Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2013, 17:59   #1
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
[Autorski] Turniej


Elizjum miało swój urok, szczególnie nad rankiem. Spowite delikatne mgłą, oświetlone jedynie przez promienie wschodzącego słońca nieśmiało wydobywające się zza górskich szczytów. Wąskie uliczki tego miasteczka z sporą ilością knajpek i kawiarenek jak i piękny widok z każdego krańca tej latającej wyspy sprawiał bardziej wrażenie turystycznej mieściny dla zakochanych niż miejsca w którym odbywa się międzywymiarowy turniej. Trzeba jednak przyznać, że gdyby Elizjum nie było w osobnym wymiarze, to zapewne zdobyłoby ogromną popularność wśród wszelakich biur wycieczkowych. Nie licząc naturalnych atrakcji, tutejsza ludność była bardzo otwarta i rozmowna, wręcz pożądała informacji o innych światach, rasach, kulturach. Nawet fakt, że nikt nie znał ich języka im nie przeszkadzał – na Elizjum wszyscy potrafili się dogadać z wszystkimi. Trzeba przyznać, że organizatorzy, kimkolwiek by nie byli, postarali się i zapięli wszystko na ostatni guzik. Chociaż z niektórymi istotami nie chciało się zamienić słowa, nie mówiąc już o jakimkolwiek kontakcie telepatycznym. Ale cóż, taki urok zbieraniny z rozmaitych wymiarów, która ma jeden cel – zdobyć jeszcze większą potęgę.
Jednak nawet najgłupsi i najodważniejsi – niektórzy stwierdziliby, że to ta sama grupa – czuli respekt przez świątynią zbudowaną z szczerego złota, która znajdowała się w samym centrum Elizjum. Dobywająca się z niej moc była wyczuwalna w całym wymiarze, a przy murach otaczających teren świątynny, niemalże nie do zniesienia. Kto–lub co–kolwiek było odpowiedzialne za cały turniej, to z pewnością w tej imponującej budowli zamknęła jej serce, odpowiedzialne za transport jak i same walki. Chociaż istnieje wiele teorii co jest odpowiedzialne za to niezwykłe zjawisko, nikt nie był w stanie potwierdzić żadnej z nich. Z prostego powodu – wstęp na teren świątyni był zakazany nie tylko dla przybyszów, ale także dla miejscowych. Nawet nie potrzebna była ochrona – najsilniejsi, po przekroczeniu murów otaczających świątynie, dochodzili co najwyżej do schodów prowadzących do drzwi po czym mdleli. W tym stanie zostawali aż do momentu następnej walki. Dopiero wtedy, albo zostali odsyłani do domu po przegranej, albo do jednego z zakątków Elizjum.
Dodać należy, że na wyspie znaleźć można właściwie wszystko. Średniowieczne kuźnie, nowoczesne zakłady metalurgiczne jak i kowal wykuwający magiczne miecze – to wszystko koegzystuje, często nawet na jednej ulicy. Jednak walutą w większości wypadków jest coś niematerialnego, jednakże często bardzo wyraźnie namacalnego – moc. Chociaż na Elizjum można znaleźć wszystko, trzeba jednak mieć dosyć siły, aby móc to otrzymać. Tym samym jedni dar jaki otrzymują z każdą wygraną walką przeznaczają na intensywniejszy trening, a drudzy – na zakupy.
 
Elas jest offline  
Stary 21-08-2013, 18:05   #2
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jestem Zwiastunem waszego oświecenia
Jestem Zwiastunem waszego wyzwolenia
Jestem Zwiastunem waszego przeznaczenia
Jestem Zwiastunem waszej doskonałości


Myśli Zwiastuna płynęły spokojnym rytmem, jedynie co jakiś czas któraś z nich niczym mała rybka wyskakiwała na powierzchnię powodując że i tak skrzywione rysy tego niegdyś przystojnego mężczyzny wykrzywiały się jeszcze bardziej w czymś co nawet przy dużej dozie dobrej woli trudno byłoby nazwać uśmiechem. Skoro jednak jego uśmiech nie był kierowany do nikogo innego to taki stan rzeczy był w porządku, w końcu nie miał z kim dzielić swojej radości która przepełniała jego serce na widok piękna Elizjum. Trochę żałował że nawet lokalni mieszkańcy z pozoru tak otwarci i szczęśliwi zdawali się unikać pooranej bliznami sylwetki jakby jego szpetota stanowiła skazę na ich pięknym mieście. A przecież nie mógł być jedynym któremu daleko było do kanonicznego ideału piękna, w końcu przybywały tutaj istoty z różnych wymiarów których jedynym celem było zdobycie jak największej mocy. Nic jednak nie wskazywało by mieszkańcy Elizjum darzyli niechęcią najdziwniejsze nawet rasy z najdalszych zakątków multiwersum, więc może problem leżał w tym jak wiele w wyglądzie Zwiastuna pozostało z człowieka mimo ogólnego oszpecenia. Niegdyś, niemalże w innym życiu uważał się za przystojnego mężczyznę. Wysoki, dobrze zbudowany jednakże bez rzucającej się w oczy muskulatury, niewiele brakowało mu do dwóch metrów wzrostu. Jednakże blizny po licznych operacjach, zwłaszcza ta na głowie pozostała po otwarciu czaszki i fakt że dolna część jego twarzy zasłonięta była aparatem do oddychania sprawiały że trudno było mu teraz dorównać szpetotą. Niegdyś miał gęste czarne włosy, odkąd jednak zostały wycięte przed jedną z operacji nigdy już nie odrosły. Fakt, że ubrany był w kaftan jaki w niektórych światach stosuje się by ograniczyć ruchy osobom uważanym za niebezpieczne również nie zachęcał by zbliżać się do tego osobnika. Mimo to liczył że właśnie tutaj, na Elizjum nie będzie wyróżniał się aż tak bardzo by budzić wstręt czy przerażenie, jak to działo się w jego rodzimym świecie. Świecie, dla którego zmienił się tak bardzo, dla którego odrzucił wszystko co niegdyś posiadał… W świecie, który uratował kosztem własnej osoby

Ciekawe jak zmieniłoby się nastawienie tych wszystkich ludzi gdyby poznali jego prawdziwe intencje. Podobnie jak inni przybył tu by zdobyć moc, jednak nie pragnął jej dla siebie, zamiast tego zamierzał ją wykorzystać dla dobra innych. Zbyt wielu było na tym świecie niewolników, uwięzionych nie przez łańcuchy i kajdany, a przez własne myśli i narzucone im schematy. Ich niewolą było ograniczenie umysłów, przez strach jaki przejmował ich na samą myśl o samodzielnym podejmowaniu decyzji i przerażenie jakim napawało ich poniesienie konsekwencji swoich działań w razie gdyby popełnili błąd. To właśnie niewolnictwo myśli sprawiło że gdy uratował swój świat przed inwazją z innego wymiaru i przestał dłużej być potrzebny zamiast okrzyknąć go bohaterem zdecydowano się go zapieczętować by nikt nie mógł wykorzystać jego mocy do własnych celów. Teraz, nareszcie wyzwolony ze swojej klatki będzie miał okazję dowieść swoich umiejętności jakie zyskał przechodząc przemianę w Zwiastuna, ciekawiło go też przeciwko komu przyjdzie mu stanąć w szranki. Zdawał sobie sprawę jak wiele może się od nich nauczyć i zapewne jak wiele oni będą w stanie nauczyć się od niego

W końcu przybył tutaj by zwiastować im wszystkim radosną nowinę, mógł tylko żywić nadzieję że będą mieli wystarczająco otwarte serca i umysły by to zrozumieć i docenić
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 22-08-2013, 21:37   #3
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- Jesteś beznadziejny!- usłyszał, gdy po raz kolejny ostrze katany dotknęło jego gardła. - Nawet nie starasz się walczyć!
Za każdym razem było tak samo. Miecz w rękach nie chciał go słuchać, a on sam po dosłownie chwili lądował na ziemi. Nie starał się. Nie chciał walczyć. Nie potrafił znaleźć choć jednego sensownego powodu, by to zmienić. Nie był wojownikiem. Nie zamierzał zostać wojownikiem. Pochodził z rodziny wojowników i to było jego największe przekleństwo. Po co walczyć? Po co zmuszać się do czegoś, do czego nie miało się talentu?
Oni nie rozumieli. Zmuszali go. Miał robić to, bo taka była tradycja. Bo przyniósłby wstyd rodzinie. Bo coby sobie inni pomyśleli.
Nie zamierzał się poddać naciskom środowiska i rodziny. Nie zamierzał zostać kolejnym wojownikiem gotowym zginąć z byle powodu. Życie było za krótkie, by jeszcze samemu przyspieszać swoją śmierć.
Oni nie rozumieli. Nie chcieli w ogóle tego słuchać. Bycie wojownikiem to zaszczyt. O byciu wojownikiem marzy każdy. Kto to widział, że ktoś nie chce być wojownikiem?
Pokaże im. Udowodni, że można żyć inaczej. Że przeznaczenie nie kształtuje się w momencie narodzin, lecz jest wykuwane przez całe życie. Przestaną się z niego śmiać. Zaczną go akceptować takim, jakim jest. Jeśli nie, zaczną się go bać...

~*~*~*~

Samotna postać siedziała na dachu jednego z domostw w Elizjum. Czarny płaszcz skutecznie uniemożliwiał dostrzeżenie jej dokładniejszej fizjonomii. Nawet twarz, skrywana pod kapturem, nie była zacieniona, lecz całkowicie niewidoczna. Żaden ruch lub dźwięk nie zakłócał nieruchomości tej tajemniczej osobowości.
– Co masz zamiar zrobić?” – odezwał się Głos „– Przydałaby ci się jakaś strategia. W końcu przybyłeś tutaj wygrać.
– Obserwować, analizować, znajdować słabości, samemu nie pokazując swoich wad.” - odpowiedział, nie poruszając wargami. W tej rozmowie, żadne dźwięki nie były potrzebne. „– A gdy nadejdzie czas wykorzystać swoją wiedzę.
– No patrz. Mówisz jak wojownik. A przecież ich nie lubisz. ” - Głos był wesoły. Uśmiechał się wręcz.
– Znaj metody działania swych wrogów, by wykorzystać je przeciwko nim.
– Czyżby kolejna złota sentencja twojej rodziny.” – Głos tym razem parsknął śmiechem.
– Zamknąłbyś się już w końcu.

Przybył tutaj bez większego powodu. Bez planów, bez nadziei, bez celów. Po prostu mógł, więc się tutaj znalazł. Kolejny wymiar na liście już odwiedzonych. Który z kolei? Nie miał pojęcia. Już dawno przestał liczyć. A nawet gdyby liczył...
W jego pamięci były luki. Tak wielu rzeczy nie pamiętał, bo nie mógł. Jeszcze większej liczby nie pamiętał, bo nie chciał. Ale wszystko tkwiło w nim. A może w tym drugim? Trudno było odpowiedzieć na to pytanie. Dawno stracił rachubę, co było jego a co nie. Zresztą nawet jakby był tego świadomy... Czy by to coś zmieniło?
Może podświadomie przybył tutaj, bo chciał to wszystko odzyskać? Bo chciał odzyskać... samego siebie? Może liczył na to, że dzięki mocy mu się to uda? Pozbędzie się swojego przekleństwa i wróci do normalności. A może nie było to przekleństwo tylko dar? W końcu dzięki niemu udało mu się...

Kaptur płaszcza poruszył się, co świadczyło, że skryta pod nim głowa zrobiła to samo. Czarny Płaszcz zbliżył się do krawędzi dachu i zeskoczył na ziemię. Rozmowa z nim naprowadziła myśli na odpowiedni tor. Trzeba było przerobić słowa na czyny. Trzeba było zacząć obserwować przeciwników...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 23-08-2013, 18:11   #4
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Retsu stał z rękoma w kieszeni. Jego krótkie czarne włosy, poruszał delikatny wietrzy, a dym z papierosa miarowo napływał do jego płuc. Mężczyzna nie wyróżniał się niczym szczególnym, jeżeli chodziło o fizjonomie. Brakowało mu rogów, macek, czy dodatkowych kończyn, ot zwykły człowiek. Co prawda mierzył ponad dwa metry, zaś jego sylwetka była niezwykle wysoka, jednak pośród stworzeń z tysięcy wymiarów nie było to niczym godnym uwagi. Jego twarz, chociaż młoda, poprzecinana była niezliczoną ilością blizn. Krzyżowały się one i splatały, niczym mapa ogromnej sieci metro, jak gdyby facjata w swym życiu spotkała co najmniej całą armie mieczy. Potężne dłonie, też nie były wolne od skaz, widać było iż osobnik ten nie oszczędzał swego ciała.
Ubrany w dobrze skrojony biały garnitur, powoli przechadzał się po mieście. Różowa koszula mogłaby być obiektem drwin, jednak mało kto miałby odwagę wyśmiać Retsu prosto w twarz. Ostatnim smaczkiem tego stroju, była malutka złota odznaka, dopięta do piersi mężczyzny.


