lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski, Fantasy] "Sale chwały i cierpienia" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/13627-autorski-fantasy-sale-chwaly-i-cierpienia.html)

Temteil 13-12-2013 21:56

[Autorski, Fantasy] "Sale chwały i cierpienia"
 
Przed wami rozciągała się ogromna arena, wzniesiona z piaskowca budowla wyraźnie dominowała nad leżącymi u jej podstawy małymi, ciasnymi domkami obsadzonymi przez kupieckie i rzemieślnicze rodziny. Chłodny wiatr, smagający was po całym ciele, wydawał się być coraz zimniejszy, im bliżej do niej podchodziliście. O jego sile szczególnie dawały znak, zetknięte na piętrowych balustradach, imperialne flagi. Duże, żółto-czerwone płachty, obrane niebieską obwódką z zamkniętym w środku niej orłem. Symbolem rodu Arethras, z którego wywodził się cesarz.
Osoba która w przyszłości miała decydować o waszym życiu, lub śmierci. Jedna postać, posiadała prawo decydowania o waszym losie.A wy? Nie byliście teraz nic warci, z resztą jak wszyscy inni, również prowadzeni pod eskortą nadzorców.
Należeliście od tej chwili do publiki, tak jak ona do was. Nie ważne czy leglibyście na zlepionych od krwi piaskach areny, czy wygrali wszystkie walki. I tak sprawicie uciechę ubogim plebejuszom, których cieszyły krew mordowanych i darmowy, rozdawany na trybunach chleb, którego szczególnie w dzisiejszych czasach tak brakowało.
A na wszystko, ze specjalnej platformy zerkać będzie imperator, jego żona Aurelia oraz najmłodsza córka i jedyna dziedziczka “złotego tronu” Cornelia.
Przez całą drogę do stolicy, strażnicy opowiadali o jej urodzie. Głównie zewnętrznej, jak to miało w zwyczaju większość mężczyzn, choć bogata według tych plotek była też inteligencja i bystrość księżniczki. Znana była również ze swojego szczególnego miłosierdzia, które wykpiwano zarówno tutaj, jak i na dworze cesarskim. Powiadano, jak to piękna, młoda dama zakrywała oczy, gdy z nakazu jej ojca zabijany był kolejny gladiator. Według tych opowieści, okrywała swoim zachowaniem cały ród hańbą.

-Wojownicy na arenach to nie ludzie! - słyszeliście wiele razy podczas drogi do miasta, która z resztą była waszą katuszą.
Byliście popychani, kopani i opluwani. Narażeni na ulewne deszcze i poranne mrozy, bez żadnych ubrań, prócz ciasnych, wąskich przepasek na biodra, których zadaniem było zakrywanie waszych genitaliów, co by jakaś kobieta ze stolicy nie nabrała ochoty na zabawę ze ”zwykłym śmieciem”.
Waszym przeznaczeniem była tylko i wyłącznie walka, a nie drobne miłostki czy romanse!

-Ku chwale cesarza! - krzyczeli plebejusze, którzy przy tym obrzucali was zgniłymi owocami i warzywami, kiedy szliście skuci stalowymi kajdanami i łańcuchami wrzynającymi wam się w ręce i nogi. Większość z towarzyszących wam przyszłych gladiatorów, patrzyło z obrzydzeniem, kiedy niegdyś wolni obywatele imperium, przyzwyczajeni do wygód, teraz łapczywie starali się łapać resztki ciskanego w nich pożywienia.
-Zwierzęta! - burknął z oburzeniem stojący niedaleko was, ciemnoskóry mężczyzna, który swoim wyglądem informował o swoim pustynnym pochodzeniu.
-Nie ośmieszajcie się przed tymi ścierwami! - wrzasnął ze złości kolejny, brodaty niewolnik w sędziwym wieku. W mgnieniu oka poniósł za to karę i został skatowany. Bezwładne ciało upadło na rozgrzany setkami stóp, kamienny bruk, którym pociekły jeszcze cieplejsze strugi krwi, od razu lądujące w rynsztokach.

Wasi oprawy tylko się śmiali, ciągnąc wszystkich dalej, na przód. Teraz, w waszych uszach dudnił tylko szczęk oręża i podnoszące się co chwilę okrzyki tłumów.
-No to jesteście nowym mięsem. - powiedział reprezentant straży, z morderczym błyskiem w swoich czarnych jak smoła ślepiach.

Niespodziewanie, ktoś zaklaskał w dłonie, przerywając szmer i obelgi rzucane przez nadzorców.
-Starczy! - zakrzyknął nieznajomy głos.
Z cienia wyłonił się tęgi, krępy mężczyzna, ubrany w czyste szaty, wykonane z dobrego materiału i zakrywające tors długą brodą w kolorze siana.



Od widocznie odznaczającej się łysiny odbijany był zamglony blask pochodni. Stąpał twardo i stanowczo, budząc respekt wśród wszystkich w okół.
Zbliżył się do linii ułożonej z niewolników i ze skrzywioną miną zmierzył wszystkich, stojących przed nim.
Jego piwne, błyskające od zawieszonych na sklepieniu lampionów oczy, lustrowały wszystko powoli i z dużą dokładnością.
- Bardok! - burknął z niechęcią, przedstawiając się.
- Mamy dla ciebie nowych Bardok! - powiedział jeden ze strażników, wychodząc na przód i pociągając was łańcuchem za sobą.
- Co ty wyprawiasz idioto?! - wykrzyknął ubrany w bogate szaty mężczyzna. Żwawo podszedł do oprawcy i wytłumaczył co o nim sądzi, soczystą pięścią, która znalazła się na jego twarzy.
Ten padł na posadzkę, łapiąc się za nos z którego obficie wypływało osocze. Chrzęst przy uderzeniu świadczył o tym, że nos najwyraźniej się złamał. Pozostali strażnicy stanęli zaskoczeni w bezruchu.
- No co? Ktoś jeszcze?! - zawołał.
Nikt nie miał odwagi stanąć przeciwko niemu. Krępy mężczyzna zachrząknął.
- W każdym razie witajcie na arenie. Od teraz będzie to wasz nowy dom. Mam nadzieję że szybko się tutaj zadomowicie. A jeśli nie zrobicie tego sami, to postaram się aby tak było, gdyż zostałem waszym mistrzem, na polecenie cesarza. Będziecie przeze mnie szkoleni od jutra. Codziennie, co by zachować dobrą formę. - rzekł, uśmiechając się szeroko, lecz w cale nie był to gest złośliwy. - Waszymi głównym zajęciem będzie więc trening,jedzenie, sen i oczywiście walki. Panują tutaj trzy zasady. Pierwsza! Nie walczymy poza areną! Jest ona po to, aby tam wyładować swoją energię. Karą za taką bójkę jest obdarcie ze skóry. Druga! Bezwzględnie słuchacie się mnie! Trzecia! Nie bójcie się śmierci. To wszystko. Jeśli chodzi o to gdzie będziecie spać, będzie to zależeć od waszego pochodzenia. Z góry mogę powiedzieć ze Thorni mają najgorsze cele, znajdujące się pod naszymi stopami. Są jednak hardzi i wytrzymują dużo, więc nie ma się czego bać. Kliferowie posiadają nieco lepsze komnaty, z wychodkami i drewnianymi kładkami na których będą spali. Co do tych, którzy są z imperium, to mogą oni liczyć na najwięcej. Koce, wyściełane sianem legowiska i dwa razy większe porcje pożywienia są ich przywilejami. Wszystko co miałem wam przekazać zostało powiedziane! Powodzenia. - skończył swój wywód, i znów wtopił się w gęsty cień, spowijający dalszą część komnaty. Strażnicy poprowadzili was do poszczególnych cel.

Gorthak Mordardro


Gorthak trafił do wilgotnej, ciemnej celi, nie posiadającej choćby jednego otworu w postaci zakratowanego okna. W sumie to nic dziwnego, piętro przeznaczone dla Thornów leżało pod powierzchnią i jedynym widokiem była by ziemia i wijące sie w niej robaki. Strażnicy kopnęli mężczyzna w
krzyż, ot tak sobie “na szczęście” jak to zwykli mawiać. Z lekkim warknięciem i niesamowitym bólem pleców, wywołanym metalowym butem jednego z oprawców, legł na zimnej, ociekającej brudną wodą, kamiennej posadzce. W tym samym czasie, trzasnęły za nim ciężkie, metalowe drzwi z odlanymi na nich głowami demonów. Rozejrzał się w okół. Całkowita pustka. Nie było nawet na czym spać. Ani grama siana na podłodze… nic.
Mimo że w ciągu swego życia przywykł do niewygód, to już była drobna przesada. Komuś takiemu jak on, nie podobała się zbytnio wizja spędzenia tutaj kilku miesięcy, albo nawet i lat, więc jedynym wyjściem dla niego okazałoby się poszukanie jakiejś drogi ucieczki. No cóż… było też legnięcie na ziemi. Co kto woli.

Thorgon Azra

Thorgon został brutalnie wrzucony do ciasnej komnaty, której ściany były wysadzane ostrymi jak brzytwy kamieniami. Zdążył się już niestety przekonać o ich ostrości. Przez swoje zahartowanie, nie zrobił sobie jednak z tego nic nadzwyczajnego i kompletnie zignorował małe ranki na swoim ramieniu. Szybko rozejrzał się w okół. Kamień, kamień, zimny kamień, woda, kamień. Wszystko, ot co. Może i żył w biedzie i był do niej przyzwyczajony, ale zawsze chociaż miał drewnianą miskę! Widać teraz przyjdzie mu jeść z podłogi. O ile, ktoś da coś do jedzenia. W tej sytuacji, wszystko malowało się czarnymi barwami. Coś jednak nagle zakłóciło jego mieszane myśli. Z rogu wyszedł młody, pokryty bliznami i licznymi amatorsko wydziaranymi tatuażami mężczyzna. Wyglądał na nie więcej niż 20 lat, lecz jego wzrok był tak wściekły i żądny krwi jakby był jakąś legendarną bestią, a nie młodym niewolnikiem. Zmierzył barbarzyńcę dziko wzrokiem i poruszył wysokim, zafarbowanym na czerwono irokezem.
- A ty to kto, łazęgo?! Gadaj albo dzisiaj skosztuję nie tej papki co nam podają, ale twojego mięsa! - krzyknął, zbliżając się do Thorgona niebezpiecznie blisko i z zakmniętymi oczyma, zaczął obwąchiwać jego rękę i wystawiać krzywe, lecz ostre zęby, jakby gotowe do zanurzenia się w jeszcze żywym posiłku.

Sharr

Mężczyzna trafił do nieco lepszej celi niż pozostali schwytani, pochodzący z innych krajów. Chociaż warunki tutaj panujące, nie byłyby odpowiednie nawet dla jakiegoś brudnego, włóczącego się po świecie obwiesia. Brudny wychodek, z którego wyciekały fekalia i latające w okół niego muchy, tworzyły odór prawie nie do zniesienie. To też, Sharr był zmuszony do zakrycia swego nosa dłonią, by całkowicie nie ześwirować od tego smrodu. Dobrze że komnata miała przynajmniej okno. Fakt, było małe i zakratowane ale jednak. Rozejrzał się dalej. Wystająca ze ściany drewniana kładka, miała być jego nowym łóżkiem. Żadnego koca czy poduszki. I wszystko. Nawet podłoga nie była wyłożona sianem, tylko gęstym brudem mieszającym się z wodą. Podszedł trochę bliżej, lecz szybko zrobiło mu się ciężko. Prawie zapomniał, że aby uniemożliwić mu używanie magii, strażnicy założyli na jego ręce specjalne kajdany, których zadaniem była blokada wszelakich zdolności nadprzyrodzonych. Wbite w nie był mały, ciągle pulsujący kryształek. Mimo że było mu w tym niewygodnie, to strażnicy i tak nie mieli zapewne zamiaru mu ich zdjąć. Po chwili czekała go jeszcze jedna atrakcja. Ktoś cicho zasyczał po drugiej stronie krat. Sharr, podszedł powoli do otworu. Za nimi, stał mały chłopiec, ze średnimi, rozczochranymi włosami. Ubrany w krótką, brązową suknię jaką noszą imperialni chłopcy.
- Będzie pan walczył na arenie? - zapytał nieśmiało i spojrzał na ciebie małymi, ciemnymi oczkami.

