|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-03-2006, 15:11 | #21 |
Reputacja: 1 | Rudolf Kajdaniarz - Nie mam nic przeciwko, z ludźmi jak z mutakami, czasem pozory mylą. - Łowca o zasłoniętej twarzy ponownie zaśmiał się chrapliwym głosem. - Panie Cris? Przyłączacie się do kompanii? - |
10-03-2006, 00:22 | #22 |
Reputacja: 1 | Cris Washington - Panowie ja nie mam zdolności niszczenia wszystkiego, co istnieje, lecz jeśli dacie mi kilka kabli to zrobię coś, o czym wam się nie śniło. Jestem specjalistą od komunikacji. Więc jeżeli stawiacie sobie bezpieczeństwo podczas takich akcji to szukacie właśnie mnie. Jednak od razu musze przyznać, iż nie mogę sobie pozwolić na robienie tego z dobroci serca. Rzućcie jakąś sumę za moją pomoc.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |
10-03-2006, 13:35 | #23 |
Reputacja: 1 | Rudolf Kajdaniarz Rudolf pociągnął z puszki, wolno, w końcu takie rarytasy rzadko się spotykało, trzeba się było nimi delektować. Z bliska tych kilka odsłoniętych fragmentów skóry wyglądało jeszcze paskudniej niż z daleka. Taaak nikt w lokalu nie życzyłby sobie, aby Rudolf zdjął maskę. - Co cię sprowadza na to pustkowie Panie Cris? Bo chyba nie chęć zmiany klimatu. - Ochrypły rechot - Też masz tu coś do załatwienia, więc z mojej strony oferuję ci to co Eye'owi: Ty pomagasz mi, ja pomagam tobie. Co powiesz na taki układ? - |
10-03-2006, 21:31 | #24 |
Reputacja: 1 | Cris Washington Cris zamyślił się po słowach Rudolfa. Jego młodzieńcza twarz pokryła się grymasem, którego wcześniej nie widzieli. Myślał nad czymś intensywnie. - Co mnie sprowadza? Nuda drodzy panowie i chęć zdobycia czegoś, czego nigdy nie miałem, pieniędzy i prestiżu. Na posterunku byłem po prostu kolejnym żołnierzem a w Nowym Yorku kolejnym weteranem. Tutaj mam okazję być kimś więcej niż kolejnym anonimowym wędrowcem. Chce wam pomóc uczynić ten świat lepszym jednak potrzebuje czegoś w zamian. Mój samochód już ledwo jeździ a naprawy kosztują niestety. Jeść tez trzeba mieć, za co. Szara rzeczywistość tego cholernego świata.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |
11-03-2006, 21:50 | #25 |
Reputacja: 1 | Wtem wasza rozmowa została przerwana hukiem otwierających się po raz czwarty już drzwi- co było niezwykłe w taką jak dzisiaj pogodę. Tym razem jednak, miast zdziwienia czy gniewu, wzbudziło to pomruki pełne sympatii i przychylne wyrazy twarzy. - Hej Jimmy! To co zwykle?- zawołał barman zaraz po wejściu przybysza, a ten skinął głową. Owy Jimmy był dość starym (około 45 lat), wysokim lecz przygarbionym mężczyzną o barach szerokich jak u woła. Rude włosy i uszy poprzebijane małymi kostkami i dziwnymi kawałkami żelastwa- zapewne wymontowanymi z samochodu- to jego znaki rozpoznawcze. Na sobie zaś nosił kurtkę w niebiesko-fioletową kratę, a na niej "płaszcz" z pozszywanych futerek lisów, wilków czy psów. Szczycił się nawet, że jeden kawałek to prawdziwa norka. Gówno prawa, poprostu ustrzelił gdzieś świstaka... Barman szybko położył na ladzie dużą szklankę i napełnił ją prawie po sam brzeg whiskey, a do tego dał Jimmy'emu starą puszkę orzechów. Facet uwielbiał orzeszki- solone, włoskie... Wszystkie! Stał tak i wpieprzał orzeszek za orzeszkiem, zatrzymując się wzrokiem na kolejnych przbyszach. Wtem drzwi otworzyły się, a Jimmy zawołał z uśmiechem "No nareszcie, zbawco! Myślałem, że już nie przyjdziesz!". Wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi, w których stał już...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
11-03-2006, 23:32 | #26 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna stojący w drzwiach był...duży, wręcz zwalisty. Budową przypominał Rudolfa, tyle że miał dobre dwa metry wzrostu. Wszelkie szczegóły jednak maskował szeroki płaszcz sięgający kostek. Głowę zakrywał kaptur bluzy, noszonej pod płaszczem. Oczy zasłaniały gogle, jakich używają motocykliści. Poniżej gogli twarz zakrywał, kiedyś biały, luźno obwinięty w okuł głowy materiał. W ręce trzymał zakrzywiony kij, którego podobno kiedyś, dawno temu, używano w sporcie który rozgrywał się w całości na lodzie... NA LODZIE... Za kilka kropel wody można było stracić życie, a co dopiero lód. Im dłużej czas "szedł" do przodu, tym więcej ludzi wkładało takie historie między bajki dla dzieci. Nie zmieniało to faktu, że taki kij w wyćwiczonych rękach stanowiła groźną broń. Przybysz wszedł do baru i stanął na środku. Wyglądał jak wędrowny handlarz, jak człowiek który całe swoje życie nosi ze sobą. Miał plecak, dwie torby i sakwy jakich używają gangerzy przy swoich motocyklach. Do tego spory zapas wody, bukłak, menażka i kilka butelek powiązanych sznurkiem i przerzuconych przez ramię. W oczy rzucał się też Obrzyn, zawieszony koło plecaka tak, że tylko "rękojeść" wystawała nad ramię. Mężczyzna zdjął kaptur i zsuną na szyje gogle i "szalik". Twarz miał przystojną, młodą i nie zniszczoną. Brązowa opalenizna świadczyła o tym, że podróżuje już od jakiegoś czasu. Włosy krótkie, ciemne, oczy zielono-brązowe. - Przecież mnie zaprosiłeś Jimmy, a nieładnie jest odmawiać. - Zgromadzeni raczej nie taki głos spodziewali się usłyszeć. Głos był...po prostu przyjemny, aż chciało się go słuchać. Jedyne co było dziwne, choć nie niepokojące, to akcent, który nie dało się nigdzie umiejscowić. - Może byś mnie tak przedstawił ??? - W uśmiechu błysnęły zęby, nie dość że wszystkie, to jeszcze zdrowe.
