Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2014, 01:15   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[Autorskie/Anime Storyteling] Klątwa Lokiego[+18]

Klątwa Lokiego

Prolog


Music

Surokaze Raim


Silone podmuchy wiatru rozbijały się o kamienne mury twierdzy klanu Krwawych Blizn. Forteca stawiały im dzielny opór od setek lat, tak więc i dziś nie pochyliła swego twardego czoła przed siłą natury.
Do wrażliwych uszu elfiego przywódcy wietrznych szermierzy, dochodziły przeróżne dźwięki. Szczęki mieczy, przebijające się przez kamienie Sali treningowej, zgrzyty ław ustawianych przed posiłkiem, oraz ulotne kawałki rozmów które wkradały się pod drzwiami jego gabinetu.
Bycie liderem nie było łatwym zadaniem, tu nie zawsze potrzebny był miecz czy łuk, częściej zaś pióro i pomyślunek. Surokaze siedział przy oświetlonym świecą biurku, przeglądając papiery zaopatrzeniowe, oraz pisma od szlachty z dalekich miast. Jego piękna żona, wylegiwała się półnaga w łóżku, korzystając z błogiego lenistwa. Delikatna pościel zsuwała się po jej ciele, gdy ta mrucząc niczym kocica przeciągała się.
Elf właśnie miał złożyć kolejny podpis na jakimś mało ważnym dokumencie, gdy silne miarowe puknięcia do drzwi, wyrwały go z zamyślenia.
- Pani Surokaze, przybył wędrowiec, mówi że Pana zna i chce się niezwłocznie widzieć. –głos strażnika bramy był wyraźnie zmieszany, Raim nie musiał pytać o powody, bowiem ten postanowił się wyżalić. – Zgodnie z rozkazami kazaliśmy mu czekać, ten jednak nic sobie z tego nie robił. Powiedzieliśmy mu jakie mogą być tego konsekwencje, jednak dalej nie słuchał. Strzeliliśmy mu nawet ostrzegawczo pod nogi, jednak wciąż szedł dalej. Tak więc zgodnie z procedurami, zleciliśmy atak. Tylko… kiedy on upadł na ziemię ranny… przyszedł kolejny. Taki sam. A dokładnie to trzech. Ich też powaliliśmy, ale do tego czasu, z tego pierwszego zrobiło się tak jak by dwóch… – strażnik musiał wiedzieć, jak absurdalnie to brzmiało, na szczęście drugi głos go wyręczył.
- No już, z drogi brudna małpo! Nie każ mi cie dotykać, mówiłem że mi się spieszy. Wy ludzie małej inteligencji, jesteście prostoliniowi tak bardzo, że czasem mi was szkoda. No już, poszedł. Nie wiem jak do was się mówi, jak rzucę patyk to zaaportujesz, czy tego cie nie nauczyli? – roszczeniowy i delikatny głos, dobiegł zza drzwi. Białowłosy elf, dokładnie znał ten ton i wiedział do kogo należy. To sprawiło, że jego palce mocniej zacisnęły się na blacie stołu.
Strażnik chyba próbował coś powiedzieć, czy nawet dobyć broni, lecz wtedy cos błysnęło, a drzwi do komnat Surokaze odskoczyły w bok.
Haru pisnęła, podskakując na łóżku i podciągając pościel pod szyję. W otwartych drzwiach stał zaś nie kto inny jak…


…Luigi Nino! Dookoła naukowca krążyła metalowa, lekko błyszcząca kulka. To ona musiała odpowiadać za nagłe otwarcie pokoju. Strażnik wyglądał na zdezorientowanego, zerkał to na Suro to na geniusza.
- No już, każ mu przynieść jakieś wino! – ponaglił dowódcę klanu różowo włosy, patrząc nagannie na Raima. – I jakieś krzesło by się przydało. Naprawdę nie umiecie przyjmować gości… –westchnął kręcąc głową. – A i zanim chwycisz za broń, ostrzegam że jestem dość mocno wybuchowy. Pewnie pamiętasz. Ale nie martw się, przyszedłem porozmawiać. To jak z tym napitkiem? –zapytał w uśmiechu prezentując swe śnieżnobiałe zęby.

Faust


Ten którego koszula była czerwona niczym krew, a uśmiech biały jak perła, skradał się wśród listowia. Po raz kolejny był na tropie największego z wilków. Różowowłosy osobnik, który znajdował się w każdym z miast, dał mu kolejny trop. Kilka razy strażnik najwspanialszej idei dostawał od geniusza informacje, zawsze jednak na miejscu zjawiał się za późno. Jak gdyby Wataha celowo dawał mu się wytropić, tylko po to by uciec w ostatnim momencie. Trudno było powiedzieć kto tu tak naprawdę jest łowcą, a kto zwierzyną.
Tym razem jednak szansa wydawała się lepsza niż normalnie. Trop był świeży, negatywna energia szaleństwa była niemal wyczuwalna w powietrzu. Wilcze ślady płonęły jeszcze czarnym ogniem, co znaczyło, że manifestacja obłędu strażnika, była bardzo blisko.

Faust prezentował najbardziej nietypową formę skradania. Podchody te odbywały się bowiem z prędkością tak wielką, że jego sylwetka po prostu co chwilę pojawiała się i znikała. Widział oczyma wyobraźni czarnego demona, a dwa byty w jego duszy cieszyły się na ta myśl. Jeden bowiem jego protegowany po raz kolejny przyda się do szerzenia równowagi, drugi natomiast bowiem Wataha zwiastował destrukcję.
Faust przyspieszył jeszcze trochę… gdy nagle w drzewo obok niego łupnęła błyskawica.

Strażnik zasłonił się oboma rękoma, by przypadkiem odłamek kory nie dostał się do jego oka. Jeden z kolczyków zakołysał się w uchu, które jeszcze nigdy nie opuściło głowy. Przez zmrużone oczy blondyn dostrzegł sylwetkę, stojąca pośród zgliszczy.

Zeus, Pan Olimpu we własnej osobie, kręcił lekko zesztywniałymi ramionami. Elektryczność wypełniła powietrze, boskie stworzenie chciało by wszystko dookoła poczuło majestat jego jestestwa. Burza siwych włosów została odrzucona w tył, gdy oczami świecącymi niczym błyskawice przeszył piewcę równowagi.
- Fauście IV, co robisz w tym miejscu, skoro miałeś inne zadanie! –ryknął niczym nadchodząca burza.
Chyba stary pracodawca postanowił w końcu ponaglić leniwego pracownika.

Sir Richter


Calamity siedział oparty o ogromne cielsko swej hydry. Ognisko płonęło wesoło, gdy on odpoczywał pod gołym niebem. Znowu musiał odłączyć się na trochę od Czarnoskórego, bowiem doszły go słuchy on smoku pustoszącym pobliskie miasto, Gort zaś miał inne plany co do wyprawy.
Ostatecznie okazało się, że była to dupa nie wielka gadzina. Jedynie jakaś malutka wywerna, której łeb ściął jednym silnym cięciem, ciało rzucając na pożarcie Malice.
Jedyna pozostałość po tym potworze, nabita była właśnie na patyk, wiszący nad ogniskiem. Jednej rzeczy Calamitiemu brakowało, czegoś co dobrze poznał i nagle stracił – kuchni Shiby. Co jak co, lecz niebiesko skóra potrafiła czynić cuda z przyprawami.

Rycerz usłyszał cichy bulgot w swym brzuchu, a woń dochodząca od mięsa wskazywała na to, że jest już gotowe. Porwał patyk i bez ceregieli, wgryzł zębiska w ociekający tłuszczem, kawał mięcha. Pięścią otworzył pokrywę stojącej obok beczki z piwem, by podnieść ją i bezceremonialnie wyżłopać z niej spory haust.
Mniej więcej między czwartym gryzem, a trzecim łykiem usłyszał podejrzane stukoty. Łby hydry zawiły się lekko, szczerzą zębiska w głośnym warkocie, rozglądając się na wszystkie strony. W jednej chwili, spośród drzew otaczających polane poczęły wyłaniać się sylwetki. Blask księżyca jasno je oświetlał, nie było wątpliwości kim byli.


Przegnite, rozpadające się cielska, uzbrojenie nadgryzione zębem czasu i wieloma dawnym bitwami. Chwiejny chód oraz warkotliwo bulgotliwe odgłosy. Bez wątpienia byli to nieumarci. Na oko dwudziestu… może trzydziestu. Richter dalej sącząc browar z beczki, obserwował jak ich krąg powoli się zaciska. Liczba niezbyt go przerażała, przy dobrych wiatrach jednym cięciem przetnie trzech lub czterech.
Bardziej zastanawiał go fakt, iż w okolicy nie było żadnego cmentarza, czy dawnego pola bitwy. Ekwipunek który nosili, wyglądał zaś bardzo staro, dawno nie widział tak szerokich barbarzyńskich mieczy.
Skąd więc tak starzy nieumarci wzięli się w tych okolicach?

Gort Kingstone


Wielki murzyn stał na dziobie Mantykory, z rękoma założonymi na muskularnej piersi. Jego olbrzymie mięśnie połyskiwały w słońcu, gdy żeglował ponad chmurami. Wpatrzony był w swój cel niczym małe dziecko w ulubioną zabawkę.


Latająca wysepka, unosiła się przed okrętem, wołając go do siebie. Pokryta gęstym lasem, kpiła sobie z zasad grawitacji. Spośród drzew wyrastał olbrzymi biały zamek, który wyglądał niczym cały wykuty z marmuru. Jego strzeliste wieżyczki wyposażone były w stare, od lat nieużywane balisty, a z murów co jakiś czas odpadał kawałek tworzywa.

Znaleźli wzmianki o tym miejscu ,gdy wraz z Richterem, zwanym potocznie Puszką, poszukiwali Boskich Łez. Była to ponoć jedna z licznych latających wysp, jednak to co przyciągnęło tutaj Gorta to wzmianka o pełnym skarbcu i potężnym lordzie tego miejsca. Nie do końca wiedział kim ma on być, lecz skoro uważał się z twardziela, to było trzeba obić mu mordę, prawda?

- Kapitanie? –Desmond nieśmiało przemówił do pogrążonego w marzeniach wielkoluda. Ten oczywiście nie zareagował, więc Salwa powtórzył pytanie. Raz, drugi, trzeci…
- Ty wielka kupo mięcha! –ryknęła Wielka El, a potężny bom został obrócony tak, by łupnąć w głowę murzyna. Ten zachwiał się lekko ocucony ze swych marzeń o podniebnych podbojach.
- Hę? –jęknął, lekko masując tył głowy.
- Des Ci chce coś powiedzieć, ty głupi patafianie z mózgiem wielkości orzeszka. –rudzielec, splunął za burtę, po czym usiadł w szerokim rozkroku na drewnianej belce.
- Kapitanie. – powtórzył Zabójcza Salwa po raz n-ty. – Wiem, że to może zła chwila. Ale minął już niemal rok od wydarzeń w stolicy. Z ego wynika, że powinniśmy kierować się w stronę Góry Tysiąca Pytań. Mieliśmy tam spotkać zdrajczynię.
- Niebieska kurwę. –wtrąciła El.
- Tak..właśnie ją. –westchnął kanonier. – Nie wiem czy warto teraz tutaj cumować. To chyba może poczekać? –zapytał, zerkając na kapitana. Co by ten nie postanowił, na pewno Desmond zgodzi się jego decyzją.

Shiba


- Czemu tu tak PIŹDZI! –jęknął Kaze załamując ręce. Jego grube buty zapadały się całe w śniegu, a zimny północny wiatr, zostawiał małe sople na cienistej grzywie. Gruba kurtka chroniła jego ciało, chociaż Shiba wątpiła by ten naprawdę mógł czuć zimno.
- Czy ten twój szef nie mógłby znaleźć nam normalnej roboty? Ja rozumiem, jak nas wysłał do tej dżungli było całkiem spoko, kobietki były fajne…
- Te… Amazonki…chciały…cie…zjeść… –przypomniał ziewając Krio, który leżał rozwalony na sankach. Jego ruda czupryna zwisała w dół, szorując po popękanej od lodu ziemi. Kaze parsknął tylko i szarpnął mocniej za sznury sań młodego.
- Oj tam, po prostu lubiły ostrzejsze zabawy. Kobitka musi czasem ugryźć w łóżku. Co nie mała? – rzucił w stronę Emily, która szła kawałek obok niego. Ta tylko mruknęła coś niemrawo, spod grubej warstwy szali i ubrań.
- Ale teraz to już przesadził. –kontynuował narzekania Kaze, kierując je głównie w stronę Shiby. – Rozumiem szukać mu jakichś zaginionych artefaktów… ale on chce byśmy znaleźli kurewską zaginioną cywilizację! Stawiam dwie beczki wina, że z tym zawszonym kozłem, uśmiewają się teraz po pachy zastanawiając się co pierwsze odpadnie, moje jaja czy twoje cycki. –rzucił, wściekle mocniej ciągnąc za sznur sań, które zahaczył o jakiś kamyczek.
- Mi… się… tu…podoba. Niebawem…dojdziemy…do…jaskiń…ciszy. Tam..się…dobrze…śpi –wymruczał Krio.
- Jasne, że Ci się podoba, stąd w końcu pochodzisz pajacu. –mruknął Kaze. – I czemu ja musze Cie ciągnąć, Shiba weź go teraz ty! – jęknął wściekle, wyciągając sznurki w stronę Kata.

Niebieskoskóra przystanęła na chwilę, patrząc na lodowe pustkowie przed nimi.


Szli tka już od dwóch dni. I tym razem Kaze miał trochę racji co do swoich zażaleń. Loki dał im naprawdę trudne zadanie. Mieli odnaleźć zagubiony zamek, fortecę która przepadła tysiące lat temu. Następnie otworzyć ją, kluczem który im dał, i znaleźć w niej jakaś runiczną kolumnę, cokolwiek to miało być.
Dostali od niego amulety by nie zamarznąć na śmierć, jednak te chroniły tylko od odmrożeń. Niekomfortowe poczucie przenikliwego zimna, dalej było obecne. Krio poradził im przejść przez jaskini ciszy. Miejsce tak zimne, że nawet dźwięk tam zamarzał. Ponoć nikt nigdy przeznie, nie przeszedł… a to znaczyło że to co jest za nimi to idealne miejsce na zaginione cywilizację. Zbliżali się do nich, widoczne były już na horyzoncie, jeszcze parę godzin i będą na miejscu.
- Shibaaaa…mogę..mieć..prośbę? –ziewnął Krio ze swoich sanek.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 10-08-2014, 13:40   #2
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Niechciane spotkanie

Surokaze Raim, przywódca Zakonu Krwawych Blizn zmienił się od czasu swojego ślubu. Jego wygląd stał się dzikszy. Przestał zasłaniać swoje wargi chustą, prezentując światu bliznę biegnącą od lewej strony nosa, poprzez wargi do prawego podbródka. Niezwykle jasna, nawet jak na elfa cera została wzbogacona kilkoma tatuażami, z czego najbardziej rzucający się znajdował się na twarzy. Wyglądał niczym ślad po przejechaniu zakrwawionymi palcami. We włosy zaplątane miał kilka ozdób, z czego największymi były dwa jastrzębie pióra. Jego ciało przybrało na muskulaturze. Było to spowodowane zarówno niemałym udziałem w odbudowie wnętrza Krwawej Twierdzy, jak i późniejszymi, niemal wyczerpującymi treningami. Na torsie białowłosego w dalszym ciągu widniała blizna, będąca pamiątką walki z Rufusem w jaskiniach w pobliżu Lukrozu. Nie zanosiło się by miała kiedyś zniknąć.
Lewe ramię przestał ozdabiać tatuaż jastrzębich skrzydeł. Jego miejsce zajęły dwie blizny. Pozioma dziesięciocentymetrowa - znak rozpoznawczy Krwawych Blizn i pionowa również dziesięciocentymetrowa - znak dowództwa nad Krwawymi Bliznami.

