Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2014, 11:51   #1
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Shadowrun - Łatwa fucha

To był pierwszy dzień od tygodnia, kiedy spoza ciężkich deszczowych chmur wyłoniło się słońce. Z początku, jakby nieśmiało i wstydliwie, ale już koło południa nareszcie można było bez obawy przemoknięcia do suchej nitki wyjść na ulicę.
Prawie dziesięć dni nieustannych deszczy sprawiły, że ulice Seattle pierwszy raz od bardzo dawna były czyste. Jedynie w zaułkach i kanałach ściekowych walały się sterty śmieci naniesione tam przez spływająca ulicami wodę.

Wiele osób wyszło z domów, by odetchnąć oczyszczonym przez opady powietrze i naładować akumulatory w ciepłych promieniach słońca. Także osoby, które zazwyczaj działały w cieniu pojawiły się tego dnia na ulicach.
Grashuk i Hazuub, dwa trolle znane w półświatku, jako bracia Cords, choć braćmi wcale nie byli, również wyszli ze swoich melin i zawitali do pubu Cartera. Powód ku temu był nader ważny i wiązał się z okazją do zarobienia grubszej kasy.
Grashuk i Hazuub poza tym, że byli paserami i handlarzami towarem wszelkie autoramentu, zajmowali się także menadżerstwem. To oni nagrywali fuchy shadowrunnerom, którzy z różnych powodów nie chcieli, bądź nie mogli sami się tym zajmować.
I właśnie dzisiaj nadarzyła się nie lada okazja, aby grupa młodych wilków skosiła niezły hajs za prostą akcję.

Grashuk przedstawił grupie relację ze spotkania z korpem, który się u niego zjawił i zaproponował spotkanie. Sprawa wyglądała na prostą i przede wszystkim szybkom i wystarczyło się schylić, aby ładny kawał grosza wpadł do kieszeni.
Spotkanie ze zleceniodawcom miało odbyc się jeszcze tego samego wieczoru.


- Ema ziom - na ekranie telekomu pojawiła się uśmiechnięta morda Grashuka - Szykujcie się, będę po was za pięć minut. Gość dał znak, gdzie się chce spotkać.
Parę minut później cała ekipa jechał już w furgonie trolla w kierunku Redmond.
- Gość ma jaja - zagadał Hazuub - Na miejsce spotkania wybrał klub “Throgula” A Grashuk mówił, że tak ciotowato wyglądał.
- Nie ciotowato tylko lalusiowato, kurwa. A to zasadnicza różnica. - warknął siedzący za kierownica troll.
- Jak zwał, tak zwał. Ważne, że jak homoś, a tu proszę “Throgula” Gorszej meliny to ja nie znam. Można dostac kosę pod żebro za samo złe spojrzenie w niewłaściwym kierunku.
- Pieprzysz Hazuub. Dawno chyba tam nie byłeś. Od kiedy łapę na klubie położył Borys, to zupełnie nie to miejsce co kiedyś. Kiedyś i owszem, bez blach na całym ciele i ochronnych amuletów nie było co tam wchodzić. A teraz pełna kulturka. Bramkarze, selekcja na wejściu proszę ciebie, muzyczka miło, panienki tańczą, a do tego mają w chuj wypasione loże, coby interesy w spokoju obgadać.
- No popatrz - mruknął Hazuub - To miasto mnie cały czas zaskakuje. A co to za jeden, ten cały Borys?
- Różnie gadają. Ja tam gościa wcześniej nie znałem, więc ciężko powiedzieć co jest prawdą. Jedni gadają, że to rezydent ruskiej mafii i inni, że mag, co cały kwartał jakimś pole ochronnym otoczył, a jeszcze inni, że to smoczy agent. Chuj go w sumie wie. Ważne, że z meliny porządny klub zrobi. A to znaczy, że gość jest nielichy. Żeby wyplenić to całe dziadostwo, co się w tej ruderze zalęgło to trzeba mieć moc. I mniejsza o to jaką. He, he - zaśmiał się na koniec.

Furgonetka zatrzymała się przed klubem który mieścił się w niewielkim trzy piętrowym budynku, który kiedyś był zapewne blokiem mieszkalnym. Teraz wszystkie piętra zaanektował klub na swoje potrzeby. Z okien bił blask neonowych światłe, na dachu wirował duży hologram z logo klub, a dudnienie basów niosło się po całej ulicy.
Troll zaparkował po drugiej stronie ulicy. Runnerzy spojrzeli na długą kolejkę kotłująca się przed klubem. Wszyscy chcieli wejść do środka i zapewne, gdyby nie obecność sześciu ochroniarzy uzbrojonych w długą broń, to juz dawno wybuchłaby tutaj niezła burda.
Cała grupa ruszyła śmiało w kierunku wejścia omijając cały tłum.
- A wy, kurwa, gdzie? - wrzasnął jakiś odważny z kolejki.
- Mordo śmieciu - odkrzyknął Hazuub - Nie wiesz z kim fruwasz!
- Spokój, spokój - Grashuk mruknął do kumpla - Po co nam przypał robisz? Nie sobie gnój poszczeka. Tyle jego.
- A panowie do kogo? - zapytał wysoki elf z czerwoną czupryną i kilkunastoma amuletami dyndającymi na szyi.
- Jesteśmy umówieni z panem Darsonem.
- Elf zamknął oczy, aby po chwili je na nowo otworzyć i ręką wskazać całej grupie drzwi.

Gdy grupa weszła do środka do ich nozdrzu uderzył słodki zapach jakiegoś kadzidła, które nie tylko drażniła, ale już na starcie otumaniało człowieka. U sufitu wisiała duża,świecąca barwami tęczy kula z której wydobywał się gęsty, szary dym. Kula kołysała się w rytm dudniącej muzyki, roznosząc opary po całym klubie.
Po kulą falował tłum otumanionych aromatem kadzidła i muzyką tłum gości. Grashuk ruszył przez parkiet w kierunku schodów prowadzących na pierwsze piętro.

Tutaj było o wiele mniej pstrokato i ciszej. Cała sala była wygłuszona, a z głośników sączyła się delikatna i kojąca nerwy muzyczka. Na środku znajdował się szeroki kontuar za którym rozciągała się cały arsenał butelek pełnych najróżniejszych trunków z całego świata. Po lewej i prawej stronie znajdowały się loże, które składały się z okrągłej, skórzanej kanapy oraz niewielkiego stoliczka.
W jednej z takich lóż siedział mężczyzna ubrany w szary garnitur, który gestem dłoni przywoływał grupę.

