lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Psychodrama] - Susan Newman (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/13406-psychodrama-susan-newman.html)

brody 17-10-2013 16:33

[Psychodrama] - Susan Newman
 
Potworny rumor, huk spadających kamieni i symfonia mechanicznych zgrzytów i trzasków wdarła się do umysłu Susan, niczym horda dzikich Mongołów.
Kobieta z lękiem podniosła lewą powiekę i spojrzała na budzik.
Alarm powinien zadzwonić o ósmej, więc to nie on był źródłem tego piekielnego hałasu. Gdy drobinki tynku spadły na twarz Susan, ta już wiedziała co się dzieje. To jej nowy sąsiad. Spotkała go w piątek popołudniu, jak wnosił swoje graty do mieszkania tuż nad nią. Typ hollywoodzkiego przystojniaka, amanta, który myśli, że każda kobieta na jego widok ślini się i wiotczeje w kolanach. Lśniący uśmiech i ten dziwny błysk w oczach z miejsca zniechęcił Susan do tego typa. Gość nazywał się Istvan, Ivan, czy inny Igor. W każdym razie obcokrajowiec, który postanowił zamieszkać we współczesnym Babilonie, we wspaniałym Wielkim Jabłku.
Grzecznie i lojalnie uprzedził, że od poniedziałku zamierza przeprowadzić mały remont i z góry przepraszam za wszelkie możliwe kłopoty i utrudnienia.
Tylko dlaczego do cholery zaczął od siódmej rano. I to w poniedziałek.

Susana miała ciężką noc. Wieczorem była na oficjalnym spotkaniu z jej dzisiejszą modelką. Impreza była typowa. Masa niepotrzebnego hałasu i szumu. Sztucznych uprzejmości. Tabuny chcących zaistnieć i przypodobać się gwiazdeczce kobiet i mężczyzn, którzy nadskakiwali jej jakby była królową brytyjską. Jednym słowem cały blichtr i zbytek, którego Susana tak bardzo nie lubiła.
Jedynym plusem spotkania okazała się osoba modelki. Co prawda zamieniła z nią zaledwie kilka słów, ale okazało się, że Lily Cole jest całkiem przystępną osobą i wbrew obawą Susan nie jest wcale zapatrzoną w siebie i zadufaną celebrytkom. Jej uroda na żywo była jeszcze bardziej niesamowita niż na zdjęciach. W jej oczach i twarzy było coś enigmatycznego, coś co budziło dziwne skojarzenia z odległą przeszłością. Gdyby nie fakt, że mają razem pracować przy reklamie jakiś perfum, to mogłoby być naprawdę przyjemnie. W głowie Susan zrobiło się już setki pomysłów na bardziej artystyczne zdjęć z udziałem Lily.
Być może to właśnie rozmyślanie o możliwych do realizowania projektach sprawiły, że Susan nie mogła zasnąć. Zdarzało się jej to nader często. I choć była z tym u kilku lekarzy, to żaden z nich nie potrafił temu zaradzić, ani znaleźć przyczyny. Nawet przepisywane przez nich tabletki nie zawsze przynosiły pożądany skutek.
Tak było i tym razem. Susana nie dość, że wróciła późno w nocy, to jeszcze zasnęła dopiero nad ranem. A teraz jeszcze ten gość z góry uskutecznia balet młotów pneumatycznych nad jej sypialnią.

Nie mając innego wyjścia Susana wstała i przystąpiła do porannej toalety. Szybkie spojrzenie w lustro ujawniło sine worki pod oczami i straszliwie bladą twarz. W zlewie kobieta zobaczyła dwie małe butelki Jacka Danielsa. Nie pamiętała, aby po powrocie do domu coś piła.
Jednak najwyraźniej tak było i stąd też pewnie suchość w gardle i pulsujący ból w skroniach.
Dzwonek do drzwi przerwał jej medytacje nad wczorajszym wieczorem i zmusił do włożenia szlafroka i sprawdzenia, kto o tej porze próbuje ją odwiedzić.

Nie zdziwiła się specjalnie po otwarciu drzwi widząc przystojnego obcokrajowca.
- Przepraszam Susan - zaczął bez przywitania - Wiem, że uprzedzałem o remoncie, ale sam nie przypuszczałem, że będzie to tak wcześnie rano. Bardzo przepraszam. Aby złagodzić ból przebudzenia i wynagrodzić trudności, kupiłem ci ciepłe bułeczki.
Mężczyzna wysunął trzymany za sobą talerz ze świeżymi bułeczkami, który pachniały aromatycznie. Susana zauważyła, że koło jego stóp stoją dwa kubki kawy ze Starbucksa.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebyśmy zjedli razem. Robotnicy dostali wytyczne, więc powinni poradzić sobie beze mnie przez godzinę.

W tym momencie w głębi mieszkania odezwała się komórka. Susan przeprosiła gościa i pobiegła odebrać telefon. Miała dziwne przeczucie, że to coś ważne i musi czym prędzej odebrać połączenie.
Nie pomyliła się. To była Patricia Houston, jej bliska znajoma, czy nawet koleżanka. Od kiedy Kevin, były chłopak Susan, zaczął z nią kręcić, kobiety widywały się dużo rzadziej niż kiedyś.
- Susana? - spytała wylęknionym głosem Patricia - O boże, jak dobrze że odebrałaś, kurwa, jak dobrze.
- Co się stało?
Histeryczny głos modelki nie zwiastował nic dobrego.
- Przyjedź do mnie błagam cię. Przyjedź szybko. Potrzebuje cię.
- Ale co się stało?
- Po prostu przyjedź. Wszystko ci opowiem. Stało się coś strasznego i potrzebuje cię.
Po tych enigmatycznych słowach, zanosząc się łzami Patricia rozłączyła się.
- Susan? - zawołał z korytarza natarczywy sąsiad - Wszystko w porządku? Jak nie chcesz bułeczek, to mogę zrobić coś innego, albo zjemy coś na mieście.

Piękny początek dnia i tygodnia zarazem. Napastliwy sąsiad, zalotnik, rozhisteryzowana przyjaciółka w potrzebie, a za półtorej godziny powinna być na planie zdjęciowym do reklamówki. Po prostu świetnie, brakuje tylko jeszcze żeby zaczęło padać i będzie komplet nieszczęść.

kanna 18-10-2013 14:08

Kurwa.

- Spokojnie, Susan, spokojnie – zmitygowała samą siebie, starając się jednocześnie wybierać na powrót numer Patricii, oraz nakładać puder na twarz. Zdecydowanie brakowało jej jednej reki. Oraz dwóch godzin czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Do mieszkania przyjaciółki na Hillside Avenue w Queens, miała - przy sprzyjających warunkach - około 30-40 min jazdy w jedną stronę. Tyle samo zajmie jej dojazd na plan, w High Rock Park.
Nie wyrobi się, nie ma szans.

Patricia nie odebrała, dziwny sygnał – ni to zajętości, ni braku zasięgu – zabuczał dwa razy, aby potem zaniknąć zupełnie. Wcisnęła jeszcze raz połączenie.
- Sekundę – jak on miał na imię? – Istven, już idę.

Nic.
Patricia nie odbierała, nie włączyła się też sekretarka – a to znaczyło że albo umarła, albo leży urżnięta w sztok. Bo chyba nie próbowała podciąć sobie żył? Boże – Susan nie była specjalnie wierząca, a praktykująca to już zupełnie nie, ale to słowo dobrze pasowało do sytuacji – chyba nie próbowała popełnić samobójstwa? Patricia nigdy nie wyłączała telefonu „Najwięcej rzeczy wydarza się, jak masz wyłączona komórkę" zwykła była powtarzać. " To prawo Murphego”.

Przed oczami kobiety – często myślała obrazami - stanął jej widok Pat, w wannie pełnej wody i piany, powoli barwiącej się na coraz ciemniejszy czerwony kolor… Nie, raczej nie, obraz wyparł następny: Partica leżąca w satynowej pościeli, jej ciemne włosy rozrzucone na snieznobiałej poduszcze, połyka kolejne pigułki... potem drżąco, półprzytomnie sięga po telefon, w ostatnim odruchu świadomości dzwoni do Susan…

Boże!
- Sekundę! – zawołała do Istvena, wciskając guzik ekspresu.
Urządzenie zazgrzytało głucho „Uzupełnij pojemnik na kawę” pojawił się napis na wyświetlaczu.
Susana jęknęła – kawa w ziarnach od dawna pikała jej na liście zakupów w komórce, śląc naglące wiadomości.
Odetchnęła głęboko, tak jak uczyła ją instruktorka jogi – wdech, przytrzymanie, wydech, przepona pracuje… ale układ oddechowy Susan kończył się w miejscu, gdzie zaczynało się zagłębienie między piersiami. Widać należała do osób, które nie mają przepony.

Pobiegła do drzwi. Sąsiad stal tam ciągle ciągłe, z tym samych nieco nieobecnym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął do niej talerz z bułeczkami
- Patrz, jakie ze mnie ciacho – zdawał się mówić, błyskając białymi zębami. – Akurat mam wolną godzinkę, niezobowiązujący seks z rana, co ty na to?
- Nie, dziękuję – powiedziała. – Bardzo cię przepraszam, Istven, ale mam nawał, nie zdążę... wszystko mi się walił na głowę... jesteś bardzo miły, ale przyjaciółka właśnie próbowała popełnić samobójstwo, a ja mam zdjęcia za godzinę więc sam rozumiesz – uśmiechnęła się przepraszająco.
Wyglądał, jakby się zakrztusił.
- To rzeczywiście problem… - powiedział, ale szybko odzyskał rezon – Kolacja? Pewnie wieczorem będziesz głodna po tych wszystkich.. przeżyciach.
- Na pewno, zadzwonię do ciebie, jakby mi się zdjęcia przeciągnęły, rozumiesz
– uśmiechnęła się, zamykając drzwi.
Po sekundzie otworzyła je na powrót.
- Dziękuję za kawę. Jesteś kochany. Nie martw się, wiem gdzie masz dzwonek.
Nachyliła się, zabierając parujący ciągle kubek spod jego stóp i zamknęła drzwi.

