko pachnie” samuraju? Chodzi ci o bandytów czy jakieś inne tajemne moce których z resztą byłem świadkiem? - zapytał mnich, odwracając się z powrotem w stronę uzbrojonego mężczyzny.

-Tajemne moce?- zaśmiał się lekko zakłopotany mężczyzna. -Iye. Ja jakoś nie byłem nigdy świadkiem działania tajemnych mocy. Ja miewam tylko przyziemne kłopoty.... Hai. Nie zabrzmiało zbyt szczerze.

- Tajemne moce? - milcząca dotąd dziewczyna zainteresowała się słowami mnicha - Jakiego rodzaju, Atsuhishi-sama? Powinniśmy się wystrzegać oni czy czegoś...podobnego? - rozejrzała się po otaczających ich górach.
- Haha...tak...tajemne moce. - powiedział mnich podśmiechując się z niewiedzy rozmówców.- Kiedy pójdziecie w stronę z której przybyłem, wystrzegajcie się ruin małego, chłopskiego domku. Mnie spotkało tam...a z resztą jest to opowieść na którą z pewnością nie macie czasu. - rzekł mężczyzna patrząc w stronę kobiety, która mimo tego że była wojowniczką zdała się być zainteresowana tematem tychże mocy, w przeciwieństwie do swego towarzysza podróży.

- My bardziej od martwych, szukamy żywych.- stwierdził wesoło Kuroichi.- I na takie historie czasu za bardzo nie ma. A ty mnichu do Orishi idziesz w jakimś konkretnym celu, czy tak... się błąkasz przypadkowi pozostawiając kierunek swej wędrówki?

- I nie zabłąkasz się przypadkiem w okolice obozu bandytów, by powiadomić ich o naszym przybyciu, prawda? - dodała dziewczyna z takim samym jak poprzednio życzliwym uśmiechem.

- Bardziej to drugie samuraju... aczkolwiek przez myśl przeszło mi by poszukać w mieście jakiegoś łowcy demonów który mógłby uspokoić dusze na które napatoczyłem się po drodze. Oczywiście... jestem mnichem, ale dość wcześnie opuściłem klasztor i nie posiadam aż tak dużej wiedzy jak moi bracia zamknięci za bezpiecznymi murami takiegoż miejsca kontemplacji. Gdybym pozostał w klasztorze... zapewne sam mógłbym zająć się problemem tych niespokojnych dusz... - powiedział Atsuschi, z wyczuwalną powagą w głosie.

- Kuro-san, myślę, że zostawienie w potrzebie świętobliwego męża byłoby naprawdę wielkim uchybieniem - Shirakaba dyskretnie usiłowała nadepnąć roninowi na stopę - Nalegałabym, byśmy mogli odprowadzić cię w jakieś bezpieczne miejsce, mnichu - pokłoniła się płytko.

- Ale mnisi... są biedni - mruknął cicho Kuro chwytając poufale Shirę za obi i przyciągając do siebie, by móc szeptać jej do ucha.- A on idzie do Orishi. Co mu się stanie? Komary go pogryzą? Bo nic większego w tej podróży, mu przeszkadzać nie będzie. A co do duchów i innych oni, to nie sądzę by twoje strzały mogły coś zdziałać, co?

Na taką poufałość dziewczyna momentalnie zesztywniała. Trudno powiedzieć czy z zaskoczenia, czy ze wściekłości. Na jej jasnej twarzy powoli zaczęły pojawiać się czerwone plamy. Zamknęła oczy, wypuściła z płuc powietrze i w końcu powiedziała - Dobrze. Nie będziemy cię zatrzymywać, mnichu. Życzę powodzenia twojej szlachetnej misji - dodała szybko, i wyszarpawszy się bez problemu z luźnego chwytu samuraja, odstąpiła kilka kroków w bok.

- A ja życzę powodzenia waszej. - rzekł mnich kłaniając się i ruszając drogą która prowadziła prosto do Orishi. - Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. - dodał po chwili nie odwracając się do rozmówców.

Shiarakaba płonęła. Kiedy tylko mnich oddalił się na wystarczającą ilośc kroków, odwróciła się do ronina w postawie szermierczej i z żądzą mordu w oczach.

- Ba.. baka!!! - wycedziła przez zaciśnięte do bółu szczęk zęby - Przyszło ci do tego brudnego łba, że mnich mógł szpiegować dla bandytów? Czy tylko ja tu myślę? - podniosła do góry palec prawej ręki - A jeśli jeszcze raz... kiedykolwiek... mnie dotkniesz, będziesz musiał nauczyć się używać miecza jedną ręką, roninie - wysapała.

-Wątpię... mimo wszystko, nie ty pierwsza próbowałabyś obciąć mi rączkę - odparł ronin nie przejmując się pogróżkami.- A co do mnicha... Może i masz rację. Ale skoro idzie do Orishi, to nie będzie miał okazji spotkać się z bandytami. Więc... jeśli jest szpiegiem, spróbuje nas przegonić, a my zyskamy pewność, ne Shira-san?

Uśmiechnął się dodając.- I nie ma co robić rabanu o pochwycenie za obi, od tego jeszcze cnoty nikt nie stracił.

Wdech. Wydech. Dziewczyna powtórzyła w myślach kilka przykazań wojownika i uspokoiła się w końcu. Wstrętny ronin napawał ją najgorszymi odczuciami, a na dodatek był jak widać bezdennie głupi...Gdyby zamiast mnicha spotkaliby jakiegoś wieśniaka, Shirakaba nie wahałaby się posłać za nim strzały. Buddo daj mi siłę - pomyślała. Odwróciła się na pięcie i zaczęła wspinać ścieżką w górę.

A ronin ruszył tuż za nią, od czasu do czasu zakrywając nos dłonią. Coś w okolicy śmierdziało i był to zapaszek zwiastujący... koszmary... czasem.
Od czasu do czasu rozglądając się dookoła. A nuż dziewczyna miała rację? Dla Kuroichiego nie miało to znaczenia. Ostatecznie lepiej, żeby bandyci przyszli do nich, niż żeby oni sami ganiali po chaszczach za bandytami. Tym bardziej, że Kuro nie znał terenu i potencjalnych kryjówek banitów.

Póki więc droga była jednostajna i pozbawiona rozwidleń, mogli spokojnie iść i gotować się na zasadzkę, ze strony bandytów. Trzeba było przyznać, że ci mieli pole do popisu. Najpierw gęsty las, z licznymi wzniesieniami i nagłymi depresjami, dużo potencjalnych kryjówek, nieopodal długi strumyk, przy którym pewnie chciało się ochłodzić i odpocząć wielu wędrowców z pełnymi sakiewkami. Jednak dopiero gdy las zaczął ustępować bardziej surowemu terenowi, okazało się dlaczego garnizon w Orishi ma taki problem z wytępieniem tej plagi.

Choć wyszli na nizinę, to przed nimi rysował się obraz majestatyczny i niezapomniany. Spowite w zieleni, monumentalne, skalne giganty, może i nie dotykały chmur, ale z pewnością wyglądały, jakby wyciągały swoje czubki, starając się za wszelką cenę, choćby ich musnąć. Jakby się wydłużając i rosnąć, okręcały się i na górach powstawały szlaki wędrowne, z których z pewnością był piękny widok na okoliczne lasy, pola i rzeki.