Caecus


Niedaleko wyjścia po drugiej stronie drzwi prowadzących na arenę, w holu, czekał na niego strażnik
- No nieźle! - zakrzyknął uradowany i natychmiast zbliżył się do ciebie. - Ten gościu wyglądał jak moje dzisiejsze śniadanie gdy z nim skończyłeś! - powiedział, później zasypując wojownika serią pytań, których i tak nie chciałeś słyszeć i na które nie miałeś ochoty odpowiadać. Widząc to, młody mężczyzna postanowił mu ulżyć. Wesoło, jak na tutejsze standardy pożegnał Caecusa i odesłał do dużego, oświetlonego lampionami pomieszczenia, w którym najczęściej przebywał. Był jednym z najbardziej tutaj szanowanych wojowników. Niedaleko niego, swoje komnaty miał dawny admirał floty imperialnej Romuliusz, czy były dowódca pretorian Flawiusz. Wszyscy byli więźniami politycznymi, których poglądy nie zgadzały się z obecnie panującymi w umyśle cesarza. Nie oni byli jednak teraz ważni.
Słyszał, że do koloseum przywieziony został nowy transport wojowników. Większość kończyła jednak tak jak zawsze. Gryząc piach. Teraz jednak, ci nowi którzy przybyli mieli być wyjątkowi, cóż, tak przynajmniej mówił ślepcowi, tutejszy i mocno podchmielony wróżbita. Mężczyźnie pozwolono pooglądać nowych i ocenić, czy to co mówił starzec rzeczywiście się zgadza. Ale mógł też przecież zostać i wrócić do gry w kości.

Fairne

Fairne z impetem uderzył o kilka drewnianych desek, wystających ze ściany, które miały być dla niego posłaniem. Na czole, praktycznie natychmiast pojawiło się duże zaokrąglenie, które po chwili zaczęło nieznacznie krwawić. Mężczyzna wstał z mokrych od napływającej tutaj wody z rynsztoków kolan i zmierzył oczyma całe pomieszczenie. Wyglądało jak klatka i takie samo miało mieć też zastosowanie. Mały, zakratowany otwór nie mógł stanowić żadnej drogi ucieczki, a metalowe drzwi ozdobione piekielnymi symbolami zdawały się być nie do sforsowania. Dodatkowo, jak po chwili zauważył musiał dzielić i tak już ciasne pomieszczenie z jakimś starym, siwym i śliniącym się starcem. Jego “współlokator” spojrzał na niego zmęczonymi, sinymi oczyma i powoli rozdziawił usta, ukazując szereg próchniejących, nie nadających się już do gryzienia zębów.
- Powiedz synku, co dzisiaj za dzień? - zwrócił się do Fairna.

pteroslaw 13-12-2013 23:37

Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Na pewno nie w tym.- Rzucił pokazując dzieciakowi kajdanki.- Walczyć będę, ale nie tylko na arenie.- Dodał uśmiechając się zagadkowo.- Gdzie są twoi rodzice mały?- Zainteresował się przyszły gladiator.
-Moja mama jest w domu. Każe mi roznosić to… - powiedział chłopiec, pokazując mężczyźnie worek z ciastkami. - Mówi, że kapłani źle postrzegają Dragonusa i dlatego każe mi rozdawać wam jedzenie. A jeśli chodzi o mojego tatę, to dwa lata temu zginął w kopalni. - odrzekł, spoglądając smutno w ziemię, lecz po chwili znów podnosząc wzrok. - Chce pan kilka? - zapytał, z szerokim uśmiechem.
-Chętnie. Jestem Sharr, a nie żaden “pan”.- Powiedział z uśmiechem sięgając po ciastko.- Powiedz swojej mamie, że jest dobrą kobietą i jej tego nie zapomnę.- Sharr ponownie uśmiechnął się tajemniczo.
-Dobrze, na pewno powiem panie… Sharr. A powiesz mi skąd pochodzisz? Nie wyglądasz na tutejszego. Strasznie jesteś opalony, wiesz? - powiedział naiwnie chłopiec, który najwyraźniej nigdy jeszcze nie podróżował poza cesarstwo, a także możliwe że nigdy nawet nie wyszedł poza miasto.
-Ja? Z pustyni, z miasta Helias. Mogłeś usłyszeć o moim bracie. Taki gruby facet, paranoik, zwykle siedzi na swoim złotym tronie, tak naprawdę jest z brązu.- Rzucił ciekawostką.- Wiesz, rodzina królewska te sprawy. Tylko znudziło mi życie dworskie więc przyjechałem tutaj na wakacje.- Dokończył z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Czyli jesteś królem? - zapytał zdziwiony chłopak. -Mnie by się takie życie na pewno nie znudziło. A tak w ogóle to dlaczego akurat tutaj przyjeżdżać na wakacje? Przecież tutaj umrzesz. Tak jak wcześniejsi, których częstowałem ciastkami.
Sharr uśmiechnął się, taki młody, że jeszcze nie wie co to ironia.
-Jestem księciem, nie królem, a przez wakacje miałem na myśli to, że mój ulubiony brat wymyślił sobie spisek i uznał, że ja byłem winny. Za karę skazał mnie na wygnanie. Tutaj. A co do umierania.- Sharr zbliżył się do krat.- Nie mam tego w planach.
-Każdy tak mówi. - uśmiechnął się. - O, bym zapomniał. Mama zawsze każe być uprzejmym dla obcych, więc zdradzę ci także swoje imię. Marcus. - spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. - Wszyscy z rodziny mówią, że mam to imię po 175 cesarzu. Ciekawe tylko jak wyglądał… - zadał sam sobie pytanie, opierając się o drewnianą kolumnę, stojącą po drugiej stronie krat.
-Nie wiem, nie znałem go. Nie wiesz co muszę zrobić żeby się tego pozbyć?- Zapytał Marcusa pokazując mu kajdany.
Chłopiec spojrzał na łańcuch, którym związane były dłonie Sharra. Szczególnie rzucił mu się w oczy świecący kryształek, który miał za zadanie spajanie kajdan.
-Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Ale wieczorem mogę przyprowadzić swoją mamę. Może ona będzie coś w stanie poradzić. Musiałbyś poczekać trochę. Ale nie wiem też czy zgodzi się tobie pomóc.
-Ja się nigdzie nie wybieram. Mogę zaczekać.- Powiedział z uśmiechem Sharr.
Marcus kiwnął rozumnie głową i odszedł, rozglądając się przy tym, aby sprawdzić czy w pobliżu nie ma żadnego strażnika. Zostawił też dwa dodatkowe ciasteczka. Widocznie polubił siedzącego w celi mężczyznę. Można było mieć tylko nadzieję, że chłopak nie zapomni wspomnieć o kajdanach swojej matce.
Po jakimś czasie czekania i bezczynnego leżenia na twardych, skutych ze sobą deskach, pod kratami pojawiła się zakapturzona, ubrana w brudną suknię postać. Zasyczała cicho, co było znakiem, by leżący Sharr zwrócił na nią swoją uwagę.
Sharr podniósł głowę.
-Hej, jak się masz.- Wstał z desek i podszedł do krat.- Jak rozumiem jesteś matką Marcusa. Podobno możesz mi powiedzieć jak się tego pozbyć.- Ponownie podniósł ręce pokazując kajdany.
-Hmm…- zamruczała kobieta, której twarz w dalszym ciągu skryta była pod podniszczonym kapturem. - Mogłabym coś na to poradzić, ale co ci z tego? Strażnicy i tak gdy zobaczą że kajdany nie działają sprawnie, zrobią dla ciebie nowe. I dodatkowo dostaniesz jeszcze baty. No… chyba że będziesz na tyle sprytny aby ukryć przed nimi uszkodzony kryształ. Wybór należy do ciebie.
-Masz jakieś pomysły na ukrywanie kryształu?- Zapytał bezpośrednio Sharr,
-Tylko i wyłącznie spryt. Chowaj go za plecy, gdziekolwiek możesz. Byleby tylko strażnicy tego nie zauważyli. Bo gdy to zrobią, too… ciach. I po głowie.
-Cóż, może kiedyś skorzystam, ale na razie nie. Chcę zobaczyć tą sławną na cały świat arenę. Dziękuję za ofertę.- Powiedział z uśmiechem Sharr kładąc się na deskach. Cóż, ta kobieta była zbyt chętna do pomocy, najpierw musiał upewnić się, że nie donosi ona strażnikom o planach więźniów.
Kącikiem oczy, Sharr widział jak kobieta pokręciła głową i odeszła. W tym samym czasie w metalowe drzwi uderzyła silna, umięśniona dłoń jednego ze strażników.
-Kolacja, psi synu! - krzyknął, otwierając drzwi w eskorcie dwóch innych nadzorców i rzucił miskę na posadzkę. Połowa zupy wylądowała niestety w błocie. Strażnicy podnieśli śmiechy.
Sharr nigdy nie jadł zbyt wiele.
-Wypraszam sobie mój ojciec był porządnym człowiekiem.- Rzucił z uśmiechem. Po czym chwycił miskę i wypił zupę jednym haustem, co nie było zbyt trudne zważywszy na jej ilość.
Mężczyzna zaśmiał się na słowa Klifera.
-Wyszczekany jesteś. Nie każdy odważył by się do mnie odezwać. Dlatego poradzę ci jedno. Źle zrobiłeś że wypiłeś tą zupę. Radzę ci szybko ją zwymiotować, jeżeli nie chcesz dostać szybko i nagle sraczki. Wiesz co do niej wkładają? Jądra zabitych niewolników. - zaśmiał się strażnik odchodząc.
-Dwóch rzeczy nie zrobię. Nie zwymiotuję i nie umrę!- Krzyknął Sharr za odchodzącym strażnikiem, po czym ponownie położył się na deskach. W sumie nie miał nic więcej do roboty niż czekać na następny dzień, lub na coś ciekawego.