Był to mężczyzna w średnim wieku, ogolony na łyso z gęsto i bujną brodą. W jego prawej skroni tkwiło gniazdo chipów.
Tuż obok loży stał wysoki i barczysty troll o wyjątkowo paskudnej, nawet jak na ten metatyp, aparycji. na jego szyi twkiły kolorowe amulety, a w dłoniach ściskał dwa srebrne pistolety.

- Siadajcie panowie - powiedział Darson, gdy grupa weszła do loży - Bardzo się cieszę, że zdecydowaliście się przyjść na spotkanie ze mną. Napijcie się czegoś? Zmawiajcie śmiało. Wszystko na mój koszt - uśmiechnął się korp.
Jakby na zawołanie obok lozy pojawiła się młoda elfka, ubrana w krótką skórzaną spódnicę oraz koronkowy gorset, ciasno opinający jej ponętne ciało.
- Czym mogę służyć panowie? - zapytała szczebiocącym altem.

Gdy drinki pojawiły się już na stole, Darson oparł się wygodnie na kanapie i powiedział:
- Nie wiem ile pan Grashuk wam powiedział, dlatego wszystko powtórzę. Rozwodzę się z żoną i pojawił się spór odnośnie tego, kto ma wychowywać naszą córkę Lizz. Tak się niefortunnie składa, że za dwa dni wylatuję do filii naszej firmy w Europie i nie mam czasu na długie prawnicze batalie. Potrzebuje zatem kogoś, kto przyprowadzi do mnie moją córeczkę. Wierzę, że tym kimś jesteście wy panowie. Znając wasze dotychczasowe sukcesy myślę, że nie będziecie mieli żadnych problemów z załatwieniem tej sprawy. Godzina roboty i dostajecie walizkę gotówki ode mnie, dokładnie 200 tysięcy. Ja zabieram małą i się więcej nie zobaczymy. Sprawa jest banalna. Wszystkie niezbędne informacje są tutaj.
Na stole wylądował cyfrowy klucz oraz chip.
- To uniwersalny klucz, który otworzy wszystkie drzwi w mojej, czy raczej mojej byłej posiadłości. Żona już się postara, żeby mi zabrać ten dom. Mniejsza jednak z tym. Na chipie jest mapa oraz wszelkie potrzebne hasła do wyłącznie alarmów w razie konieczności i odwołania ochrony. Mówię w razie konieczności, gdyż mój plan zakłada, że to nie będzie potrzebne.
Tutaj - Darson wyjął z kieszeni niewielki holoprojektor i położył go na stole, po czym uruchomił go. Przed oczami runnerów pojawiła się holograficzna mapa domu oraz całej posesji Darsona.


- ...jest mapa mojego domu w Bellevue. Macie tutaj zaznaczoną drogę, jaką macie przebyć. Mój plan jest bowiem następujący:
Jutro wieczorem o dziewiątej spotykacie się z Urdalem, to mój zaufany ochroniarz, stoi tam - Darson wskazał palcem trolla, który krążył w pobliżu loży - On dam wam mundury ochrony, który jest w domu oraz służbowa furgonetkę. Przebrani w mundury ruszacie w stronę Belleveu. Na miejscu macie być przed dziesiątą, bo tak się kończy zmiana. Wjedziecie na teren posesji, kluczem otworzycie drzwi - Darson mówiąc pokazywał wszystko na mapie - Udacie się do centrum ochrony, gdzie dokona się odbiór zmiany. Jakby ktoś się pytał, kim jesteście i gdzie jest stała ekipa, to powiecie, że pani Darson nie była zadowolona z tamtej zmiany i nakazała szefostwu wymienić ludzi. Jakby ktoś nadgorliwy chciał z nią rozmawiać, to wykręcicie do mnie, a ja to już załatwię. Jak poprzednia zmiana się zmyje, to odczekacie jeszcze pięć minut, aby sprawdzić, czy nie dzieje się nic podejrzanego i wtedy ruszycie na górę. W domu będziecie tylko wy oraz sześć osoby ze służby. O tej porze powinni już wszyscy być w swoich pokojach, więc nie powinno być problemu. Mojej żony nie będzie, gdyż umówiłem ją z moim prawnikiem, więc do jedenastej nie przyjedzie.
Na górze pójdziecie do pokoju mojej córki. Drzwi zapewne będą zamknięte, ale z pomocą klucza otworzycie je bez problemu. W tym miejscu będzie potrzebna odrobina delikatności, aby tak przebudzić moją Lizz, aby nie podniosła alarmu. Jak się przebudzi, to powiecie jej że mama kazała wam ją do niej przywieźć. Zabierzecie Lizz i spotkacie się ze mną, niedaleko stąd w takim starym magazynie. Tam dokonamy ostatecznej wymiany. Wy oddacie mi Lizz, a ja wam cała ustaloną gotówkę. Proste prawda? Mam nadzieję, że mogę na was liczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Python : 02-06-2014 o 12:38.
Python jest offline  
Stary 24-05-2014, 02:05   #2
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Knajpa nie była może najlepszą w okolicy ale do miana speluny sporo jej brakowało. Schludnie utrzymana sala ze stolikami rozstawionymi w dość sporych odstępach. Światło przytulnie przygaszone, nienarzucająca się muzyka lecąca w tle, kłęby dymu widoczne wokół lamp. Przy barze stał tylko barman czyszcząc kolejne szkła z pietyzmem godnym podziwu. Cała ta pozornie senna sceneria wyglądała jak wyciągnięta z jakiegoś kiepskiego, gangsterskiego filmu.

Nieliczni klienci starali się zachować względną ciszę i jak najmniej rzucać w oczy. Zajmując się swoimi sprawami, pozbijali się w małe grupki bądź pary i prowadzili przyciszone dyskusje. W takie miejsca rzadko przychodziło się żeby tylko posiedzieć i napić się czegoś mocniejszego.
Przy jednym ze stolików siedział mężczyzna. Na oko miał może ze trzydzieści lat. Był dobrze zbudowany, ubrany w wymiętą, częściowo rozpiętą na piersi koszulę. Jego fryzura z pewnością pamiętała lepsze czasy. Włosy miał w nieładzie ale widać było że zwykle zaczesywał je do tyłu przez co same już układały się w ten sposób. Rysy twarzy twarde, kilkudniowy zarost pokrywający policzki podkreślał jego kwadratową szczękę. Na lewą dłoń cały czas założoną miał rękawiczkę, przykrywającą chrom ręki.
Płaszcz zarzucił na krzesło obok i spod przymkniętych powiek obserwował otoczenie.
Na stoliku przed nim stała otwarta butelka burbonu i dwie szklanki. Jedna napełniona do połowy, a druga odwrócona do góry dnem. Tej swoistej martwej natury dopełniała popielniczka z sączącym cieniutką smużkę dymu, niedopałkiem.
Nie sprawiał wrażenia że na kogoś czeka, bardziej prawdopodobnym było że druga szklanka przeznaczona jest dla niespodziewanego gościa który zdecydował by się dosiąść. Ale chętnych póki co brakowało.