Zobaczenie jednego ze znienawidzonych osobników we własnej twierdzy było bardzo nieprzyjemnym zaskoczeniem. Nie dość, że nikt go tutaj nie zapraszał, to jeszcze demolował zamek i zachowywał się jak jego władca.
Dłonie Suro zacisnęły się w pięści. Z trudem powstrzymywał złość. Może i ten naukowiec, którego umysł pławił się w jakiejś odmianie szaleństwa był znajomym jego dawnego towarzysza, jednak wydarzenia z Czarnej Wody sprawiły, że znalazł się dość wysoko na tworzonej w umyśle elfa "liście osób, których głowy ładnie wyglądałyby nad kominkiem".
Białowłosy nie dobył mieczy. Nie żeby ich potrzebował do skutecznego uśmiercenia Nino, ale wolał go jednak wysłuchać. Miał w pamięci zniszczenia, jakie wyrządziły poprzednie wybuchowe ciała psychopaty (ślady po niektórych poparzeniach do tej pory jeszcze nie znikły). Nie chciał wprowadzać więcej zniszczeń w wystrój swojego gabinetu.
- Proszę, przynieś naszemu gościowi najlepsze wino. Dobrze? - Suro zwrócił się do swojego podwładnego.
Ten lekko pobladł, gdy prośba została odtworzona w jego umyśle.
- N... naj... najlepsze? - wyjąknął starając się upewnić, że dobrze usłyszał.
- Tak najlepsze. Tylko się pośpiesz.
- Tak jest! - człowiek schylił się i ruszył biegiem realizować rozkaz.
W najgłębszej piwnicy Krwawej Twierdzy znajdowała się pewna beczka. Jej dokładna zawartość nieznana była, od co najmniej trzech pokoleń. To, co z niej wypływało w wyglądzie, zapachu i smaku było winem. I to bardzo dobrym winem. Dopiero kilka godzin po spożyciu, gdy było się bardzo przywiązanym do wychodka, okazywało się, że coś było nie tak. W sumie nie było się, czemu dziwić. Beczka od lat była pełna, a nikt jej nie napełniał. Istniały nawet historie, że kilka razy do roku ożywa i wyrusza na łowy pożerając każdą nieszczęsną istotę mającą pecha znaleźć się w jej otoczeniu. Wino to było przeznaczone do specjalnych i wyróżniających się gości. Na przykład takich jak Nino.
Kielich z tym niezwykłym trunkiem zjawił się przed naukowcem.
- Zanim zaczniemy, licz się z tym, że masz naprawić wszystko co zniszczyłeś w tej twierdzy. A teraz słucham. Czego tak znamienity i wybitny naukowiec chce ode mnie? - kpiny w głosie elfa usłyszeć nie mógł jedynie wyjątkowy głupiec.
- Ty nie pijesz? -zapytał Nino kręcąc zawartością kielicha. - To dość nieuprzejme, mógłbym pomyśleć, że na przykład zatrułeś to wino. -dodał różowowłosy. - Nie żeby mnie to zabiło, mój układ odpornościowy jest specjalnie zmodyfikowany by filtrować wszystkie trucizny, odkładając je w odpowiednich obszarach, bym potem mógł je sobie wyciąć i przebadać, lecz to dalej nieuprzejme. -dodał, smutnym głosem. - A gdzie mogę usiąść?
- I ty mnie uczysz o grzeczności. Dobre sobie. - Suro wskazał miejsce po przeciwnej stronie biurka. - Co do wina… Szczerze powiedziawszy nie wiem co w nim jest. Możesz mi po wszystkim przesłać raport czy coś. - elf usiadł na zajmowanym przed wtargnięciem Nino krześle. - To czego chcesz? - powtórzył pytanie.
- Ah, ciekawe. Będę musiał to zbadać. -stwierdził biorąc łyk. - Całkiem dobre… jak na napój od elfa. No ale nic. Przede wszystkim przepraszam, że nie byłem na twym ślubie, ale moje zaproszenie chyba nie dotarło. -stwierdził z wesołym uśmiechem. - Jednak nie po to przybywam, celem tej wizyty jest fakt, iż chciałbym wynająć twoje usługi. -stwierdził, odstawiając kielich i składając razem czubki palców.
- Ano zaproszenie nie dotarło. Ogień w tym przeszkodził. - opadł białowłosy uśmiechając się lekko prezentując bliznę biegnącą przez jego usta. - Skoro wiesz o ślubie powinieneś też wiedzieć, że Wietrzne Bractwo już nie istnieje. To wiąże się z tym, że nie stać cię na moje usługi.
- Mój drogi... -Nino zaśmiał się cicho.- Jestem Luigi Nino, na tym świecie nie istnieje rzecz na którą mnie nie stać. Metodę zmiany dowolnej rzeczy w złoto, opracowałem już setki lat temu. -dodał wesoło. - Jednak nie mam zamiaru płacić… zrobisz to, bo wiesz, że tak będzie lepiej. -wyjaśnił Nino ze szczerym uśmiechem. - Może najpierw wysłuchasz mej propozycji i argumentów, a potem podejmiesz decyzję?
- No to słucham.
W umyśle elfa pojawiły się bardzo nieprzyjemne uczucia. Miał nadzieję, że nie miały nic wspólnego z prawdą.
- A więc… -Nino westchnął popijając kolejny łyk wina. - Jestem zmuszony do współpracy z Faustem, twoim dawnym kompanem. Jednak on w końcu mnie zdradzi, taka jest jego natura. Pochodzi z rodu zdrajców, więc nie może z tym uczuciem wygrać. A akurat jego zdrada, w złym momencie może sprawić mi trochę problemów. Dla tego muszę się na nią przygotować. -stwierdził, poprawiając różowe kosmyki. - Teoretycznie każdego da się kontrolować, jeżeli istnieje haczyk. Faust jednak takowego nie posiada, troszczy się tylko o siebie. -westchnął naukowiec, na chwile przenosząc wzrok na Haru. - Organiczna cielesność twej żony jest całkiem atrakcyjna. -skomplementował, wracając do urwanego wątku. - Tak więc, chce wysłać cię do Kryształowych jaskiń. Faust był tam kilka razy, jednak nie powiedziałem mu, że istnieje tam ukryta komnata. Miejsce bardzo stare. Oraz w jakiś sposób zabezpieczone. Nie ważne ile swych ciał tam wysyłam, giną nim zdążę się przyjrzeć temu, co je zabija. Jednak jestem niemal pewien, że znajduje się tam pewien przedmiot, który sprawi, że zdrada twego kompana nie będzie wcale tak bolesna. A więc, jesteś gotowy by wyruszać? -zapytał, przechylając lekko głowę.
Słysząc słowa dotyczące swojej żony, Suro zacisnął mocniej pięści. Wsłuchując się w słowa psychopatycznego naukowca uspokoił się jednak trochę.
- Mam udać się tam, gdzie ktoś mogący mieć wszystko i mający w swych zbiorach pewnie wystarczająco dużo mocy by całą tą jaskinię rozwalić sobie nie daje rady. To jest, co mam zrobić. Teraz kwestia, dlaczego.
- Ehhh jesteś dociekliwy. Gdybym zniszczył jaskinie, pewnie wypuściłbym to, co zabija moje ciała... to było by nierozważne. -wyjaśnił, nie kryjąc, że posiada do tego zdolności. - Chce zbroję. Zbroje kryształów, która powinna tam być.
- Kryształowa jaskinia i zbroja kryształów… - powtórzył elf jakby chciał zapamiętać szczegóły. - Pozostaje kwestia motywacji.
- Jeżeli odmówisz, uznam to za deklaracje wojny. -odparł spokojnym tonem. - Wyślę tu tyle swych ciał, że liczby, o których masz pojęcia zostaną daleko w tyle. Ciała, które wybuchają, ciała które wydzielają truciznę, ciała które mutują, ciała stworzone z potworów jak i te z mocami które uzyskałem od różnych obiektów swych badań. Jesteście wojownikami, jednak musicie spać, musicie jeść. Ja tego nie potrzebuje. Będę atakował tak długo, póki wszyscy twoi podkomendni, żona i może dziecko, które pojawiłoby się w czasie oblężenia, nie trafią do moich próbówek. Czy to dostateczna motywacja? -zapytał uśmiechając się.
Dwa mithrilowe miecze zostały dobyte w ułamkach sekundy. Ich ostrza zostały skierowane w stronę Nino, jednak zatrzymały się tuż przed jego nosem.
- Ciesz się, że to ciało wybucha i nie jest prawdziwe. Inaczej nauczyłbym się na tobie budowy ludzkiego ciała wycinając organy jeden po drugim.
- To zabawne, jak bardzo wierzysz w to, że możesz mnie zabić. -zaśmiał się różowowłosy. - Żyje już setki lat, nie myśl, że jakiś elf mógłby to zmienić. -dodał, gdy jego oczy błysnęły w typowy dla niego szalony sposób. - Ciąłem na kawałki już setki takich jak ty by zbadać, co macie wewnątrz. -dokończył, śmiejąc się głośno.
- Pogadamy, gdy będziesz musiał zezować by zobaczyć miecz wystający z twojej czaszki. - Broń została schowana. Suro opamiętał się trochę. Oferta Nino nie była dobrą ofertą. Na szczęście rozminęła się z najgorszymi przypuszczeniami elfa. - Znam już skutki niepodjęcia z tobą współpracy. Co dostanę za podjęcie się i wykonanie zlecenia?
- Czemu wy wszyscy zawsze czegoś chcecie… nie możecie tego robić charytatywnie? -westchnął Luigi. - Jaka jest twoja cena?
Jesteś za dużym skurwielem na charytatywne działania. - odparł białowłosy. Przez chwilę zastanawiał się nad ceną, jaką mógłby zażądać, za ponowne narażanie życia w sprawie, która tak po prawdzie gówno go obchodziła. - Spełnisz moje jedno, dowolne życzenie. - odparł w końcu. - No i naturalnie naprawisz to, co tutaj zepsułeś i przyślesz mi dane na temat tego wina.
- Nie dowolne. Życzenie to nie może być związane ze mną lub moim życiem. Nie oddam tez nic ze swej biblioteki. -postawił warunek Nino.
- Hm… - Suro spojrzał na Haru. Nie podobało mu się wchodzenie w układ z naukowcem, ale w tak postawionej sytuacji nie miał wyboru. Kobieta powinna to zrozumieć. - Niech będzie. Ale bez względu na to czy misja się powiedzie, czy zginę w trakcie jej wykonywania to ty, jakiekolwiek inne twoje ciało, czy ktokolwiek w jakikolwiek sposób z tobą powiązany lub przez ciebie choćby nakierowywany nie będzie się zbliżał do tej twierdzy, ani nikogo zamieszkującego w niej. - Elf musiał się upewnić, że jemu bliskim nie grozi żadne zagrożenie. - Ponadto potrzebuję wszelkich informacji o Kryształowej jaskini. I możesz dorzucić coś ekstra na ocieplenie moich wspomnień o tobie.
Nino analizował w milczeniu żądanie elfa, oparł palce na brodzie i stukał w nią delikatnie. - Dobrze, spełnię tą prośbę. -stwierdził w końcu, wzruszając lekko ramionami. - Informacje nie będą potrzebne, nie wejdziesz bezpośrednio do jaskiń. Ale to wytłumaczę ci już u mnie. Tam mam pewność, że nikt mnie nie podsłucha. Zabierz, co Ci potrzebne i idziemy. - stwierdził, dopijając do końca wino.
- Poczekaj przed główną bramą. Jak załatwię wszystkie sprawy to do ciebie zejdę. Nie powinno mi to zająć dłużej niż pół godziny. A… I drzwi. Spraw by wyglądały tak jak przed twoim wtargnięciem.
- Pół godziny… aż nadto by wszystko naprawić. -stwierdził Nino, gdy jego metalowa kulka zaczęła skanować elementy drzwi, a w powietrzu zaczęły pojawiać się różnorakie szkice. - Będę czekał przed bramą. -stwierdził naukowiec wychodząc z pomieszczenia, gdy kulka zaczęła odbudowę zniszczonego elementu.

- Jak ten skurwiel śmiał tutaj przychodzić?! - Haru leżąca na łóżku niemal trzęsła się ze złości. Sam fakt, że przeklinała świadczył o zaawansowanym etapie jej złości. - Ten... ten... ten... I jeszcze śmiał nas szantażować!
Suro bez słowa przytulił swoją żonę. Nieraz przekonał się już na własnej skórze, że są sytuacje, w których najlepiej siedzieć cicho. Ta właśnie do takich należała. Po chwili elfka odzyskała po sobie częściowo panowanie.
- Ale... ale nie zginiesz prawda? Mówiłeś to tylko... tylko by zostawił nas w spokoju, prawda? - załkała. Białowłosy zdawał sobie doskonale sprawę z powodu takiego zachowania.
- Pewnie, że tak. - elf pogłaskał kobietę po włosach - Wrócę do was. Obiecuję.
- Was... Elie ci powiedziała? - Haru uwolniła się z uścisków męża i spojrzała mu prosto w oczy. - Wiedziałam, wiedziałam. Pożałuje tego.
- Zostaw ją w spokoju. Nic mi nie mówiła. Sam zauważyłem. Ostatnio no wiesz, stałaś się płaczliwa. - wyjaśnił Suro. To był błąd. Niemal natychmiast poczuł na krtani czubek swojego własnego miecza.
- Kto, do diabła jest płaczliwy?! - spojrzenie elfki mogłoby zamienić Meduzę w kamień.
- No... tak mi się tylko... powiedziało.
- Ja myślę. A teraz... - Haru objęła swego męża i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. - Idź. Bo ten psychopata znowu tutaj przyjdzie.

Suro zjawił się przed bramą chwilę przed umówionym terminem. Do zielonkawej koszuli z krótkim rękawem, brązowych wykonanych ze skóry spodni i wysokich, czarnych butów dołączył wykonany z mithrilu napierśnik, skryty pod brązowym płaszczem z kołnierzem podszytym futrem i kapturem ozdobionym kwiecistymi symbolami. Bliźniacze ostrza tkwiły standardowo w pochwach przy pasie białowłosego. Znad jego prawego ramienia wystawała rękojeść dwuręcznego miecza. W lewej ręce, opartą na ramieniu trzymał włócznię.
- Prowadź - rzucił, nawet nie spoglądając na Nino.
<!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true" DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99" LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style> /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-qformat:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:10.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:115%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-ascii-font-familyalibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-theme-font:minor-fareast; mso-hansi-font-familyalibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin;} </style> <![endif]-->
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 06-09-2014 o 20:34.
Karmazyn jest offline  
Stary 26-08-2014, 18:42   #3
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
More questions...than answers

Obserwując zbliżających się nieumarłych nadal zajadał pieczoną wiwernę.
- Nie lubię jak ktoś... przerywa mi posiłek. - Upił sporego łyka z baryłki. - Malice rozerwij ich… na strzępy. Nie zjadaj ich… jeszcze niestrawnosci dostaniesz. - Po tonie jego wypowiedzi łatwo było zgadnąć że jest bardziej znużony niż zirytowany. Malice uniosła swoje wszystkie łby i z furią w swych ślepiach, oraz przenikliwymi rykami skupiła się na umarlakach które niepokoją Richtera.


Malice przybrała troszkę inny wygląd niż posiadała niegdyś. Teraz przypomina istotę wyrwaną prosto z najpaskudniejszych koszmarów..
Hydra ryknęła głośno, a jej łby rzuciły się na wszystkie strony polany. Słychać było chrzęst kości, oraz metaliczny brzdęk miecz odbijających się od łusek. Po chwili potworne łepetyny, wróciły do normalnej długości, zaś polana pokryta była dywanem z kości.
Powietrze zawibrowało lekko… a nieumarli poczęli składać się w całość. Poszczególne elementy ich ciał, unosiły się i scalały z resztą. Nie minełą dłuższa chwila, gdy wszyscy pokonani stali ponownie w ciasnym kręgu dookoła rycerza i jego zwierzaka.
- Huh… Wygląda na to że mamy do czynienia z.. jakimś dowcipnym nekromantą… albo totemem… - Rzekł gdy już obgryzł patyk do czysta. Łby hydry pytająco spojrzały na Richtera, ten zaś dodał. - Jeśli martwi wstają z grobów… i rozerwani na strzępy ponownie wstają… są tylko dwie opcje… Malice musisz się wiele jeszcze nauczyć. - Mówił do bestii tak jakby rozumiała każde jego słowo. Jakiś nieumarły rzucił się na Richtera gdy dopijał baryłke. Nie patrząc nawet rycerz zamachnąl się pięścią posyłając agresora na spotkanie z drzewem i krótki niestety spoczynek w kawałkach. - Spróbuj ich… spalić, a ja spróbuje ustalić… skąd przylazły. - Malencroft padł na czworaka i zaczął wąchać podłoże. Smród był bardzo wyraźny, a te zgniłki zostawiły go aż nadto. Zarzucił na siebie purpurowy całun, jak i kaptur na głowę, Nie dobywał nawet Despair, nie byli godni paść od tego ostrza. Szedł za zgniłym odorem i wszelkimi śladami ich przechadzki. Nieumarli wzieli się z daleka, lub ktoś przywołał ich w to miejsce w konkretnym celu.
Ogień strzelił z wielu paszczy stworzenia, uderzając prosto w szkielety. Te stanęły w ogniu, powoli rozpadając się w kupkę czarnego popiołu. Do ogólnego smrodu doszedł zapach palonych łachmanów, a do dźwięków...szum otwieranych portali. W ziemi pojawiły się fioletowe kręgi, z których poczęli wychodzić kolejni umarli.
Wtedy Richter wyczuł gdzie ma iść. Maga i odór śmierci dochodziło z południa. Wiedział, że niedaleko stąd w tamtym kierunku jest jaskini, idealne miejsce dla przywoływacza by się ukryć.
Rycerz teleportował się na jeden z łbów hydry, stamtąd dojrzał jaskinię.
- Idziemy tam… ty zostaniesz przed jaskinią. Upewnisz się że… nikt nie będzie mi przeszkadzał. - Przemówił przykucając, a hydra z ssykiem ruszyła na przód, tratując wszelkie drzewa na jej drodze.
Dotrzeć do jaskini nie było trudno. Hydra tratowała umarłych, którzy ciągle wstawali z ziemi, atakując ją zaciekle. Ich mieczce czasem dosięgały Malice. Moc regeneracji to jednak potężny dar- rany szybko się zasklepiały.
Calamity wskoczył do jaskini a jego pupilek zablokował przejście. Było tu mroczno i wilgotno. Jedynie lewitujące w powietrzu, zimne, fioletowe płomienie rzucały trochę blasku na ziemię. Cienie tańczyły na ścianach. Każde z latających ognisk znajdowało się nad magicznym kręgiem, w centrum największego znajdował się natomiast…