Solarden 14-12-2013 00:59

Thorgon złapał prawą ręką za szyję, współwięźnia i spróbował go podnieść, następnie przemówił do niego.
- Głupcze, nie masz pojęcia z kim zadzierasz. Następnym razem przemyśl swoje słowa, albo Twoim marnym i wychudzonym ciałkiem będę pocierał o ścianę tak długo dopóki nie będzie płaska jak ziemia na arenie.
-Hahaahaha! - zaśmiał się szaleniec. - Nie boję się śmierci! - zakrzyknął, zaciskając swoje szczęki na ręce Thorgona, który był zmuszony do puszczenia napastnika. - Myślisz że jesteś silny?! To ja jestem mocniejszy! Hahahah! Zabiłem dwanaścioro mężczyzn w jedną noc, a dodatkowo pięć kobiet na śniadanie! Nic mi nie zrobisz!
Thorgon zdecydował się dać lekcję tej imitacji Thorna, przypomniał sobie smutne wydarzenie z ojcem za miejsce współwięźnia wstawił zabójce ojca. Uderzył w twarz zabójcy z całej siły, jeśli ten straci równowagę ma zamiar kopnąć go w twarz, tylko dla upewnienia się czy stracił przytomność lub swój żywot…
Mężczyzna upadł na ziemię, po mocnym uderzeniu zadanym przez Thorgona. Wylądował na podłodze, podpierając się kolanami i rękami oraz brocząc krwią, ulatującą ze złamanego nosa.
- Widzisz nie miłe jest grożenie nie znajomym, chcesz dalej walczyć czy może się za przyjaźnimy bracie z północy? - Thorgon dobrze wiedział, że ten może szykować kontratak więc trzymał swoją nogę w pogotowiu, aby ta odpowiednio wcześniej uderzyła go dokładnie w głowę.
-Silny jesteś! Auuu! - zawył, udając wilka mężczyzna. - Teraz, możesz być mierzony na równi ze mną w naszej sforze! Auuu! - wydał dźwięk poraz kolejny, słysząc tym razem od znajdującego się w pobliżu strażnika jakże miłe i kulturalne “zawrzyj gębę”.
- Haha widzę, że nie będę się tutaj nudził wilku. - Thorgon podał współwięźnowi rękę, aby ten wstał i potem zadał mu pytanie. - To jak się nazywasz i co możesz mi powiedzieć o wojach tutaj walczących?
-Możesz mi mówić “Wściekły Kieł”! A co do innych psów, to są słabe! Pokonałem aż czterech z nich, ale gdy jednego próbowałem zjeść, strażnicy wyprowadzili mnie z areny i podźgali włócznią! Długo musiałem wylizywać po tym swoje rany! - powiedział, odwracając się w twoją stronę i ukazując obrzydliwe, zakażone rany na swoich żebrach.
- Jam jest Thorgon Azra rozumiem, a czy te psy z południa tam walczące zawierają jakieś sojusze między sobą? Jesteś jedynym Thornem? Próbowałeś stąd uciekać? - Thorgon rzucał pytania z zaciekawieniem.
-Nie, są jeszcze inni ze sfory! Auuuu! Ale oni są słabi! Nie tacy jak my! Uciekać?! Wilk nigdy nie ucieka! Dlaczego mam uciekać, skoro jest tutaj pełno żarcia?! Ty też byłbyś dobrym posiłkiem. Na pewno masz twarde kości. Ale chyba będę musiał zapolować na coś innego! - zaryczał ponownie.
- Spokojnie mój drogi wilku pomogę Ci na coś zapolować, kiedy następna walka? Muszę poczuć świeżą krew na mojej twarzy i wyładować swoją nieśmiertelną złość! Masz może jeszcze coś mi ważnego do przekazania na temat walk na tej arenie?
-Tak! Zawsze patrzy na nie ten idiota ubrany w koronę i złote szatki! Ummm… jak ja bym się do nich dorwał to zabawę bym miał przez co najmniej tydzień! Ma on też ładną córeczkę! Świeże mięso! Pachnie konwaliami! Czuć je nawet z areny! I żonę! Starą i pomarszczoną jak skóra dzika! Brzydko pachnieć. Żona cesarz be! Ale córka… - “Wilk” rozmarzył się i z jego ust zaczęła ciurkiem cieknąć ślinka.
Thorgon domyślił się, iż kieł mówił o cesarzu i jego rodzinie.
- Rozumiem drogi wilku, a więc zostało nam czekanie na kolejną bitwę, racja? - Następnie Thorn zaczął dokładnie oglądać celę. Być może uda się wyjąć kilka ostrych kamieni, bądź wypchnąć którąś cegłę i przedostać się do innego pomieszczenia?
Ściany może i wyglądały na niestabilne, ale z pewnością takie nie były. Cele dla Thornów wykuta bowiem w skale. Nie gładzono ich, ani nie wykładano tynkiem. Nie było nawet żadnego okna, którym możliwa była ucieczka. Wilk patrzył na ciebie z dziwaczną miną, gryząc się właśnie w duży palec u nogi.
-Tutaj być za twardo. - przerwał i popukał ścianę, raniąc kostki palców. - Trzeba by było spróbować uciec z walki! Na arenie! Innej drogi nie ma. Wiem, bo ja próbować. Czuć się tutaj jak szczur, nie jak samiec! Ja nie mieć nawet samicy! Szukać, ale tutaj nie być…
- Wilku…, a masz może ochotę na mięso strażnika? Możemy zaczaić się na takiego gdy ten będzie nam dawał jedzenie. - Thorgon się odwrócił w stronę wilka i się szeroko uśmiechnął do niego.
- Ammmm! - Wilk oblizał wargi. - Tak! Mięso takie dobre, mimo że trochę śmierdzieć! Oj, jak ja bym obgryzł świeże kostki! Mniam! Ale kiedy?! - zapytał zniecierpliwiony.
- A więc postanowione, już nie długo wilku powinniśmy dostać jeść i Twojego upragnionego strażnika. - Thorgon zasiadł blisko drzwi i czekał, aż te się otworzą. Gdy tak się stanie złapie za nie z całej siły, aby je jak najszerzej otworzyć. - Wilku gdy drzwi się otworzą rzucisz się na strażnika, dobrze?
-D-dobrze! Będzie jedzonko! Hahahaha! - zaśmiał się szaleńczo, wymachując swoim czerwonym irokezem. - A co lepsze oczy, czy serce, jak myśleć?! -zapytał cię, dziko zerkając na Thorgona.
- Podczas mego polowania na zwierzynę, serce zawsze bardzo mi smakowało. Oczy zjadałem tylko w ostateczności. - Thorgon odpowiedział przypominając sobie swoje młodzieńcze czasy jeszcze sporo czasu przed spotkaniem zgrajy zabójców z, która później podróżował.
- Ty mieć dobry gust! My zobaczyć co dać nam na kolację! Hahahah! - zachichotał Wilk.
Po jakiejś godzinie, pod waszą celą zjawił się strażnik.
-Żarcie! - krzyknął od niechcenia otwierajac drzwi, wraz z dwoma pozostałymi.
Thorgon według planu pociągną za drzwi z całej siły, aby umożliwić wilkowi dostanie się do strażników. Następnie obserwował jak wilk rzuca się na ich z wielkim głodem ludzkiego mięsa.
Szaleniec, skoczył na pierwszego strażnika, rozrywajac mu twarz swoimi zębiskami. Leżący na ziemi mężczyzna zaczął krzyczeć. W tym samym czasie jeden ze strażników, wyciągnął topór i przepołowił nim głowę Wilka. Trzeci wszedł do celi.
- Co tutaj się do cholery dzieje!? - zapytał wściekłym basem.
Tego nie przewidziałem… - Ten tu mnie podgryzał cały czas bałem się go dziękuje, że go zgładziliście. - Thorn pokazał strażnikowi rękę, która była podgryziona przez wilka… Miał nadzieję, że strażnicy uwierzą w jego szybko wymyśloną historyjkę.
-Hahaha! I my mamy w to uwierzyć? - zapytał, robiąc groźną minę. - Idziesz za nami! Krzyknął łapiąc cię mocno za ręce i wyprowadzają w asyście drugiego strażnika i tego, który przed chwilą wstał, a który został obrzydzony przez twojego pozbawionego głowy współwięźnia.
Kurwa to jedyne słowo, które wpadło mu do głowy postanowił zrobić to co kazali strażnicy, a więc podążył za nimi.
Po kilku minutach, nadzorcy doprowadzili go do małej, wyładowanej narzędziami tortur komnaty. Rozebrali Thorna do samego naga, ściągając nawet opaskę zasłaniającą jego genitalia. Przywiązali mocno ręce do długiej, pokrytej drzazgami deski i zaczęli rytmicznie uderzać w jego plecy batem. Po tym jak barbarzyńca zemdlał, przywiązali go do długiego pala, na którym miał czekać jutrzejszego dnia.