Gdy tak siedział i delektował się kolejnym papierosem drzwi przybytku otworzyły się wpuszczając trochę chłodnego powietrza przesyconego zapachem deszczu i wilgoci. Przez otwarte drzwi wpadało kolorowe światło odbijających się w wodzie reklam i hologramów. Na zewnątrz może nie szalała wielka ulewa, ale deszcz siąpił nieustannie już od paru godzin i nie zanosiło się na to żeby miał odpuścić w najbliższym czasie. W taką pogodę to już tylko picie człowiekowi pozostawało. Przez drzwi wszedł młody elf. Chłopak miał na sobie kurtkę przeciwdeszczową w jaskrawe, kolorowe pasy pod którą można było dostrzec kształt cyberdeku, chronionego przed deszczem. Połowe głowy miał ogoloną na łyso, drugą natomiast pokrywała czupryna pofarbowanych na czerwono włosów. Nad prawym, szpiczasto-elfim, uchem można było dostrzec port do łączenia się z Matrycą. Przez chwilę młody rozglądał się po sali i z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę mężczyzny samotnie siedzącego przy stole po czym usiadł naprzeciwko. Wyciągnął z kieszeni komórkę i sunąc nią po stole pchnął ją w kierunku starszego mężczyzny.

-Załatwione jak chciałeś. Wszystko wgrane, zresetowane i gotowe do działania. Ale i tak uważam że powinieneś załatwić sobie coś lepszego. Jak chcesz to moge mieć dojście do fajnego sprzętu w niskiej cenie. A co tam u Ciebie? Roboty ostatnio mało, wiesz coś?

Mężczyzna podniósł telefon, obejrzał go i z uśmiechem odłożył na stół.

- Dzięki młody. Napijesz się? Powiedział lekko zachrypniętym głosem po czym wlał resztę zawartości szklanki do gardła i nalał ponownie. -A no widzisz, chujowo ale stabilnie. Chociaż coś się szykuje i wygląda na to że wypłata coraz bliżej. Pożyjemy zobaczymy.

-No to zaajebiście. Przez chwilę chłopak siedział cicho i wyraźnie nad czymś się zastanawiał. - Wiesz... zawsze chciałem zapytać. Jak skończyłeś w... tej robocie? Po tym pytaniu zamilkł nagle jakby zmienił zdanie co do pytania. Uciekł na chwilę wzrokiem na bok spłoszony swoja wścibskością. Ale słowa padły i nic już nie można było zrobić poza wytrzymaniem twardego spojrzenia niebieskich oczu mężczyzny. Cisza przedłużała się, cygaro dopalało, a dym jakby gęstniał wokół nich.
Po chwili mężczyzna wzruszył lekko ramionami jakby było mu wszystko jedno, albo był już wystarczająco pijany żeby było mu wszystko jedno i zaczął mówić, popijając bursztynowy płyn małymi łykami.

-Widzisz... jak byłem młodszy. No może już nie młody ale młodszy to pracowałem w podobnym miejscu. Początkowo jako wykidajło. Spokojna robota. Od czasu do czasu trzeba było kogoś upomnieć żeby nie łapał za tyłek dziewcząt z obsługi, czasem wypierdolić, czasem obić do kompletu. Sielanka. Później zostałem bramanem, a życie zdawało się pierdolonym rajem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech kiedy wspomnienia zaczęły wracać jedno po drugim.
- Widzisz młody, tamta knajpa była podobna do tej. Spokojna, przytulna... taka prawdziwa i w starym stylu. Dzisiaj już prawie nie ma takich miejsc. Dym był prawdziwy, alkohol, a nawet dziewczyna śpiewająca wieczorami na małej scenie. Właścicielką była orczyca. Równa babka. Taka z jajem, co to się napić z nią mogłeś, pożartować ale jak coś spierdoliłeś to oczekiwać mogłeś prawdziwej nawałnicy z piorunami, gradem i co jej tam w ręce wpadło. Zrobił pauzę zaciągając się mocniej dymem. Żar rozjarzył się żółto, rzucając delikatne cienie na twarz. - A później się zjebało jak to się zwykle jebie.

Kolejna pauza trwała dłużej. Zapełniło ją picie i produkcja kolejnych obłoków dymu spowijającego siedzącego mężczyznę i nieśpiesznie rozpraszającego się w powietrzu.

-No i kiedyś, w podobny wieczór, zaplątała się do nas grupka szczyli. Typ rozpuszczonego synka z bogatym ojcem myślącego że może robić co chce i kiedy tylko ma na to ochotę. Do tego z paroma przydupasami. W chwili w której ich zobaczyłem wiedziałem że kurwa, trzeba było zamknąć wcześniej.
I zaczęło się. Początkowo przypierdolili się do jakiegoś pijaczka bo siedział i widocznie zbytnio rzucał się w oczy. Ochroniarz chciał ich jakoś ustawić i zaczęła się przepychanka. Gdzieś błysnęła kosa. Ktoś złapał się za rozciętą rękę. Uznałem że to już kurwa przesada. Bójka się zdarza, ale broń zostawiasz w domu. Wyciągnąłem więc zza lady obrzyna i kazałem towarzystwu wypierdalać. Świetny straszak na takie męty, poręczny... no cudo. No i na nieszczęście jeden z nich wyciągnął, kurwa, gnata! Rozumiesz?! Rysy twarzy mężczyzny stwardniały na chwilę. Troche chyba mnie poniosło i posłałem mu garść śrutu zanim zdążył w kogoś wycelować. Co to ścierwo myślało, że mam strzelbe na wodę?


Niedopałek wylądował w popielniczce obok swoich poprzedników, a nowy papieros już rozjażał się nad ogniem.

