lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Sesja] Oko Chorrolisa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/1333-sesja-oko-chorrolisa.html)

Kulek 04-03-2006 19:47

[Sesja] Oko Chorrolisa
 


~~~~

Tak jak każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku, tak każda opowieść o bohaterach zaczyna się od spotkania. Ta historia także opowie najpierw jak nasi bohaterowie zostali towarzyszami, a później przyjaciółmi.
Opowieść ta zaczyna się na brukowanym trakcie, pochodzącym jeszcze sprzed Pogromu, wijącym się pomiędzy dekadenckim Vivane, miastem znienawidzonych Theran, wyrosłym na ruinach barsawiańskiej osady a Jerris, miastem rządzonym przez kupieckie cechy, rozkwitłym dzięki kontroli szlaku do Państwa-Miasta Iopos.
Między tymi trzema miastami zawsze kwitła ożywiona wymiana handlowa. Najbogatsi kupcy mogli pozwolić sobie na statki powietrzne, którymi transportowali drogie towary z wielką prędkością. Natomiast te gorsze towary, no i gorsi kupcy rzecz jasna musieli zadowolić się Starą Drogą.
A trzeba tu nadmienić że szlak ten zawsze cieszył się złą sławą. Otaczało go zielone piekło, stanowił bowiem niepisaną granicę między Zatrutym Lasem, na którym Pogrom odcisnął złowrogie piętno, a Dżunglą Liaj, której mieszkańcy byli dzicy i kwiożerczy. Tu Dawca Imion był najłatwiejszą zdobyczą.


~~~~

Kila "Pogromca", Gdzieś nad Górami Skolskimi

Na solidnym kamiennym pokładzie nie dało rady odczuć że znajduje się wysoko nad ziemią. Był stabilny, nawet mimo podmuchów wichru i manewrów.
Na dziobie stał dobrze zbudowany mężczyzna, wpatrujący się w dół, na niewidoczny zza chmur cel. Wiatr, zawsze obecny na tej wysokości targał jego jasnymi włosami.
- Panie, czy już ruszać? - Mężczyzna obrócił się, jego elfie, delikatne oblicze kontrastowało z silną sylwetką.
- Szykuj się. Wysadzimy cię kilka mil stąd. I pamiętaj, tym razem nie zawiedź. -
- Nigdy panie. Przenigdy. Moja wierność jest niezachwiana. -
- Oby tak było. Wiesz co się stanie gdy zawiedziesz. -

~~~~

Stara Droga, 2 dni drogi od Jerris

Krasnolud Keerim Obrotny spoglądał na swoją karawanę z grzbietu huttawy. - Nie tak źle - pomyślał - W tych okolicach ginęły karawany większe niż moja. - Wozy wypełnione były wszelakim dobrem, które mogło dostarczyć Vivane, osiągną dobrą cenę w Jerris. A jeszcze chwilę temu było gorąco... Sześciu ogrów wyskoczyło z gąszczu i zabiło jedno ze zwierząt ciągnących wóz. Czterech samców, dwie samice, wychudzeni i w brudnych łachmanach nie wyglądali już tak straszliwie, martwi na poboczu. Ale Keerim wiedział że zagrożenie było realne. Ogry były silnie związane z żywiołem ziemi i drewna. Zabicie ich było trudne, a ich prymitywnie wyglądające pałki wzmacniała magia samych ogrów. Niestety, magia ta ulotniła się wraz z życiem właścicieli.
No, ale właśnie po to wynajął ochronę. Pięciu doświadczonych wojowników, którzy nie potrafili nic innego, jak ochraniać karawany. Dziesiątka nowicjuszy. No i adepci. Byli młodzi i nieopierzeni, ale Keerim nauczył się ufać magii adeptów. Dlatego każdą z jego karawan ochraniało kilku z nich. Spojrzał na nich. Dziś dobrze się sprawili. Kiwnął im głową w niemym wyrazie aprobaty i oddalił się dopilnować, aby odciążono wóz, w którym zabrakło jednego zwierzęcia. Nie dalej niż za godzinę trzeba będzie ruszyć dalej.
Adepci stali nad ciałami ogrów. Smród był niemiłosierny. Jeden z ochroniarzy krzyknął do nich potrząsając łukiem.