EgzioProject 14-12-2013 01:02

Gorthak patrzył na zamykające się przed nim drzwi z odrazą, po chwili splunął na nie, kiedy upewnił się ze strażnicy oddalili się od jego celi wykrzyknął
- Jebane królewskie ścierwa! - był wściekły, miał ochotę udusić ich wszystkich gołymi rękoma, ale wiedział też ze nie może pozwolić sobie na śmierć, nie dziś, póki nie pomścił swego ojca, póki nie upewnił się ze jego matka przestanie się o niego martwić i nie zobaczy w swych ostatnich chwilach syna, nie póki jego bracia uważają go za swojego przewodnika i następcę jego ojca. Choroba skracała jego czas z każdą sekundą, nie znał dnia ani godziny kiedy jego oczy zamkną się na wieki, więc dlaczego miałby teraz umierać? Z powodu królewskich ścierw? Nie, to nie ten moment. On umrze jedynie w walce, ale nie na arenie jak niewolnik.
Z początku obojętna opinia strażników, szybko zmieniła się na niekorzyść mężczyzny, gdy postanowił wykrzyczeć to co naprawdę o nich myśli. Usłyszał cofanie się jednego z nich.
-Słucham?! - zapytał ze wściekłością, przez oddzielającą go od barbarzyńcy metalową ścianę, którą były w tym przypadku drzwi.
- Masz problem ze słuchem?! - zapytał wściekły Gorthak zaciskając pięść - To co słyszałeś łajdaku, jesteście gorszymi śmieciami od ludzi których przetrzymujecie w tych celach.
Gorthak wiedział ze przesadza, ale to było od niego silniejsze - dać upust emocjom, wiedział ze będąc grzecznym chłopczykiem tańczącym jak mu zagrają osiągnie tyle samo co rzucając się z pyskiem do ludzi o wyższej randze, jedyną różnicą było to ze stawał się spokojniejszy na duchu i to ze mógł dostać lanie - to drugie raczej mu nie przeszkadzało i nie robiło różnicy, i tak dostanie je prędzej czy później na arenie.
-Ty śmieciu. Chodź żesz, niech cię dorwę w swoje ręce, to chyba zabiję! - krzyknął, otwierający szybko drzwi kluczem. Wszedł do twojej celi i natychmiast uderzył pięścią w twarz, z taką siłą, że aż poleciałeś na podłoże.
-No dalej, pokaż ile jest wart psiak z północy!
- Twój przełożony nie będzie raczej zadowolony kiedy zabijesz jednego z niewolników kutasino. - odparł Gorthak z szyderczym uśmiechem próbując się podnieść, udało mu się sprowokować strażnika i to właśnie miał zamiar osiągnąć. Gdy wstał starał się na początku blokował ciosy i unikać je by w końcu uderzyć zmęczonego strażnika prosto w twarz z nadzieją ze połamie mu nos albo szczękę.
Mężczyzna zadawał cios za ciosem. Bardzo trudno było ich unikać. Trudno, lecz było to możliwe. W końcu nadarzyła się wystarczająco dobra okazja. Strażnik odsłonił się, a Gorthak zadał mocny cios, prosto w jego twarz. Ten, upadł, uderzając głową o kamienną posadzkę która szybko pokryła się krwią. Po sprawdzeniu przez barbarzyńcę pulsu okazało się że agresor nie żyje.
Gorthak z początku nie wiedział co ma dalej czynić, nie było mu żal strażnika - zasłużył sobie na to, pokazał mu ze z Thornem nie warto bić się na pięści. Ale jednak nie wiedział jak pilnie to miejsce jest strzeżone, czy warto było rzucać się samemu do ucieczki? Samemu nie.... ale, Gorthak rozpoczął przeszukiwanie strażnika z nadzieją ze znajdzie jakąś broń, ubierze się w jego zbroje, zabierze klucz i być może ucieknie z tego miejsca podstępem podszywając się pod strażnika.
- Jestem głupcem, ale innego wyjścia nie mam - mruknął pod nosem. - Przebieranki... tfu, mało godna Thorna ucieczka. Ale z honorem nie umierając tym razem się nie wymknę.
Gorthak szperał strażnikowi po kieszeniach. W jednej z nich, zapiętej na małe, mosiężne guziki, znajdował się klucz. Trup jednak nie miał przy sobie żadnej broni, a zbroja wyglądała na o wiele za małą na rosłego Thorna. Warto jednak w tym przypadku było zaryzykować. Może i głupota strażników pozwoli mężczyźnie wydostać się z tej areny.
Gorthak spojrzał na zbroję, nędznie wyglądającą, nic dziwnego ze powalił strażnika jednym silnym ciosem. Jakie ciało taka wytrzymałość, w tym wypadku kiepska.
- Takie zbroje szyją tylko dla młodziaków nie dla dorosłych mężczyzn.. od kiedy do straży przyjmują takich łajdaków? - odparł próbując się przebrać.
Strój wchodził ciężko, ale miarkę przebrały buty. Nie chciał kompletnie wejść na stopę potężnie zbudowanego mężczyzny, pomimo to że próbował je założyć ze trzy razy. Za trzecim niestety pękły szwy i nie nadawały się one już do niczego. Gorthak, musiał najwidoczniej spróbować przekmnąć się obok strażników na bosaka.
Gorthak był wściekły, nie mógł wymknąć się niezauważonym z celi a skradanie się nie było jego najmocniejszą stroną.
- Jeżeli nie umrę tu, umrę na arenie - jęknął - Albo dobije mnie choroba. Nie ma sensu zwlekać, mogę nie mieć już kolejnej okazji.
Gorthak próbował wymknąć się....
Mężczyzna wyszedł powoli i ostrożnie z celi. Długi, ciemny korytarz, prowadził w dwie strony. Jedna odnoga szła w stronę wejścia do dużego holu, z którego możliwe już było szybkie opuszczenie areny. Druga, prowadziła w stronę nieznanych, okutych metalem drzwi. Z tym że pierwsza opcja, czyli ta łatwiejsza, była pilnowana przez stojącego tyłem strażnika.
Gorthak uśmiechnął się drwiąco, szybkim krokiem zbliżał się w stronę strażnika
- Witaj dobry człowieku - powiedział i gdy ten się odwrócił Gorthak próbował uderzyć go prosto szczękę jednocześnie ogłuszając.
Uderzony strażnik, wywrócił tylko oczyma i z hukiem padł na podłoże. Droga do holu była czysta. Można było uciec tak łatwo, że prawie czuć było już zapach wolności. Problemem jednak okazali się pozostali więźniowie. Głośno zawodzili i błagali cię o zwrócenie wolności. Nie mogłeś jednak tego zrobić. Ogłuszony przed chwilą nadzorca nie miał przy sobie żadnego klucza, a tym który posiadałeś dało się otworzyć tylko twoją celę.
- Chędożcie się-! krzyknął Gorthak przechodząc obok cel pozostałych więźniów, stanął przed jedną z nich i złapał się za genitalia
- Trzeba mieć jaja żeby stąd uciec! Prawdziwi wojownicy nie błagają o litość. - odparł i z uśmiechem na ustach w geście triumfu zacząć podśpiewywać ballady o złych barbarzyńcach.
-Ty psiaku! Zgiń! Niech cię niedźwiedzie chędożą! - zakrzyknął jeden z więźniów.
-Straż! On chce uciec! - zawołał drugi, a Gorthak usłyszał zbliżające się od strony holu kroki. Pozostała więc ucieczka przez tajemnicze, tylne wrota.
- Dowiem się kto wykrzyknął te słowa, niech wie ze nawet jeżeli uda mu się stąd wyjść ,,Krwawi Mięsożercy'' nim się zajmą! Jesteś już skazany na śmierć! Czy to na arenie czy poza nią. - krzyknął Gorthak i odwrócił się w drugą stronę - A teraz wyjdziemy drugą stroną.
Gorthak rzucił się biegiem w stronę drugiego ,,wyjścia'' a może to był tylko ślepy zaułek?
Pomimo tych wątpliwości, drzwi okazały się prowadzić do innej części areny. Unosił się tam niemożliwy do zniesienia fetor, a w kupkach ułożone były poczerniałe kości.
Gdy mężczyzna wszedł głębiej, rzuciło się na niego stado szczurów, które ten odgonił wymachując silnymi dłońmi. Mimo roztaczającego się w okół mroku, Gorthak musiał iść dalej, by w końcu zyskać upragnioną wolność. Coś jednak było w tej części korytarzy niepokojącego.
- Psia krew, ze też muszą łazić po takich ciemnościach - jęknął Gorthak idąc na przód.
Szedł dalej, pogrążając się w cieniu coraz bardziej. Pomimo ogromnej odwagi którą dysponował, nawet mu przeszły ciarki po plecach. Nie mógł odgonić od siebie wrażenia, jakby po gołych stopach pieściły go wijące się robaki. Nie mógł jednak ich dostrzec i za pewne nawet nie chciał. Szedł tylko coraz, coraz dalej. W końcu usłyszał jakiś nieznany, tajemniczy szept.
Gorthak zaczął powoli wątpić w to czy dobrze zrobił wchodząc do tego pomieszczenia, możliwe ze tu będzie czekać na niego o wiele gorsza śmierć niż bycie torturowanym przez strażników. Osiłek zaczął wsłuchiwać się w szepty idąc nadal naprzód
Głosy były coraz bardziej wyraźne. W końcu Thron, mógł już zrozumieć wszystkie słowa wypowiadane przezeń.
-Pomóż nam… prosimy! - wykrzykiwały na przemian głosy kobiece, męskie i dziecięce.
- Kurwa, jego, jebana - odparł przerażony Gorthak - To chyba jakaś sala tortur.
- Kim jesteście?!
- krzyknął - Co tu robicie?!
Mężczyzna poczuł zimne dłonie, powoli wodzące po jego prawie nagim ciele. Poczuł też nienaturalny, zimny chłód w okolicach małżowiny usznej.
-Gorthaku… Gorthaku! - usłyszał krzyczącą, młodą dziewczynę.
Oczywiście perspektywa tego ze Gorthak znajdzie tu kobietę i ją wychędoży była bardzo przyjemna, od dawna nie miał okazji z niczym ani z nikim się zabawić, nawet z własną ręką, ale teraz jednak nie czuł żadnego popędu seksualnego... miał ochotę jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia i oddać się w ręce strażników, ale to wbrew jego dumie!
- Skąd ty do cholery jasnej mnie znasz? No i tym bardziej.... jak mnie poznałaś, skoro tu ciemno jak w dupie u dziwki.
Thorn poczuł muśnięcie sukni u swoich stóp i zimno, wydobywające się z ust kobiety stojącej przed nim. Zawiesiła swoje czarne włosy na jego ramionach i złożyła pocałunek na policzku.
-Zostaniesz z nami? - zapytała miłym, słodkim głosem.
- Wiesz co? - zapytał Gorthak - Może kiedy indziej, a teraz powiedz mi do jasnej cholery czy da się stąd wyjść i gdzie ja jestem?

Gorthak starał się nie zostać uwiedzionym przez kobietę, wiedział ze może to być jedynie jakieś widmo. Wierzył w takie zabobony.
-Chcesz stąd wyjść? - zapytała delikatnie kobieta. - Drzwi są za tobą. Ale jeśli chcesz, to zostań z nami. My, możemy ci pokazać drogę ucieczki! Albo nawet coś więcej… - zachichotała po cichu kobieta.
- A dasz mi dupy? - zapytał Gorthak drwiąco się uśmiechając - Teraz, to może się zastanowię.
Gorthak wiedział ze ma do czynienia z jakimś przekrętem, wiedział ze jeżeli tu zostanie to może się źle dla niego skończyć, ale tak samo źle może skończyć się walka na arenie. Thorn znalazł się między młotem a kowadłem.
Stojąca przed nim dziewczyna nic nie odpowiedziała. Ucichły też pozostałe szepty, by po chwili przerodzić się w falę okrzyków pełych bólu i cierpienia. Przerażony krzykiem duchów mężczyzna, odruchowo pobiegł w stronę drzwi prowadzących z powrotem na korytarz. Tam niestety, czekali już na niego nadzorcy.
-No to masz przejwalone! - odpowiedział jeden z nich, ogłuszając cię mocnym uderzeniem w skroń.

Darth 14-12-2013 10:37

Caecus spokojnie szedł przez korytarze, wystukując rytm laską. Nie utrudniono mu poruszania się, jak większości innych gladiatorów. Niełaska cesarza nie była równa utraceniu szacunku jego poddanych.

Jednocześnie jednak… ślepiec przypomniał sobie słowa wróżbity. Choć Caecus był człowiekiem uczonym, i jako taki wiedział że przepowiednie w wielu wypadkach nie niosą ze sobą prawdy… może faktycznie tym razem przybędą prawdziwi wojownicy. Mogli okazać się użytecznymi sojusznikami, albo potężnymi wrogami. Obojętnie które z tych dwóch miało by być prawdziwe, ślepiec postanowił się im przypatrzeć zanim zaczną walczyć na arenie.

W końcu, czyż niezbadane są wyroki wszechświata?

Caecus przeszedł po niedokładnie wyciosanych, brudnych od błota schodach na piętro znajdujące się niżej. Miało ono przysługiwać Kliferom. Ludziom pustyni.
Przyglądał się, jak wielu z nich wali pięściami w metalowe drzwi, a po korytarzu słychać było dzwonienie krat i lament, zamkniętych w celach.
Mimo to opanowany i pełen majestetu, szedł powoli, wpatrując się w małe dziurki wycięte w drzwiach. Większość z zamkniętych w nich, przyszłych wojowników wydawała się całkiem zwyczajna, lecz rzuciło ci się w oczy dwóch nowych. Jeden, rozglądający się po komnacie i stojący obok dawno już tutaj siedzącego starca i drugi, który rozmawiał przez kratę z jakimś chłopcem. Oni wydawali się emanować czymś niezwykłym. Ślepiec postanowił jednak iść dalej. Zszedł jeszcze niżej, aż do podziemi, gdzie gnieździli się Thorni- barbarzyńcy z północy których były dowódca znał doskonale. Przechadzał się wśród nich i dokładnie im przypatrywał.
Tutaj również wyróżniało się dwóch szczególnych. W pewnej chwili, przez jego umysł przebiegła myśl, by spróbować się skontaktować z jednym z nich. Pomysł ten został jednak szybko zniweczony przez idącego w twoją stronę strażnika.
-Myślę że pora zakończyć już ten obchód. - zwrócił się do ślepca szorstko i bez szacunku, co było rzadkością w jego przypadku.

Ślepiec uśmiechnął się miło.
- Oczywiście, oczywiście… - powiedział miłym tonem - Jestem już starszym człowiekiem, nie mam takiego poczucia czasu jak kiedyś. - dalej się uśmiechał - Pójdę tylko zobaczyć się z synem, i wrócę do swoich kwater, dobrze? - rzucił, ruszając dalej i postukując laską.

-Dobrze! - zakrzyknął za nim strażnik. - Tylko zrób to szybko.

Gdy Caecus wyczuł że był już daleko od strażników, uśmiechnął się ponownie, tym razem z wyraźnie z satysfakcją. Zabawnym było na jak wiele pozwalają ci ludzie jeśli tylko byłeś dla nich miły i udawałeś delikatnie niezręcznego. Idąc z pamięci, trafił w końcu do jednej z pomniejszych sali głównych, w której przybywał jego syn, Ducem.

