Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2015, 00:17   #61
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Wiadomość moja i Carna

Zrozumienia? Jakiego, chciałoby się zakląć, zrozumienia? W ciągu ostatnich chwil wysłała im tyle sprzecznych komunikatów, że Sivenei aż wszystko w środku się wywracało. Do tego znów roztoczyła wokół siebie aurę takiego chłodu, że klękajcie narody. Ułomne ciało anielicy znów zaczęło drżeć. Sivenea objęła się rękoma i skuliła jak mogła najbardziej. Niech ta Buka sobie wreszcie idzie... Szczęśliwie poszła. Tak, jak Egzarchini nie mogła na nich patrzeć, tak czarnowłosa nie mogła patrzeć na nią. Kiedy więc tylko zwierzchniczka opuściła pomieszczenie, Sivenea prychnęła pod nosem. Nadal się trzęsła: z zimna i z wściekłości.
- Wracam do pracy w takim razie... - burkła pod nosem ni to do Brata ni to do samej siebie. Były to w sumie słowa najbardziej uprzejme, jakie teraz mogła wyartykułować. Choć zamiast pracy przydałby się jej porządny relaks oraz wizyta w salonie komórkowym. Obrzydliwa Buka zamroziła przecież i telefon i kartę SIM anielicy.
- Pozwolisz się odporowadzić? - Siveneal wyciągnął dłoń czekając na jej reakcję. Będzie potrzebowała taksówki, którą trzeba z czegoś wezwać. Dodatkowo dłoń brata na pewno była ciepła. Anioł nie komentował słów Egzarchy. Ofielitka Siódmej Pieczęci kazała szukać im rozwiązania. Jakby którekolwiek z nich miało najmniejsze szanse pokonać wszechwiedzącą przodowniczkę Zakonu Tajemnic. Więc jaki był cel? Bezsilne rzucanie grochem o ścianę mające zadać kłam bezradności i bezczynności liderki Świątyni. Oby Patroni zgotowali im cud w takim przypadku.

Nie odpowiedziała Bratu, jedynie podała mu swoją dłoń. Zapewne wiedział, że jakie by nie było jej wcześniejsze postanowienie, teraz skapitulowała na swój sposób. Po prostu miała dość. Wezwano ją tu w trybie pilnym tylko po to, aby ją zbesztać za nie wiadomo co: jakby całe zło tego świata wychodziło właśnie od niej. Do tego cała grupa dostała niezwykle enigmatyczne zadanie. Nic tu po niej. Porwała więc ze sobą Brata z tego miejsca nadal dygocząc. Złość wezbrała w niej także z innego powodu: cała ta sprawa nagłośniona została w Źródle, tak blisko ich Patrona...
Kiedy upewniła się, że są sami, zatrzymała się i bez słowa wtuliła się w ramiona swojego Protektora. Czyżby potrzebowała chwili wytchnienia czy może ciepła? Dopiero po chwili przerwała ciszę.
- Jedźmy gdzieś. Może być to moje biuro, może być to nasz dom, gdziekolwiek, byle... - powiedziała dość cierpko i nie dokończyła. Miała dość i było to po niej doskonale widać. Pomimo bliskości, jaka właśnie między nimi panowała, kobieta stała sztywno. Twarz miała pobladłą, zaciętą i pochmurną. Napięła większość swoich mięśni, którymi od czasu do czasu wstrząsał jeszcze dreszcz. Tym razem złość tak szybko nie minie, pomimo żywego balsamu, jaki Brat wlewał w duszę kobiety.
O tak, dawno nie spędzali czasu poza Świątynią (pomijając misję, z której niedawno wrócili). Dawno też nie mieli czasu dla siebie. Świątynne obowiązki, którym się oddawali, pochłaniały im praktycznie całe dnie, często i noce. Nawet ten dzień, który miał być wytchnieniem, został zmącony przez niepotrzebne, zdaniem Sivenei, waśnie.
Teraz dostali ochłap wolności. Kobieta mimo tego miała świadomość, że i tak nie będą mogli sobie pozwolić na nie wiadomo jakie rozluźnienie i odpoczynek. Czekała ich syzyfowa pewnie praca. Dlatego tym bardziej chciała wykorzystać to popołudnie, wieczór i noc. Nie wiedziała, jakie Brat może mieć plany. Ale to zawsze można zmienić, nieprawdaż?

Brat powiódł ją w dół, ku garażom. Być może powinni zajmować się obecną, poważną przecież sytuacją. Jednak największym wrogiem zawsze jest psychika. Egzarsze udało się zdemoralizować całą Świątynię i nie zamierzała zrobić z tym nic konstruktywnego. Ani ona ani żaden z Kardynałów. Zeruelita nie zamierzał pozwolić by marność ta miała ogarnąć jego jedyną siostrę.
Opuścili Świątynię pozostawiając krainę surrealistycznych decyzji za sobą. Gdyby tak można było jeździć godzinami wsłuchując się w pęd powietrza dający im ich tą małą mobilną przestrzeń tylko dla siebie. Mieli jeszcze swoje małe sanctum.

Podjechali w końcu pod ogrodzenie jednego z domów na już prawie za miastem. Brama otworzyła się po tym, jak ciemnowłosa wcisnęła guzik pilota. Rodzeństwo wjechało na teren posesji, skierowali się bezpośrenio do garażu. W chwilę później Sivenea weszła do holu. Choć z zewnątrz posiadłość nie wydawała się duża, tak w środku czuć i widać było przestrzeń chociażby ze względu na spore wysokości i rozmiary pomieszczeń. Ktoś, kto projektował i urządzał ten dom, był zwolennikiem tradycji. Ale czego by oczekiwać od rodzeństwa jak właśnie tego? Oboje cenili sobie kunszt i estetykę. Z holu można było wejść do otwartego, naprawdę dużego salonu. Miejsce to było urocze: duża, szklana ściana obdarowywała widokiem pięknego ogrodu urządzonego w taki sposób, aby o każdej porze roku roślinność urzekała swoim pięknem. Tamtędy mieli także możliwość wyjścia na ogród. Na ścianie tej nie było firan czy zasłon. Dzięki temu w pomieszczeniu było niezwykle jasno i ciepło. Stylowe meble z egzotycznego, ciemnego drewna stylizowane na meble sprzed dwóch epok nadawały uroku pomieszczeniu, a zielone kwiaty wytchnienia. W salonie na jednej ze ścian był sporych rozmiarów kominek, przed nim stała leżanka i niewielki stoliczek. Na przeciwnej ścianie stał zestaw wypoczynkowy, gdzie z gośćmi można było usiąść i porozmawiać. Całość wieczorami oświetlał gustowny, ciężki żyrandol z kryształowymi zdobieniami.
Sivenea przeszła przez salon. Uśmiechnęła się i nabrała powietrza w płuca. Jak dawno jej tu nie było! Ucieszyła się w duchu, że ostatnio zatrudnili jedną osobę do utrzymywania w domu porządku. Dzięki temu teraz nie musiała przejmować się zbędnymi detalami. Anielica weszła do otwartej jadalni, potem do kuchni i otworzywszy lodówkę sprawdziła, czym dysponują.
Z holu, prócz wejścia do łaźni, salonu, kuchni i garażu były także mocne, duże schody na piętro. Na piętrze rodzeństwo do dyspozycji miało trzy sypialnie, garderoby, biura z pokaźnych rozmiarów biblioteką i kolejną, jeszcze większą łazienkę. W piwnicach Brat postarał się o prywatną siłownię z sauną i salą do zabiegów spa dla siostry, mini salę kinową oraz o porządny zapas najlepszych, europejskich win.