Przybył tutaj by walczyć. Większość wojowników, która przebyła półfinały, chciała mocy, spełnienia ideałów oraz innych ważnych dlań rzeczy. Retsu zaś chciał po prostu walczyć. Pragnął pokazać iż jest najlepszy, że to co osiągnął było tego warte. Jego ciężkie kroki, zaprowadziły go w końcu do jednego z licznych barów. Kolejny papieros szybko został odpalony, zaś na blacie wylądowała cała butelka mocnego trunku. Gdy istota obsługująca, chciała podstawić chłopakowi szklankę, ten jedynie uniósł dłoń w przeczącym geście. Po chwili ku niedowierzaniu obecnych, cała zawartość butli, poprzez szyjkę, dostała się do ust i gardła Retsu. Duszkiem opróżnił całą butlę, po czym westchnął wydychając alkoholowy opar, tak gęsty, iż był widoczny w powietrzu niczym mała chmurka. Kolejny papieros trafił do ust, jak gdyby opróżnienie butli nie wywarło na nim najmniejszego efektu.
Retsu w milczeniu czekał, na ogłoszenie rozkładu walk.

Retsu siedząc przy stoliku, zwrócił uwage na osobnika snującego sie po ulicy. Wysoki, aczkolwiek niższy niż, mężczyzna w garniturze i o wiele bardziej kościsty. Jego twarz poznaczona była niemal taką samą ilością blizn, co facjata palącego. Kojarzył go… widział gdzieś w tłumie na eliminacjach. Potężna dłoń mężczyzny uniosła się, w pozdrawiającym geście, do współzawodnika, z którym zapewne przyjdzie mu kiedyś się zmierzyć. Retsu, nie był typem, który chciał unikac rywali, walka to najczystsza forma przyjaźni, a przynajmniej on tak sądził.
Zwiastun na ten gest zatrzymał się jak wryty i przez chwilę wpatrywał się w mężczyznę. Jeśli się nie pomylił to potężnie zbudowany człowiek kierował ten gest właśnie do niego. Gotów był szukać towarzystwa istot powszechnie uznawanych za potworne, jednak nie spodziewał się że inny człowiek może szukać z nim kontaktu. Może to przez fakt że sam nosił blizny, ślady barwnej przeszłości na swej twarzy? Tak czy siak Zwiastun nie zamierzał tego zignorować, nie odpowiedział co prawda podniesieniem ręki ale tylko ze względu na to że uwięziona była w kaftanie; zamiast tego zbliżył się do stolika przy którym siedział inny zawodnik
Ubrany w biały garnitur członek turnieju, gestem zaproponował osobnikowi zajęcie miejsca. Kolejny papieros wylądował w jego ustach, a ten odpalił do wyjętymi z kieszeni zapałkami. Spojrzał wymownie na Zwiastuna, wyciągając w jego strone paczkę z najpopularniejszym narkotykiem wszystkich światów, jakim można było nazwać tytoniowe skręty.
- Zapalisz?- zaproponował grubym głosem, idealnie wpasowującym się w stereotyp jego sylwetki.
Zwiastun bezradnie pomachał uwiężonymi w kaftanie rękami i odpowiedział, zakakująco przyjemnym jak na aparycję głosem
- Obawiam się, że zmuszony jestem odmówić
- Czemu nie zdejmiesz kaftana? -zadał dość rzeczowe pytanie, odsuwając paczkę. - Nie wygląda na zbytnio wygodny. -dodał.
- Mój umysł błądzi, gdy nie mam go na sobie. Jego obecność pozwala mi formuować poprawne wypowiedzi, komunikować się z innymi w normalny sposób. Poza tym jest dość ciepły i wbrew pozorom wygodny, jeśli tylko akurat nie mam pilnej potrzeby użycia rąk
- Skoro tak. -odparł krótko Retsu i poprawił okulary. - Jestem Retsu… uścisk dłoni raczej odpada. -zauważył i delikatnie kiwnął głową przybyszowi. - Operacja czy ślady przeszłości? -zapytał palcem wskazując twarz.
- Jestem A’Dox, chociaż w turnieju występuję jako Zwiastun - odpowiedział podejmując wysiłek wyplątania dłoni z kaftana, po czym wyciągnął ją w stronę rozmówcy - Tak krótki czas w niczym nie zaszkodzi. Jeśli pytasz o blizny, to pooperacyjne. A twoje?
Mężczyzna uścisnął dłoń Zwiastuna bardzo delikatnie, jak gdyby bał się, iż potłucze porcelanową lalkę w swym stalowym uścisku. - To pamiętaki po burzliwej przeszłości, jak i to. -dodał wskazując na mała odznakę. - Te zaś, to wynik poświęcenia. -dodał ukazując pokryte bliznami dłonie. - Przeszedłeś przez eliminacje?
Gdy Retsu wskazał na odznakę za poświęcenie Zwiastun jakby posmutniał, wrażenie jednak szybko zniknęło
- Owszem, przeszedłem. Zakładam, że ty również?
- Tak. -odparł krótko, po czym jego zniszczone usta wykrzywiły sie w uśmiechu. - Więc istnieje szansa iż będziemy walczyć. - stwierdził wyraźnie zadowolony z tego powodu. - To dobrze, wydajesz się być godny walki.
Zwiastun przez chwilę wpatrywał się w rozmówcę, jak gdyby próbując zrozumieć czy z niego nie kpi. Gdy doszedł do wniosku że nie jego blizny pogłębiły się, jak gdyby pod maską oddechową właśnie się uśmiechnął
- Istnieje taka szansa i będę trzymał kciuki by tak się stało. Jesteś miły, więc starcie z tobą będzie dla mnie przyjemnością, niezależnie od rezultatu *
- Walka zawsze jest przyjemnością. -zauważył Retsu, strzepując potężną dawkę, popiołu do popielniczki. - Życie jest walką.- zauważył, zerkając w stronę pałacu ze szczerego złota, górującego nad miastem. - Czemu przeszedłes operację? -zapytał, gestem zamawiając kolejną butelke trunku.
- Moi pobratymcy… musieliśmy przygotować się do wojny, w której z góry byliśmy skazani na porażkę. Dlatego przeszedłem liczne operacje by przygotować się do nadchodzącego konfliktu i stawić czoła najeźdźcom w imieniu mojego świata. Dlatego twierdzę, że nie każda walka jest przyjemnością. Wręcz przeciwnie, trudno o taką która sprawiłaby mi radość
- W walce sie realizujemy. -stwierdził Restu. - Walka pokazuje w co się wierzy. -dodał odpalając kolejnego skręta. - Z tego co rozumiem ty wierzysz w braterstwo, dla tego poświęciłeś siebie kosztem innych. -zauważył.
- Wierzę w wolność, to dla niej byłem gotów poświęcić siebie by ocalić swobodę innych. Z tą różnicą że nikt mnie nie nagrodził, nie docenił poświęcenia jakiemu poddałem się dla ich dobra. Jednak nie w walce okazywałem swoje dążenie, walczyłem desperacko prosząc by to wszystko się skończyło, by powrócił pokój. Tamta walka nie miała w sobie nic chwalebnego… Mam nadzieję że tutaj, na turnieju będzie inaczej
Poznaczone bliznami palce pogładziły brode Retsu, gdy ten słuchał opowieści Zwiastuna. Mężczyzna odebrał butelke trunku, od kelnerki i spojrzał na osobnika w kaftanie. - Ja doceniam. -stwierdził i postawił głośno napój przed swym rozmówcą. - A to nagroda, za podjęcie walki nie o siebie a innych. -dodał, zaś jego twarz wskazywała na to, że blizny które zdobiły jego twarz, równierz okupione były walką, nie tylko o samego siebie.
- Obaj zatem zostaliśmy naznaczeni przez poświęcenie… choć każdy z nas w inny sposób. Kim był ten wystarczająco silny by zostawić blizny na twoim ciele? Komu stawiałeś czoła?
- Ludzią… -odparł zginając jeden ze swych wielkich palców. - Zwierzętą, skałą, wodzie, stali oraz ogniu. -wymieniał gdy kolejne palce, zginały się niczym żołnierze kłaniający sie największemu dowódcy. - Wszystkiemu, co zagroziło temu co obiecałem bronić.- odparł, po czym potężna porcja alkoholu wylądowała w szklanicy, która opróżnił jednym łykiem.
- Kim więc byli ci, których broniłeś?
- Nie zawsze byli to Ci sami. Broniłem tego co najważniejsze. Swoich ambicji i marzeń. -odparł Retsu, a kolejny papieros wylądował w jego ustach. - Zawsze walcze dla nich.
- Chcę zrozumieć co definiowało ciebie, twoją walkę. Musiał istnieć główny motyw, coś co sprawiło że byłeś gotów się poświęcać, ryzykować życiem dla innych, tak jak dla mnie najważniejsza była wolność
- Juz na to odpowiedziałem. -zauważył Retsu.- Definiuje mnie jedynie moja ambicja, nic więcej.
- Dziwny to powód, jednak nie mnie oceniać zasady którymi kierują się inni. Nie wiem nawet jak wygląda świat z którego przybyłeś ani jakim niebezpieczeństwom musiałeś stawiać w nim czoła. Widzę jednak, że ukształtowały cię na silną osobę, jednocześnie nie odbierając ci uprzejmości wobec innych. Naprawdę chcę się z tobą zmierzyć
Retsu uśmiechnął się. - Ja też… i o to będe walczył. -dodał powoli wstając od stołu. - A teraz wybacz, muszę skorzystać z miejsca, gdzie bez problemu oddam alkohol. -dodał, wskazując na butelkę, która opróżnił niewiadomo kiedy.
- W takim razie do następnego spotkania - odpowiedział A’Dox ruszając w swoją stronę
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 23-08-2013 o 22:33.
Ajas jest offline  
Stary 27-08-2013, 22:53   #5
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Przedsionki Elizjum były dziwnym miejscem dla zgromadzonych tutaj osobników. Pokazywały starożytne, antyczne wartości, które z całą pewnością nie odnosiły się do brutalności, jaka zapewne ukaże się w przeprowadzonych tutaj walkach. Starzec nie był aż tak stary by pamiętać te czasy, czy też po prostu dawno już o nich zapomniał, jednak niektórzy z jego potomków często mu o tym opowiadali. Jedni opisywali to jako wymysł głupków, idiotów, oraz innych obraźliwych słów opisujących grupę zwaną przez większość świata nauczycielami. Właściwie to siłą rzeczy poznał on znacznie więcej faktów w tej dziedzinie niż zamierzał - jeden z jego potomków był nawet archeologiem. Nazywał się niczym Indianin, czy tam Indyjczyk…
Oczy pokrytego siwymi włosami mężczyzny o wzroście godnym karła rozglądały się, pochłaniając każdy cal tego miejsca. Był to widok bardziej niż przyjemny. Ogromna precyzja wykonania poszczególnych fragmentów sprawiała, że każdy, kto chociaż trochę szanował twory innych istot, był pod wrażeniem. W okolicy zaczynały pojawiać się inni osobnicy, a może oni byli tam od początku, a to on pojawił się jako ostatni?
Nie wiedział, zaś biorąc pod uwagę to, w jak niewytłumaczalny wręcz sposób znalazł się w tym miejscu, oderwany od swej rodziny, wątpił by kiedykolwiek dostał na to odpowiedź. Wiele istot było godnych uwagi - każda z nich mogła opowiedzieć inną historię, która w porównaniu z tą toczącą się wokół starca - była opowiadaniem dla dzieci. Właściwie to chyba niedorzeczność istoty, która wyglądała jak skorpena sprawiła, że udał się właśnie do niej.
- Witaj - powiedział w końcu. Mimika jego twarzy albo zanikła przez jego wiek, albo po prostu nie istniała w tej własnie sentencji. Osobnik nie dawał wrażenia pozytywnego, szczęśliwego staruszka, który jest gotów by dać rozmówcy cukierka i pocieszyć dobrą radą.
- Czy umilisz mi nieco oczekiwania? - zapytał.
Lamia spojrzała na starca z góry. Tak. Bez problemu przewyszała go wzrostem, ale co ciekawe jej spojrzenie z poczatku wydawało się urażone, już miała otworzyć usta gdy przed nią wystąpiła lojalna służka Lilith.