Oddychaj, Susan, oddychaj... gdzie do cholery jest ta przepona? Napiła się łyk kawy i wybrała numer.
- Melody? – jej asystentka odebrała jak zwykle po trzecim sygnale, jej przewidywalność i solidność była betonowym - hebanowym - słupem kotwiczącym Susan w rozedrganej rzeczywistości. Zobaczyła jak Melody Stewart – perfekcyjnie umalowana, w praktycznym garniturze o męskim kroju, tuszującym lekką przysadzistość jej sylwetki – naciska zielony przycisk na staromodnym, klawiszowym telefonie – Melody!
- Musisz mnie uratować, kochana
- zaczęła Susan – Patricia chyba nie żyje, nie wiem, muszę do niej jechać, a zdjęcia….
Melody odczekała standardowe 10 sekund – na wypadek, gdyby Susan miała jednak coś ważnego do powiedzenia – a potem chrząknęła znacząco.
- Susan – głosem srogiej nauczycielki przywołała ją do porządku. – Powoli. Oddychaj. Od początku.
Cudownie odnaleziona (odrośnieta?) przepona zaczynała powoli funkcjonować i Susan w końcu udało się wciągnąć nieco więcej powietrza.

- Particia dzwoniła do mnie, kompletnie roztrzęsiona…
- Czyli żyje
– uściśliła Melody.
- Prosiła, żeby do niej jechać! Nie odbiera… chyba próbowała się zabić!.
- Na jakiej podstawie tak wnioskujesz?
– pytania Melody były nieprzyjemne, jak kubel wody wylewany na głowę po nieprzespanej nocy, lub otrzeźwiający policzek wymierzany rozhisteryzowanej nastolatce. Ale równie skuteczne.
- Intuicja? – zaryzykowała odpowiedź.
- Czyli nie wiesz – podsumowała Melody.
Była asystentką Susan na tyle długo, aby wiedzieć, że ta nie będzie w stanie pracować, jeśli nie uspokoi natłoku myśli.
Dobrze słuchaj mnie Susan: ja pojadę na plan i ustawię naszą modelkę, zrobię jej kilka fotek. Ty jedziesz do Pat, porozmawiasz z nią, uspokoisz – się, pomyślał, ale tego nie dodała - i dojedziesz na plan. Jasne?
- Tak, Melody
– przepona podjęła swoje funkcje, nawet ból głowy jakby zelżał. - Jesteś kochana.
- Za to mi płacisz. Pośpiesz się.

brody 18-10-2013 17:38

Wbrew pozorom Susana potrafiła radzić sobie w stresowych sytuacjach. Stres wyzwalał w niej pokłady energii i pomysłowości o które o wiele trudniej było w normalnej chwili. Szybkie spławienie natarczywego sąsiada, błyskawiczne połączenie z asystentką i największe pożary zostały zagaszone.
Teraz nie pozostawało nic innego, jak jechać do Pat.
Susan miała złe przeczucia i to ją naprawdę martwiło. Ilekroć bowiem miała takie przeczucia sprawdzały się one w możliwie najgorszy sposób. Wizja zatrutej lekami przyjaciółki nie dawała jej spokoju.
Kobieta szybko ubrała się i przygotowała do wyjazdu. Z atelier zgarnęła przygotowaną już wcześniej torbę ze sprzętem i ruszyła do samochodu.

Trzydzieści, czterdzieści minut… a to dobre. Tyle to pewnie podróż do Patricii zajęłaby jej w niedzielne popołudnie, ale nie w czasie porannych godzin szczytu. Ledwo Susan wyjechała z parkingu pod swoim apartamentowcem w momencie wpadła w sięgający po horyzont sznur samochodów. Spiker w radio informował, że główne arterie miasta są zakorkowane w związku z remontami kanalizacji.
Wspaniale, po prostu wspaniale. Jej przyjaciółka kona, a ona utknęła w korku.

Gdy tylko nadarzyła się okazja Susana zjechała w boczne ulice. Mieszkała co prawda w Nowym Jorku od urodzenia, ale nie nadawałby się na przewodnika po mieście. Na szczęście, jakiś czas temu jej przyjaciel Peter Janincks, podarował jej GPS. Urządzenie miało jej pomóc w poruszaniu się po mieście i zapobiec notorycznemu spóźnianiu się na spotkania, zwłaszcza z Peterem.
Susana ustawiła urządzenie i kierowana słodkim do przesady kobiecym głosem ruszyła okrężną drogą na ratunek swoje przyjaciółce.

Na miejscu była pięćdziesiąt minut później. Zatrzymała samochód na chodniku i już w momencie, gdy wyłączała silnik jej uwagę przykuł mężczyzna siedzący na ławce. Nie naganny garnitur, elegancki płaszcz i kapelusz leżący obok. W dłoniach trzymał on gazetę, ale co kilka chwil rozglądał się uważnie wokół. Susana znała tą twarz twarz. Nie potrafiła jednak sobie przypomnieć skąd go zna. Kilka sekund wpatrywała się w niego, ale jej mózg odmawiał posłuszeństwa i za nic w świecie nie potrafił odszukać informacji, która w tej chwili była jej tak potrzebna.
Nie zwlekając dłużej ruszyła szybkim krokiem w kierunku domu Patricii.


NIE OGLĄDAJ SIĘ ZA SIEBIE, KIEDY WSTAJE BRZASK



Susana wbiegła po schodkach i zatrzymała się przed drzwiami do mieszkania Pat. Serce zabiło jej mocniej, a gardło w momencie wyschło niczym pustynia w Nevadzie. Fala gorąca uderzyła jej do głowy, a w skroni pojawił się pulsujący ból. Uchylone drzwi były niczym zwiastun nadchodzących nieszczęść, niczym goniec przysłany przez śmierć.
Sekundy wahania odmierzane przez zatykające bębenki w uszach, uderzenia serca.

NIGDY

Dłoń Susan wysunęła się do przodu i pchnęła ostrożnie drzwi mieszkania. Skrzyp zawiasów i cisza.
Niepokojąca i obwieszczająca najgorsze.
Susana ruszyła niepewnie do środka. Każdy jej krok zdawał się odbijać gromki echem i niósł w głąb mieszkania. Kobieta chciała zawołać swoją przyjaciółkę, ale nie potrafiła dobyć z siebie głosu.

PRZENIGDY

Z korytarza weszła do salonu. Nie było w nim nikogo. Na stole stała jedynie pusta butelka po wódce i popielniczka pełna wypalonych do połowy papierosów. Na każdym z nich widać było ślady szminki.
Susana ruszyła dalej, a jej serce wypełniał coraz większy strach.

Nagle Susana usłyszała tłumiony szloch. Dochodził on z piętra. Nagły impuls zmusił ją do biegu. Przeskakując po trzy stopnie, wbiegła na górę i doskoczyła do drzwi łazienki skąd dochodził płacz.
Na środku wyłożonej białymi kafelkami łazienki siedziała Patricia. Cała zalana łzami, z rozmazanym makijażem i oczywiście pijana w sztok. Mimo grubej warstwy roztartego po twarzy makijażu, Susana zauważyła jeszcze coś. Świeże siniaki, obtarcia i zadrapania na twarzy i rękach przyjaciółki.

- To Kevin - rzuciła Patricia widząc swoją znajomą - Pomóż mi. Dzisiaj popołudniu mam pokaz i muszę coś ze sobą zrobić. On powiedział, że to wszystko przez ciebie. Błagam pomóż mi, ja muszę dzisiaj wystąpić.

kanna 28-10-2013 11:29

- Pieprzenie – pomyślała Susan.

Kevin – jej eks, a aktualny Patrici - nigdy w życiu nie podniósł na nią ręki. Owszem, bywał apodyktyczny; uroczy i zabawny na początku, z czasem stawał się coraz bardziej pieprzonym, zaborczym dupkiem, aż w końcu jego ego zaczęło przerastać wszystkie jego zalety, nawet tą największa. Doprowadzona do ostateczności, zmęczona wiecznymi wyrzutami, bez zbytniego żalu (a nawet z pewną ulgą), rzuciła go jakieś trzy miesiące temu. Oczywiście, obiecywał zemstę. „Zrujnuję ci karierę, nawet szmatławce nie będą chciały twoich zdjęć” wykrzykiwał, ale nigdy nie podniósł na nią ręki. Nawet nie próbował. Wrzeszczeli na siebie jak opętani, ale nigdy nie tknął jej nawet palcem.

Dlatego – początkowo, przynajmniej – trudno było jej uwierzyć w słowa przyjaciółki. Pat była w końcu kompletnie pijana. Choć z drugiej strony: lepiej pijana niż naćpana, prawda? Lub nieżywa.

Usiadła na kafelkach obok przyjaciółki i otoczyła ją ramionami.
- No, już, już… uspokój się Pati, opowiedz mi, co się stało.
Gładziła dziewczyną uspokajająco po plecach, oglądając jednoczesne jej twarz – niektóre siniaki już wyglądały na prawdę paskudnie a Susana miała świadomość, że za kilka godzin będzie jeszcze gorzej.

Pat łkała rozpaczliwie, spanikowana i przerażona, wyglądała jak kupka nieszczęścia. Nie odzywała się jednak, jakby całą energię wykorzystała już na porywające expose, które wygłosiła po wejściu Susan. Widząc, że na razie niczego się nie dowie, dziewczyna podniosła się na nogi i przeszła do kuchni. Włączyła ekspres do kawy, a po krótkim namyśle – także elektryczny czajnik. Wyłączyła go szybko, jak tylko zaczął szumieć, do kubka wsypała dwie łyżki soli i uzupełniła ciepłą wodą z czajnika. Zamieszała.