Sivenea wyjęła z lodówki sok, nalała sobie szklankę i podeszła do okna w salonie. Rzuciła okiem na dom dla służby. Nikłe światło oznaczało, że któryś z pracowników tam przebywał. Inni pewnie właśnie wychodzą z domu, żeby nie przeszkadzać rodzeństwu. Zamyśliła się. Jej myśli całkowicie zaabsorbował kardynał, którego miała nieprzyjemność poznać. Z jakiegoś bliżej nieznanego jej powodu poczuła, że musi go znaleźć. I to właśnie stało się dla niej priorytetem. Brat pewnie będzie mocno niepocieszony, kiedy się o tym dowie.
- Siv, idę na chwilę do biura, muszę zadzwonić w kilka miejsc - minęła Brata, który właśnie przechodził przez hol. A po chwili była już na górze. Nie zamknęła drzwi za sobą, więc jeśli Siv miał tylko ochotę, mógł przyjść. Anielica uruchomiła laptopa, a potem złapała za słuchawkę i wykręciła numer do fabryki. Jej asystentka odebrała dość szybko. Rozmowa nie trwała długo, była jednak dość treściwa. Asystentka zdała anielicy relację z tego, co się działo i wysłała na maila to, co życzyła sobie Sivenea. Po krótkiej wymianie zdań obie kobiety się rozłączyły. Ciemnowłosa usiadła i na chwilę pogrążyła się w myślach. Weszła na jedną ze stron i zalogowała się do swojej chmury. Odpaliła film z porannego przedstawienia. Zatrzymała kadr w takim miejscu, by twarz kardynała była najlepiej widoczna i zrobiła screena ekranu. Jak dobrze, że Siv pomyślał nad tym, by wszystko, co anielica nagrywa lub fotografuje od razu zapisywało się w przestrzeni.
- No cześć, tak, dzwonię z domu, bo mi telefon szlag trafił - odezwała się. Potem przez chwilę w pomieszczeniu była cisza. - Nie, nie.. Ale mam prośbę. Właśnie wysyłam Ci maila ze zdjęciem jakiegoś faceta, który dość podejrzanie kręcił się przy mojej fabryce. Namierz mi go, proszę. Chciałabym wiedzieć, kto to jest, czym się zajmuje, gdzie bywa, jak mogę go znaleźć - i znów przez chwilę zamilknęła, by po chwili dokończyć. - Wiesz doskonale, że zapłacę odpowiednio...
Śmiech anielicy rozszedł się po pomieszczeniu. Rozmowa była zakończona, a ciemnowłosa zabrała się za pobieżne przeglądanie poczty. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za kilka chwil będzie miała plik informacji na temat tego kardynała. Caroline zdążyła właśnie podesłać pliki, jakie anielica chciała u siebie widzieć. Stąd też ciemnowłosa wczytała się w raporty i zestawienia produkcji z fabryki. Nawet nie zwróciła uwagi, jak bardzo pochłonęła ją lektura.
- Siveneo?
Kobieta podniosła głowę i spojrzała na Brata. Zdążył się już przebrać i chyba odświeżyć. Uśmiechnęła się.
- Tak? - zapytała, bo nie miała pojęcia, co mogło mu chodzić po głowie.
- Nie sądzisz, że dobrym pomysłem by było zjedzenie czegoś? Siedzisz już tu dobre dwie godziny, albo i dłużej - zagadnął i wszedł do jej biura. Obszedł biurko i przysiadł na blacie. Chwycił dłoń siostry i ją ucałował. Spojrzał w jej oczy. - Odpocznij od tego... - dorzucił i podał jej niewielką paczuszkę. Uśmiechnął się pod nosem. Dobrze podejrzewał, że kobieta nawet nie zauważy, że nie było go w domu. Obserwował, jak w oczach jego siostry pojawia się ta nęcąca iskierka. Uśmiech, jaki wymalował się na twarzy jego protegowanej, znaczył wiele: marazm i poczucie ogromnej niesprawiedliwości gdzieś zniknęło, przynajmniej na chwilę.
- Jesteś niemożliwy - Sivenea spojrzała na brata. W dłoni trzymała nową, złotą S5. Zupełnie taką, jaką kiedyś oglądała. Siveneal zadał także o to, by ten aparat był jedyny w swoim rodzaju. Drobna ozdoba w postaci graweru z ich imieniem na górnej części obudowy stanowiła swego rodzaju wisienkę na torcie. Tym razem to ona ucałowała jego dłoń, by później się do czegoś przyznać:
- Zadzwoniłam do znajomego, żeby namierzył tego kardynała. Intryguje mnie ten gość, chciałabym go dorwać - kobieta wiedziała, że Bratu ten pomysł pewnie mocno nie przypadnie do gustu. Przygryzła wargę i spoglądała na niego z wyczekiwaniem.
- I co powiedział? - Sivenealowi nawet brewka nie drgnęła, a ton jego głosu był nadal tak samo ciepły. Zupełnie jakby nie przejął się tą wiadomością. To jeszcze bardziej kobietę zbiło z tropu. Mężczyzna chyba wychwycił jej niepewność, bo dodał - Słońce, raz prosiłem Cię o rozwagę w tej sprawie, więc wierzę, że nic niemądrego nie zrobisz. - Zeruelita podniósł się lekko i ucałował siostrę w czoło. Dłonią przesunął po jej policzku. Widział, jak anielica się uśmiecha.
Sivenea potem podała kartkę Bratu, na której wydrukowany był mail od jej znajomego z policji. W mailu zawarto następującą informację:
“Imię Joshua Davis lat 32.
Karany za drobne kradzieże i pobicia.
Praca Mechanik.
Profil psychologiczny: Stwierdzono objawy depresji maniakalnej i zaburzeń osobowości.
Aktualny stan: Zaginiony od 4 lat.
Miejsce ostatniego pobytu: Klub Eden.
Ostatni telefon do Callgirl Ksywa Lilith”
.
- Oprócz tego wiem, że numer jest aktywny. Mam też ten numer. Nie wiem, dlaczego, ale mam bardzo mocne przeczucie, że słabnąca moc Źródła ma ścisły związek z tym oprychem i nie do końca przebudzoną anielicą - Sivenea westchnęła. Gdzieś w środku nadal nie mogła przełknąć swojej porażki z tego poranka.
- Zostaw to teraz, nie zajmuj się tym - szepnął anioł. - Zajmiemy się tym jutro. Podzwoniłem po naszych, ze skrzydła, a jeśli się do kogoś nie dodzwoniłem, zostawiłem wiadomość, żebyśmy się jutro spotkali o 9.00 w Świątyni, żeby rozwikłać tę sprawę*. Zrobiłem też mały rekonesans, kiedy pochłonęła Cię praca. Ale to nie temat na dziś.
Brat położył palec na ustach siostry, by ta nic nie mówiła więcej. A potem zabrał ją do łazienki. Zdążył przygotować dla nich kąpiel. Oboje mieli ochotę na to, by zapomnieć o wszelkich problemach. Lampka wina, trochę olejków w wodzie i mogli się zrelaksować. Swoim zwyczajem Siveneal wziął w ramiona siostrę i włożył ją do wody, potem do niej dołączył. Gorąca woda dała im wytchnienie, oboje się odprężyli, szczególnie że nikt im nie przeszkadzał. Następnie zjedli późny obiad w domu. Nie mieli ochoty wychodzić. Zeruelita wiedział, co potrzebne było siostrze. Zajął ją na tyle, by nie wracała myślami do tego felernego dnia. Zupełnie, jakby był dziś trzynasty. Szczęśliwie popołudnie i wieczór wyglądały całkiem inaczej.
- Nocujmy tutaj… Nie mamy obowiązku bycia non stop w świątyni - Sivenea spojrzała na Brata prosząco. Dawno jej to już chodziło po głowie, ale jakoś nie było sposobności, by poruszyć ten temat.
- Wiesz, że czasami jest to istotne, Siv. Zdarzają się sytuacje nagłe. Porozmawiam jednak z naszym Templariuszem i go poinformuję o naszej decyzji. Nie powinien mieć jakiś wielkich uwag - Brat odpowiedział rzeczowo na słowa.
- Zawsze mogę sama do niego podejść. Wiesz, że mi nie odmówi - kobieta uśmiechnęła się i puściła oko Bratu. Przyjrzała mu się uważniej, czy nie ma nic przeciwko temu. Oboje wiedzieli, jakie podejście do Sivenei ma ich Templariusz. Dlatego też kobieta przeważnie nie wchodziła mu w paradę. - Choć w razie czego niedługo będziecie mieli sposobność na spotkaniu Zeruelitów - Sivenea mrugnęła do Brata i uśmiechnęła się do niego. Podobał jej się, ubrał się tak, jak lubiła, użył też tych właśnie perfum.
- Zobaczymy, Siv, zobaczymy. Na razie mamy ważniejsze sprawy do załatwienia - odpowiedział jej nie przerywając jedzenia. Chwycił szklaneczkę z trunkiem. - Musisz przecież odpocząć i się zrelaksować. Nie mówmy o tym, co się tyczy Świątyni, nie dziś…
Zgodnie z prośbą Brata, Sivenea nie wróciła już do tego tematu. Zjadła jeszcze trochę sałatki, a następnie poczekała, aż i on już nie będzie jadł.
- Chodź - powiedziała wesoło - też coś dla Ciebie przygotowałam.
Sivenea wstała i zaprowadziła Siveneala na dół, do pomieszczenia, gdzie było ich małe SPA. Włączyła cichą i spokojną muzykę. Podeszła do mężczyzny i zaczęła rozpinać mu koszulę, by ją zdjąć. To samo zrobiła ze spodniami. Mrugnęła do niego okiem, uśmiechnęła się wymownie. Podprowadziła go do łóżka do masażu, a kiedy się położył, rozpoczęła relaksacyjny masaż. Choć sztuki tej uczyła się długo, Brat dopiero pierwszy raz mógł zakosztować jej umiejętności…
… W nocy oboje nie spali. W momencie, w którym przez ciała ich przeszedł dreszcz tak długo wyczekiwanego spełnienia, a z ust wydobywały się jęki rozkoszy i ogromnej przyjemności, całe pomieszczenie rozświetlił błysk, który przygasił świece w ich sypialni, a potem rozległ się potężny huk. Zupełnie jakby Zeruel wyraził pochwałę dla tej dwójki. Obraz, jaki zobaczyli, nijak się miał do doznanych właśnie przeżyć. Siveneal objął anielicę, a ona rozkoszowała się jego zapachem i bliskością. Naciągnęła jedynie na nich kołdrę, a jej świadomość niedługo potem uleciała.