- Dobra robota! Postawimy wam najlepsze piwo jakie mają w Jerris! -


rob'n'hut 04-03-2006 23:24

Nikodem, Człowiek Adept Wojownik

- Przeładujcie towar i ruszamy - powiedział cicho, lecz wyraźnie szczupły i niezbyt wysoki mężczyzna w skórzanym, bordowym kaftanie. Sam nie zamierzał brać się do pracy, jeszcze czego. Spojrzał z obrzydzeniem na ciepłe jeszcze ścierwa. Nie było po nim widać żadnej radości ze zwycięstwa. Odwrócił się i odszedł trochę na bok, żeby choć na chwilę oddalić się od zgiełku, smrodu i brudu. Klęknął i starannie wytarł o trawę zakrwawioną szablę. Schował broń do pochwy, zgrabnie przypiętej do pasa i rozejrzał się. Stoczona przed chwilą walka najwyraźniej nie zrobiła na nim większego wrażenia. Walczył tak, jak zwykle - z uwagą, skrupulatnie licząc kroki i odległość, wykonując te same co zwykle, zawsze identyczne figury. Walka była dla niego tylko kolejnym beznamiętnym ćwiczeniem, wykonywanym z zimną dokładnością. Podszedł do płynącego w pobliżu traktu strumyka, podwinął szerokie, zdobne rękawy i delikatnie obmył wodą twarz, ozdobioną przystrzyżonym wąsikiem. Znów zwilżył ręce i przygładził równo obcięte, krótkie, czarne włosy.
~Mam nadzieję, że wkrótce zanocujemy w jakimś przyzwoitym miejscu. Muszę wreszcie uprać ubranie~ pomyślał, wracając w stronę drogi. Spojrzał z obrzydzeniem na zakurzony i splamiony krwią kaftan. ~Tym prostakom oczywiście nie przeszkadza, że są brudni~
- Mości krasnoludzie, musimy ruszać. Tu nie jest bezpiecznie - rzucił w stronę pracodawcy, stając przy krzątających się obok wozu ludziach. ~Nie jest też zbyt czysto~ dodał w myślach.

SHAQER 04-03-2006 23:27

Bergath, Krasnolud Władca Zwierząt

Na samym końcu karawany kroczy przedziwna postać. Składa się w dużej mierze ze skór, w które jest dokładnie opatulona. Tam gdzie nie ma skór jest bezładna plątanina włosia wierzchniego. Inaczej tego nie można nazwać gdyż, gdy się na to patrzy to można zatracić granicę pomiędzy brodą oraz czupryną. Przypomina to grzywę zwierza lwem zwanego, który zamieszkuje równiny południowej Barsawii i znany jest ze swej dzikości wielkiej. To swoją drogą kolejna cecha wspólna tych dwóch istot i nieuważny dawca imion mógłby się pomylić gdyby nie jeden oczywisty fakt w wyglądzie tego podróżnika. Na styku czupryny i brody albo brody i czupryny widnieje wielka wypustka przypominająca grzędę dla ptaków. Jest to nos, który w pewnych ekstremalnych sytuacjach mógłby zostać użyty jako taran. Nochal ten, inne jego określenie nie oddaje w pełni jego wielkości, jest wiecznie w ruchu. Dawca imion cały czas węszy, jest cały czas gotowy. Jednak srodze zawiódłby się ten, który pomyślałby, iż wypatruje on niebezpieczeństw, krasnolud ten wprost chłonie niczym gąbka z rafy koralowej wszystkie informacje o świecie jaki go otacza. Gdyby ktoś kiedyś odgarnął tę niesforną kupe włosów ujrzałby oczy wielkie jak u Feluxa (magiczna odmiana lwa) ze zdziwieniem wpatrzone w rzeczy, nad którymi zwyczajny Dawca Imion przechodzi nawet nie spojrzawszy.