Zabrała naczynie i wróciła do łazienki. Wmusiła w Pat napój, a potem trzymała jej głowę nad toaletą, żeby tamta nie zaczęła tam nurkować. Rozebrała ją, zaciągnęła pod prysznic, oglądając przy okazji obtarcia i ciemniejące siniaki na ramionach i całym ciele. Zdecydowanie dziś nie wystąpi. Ani dziś, ani przez najbliższy tydzień, co najmniej. Nie zważając na niemrawe protesty wepchnęła przyjaciółkę pod chłodną wodę a potem owinęła szlafrokiem i zaholowała na kanapę. Wcisnęła kawę w dłonie. Pat powoli dochodziła do siebie.

- Byliśmy wczoraj w wieczorem z Kevinem na imprezie. Jakiś wernisaż, czy coś takiego, dokładnie nie wiem… wiesz, jak to jest? - Susan wiedziała. - Grube szychy, elita Nowego Jorku. Kevin obiecał, że pozna mnie z paroma osobami, które mają coś do powiedzenia w branży. Kevin ruszył odszukać te osoby, a ja w tym czasie podeszłam do kelnera po szampana. Kelner był bardzo przystojny, więc do niego zagadałam, tak zupełnie niezobowiązująco, wiesz – Susan wiedziała, pokiwała więc głową. - Od słowa do słowa, zgadaliśmy się, no.. okazało się, że on pochodzi z mojego miasteczka i na dodatek chodziliśmy do tego samego liceum. Billy doskonale mnie pamiętał, bo się we mnie podkochiwał, zresztą jak połowa szkoły – uśmiechnęła się nieznacznie – No wiesz, jak to jest. – Susan nie wiedziała, ale znów pokiwała głową. – Rozmawialiśmy, o szkole, starych znajomych, tak w ogóle, a potem wrócił Kevin, odciągnął mnie na bok i zwyzywał od szmat. Kompletnie nie słuchał moich wyjaśnień, wyciągnął mnie z przyjęcia, nie chciał chyba publicznie robić scen i dopiero w samochodzie zrobił mi prawdziwą awanturę. – Znów zaczęła płakać. - Że jestem niewdzięczną dziwką, on się dla mnie poświęca, kombinuje, jak mi zapewnić karierę, a ja się puszczam z pierwszym lepszym kelnerzyną. Puszczam, rozumiesz! Już w samochodzie bił mnie, szarpał za włosy... Byłam w takim szoku, ze nie wiedziałam co robić. Przepraszałam go i próbował się tłumaczyć, ale nie słuchał.
- Ale nie to było najgorsze… po przyjeździe do domu wcale nie przestał, bił mnie dalej, wcale się nie krępował, i ciągle gadał, ze to przez ciebie.


- Przeze mnie? – wykrztusiła Susan, nie rozumiejąc. - Chyba coś źle zrozumiałaś, byłaś w szoku... Co przeze mnie?
- Ze jakbyś nie była taką samolubną suką, to by się nic takiego nie wydarzyło. Że to wszystko przez ciebie. Że takie kurwy się powinno...
– znów się rozpłakała, więc Susan nie dowiedziała się, czy chodziło o nią, czy Pat, oraz co się powinno. Ale wnioskując z wcześniejszych słów Kevina – nic dobrego.

Dalej Patricia już na pamiętała, bo Kevin przyłożył jej tak, że urwał się jej film. Kiedy się obudziła – Kevina nie było, pewnie wrócił na imprezę.
- Wiesz – mówiła, pociągają nosem. – Na pewno się zorientował, że przegiął i poszedł jednak rozmawiać z tymi ludźmi o mojej karierze. Bo on mnie w sumie bardzo kocha, nie powinnam go była prowokować. Teraz to widzę, ze naprawdę zachowałam się jak jakaś niewdzięcznica – gadałam z Billym, zamiast czekać na niego. On przecież dla mnie się starał. Nie musiał, prawda?
- Jesteś kompletną kretynką.
– znały się z Pat już na tyle długo i dobrze, ze mogła zaryzykować szczerość. – Ten pieprzony sadysta pobił cię do nieprzytomności! Rozumiesz? Pobił i zostawił, mogłaś umrzeć, rozumiesz to? Zbieraj się, jedziemy na policję.
- Zwariowałaś?
– teraz Patricia była szczerze zdumiona. – Poprztykaliśmy się trochę a ja mam na niego składać skargę? Nie będzie zadowolony…
- Oprzytomniej!
– Susan złapała przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła nią. – Jakie, pieprzone, „poprztykaliśmy” ! Pobił cię i mogłaś umrzeć!
- Przesadzasz
– Particia wróciła już do względnej równowagi. – Nie histeryzuj, tylko pomóż mi dojść do ładu. Dziś mam pokaz.
- Pokaz maltretowanych kobiet? Tylko na taki się nadajesz w tej chwili…
- Bez przesady, trochę make-upu i damy radę. Pomożesz mi, czy nie? Na żadną policję nie idę, nie jestem kretynką, po pierwsze Kevin mnie kocha, a po drugie pewnie mu się nie spodoba, jak na niego doniosę, znów się zdenerwuje i z mojej kariery nici… A ja go kocham.


Susan westchnęła głęboko. Nie miała czasu dyskutować z Pat, Melody i tak już musiała się niecierpliwić..
- Pomogę, ale najpierw lekarz cię obejrzy. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Dr Petlle jest dyskretny i zna się na rzeczy. – Partica próbował coś wtrącić – Bez gadania. Z wstrząśnieniem mózgu lub złamaną kością nie pójdziesz na pokazie. Nie bez blokady, w każdym razie. Jedziemy. Jak on uzna, ze wszystko jest ok., moja wizażystka cię umaluje. Ale to potem.
- A teraz zrobię ci kilka zdjęć.


Patricia nie protestowała, cała energia z niej uszła. Adrenalina opadła, zaczynała czuć ból i zmęczenie. Bez słowa ściągnęła szlafrok i pozwoliła, żeby przyjaciółka obfotografowała jej obrażenia. Susan nie musiała nawet schodzić do samochodu po sprzęt, nigdy nie rozstawała się niewielką, podręczną lustrzanką. Wbudowane wi-fi przesyłało zdjęcia bezpośrednio na serwer.

Kiedy Patricia poszła się ubrać, Susan zadzwoniła do dr Petlle, poprosiła o dyskrecję, przedstawiła sytuację, oraz nalegała na zrobienie szczegółowej dokumentacji. Na wypadek – czego, oczywiście, nie dodała – gdyby Particia zdecydowała się jednak zeznawać.

Potem poprawiła makijaż, zmieniła swoją – poplamioną łzami i makijażem przyjaciółki - bluzkę na jedną z koszulek Pat i wezwała taksówkę.
- Ja muszę jechać na zdjęcia, a kierowca zawiezie cię do dr Petlle – oznajmiła przyjaciółce, kiedy ta wróciła w końcu w jeansach, bluzie z kapturem i okularach zakrywających pół twarzy. – Jak on skończy, zdzwoń do mnie, zdecydujemy, co dalej. Rozumiesz?

Pat pokiwała tylko głową. Portier z dołu poinformował, że taksówka podjechała.

brody 28-10-2013 18:06

Wyjeżdżając od Pattie, Susana pocieszała się, że mogło być o wiele, wiele gorzej. Fakt, że jej eks dopuścił się takich czynów nie był specjalnie optymistyczny, ale lepsze to niż śmierć przyjaciółki.
Jadąc na sesję zdjęciową Susana zastanawiała się, czy mogłaby być na miejscu Pat, gdyby nie zerwała z Kevinem.
Ta perspektywa była jeszcze bardziej przerażająca niż śmierć przyjaciółki. Znała się na tyle, by wiedzieć, że nie potrafiłaby już wtedy przerwać tej chorej więzi. Kochała Kevina i naprawdę niewiele brakowało, aby ten człowiek ją zdominował. Pat to była zupełnie inna sytuacja. Pat traktowała Kevina, jako klucz do kariery, a ona… ona kochała go jak nigdy, nikogo wcześniej.


Na planie była oczywiście dużo za późno. Cała ekipa była wściekła i ostentacyjnie dawała jej to odczuć. Idąc na plan słyszała za swoimi plecami uszczypliwe komentarze w stylu “pieprzona gwiazdeczka myśli, że jej wszystko wolno” “co ona sobie myśli, zdzira jedna” “takim to wszystko uchodzi na sucho”
Susan nie zdążyła nawet dojść do swojej asystentki, gdy dopadł ją agent głównej gwiazdy reklamówki.
Wysoki brunet, ubrany w obcisły garnitur podszedł do niej, jakby chciał ją poderwać. Jego twarz była spokojna, a oczy wręcz wesołe.. figlarne.
W jego sposobie chodzenia było jednak coś budzącego lęk.
- Pani Newman, zgadza się? - zaczął pytaniem i nie czekając na odpowiedź mówił dalej - Ja nie wiem, czy pani sobie zdaje sprawę z tego ile kosztuje godzina pracy mojej klientki. Pewnie nie, bo wy artyści zawsze macie głowę w chmurach. Ma pani jednak dzisiaj szczęście. Gdyby nie to żądałbym od pani zadośćuczynienia za zmarnowany czas. Moja klientka chce z panią rozmawiać. - rzucił oschle na koniec i bez słowa oddalił się.