- Troche szacunku starcze… nie wiesz że rozmawiasz z… - Nie dokończyła, gdyż ogon Lamii oplótł jej usta.
- Umilić? W jaki sposób. - Asphyxia podpełzła blizej staruszka, a służka zaczeła energicznie klepać czubek ogona dając jasno do zrozumienia żę nie jest jej zbyt komfortowo. Przeczesała swe białe włosy dłonią, gdy zwolniła uścisk. Jej długi ogon zwinął się w swoistą piramidkę, na której szczycie spoczęła. - Wybacz proszę człowieku za nią. Dużo mówi… czasami za dużo. - Zachichotała, przysłaniając usta dłonią. Gdy Lilith złapała już kilka wdechów przemówiła.
- Asphyxia-sama! Masz jeszcze do przejrzenia… -
- MILCZ! - Wrzasnęła na nią prezentując szereg ostrych zębów, a jej oczy zaświeciły się na żółto. Niebieskowłosa tylko spuściła głowę i cofnęła się parę kroków w tył. Królowa Permafrost, skinęła tylko sobie głową z zadowoleniem.
- Ekhem… więc jakie umilanie chodzi? - Lamia zaczęła nieprzyjemnie wpatrywać się w starca, przewiercajac go niemal na wylot swym ciekawskim spojrzeniem.
- Haha- starzec zaśmiał się głośno. Potrzebował dłuższej chwili by przerwać, czego swoistym zwiastunem było pojedyncze kaszlnięcie. Spojrzał na służkę. - Dziękuję dziecko, sprawiasz starcowi przyjemność, acz nie jestem w wieku, czy też w miejscu, byś miała powody by się martwić - dodał, zaś przez jego twarz przemknął pojedynczy impuls. Coś, co nawet przez wprawionych w swój fach psychologów zostałoby zignorowane zdawało się być niezdolną do rozłączenia mieszanką wdzięczności i zażenowania.
- Asphyxio, wbrew rozumowaniu twej służebnej, chodzi mi tylko o rozmowę. - skierował swój wzrok w kierunku osobnika, który wydawał się być glównym rozmówcą. Fascynowała go budowa jej ciała, sposób w jaki żyła, oraz co ważniejsze - gdzie. - Jestem już w momencie, w którym lepiej słuchać o podróżach, niż je przeżywać. - dodał, zaś jego oczy zdawały się przygasnąć na chwilę.

Lamia zmrużyła oczy wpatrując się w sylwetkę staruszka. Na jej twarzy było widać wyraz zawodu. - Meh… szkoda. - Burknęła przeciągając się, a jej walory podskoczyły delikatnie.
- Człowieki… znaczy… te no… Ludzie strasznie ciekawscy są. - Stwierdziła skrobiąc się palcem bo policzku. - Pochodzę z Permafrost. A ty człowiecze? - Ponownie obniżyła swoją posturę by zrównać się wzrokiem ze starcem. Lilith zaś przysiadłą na ławce obok, przyglądając się rozmowie z nad papierów które wertowała i wkładała do teczki. Ostatnim czego chciała to zezłościć swoją Panią.
- Permafrost? - starzec nachylił się nieco w kierunku swego rozmówcy. Nie słyszał o miejscu tego typu. Jeden z jego potomków, Stefan, opowiadał mu kiedyś o wszeświecie i nieograniczonych wręcz możliwościach kr eacji bytu. Czyżby to był przykład tego, jak inny świat może wpłynąć na wygląd osobnika?
- Opowiesz coś o tym miejscu…. planecie… świecie? - zapytał.
- Jedno z wielkich państw żywiołów, w zasadzie to największe bo wybiłam konkurencje. uups. Chyba się troszkę wygadałam? - Zaśmiała się niczym dama, po czym kontynuowała.
- Ale ludzie też tam mieszkają… ba! nawet paru mi służy. - Pomachała do Lilith uśmiechając się słodko. - Ichniejsze państwo… nazywa się jakoś...tak jakoś…no nie przypomnę sobie. - Stukneła się palcem w czoło. - Zresztą… kto by się słabiątkami jakimiś przejmował. Ale roboty mają fajowskie. Wybuchają jak fajerwerki. - Klasnęła w dłonie, przyomniając sobie pewne zajście. - Ale się rozgadałam… może ty mi coś powiesz człowiecze? - Jej ogon ułożył się z boku tak by miała podparcie pod łokiec.
- Jesteś… królową? - człowiek, któy właśnie usłyszał o upadku jego rasy w innym ze światu nie przejął się tym zbytnio. Jego uwaga zdecydowanie skupiła się na skorpenie, która nagle zyskała nieco w jego oczach. Nie dośc, że zdominowała swój świat, to jeszcze zrobiła to, nie mając nóg…
Teatralnie wręcz oklepał swe ubranie, licząc na to, że ten gest pomoże mu wyczyścić je do końca, zmywając resztki niepewności jak i starości. - Gdzież moje maniery, wybacz. - dodał po chwili, kłaniając się niżej, co w jego przypadku nie zrobiło zbyt wielkiej różnicy.
- Mój świat szczęśliwie nie jest aż tak pochłonięty wojną. - odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie, zaś smutek próbował się przebić przez starość jego naskórka.
- Wojny? Nie nie nie… NIe pozwoliłabym na wojny. Mordujące się nawzajem słabiaki nie są zabawnym widowiskiem. Było tylko parę starć z ich… “armiami” - Sposób w jaki wypowiedziała ostatnie słowo był niezwykle drwiący. - A potem grzecznie zamykali mordy. Tak to działa. Swoje stanowisko też wywalczyłam i należy mi się w kazdym calu. - Skrzyżowała ręce pod piersiami. - Świat ludzi bez wojen? Jakoś to dziwnie brzmi nie uważasz? - Uniosła brew, usmiechając się zalotnie.
- Nie powiedziałem że nie ma wojen - powtórzył poważnie, widząc że królowa nie jest jednak aż tak wspaniałą istotą, na jaką się wydaje. - Wojny istnieją, ale nie sprowadzają się do ostatecznego górowania nad inną nacją, przynajmniej dotychczas - tłumaczył powoli, cierpliwie. - Czasem znajdzie się konflikt międzynarodowy, ale to ciągle ludzie, w ten czy inny sposób… bracia - dodał. Spojrzał na Lilith, ciekawe czy była osobnikiem, który musiał podążać za swym posiadaczem, by mieć jakiekolwiek szanse na godne życie… Czyżby była nie asystentem, a niewolnikiem?
- Tak przynajmniej mówił jeden z moich wnuków - dodał, nie skrywając dumy.
- Mhm… tak tak, zdecydowanie przypominasz jednego z moi… znaczy z mojego państwa ludziów którzy gdy zbliza się ich czas wiedzą najwięcej… albo raczej tak myślą. Ale jesteś inny człowiecze, nie próbójesz się mi przypodobać ani podlizywać. Miła odmiana. - Machnęła ręką na Lilith, a ta posłusznie podeszła do Apshyxii.
- Lusterko. - Rzuciła tylko do słóżki, a ta wyciągnęła eleganckie kieszonkowe lusterko, które na pierwszy rzut oka musiałobyć ze złota. Szlachetne kamienie które na nim się znajdowały jakoś utwierdzały tylko w przekonaniu że ta mała rzecz jest warta majątek. Lamia przeglądnęłą się w nim, poprawiając gdzieniegdzie fryzure.
- Władza to tylko kolejny element posiadania - stwierdził, niemalże ignorując komplement. Najwyraźniej słyszał ich już w życiu tak wiele, że tylko te, prawione gdy mówca nie zdaje sobie z nich sprawy, zwane często przypadkiem, sprawiały mu przyjemnosć. - Tak jak i one daje przyjemność, zyski, ale i zawodzi, gdy nadejdzie czas. - stwierdził.
Królowa Permafrostu przeniosła wzrok ze swego jakże przepięknego odbicia na starca.
- Posłuszni ludzie żyją w dostatku bez wojen. Zapewniłam im bezpieczeństwo. Czego mogą więcej oczekiwać? - Zwierciadełko zamknęło się z głośnym klapnięciem, po czym zostało przekazane Lilith. - Niektórzy mają tyle szcześcią, że mają zaszczyt być jednym z moich mężów. To jak wygrać na loterii. - Oparła dłonie na biodrach.
- Nie słusznie ukrywasz swój motyw, siłując się by znaleść sens działania w imię “dobra ogółu” - odpowiedział na pierwsze z pytań. Nie unosił się, właściwie to nie wydawał się nawet zły, zachowywał się neutralnie, zaś najlepszym porównaniem do tego typu zachowania był nauczyciel.
- Szkoda tylko, że szczytem marzeń stało się stawanie twą zabawką - dodał po chwili.
 
