Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2014, 21:01   #1
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
Armie Apokalipsy (Gdzieś Posród Cieni...)

[MEDIA]https://sites.google.com/site/corran1988/Home/Origa-%20Rise.mp3[/MEDIA]


Anioł klęczący na różowym Cadillacu Fleetwood z 1955 roku, wyróżniał się naprawdę bardzo. Przebywając w formie Elyon, wyglądał majestatycznie. Ponad dwa metry wzrostu, robiły z niego prawie najwyższego Anioła tej społeczności, wyższy był tylko jeden z zebranych, a to z pewnością ponad pięciometrowe śnieżno białe skrzydła z dwoma stawami zmusiły go do zajęcia miejsca na tym właśnie samochodzie, w innym wypadku zasłaniał by Luciela innym. Jego wzrost i rozbudowana klatka piersiowa były tylko jednym z elementów wyróżniających go z całego otoczenia. Na naprawdę ładnie wyrzeźbionym ciele, odkrytym od pasa w górę, posiada ogromną ilość tatuaży, przedstawiających znaki okultystyczne, między innymi takie jak Skrzydlaty dysk na środku klatki piersiowej z kręgiem w miejscu splotu słonecznego, Oko Horusa, Heksagram, Skarabeusz czy Yin-yang. Pomiędzy tymi znakami Tribale, dodające wszystkiemu ładu i wyrazistości. Skórzane spodnie przylegają do nóg podkreślając wyrzeźbienie, jak i jego przyrodzenie. Lecz najbardziej przyciągająca wzrok z jego całej postaci jest twarz, jasne blond włosy w lekkim nieładzie tworzą, kontrast z jego piękną twarzą, Luciel jest przystojny, a ten przedstawiciel rasy skrzydlatej jest cholernie, można by rzec, Diabelnie przystojny jak i olśniewająco piękny. Przechodzi przez niego prawdziwie anielskie piękno, Jego ruchy są ciągle obserwowane przez większość obecnych, chociaż by kątem oka, by móc się zachwycać. Jego błękitne oczy wędrują powoli po zebranych, przewiercając ich na wylot, a z jego olśniewająco pięknej twarzy nie schodzi uśmiech i jest to po prostu szczęście wymalowane na jego licu. Gdy Luciel zakończył przemowę, ten właśnie osobnik obejrzał się wkoło siebie, jak by coś sprawdzał, a następnie rozwinął swoje ogromne skrzydła i podleciał przed oblicze Luciela, gdy wisiał w powietrzu, nagle złożył je i wylądował, klęcząc na jednym kolanie podpierając się pięścią, głowę miał lekko opuszczoną, tak by jego włosy lekko zasłaniały twarz. Z jego ust wydobył się lekko wibrujący basem głos.
Wielki Egzarcho Lucielu -Odczekał jedną sekundę i dopowiedział
-Bracie, Hazajel , Chayotim z klanu Mechakiela, Jeden z Diakonów Czerwonych Orłów, do twojej dyspozycji.
Podczas tej krótkiej scenki prawie nikt się nie poruszył, nikt nie szepnął nawet słowa, większość po prostu się przyglądała, a Hazajel klęczał czekając na resztę swoich przyjaciół, na swoje ukochane rodzeństwo.

***


W tłumie można ujrzeć anioła, który z lekkim znużeniem przysłuchuje się przemowie Luciela. Ze złożonymi rękami, oparty o jedno ze zdezelowanych aut, osobnik zakrywa swą twarz pod czerwoną bandaną, oraz kapturem naciągniętym na głowę. W rozpoznaniu skrzydlatego nie pomagają również okrągłe okulary przeciwsłoneczne w których widać odbicie całego skrzydlatego tłumu. Wszyscy z obecnych zdają sobie sprawę, że ceni on sobie prywatność.

Ubrany w lekko wypłowiałą skórzaną kurtkę wyglądającą jak popękana, rękawy od łokci do połowy przedramion wykończone są czerwoną tkaniną. Na plecach starannie wykonany krwistoczerwony znak, którego znaczenie dla postronnych zostało zatarte przez piaski czasu. Na prawym ramieniu naszywka symbolizująca przynależność anioła. Dłonie okryte skórzanymi rękawicami bez palców.

Spod czerwonej bandany zakrywającej twarz, wydostaje się drobny złoty krzyż dokładnie widoczny na tle białego bezrękawnika, opinającego się lekko na wyrzeźbionej sylwetce. Ciemnogranatowe jeansowe spodnie są spięte pasem z szeroką okrągłą klamrą z wygrawerowanym zwiniętym czerwonym smokiem. Na prawej nodze przypięta pasami od wewnętrznej strony uda znajduje się ciemnobrązowa kabura w której osadzony jest schludnie wykonany obrzyn. Niedbale założone buty bojowe sięgające połowy łydki dopełniają stroju który jest wygodny i funkcjonalny. Jego białe skrzydła schludnie złożone , poprzecinane cienkimi ledwo zauważalnymi czarnymi symbolami.

Fizycznie nieszczególnie wybija się z tłumu, umięśnieniem czy wzrostem nie odbiega od reszty współbraci. Zdecydowanie nie dorównuje kolosom znajdującym się w tłumie. Tym co przyciąga spojrzenia zgromadzonych, są lekkie wyładowania elektryczne przebiegające po sylwetce. Roztacza on w okół siebie dość nieprzyjemną aurę co sprawia, że mało kto chcę przebywać w jego bezpośrednim otoczeniu.-

Gdy tylko ostanie słowa ucichły, zgromadzeni zaczęli rozglądać się dookoła wypatrując pierwszego wezwanego.
„Jeszcze nie teraz.” - pomyślał znużony. W momencie gdy kolosalny anioł, który ruszył jako pierwszy, wypowiada swe imię zakapturzony osobnik rozgląda się dookoła sprawdzając czy nikt inny nie zdecyduje się wystąpić z szeregu. Postronni zdążyli zauważyć tylko lekki skurcz mięśni i wzbity tuman kurzu w miejscu z którego wyparował.-

W czasie gdy niewprawni nadal wpatrują się ślepo w miejsce z którego znikł, ten pojawił się przed Egzarchą oparty jednym kolanem na ziemi, prawa dłoń zaciśnięta w pięść na sercu. Srebrne roztrzepane włosy, bandana zsunięta na szyję, skrzydła schludnie złożone. Z głową pochyloną na znak szacunku, jego zielone oczy są doskonale widoczne spod ciemnych okularów.
Odczekał, aż Hazajel dokończy swoją kwestie i rzekł spokojnym lekko zachrypnięty.

Wielki Egzarcho Lucielu, Videon chóru Hashmallim zakonu Ofiela, członek Czerwonych Orłów wstawia się na Twoje wezwanie.

Nie podnosząc głowy skierował swoje słowa do anioła znajdującego się po jego lewej stronie. -Ave, Hazajelu.