***

Susan szybko wydała odpowiednie polecenia ekipie, aby dopracować szczegóły ustawienia planu i światła i ruszyła do przyczepy Lily Cole.
Gdy kobieta weszła do środka przez kilka chwil nie mogła wydobyć z siebie słowa. Od kiedy tylko zajęła się fotografią na poważnie wiedziała, że odpowiedni makijaż, światło, a przede wszystkim postprodukcja i photoshopowe efekty potrafią działać cuda. Jednak widok zjawiskowej, efemerycznej, czy wręcz metafizycznej Lily Cole bez makijażu sprawił, że Susan przeraziła się.
W momencie uświadomiła sobie, to co kiedyś mówił jej przyjaciel Peter Janincks. Twierdził on, że fotograf jest kreatorem iluzji, że tworzy sztuczny świat, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i tak naprawdę nie istnieje. Piękne i seksowne kobiety, muskularni mężczyźni, cały blask i blichtr, to w głównej mierze tanie sztuczki. Iluzja. Mara. Zwid pijanego umysłu. Nic więcej.
- Nic pani nie jest? - spytała modelka.
- Nie - zapewniła sztucznie Susan.
- Niech się pani nie obawia, nie poprosiłam pani tutaj, aby panią opieprzyć za spóźnienie. Zdarza się. Wiem, bo sama mam często problemy, aby zdążyć na czas. Gdyby nie mój agent pewnie wszędzie bym się spóźniała. To pani spóźnienie wyszło jednak na dobre. - Lily uśmiechnęła się i dopiero wtedy Susana dostrzegła w kobiecie na przeciwko tą tajemniczą i urokliwą laleczkę, którą zachwyca się cały świat.


I na siebie trzeba się ucharakteryzować. S.J. Lec


- Kiedy tak sobie tutaj siedziałam, to postanowiłam obejrzeć pani pracę. Mój agent mówił mi, że jest pani obiecująca osobą i już nie długo pani nazwisko, to będzie światowa marka. I muszę mu przyznać, że nie mylił się. Naprawdę świetne zdjęcia. Zakochałam się w nich. Ma pani niesamowity talent i dar. W każdym zdjęciu czuć pani duszę.
Na te słowa komplementu Susana poczuła ukucie w sercu. Sama nie wiedziała, czy to zżera ją wrodzona nieśmiałość, czy też w słowach modelki wyczuła jakby jakaś groźbę.
- Mam do pani prośbę. Mam nadzieję, że mi pani nie odmówi. Chciałabym, aby pani przyjechała jutro do mnie hotelu i zjadła ze mną obiad. Chciałabym panią wynająć i prosić, aby zrobiła mi pani kilka zdjęć. Tylko nie takich zwykłych… reklamowych… tylko takich właśnie z duszą.
Susan nie wiedziała co powiedzieć. Nieśmiałość dusiła ją i nakazywała ucieczkę. Jedyne, co zdołała wydukać zanim wybiegła z przyczepy, to suche muszę pomówić z moim agentem.

***

Susana miała w głowie szum. Ten dzień zaczął się wariacko i jak na razie wcale nie zamierzał zwolnić.
Dopiero, gdy Lily stanęła przed jej obiektywem, kobieta nieco uspokoiła się. Wydawanie poleceń oświetleniowcom, modelce, komponowanie póz i kadrów było balsamem dla jej duszy. Dwie godziny zdjęć sprawiło, że Susana prawie całkowicie zapomniała o tym, co złe i nieprzyjemne.
Być może dlatego, gdy zdjęcia dobiegły końca na ponowne pytanie Lily:
- Czy w takim razie mogę liczyć na pani towarzystwo na jutrzejszym obiedzie?
Odpowiedziała krótko:
- Tak.

***

Było około godziny trzeciej, gdy Susana przeglądała w domu zdjęcia z sesji. Miała wcześniej jechać do Pat, aby z nią porozmawiać na spokojnie, ale przyjaciółka wysłała jej esemesa.
“Kevin jest kochany. Przyniósł kwiaty i szampana i mnie przeprosił. Prawda, że jest słodki.”
Wobec takiego stanu rzeczy, postanowiła zająć się pracą, aby jej umysł znowu ogarnął spokój.

Niestety tak się nie stało. Wystarczyło kilka kadrów, aby Susanę ogarnął paraliżujący lęk. Zamiast zdjęć z sesji Lily Cole w katalogu z dzisiejszą datą była seria makabrycznych portretów dzieci w różnym wieku i groteskowych lalek. Każde zdjęcie wręcz ociekało krwią i budziło w kobiecie autentyczne przerażenie. Na pierwszy rzut oka zdjęcia wyglądały na autentyczne.
Rozbite główki, ociekające krwią. Głębokie, cięte rane na twarzach i rączkach. Wybite zęby leżące obok pobite ciałka.
Susan przez kilka minut wpatrywała się w niemym bezruchu w odrażający pokaz slajdów.
Z każdą chwilą ogarniały ją coraz większe mdłości.

kanna 02-11-2013 15:44

Potarła skroń, z trudem powstrzymując mdłości. Oddychaj, Susan, oddychaj… Zdjęcia były obrzydliwe. Pocięte buźki, szramy, szarpane rany, siniaki, ślady szycia… Ktoś poszalał z programem graficznym. Żeby tak obrobić zdjęcia dzieci i pookaleczać lalki. Ktoś musiał mieć nierówno pod sufitem. Zdjęcia obrobił kompletny świr… Susana zadrżała. Bała się świrów, bo z takimi nigdy nie wiadomo. Cała sesja była do niczego, będzie musiała ją powtórzyć… jutro idzie na lunch z modelką, może jakoś się jej wytłumaczy.. jakoś. A potem dorwie tego skurwiela, który podmienił fotki.
Trzeba będzie pogadać z szefem ochrony, ktoś musiał wejść na plan. A może po prostu włamali się do urządzeń i zrobili to zdalnie? Melody pogada informatykami i ochroną.

Pozostawało pytanie – kto? Komu zależy na rujnowaniu jej kariery? Poza Kevinem, oczywiście… Może to nie były głupie groźby, tylko serio zabrał się za ich realizację? Pomysł wydawał się absurdalny, ale podobnie dziś rano absurdalna wydawała się myśl, że Kevin mógłby kogoś pobić. Właśnie! Pati. Ręka jej zadrżała, wypuściła aparat na kolana i sięgnęła do komórkę. Powstrzymując szczękanie zębów wybrała numer telefonu przyjaciółki.

- Wszystko ok? – zapytała, i kontynuowała nie tracąc czasu na powitania. – Zwariowałaś? Dlaczego nie pojechałaś do dr Petlle ?
- Wybacz Sus
- powiedziała błagalnym tonem Pattie - Ja naprawdę chciałam jechać. Już schodziłam do taksówki, gdy zadzwonił telefon. Myślałam, że to ty… to był jednak Kevin. Z miejsca zaczął mnie przepraszać, pytać o zdrowie i tak dalej. Mówię ci był słodki, niczym landrynka. On potrafi być czuły. Mówił, że to był błąd i że w ogóle to nie powinno mieć miejsca. Obiecał, że mi wszystko wynagrodzi. Sama rozumiesz… Musiałam mu wybaczyć… była taki słodki. A wiesz, co mi kupił w ramach przeprosin. Kolię z diamentami. Z białego złota. Jest piękna. Musisz ją zobaczyć.
Pattie trajkotała jak najęta. Potok słów płynął nieprzerwanie i Susan poczuła, że puchnie jej od tego głowa.
- Coś cię boli? - zapytała więc tylko.- Głowa? Wymiotowałaś jeszcze potem? Gdzie teraz jesteś? A pokaz? - użyła ostatniego argumentu, mając nadzieję dotrzeć do zdrowego rozsądku Pat.
- Kevin kupił mi mocne leki przeciwbólowe i coś na siniaki. A pokazem nie muszę się martwić. Kevin wszystko załatwił. Za tydzień mam się spotkać z jednym gościem, który ponoć mam dla mnie jakąś mega ofertę. Wygląda na to, że ten wypadek to tak naprawdę uśmiech losu. Kevin teraz zrobi wszystko, żebym zapomniała o tym, co się stało. Teraz dopiero będzie się starał, żebym zrobiła karierę. Mówię ci, coś czuję, że to może być przełomowy moment w moim życiu. A te kilka siniaków, to nic nie znaczy. Teraz bramy do wielkiej sławy stoją przede mną otworem. Jak tylko dojdę do siebie, to będziemy musiały się spotkać, abyś zrobiła mi kilka fotek do portfolio. Teraz gdy będę się spotykała z nowymi ludźmi, nie mogę im pokazywać moich starych zdjęć. A wiesz jak tak teraz na siebie patrzę, to zastanawiam się czy nie powiększyć sobie ust. Teraz są opuchnięte, ale jakby nie kolor, to wyglądałby bardzo sexy. Nie uważasz?
Panika zalała Susan nagłą, niepohamowaną falą, podchodząc do gardła i odcinając oddech.
Ten skurwiel uszkodził Pat mózg! Inaczej by nie gadała tak kompletnych bzdur. Najgorsze było, że leki mogły zamaskować urazy. Makabryczne zdjęcia zeszły nagle na daleki plan. Bardzo daleki.
- Gdzie jesteś Pati? - zapytała miękko.
- W domu - padła szybka odpowiedź - Kevin zamówił coś na ząb i zaraz będziemy jeść. Mówił, że to będzie coś wyjątkowego. Nie jakiś tam Chińczyk, czy inny kebab. Jak on mówi coś wyjątkowego, to masz jak w banku, że to cię zetnie z nóg.
- Nie powinnaś teraz nic brać, żadnego alkoholu, żadnych prochów... Przyjdę.

W słuchawce po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Susan nie słyszała nawet oddechu swej przyjaciółki. Kompletna cisza. Kobieta czuła, jak jej serce z każdą sekundą przyspiesza. Krew uderzyła jej do mózgu i widok przed oczami zafalował.
- Nie możesz - wyszeptała Pattie. - Kevin tu jest.
- Kevin poczeka z ekscesami chwilę, aż ciebie lekarz obejrzy
- powiedziała stanowczo.
- Sus ja wiem, że prosiłam cię rano o pomoc, ale teraz jest wszystko ok. Nie ma co tego psuć. Wiesz, że Kevin ma ciągle do ciebie żal. Takie spotkanie jego i nas może doprowadzić do nieszczęścia. Spotkamy się jutro, ok?
- Pierdzielę Kevina i jego żal! Nie rozumiesz, co ci grozi? Jadę!
- Sus błagam
! - prawie krzyknęła kobieta - To zniszczy mi karierę. Kevin jest bardzo czuły i pewnie sobie pomyśli, że robię mu to specjalnie. Spotkamy się jutro i obiecuję, że pójdziemy do tego twojego lekarza, dobrze? - błagała.
- Wsiądź w taksówkę i przyjedź do mnie. Już. Albo ja się tam zjawię.
- Nie mogę. Wybacz Susan
- powiedziała Pattie i odłożyła słuchawkę.