- Hej, młody. Jak zdrowie? Traktują cię dobrze? - zapytał z uśmiechem.
- Tak, ale pewnie tylo dlatego że jestem twoim synem, ojcze. W przeciwnym wypadku wylądowałbym w mniej dogodniej pozycji. - odpowiedział, nie podnosząc nawet na ciebie wzroku, zajęty bezczynnym dłubaniem patykiem w sianie leżącym pod jego stopami.
- Pewnie tak… - Caecus przysiadł się do niego i rzucił spokojnie - Czterech interesujących ludzi pojawiło się dziś na Arenie. Dwóch Kliferów i dwóch Thornów. - podał synowi numery cel oraz ogólny opis wyglądu poszczególnych osobników. - Nasłuchuj co o nich mówią. Czuję że są ważni. Osadzono ich w strukturze wszechświata i oczekują na swoją kolej by wykonać ruch. Będą grali rolę w przyszłych wydarzeniach, ale nie wiem jaką. Możłiwe że na naszą korzyść. - uśmiechnął się - I postaraj się nie zgniąć. Utraciłem już jednego syna, nie chcę stracić drugiego. Nie na tej przeklętej arenie, w każdym razie.
-Dlaczego my w ogóle musimy tutaj siedzieć?!- zapytał poirytowany Ducem. - Kiedyś byłeś tak ważny, zrób coś! Nie wiem, nakłoń kogoś do buntu czy coś w tym stylu. Proszę cię...ja już tutaj świruję i jeżeli spędzę jeszcze jedną noc na tej arenie, to chyba będą mnie musieli przykuwać do łóżka.
Starszy mężczyzna dał synomi delikatnie po głowie laską.
- Myśl. Wychowałem cię lepiej niż to. Nie po to wpoiłem ci większość mojej wiedzy by teraz musieć wyśłuchiwać jak zachowujesz się niczym rozwyydrzony bachor. - Westchnął - Miałem władzę pochodzą z dwóch źródeł: Naszego rodu, i mojej pozycji. Nex reprezentuje teraz ród. I ma moją pozycję. Głupi bękart. - jego twarz na moment wykrzywiła się w czystej pogardzie - Północne legiony pójdą za mymi słowy, ale są właśnie tam. Na północy, związanae walką. I nie mam jak im przekazać wiadomości… - prychnął ze złością, jak gdyby uświadomiono mu coś nieprzyjemnego - A moja własna moc jest ciągle jeszcze zbyt mała. Więc na razie będziesz musiał wytrzymać. Jesteś młodszy od swojego staruszka, poradzisz sobie. - dodał z delikatnym uśmiechem.
- Ehh… - odetchnął syn mężczyzny. - Ja po prostu chciałbym wrócić do dawnego życia. Wiem że dobrze mnie wychowałeś ojcze i jestem ci za to dozgonnie wdzięczny, ale wiesz również że zawsze prowadził mnie zew wolności. Trudno jest mi usiedzieć w jednym miejscu, a tym bardziej patrzyć jak ktoś próbuje mną dyrygować.
- Wiem, wiem. - powiedział Caecus, ściskając ramię syna - Zawsze byłeś najbardziej dziki z całej trójki. - zaśmiał się krótko, ale niemal natychmiast spoważniał. Są plany które mogę wprowadzić w ruch, ale wszystko wymaga czasu i okazji. Jeśłi będziemy nieostrożnożni, stracimy okazję. Pilnuj tamtej czwórki. - dodał, nadzwyczaj poważnie - Mogą okazać się kluczem do wszystkiego co się wydarzy w nadchodzących miesiącach. - wstał powoli - Muszę wracać. Strażnicy zaczynają być podejrzliwi. Lepiej nie nadużywać ich cierpliwości w takim momencie. - uśmiechnął się szeroko - Poza, czekają na mnie moi partnerzy od kart.
- Więc żegnaj ojcze. Do jutra rana. KOLEJNEGO rana. - powiedział, grzebiąc dalej patykiem w sianie.

SyskaXIII 17-12-2013 19:04

Fairne z impetem uderzył o kilka drewnianych desek, wystających ze ściany, które miały być dla niego posłaniem. Na czole, praktycznie natychmiast pojawiło się duże zaokrąglenie, które po chwili zaczęło nieznacznie krwawić. Mężczyzna wstał z mokrych od napływającej tutaj wody z rynsztoków kolan i zmierzył oczyma całe pomieszczenie. Wyglądało jak klatka i takie samo miało mieć też zastosowanie. Mały, zakratowany otwór nie mógł stanowić żadnej drogi ucieczki, a metalowe drzwi ozdobione piekielnymi symbolami zdawały się być nie do sforsowania. Dodatkowo, jak po chwili zauważył musiał dzielić i tak już ciasne pomieszczenie z jakimś starym, siwym i śliniącym się starcem. Jego “współlokator” spojrzał na niego zmęczonymi, sinymi oczyma i powoli rozdziawił usta, ukazując szereg próchniejących, nie nadających się już do gryzienia zębów.
- Powiedz synku, co dzisiaj za dzień? - zwrócił się do Fairna.
Nie zawsze picie popłaca, przekonał się o tym Kalif. Gdyby nie zbyt duża ilość alkoholu to nie byłoby go teraz w tej … klatce. Drewniane wyro nie poprawiało humoru Fairna ani trochę, co prawda i tak było lepsze niż leżenie na surowej ziemi ale to i tak niezbyt zadowalające. Fakt, że miał jeszcze jedną osobę w swoim pomieszczeniu też nie działał na korzyść samopoczucia. Ale cóż teraz poradzić. Jego dotychczasowe życie legło w gruzach i czas zaadoptować się do nowego. Przy pierwszej okazji się stąd zmywam - pomyślał.
- Nie jestem twoim synkiem starcze. A co do twojego pytania, dziesiejszy dzień jest pierwszym nowego, zasranego życia i zbyt późnym żeby nad tym rozmyślać. Długo tutaj siedzisz ? I jak cię zwą?
- Ooch... młodzieńcze. Siedzę tutaj już tak długo że chyba przestałem liczyć, bo po co jak i tak stąd nie wyjdę póki nie umrę? - starzec spojrzał w ziemię, drapiąc się po długiej, siwej bródce. - Imienia też nie pamiętam. Jedynymi odzywkami strażników były słowa typu "śmieć, szumowina", to i po co było pamiętać stare imię? - zaśmiał się, lecz po chwili zaczął mocno kaszleć, zasłaniając usta ręką. Po chwili Fairn zauważył, że starzec ma rozmazane kropelki krwi na dłoniach. Wyglądało na to że najwidoczniej zachorzał na gruźlicę.
-to ci los … Jednak możesz być pewien, że ja swojego imienia nie zapomnę a kiedyś nawet stanie się ono sławne… albo niesławne. Tak czy inaczej. Jest tutaj jakiś cyrulik czy ktoś inny zajmujący się chorobami czy czymś takim ? Wygląda na to, że w pełni zdrowia nie jesteś.
- Hahah... - zaśmiał się mężczyzna, po chwili jednak przerwał, krztusząc się krwią. - To nie cesarski pałac żeby tutaj medyk przebywał. Trzeba radzić sobie samemu. - odparł, znów kasłając. - Powiadają że rosnące w dolnych korytarzach grzyby pomagają na wszelakie dolegliwości, ale strażnicy mnie tam nie wpuszczą. Nie ma szans. Będę musiał mieć nadzieję że choroba albo sama minie, albo ktoś mnie wcześniej zabije na arenie.
-Zobaczmy co da się zrobić… STRAŻNIK! STRAŻNIK! - Fairne zacząl wołać w nadziei, że zaraz ktoś się pojawi
- Czego drzesz gębe? Łeb mi pęka! - powiedział mężczyzna, podchodząc do metalowych drzwi, zza których słyszalny był tylko jego głos.
- Ten dziadek zaraz wykituje, mogę znaleźć mu jakieś lekarstwo lub dostać celę bez kogoś ze śmiertelną chorobą? Nie zamierzam zdychać przed pierwszą walką…
Zapanowała chwila ciszy, po jakimś czasie przerwana jednak śmiechem po drugiej stronie drzwi.
- Tobie niewolniku to chyba całkowicie się w tej głowie poprzewracało. Jak dziadek zemrze to tym lepiej dla nas, mniej gąb do wyżywienia. A gdybyś ty też zdechł to w ogóle byłby luksus. - rzekł, odchodząc od jedynej drogi wyjścia z pomieszczenia.
- pfff… a żeby cię ktoś zabił we śnie … - powiedział pod nosem kalif po czym położył się na drewnianym łóżku patrząc w sufit. - Przykro mi, próbowałem i się nie udało… nic więcej zrobić nie mogę.
- Nie winię cię za to chłopcze. Domyśleć się można było że nic z tym nie zrobią. Dla nich to lepiej jak któryś z gladiatorów zginie. Nie wiem tylko dlaczego mnie tutaj trzymają… już od dawna nie mogę walczyć na arenie z powodu swojego wieku, a siedzę tutaj od całych...hmm… czekaj niech pomyślę… nie pamiętam. W każdym razie od bardzo długiego czasu. Pewnie w tedy kiedy mnie tutaj wrzucili, ty jeszcze robiłeś w portki i gdy ciekło ci z nosa, wycierała to mama, ale nie ważne. Wiem jedno. Będziesz walczył. - powiedział starzec, jak zwykle przerywając i kaszląc. - Jeśli przestaniesz być tak arogancki, to mogę ci zdradzić kilka wskazówek. Jeżeli oczywiście chcesz. Do niczego nie będę… zmuszał.
- każda wskazówka się przyda starcze, co takiego możesz mi doradzić ? W ogóle, jak wyglądają te całe walki gladiatorów, nigdy się tym nie interesowałem.
- No więc… - zachrząknął starzec. - Mogę ci doradzić jedno. Przestań pyskować do strażników i nie mieszaj się w bójki. Jeśli chodzi o to jak wyglądają walki, to odpowiedź jest prosta. Walczy się do upadłego, dopóki jedna drużyna nie odniesie zwycięstwa. W większości przegrana grupa gladiatorów ginie, ale ci którzy przeżyją, mają prawo odwołania się do woli cesarza. Jeżeli będzie pomyślna, przeżyją. Jeśli nie to zginą. Czasami w walkach biorą też udział dzikie zwierzęta i wszelakie potwory, a na szczególne wydarzenia, do walk dołączają przedstawiciele szlachetnych, patrycjuszowskich rodów. Nie walczą oni jednak ze zwykłymi gladiatorami, lecz między sobą. Śmierć na arenie jest dla nich najgodniejszym zaszczytem, gdyż skonali będąc bliżej Dragonusa.
- A jak wygląda sprawa uzbrojenia ? Każdy ma do wyboru oręż czy walczymy tym czym nam każą?
- Hahaha! - zaśmiał się głośno mężczyzna. - To nie jest zbrojownia tylko mordownia! To co nam dadzą, w tym będziemy waczyć. To znaczy… ty będziesz walczył bo ja już tego nie robię.
- Ehh.. niech to licho… Wygląda na to, że trzeba będzie improwizować. Dzięki za rozmowę starcze. Zrobię wszystko żeby przeżyć. Mam nadzieję, że choroba będzie dla ciebie łaskawa i nie będziesz umierać w męczarniach

Temteil 22-12-2013 00:52

Sharr


Mężczyzna obudził się z potwornym bólem krzyża. Z resztą bolało go wszystko, ale to miejsce najbardziej. Przerzócił nogi z kładki na ziemię i spojrzał odruchowo w kratę. Słońce dopiero co wstawało, a niebo na zmianę to złociło się, to pomarańczowiało lub żółkło. Im wyżej znajdowało się źródło ziemskiego światła, tym zaczęło się robić coraz bardzej czerwono. Niektórzy ze starszych w rodzinnym mieście Sharra powiadali że ten kolor nieboskłonu przewiduje krwawy, przepełniony cierpieniem dzień. Pomimo że człowiek jego pokroju nie wierzył w takie staroświeckie bajki, to zazwyczaj mieli oni rację, a odznaczający się tą barwą niebo dzień, może i nie był krwawy, ale z pewnością pechowy.
Nagle, ktoś zawalił pięścią w metalowe drzwi. Był to znajomy dźwięk, a po chwili ukazała się mężczyźnie równie znajoma twarz wczorajszego strażnika – wójka dobra rada.
-Wołają cię. - powiedział, łapiąc przyszłego gladiatora mocno za ręce i wyprowadzając z celi w asyście dwóch pozostałych nadzorców.
Sharr został wyprowadzony na duże, pokryte piachem podwórze. Było ono otoczone mocnymi, drewnianymi belkami, pilnowane przez licznych strażników. Na środku stał długobrody mężczyzna, którego wszyscy mieli okazje wczoraj poznać bliżej. Powoli zaczęto sprowadzać pozostałych będących w niewoli ludzi.

