Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2014, 13:18   #61
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Diego z początko nie reagował na słowa doradcy Anzaia, przyglądał się bacznie uzbrojonej chołocie, licząc ich szeregi. Nie powinni stanowić dla nich zagrożenia, szlachcic miał dziwną ochotę ich zmasakrować, jednak wiedział że nie jest to najlepsze wyjście, być może nie odrazu.
- Już do niego idę. - Hiszpan udał się pewnym krokiem w stronę przywódcy bandytów, kiedy do niego podszedł zdjął z głowy duży kapelusz.
- Potrzebujesz mojej rady, czy jedynie jesteś ciekaw jak powinniśmy postąpić. Albo chcesz zobaczyć jakby załatwili to w moim kraju? - zapytał z uśmiechem.
Minoru uśmiechnął się patrząc w stronę wioski ze swojego konia. Usiadł wygodniej i spojrzał na Diego, wcześniej skinając na pobliskich ludzi. Oddalili się oni i odwrócili, na koniec - zasłonili uszy. To, że jedynie Diego i Mikado mogli słyszeć głos Anzaia, wraz z paroma najbliższymi strażnikami, było pojmowane jako wielki zaszczyt wśród reszty.
- Skoro już tak to ładnie ująłeś… to wszystkiego jestem ciekaw - mruknął swoim ciężkim, ochrypłym głosem, nachylając się lekko.
- Niechaj i tak będzie… Pamiętaj jednak, że to będzie twój osąd… Twoja wola, twoja odpowiedzialność.- Uśmiech Diega, przeistoczył się w ochydny grymas
- Mikado, chodź ze mną, musimy zobaczyć, co mogą nam zaproponować te chamy, Panowie, trzech zostaje tutaj, najlepszy strzelec, pilnuj nas. Reszta idzie ze mną i Mikado-reptiles(Gadem).
Mikado nie wydawał się byź zadowolonym z konieczności wizyty w osadzie, którą próbował opanować na rozkaz pana. Mieszkańcy też nie powinni być przychylnie nastawieni, ale co mogło pogorszyć obecnosć zamorskich demonów jeszcze bardziej? Prawdopodobnie nic.
O dziwo wśród nielicznego, pseudozbrojnego tłumu Diego dostrzegł kogoś, kto mógłby uchodzić za ronina. Może łowca nagród?


****************

- Skombinowali se ochroniarza? - mruknął Mikado gdy zbliżali się do poddenerwowanych, bardziej niż przestraszonych wieśniaków. - Nie wygląda zbyt groźnie, ale w razie czego zastrzel go szybko, to i wieśniacy będą zbyt przestraszeni i zdezorientowani by walczyć - wypluwał z siebie swoją jadowitą mowę Mikado, który szedł dość niepewnie, jakby jego koścmi trząsł strach.
- Wróciłeś by dać nam skończyć cośmy zaczęli, okrutny starcze? - warknął ktoś w tłumie, unosząc swoje narzędzie-broń do góry, jako pogróżkę.
Ronin podniósł lekko dłoń, aby uspokoić nastroje panujące wśród wieśniaków, mimo to nie odzywając się ani słowem. Chyba komentowanie zaistniałej sytuacji było całkowicie zbędne. Każdy przecież, nie ważne czy wojownik, władca czy po prostu zwykły, szary człowiek uprawiający na codzień pola z ryżem wiedział, że zaognianie i tak już “niewygodnych” realiów było nie na rękę stronie słabszej. A według pojmowania Isao, była nią wioska i jej mieszkańcy, w interesie których stanął na przeciw dziwacznych… ludzi chodź zapewne wielu pomyliło by ich z samymi demonami.
Niecałe kilka sekund później, położył wcześniej uniesioną dłoń na swej broni, aby być gotowym do jej jak najszybszego użycia. Doświadczenie mówiła mu, że w takich chwilach, kiedy niepewne negocjacje wiszą na włosku, liczą sie najmniejsze cząstki czasu.
Skupił się. Głęboki wdech, spokój w oczach, obserwacje. Chciał dostrzec jak najwięcej detali, zarówno tych świadczących na korzyść przeciwnika, jak i jego. Na polu bitwy, czy chociażby w małej, karczemnej potyczce, każdy błąd mógł zostać przypłacony życiem. Tak mogło być i teraz, choć jak najbardziej wojownik nie chciał do tego dopuścić. Przynajmniej nie teraz. Nie chciał by przez jakąś nędzną grupkę banitów zaprzepaszczone zostały jego poszukiwania, które prowadził od tak długiego czasu.