----------
*Skrót dla leniwych: Siveneal zadzwonił do każdego po południu. A jeśli się nie dodzwonił, nagrał się na sekretarkę, wysłał maila, smsa, lub znak dymny w jakiejkolwiek formie z informacją, że na drugi dzień o 9.00 w Świątyni skrzydło ma spotkanie. Każdy ma zrobić w tym czasie rekonesans w sprawie Źródła. Sprawa jest pilna i niecierpiąca zwłoki, bo jeszcze tego samego dnia musimy być w Bran.
 
Narina jest offline  
Stary 14-01-2015, 18:32   #62
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ammisael rano:

Nastał świt, gdy samochód Ammisaela zatrzymał się z piskiem opon przy pewnym budynku. Dom swoje lata świetności dawno miał już za sobą, a kruszące się cegły świadczyły, że lokatorów tego miejsca wkrótce będzie czekać wyprowadzka. Ammisael wszedł spokojnie i udał się schodami na drugie piętro.
Pokój 301. Przebłyski z przeszłości przelatywały mu przed oczami, lecz żadne z nich nie tworzyło spójnej całości. Chciał wejść, ale coś go powstrzymało. Zapukał do drzwi, czekając, aż się otworzą.

- Niemożliwe, że pukasz... - powiedziała na równo z tym, kiedy otwierała jak zwykle niezamknięte drzwi. Spojrzała na anioła i zrobiła krok w bok, jeśli miałby ochotę wejść. Nie odezwała się więcej. Czekała na jego reakcję. Wygląda dość normalnie, szykowała się do pracy.

- Cześć - zaczął Ammisael -Przeszkadzam ? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, ukazując białe zęby.

- Cześć... - spojrzała na niego uważniej. Tak dawno go nie widziała. W ogóle się nie odzywał do niej. A teraz przychodzi jakby nigdy nic. - Szykuję się do pracy... - odpowiedziała dość oględnie na jego pytanie. Weszła wgłąb mieszkania, zostawiając go w drzwiach. Poukładała sobie to, że zniknął. A on teraz to wszystko burzy. Poszła do kuchni i złapała za kubek z kawą. Wiedziała, że za chwilę do niej przyjdzie. Czegoś chciał, to pewne.

Zrobił krok do przodu. Potem kolejny, zamykając za sobą drzwi. Ruszył zastanawiając się jak jej to wszystko wyjaśnić. Nie wiedzieli się od tej draki u niego w domu. Trzech kolesi i ich karabiny maszynowe były wycelowane w nich. Cóż. Człowiek ma małe szanse przeciw czemuś takiemu, ale anioł. Nie ukazał się jej wtedy jednak w całej postaci, a sprawę załatwił swoim jojem. Tak, to było wtedy szybki i skuteczne rozwiązanie. Teraz jednak musiał z nią pogadać.
-Muszę Ci coś powiedzieć. Coś ważnego.. - zaczął, czekając jak zareaguje.

Nie, nie ułatwi mu tego zadania. Widziała go podczas wczorajszej kabały w mieście. Kamery policyjne wyłapywały uliczników, on tam był. Może wrócił do hazardu, może znów się w coś wpakował? Patrzyła na niego wyczekująco, milczał nadal. Sama się denerwowała. Poczuła się, jakby ktoś wyciągnął do niej rękę z lizakiem. Podświadomość mówiła, że ten ktoś cofnie rękę, zanim ona pochwyci nagrodę. Mimo tego, wbrew wszelkiej logice, nie wywaliła go z mieszkania, choć sama sobie to obiecała. Starała się zachować kamienną twarz, co w jego obecności było wręcz niemożliwe.

-Nie jestem tym samym gościem, którego znałaś.. - ludzie bywają nader wrażliwi, wolał więc zrobić to subtelnie -Wiele się zmieniło, i chcę byś o czymś wiedziała.. - na chwilę przerwał. Szukał odpowiednich słów.

Patrzyła na niego uważnie. Dziwny grymas pojawił się na jej twarzy.
- Ten, którego poznałam, nie zniknąłby bez słowa po tym, co się stało na ponad miesiąc - mówiła bardzo cicho, a w jej głosie było coś nieustępliwego. Jej też ciężko było wracać do tego tematu. Wzrok jej był na swój sposób przeszywający.

- Człowiek, którego kochałaś odszedł. Właściwie to może i tam gdzieś jest, ale ... - zwątpił jakby w to co mówił i rzekł prosto z mostu - jestem aniołem - rozłożył ręce w geście bezradności.

- Masz rację, odszedł. Odchodził miesiąc, jeden, długi pieprzony miesiąc. A teraz wrócił, żeby powiedzieć, że jest aniołem - Ammisael widział, jak na twarzy kobiety pojawia się grymas. Zanim doszedł do słowa, kobieta pociągnęła wątek.
- Przyszedłeś tu po to, żeby mi to powiedzieć i potem znów zniknąć? - widać było, że dla niej wyznanie mężczyzny nie trzymało się przysłowiowej kupy. Nie zrozumiała przekazu anioła. Być może zbyt twardo stąpała po ziemi, a praca w służbach wcale jej nie pomagała.
- Nie jestem zabawką.

Ammisael pokręcił głową i uśmiechnął złośliwie. A potem nastąpił błysk światla i Uzjelita stanął w swym majestacie. Białe jego skrzydła rozpostarły się strącając rzeczy z szafek, a jego oczy delikatnie zapłonęły ogniem. Twarz Ammisaela była bez wyrazu, bez emocji.
-To miałem na myśli że jestem aniołem - posłał jej buziaka na odległość.

- I co to zmienia?! - zapytała głośniej, bardziej roszczeniowo. Zatkało ją w pierwszej chwili, serce podeszło jej do gardła i zaczęło bić jak szalone. Ściągnęła brwi i spoglądała na niego gniewnie. Co on wyprawiał?! Nie rozumiała tego, co właśnie się stało. A nawet jakby był tym, czym mówił, to co to do kurwy nędzy zmienia? Zaczęła się trząść, pewnie ze złości, może bezsilności.
- Przyszedłeś po to tylko, żeby mi to powiedzieć? Znów masz zamiar zniknąć?
Miesiąc pracy nad sobą szlag trafił. Rozsypała się w jednej chwili, a uczucie do niego wróciło, połączone na dodatek z tak mocno skrywaną tęsknotą.