Susan wybrała numer jeszcze kilka razy, a potem, klnąc, zabrała kluczyli i pobiegła do samochodu. Miała zapasowy klucz do mieszkania przyjaciółki.
Po przyjeździe na miejsce szybko okazało się, że w domu nikogo nie ma. Na ławce jednak Susan dostrzega tego samego faceta, co rano. Nie zwróciła na niego większej uwagi, z zarejestrował tylko – jej pamięć rejestrowała, często nieświadomie, wiele obrazów z całego dnia – ze tam siedzi
Dom jest pusty. Na stole nakrycia do posiłku, świecie i otwarte wino. Po Pattie jednak ani śladu.

Telefon Patrici milczał, najwyraźniej wyłączony.

Przygryzła wargę i po chwili namysł wybrała numer Kevina. Trzy długie sygnały i nic. Włączyła się jakaś denerwująca muzyczka i nadal nic. W końcu kobieta usłyszała w słuchawce przesłodzony głos Kevina:
- Hej króliczku, co tam u ciebie? Dawno do mnie nie dzwoniłaś. Interesy, czy jakieś prywatne sprawy? Jestem teraz troszkę zajęty, ale dla ciebie zawsze znajdę chwilkę. Słucham zatem...
Susan nabrała powietrza.
- Cześć Kevin. Szukam Pati, jej komórka nie odpowiada, niepokoję się trochę...
- Zapewniam cię, że nie masz czym. Jej komórka nie odpowiada, ale z nią jest wszystko w porządku. Właśnie leży koło mnie. Przerwałaś nam… ale nic się nie martw. Dla ciebie zawsze znajdę czas. A Pat nawet nie jest zazdrosna.

Odchrząknęła, próbując przykryć zakłopotanie.
- Ja bym była… Ale skoro już przerwaliście, to w sumie... Dasz mi ją?
- Masz tupet, muszę przyznać
- westchnął Kevin - Widzę, że się wyrabiasz na tych salonach. Brawo! Szkoda, że niektóre gwiazdy szybko gasną. Pat! - mężczyzna odsunął telefon od ust i jego głos dobiegał przytłumiony jakąś muzyką - Pat słonko, twoja przyjaciółka chce z tobą mówić.
Kilka sekund minęło nim Susan usłyszała głos Pattie:
- Tak? - zapytała nieśmiało.
- Jesteście u niego? - wycedziła Susan.
- Nie - padła krótka odpowiedź.
- Więc?
- Co więc? Mówiłam ci, że wszystko jest ok. Proszę daj mi spokój. Jutro do ciebie zadzwonię i pogadamy. Teraz nie mogę. Sus…
- Posłuchaj mnie, bardzo uważnie. Nie myślisz trzeźwo. Rozumiem, że się go boisz, ale jak zaśnie, wstań i jedź do mnie, do lekarza. Obiecaj mi, Pat.
- Obiecuje
- powiedziała kobieta, a po chwili tuż obok niej Susan usłyszała głos Kevina.
- Co obiecujesz?
- To nie do ciebie skarbie, tylko do Susan.
- A co jej obiecujesz?

Chwila cisza. Pattie najwyraźniej się zastanawiała, co ma powiedzieć, aby zabrzmieć wiarygodnie. Urody Bóg jej nie poskąpił, ale z intelektem było o wiele gorzej.
Cisza przedłużała się.
- Ciuchy - rzuciła Susan w słuchawkę.
- Że pójdziemy razem na zakupy. Ponoć jest jakaś fajna wyprzedaż.
- Kochanie… po co ci jakieś wyprzedaże. Pojedziemy i kupię ci co zechcesz.

To były ostatnie słowa jakie usłyszała Susan. Jej przyjaciółka rozłączyła się.

Zanim Susan zdążyła powściągnąć wściekłość i ponieść się z kanapy Pati, telefon zapikał sygnałem smsa. Spojrzała na wyświetlacz, napiła się wina i otworzyła wiadomość od Kevina

“O co ci chodzi?”
“Babskie sprawy. Nie zrozumiesz. Potrzebuję jej i tyle. Niech przyjedzie. Kev, przez wzgląd na dawne czasy... “
“Zazdrosna jesteś? Mówiłem ci, że wiele tracisz.”
“ Nie chodzi o Ciebie. Daj mi adres.”
“Jaki adres? O co ci chodzi, do cholery?”
“Gdzie jesteście? Potrzebuję z nią pogadać, bo zwariuję, to moja najlepsza przyjaciółka”

Na tego smsa Kevin już nie odpisał. Susana siedziała przygryzając wargę, na kanapie w domu Pat i zastanawiała się, co ma teraz zrobić.

Bała się o Patricię. Pobicie, silne leki, pewnie alkohol + strach. Słyszała go w jej głosie. To była mieszanka wybuchowa.. Pati mogła mieć złamane żebro, pękniętą wątrobę, albo coś i nawet o tym nie wiedziała. Ufała, ze przyjaciółka zachowała resztki zdrowego rozsądku, a jeśli nawet nie – to przyjaźń sprawi, że będzie starała się dotrzymać obietnicy. Ale ten psychol jej nie puści. Pati nawet nie będzie próbować się wymknąć, sparaliżowana strachem. A za chwilę leki przestana działać… Susana jęknęła. Była tylko jedna droga – trzeba było wywabić Kevina. Co mogło go skłonić do przyjścia do niej? Hmm… Susan zamyśliła się, bębniąc palcami po skórzanym oparci kanapy.
W końcu wpadła na pomysł. Tak, to mogło się udać. Podniosła komórkę i wstukała smsa.
„Kev, ta sprawa dotyczy Ciebie. Nas. Przyjedź, proszę, mam mało czasu na decyzję. Jestem w klinice patologii ciąży na 24 Belvedere St.”

Klinika znana była z definitywnego rozwiązywania problemu patologicznych ciąż. Zresztą nie patologicznych też.

Czekała.
Po chwili – przedłużającej się w odczuciu Susan do co najmniej dwóch godzin – telefon piknał. Kevin odpisał, ze będzie za pół godziny. O 17. Wypuściła wstrzymywane powietrze i zerowała się na nogi. Musiała dotrzeć do kliniki przed nim, złapać go w drzwiach, żeby nie zdążył sprawdzić w rejestracji jej nazwiska.

Wybiegła z mieszkania.

brody 05-11-2013 15:53


Pusty szpitalny korytarz wypełniony był zapachem płyny dezynfekującego. Jego aromat był tak silny, że przenikał nie tylko w ubranie Susan, ale także wnikał w jej mięśnie, kości i szpik. Płyn, który służył do zabijania bakteria powodował, że kobieta czuła się brudna i śmierdząca.
Za jej plecami deszcze rozbijał się o szyby z coraz większą częstotliwością. Każda kropla i każdy kolejny dźwięk wwiercał się w głowę Susan niczym dentystyczne wiertło. Kobieta siedziała skulona z pochyloną głową i błagała, aby oczekiwanie się już skończyło.
Nie było przecież nic gorszego niż czekać samotnie na szpitalnym korytarzu.

Poczuła ukucie w brzuchu.

To niemożliwe! - krzyczała w środku - Niemożliwe! Za wcześnie!

Maluch, zarodek, nowe życie w jej wnętrznościach dawało o sobie znać. Bolesny cierń w jej wnętrzu poruszył się. Czuła go. Jak rośnie, jak się porusza.
A przecież z medycznego punktu widzenia było to niemożliwe.

A jednak… Siedząc na twardy krześle w szpitalnym korytarzu czuła go.
Skąd wiedziała, że to on?
Przeczucie? Matczyny instynkt?

Ja matką? - To niemożliwe.
Może gdyby to nie on był ojcem, wszystko wyglądałoby inaczej. A tak… w obecnej sytuacji nie mogło spotkać jej nic gorszego.

A on… miał przyjechać rozmówić się z nią. Porozmawiać.
On jednak nie przyjeżdżał. Miał tu być juz godzinę temu. Lekarz cierpliwie czekał, jakby zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.

Łzy napływały jej do oczu. Chciała krzyczeć, ale kajdany społecznych norm i dobrego wychowania krępowały jej usta.


Kiedy to czytasz, to pewnie mnie już nie ma
Wyruszyłem w swoja drogę, gdzie celem chłodna ziemia


Siedziała skulona i sparaliżowana strachem i złością. Czekała.

kanna 07-11-2013 18:59

Susana pogłaskała swój płaski jak deska brzuch. Czy jej się wydawało, czy wyczuła kopnięcie maleńkiej nóżki? Zalała ją nagła fala tkliwości, rozchodząc się ciepłem po ciele, podeszła do gardła odbierając głos i zawilgacając oczy.
- Mój słodki.. – wyszeptała. – Wiliam, Will, Billy. Mój maleńki synek.
To nie był dobry czas na macierzyństwo, w ogóle przecież nie chciała mieć dzieci! Nie była gotowa Czy była gotowa na macierzyństwo? Bała się, nieprzespane noce, zarwane zdjęcia... Nie nadawała się na matkę. Ale z drugiej strony - już zawsze będzie miała kogoś do kochania, kogoś, kto będzie obok niej, będzie na nią patrzył z miłością i uważał za najważniejsza istotę na świecie… Pieprzenie, mały pasożyt wysysa z niej całe siły żywotne. Powinna powiedzieć Kevinowi, czy nie? To trudne, dziecko powinno chyba mieć wpisanego ojca w papierach.. czy Kevin nadaje się na ojca?