Jednak gdzieś tam, w głębokich dziurach wydrążonych w górach, w jaskiniach i splądrowanej wiosce, kryli się ludzie niegodziwi. Ludzie bez honoru, godności poszanowania dla innych. Okrutne larwy, beszczeszczące spokój i niezwykłą harmonię tego miejsca, przepełnioną, jak mogłoby się zdawać, śpiewem samej natury, cichym i spokojnym, ale tak zaspakajającym zmysł słuchu.
Szli przez głównie kamienistą równinę, gdzie trawa rosła nisko, jednak wydeptana droga została starannie otoczona kamieniami, dzięki czemu wyglądała jak wyschnięte koryto jednej z tutejszych rzek.



W zasięgu ich wzroku, gdy powoli zaczynało zmierzchać, pojawiło się skrzyżowanie i było to już długo po tym, gdy teren przestał być równy. Zaczęli wchodzić na teren gigantycznych skał i gęstych, niezamieszkannych lasów. Na ów skrzyżowaniu znajdował się kolejny drogowskaz, jednak to nie nad nim krążyły i opadały w dół kruki, a nad stertą ciał wokół porzuconego wozu.

- Nałóż strzałę na cięciwę i trzymaj się... trzy cztery kroki za mną.- mruknął Kuroichi dobywając swej broni. I ostrożnie lekko pochylony ruszył w kierunku owego wozu.

Tym razem Shirakaba nie zamierzała się spierać z roninem. Odrzuciła kapelusz na plecy, odwinęła łuk z mataeriału i powoli położyła strzałę na cięciwie. Poczekała jednak dłużej, i ruszyła dopiero kiedy Kuro był dobre osiem metrów przed nią.

Dwa wozy, ciągnięte przez część martwych wieśniaków, został całkowicie ogołocone. Nie pozostawiono absolutnie nic, oprócz leżących wszędzie ciał. Gdy Kuro podchodził bliżej, zdołał naliczyć już kilkanaście. Zapewnie wieźli towary do miasta, w najbliższym czasie Orishi będzie potrzebowało więcej wszystkiego, z racji wizyty shoguna. Jednak ciał było naprawdę dużo... czterech chłopów było potrzebnych do ciągnięcia takiego wózka, a tutaj było ich co najmniej szesnaście, żaden nie wyglądał na wynajątego yojimbo, jednak obok niektórych ciał w z zakrwawionych ubraniach leżały miecze.
Pierwsi lepsi, których pobieżnie obrzucił spojrzeniem Kuro, mieli rane cięte, bądź kłute na wylot, ale wszystkie były zadane mieczami. Do ciał dopiero zaczynały zlatywać muchy, można było powiedzieć, że jeszcze byli ciepli.

- Nie jest źle... sami siepacze. - rzekł Kuro ni to to siebie, ni to do Shirakaby. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie próbować tropić morderców, ale... uznał, że nikomu nie pomoże gubiąc się w tych chaszczach. Wieśniacy powinni znać lepiej okolicę od niego.

Dziewczyna podeszła ostrożnie kilka kroków naprzód, rozglądając się po otaczających ich wzgórzach. - Trzeba znależć mnicha albo kapłana - powiedziała. - Dawno to się stało? Może uda nam się dogonić bandytów... Obładowani nie ujdą daleko.

Na wydeptanej ziemi, widać było również sporo śladów kopyt. Gdy przyjżeli się bliżej, dostrzegli też ślady wozu ciągniętego w drugą stronę niż tę, którą zmierzali wieśniacy.

- Zmarłym się nie spieszy... Możemy albo gonić za bandytami, albo ruszyć do wioski i powiadomić wieśniaków co tu się stało. Pewnie oni szybciej znajdą kogoś do pogrzebania zmarłych - zerknął na Shirakabę i westchnął. - Prowadź, gdzie chcesz iść... bandyci albo wioska.

Dziewczyna podeszła, z palcem wciąż na cięciwie. Przyjrzała się chwilę pobojowisku i zdecydowała bez wahania.

- Bandyci.