***


Zachariel przysłuchiwał się orędziu z daleka. kucając na jednej z wszechobecnych, wysokich kup złomu, złożonej ze starych pojazdów. Dla oddalonych od niego pobratymców, ubrany w długi, elegancki, ciemny płaszcz, zapinany z przodu na guziki i kapelusz w tym samym klimacie, mógł uchodzić z zwykłą, czarną plamę na tle nieba. Jedynie białe włosy opadające na plecy kontrastowały z ciemną tonacją. Gdy przemowa się zakończyła, wzrokiem odprowadził pierwszego kolosa, należącego do skrzydła, w którym miał zaszczyt działać, a którego mógł nazywać jednym z niewielu, prawdziwych braci. Następnie przyszła kolej na drugiego, który to w swoim stylu, zrobił mały pokaz swych umiejętności. Podczas gdy inni wpatrywali się w puste miejsce, Zarachiel uniósł niezauważalnie kącik ust ku górze, znając zwyczaje Videona.
Wreszcie przyszła kolej i na Seraphima, który to płynnie powstał i ruszył bez wahania przez zezłomowaną, nierówną trasę, ukazując swoją szczupłą, a zarazem umięśnioną sylwetkę. Po kilku krokach dotarł na krawędź i bez chwili zwłoki, runął w kilkumetrową przepaść. Wylądował gładko, odczekując chwilę, by poły płaszcza wróciły na swoje miejsce, po czym poprawiwszy lenonki, ruszył żwawym krokiem w stronę klęczącej grupy. W swej ludzkiej postaci nie przewyższał reszty zebranych, mieszcząc się w przeciętnym wzroście. Nie przywdział anielskiego oblicza, zupełnie jakby starał się pokazać o jego dużej przynależności do śmiertelników, których poprzysiągł bronić. Nie ukazał swych trzech par skrzydeł, ani nie pozwolił, by jego spojrzenie rozdarło na strzępy spokój patrzących na niego. W lewej dłoni trzymał czarną laskę, ze srebrną rączką w kształcie głowy smoka, której jednak nie używał w tej chwili do podpierania się w czasie chodu.
Gdy wreszcie podszedł do swych braci, w prawicę ujął kapelusz i zdjął go z głowy, przyciskając następnie do piersi. Lewa dłoń, trzymająca wciąż laskę, przesunęła się za plecy, gdzie znieruchomiała. Wtedy to mężczyzna, na oko mających ze cztery dekady i o bardzo pospolitej fizjonomii, klęknął.

-Witaj, Egzarcho Lucielu - Zaczął, a jego donośny głos wypełnił ciszę. - Zachariel, Seraphim z klanu Aratrona - Diakon Czerwonych Orłów, przybywa po twe rozkazy. - Anioł nawet na moment nie spojrzał w bok. Pochylona głowa, z przymkniętymi oczyma oraz totalny bezruch sprawiał wrażenie, że nasz bohater zastygł i przemienił się w posąg. Jedynie z rzadka unosząca się klatka piersiowa i powiewające na wietrze włosy świadczyły, że jest żywa istotą.

***

Jego krew wrzała, wreszcie nadszedł czas kiedy rozprawią się z tą zarazą trawiącą miasto. Jeszcze tylko kilka godzin i będzie mógł wyruszyć wymierzyć karę złu.

"...jedno skrzydło ma zadanie specjalne wystąpcie wy którzy zwiecie się czerwonymi orłami..." kiedy te słowa padły z ust egzarchy, wydawało mu się że się przesłyszał. Wisiał jeszcze chwilę w powietrzu nad zebranymi, ze złożonymi rękoma na piersi dalej obserwował plac na którym stał Luciel. Kiedy okazało się że Hazajel, jeden z jego kamratów ze skrzydła, wyszedł na środek, dotarło do niego że jednak dobrze słyszał, nie będą brali udziału w głównej bitwie. Widząc chwilę później jak Videon popisuję się swoimi umiejętnościami, pomyślał: "Kiedyś ktoś może uznać to za pychę, powinien uważać".

Bez wahania złożył płonące skrzydła żeby upaść na ziemię która znajdowała się kilkanaście metrów niżej. Kiedy wyszedł na plac okazało się że Zachariel doszedł szybciej niż on.

Zgromadzeni patrząc na ostatniego anioła zobaczyli przeciętnej budowy - jak na tu zebranych - mężczyznę o ponad przeciętnej urodzie. Na jego ramieniu siedział kruk. Jego czarne falowane włosy sięgały ramion. Ubrany był w czarny, skórzany rozpięty płaszcz, biały podkoszulek, czarne jeansy i trampki. W lewej ręce trzymał schowaną w pochwie katanę.

Uklęknął w szeregu, i schyliwszy głowę rzekł:
-Sermael, Eremil z Zakonu Raguela, jeden z Czerwonych Orłów. Na twe rozkazy Panie. -- jego głos dla żeńskiej części zgromadzonych był seksowny.

***


Luciel uśmiechnął się szeroko widząc swoich braci klęczących przed nim.
- Witajcie Skrzydlaci bracia, rad jestem że mogę oglądać was wszystkich, całych i zdrowych mam nadzieję że zadanie które wyznaczę wam w żaden sposób nie ugodzi w waszą dumę, lub w wasze Ego.


Uśmiechnął się co do niektórych, rozluźniając napiętą sytuacje. Rozejrzał się po wszystkich innych, świątynnych aniołach, na jednych patrzył z groźbą, a na innych z troską, jego spojrzenie przez chwilę zatrzymało się dłużej na młodej Zelotce, która niedawno się przebudziła, jednak szybko przesunął swoje spojrzenie znowu na waszą czwórkę, klęczącą u jego stóp, przeszedł i pogładził was po włosach wręcz pieszczotliwie, jak ojciec głaszcze swoje dzieci, jedynie głowę Mechakielity delikatnie przycisnął twardą ojcowską ręką, przypominając mu co dla niego jest ważne...

- Pójdziecie za mną, wyjaśnię wam wszystko po drodze – wstał i nie czekając na wasze reakcje, ruszył przed siebie – Jak wiecie ziemia nie została stworzona jako raj na ziemi dla ludzi, jak głoszą ich święte księgi ale jako wiezienie dla naszego największego wroga Antykreatora, przeciwieństwa naszego stwórcy, który obdarzył nas życiem, Dante pewien pisarz opisał piekło jako wymiar składający się z wielu poziomów, kręgów nakładających się jeden na drugi, idących coraz głębiej aż do najgłębszego, gdzie uwieziony jest ON. Ale to wszystko wiecie – mówił jakby prowadził musztrę swoich żołnierzy, przygotowując ich do rutynowego treningu na placu ćwiczeń, szybko, bezbłędnie i treściwie – są jednak rzeczy o których nie wiecie, a o których dowiedział się niedawno zakon Ofiela i czym prędzej mi o tym doniósł, a mianowicie że można tam się dostać.

Przerwał na chwilę, widząc przerażenie w waszych oczach, bądź co bądź podroż do „piekła” jest misją samobójczą i żaden skrzydlaty, ceniący chociaż trochę swoje życie, nie wybierze się tam, gdyż jest to skazanie na pewną śmierć.