Thorgon Azra


Po kilku godzinach wiszenia na palu, do sali tortur wszedł ubrany na zielono brodacz, poznany wcześniej. Towarzyszył mu oddział straży. Nie byli oni jednak standardowymi nadzorcami z areny. Ubrani w grube, płytowe, malowane na czarno zbroje przypominali raczej stwory żyjące w Abigail, niż ludzi. Uczucie to potęgowały przerażające hełmy, w całości zakrywające im twarze.
-Popisałeś się barbarzyńco... - wymamrotał łysy mężczyzna, zataczając okrąg w okół przywiązanego mężczyzny. Po chwili zadał bolesny cios nabijanym gwoździami batem, a krew powstała z rany rozprysła się na boki.
-Mówiłem kurwa spokojnie. - rzekł powoli, zadając kolejny cios. -Jestem tutaj waszym ojcem! Mam wam za zadanie pomóc, teraz jednak nie pozostawiliście mi wyboru. Pod nadzorem specjalnego oddziału, nazywanym "Mieczem Dragonusa" , przechodzisz do miejsca dla specjalnie groźnych. Pod warunkiem oczywiście że przeżyjesz dzisiejszą walkę...

Gorthak Mordardro


Gorthak obudziorł się w pogrążonej mrocznym, niewyraźnym świetle sali. Ściany były zbryzgane i pochlapane krwią, a nad nim stała grupa zamaskowanych, odzianych na czarno mężczyzn. Ręce Thorna były uciskane przez mocne, żelazne łańcuchy, podobnie jak nogi. Czuł że nie ma na sobie niczego, nawet zapaski, zakrywającej jego męskość. Po chwili jedna ze stojących nad nim, tajemniczych postaci odezwała się mrocznym, spokojnym głosem.
-Witamy!- rzekł zakapturzony, przykładając do jego klatki piersiowej rozgrzany do białości, znak w kształcie litery "D".

Caecus


Mężczyzna przegrał cały pozostały wieczór, wraz ze swoimi "sąsiadami". Dwie wygrane rundki z trzech, było niezłym wynikiem. Szczególnie, iż grał ze starymi wygami, które miały w rękawie wiele różnorakich sztuczek i zagrywaek. Z resztą, on też nie był w tym najgorszy. Dorównywał im przecież statusem społecznym, no cóż... może nie tutaj, ale na zewnątrz z pewnością.
Na arenie był bowiem może i bardziej szanowany od innych, ale i tak znajdował się w niewoli.
Z samego rana, obudzili go strażnicy i poprowadzili na podwórze treningowe, które już i tak dobrze znał. Po drodze opowiadali, że trener pragnie, aby Caecus został "specjalnym" partnerem broni jednego z nowo przybyłych. Poprowadzili więc wojownika do stojacej na uboczu kantyny. Stojący dotąd tyłem starszy strażnik, obrócił się w stronę mężczyzny milcząc tajemniczo.

Fairne


Fairne został obudzony skoro świt, wraz z innymi więźniami. Szybko skuty i obrzucony nowymi obelgami, błyskawicznie wędrował pod eskortą strażników przez ciasne, przepełnione jękami korytarze. Przez żalezne drzwi krzyczało wielu zwnieowolonych i pozbawionych godziwych warunków do życia. Skazanych na śmierć. Podobnie z resztą jak on.
Jego rozmyślania w mig przerwało ostre słońce, dające mocno po oczach. Strażnicy schylili mu głowę i poprowadzili przez jakby sztywny piasek w tłum innych więźniów. Chyba szykował się trening...

Solarden 28-12-2013 11:54

- Mój ojciec nie żyje, psie cesarza. - Thorgon po wypowiedzeniu tych słów wypluł ślinę na stopy zarządcy areny z pogardą. Jednocześnie przygotował się na kolejne uderzenie batem.
Mężczyzna powoli spuścił wzrok na swojego oplutego buta. Natychmiast zamachnął się batem i poraz kolejny uderzył Thorgona.
- Nie pozostawiasz mi wyboru! Błagaj o wybaczenie, a może ulituję się nad tobą i nie oddam w ręce tych miłych panów. - rzekł zarządca.
- Nie zamierzam błagać ciebie o wybaczenie. Żyła tylko jedna osoba, której się bałem i to na pewno nie byłeś i nie będziesz nią ty, parodio człowieka. W myślach Thorgon do powiedział sobie: “niech tylko zdobędę cię w moje ręce, a utnę ci ten łeb i wbije na pal. Ładnie będzie wyglądał obok innych”.
Kolejny raz spadł na ciało mężczyzny. Poprawił długą, zmierzwioną brodę i zachrząknął głośno.
- W takim razie skończysz tak jak ten drugi. Nie będę bawił się z niewolnikami. I tak muszę świecić przez was wszystkich oczami żeby ochronić waszą nic nie wartą skórę. Dobrze… - odetchnął mężczyzna. - Niech i tak będzie. Jeszcze dzisiaj będziesz walczył na arenie ze zwierzętami. Pobijcie go jeszcze trochę, a później znowu zwiążcie. Będzie czekał do wieczora. - powiedział, odwracając się szybko od wszystkich obecnych w komnacie i z trzaskiem drzwi wyszedł. Thorgon został sam na sam z dziwnie odzianymi, zamaskowanymi postaciami które idealnie wręcz wtapiały się w mroczne, obsydianowe ściany pokoju w którym przyszło mu cierpieć.
- Ahh, czyli pies zostawił szczeniątka. Zobaczymy co tam umiecie miecze cesarza czy innego tam kolesia. Haha… - Podczas wypowiadania słów Thorgon prze analizował słowa zarządcy, walka ze zwierzętami zapewne nie wiedział, iż jestem myśliwym od 16 roku życia. Cesarz ma sporo kasy więc pewnie może sobie ściągnąć wszystko. O wielki woju daj mi siły i swą mocą ustaw tam zwierzęta północy, które dobrze znam… Ojcze mam nadzieję, że cię nie zawiodę.
Oddział “Mieczy Dragonusa” pospiesznie opuścił pal na którym wisiał wcześniej Thorgon. Jeden z nich złapał go mocno za plecy, a jego uścisk wydawał się silny prawie jak sama stal. Drugi odciął więzy krępujące jego ręce, nogi pozostawiając uwiązane grubą liną.
Rzucili dopiero co oswobodzonym na ziemię i zaczęli kopać z całych sił, na przemian uderzając też pięściami. Mężczyzna czuł że długo już nie wytrzyma i tak też było. Obudził się dopiero w swojej celi. Cały posiniaczony, poraniony i zakrawiony.
A za godzinę miała się odbyć walka.
- Kurrrwwa…,ale boli. - Thorgon zaczął oglądać swoje ciało i dotykać ran, ale każde dotknięcie wiązało się z przeogromnym bólem. - Mam nadzieję, że ten wcześniejszy wilk, lis czy jak mu tam zostawił jakieś opatrunki… Nie wiem czy dam radę. - Thorgon klęknął na kolanach podniósł ręce do góry i zaczął mówić. - Wielki Thornie, jeżeli istniejesz pokaż mi to uzdrów me rany nie chce zawieść mego ludu i ojca. Dawno temu połączyłeś Abigail, abyśmy żyli wolni i tak było, lecz nie na długo. Sam widzisz jak zostajemy łapani przez psy z cesarstwa i traktowani jak niewolnicy. Żaden człowiek północy na to nie zasługuje. Dzięki, że jeszcze żyje. - Thorgon usiadł na zimnej posadce i zaczął szukać jakichś przydatnych rzeczy w tej celi. Przez cały czas starał się nie myśleć o bólu całego ciała. Jak narazie miał jeden cel: przeżyć.
Pomieszczenie było jednak całkowicie puste. Nie licząc wody, obrzydliwego, ciemnego mułu wykładajacego podłoże oraz Thorgona, który w obecnej chwili rozpaczliwie szukał czegoś co mogłoby pomóc na jego rany. Rozglądał się i rozglądał, jak na złość nie dostrzegając niczego przydatnego. W jego rodzimej krainie chodziły jednak pogłoski, że wiedźmy mieszkające w Mrocznym Lesie potrafiły używać błota, a nawet zmielonych robaków do niwelowania bólu i przyspieszania procesu regeneracji. On jednak nie był jakąś szaloną staruchą, która ważyła tajemnicze mikstury na jakimś odludziu, lecz wojownikiem. Chociaż...mógł spróbować. I tak nie miał nic do stracenia. Nawet gdyby coś się stało, to śmierć od zakażenia przyniosłaby mu przynajmniej spokój i nie musiałby dalej uniżać się przed cesarskimi. Młody barbarzyńca bił się z myślami… a przecież zostało na to tak niewiele czasu…
- Błoto, kamień, kamień. Kurwa nic więcej tu nie ma. Błoto… zaraz. Właśnie błoto, haha. - Thorgon patrząc na błoto przypomniały mu się stare czasy, gdy polował na jelenie w swych rodzinnych stronach. Jelenie z północy mają niesamowicie rozwinięty wzrok i potrafią wypatrzeć zagrożenie z naprawdę dużej odległości. Najłatwiej na nie polowało się latem gdy spora część śniegu roztapia się. Myśliwi smarują swe ciała w błocie, aby jelenie szybko ich nie wypatrzyły. Ucieszony Thorgon starymi czasami postanowił się obsmarować i powiedział do siebie. - Jeżeli na tej arenie będę walczył z jeleniami to może mnie nie zauważą, haha…ehm co ja się łudzę, że też te cesarskie ścierwa musiały mnie dorwać... Gorthak pewnie dalej podróżuje z ojcem i tą bandą. - Na myśl o organizacji “Krwawych Mięsożerców” zrobiło mu się lepiej na duszy. Podczas wypowiadania słów nałożył na większość swojego ciała błoto, następnie zasiadł w kącie rozmyślając nad ojcem i czekając na przyszłą walkę ze zwierzętami.