Diego w milczeniu przyglądał się grupce wieśniaków oraz jednemu dziwnemu jegomościowi któy z pewnością nie zjamował się uprawianiem roli. Nie spodobała mu się reakcja jednego z wieśniaków skierowana do gadziego języka, skoro tak jawnie potrafił mu grozić, nawet w takiej obecności to oznaczało że nie boi się ich.
- Za każdą zniewagę starcze, za każde obraźliwe słowo skierowane w któregokolwiek z moich towarzyszy, przelejesz krew jednego mieszkańca twojej osady… - Powiedział powoli, tak by móc wymówić te słowa jak najdokładniej, co od razu zadziałało.
- Coś opustoszała ta wasza mieścina, co nie? Czy nie powinno być tutaj więcej mieszkańców? Chyba że jesteście aż tak możnymi ludzmi, by tak mała liczba mieszkańców mogła pozwolić sobie na tyle domostw. - Dokończył z uśmiechem
- Kto jest przywódcą tej osady?
- Na dzień dzisiejszy jestem nim ja!- powiedział głośno i wyraźnie ronin, robiąc krok do przodu. - A wy? Jakim prawem wkraczacie na te ziemie, prawnie należące do naszego kraju, skoro widać iż z tych wysp nie pochodzicie? Widzę że tam skąd jesteście dobre maniery nie stoją raczej na pierwszym miejscu. Radzę nabrać wpierw trochę pokory i szacunku do równych sobie, nim zacznie się ich obrażać. Może więc usuń tę butę która jest obecna w twym głosie i zacznijmy rozmawiać jak na Japończyka z nie-Japończykiem przystało. - rzekł surowo mężczyzna, zaciskając mocniej ręką swoją broń.
-Ty?! cha cha… Ty? Kmiotek, który to dopiero przybył do mieściny, nie znając jej mieszkańców, nie mając pojęcia o tutejszej sytuacji? - Powiedział wyraźnie rozbawiony
- Myślisz… że twoje groźne miny, oraz pewny uchwyt tego, co wy nazywacie mieczem, wystraszy mnie i tych panów za mną? - Odsunął się lekko nabok by pokazać ludzi Anzaia. Żołnierze Juliana uśmiechnęli się paskudnie. Teraz sami też puczli się lepiej, mając za plecami japońskich kolegów po fachu.
Diego nagle spoważniał
- Liczyłem, że potraktujecie mnie poważnie, kiedy rządam rozmowy z przywódcą, wówczas On ma przypełznąć tutaj niczym robak, błagając o możliwość spojrzenia mi w oczy, dla którego nagrodą jest możliwość, bycia wgniecionym w ziemie przez podeszwe mego buta… A co dostaje?! Dostaję zgraje obdartustów, z jednym wojownikiem - który prowadzi mi tutaj wywód! Jak, jak mam to traktować poważnie?! Przecież to istna obraza mojej osoby! - Hiszpan przyjżał się uważnie zgromadzonym wieśniakom, wskazał dłonią jednego z hołoty.
- Gustaw zawsze był dobrym strzelcem, pozwólcie że wam zaprezentuje… Gustawie! Pokaż im co to oznacza zadarcie z nami, przeklętymi diabłami na tej przeklętej ziemi!
- Chyba…że padniecie w tej chwili, błagając o wyrozumiałość, oraz zaoferujecie nam jakieś jadło oraz pare ładnych dziewek- rzucił złośliwie.
- Padnąć na kolana to możecie przed nami wy. Jestem pewien, że nawet mieszkańcy tej skromnej wioski są więcej warci niż twoi siepacze obcokrajowcu. - rzekł Isao, wysuwając szybko miecz z pochwy. - Człowiek który nie posiada szacunku do innych, sam nie może na niego liczyć. Albo odejdziecie stąd teraz, albo klnę się na bogów poczujesz to ostrze na swej cuchnącej szyji. - po chwili lekko się wychylił, aby dostrzec człowieka, który wyglądał na Japończyka, mężczyznę w podeszłym wieku. - I nic nie zrobisz? Pozwolisz tym psom grozić obywatelom uświęconych wysp? Niech i tak będzie. Ale proszę o jedno. Jeśli już to walczcie z honorem. - skończył, rozstawiając się luźno, a tym samym szykując do starcia. Przesłał też chłopom ostrzegawcze spojrzenie, które miało oznaczać, że ten kto nie chce bronić tej wioski za cenę własnej krwi, może jeszcze teraz odejść. Później, nie będzie już takiej możliwości.