… kolejny szkielet. Ten jednak odziany był w stare, rytualne mnisie szaty. Ogromnym różaniec złożony z fioletowych kamieni szlachetnych otaczał jego ciała. Pozbawione skóry i mięśni szczęki, poruszały się w góre i dół, gdy szeptał słowa zaklęcia nad złożonymi rękoma. Z całego jego ciała wyłaniała się negatywna energia, która sprawiała, że nozdrza rycerza lekko swędziały. Oczy umarłego błysnęły zimno, gdy dostrzegły Calamitiego.
- Rycerz… - szczęki stwora poruszyły się jak gdyby ten chichotał. - ...rozpaczy! Przybyłeś na wezwanie szybciej niż Al-Marg-Hal myślał. Witaj więc, niosący smutne ostrze.
- Wezwanie? Przybyłem tu zabić tego… co przerwał mi podwieczorek. - Zakpił Richter pewnym krokiem zbliżając się do szkieletu. - Zanim to jednak zrobię… powiesz mi grzecznie co to jest… Al-Marg-Hal. - Leniwym ruchem dobył ostrza rozpaczy, czekajac na odpowiedź
- Al-Marg-Hal, tak nazywano mnie za życia. Al-Marg-Hal smuci się, że imię to zostało w tych krainach zapomniane. -odparł szkielet, a z jego ust wypłynęło kilka kłębów fioletowej energii. - Teraz sprowadzono go by był posłańcem, tak Al-Marg-Hal jest teraz posłańcem.
Richter oparł miecz na barku. - Znowu jakimś bożkom… się nudzi. - Pokręcił głową.
- Czyim posłańcem? I czego chce ten… który cię tu sprowadził , od mej skromnej…osoby?-
- Niosę słowa tego którego serce jest tak samo nieprzeniknione jak dusza. Dziś Al-Marg-Hal przemawia głosem, obecnego władcy śmierci, zagadki świata i posiadacza róży przepełnionej rozpaczą. Al-Marg-Hal przemawia w imię tego, którego znasz pod imieniem strażnika chaosu. -szkielet ukłonił lekko głowę. - On pragnie ci przypomnieć, że mija powoli rok od kiedy spotkaliście jego czempiona, w miejscu gdzie stał zamek Lukrozu. Al-Marg-Hal ma Ci przypomnieć, że kwiat który ci odebrano może stracić liście, jeżeli się spóźnisz na wezwanie.
Jedyne oko dzierżyciela rozpaczy błysnęło.
- Niech on się… nie martwi. Na pewno go odwiedze… a teraz… skoro wykonałeś swój obowiązek. Nie ma potrzeby byś tutaj… istniał prawda? - Malencroft nie drgnął nawet o milimetr, stał niczym posąg.
- Al-Marg-Hal śmieje się z twej głupoty. Al-Marg-Hal nie istnieje od dawna, jego życie skończyło się setki lat temu. Jak można istnieć bez życia? -zapytał przechylając głowę. - Twe serce przepełnia smutek czy nienawiść. Al-Marg-Hal jest ciekaw.
- Moje serce przepełnia… żrąca maź. Chodziło mi wcześniej… a zresztą. - Zakręcił ostrzem, które zaświeciło się od purpurowej energii. Posłał pojedyńczą pręgę w stronę szkieletu, jak rozsypie się od razu, stracił czas na rozmowę z czymś tak nieistotnym.
Kapłan umarłych skierował kawałek otaczającej go mocy w stronę pręgi. Dwie energie starły się ze sobą, nawzajem się neutralizując. - Al-Marg-Hal jest zawiedziony. Al-Marg-Hal po za wiadomością ma przekazać ponaglenie. Widać rycerz stracił za mało cennych rzeczy. -zimne spojrzenie szkieletu przeniosło się na Despair. - Czy strate ostrza smutku zachęci rycerza do szybszej podróży. Al-Marg-Hal jest ciekawy. -dodał szkielet, gdy nieczysta moc zakręciła się na ziemi.
- To pewne że twój pan chce mnie do czegoś… wykorzystać szantażem. Bez ostrza będę połowicznie bezużyteczny… Zrobisz to temu… który cię przywołał? - Schował miecz, widząc że istota może co nieco mu powiedzieć, co za tym idzie jest coś tam warta by nie zabijać.
- Poza tym chciałbym wiedzieć… czego on ode mnie… chce. - Skrzyżował ręce na napierśniku.
- Serce obecnego władcy duszy Al-Marg-Hal’a jest nieprzeniknione jak mrok nocy. Jego oczy nie zdradzają myśli, a słowa odsuwają od prawdy. -odparł szkielet. - Jego plany zna tylko on sam. Dzierży jednak wiele kart, może miecz mógłby być kolejną? -odpowiedział na pytanie, pytaniem.
Rycerz przetarł twarz skrytą pod kapturem.
- To wszystko? Jeśli tak… to lepiej będzie jak już chyba pójdę… Ciesz się swoim nieżyciem w spokoju… o ile nie będziesz mordował… jakiś słabiaków. - Szkielet wyglądał na coś co potrzeba odrobinę czasu by to ubić, którego niestety nie miał. Jeśli mężczyzna w czerni faktycznie przetrzymuje Rose, musi się śpieszyć.
Szkielet poczekał az Richter odwróci się od niego, by dopiero wtedy przemówić. - Kwiat pytał o rycerza. -stwierdził, a między jego kościanymi palcami rozciągnięty został długi czarny włos ukochanej Richtera. - Wiele razy.
Zatrzymał się w pół kroku.
- Czy ona… wie czym jestem? - Zapytał nie odwracając się.
Cichy śmiech wypełnił jaskinie. - To było by okrutne prawda? Porwać ją i powiedzieć kim stał się jej rycerz. Al-Marg-Hal tak uważa. Nie wie czym się stałeś, sam będziesz musiał jej to powiedzieć, ty który niesiesz rozpacz.
Richter ustawił się bokiem do szkieletu.
- A czy Al-Marg-Hal uważa że lepiej powiedzieć… jej że jest martwy… niż to że stał się taką kreaturą? - Czy on właśnie spytał o radę jakiś zwitek kości? To musiały być pozostałości szaleństwa.
- Al-Marg-Hal uważa..że rycerz najpierw powinien zobaczyć swój kwiat. W czarnych dłoniach, nawet najpiękniejszy kwiat potrafi zwiędnąć. -zaśmiał się szkielet.
- Przekaż… że niezwłocznie się… tam udam. - Z tymi słowami zaczął opuszczać jaskinię. Nie był jednak na tyle głupi by choć na chwilę stracić czujność.
Gdy opuścił Jaskinię kiwnął do Malice.
- Motocykl - Rzucił, a jedna z paszcz wypluła pojazd, który Richter pochwycił w powietrzu i delikatnie postawił.
- Rąbnij kilka razy w wejście jaskini… i zalej gruzy kwasem. - Gdy tylko Hydra wykona czynność, Richter ruszy w drogę, gdzie to ma spotkać mężczyznę w czerni.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 28-08-2014, 23:58   #4
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Surokaze Raim


Nino zaprowadził elfa w stronę lasu, który rósł niedaleko zamku krwawych blizn. Puszcza, gdzie niegdyś wraz z Haru przeszli ciężką karę, która tak zbliżyła ich do siebie. Elf czuł się trochę nieswojo, mając świadomość, że za plecami ma jeszcze tuzin „Ninów”, którzy naprawiwszy szkody w zamku ruszyli za nimi. Rozmawiali między sobą, robili notatki oraz śmiali się z żartów których on nie rozumiał. Dziwne było mieć świadomość, że to klony osobnika, który ukrywa się gdzieś przed światem.
- Pozwoliłem sobie zaparkować w tym lesie… mam nadzieje, że to nie problem.- zagadnął ten z naukowców, który rozmawiał z nim w gabinecie. Mówiąc to wskazał na olbrzymia budowle, która znajdowała się już niedaleko od nich.


Była to potężna konstrukcja z metalu, z której wyrastały liczne kominy. Kłęby dymu i pary, wydobywały się z licznych dyszy, a kilkanaście grubych mtalowych kopuł wyposażonych było w potężne działa i armaty. Grube metalowe nogi uginały się pod ciężarem twierdzy, kiedy ta kroczyła w ich stronę. Surokaze nie miał dotąd okazji zobaczyć ruchomego zamku Nino, i musiał przyznać, że ten robił wrażenie. Dotąd widział jedynie twierdze, które twardo stały na ziemi, te które się poruszały nie budziły jakoś jego zaufania.
Kiedy stanęli przy drzwiach, ciężki drewnianych wrotach, Nino pstryknął palcami a te otworzyły się.
- Teraz musze cię przeprosić… idę zrobić sobie sekcję, by sprawdzić jakie wino mi podałeś. Moje sługi się Toba zajmą. – stwierdził odchodząc, ręką niedbale wskazując na…


… dwie małe żółte istotki. Jedna trochę grubsza, trzymała parasol, z poważną mina obserwując elfa. Druga, jednooka z wielkim monoklem na twarzy, obserwowała elfa jak gdyby przerażona.
- Patiura? –zapytał ten z parasolem, ręka wskazując białowłosemu, korytarz do salonu. – Patu? –zapytał drugi, unosząc wysoko tace z kanapkami.

Calamity


Richter jechał, spał, jadł i znowu jechał. Tak wyglądał cykl jego dni od rozmowy ze szkieletem dawnego kapłana. W snach nawiedzały go koszmary, śnił o Rose oraz o tym jak ta próbuje go zabić, gdy dowiaduje się kim został. Budził się zlany potem, a tatuaże na jego ciele piekły wtedy dotkliwie.
Rzecz która nigdy wcześniej się nie przejmował, teraz uderzała w niego z druzgocząca mocą.
Jechał by ratować swoja ukochaną… lecz czy ona zdoła pokochać potwora? Oraz co miał na myśli szkielet gdy mówił, że nawet najpiękniejsza róża może zgnić gdy nikt się nią nie zajmuje? Czyżby ten czarnowłosy osobnik zrobił coś jego damie…
Na sama myśl o tym, jego rękawice zaciskały się ze zgrzytem, a jedyne oko rozświetlało się groźnie.

Tego wieczoru zatrzymał się w małym miasteczku. Ukrył motor w paszczy swej towarzyszki, po czym rozejrzał się po miasteczku.
Ludzie wyglądali na zapracowanych, z niewiadomych przyczyn spora ilość budynków była zniszczona, dla tego lwia część mieszkańców zajęła się odbudową. To jednak nie był jego biznes, nie miał czasu na takie bzdety.

Wkroczył do przybytku i zamówił sobie posiłek jak i pokój, przyda mu się sen w łożu, zamiast na ziemi. Czekając przy małym stoliku na podanie zamówienia, usłyszał za sobą ochrypnięty głos.
- Ohhoho, cóż za spotkanie… silny młodzieńcze czy to ty? – Richter obrócił się zdziwiony..znał ten głos i styl w jakim zostały wypowiedziane.


Staruszek, którego spotkał w Lukrozie zmierzał w jego stronę, napędzając swój wózek miarowymi ruchami. Wyglądał na jeszcze bardziej pomarszczonego niż wcześniej, ale z jego ust nie schodził spokojny uśmiech. Chude ręce poruszały kołami, gdy podjechał do stolika Richtera. – Udało ci się znaleźć to czego szukałeś? Słyszałem że w stolicy działy się wielkie rzeczy, mniej więcej wtedy gdy się rozstaliśmy. Brałeś w nich udział? –zagadnął, poprawiając swoje ciemne okulary.

Viktor Dimitriyenka


Jego nagie ciało ociekało dziwnym śluzem. Mimo podawanych mu ciągle nowych ręczników, maź bardzo opornie schodziła z ciała i włosów. A co gorsza, ból zdawał się ciągle doskwierać równie mocno, co przed ta dziwna kuracją. Spędził niemal tydzień, zawieszony w wielkiej próbówce, z rurkami wetkniętymi w każde możliwe miejsce. Wtedy nie było tak źle, nie czuł prawie nic. Teraz jednak, gdy opuścił słój, Viktor ponownie czuł jak cierpienie niemal rozrywa go od środka.

Jedna z małych żółtych istotek, których pełno było w laboratorium, podała mu kolejny stos ręczników, po czym uciekła w podskokach. Jej tłusty zadek podskakiwał w rytm szybkich kroków, gdy mówiąc cos w swym języku, kierowała się do grupki innych podwładnych Nino.
Ten osobnik wywoływał zresztą dalej ciarki na plecach Bohuna. Robił to nie swoją aparycją, nie wpływał tez na to fakt iż zarzekał się, że uda mu się uleczyć mężczyznę. Nie. Przerażające w nim było to… że było go wiele. Luigi Nino potrafił rozmawiać sam ze sobą, patrząc sobie przy tym w oczy. W tym laboratorium znajdowało się co najmniej pięć jego kopi, które samodzielnie się poruszały i żyły swoim życiem.
Naukowiec nie zdradził mu natury tego fenomenu, wytłumaczył jedynie, że jest bardzo zapracowany, więc musiał zrobić trochę swych klonów. Jak tego dokonał, oraz gdzie był oryginał – tego Bohun nie wiedział.

- I jak? Czujesz jakąkolwiek poprawę? – jeden z klonów, siedział naprzeciwko niego z notesem w ręku.


Miał gładka młodzieńcza twarz, a różowe włosy kaskada spływały na jego ramiona. Złote oczy bystro lustrowały Viktora zza okularów. Kitel, w który był ubrany, charakteryzował się nieskazitelną bielą. Nikły uśmieszek, wskazywał na to, że naukowiec zna odpowiedź i pyta tylko przez grzeczność.
- Przecież widać, że to nic nie dało! A przynajmniej na razie. –odezwał się wesoły głos, drugiego osobnika który przebywał w pomieszczeniu. Tego Viktor nie znał, widział go po raz pierwszy w swym życiu.
Był to młody blady chłopak, w dość nietypowym ubraniu. Koszule nosił rozpięta, odsłaniając tym samym gołą pierś. Czarne luźne spodnie, przytrzymywał srebrny pas z klamra w kształcie czaszki. Oczy owinięte miał opaską, co mogło wskazywać na to, że nie dane mu było oglądać świata.


- Kończ z nim i pożycz mi go wreszcie… –marudził ślepiec, bawiąc się fiolkami stojącymi na półce.
- Jeszcze nie teraz… najpierw zrobi cos dla mnie. –odparł mu Nino i wrócił do obserwowania Viktora. – A więc jak… czujesz się lepiej?

Hei Bai


Największy z uczniów w zakonie Krwawych blizn, zasiadał teraz na specjalnie przygotowanym dla niego krześle. Zostało one wzmocnione metalowymi elementami by nie zapaść się pod ciężarem niedźwiedzia. Jego futro lśniło od wody, bowiem dopiero co wziął kąpiel po ciężki treningu. Nie zdążył się jednak wysuszyć w promieniach jesiennego słońca, bowiem został wezwany.

Hei Bai cieszył się ze przybył w te strony. Mimo, że choroba zwana Szaleństwem została zniszczona przed jego przybyciem, to znalazł tu miejsce w którym mógł studiować nową historię. Ponadto robił to dalej w sposób jaki przekazał mu jego mentor- poprzez naukę walki. Zakon krwawych blizn był miejsce w wielu względach podobnym do miejsca z którego przybył. Ponadto zgłębiali oni siłę jednego z czterech żywiołów, komuś kto kultywował naturę musiało się to podobać.

Teraz jednak zamiast trenować, obserwował starego elfa o srogiej twarzy. Jego uszy były postrzępione od blizn, a nos wyglądał jak po oblężeniu przez synów wukonga- mało co z niego zostało. Był to jeden z najwyższych rangą braci zakonu, piastował on role nauczyciela i trenera młodych rekrutów.
Teraz siedzieli jednak sami, a on wskazywał na powieszony na ścianie portret.


Był to list gończy, papier pożółkł już trochę jednak dalej wszystko było wyraźne. Mała, chuda dziewczyna, o szalonym spojrzeniu, szczerzyła do pandy zęby. Jej długie niebieskie warkocze, opadały na wątłą pierś, zaś w dłoniach spoczywał jej dziwnie wyglądający metalowy przedmiot. Nazywali to chyba karabinami.