SyskaXIII 31-12-2013 01:20

Fairne

Przez całą drogę zawadiaka obsewował dokładnie każdy zakamarek i każdą drogą jaką napotkał, jeśli miał zamiar kiedykolwiek się stąd wyrwać to nie mógł błądzić po omacku. Przechodząc w pobliżu innych więźniów, starał się ich ignorować jak tylko się dało. Nie wiedział dokąd jest prowadzony ale miał pewność, że na pewno nie będzie to obiad w towarzystwie Cesarza. Gdy wzrok już przyzwyczaił się do światła rozejrzał się po okolicy, po czym spojrzał na strażnika i wyciągnął ręce z kajdanami uśmiechając się szyderczo.
- No to rozpinajmy i zobaczmy co tu mamy - powiedział
Nadzorca zmierzył go wzrokiem i pokiwał prześmiewczo głową.
- Ależ oczywiście. Na pewno cię wypuszczę. Musisz jednak poczekać na to co chce powiedzieć trener. - rzekł, a w tym samym czasie na brodacz wszedł na drewniany podest i wyjął kawał starego, podziurawionego już pergaminu i zaczął czytać zapisane tam instrukcje dotyczące przydzielenia par treningowych.
A więc w parach tak … Przynajmniej poduczę się trochę czystej walki, nigdy nie korzystałem z takich ekstrawaganckich przeżyć. No cóż, nowe życie, nowe doświadczenia - pomyślał Fairne
Po chwili oczekiwania, zostało wymienione imię mężczyzny. Podobnie jak ten drugi, któremu na imię było Sharr, został popchnięty do przodu.
- O więc to jest mój partner do treningów, jak miło. Z uśmiechem i z przymrużonymi oczami spojrzał na partnera po czym znów na nadzorce czekając na kolejne informacje


Fairne i Sharr

Nadzorcy podeszli do was, dzierżąc w rękach małe, miedziane kluczyki. Chwycili was mocno za ręce, odpięli kajdany i popchnęli jeszcze bardziej na przód. Trener zmierzył was wzrokiem.
- Mam nadzieję że nie będziecie chcieli próbować uciec. - powiedział, szeroko się uśmiechając. - Słyszałem że próby odzyskania wolności nie kończą się tutaj zbyt dobrze. W każdym razie zejdźcie na bok. Możecie ze sobą trochę porozmawiać. Później, gdy wszystkich już dobierzemy otrzymacie broń treningową.
Sharr podał dłoń swojemu partnerowi.
-Jestem Sharr, miło mi.- Powiedział z olbrzymim uśmiechem na ustach.
Odwzajemniając uścisk, który miał być pewny, ani za silny, ani z słaby odpowiedział.
-Fairne, do usług. Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się razem trenować
-Świeże powietrze, dobra dieta i ćwiczenia fizyczne. To faktycznie prawie jak wakacje.- Mruknął do siebie Sharr.- Jaki styl walki preferujesz?- Zapytał zaciekawiony.
- Taa.. dobra dieta, łóżko i opieka medyczna na najwyższym poziomie - powiedział sarkastycznie. - A jeśli chodzi o styl walki to proszę cię, moja styczność z bronią ogranicza się do noża kuchennego i zabawy łukiem z patyka i kawałka sznurka, przykro mi, że nie będę raczej zbyt godnym przeciwnikiem ale zrobię co w mojej mocy aby dorównać ci w treningu.
Po chwili krótkiej rozmowy, mężczyźni zobaczyli połączonych w pary innych zniewolonych. W ich kierunku szedł właśnie jeden z nadzorców całej tej “hołoty” jak to mawiali między sobą cesarscy.
- Za mną! - burknął nieprzyjemnie, prowadząc przyszłych gladiatorów do małej, drewnianej szopy, która chroniła rozrzucone w okół wystrugane z drzew bronie przed kapryśnią pogodą.
Strażnik zmierzył stojących Sharra i Fairnea. Pokręcił głową i zaczął szperać wśród całego wyposażenia. Robił to dość długo, choć i tak pomagał mu przy tym wszystkim sługa. W końcu jednak czekający z niecierpliwością mężczyźni zostali obdarzeni możliwością obejrzenia swojego nowego ekwipunku.
Sharr dostał za mały, lekko już podrdzewiały napierśnik, niezwykle dopasowany hełm, zakrywający mu oczy oraz średniej wielkości treningowy miecz, z którym i tak nie można było zbyt wiele zrobić, no chyba że dołożyć do ogniska bo z powodu materiału z którego został wykonany idealnie się do tego nadawał.
Fairne otrzymał natomiast parę żeliwnych nagolenników, stare okrycie głowy zdaje się używane przez jakiegoś byłego legionistę stacjonującego na północy, wzdłóż granicy z Abigail. Wskazywały na to wystające po bokach rogi i ocieplające go od wewnątrz futro. Na arenie mogło to być bardziej utrudnienie niż udogodnienie, lecz przecież trzeba było czymś chronić głowę. No i najważniejsze. Od tego czasu na treningach miał dzierżyć nienaostrzony drewniany toporek, przez wielu zapewne uważany za zabawkę dla dzieci, w praktyce zadaniem którego było wyszkolenie śmiertelnie niebezpiecznego gladiatora.
Po tym jak obaj założyli na siebie cały osprzęt, pozostała tylko kwestia “przyjacielskiej” walki między sobą. Trener chciał bowiem zobaczyć umiejętności każdego z więzionych by z góry wiedzieć kto pierwszy zginie na arenie, a kto ma szansę przeżyć w jutrzejszej walce.
- Zdecydowanie wolałbym jakiś miecz, znalazł by się dla mnie jakiś miecz? A przyjmując, że udałoby się nam przeżyć jutrzejszą walkę, to co w tym momencie dzieje się z naszą bronią? Zabieramy ją ze sobą i bierzemy na następną walkę czy jak ?
- Haha! - zaśmiał się głośno strażnik. - To nie jest jakiś jarmark życzeń! Masz to co dostałeś. A jeśli chodzi o to co dzieje się z waszą bronią to cóż… wątpię że przeżyjesz ale nawet jeśli to musisz ją oddać. I tak narazie dostałeś jej drewnianą replikę. Ale takim właśnie czymś będziesz walczył na arenie. Z tym że z żelaza.
- No to nie traćmy czasu na gadanie, czas przejść do treningu. Ja jeszcze nie planuję śmierci na arenie - Klifer rzucił śmiało do partnera i trenera.

Darth 11-01-2014 23:38

- Hmm? - wymruczał staruszek - Czy coś się stało? - zapytał uprzejmie strażnika który obrócił się w jego kierunku. Jednocześnie zacisnął mocniej dłonie na lasce. Coś mu tutaj nie pasowało.
- Stało się stało… - przytaknął mężczyzna. - Tej nocy doszło do wielu incydentów. Wywołanych głównie przez nowych barbarzyńców którzy tutaj przybyli. Jeden ze strażników został zaatakowany, drugi ogłuszony a trzeci zabity. A wszystko to za sprawą dwóch Thornów. Trener jednak, jak to trener jego pokroju ma miękkie serce. Pragnie się zlitować nad jednym z nich, tym mniej groźnym i przypisać mu trenera po tym jak wygra karną walkę ze zwierzętami. Tym, kto go będzie szkolił masz zostać ty. - rzekł, mierząc cię na wskroś wzrokiem.
Caecus otworzył swoje ślepe oczy i roześmiał się głęboko. Wyglądało na to że jest czymś naprawdę rozbawiony.
- Przepraszam… - zdołał w końcu wykrzstusić - W jaki sposób wywnioskowaliście że przypisanie mnie jako jego trenera to łaska? - w jego głosie pojawiły się stalowe nuty tak groźne że nawet strażnicy cofnęli się o krok - Miękkie serce i litość w stosunku do Thornów? Bzdura. Nie uznają tego za łaskę, a za objaw słabości, zachętę by spróbować ponownie. - pokręcił głową - Plus, tępota nigdy nie powinna być nagradzana. A rzucenie wyzwania straży areny bez broni i rozpoznania w sytuacji jest tępotą. Zapewne nie wiedzieli nawet którędy można uciec. Głupcy. - westchnął, i uderzył delikatnie laską w ziemię, wzbudzając mały tuman kurzu - A jaka ma być moja rola, jeśli można spytać?
- Szef powiedział że masz nauczyć go szacunku i respektu co do nadzorców i wszystkich którzy stoją wyżej od niego. Dodatkowo pewnie po tej walce będziesz uczył ich walki bronią. Mnie też się ten pomysł kutwa nie podoba, ale tak powiedział zarządca. Jeszcze na pewno się to zwróci przeciwko nam.
- Hmm… - zastanawiał się na głos Caecus - Ciekawe czy któryś z nich jest dość stary by pamiętać moją ofensywę na północy… pokonałem i zabiłem każdego Thorna który wyzwał mnie na pojedynek. - uśmiechnął się - Potraktowali to jako wyzwanie. Stałem się niemal mityczną bestią dla nich. - westchnął, i spojrzał uważnie na strażników - A co mam do roboty teraz? Zakładam że walka ze zwierzętami jeszcze się nie odbyła, a po coś mnie tu przyprowadziliście… po co?
- A po to, żeby cię o tym co następuje poinformować! - powiedział mężczyzna, uderzając zaciśniętymi dłońmi w stół i opierając się na nich. - Nie jesteś już tym kim jesteś. Zauważ że za coś tu musiałeś zostać wrzucony. Dziwię się, iż trzymają tutaj zdrajcę. Wszystko to mi się nie podoba, więc łaskawie zamilcz i przestań być taki arogancki, albo zaczniemy się z tobą obchodzić na prawdę ostro.

Słowa strażnika przywołały wspomnienia u Caecusa. Wspomnienia dni które prowadziły do jego aresztowania i jak samo jego pojmanie.

*********

- Jak wygląda sytuacja na zachodzie? - zapytał spokojnie ślepy generał, słuchając różnych raportów.

- Spokojnie. Żadnych ruchów wśród barbarzyńców, nie wygląda też na to by planowali jakieś sekretne działania. Torgath nic nie zrobi. Nie chce poświęcać swoich sił by ratować swego rywala.

- Doprawdy? Hmm. Nie ma honoru wśród berserkerów, co? - obrócił się w stronę reszty swego sztabu. - A zatem możemy przystąpić do wykonywania naszej operacji, nieprawdaż? - patrząc na swoich dowódców, prychnął delikatnie - Gdyby byli zdolni do zjednoczenia się przeciw nam, to kto wie… Może byliby w stanie stanowić zagrożenie. Choć przewaga w dalszym ciągu byłaby po naszej stronie. - stary generał westchnął - Cenią sobie wolność bardziej od życia. Romantyczna idea. I głupia. - machnął dłonią - Znacie swoje cele. Znacie plan działania. Ofensywa rozpocznie się jutro o świcie. Rozejść się. - po krótkiej przerwie dodał - Wasza piątka zostaje. - rzucił, a piątka dowódców zatrzymała się od razu. Atos, zastępca Caecusa, Tytus, dowódca artylerii i główny kwatermistrz północy, Augustus, dowódca piechoty legionów, Arteriusz, dowódca kawalerii oraz Septimus, arcymag legionów północy i najpotężniejszy mag cesarstwa. Każdy z nich normalnie byłby bohaterem o którym śpiewa się pieśni i pisze legendy. Los zechciał jednak inaczej i zgromadził ich wszystkich pod sztandarem Caecusa, który dzierżył tytuł zarówno najlepszego generała w historii Cesarstwa, oraz pierwszego miecza legionów, tytuł nadawany najlepszemu wojownikowi wśród legionów cesarskich.

Cała szóstka była bezwględnie lojalna wobec siebie, służyli ze sobą bowiem od początku swych karier. Byli najlepszym zespołem dowódców posiadanych przez Cesarstwo. Dowodzili największą, najlepiej wyszkoloną armią w Cesarstwie. Pod względem liczebności, ich legiony przekraczały liczebnością całą resztę armi Cesarskiej.

Stanowili najpotężniejszą siłę militarną w kraju.

- Co wydarzyło się w tym obozie, trzy dni temu? - zapytał spokojnie Caecus, przenikając piątkę spojrzeniem swoich ślepych oczu. Jego dowódcy spojrzeli po sobie.
- Nic specjalnego, Sir! - nadeszła zbiórcza odpowiedź.
- Kohorta Pretorian, wsparta przez magów, znaleziona martwa o świcie. - odezwał się w odpowiedzi Caecus - Ciężko nazwać to niczym, nieprawdaż? - zapytał, w dalszym ciągu używając niezwykle przyjemnego tonu głosu. Atos wystąpił przed resztę
- Kohorta popełniła zbiorowe samobójstwo. Nie było potrzeby by pana informować, Sir. - rzucił formalnie. Caecus westchnął w odpowiedzi.
- A więc to tak… - powiedział. W jednym momencie cała sytuacja stała się jasna. Termin ten, przynajmniej w północnych legionach, miał również inne znaczenie: Oznaczał atak na wrogie siły w sposób uniemożliwiający zwycięstwo.