Diega wyraźnie zdziwiła reakcja samuraja, po chwili zaczął klaskać w dłonie
- Brawo… Cóż za wyniosłe słowa, marnotrastwem byłoby zabijać Cię od razu, być może na coś się przydasz. - Widać było że znów wrócił mu dobry humor.
- Mam dla was ofertę, widzę że Ci co tutaj zostali, mają rodziny, niezbyt mądrze mieszkać wśród duchów ale nie mnie oceniać. Mogę jednak wam zapewnić że nic się nie stanie i wam i waszym bliskim, pod jednym warunkiem… Ten który ubije samuraja, zostanie nagrodzony, dodatkowo oszczędzi mieszkańców wioski. Z troski o jego…”honor”. Pozwolę go potem pochować - Widać było że obecna sytuacja wyjątkowo go bawi.
- Naturalnie… możecie zachować się uczciwie i rzucić się na mnie oraz moich towarzyszy, wraz z rodzinami, ale wówczas w przeciwieństwie do szanownego Mikado, ja nie będę tak litościwiy. To że żyjecie, oznacza, że nie jest z niego taka zła osoba, ja nie jestem tak litościwy… Litościwy...litościwy… Lubię to słowo, tak samo jak wasze “kami”. Litość… cha cha… litość.. - Hiszpan oczekiwał odpowiedzi, bardzo go ciekawiła reakcja hołoty oraz samuraja, czy nadal pozostanie tak nieugięty jak dotychczas?
- Wątpie aby ci ludzie posłuchali się twej rady dziwny człowieku. Działam tutaj w ich imieniu i jestem pewien że nikt teraz nie odwróci się ode mnie plecami, a jeśli już to zrobi to tylko dlatego, że nie ma innego wyjścia i wszyscy leżymy martwi na tej ziemi. I żebyś wiedział bandyto. Przydałbym się do wielu rzeczy ale na pewno nie do sprzątania podług i usługiwania ludziom którzy za nic mają honor, tak jak robią to niektórzy.- powiedział, uśmiechając się cynicznie.
Wieśniacy kręcili się i patrzyli nerwowo, a to po sobie, a to na Diego czy Isao. Cisza ich przygniatała, więc ostatecznie tymczasowy wróg, chwiejnym krokiem, podszedł metr, a potem drugi w stronę Isao. Ręce trzymające widły trzęsły mu się, wyglądał jakby niósł tysiąc jajek, które miał zaraz upuścić. Przy czwartym kroku padł na kolana, a trząs przerodził się w szloch.
- Cóż to za wybór? To samuraj panie! - zawył wójt do Diego. - Nie ma takiej ilości ludzi naszego pokroju, którzy by tym wojom sprostali! Co nam po uczciwości? Po co nam bitwa z lepszymi, silniejszymi i lepiej od nas uzbrojonymi?! I po co wam?! No po co?! Po co tu nasza śmierć?! - szlochał pełen smutku, strachu, ale i gniewu. Cały się trząsł, jedynie jego głos pozostawał stabilny. - Wszystko co mówicie, kończy się naszą śmiercią?! Cośmy wam zrobili?! To tylko nasz dom! Nasze całe życie, zawarte w tej wiosce!
- Nie będziemy błagać! - warknął ktoś z tłumu. Po chwili młody chłopak, w wieku nie więcej jak pietnąstu lat wystąpił przed szereg. Miał buntowniczy zapał w ciemnych oczach. - Nie chcemy litości! Chcemy byś wiedział… panie! Że to co mówisz, to głupstwo i nawet wioskowi chłopi na tym się poznają! - powiedział spluwając w bok.
Diego wysłuchał mężczyzny, miał dziwnie zmieszaną mine.
- Dlaczego, kiedy prosiłem o przywódcę nie wystawiłeś się przed szeregi? - Nie zmieniał swojej podstawy, jednak znalazł nowe rozwiązanie.
Mężczyzna zdąrzył tylko coś burknąć.
- Skoro najeliście samuraja, po prostu każ mu odejść, wówczas po części wykonasz swoje zadanie, albowiem w taki czy inny sposób - sprawisz, że On zniknie… Poza tym, skoro mówisz, że nie dacie gromadą powalić jednego człowieka, nigdy - nigdy nie nazywaj siebie mężczyzną, jesteś robakiem który winien nosić damskie suknie! - Znów zaczął się denerwować.