-Żeby nie przedłużać. Pozbierali gówniarza, śrut to pewnie z niego wydłubywali parę kolejnych godzin. Ale smród się rozniósł. Okazało się że ojciec kretyna był kimśtam w jakiejś pomniejszej korporacji i postanowił się zemścić za podziurawionego synusia. Skończyło się na tym że bar zamknęli, a ja roboty nie miałem gdzie szukać w promieniu dziesięciu mil od miasta. Ot takie gówno które ciągnąło się za mną jeszcze jakiś czas. Tyle.

W jego szklance zaczęło być widoczne dno, więc nalał sobie i chłopakowi.

-Reszta poszła już jakoś szybko. Od jednej roboty do następnej i ani się obejrzysz, a kończysz w cieniu z tobie podobnymi. Czasem tylko szczęście może cię uratować jeśli plan zacznie się sypać. Uniósł lewą dłoń i przemieszał powietrze palcami. - Sam wiesz.

- Pewnie chciałbyś wiedzieć czy żałuję starego życia. Ale takie gadanie było by pierdoleniem smutków przy wódzie. Totalny idiotyzm. Było co było i liczy się tylko co będzie. Ważne żeby zarobić dobrą kasę, odłożyć trochę na boku i znaleźć sobie jakąś młodszą dupę ze sporym cycem. Przerwał mówienie na chwilę wstając i rozprostowując plecy. Oczywiście snuje się takie plany do czasu aż ktoś miłosiernie nie zaaplikuje Ci doczaszkowo paru gram ołowianych pastylek na ból istnienia. Podobno pomagają... natychmiastowo.

Założył płaszcz, dopił do końca swoją szklankę, podniósł butelkę z resztką alkoholu i położył dłoń na ramieniu ciągle siedzącego chłopaka. - Jak to mawiają: Trzymaj głowę nisko, strzelaj celnie i tanio skóry nie sprzedaj.

Wychodząc machnął ręką na pożegnanie barmanowi, stojąc jeszcze w otwartych drzwiach zapalił kolejnego papierosa, postawił kołnierz płaszcza i zniknął w deszczu.

***


Deszcz w końcu przestał padać i słońce śmiało przejęło kontrolę nad niebem osuszając powoli ulice. A jakby tego było mało Grashuk i Hazuub nakręcili im jakąś robotę. Wiadomo o niej było tylko tyle że zapowiada się na łatwą fuchę za przyzwoitą kasę. - Taa... i frytki do tego. Pomyślał Jarret. W takim wypadku należało wytrzeźwieć, ogolić się, założyć chowany na takie okazje garnitur i przygotować do spotkania.
Pod klub, o wpadającej w ucho nazwie „Thorgul” dojechali bez większych problemów. Duży, oświetlony i z pewnością naładowany kasą budynek widać było z daleka i prezentował się on zacnie na tle okolicy. Przed wejściem zebrała się spora kolejka metaludzi chcących dołączyć do zabawy, lecz czujna ochrona dokonywała starannej selekcji co z pewnością ułatwiało utrzymanie porządku. Gdy tylko powiedzieli z kim są umówieni wpuszczono ich do środka bez problemów co nastrajało optymizmem.
Parter oszałamiał. Wonne kadzidła, światła, i dudniące basy zdawały się dezorientować i wprawiać człowieka w swoisty rytm tego miejsca. Na szczęście na kolejnym piętrze było o niebo spokojniej. Wydzielone części sali zapewniały prywatność, a bar, na pierwszy rzut oka był dobrze zaopatrzony. Gdy zostali przywołani przez przyszłego pracodawcę, Jarret przywitał się skinieniem głowy i zajął miejsce naprzeciwko. Z uwagą obserwował i słuchał rozmówcy.

Na pytanie elfiej kelnerki odchylił lekko głowę do tyłu i utkwił w niej spojrzenie milcząc przez chwilę.
- Niech będzie szklanka Dewars'a, dwunastki co najmniej. Tylko nie więcej niż trzy kostki lodu. Do tego filiżankę czarnej, byle prawdziwej. Na koniec puścił kelnerce oko, po czym rozsiadł się wygodnie i czekał na konkrety.
Kiedy już wszyscy prześledzili hologram posiadłości i wysłuchali planu, a Jarret utkwił wypił powoli swoją kawę, utkwił spojrzenie w Panu Jonsonie.

- Wszystko wygląda nieźle, ale miał bym parę pytań. Mianowicie ile córka ma lat? Jeśli nie będzie jej w sypialni to gdzie może przebywać? W pokoju muzycznym grając na fortepianie, czy może w siłowni? Bawialni? Rozumie Pan że wolelibyśmy uniknąć konieczności przeszukania całej posiadłości gdyby jednak nie było jej we wskazanym miejscu. Dobrze znać jej nawyki. W tym miejscu zrobił przerwę na łyk bursztynowego płynu którym wyraźnie się delektował.
- Musimy również ustalić awaryjne miejsce zbiórki w razie nieprzewidzianych komplikacji. Rozumie pan że chodzi tu o bezpieczeństwo wszystkich zaangażowanych w... projekt. Zakończył dopijając zawartość szklanki i dając kelnerce znak ręką żeby nalała jeszcze raz to samo.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 24-05-2014, 13:47   #3
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Biznesmen skinął głową ze zrozumieniem i spokojnym głosem odpowiedział:
- Lizz ma osiem lat. O tej porze powinna już spać. Służba ma przykazane rygorystycznie tego przestrzegać. Moja córka bowiem, to... - mężczyzna zawiesił głos - matematyczny geniusz. Jej wychowanie i nauka zostały przeze mnie dokładnie zaplanowane i nie może być odstępstw od wyznaczonych zasad. Wiem, że moja żona nie podchodzi do tego w tak drakoński sposób, jak ja, to był z resztą jeden z powodów naszego rozstania, ale służba jest lojalna względem mnie i nadal pilnuje harmonogramu dnia. Gdyby jednak zdarzyło się, w co wątpię, że Lizz by jeszcze nie spała, to zapewne będzie w swojej pracowni.
Darson wskazał na holograficznej mapie posiadłości, pokój na przeciwko sypialni córki.
- O tutaj. Poza tym na chipie macie hasła do kamer na terenie domu, więc w razie konieczności wasz decker bez problemów powinien ją zlokalizować.
Mężczyzna upił swoje drinka i spojrzał na zegarek.
- Co do awaryjnego miejsca zbiórki, to proponuje bar "Liquid" w Downtown. To spokojne miejsce i w miarę bezpieczne. Może być?
 