Ostatnie pytanie, które zostało mu zadane, lekko go zaskoczyło ale nie mógł dać poznać tego po sobie. Twarda była. Przynajmniej nie krzyczała, piszczała ani nie zemdlała.
-Wiesz właściwie to przyszedłem Ci powiedzieć, że święty Mikołaj to lipa no ale skoro to już wiesz.. - zamilkł i zrobił kilka kroków ku niej. Zdawać się mogło że anioł nie chodzi o sunie po ziemi, delikatnie i subtelnie -to chciałem zaproponować byś sobie psa kupiła, bo często mnie nie będzie w domu..- rzucił złośliwie.

Czy on sobie kpił? Złość wzięła nad nią górę. Odruchowo wymierzyła mocno w jego twarz. Dłoń zacisnęła w pięść. To była chwila jej słabości. Zaraz potem się opanowała. Strach chwycił ją za gardło, bo mogła go powalić na ziemię tym ciosem. Nie znała się na aniołach, nie musiała. Nie zwróciła większej uwagi na to, że nadal stał na nogach. W chwilę później wtuliła się w niego.
- Myślałam, że nie żyjesz…
Cios doleciał do twarzy anioła, odrzucając jego głowę w tył. Strużka krwi pojawiła się na jego ustach.
-Wiesz teraz to na pewno prezentu nie dostaniesz, co najwyżej rózgę.. Nie uczyli że nie bije się aniołów- pogroził jej palcem a gdy się w niego wtuliła objął ją ramieniem, zmieniając jednocześnie formę,szepnął -Przyjechałem żebyś wiedział, że będę Cię chronić.. - pocałował ją w czółko.

- Nie chcę prezentów... - powiedziała i zignorowała jego uwagę o biciu. Należało mu się. Ją za to bolała dłoń. Ryzyko wkalkulowane w zabawę. Podniosła głowę i spojrzała w jego oczy. Mógł być, kim chciał. Teraz chciał być aniołem. I co by nie mówił, oczy miał piękne. Kiedy ją pocałował, pierwszy raz tego dnia na jej twarzy zobaczył uśmiech. Kobieta skorzystała z okazji, że był blisko niej. Wspięła się na palce i pocałowała go: zmysłowo, delikatnie, ale i żarliwie. Nie zamierzała na tym poprzestać. Rękoma oplotła jego szyję.

Odwzajemnił jej pocałunek, lecz po chwili oderwał się od niej. Spojrzał jej w oczy, wahając się. Zasady. Cholerne zasady.
-Nie mogę. Są zasady. Głupie ale są. Nie mogę się ze śmiertelnikiem zbytnio spoufalać. To może być … problematyczne. - odsunął się choć tego nie chciał -Masz popcorn może i piwo.. - zapytał kierując się ku sofie.

Zaniemówiła. Nie była w stanie wykrztusić z siebie nawet pół słowa. Oczy miała wielkie jak dwa księżyce w pełni. Co on, kurwa, mówi? Jakie spoufalanie, jakie zasady? I jakie do cholery piwo?
- Wyjdź! - wskazała mu drzwi. Bawił się nią, bawił się bardzo dobrze jej kosztem. Najpierw znika, teraz się pojawia, by znów ją od siebie odsunąć. Miała dość. Widać było po niej, że za niedługo nie zapanuje nad sobą. Ammisael właśnie wyczerpał resztki jej samokontroli i cierpliwości.

-Skoro tego chcesz..Rozumiem. - spojrzał na nią ciepło. Ludzie zbyt łatwo się irytowali, zbyt prędko wszystko chcieli. Wyjął kartkę i nabazgrał na niej swój numer, i zostawił ją na stole -To na wszelki wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy..- rzekł kierując się do drzwi.

Nie odpowiedziała. Przecież miała jego numer, znała go na pamięć. Co on chciał ugrać? Poczekała, aż zamknął za sobą drzwi i dopiero wtedy straciła nad sobą kontrolę. Ammisael mógł usłyszeć, jak kobieta coś potłukła. I nic więcej... Nie miała przecież czasu, musiała iść do pracy.

Ammisael pokręcił tylko głową i ruszył dalej do przodu. Musiał odreagować i miał cały dzień dla siebie. Jego skromna klitka wyglądała coraz gorzej. Widać było że brakowało w niej kobiecej ręki. Nim jednak pojechał do siebie wstąpił do sklepu po jakąs flaszkę i karton fajek. W telewizji miał dziś lecieć jakiś mecz. Zapowiadał się nudny wieczór przed telewizorem, i kac nad ranem. Niestety, po włączeniu komórki, która całą noc była wyłączona w jego telefonie rozległ się dźwięk mówiący w rumuńskim języku “masz wiadomość. odczytaj ją”. Po przeczytaniu jej jedyne co mógł zrobić to zapłacić za zakupy i odpisać :
-Już jadę - po tych słowach zapakował dupę do samochodu i wcisnął gaz do dechy kierując się ku świątyni.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 15-01-2015, 03:14   #63
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Po słowach Tieraela, Raziel podszedł do Agahaela.
- Chciałeś ze mną porozmawiać? Jak widać w końcu znalazł się na to czas.
- Tak. Chodź ze mną do mojego gabinetu.

Archont przyjął Cię w swoim gabinecie. Był to niewielki pokoik, pozbawiony wszelkich niepotrzebnych luksusów ściany oświetlała jedna żarówka.. Archont, który pracował na swoim laptopie przymknął go i popatrzył na Ciebie.
- Tak chciałem zapytać się jak się czujesz w tym skrzydle ? Czy dogadujecie się. Wiesz nasza sytuacja jest poważna nie możemy pozwolić sobie na waśnie pomiędzy nami. Wróg tylko na to czeka. A to co wyprawiacie to jest karygodne. Egzarchini - przerwał na chwilę szukając odpowiednich słów. Archont cenił sobie Raziela jako żołnierza i w głębi serca go nie potępiał. Był jednak lojalny wobec Egzarchy jej słowo było w świątyni prawem. Choć zarówno on jak i większość wojowników niebyła zadowolona z panującego prawa.

Po wejściu do gabinetu, Ofielita ściągnął maskę i kaptur, widać wolał pokazywać swoją twarz tylko swoim bliskim lub przełożonym
- Ciężko mi powiedzieć. Ammisael wydaje się w porządku, z nim nie powinno być problemów, Tierael jest jakby..... trochę odrealniony, ale też nie powinien stwarzać trudności, najbardziej obawiam się Zeruelitów, i kompletnie nie mam pojęcia co myśleć o Iverionie, wygląda na doświadczonego, ale jest jeszcze bardziej odrealniony od Tieraela, jakby kompletnie nie słuchał co się do niego mówi. Trochę rozumiem gniew Egzarchy, to co zrobił któryś z aniołów najpierw z pierwszym śmigłowcem, a potem Iverion poprawił drugim...... to było nie potrzebne. Poza tym doskonale powinieneś sobie zdawać sprawę że żadne skrzydło nie będzie dobrze funkcjonować bez ściśle określonej hierarchii, potrzebny jest ktoś kto będzie miał decydujące zdanie, potrzebujemy w skrzydle dowódcy....... - patrzył się spokojnie na Agahaela, traktował go jak swojego przyjaciela, nawet jeśli nie byli tak blisko jak On i Zemekiel.

- Razielu chcesz znać moją opinię w sprawie. Ważne jest wykonanie misji jeśli uratujemy przy tym ludzi to dobrze. Nawet bardzo dobrze. Powinniśmy starać się ich ratować. Ale nie zawsze jest to możliwe, a ludzie mają wolną wolę i nie powinni pchać się na tereny działań wojennych. Chronimy tylu ilu możemy a oni nam wchodzą w drogę potem płaczą jaka im się krzywda dzieje. - Westchnął wstał i podszedł do niewielkiego barku wyciągnął z niego butelkę Szkockiej.
- Napijesz się? - Spytał szukając jakiś szklanek do drinków. Zabrzęczało szkło.

- Czemu nie. - pozwolił sobie usiąść na krześle na przeciwko biurka - Nie było Cię tam, nie widziałeś co nas atakowało, o ile dla nas nie stanowiły zagrożenia, tak dla ludzi były wręcz nie do pokonania. Nie wiem jak reszta, ale ja starałem się minimalizować straty, wiesz że mogło być gorzej przyznaj się. Obydwoje też wiemy że walka nie toczy się o ich dusze, ale masz rację, lepiej kiedy nie ma ofiar w.... cywilach. Ludzie są miękcy, a powierzone im zadanie już dawno spieprzyli, widać to chociażby po naszej tu obecności. - westchnął lekko - Jeśli naprawdę chcesz żeby ludzie nie obrywali, to są dwa wyjścia: albo się poddajemy, i wynosimy z miasta, albo ktoś silny, i nie mówię tu o fizycznej sile, musi dowodzić tym skrzydłem. Obawiam się że Iverion się nie nadaje kompletnie, nie wiemy też kto zniszczył pierwszy śmigłowiec.