Ogólnie osobnik ten jest dziwny jak na swój gatunek. Po pierwsze ma brodę. Po drugie nie daje wszystkim dobrych rad i nie zachowuje się jakby wszystko wiedział najlepiej. Po trzecie nie jest tak wygadany jak przeciętny krasnolud, ba można by powiedzieć, iż niemal się nie odzywa. Co najwyżej robi to gdy ktoś sam go zagadnie lub gdy coś go niezwykle zainteresuje. Jednak, gdy już się odezwie uważny obserwator wychwyci pewne skazy w jego akcencie mogące przywodzić na myśl, iż nie wychowywał się wśród rodaków. Jedyną rzeczą, jaką posiada jest dębowy kostur, którym pomaga sobie podczas chodzenia. Zresztą porusza się też nieco dziwnie, jest jakby zawsze przygarbiony jakby całe życie musiał to robić i już nie mógł odzyskać poprzedniej sprawności pleców. Oprócz kostura ma jeszcze Szczęściarza. Szczęściarz to mały szczur, który swa inteligencją prześciga niektórych humanoidów. Siedzi on niemal cały czas pod pazuchą u Bergatha i wychodzi tylko podczas postojów. Krasnolud bierze go wtedy na ręce i pokazuje różne rzeczy cały czas cos namiętnie tłumacząc. Zdarza się to przy najdziwniejszych przedmiotach takich jak kamień na drodze czy stokrotka w rowie. Często przy wieczornym ognisku brał szczura na kolana i głaskając za uszami cicho coś tłumaczył.
Gdy na niczego niespodziewającą karawanę wyskoczyły stwory, jakich ten nigdy wcześniej nie widział wcześniej nie bardzo orientował się co się dzieje. Stał na trakcie wpatrzony w biegnące istoty i dopiero, gdy te zaczęły atakować osoby, z jakimi jeszcze niedawno jadł posiłek ogień zapłonął w jego oczach. Odrzucił drąg i z wściekłością rzucił się z gołymi rękami na ogry. Nigdy nie walczył wiec nie bardzo wiedział, co ma zrobić, więc wskoczył jednemu na plecy i zasłonił mu oczy. Stwór zaczął go wściekle okładać po plecach jednak przez całe swoje życie był tam właśnie bity, więc nic sobie z tego nie robił. Co więcej Szczęściarz który wyszedł ze swojej kryjówki zaczął biegać po głowie przeciwnika i podgryzać go to tu to tam. Gdy w końcu jeden z towarzyszy przyszedł mu z pomocą miał już srogo obite plecy jednak twarz jego wroga przedstawiała sobą o wiele bardziej opłakany wygląd. Zewsząd sączyła się krew, a niekompletne uszy odstawały złowrogo. Tego wieczora zapowiada się wieczerza przerodzi się w prawdziwą ucztę gdzie mnóstwo pleców, no może za wyjątkiem jednych, zostanie poklepanych a nowe znajomości i przyjaźnie zawiązane gdyż wszyscy wiedzą, iż wspólne przeżycie jakiejś przygody jak nic innego zbliża Dawców Imion.

Misiencjusz 05-03-2006 21:16

Sven, człowiek, zwiadowca

Sven kręcił się nerwowo wokół wozów, a jego wściekłość na siebie samego, że tak łatwo dał się podejść, biła mu z oczu. W czasie podróży już wiele razy ostrzegał całą karawanę przed niebezpieczeństwem, a teraz nie był dość szybki, nie udało się uniknąć potyczki. Ta złość pomimo zaniedbanego wyglądu, posklejanych od kurzu włosów poskręcanych w postrzępione strąki dziwnie kontrastowała z młodym obliczem. Mimo złości w oczach i dzikości w ruchach i wyglądzie nadal widać było, że to chłopiec. Młoda twarz nie tknięta zarostem, błyszczące oczy. Ten dzieciak nie opowiadał za wiele o sobie, ale widać było, że ma cel w życiu. Nie mówił o nim, ale często dało się słyszeć wieczorem przy ognisku jak szepcze do siebie. Wychwytując pojedyncze słowa: 'Zwierz", "przebacz", "nauka", "nigdy", jak Ty", "pomóż" można było domyślić się, że z kimś rozmawia, ale nigdy nie mówił z kim. Tylko gdy o zmroku słychać było wycie wilków Sven lekko, niemal niewidocznie uśmiechał się jakby do siebie i wracał do szukania resztek wolnej przestrzeni na swym drągu, którego używał jako laski, a także śmiercionośnej broni. Gdy znajdował chociaż skrawek miejsca pokrywał go kolejnymi motywami. Dominowały tu wilki i dęby, ale raczej niechętnie rozstawał się ze swoim dziełem więc trudno było ocenić czy innych motywów faktycznie na nim nie było. Dziś tego uśmiechu nie było ani śladu na jego twarzy. Mrucząc coś pod nosem obchodził całą karawanę dookoła, to znikał w lesie na kilka minut, to znów pojawiał się nie wiadomo skąd w zupełnie innym miejscu. Zachowywał się jakby wyrzucał sobie, że czegoś zaniedbał, że w myślach krytykuje siebie, że jeśli następnym razem będzie nieostrożny efekt może być znacznie gorszy dla nich.Gdy skończył swój obchód poszedł zaczerpnąć świeżej wody ze strumienia, wypił kilka dużych łyków i usiadł na uboczu po drodze zwracając się do Kerima: Będę już czujniejszy. Jak tylko będziemy gotowi możemy ruszać dalej, wysunę się nieco dalej na czoło.