__________________ And then... something happened. I let go. Lost in oblivion -- dark and silent, and complete. I found freedom. Losing all hope was freedom. |
12-03-2006, 10:15 | #27 |
Reputacja: 1 | A jakże, zbawco!- wykrzyknął Jimmy, poczym wyszczeżył obleśnie swoje zęby. Żółte, połamane "kły" pasowały jak ulał do jego zwalistej postaci starego trapera- To jest ojczulek Conner, z braci... Jak im tam było... - MacMannus...- mruknął Conner -Taak, MacMannus! W każdym razie ojczulek znalazł mnie przy starej fabryce i raz, że rękę mi pozszywał-Jimmy podwinął szybko rękaw, poczym pokazał fachowo zszytą ranę-A potem, niech skonam jeżeli pieprzę jakieś głupoty, sam ze mną polazł do ruin i pozbył się trzech gangerów bez większego problemu! Panowie, zawdzięczam mu życie i trochę gambli, więc ojcze Conner, czuj się jak w swoim klasztorku! Whiskey dla przybysza!- urwał Jimmy, poczym ryknął śmiechem. Może facet nie wyglądał na takiego, ale był strasznie życzliwy. A jeżeli ktoś mu pomógł- to Jimmy do śmierci był wdzięczny... |
13-03-2006, 00:15 | #28 |
Reputacja: 1 | ojciec Conner - Ejj... Jimmy nie przesadzaj. - uśmiech nie znikał z jego twarzy - Może i cię człowieku pozszywałem, ale nie przesadzaj z resztą. Podchodzi do baru, na najbliższym stoliku kładzie kij. Ściąga z siebie cały sprzęt; butelki, sakwy, plecak, jedną torbę i kładzie obok kija na stole. - Mały shoot'cik nie zaszkodzi człowieku, może nawet coś zjemy. - odwrócił się do barmana - Ejj... koleś nalej no kolejkę, bo jest za co wypić. Zdjął "szalik" i gogle. Ściągnął płaszcz pod którym miał sutannę z, bijącą w oczy bielą, koloratką. Tymczasem rubinowy trunek wypełnił szklaneczkę. Ojciec podniósł ją do góry. - Panie błogosław. -Jednym energicznym ruchem wlał jej zawartość w gardło. - Miły początek, co człowieku. To może być najlepszy dzień twojego życia. - uśmiechnął się do barmana i rozejrzał po wnętrzu baru.
__________________ And then... something happened. I let go. Lost in oblivion -- dark and silent, and complete. I found freedom. Losing all hope was freedom. |
13-03-2006, 00:22 | #29 |
Reputacja: 1 | Barman uśmiechnął się tylko, poczym spojrzał na Jimmy'ego. Ten uśmiechnął się, skinął porozumiewawczo głową i już po chwili szklanica ojczulka była znowu pełna. Taa, facet ma gest... - A tam przesadzał, Conner, a tam przesadzał!- zawołał Jimmy- Zostajesz tutaj? Razem bylibyśmy naprawdę świetną ekipą... No, pójdziesz na to Conner?- zapytał z szerokim uśmiechem na swojej dość poczciwej gębie. Lecz Conner nie patrzył się na trapera- skupił się na trójce siedzącej przy stoliku. Chłopczyk z frontu, jakiś wojskowy szpicel, który chce udawać cywila i żywa mumia... Takich ludzi warto poznać! |
13-03-2006, 00:46 | #30 |
Reputacja: 1 | ojciec Conner Patrzył przez chwile na trójkę nieznajomych. Nie ukrywał się z tym, przyglądał się im wręcz bezczelnie, bez strachu, niepokoju, bez oznak jakichkolwiek uczuć. Zanim zdążyli rzucić jakąś kąśliwą uwagę odwrócił się do baru. - Niezbadane człowieku, są ścieżki pana. - odezwał się do Jimmy'ego, a uśmiech wrócił na jego usta. - Jest coś po tych gangerach ??? Napijemy się z tymi panami jeśli będą mieli ochotę, prawda Jimmy. Włożył rękę do torby, która miał cały czas przy sobie i wyjął z niej prawie całe pudełko czerwonych Marlboro. - Koleś zapalisz ??? - poczęstował Jimmy'ego - Panowie ??? - zwrócił się do trójki przy stole. Kiedy wszyscy wzięli po papierosie, sam wziął jednego, a resztę paczki rzucił barmanowi. - Zatrzymaj to i rób co trzeba. - wyjął sczerniałą ze starości zapalniczkę Zippo i po kolei zaczął odpalać papierosy.
__________________ And then... something happened. I let go. Lost in oblivion -- dark and silent, and complete. I found freedom. Losing all hope was freedom. |