Python jest offline  
Stary 27-05-2014, 23:10   #4
 
Ferr-kon's Avatar
 
Reputacja: 1 Ferr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znany
Terry wrócił do nich wczoraj, więc nie doświadczył długich ulew, które nękały miasto. Jak zwykle nie mówił gdzie był i po co, wyglądał tylko na nieco zmartwionego, co czyniło jego zniknięcia jeszcze bardziej intrygującymi. Większość osób po wakacjach czuje się lepiej, ale on miał najlepszy humor przed wyjazdem, a po powrocie mało mówił, mało się uśmiechał i generalnie przez jakiś czas było go mało. Ale nie dziś, dziś mieli robotę. Przyszedł, nie bawiąc się w subtelności, w swoim normalnym, dyskretnie opancerzonym ubraniu. Podłoga lekko pod nim trzeszczała, nie mówił wiele, głównie obserwował, uważał. Miał doświadczenie w ustawionych przez policję spotkaniach, gdzie próbowali łapać runnerów, którzy mają już kartoteki, ale to wyglądało w porządku, podobnie jak ich zleceniodawca.
- Szkocką. Podwójny lód - uśmiechnął się lekko do elfki, ale to był pierwszy wyraz emocji, jaki dostrzegli na jego twarzy. Wlepił spojrzenie w ich zleceniodawcę, dokładnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Mam doświadczenie z procedurami ochrony, więc to nie będzie problem. Z dziećmi też mam doświadczenie. Ale zastanawia mnie... To jest jakaś większa firma ochroniarska? Czy możemy liczyć na to, że pańska żona może uruchomić, podobnie jak pan, mniej oficjalne drogi do ścigania nas?
 
Ferr-kon jest offline  
Stary 28-05-2014, 17:03   #5
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na Terry'ego:
- To oczywiste, że moja żona zapewne zrobi wszystko, aby odzyskać córkę. Jej złość skupi się jednak na mnie. Wam, jeżeli tylko nie spartolicie roboty, nic nie grozi. To naprawdę jest łatwa robota. Wymaga tylko precyzji i skrupulatności i oczywiście ostrożności. To, co się będzie działo, po tym jak przekażecie mi Lizz, to już nie wasz problem. Jeżeli nie zostawicie po sobie śladów, to moja żona nigdy do was nie dotrze. To jednak nie powinno być dla was trudne, w końcu jesteście shadowrunnerami, prawda?
Zarówno ironiczny uśmieszek, dobór słów, jak i lapidarna odpowiedź sprawiły, że w głowie Terry'ego zapaliła się czerwona lampka. Pierwszy sygnał ostrzegawczy, którego nie można było zlekceważyć. W tym fachu trzeba było uważać na każdym kroku, inaczej człowiek mógł szybko skończyć w foliowym worku.
 