-Nie bójcie się, nie zamierzam wysłać was tam, jednak wasze zadanie będzie równie niebezpieczne, jeden z zelotów w mieście odkrył portal przez który przechodzą wezwane demony do tego wymiaru, nie widział go na własne oczy, ale przysięgał na swój honor, że podsłuchał rozmowę upadłego, z grupą ludzkich okultystów, którzy zapewniali że coś takiego znajduje się w mieście, tylko trzeba to odkopać. Zatem jedynym słusznym miejscem wydają się opuszczone kopalnie złota, w których nadal ktoś kopie prawda ? Posłałem go tam wcześniej przed wami, by znalazł drogę i poprowadził was, do serca portalu, Ofielita dostanie opis rytuału, który pomoże zamknąć portal lub na jakiś czas chociaż go unieruchomić, niestety rytuał był tworzony na ślepo i bez wielu danych, ale liczymy na to że zadziała chociaż w części, w jakiej miałby działać z pełnym potencjałem. I najważniejsza sprawa, jeżeli nie chcecie, nie zmuszę was do wzięcia udziału w tej misji, wiem że mógłbym, ale nie chcę, wierzę że możemy zmiażdżyć potęgi piekła naszym światłem, lecz wiem także jako dowódca, że gdy w nieodpowiednim momencie posiłki przybędą przez portal, wszyscy możemy znaleźć się między młotem a kowadłem, a tego byśmy nie chcieli.

Stanął na środku oczyszczonego ze wszystkich śmieci i części samochodowych placu. Byliście tutaj tyle razy i zawsze było tu pełno najróżniejszych ustrojstw oraz wraków, teraz plac przypominał gładką plażę z miękkim piaskiem pod stopami, gdy przyjrzeliście się dokładniej, okazało się, że to lekko wilgotny popiół, a na na nim wyciśnięte rytualne znaki.



VIDEON

Gdy tylko wszedłeś na plac przebiegające Cię ciarki wzmogły się, wiedziałeś dokładnie gdzie stoisz i czym jest ten krąg, to że znajdował się w tym miejscu oznaczało tylko jedno długie pasmo bólu i cierpienia przez najbliższe godziny...

Krąg ten, to najnowszy wynalazek Ofielitów w dziedzinie „szybkiej podroży”, w ułamku sekundy, prześle was w zaplanowane miejsce, lub w jego pobliską okolicę, zawiera inkantacje ochronne by nie można było, kogoś wysłać prosto w kamień czy pod wodę, jedyna wadą tego świeżego dziecka twojego zakonu jest, to że ciało ulega dosłownie rozerwaniu na części i złożeniu na miejscu, to miejsce w którym fizyka spotyka się z magią i nie jest to miłe

Całe Twoje ciało oblał zimny pot...


Luciel spojrzał w wasza stronę i stanął po drugiej stronie placu. Wyciągnął miecz, swoją legendarną relikwie przekazywaną z egzarchy, na egzarchę od początków tej świątyni, mówi się że każdy z właścicieli oddał kawałek swojej duszy i wiedzy w to ostrze, czyniąc je tak pięknym i potężnym że samo patrzenie na nie budziło rządzę i rozpalało do walki, na ostrzu wygrawerowane w starym języku Aniołów, bardzo spopularyzowane na ziemi powiedzenie „Non omnis moriar” przypominające że, tutaj na ziemi śmierć to nie koniec. Wycelował go w waszą stronę.
-Ci którzy naprawdę chcą przysłużyć się świątyni, którzy pragną zdobyć chwalę i pokonać Antykreatora, proszę was wejdźcie do kręgu...

Gdy Ci co zdecydowali się wejść, wstąpili do niego zauważyliście że na hałdach samochodów otaczających plac wykwitły Anioły ubrane jak do boju, anielskie zbroje, kardynalskie szaty, czy nawet gołe torsy to normalny widok przed bitwą, jednak oni tylko stali patrząc się na was.

-NA CZEŚĆ CZERWONYCH ORŁÓW – ryknął Egzarcha przekrzykując każdy dźwięk w okolicy, pozwalając by niósł się po całej świątyni, unosząc w górę ostrze – URAAAAAA....

-URAAAA, URAAAA – rozległo się z dziesiątek zgromadzonych gardeł, a po chwili większość w formie Adon, wzbiła się w powietrze i ruszyła na pole bitwy, odprowadziliście ich wzrokiem, spostrzegając jak wielu z nich pokazywało w waszą stronę znaki powodzenia czy szczęścia...

-To jest ostatni moment by zadać jakieś pytania – Luciel spoważniał, a na jego twarz wrócił obojętny wyraz twarzy, schował miecz i spojrzał na was oczekując przez chwilę waszych pytań...



. Gdzieś w oddali usłyszeliście grzmot błyskawicy, dzieci Hashalim ruszyły do walki. Między uderzeniami piorunów, udało się dosłyszeć grzmot wybuchu, dobiegającego od strony kopalń

SAGE
„Bezpieczne i łatwe w użyciu”

Taaa... jasne, zapluci Ofielici obiecywali że właśnie takie będą,

„Przyłóż ładunek duchowy do ściany skoncentruj gniew pana na nim i poczekaj chwile a pokaże moc, jak kilka lasek dynamitu”

Łatwiej by było wziąć dynamit.

Pomyślałeś. Godzina zero zbliża się nie ubłagalnie, a ty zamiast wejścia do portalu, masz kupę gruzu do przerzucenia, wiadomym jest, że nie jesteś słaby, lecz liczy się czas, zwłaszcza że orły zaraz tutaj będą, zaplute orły, jakbyś sam nie mógł tego zrobić po co komu oni... służba nie drużba, spojrzałeś na mapę, którą dali Ci kardynałowie można to jeszcze obejść i może tam będzie drugie wejście. Biała plama na mapie oznaczająca niezbadany teren trochę Cię martwiła, ale kto nie gra ten nie wygrywa... Możesz poczekać na orły albo na własną rękę zbadać korytarz, zostaje zawsze trzecia opcja, odwalić kamienie to pewna droga ale jest to czasochłonne zajęcie, tak czy inaczej musisz wybrać, bo czas ucieka...[/left]
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...