- Hei Bai, mam dla ciebie pierwsze zadanie. Jesteś obiecującym studentem, więc wiem, że sobie poradzisz. Pomożesz nam kogoś pojmać. Czy jesteś na to gotowy? –zachrypiał do niego stary elf, mierząc go swym ostrym spojrzeniem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 29-08-2014, 19:10   #5
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
O bogach
- O władco Olimpu! Cóż za wspaniałe antre - blondwłosy znał swoje miejsce. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że jest niewiarygodnie słabszy niż prawdziwi bogowie. Różnica siły między świeżo wytworzoną parodią wywyższonej istoty - ostatniej iteracji szaleństwa, a pradawnym bóstwem, które nie bez powodu nosiło tytuł największego z władców. Panującego tylko nad najbardziej wspaniałymi. Ogrom jego władzy był tak wielki, że ludzie zdawali się całkowicie zbędni. Sam zaszczyt rozmowy z tą istotą był czymś wielkim, niemalże niespotykanym.
- Poszukiwania Kronosa trwają w ten, czy inny sposób. Mój partner, kapłan wiedzy, z całą pewnością stara się ustalić pozycję twego ojca. - odpowiedział, pochylając się delikatnie. Nie chodziło tutaj o pokorę. Jedynym zmuszającym do takiego zachowania elementem była świetlista otoczka boga błyskawic. Trudno było na niego patrzeć i nie miało to nic wspólnego z jego urodą.
- Kazałem Ci mu pomagać! -ryknął Zeus, a dwie błyskawice przeskoczyły gwałtownie po ziemi. - Luigi Nino sprawuje się o wiele lepiej niż ty. Byłem i u niego, gdzie przedstawił mi efekty swoich poszukiwań. Oświadczył też, że dawno nie widział twej osoby, gdyż kierowany własnymi pobudkami ruszyłeś na inne łowy. Według niego gdybyś mu pomógł już dawno pojmałby Kronosa. - Pan Olimpu bez wątpienia był wściekły, o czym świadczył swąd palonej w pobliżu trawy.
- Widziałem go najdalej dwa dni temu - Faust uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej pokaz mocy Zeusa nie robił na nim zbyt wielkiego wrażenia. Gdyby władca Olimpu pragnął pozbawić go żywota, to blondyn zapewne nie zdołałby nawet zareagować. Dokładnie tak, jak w przypadku pierwszego ataku Szaleństwa na któregokolwiek z herosów.
- Myślę, że kłopotem może być brak motywacji. - dodał po chwili, a jego lewa dłoń zaczęła gładzić kozią bródkę. - Jemu oferujecie efektywną nieśmiertelność, ja po prostu spłacam przysługę. - nie ukrywał powodów swego rozleniwienia. Kronos nie był obecnie zagrożeniem dla równowagi, a walczenie z potencjalnym zagrożeniem sprowadzałoby go do poziomu szaleńca.
Błyskawica łupnęła zdecydowanie za blisko strefy komfortu Fausta. - Smiesz stawiać m i warunki! -Ryknął Zeus, a jego oczy rozjaśniły się jeszcze mocniej. Włosy na ciele Boga jak i Blondyna uniosły się w górę. Strażnik równowagi poczuł jak po głowie przeszło mu lekkie wyładowanie.
- Jestem władcą Olimpu! Powinieneś być dumny, że pomożesz mi i zyskasz moją wdzięczność! Chcesz zapłaty!? Proszę bardzo zapłatą będzie to, że nie będziesz miał we mnie wroga strażniku! Nie zapominaj kim jesteś, do kogo mówisz. Znaj swe miejsce i powściągnij chciwy język!- ryknął brodaty mężczyzna, a jedno z drzew eksplodowało od nadmiaru magii w powietrzu.
- Czy ja wymagam od ciebie jakiejkolwiek zapłaty? - strażnik równowagi był również jej mistrzem. Bez szczególnego kłopotu mógł balansować między wszystkimi opcjami. Rozgniewanie kogoś, a wchodzenie mu głęboko w jego cztery litery. Słodzenie, jak i obrażanie. Wszystko było dobre, jeśli zostało wykorzystane w odpowiedniej ilości. Nie pozwolić, by żadna ze stron zyskała zbyt wiele.
- Twe słowa sugerują że tak, więc lepiej byś pamiętał gdzie masz stąpać. -Zeus lekko ochłonął, przez co jego włosy opadły. - Masz bezwłocznie udać się do Nino i skupić na odnalezieniu Kronosa, oraz tego który go uwolnił.
- Średnio pasuje to do twojej polityki nie mieszania się w ludzkie sprawunki - westchnął, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. Nawet jeśli chciał, z całą pewnością nie miał możliwości, by przeciwstawić się woli Zeusa. Lepiej udać się tam, gdzie prosi, niż skosztować jego gniewu.
- To nie sa sprawy ludzi… a dokładniej nie tylko ich. Wiesz co Kronos bezie wstanie zrobić jeżeli wrócą mu moce. -warknął Zeus, jednak szybko jego ton złagodniał. - Po za tym gdyby to wyszło na jaw straciłbym twarz przed innymi Bogami. Dla tego jeżeli spotkasz Kronosa, nie możesz wezwać sądu. -ostrzegł go Bióg piorunów. - Użyj tego by wezwać mnie, moją żonę i brata. -wyjasnił, wyciągając w stronę blondyna iskrzący błyskawicami kamień.
- To stawia mnie w nieco lepszym świetle, niż mi się wydawało. - głowa Fausta wykrzywiła się nieco, jakby ukazanie słabości według potencjalnego wroga było oznaką wyższości. Czwarty z rodu zdrajców był rozbawiony całą sytuacją. Rozumiał jej powagę, nie zamierzał targować się z bogami. Przemknął już przez ten okres. Tym razem był zoobowiązany do spłacenia swego, zaciągniętego pośmiertnie, długu.
- Sugerujesz, że mogę wzywać do sądu tylko wybranych przez siebie bogów? - zapytał, nachylając się nieco w kierunku pana Olimpu.
- Nie. Dla tego nie otworzysz sali sądowej. Ten kamień nas sprowadzi. -odparł Bóg piorunów. - Osłabiony Kronos nie będzie stanowił dla naszej trójki wyzwania.
Prawa dłoń Fausta zderzyła się z jego czołem, zaś głośny plask przemknął przez całą leśną scenerię. Jakieś ukryte niedaleko zwierzęcie przeskoczyło z jednego drzewa na inne, oddalając się coraz dalej od miejsca surrealistycznego zdarzenia. Dopiero, gdy blondyn odchylił głowę do tyłu, a jego ręka wróciła do normalnego ustawienia, przemówił.
- Ty jesteś nawet bardziej próżny niż ja. - stwierdził, pochylając się nisko. Nie był pewien, czy to komplement, jednak z całą pewnością było to godne podziwu osiągnięcie. Powoli podnosił swą głowę z wyraźnym uśmiechem na ustach.
- Zważaj na słowa strażniku. - oczy Zeusa błysnęły, widać łatwo było go dziś rozjuszyć. - Już raz go schwytaliśmy, zrobimy to znowu. Jeżeli Kronos się uwolni sprawy przyjmą gorszy obrót… Wiesz co jest największym skarbem dla Boga? -zmienił nagle temat.
- Lojalność. - strażnik równowagi nie mógł być pewnym swej odpowiedzi. Właściwie, to powinien oczekiwać pomyłki. Czy zwykły śmiertelnik może zrozumieć byty o niewyobrażalnie większej skal? Mógł tylko próbować i wierzyć w swe przekonania.
- Jeśli chodzi o przeciętnego człowieka, gdy osiągnie on wyżyny swej wiary, obdarzy swego boga prawdziwą lojalnością. Będzie zwracał się do niego z prośbami, spełniał jego wytyczne, oddawał mu cześć. - rozwinął swoją odpowiedź, zaś jego prawda dłoń pojawiła się przed jego ciałem, prezentując bogowi znak “STOP”.
- To jednak nie wszystko. Gdy ktoś nie kwalifikuje się jako wierny, czy też zwyczajnie przekracza granice tego pojęcia, pojedyncze słowo jest w stanie zamienić potencjalnego wroga w godnego zaufania sojusznika. - uzupełnił. Dopiero po silnym wydechu opuścił dłoń, wskazując na koniec swego krótkiego przemówienia.
- Na pierwszy rzut oka ma to pewna słuszność, jednak jest coś ważniejszego dla nas. -stwierdził Zeus, zerkając gdzieś w dal. - Zostać zapomnianym, lecz nie utracić wiary. Być martwym, lecz żywym. - stwierdził enigmatycznie, by po chwili rozwinąć myśl. - O mym ojcu Kronosie krąży wiele legend wśród śmiertelnych. Każde jednak kończą się jego upadkiem. Rozumiesz do czego zmierzam strażniku? Ludzie wierzą w Kronosa, zdają sobie sprawę że istnieje, napełniając go mocą, jednak zapomnieli o tym, że może mieć on znaczenie. Dzięki temu zyskuje on moc bez żądnych zobowiązań. Jeżeli odzyska chociaż trochę wolności, jego czyny zostaną przypisane innym bóstwą. Będzie mógł niszczyć i łamać zasady, nie tracąc na tym nic, a szkodząc swym wrogą. To największy skarb o jakim może marzyc każde bóstwo, zepchnięte z piedestału. -wyjaśnił brodacz. - Rozumiesz, czemu ta misja jest taka wązna?
- Nigdy nie chciałem porzucić tego zadania - westchnął, będąc wyraźnie zawiedzionym sposobem, w jaki postrzegali go bogowie. Owszem, nie zawsze poświęcał ich zadaniom całą swą uwagę. Jeszcze rzadziej robił to błyskawicznie. W końcu boskie plany albo toczą się tempem odpowiednim dla wiecznych istot, albo wymagają rozwlekłych zmian w świecie ludzi. Obie z tych opcji wymagały czasu, a każda z nich z czasem potwierdzała zagrożenie dla równowagi.
- Wybacz, ale nie sposób spojrzeć mi na świat z waszego poziomu - westchnął, rozkładając ręce na boki.
Zeus przytaknął ruchem głowy. - Tak wiec ruszaj i nie zapominaj że to teraz twój priorytet. Luigi Nino czeka na ciebie w wiosce oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów na północ stąd. Stamtąd ruszycie już razem. -wyjaśnił bóg, zbierając się powoli do odejścia.
- Pamiętaj tylko o moich słowach. - blondyn obrócił się w kierunku północy. Jego prawa dłoń uniosła się do góry, machając boskiej istocie. Nie zamierzał się kłaniać. Nie padł na kolana. Potraktował Zeusa jak kogoś, komu kiedyś dorówna. Widząc zaś działania boga - będzie to szybciej, niż sądził.
- Obecnie spłacam swój dług. Nie myśl, że masz we mnie sojusznika. - stwierdził, zaś uśmiech na jego ustach rozszerzył się delikatnie.
- Nie masz też we mnie wroga - ostatnie słowa blondyna unosiły się w powietrzu gdy ten był już coraz bliżej osady.
 
Zajcu jest offline  
Stary 31-08-2014, 23:00   #6
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Old... Acquaintance


Richter zsunął kaptur z głowy by wyraźniej przyjrzeć się staruszkowi. Niemrawy uśmiech zagościł na jego paszczy.
- Dobrze Pana widzieć… Odmłodniał Pan? - Uniósł brew, a jego uśmiech się poszerzył ukazując szereg zębisk. - To czego szukam… a raczej kogo nadal jest w rękach tego popaprańca… A co do wydarzeń w Lukrozie… zabiłem boga szaleństwa. - Nawet mu brew nie drgnęła gdy to powiedział. - Co Pana tutaj sprowadza? -
- Oh, czyli Bogowie naprawdę umierają? -zapytał staruszek, równie spokojnie co zbrojny. - Silny młodzieńcze, postanowiłem poświęcić resztę życia podróżowaniu i tak chciał los, że trafiłem tutaj. Czasem dobrze długo żyć, ma się czas na wiele rzeczy.
- Największą zgubą bogów… jest przekonanie że są nieśmiertelni…Nie ma czegoś takiego. - Oparł łokcie o blat stołu gdy splótł palce. - Ja to wykorzystałem… nie bez pomocy oczywiście. - dodał Richter.
- Czujesz się z tego powodu dumny? -zapytał staruszek przekrzywiając głowę lekko na bok.
- Dumny to złe… słowo… czuje się… w pewnym sensie spełniony. - łypnął okiem na staruszka.
- Odbieranie życia, nawet istocie która go nie szanuje, powinno budzić smutek. -westchnął staruszek, gdy kelnerka podała mu zamówioną wcześniej herbatę. - Każde zabójstwo skaża naszą duszę, czy warto poświęcić coś tak ważnego, by móc zapewnić sobie dłuższe życie? -zapytał filozoficznie, obracając naczynie w sękatych dłoniach.
- Większość mego żywota… w tej plugawej skorupie, przepełniał smutek... Mam dość. - Richter opuścił nieco głowę, bezwiednie tworząc rysy na blacie stołu pazurami rękawic.
- A czy przypadkiem nie żyjesz tak, by ten smutek przeciągać, silny młodzieńcze? -zapytał staruszek. - Powiedz, kiedy ostatni raz zrobiłeś coś, co sprawiło ci radość?
Malencroft zastanowił się dłuższą chwilę, był jeden taki moment na ślubie Surokaze.
- Cóż… gdy grałem na… fortepianie, odpływałem na krótki moment. Zapominałem o… wszystkim. -
- Czemu więc nie grasz częściej? - zapytał staruszek.
- Jest masa spraw… które wymagają mych ingerencji… dla siebie praktycznie nigdy… nie mam czasu. - Odparł rozglądając się za tym kuflem piwa które zamówił dobrą chwilę temu.
Kufel już po chwili pojawił się na stole, w karczmie był spory ruch, więc kobieta miała pełne ręce roboty. Staruszek w zamyśleniu pociągnął łyk herbaty. - Skoro nie masz czasu dla siebie, to czyje życie przeżywasz? -zapytał w końcu.
To pytanie zabiło mu klina. Jedyne ślepie poszerzyło się w ogromnym zdziwieniu. Leniwym ruchem chwycił za ucho kufla.
- Nie wiem. - Nie uniósł naczynia, wpatrywał się tylko w swoje paskudne i rozmazane odbicie w złocistej cieczy.
- Więc kto ma wiedzieć? -staruszek uśmiechnął się lekko. - Żyje już ponad sto lat, a dopiero niedawno zacząłem przeżywać własne życie. Czy chcesz obudzić się tak późno jak ja, silny młodzieńcze?
Richter westchnął przeciągle, lecz brzmiało to jak demoniczny bulgot. Nie zamierzone, po prostu tak działają jego struny głosowe.
- Przyjdą czasy… gdy będę mógł o tym… pomyśleć. Na ten moment… muszę ją uratować. Najgorsze jest… to że nawet jeśli mi się uda… nie wiem co dalej. - Otworzył paszczę by wlać połowę zawartości kufla w przełyk.
- Po ratunku najczęściej przychodzi czas na świętowanie. -przyznał staruszek, bębniąc palcami po stole. - Boisz się, że nie zaakceptuje twego wyglądu? -zapytał, unosząc cienką siwą brew.
- Akceptacja to byłby… szczyt marzeń. Bardziej się boję tego że… będzie próbowała mnie.. przepędzić. Wiem jak wyglądam… to była by normalna reakcja. - Starł kciukiem wiecznie płynącą łzę.
- A czy zadałeś sobie pytanie co ty byś zrobił gdyby to ona została przemieniona w potwora? -zapytał staruszek, nie unikając tego ciężkiego słowa.
- Ciężkie pytanie… ale sądzę że spróbowałbym znaleźć.. .sposób by to odwrócić. - Sam nie był do końca pewny swych słów. Porzucenie tego czym był równoważyło się z porzuceniem mocy której pożądał równie mocno co Rose. - Mam nadzieję że… do tego nie dojdzie. szczerą nadzieję… -
- A gdyby nie było sposobu i musiałbyś wybrać, przyjąć ja jako potwora, lub odrzucić od siebie. Co byś zrobił jako człowiek a co byś zrobił teraz? -drążył staruszek, wpatrując się w Richtera zza okularów.
- Nie chcę o tym teraz myśleć… - Odparł stanowczo, pytania starca stawały się coraz trudniejsze. - Poza tym ja nigdy.. nie planuję… ja działam. - Po tych słowach upił piwa.
Staruszek zaśmiał się cicho. - Więc po co się martwisz? Skoro sam teraz nie wiesz co byś zrobił, to czemu myślisz ze wiesz co ona zrobi. Jeżeli kocha cie tak jak ty ją, zrobi to co ty byś zrobił. Jeżeli nie, to czy wtedy strata będzie boleć tak bardzo? -zaśmiał się, przechylając lekko głowę.
Richter skinął głową przyznając staruszkowi rację. - Dobrze Pan mówi… nie ma sensu się tym zamartwiać… to może ze zmęczenia pieprzę… głupoty. - Zaczesał kosmyk włosa, odsłaniając piracką przepaskę, z ironicznie uśmiechniętą buźką. Poświecił krótki moment by przemyśleć słowa starca, zwłaszcza te ostatnie. Nie będzie niczego pewien dopóki jej nie spotka.
- A zmieniając temat, widziałeś te zniszczone domy? -zagadnął staruszek, wciągając nosem aromatyczna woń herbaty.
- Ciężko przeoczyć… zniszczenia są spore. Wiadomo co jest… ich przyczyną? - Zakończył wypowiedź pytaniem.
- Dwa olbrzymy pustoszyły okolicę. Jednak niedawno zostały pokonane przez pewnego młodziana. Jednak w czasie walki ucierpiało troche budynków. Teraz gdy o tym pomyślę, to pytał o ciebie. -staruszek wyglądał na naprawdę zdziwionego, że zapomniał o tym fakcie.
Richter rozmasował skroń. - W sensie “Gdzie ten skurwiel?”.. czy chciał coś innego? -
- Trudno ocenić… pytał tylko czy ktoś z nas wie gdzie jest łowca potworów zwany rycerzem rozpaczy lub Calamitym. -wyjaśnił staruszek. - Był trochę podobny do ciebie… wielki, ciężko opancerzony i z ogromnym mieczem, którego zęby bez litości wgryzały się w ciało potworów. Nazywał się chyba Rufus, a przynajmniej tak się nam przedstawił. - stwierdził dziadek, drapiąc się po pomarszczonym policzku.
Rufus!? Przecież własnoręcznie go zabił. To było absurdalne i niemożliwe.
- Nonsens! Własnymi łapami go… zabiłem. To niemożliwe. Jest… Pan pewien? I gdzie ten oszust się teraz podziewa?! - Nie krył gniewu, a podniesionym tonem zwrócił uwagę klienteli która skupiła na nim uwagę.
- Skoro go zabiłeś, czemu tak krzyczysz? -staruszek przyglądał się Richterowi z lekkim uśmiechem - Brzmisz jak gdyby był twym przyjacielem. -dodał starzec. - Ten który zwał się Rufusem odjechał jakiś tydzień temu, trudno powiedzieć gdzie. Miał taki dziwaczny metalowy pojazd o dwóch kołach. Chyba z Witlover, tylko tam produkują takie cuda, silny młodzieńcze.
Gdy wypomniano mu podniesienie tonu zrobiło mu się nieco głupio, usiadł z powrotem.
- Gardziłem nim… każda cząstka mnie chciała jego śmierci. Ale to nie oznacza… że pozwolę by jakiś… pajac zbrukał jego pamięć. Szanowałem go jako… wojownika. - Z opisu wyglądu tego podszywacza, wyglądało na to że to jakimś cudem był on. Kto inny niż nie właśnie Rufus miał pasować? Zastanawiało go tylko w jaki sposób znów jest wśród żywych. Nekromancja? Albo ktoś kto tylko zwał się jego imieniem i starał się upodobnić jak najbardziej do dzierżyciela pożądania. Postanowił na tą chwilę zignorować tą plotę, miał ważniejsze sprawy na głowie. Ten oszust i tak prędzej czy później znajdzie Richtera… ku swej zgubie.
- Czemu nim gardziłeś? -zapytał staruszek wiedziony ludzka ciekawością.
- Bo niemal mnie… uśmiercił. Czy to nie jest… wystarczający powód? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- A ty uśmierciłeś potem jego. Czy więc sobą też gardzisz? -zapytał z poważną miną starzec.
- Nie. Jestem całkiem pyszną… osobą. - Odrzekł poważnie bez cienia skromności. - Zresztą on sam tego chciał… szukał mnie tylko po to by zostać przeze mnie… zgładzony. To nie tak że polowałem… na niego. - Wzruszył ramionami dopijając piwo. Powinna zaraz być jego pieczeń z warzywami. W zasadzie to nie jadał nic innego jak już coś zamawiał.
- Hmmm… -starzec zamyślił się głośno. W tym czasie posługaczka doniosła talerz, przepraszając przy tym żywiołowo. - Panicz wybaczy czekanie, mamy dużo klientów. Szef kazał przynieść kolejny kufel piwa w ramach przeprosin. -tłumaczyła się, ustawiając danie i napitek na stole. Jednak ani na chwile nie spojrzała na rycerza, Calamity widział jak lekko pobladła od kiedy zbliżyła się do stolika. Odeszła zaś trochę zbyt szybko by nazwać to grzecznym.
- Gdyby...gdyby on cie zabił, zamiast ty jego. Czy uznałbyś go za osobę, godna odebrania ci żywota? -podjął zamyślony starzec, wracając do urwanego wątku.
- Gdyby mnie zabił… oznaczało by to… że jestem słaby. No i oczywiście będąc… martwym ciężko uznawać cokolwiek… bo wie Pan jest się wtedy…martwym? - Po tej wypowiedzi wbił widelec w mięso, pakując cały kawałek do paszczy. Było smaczne, warte tych kilku monet. Po przerzuci pieczeni popił to “przepraszającym” kuflem piwa.
- hohoho, to całkiem dobra odpowiedź. Godna wojownika. Tak jak życie tamtego Rufusa, jeżeli to co mówisz to prawda. -zaśmiał się starzec. - Gdzie jest twój kolejny cel, silny młodzieńcze?
- Wodospad spadających łez… tam przetrzymuje ją “Strażnik Chaosu” jak to się… przedstawiał. To jakiś bożek… nie wiem czego odemnie… chce. - Westchnął, palcami wybierając kawałki warzyw i zajadając je powoli.
- Zabierzesz mnie ze sobą, silny młodzieńcze? -zapytał niespodziewanie staruszek.
Richter zatrzymał dłoń w połowie drogi do jego paszczy. - Jest Pan tego pewien? Dużo rzeczy próbuje i będzie… próbowało mnie zabić. - po tej wypowiedzi marchewka powędrowała do ust.
- Hohoho. Czas próbuje zabić mnie codziennie od ponad stu lat silny młodzieńcze. Czy znasz wroga niebezpieczniejszego od samego czasu? -zaśmiał, dopijając herbaty.
- W sumie… czasu nie da się… pociąć. - Przyznał na swój sposób rację Starcowi. - Jeśli ma Pan jakieś sprawy… do załatwienia w mieście radze zająć się nimi teraz… jak skończę jeść idę się przespać… potem od razu ruszam. - Nabił na pazur kolejny kawałek warzywa.
- Nie ma pośpiechu, jeżeli nie załatwię spraw teraz, to poczekają. Co innego mają robić, gdy nie ma tego, kto miał je załatwić? -odparł filozoficznie, zamawiając jeszcze jedna herbatę.
- Mogą jeszcze… łazić za Panem. - Uniósł brew, po czym dopił drugi kufel piwa.
- A dogonią nas? -zaśmiał się staruszek.
- Nigdy. - Wyszczerzył zębiska w zawadiacki sposób. - Nie przemieszczam się już… konno. Mam pamiątkę po… Rufusie która… przegoni wszystko co porusza się lądem. - Nie wspomniał o pewnym blondynie, nie było takiej potrzeby.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 02-09-2014, 03:51   #7
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Faust

Zrealizowane zamówienie


Faust dotarł do miasteczka szybciej niż można by się tego spodziewać. Co prawda sprint na taki dystans sprawił, że ten lekko się zdyszał, lecz teraz miał czas na odpoczynek. Mieścina nie była duża, ot kilka domów otoczonych niewysoka palisadą, karczma i stragany. Strażnicy przy wejściu, nawet nie zdali sobie sprawy, że blondyn ich ominął.
Odnalezienie Nino, też nie należało do trudnych. Wystarczyło zdać proste pytanie.
- Macie tu może alchemika, lub wynalazcę?
- Ano jest taki jeden, mieszka o tam. Dziwak o kolorowych włoskach, oraz dziwnych ubraniach.- niemal każdy chłop udzielał odpowiedzi na tę modłę.