Archont napił się.
- Słuchaj w historii wojny zdarzały się skrzydła, które pomimo dobrego dowódcy ponosiły klęskę ponieważ inne anioły olewały rozkazy. Wiesz jak jest niektórym palma bije w czerep. Inni bardziej uczuciowi są jak to ładnie określiłeś odrealnieni. A przyczyną tego jest posiadanie natchnionego. To według mnie nasz kolejny balast. Wiec moja propozycja jest taka że trzeba wyeliminować natchnionych i przekuć gniew aniołów na wroga. Wchodzisz w to? Uwierz mi to wyjdzie tylko na dobre dla nas i świątyni.

Raziel siedział chwilę w ciszy, fakt natchnieni byli ludźmi, ale jednak poznali część łaski Patronów. Wziął łyk ze swojej szklanki.
- Może i masz rację że są balastem, nie mi to oceniać, żadnego nie posiadam. Ale jednak, oni chociaż nam pomagają, przydają się, znają lepiej ten świat, i ich społeczeństwo niż my, do drobnych zajęć są wręcz idealni, dużo łatwiej poruszają się w ich świecie, nie którzy nawet dla nas zarabiają, a niestety bez użycia siły i zniewolenia ich nie dostalibyśmy wielu rzeczy. I pomimo tego że to ludzie, jednak mogą się do czegoś przydać. Zniewalając ich, i mordując bez namysłu stalibyśmy się jak Enim.

- Kogo wolisz wysłać do walki? Natchnionego czy wojownika pana?- Odstawił głośno szklankę na blat.
- Razielu ja nie mówię o mordowaniu bez namysłu. Chcę usprawnić nasze działania, ale mam też wątpliwości dlatego chcę zapytać się ciebie o radę. Jak widzisz całą sprawę co byś zrobił na moim miejscu. Egzarcha Ciśnie na relacje z ludźmi. Mechakielici narzekają na jej rządy. Źródło wysycha. I dodatkowo dziwne twory pojawiają się w mieście. Raporty są niepokojące. Zaobserwowano też Blaski w nocy coś jakby portale.

- Wiadomo że wolałbym posłać wojownika Pana. Pomysł bratania się z ludźmi jak z równymi mi też się nie podoba. Ale na Patronów posłuchaj siebie! - podniósł tutaj głos - Odtrącając całkowicie ludzi, ich pomoc, osłabimy się. - kontynuował już spokojnie - Pomyśl, ilu aniołów ma swoich Natchnionych? Myślisz że będą szczęśliwi jeśli się ich pozbędziemy w taki czy inny sposób? To się przerodzi w bratobójczą wojnę. Wróg tylko by się na to ucieszył.
Jego złote oczy spojrzały w głąb szklanki.
- Jej rządy są aż tak nie pewne? Wiedziałem że była za miękka, ale tylko ona i Ofiel wiedzą co w jej głowie siedzi. Ehh - westchnął ciężko - Na źródło mam nadzieję że coś znajdę, będę musiał później udać się do biblioteki. Te blaski o których wspomniałeś też bym z chęcią sprawdził, ale niestety się nie rozdwoję, i tak już mam czym się zajmować, a tak mało czasu.....

Mechakielita popatrzył na niego zachował spokój. Beznamiętnie nalał sobie alkohol do szklanki.
- Dam Ci czas do namysłu pomyśl o tym. Dobry z Ciebie wojownik i to w tobie cenię. Masz mało czasu wiec nie będę Cię zatrzymywać. Wiedz jedno. Nasza Pani też może się mylić. - Archont wypił duszkiem drinka. Popatrzył nieprzytomnym wzrokiem na Raziela. Ułomność ludzkiego ciała oraz alkoholizm dały o sobie znać. Anioł chwycił dłonią szyjkę butelki z zamiarem wlania w siebie dodatkowej ilości alkoholu.