Jak się tu dostałam? nagłe pytanie wwierciło się mi w mózg. Wybiegałam z domu Patii, siedziała tam ciągle ten dziwny faceta... Wzięłam samochód? Właśnie Pati! Miałam tylko wywabić Kevina, żeby znów jej nie skrzywdził, przecież to był tylko blef, udawałam, to nie możliwe, żeby teraz… Przecież się zabezpieczałam… czy pomyśli, że chcę go złapać na dziecko? Myśli wirowały mi w głowie, wszystko pamiętałam, poza przyjazdem, przecież to tylko pretekst! O co chodzi, dlaczego je czuję?

Obraz malutkiego chłopczyka w niebieskich śpioszkach pojawiał się jej przed oczami. „Mój słodki synek” pomyślała. W tej sekundzie przelała się przez jej ciało fala niepokoju, tak silna, ze cała się skuliła. Brała przecież leki, piła alkohol… czy maluch będzie zdrowy? Czy zaprzepaściła jego szansę, prowadząc taki, a nie inny tryb życia? Przecież wszystko , co najważniejsze kształtuje się w pierwszych trzech miesiącach. W głowie jej zawirowało : FAS, choroby genetyczne, deformacje. Zadrżała. Musi porozmawiać z Kevem. Dlaczego go jeszcze nie ma?

Ręce mi się trzęsły, denerwowałam się. Jak on mógł? Jak mógł tak pobić Pati? Nie mieściło mi się to w głowie. Powinien już być, co mu powiem? „Kev, skarbie, jesteś skończonym skurwysynem, co jej zrobiłeś! mam dokumentację, idę na policję!” Znałam go, wiedziałam, ze zbagatelizuje cała sprawę, powie, ze przesadzam, że Pati go sprowokowała, lekko ja odepchnął, a ona po prostu wpadła na drzwi… A może sama sobie to zrobiła? Myśl poraziła mnie z siła błyskawicy. Kobiety przecież prokurują dowody… przygryzłam palec. Jak mogę być taka podła i oskarżać Pati – poczucie winy tez było dojmujące, poczułam, jak płoną mi policzki. Potarłam skroń, głowa mi pękała… A może jednak zarobiła to specjalnie? Żeby odebrać mi ojca mojego dziecka?

"Który to może być miesiąc?" – zastanowiła się. „Trzeci? Piąty? Czy w piątym już coś widać? No, ale skoro czuje kopnięcia..” Jeśli trzeci, to dziecko urodzi się za pół roku, na jesieni… Wolałaby, żeby Kevin był na USG…chciała razem z nim oglądać maleństwo. Korytarz był nieprzyjazny, zimny, od zapachu środków odkażających kręciło się jej w głowie. Wstała chwiejnie, miała wrażenie, ze nogi się pod nią uginają. Czy to mdłości? Dlaczego się tak czuje? Podeszła do lady.

- Chciałam zrobić usg – powiedziałam – Za chwilę, jak przyjedzie mój.. ojciec dziecka.
- Oczywiście
– uśmiech recepcjonistki był lśniący i zimny jak ściany poczekalni. – Proszę usiąść, słabo pani wygląda i wypełnić ankietę medyczną. Może wody? Dystrybutor jest tam – wskazała kąt koło toalety.
- Nie, dziękuje – Susan pokręciła głową. – Ankieta, tak? – wzięłam podkładkę z przyczepioną pojedynczą kartką papieru.

Imię i nazwisko: Susan Newman
Wiek: 25
Ciąże: 0
Poronienia: 0
Przebyte choroby: przygryzłam palec, powinnam pisać o sercu? Jakie to ma teraz znaczenie? typowe
Przyjmowane leki: acha, już wpisuję te wszystkie środki nasenne i antydepresanty.. zresztą, kto by spamiętał te nazwy -
Data ostatniej miesiączki: pamiętam, strasznie było gorąco… 10 V
Przeciętna długość cyklu:

Nie zdążyłam wpisać dalej, bo recepcjonistka zajrzała mi przez ramię
- Kiepsko pani wygląda… mdłości pani dolegają? Proszę, przyniosłam wodę.
Susana wzięła plastikowy kubek, a recepcjonistka kontynuowała, wskazując wypielęgnowanym palcem na ostatnią, wypełnioną przez mnie, rubrykę.
- Tu jest chyba pomyłka… Chciała pani wpisać I czy II? Czy może XII? Który to tydzień? 8, 9?
- Nie
– zaprzeczyłam. – Data jest dobra, w maju zakładałam Mirenę, potem były tylko plamienia, szybko ustały.
- Rozumiem… robiła pani test ciążowy?


Spojrzałam na nią, zdziwiona tym pytaniem. Po co? Przecież wiem, że jestem w ciąży.
- Czuję ruchy dziecka – poinformowała kobietę. – Poza tym, matki wiedza takie rzeczy…
- Oczywiście
– uśmiechnęła się do mnie, ale uśmiech nie sięgnął oczu. Zaczęła mówić nagle bardzo wolno, nieco głośniej, uspokajającym tonem. Czy sądziła, że nagle ogłuchłam? Z..denerwowałam się? – Zapraszam panią do pomieszczenia przygotowawczego. Doktorzy lubią, jak pacjentka może pokazać test.. taka fanaberia, rozumie pani. – Mrugnęła do mnie. Szelmowsko. Szyderczo. Głupia pinda. Pewnie mi zazdrości. Ja jej zazdrościłam. Nie miała dziecka z popaprańcem. Pewnie wcale nie miała dzieci.
- Oczywiście – Susan wstała, znów zakręciło mi się jej w głowie, kiedy ostatnio jadłam? Powinnam dbać o maleństwo… na myśl o obiedzie poczułam mdłości. "Mały kosmita" – pomyślała. - "Daje popalić mamusi… Dlaczego nie ma Kevina?"

Susana wzięła test i poszła w stronę pomieszczenia przygotowawczego. Czuła dziwny niepokój.. coś było nie tak. Zdecydowanie nie przyszłam tu sikać na tester.. coś miałam… łupanie w głowie nasiliło się, od zapachu środków dezynfekujących kręciło się jej w głowie … miałam rozmawiać z Kevinem. Uczepiłam się tej myśli, jak tonący koła ratunkowego. Rozmawiać z Kevin.

Kevin.

brody 12-11-2013 08:51

Czuła przejmujące zimno. Całym jej ciałem, co i rusz wstrząsały dreszcze. Bolała ją głowa i bała się otworzyć oczu, aby światło nie oślepiło je i nie pozbawiło wzroku. Znała ten stan bardzo dobrze, ale tym razem coś było inaczej. Coś się nie zgadzało.
Czuła nieznane zapachy. Dziwny, chemiczny smród wwiercała się w jej nozdrza i okrutnie drażnił. Łóżko na którym leżała było twarde i nieprzyjemne.
A mimo chemicznego swądu, który dominował w powietrze dało się wyczuć woń choroby i śmierci. Pościel na której leżała była ostra i szorstka i wręcz raniła je skórę.
Pod powiekami miała dziwne obrazy których nie potrafiła ani wyjaśnić, ani powiązać ze sobą. W głowie miała chaos, jakby ktoś specjalnie wymieszał jej wszystkie myśli i wspomnienia z ostatnich dziesięciu laty i podał w jednym koktajlu.
Czuła się okropnie bezradna i pełna lęków i obaw.
- Już dobrze maleńka - usłyszała ciepły, kobiecy głos.
Delikatna dłoń pogłaskała ją po policzku. Ta sama dłoń naciągnęła na nią ciepły koc. W momencie dreszcze ustąpiły i ogarnęła ją kojąca fala ciepła.

Sen miała płytki. Rzeczywistość mieszała się w nim z sennymi marami. Znowu powróciły dziwne obrazy, których istnienia nie potrafiła sobie wytłumaczyć. Przez myśl przemknęło jej, że będzie musiała o tym opowiedzieć swojemu psychiatrze. On na pewno będzie znał ich sens i jej wszystko wytłumaczy.
- O pani Newman śpi - usłyszała męski głos.
- Tak. Niech pan jej nie budzi, proszę. Dopiero co zasnęła. Jestem jej przyjaciółką i może mi pan wszystko powiedzieć.
- Dobrze. To może nawet lepiej. Jej stan jest już dobry, ale przez kilka najbliższych godzin może mieć jeszcze zawroty głowy i nudności. Niech pani zatroszczy się o przyjaciółkę, bo styl życia jaki prowadzi jest bardzo wyniszczający. Leki i alkohol to nie jest dobra mieszanka. Ja rozumiem pewne okoliczności, ale to naprawdę nie jest sposób radzenia sobie z trudnościami. On potrzebuje teraz spokoju i wypoczynku.
- Tak ostatnio miała trudne chwile. Ja się nią zajmę, proszę być spokojnym.

Obudziła się w swoim pokoju. Nocna lampka była zapalona, a obok stał kubek z gorącą i aromatyczną herbatą. Tuż obok na fotelu siedziała Pat i czytała jakieś kolorowe pisemko.
- O już nie śpisz - ucieszyła się - To dobrze. Napij się - wskazała głową parujący kubek - Dopiero, co zaparzyłam. Dobrze ci to zrobi. Musisz szybko dojść do siebie i będziemy musiały poważnie pogadać.

kanna 19-11-2013 14:36

Susan obudziła się, pościel wręcz kaleczyła jej ciało. W głowie miała mętlik, co się stało, zemdlała robiąc test ciążowy? A może obudziła się po aborcji, ustalili z Kevinem, ze nie chcą tego dziecka? Bzdura, przecież by nie skrzywdziła Billego… Jakiego dziecka, przecież nie jest w ciąży! Gdzie jest Kevin, gdzie ten skurwiel.. a Pati?