Chatka która okupywał geniusz nie była imponująca. Zwykłe domostwo kryte strzechą, z którego komina unosiły się strużki dymu. By zachować chociaż trochę kultury Faust zapukał, a po kilku chwilach drzwi w końcu zostały otworzone. ..


Luigi Nino stał w przejściu, odziany w czarną koszulkę, która przylegała do ciała niczym druga skóra. Jego nogi ukryte były w bufiastych spodniach o szerokich nogawkach. W palcach trzymał pączka, z którego nadgryzionej części wypływało trochę nadzienia- był to chyba dżem różany. Trzeba było przyznać, że naukowiec wyglądał nadzwyczaj normalnie, na ulicy można by go pomylić z kupcem lub bogatszym mieszczaninem.
- Oh to ty Fauście, tak sądziłem że niebawem przybędziesz. –stwierdził, poprawiając okulary wolna od lepkiego lukru dłonią. Jego ton dalej był pełen ukrytej szydery, oraz przekonania o wyższości nad wszystkimi innymi istotami.
Nino przepuścił blondyna, pozwalając mu wkroczyć do jedynej izby w tym miejscu. Znajdował się tu staromodny albemik, zniszczone krzesło oraz obdrapany stół na którym stały pączki.
- Weź sobie jednego jeżeli chcesz, chociaż uważaj mogą wybuchnąć. Próbuje zmienić je w broń, czuję że ma to jakaś przyszłość. – mruknął naukowiec, połykając resztkę trzymanego słodycza. – O to, że ja wybuchne się nie martw, ten był niemodyfikowany. –dodał oblizując palce. – To co, przejdziemy chyba do właściwej części budynku? –westchnął i nie czekając na odpowiedź zaklaskał dwa razy w dłonie.

W podłodze z cichym zgrzytem otworzył się właz, odrobina pary rozlała się po pokoju, odsłaniając kręte schody z białego materiału. – Nie musimy się spieszyć, są ruchome. –zachichotał stając na pierwszym stopniu. Gestem zaprosił blondyna do siebie, a gdy ten stanął obok niego, spiralne stopnie zaczęły same z siebie sunąć w dół. Był to przyjemny wynalazek, lecz dla strażnika trochę za wolny. Z drugiej strony, w refleksie Nino nie mógł go doścignąć, więc tak czy siak musiał dostosować się do jego tempa. Naukowiec nie wyglądał na spragnionego rozmowy, a gdy tylko Faust otwierał usta, ten unosił dłoń by go powstrzymać. – Zaraz będziesz mógł mleć ozorem, najpierw pokaże ci co mam do pokazania, byś zadał wszystkie pytania za jednym zamachem. Przynajmniej wtedy migrena potrwa jak najkrócej…

W czasie jazdy mijali różnorakie drzwi, otwory i kratki. Ze ścian wysuwały się również metalowe macki, które ubierały stojącego naukowca w typowy dla niego biały fartuch. Był to chyba jego drugi ulubiony strój, po sukni która tak często wdziewał. Metalowe elementy próbowały też wcisnąć taki strój na Fausta, ale tylko do niego należała decyzja, czy się zgodzi na ta kreacje.
Zatrzymali się przy ciężkich metalowych drzwiach, mimo że schody miały jeszcze sporo przestrzeni by opaść w dół. Faustowi przez chwilę przemknęło przez głowę pytanie, jak duży musi być ten podziemny kompleks. Blondyn nie zdziwiłby się, gdyby laboratorium wychodziło po za miasto, w którym znajdywało się wejście. Ponadto uwzględniając liczbę Ninów na świecie, zaczął myśleć, czy aby cały świat nie jest poprzecinany siecią tuneli, prowadzących do wielkiego laboratorium. Czy byłaby lepsza kryjówka dla osoby pragnącej by świat zapomniał o jej prawdziwym ciele? Labirynt obejmujący cały świat, ciągnący się w wielu poziomach oraz strefach klimatycznych, wydawał się miejscem wręcz idealnym.

- No nareszcie jesteśmy, za mną! –nakazał naukowiec, który ożywił się lekko. Dziarsko przeszedł przez drzwi jak gdyby to była woda. Dopiero po chwili wyłonił się z nich powrotem. – A no tak, tak rzadko mam tu gości, że czasem zapominam. By przejść musisz mnie trzymać. – mruknął, krzywiąc się na tą myśl. Przed pochwyceniem dłoni Fausta założył gumową rękawiczkę, po czym pociągnął go za sobą przez drzwi. Było to niczym przejście pod wodospadem, Faust poczuł lekki dreszcz chłodu, jednak wrażenie to szybko opuściło jego ciało. Kiedy przeszedł przez drzwi i wykręcił głowę, dostrzegł że od tej strony widzi schody, na których przed chwilą stał.
- To lustrzana woda. Przez sto lat zachowuje się tak jak, pierwszy obraz który się w niej odbije. Dla tego regularnie odbijam w niej wrota, które mogę przekroczyć tylko osoby, mające kontakt z jakimś elementem mego ciała. Zabezpieczenie to wymagane jest jednak tylko z jednej strony, więc z drugiej odbijam taką samą wodę, przez co ta jest neutralna. –wyjaśnił fenomen wrót.

Faust trafił do pomieszczenia, które wprawił oby Surokaze Raima w ciężki oddech. Była to prawdziwa zbrojownia. Wszelakiego typu oręż, od prostych mieczy, przez wymyślne katany, aż po bron palną, na urządzeniach, których działania Faust nie był pewien, kończąc. No stojakach stały przeróżne zbroję jak i kombinezony. Niektóre wyposażone w butle tlenowe, jeszcze inne wyglądały niczym sztuczna skóra, zdawało się że od cienka warstwa materiału płynie zamknięta w żyłach krew.
- Jedna z moich małych zbrojowni, rozgość się. –mruknął Nino, odchodząc na parę kroków od Fausta. – Wiedziałem, że przyjdziesz. Albo przysłany przez tego całego Boga… –ostatnie słowo klon wymówił z niezwykła pogardą. –…albo chcąc zrealizować nasz kontrakt. Możliwe, że wodzą cie oba te powody. Skupmy się jednak na razie na tym ciekawszym, czyli drugim. Nie mogłem się doczekać, by w końcu zfinalizować to zamówienie. Było naprawdę ciekawe! –zachichotał, wymieniając gumowe rękawiczki, na materiałowo pasujące do fartucha. – Twoja bron mam ze sobą, musiałem ją zabezpieczyć na wypadek kradzieży. Gdyby ktoś napadł mnie w czasie drogi, zaprogramowałem swoje ciało na autodestrukcje, na tyle silną by unicestwić też katanę. Na szczęście, nie miało to miejsca. Tak więc zaczynajmy pokaz! – klasnął radośnie w dłonie, po czym uniósł głowę. Jego umalowane różową szminka wargi rozwarły się, a białe zęby ujrzały światło rzucane przez lampy. Luigi Nino wystawił język, poczym z dość obleśnym dźwiękiem, wbił sobie rękę po łokieć do gardła. Coś szczęknęło cicho, a on począł wysuwać powoli kończynę, której palce zaciskały się na rękojeści katany. Kiedy jej czubek, był już bliski opuszczenia ust, Nino pozwolił sobie na cofnięcie zmęczonego języka, którym musnął tępą stronę broni.


Pokryty śliną miecz, ułożył na podłużnym białym stole. Od razu objęły go stalowe klamry, które wynurzyły się z mebla, a cała rzesza ręczników przy pomocy macek poczęła czyścić broń jak i rękę naukowca. – Wybacz, nieprzyjemne widoki. –mruknął Nino, palcami wolnej ręki poprawiając sobie szczękę. – Jednak, w czasie podróży, tam był najbezpieczniejszy. – dodał, p oczym stanął za stołem, tak by Faust widział jego jak i miecz.
- A zatem zaczynamy sprawdzanie warunków umowy. Cytuję: „Chcę, byś wykorzystał swą wiedzę o znajdujących się na ziemi materiałach i stworzył najlżejsze…” – ostatnie słowo był oz akcentowane tak wyraźnie, że łatwo było się domyślić, że to o nie chodzi.
- To była dość ciekawa do opracowania substancja. Przeanalizowałem wszelakie dostępne na ziemi materiały, przez co muszę przyznać, odkryłem jeden którego dotąd nie postrzegałem jako budulca. Okazało się, że istnieje pewien kult żywiołków, które wysoko w górach północnych, budują swe domy z gęstego zmrożonego powietrza. Jednak umowa, nakazywała mi stworzyć najlżejsze możliwe ostrze, czyli najlepiej by było ono w minimalnym stopniu lekkie jak powietrze. Jednak to nie zadowalało moich ambicji. Stworzyłem więc to. –mówiąc to pstryknął, co sprawiło że otwarły się metalowe klamry, trzymające ostrze. Naukowiec podniósł je delikatnie, wystawił przed siebie i puścił. Miecz nawet nie drgnął. Wisiał nieruchomo w przestrzeni, jak gdyby dalej był trzymany. – Ten miecz nie posiada masy. A dokładniej jego masa wynosi idealne 0. Nie znajdziesz nic lżejszego niż on. Co ciekawe, osobne cząsteczki tego ostrza posiadają masę, dopiero jako całość dobrany jest tak, że uzyskuje zero idealne. –stwierdził z uśmiechem, obserwując zawieszony w przestrzeni miecz.
- „lecz możliwie wytrzymałe ostrze…” –kontynuował cytat z lekkim uśmieszkiem. – Jednak przy stałym braku masy, miecz ten byłby bezużyteczny. Nie mógłby bowiem tworzyć siły. Dla tego też, stworzyłem go tak, by przejmował na chwilę masę każdego obiektu, który w niego uderza. Masa jest proporcjonalna do siły, dla tego uderza on w obiekt z dokładnie taka sama siłą. Tym samym każda próba złamania go, jest niemożliwa, bowiem miecz sam wytworzy siłę niwelującą energię, która miałaby go złamać. Pozwolę sobie zademonstrować. – Nino splótł palce, po czym kiwnął na metalowe macki głową.
Te zanurzyły się w ścianach by powrócić z różnego typu wyposażeniem. Były tu grube filary z czarnego metalu, diamenty, karabiny, czy nawet wielkie młoty bojowe. Wszystko to poczęło uderzać w miecz, który trwał nie poruszając się w powietrzu. Na jego powierzchni nie pojawiła się nawet ryska.
Ponadto nie ulega korozji, nie przewodzi ciepła i elektryczności, oraz łatwo się czyści. –dodał naukowiec, odgarniając włosy z twarzy. –” Broń, która swoją konstrukcją zamieni szybkość w siłę…”- podał kolejną część, żądania Fausta. – Oczywiście taki ignorant jak ty raczej nie mógł wiedzieć, że siła wychodzi właśnie z masy oraz przyspieszania, które to zależne jest od szybkości. Są one więc od siebie zależne, ale pozwoliłem sobie sprawić, by szybkość maksymalizowała siłę uderzenia tego miecza. Dzięki zerowej masie nie występują opory w ruchu tego ostrza, jednak przy zerowej masie w momencie uderzenia nie istniałaby siła, a tym samym cięcie. Dla tego też, w momencie wyprowadzania ataku, a dokładniej dotknięcia celu, ostrze przejmuje masę normalnego miecza. Dzięki temu rozpędzisz je z całym swoim potencjałem, a siła zostanie wytworzona dopiero przy kontakcie. To zwiększy precyzję, oraz zmaksymalizuję straty jakie będzie mogła uczynić ta broń. Jednak to i tak mniej ważne ze względu na ostatnią część żądania… –oko naukowca błysnęło wesoło, a Faust zrozumiał wtedy że to co dotychczas słyszał musiał obyć zbyt piękne. Widać Nino znalazł jakąś lukę w ich umowie.
-” Katanę, która przetnie wszelaki znany ludzkości pancerz. „ - wyrecytował, zakładając ręce z za plecy i wzdychając głośno. – Musze przyznać, że dawno nie miałem tak poważnej rozterki naukowej. Ostrze które przetnie każdy znany pancerz! Cóż za specyficzne żądanie! Nie chciałeś by miecz ten mógł, przeciąć inną broń. Nie chciałeś, też by mógł przeciąć wszystkie zbroje. Jedynie te które znane są ludzkości. Zapewne zrobiłeś to, bym mógł wysilić swój genialny umysł. Inne opcje które wymieniłem były bowiem banalne. –zaśmiał się, a z ziemi wyrosły dwa stojaki z pancerzami. Na obu znajdowały się dwie identyczne żołnierskie zbroje. – Znane ludzkości… cóż za dziwne określenie. Postanowiłem temu jednak sprostać. Za ludzkość przyjąłem każdego przedstawiciela homosapiens, którego cechy nie pozwalają m wejść do panteonu Bogów lub herosów. Ci bowiem nie są już ludźmi. –mówiąc to pochwycił ostrze i wziął zamach. To przeszło przez zbroję na lewym stojaku, niczym przez masło.
- To była zbroja wykuta przez miejscowego kowala. Znał ją, tak wiec była ona znana przynajmniej jednej osobie z założonego ludzkiego gatunku. Spełniała więc warunki. Ta natomiast wykułem ja. –mówiąc to wskazał druga zbroję. – Dodałem do niej pewne elementy, nie znane ludzkości. Ja bowiem, rzecz jasna, to tej grupy się nie wliczyłem. –mówiąc to opuścił katanę na zbroję, a ta zatrzymała się na niej, nie robiąc nawet ryski. – Tak wiec broń ta nie ma prawa jej przeciąć. Czemu? Bo nie ma masy. Jedyny moment w który w czasie ataku nadana jest jej masa, to ten w którym zawarta w niej ludzka pamięć rozpozna atakowany pancerz. Każdy znany ludzkości rodzaj czy typ pancerza, zostanie przecięty. Jednak jeżeli napotkasz zbroję, która ma w sobie chociaż milionową cząstkę, czegoś nieznanego ludzkości, nie uczynisz jej żadnej szkody. Tak samo nie zniszczysz przy pomocy tej broni niczego innego, niż tylko pancerz. –stwierdził Naukowiec z szerokim uśmiechem i odwiesił miecz w powietrzu. – Tak więc, czy przyznajesz ze warunki naszej umowy zostały w pełni spełnione i mogę zakończyć transakcję poprzez przekazanie ci miecza?
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 08-10-2014 o 21:36.
Ajas jest offline  
Stary 06-09-2014, 02:56   #8
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Calamity

Najemnik


Następnego ranka Richter oraz staruszek spotkali się przed karczmą. Starzec stał na lekko drżących nogach, opierając się rękoma o swój wózek. Obserwował wychodzącego z karczmy wojownika, spod swych okularów, a na miejscu które normalnie zajmował leżał mały tobołek.
- Będzie trzeba jakoś schować moje rzeczy, silny młodzieńcze. – przywitał się tymi słowami.
Calamity oczywiście znał idealne miejsce do przechowania wózka, tobołek można było bowiem przypiąć do motoru. Na wszelki wypadek wysunął ostrzegawczo dłoń w stronę Kaiku (takie imię bowiem nosił starzec)
- Moje zwierzątko… nie zawsze lubi… obcych… –zakomunikował Richter, przywołując mroczna hydrę.
Dziadek przechylił lekko głowę, obserwując wychodzące z miecza cielsko, by uśmiechnąć się szczerze. – Zmieniła się od momentu gdy pokazywałeś ją w Lukrozie. Hohoho. –zaśmiał się, gdy stwór ciężko opadł na ziemię.
Richter zajął się wydobyciem motoru z jednej paszczy, by po chwili zwrócić się w stronę swego towarzysza. Chciał pochwycić jego wózek i włożyć go do pysku potwora, jednak to co ujrzał wbiło go na chwilę w ziemię.
Trzy z wielu łbów stwora, łasiły się właśnie do staruszka, który miarowo gładził je po kolei swymi sękatymi dłońmi. Czwarta głowa, delikatnie, jak gdyby unosiła dziecko, pochwyciła wózek i połknęła go wraz z tobołkiem. Następnie zaś, też ruszyła o staruszka domagając się pieszczoty.
- Zawsze lubiłem zwierzęta. One też miały do mnie słabość silny młodzieńcze. – stwierdził wesoło staruszek, po czym zakaszlał cicho, przysłaniając usta.