- Znów za dużo pijesz? Uważaj z tym, to wbrew pozorom osłabia ciało. - wstał z krzesła, dokończył to co miał w szklance po czym odłożył ją na bat biurka.
Podszedł do drzwi, zanim jednak je otworzył przystanął na chwilę z ręką na klamce. - Ludzkie ciało. Piękna rzecz, choć dziwna. Daje takie możliwości, ma dostęp do tylu przyjemności, a jednak jest takie słabe i kruche. Mam na...... - przerwał w połowie zdania - Trzymaj się przyjacielu. - i wyszedł.
Na korytarzu ponownie zakrył swoją twarz. Udał się teraz do biblioteki. W bibliotece nie było praktycznie, i wcześniej, przed bitwą nie była zbytnio oblegana, większość aniołów nie ceniło sobie zbytnio wiedzy. Lecz teraz prócz niego i strażnika, nie było nikogo. Skierował swe kroki od razu do części ofielitów, do której to tylko ten zakon miał wstęp. Zaczął szukać różnych ksiąg na temat źródeł, energii, jej przepływu, a także rytuałów bazujących na mocy źródła. Niestety, wiedział że nie może wziąć tych ksiąg ze sobą do domu, dla tego był zmuszony do robienia notatek. Spędził tak pół dnia, na czytanie, pisaniu, odkładaniu ksiąg, braniu nowych i znów odkładaniu. Kiedy stwierdził że nic więcej nie może tutaj znaleźć. Wstał od biurka, spojrzał na zegarek - “14. No nic, nic tu więcej nie wskóram.” postanowił wrócić do domu, tam jednak lepiej mu się pracowało, gdyby tylko Ona nie……
Nie wyszedł przed świątynie, skorzystał z mniejszego wyjścia które prowadziło na wąski zaułek. Po tym co rano mówili w telewizji, nie miał zamiaru się pokazywać, ani nawet pozwolić żeby taka szansa zaistniała. Podszedł do włazu do kanałów, uniósł go jakby nic nie ważył po czym zszedł na dół zaciągając z powrotem pokrywę, i zeskoczył w dół. Przy lądowaniu rozległ się plusk, na dole byłe ciemno, duszno, i śmierdziało, ale Raziel nie przejmował się tym zbytnio. Wyjął latarkę z kieszeni i ruszył przed siebie oświetlając nią sobie drogę.
Dwa razy prosto, raz w lewo. Potem znów prosto i w prawo.” nie musiał o tym myśleć, znał drogę na pamięć. Zanim wyszedł, minęła ponad godzina. Znajdował się w jednej z podmiejskich dzielnic z willami, na przeciwko swojego domu. Z zewnątrz wydawał się na nie zamieszkały, nie wyglądał jak jakaś ruina, ale swoje lata świetności miał już za sobą, ogród zaniedbany, ściany budynku prosiły o pomalowanie, tylko okna i ogrodzenie były w naprawdę dobrym stanie. Ruszył do domu, nie trudził się przechodzeniem przez furtkę, nie próbował przeskoczyć przez płot, czy też zamienić się w formę adon i przelecieć, po prostu szedł na przód, tuż przed bramą znikając i pojawiając się 15 metrów dalej przed swoimi drzwiami, już z ręką na klamce. Otworzył drzwi, nie były zamknięte, nie musiały być, nie obawiał się że ktoś wejdzie i będzie chciał coś ukraść, co było wręcz nie do pomyślenia patrząc się na dom z zewnątrz, czy też, bardziej prawdopodobne, żeby wejść i nocować, czy rozwalać dla zabawy. Nie, o to nie musiał się bać, dobrze wiedział że ktokolwiek nie proszony by tu wszedł, już by stąd nie wyszedł.
Zdejmując maskę i kaptur ruszył dalej, do pokoi. Wnętrze w porównaniu z widokiem z zewnątrz było dobrze utrzymane, kilka obrazów w korytarzu wisiały na ścianie, szafka na buty i płaszcze, której od dawna nie używał. Dalej było jeszcze lepiej, w salonie telewizor HD 40’, zestaw kina domowego, sofa, fotele, i stół do kawy, wszystkie meble dobrej jakości, co prawda też od dawna z tego nie korzystał, ale też nie chciał się tego pozbyć, zresztą po co? Skierował swe kroki na piętro, do swojego biura.
- Wróciłeś? Jak miło, nareszcie. Stęskniłam się za Tobą. - kiedy przechodził obok swojego pokoju usłyszał z niego zza uchylonych drzwi kobiecy głos.
- Nie wejdziesz i nie przywitasz się? - głos zapytał figlarnie. - No nie bądź taki, pokaż się.
Wszedł do pokoju - Tak, jestem.
Na łóżku przykrytym czerwoną pościelą leżała Ona. Byłą naga, a jej piersi i prawa noga były zakryte cienką kołdrą. Jej długie rude włosy rozlewały się na łóżku niczym aureola na świętych obrazkach…. no tylko że żaden święty nie przedstawiał się z czerwoną jak krew aureolą. Spod długich rzęs spoglądały na niego niebieskie oczy, dzikie niebieskie oczy. Jej pełne usta pomalowane niebieską szminką uśmiechały się lekko w jego stronę, zalotnie. Na szyi miała mały tatuaż w kształcie jakiegoś wzoru. Przy łóżku na stoliku nocnym stała otwarta butelka wina, a obok kieliszek z małą ilością trunku na dnie.
- Fuj. Śmierdzisz. Coś Ty w kanałach się kąpałeś? - jej uśmiech momentalnie zastąpił wyraz zniesmaczenia - Idź się wykąp.
- Nie mam czasu, mam coś do zrobienia w gabinecie.
- O nie. Nigdzie nie pójdziesz poza łazienką. Najpierw kąpiel, potem twoja…. praca. - wstała łóżka okazując swe ciało. Była naprawdę piękna, płaski brzuch, gładka skóra, bez najmniejszej skazy, jędrne piersi w rozmiarze….. nigdy nie mógł zapamiętać rozmiarów kobiecego biustu, w każdym razie byłą piękna. Podeszła do niego i zaczęła go wypychać z pokoju - No idź, idź. Tylko do łazienki. - Kiedy Archidiakon znalazł już się za drzwiami swojego pokoju, i ruszył dalej w głąb domu, odwróciła się z powrotem w stronę łóżka i pokręciła głową.
“Może rzeczywiście najpierw się wykąpie.” po czym poszedł wziąć prysznic. Ubrania wrzucił do prania, a zniszczoną przez kwas górę wyrzucił. Po kąpieli wyszedł z pod prysznica wycierając sobie głowę ręcznikiem. Ona już na niego czekała.
- No posłuchałeś mię. Jak miło. - uśmiechnęła się - To może skoro już jesteś czysty, i nie masz na sobie ubrania….. - zbliżyła się do niego, zaczęła wodzić po jego umięśnionej piersi palcem.
- Nie mam teraz na to czasu. Są pilne rzeczy którymi muszę się zająć.
- Oj daj spokój. Aniołom też należy się trochę przyjemności. - powiedziała niby się dąsając.
- Powiedziałem że nie teraz.
Przybliżyła się do niego jeszcze bardziej, tak że jej piersi dotykały jego. Przybliżyła się do jego ucha - Przecież wiesz że tego chcesz, dam ci taką rozkosz…. - mówiąc to ugryzła go lekko w ucho. Kiedy zrobiła szybko pożałowa swojego czynu, ponieważ w tym momencie jej ciało przyszył ogromny ból, upadła na podłogę, jej tatuaż zaczął się jarzyć bladym błękitnym blaskiem. Na dłoni Raziela był taki sam tatuaż który też zaczął się świecić.
- Pamiętaj kto tu rządzi. Kiedy mówię nie, to znaczy nie.
Zwolnił pieczęć, po czym przeszedł nad nią zostawiając ją na podłodze.
Poszedł do pokoju się ubrać, a potem do biura, przejrzeć swoje notatki. Biuro, o ile w innych pokojach był bałagan, o tyle wchodząc do jego biura można było zobaczyć prawdziwy burdel. Na ziemi leżały jakieś pozapisywane kartki, pergaminy, książki w małych kupkach, oraz różne dziwne rzeczy, z których część od razu można by było połączyć z okultyzmem a część na pierwszy rzut oka uznać za zwykłe śmieci. Na dębowym biurku kilka ksiąg ułożone w stosik, i jedna otwarta, zasypana w połowie innymi kartkami, pusty kubek na rogu biurka, na środku otwarty laptop. Regały wypełnione książkami o różnej tematyce, od naukowych, przez okultystyczne książki new age, po zwykłą literaturę beletrystyczną, w niektórych miejscach ewidentnie brakowało kilku książek. Z tyłu za biurkiem korkowa tablica z przypiętymi zdjęciami różnych miejsc, osób, z notatkami, dla kogoś obcego wszystko co na niej jest było bez sensu, bez żadnego porządku, jakby sam Chaos wszedł do pokoju i zaczął się bawić tą tablicą. Przy drugiej ścianie po prawej od biurka, na przeciwległej od wejścia, stała mała szkolna tablica na kółkach, i znów dla kogoś kto by wszedł do tego pokoju to co znajdowało się na tej tablic nie miało żadnego sensu, jakieś znaki, figury geometryczne, dziwne pismo. A w innym rogu materac z kocem i poduszką.
Raziel podszedł do komody, która nie wiedzieć czemu stała akurat w tym pokoju, i założył z niej bieliznę. Usiadł przed biurkiem, zrzucił nie potrzebne mu stare notatki i książkę na podłogę, włączył komputer, i zaczął znów czytać notatki z biblioteki. Po jakiejś godzinie coś zaczęło mu przeszkadzać, jakiś dźwięk. Jego telefon który nie wiadomo kiedy i jak znalazł się na biurku. Znów nie zauważył jak Loloth weszła do biura i przyniosła mu telefon. Lecz on był teraz zajęty czym innym, rzucił bezwiednie telefon na materac i dalej pogrążył się w swych studiach.
Kiedy nastała już noc przyszła do niego.
- Nie, nie nie nie, to nie ma najmniejszego sensu. - mówił do siebie.
- Co nie ma sensu? - powiedziała spokojnie, była przyzwyczajona już do tego że ją tak karał jak dzisiaj w łaziencę.
- Wszystko nie ma sensu. Co znów za “Czerwona ciemność”? Jaki “Krwawy mróz”?
- Spokojnie, na pewno to rozgryziesz. Skoro udało ci się zemną, to i z tym sobie poradzisz. A tym czasem może byś odpoczął? Rozluźnił się? To ci pomoże. - podeszła do niego od tyłu, nachylając się nad nim, miała na sobie tylko białe koronkowe stringi. Zaczęła jeździć po jego ciele palcami, drapiąc go przy tym lekko paznokciami - Wstaniesz jutro rano, z nowymi pomysłami. Ze świeżą głową. - szeptała mu do ucha dalej go pieszcząc, drażniąc jego skórę.
Złapał ją za rękę, mocno, lecz nie na tyle by sprawić jej ból, ona zaczęła przygryzać go w szyję - Chodź, zostaw to.
Zaprowadziła go do pokoju, posadziła go na łóżku. - Poczekaj tu chwilę, przygotuję się.
Po kilku chwilach wróciła do niego ubrana w lateksowe majtki, rękawiczki, i zasłoniętymi przez lateksowe pasy, sutkami. W jednej ręce miała pejcz, a w drugiej kajdanki.
- A teraz już ja się postaram żebyś prędko nie zasnął - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
********
Obudził się w nocy, a w zasadzie to obudził go grzmot. Z bardzo dziwnego snu, ale czuł że to nie był tylko sen, że to był ważny sen.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 16-01-2015 o 19:02. Powód: Błąd, mały ale jednak.
Raist2 jest offline  
Stary 16-01-2015, 17:17   #64
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Tierael pojawił się w korytarzu podszedł do okna i chwilę później pojawił się na dziedzińcu. Nie chciał słuchać narzekań lub lamentów Iveriona. Doskonale wiedział w jakim stanie zostawił jego auto. Tierael pomimo zmęczenia czuł się szczęśliwy. Nikt jeszcze nie odkrył jego tajemnic. Dodatkowo zrobił dobry uczynek. Pokazał Ludziom inną drogę wskazał im cel. Teraz Ofielita patrzył na pochmurne niebo i zastanawiał się co powinien zrobić. Chodził po ogrodach świątynnych bez celu. W końcu stwierdził, że uda się do swojego domu odpoczynek mu się przyda. Nie miał ochoty na efektowny powrót. Ostatnio bardzo polubił zwykły sposób podróżowania. Nałożył słuchawki swojej mp3 i włączył muzykę Toxiccity- System'a zadzwięczało w słuchawkach.