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 06-08-2013, 22:46   #15
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
Spotkanie z dwójką wędrowców nieco przywołało Atsushiego do ziemi i wyrwało z roztargnienia. Z bardziej trzeźwym umysłem ruszył do Orishi, gdzie dotarł po około godzinie.
- Witaj mnichu - strażnicy przy bramie ukłonili się lekko, gdy przepuścili już wszystkim przed nim. - Jaki jest twój cel wizyty w Orishi, stolicy prowincji Oschi, pod panowaniem Tanoguchiego Izaki, zwierzchnika rodu Tokugawa? - wyrecytował standardową formułę, nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia.
Po ukłonie strażnika, mnich w geście uprzejmości zrobił to samo.
- Przybywam tutaj by znaleźć kogoś kto może mi pomóc w pewnej niecierpiącej zwłoki sprawie. - powiedział mnich, który nie zamierzał zwierzać się strażnikowi z tego co ma robić w owym mieście. W sumie... sam dokładnie nie wiedział co zamierza.. cóż, chyba należałoby znaleźć jakiegoś łowcę demonów czy jakiegoś innego mnicha z większym doświadczeniem... w każdym razie kogoś, kto pomoże mu rozwiązać problem napotkanych w czasie podróży duchów i zapewnić im wieczny spokój.
Strażnicy spojrzeli po sobie. Kontrolowanie kto i dlaczego wchodzi do miasta było konieczne, z racji zbliżającej się wizyty shoguna, ale w mnichu, jego posturze i spojrzeniu nie dostrzegli raczej niczego, co mogłoby zagrozić powoli zbliżającemu się gościowi.
- Możesz wejść mnichu. Jeśli szukasz pomocy, to raczej próbuj w gospodach.
- Tak, tylko uważaj na siebie, nie wyglądasz panie, jakbyś często wędrował w stronę miast - dodał drugi, kiwając powoli głową.
Mnich kiwnął spokojnie głową i przeszedł przez bramę, zachowując słowa na potem. Dzięki radzie strażnika, w przybliżeniu wiedział gdzie ma się przynajmniej udać - do karczmy. Rzeczywiście szukał pomocy. Nie dla siebie...lecz dla niespokojnych dusz które napoktał w zniszczonym domku niedaleko lasu. Nie można przecież bowiem pozwolić aby istoty te nadal tułały się po tym świecie w takiej postaci. Mnichowi nie pozwalałoby na zostawienie ich samym sobie i sumienie, i kodeks moralny który “wbił” sobie do głowy przez czas spędzony w klasztorze. Pośród braci. Atsushi schował więc ręce w obszerne rękawy swej szaty i rozglądał się po budynkach w poszukiwaniu osoby która potrafiłaby pomóc mu w tej dziwacznej dla zwykłych ludzi sprawie. Oprócz tego był ciekaw co oferują miejscowi rzemieślnicy i kramarze.
Spytawszy karczmarza o specjalistę od oni gospodarz odpowiedział bez zastanowienia.
- Zabawne, że pan pyta. Wczoraj w nocy przyszedł taki, co przepędził demona z tutejszego ogrodu. Spytam go, czy znajdzie dla ciebie chwilę, szanowny mnichu - powiedział kłaniając się z uśmiechem.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 06-08-2013, 23:31   #16
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
- Jestem Eiji - przedstawił się na początek strażnikom, chcąc pokazać swoją chęć współpracy i nie zostać o nic złego posądzony. - A Ajiro... został opętany przez demona. Możecie mi nie wierzyć, ale ja również słyszałem w jego chacie głosy. Widziałem również więcej rzeczy, ale pewnie w to tym bardziej mi nie uwierzycie. Staram się pomóc ogrodnikowi, aczkolwiek to nie jest łatwe. W całej sprawie kluczowa wydaje mi się być ta zamknięta studnia. Możecie mi powiedzieć coś o niej, by łatwiej było mi pozbierać wszystko w całość? - Zakończył swoją dosyć chaotyczną wypowiedź. Ale ciężko było się wypowiadać przed grupą strażników z bronią wycelowaną w jego stronę, a na dodatek musząc opowiadać o dosyć niecodziennych wydarzeniach.
Spokój Eijiego stopniowo udzielił się strażnikom. Najpierw troszkę poluzowali swoje yari, a później, gdy dowówdca się wyprostował i nakazał im to gestem, całkiem zabrali je sprzed nosa Eijiego.
- Hmmm... - mruknął patrząc na niego z ukosa dowódca strażników. - Ajiro zamknął ją po tym jak została tu zamordowana Ruri Iko, żona pewnego samuraja. Ciała nie odnaleziono, choć morderca się przyznał, do tego, że tam wrzucił jej ciało.
- A kto zabił tę kobietę? - odpowiedział, nie chcąc na razie szczególnie dużo zdradzać ze swoich domysłów.
- Poprzedni ogrodnik... pierwszą rzeczą jaką zrobił Ajiro po przejęciu jego posady, było zabicie tej studni. Chwała mu za to...
- Nie byłbym taki pewien, czy chwała. Demon mógł się tutaj pojawić z tego powodu, że to nie jest naturalne miejsce dla pochówku tej kobiety. Sam Ajiro powiedział mi, że powstało tu takie “złe miejsce”. Cóż, ale aby wyjaśnić o co mi chodzi, musiałbym opowiedzieć wiele zjawisk paranormalnych, a wy chyba nie wierzycie w te sprawy. Ale też sam nic złego nie zrobiłem, więc jeśli nie będziecie chcieli mi pomóc, to powinniście mnie puścić wolno. - Eiji uznał, że nie ma co długo rozmawiać ze strażnikami, jeśli na koniec okaże się, że i tak nic mu nie pomogą. Wolał więc postawić sprawę jasno.
- Mówisz... mówisz, że tu jakieś oni się zalęgły? W studni? W ogrodzie... - przywódca spojrzał na niego, z czymś co mogło być dobrze skrywanym strachem w oczach. - Nic się nie stało, to lepiej idź, a my też poszukamy Ajiro. Jak coś znajdziesz daj znać, nazywam się Taranamure i jestem tutejszym dzielnicowym, pytaj kogokolwiek w tej okolicy Eiji-san - dodał kłaniając się płytko.
- Zrobię co mogę, by rozwikłać tę sprawę - odpowiedział Eiji, przy okazji mogąc odetchnąć z ulgą, że strażnicy nie sprawili mu większych problemów. A nawet pomogą, bo znalezienie Ajiro wydawało się dosyć istotne. Pokłonił się więc dzielnicowemu, a sam postanowił udać się do chatki ogrodnika. Po pierwsze, by zbadać ślady po opętanym ogrodniku. Wątpił, by coś szczególnego z tego odczytał, ale wolał je obejrzeć, póki były świeże. Po drugie, chciał przebadać nieco chatkę Ajiro, by znaleźć tam coś, co dałoby mu jakiś trop w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kim w tej całej sprawie jest starzec.
Domek wydał się nagle znacznie bardziej zwyczajny. Nie było tu nic szczególnego. Wszystkie narzędzia trzymane były w szopce w pobliżu, a w samej chacienie było nic co mogło zwrócić szczególną uwagę,
Tym razem Eiji postanowił zbadać studnię. Najpierw postarał się obejrzeć dokładnie miejsce akcji, następnie odczekać jakiś czas, szukając jakichś oznak obecności oni, a jeśli to także nie przyniosło żadnych efektów, ponownie zabrał się do rozbierania studni.
Zdjął wszystkie deski i spuścił wiadro w dół, aż dotarło do taflii wody. A raczej tego co wodą powinno być, bo po ściągnięciu wiadra spowrotem do siebie, odkrył, że całe wypełniło się ciemną krwią o intensywnym, niepasującym do niej, słodkim zapachu.
Eiji nie wiedział, co na ten temat myśleć. Wiedział także, że proces kojarzenia faktów, wydarzeń i poszlak mógł być utrudniony przez coraz powszechniejsze uczucie znużenia, spowodowane brakiem odpoczynku. Postanowił więc udać się do jakiejś tańszej karczmy, gdzie znalazłby dla siebie jakąś kwaterkę.
W najbliższej gospodzie było spokojnie, a karczmarz rozpoznał Eijiego jako “łowce demonów z ogrodu”. Najwyraźniej strażnicy mieli długie języki. Albo chcieli by mieszkańcy mieli go na oku. Tak czy inaczej w końcu mógł zasnąć.
Choć nie snem spokojnym.
Dręczyła go ciemność, która potęgowała dziwne uczucie, ciągłej utraty gruntu pod nogami, choć nie spadał. Jakby ciągle miał się wywalać, ale z trudem i cudem, łapał równowagę. Jedynymi towarzyszami w pustce, były dziesiątki kobiet. Każda była zmasakrowana. Ubrania miała obtarte i dziurawe, często splamione krwią. Wycięto im języki i pozbawiono żuchw. Wyłupano po jednym oku, obcięto jedno ucho i ogolono połowę głowy. Żadna nie miało kompletu zdrowych piersi. Miały jedno albo zmiażdżone, przecięte, obcięte czy dziurawe.
Mimo braku języka i żuchwy, wszystkie bardzo wyraźnie do niego szeptały.
- Szukaj, szukaj, szukaj - ciągnęły powoli przeciągając słowo, jakby w nieskończoność, jak i ciemność która robiła się coraz głębsza. Głębsza, jakby tonął, co chwilę łapał grunt pod nogami, by znów się zachwiać. - Znajdź i zabij, znajdź i zabij, znajdź i zabij - szeptał mu do ucha, nie chcąc pozwolić spokojnie utonąć w mroku, który w końcu wyrwał go ze snu, zmuszając do zaczerpnięcia wielu głębokich oddechów, jakby po długim czasie, wypłynał na powierzchnię wody. Cały był spocony, a zaraz po kąpieli, zaczepił go karczmarz.
- Wybacz panie, że przeszkadzam, ale jakiś mnich szuka kogoś kto zna się na oni i jakoś tak o panu pomyślałem... czeka w głównej sali, jeśli jest pan zainteresowany.
 