Zdarzało się i tak, widać żyjąc ponad sto lat, wiedziało się jak zachowywać spokój nawet przy mitycznych bestiach. A to ponoć najważniejsza cecha każdego tresera.
Calamity pomógł wsiąść Kaiku na motor, usadawiając go na tylnym fotelu. Gdy teraz o tym myślał, to siedzenie musiała kiedyś zajmować Samanta. Nie widział niebieskiej czarownicy od ponad roku, może to i dobrze… nie wiadomo jak by zareagowała na jego widok. Wszak Richter nie wiedział co łączyło ją i byłego motocyklistę. Staruszek objął lekko pas Richtera, by nie spaść z pojazdu i nim wojownik odpalił silnik rzucił jeszcze.
- Będziemy musieli robić przystanki..pęcherz niestety starzeje się razem z człowiekiem. Hohoho.

~*~

Richter siedział w karczmie w małym miasteczku, do ich celu zostały zaledwie dwa dni drogi konno, więc motorem będą tam za parę godzin. Zatrzymali się tu na posiłek, bowiem staruszek nalegał by w końcu zjedli coś normalnego. Rycerz musiał przyznać, że był to miły towarzysz podróży. Płacił za siebie, niewiele narzekał, a za to dużo potrafił opowiedzieć. Wiele historii ze swego życia, które mimo że przy wyczynach Richtera były dość nikłe, to miło się ich słuchało. Opowiadał je lekko, nie stroniąc od żartów czy, w przypadku tych miłosnych opowiastek, dodawaniu nutki pikanterii i tajemnicy. Przy dziadku Richter zapominał jakoś o przynajmniej części smutku i ciężaru jaki spoczywał na jego barkach.
- Wtedy właśnie moja prawnuczka złapała za nóż jednego z tych rabusiów, by wbić mu go w ramię. Drugi tak się wystraszył, że nawet nie zobaczył jak wsadziłem mu laskę między nogi, przez co spadł z mostu do rzeki. Hohoho, nigdy nie zapomnę jak to oni chcieli nam potem zapłacić myto. –zaśmiał się kończąc jedną z historii. – Powinieneś poznać kiedyś moja prawnuczkę, Kimiko to miła acz trochę wojownicza dziewczyna. Na pewno by ci się spodobała, charakter niestety odziedziczyła po matce… – Kaiku chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, jednak przerwał mu huk otwierających się drzwi.
Do środka wpadło zimne wieczorne powietrze, a księżyc nie wkradł się do środka tylko dlatego ,że drogę zasłoniła mu rosła sylwetka.


Młodzian, na którego karku nie było jeszcze trzydziestu wiosen, wkroczył do środka, nie racząc zamknąć za sobą drzwi. Odziany w pomieszanie skórzni oraz zbroi płytkowej, jak i długi podróżniczy płaszcz w barwie zgniłych liści. Kilka małych blizn znalazło sobie dom na jego twarzy, a kurz z podróży nie zdążył jeszcze spaść z krótkich, czarnych włosów. Na ramieniu trzymał dość spory dwuręczny miecz, jednak jego rozmiary były nieporównywalne do ogromnego ostrza Despair. Kiedy chłopak dojrzał Calamitiego, ruszył w jego stronę dziarskim krokiem.
- Oj ty, zapuszkowany! – rzucił w stronę zbrojnego, wskazując go palcem. – Co siedzisz tu sobie w tej swojej wielko panieńskiej zbroi i myślisz, żeś ważny? Masz odwagę się sprawdzić, czy jedyne co potrafisz to gatki z jakąś starą pierdołą? –dodał, wzrokiem zerkając na Kaiku. Kąciki ust staruszka lekko opadły, gdy usłyszał jako go określono.
- To jak? Chcesz pomacha żelastwem? Jak wygrasz postawie ci żarcie i pokój, a jak ja ci skopie dupsko to ty stawiasz. Umowa? – ostatnie pytanie zakończył zadziornym uśmieszkiem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 07-09-2014, 17:17   #9
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Podróż z szalonym naukowcem

Surokaze z lekkim zaskoczeniem przyglądał się ruchomej twierdzy Nino. Świat coraz bardziej zaskakiwał młodego elfa, który był wychowywany w dość staroświeckim środowisku. Najpierw motor Rufusa. Później latające statki Gorta. I teraz chodzący (jakoś inne słowo nie chciało pojawić się w umyśle białowłosego) zamek. Metalowe… coś pomimo swej pokraczności budziło pewien rodzaj podziwu. A raczej obawy. Szczególnie biorąc pod uwagę liczbę dział oraz fakt, kto był tego twórcą. Białowłosy przez chwilę poważnie zastanawiał się, czy nie lepiej będzie zwyczajnie biec koło kroczącej maszyny, ale w końcu zacisnąwszy mocniej zęby wszedł na jej pokład.
Uczucie nienaturalności tego wszystkiego wypełniło niemal cały umysł długouchego. Coś takiego nie miało prawa istnieć. Zupełnie z resztą, jak… wiele rzeczy, z którymi Suro już się mierzył i w kilku wypadkach zabił. Szermierz zwyczajnie porzucił te tory rozmyślań skupiając się na dziwnych, żółtych istotach. Mniej więcej rozumiał, z czym się do niego zwracały, ale zawdzięczał to im gestom niż słowom. O ile w stronę salonu udał się bez większego zastanowienia, o tyle ze wzięciem kanapek wolał chwilę poczekać. Brak zaufania wobec Nino nie było najlepszym określeniem uczuć, jakimi białowłosy darzył szalonego naukowca. Już chętniej odwróciłby się plecami do jakiegoś szaleńca z czasów epidemii niż do różowowłosego.
- Ty… - wskazał palcem na wyższego ze stworków. - odzywasz się, gdy odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie jest twierdząca. Ty natomiast… - palec przesunął się w stronę niższego stworka. - odzywasz się, gdy odpowiedź na pytanie jest przecząca. Więc… Czy Nino dodał do tych kanapek jakiś specyfik mający mi w jakikolwiek sposób zaszkodzić?
- Putpu.- odparł niższy ze stworków z naburmuszoną miną. - Parkiampaktu! -dodał wskazując palcem na siebie, a potem na kanapki. Zapewne chodziło o to, że Nino nawet się ich nie dotykał, a to on był małym kuchcikiem.
- Mam nadzieję, że ty też nie dodawałeś tam niczego, czego w zwykłych kanapkach być nie powinno. -
rzucił pod nosem Suro, biorąc do ręki porcję poczęstunku. Znalazłszy się w salonie usiadł na najbardziej przypominającym krzesło meblu. - Nino będzie miał coś przeciwko pospacerowaniu po tym dziwnym… obiekcie? - padło kolejne pytanie.
Obie istotki wzruszyły ramionami. W zamku pewnie było wielu innych Nino, ponadto komnaty, które miały zostać nieodwiedzane na pewno były odpowiednio chronione. Dla tego reakcja pomocników naukowca, była dość obojętna.
- A jakieś miejsce wystarczająco duże, by można było w nim ćwiczyć znajdzie się? -
Szermierz nie był zbyt chętny, by dzielić się z Nino swoimi możliwościami, ale nie miał zamiaru siedzieć całą drogę i się nudzić. Poza tym miał narzucony pewien schemat dnia, którego miał zamiar się trzymać. Zwyczajnie będzie trenował z użyciem samej broni, bez swoich wietrznych zdolności.
Niższy ze stworków kiwnął potakująco głową, po czym podskoczyć i pokazał, że może zaprowadzić tam elfa, jeżeli ten tylko tego chce.
- W takim razie prowadź. -
powiedział Suro, biorąc kolejną kanapkę z tacy. - Dobry z ciebie kucharz. Wiesz? - dodał, z lekkim uśmiechem pilnując, by blizna na jego ustach zbyt się nie otwarła.Surokaze został poprowadzony przez oba stworki. Co jakiś czas zatrzymywały się i paplały coś do siebie w swym dziwnym języku. Z reguły paplanina ta kończyła się wzajemnym uderzaniem po głowie trzymanymi przez żółtych ludków przedmiotami. Nosiciel tacy z kanapkami wychodził z tych starć zwycięsko, co miało z pewnością podkreślić, że to on jest przewodnikiem.
Elf w końcu został doprowadzony do sali treningowej znajdującej się na trzecim piętrze kroczącej budowli. Była to prosta sala treningowa, przypominająca kwadrat o boku długości kilku metrów. Znajdowało się w niej kilka drewnianych manekinów. Białowłosy nawet chwili nie poświęcił na zastanowienie się, po co one tutaj są. Po prostu nie chciał tego wiedzieć. Być może w tym dziwnym zamku znajdował się ktoś, kto potrzebował takiej siłowni, a być może miała być tylko na pokaz.
Surokaze zdjął płaszcz prezentując w pełni swój napierśnik.


Pancerz w całości wykonany był z mithrilu. Miejscami barwionego na niebiesko i pokrytego runami. Ochrona ta odbijała światło, lecz zdawało się, że nie robi tego jak należy. Ponadto po dokładniejszym przyjrzeniu się, a raczej dwóch okazywało się, że runy nie za każdym razem znajdują się w tym samym miejscu. Jednak najbardziej w oczy rzucał się fakt, że napierśnik w żaden sposób nie krępował ruchów elfa.
Do płaszcza dołączył dwuręczny miecz o krwiście czerwonej rękojeści, który szermierz nosił na plecach. Ostrze to nie było przeznaczone do treningów. Było zbyt niebezpieczne. Celem tej broni była prawdziwa walka i to nie z pierwszym lepszym przeciwnikiem.
Włócznia trzymana do tej pory w lewym ręku szermierza została chwycona przez obie dłonie. Miała ona dwa metry długości, z czego około jedną piątą stanowiło trochę szersze od drzewca ostrze. Suro zaczął obracać bronią. Najpierw jedynie przy użyciu palców zmusił ją do kreślenia w powietrzu okręgów. Później zaczął włączać w ćwiczenia kolejne partie swojego ciała. Osiągnął w końcu efekt, gdy to yari zdawała się podążać za jego rękami nie na odwrót. Szybkość ruchu stopniowo wzrastała, by zatrzymać się na poziomie, w którym zarówno włócznia jak i ręce elfa niemal zniknęły.
W pewnym momencie głowy dwóch manekinów stojących po przeciwnych stronach białowłosego eksplodowały. Nie spowodowało to przerwy w treningu, lecz jedynie pojawienie się grymasu niezadowolenia na twarzy mężczyzny. Nie tego się spodziewał. Liczył na czystsze i szybsze cięcie. Kolejne dwa manekiny zostały pozbawione głów. Te eksplodowały tuż po uniesieniu się w powietrze. To też nie zadowoliło przywódcy Krwawych Blizn. Dopiero zdekapitowanie dwóch ostatnich obiektów treningowych przyniosło należyty efekt. Głowy oddzieliły się od ciał rozbijając się na suficie. Może nie było to niczym nadzwyczajnym, jednak w pewnych sytuacjach, przy użyciu pewnych narzędzi sprawy lekko się komplikowały.
Trening dobiegł końca. Chociaż zwyczajne trwałby zdecydowanie dłużej, teraz jednak został ograniczony do niezbędnego minimum. Suro znów wyglądał tak jak w momencie wejścia do kroczącego zamku.

- Jest tutaj coś innego, ciekawego do roboty? -
zwrócił się znów do żółtych stworków.
- Z tego co pamiętam mieliśmy przedyskutować pewne sprawy. -
to jeden z Ninów, stojąc w drzwiach, obserwował elfa. Trudno było określić, czy to ten sam, który był wcześniej w gabinecie elfa. - Aczkolwiek jest tu wiele ciekawych miejsc...Jednakże nie dla ludzi o twym rozumie. Nie doceniłbyś ich piękna. -mruknął, odrzucając różowe włosy.
- Taki mundry, a elfa od człowieka nie potrafi rozróżnić. -
odpowiedział Suro z lekką kpiną w głosie. - Z tego, co kojarzę nie badałeś mojego rozumu, więc nie wiesz, co potrafię docenić, a czego nie. Jednak mniejsza o to. Najpierw sprawa kryształowej jaskini i zbroi, czy może zawartości pewnej beczki w moim zakonie?
- Zawartość póki, co jest badana, to pewnie zajmie trochę czasu. Zajmijmy się jaskiniami. -
stwierdził rozglądając się po sali. - Chcesz rozmawiać tutaj, czy wrócimy do pokoju bardziej stosownego do dialogów?
- Gdzie ci wygodniej. Mnie jest to obojętne. Potrafię rozmawiać w każdych warunkach. -
odparł białowłosy, odpowiednio zwiększając porcję kpiny w głosie. To, że musieli razem pracować, nie oznaczało, że musieli się lubić. Szczególnie, gdy naukowiec uważał elfa za śmiecia.
-To niech będzie tutaj.
-westchnął Nino, po czym wyciągnął z kieszeni małą kostkę. Rzucił ją na ziemię, a po chwili przemieniła się ona w wygodny fotel, obity fioletowym materiałem. Geniusz opadł na niego lekko i spojrzał na Surokaze Raima splatając palce. - Jak chcesz to zrobić? Ty zadajesz pytania a ja odpowiadam, czy może mam ci wyłożyć wszystko jak dziecku?
- Zacznijmy od opowieści. Z tym, że staraj się włożyć w jak najmniej słów, jak najwięcej treści. Jeśli pojawią się jakieś pytania, to zadam je po wszystkim. - powiedział białowłosy, siadając na podłodze na skrzyżowanych nogach.
- A więc dobrze… istnieje takie miejsce jak kryształowa jaskinia. Bardzo specyficzne, brak tam roślinności, rosną tylko różnorakie typy kryształów, stworzenia tam żyjące też składają się głównie z minerałów. Nie będę się wgłębiał w ich zastosowanie, ale w fakt, że to miejsce jest bardzo stare. Z moich wstępnych badań istniało już w momencie, gdy na pustyniach budował swe królestwo legendarny arcymag Yartak. -mówiąc to Nino kliknął coś w fotelu, z którego po chwili wyrosła szklanka pełna wody. Różowowłosy upił łyk i kontynuował. - Od kiedy dowiedziałem się, że Bogowie jednak istnieją, zacząłem badać takie miejsca. Są one, bowiem często wykorzystywane by ukryć coś legendarnego, heroicznego czy nawet boskiego. Grobowce dawnych wielkich, więzienia dla upadłych Bogów, czy po prostu malutkie skarbczyki. Moje przepuszczenia okazały się słuszne, w kryształowej jaskini było ukryte przejście, nie łatwo było się do niego dostać. Jednak dzięki mej wielosobowości oraz nieograniczonemu geniuszowi, stworzyłem klucz do drzwi. Moim zdaniem znajduje się tam legendarny pancerz, który nosił kiedyś pogromca smoków Zygfryda, który pokonał smoka. Podania mówią, że wykąpał się w jego krwi, która uczyniła go nieśmiertelnym. To oczywiście bzdura, jednak z tego, co udało mi się dowiedzieć, to nie krew smoka dała mu potęgę a jego kryształowe łuski. Ta bestia prawdopodobnie żyła niegdyś w kryształowych jaskiniach, a teraz miejsce to stało się schroniskiem dla zbroi wykutej z łusek mitycznego gada. Właśnie to chce byś dla mnie zdobył. -wyjaśnił naukowiec, opróżniając powoli szklankę.
- Jaka jest szansa, że w środku znajdują się inne kryształowe pancerze, które niekoniecznie mają własność tego, który mam zdobyć? - Głupio byłoby męczyć się cała drogę, by okazało się, że ostatecznie pomylił przedmioty.
- Raczej nikła. Skarbce herosów najczęściej mają w sobie jeden góra dwa przedmioty. Ci wolą nie ryzykować upychania wszystkiego w jednym miejscu.
- Ty lub jedna z twoich wersji wspominała o stworzeniu, które niszczy twoje ciała. Co dokładnie o nim wiesz? Rozchodzi mi się bardziej o sposoby na uśmiercenie go niż o jego historię.
- Trudno powiedzieć, ginąłem tak szybko, że nie miałem czasu się przyjrzeć. Jednak najczęściej takie skarbce są bronione warstwowo. Najpierw jakiś stwór lub silna pułapka która ma odstraszyć potencjalnych złodziei, lub ich zabić. Następnie jakaś zagadka, by tych o małym rozumie uśmiercić używając najskuteczniejszej broni -czasu. A na końcu… cóż często zdarza się, że i sam legendarny heros broni swych skarbów. -Nino wzruszył ramionami. - Tutaj obstawiałbym albo jakiegoś golema z kryształów, albo kreaturę podobna do legendarnego smoka. Te wszystkie mityczne byty są dość tradycyjne, lubią, gdy wszystko pasuje do kontekstu.
- Te kryształy… Są na coś szczególnie odporne lub podatne? - padło kolejne pytanie.
- Jak już mówiłem, istnieją tam tysiące odmian minerałów. Każdy ma inne właściwości. Ponadto, jeżeli to, czego szukasz faktycznie zrobiono z łusek legendarnego smoka, to zapewne jedynie legendarna broń będzie wstanie cokolwiek im zrobić. Moim zdaniem, wszystkie zabezpieczenia będą niemal tak trwałe jak pancerz.
- Jak dużo krwi jesteś w stanie wsadzić w jedno swoje ciało? - To niby niezwiązane z resztą pytanie było bardzo istotne dla samego Suro. Skoro szykowało się na ciężką walkę trzeba było zadbać o jak największe obrażenia, no i po wszystkim pasowałoby się uleczyć.
Nino zamrugał kilka razy zdziwiony takim pytaniem. Chwilę zastanowił się by w końcu powiedzieć. - Dużo, mogę zastąpić niepotrzebne organy krwią, zmniejszyć objętość kości i mięśni… ciało nie poruszało by się może zbyt sprawnie i mogło by “pęknąć” i pewnie potrzebowało by z dwóch serc… ale myślę że cztery może pięć razy więcej krwi niż u normalnego człowieka. - stwierdził, przeliczając na palcach.
- Ile takich ciał jesteś w stanie stworzyć przed dotarciem do kryształowej jaskini i poświęcić w celu zdobycia pancerza?
- Dziesięć, może dwadzieścia. Aczkolwiek będę potrzebował krwi… moje normalne ciała działają na idealnym jej substytucie, ale z naukowego punktu widzenia nie mogę nazwać tego krwią. -wyjaśnił geniusz.
- Słyszałeś o jakiś zbirach w okolicy? - Suro domyślał się, że problem krwi dla Nino nie był żadnym problemem, a każdy człowiek, elf czy jakikolwiek inny osobnik był pewnie uznawany przez różowowłosego za pojemnik krwi, ale on nie miał zamiaru czegoś takiego zaakceptować. - Lub o dzikich bestiach, w których żyłach płynie krew.
- Do jaskini jest spory kawałek… możemy zahaczyć o jakiś obóz bandytów. Mam je zaznaczone na mapach by móc omijać niebezpieczne szlaki. Nie żeby byli dla mnie zagrożeniem, ale nie lubię tracić czasu. -westchnął.
- W takim razie wstąpimy do kilku takich obozów. Jak bardzo mogą być uszkodzone ich ciała by liczba trupów była jak najmniejsza dla wypełnienia twoich ciał? - Suro, co prawda nie miał nic przeciwko zabiciu większych liczby bandytów, ale… zwyczajnie mu się nie chciało.
- Im mniej stracą krwi w trakcie umierania tym lepiej. -stwierdził Nino dłubiąc palcem z uchu. - Która twoja broń lub część pancerza staje się potężniejsza od krwi wrogów? -zapytał uśmiechając się szeroko. - Czy może to ty pijesz krew by stać się potężniejszym?
- Ty na prawdę myślisz, że od tak odpowiem ci na to pytanie? - elf zaśmiał się. - Będziesz miał okazję się o tym przekonać w jaskiniach i tylko, dlatego że nie mam zamiaru ginąć dla kogoś takiego jak ty.
- Ah przynajmniej przyznałeś się, że moje rozumowanie było trafne. -zaśmiał się Nino. - Nie ma problemu, dostaniesz tyle ciał ile zdążę przygotować. Chętnie poobserwuje taki styl walki...może się kiedyś przydać. Pewnie na wszelki wypadek będę musiał opracować krew, która zniweluje twoją zdolność, tak an wypadek gdybyś kiedyś chciał znowu ze mną przegrać… -zamyślił się na chwile różowowłosy. - Jeszcze jakieś pytania?
- Nie martw się. Do tego czasu uda mi się wymyślić sposób, by ta krew nie miała zastosowania. - odparł białowłosy. - Dowiedziałem się wszystkiego, co mi jest potrzebne. Pytań bra… Kim są te… maluchy?
- Moi służący. Widzisz, mimo mego pełnego geniuszu jakoś nigdy nie opanowałem sztuki dobrego prasowania ubrań, mycia podłóg, sprzątania czy gotowania. Te czynności są dla mnie za proste, przez co nie moge osiągnąć w nich perfekcji i nudzą mnie niezmiernie. Od tego jest Alfa, beta i inni. Stworzyłem ich by mi pomagali, a w zamian mogą żyć z dala od zagrożeń tego świata. -stwierdził, wzruszając ramionami. - Jak chcesz możesz brać ich krew, zrobię sobie ich więcej.
- Nie. Od krwi są bandyci. Ale jak ci na nich aż tak nie zależy, to mogę sobie wziąć kilku.
- Oni są moi. -powiedział sucho Nino. - Ja ich stworzyłem, więc mam prawo ich zabić, żywić, czy torturować. Ale nie myśl, że komukolwiek oddam coś, co zrobiłem, od tak.
- To twoje lekceważenie życia innych kiedyś cię zgubi. Choćbyś był nie wiadomo jak potężny. - skomentował Suro, wstając. - Koniec pytań.
- Zamek w większości jest do twojej dyspozycji, Omega pokaże Ci twój pokój. Ah i jeżeli nie masz nic ważnego do powiedzenia, to proszę nie przeszkadzaj żadnemu mnie. -dodał Nino zmęczonym głosem. - A co do życia… jak można go nie lekceważyć, skoro żaden z żyjących nie umie go sobie przedłużyć? Jako jedyny poznałem tą sztukę, dla tego tylko moje życie ma wartość. -po tym stwierdzeniu obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia z sali.
Żółty stworek podbiegł zaś do Suro z dużym pękiem kluczy, którym zagrzechotał wesoło.
- Jak byłeś mały, rówieśnicy musieli się nad tobą bardzo znęcać… - rzucił elf w ślad za naukowcem. - Dobra mały. To prowadź.