Kulek 06-03-2006 00:01

Keerim spojrzał w oczy młodemu adeptowi. Było to całkiem proste, gdyż krasnolud na swym wierzchowcu miał oczy akurat na odpowiedniej wysokości. Położył mu rękę na ramieniu i westchnął.
- Nie martw się młody Svenie, nie zarzucam ci niedopatrzeń. Trzeba by pięciu takich jak ty aby zapewnić stuprocentowe niebezpieczeństwo. W zeszłorocznej karawanie straciłem dwa wozy i sześciu ludzi. Nie wątp w swoje umiejętności. Gdyby nie ty wpadlibyśmy w jeszcze gorsze kłopoty. - Odjechał kawałek. - Hej ty! Ostroznie z tymi skrzyniami! -

Wokół wozów uwijali się woźnice, pośpiesznie przeładowując towary, głównie skrzynie. Hurio, najstarszy z ochraniających karawanę najmitów rozglądał się czujnie po okolicy z nabitą kuszą w dłoniach.

W całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli o jednym. Mała wietrzniaczka często znikała, czy to używając swych zaklęć, czy to po prostu ukrywając się wśród liści.

Nagle jeden ze strażników krzyknął. W jego głosie było coś takiego że niemal wszyscy zbiegli się do niego. Gdy przedarliście się przez tłum woźniców i robotników waszym oczom ukazał się młody strażnik, klęczący.
Trzymał w ręku małe ciałko skrzydlatej wietrzniaczki. Nie była nawet zakrwawiona, tylko trochę sina i brudna, ale leżała bezwładnie w jego rękach, a skrzydełka zwisały luźno, niczym całuny.

Hurio, brodaty krasnolud w skórzanym pancerzu podszedł do nich, nachylił się nad ciałkiem. Chwila ciszy.
- Będzie żyła! Nic nie jest nawet połamane! - oddech ulgi słychać było wśród tłumku. Wszyscy tu lubili młodą wietrzniaczkę. Wziął adeptkę od młodziaka i delikatnie przeniósł na jeden z wozów, jak gdyby niósł śpiące dziecko.