Zajcu jest offline  
Stary 27-08-2013, 22:57   #6
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Asphyxia westchnęła przeciągle kładąc dłon na czole. - Widzisz… przekombinowałeś człowiecze. Robisz ze mnie jakiegoś głodnego władzy potwora. Mój lud wiele mi zawdzięcza, inaczej dalej byłby małą kurewką która jest na każde skinienie innych krain. Ja nikogo na siłę nie trzymam, każdy ma swoją wolę. - Wytłumaczyła. Jej wzrok przeniósł się na służkę.
- Lilith, czy ja ograniczam twoją wolność? Chcesz może odejść? Droga wolna. - Królowa Permafrost machnęła dłonią, jakby próbowała ją przegonić. Niebieskowłosa tylko pokręciła głową przecząco. - Jestem tu by służyć radą i swoimi umiejętnościami Asphyxia-sama. -
Lamia tylko rozłożyła bezradnie ręce.
Starzec uśmiechnął się tylko szeroko, widząc przedstawione mu zjawisko. - Wybacz, źle cię oceniłem - dodał w końcu, zaś na twarz powrócił bezmiar neutralności. Spojrzał tylko na chwilę na Lilith, kogoś mu przypominała, jednak nie był w stanie powiedzieć kogo. Przypomniał sobie również historie świata, w którym pewne malutkie państwo powaliło ówczesnego giganta wykorzystując dwóch sojuszników.
- Co stanie się z twoim światem, jeśli tylko zdołasz tutaj polec? - zapytał.
- Lilith. - rzuciła stanowczo, a służka zbliżyła się. - Podaj mi proszę księgę. - Dorzuciła Lamia, a niebieskowłosa posłusznie wykonała polecenie. Asphyxia wertowała kartki aż znalazła to czego szukała. - “Walki w arenach Elizjum odbywają się w innych wymiarach, każda odniesiona tam rana, nie ma znaczenia po ukończeniu pojedynku” itp itd… - Księga się zamknęła i wróciła do teczki. - To nie możliwe. - Rzekła z szerokim uśmiechem.
- Oh, widać człowiek uczy się całe życie - powiedział nieco głośniej niż zwykle, jakby chcąc wykreować wrażenie, wedle którego ta pomyłka była dla niego czymś bardzo przyjemnym. Starzec nie był już w wieku, w którym można było rozmyślać nad potencjalnymi cieniami i ciekawostkami tego typu relacji, jednak nie tylko jego potomkowie byliby w stanie to dojrzeć.
- Widzisz… ja się przygotowałam, zanim tutaj przybyłam. Przecież nie przeniosłabym się tutaj nie wiedząc nic o tym miejscu. No i bez Lilith oczywiście. Dziewczyna ma talent do skoków między wymiarowych. - Lamia powierzbiła służkę po włosach, nieumyślnie rozwalając jej fryzurę. - Właściwie… przybyłeś tu zwiedzać człowiecze, czy tańczyć? - Uśmiech na jej fioletowej twarzy raczej tłumaczył o jaki rodzaj tańca jej chodziło.
- Wrobił mnie taki jeden… - starzec nie miał problemów z ukrywaniem swej historii, swych porażek. Każda z nich dawała jakąś lekcję innym i pozwalała na uniknięcie jej w przyszłości. - Czarna owca, wnuczek co się na spadek łasi - wziął głębszy wdech, jakby sygnalizując, że zaraz wypłyną najważniejsze słowa tego wywodu.
- Nic mu nie zapisałem, haha - zaśmiał się, wyraźnie dumny ze swej chytrości.
- To nie do końca odpowiedziało na moje pytanie człowiecze. - Zauważyła Asphyxia, mrużąc oczy. - Ojej… nawet zaryzykuję stwierdzenie że celowo pominąłeś o co mi chodziło. - Położyła dłonie na policzkach jakby doznała największego szoku w życiu, jednak nie było to nic innego jak zgrywanie się.
- Jeśli już tutaj jestem, to mogę umilić sobie ostatnie chwile życia - odparł, kłaniając nieco głowę w dół, jakby w wyrazie pokory, przyznania się do popełnionej zbrodni. - Więc tak, przybyłem tutaj by oddać się aktywnej rozrywce - uzupełnił, mrucząc pod nosem iż nigdy nie zrozumie telewizji.
- Czyli… przebyłeś eliminację? powiedz że tak… - W jej żółtych patrzałkach coś zapłonęło. Tak, ci najbardziej niepozorni byli właśnie najgroźniejszymi istotami. Lamię aż przeszedł dreszcz, na samą myśl o “tańcu”. Z tym samym spojrzeniem oczekiwała odpowiedzi.
- Może otrzymałem dziką kartę? - odparł, zaś wbrew wszelkim przesłankom, na jego twarzy nie pojawiła się żadna, nawet najmniejsza oznaka uśmiechu. Jego ręka skierowała się do dziwnego futerału, czy też pochwy, którą nosił przy pasie, by po chwili zatrzymać się.
- Nie, nie mogę - skarcił sam siebie. - Co by w rodzinie pomyśleli… - dodał.
Widząc ruchy starca Lamia uśmiechnęła się jeszcze szerzej, uśmiech ten stał się wręcz demoniczny. - My...beloved… enemy. - Wycedziła ledwo, była tak podekscytowana że aż się cała trzęsła. Lilith wiedziała dokładnie co się zaczyna dziać, zniknęła na krótki moment by pojawić się z pucharkiem lodów.
- Asphyxia-sama… wspominałaś wcześniej że masz ochotę na deser. Proszę. - Na czole służki pojawiły się krople zimnego potu. Królowa Permafrost, spojrzała ostro na niebieskowłosą. Momentalnie uniosła dłoń by… wziąć pucharek. Ochłonęła w milisekundę.
- Ach… dobrze że przypomniałaś. - rzuciła radośnie, od razu łapiąc za łyżeczkę i zajadając.
Lilith odetchnęła z ulgą. Nie może pozwolić by została zdyskwalifikowana, a walki poza wyznaczonymi arenami są surowo zabronione.
- Hah, każdy młodziak by się tylko bił.. - starzec zaśmiał się głośno, w dziwnie dominujący sposób. Wskazał dłonią na futerał, by po chwili kiwnąć głową w kierunku Lilith. - To tylko futerał na fajkę, nabijaną tytoniem, nie żadna broń - odparł, rozkładając ręce na boki. W jego postawie było coś dziwnie przekonującego, szczerość, którą człowiek nabywa tylko w momencie, w którym kłamał już tak długo, że przestało go to bawić. Rozwiązanie, będące niemalże ostatecznym podpisaniem się pod zatwierdzeniem wiecznego związku z prawdą.
- Gdy zostało ci tak niewiele, widmo efektów używek przestaje być takie straszne - dodał spokojnym, nieco poważnym głosem. Jego wzrok utkwił w Lilith. - Jednak nie wcześniej dziecko, nie wcześniej.
Lilith skinęła starcowi głową, przyznając mu w ten sposób rację. - Wiem że proszę o wiele, ale nalegam by pan nie prowokował Asphyxi-samy. Kiedy wyczuwa że zbliża się walka wstępuje w nią demon. Pomimo pozorów nie jest tyranką jak większość na naszej...w naszym świecie uważa. - Kątem oka spojrzała na swoją królową, która zajadała swój deser. Prawdopodobnie nawet nie słyszała słów służki.
- Jakie zagrożenie mogłoby pochodzić z ciała, czy też duszy takiego starca jak ja? - westchnął smutno. - Chyba tylko to, że zanudzę kogoś na śmierć - dodał po chwili. Mimo wszystko kiwnął jednak ręką w kierunku Lilith, dając jej do zrozumienia iż prośba została rozważona.
- Nigdy bym tak nie powiedziała. - Służka uśmiechnęła się. - Dziękuję że pan rozumie. - zaczęła, po czym dodała nieco ciszej nachylając się do starca. - Czasami mam wrażenie że ona jest jak duże dziecko. - Jak tylko skończyła to zdanie, Asphyxia była tuż za nią, z pustym pucharkiem po lodach.
- Kto jest jak dziecko moja droga? - Spojrzała na niebieskowłosą z ukosa.
- Ee..um… ja jestem jak dziecko czasami… hehe..he? - Nerwowa odpowiedź Lilith, wywołała na ustach królowej uśmiech. Służka dostała pstryczka w nos. - Nie ładnie jest kogoś obgadywać… i oceniać kogoś po wyglądzie. - Gdy wypowiedziała drugą część zdania zerknęła na starca. - Nieprawdaż? -
- Zgadza się - starzec zgodził się ze słowami wężowej królowej. Czas mijał za sprawą całkiem uroczej, oraz z całą pewnością nie spotykanej w macierzystym świecie, który jeszcze niedawno zdawał się być tym jedynym parki. Dla kogoś tak starego, rozmowa z następnymi pokoleniami powinna być trudna. Nie dość, że zmienia się sposób, w jaki funkcjonuje umysł przedstawicieli społeczeństwa, to jeszcze ci młodsi często próbują zapomnieć o tym kim są i kiedy się urodzili, tylko po to, by “pomóc” rozmówcy. W praktyce to jednak jedna z bardziej uciążliwych i przeważnie nieświadomych form upokarzania rozmówcy.
Jednak rozmówcy znajdujący się w Elizjum zdawali się być nieco inni - każdy posiadał coś wyjątkowego, co sprawiało że jego świadomość rozwinęła się nieco inaczej. Właśnie dzięki takim drobiazgom ci, którzy dzierżą miano poszukiwacza przygód.
Bezimienne tłumy kłębiące się na ulicach Elizjum odpychały Zwiastuna swoją obojętnością i nijakością, istoty takie jak one mogły co najwyżej być obserwatorami i kibicami ale nikt z nich nie dysponował potencjałem pozwalającym wystartować w turnieju. Od czasu do czasu dostrzegał byty w których tkwiła moc, czasem aż nadto wyraźna a czasem wciąż ukryta, czekająca na wyzwolenie. Przede wszystkim chciał odnaleźć podobnych sobie, istoty którym bliżej było do jego koncepcji wolności niż innym. Krótko mówiąc tych, którzy zamierzali uczestniczyć w turnieju. I udało mu się, gdy wśród płynącej ulicami rzeki ludzi dostrzegł, opływanych przez ludzki nurt niczym wyspy lamię oraz staruszka.
- Witam - odezwał się zaskakująco melodyjnym i przyjemnym dla ucha głosem, kompletnie nie pasującym do szkaradnego wyglądu - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam wam w rozmowie, jednak wyróżniacie się z tłumu wystarczająco, bym założył że jesteście uczestnikami turnieju
- Prze...piękny… - Lamii niemal opadła szczęka gdy spoglądała na osobnika w kaftanie. Reakcja służki była zupełnie odwrotna, odskoczyła w tył jak oparzona instynktownie chowając się za swoją panią.
- Nazywam się Asphyxia, a ten nieuprzejmy tchórz to moja słóżka Lilith. - Rzekła obdarowując niebieskowłosą ostrym spojrzeniem. - Co taki przystojniak jak ty robi w tym miejscu? - Zapytała Królowa Permafrost, podpełzając odrobinę w stronę Zwiastuna.
Zwiastun nieco się zmieszał, nigdy nie potrafił zrozumieć kiedy z niego żartują a kiedy mówią poważnie. Jednak skoro rozmówczyni nie była człowiekiem to może i jej gust był na tyle odmienny by określenie go jako przystojnego było komplementem, a nie ironią
- Biorę udział w turnieju, właśnie przeszedłem eliminacje i zastanawiam się kim są pozostali z którymi przyjdzie mi się zmierzyć. Jestem A’Dox, w turnieju występuję jednak pod imieniem Zwiastuna
Lamia zmrużyła oczy słuchając A’Dox’a, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się promienisty uśmiech. A nawet rumieniec. - Mam nadzieję że walczysz tak jak jesteś piękny. Godny partner do tańca to naprawdę przyjemna rzecz. - Asphyxia położyła dłonie na policzkach kiwając się na boki. Wyraźnie było widać że nie posiada się ze szczęścia. Trwało to krótką chwilę, po czym wlepiła swe żółte oczęta w Zwiastuna. Nucąc sobie znaną melodię zaczęła go okrążać, owijając się wokół niego coraz bardziej. - Wiesz… jest sporo czasu przed następną walką. - Z tymi słowami zaczęła gładzić go po policzkach, lub raczej masce. Swoją twarz trzymała bardzo blisko tej pokiereszowanej A’Dox’a, bez przerwy lubieżnie się uśmiechając. Palcem wskazującym zaczęła gładzić go po torsie.
A’Dox zaintrygowany odwzajemniał spojrzenie lamii. Musiał sam przed sobą przyznać że jej zainteresowanie pochlebiało mu, odkąd przeszedł przemianę stając się tym kim był teraz budził raczej wstręt i niechęć. Może właśnie to jak bardzo był pokiereszowany wywołało jej ciekawość… A może faktycznie dostrzegła ona pod maską kim był naprawdę i co chciał osiągnąć? Przez chwilę miał ochotę zignorować względy ostrożności i rozpiąć kaftan by jako Zwiastun podarować jej prawdziwą wolność, jednak powstrzymał się. O ile piękniej by to wyglądało gdyby spotkali się na arenie i to właśnie tam pozwolił by została skąpana w jego mocy stając się jeszcze doskonalsza niż była teraz. Zasługiwała na dobrą nowinę jaką ze sobą przynosił, jednak świętokradczy pośpiech byłby wyjątkowo nie na miejscu
- Słusznie zrobiłem opuszczając swój zaściankowy plan i pojawiając się tutaj. Aż strach pomyśleć co mógłbym stracić, gdybym nie zdecydował się brać udziału w turnieju - odpowiedział uśmiechając się pod maską
- Jesteś zwiastunem. - Starzec powtórzył słowa nowego rozmówcy po nieco dłuższym czasie, jakby kontemplacja ich, jak i sylwetki jegomościa była czymś trudnym, skomplikowanym i czasochłonnym.
- Ale czego? - dopytał, spoglądając na adresata wypowiedzi.
- Wolności - odpowiedział poznaczony bliznami osobnik - Do niej właśnie dążę i to ją chcę podarować innym. I właśnie dlatego że zwiastuję nadchodzące uwolnienie zarejestrowałem się pod takim imieniem
- Dlaczego mam wrażenie że nie chodzi o szeroko pojętą “wolność”?- Przemówiła Lilith patrząc co jej królowa wyprawia, z bezpiecznej odległości.
- Potrzeba dużo siły by dysponować czymś takim jak wolność. - Asphyxia uśmiechnęła się ciepło, zacieśniając się bardziej wokół A’Dox’a. Pomimo pozorów nie zamierzała go zmiażdżyć jak wąż z filmu klasy “b”. - Mam nadzieję że jesteś silny. - Przytuliła Zwiastuna, nieumyślnie trącając go rogiem.
- Właśnie chodzi o szeroko pojętą wolność - odpowiedział odwracając swoją twarz w stronę służki, jednak zaraz zwrócił się ponownie do lamii, która zdawała się znacznie bardziej przyciągać jego uwagę. Co dziwne, wydawało się też jakby nie zauważał delikatnego zgniatania albo był z jego powodu zadowolony - trudno był określić cokolwiek z samej mimiki.
- Nie aż tyle, by obdarzyć wolnością wszystkich. Właśnie dlatego przybyłem tutaj
- Nie sądzę by nasza królowa była wielbicielką tej właśnie idei - posiadacz prawdopodobnie największej siwizny na całym Elizjum, która połączona ze starannie pielęgnowaną przez czas łysiną powiedział coś, co niekoniecznie musiało spodobać się którejkolwiek ze stron.
- Mam nadzieję, że w tym szerokim pojęciu nie ma wolności ostatecznej - dodał, całkowicie poważnie.
- Jeśli mówiąc o wolności ostatecznej masz na myśli śmierć, to nie, nie o takiej wolności mówię. Wręcz przeciwnie, nie lubię zabijać i uważam to za naprawdę smutną ostateczność
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 28-08-2013, 20:47   #7
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Działania, które chcielibyście ukryć przed innymi graczami, wysyłać mi na PW. Reszta w docu, gdzie ja będę opisywał wszystkie widoczne efekty wszystkich działań.

Drabinka

Czarny Płaszcz

Pierwsza walka rozpoczęła się. Alyah miał zmierzyć się z Czarnym Płaszczem. Zwycięzca mógł być tylko jeden – w końcu takie panowały zasady. To byłoby niemiłe wobec organizatorów, gdyby je tak po prostu złamać, czyż nie? Zresztą, nikt nie miał zamiaru oddawać zwycięstwa, a może raczej – sile, którą zdobywało się dzięki niej.
Wróćmy jednak do tego, co się dzieje. Czarny Płaszcz dosłownie zniknął z terenu Elizjum, jakby dotknięty magiczną różdżką, by pojawić się w kompletnie innym wymiarem. Teraz otoczony był przez gęstą dżunglę – drzewo wydawało się rosnąć na drzewie, gęste krzaki ograniczały jakikolwiek ruch niemal do zera. Zdecydowanie nie był to łatwy teren do poruszania się, nie mówiąc o walce. Cóż, Czarny Płaszcz miał przynajmniej tyle szczęścia, by gdzieś tam, pomiędzy konarami, na chwilę dostrzec swojego przeciwnika.



Starzec

Starość nie radość, powiadają – i zapewne mają w tym sporo radości. Przynajmniej mając sporo dzieci, wnuków (o prawnukach nie mówiąc) można liczyć na ich pomoc w razie potrzeby. A już na pewno nie trzeba się martwić o to, czy ZUS zbankrutuje szybciej czy później. Zresztą, przedstawiciel tej organizacji zapewne byłby największym wrogiem dla Starca. Jednak miał on stanąć w szranki z niejakim Irkuckiem, którego tożsamość pozostawała mu nieznana... przynajmniej przez te ostatnie kilka sekund, zanim ostatecznie zakończyła się pierwsza walka. Chwilę później on został przeniesiony do innego wymiaru. Pojawił się na rozległej polanie, która nie miała swojego końca. Roślinność sięgała ledwo za kostki, przez co nie mogła w żaden sposób zakryć przeciwnika, który swym wyglądem mógł przypominać największego wroga niejednej organizacji religijnej. Wokół czarnej, umięśnionej sylwetki unosiły się opary dymu. Białe oczy bez źrenic natomiast skierowane były na Starca. Cóż, przynajmniej oddzielał ich od siebie spory kawałek terenu.