Drobna rozgrzewka i rozbiegł się podciągnął na ogrodzeniu i przeskoczył przez nie. Delikatnie opadł na chodnik nie zwalniając pobiegł dalej w kierunku domu. Biegł przez ciemne uliczki, wspinał się na dachy. Skakał z dachu na dach. W pewnym momencie usłyszał krzyk. Stał niczym postać z tandetnego komiksu na dachu kamienicy, w pobliskiej uliczce zauważył dwóch typów i kobietę. Cóż skoro odgrywał dobrego Samarytanina przez połowę dnia to nic mu nie zaszkodzi. Zeskoczył z budynku. Bezgłośnie opadł przed za dwójką gwałcicieli. Popatrzył w pełne strachu oczy kobiety, oczy koloru letniego nieba, w dłoni trzymała pociętą sukienkę strzępami materiału próbowała się okryć. Zbiry były masywnymi bydlakami zwykły człowiek miałby problemy z poradzeniem sobie z nimi, ale Tierael zwykłym człowiekiem nie był. Z jego pleców wyrosły skrzydła. Kobieta uczyniła znak krzyża. Jeden drab wyciągnął gnata i wymierzył w anioła. Rozległy się strzały, ale Anioła wiedzy już w tamtym miejscu niebyło. Kule trafiły tylko fioletowo iskrzący pył. Z drugiego końca zaułka wyleciały trzy niewielkie sztylety. Dwa trafiły w plecy strzelca zagłębiając się, aż po rękojeść w mięśniach. Mężczyzna padł na ziemię, ale z jego pleców nie wyrastały nawet rękojeści sztyletów. Zamiast tego ubranie było przypalone i pokryte fioletowo-szarym pyłem. Trzecie ostrze trafiło człowieka w szyję. Trup upadł na podłogę nastąpił blask i ostrze również znikło pozostawiając po sobie wypaloną tkankę i fioletowo-szary pył.

Kobieta łkała Tierael podszedł do niej i podał dłoń.
- Nic ci nie jest ?- Popatrzył na nią była piękna i delikatna. Niepewnie pokiwała głową i podała mu dłoń.
- Nic mi nie jest dziękuję. Twoja ręka jesteś ranny...- Tierael czuł co prawda nieprzyjemny dyskomfort w barku, ale nie zwracał na to uwagi. Kobieta powoli wstała.
- Proszę mieszkam nie daleko chciałabym jakoś się odwdzięczyć za uratowanie życia. To nie zajmie wiele czasu Aniele.- Jej głos był bardzo miły dla ucha. Figura była pozbawiona splendoru skazanych lub skrzydlatych piękności, ale Tierael potrzebował teraz w swoim życiu odrobiny Normalności. Skusił się więc.

Kobieta nazywała się Isabella mieszkała w pobliskiej kamienicy. Jej mieszkanie było niewielkie, ale przytulnie urządzone. Isabella przyniosła domową apteczkę.
- Opatrzę Cię... To dla mnie zaszczyt.- Anioł pozwolił się opatrzyć. Każdym nerwem rejestrował dotyk jej łagodnej skóry. Rozpoczęła się rozmowa na temat wiary, nadziei i przebaczenia. Kolejny raz Tierael wcielił się w rolę spowiednika. Wysłuchał jej przyziemnych problemów. Dał trochę gotówki na ich rozwiązanie i marzył, aby samemu mieć tylko takie problemy. W kieszeni płaszcza wibrowała komórka Tierael wyłączył ją. Wstał i podszedł do niewielkiej biblioteczki. Sprawdzał książki. Głównie literatura New Age, religijna, trochę klasyki i fantastyka. Cieszył się, że poznał tak wspaniałą kobietę. Iza przyniosła Wino oraz przyrządzoną przez siebie lazanię. Skosztował oferowanych przez nią darów. Brunetka przeprosiła go i udała się do łazienki. Ciszę jaka nastała przerwało burczenie starych rur pompujących ciepłą wodę. Tierael dopił wino czuł, że tego było mu trzeba. Romansu z praktycznie nieznajomą osobą. Alkohol skutecznie tamował wszelkie moralne hamulce. Nakazy świątyni wydawały się teraz tak daleko, a słodycz ludzkiego ciała tak blisko poznania.
- Co mi szkodzi w końcu wszystkie grzechy trzeba poznać, aby lepiej z nimi walczyć.- Ruszył więc swoje cztery litery z kanapy na odwagę wypił ostatki wina z butelki. Skierował się w stronę łazienki powoli się rozbierając. Wchodząc do łazienki widział zarys jej pięknego i delikatnego ciała rozmazanego przez szklaną zasłonę prysznica. Ofielita uśmiechnął się i zamknął drzwi do łazienki.

Tierael i nowo poznana partnerka oddali się miłosnym uniesieniom.

***
Obudzili się w zmiętolonej pościeli. Tieraela bolała głowa. Śnił mu się dziwny sen, który go niepokoił. Usiadł na łóżku i odwiązał opatrunek po kuli nie było śladu. Popatrzył jeszcze na Izabellę i pogłaskał ją po policzku.
- Muszę iść- Wstał ubrał się i wyszedł z jej mieszkania i życia. Schodząc po schodach przeczytał Sms od Zeruelity sprawdził godzinę. 2.45 Zostało trochę czasu. Podleciał do swojej rezydencji. Otworzyła mu blond piękność jednak jej uroda już go nie ekscytowała.
- Witaj mam wiele pracy pogadamy jutro- Powiedział tylko tyle i skierował się do swojej pracowni.

Tam czekały na niego projekty broni do opracowania oraz sprawa źródła oraz zamek Bran. Zabrał się więc za to co mu najlepiej wychodziło. Szukał informacji o skazanych i o skutecznych metodach walki z nimi. O godzinie dziewiątej udał się do świątyni. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Potargane włosy, niewyspany. Jego płaszcz był poplamiony krwią i miał dziurę po kuli na wysokości barku.

Przywitał się z pozostałymi aniołami z skrzydła.
- Chciałeś nas widzieć...- Dodał z ironicznym uśmieszkiem-... Szefie.
 
Aves jest offline  
Stary 30-01-2015, 18:20   #65
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Wspólna Rozmowa Graczy

****

Sala Zebrań Godzina 9.00

Sivenea weszła do sali zebrań. Jej dwunastocentymetrowe szpilki stukały po drewnianym parkiecie miarowo i dość szybko. Brat już na nią czekał. Podeszła do Protektora i ucałowała go w policzek i uśmiechnęła się. Ubrana była w bordową, prostą, jedwabną sukienkę z czarnym haftem japońskich zdobień, sięgającą do połowy ud, która mocno uwydatniała kształty anielicy. Dekolt kończył się w takim momencie poniżej linii biustu, że mężczyźni ze słabszą siłą woli zapewne będą mieli problemy ze skupieniem uwagi na twarzy anielicy. Oczywiście, że nic niestosownego nie było widać, ale przecież o to właśnie chodziło.

Na ramionach miała zarzucony czarny, gustowny żakiet. Zdjęła go i przewiesiła przez oparcie krzesła. Kiedy się odwróciła, mężczyzna mógł oglądać cały tatuaż rozciągający się na całe plecy anielicy.
- Jak poszło spotkanie z kontrahentem? - -zapytał Siveneal, choć znał odpowiedź. Sivenea odwróciła głowę w kierunku Brata i mrugnęła okiem, nie musiała nic mówić. Wyjęła ze swojej torby teczkę z jakimiś dokumentami. Pewnie jej znajomy z dochodzeniówki przesłał jej akta kardynała.
- Masz wrodzony talent do negocjacji - powiedział półgłosem. Jedną dłonią pocierał podbródek i wpatrywał się w siostrę, jak ta sortowała kartki. Jak zwykle przygotowała się do spotkania. Kiedy drzwi się otworzyły i w sali pojawił się Ammisael, Sivenea podniosła się i wyprostowała. Uśmiechnęła się na widok wchodzącego anioła. Była za pięć dziewiąta.