Ostatnio edytowane przez Corran : 31-01-2014 o 20:54.
Corran jest offline  
Stary 27-01-2014, 10:22   #2
 
Balthazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Balthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłośćBalthazar ma wspaniałą przyszłość
Anioł powstał powoli, w akompaniamencie trzeszczących ziarenek piasku pod butami. Nie ruszył natychmiast, czekając z szacunkiem, by to ich lider zajął miejsce na przodzie, a wykorzystując chwilę, założył z powrotem kapelusz na głowę. Zachariel ruszył pół kroku za nim, nie odzywając się nawet słowem. Słuchał. Pozwalał by słowa Egzarchy nieprzerywane przez żaden odgłos, przemawiały do nich z całą mocą. A to, co miał im do powiedzenia, nie należało do spraw błahych. W chwili gdy wspomniał o możliwości dostania się do piekła, nawet Seraphim nie mógł przejść wobec tego obojętnie. Źrenice rozszerzyły się nieznacznie, jednak po chwili na twarz powrócił ten sam wyraz obojętności i znużenia. O ile przez myśl przeszła mu podróż na teren Wroga, to już po chwili zdrowy rozsądek wziął górę nad niedoświadczeniem. Posłanie skrzydła nawet do pierwszego kręgu było by akcją nie tylko samobójczą, ale i głupią. Przy ich umiejętnościach i braku większego doświadczenia, nie stanowiliby zapewne wyzwania dla niezliczonych hord demonów. Jak to mawiają, Nec Hercules contra plures. A oni wśród swych pobratymców z pewnością nie plasowali się aż tak wysoko.
Ponownie jego myśli skupiły się na dalszych słowach Luciela, który z każdą chwilą wyjawiał coraz bardziej interesujące wiadomości. Bracia z Zakonu Ofiela z pewnością zasłużyli sobie na swą reputację. Co do tego nie było wątpliwości. Gdy usłyszał wezwanie swego zwierzchnika, nie zawahał się. Żył, by służyć i swoje życie, jeśli miało być poświęcone dla większego dobra, odda bez cienia żalu. Zrobił krok na przód, nie do końca wiedząc, co go czeka. Nie mógł wiedzieć, że za moment pozna nowy wymiar bólu, ale może to i lepiej? Niewiedza bywa nieraz błogosławieństwem.
Wśród okrzyków i gestów powodzenia, Zachariel zsunął okulary i zerknął swoimi błękitnymi oczyma na oddalających się pobratymców. Zasalutował im nonszalancko, co było niejakim nawykiem z życia sprzed przebudzenia. Był kapelanem wojskowym, który jedyne co mógł teraz zrobić, to modlić się o ich bezpieczny powrót. Jednak czy sam nie był w trudniejszej sytuacji? Portal do i z piekła mógł w każdej chwili wyrzucić z siebie hordę wszelkiego plugastwa, w tym również biesy, którym nie dorastaliby do pięt. Wolał nie myśleć co się stanie, jeśli zawiodą. Ponownie kryjąc wzrok za okrągłymi okularami, zwrócił się do Luciela.

- Czy jeśli rytuał nie zadziała, mamy wolną rękę by zniszczyć portal? Czy też świątynia ma wobec niego własne plany? I czy jeśli uda nam się, nim bitwa zostanie zakończona, mamy stawić się w miejscu zbiórki czy czeka nas coś jeszcze? - Zach wolał mieć wszystko wyjaśnione, gdyż niespodzianki zazwyczaj w tych czasach nie były zazwyczaj przyjemne.

- Jeszcze jedno. Kim jest ten zelota? Nie chciałbym, by nastąpiło jakieś nieporozumienie gdybyśmy spotkali tam z jakiegoś powodu kogoś innego. - Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby przez portal coś już zdążyło przejść i zamieniło miejscami z ich kontaktem. Byliby zdani na jego łaskę, pchając się nieświadomie w paszczę bestii.
 

Ostatnio edytowane przez Balthazar : 27-01-2014 o 10:25.
Balthazar jest offline  
Stary 28-01-2014, 19:22   #3
 
Gustav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podczas gdy Luciel przypominał mi o obowiązkach i drodze którą podążam. W mojej głowie usłyszałem głosy, wyrwane z pamięci
- Pamiętaj Synu, masz być dumny ! Podążać naszą doskonałą drogą, drogą czystości, męstwa i pokory ! Nie zapomnij doskonalić się, gdy będziesz miał ku temu okazję, nigdy nie odwracaj się od swoich braci, chociaż niektórzy robią dziwne rzeczy, nie znaczy to, że nie są naszym rodzeństwem. Idź zatem moje dziecię i walcz z tworami anty kreatora, zniszcz jego plany i prowadź innych w tej drodze.
Jego twardy i silny głos, wypełniający wnętrze żarem odwagi i dumy. Była to jedyna rzecz, którą pamiętałem z królestwa niebieskiego.

Zanim się spostrzegłem, Luciel już zrobił kilka kroków, a mi przypomniało się, że miecz zostawiłem przy motorze. Zerwałem się szybko z ziemi, zrobiłem kilka długich kroków i wyszarpnął z ziemi swój miecz dwuręczny, który stał obok mojej ukochanej Hondy Shadow.


By dogonić resztę musiałem pomóc Sobie skrzydłami. Cieszyłem się w duchu że postawiłem motor bardziej w centrum złomowiska, dzięki temu słyszałem wszystko co mówił Egzarcha. Gdy padły z jego ust słowa dotyczące dostania się do piekła, przeszyły mnie ciarki, wiedziałem że walka na ich terenie jest równoznaczna ze śmiercią. Lecz znałem Luciela, lubił robić wrażenie i zaskakiwać innych, by sprawdzić ich reakcję, a Ja miałem na to sposób, gdy Egzarcha przemawiał, lub opowiadał o czymś ważnym zawsze miałem lekko pochyloną głowę, by me oczy były ukryte za włosami. Gdy już się opanowałem, podniosłem głowę by pokazać swoją, spokojną twarz z której rzadko kiedy schodził uśmiech.

Następne słowa usatysfakcjonowały mnie, portal do bram piekieł na pewno zapewni nam dużo rozrywki, mój brat Sermael będzie zadowolony, poza tym, w walce całe nasze skrzydło dogaduję się o wiele lepiej, niż podczas zwykłych rozmów, wyzwalają się uczucia i ukazuje się miłość do bliźniego, i ta miła dla oka rywalizacja. Zastanawiałem się jedynie nad tym Zelotą, rzadko kiedy nasze skrzydło współpracowało z nimi, a z tego mogły wyniknąć jakieś małe niedomówienia. Gdy wkroczyłem do kręgu, pokazując swoje zdecydowanie, przeszyły mnie ciarki, jako że zobaczyłem na twarzy Videona strach, a to rzadko kiedy widziana anomalia. Do mojego wątłego umysłu doszły obawy dotyczące togo rytuału. On wiedział na czym on polegał i wiązało się to z przykrymi konsekwencjami, lecz niewiedza ta przyprawiała mnie o ból głowy.

Moje obawy zostały przerwane przez ryk Luciela i odpowiedz równie głośną innych aniołów, widziałem każdy znak szczęścia i powodzenia wykonany w naszym kierunku, i na każdy odpowiedziałem swoim. Wiedziałem że oni też stoczą dziś walkę i również im, przyda się szczęście. Gdy Zachariel zadał swoje pytania byłem mile zaskoczony. Zadał pytania które ja chciałem zadać i byłem wdzięczny. Gdy skończył, nie czekając na odpowiedz zwróciłem się do Egzarchy.