Surokaze znalazłszy się w swoim pokoju nie zamierzał go za często opuszczać. Robił to jedynie by trenować i wybijać kolejne obozy bandytów. Jedzenie przynosili mu do pokoju żółci służący Nino. O ile białowłosy nawet odrobinę nie zbliżył się do zrozumienia ich dziwacznego języka, nigdy nie zapominał im podziękować za ich pracę. To, że dla rówowłosego byli zwykłymi śmieciami, nie oznaczało, że byli nimi w rzeczywistości. Szermierz w sumie cieszył się z podejścia, jakie wobec niego prezentował Nino. "Nigdy nie lekceważ przeciwnika, bo nie wiesz, co ma ukryte w rękawie." - była to stara mądrość przekazywana jeszcze w Wietrznym Bractwie. Naukowiec wcześniej czy później się potknie. Wystarczyło jedynie poczekać na odpowiedni moment i rzucić odpowiedni kamień. No i oczywiście nadstawić we właściwym miejscu ostrze, by grawitacja załatwiła sprawę.

Pierwszy obóz bandytów poważnie rozczarował Suro. Przebywający w nim zbóje byli na tyle głupi, że nie opanowali nawet najprostszej strategii walki z silniejszym przeciwnikiem. Zamiast rzucić się wszyscy razem i starać się pokonać elfa samą swoją liczebnością, ci cierpliwie stali i przyglądali się aż poprzednik padnie na ziemię ze skręconym karkiem. Szermierz starał się to tłumaczyć, że pojawienie się w samym środku strzeżonego obozu nieznanej osoby może wprowadzić w pewien szok... Niestety byłoby to kłamstwo.
Drugi obóz w odczuciu białowłosego był odrobinę lepszy. Tutaj musiał już trochę się postarać by uniknąć lecących w jego stronę strzał, bełtów i kilku innych przedmiotów, w których nigdy nie doszukiwałby się potencjału stania się bronią dystansową. Suro jednak w dalszym ciągu nie musiał używać broni. Wystarczyło odpowiednio ustawiać bandytów, by ci ponabijali się na ostrza swoich towarzyszy.
W trzecim obozie mithrilowe ostrza w końcu zostały użyte. Herszt bandytów okazał się dobrze zbudowanym mężczyzną (Suro sięgał mu do pępka i był ponad trzy razy chudszy) zakutym w bardzo grubej zbroi. Elf nie był w stanie zrobić mu krzywdy gołymi rękami, dlatego musiał użyć bliźniaczych mieczy by (dość dosłownie rzecz ujmując) wyskrobać zbója ze zbroi. Po wszystkim, gdy jeden z klonów Nino stanął nad trupem padły słowa sugerujące, że nie obejdzie się bez wyciskarki.
Czwarta i ostatnia banda zawierała w swoim składzie najwięcej inteligentnych osób, które znały renomę elfa. Dlatego też zamiast podjęcia walki, bandyci zwyczajnie rzucali się do ucieczki. Obóz ten przyniósł najwięcej problemów szermierzowi. Nie każdy w końcu lubi wbijać miecz w plecy swojego przeciwnika...

Obozy bandytów zostały w tyle. Podobnie zaczynało dziać się z wszelaką roślinnością. Powoli, lecz nieubłaganie ustępowała gołej ziemi, z której z czasem poczęły wyrastać pierwsze kryształy. Suro obserwował je z zaciekawieniem z jednego z balkonów chodzącego zamku. Kryształy czy nie kryształy. Trzeba było zrobić co do niego należało i wracać do domu.
<!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves>false</w:TrackMoves> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <woNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <wompatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <wontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <wontVertAlignCellWithSp/> <wontBreakConstrainedForcedTables/> <wontVertAlignInTxbx/> <w:Word11KerningPairs/> <wachedColBalance/> </wompatibility> <w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true" DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99" LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style> /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-qformat:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:10.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:115%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-ascii-font-familyalibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-theme-font:minor-fareast; mso-hansi-font-familyalibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin;} </style> <![endif]-->
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 17-01-2015 o 20:25.
Karmazyn jest offline  
Stary 07-09-2014, 17:50   #10
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Blackskin's new adventure!


Wśród bieli obłoków znajduje się zamek,
Piratów ma to być przystanek,
Który tam pozostanie wiele znaczyć może,
Kiedy inny odpowie na wezwanie Boże.

Siły potężne w niebie się znajdują,
Nad innymi ich pragnienia górują,
Mimo że nie zawsze zasłużony to tron,
Ofiarowują swym gościom szybki zgon.

Wyrecytował z pamięci szaman który również wyszedł na górny pokład, by przyjrzeć się latającej wyspie która z pewnością przykuła jego ciekawość.
- Tak brzmi wróżba którą przepowiedziały mi gwiazdy. Jeśli szukasz wyzwania, to duża szansa iż uda ci się je tam odnaleźć - oświadczył indianin, nie spuszczając wzroku ze zbliżającego się powoli skrawka lądu.
- To nie zajmie długo - oświadczył Gort, zwracając się do swych nakama. - Dawno już żem nie spotkał żadnego silnego gościa, więc przyda mi się solidniejsza rozgrzewka przed spotkaniem z Błękitką.
- Skoro tak, to zaraz przekażę naszym kamratom, żeby przygotowali się do cumowania - odparł Desmond ze swą jak zawsze idealnie opanowaną miną, po czym odwrócił się i przemierzył pokład by zniknąć za drzwiami które zamknęły się za nim z sykiem pneumatycznych siłowników.
- Oby rzeczywiście było tam coś wartego uwagi, ty wróżbito od siedmiu boleści, bo jeśli okaże się to jedną wielką stratą czasu, to obiecuję że osobiście porachuję ci kości - warknęła Wielka El, spluwając po raz kolejny za burtę okrętu.
Niespełna godzinę później z prawej burty Mantikory otworzyły się włazy przez które w kierunku wyspy wystrzeliło pół tuzina gigantycznych harpunów które wbiły się w nią z łoskotem w lesie na wprost od zamku.
- I jak? Czujesz tam kogoś, Des? - zapytał z zaciekawieniem murzyn, który już strzelał palcami i rozciągał się, szykując się do obicia komuś mordy.
Desmond stał z przymkniętymi oczyma przez dłuższą chwilę. Powieki poruszały się lekko, gdy krzywił się lekko.
- Jestem..jestem wstanie wyczuć tylko jedną osobę. -stwierdził, otwierając oczy i lekko je przecierając. - Wszystko co za nią zdaje się być zakłócane, jak gdyby w jakiś sposób wpływała na moje haki. -wyjaśnił nawigator. - Znajduje się nie tak całkiem daleko, w tamtą stronę. - stwierdził wskazując na wschód.
- To chyba wypadałoby pójść sprawdzić co to - oświadczł Gort, po czym strzelił głośno palcami. Po chwili zaś Desmond wyciągnął spod pazuchy ślimakofon, a murzyn chwycił za jego słuchawkę i nabrał w płuca powietrza, po czym ryknął na cały głos: - OJ, LUDZISKA!! KTO MA OCHOTĘ ZABAWIĆ SIĘ NA FRUWAJĄCEJ WYSPIE!?
Pod stopami osób znajdujących się na górnym pokładzie słychać było niemałą wrzawę, jednakże po około minucie przez pneumatyczne drzwi wyszła tylko jedna osoba.


Rosły latynos wzrostem i budową ciała dorównujący niemalże samemu Czarnoskóremu. Jego prawa ręka zakryta była dziwnego rodzaju rękawicą, której materiał pulsował lekko i przesuwał się po skórze pirata, jak gdyby sama była żywa.
- Sellos ma co do tego miejsca złe przeczucia, więc powiedziałem wszystkim żeby poczekali aż sprawdzimy co się tam kryje - oznajmił swym niskim i zarazem monotonnym głosem.
- Może to i dobry pomysł. Nie chcemy żeby znowu jakaś niebieska kurwa wybiła całą naszą hałastrę - zgodziła się Elizabeth, wykrzywiając usta w grymasie zajadłej nienawiści.
- Możliwe że z bliska lepiej uda mi się wyczuć z kim mamy do czynienia - wtrącił strzelec.
- W takim razie ja będę na was czekał gdybyście potrzebowali wezwać wsparcie - rzekł Jastrząb, który usiadł po turecku na metalowym pokładzie, a spod jego szaty wyłoniło się pół tuzina dziwacznych lalek, które o dziwo same się poruszały bez pomocy jakichkolwiek linek, czy też wbudowanych mechanizmów.


Obsiadły one bez słowa czwórkę mającą wyruszyć na ekspedycję.
- Tej sztuczki żem jeszcze nie widział - stwierdził Gort, pukając palcem w głowę jednej z szamańskich lalek. - Całkiem fajne masz te swoje zabawki, Ptasior.
- Tylko uważaj gdzie te twoje straszydła mnie dotykają jeśli nie chcesz stracić głowy po naszym powrocie - ostrzegła groźnie rudowłosa piratka.
Desmond i Aaron tymczasem popatrzyli tylko obojętnie na na trzymające się ich kurczowo laleczki i wzruszyli ramionami. Następnie zaś cała czwórka wyskoczyła za burtę prosto na stalowe liny i zaczęła zjeżdżać po nich w kierunku wyspy.
Pierwszy swymi ciężkimi buciorami uderzył w ziemię sam Gort, który rozpostarł szeroko ramiona i ryknął na całe gardło:
- IWABABABA! KAPITAN CZARNOSKÓRY PRZYBYŁ BY ZABRAĆ WAM WSZYSTKIE WASZE SKARBY! JEŚLI MACIE COŚ PRZECIWKO, TO NIECH STANIE PRZEDE MNĄ NAJSILNIEJSZY CZŁOWIEK NA WASZEJ WYSPIE!
- Myślisz że jak często przybijają tutaj latające okręty, jełopie!? - warknęła Wielka El która zjeżdżając na linie, grzmotnęła go obiema nogami w tył głowy, na co ten nie zwrócił większej uwagi, a odbiwszy się od niego zrobiła fikołek w powietrzu i wylądowała zręcznie obok murzyna. - Gdyby zamierzali przygotować dla nas komitet powitalny, to nie czekaliby aż zejdziemy na wyspę.
- Wygląda na to że sami będziemy musieli do nich przyjść - stwierdził Salwa, który zeskoczył ze swej liny i wylądował tuż za pozostałą dwójką. Następnie zaś jako pierwszy ruszył w kierunku z którego wcześniej wyczuł dziwną istotę. - Pozwólcie że was poprowadzę.
Niedługo potem na wyspę dotarł latynos, który pechowo źle wyliczył moment w którym powinien puścić linę i zachwiał się lądując na skraju wyspy, jednak cudem udało mu się utrzymać równowagę nim runąłby prosto w chmury. Następnie zaś cała trójka ruszyła za Desmondem. Lalki szamana w końcu puściły ich i zaczęły dreptać na własnych krótkich nóżkach dookoła nich niczym mały orszak. Gdy jednak zaczęli zagłębiać się w las, szóstka drewniano-słomianych kukiełek rozeszła się zaczęła od nich oddalać. Niektóre z nich zwinnie wskakiwały na drzewa i rozglądały się dookoła, inne zaś bacznie przyglądały się ziemi i zaroślom na ich drodze, prawdopodobnie w poszukiwaniu pułapek i innych niebezpieczeństw których mogło nie wykryć haki strzelca.
- Panie Kapitaaaanie! - po linach sunęła ostatnia, lekko spóźniona osoba. Czapeczka z daszkiem była mocno osadzona na kwadratowej głowie, zaś z ust Przydupasa wystawał kawałek kiełbaski, którą akurat zajadał. - Ja też żem pójdę! -stwierdził mięsniak, niezgrabnie opadając na ziemię.
Następnie poszło już dość szybko i bez szczególnych niespodzianek. Grupa poruszała się pooprzez gęstwiny, w kierunku wytyczonym przez Salwę. Nie irytowały ich żadne pułapki, czy ataki -widać władcy tej wyspy uznali je za zbędne.
W końcu cała piątką, oraz laleczki szamana, dotarły do granicy “widzenia” Haki nawigatora Mantykory. Ten ponownie skupił się, jednak i tym razem, coś zakłóciło jego moc. Na odpowiedź co od źródła zakłóceń nie było trzeba długo czekać. Z pobliskiego gąszczu drzew wyleciał bowiem dysk z dziwnego materiału, na nim zasiadał zaś…


… gruby mężczyzna o ciemnej karnacji. Jego spodnie z trudem opinały opasły brzuch, a bujne wąsy łączyły się z brodą, by opaść aż na zflaczały tors. Siedząc po turecku, obserwował grupkę z góry, spod czarny okularów. W dłoni trzymał laskę, która wyglądała na stworzoną z kości. Pokiręcona, kończyła się małymi anielskimi skrzydłami, a między nimi znajdywało się wielkie, wyglądające na ludzkie oko.
- Khe khe, widzę, że goście przybyli do lasu! - zarechotał, ochrypłym lekko zmęczonym głosem. - Wasi przyjaciele starają się oszukiwać, od razu lecą w stronę ostatniego pola! skończy się to dla nich karą! -dodał, wskazując swoja lagą, na prujący przez niebo statek, pod dowództwem błękitnego oka. Mniej więcej w tym samym momencie, z drzew wyskoczył jakiś ciemny kształt, który poszybował w stronę statku.
- Khe khe, kim jesteście? -zapytał jak gdyby nigdy nic, Gorta i jego towarzyszy.
- Jeszcze pytasz, dziadzie? Kto inny jak nie sam Wielki Czarnoskóry przybyłby po wasze skarby!? Eh!? - zapytał murzyn z szerokim uśmieszkiem, a jego pięści zderzyły się z taką mocą że przez całą wyspę przeszedł lekki wstrząs, a siedzące na pobliskich drzewach ptaki poderwały się do lotu.
- Nasi nakama nie polegną tak łatwo - odparł pewnie Aaron, krzyżując ręce na swej masywnej piersi.
- Czy ty jesteś władcą tego miejsca? - spytał z lekkim zainteresowaniem Desmond - Wyczuwam od ciebie nietypową aurę.
- To ma być ich szef? - prychnęła Elizabeth, po czym splunęła na ziemię w wyrazie dezaprobaty. - Nie wygląda mi nawet na kogoś kto dałby radę temu tutaj - to powiedziawszy wskazała podbródkiem na Przydupasa, który zdziwiony rozejrzał się na boki, po czym wskazał palcem na siebie.
- Ja? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Ja tam nigdy żem bym nie śmiał odbierać zabawy kapitanowi. He he he - zaśmiał się niepewnie, wyciągając przed siebie otwarte dłonie w obronnym geście.
- Ja? Nie Khe Khe, jestem tutaj tylko sługą. Karma, trzecie oko!. -przedstawił się grubasek, a jego dysk zakołysał się lekko w powietrzu. - Władca tego miejsca, jak na to przystało, mieszka w zamku. - dodał, szczerząc nierówne zębiska.
- To czego tak od razu nie mówisz!? - żachnął się Gort, który natychmiast ruszył przed siebie w stronę zamku, całkowicie ignorując grubasa. Elizabeth zrobiła podobnie. Ktoś w końcu musiał się upewnić że ich kapitan nie zgubi drogi.
Desmond natomiast przemienił oba swe ramiona w działa okrętowe nabite kartaczami i wycelował je prosto we wroga.
- Wybacz, ale wygląda na to że twoja aura blokuje moje haki. Wolałbym osobiście sprawdzić co znajduje się w zamku zanim kapitan do niego dotrze, więc obawiam się że będziemy zmuszeni się ciebie pozbyć.
- Tak właśnie! - zawtórował mu już pewniej siebie Przydupas, który dobył swych dwóch karabinów i również wycelował nimi w przeciwnika. Z taką przewagą liczebną nie obawiał się zbytnio dziwacznego grubasa.
Latynos w tym czasie również zaczął zbierać w swym prawym ramieniu demoniczną energię i ostatecznie to on wystrzelił jako pierwszy.