- Dobra, koniec zbiegowiska! Wracać do zajęć! - stanowczy głos Keerima przebił się przez ciche rozmowy. - Sven, Bergath, ruszcie do przodu na szpicę. Nie chcę dziś więcej niespodzianek. Nikodemie, trzymaj się blisko mnie, wolałbym wrócić do domu w jednym kawałku, w wykląda na to że mój worek ze szczęściem właśnie się opróżnił. Ruszamy za pół godziny! -

SHAQER 10-03-2006 00:15

Bergath, Krasnolud Władca Zwierząt

Krasnolud co było zupełnie nie po krasnoludzkiemu, gdy zobaczył małą wietrzniaczkę bez ducha zakwilił cichutko. To nie było sprawiedliwe. Ona im nic nie zrobiła a poza tym była taka niewinna. Ognie w oczach krasnoluda zapaliły się niebezpiecznie. Zło i niegodziwość. Znowu to samo. Nieważne czy pod ziemią czy na powierzchni wszędzie było to samo. Mocniej ścisnął swój kostur. Podszedł do wozu by przyjrzeć się nieruchomemu ciałku. Leżała tak spokojnie i wyglądała tak niewinnie. Co prawda to tylko złudzenie gdyż chyba każdy pamiętał jak niejednokrotnie klął na nią gdy ta wykręciła mu wredny numer. A teraz leżała nieruchomo. Gdy Keerim krzyknął na niego i Svena Bergath szybko sięgnął za pazuchę i wyciągnął szczęściarza. Sekundkę się z nim naradzał poczym zostawił go na wozie samemu biegnąc na wspomnianą wcześniej szpicę. Sven jak zwykle niemal od razu rozpłynął się w powietrzu. Bergath był tam nie ze względu na swoje umiejętności tropiciela, lecz dlatego iż jego nochal potrafił bez pudła zidentyfikować wiele zapachów i uchwycić te które inni pomijają. Z daleka wyczuł te ogry, lecz nie wiedział, że tak straszny i niemal namacalny odór może pochodzić od istot żywych. Teraz już wie i wie, czego musi się wystrzegać. Biegł a trawa wysoka w tym miejscu łaskotała go po kolanach. Musiał być czujny gdyż inni na nim polegali. Byli teraz stadem.

rob'n'hut 10-03-2006 12:46

Nikodem, Człowiek Wojownik

Gdy odnaleziono ciało nieprzytomnej wietrzniaczki, mężczyzna nawet nie drgnął. Przyglądał się zajściu z chłodną, rzeczową powagą. A przynajmniej chciał, żeby tak to wyglądało. Kilka ostatnich podróży zmieniło go. Obojętność przychodziła mu z coraz większym trudem. Wcześniej oczywiście pomagał potrzebującym, ale wyłącznie w ramach pokuty za dawne czyny - dla spokoju swojego sumienia. A teraz, ku swemu zaskoczeniu, zaczął się przejmować losem nieznanych osób. Zainteresowali go też Adepci, wraz z którymi został wynajęty przez Keerima. A co gorsza, chyba zaczął się do nich przywiązywać.

- Już idę, mości Keerimie - rzekł, otrząsnąwszy się z zadumy i podbiegł do pracodawcy - Ruszamy.

Misiencjusz 10-03-2006 18:57

Sven, człowiek, zwiadowca

Sven bardzo szybko oddalił się naprzód. Nie czekał na Bergatha. Nie chciał żeby ktoś mówił do niego lub był blisko. Był skupiony jeszcze bardziej niż zwykle. Kierowało nim poczucie winy i złość na siebie. Słowa Keerima nie przekonały go. Krasnolud mówił, że to nie jego wina, ale on wiedział swoje. Po prostu zawiódł. Więcej już na to nie może sobie pozwolić. "Zwierz" by nie zawiódł. Starał się nie myśleć o niczym co rozpraszałoby go lub przywoływało myśli o zmęczeniu. Starał się niemal cały czas utrzymywać przynajmniej trucht aby odpowiednio wcześnie sprawdzić każde miejsce z którego mogło ich coś zaskoczyć. Zebrał wszystkie swoje siły i uwagę by być częścią lasu. Niewidoczny dla wrogów i przyjaciół. Dla wrogów by drugi raz nie powtórzyła się taka sytuacja, a dla przyjaciół by nie patrzeć im w oczy i nie widzieć w nich oskarżeń. Nawet tych, których nie było, a które sam sobie wyobrażał. Nie badał lasu, był lasem. W cieniach roślin znajdował opoki, które go ukrywały, w głosach zwierząt słuchał wskazówek gdzie czai się niebezpieczeństwo, wiatr podpowiadał mu którędy iść, a zapachy wprowadzały go w niemal narkotyczny trans pozwalający utrzymać koncentrację.

Kulek 10-03-2006 23:27

Wóz, który ciągnęła tylko jedna huttawa został odciążony, niemal cały towar rozlokowano na pozostałych. Pozostała tylko jedna skrzynia i futra, na których została złożona nieprzytomna wietrzniacka adeptka.