- Ucisz tego głupca, niech straci język. Wtedy przedstawie nowe warunki - Wskazał na chłopaka którego początkowo ignorował.
Isao patrzył przez chwilę w stronę zrozpaczonego wójta. Z jednej strony brało go obrzydzenie, z drugiej jednak litość. Nie mógł zrozumieć, jak można tak nisko upaść, by w taki sposób kajać sie przed wrogiem.
Był także w pewnym rodzaju szoku. Nie zdawał sobie sprawy, że przy dogodniejszych warunkach, ci, których miał bronić mogliby zwrócić się przeciwko niemu.
Jego twarz zalała się czerwienią i zaczął lekko zgrzytać zębami. Lecz nie ze strachu, tylko gotujących się w nim nerwów.
- Wstań i nie rób z siebie pośmiewiska! - zawołał do wójta. - Nawet młodociany chłopak ma więcej hartu ducha niż ty! Skoro zaczęliśmy jedno, to trzeba to skończyć, ale widzę że w nieco inny sposób…
Ronin spojrzał w bok bijąc się z samym sobą. Z jednej strony rwało go do bitki, z drugiej jednak starał się postawić w roli większości obecnych przy nim wieśniaków. On nie miał do stracenia praktycznie nic. Oni za to mieli dom i… rodzinę.
- No więc mówcie! - krzyknął z ledwością hamując nerwy i chęć rzucenia się na wrogów. - Czego żądacie, aby i wioska ostała się nienaruszona, a i by wieśniakom włos z głowy nie spadł?
- Mocne słowa jak na kogoś, kto próbuje prowadzić negocjacje w której stawką jest życie ludzkie, czy to właśnie jest to, co wcześniej nazwałeś kulturą? - Zapytał wyraźnie zainteresowany, po czym wyszczerzył białe zęby w stronę samuraja.
- Pozwolę puścić w niepamięć twoje jak i zachowanie tych ludzi. Więc nawet ten chłopak nie ucierpi, jeśli dobrze to rozegracie, jednak nim przystąpimy do jakichkolwiek dyskusji… Padnijcie na kolana, pokażcie swoje miejsce… To chyba niezbyt duża cena, za ludzkie życie, co nie?
Isao spojrzał przenikliwym wzrokiem na wójta. Ostatecznie, to właśnie jemu pozostawiał decyzję, jako że w grę wchodziła tutaj życie mieszkańców wioski, których był prawnym przedstawicielem. Sam ronin natomiast nie zamierzał się aż tak poniżać przed wrogiem i gdyby mężczyzna podjął decyzję o oddaniu hołdu napastnikom, wtedy wojownik przestałby służyć w imieniu wioski i po prostu poszedłby w swoją stronę. Uważał bowiem, że samuraj, nawet ten nie posiadający pana ani nie należący do jakiegoś znamienitego rodu posiadającego niewiadomo jakie wpływy, musiał zachować honor.
Wieśniacy nie mieli znowu zbyt wielkiego wyboru. Jeden po drugim klękali, a ci młodsi, butni, byli ciągnięci w dół przez swoich rodziców czy starsze rodzeństwo. Ostatecznie Isao był jedynym stojącym po tej stronie niewidzialnego muru.
Hiszpan był wyraźnie zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Dobrze, bardzo dobrze. Idzcie teraz do przywódcy, waszego przywódcy - pełnokrwistego Japończyka, który przywita was lepiej niż Ja, powita was jak rodaków. - Zachęcił ich Diego.
- Co do Ciebie… Wojowniku. - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Nie mogę Ci pozwolić od tak odejść, niestety twoje plany wypaliły się niemal tak szybko jak krótki lont, zostałaś sam, osaczony a czy zaszczuty? Dam Ci wybór… Zobacz...Zobacz jaki Ja dziś łaskaw jestem. - Uśmiechnął się a wyraz jego twarzy jakby złagodniał nagle.
- Odrzuć swą broń i udaj się z resztą mieszkańców do swojego nowego Pana, być może On pozwoli Ci unieść broń ponownie, Ja jednak nie jestem tak wyrozumiały. Naturalnie - nadal możesz walczyć.. - Mówiąc to zdanie, wyciągnął za pasa broń.
- Ja i moi panowie, poćwiczylibyśmy sobie strzelanie...Nie, raczej faszerowanie prochem pewnego głupca. Jaka jest twoja odpowiedź? - Uniósł swój pistolet i wycelował w stronę Samuraja.
- Panowie, przygotujcie się.