Zara jest offline  
Stary 07-08-2013, 00:34   #17
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Post z udziałem Zary i Temteil'a



Eiji & Atsushi

Eiji uznał, że skoro i tak ciężko będzie mu zasnąć, może porozmawiać w tym czasie z przybyszem. Możliwe, że zaoferuje jakąś pomoc, która niewątpliwie przydałaby się mężczyźnie, bowiem dręczące go głosy stawały się coraz bardziej uciążliwe.
- Witam. - Powiedział, przekraczając próg głównej sali.
Mnich spojrzał na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Czyżby to on? Ale taki młody? Nie był to jednak moment na zadawanie sobie samemu pytań, lecz na działanie. Postanowił od razu podjąć odpowiednie kroki. Podszedł więc pewnie do nieznajomego.
- Witaj. To ty jesteś tym, który przepędził demona z ogrodu? Jeśli tak to potrzebna mi jest twoja pomoc - wydobył z siebie Atsuschi.
- Przepędziłem? - Zdziwił się nieco Eiji. - Może chwilowo tak, ale na pewno nie ostatecznie. Sprawa jeszcze nie jest zakończona, a co gorsze, do jej zakończenia jeszcze wiele mi brakuje. Można też powiedzieć, że obecnie zmieniła się w sprawę osobistą i ma pierwszeństwo. - Łowca demonów, jak widocznie strażnicy zaczęli go rozsławiać w Orishi, spodziewał się, że pewnie sprawa dotyczy poskromienia jakiegoś innego demona. Choć powinien się z tego cieszyć, to jednak towarzyszyło temu także pewne uczucie niezadowolenia.
- Więc pewnie nie masz panie czasu na to aby mi pomóc? Cóż... w innym przypadku pewnie sam bym sobie z tym poradził ale nie przebywałem w klasztorze wystarczająco długo by odebrać odpowiednie nauki. Dodam też, że na chwilę obecną mogę zaoferować mikrą zapłatę... cóż... w sumie to żadną. Ale gdybyś i tym się nie zniechęcił to mam pewne zlecenie - powiedział mnich, starając się w swej wypowiedzi jak najobszerniej wyjaśnić motywy swego działania nieznajomemu mężczyźnie. - Może usiądziemy gdzieś i na spokojnie wyjaśnię na czym polegać ma owe zlecenie? - dodał po chwili rozglądając się po sali w poszukiwaniu jakiegokolwiek komfortowego miejsca.
- Zaraz, zaraz! - Odpowiedział zmieszany Eiji. - Ale zachodzi tu pewne niezrozumienie. Być może ci strażnicy, co rozgadują wszystko na lewo i prawo przesadzają, albo ktoś inny, ale ze mnie póki co żaden prawdziwy łowca demonów, jak się mnie przedstawia. Owszem, z pewnych przyczyn staram się takimi przypadkami zajmować, ale wciąż jestem w tym raczej amatorem. Więc choć z chęcią spróbuję zmierzyć się z demonem, o którym mówisz, nie odbieraj mej osoby jako... profesjonalisty w tym zakresie. Dopiero się uczę, jak się z nimi obchodzić, walczyć, przeciwstawiać - spojrzał na koniec nieco błagalnym wzrokiem na mnicha, licząc, że go zrozumie.
- Hmmm... rozumiem... mimo to posiadasz zapewne większą wiedzę i doświadczenie w tym zakresie niż ja. A propo tej całej sprawy to nie chodzi tutaj raczej o żadnego demona... bardziej o niespokojne dusze które nie mogą znaleźć spoczynku dopóki ich krzywdy nie zostaną zadośćuczynione... więc czy... mogę liczyć na twoją pomoc w tej sprawie?- powiedział mnich z nutką zniechęcenia w głosie gdy usłyszał, że owy łowca nie posiada tak wielkich zdolności jak się po okolicy mówi. Zresztą... Atsuschi mógł się tego spodziewać gdyż ludzie często wyolbrzymiają pewne sprawy i osiągnięcia niektórych osób, by mieć poczucie bliskości jakiegoś bohatera który może obronić ich, zwykłych ludzi często zniewolonych przez niesprawiedliwe władze i wykorzystywanych na każdym kroku.
- Właściwie, to z czymś podobnym zmagam się obecnie, chociaż oni też się w to wplątał. Ale wydaje mi się, że te dusze mogą wymagać rzeczy, nie do końca zgodnych z prawdą. To trzeba najpierw zbadać, potwierdzić. Już raz pewne głosy podpowiadały mi, by kogoś zabić. Ale czy na takiej podstawie można podejmować takie działania? To wszystko jest skomplikowane, a ja, jak już wspomniałem, doświadczenia zbytniego również w tych sprawach nie mam.
- A więc oczekują w końcu twardej, prostej odpowiedzi. - powiedział mnich z kamiennym wyrazem twarzy. - Pomożesz mi początkujący łowco czy nie? Same chęci przecież nie wystarczą bo to działania mają wpływ na świat, nie jedynie same debaty i rozważania... O nie...one są tylko po to aby dobrze zastanowić się nad następnym krokiem. Ale przepraszam. Znów trochę filozofuję - rzekł mnich drapiąc się po głowie.
- Więc chętnie pomogę, ale to dopiero jak uporam się ze swoim problemem. Może... mnich mnie wspomoże, to szybciej pójdzie i prędzej będę mógł spróbować z drugim problemem? Jeśli tak, to chętnie zaprowadzę na miejsce i opowiem, jak to było.
- Hmmm... Nie spodziewałem się takiej propozycji ale... skoro jestem mnichem to prócz kontemplacji przysługuje mi także pomagać prawym obywatelom i komukolwiek komu pomoc owa jest potrzebna. Więc skoro mamy coś do roboty, lepiej zacznijmy od razu panie. Prowadź mnie na miejsce a wszelakie szczegóły omówimy po drodze. - powiedział Atsuschi.

***

Obydwaj opisali nawzajem swoje problemy, niezwykłe wydarzenia, których doświadczyli jak się okazało, tej samej nocy. Wydało się to szczególnie podejrzane, biorąc pod uwagę, że spoglądając na kalendarz, nie wypadała poprzedniego dnia, żadna nasilona aktywność oni. Jednak albo coś czy też ktoś, podburzał duchy w tej okolicy, albo był to zwykły zbieg okoliczności.
Jednak zanim jeszcze doszli do ogrodu, Atushi poczuł okropny ból głowy, jakby ktoś rozrywał jego mózg na strzępy i jadł, kawałek po kawałku... Eiji pomógł podnieść mu się z ziemi gdy ból ustąpił. Dyszący ciężko mnich poczuł za to coś innego. Wyraźnie docierał do niego ślad. Nie był to zapach, czy fizyczne odciski na ziemi, nie było to nic co wpływało na któryś z jego podstawowych pięciu zmysłów. Jednak coś go ciągnęło, mroczny i zły ślad, a jednak wołający o pomoc leciał w stronę gór, w stronę skrzyżowania, na którym Atsushi wcześniej spotkał wielkiego ronina i wojowniczkę.

Shira & Kuro


Ślady były bardzo wyraźne, nawet dla tej dwójki, która do cesarskich łowczych się nie zaliczała. Zeszli z traktu który prowadził na górskie ścieżki i do najbliżej wioski, położonej za tym, pierwszym i najmniejszym pasmem, które lepiej było wziąć drogami, niż obejść dookoła. Widać było wyraźne, że dwa wozy, ciągnięte przez konie, były mocno obładowane, więc tego dnia nie zmierzali do głównego obozu, zwyczajnie nie zdążyliby by przed zmrokiem, a długa i męcząca wędrówka nie uśmiechała się bandytom, którzy dopiero co napadli na wieśniaków. Zadowoleni po jednostronnej bitwie, zeszli z drogi, przeszli przez pole i weszli do gęstego, choć małego lasku, przez który przepływał strumyk. Choć Shira i Kuro byli jeszcze kawałek, to skryci w wysokich trawach, słyszeli stłumione przez roślinność i odległość śmiechy i rozmowy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 07-08-2013 o 00:38.
Fearqin jest offline  
Stary 15-08-2013, 16:40   #18
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Zbliżali się...