Python jest offline  
Stary 29-05-2014, 15:18   #6
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Wiatr hulał wśród szczytów wieżowców. Opuszczonych szkieletów ze stali i betonu. Słońce zniknęło już za horyzontem, pogrążając Redmond w chłodnym i złowrogim mroku.
Samotna postać siedziała przycupnięta na gzymsie dwudziestu piętrowego wieżowca. Kolosa ze szkła i chromu. Niegdyś jeden z symboli bogatego i dobrze prosperującego Redmond. Ale to było jeszcze przed kryzysem, przed tym wszystkim co przyszło później. Teraz wieżowiec, jak jego bracia wokoło, przedstawiał sobie marny obraz. Obdrapany tynk, pozbijane szyby, wystające stalowe nośniki. Czwarte i piąte piętro były jedynie wypaloną dziurą, pustą przestrzenią, niczym otwarta rana w bebechach stalowo betonowego kolosa. Wojna gangów, która zakończyła się potężną eksplozją wyrwała trzewia tego giganta. Teraz jedynie wiatr hulał wśród stalowych kolumn podtrzymujących górną część budynku.
Odziana w czarną skórę dziewczyna przysiadła niczym drapieżny ptak na samej krawędzi gzymsu, groźnie przechylając się nad przepaścią. Z góry przyglądała się pogrążonym w cieniach ulicom. Tu i ówdzie z wszechobecnym mrokiem walczyły jaskrawe neonowe reklamy i wybijające z klubów kalejdoskopowe światła. Ruch był dziś dość duży, ulicami przewijały się maleńkie niczym mrówki postacie. To ta dobra pogoda wywabiła ich z ich zwyczajowych kryjówek. A wraz z nimi na łowy wyruszyli już drapieżcy. Widziała ich. nawet z tej odległości. Znała ich. To była jej dzielnica.
Wiatr szarpał jej włosami, kruczoczarne kosmyki smagały ją po twarzy. Dziewczyna już dawno zaniechała prób poskromienia łopoczących na wietrze włosów. Z potęgą wiatru nie wygra. Wiedziała o tym.
Natarczywy sygnał z comlink'a wyrwał dziewczynę z letargu. W polu widzenia pojawiła się ikonka nowego połączenia. Obok wyświetliła się uśmiechnięta morda Grashuka. Jaki on był paskudny. No.. jak to na trolla przystało, zreflektowała się dziewczyna. Lucy odgarnęła włosy za kształtne szpiczaste elfie ucho, w próżnej próbie choć na chwilę zapanowania nad bujnymi włosami. Mentalnym rozkazem odebrała połączenie. Ikonka rozmyła się a zamiast niej w polu widzenia pojawiło się okienko wideokonferencji z Grashuk 'em .
- Hejka duży, jak stoi? - Lucy przywitała zadziornie trolla. Wysłuchała szefa, przytakując gdzie trzeba. - Ok, przechwycę was na wjeździe do Redmond. - oznajmiła. Potem się pożegnali.
Elfka siedziała jeszcze chwilę, wpatrzona w cienie poniżej. Czuła jak adrenalina powoli uwalnia się w jej nadnerczach i prowadzona krwiobiegiem rozprowadza się po jej ciele. Ruszała na łowy.
Niczym drapieżny kot, uniosła się miękkim ruchem, na chwilę balansując targana wiatrem na krawędzi dachu, potem obróciła się od krawędzi i zeskoczyła z okalającego dach murku, wylądowała w lekkim rozkroku, łagodnie amortyzując upadek. Potem pochylając się do przodu puściła się biegiem przez betonową powierzchnię dachu, na tył wieżowca. Jej długie nogi stą-pały miękko i pewnie jak nogi łani. W kilka uderzeń serca dotarła do drugiego krańca dachu, lecz nie zatrzymała się, długim susem wskoczyła na gzyms, lecz tylko po to by się od niego odbić i poszybować w nocne niebo. Z początku siła rozpędu niosła ją bezwładnie do przodu, jednak już po chwili grawitacja odezwała się po swoje, zaciskając na ciele elfki swe bezlitosne szpony, ciągnąc ją nieubłaganie w dół. Lucy runęła w otchłań, na spotkanie ulicy dwadzieścia pięter niżej. Mentalnym rozkazem uruchomiła kawałek ściągnięty niedawno gdzieś z matrix. Dudniące techno dźwięki otoczyły jej świat, rozbrzmiewając potężnym dudnieniem w rozszerzonej rzeczywistości. Ciałem dziewczyny wstrząsną dreszcz.
Spadała. Wiatr targał jej ciałem pieszcząc natarczywie każdy skrawek jej skóry, szarpiąc za jej włosy, jak by pragną poznać swą nową zabawkę. Jej oczy napełniły się łzami, podrażnione od świszczącego powietrza, smagającego bezlitośnie jej twarz.
Szarość parkingowego betonu zbliżała się coraz bardziej. Stojące tam pojazdy i motory należące do pająków powiększały się z każdą mijającą sekundą. Widziała też kilka sióstr, stojących przy maszynach. Jeszcze jej nie zobaczyły.
W ostatnim momencie, gdy śmierć była na wyciągnięcie ręki, Lucy rzuciła zaklęcie. Jej upadek zwolnił, na moment zastygła w powietrzu, tylko po to by zwolnić czar i upaść już z bezpiecznej wysokości na twardy bruk. Wylądowała bezgłośnie. Mimo to, czujna jak zawsze Rachel obróciła się i dostrzegła swą siostrę. Uśmiechnęła się krzywo, Rachel nie pochwalała takich zabaw. Lucy uśmiechnęła się do niej rozbrajająco. - No co? - rzuciła zadziornie.
Lecz nim Rachel zdążyła odpowiedzieć, Lucy rzuciła - Mam robotę, znikam na jakiś czas. . Rachel skinęła głową. Wiedziała co to znaczy. Wiedziała też co robić na wypadek, gdyby Lucy nie odezwała się przez dłuższy czas.
Elfka skierowała się miękkim krokiem, kołysząc kusząco biodrami opiętymi w obcisłą czarną skórę, w stronę stojącej na boku ciężkiej Suzuki Mirage. Ciężka czarna maszyna czekała na nią stojąc przechylona na stopce. Lucy dosiadła swojej dzikiej maszyny. Lecz nim zwolniła podpórkę i wystartowała w noc, przejrzała się najpierw w lusterku. Wirtualnym lusterku... istniejącym jedynie w rozszerzonej rzeczywistości... ale zawsze w lusterku. Upadek z dwudziestego piętra rozmazał jej makijaż.
Po jej policzkach ciągnęły się strużki zmieszanego z łzami czarnego tuszu. - Trzeba to poprawić... - mruknęła niczym kotka. W chwilę później, doświadczone ruchy smukłą dłonią i zwinnymi długimi palcami naprawiły to, co wiatr popsuł. Lucy uśmiechnęła się do swego odbicia w lusterku i puściła sobie buziaka. Gotowa, wcisnęła kask na głowę, zwolniła podpórkę i wystrzeliła do przodu. Udami mocno ścisnęła korpus maszyny, przyśpieszenie było tak gwałtowne, iż łatwo mogło ją zrzucić z ciężkiego motocyklu.
Maszyna doskoczyła do wyjazdu parkingu, Wchodząc w ostry zakręt, Lucy przechyliła Suzę miękko na bok, sięgając kolanem niemal betonowej powierzchni. Elektryczny silnik warknął, gdy maszyna znów nabrała prędkości, wyrywając się do przodu niczym nieposkromiona bestia.
Czarny kształt pruł przez ogarniętą w mroku okolicę. Jedynie przelotnie neonowe światła odbijały się w opływowej sylwetce ciężkiego ścigacza. Dziewczyna wtuliła się w swoją maszynę, przyciskając piersi do zbiornika. czuła huk powietrza i czuła wibracje ściskanej między udami potężnej maszyny. Licznik wciąż wspinał się w górę, 200 kmh, 250 kmh, 300 km/h, Lucy wcisnęła jeszcze gaz, maszyna warknęła, wystrzeliła do przodu i jeszcze jakby na okazanie radości, uniosła przednie koło lekko nad ziemię. Pognała w noc nie zważając na nic.
Lucy nie wiedziała dokładnie jaką trasę obierze furgonetka trolla. Pędząc na swej złośnicy, elfka przywołała z oddalonego astralnego królestwa potężnego ducha. Istota natychmiast przystąpiła do poszukiwań. Już w kilka chwil później przywołana istota wytropiła swój cel. A w dwie lub trzy minuty później, czarna suzuki dołączyła do furgonetki, eskortując ją przez Redmond.


Lucy zaparkowała swoją maszynę obok furgonetki. Wysunęła podpórkę, ale jeszcze nie zeszła z ścigacza. ściągnęła kask, uwalniając burzę czarnych włosów, opadających kaskadą na jej smukłe ramiona. Lucy uśmiechnęła się. Była w dobrym humorze. Przejażdżka na jej złośnicy zawsze tak na nią działała.
Elfka skierowała swoje spojrzenie na czekającą kolejkę a co ważniejsze na ochronę i na sam budynek. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, ulica wybuchła w blasku rzucanego przez aury zgromadzonego tu tłumu. Ludzie jarzyli się niczym stworzenia z czystej energii, wijąc się i zmieniając barwy w kalejdoskopie kolorów. Fizyczne rzeczy też tu były, lecz jedynie jako żałosne cienie, niemalże bezkształtne i niewyraźne.
Lucy przyjrzała się swoim towarzyszą, znała ich aury, widziała rany, jakie cybernetyczne wszczepy wyrządziły na ich duszach. Ale nie oni byli celem jej spojrzenia. Głównym obiektem zainteresowania była ochrona. A w szczególności stojący przy wejściu obwieszony amuletami elf o czerwonej czuprynie.

Po zbadaniu aur i otoczenia, Lucy zlazła ze swej bestii, zarzucając wysoko nogę nad maszyną. Swego ducha pozostawiła przy pojazdach. Gdyby sytuacja tego wymagała, mogła go przywołać myślą. Ale nie sądziłaby było to konieczne. Jeszcze nie.
W środku Lucy sprawdziła ponownie aury obsługi i ogólnie otoczenie. A gdy wreszcie ujrzeli ich zleceniodawcę, grzecznie przyzywających ich do swego stolika, szamanka znów spojrzała w astral by zbadać ich nowego klienta. Ciekawy był też jego przyboczny piesek, ten przerośnięty troll. Lucy szybko zbadała jego amulety, no i jego samego, by oszacować, ile ma w sobie chromu.