Arashi

Trzecia walka Turnieju, Grothar przeciwko Arashiemu. Cóż, już za chwilę cześć widzów miała jasno stwierdzić, że przydział był niesprawiedliwy – jednak nikt przypadkowo się tutaj nie znalazł. Mężczyzna powinien o tym doskonale wiedzieć, kiedy padł ostatni cios w walce poprzedzającej jego. Teraz ledwie kilka sekund... i tadam, (wcale nie taka)szara rzeczywistość Elizjum zniknęła, ustępując nowemu wymiarowi. Cóż, ten mógł pozostawiać wiele do życzenia tym, którzy cenili sobie jakąś różnorodność. Ciężko było ją znaleźć na bezkresnej pustyni, na której jakaś boska ręka zasiała kilka większych i mniejszych pagórków. Jednak metalowa puszka, która po chwili okazała się przeciwnikiem, nie wydawała się być zmartwiona tym faktem. Wręcz przeciwnie, wydała z siebie gardłowy okrzyk i machnęła bojowo młotem. Z powodu całkiem bliskiej odległości, jaką było pięćdziesiąt metrów, oba te czyny były nadzwyczajnie wyraźne.



Asphyxia

Coś się kończy, coś się zaczyna. Te słowa śmiało mogłyby przewodzić temu Turniejowi, a przynajmniej ciągowi w którym gdy ledwo jedna walka się skończyła, już zaczynała się druga. I tym razem tak się stało (być może Turniej jest organizowany przez szwajcarskie zegarki?). Asphyxia została przeniesiona do nowego wymiaru, w którym śmiało mogła wyzwolić wszelkie swoje umiejętności. Z drugiej strony, to samo mógł zrobić jej przeciwnik – Bafurl. Skoro już o nim wspomniano, to śmiało można go zaprezentować. Był on... niedźwiedziem. Co więcej, stał na dwóch łapach i trzymał karabin, którym mierzył do swojej przeciwniczki. Ta jednak dosyć małe pole do manewru – zamarznięta ziemia tundry nie pozwalała schować w niej głowy a i rozrzucone co kawałek głazy nie pozwalały na skrycie się przed ewentualnym ostrzałem. Cóż, zawsze można było mu spróbować zabrać broń – wystarczyłoby przedostać się przez dwieście metrów otwartego terenu.



Zwiastun

Oto nadszedł Zwiastun – gdzie mowa tu zarówno o walczącym jak i zapowiedzi następnej walki. Jego przeciwnikiem miał być niejaki Kalyan, także dosyć głośno mówiący o wolności i wyzwoleniu. Lecz, jak to mawiała – bądź rapowała – pewna osoba, „prawdę serwować trzeba brutalnie i ostro. abyście jej nie pomylili z rzeczywistością”. W tym wypadku jedynie czysta siła będzie mogła zadecydować, kto wygra. Cóż, takie tu panowały, panują i panować będą zasady.
Jednak rzeczywistość Elizjum znikła nagle, oddając miejsce wykreowanemu wymiarowi. Zwiastun znajdował się w budynku. Nowoczesny, lecz surowy wystrój przypominał szpital, szczególnie dodając do tego zimne barwy pochodzące z ścian i płytek. Rozmieszczone w regularnych odstępach żarówki były jedynym źródłem światła, ponieważ nigdzie nie było okien – jedynie korytarze, których kolejne odnogi przecinały się pod kątem prostym, tworząc prosty, lecz zapewne nieskończony labirynt.
Przeciwnikiem Zwiastuna był młodo wyglądający chłopak, mający co najwyżej siedemnaście lat... jednak trzeba pamiętać, że nikt przez przypadek się tutaj nie dostał.
- Przykro mi to mówić... ale to koniec Turnieju dla ciebie. - oznajmił głosem, na szczęście, już po mutacji.



Elias de Ross

Gdy siła już pokazała, czyja wolność jest bardziej wolna, nadszedł czas na kolejną walkę. De Ross miał zmierzyć się z istotą o niezwykle pięknym, pomysłowym jak i mającym wiele przenośni imieniem – Potwór. No... albo po prostu to była zwykła bestia z piekła rodem, o czym przekonał się zaraz po tym, jak został przeniesiony z Elizjum. Pierwsze – i z początku jedyne – co dostrzegł, to wielka, mająca jakieś dwadzieścia metrów wysokości, bestia, od której znajdował się o zaledwie kilka metrów. Natomiast miejscem walki był wąwóz o kształcie koła, w którym ziemia miała czerwoną barwę. Cóż, przynajmniej będzie mniej czyszczenia z krwi. Teren przypominał naturalną arenę, o ścianach wysokości dziesięciu metrów, nad którymi górowała bestia. Miejsca jednak było tyle, że jakby Potwór chciał, to mógłby nawet brać rozpęd. Ale cholera wie, co takie coś będzie chciało.



Retsu

Wreszcie Retsu doczekał się na swoją kolej. Przedostatnia walka pierwszej rundy zaczęła się, jak każda inna zresztą, ledwie sekundę po zakończeniu poprzedniej. Puff i oto w mgnieniu oka obu walczących znalazło się w nowym wymiarze. Z Elizjum przeniesiono ich do słynnego koloseum, pamiętającego walki gladiatorów. Wyglądało jak za czasów świetności, być może organizatorzy nawet piasek wymienili, ponieważ brakowało śladów krwi. Tak samo zresztą publiki, której nie było. Zresztą, szkoda tworzyć ludzi dla jednej walki, w której zapewne i tak zginą, gdy obu walczących zacznie traktować swoje spotkanie poważnie.
Hanae, bo tak nazywała się konkurentka Retsu, stała o niego oddalona o jakieś dwadzieścia metrów, rozglądając się z lekko otwartymi ustami.
- Czytałam o tym miejscu! - oznajmiła głośno, chociaż bardziej do siebie niż do przeciwnika. Poprawiła rękawiczkę na swojej lewej dłoni i przyjęła pozycję do walki nasuwającą na myśl karate.
- Ale to nie czas na podziwianie, prawda, brzydalu? - zapytała słodkim głosikiem.



Argena Farghay

Oto i nadeszła ostatnia walka pierwszej rundy. Z pewnością będzie gorąco! I to dosłownie, ponieważ pole walki wydzielało naprawdę sporo ciepła. W oddali górował wulkan, jednak jego dzieci znajdowały się dookoła walczących, w postaci oczek wypełnionych lawą. Ciemnoczerwony grunt także był gorący a dookoła unosiły się obłoki pary, ograniczając widoczność do dziesięciu metrów. To właśnie w tej odległości od siebie znajdowały się dwie przeciwniczki. Fjori unosiła się pół metra nad ziemią, najwyraźniej niezbyt zadowolona z panującej tu temperatury. Cóż, może gdyby była surowym ciastkiem, to sprawa wyglądałaby inaczej, jednak bliżej było jej do jakiegoś rodzaju anielicy.
- Wielki Zeatelu, użycz mi sił, albowiem trafiłam na przeciwnika, którzy godzi w twą szlachetność. Kieruj mym ostrzem, abym nie chybiła. Wyostrz me zmysły, abym mogła uniknąć ran. Błogosław mnie, abym mogła odnieść zwycięstwo ku twej wielkości i chwale, pokonując tą, która samym istnieniem hańbi twoją boskość. - modlitwa głośno opuściła jej usta, skierowana ku niebu.

 
Elas jest offline  
Stary 28-08-2013, 23:12   #8
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Walka w dżungli z czymś wyglądającym jak skrzyżowanie tygrysa i człowieka na pierwszy rzut oka nie stawiała Czarnego Płaszcza na wygranej pozycji. Z rzutami okiem bywało jednak tak, że były one niezwykle niecelne i nie brały pod uwagę pewnych szczegółów. Na przykład kim lub czym była osoba skryta pod płaszczem?
- No naprawdę. I ty niby myślisz, że wlezę na jakieś drzewo, by jak jakaś głupia małpa skakać za tobą po gałęziach? – Wyraźnie męski głos był drwiący, zdradzał uczucie wyższości nad przeciwnikiem. Wydobywał się spod czarnego kaptura. - Jeśli tak to bardzo się mylisz. Więc tutaj złaź. Bo nie chcesz bym ja poszedł po ciebie. Kici, kici... choć do pana kotku.
Cóż, Czarny Płaszcz tak naprawdę nie musiał wołać swojego przeciwnika. Wystarczyły pierwsze jego słowa, co więcej, skierowane do niego samego, aby kociopodobna istota natychmiast skierowała swoje oczy ku niemu. Ruszyła biegiem, zgrabnie omijając kolejne drzewa i przebijając się przez krzaczory, by w pewnym momencie wyskoczyć w górę. Chwyciła się jednej z gałęzi, skoczyła do drugiej, by z tamtej pozycji rozpocząć zeskakiwanie wprost na swojego przeciwnika.
– Miło mi cię poznać! – rzuciła postać skryta pod płaszczem, zupełnie nie przejmując się nadchodzącym atakiem. – Jestem Czarny Płaszcz. W sumie to nie... nie jestem...
Odzienie bardziej rozmownego osobnika zostało zdjęte. Chociaż w tym wypadku bardziej odpowiednim było użycie sformułowania „spaliło się”.
Tam gdzie przed chwilą stał Czarny Płaszcz teraz stał młody mężczyzna. Ogólnym kształtem przypominał człowieka. Miał dwie nogi, tyleż samo rąk, jedną, pokryją ognistorudymi, długimi włosami głowę. Jego ramiona pokrywały tatuaże. Do normalności najbardziej nie pasowały wzory pokrywające twarz i odsłoniętą klatkę piersiową. Przypominały łuski... i co jakiś czas płonęły.




- Pora na zabawę – powiedział mężczyzna uśmiechając się szeroko.
Jego ciało pokrył ogień, który miał zamiar zrobić to samo z otaczającą roślinnością.
Źrenice kota zwężyły się widocznie, kiedy jego przeciwnik postanowił rozpalić publiczność, jednak ciężko w locie zmienić decyzje. Machnął ogonem, okazując swoje znaczące niezadowolenie i kontynuował swój atak. Ostatecznie jednak kot i tak źle wymierzył odległość a jego ostrze przemknęło kawałek od przeciwnika. Odskoczył w tył, kiedy ogień zaczął się nasilać - wciąż jednak tylko na ciele walczącego, ponieważ roślinność jeszcze się nie poddawała.
– Tygrys jesteś... taa? - uśmiech nie schodził z warg ognistego osobnika. – Nosz kurde, nie znam żadnym przepisów na pieczonego tygrysa. A ty może znasz?
Mężczyzna przechylił lekko głowę przyglądając się przeciwnikowi. Wyraźnie nad czymś dumał.
– Może by tak cię upiec w sosie własnym? Chociaż nie... Nie wiadomo co tam jadłeś. Trzeba cię najpierw wypatroszyć. A później piec na ogniu przez jakiś czas by mięso nabrało odpowiedniego smaku, następnie zwiększyć żar by też się zarumieniło odpowiednio i skórka była chrupiąca. Co ty na to? Może być czy masz lepsze sugestie?
Gdy temperatura była na tyle wysoka, że krzaki i liście mogłyby zacząć płonąć, te zaczęły się odsuwać, przecząc naprawdę wielu prawom fizyki i logiki. Tym samym próba podpalenia nie udała się, na co tygrysiątko zareagowało w prosty sposób - przestało machać ogonem. Przerzucił broń do drugiej ręki, nachylił się do przodu i wydał ze swojej paszczy ryk, który zaburzył poczucie równowagi jego przeciwnika, nie mówiąc o nieprzyjemnym świszczeniu w uszach.
– Co do kur... – zdążył rzucić Czarny Płaszcz nim ryk tygrysa wbił jego słowa z powrotem w gardło. Mężczyzna zachwiał się lekko, lecz jakimś cudem ustał na nogach.
– Kto to widział, żeby drzewa spierdalały... Czyżby... – w głosie ognistego dało się wyczuć przez moment nutkę zdziwienia. Szybko jednak zniknęła zastąpiona na powrót drwiną. – O mam! Moja potrawa będzie się zwać: „tygrys z tchórzliwej puszczy”. Potrzebne składniki to jeden dorodny tygrys lub coś tygrysopodobnego i jedna żywa puszcza czy co to, to jest. Należy wszystko... spalić!
Rudowłosy otworzył usta. Zaczął wydobywać się z nich czarny dym, który począł otaczać Płaszcz i teren porzucony przez drzewa. Nie to było jednak głównym atakiem, lecz kula ognia, która wystrzeliła z zadymionego obszaru jakby z innego miejsca niż powinna.
Kocia istota musiała spodziewać się ataku z bardziej prawidłowego miejsca, ponieważ zbliżającą się kule ognia dojrzała naprawdę późno. Było za późno na unik, nawet przy jego refleksie. Zaklęcie trafiło go prosto w pierś i pozbawiło gruntu pod nogami, odrzucając go przy tym kawałek. Upadł na ziemie płonąc, jak i podpalając teren dookoła siebie. Rozpaczliwy dźwięk wydobywał się z jego gardła, będący pomiędzy miauczeniem a rykiem.
– Oj biedny kiciuś – dało się słyszeć z dymu. – Może cię przytulić?
To byłby naprawdę dobry sposób na zakończenie tej walki. Przytulenie. Szczególnie że objęcie mężczyzny niosło ze sobą jakże przyjemne objęcie ognia. Jednak na czułości w tej walce nie było miejsca.
– Czyżbyś to ty kontrolował dżunglę? Ciekawe czy by to zadziałało na jednego mojego kolegę. – Fakt, że żadne z drzew nie rzuciło się do ucieczki został odpowiednio skomentowany. – Pewnie się o tym nie przekonamy.
Kolejna kula ognia wystrzeliła z dymu. Jej lot wyraźnie wskazywał, że nie jest ona skierowana w tygrysa, lecz ma na celu zwiększyć płomienie wokół niego, zamykając go w płonącej pułapce.
Kolejne zaklęcie zmieniło otoczenie dookoła Alyaha w istny piekarnik. Płomienie szalały, także - a może szczególnie - w jego futrze. Chociaż turlał się niczym zwierz i próbował pokonać bezlitosny żywioł, to wpadał jedynie w kolejne jego (nomen omen) ogniska. Minęło kilka chwil i wszystko ucichło. Kot spłonął żywcem, wymiar rozpłynął się niczym delikatna mgła a Czarny Płaszcz znów znajdował się w Elizjum.