Jednostki z północy znane były z tego iż samobójstw nie popełniały. Ale dlaczego kohorta osobistej straży cesarza miałaby zaatakować czołowo dziesięć legionów...?
- Czasami wasza lojalność jest niemalże irytująca - wymruczał - Atos… - powiedział głośniej - Jeśli miałoby się to powtórzyć… poślij po mnie. Zrozumiałeś? - zapytał znaczącym tonem, który został właściwie zinterpretowany. Przedmioty w pomieszczeniu zadrżały delikatnie. Wiadomość była jasna: Dalsza samowolka nie będzie tolerowana. Legiony były mieczem Caecusa, a miecz nie powinien sam decydować w kogo uderzyć. Cała piątka wyprężyła się jak struny.
- Tak jest! - nadeszła błyskawiczna odpowiedź.
- Rozejść się. - rzucił tylko Caecus. Gdy reszta wyszła, generał westchnął i wrócił do studiowania map. Inwazja miała się zacząć jutro, i czekało go jeszcze dużo pracy.

*********

Następnego dnia, wszyscy gracze byli rozstawieni, legiony gotowe do wymarszu. Caecus stał na czele, gotów dać sygnał do rozpoczęcia akcji… gdy wtem z lasu na wschód od jego pozycji uniósły się ptaki. Generał, słysząc trzepotanie ich skrzydeł, przykląkł na jedno kolano i dotknął palcami ziemi. Nie minęła nawet sekunda, gdy uniósł się ponownie.
- Formować szeregi i przygotować się do walki. - rzucił spokojnie. Mimo tego że nie wykrzyczał rozkazu był on słyszalny dla wszystkich żołnierzy w okolicy. I też ci żołnierze rzucili się do wykonywania jego rozkazów. Jedyną osobą która zachowała względny spokój był Atos.
- Co się dzieje? - zapytał. Większość dowódców zrugałoby go za spoufalanie się z wyższym stopniem, ale Caecus nie dbał o to w tej chwili.
- Wojsko. Równowartość czterech kohort i maszerujące zbyt równym rytmem by mogli to być barbarzyńcy. - spojrzał uważnie na Atosa - Kogo zabiliście żeby zwrócić na nas taką uwagę? - w odpowiedzi jego zastępca odwrócił wzrok.
- Atos… - powiedział groźnym tonem Caecus
- … Cesarskiego wysłannika. - nadeszła odpowiedź po chwili milczenia. Caecus był tak mocno zaskoczony że na moment zapomniał co chciał powiedzieć. Przez moment wyglądało na to że wybuchnie prawdziwym gniewem, a przez okolicę przeszło drżenie. Po ułamku sekundy opanował się.
- Co, powiedz proszę, podkusiło cię żeby uczynić coś takiego? - zapytał niepokojąco spokojnym głosem - Powiedziałem żeby wszystkich cesarskich wysłanników z głupimi rozkazami kierować do mnie. - Taki rozkaz był niestety konieczny. Szaleństwo cesarza powodowało że często wydawał on dość irracjonalne polecenia.

Najgorsze były jednak momenty gdy szaleństwo ustępowało. Władca mógł być wtedy niepokojąco inteligentnym i przebiebiegłym człowiekiem.

- On… - Atos zawahał się na moment - Miał rozkazy by cię aresztować. Za zdradę stanu.
Słysząc to Caecus był prawdziwie zaskoczony.
- Aresztować mnie za zdradę? Czy on już całkowicie oszalał? - zapytał z niedowierzaniem - Podejrzewan że wiem jaka była reakcja żołnierzy… - dodał. Atos tylko się uśmiechnął - O tak. Gdy tylko usłyszeli oskarżenie roznieśli kohortę na mieczach. - wskazał dłonią na otaczających ich żołnierzy - Legiony północy to twój miecz. Tylko ty możesz nim władać. Nie cesarz. - Dodał, a w jego głosie pojawiły się delikatne nuty pogardy. Cesarz nie cieszył się zbytnim poważaniem wśród swoich żołnierzy.

W czasie gdy rozmawiali, kohorty wyłoniły się z lasu. W rzeczy samej, były to oddziały cesarskie. Atos zmrużył oczy, przypatrując się jej, a następnie otworzył je szeroko.
- Będziesz miał okazję go zapytać o powód… - rzucił z delikatnym zaskoczeniem w głosie.
- Cesarz odwiedził nas osobiście? - Caecus prychnął - Więc jego reakcją na brak wieści jest osobiste przybycie? Kretyn. - coś takiego zakrawało na żart, ale generał nie powinien spodziewać się zdrowych przy zmysłach działań swego władcy - Legiony są na pozycjach? - zadał pytanie na które znał już odpowiedź.
- Tak. Wystarczy jedno twoje słowo… - Atos nie dokończył zdania.
- Miejmy nadzieję że do tego nie dojdzie. - kohorta zatrzymała się centralnie przed pozycjami Caecusa. Stary generał wystąpił przed szereg swoich żołnierzy.
- Hail! - rzucił - Co sprowadza cesarską gwardię tak daleko na północ? - zapytał, jak gdyby nie wiedział co się stało. Z szeregów Pretorian wystąpił centurion, któremu wyraźnie nie podobała się jego rola.
- Z rozkazu cesarza, Caecus, dowódca północy, ma zostać aresztowany za zdradę… - jego oznajmienie przerwał dźwięk tysięcy mieczy wyciąganych z pochew. Gdyby nie obecność Caecusa, sześćdziesiąt tysięcy legionistów rozniosło by kohorty na strzęp. Generał jednakże uniósł dłoń, zatrzymując ich.
- Sądzę że powinniśmy to dokładnie przedyskutować w moim namiocie. Tytus, mój kwatermistrz, państwa zaprowadzi. - rzucił, a gdy ruszył dłonią, legiony rozstąpiły się przed kohortami niczym brama. A raczej niczym potężne szczęki, gotowe w każdym momencie ich pożreć.
- Jaki masz plan? - zapytał Atos.
- Jeśli zabijemy go teraz, skończy się to wojną domową. Każdy z tych skurwysynów w stolicy będzie chciał odgryźć kawałek cesarstwa, a my będziemy musieli posprzątać bałagan. - westchnął ciężko - Nie chcę tego robić, ale… Plan Gloria. - Atos cofnął się o krok na te słowa.
- Oszalałeś… - rzucił, a następnie cofnął się o krok pod wzrokiem Caecusa - To znaczy… cholera, dobrze. Wiesz że jesteśmy z tobą, ale mimo wszystko… Gloria miałaby projektem ostatecznym. Sądzisz że to naprawdę najlepsze rozwiązanie? - zapytał.
- Jedyne jakie nam pozostało. A teraz chodź, Cesarz czeka.

Caecus wszedł do wnętrza namiotu dowódczego niczym władca, którym tutaj na północy faktycznie był.
- Panowie. - rzucił do pretorian i cesarza - Przejdźmy do sedna. Wiem że oskarżenia przeciwko mnie zostały sfabrykowane. Moi żołnierzy również to wiedzą. I niczego więcej by nie chcieli jak zmasakrować was wszystkich i pomaszerować pod moją komendą na stolicę. - Generał uśmiechnął się krzywo - Niemniej jednak ja jestem zdania że będzie to działać na niekorzyść Imperium. - zaczął przechadzać się po namiocie - Przedstawię wam teraz moje warunki. Możecie się na nie zgodzić, albo zobaczyć jak pójdzie wam przeciwko najstraszliwszej sile tego Imperium. - pretorianie cofnęli się o krok pod ciężarem jego wzroku - W zamian za moją “zdradę” - jego głos ociekał sarkazmem - zostanę uwięziony na arenie. Moi ludzie zostaną wyłączeni z tego oskarżenia. Na arenie będę traktowany dobrze, oraz posiadać będę immunitet od strażników. Oznacza to że będę mógł się przed nimi bronić i traktować jak traktowałbym żołnierzy mojego legionu. Jeśli zaś któryś z nich chciałby wykorzystać swoją władzę nade mną, zostanie skazany na najniższy poziom areny. Będę brać regularnie udział w walkach, i współpracować ze strażnikami, ale nic więcej. Żadnych tortur, głodzenia, i tego rodzaju bzdur. Jeśli moi dowódcy dowiedzą się o złamaniu któregokolwiek z fragmentów tej umowy, a dowiedzą się, wypowiedzą posłuszeństwo cesarstwu. Razem ze wszystkimi legionami północy. To są moje warunki.
- Oszalałeś!? - wykrzyknął centurion - Żeby w ten sposób dyktować warunki cesarzowi…
- Mediocris zostanie umieszczony na arenie wraz z tobą. Jako gwarant. Jeśli podejmiesz próbę buntu, zgładzimy go. Dopóki tego nie zrobisz, otrzyma takie samo traktowanie jak ty. Bez tego gwaranta, możesz mnie zabić i radzić sobie z wojną domową. Zrozumiałeś, Caecus? - odezwał się po raz pierwszy cesarz.
Generał skinął głową.
- Zrozumiałem. Zgadzam się.
- Dobrze. Pożegnaj się ze swoimi żołnierzami. Już nigdy ich nie zobaczysz. Zaczekam na ciebie przed obozem. - rzucił Cesarz, wychodząc z pomieszczenia.

Atos zbliżył się do Caecusa.
- To poszło lepiej niż myślałem. - zawahał się na moment - Mediocris wie o Glorii?
Generał pokręcił przecząco głową
- Nie. I nie dowie się. Mógłby to komuś wygadać. Zawsze najpierw mówił a potem myślał. - Caecus spojrzał na Atosa - z twojej strony wszystko gotowe? - zapytał
- Tak. Septimus odnowił czary i powiadomił naszych ludzi. Będziemy mieć obserwatorów na trybunach, a na ciebie nałożone jest dość czarów obserwujących twój stan by przetrwały pół wieku. Jeśli którykolwiek z tych czynników zostanie zakłócony, uderzę. Ale mam nadzieję że to nie nastąpi.
- Dobrze. A zatem, do zobaczenia. Gdy ujrzymy się następny raz, będę stać na szczycie… albo leżeć w grobie. - zatrzymał się jeszcze na moment - I upewnij się by żołnierze zrozumieli. Wszystko. Dobrze? - dodał jeszcze, wychodząc z namiotu.

Gloria. Plan który miał zmienić wszystko. Zwycięzcy areny byli traktowani niemalże niczym bogowie. Jeśli Caecus miałby połączyć to ze swoją olbrzymią reputacją wśród legionów, zyskałby dość siły politycznej by obalić cesarza w sposób pokojowy. Udział jego syna nie był częścią planu, ale nie dało się z tym nic zrobić.

Poprzez chwałę do władzy. Taka była ostatnia myśl Caecusa gdy odjeżdżał z północy.

*********

Wracając myślami do teraźniejszości, Caecus zaśmiał się głośno.

- Widać że jesteś tu nowy, chłopaczku. Zapewne nie dostałeś notki, więc udzielę ci dobrej rady: Nie waż się mnie tknąć. Nie jestem zwykłym więźniem. - A cesarz dotrzymywał umów. Zwłaszcza takich od których zależała jego władza. Jeśli cokolwiek przytrafiłoby się Caecusowi, Septimus wiedziałby w przeciągu godziny. A cesarz nie mógł uderzyć w Septimusa, ponieważ nie posiadał nikogo kto byłby wystarczająco dobry, a w przypadku jego śmierci Atos uderzyłby na cesarstwo. Był to bezbłędny plan. - A jeśli nie wierzysz, popytaj. Dowiesz się o losie pozostałych strażników którzy myśleli że mogą mi grozić. Większość z nich wylądowała na najniższym piętrze tej areny. Wygląda na to... - uśmiechnął się, wstając i zaczynając odchodzić - Iż mam anioła stróża. - opuścił pomieszczenie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172