Spróbowała otworzyć oczy, ale nie udawało się, ciało jej nie słuchało… Myśli pojawiały się i znikały, porwane, niewyraźne, jak skrawki poszarpanej kartki, nie dawały się ułożyć w żadną całość. Nagle pod zamkniętymi powiekami zaczęły się pojawiać obrazy, coraz szybciej i szybciej, jakby ktoś puszczał niekończący się film: most linowy, pomost na jeziorze, znowu most.. spada? Przechodzi? Skąd tutaj mosty? W szpitalu? Gdzie w ogóle jest? Chciała zawołać, ale nie mogła wydobyć głosu. Znowu most, mostek, pomost, most linowy.. wąskie, niebezpieczne.. spadnie? Mostki zniknęły, Susan krzyknęła przeraźliwie, chciała krzyknąć: zobaczyła nieprzebrane rzesze gryzoni, myszy, Może szczury, było ich coraz więcej. Niepokojąca muzyka, teraz ją usłyszała, wwiercała się w mózg. Krzyknęła znowu, było ich za dużo, wszystkiego było za dużo, krzyk rozrósł się, rezonując w jej czaszce, aby w końcu zepchnąć ja w ciemność.

----

Pat? Słyszała głos przyjaciółki, to dobrze, nic jej nie jest.. pani Newman, to ona, prawda? Szpital? coś się stało?

----

- Dzięki Pati – Susan usiadła i sięgnęła po kubek. Napiła się, obrzucając przyjaciółkę badawczym spojrzeniem. To dziwne, nie zauważyła na twarzy tamtej żadnych siniaków ani innych zadrapań.
Tak długo była nieprzytomna? Niemożliwe…
- Jak się czujesz? Co z Kevinem? – wyrzuciła szybko pierwsze pytanie, aby zrobić miejsce dla następnych, bardziej (co musiała przyznać ze wstydem, zażenowana swoim egoizmem) nurtujących - Byłam w szpitalu, tak? Coś się stało?
- Spokojnie Sus - głos Pat był niepewny i jakby wystraszony - Nie chcę, abyś znowu dostała jakiegoś ataku i mi tu zemdlała. Ja rozumiem, że to jest dla ciebie wszystko bardzo trudne, ale zrozum dla mnie też. Ja wiem, że pewnie masz mnie za najgorszą sukę, ale przysięgam ci, że dopóki byłaś z Kevinem, to mnie i jego nic nie łączyło. A jak powiedziałaś mi, że między wami wszystko skończone, to po prostu… no tak, jakoś wyszło. Kevin to świetny facet… rozmawiałyśmy przecież o tym… co prawda tak teoretycznie, co by było gdyby, ale ja myślałam, że ty wszystko rozumiesz… Przecież inteligentna z ciebie babeczka i jak powiedziałaś “mi to by było wszystko jedno. Facetów się miewa od czasu do czasu, a przyjaciółki są na lata, a czasami na całe życie” Dla mnie to było jednoznaczne, że nie masz nic przeciwko temu, że ja i Kevin… a teraz takie dramaty urządzasz. Trzeba mi było od razu powiedzieć.
Susan odchrząknęła.
- Jakie dramaty?
- Jak to jakie? - zdziwiła się Pat. Po chwili jednak uspokoiła się i z troską spojrzała na przyjaciółkę - Ty nic nie pamiętasz, co? Lekarz mówił, że możesz mieć problemy z pamięcią. Jakby ci to powiedzieć… wymieszałaś butelkę whiskey z fiolką tabletek i znaleźli cię nieprzytomną na planie zdjęciowym w twojej przyczepie.
- Kiedy? - zapytała. - Znaczy, który jest dzisiaj? Ile czasu minęło?
- Wczoraj. Dziś jest dwudziesty piąty - odparła spokojnie Pat. - Nie bój się nie ominęło cię zbyt wiele. Na szczęście lekarze się spisali. To po części zasługa Kevina - dodała półszeptem.
Susan myślała gorączkowo. To wszystko nie miało sensu. Najmniejszego. A może jednak miało? Chyba bardziej prawdopodobne było, że przesadziła z alkoholem (co jej się wcześniej, czasem, zdarzało) niż to, że ktoś podmienił zdjęcia w aparatach i Kevin okazał się sadystycznym palantem… Z naciskiem na “sadystycznym”, palantem był zawsze.
- Ok - powiedziała powoli. - Czyli ze po zdjęciach urżnęłam się w przyczepie. Wiadomo dlaczego?
- To chyba ty powinnaś wiedzieć - powiedziała nieśmiało. - Twój agent mówił, że krzyczałaś o zemście, o tym, że nienawidzisz Kevina, mnie, swojej matki i ogólnie klęłaś na cały świat. Tylko to było jeszcze w czasie zdjęć. Wyżywałaś się na wszystkich i ogólnie miałaś fatalny nastrój. W szpitalu też coś mamrotałaś o zemście i to tym, że wszystkich nienawidzisz. Przykro mi to mówić Sus, ale ty chyba ostatnio za dużo pijesz. Ja wiem, że rozstanie z Kevinem cię rozbiło, ale na tym się świat nie kończy. Masz świetną pracę, dom, szansę na wielką karierę… jakiegoś faceta wcześniej, czy później znajdziesz.
- Pati, to tobie kompletnie odwaliło - stwierdziła Susan z niesmakiem. - To przecież ja wywaliłam tego dupka Kevina, zresztą słusznie, jak widać, skoro ciebie potem obił… Mam go w nosie, rozumiesz? Może, rzeczywiście, zdarza mi czasem wypić o jeden kieliszek za dużo, ale przecież nie przez Kevina, na Boga!
Wyciągnęła rękę i podniosła komórkę.
“Melody, przyjedź do mnie do domu, jak najszybciej, bardzo cię proszę” wprowadziła smsa.
- Nie pamiętasz już? Sama do mnie dzwoniłaś, Kevin cię pobił, wczoraj rano… byłam u ciebie, przez to spóźniłam się na zdjęcia, może dlatego byłam podenerwowana…

Kobieta patrzyła na Susan z coraz większym przerażeniem. Wysłuchała ataku przyjaciółki i przez kilka sekund nie wiedziała, co ma powiedzieć. Usta to się jej otwierały, to znowu zamykały.
- Słuchaj - zaczęła ostrożnie - ja widzę, że tu dla mnie nie ma miejsca. Ty kompletnie zwariowałaś. Zostań tu, zaraz zadzwonię po lekarza.
- Pati! – zawołała Susan, ale tamta już nie słuchała. Wyszła do pokoju obok, wybierając numer.
Pięknie. Nie dość, ze się urżnęła, to jeszcze wyzywała swoją najlepszą przyjaciółkę, która teraz uważa, że Susan odbiło. Pięknie.

- Lekarz zaraz będzie – poinformowała ją Pati, ze niepewnym uśmiechem przyklejonym do zatroskanej twarzy – Odpoczywaj.

Susana chciała wstać, ale za bardzo kręciło się jej w głowie. Zamknęła oczy i próbowała ułożyć wszystkie wydarzenia, tak, aby powstała z nich logiczna całość. Pobita Pati, Kevin, klinika, zdjęcia, Lily Cole, szpital… te wspomnienia były realne. Jasne i czytelne. Nie pamiętała swoich awantur na planie – miała raczej wrażenie, ze to na nią fukali, niezadowoleni z jej spóźnienia. Zdecydowania nie pamiętała picia w przyczepie. I zdecydowanie nie czuła zazdrości o Kevina ani tym bardziej złości na Patricię.
Im bardziej próbowała sobie przypomnieć fakty przedstawione przez przyjaciółkę, tym bardziej łupało jej w głowie i tym bardziej była pewna, ze to jej wersja jest tą prawdziwą.

- Jak się czujesz, słonko? – otworzyła gwałtownie oczy, przestraszona, nie słyszała, żeby ktoś wchodził.
- Spokojnie - Melody pogłaskała ją delikatnie po włosach - Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Narozrabiałaś, wiesz? Ale potem o tym pogadamy, teraz śpij.
- Melody! Pati mówiła, że wrzeszczałam na wszystkich… pamiętasz to?
Kobieta pokiwała powoli głową.
- Wiesz, ze zawsze ci mówię prawdę, tak Susan? Byłaś wściekła, krzyczałaś, obrażałaś, potem rozbijałaś się w przyczepie...
Melody streściła wydarzenia – jej wersja nie odbiegła wiele od sprawozdania Pati. Można nawet powiedzieć, ze przyjaciółka starała się zmiękczyć przekaz.

Wszedł lekarz, wyprosił wszystkich, zadał kilka standardowych pytań, zajrzał Susan w oczy, sprawdził puls, poszeptał w kącie (nie znosiła tego!) z Melody i Pati.
- Podam pani coś na uspokojenie – powiedział w końcu, wyciągając strzykawkę. - Musi pani odpocząć.
- Nie ma mowy! – warknęła Susan. Nie czuła się zdenerwowana, raczej miała ważnie, ze wszyscy zmówili się przeciwko niej, z jakiegoś powodu. Na pewno Kevin wymyślił ten cały plan, z zemsty, że go rzuciła. Tylko jak przekonał do niego Melody? Poza wszystkim – musi przyhamować z lekami i alkoholem.

Lekarz niechętnie, ale ustąpił. Zostawi swoją wizytówkę na wypadek, gdyby był potrzebny w przyszłości.
Pat przez chwilę się wahała, ale w końcu postanowiła wyjść razem z lekarzem. Na odchodne usiadła na moment na łóżku Susan.
- Miałam cię za bardziej rozsądną, Sus. Zadzwoń do mnie jak już wszystko wróci do normy. Nadal jestem twoja przyjaciółką.
- Pat - Susan objęła przyjaciółkę. - Bardzo cię przepraszam za to, co nagadałam. Nie... nie pamiętam tego, ale uwierz mi, kochana, jeśli to wszystko mówiłam, to nie byłam sobą. Nie myślę tak. I na prawdę nie mam nic przeciwko tobie... Tobie z Kevinem. Zasługujesz na kogoś lepszego, ale jeśli chcesz akurat jego - to nic mi do tego.
- Trzymaj się - odpowiedziała oschle Pat i też wyszła.