- Gdy odpowiesz na nasze wszystkie pytania, pomodlisz się z nami przed tą wielką bitwą ? O naszych braci, którzy będą walczyć u twojego boku i powodzenie naszej misji ? I jeszcze jedno
Odwróciłem się w stronę Videona
- Gdzie jest Fafik ? Będzie nam potrzebny w tej walce.
Spojrzałem w stronę Luciela, z niemym pytaniem wyrysowanym na twarzy
 
__________________
Zło jest wszędzie, i zawsze tak będzie !

Ostatnio edytowane przez Gustav : 30-01-2014 o 17:35.
Gustav jest offline  
Stary 02-02-2014, 17:40   #4
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Kiedy Sermael wstawał razem z innymi kruk na jego ramieniu załopotał skrzydłami. Pomimo tego że Hazajel wrócił się po swój miecz, puścił resztę przodem jak przeważnie robił, chciał mieć swych kompanów na oku, uważał się za ich strażnika czy to chroniącego ich przed nimi samymi czy to przed niebezpieczeństwem z zewnątrz.
Słuchał mowy Luciela uważnie pomimo tego że to co mówił było dla nich oczywiste, ale domyślał się że nie mówi tego ot tak żeby mówić, musiał mieć w tym jakiś cel. Kiedy doszedł do momentu w którym mówił o możliwości dostania się do piekła, Sermael zatrzymał się zszokowany, najpierw przez jego głowę przebiegły myśli o chwalę, o wymierzeniu sprawiedliwości demonom i innemu plugastwu, ale te myśli były w jego głowię tylko przez chwilę zastąpione instynktem samozachowawczym. Słowa które po chwili wypowiedział Egzarcha uspokoiły go. Wznowili swój marsz, na wiadomość że Zelota odkrył takie wieści o których jego kontakty milczały, poczuł gniew skierowany przeciw nim. “Następnym razem nie będę taki łagodny przy zadawaniu pytań” pomyślał. Na polecenie Luciela nawet chwili się nie zastanawiał, wszedł w krąg uważając przy tym żeby go nie uszkodzić, nie znał się na tym zbyt dobrze ale przeczuwał że nie koniecznie było by dobrze gdyby jakaś jego część został rozmazana.
Życzenia im powodzenia i szczęścia przyjął ze spokojem w duchu życząc reszcie aniołom tego samego. Śledził jak się oddalają, i miał nadzieję że wszyscy będą mieli siłę by wrócić, szkoda tylko że nadzieję nie zawszę muszą się ziszczać.
- Leć do domu. - powiedział cicho do kruka który to odleciał na prośbę swego pana.
Kiedy Luciel odpowiedział na pytania Zachariela, Sermael zadał własne które nie dawało mu spokoju, z różnych przyczyn.
- Lucielu, Panie. Czemu akurat my? Są silniejszy którzy na pewno by sobie szybciej i lepiej z tym zadaniem poradzili. Nie twierdzę że nie chcę je wykonać, czuję się zaszczycony że tak ważna rzecz została nam powierzona.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 02-02-2014 o 18:01. Powód: sry za edycje częste ale teraz widzę kilka błędów
Raist2 jest offline  
Stary 02-02-2014, 23:47   #5
 
Orrath's Avatar
 
Reputacja: 1 Orrath nie jest za bardzo znany
Wchodząc na miejsce w którym usypany był rytualny krąg zacząłem natychmiast uważnie mu się przyglądać starając się zapamiętać najmniejszy detal, Nigdy nie wiadomo kiedy będzie potrzebny. Już słyszałem plotki na temat naszego nowego środka podróży, zdecydowanie nie podoba mi się to. Mimo, że sam potrafię przenosić się w rzeczywistości w mgnieniu oka, choć na mniejszą skalę, to jednak nie odczuwałem przy tym nigdy bólu, na pewno nie takiego jaki nas czeka. Na tę myśl me ciało przeszło lodowate uczucie strachu sięgając nawet samych koniuszków skrzydeł. Moja reakcja została zauważona wprowadzając mych kamratów w lekkie zaniepokojenie, nie chciałem do tego doprowadzić, aczkolwiek to co nasz czekało było nie do uniknięcia.

Pomimo tego, że na tę chwilę tylko rytuał, jego następstwa oraz lepsze zapoznanie się z jego końcową wersją zdominowało moją uwagę, słyszałem pytanie zadane przez Zachariela. Zadziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody wyrywając natychmiastowo z zamyślenia.

- Zniszczyć portal!? Z całym szacunkiem wielki Egzarcho, ale nie można do tego dopuścić za wszelką cenę trzeba go zachować. Jeśli nie teraz to kiedyś na pewno będzie stanowiło ono najpotężniejszą broń w walce z anty kreatorem!

Gdy tylko Luciel wysłuchał mego komentarza, rozpoczął swoje przemówienie, następne co pamiętam to zdecydowane przeciwieństwo uczucia towarzyszącego mi gdy oglądałem rytualny krąg. W mej klatce piersiowej rozpalił się żywy ogień walki, wiedziałem że do tego zostałem stworzony a Pan wysłał mnie tą krętą drogą. W duchu odpowiedziałem na uśmiechy i okrzyki, dziękując Panu za jedność jaką stanowimy gdy trzeba.

Dopiero teraz zauważyłem, że Hazajel wrócił uśmiechnięty targając swój wielki miecz no No tak, ten jak zwykle zadowolony. Pomyślałem będąc ucieszony, że będę z nim walczył ramię w ramię.

Czekałem zaniepokojony na odpowiedź Lucjela gdy nagle Hazajel zwrócił się do mnie.
- Gdzie jest Fafik ? Będzie nam potrzebny w tej walce.
Gdy tylko to usłyszałem sięgnąłem do kieszeni aby wyciągnąć kolczastą obrożę.

Będzie na nas czekał na miejscu. Odpowiedziałem ukazując biały uśmiech
 

Ostatnio edytowane przez Orrath : 03-02-2014 o 23:14.
Orrath jest offline  
Stary 03-02-2014, 10:43   #6
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Anioł stał nad stertą głazów. Zamiast rozmyślać nad rytuałem, który miał przeprowadzić by zamknąć portal, zastanawiał się nad czymś zupełnie innym. Dlaczego wysłano go przed grupą uderzeniową złożoną z tych całych „orłów”. W końcu najpierw powinno się wysyłać mięśniaków stworzonych do walki, a dopiero potem specjalistów. Cóż, być może była to kara za podejście Sage’a do tej wojny. Unikał jej tak długo jak tylko mógł, robiąc to do czego jego zakon, przynajmniej w jego opinii, był stworzony, doglądał dzieła stworzenia. Nie było w tym nic dziwnego, Sage już dawno uznał, że ta wojna może tylko przynieść zniszczenie i nic więcej.