Gdy pojawiła się młoda elfka, z obsługi, ubrana w krótką skórzaną spódnicę oraz koronkowy gorset, ciasno opinający jej ponętne ciało, Lucy uśmiechnęła się do niej i przejechała wzrokiem lubieżnie po jej ciele. - Dla mnie butelkę Budweisera z małą domieszką dopaminy, metatechu i syntetycznejteobrominy. - poprosiła.

Dziewczyna wysłuchała co Dawson ma do powiedzenia. wzięła do ręki oszronioną butelkę piwa i uniosła ją, potem zacisnęła swe ponętne pełne usta sugestywnie na szyjce butelki i wzięła głęboki łyk. Czerwony ślad po szmince lśnił na odstawionej butelce.

Lucy rzuciła przelotne spojrzenie Terry 'emu. ~ Cha, ma doświadczenie z dziećmi? Ciekawe... - Gdy ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, Lucy puściła mu zaczepnie oczko, ale nic nie powiedziała.

- Czy ma pan jakieś nagrania pana żony? Obojętnie co. Z pomocą duchów mogła bym przyjąć jej postać, co załatwiło by chyba jakiekolwiek problemy z wścibską ochroną. Oczywiście przydały by się również personalne akta ochrony i służby.
Lucy pochyliła się do przodu, jej czarne włosy wpadły w jej twarz, tworząc ostry kontrast do jej alabastrowo białej skóry i mocno czerwonych ust. Dziewczyna sięgnęła znów po piwo. W jej oczach błysnęła figlarna iskierka. Lucy odchyliła się znów na oparcie i ponownie uniosła szyjkę butelki ku swym ustom.
- Jeśli będzie trzeba, zdobędziemy te informacje oczywiście sami, lecz jeśli by miał pan je przypadkowo pod ręką, bylibyśmy wdzięczni. - dodała po chwili.
 
Ehran jest offline  
Stary 29-05-2014, 16:17   #7
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Lucy
Siedząc przy stoliku w otoczeniu kumpli i przyszłego pracodawcy Lucy "Nightfall" analizowała informacje, jakie udało jej się zebrać w trakcie wejście do klubu,
Właściciel dbał o interes, bezpieczeństwo i ludzi, którzy tutaj wchodzili. Elf na bramce musiał być doświadczonym magiem, gdyż jego aura aż błyszczała od magicznych powiązań. Gość był pogrążony w pewnego rodzaju transie. Kontrolował wchodzących, jak i całe otoczenie klubu. Lucy wiedziała, że w razie jakiś kłopotów stanie on na pierwszej linii i będzie pacyfikował wszelkie zagrożenie.
Ciekawsze były jednak informacje zdobyte na górze. Ochroniarz Darson okazał się być osobą całkowicie pozbawioną wszelkich modyfikacji cielesnych. Jego groźna aparycja oraz styl sugerować mogły zupełnie coś innego, ale jego siła tkwiła w amuletach oraz magicznych zdolnościach, którego gość zapewne miał. Lucy nie do końca potrafiła ocenić na ile ten mężczyzna jest niebezpieczny, ale jego aura sugerowała wysoką pewność siebie, a to mogło wróżyć jedynie kłopoty.
Zaskoczeniem była także analiza samego Darson. Mężczyzna miał nie tylko ochronny amulet na szyi, skryty pod korporacyjnym ubraniem, ale także zaszyty w głębi ciała totemiczny symbol. Został on zapewne umieszczony w jego ciele jeszcze w dzieciństwie i prawdopodobnie oznaczał, że Darson został ofiarowany lub oddany w opiekę duchom. Lucy nie znała tego totemicznego znaku i nie potrafiła powiedzieć z czym się on wiążę. kształtem przypominał jakiś rodzaj małpy lub innego zwierzęcia żyjącego na drzewach.
Było to bardzo zastanawiające.

Wszyscy
- Droga pani - rzekła z uśmiechem Darson na pytania Lucy - Tego typu informację nie będą wam do niczego potrzebne. Jak powiedziałem sprawa jest prosta i ma zostać zrealizowana wedle ustalonego przeze mnie planu. Nie wymagam inwencji własnej, żadne researchu, czy też przedstawiania bardziej korzystnych metod realizacji zamówienia. Mam jasne i proste oczekiwania i potrzebuje tylko kogoś kto to wykona. Wszystko jest gotowe i wystarczy zająć się wykonaniem planu, punkt po punkcie. Gdybym mógł zrobiłbym to sam, ale tak się składa, że potrzebuje kogoś kto żyje w cieniu i nie zostawi po sobie żadnych śladów. Jasne?
Mężczyzna upił swojego drinka:
- A wszelkie próby zdobywania informacji na własną rękę mogą tylko zaszkodzić zarówno mi, jak i wam. A tego przecież nikt nie chce, prawda?
Darson chciał coś jeszcze dodać, ale do stolika podszedł jego ochroniarz i bezceremonialnie szepnął mu coś na ucho.
- Rozumiem - odparł po krótkiej chwili - Dobrze mili państwo, czas abyście się zadeklarowali, czy bierzecie tę robotę.
 
Python jest offline  
Stary 30-05-2014, 22:16   #8
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Miron miał małą telepkę po ostatnich eksperymentach z halucynkami dopiero po trzecim piwie przestały mu się trząść ręce. Z gęby jechało mu miętą na kilometr, bo najpierw przepłukał usta płynem o tym zapachu i dodatkowo żuł jeszcze gumę o tym smaku

W końcu mieli nakręconą robotę i nie chciał pachnieć gorzelnią.

Młody elf skopiował zamówienie swojego kumpla i mentora Jarreta ~Skoro już tu jesteśmy to mogę się napić dobrego starego whiskacza na koszt korpa. Chętnie bym skorzystał z tego, że nas wpuścili i pobawił się na dole w tych kadzidełkach, choć może lepiej nie? Jeszcze się okażę, że temu całemu Borysowi nie w smak, jeżeli zostanę po rozmowie takim to lepiej nie podpadać... ~ - Rozważał różne możliwości decker.


Cała sprawa coraz mniej mu się podobała w pierwszym odruchu miał ochotę powiedzieć pieprzonemu brodaczowi żeby spierdalał. ~Cholerne Kropy i to ich przyzwyczajenie do tresowania dzieci jakby były przedmiotami, ech zupełnie jakbym widział moich starych..., Lepiej byłoby dla dziecka jakby zostało z matką~ - Pomyślał, ale nie mógł tak wystawić grupy przez swoje osobiste animozje.