- Potrzebujesz coś? Jesteś głodna? – zapytała Melody, a Susan poczuła, jak wywraca się jej żołądek.
- Nie – powiedziała. – Przyniesiesz mój aparat?
- Mam je wszystkie… zabrałam, jak zawieźli cię do szpitala. Susan, miałam o to pytać… Gdzie są oryginalne zdjęcia? Na karcie masz jakieś koszmarnie pocięte dzieci i lalki.
Susan skuliła się cała.
-Myślałam, ze ty może masz… nie wiem, zadzwonię do Georga Imersona, może mu posłałam.

- Witaj Susan - kobieta usłyszała w głośniku ciepły głos swojego agenta i przyjaciela. Tembr jego głosu zawsze ją uspokajał i koił nerwy. Nie inaczej było i tym razem.
- Słyszałem, że miałaś mały wypadek. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku. Wybacz, że cię nie odwiedziłem, ale byłem w interesach w Chicago. Dzisiaj wieczorem miałem do ciebie jechać. Mów co u ciebie.
- Już dobrze, dzięki. - zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak sformułować pytanie. – Puszczę cię na głośnik, Melody jest tutaj.
- Witaj Melody.
- George.

Susan odczekała powitania, a potem odchrząknęła.
- George, opowiedz mi, proszę, co tam wyrabiałam. Opisz, bez ściemniania. Przyjechałam na plan spóźniona, tak?
- Tak - odparł George dość niechętnie. - Od samego początku byłaś nie w humorze. Wyżywałaś się na oświetleniowcach, pani od cateringu i każdym kto wszedł ci w drogę. Ponoć zwyzywałaś nawet ochroniarzy, ale tego nie potwierdzę, bo nie widziałem. W czasie zdjęć też byłaś delikatnie mówiąc nie w sosie. Dobrze, że nasza klientka okazała się fanką twoich prac i wybaczyła ci twoje fochy. Napstrykałaś fotek w pół godziny, poprosiłaś o przerwę i zamknęłaś się w przyczepie. Ja pojechałem na chwilę na miasto spełnić jedno życzenie naszej klientki i resztę znam tylko ze słyszenia. Ponoć wyszłaś z przyczepy kompletnie pijana i zaczęłaś się znowu awanturować. Bełkotałaś coś bez ładu i składu. Gdy opadłaś z sił wróciłaś znowu do przyczepy. Jak wróciłem to już zabrali cię do szpitala. Tyle.

George zamilkł i przez chwilę w słuchawce słychać było tylko mechaniczny szum.
- Ja wiem - rzekł w końcu. - Masz ciężkie dni, ale to się nie może odbijać na twoje pracy. Takie zachowanie nie przysporzy ci legendy awangardowej artystki, a pijaczki i to nie jest dobre. Weź się w garść, bo spotkanie z Lily Cole, to może być milowy krok w twojej karierze.

Susan poczuła, że ziemia usuwa się jej spod stóp. Nie chodziło tylko o to, że nie pamiętała wydarzeń opisywanych przez agenta - problem był w tym, ze pamiętała coś zupełnie innego. Jakby na zdarzenia nadpisały się inne, przykrywając zupełnie rzeczywistość. Czy to może być choroba psychiczna? Schizofrenia? Ma urojenia? Zaschło jej w gardle.
- Widziałeś zdjęcia z sesji, George? – znalazła w końcu odwagę, żeby zapytać.
- Jeszcze mi ich nie przesłałaś. Nie chciałem cię poganiać, bo nie wiedziałem w jakim jesteś stanie. Klientowi się co prawda śpieszy, ale dzień, czy dwa spokojnie zaczeka. Powiemy mu, że zdjęcia są w obróbce i już.
- Wiesz, jest chyba problem… on są dziwne. Wygląda na to, że ktoś podmienił pliki w aparacie. W każdym razie potrzebuje się spotkać z Lily i jakoś spróbować jej wyjaśnić.. Ustalisz mi termin?
- Masz z nią umówiony obiad jutro o 12.30 w Hiltonie.
Susan potarła skroń.
- Pamiętam, że miałyśmy się spotkać dziś. Przełożyłeś, czy mi się coś pokrętło? Po... Pośle ci coś. Zdjęcie. Wybrała jedną z fotek, porżniętą buzię lalki i wysłała do agenta.
- Nie wiedziałem jak długo będziesz w szpitalu i na wszelki wypadek przełożyłem spotkanie. Na szczęście nie było problemów.

Po odebraniu zdjęciu
- Co to ma być? Jakieś twój nowy kierunek poszukiwań artystycznych? To się raczej nie sprzeda… chyba, że celujesz w psycholi i fanów black metalu, jako publiczność.
- George - Susan odetchnęła głęboko - To i podobne schizy są na wszystkich zdjęciach z sesji Lily. Jeśli byłam nieprzytomna w szpitalu, zabrana prosto z planu, to skąd te fotki? I gdzie są oryginalne?
- Cały sprzęt zabezpieczyła Melody. Nie mam pojęcia co się mogło stać. Sprawdź na spokojnie wszystkie karty. Może je po prostu, gdzieś przełożyłaś. Te zdjęcia muszą się znaleźć. Cała kampania reklamowa od nich zależy.
- Ktoś podmienił zdjęcia. - zamilkła na chwilę. - Nie chcę, żeby to brzmiało jak tłumaczenie i usprawiedliwianie się. Pewnie pijam za dużo, pewnie niepotrzebnie łączę alkohol i leki. Ale ja pamiętam zupełnie coś innego. Mam inne wspomnienia z tego dnia i sesji. To nie jest prosta delirka. Masz jakiś wrogów? Mamy? - uświadomiła sobie, ze brzmi paranoicznie. - Wiem, gadam głupoty, Zapomnij.
- Susan - rzekł spokojnie George - Ja nie jestem specjalistą, ale jest coś takiego jak syndrom wyparcia, to po pierwsze. Po drugie różne rzeczy się w naszym środowisku dzieją, Ostatnio jesteś na fali i faktycznie mogło się zdarzyć, że ktoś mógł ci podłożyć świnie. Tym bardziej, że okoliczności ku temu były sprzyjające. Sprawdź na spokojnie wszystkie karty jakie masz w domu, komputer i wszystkie miejsca, gdzie mogłaś zapisać zdjęcia. Jak będziesz na sto procent pewna, że ich nie ma… będziemy myśleć, co z tym fantem zrobić.
Słowa o podłożeniu świni sprawiły, że w głowie Susan wypłynęły wspomnienia o Kevinie i jego groźby, że zrujnuje jej karierę. Czy to mógł być on?
- Dzięki George.
- Trzymaj się, Susan. I nie szalej więcej. Obiecujesz?
- Tak.

- Melody, mam prośbę... umówisz mnie z terapeutą? Boje się, ze wariuję..
- To dobry pomysł. I nie, nie wariujesz Susan – powiedziała Melody zdecydowanie. – Masz ciężki czas, jesteś rozchwiana emocjonalnie i przesadziłaś z używkami. Zdarza się. Dobrze, ze zauważyłaś, ze masz problem. Teraz pozwolisz sobie pomóc. Wszystko będzie dobrze.
- Jutro po południu będzie ok.?
- Tak.. i przejrzyj, jeszcze raz zdjęcia i karty. Może .. może zostawiłam coś w przyczepie? Ty ich nie przegrywałaś, prawda?
- Nie i nie czuje się urażona, że mnie o to pytasz. Rozumiem, ze jesteś skołowana. Zostanę z tobą na noc.
- Nie… sprawdź zdjęcia, ja się prześpię. Zadzwonię do ciebie rano, dobrze?

Melody, upewniwszy się kilka razy, ze Susan nic nie potrzebuje, wyszła z mieszkania.

Susan przeczytała swoje dokumenty ze szpitala – pacjenta po nadużyciu leków uspokajających i alkoholu… rutynowe badania.. zastosowano płukanie żołądka, uzupełniono płyny, wyrównano elektrolity i glukozę, podano leki uspokajające.
Spojrzała na pieczątkę – szpital położony najbliżej planu zdjęciowego.

Zasłoniła twarz dłońmi, poczucie zmieszania i osaczenia narastało. Dlaczego pamięta zupełnie coś innego? Sprawiła historię połączeń w komórce – nie było śladu porannego telefonu od Pat ani smsów z Kevinem. Ktoś wykasował? Czy można je odzyskać u operatora? Jutro się tym zajmie..
A Billy? Przycisnęła dłoń do brzucha i poczuła, jak panika podchodzi jej do gardła. Czy ten alkohol i leki mu nie zaszkodziły? Czy sprawdziła wynik testu? Nie pamiętała, jutro rano pojedzie do kliniki, sprawdzi, powinna być jej dokumentacja. Przecież nie jest w ciąży, co za głupoty... ale jeśli tam była, to powinni ją pamiętać.
Musi porozmawiać z Kevinem, potem ma lunch z Lily, miała wrażenie, że modelka polubiła ja, może zgodzi się znów zapolować… Spotkanie z terapeuta… za dużo. Poczuła się przytłoczona, spokojnie, da radę.

W domu było za cicho, cisza budziła lęk. Podniosła się z łóżka, włączyła telewizor, jakiś program informacyjny, potem skulona ledwie zdążyła do łazienki, aby zwrócić wypitą herbatę. Kręciło się jej w głowie, zapaliła więcej świateł i wróciła do sypialni. Skuliła się na łóżku, ale sen nie nadchodził.
Kiedy zamykała oczy, pojawiały się obrazy pociętych lalek i dzieci, dziwne mosty i gryzonie z wizji w szpitalu, pobita Pati i szyderczo uśmiechnięty Kevin. Natrętna muzyka, tak podobna do tej ze szpitala wwiercała się jej w mózg, coraz głośniejsza i głośniejsza, od kiedy na kanałach informacyjnych grają utwory fortepianowe? Ktoś umarł? Ktoś umiera? Ona?

W końcu, niepomna wcześniejszych obietnic, wykończona wizjami, sięgnęła do szuflady po lek nasenny. Połknęła dwie tabletki, nie popijając.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172