Keerim Obrotny zlustrował wrokiem całość, przejechał wzdłuż całej karawany osobiście sprawdzając każdy wóz. W końcu, zadowolony z przeglądu dał ręką znak do odjazdu. Zaczynając od pierwszego wozu cała karawana ruszyła do przodu.
Z niskiego, choć szerokiego drzewa po prawej stronie drogi zerwało się do lotu stado bajecznie kolorowych ptaków spłoszonych nagłym ruchem i hałasem. Zatoczyło krąg nad karawaną i znikło gdzieś w zielonym gąszczu.

Nikodem szedł marszowym krokiem obok Keerima. Krasnoludzki kupiec był pogrążony w myślach, nie odzywał się wogóle. Wyglądał jakby ostatnia napaść nie zrobiła na nim wrażenia, mimo że niemal dwukrotnie większy od niego ogr mało go nie powalił. On żył w swoim świecie zysków i strat.
Nie to co Nikodem. Magia adepta, która krążyła w jego żyłach pobudzała myśli, analizując ostatnią walkę, ruch po ruchu, sekunda po sekundzie. Pogrążony w swoich rozmyślaniach pozostawał jednak czujny, las wokół był zdradziecki i krył jeszcze nie jedną niespodziankę.

W tym samym czasie, daleko przed czołem karawany.

Bergath i Sven poruszali się oddzielnie, jakby była między nimi niepisana umowa, Sven przepatrywał las z lewej strony traktu, Bergath natomiast z prawej. Od czasu do czasu widzieli się, wzrokiem dając sobie do zrozumienia "Wszystko w porządku". Sprawdzali trakt i otaczający go las szybko i pewnie.
Sven przystanął. Duży ślad wyglądał znajomo, podobne zostawiały ogry zabite w potyczce. Wielka stopa była odciśnięta w mchu blisko drogi, nie dalej niż kilkanaście kroków. Zwiadowca ocenił trop na zostawiony kilka minut temu, prowadził w głąb lasu. W oddali zaskrzeczał spłoszony ptak.
Gdzieś w okolicy czaił się jeszcze jeden ogr.

Misiencjusz 11-03-2006 00:38

Sven, człowiek, zwiadowca

Sven przystanął. Przyklęknął przy odcisku na ziemi i dał Bergathowi ręką znać by ten cicho się zbliżył. Wytężył wzrok i słuch by nie przeoczyć żadnego szczegółu, wiedział, ze teraz nic nie może umknąc jego uwadze. Gdy krasnolud zbliżył się do niego szepnął został jeszcze jeden, był tu kilka minut temu, uprzedź resztę, ja spróbuję go dokładniej zlokalizować. Nie czekając na odpowiedź krasnoluda przygotował łuk i strzałę na wypadek gdyby musiał szybko reagować i ostrożnie podążył w stronę, którą wskazywał ślad. Nie spieszył się gdyż wiedział, ze sam sobie nie poradzi i nie chciał spotykać się z wrogiem sam na sam, ale chciał tez udowodnić, że potrafi pilnować towarzyszy. Chciał zmazać plamę jaką w jego mniemaniu okrył się dopuszczając do poprzedniego ataku. Wytężył swe zmysły i z całej siły skupił się na tropach. Posuwał sie bardzo wolno i ostrożnie. Chciał go znaleźć, ale wejść na niego. Miał przewagę, on wiedział o ogrze, ogr wiedział o nim, ale ogr nie wiedział, ze on już go wytropił i podąża jego śladem. Odchodząc wskazał jeszcze raz krasnoludowi, w którą stronę mają się kierować aby dopaść przeciwnika, a sam postanowił go okrążyć i uderzyć z punktu z jakiego tamten sie nie spodziewał. Bezszelestnie ruszył poprzez zarośla trzymając łuk gotowy do użycia w spoconych dłoniach. Bał się gdyż wiedział, ze źle się dla niego skończy jeśli ogr go zobaczy, ale nie mógł pozwolić mu podejść do nich, musiał mieć go pod kontrola aby atak na karawanę się nie powtórzył. Z atakiem zaczeka na pozostałych, ale obserwować może go sam. Wiedział, ze da rade się ukryć, poznał już swoje moce na tyle by wiedzieć, że w razie potrzeby stanie się niewidzialny.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172