Dopił resztkę drinka, którego sączył powoli i uśmiechnął się do gościa w graniaku - Wie Pan, że wśród Runnerów jest taka mądrość o łatwych fuchach? „Nigdy nie bierz łatwej roboty, bo zawsze tkwi tam jakiś haczyk" po sieci krąży nawet wierszyk na ten temat :


Cytat:
Nie wierz Runnerze zleceniodawcy
Bo jego słowa to chwilowy szał
On ci zmarnuje sens twego życia
A potem się będzie śmiał
- Ale może rzeczywiście jest Pan legendarnym Mobby Dickiem Runningu i rzeczywiście oferuje Pan uczciwą robotę bez haczyków? A ta nerwowość to tylko z braku doświadczenia albo sytuacji wynika? Wie Pan, co? Ja tam jestem gotów zaryzykować w końcu Running to życie na krawędzi i pewnie mielibyśmy kłopoty pewnie jakbyśmy nie przyjęli, bo trochę już wiemy - Podsumował.

- Więc jeden głos, Za co na to reszta ?- Spytał.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 30-05-2014 o 23:13.
Brilchan jest offline  
Stary 31-05-2014, 00:54   #9
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Miron przestał mówić, Jarret wlał do gardła resztę zawartości szklanki i głośno przełknął, zwracając tym na siebie uwagę.

- Może i zabrzmiało to mało PR-owo, ale niech nie bierze Pan tego do siebie. Jarret spojrzał w oczy rozmówcy przykuwając chwilowo jego uwagę. - Bierzemy tę robotę i będziemy postępować wedle Pana instrukcji. Jak sam Pan powiedział, łatwa fucha, po wykonaniu której wszyscy dostają czego chcą i odchodzą w swoją stronę. Zrozumiano. Ostatnie słowo podkreślił głośno odstawiając szklankę na matowe szkło blatu.

- Ostatnią wymaganą rzeczą jest ustalenie telefonu alarmowego. W razie komplikacji skontaktujemy się z Panem na ten właśnie numer. Po robocie zostanie on zniszczony i zapomniany. Najprawdopodobniej nie będzie to konieczne, ale lepiej posiadać dodatkowe możliwości. Koszty żadne, a ewentualne korzyści nieocenione. Sam Pan rozumie. Kontakt ten może przekazać nam pana pracownik przed samą akcją. Zakończył mówiąc spokojnym i rzeczowym tonem. Na twarzy Jarreta ciągle malował się delikatny uśmiech odzwierciedlający spokój i opanowanie.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 31-05-2014, 11:23   #10
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
W klubie
- Poezja iście wysokich lotów - zadrwił korp - Muszę powiedzieć, że plotki o was są grubo przesadzone. Liczyłem, że spotkam się z kimś rozsądnym i zaznajomionym z robotą, a jedyne co otrzymałem to drwiny i radosną próbę przesłuchania i zajrzenia mi w duszę. Doprawdy żałosne - przy tych słowach spojrzał wymownie na elfkę - Rozmowę uważam za zakończoną panie Jarret. Gdybym nadal był zainteresowany zatrudnieniem was, to skontaktuje się z wami poprzez Grashuka. A teraz bywajcie - rozdrażniony mężczyzna.

Lekko zdezorientowana ekipa spojrzała po sobie i niechętnie wstała. Chcąc, nie chcąc trzeba było wyjść. Negocjacje zostały położone na całej linii. Zamiast skupić się na podbiciu stawki, cała grupa zajęła się drążeniem tematu, kto, po, jak i dlaczego. Wyglądało na to, że naprawdę łatwa i duża forsa może przejść im koło nosa.
Dudniąca muzyka na parterze i rozbawieni ludzie nie poprawili nikomu humorów. Gdyby wszystko ułożyło się pomyślnie, to oni mogliby balować. A tak... zapewne czekała ich ciężka rozmowa z Grashukiem.

Po dwóch godzina w stałej miejscówce ekipy zjawił się ich menadżer:
- Czy was już kompletnie pojebało - zaczął bezceremonialnie od progu - Ja wam nagrywam elegancką fuchę, hajs nie kiepski do wyjęcia, a wy odpierdalacie taką manianę. Co to kurwa ma być? W policję śledczą chcecie się bawić, czy co? Chcieliście gościa sprawdzić, proszę bardzo, ale dyskretnie kurwa, dyskretnie, a nie mu kurwa research online po mózgu robicie. Kogo to był pomysł, żeby typa przypytywać, jak na komisariacie, haa?
Troll spojrzał po wszystkich zebranych, ale jakoś nikt nie miał ochoty, ani odwagi się tłumaczyć.
- Myślicie, że kim wy kurwa jesteście? Gwiazdorami sitcomu, czy co? Takich jak wy jest na pęczki i gość mógłby znaleźć mniej wścibską ekipę za połowę sumy, którą oferował.
Troll krążył po pokoju, jak wściekły bąk. Widać było po nim, że ma ochotę coś rozwalić, ale ostatkiem sił się jakoś kontrolował.
- Macie kurwa szczęście niedojebańce -warknął Grashuk rozsiadając się w fotelu - że ja w przeciwieństwie do was umiem negocjować i prowadzić rozmowy biznesowe. Pan Darson zgodził się łaskawie nie rezygnować z waszych usług. Możecie nie dziękować, bo i tak to sobie odbiję. Do standardowych 20% doliczam sobie bonusowe 10 za stres, napięcie i pracę w szkodliwych warunkach, a że kurwa pan Darson zbił cenę do 160 tysięcy, to kurwa możecie sobie pluć w brodę, że zajebaliście sprawę.
Troll spojrzał po ekipie, która w milczeniu wysłuchała całej jego tyrady, nie chcąc niepotrzebnie dodatkowo go drażnić.
- No! - zakończył Grashuk - Pan Darson to jednak uczciwy człowiek i powiedział, że jak się spiszecie i załatwicie sprawę szybko i sprawnie, to pomyśli o jakimś bonusie. Oczywiście od premii także kasuję 30%, więc nie myślcie, że jest wszystko w porządku. No! A teraz szykować sprzęt i broń. Macie niecałej 20 godzin do akcji i tylko mi tego nie spieprzcie, bo pozabijam.
 

Ostatnio edytowane przez Python : 31-05-2014 o 12:33.
Python jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172