Stojąc nad gruzami Anioł zorientował się, że rozmyśla już tak dłuższą chwilę, rozmyśla zamiast kopać. Wzruszył ramionami, po czym złożył ręce na piersi.
-Mogę równie dobrze poczekać na „orły”, przynajmniej się do czegoś przydadzą.- Mruknął Do siebie Sage.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 16-02-2014, 12:06   #7
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
Longinus nie wiedział dlaczego ten człowiek tam wisi. Nie wiedział też czemu trzeba go zabić, był prostym rzymskim legionistą trzymającym warte na tym wzgórzu na którym wieszano skazańców. Teraz wisiało trzech z czego jeden naprawdę wywołał fale poruszenia w mieście. Longinus zastanawiał się kim jest ten człowiek ale jego ograniczony ludzki umysł nie mógł przecież wiedzieć kim on jest i czemu znajduje się tutaj na krzyżu pośród zwykłych rzezimieszków. W końcu po kilku nastu godzinach wart i kilku próbach napojenia octem skazanych na wzgórzu pojawił się centurion
-Zabić go... - Twarde słowa spadały jak krople roztopionego ołowiu na umysł longinusa powoli imkrzepnąc nabierając formy i kształtując się w machinalną czynność wykonywaną wiele razy. Tym razem jednak było inaczej, uniósł swoją włócznie, powoli przymierzył się przykładając ostrze do boku skazańca i powoli bez zbędnego ociągania się zanurzył metal w jego ciele. Popłynęła ciepła krew brukając całe ostrze, spłynęła wzdłuż drzewca prawie dotykając rąk legionisty, Longinus nie wiedział jak blisko znalazł się śmierci ani tym bardziej nie wiedział że swoim postępkiem stworzył coś nowego, że odbierając życie dał początek nowemu istnieniu, że zabijając-począł...

Od tamtego czasu włócznia Longinusa pojawiała się na kartach historii wiele razy, wiele pogłosek i tropów jednak prowadziło do fikcyjnych możliwych właścicieli tego (nie)świętego oręża, broni mogącej zabić Boga, wielu poszukiwało, niewielu odnalazło ale każdy zapisał się jako bohater bądź ciemiężca. Nikt nie pozostał obojętny na niezwykłe właściwości tego przedmiotu, nikt też do końca nigdy go nie zbadał. Wielu próbowało niewielu się udało. Po wielu latach poszukiwań zatrzymano projekt „Spear of Destiny” polegającego na odszukaniu „Bogobójcy” jak nazwali ją Upadli oraz posłańcy Wroga i po wielu dziesięcioleciach zapomniano o niej, jednak to miało się już niedługo zmienić i na zawsze pogrążyć świat w świetle bądź chaosie. Zapomniani Bogowie mają jedna wspólną cechę wielkie Ego które jest kruche jak najdelikatniejsza porcelana...

* * * *




* * * *

James przetarł napuchnięte oczy, rozglądając się w około widział jedynie wszechobecne błoto, kilka szrapneli oraz czuł zapach krwi w powietrzu, obmacał swoje ciało, oprócz kilku postrzępionych ubrań, niewielkich ran od odłamków był cały i zdrowy, ale jak to możliwe skoro widział granat który wybuchał metr od niego w miejscu w którym... Odwrócił się gwałtownie o sto osiemdziesiąt stopni by spojrzeć w miejsce w którym powinien zdetonować się granat, siedział tam jeden z nich żołnierz jakich wielu, szary mundur przybrudzony błotem, hełm zawadiacko przekrzywiony na bok jakby za chwile miał spłynąć bo głowie odsłaniając ogoloną czaszkę
- No i co tak się patrzysz, kaprala nie widziałeś – powiedział rzucając w stronę Jamesa granat – niewypał, mieliśmy szczęście...
Młodzieniec się uśmiechnął i zaczął śmiać do rozpuku, ciesząc się że przed chwilą uniknął śmierci od granatu który mógł pozbawić go tego co miał najcenniejsze życia.
- Jestem James a pana jak zwą Kapralu ? - zasalutował niedbale nie bacząc na ceremoniały gdy nad głowa świszczały kule i huki rozdzierały szarzejące od zmroku niebo.
- Kapral Joshua Malkovich, pierwszy dywizjon czwartego pułku zbrojnego stanów zjednoczonych Ameryki północnej, żółtodziobie – Jesteś mi coś winien co powiesz na dobrą whiskey jak wrócimy do domu.
James zgodził się bez wahania, biedny James...


* * * *

Malakianie to niezbyt rozrośnięty ale mocno i prężnie prosperujący zakon, wzmianki o nim sięgają wojny secesyjnej a raczej jej końca gdy stany podzieliły się zyskując nowe prawa i zezwalając na tworzenie oraz rozwijanie własnych organizacji pozarządowych. Zajmują się nauka, szeroko pojęta i nie potępiają żadnej jej dziedziny traktując je równo i poważnie. Niektórzy mówią że to okultyści czczący szatana nic bardziej mylnego, można powiedzieć że Malakianie wręcz odwrotnie czczą Anioła...

* * * *

Luciel ze spokojem wiekowego mentora spoglądał na was jego twarz nie wyrażała żadnych emocji ale za to w oczach szalał odwieczny ogień boży, rozpalający serca każdego Anioła i spopielający ciało każdego Wroga
- Gdyby zniszczenie go brutalna siła było możliwe już dawno by nie istniał Bracia, jednak mamy nadzieje że uda nam się go chociaż zamknąć jak nie na wieki to na jakiś czas, i mam nadzieje że to zakończy nasze problemy i świątynia nie będzie musiała mieć wobec niego żadnych planów... no chyba ze któryś z was ma ochotę na wycieczkę do piekła. Co do zakończenia bitwy boje się że rozegra się ona szybko, starcie najpewniej będzie. Zadałeś jednak jedno ważne pytanie czemu Wy? To proste jesteście najlepsi z najgorszych, jesteście esencją bycia archontem oraz tworzenia skrzydła, każdy z was cechuje się się czym innym, każdy z was ma mocną stronę która uzupełnia słabe strony innych. Jesteście jak bracia i nie tylko ja to widzę, najwyższe pieczęcie stworzą potężny klin armii którym rozbijemy armie wroga ale potrzebuje też mniejsze trybiki które wykonają swoje zadania by zegar mógł zabić wyraźnie i dźwięcznie, potrzebujemy was, po prostu was potrzebujemy. Co do zeloty to zaufany podwładny aniołów władzy – na jego twarzy zagościł uśmiech - Nie macie się czego obawiać może i jest czasem arogancki ale na pewno okaże się pomocny, nie macie się czego obawiać sadze że nawet jak coś wyjdzie z portalu poradzicie sobie z tym bez problemu, nic jeszcze przez to nie przeszło więc sądzę że jeżeli nawet ot najpierw przejdą przepatrywacze, a ich nie musicie się obawiać – spojrzał na was i uśmiechnął się.

Nie było sensu przedłużać Egzarcha raz jeszcze wyciągnął miecz i wypowiedział kilka słów w tajemnym języku
- Dominus nostrum, per hunc modum tute creavi fratres eos: quam eos non timere ambulavero in patiendo dolore, quia eos in malum, et curam liberorum retinent, amen.- Donośnie wypowiadał każde słowo jakby się modlił do samego pana -Adjuva nos.