Ronin przyłożył znacząco palec do swych ust i zaczął powolutku się skradać trzymając no-dachi w dłoni, odwrotnie niż powinno być używane. Jego ciemne i brudne kimono wydawało się wtapiać w otoczenie, gdy ostrożnie rozglądał się po okolicy szukając źródeł owych śmiechów i rozmów.

Shirakaba poczekała, aż samuraj oddali się od niej kilka metrów. Dopiero wtedy sprawdziła łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Ruszyła za roninem, starając się podążać jego śladami. Nie bardzo uśmiechało jej się chowanie w cieniu jak...bandyci właśnie, ale nie zamierzała się tym razem spierać z bardziej doświadczonym wojownikiem. Zresztą, dla ludzi bez honoru śmierć też mogła być bez honoru...

Liczna zwierzyna zatrzymała się na posiłek i orzeźwienie przy strumieniu, z którego równocześnie korzystały dwa konie i czworo ludzi. Pozostała trójka zbierała rzeczy na rozpałkę i przygotowywała ognisko, z czego jeden zajmował się warzywami, które mieli wrzucić do czarnego, starego garnka. Wszyscy byli zajęci sobą nawzajem, śmiejąc się z błahych rzeczy, jakby w ogóle zapominając o tym, że niedawno zarżnęli wieśniaków, chcących tylko zarobić na życie, sprzedając owoce swej ciężkiej pracy.

Kuroichi rozejrzał się i wsunął powoli no-dachi do pochwy. Zerknął za siebie na Shirakabę i wskazał jednego zbieracza podpałki, przesunął szybko dłonią po gardle i przytknął palec do ust.

Po czym ruszył w kierunku innego łowcy drewienek. Sztylet tanto pojawił się w dłoni Kuroichiego. Siedmiu... bandytów nie było w oczach ronina zagrożeniem, ale też i nie widział powodu, by zrezygnować z okazji do cichego wyeliminowania paru z nich. Zamierzał zajść swoją ofiarę od tyłu i bezgłośnie pozbawić go życia, albo podcinając mu gardło, albo skręcając kark. W obu przypadkach zasłaniając mu usta, by nie zdążył ostrzec kompanów. Łuk i wzrok Shirakaby podążyły za gestem samuraja. Położyła strzałę na cięciwie i podniosła łuk, ale go nie napięła. Zdąży. Na razie czekała, zerkając raz na ofiarę, a raz na skradającego się ronina. Zamierzała uderzyć równocześnie z nim. Popatrzyła wzdłuż promienia strzały; pochylony nad ziemią mężczyzna, zajęty zbieraniem chrustu, nie mógł mieć pojęcia, że jest już właściwie martwy. Na twarzy dziewczyny pojawił się zimny uśmiech.

Bandyci co chwilę łamali gałązki, co ułatwiało Kuroichiemu zadanie. Obserwował siedzącego przy ognisku, ten jednak nie zwracał uwagi na swoich towarzyszy, starając się starannie obrać warzywa. Gdy znalazł się już bardzo blisko, skoczył szybko się prostując, chwycił ofiarę za usta i pociągnął do tyłu, podrzynając gardło. Zanim jeszcze ciało wylądowało na ziemi, powietrze obok niego przecięła strzała, która wbiła się w usta drugiego bandyty, który już chciał podnieść alarm. Gałązki poleciały na ziemię tak jak ciało przebitego strzałą. Kuroichi szybko i cicho położył swoją ofiarę na ziemi i sam skrył się w gąszczu, gdy kucharz podniósł wzrok, szukając swoich kompanów.

- Tachi? Ikki? Gdzie żeście poleźli? Rozpalicie w końcu? - zawołał, wychylając się.

Ronin niczym stary kocur podkradał się powoli do kolejnej ofiary. Niczym stary doświadczony kocur, znający sztukę łowów na wylot. Krok za krokiem, zachodził go od tyłu. By zakrywając usta zadać szybkie pchnięcie pod łopatkę, prosto w serce. Shirakaba podeszła kilka kroków naprzód, starając się jednak pozostać w osłonie zieleni. Stanęła tak, by skradający się ronin nie zasłaniał jej siedzącego przy ognisku bandyty. Wymierzyła starannie w głowę kucharza i napięła łuk. Cięciwa jęknęła, kiedy Kuro był zaledwie kilka kroków od ofiary.

Samuraj choć zdziwiony tym, że towarzyszka gu uprzedziła, zdążył pochwycić ciało, chroniąc je przed głośnym upadkiem. Jednak gdy pociągnął je do tyłu, za wozy wyładowane zbiorami z pobliskiej wioski, jeden z bandytów przy strumyku wstał, poprawiając szaty i dostrzegł nogi, bezwładnie ciągnięte za wóz.

- Chwytać za broń idioci! - krzyknął do towarzyszy, podnosząc katanę z ziemi. Widział Kuroichiego, którego zresztą ciężko było nie zobaczyć na otwartej polance przy strumyku, jednak żaden z czwórki bandytów, nie widział kryjącej się w krzakach Shiry.

Trzech było standardowo wyposażeni w katany, które najlepszej jakości zapewne nie były. Najprawdopodobniej zabrane z pola bitwy, albo ukradzione. Czwarty, który wydawał się najbardziej zwinny i opanowany, pewnie trzymał naginatę.

Kuroichi zaklął pod nosem. Po czym jednak wstał i schowawszy sztylet, wyciągnął no-dachi. I wyszedł zza wozu nonszalancko opierając ostrze broni na swym ramieniu.

Zerknął na czwórkę adwersarzy uśmiechając się złowieszczo i rzekł.- Ci którzy się poddadzą, przeżyją... reszta zginie. Macie ostatnią szansę wynieść swe głowy na karku. Zanim ostrze niewidzialnej śmierci...ubije typka z naginatą.

Liczył na to że Shirakaba zrozumie jego przekaz i rozpocznie ostrzał właśnie od tego przeciwnika. Jako najbardziej niebezpiecznego z całej czwórki.
Bandyci zatrzymali się zdziwieni i spojrzeli na zniszczoną wieloletnią, prawie niekończąca się popijawą twarz Kuro.

- Sake przeżarła ci mózg, bezdomny śmieciu?! - warknął jeden, znów porywając się do szarży.
-Oj, oj... uważaj, bo się pokaleczysz - ronin pozornie nie drgnął, choć ostrze jego broni opuściło ramię i zrównało się z nogą.

Czekał na odpowiedni moment, gdy szarżujący, przeciwnik będzie blisko... a wtedy, nagły odskok i poziome cięcie na wysokości pępka przeciwnika. Liczył, że siła jego ramion i impet szarżującego wroga, wystarczy do wykonania robiącej dość duże wrażenie sztuczki. Przecięcia przeciwnika w pasie na dwie połówki, górną i dolną.