~*~*~*~


– I co zadowolony ze swojego zwycięstwa? ” - Głos wypowiedział ostatnie słowo z wyraźną ironią.
– Zwycięstwo, to zwycięstwo. Nie ważne przeciwko komu i jak osiągnięte. Jesteśmy krok bliżej od celu. ” - Czarny Płaszcz znowu skrywał się przed światem.
– O to coś nowego. Wymyśliłeś własne powiedzonko. ” - usta Głosu wyraźnie rozszerzyły się w uśmiechu. „ – Nie no gratulacje. W końcu przestałeś rzucać te frazesy swoich rodziców.
– Jeden krok bliżej do pozbycia się ciebie.
– No już nie bądź taki. Przecież nam tak dobrze razem.


Pierwsza walka w turnieju była już historią. Wszelkie informacje na jej temat szybko zostały usunięte z umysłu Czarnego Płaszcza. Musiał skupić się na oglądaniu kolejnych walk. Im więcej uda mu się dowiedzieć tym odpowiedniejszą umiejętność... nie, odpowiedniejszą strategię dobierze. A od tego zależało naprawdę dużo.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 29-08-2013, 17:17   #9
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Runda 1: Więzień idei

Zwiastun vs Kalyan

Porzućcie zbędne myśli i idee
Nie dajcie się spętać pięknym słowom
Nie gińcie na próżno za cudzą sprawę
Odnajdźcie wolność w sobie


Postać Zwiastuna, do tej pory zwykle zgarbionego po raz pierwszy od czasu pojawienia się na Elizjum wyprostowała się. Trzasnęły paski i kaftan do tej pory tłumiący jego moc by nie wywierała nadmiernego wplywu na latającą wyspę opadł swobodnie uwalniając poznaczone bliznami ręce. Choć młodzieniec nie mógł tego stwierdzić głos Zwiastuna również się zmienił, był teraz dużo bardziej głuchy jak gdyby dobiegający z wnętrza studni

- Raduj się… bowiem przybyłem zwiastować twe wyzwolenie
- Wyzwolenie? Może jeszcze oferujesz wolność? To wszystko to są złudzenia a wy wszyscy jesteście kłamcami! Przybyłem tutaj, żeby to udowodnić - wpierw wam, następnie wszystkim innym. Kiedy wygram, na świecie wreszcie pojawi się prawda… lecz póki co, wy wszyscy jesteście kłamcami. - chłopak klekotał jak nawiedzony, bez większego ładu i składu, wskazując przy tym na swoją chustę.

Zwiastun czuł jak jego moc rozlewa się po okolicy opływając wszystko wokół; walka już się zaczęła nawet jeśli dzieciak nie zdawał sobie z tego sprawy. Rzeczywistość która go otaczała jeszcze była w pełni stabilna jednak A’Dox był pewien że ten stan rzeczy nie potrwa długo. W końcu jeśli to on nie ugnie się i nie zaakceptuje takiego stanu rzeczy to ona będzie musiała się zmienić, by zaakceptować Zwiastuna.

- Tak, zwiastuję wolność, również wolność od kłamstw. Od pozorów, którymi każdy się otacza i ułudy którą próbujemy maskować nasze czyny. Choć jeszcze jestem zbyt słaby by obdarować prawdą wszystkich to dzięki wam, tym przeciw którym staję do walki stanie się to możliwe
- Nic nie zdobędziesz. Twój trud skończony. - odparł i włożył prawą rękę do kieszeni. Rozległo się ciche kliknięcie, wyraz twarzy młodzieńca spoważniał znacząco. Następnie tą samą dłoń skierował w kierunku swojego przeciwnika. Na koniuszkach jego palców pojawiły się elektryczne iskierki… i na tym się skończyło. Chłopak przeklął cicho. Zwiastun natomiast nawet nie drgnął, z zaciekawieniem wpatrując się w swojego przeciwnika
- Jeszcze nie rozumiesz, prawda? Nie możesz wygrać, dopóki nie jesteś wolny. Sam uwięziłeś się w swoich złudzeniach i teraz one stały się moją tarczą. Właśnie dlatego staram się zrozumieć innych uczestników turnieju… By zrozumieć, od czego muszę ich wyzwolić. Nawet jeśli oznaczać to będzie osłabienie mnie samego to muszę to zrobić, dla ich własnego dobra

Światło zaczęło delikatnie migotać, kompletnie przypadkowo pod rytm słów wypowiadanych przez Zwiastuna. Ciężko stwierdzić, czy przeciwnik miał na tyle rozumu by zauważyć tą zależność, jednak na jego dłoni pojawiły się kolejne iskierki. To zaleta, żeby się nie poddawać, czyż nie? W następnej chwili, dosłownie z prędkością bliską światłu, przeciwnik pojawił się tuż przed Zwiastunem a jego dłoń znajdowała się tuż przy jego twarzy. Następne co się wydarzyło, to wyzwolenie skupionej energii magicznej w postaci błyskawicy. Ściany dookoła popękały od mocy zaklęcia, kiedy sam A’Dox nietknięty wyzwoloną przez młodzieńca energią poszybował do tyłu, końcowy odcinek dosłownie dryfując w powietrzu dopóki nie przypomniał sobie że powinien wylądować. Gdy już opadł na ziemię odwrócony był do swojego przeciwnika plecami, jednak wtedy stało się coś dziwnego - z nieprzyjemnym chrzęstem jego głowa odwróciła się o 180 stopni, tak że teraz mógł ponownie spojrzeć na chłopaka
- Zbyt powolny… Wygląda na to, że wciąż się wahasz, nie wyzwalasz pełni swego potencjału. Powiedz mi Kalyan, co cię więzi? - zapytał Zwiastun odwracając resztę swojego ciała w stronę przeciwnika - Co powstrzymuje cię przed doskonałością?

Odpowiedzi nie otrzymał. Natomiast oczy młodzieńcza widacznie pokazywały, że ten rozpaczliwie analizuje sytuacje, szukając odpowiedzi. W końcu trafił! Ręka zadrżała mu lekko, czemu towarzyszyło iście dramatyczne osłabienie mocy żarówek. Powietrze także wydawało się jakoś bardziej gęste.
-Jesteśmy tym o co walczymy i tym czym żyjemy,
nie zawsze tym kim chcemy być i tym za co zginiemy,
każdą przelaną kroplą krwi w imię naszej idei,
jeśli nie wywalczymy, nie mamy nic, nie istniejemy.
- kolejne słowa Kalyan zaczął wypowiadać w rytm pewnego rapowego utworu. Chwilę później zamknął oczy a całe jego ciało na chwilę zmieniło się w czystą światłość, którą rozrzucił dookoła. Nagły impuls światła mógłby pozbawić wzroku naprawdę wielu ludzi, jednak… najzwyczajniej w świecie zatrzymał się przed Zwiastunem, niczym świecąca ściana.
- Znowu zbyt wolno - skomentował smutno Zwiastun jednocześnie lekkim, niemalże tanecznym krokiem oddalając się od świetlistej ściany by skręcić za załom korytarza by tam zaczekać na chłopaka. Nie trwało to zbyt długo, gdyż w mgnieniu oka przeciwnik pojawił się tuż za nim. Cienka, smukła błyskawica opuściła jego ciało i błyskawicznie dotarła do Zwiastuna, by w chwili zetknięcia się z nim… zmienić się w żmiję, która sycząc niezadowolona upadła na ziemię. Powietrze natomiast zaczęło falować, co dało specyficzny, gęsty efekt w połączeniu z zmnieniającym się światłem żarówek: raz żółte, raz białe, raz niebieskie.
- Jesteś zaślepiony… Czy naprawdę nie rozumiesz, że nie możesz mi nic zrobić dopóki się nie uwolnisz od swoich głupiutkich przekonań? - głos Zwiastuna był naprawdę zimny, widać było że traci cierpliwość. Podniósł też pełzającą po ziemi żmiję by przyjrzeć się jej z bliska - Tak jak ona wijesz się po ziemi, bojąc się oderwać wzrok i spojrzeć wyżej - dodał ze zniechęceniem rzucając nią w przeciwnika. Jej lot był równie niechętny co gest, ponieważ zwierze poruszało się w powietrzu z iście żółwią prędkością. Kalyan nawet nie musiał wykorzystywać swojej niewiarygodnej prędkości by uniknąć tego ataku - po prostu poruszył głową. Chwilę później jednak wydarzyło się coś, co wydawało się wytrącić go z równowagi. Światła zgasły w jednym momencie, jednak wciąż wszędzie było jasno. Po chwili rozległ się dźwięk zapalanych żarówek, te jednak zaczęły wydzielać… ciemność. Im bliżej pręcików które były epicentrum całej reakcji, tym głębsza i bardziej groźna ona była. Powietrze wydawało się gęstnieć jeszcze bardziej, wytwarzając istną mgłę tuż pod sufitem. Młodzieniec wahał się chwile co zrobić, jednak ponownie pojawił się tuż przy swoim przeciwniku. Jego ręka spoczęła na barku Zwiastuna. Chwilę później błyskawica, niczym igła, przeszyła się przez kość, tworząc dotkliwą ranę.
- A więc zaczęło się na dobre, co? - zapytał nieco zadumany Zwiastun, pozwalając by jego koncentracja na chwilę zachwiała się, stwarzając przeciwnikowi furtkę do ataku. Gdy został otrzeźwiony przez ból spojrzał na Kalyana z nowym zainteresowaniem
- Jednak potrafisz bronić tego, w co wierzysz? Zatem zacznijmy prawdziwą zabawę - zagadnął, jednak tym razem w jego głosie dało się usłyszeć coś podobnego ojcowskiej dumie gdy dziecku udaje się coś osiągnąć po raz pierwszy. Oznaczało to jednak że nie powinien dłużej okazywać chłopakowi lekceważenie, dając mu teraz pole do popisu w prawdziwym starciu. Pole walki odpowiadało preferencjom A’Doxa, a teraz zamierzał to wykorzystać. Ruszył biegiem w głąb labiryntu by sprawdzić, czy młodzieniec będzie w stanie dotrzymać mu kroku.