Kręgi zaczęły jaśnieć i płonąć po chwili żywym ognie, nie czuliście ciepła jedynie blask był porażający, w płomieniach można było dostrzec dłonie odbicia, każdy z was widział co innego,inną scenę z własnego życia, jedni najważniejsze inni podniosłe a niektórzy najbardziej tragiczne o ktoś namiętne. Nawet egzarcha przez chwilę wpatrywał się w płomienie z tęsknym wzrokiem, lecz po chwili znowu na jego twarzy zagościł stoicki spokój i nie można było odczytać już nic. Płomienie zbliżyły się obejmując powoli całą powierzchnie kręgu, zaczęliście czuć jak spalają się wasze ubrania, nie czuliście bólu, na razie, powoli wasze ubrania pochłaniały płomienie całe wyposażenie zaczęło się topić jeżeli był z metalu lub spalać jeżeli nie mogło wytrzymać temperatury, błękitne i pomarańczowe płomienie tańczyły po waszych ciałach, każdy kto spojrzał by na was z boku mógłby was wziąć za żywiołaki ognia.

* * * *

- Na stos, na stos, spalić wiedźmę – Tłum krzyczał, skandował, domagał się krwi, krwi wiedzmy przez którą zsiadło się mleko, kowal stracił dłoń na kole szlifierskim, a ostatni mąż starej Grety umarł na serce w wieku 90 lat . Jedyna która nie krzyczała była Anna niemowa od urodzenia, piękna dziewczyna o ponętnych kształtach, talii jak osa i dorodnym biuście, to wszystko w połączeniu z długimi prostymi włosami i zielonymi oczami tworzyło z niej największą piękność, nic dziwnego że zakochał się w niej i kowal i mąż starej Grety który dowiedziawszy się o zalotach kowala poszedł przemówić mu do rozumu że nie ma z nim żadnych szans. Kowal akurat ostrzył miecz dla Barona tych ziem i zaskoczony nagłą wizytą odciął swoją dłoń na ostrym jak brzytwa mieczu a stary Horst padł na zawał widząc że zabił jedynego kowala w prowincji i że z jego winy cenny miecz pana stał się kupką złomu pod ścianą, łatwiej było umrzeć. Ale oskarżono o to Anne biedna młoda dojarkę krów która zostawiła mleko w ciepłym, na nic tłumaczenia jej matki a dziewczyna sama bronić się nie mogła. Teraz pobita, z wyłupionym okiem, powyrywanymi włosami, już nie był najpiękniejsza jej brudna opuchniętą twarz znaczyły czyste ścieżki po łzach, ręce skrepowane drutem cięły nadgarstki przy każdym poruszeniu, z nadzieją patrzyła na stos na którym za chwilę miało skończyć się jej cierpienie. Gdy ustawiali ja na stosie i podkładali modliła się do pana o szybką śmierć i przyjęcie do królestwa niebieskiego bo w końcu czym zawiniła. Anna jednak nie wiedziała że najgorszą i najbardziej bolesną śmiercią jaką można doznać, gdy ogień zaczyna lizać stopy, gdy każdy nerw zaczyna się przeciążać z bólu i temperatury, kiedy gorące powietrze zaczyna palić płuca parząc cały układ oddechowy a z każdym wdechem coraz więcej pęcherzy osadza się na krtani i degeneruje tchawice, aż wreszcie gdy dym powoduje że zaczyna się dusić, i zanim się spali ginie z niedoboru tlenu i umiera w agonii, palona żywcem....

* * * *

Zaczęliście płonąć....

* * * *

SAGE

Kamienie. Zaczęły się poruszać jakby spod gruzów coś próbowało się wydostać. Doszedł do twoich uszu głęboki basowy pomruk przypominający warkot silnika potężnego samochodu. Czarna ociekającą smoło-podobna substancja ręka wyłoniła się z załomu. Kamienie zaczęły się żarzyć i rozgrzewać do czerwoności czy bo chwili eksplodować, tylko lata treningu i świetny refleks pozwolił Ci odskoczyć unikając odłamków skał. Gdy para opadła zobaczyłeś, wielkiego Demona, Cerbera patrzącego na Ciebie z nienawiścią w oczach oddychając potężnie i głośno, teraz już wiesz skąd wziął się ten pomruk. Warknął na Ciebie i... ułożył się w kłębek na podłodze zamykając oczy i zasypiając, podłoga dookoła niego zaczęła się rozgrzewać od Ciepła jego ciała, zasnął...



* * * *

Resztki świadomości wyparowywały z waszych gotujących się ciał, obraz zaczął się rozmawiać, a płomienie spopielały wasze ciała, dotkliwie boleśnie i nieodwracalnie.
Lecz po chwili jakby ktoś wylał na was kubeł zimnej wody. Ulga ogarnęła wasze ciała a wasze umysły osiągnęły pełnie sprawności a wsze zmysły zaczęły znów rejestrować.

Stoicie pośród ruin, czegoś co na pierwszy rzut oka wygląda jak pałac lecz jednak bomba atomowa musiała go całkowicie zniszczyć zostawiając malutkie elementy świadczące o pochodzeniu ruin. Wzrok. Z głębi tych zniszczonego pomieszczenia dobiegł was głośny głos, uderzenia w wielki bęben, dwa uderzenia , przerwa, znowu dwa i pauza. Jakby to biło wielkie serce. Słuch. Zapach spalenizny był wszechobecny, mieszanka smoły i siarki. Wyjątkowo drażniły wasze nozdrza powodując ochotę na wymioty. Zapach.

Stąd można było iść tylko w jedna stronę długi na wiele metrów chodnik górniczy. Wykuty w litej skale jako korytarz najwidoczniej prowadzący do tego miejsca. Możecie pójść w dwie strony albo zbadać od razu ruiny, kto wie co w nich się znajduje, nikt nie wspominał o żadnych ruinach. Jednak znalezienie Zeloty Zaeruela także nie może być odłożone na później ten samotnik ma przydatne informacje i zna dokładne położenie portalu.

Coś jednak nie było w porządku, Cienie zaczęły się poruszać i powoli zbierać w jeden punkt tworząc plamę z której powoli zaczął wynurzać się kształt przypominający dorosłego człowieka odzianego w luźne łachmany, od jego ciała biegło kilkanaście złotych łańcuchów ginących w zakamarkach pomieszczenie, gdy jego twarz uformowała się a z jego oczu zeszła mgła odezwał się.
- Wy... To sanktuarium nie jest przeznaczone dla takich jak wyyyyy... - głos przypominał zamykaną nienaoliwiona skrzynie skrzypiącą przy każdym ruchu – Odejdźcie stąd, odejdźcie gdyż inaczej pozabijam was wszystkich, zabije i ciała spale na wielkim stosie, dołączycie do wielu którzy przybyli przed wami.
Zjawa nie widząc waszej zbytniej rezygnacji, rzuciła się na was rozdziawiając swoją szczękę mogącą pomieścić dorosłego człowieka,

HAZAJEL

Potępiony ruszył w twoją stronę, szybka ocena wojskowa, zjawa wiele łańcuchów symbolizuje wile lat potępienia na ziemi. Jako przeciwnik zagrożenie znikome. Chyba że ma wielu popleczników, w tym składzie zniszczycie go raz dwa, o ile ktoś zna egzorcyzmy. Spojrzałeś na Videona...


 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...