- Demon Blast! - wrzasnął na całe gardło, gdy ogromna ilość mocy wystrzeliła z jego pięści niczym z gigantycznego działa. Atak była na tyle potężny, że z jego barku również wydostała się energia by skompensować odrzut spowodowany przez wystrzelenie demonicznej mocy.
Karma podrzucił wysoko w górę swoja laseczkę, która zawisła na nim, jak na niewidzialnych sznurkach. Zaczął coś gestykulować, jednak jego pulchne łapska były za wolne dla ataku wyprowadzonego przez latynosa. Promień energii uderzył centralnie w niego, obejmując swym zasięgiem całe ciało przeciwnika. Korony drzew w okolicy zafalowały, a kilka drzew zostało wyrwanych z korzeniami, od potężnego ataku jednego z kamratów Gorta.
Gdy kurz i blask powoli znikały, krople potu zaczęły pojawiać się na czole Aarona, który dyszał po wyprowadzeniu tak silnej techniki.
Dysk na którym wcześniej siedział grubas, był mocno przesunięty w tył, a ten leżał przewieszony przez niego, dymiąc z całego ciała. Drgał jeszcze lekko, co wskazywało na to, że dycha.
To co jednak mogło dziwić, to fakt że laska dalej unosiła się w powietrzu. Jej oko wpatrywało się w zgromadzonych, by błysnąć niebieska energią. Ta spłynęła na ciało tłuściocha… który podniósł się powoli na dysku, zaś na jego ciele nie było śladu po żądnej ranie. Wyszczerzył zębiska w szerokim uśmiechu i rozłożył ramiona.
- Kh khe, wiecie jak to jest z karmą? Wszystko co zrobimy w życiu...kiedyś do nas wraca! -zaśmiał się, kiedy nagle na piersi Aarona pojawiła się niebieska energia, eksplodując prosto na nim. Latynos oberwał naprawdę mocno, poleciał w tył, podskakując na ziemi i przełamując kilka drzew w okolicy.
Wtedy tez polanę przeszył cichy huk, to desmond oddał strzał z małej armatki, która wyrosła mu na ramieniu. Pocisk pofrunął przez powietrzę, rozcinając policzek grubasa. Ten zachwiał się lekko, w skutek przekazanej przez atak siły. Jego laska jednak znowu błysnęła, a rana na policzku zniknęła, taka sama zaś pojawiła się na twarzy zabójczej salwy.
- Doprawdy ciekawa zdolność - przyznał szczerze Desmond. - Wygląda jednak na to że kluczem do niej jest tamta laska. Nie za prosta sztuczka jak na kogoś kto mieszka na latającej wyspie? - spytał, uśmiechając się lekko, po czym skinął głową na Przydupasa, który nacisnął oba spusty swoich karabinów i wystrzelił w stronę magicznego przedmiotu.
- Kha Kha, mówiłem że wszystko co zrobiliśmy kiedyś wraca! Czemu więc i my nie możemy wrócić do tego co robiliśmy? -zapytał grubasek, który nagle zniknął, tak samo jak jego laska. Pojawił się w miejscu, gdzie znajdował się przed rozpoczęciem walki, tajemniczy przedmiot spoczywał zaś bezpiecznie na jego kolanach.
Wtedy spośród drzew wyskoczyła laleczka, która poruszała się nader zwinnie. Poszybowała w stronę dysku grubasa, wyciągając rękę w stronę trzymanej przez niego lagi. Pochwyciła ją wprawnie, nim ten zdał sobie sprawę, że ktoś się do niego zbliża.
Pacynka powoli zbliżała się ku ziemi...gdy nagle laska znikneła z jej dłoni.
- Kha kha, mówiłem że wszystko wraca! A ta laska już tu była! -zarechotał grubas, kręcąc kijem nad głową. Z ostatnim obrotem błysnęło tez oko artefaktu, a promień czerwonej energii ruszył w stronę drewnianego stworka. Ten jednak lądując przewrotem na ziemi, zdołał uniknąć ataku, który pewni zniszczyłby jego słabe ciałko.
Aaron otrząsnąwszy się po oberwaniu własnym atakiem, wyłonił się z zarośli by wrócić na pole bitwy w wyraźnie gorszym stanie.
- Naprawdę niepodoba mi się ten gość - stwierdził, stając naprzeciwko Desmonda i Przydupasa. Demoniczna skóra pokrywająca jego prawe ramię zafalowała i po chwili przybrała kształt tarczy, którą zamierzał osłaniać dwóch strzelców.


Desmond zaś zmienił swoję ramię w karabin snajperski którym wycelował prosto w laskę grubasa, mając zamiar strzelić w nią pod takim kątem, by nie zranić ich przeciwnika. Zamierzał użyć przy tym niedawno opanowanego przez siebie haki uzbrojenia, które dodatkowo zwiększało prędkość jego pocisków i nadawało im jeszcze bardziej przebijającą i destruktywną moc. Lalka w której zaklęta była dusza mnicha tymczasem uskoczyła w zarośla, przygotowując się do następnego ataku z zaskoczenia.
- W tym miejscu...była kiedyś burza Khe Khe. - rzekł grubasek, laską wskazując na latynosa. Nagle grzmot przeciął niebo, z którego opadła błyskawica. - A wszystko przecież wraca, khe khe! -zaśmiał się, gdy elektryczność uderzyła prosto w tarczę Aarona. Ta na szczęście zminimalizowała porażająco bolesne skutki do minimum, jednak mocno poranione ciało mężczyzny, wystawione było na wielka próbę.
Tarczownik zrobił jednak to co powinien, dał Desmondowi czas by wycelować. Snajper oddał jeden strzał, tak szybki że nim ktoś zdążył mrugnąć, to laska wroga rozpadła się na kawałki. To wykorzystała laleczka, która wyskoczyła w górę, by kopnąć grubasa prosto w brzuch. Silny kopniak posłał spaślaka wraz z jego dyskiem w tył,a szczątki laski zaczęły opadać w dół.
- Khe..khe… -jęknął cicho wróg. - Chyba mówiłem...że wszystko wraca!! -krzyknął, gdy na jego czole pojawiła się mała żyłka.
Szczątki laski zniknęły nagle, a cały przedmiot pojawił się w dłoni mężczyzny na dysku. Laleczka z dusza Khaliego natomiast rozpadła się na kwałki gdy siła jego ciosu, uderzyła w niego samego. Grubas wyszczerzył się, masując obolały bebzon, ale już po chwili zaczęła spływać na niego leczcznicza energia, wydobywająca się z laski.
- W takim razie wystarczy że zniszczymy jednocześnie ciebie i twój artefakt - oznajmił na głos Salwa. Na pierwszy rzut oka wyjawianie swojego planu przeciwnikowi mogło wydawać się złym pomysłem, jednakże nakama strzelca dobrze wiedzieli że musi mieć ku temu jakiś powód. Nagle na całe ciało strzelca pokryła masa najprzeróżniejszej broni palnej, a wszystkie lufy skierowały się prosto na grubasa, a drugi oficer Gorta skinął głową na latynosa.
- Tak jest - przytaknął Aaron, który przyjął bojową pozycję, a jego lewe ramię również pokryła demoniczna skóra, tym razem o białym kolorze.


- Zakończę to jednym ciosem - oznajmił, a w palcach jego lewej dłoni zaczęła zbierać się tryskająca wyładowaniami demoniczna energia, gdy przygotowywał swoją technikę.


Przydupas tymczasem zaczął się powoli wycofywać, zdając sobie sprawę że w tym momencie najlepsze co może zrobić to nie wchodzić w drogę pozostałej dwójce, zaś do kolejnej laleczki ukrytej w koronie drzew została przywołana dusza rudego mnicha. Desmond natomiast skupił całe swoje haki obserwacji na przeciwniku, próbując przewidzieć jaki następny ruch planuje, wiedząc że ich następny atak prawdopodobnie całkowicie go unicestwi.
Wtem jednak całe skupienie zostało przerwane cichutkim *puru puru puru* dochodzącym spod ubrania strzelca, który wyciągnął w stronę latynosa otwartą dłoń na znak, by wstrzymał się z atakiem.
- Des! Mamy tu boskiego czempiona! - wrzasnął żeński głos rudowłosej piratki, gdy ten wyciągnął spod pazuchy słuchawkę.
- Jesteś pewn pewna? - zapytał z wyraźną konsternacją.
- Przed chwilą zatrzymał Gorta gołą piąchą! Coś takiego nie zdarza się kur&a od tak sobie!
- Zrozumiałem - odparł po chwili milczenia, jednak zamiast odwiesić słuchawkę natychmiast wybrał następny numer, a gdy rozmówca podniósł odebrał, ten przekazał mu tylko krótką wiadomość: - Wieża na A8 i goniec na E4.
- Niech tak będzie - odpowiedział mu mistyczny głos szamana, a Desmond rozłączył się i od razu zwrócił się do przeciwnika.
- Wygląda na to że sytuacja się zmieniła - stwierdził poważnym tonem. - Czy dobrze mniemam że władcą tego miejsca jest ktoś z boskiego panteonu? Jeśli tak to obawiam się że możemy być zmuszeni do odwrotu. Nie zdawaliśmy sobie sprawy iż wkraczamy do boskiej domeny.
- Wkroczyliście tam, gdzie Pan Loki chciał byście wkroczyli. Wcześniej czy później. Khe, khe. -zarechotał grubasek kręcąc swoja laską. - On chce z wami zagrać w grę, tylko najgorszą jej cechą jest to, że zasady poznajecie w trakcie. -dodał strzygąc wąsiskami. - To który z was chce zostać motywacją dla waszego kapitana? Kto stanie się nagrodą o która bęzie grał? - zapytał wskazując najpierw Desmonda, potem Aarona, a na koniec miejsce gdzie przed chwilą stał Przydupas. W tym też momencie mężczyzna w czapeczce pojawił się tam z powrotem. - Wybierzecie sami, czy ja mam to zrobić? Khekhe.
- Wybacz, ale nie zamierzamy tu dzisiaj zginąć - odparł pewnie Salwa, jednakże chwilę potem jak gdyby na zaprzeczenie swoich słów, oczy zaszły mu bielą i opadł bezwładnie na ziemię. Podobny los spotkał latynosa który uderzł o glebę niczym worek kartofli.
- Co u czorta!? - zawołał Przydupas z rosnącym w głosie przerażeniem, gdy tylko zdał sobie sprawę że został sam na polu bitwy przeciwko wrogowi od którego nie mógł uciec. Drżącymi rękami wycelował ponownie w grubasa lufy swych karabinów. - W-wcale się ciebie nie b-boję! K-kapitan dobierze ci się do skóry jak nie zostawisz mnie w spokoju! W-więc lepiej spie-spieprzaj gdzie pieprz rośnie!
Karma uniósł swoje krzaczaste brwi zdziwiony. Salwa nie przewidział chyba jednego...zniknięcie latynosa sprawiało też że nie było już zagrożenia. Tak więc teleportacja laski nie była potrzebna.
- Khe khe zostałeś sam! -zarechotał grubasek, wskazując kijkiem na Przydupasa. - Więc to ty będziesz nagrodą.
Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, z korony drzew wyskoczyła laleczka z duszą ognistowłosego mnicha, uderzając z wielka siła w laseczkę, która pękła na pół. Zdziwiony grubas nie zdążył przywócić jej pierwotnego kształtu, bowiem nagle z drzew nadleciał promień demonicznej energii. Szeroka struga mocy, uderzyła prosto w niego zmywając go w bok, paląc skórę i niszcząc włosy. Poparzone ciało grubasa zatrzymało się dopiero kilka metrów dalej, dygocząc na jego dysku. Jeszcze dychał, ale wycelowany w niego karabin przydupasa miał to zmienić. Mężczyzna pociągnął za spusty, a kule poszybowały w stronę przeciwnika...by rozbić się o dziwna bareirę która wyrosła z ziemi przed nim. Mroczna energia otoczyła całe ciało Karmy, niczym szczelny kokon. Z drugiego jej wiru wynurzyła się zaś naga czaszka, a wraz z nią i reszta szkieletu, w dziwnych kapłańskich szatach.


-[i] Al-Marg-Hal wita was, duszę które opuściłyście ciała![/] - szkielet zagrzmiał głośno, obserwując laleczki jak i mężczyznę w czapeczce. - Al-Mar-Hal jest zdziwiony, że zdołaliście pokonać boskiego czempiona chaosu. Jednak Al-Marg-Hal nie może dopuścić do jego śmierci. Inaczej jeden z Panów Arg-Ma-Hala ukarałby go. - siedzący po turecku kościej zakołysał się w powietrzu. - Jednak Arg-Ma-Hal, jest zdziwiony tym, że nieznajomi zmusili go do interwencji. Wygraliście tą walkę. Tak mówi Arg-Ma-Hal. -dodał szkielet, po czym wyciągnął rękę w stronę lalki Khaliego. - Oddaj Arg-Ma-Halowi ta laskę duszyczko. Gdy czempion wydobrzeje i tak sprawi że ona do niego wróci. Lecz Arg-Ma-Hal chciałby odebrać ją teraz. -stwierdziła opanowana kostucha, gdy wirr energii który otoczył Karmę znikał powoli, wraz z zamkniętym w środku czempionem.
- Żywy szkieletor? Coś mi to przypomina... - stwierdził Przydupas, drapiąc się po głowie. Zaś gdy kukiełka Khaliego pokręciła przecząco głową, ten dodał: - Może lepij jak mu to oddasz. Ci zdechli czarownicy umieją być naprawdę straszni. Jakby ożywił tu hordę kościotrupów, to nawet wy byście nie dali im rady...
Druga lalka w której zaklęte była dusza latynosa zeskoczyła z drzewa i pokiwała głową na znak że zgadza się z mięśniakiem. Mnich zaś z lekkim ociąganiem cisnął dwoma kawałkami drewna pod nogi licza.
Wtem ciało Aarona drgnęło lekko i poruszyło się. Oczy otworzyły się, a osiłek podniósł się na równe nogi. Zauważywszy że Desmond nie wraca jeszcze do siebie, podszedł do niego i przerzucił go sobie przez ramię, po czym jako najwyższy rangą członek pirackiej załogi, zwrócił się do czarownika:
- To była dobra walka - stwierdził wyraźnie usatysfakcjonowany wyzwaniem któremu udało im się sprostać. - Czy ty też zamierzasz stanąć nam na drodze?
- Arg-Ma-Hal nie przybył tu walczyć. Jesteście wolni by iść w swoją stronę. Arg-Ma-Hal docenia waszą waleczność, nie będzie jej karał, mimo że ugodziła w interesy jednego z jego panów. -odparł licz.
W tym momencie obudził się również Desmond, który odruchowo wyciągnął przed siebie ręce i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie znajduje się już w szamańskiej lalce. Jednakże zamiast się zirytować szybko przeanalizował sytuację gdy Aasron ostrożnie postawił go na ziemi.
- A więc wygraliśmy - podsumował strzelec.
- Tak jest - potwierdził latynos, po czym wskazał palcem na czarnoksiężnika. - Ten tutaj zabrał gdzieś tłuściocha, ale powiedział że nie będzie z nami walczył.
- Bardzo dobrze - stwierdził salwa, zaszczycając kościotrupa jedynie pobieżnym spojrzeniem. - Przekaż Jastrzębiowi by przygotował dla ciebie kurację i wróć gdy wydobrzejesz. Z takimi ranami wiele nam nie pomożesz.
- Tak zrobię - zgodził się wielkolud i odwróciwszy się na pięcie ruszył z powrotem w kierunku okrętu.
Salwa tymczasem zmierzył wzrokiem Przydupasa i westchnął lekko, po czym przywołał go do siebie gestem dłoni.
- Wskakuj - polecił, wskazując kciukiem na swój tył. - Może nie będzie to zbyt komfortowa przejażdżka, ale w ten sposób dużo szybciej uda nam się dotrzeć do Gorta.
- Jeśliś pewien... - odparł niepewnie mięśniak, przerzucając swe szerokie ramiona przez szyję oficera. Dwie pozostałe szamańskie laleczki również do niego dołączyły, chwytając się nóg Desmonda, które po chwili zamieniły się w działa okrętowe. Wystrzeliły one ślepakami w ziemię, wyrzucając dwójkę piratów i zabawek wysoko ponad korony drzew.
 
Tropby jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172