- Nazywanie mnie głupcem było największym błędem w twoim życiu. - powiedział dumnie Isao. - Jednak nie odrzucę broni, ale udam się do twego przywódcy. Gdzie więc mogę go znaleźć? - rzekł niespodziewanie. Na myśl przyszło mu, że z takiej pozycji w jakiej się znalazł, kiedy otrzymał szansę wkupienia się w łaski bandytów, mógłby z większą łatwością dowiadywać się przeróżnych informacji, a nawet sabotować tych głupców. Może i było to sprzeczne z jego honorem i decyzja ta nie przyszła mu do zaakceptowania łatwo, to jednak w świetle ostatnich zdarzeń było warto to zrobić. “Cel uświęca środki”.
Ronin czekał więc na reakcję nieprzyjaznego cudzoziemca i nie dawał po sobie poznać prawdziwych interncji jakie mu przyświecały. W myślach tylko śmiał się z ewentualnej naiwności zbójców, gdyby przyjęli go w swoje szeregi. Jakież byłoby ich zdziwienie, gdyby odkryli, że ktoś kto ma być ich sojusznikiem zmienił się w ich koszmar.
- Jesteś głupcem… Myślisz że pozwolę Ci udać się z bronią do naszego przywódcy? Masz racje, nie jesteś głupcem. Jesteś niepoczytalny. - Rzucił z trwogą
- Powiem to jaśniej, by twój mózg nie zmęczył się aż nadto, rzucisz swój przeklęty miecz albo umrzesz… Czekaj, mam lepszy pomysł, rzucisz ten przeklęty miecz - po czym uderzysz czołem o glebe, wtedy nie zginiesz i być może spotkasz się z naszym przywódcą. - Zaproponował.
- Spotka się - cichy jak zawsze głos Minoru Anzaia dotarł do wszystkich, dzięki swej tajemniczej, pociągającej i mrocznej siły, pochodzącej gdzieś z głębi cieńkiej kratni wysokiego japończyka. Dostojnie ubrany w szaty rodu Tokugawa samuraj, rozglądał się uważnie, z lekkim uśmiechem na twarzy, uśmiechem, warto dodać, że życzliwym, wręcz pobłażliwym i łaskawym. Stanął tak cicho jak i podszedł, dwa kroki przed Diego, a gdy przechodził obok, położył mu na chwilę rękę na ramieniu, w geście podziękowania.
- Nazywam się Minoru Anzai i jestem wasalem rodu Tokugawa, ze strony pana Tadanagi. Cieszy mnie, że okazaliście posłuszeństwo. Wy którzy wciąż jesteście, trzymacie się swoich domów, zapewniam was, że nie zostaną wam one odebrane. Bowiem okazaliście swoją siłę, odwagę naprawdę ogromną jak na ludzi waszego pokroju - mówił cicho, ale nie było wątpliwości, że jego słowa docierały do wszystkich, uważnie skupionych na jego hipnotyzującym, potencjalnie jakby groźnym głosie. - Wioskę opuścili ci, którym tak naprawdę na niej nie zależało. Przysięgam na honor samuraja, że skorzystacie na życiu pod nowym patronatem. Patronatem prawdziwej głowy rodu Tokugawa - powiedział już bez uśmiechu, śmiertelnie poważny i dokładny.
Na chwilę odwrócił się od wieśniaków i zwrócił się wyłącznie do Diego.
- Świetnie się spisałeś, z góry pokazałeś im gdzie jest ich miejsce… nie licząc samuraja, ale o tym jeszcze porozmawiamy. Wierzę, że mogę cię w tej kwestii wiele nauczyć, z korzyścią dla ciebie oczywiście. Dziękuję - powiedział uśmiechając się lekko i kłaniajć płytko, na co Mikado odpowiedział tak głębokim wciągnięciem powietrza, że można było odnieść wrażenie, że staruszek się zapowietrzy i wybuchnie. Jednak jego oburzenie, trzymało się jego wnętrza.
- Co zaś do ciebie samuraju - Minoru odwrócił się do Isao. - Podziwiam twoją nieugiętą postawę, bo za przeciwnika w słowie, miałeś trudnego przeciwnika. Czy jednak widziałbyś w nim sojusznika w słusznej sprawie, a mnie jako pana służącemu komuś większemu i lepszemu od samego podstępnego shoguna? Zapewniam, że taka służba nie obejdzie się bez zysków i nie mówię tu tylko o zadowoleniu sakiewki, ale i spokoju ducha… Isao - dodał na koniec, delikatnie akcentując imię samuraja, z zapraszającym uśmiechem na wąskich ustach.