Wymiar zaczął wydawać się być zwykłą zabawką w rękach potężnej istoty. Korytarze zaczęły się delikatnie poruszać, trząsąc przy tym ścianami. Ruch ten był wyraźnie odczuwalny, jednak nie wpływał znacząco na przebieg walki. Cóż, z całą pewnością Kalyan wciąż był w stanie dogonić przeciwnika. Ba, pojawił się tuż przed nim, z dłonią przy twarzy Zwiastuna. Pojawiła się błyskawica, jednak jej jasność szybko zamieniła się w ciemność, a samo zaklęcie nie zrobiło żadnej krzywdy Zwiastunowi.
- Teraz rozumiesz, prawda? Zaczynasz rozumieć, dlaczego jestem Zwiastunem. Ciesz się zatem, bo niedługo odnajdziesz szczęście i wolność o której tak marzyłeś. Dzięki mnie zbliżysz się do doskonałości - rozmarzony głos A’Doxa mógł wywołać ciarki gdy ten radośnie ignorując prawa fizyki wbiegł na sufit, by po nim kontynuować swą ucieczkę. W momencie w którym jego stopa dotknęła sufitu, korytarze zaczęły radosny taniec. Wszystkie poruszały się w losowych kierunkach, jakby miał to być jakiś tajemniczy rytuał. Młodzieniec natomiast cały drżał z irytacji, a może także i bezsilności. Przełączył coś w kieszeni. Najwyraźniej miał zamiar porzucić kulture i puścić głośno muzykę - tym razem ostry punk. Ten dotarł do uszu Zwiastuna. Samo to nie było szczególnie znaczące, jednak dźwięki te wywarły konkretny efekt! A’Dox zaczął czuć się w swoim ciele jak w jakimś więzieniu, nawet mimo wolności, ciężko było mu się poruszać, jakby sterował jakąś oporną marionetką a nie poruszał się. Zwiastuna szczerze zainteresowała moc chłopaka, ciekawiło go w jaki sposób wpływa na jego ciało. Sądząc po tym jakimi do tej pory mocami się posługiwał można było stwierdzić że zapewne dzięki impulsom elektrycznym… jednak czy dźwięk również był z tym w jakiś sposób związany? A’Dox nie musiał się poruszać by móc walczyć, zamiast tego zaczął wpatrywać się w Kalyana, koncentrując na nim swoją moc. Chłopak nie dawał łatwo za wygraną. W mgnieniu oka poruszył się tuż przed stojącym na suficie, a więc i w ciemności - Zwiastunem, wyciągnął rękę w jego kierunku i… zamarł. Jego oczy na chwile zrobiły się szkliste. Co więcej, świat dookoła wciąż się zmieniał, tym razem porzucając grawitacje, dzięki czemu Kalyan lewitował tuż przed A’Doxem, chwilowo niezdolny do ruchu. Zwiastun, pokonując opór krępującej go magii wyciągnął przed siebie rękę i pogłaskał chłopaka po policzku, cały czas wpatrując się w niego.

- Ćśśśś… już dobrze. Wytrzymaj jeszcze chwilę a będziesz wreszcie wolny
Przez chwilę wyglądało na to, że umysł Kalyana złamie się niczym zapałka. Jednak na jego szczęście, piosenka przełączyła się a nowa najwyraźniej dała mu sporo woli walki. Odepchnął rękę Zwiastuna i przyłożył obie swoje do jego piersi. Wykrzyknął niezrozumiałe słowa a z jego rąk wystrzeliła struga czystej energii, tworząc całkiem sporą dziurę w klatce piersiowej A’Doxa. Ta jednak nie przeszkadzała mu dalej działać - ot, atut dziwaków. Zwiastun z niejakim zdziwieniem spojrzał na kulki krwi które powoli dryfowały z jego rany nie chcąc jeszcze opadać na ziemię. Ten atak kojarzył mu się z ostatnim gwałtownym płomieniem nim zgaśnie świeczka… Czy i tak było w przypadku Kalyana? Już tak niewiele brakowało by chłopak uwolnił się od nadmiaru zbędnych myśli i ujrzał świat klarowniej niż kiedykolwiek wcześniej, spoglądając na niego podobnie jak A’Dox oczami szaleńca. Jednak cierpliwość poznaczonego bliznami również była ograniczona i właśnie teraz się wyczerpała. Dał swojemu przeciwnikowi wystarczająco wiele szans by ten zrozumiał swoje błędy i poddał się nim będzie za późno. Nie był pewien czy magia Elizjum cofnie szkody które może dokonać jego moc gdy zostanie uwolniona, jednak w tej chwili to nie było istotne. Łagodnym, wręcz leniwym ruchem zgarnął nieco swojej krwi, która wyraźnie odzyskała swój ciężar na powrót poddając się grawitacji i chlapnął nią w stronę przeciwnika

Korytarze kontynuowały łamanie wszelkich praw fizyki, kompletnie się rozdzielając. Poszczególne ściany odłączyły się od podłóg i sufitów. Każdy segment stał się oddzielną materią, latającą bez woli w tym bezkresnym świecie. Szczęście dalej sprzyjało Kalyanowi, który śmignął za swojego przeciwnika, zanim ten jeszcze zdołał wykonać swój atak. Cóż, jednak płaci się za swoją głupotę. Nie miał miejsca w którym mógł się zatrzymać przy tak ogromnej prędkości, przez co poleciał razem z kawałkiem ściany na którym wylądował. Ten zatrzymał się dopiero pięćset metrów dalej, pozwalając młodzieńcowi złapać oddech.Chwila wytchnienia wystarczyła Zwiastunowi by uspokoić złość jaka ogarnęła go przez głupotę jego przeciwnika. Nieco się zawstydził na myśl że chciał go skrzywdzić; w końcu to było jeszcze dziecko, nieświadome tego co oferował mu A’Dox. Musiał więc dać mu więcej czasu, by spokojnie pojął, że nie są wrogami i nigdy nimi nie byli. W tym rozpadającym się powoli świecie Zwiastun był dla chłopaka jedynym ratunkiem i właśnie tak powinien się względem niego zachować: jak przyjaciel, a nie jak wróg. Dlatego zrezygnował z próby ataku, dając czas przeciwnikowi by ten wreszcie uwolnił się od więzów zdrowego rozsądku. Świat korodował dalej, poddając się mocy której nie był w stanie sprostać. Tym razem efekt dotknął dźwięków. Muzyka zamilkła nagle. A’Dox słyszał ciche bicie swojego serca oraz gigantyczny hałas wytwarzany przez jego ciało - każdy oddech brzmiał niczym wybuch, płynąca krew była bardziej hałaśliwa niż największa autostrada, najmniejszy ruch mięśnia przynosił na myśl najbardziej hardcorowe koncerty. Tak oto to, co było ciche, stało się głośne - i vice versa. Pozbawiony swojej muzyki młodzieniec nie był już w stanie oprzeć się sile A’Doxa. Oto nadszedł zwiastun jego wolności. Jego oczy stały się kompletnie szklane, on sam otworzył lekko usta a jego świadomość odpłynęła na rejs bez biletu powrotnego.
Jego trud był skończony.

Sam Zwiastun natomiast nie wydawał się triumfować, tylko z czułością wpatrywał się w puste oczy Kaylana. Zastanawiało go czy magia tej areny cofnie zmiany jakie się w nim dokonały; w końcu nie zrobił mu żadnej krzywdy zamiast tego wyzwalając go od nadmiaru zbędnych myśli i sprawiając że stał się istotą o wiele bliższą doskonałości niż był na początku tego starcia. Ciekawiło go również przeciw komu przyjdzie mu stanąć w następnej walce.

Jemu również zaoferuje wolność...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 29-08-2013, 19:09   #10
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Runda 1

Gdy siła spotyka technikę.