Ostatnio edytowane przez Corran : 16-02-2014 o 16:25.
Corran jest offline  
Stary 18-02-2014, 08:29   #8
 
Gustav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnieGustav jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hazajel wysłuchał odpowiedzi Luciela ze stoickim spokojem i kilka razy pokiwał głową na znak zrozumienia, gdy modlił się za nasze dusze był zarazem smutny jak i szczęśliwy. Smutny z braku wspólnej modlitwy, szczęśliwy że Egzarcha modli się o nich w dawnym języku aniołów.

Gdy ogień ogarnął Jego ciało, jak i jego braci, twarz Hazajela wykrzywiła się w grymasie bólu, gdy chciał krzyczeć, brak powietrza i spalone gardło od środka nie pozwoliły mu na to. Gdy chciał się poruszyć nogi odmówiły mu posłuszeństwa i padł na kolana, klęczał tak póki nie pojawił się chłód który, odjął cały ból niczym dotyk Najwyższego, gdy uniósł swoje oczy, a Zjawa wypowiadała swoją kwestie, machnął mieczem który, zaczął płonąć niebieskim ogniem, lecz miecz nie poleciał w stronę duszy, lecz wylądował wbity u stóp Videona. Jego mięśnie nóg napięły się, zwiększyły swoją obiętość, jak całe jego ciało. Hazajel zmienił się w swoją bojową formę, a z jego gardła wydobył się basowy głos.

- Videonie Egzorcyzm, byle szybko. Ja go unieruchomię, ty rób swoje. Bracia zajmijcie się poplecznikami, z pewnością tu przybędą jeżeli on będzie w niebezpieczeństwie.

Hazalej skoczył i swoimi wielkimi ramionami pochwycił tą potępioną dusze, a jego skrzydła nałożyły się na nich tworząc coś na kształt kokonu. I gdy umocnił swój chwyt zaczął odmawiać modlitwę, tym swoim specyficznym głosem.

------------------------------
Ojcze nasz , któryś jest w Niebie.
Święć się imię Twoje,
Przyjdź Królestwo Twoje,
Bądź wola Twoja,
Jako w Niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj,
I daj nam też siłę,
Abyśmy nie przebaczali naszym winowajcom.
I pozwól nam odeprzeć pokusy,
A zło niech pełza w prochu u stóp naszych.
Amen.

------------------------------
 
__________________
Zło jest wszędzie, i zawsze tak będzie !
Gustav jest offline  
Stary 02-03-2014, 15:00   #9
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Gdy wszedł do dyskoteki był już wieczór. Ludzie tańczyli jakby koniec świata miał nadejść już jutro i chcieli się wyszaleć na zapas. Sermael zwinnie prześlizgnął się między nimi do baru nie zwracając zbytniej uwagi na nich. Dzisiejsza akcja była udana, grupka Daiva uznanych za spiskujących z Upadłymi została osądzona, a kara wymierzona od razu. Dlaczego więc pomimo wciąż buzujących emocjach po walce nie do końca czuł się zadowolony? Czy to wątpliwości które odczuwał na początku wróciły? Nie zgadzał się do końca z dogmatami jego zakonu, owszem grzech trzeba plenić, ale czy ci skazani naprawdę przeszli na stronę wroga? Czy trzeba być tak bezwzględnym? Żeby nie myśleć o tym, uspokoić emocję albo po prostu dla przyjemności zamówił sobie drinka.

Tym razem to Ona zauważyła go w tłumię. Podeszła do Niego, przywitali się jak starzy dobrzy znajomi albo i coś więcej. Przysiadła się, długo rozmawiali ze sobą. Dzisiaj to Ona słuchała Jego, była mu wsparciem, opoką i pocieszycielką, była kimś kto potrafi przywrócić w nim równowagę.

Kiedy mieli już za sobą kilka drinków, a wypity alkohol zaczął szumieć w głowię, dołączyli do bawiących się ludzi na parkiecie. Tańczyła z wielką zmysłowością, każdy jej ruch prowokował zmysły Sermaela. Ona wiedziała o tym, a On wiedział że Ona wie.

Gdy napięcie między nimi osiągnęło apogeum, wyszli na zewnątrz, w ciemną uliczkę. Jego usta przylgnęły do jej ust. Ona obejmowała jego plecy i głowę. Nie przeszkadzało im że ktoś w każdej chwili może ich przyłapać. Teraz liczyli się tylko Oni. Rozpiął jej bluzkę a Ona rozpięła mu spodnie, jego przyrodzenie było już gotowe, lecz Raguelita wiedział że nie tylko on się liczy. Pocałunki zaczęły padać na jej szyję, obnażone piersi. Jej oddech stał się szybszy i płytki, chciała już go poczuć w sobie, On jakby odczytywał jej myśli, spełnił jej niemą prośbę. Po chwili przeszył ich dreszcz rozkoszy, po jej ciele zaczęła się rozchodzić fala gorąca, a ich oddechy stały się jednym.

********

Okropny ból który przeszył jego ciało, wyrwał go z transu. Z jego gardła wydostał się niemy krzyk. Sermael upadł na kolana, jego mózg obciążony bólem nie był w stanie wydawać nogom rozkazu utrzymania w pionie. W chwili kiedy pomyślał że nie wytrzyma już dłużej tego przyszło ukojenie, jak wiadro zimnej wylane prosto na niego.

Kiedy odzyskał sprawność umysłu, a do jego uszu dotarły groźby upiora, uśmiechnął się do siebie. “Nie dość że żyję to jeszcze komitet powitalny” pomyślał. Zaczął iść w stronę zjawy wyjmując katanę z pochwy, lecz uprzedził go Hazajel który w kilku susach ją dopadł.

- … zajmijcie się poplecznikami… . - po tych słowach pomimo zawodu że to nie on rozprawi się z duchem stanął w gotowości rozglądając się za posiłkami. Miał cichą nadzieję że jakieś przybędą. Lubił walczyć ale skoro jego brat zajął się tym strażnikiem to on będzie pilnował tyłów.
 
Raist2 jest offline  
Stary 09-03-2014, 16:58   #10
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Sage stał sparaliżowany. Nie ruszając się mruczał pod nosem przekleństwa kierowane w tego, który go tu wysłał. Sens był prosty, "dlaczego nie mogli tu wysłać jakiegoś tępego mięśniaka tylko mnie?"

Anioł powoli zaczął wycofywać się przed nosa cerbera, Sage był specjalistą, trudno było znaleźć kogoś kto wiedział tyle co on o rytuałach i znakach, miało to jednak jeden minus. Jego zdolności walki, były, cóż. Najlżejszym określeniem byłoby chyba nieistniejące. Na szczęście Anioł zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też, gdy tylko odszedł na kilka metrów od cerbera, zaczął biec, niczym opętany, modląc się o jedno, by znalazł tutaj kogoś kto poradzi sobie z potworem, albo wyjście z tej pieprzonej kopalni. Nie pogardziłby żadnym z tych rozwiązań.

PS. Przepraszam ponownie, że tak późno odpisuję.
 
pteroslaw jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172