Diego odwrócił się w strone Anzaia, nie spodziewał się że przywódca banitów przyjdzie osobiście.
- Jak widzisz, nie jestem tylko siepaczem. Nawet ja mam te ludzką...stronę. - Dokończył z uśmiechem. Hiszpan zbliżył się do Minoru po czym powiedział
- Znasz tego wojownika?
- Jego rodzinę - mruknął cicho tak by samuraj nie słyszał.
Ronin zastanawiał się o czym w tej chwili szepczą dwaj według jego osądu bandyci. Nie zamierzał jednak się wtrącać i czekał, aż przywódca bandytów ponownie zwróci się do niego. Poprawił tylko kimono i podrapał się po głowie, po czym stanął w bezruchu.
- Rodzinę… Hah, mam nadzieje że są bardziej ogarnięci, aniżeli ten wojownik. W końcu On naprawdę próbował postawić przeciw nam, tych wieśniaków - Skwitował z pogardą. Diego zszedł z drogi Anzaiowi, by ten mógł porozmawiać z Roninem, sam zaś pośledził wzrokiem jakieś ładne wieśniaczki.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 04-04-2014, 23:27   #62
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Odwaga była jednym z najtrudniejszych samurajskich przykazań. Szczególnie, że wśród samurajów, mówiło się o tej niezwykłej, iście heroicznej, która pozwalała im dokonywać cudów. Trudna bo człowiek ma wbudowany strach, jako reakcję obronną. Samuraj jednak nie broni się przed problemami, on je niszczy.
Dużej odwagi wymagała od Shirakaby i Kuroichiego zdobycie się na prawdopodobnie zdradziecką wyprawę w góry, ku bezpośredniej konfrontacji z Minoru Anzaiem. Zamiast spróbować tchórzliwie zostać w mieście, cały czas oglądając się za plecy, postanowili stawić czoła przyczynie problemów Orishi. Postawa chwalebna i godna podziwu. Godna samuraja.
Podobnie postępował Isao. Nieustępliwy samuraj, znajdował się na przegranej pozycji. Wiedział doskonale, że nie ma szans by poprowadzić wieśniaków do zwycięstwa w uczciwej walce. Nie opuścił ich jednak nie tylko z poczucia honoru, ale dlatego, że potrafił zostać w miejscu. Dlatego, że się nie tyle nie bał, co był odważny. Bo brak strachu, a pokłady odwagi to dwie bardzo różne rzeczy.
Gdzie jednak mogła ich to, może nieco zbyt pochopna odwaga, zaprowadzić?

Część IV - Meiyo




Shira & Kuro

Trzydziestu zbrojnych strażników, pięciu konnych i piętnastu łuczników. Tyle ludzi. Tylu ludzi Akira Joji obiecał i tylu czekało na Shirakabę, Kuroichiego i Mikichiego. Atushi z rana, z wyraźnym bólem na sercu, oznajmił, że zamierza zostać w mieście, w walce nie było z niego pożytku, a tym sposobem mógł się czegoś dowiedzieć, w trakcie ich nieobecności, może też właśnie dzięki niej. Nie mając zbyt wiele do powiedzenia na ten temat, musieli zorganizować swoją wyprawę sami. Akira zapewnił, że większość żołnierzy, chociaż pobieżnie zna te góry, ale przewodnik z pewnością byłby na miejscu, więc ich myśli łatwo mogły powędrować w stronę Eriko. Nie wszystkie jednak takie myśli były pozytywne. Każdy żołnierz był uzbrojony i zaopatrzony w sprzęt niezbędny do przeżycia w dobrym zdrowiu następnych, oby nie ostatnich dni. Podróż do najbliżej górskiej wioski, miała im tak zająć dwa dni, zamiast jednego, co i tak było niezłym tempem. Sam inspektor przy odprawie bardzo się śpieszył, jednak kilkukrotnie wyraził swoje ogromne zadowolenie z powodu pozytywnego rozpatrzenia propozycji, podziękował w imieniu swojego daimyo i samego shoguna, zapewniając o posłuszeństwu i sprawności swoich ludzi. Odprawił ich z uśmiechem na twarzy i niskim ukłonem, gnając ku swoim sprawom.
Tuż za bramami miasta, pięćdziesiąt par oczu, wpatrywało się w trójkę samurajów, którzy mieli ich doprowadzić, do największego zwycięstwa w ich życiu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172