Udało się idealnie, dokładnie jak chciała. Kiedy czwórka bandziorów skupiła swoją uwagę na Kuro, Shirakaba miała wolne pole manewru. Pochyliła się i przebiegła kilka kroków po lekkim łuku. Teraz stała mniej-więcej za bandytami. Podejrzewała, że Kuro poradzi sobie nawet z trójką uzbrojonych w miecze mężczyzn, którzy przecież mordowali dotychczas tylko bezbronnych wieśniaków. Człowiek z włócznią był większym zagrożeniem. Wzięła kilka głębszych oddechów i wymierzyła w plecy włócznika. Teraz! Palce puściły strzałę w momencie, kiedy bandyta dopadł do ronina.

No-dachi było rzadko spotykane z określonych powodów. Szermierz musiał posiadać znaczącą siłę, tej jednak Kuroichiemu nie brakowało. Ponadto w kraju panował spokój, więc rzadko kiedy można było zastosować oddział uzbrojone w te wielkie miecze, służące do przecinania nóg koniom, bo to do zwalczania kawalerii głównie ich używano. Kuroichi jednak potraktował swojego wroga jak wierzchowca i rozpłatał go na pół, tak dosłownie, jak to tylko było możliwe. Pozostała dwójka nie była aż tak odporna na makabrę śmierci, która otworzyła się przed nimi wraz z ciałem, a raczej jego kawałkami. Na dodatek przebity strzałą wojownik z naginatą, padł na kolana, krzycząc i chwytając się za plecy, gdzie wbiła mu się strzała.

- Nie! Nie! - wrzasnął jeden z pozostałych, biegnąc do konia i wskakując na niego, pchany strachem. Jego towarzysz zignorował uciekającego, jak i rannego wspólnika i czy to w ostatnim życiowym przypływie odwagi, bądź głupoty, ruszył na Kuroichiego, machając mieczem wściekle i bez techniki, zapominając o jakimkolwiek treningu, jeśli kiedykolwiek go miał. Wyszło na jaw to, że od dawna walczyli tylko z farmerami.
- Jeździec! Ubij!- krzyknął głośno Kuroichi ruszając naprzeciw ostatniego z bandytów do pokonania. Uśmiechał się złowieszczo.

“-Arogancja i strach czynią twego wroga bezbronnymi, Kuroichi mój synu. Arogancki przeciwnik nie bierze pod uwagę, że może zostać zraniony, przerażony nie wierzy, że może zranić.”- pamiętał lekcję swego ojca. Ułożyć ostrze nisko, przyglądać się wrogowi i jego wymachom... wybrać moment. Uderzyć... uderzyć z całej siły tuż, przy tsubie katany wroga. Wybić mu oręż z rąk w górę, kopniakiem w brzuch powalić na ziemię. Chaotyczne ruchy bandyty utrudniały ten plan. Prawa dłoń Kuroichiego zaciskała się na rękojeści no-dachi tuż przy tsubie, lewa... niżej tuż przy końcówce, manewrując ostrzem już podczas ciosu. Być może nie będzie mógł oszczędzić ostatniego przeciwnika. Być może Kuro będzie musiał go zabić. Szkoda... planował co prawda złapać jeńca do przesłuchania, ale ostatecznie nie było sensu ryzykować życia dla tego celu.

Trafił jakże niefortunnie dla bandyty. Katana zablokowała cios, jednak no-dachi poszło nieco dalej i tak wbijając się w jego czaszkę, niemal wgniatając w niego jego własną broń. Ciało nagle zwisło bezwładnie, nogi mu zwiotczały i trzymał się w powietrzu, tylko dzięki temu, że w zasadzie sam się nabił na ostrze, które z niego wystawało i łączyło z Kuroichim.

Jeździec...Być może jednak dobrze pozwolić mu uciec? Rzuciła okiem na pobojowisko; włócznik jeszcze żył, co najwyżej użyje się jego...Podniosła łuk; nie kłopotała się celowaniem w chwiejącego się i podskakującego jeźdźca - za duża szansa, że można chybić. Strzała poszła niskim lotem, celując w brzuch albo zad konia. Ranne zwierzę wierzgnie albo się potknie... a przestraszony bandyta raczej nie był mistrzem jazdy konnej, by utrzymać się na grzbiecie przerażonego zwierzęcia.

Już drugiego bandytę trafiła więc w plecy, co w przypadku takich nędznych larw jak oni, wcale nie było skaza na jej honorze, normalnie zabraniającym takich strzałów i ciosów. Koń pozbawiony jeźdźca stanął nagle uspokojony, nie rozumiejąc czemu tak nagle i tylko na chwilę, oderwano go od wodopoju.

- No i po zabawie...- westchnął Kuro pozbywając się trupa z ostrza i zamaszystym ruchem strzepując z no-dachi posokę. Ruszył w kierunku ostatniego z bandytów, tego postrzelonego w plecy.

Trudno powiedzieć, żeby Shirakaba była zadowolona z walki... a raczej rzezi, jaką dwójka wojowników sprawiła siedmiu mężczyznom. Żadne wyzwanie... Przypominało to raczej strzelanie do tarczy. Zeszła powoli ze zbocza. Czekało ich jeszcze trochę pracy, a do zmroku nie było daleko.
- Zostaw go żywego! - krzyknęła do ronina - Trzeba go przesłuchać...- Postawiła stopę na najbliżej leżących zwłokach i ostrożnie szarpnęła strzałę. Drzewce wyszło z cichym mlaśnięciem.
- Zamierzasz sama ich przesłuchiwać?- zdziwił się Kuro i wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz, zostawię tobie tą rzecz... - Dziewczyna pomyślała, że wielki i brutalny Kuro jest akurat takim typem osoby, która lubi dominować nad innymi. Wzruszyła ramionami - Pozbierajmy, co nasze i wracajmy do wioski. Zmierzcha się.
- To bierz się za odrąbywanie głów. Płacą nam od łepka i nie uwierzą na dobre słowo! -Krzyknął Kuroichi i podszedł do rannego właściciela naginaty, mówiąc.- Mogę uczynić twą śmierć krótką i honorową, albo długą i bolesną. Twój wybór.
- Krótką... krótką - wysapał bojąc się pokiwać głową, by nie narażać się na więcej bólu.
-To opowiedz przyjacielu... o waszej bandzie w górach. Ilu was tam ogólnie siedzi i gdzie siedzicie. Opowiedz o Minoru Anzai i skrócę szybko twe cierpienia.- rzekł w odpowiedzi ronin nawet przyjaźnie się uśmiechając.
- Zajęliśmy jedną z wiosek... mieszkańcy jeszcze żyją, jakoś ich trzymamy na wodzy... pięćdziesiąt chłopa nas. No teraz mniej - mruczał cicho. - Minoru Anzai was zabije.
- Nie on jeden już próbował. A jakoś jeszcze żyję.- wzruszył ramionami ronin i zadał kolejne pytanie.- Ilu mniej więcej jest bushi wśród ludzi Anzai?
- Wielu jest jego towarzyszami broni z dawnych lat. Około dwudziestu - powiedział posłusznie.
- A jak nazywa się ta wioska i gdzie leży? - spytał na koniec Kuroichi.
- Zajęliśmy Rourchi. Wysoko w górach, dojście do niej tylko przez most nie grozi śmiercią...
- Oby w następnym życiu... poszło ci lepiej - rzekł opierając ostrze o klatkę piersiową mężczyzny. Silnym i szybkie pchnięcie, ostrze momentalnie przeszyło serce. Śmierć godna wojownika... w miarę szybka i bezbolesna.