Retsu pojawił się na arenie w momencie gdy unosił butelke alkoholu do ust. Mimo że była to już któraś z kolei, mężczyzna zapewne mógłby bez problemu prowadzić samochód, a policja musiała by z wściekłością zgrzytać zębami, obserwując wyniki alkomatu. Facet w garniturze już tak miał - ciężko mu było się upić, gdzie przez to słowo można ująć- niemożliwym było. Mężczyzna poprawił okulary, jednym ruchem wyrzucając butelkę za siebie, tak ze ta potoczyła się po piasku areny.
- Też słyszałem o tym miejscu. -odparł, strzykając kostkami swych pokrytych bliznami pięści. - Tak więc w miejscu gdzie kochano walkę przyjdzie nam się zmierzyć… wspaniale. -stwierdził z uśmiechem pochylając się lekko. Kolana wysokiego osobnika ugięły się z lekkim chrupotem, napinanych mięśni. Usta nabrały haust powietrza, by wprowadzić do płuc potężną dawkę tlenu. Ziemia zadrżała, a włosy okularnika rozwiały się gdy niczym błyskawica ruszył w stronę dziewczyny, zostawiając za sobą jedynie spękaną ziemię. Retsu chciał dobiec i chwycić piękną przeciwniczkę za twarz, by następnie korzystając z prostych prawideł fizyki, sprawić by twarz boleśnie spotkała się z ziemią.
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach kobiety, kiedy przeciwnik zaczął zbliżać się w szybkim tempie do niej. Oczekiwała w swojej pozie, jaką zapewne nie raz widać było w filmach o karatekach naprawdę długo. Ruszyła się dopiero, kiedy Retsu był już naprawdę blisko. Skuliła się i przemknęła pod jego dłonią, by chwycić go jedną ręką za nadgarstek a drugą tuż przy pasze . Chwilę później Retsu leżał na ziemi a jego przeciwniczka odskoczyła zgrabnie do tyłu, przyjmując tą samą postawę.
- Taki duży a taki głupi. - skomentowała jeszcze sytuacje.
Wojownik o wielu bliznach leżał chwile na ziemi, wpatrując się w niebo. Sztucznie stworzone chmury przelatywały nad areną, powoli znikając w krańcu wymiaru. W końcu podniósł się jak gdyby nigdy nic do pionu, chwytając w palce okulary i chowając je do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Karate...Judo...Aikido… -zaczął wyliczać mężczyzna na palcach, powoli zginając je do formy pięści. - Wszystkie sztuki walki wymagają jednego. Równowagi. -stwierdził zerkając na przeciwniczkę. - Ziemia kocha tych którzy walczą, dając im swoją siłę, lecz gdy ona sie od nich odwraca, ich sztuczki stają się o wiele słabsze. -dodał dość enigmatycznie unosząc rękę wysoko nad głowę. - Pokaże Ci, czym jest prawdziwa walka. -dodał opuszczając piąchę w stronę podłoża areny. W czasie gdy ta pędziła w dół, mięśnie napięły się do granic możliwości. Piącha uderzyła w ziemię, sprawiając, że cała arena zadrżała w posadach. Jak gdyby góra spadła z nieba, gdzieś w okolicy wprawiając cały świat w trwogę. Popękała skorupa dookoła piąchy wojownika, a zachowanie równowagi po tym ciosie, stawało sie nie łatwa sprawą.
Retsu natomiast wyskoczył w górę. Jego marynarka falowała na wietrze, gdy w powietrzu biorąc szeroki zamach, pędził na spotkanie z Hanae. Nie ważne czy trafi bezpośrednia w nią czy niedaleko… siły Retsu nie można było mierzyć ludzką miarą. Wystarczyło by atak padł blisko, a kobieta na pewno go poczuje.
Potęga tego ciosu najbardziej okazała się na murach koloseum, które zaczęły pękać, przybierając bardziej współczesny kształt. Ot, po kolejnym zabytku. Jednak także i Hanae nie miała tyle szczęścia - bądź wykorzystanego talentu! - co ostatnim razem. Wydawać się mogło, że przez chwilę dookoła niej trzęsienie było znacznie słabsze, ostatecznie jednak straciła równowagę i wylądowała na glebie, wzbijając do góry piach. Zdołała się jednak podnieść zanim Retsu zakończył swój drugi cios. Odskoczyła chwilę przed tym jak mężczyzna dosięgnął ziemi. Ba, w trakcie skoku zdołała wytworzyć ziemną ścianę pomiędzy nimi, która popękała od siły fali uderzeniowej.
Retsu powoli wyprostował się, wychodząc z krateru który stworzył jego atak. Piach i pył osiadły na materiale garnituru, ale nie było to problemem - wszak po powrocie do miasta herosów, ich ciała będą nietknięte tak jak i stroje.
- Czy teraz już rozumiesz na czym polega prawdziwa walka? -zadając to pytanie odrzucił w bok kamienną ścianę, niczym piórko. Powoli kroczył w stronę dziewczyny, niczym na zwykłym spacerku. Skoro ostatnim razem przerzuciła go korzystając z pędu jego własnego ciała… jak będzie walczyć przeciw wrogowi, który po prostu do niej idzie.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie rozumiała. Cóż, dostaje się tutaj tylko dzięki sile. Gdyby przyjmowali tu z powodu brzydoty, to pewnie spotkałbyś kogoś innego na tej arenie. - stwierdziła zadziornie i poprawiła sukienkę, dając zbliżyć się przeciwnikowi. Pewnie gdyby miała nieco więcej czasu to by i makijaż poprawiła. Jednak gdy Retsu znalazł się jakieś trzy metry od niego, ruszyła do naprawdę krótkiego sprintu. Z jej pozycji ciężko było jednak wywnioskować w jaki sposób zaatakuje. Zatrzymałą się tuż przed nim, wykorzystując cały impet by uderzyć w kolano… nie! Jej noga uniosła się, zmieniając kopnięcie w midkicka… który po zgrabnym obrocie i tak wylądował na twarzy Retsu… zaburzając jego równowagę i niemalże łamiąc mu nos! Noga Hanae szybko wróciła na swoje miejsce, jednak ona nie zamierzała się wycofywać.
Retsu przekrzywił głowę na bok patrząc na swoją przeciwniczkę. - To tyle? -zdziwił się, unosząc rękę w górę. - Teraz ja, tak? -mówiąc to zaczął opuszczać piąchę w stronę głowy dziewczyny. Wiedział, że ta będzie chciała być szybsza i zatrzymać go od ataku,swymi ciosami. Jednak jego blizny nie wzięły się znikąd. Retsu miał zamiar uderzyć w dziewczynę, chociażby zalała go gradem ciosów, nie zatrzymać pięści za nic w świecie. Musiał jej udowodnić czym jest silny cios.
Żeby cios, nawet najwolniejszy, mógł odnieść jakikolwiek skutek, wpierw musi być wykonany. Hanae zdołała powstrzymać nadchodzące uderzenie, zanim jeszcze jej przeciwnik zdołał się porządnie zamachnąć. Chwilę później potraktowała go uderzeniem w szczękę za pomocą łokcia drugiej ręki, co jednak wywołało dosyć znikomy, coby nie powiedzieć, że żaden, efekt. Retsu natomiast wyprowadził kolejne uderzenie, tu jednak kobieta postanowiła się wykazać. Zanim mężczyzna zdołał zauważyć co dokładnie się dzieje, leżał na ziemi. Hanae siedziała na nim, będąc w pełnym dosiadzie.
Twarz Retsu wykrzywiła się w dziwnym uśmiechu. Walka… kochał uczucie które jej towarzyszyło, im dłużej trwała tym lepiej. Im bardziej emocjonująca była tym lepiej… im większe miał szanse na porażkę, tym ciekawsza walka była. Jego ręce uniosły się, chciał pochwycić ręce przeciwniczki… a potem zacząć ściskać. Jeżeli ją złapie, nie będzie miała szans by więcej uciekać… i pozna czym jest siła. Łapał razy kilka, złapali i Retsu. Ręce Hanae odsunęły się, ba, to mężczyzna poczuł jak jej dłonie oplatają się wokół jego nadgarstka. Chwila później i tadam - dźwignia! Techniczne zwycięstwo! Jaka szkoda, że takowego tutaj nie ma. Kobieta przylgnęła do piasku, unieruchamiając całą rękę, jednak nie będąc w stanie zadać ran. Retsu poczuł jednak, jak jej skóra nagle zmienia swoją strukturę, na jakby sypką - a chwilę później poczuł dotkliwy ból w ramieniu i chrupnięcie w barku. Hanae natomiast ewakuowała się równie szybko jak założyła dźwignię.
Ten którego ciało pokrywały blizny, powstał z ziemi, a jego popękane usta wykrzywił uśmiech. - Dobrze… coraz lepiej. -zaśmiał się wesoło, rozstawiając szeroko nogi. Jego płuca ponownie zostały napompowane przez powietrze… a on mimo bólu machnął prawą ręką. Piącha uderzyła w powietrze… które zafalowało. Strumień pchniętego nieludzką siłą, wiatru ruszył niczym młot w stronę kobiety, wraz z nim zaś pędził Retsu, który znowu przyspieszył swe ruchy. Chciał by jego uderzenie nadeszło, zaraz po tym które posłał w powietrzu.
Odpowiedzią na zbliżającą się fale uderzeniową było uderzenie stopą w ziemię. Tuż przed Hanae pojawiła się kolejna ściana z ziemi, która już po chwili rozpadła się na kawałki, spełniając przy tym swoje zadanie - pierwszy atak nie wyrządził jej żadnej krzywdy. Przeciwko drugiemu natomiast postanowiła wyjść frontalnie. Dwie pięści, jedna wielka a druga malutka, zetknęły się a impet uderzenia wytworzył małą fale uderzeniową. Kobieta miała jednak mniej siły w tym wypadku - poleciała do tyłu, zaszurowała po ziemi i zatrzymała się na popękanych murach koloseum. Jednak Retsu także odczuł efekty tej manifestacji siły. Prawa pięść bolała go w dziwny sposób, jakby ktoś powkładał szpilki w wszystkie kości, nerwy i ścięgna.
Retsu spojrzał na swoją prawa dłoń, prostując i zaciskając palce kilka razy. Kolejna blizna do kolekcji… taka której nie było widać. Tak, to zaczynała być dobra walka. Mężczyzna schylił się i chwycił dwa duże odłamki, pozostałości po kamiennej ścianie. Niczym dwie twarde piłki, kamienie zaczęły frunąć w stronę wstające dziewczyny, a za nimi kolejne i kolejne. Retsu pochylał się, ciskając raz za razem twardymi odłamkami, które w połączeniu z jego siłą stanowiły śmiertelną broń.
Hanae zdołała w tym czasie podnieść się, nieudolnie próbując ukrywać ból, doskonale widoczny na jej twarzy. Ruszyła jednak sprintem w kierunku swojego przeciwnika. Jej nogi przybrały ciemniejszy odcień, jakby błyskawicznie złapała opaleniznę. Unikała, mniej bądź bardziej fuksiarsko, kolejnych lecących odłamków. W końcu znalazła się na tyle blisko Retsu, że nie była w stanie ominąć lecącego kamienia. Ten po prostu rozbiła jednym kopnięciem, wybiła się w powietrze i skierowała kolejne, prosto w głowę przeciwnika. To jednak nic nie zmieniło. Ba, prawie pogorszyło sytuacje - gdy jej noga niemalże została złapana, ona drugą odbiła się od dłoni przeciwnika, wykorzystując przeciwko niemu jego cechy. Wylądowała metr dalej, by zgrabnie odskoczyć kolejny raz, zachowując tym samym bezpieczną odległość.
- Mógłbyś być ciekawym facetem, gdybyś miał coś innego równie twarde co głowę. - stwierdziła, chociaż w jej głosie słychać było więcej złości niż jakiegoś podziwu.
- Nie ocenisz, póki nie spróbujesz. -zaśmiał się Retsu, gdy nagle opuścił obie ręce w dół. Jego palce wbiły się w ziemię, a on poderwał z niej potężną kamienna płytę. Obszar na którym stała jego przeciwniczka, chciał zrobić to na tyle energicznie, by podrzucić ja w górę niczym na patelni. Zaś gdy tam będzie spadać, wymierzyć jej potężny hak, z całą siłą jego lewicy.
Biednemu zawsze wiatr w oczy i… och, pomińmy te intymne szczegóły. Hanae zaparła się na tyle, że płyta pękła w połowie drogi pomiędzy nią a jej przeciwnikiem. Być może była słabsza, jednak wciąż miała swoją krzepę. Chwilę później ruszyła sprintem na przeciwnika. Mimo odniesionych ran, była jeszcze szybsza niż na początku walki. Retsu próbował ją zmieść z powierzchni areny resztką płyty którą trzymał, ta jednak rozpadła się w momencie zetknięcia się z uderzeniem, w którym Hanae wykorzystała łokieć - i pewnie coś jeszcze, ponieważ okolice tej części ciała także stały się nagle bardziej opalone, jednak trwało to zaledwie chwilę. Równie szybko pojawiła się przy przeciwniku, wyskakując w powietrze, obracając się w trakcie i wykonując zaraz po tym piękne kopnięcie. Nauczona błędami przeszłości, skierowała je jednak w prawy bark przeciwnika. Trzeba przyznać, że było to nadzwyczajnie skuteczne - rozległ się dźwięk pękającej kości a Retsu upadł na kolana, tuż przed stojącą dumnie Haną.
Ból… zjawisko jakże normalne i jednocześnie nietypowe, dla wojownika pokrytego licznymi bliznami. Retsu zacisnął lekko zęby, a jego oczy błysnęły pełne werwy. Dla niego walka zaczęła się dopiero teraz. Ten którego ciało chronił garnitur, ponownie powstał na równe nogi, jeden z palców lewej dłoni, zatkał dziurkę od nosa, by drugą wyrzucić z niego nadmiar krwi. Juha uderzyła o ziemię, gdy mężczyzna pokręcił barkiem zdrowej ręki, rozgrzewając go przed walką.
- Właśnie na taką walkę liczyłem. -westchnął ruszając w stronę kobiety. Lewa piącha ruszyła w stronę jej twarzy, świadcząc iż zbliża się kolejny prosty i brutalny atak… cóż nic bardziej mylnego.
Kiedy człowiek czuje ból, zazwyczaj automatycznie przestaje używać danej części ciała, dba o nią i pielęgnuje. Tylko, że Retsu nie dbał o swoje ciało, w przeciwieństwie do marzeń pędzących jego głową. Tkanki to tylko powłoka, szkielet to nic innego jak wieszak na mięśnie. Uszkodzenie go dla ambicji było największa nagrodą jaką ten mógł otrzymać od swego Pana.
Dla tego też w świecie wojownika, nazywali go “Niezatrzymanym”.
Nie cofał się przed niczym, nigdy nie cofał się od walki. Nawet gdyby obie jego nogi zostały połamane, on dalej wstawałby by walczyć, choćby miał chodzić tylko na jednym palcu. Dla tego atak lewą ręką był tylko zmyłką.
Retsu chciał w momencie gdy kobieta przygotuje się do uniku lub bloku, wykręcić całe swoje ciało w przeciwną stronę. Co prawda nie mógł ruszać barkiem według własnej woli, ale nie tylko jego ręce były silne, wszystkie mięśnie miały w sobie moc porównywalną do potęgi tytanów. Moment obrotowy, jaki zyska bezwładne prawe ramie, sprawi że zupełnie niespodziewana pięść nadleci z najmniej spodziewanej strony. Co prawda zaboli to mężczyznę… ale Hanae raczej odczuje skutki tego ataku bardziej. Jeżeli zaś udałoby mu się trafić, miał zamiar zasypać kobietę tyloma ciosami na ile mu to pozwoli czas. Walka Zwiastuna trwała mniej więcej tyle… nie chciałby by niosący radość, stracił chęć do walki z Retsu.
Pierwsze uderzenie wyprowadzone przez mężczyznę przeszło przez gardę Hanae. Głównie dlatego, że ta po prostu nie zdołała jej przygotować. Jednak zbliżająca się pięść przeciwnika nie pozbawiła ją zdrowego rozsądku. Całe jej ciało w mgnieniu oka pokryło się warstwą ziemi, która przyjęła na siebie większość siły uderzenia. To jednak nie wystarczyło - Hanae przeleciała przez całą arenę, odbijając się kilka razy od ziemi i gubiąc większość bariery jaką wytworzyła. Powoli zaczęła wstawać, podnosząc się jedynie za pomocą lewej ręki, jednak widać było, że jej limit powoli się zbliża.
Gdy tylko dziewczyna zaczęła kolejną powietrzną podróż, Retsu już pędził za nią. Olbrzym nabierał prędkości, gdy jego potężne kroki rozbijały i tak już popękaną ziemię. Gdy tylko zbliżył się na odpowiedni dystans, wyskoczył nagle ustawiając się poziomo do ziemi. Wyglądało to jakby chciał zdrzemnąć się nad ziemią, układając sie do snu na lewitującym łóżku. Jego nogi podkurczyły się, gdy cielsko pędziło w stronę, pięknej dziewczyny, zaś on uśmiechnął się zadziornie. Gdy był już blisko, dziewoi, nagle z impetem rozłożył swe dolne kończyny, tak by eleganckie buty, zapoznały się z śliczną buźką wojowniczki.
Nieszczęścia chodzą parami, czyż nie? Ledwo kobieta zdołała się podnieść z ziemi, Retsu już był przy niej. Nawet nie zdołała w pełni odbudować swojej tarczy, kiedy otrzymała potężny cios w twarz. Wystrzelona niczym z armaty uderzyła w mur koloseum, wbijając się w niego na jakiś metr i wzbijając gigantyczne kłęby kurzu. Z jej uroczej twarzy została ledwie krwawa maska, większość kości była połamana - wstrząs mózgu również pewien. Jej organy wewnętrzne zapewne także nie zniosły za dobrze tego uderzenia. Walka już była rozstrzygnięta, brakowało jedynie Cezara, który kciukiem zadecydowałby o losem kobiety, wszakże jej przegrana była pewna.
Retsu opadł na ziemię, na równe nogi. Kolejny raz strzepnął kurz z garnituru. Spokojnym krokiem podszedł do dziury w murze, w która zagłębił swoją ogromna łapę. Po chwili kobieta wisiała nad ziemią, trzymana za zmasakrowaną głowę. Retsu bez krztyny obrzydzenia, spojrzał na zakrawioną masę, która niegdyś była twarzą.
- W prawdziwej walce, sztuczki na nic się nie przydają. Jeżeli nie wierzysz w wygraną, jesteś skazana na porażkę. -udzielił ostatniej ze swych mądrości, po czym zacisnął lewą dłoń. Kości zaczęły pękać pod pokrytymi bliznami palcami, które zagłębiały się powoli w czaszkę. Potem była już tylko eksplozja krwi i kawałków mózgu, gdy czaszka ustąpiła potężnej sile wojownika. Zdekapitowane zwłoki opadły u stóp Retsu, który już powoli znikał z rozpadającego się wymiaru.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172