Shirakaba podeszła do ronina i stygnących jeszcze zwłok. W ręku trzymało katanę; chwyciła rękojeść dwoma rękami i wyprowadziła podręcznikowy cios; ostrze szybko opadło w dół, oddzielając głowę bandyty od ciała. Z zakamarków obi wyciągnęła miękką szmatkę i starannie wytarła krew. Chwilę przyglądała się błyszczącej stali, aż w końcu, nie znajdując więcej brudu, szybkim ruchem schowała ją do pochwy. - Miasto czy najbliższa wioska? - rzuciła w przestrzeń, mniej-więcej w kierunku Kuro.

- Jedno z nas uda się do najbliższej wioski z warzywami i jednym koniem. Drugie pogna w przeciwnym kierunku z głowami. Umiesz chyba dobrze jeździć konno, ne? Wybierzesz bardziej rączego i odbierzesz nagrody za bandytów. Po czym mnie dogonisz. Będę szedł pieszo z obciążonym towarami koniem, więc nie powinno to być trudne.- wyjaśnił swój plan Kuroichi.

Dziewczyna skinęła głową. Chwilę mocowała się z przytroczeniem ładunku do siodła, ale w końcu wskoczyła na grzbiet wierzchowca. Ruszyła, nie oglądając się za siebie. Dopiero kiedy wjeżdżała w las, zawołała:

- Nie daj się zabić! - i już jej nie było. Tylko stukot kopyt brzmiał chwilę na górskiej ścieżce.

Ronin zaś zabrał się za prowizoryczny załadunek żywności na wierzchowca. Bo przecież nie mogło się zmarnować. A potem trzeba było ruszyć na piechotę do najbliższej wioski, by powiedzieć im o trupach do pogrzebania. Zarówno bandytów jak kupców. Uznał że żywnością zdoła jakoś zapłacić za ich grzebanie.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 19-08-2013, 15:23   #19
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
- Co się dzieje? - Zapytał wyraźnie zafrasowany dziwnym zachowaniem swego towarzysza Eiji. - Może jednak powinieneś odpocząć? A ja w tym czasie spróbuję zakończyć tą sprawę i zająć się swoją. - Młody mężczyzna nie miał zamiaru zamęczać mnicha swoim problemem, jeśli ten miał jakieś problemy zdrowotne. Dlatego obserwował uważnie i oczekiwał jego odpowiedzi.
- Nie, nie potrzeba mi odpoczynku. Ach...Po prostu nagle poczułem ostry ból głowy a teraz wydaje mi się jakby coś wskazywało nam drogę. Jakby w moim umyśle tworzyła się jakaś ścieżka prowadząca w stronę gór, a dokładniej wydaje mi się że w stronę skrzyżowania na którym napotkałem pewnego samuraja i młodą łuczniczkę. To tak jakby ktoś wołał nas o pomoc...Może tam powinniśmy się udać? - zapytał Atsushi, w dalszym ciągu trzymając się za głowę, ze strachem że znów wróci nagły, okropny ucisk.
- Widzę mnichu, żeś cwany i ciągle mnie chcesz zaciągnąć do pomocy w twoim problemie. Dobrze więc, udamy się najpierw tam, a później powrócę zająć się tym demonem z ogrodu. Prowadź - powiedział lekko niezadowolony Eiji, ale nic mu innego nie pozostało, skoro mnich nie zdawał się być chętny do pomocy w jego problemie.
- W takim razie ruszajmy. - powiedział mężczyzna kierując się w stronę przeciwną od ogrodu, z której szedł wraz z towarzyszem. Znów pozostało im mijać małe, drewniane domki i ciasnawe uliczki by dojść na miejsce skrzyżowania dróg niedaleko gór.
Droga była dość tłoczna, wszyscy powoli zbierali się do Orishi, by zobaczyć shoguna i jego świtę, którzy mieli przybyć już niedługo. Mało kto jednak szedł tą ścieżką, którą szedł łowca i mnich. Ten drugi nie mógł odgonić od siebie dziwnego poczucia, tego, że wie gdzie idzie, a jego nogi prowadzą się same. Eiji zaś stopniowo zaczynał słyszeć szum, który nasilał się stale, mimo, że do potężnych strumieni wody, było im daleko. Liście drzew targane wiatrem, na to zwalił dźwięk, nie mógł jednak ignorować szeptów które się przebijały przez szum.
- Tędy, tędy... wioska.
Atsushi szedł w dalszym ciągu po wąskim trakcie. Dziwił się dlaczego jakaś “niewidzialna” i “niewyczuwalna” siła pchała go do przodu. Cóż...przynajmniej miał takie przeczucie. Mogło jednak też być tak, że rzeczywiście jest to tylko jego wyobraźnia która płata mu figle. Przez dłuższą chwilę bił się z myślami czy aby na pewno powiedzieć o swoim dziwnym przeczuciu towarzyszowi który mógłby odebrać je dwojako. Wydawał się jednak poważnym człowiekiem który nie uzna mnicha za szaleńca, więc ten w jednej chwili zatrzymał młodego łowcę demonów.
- Ymm, słuchaj mam dziwne wrażenie, że wiem gdzie idę a nogi jakby niosły mnie do przodu same. Ciebie też coś trapi? Może to jakiś znak, że jesteśmy blisko celu?
- Również czuję coś niepokojącego... - zamyślił się na chwilę. - Jakiś szum, głos wskazujący drogę, ciężko to zrozumieć. Dopóki nie dojdziemy, nie będziemy wiedzieć, o co chodzi, pozostaje tylko być czujnym.
- Tak... no więc idźmy dalej. Ciekawe co nas będzie czekało? - zapytał retorycznie mnich, idąc dalej i starając się wyostrzyć swe wszystkie zmysły.
Wyszli w końcu z lasu, by dotrzeć na kamienistą równinę, miejscami porośniętą nierówną trawą, gdzie w oddali majaczyły góry, obrośnięte gęstszymi lasami, niż ten, którym podróżowali. Gdzieś w tych górach i za nimi, znajdowały się wioski nękane przez bandytów.
Dotarli też na pobojowisko, a raczej miejsce masakry wieśniaków wiozących zbiory do miasta. Wszyscy zabici i ograbieni. Bandyci ruszyli dalej, a ślady wskazywały, że później ktoś ruszył za nimi.
Jednka zza wozu wyłonił się nagle ktoś jeszcze. Osobnik zmęczony, z twarzą naznaczoną długim płaczem i snu. Eiji z trudem rozpoznał w nim ogrodnika Aijiro, który podpierał się ciężko o jeden z pozostawionych wozów.
- Pan Ajiro!? Co się stało, co pan tutaj robi? - powiedział głośno zaskoczony Eiji obecnością w tym miejscu człowieka, z który, niedawno, choć w jego nieco innej postaci stoczył walkę. Następnie, bardzo cichym szeptem dodał do mnicha.
- Bądź czujny, ten starzec jest opętany - po czym ponownie patrzył w stronę ogrodnika, powoli podchodząc do niego.
Atsushi zareagował na słowa mężczyzny lekkim skinieniem głowy. Wyostrzył swój wzrok i “wbił” go w podobno opętanego starca, mocniej przy tym łapiąc swój podróżny kij.
- Nie wiem... wydaje mi się, że szedłem przez las, potem... chyba przez pole i teraz obudziłem się tutaj! Eiji-san, co tu się dzieje?!
- Długa historia. A niestety nie mamy za dużo czasu. Może pójdzie pan z nami? Ja pomoge iść. - zaoferował swoją pomoc staruszkowi Eiji. Wolał, by był gdzieś przy nich, a nie znowu się oddalił. Po załatwieniu sprawy związanej z mnichem, musiał się zająć ogrodnikiem. Oby tylko nie został opętany ponownie w najbliższym czasie.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 21-08-2013, 18:18   #20
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Dix93KMeGtg[/MEDIA]


Eiji & Atsushi


Atsushi odprawiał modły nad ciałami, zebranymi starannie w stos, kiedy Eiji starał się uspokoić Aijiro, kołyszącego się na ziemi, obejmując własne nogi. Mnich skończył z zamiarem zawiadomienia osady, z której pochodziły ofiary, by te zapewniły swoim bliskim taki pochówek, jaki chcieli mieć.

Aijiro powoli wracał do swoich własnych zmysłów. Był oczywiście śmiertelnie przerażony, bo nie pamiętał ostatnich parunastu godzin, które wydawały mu się teraz długim, ciemnym koszmarem. Eiji mógł być teraz dumny z tego, że oszczędził starca, który sam w sobie nie był źródłem zła, szerzącego się w ogrodzie, skrzętnie ukrytego, zatruwającego studnię i pochłaniające życia wielu kobiet. To co było tego przyczyną, musiało albo go opuścić albo... budzić się w nocy. Ustały głosy kobiet, szepczące mu po cichu do ucha, kierunek. Zbytnio oddalił się od Orishi, by mogły do niego dotrzeć. Wyjaśniwszy Aijiremu co odkrył w ogrodzie i czego można się było po tym spodziewał, zbladł jeszcze bardziej. Mówił, że nic o tym nie wiedział co się dzieje. W nocy wcześniej kładł się spać, jedynie ostatnio niepokojące odgłosy zaczęły go drażnić i budzić. Czemu więc dopiero teraz, duchy tak bardzo zaczęły udzielać się w świecie materialnym?

Aijiro nie chciał wracać do Orishi. Eiji wciąż czuł, że rozwiązanie jego sprawy, znajduje się gdzieś w tych górach, lasach. Na dodatek Atsushi sprawnie uspokajał ogrodnika, gdy temu tylko robiło się znów gorzej i popadał w ataki histerii, mamrocząc coś pod nosem coraz to głośniej. Mnich szeptał mu do ucha pocieszające, uspokajające słowa, zapewniając go, że wszystko będzie dobrze, robiąc to jednak bardziej szczerze niż ktokolwiek inny by mógł, nawet dobrze znając tego człowieka i mając na sercu jego los. Jako mnich Atsushi martwił się jego stanem, ale i tym co takiego zrobił, że spotkało i nawiedziło go takie zło, bo te wraca jedynie do ludzi, którzy je wyrządzili. Karma pozostawała nieubłagana, jednak mając to na uwadze, wciąż pod wieczór przystąpił z nim do modłów o spokój jego duszy, kiedy Eiji wyczekiwał już momentu ewentualnej przemiany Aijiro. Też oddał się medytacji z mnichem i już całkowicie spokojnym ogrodnikiem, jednak broń pozostawił dość blisko.

Rozbili obóz już w górach. Szli ścieżką, a znaki drogowe, które napotkali, wyraźnie wskazywały, że następnego dnia o południu będą już o celu. Dotarliby i tego samego dnia, gdyby się pośpieszyli, jednak stan Aijiro był jeszcze niepewny, a nie mogli ryzykować, że znów zmieni się w obrzydliwego oni w środku wioski pełnej ludzi, którzy już ostatnio i tak sporo przeszli.
Noc minęła spokojnie jedynie dla Aijiro. Eiji ledwo przymykał oczy, by nerwowo je otworzyć, szybko szukając broni, którą cały czas ściskał w ręku, ze zmęczenia o tym zapominając. Mnich cały czas w stanie półsnu, dzięki treningu medytacyjnemu i temu, że nie widział, czym stał się Aijiro w ogrodzie, z rana był znacznie bardziej wypoczęty i ze swoich skromnych pakunków, wyjął zioła i z rana zaparzył herbatę, która nieco postawiła niewyspanego łowcę na nogi. Uspokojony tym, że to nie noc wpływa na przemianę ogrodnika Eiji, poprowadził dwójkę towarzyszy do wioski Kanaki, dalej było jeszcze tylko Moushi, do którego musieliby zwrócić się bardziej na północny wschód, podczas gdy Kanaki znajdowała się na zachodzie. Rourchi zaś, pozostawało małym punktem na horyzoncie, na szczycie jednej z największych gór w okolicy, a właściwie dwóch z nich, bo pomiędzy dwoma, blisko położonymi górami, zbudowano most, po którego obu stronach, znajdowała się teraz przejęta przez bandytów osada.
Atsushiego coś mocno pchało na tutejszy cmentarz.


Kuroichi & Hirate


Obcięcie głów bandytom nie i wiezienie ich z powrotem do Orishi nie było niczym przyjemnym, ale powrót z siedemdziesięcioma ryo w sakiewce jak najbardziej. Musiała się jednak podzielić tą sumą, z tym obdartym roninem, choć o jego przydatności nie można było dyskutować. Shira już dawno nie widziała no-dachi używanego z taką siłą, ale i precyzją. Kuroichi z pewnością był świetnym wojownikiem, jednak dobry samuraj, to nie tylko ręce machające ostrzem, ale i silny duch. Bo nie było ludzi bardziej światłych od tych, podążających drogą miecza, jednak ten ronin zarówno maniery, jak i pewne wartości zdawał się brać za rzeczy bardzo błahe i przyziemne, choć decydowały o jego losie i o tym kim był. Zastanawiające było na co oprócz sake, ktoś taki wyda pieniądze z nagrody tej i następnych. Połowę przepiję, a połowę mu rozkradną?

Kuroichiemu podróż się dłużyła, a i walka na polanie w lesie, a następnie zajęcie się tam wszystkim zajęło trochę czasu. Zanim się spostrzegł, nastała godzina dzika, zszedł nieco z górskiej dróżki do leśnej wnęki wśród surowych skał i pobliskiego strumyka i zdecydował się rozpalić ogień, by spóźniająca się Shira mogła go łatwiej znaleźć, a chciał by go znalazła... miała jego pieniądze! Był prawie... nie! Absolutnie pewien, że zabił tam więcej bandytów. Jednak z grzeczności, której mu nie brakowało, musiał podzielić się po równo. Kobieta, której sporo czasu zajęło odebranie nagrody, której z początku nie chciano dać kobiecie, szczególnie, że do tej pory, jedynie parę osób przyniosło głowy poszukiwanych, znalazła Kuro zaraz po tym, jak ten rozpalił ognisko. Choć była noc, to księżyc był silny choć wisiał nisko i jego ślady były dość łatwo widoczne.
Nad ranem dotarli do wioski, z przodu widząc trójkę nietutejszych mężczyzn, a w jednym z nich, rozpoznali spotkane jeszcze niedawno mnicha, który przedstawił się jako Atsushi.


Godzina Dzika = 21:00 - 23:00. Ponownie można połączyć grupy, choć nie musicie ze sobą, gadać, każdy ma tu swój interes.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172