- Witaj - powiedziała spokojnie. Na razie nie odezwała się w temacie. Pociągnęła wątek z innej strony. - Wybacz, że was ściągamy, szczególnie o tak bezczelnej porze. Czas nas jednak nagli. A jeśli każdy z nas będzie działał na własną rękę, niewiele zdziałamy.
- Witaj, Ammisaelu - powiedział Siveneal i skinął aniołowi na powitanie. Podszedł do niego i podał mu rękę. - Myślę, że zaczekamy do dziewiątej.
Potem dwójka rodzeństwa usiadła przy stole.
Ammisael od razu po przybyciu do Świątyni ruszył ku poszukiwaniu Siveneala, który zapewne oczekiwał ich z sali zebrań. Gdy tylko otworzył drzwi spojrzał na siedzącą w niej parę aniołów.
-No to co tam ciekawego macie..? - padło pytanie, a sam anioł usiadł na krześle, tak że nogi mógł sobie położyć na kolejne krzesło.

- Ciekawego? Mamy nadzieję, że nasze skrzydło odkryje coś ciekawego. Poprosiłem was o spotkanie w sprawie Źródła - powiedział Siveneal. Łokcie i przedramiona wsparł na stole. Patrzył na Ammisaela. - Nikomu z nas nie jest na rękę, że wszechwiedząca Ofielitka zrzuciła na nasze barki dojście do niemożliwego, czyli do jedynych słusznych i niepodważalnych przyczyn wysychania Źródła. Na wczorajszej audiencji podałem jedną z dość pewnych możliwości. Ale, jak widać, nie przypadła ona Najjaśniejszej do gustu.
Siveneal oparł się wygodniej i wciągnął powietrze w płuca.
- Zrobiliśmy mały rekonesans. Wczoraj w parku panoszył się upadły na piątej pieczęci, był kardynałem. Może to potwierdzać w jakimś stopniu naszą tezę, że siły wroga przejmują kontrolę nad naszym terenem - tym razem głos zabrała anielica. Kobieta siedziała lekko wysunięta spod stołu. Założyła nogę na nogę, a dłonie splotła na kolanie. - Może się jednak okazać, że brniemy nie w tym kierunku. Stąd pomysł spotkania.
- Myślimy, że współpraca wyjdzie nam wszystkim na dobre - Siveneal przejął pałeczkę i pociągnął wątek. - Szczególnie, że wieczorem musimy być już w Bran. Na dobrą sprawę mamy około dziesięciu godzin na jakiekolwiek działania.
Kobieta wstała i -podeszła do okna. Jej sukienka ukazywała praktycznie cały, misternie wykonany tatuaż na jej plecach, ukazujący dość oryginalne drzewo. Spojrzała na wieżę zegarową, właśnie wybiła dziewiąta.
Słowa Siveneala nie zrobiły większego wrażenia na Ammisaelu, który spokojnie wysłuchał wszystkiego. Natomiast anielica i jej strój przyciągnęły jego uwagę bardziej. Delikaty uśmiech pojawił się na twarzy Uzjelity, choć wspomnienie o zamku Bran nie było czymś dla niego miłym. Wampiry. Krwiopijcy. Nie mogło być gorzej.. Nie. Zawsze mogło być gorzej.
- Problem źródła faktycznie jest niepokojący, tylko zaczyna to przypominać szukanie igły w stogu siana. Czy mamy jakiś konkretny punkt zaczepienia, czy po prostu jesteśmy niczym ślepiec błądzący w ciemnościach? - padło pytanie, a ton wypowiedzi wskazywał lekką irytację.
- Dlatego pozwoliłem sobie do was zadzwonić z propozycją spotkania. Nie potrafimy odpowiedzieć, czy nasz trop jest właściwy - powiedział spokojnie Siveneal. Patrzył na swojego rozmówcę, widział, że jego wzrok uciekał na anielicę. Cóż, ta potrafiła skupić na sobie uwagę. - Ale, jak widać, jedynie Ty Ammisaelu, przejąłeś się na tyle, by przyjść punktualnie. Musimy zrobić bardzo szybki rekonesans. Poruszyć znajomości nie tylko wśród ludzi, ale i skazanych. Nie mamy na to zbyt wiele czasu. Sivenea wczoraj dobiła się do swojego znajomego z dochodzeniówki - tu Protektor przesunął w stronę Ammisaela teczkę z wiadomościami o upadłym - To nasz kardynał, od ludzkiej strony. - Siv zrobił krótką przerwę, następnie dopowiedział z racji, że mężczyzna ten został uznany za zaginionego - Niestety, informacje te nie są kompletne.
Ammisael wziął teczkę do ręki i zaczął przeglądać.
- Wiadomo gdzie ostatnio go widziano ? - zapytał, dodając - Czy ma jakiś przyjaciół?
Zanim Siveneal zdążył cokolwiek powiedzieć, jego siostra odwróciła się w kierunku siedzących mężczyzn. Przez chwilę wyglądała na niezbyt zainteresowaną wymianą zdań. Okazało się to jednak złudne. Ręce miała splecione na piersiach.
- Co byś powiedział na informację, że to były kochanek naszej Egzarchy?
Anielica uniosła jedną brew. Jej niebieskie oczy wpatrywały się bardzo uważnie w Ammisaela. Anielica chciała zobaczyć, jak ten anioł zareaguje na taką wiadomość. Tak, to mogło się łączyć. Kardynał, odrzucony, przeszedł na drugą stronę i teraz będzie szkodzić. Pytanie, czy trop był właściwy.
- Ostatnio dzwonił do niejakiej Lilith? Masz tam napisane. Jego numer nadal jest aktywny.

Ammisael wziął numer, spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- Kim jest ta Lilith, wiecie może ? - zapytał - Co do pierwszej informacji powiedzmy, że … - zaczął się śmiać, nie kończąc.
- Że? - Sivenea dopytała. Była ciekawa także i jego opinii. Groźbę, jaką podczas spotkania kardynał jej złożył, zachowała dla siebie. - Tego nie wiemy, kim ona jest. Numer do niej dostanę, ale później. Co proponujesz?
- Zadzwonić i się umówić - zaproponował bezczelnie Ammisael.
Sivenea bez słowa złapała za telefon i wybrała jeden z ostatnich numerów.
- No cześć, tak, wiem… dziękuję… - szczebiotała nader uprzejmie do słuchawki. Słychać było, że jak mówiła, to się uśmiechała.
- Oczywiście! Przecież ci obiecałam. Natomiast podeślij mi, proszę, numer do tej całej Lilith… Tak, wiem. Rozumiem, ale wiesz, że, no tak, oczywiście, że ci to wynagrodzę. Wiesz jak… No to pa!
I tyle zrozumieli. Po chwili telefon anielicy zawibrował. Kobieta dostała sms. Zanotowała jakiś numer na kartce i podała Ammisealowi.
- Masz więc pole do popisu, mój drogi.

Ammisael sporzał na numer i uśmiechnął się tylko. Wykręcił go i czekał aż się ktoś zgłosi.
- Halo ?- Odezwał się zmysłowy głos w słuchawce.
- Lillith, tu John? Dostałem twój numer od wspólnego znajomego, który polecił mi ciebie jako idealną osobę towarzyszącą przy spotkaniu biznesowym. Oczywiście pokryję wszelkie koszty. Podaj adres to wyślę po Ciebie samochód. - czekał na odpowiedź/reakcję rozmówczyni..
- John Tak ? Słuchaj kotku a co to za spotkanie będzie czy twój przyjaciel mówił o mnie coś jeszcze ?- Spytała spokojnie
- Muszę zrobić dobre wrażenie na pewnych inwestorach, więc obecność atrakcyjnej damy była by mile wskazana. Spotkanie będzie w Dami, więc jeśli nie masz odpowiedniego stroju, możemy spotkać się wcześniej i zabiorę Cię na małe zakupy - zaproponował, licząc że słowo zakupy przemówi do próżności Lilith - Same dobre rzeczy o Tobie mówił maleńka - zaśmiał się dodając - ale chyba sama wiesz, jak jesteś dobra - zakończył niedopowiedzeniem*
- No no jaki hojny. Dobrze kiedy ma być to spotkanie ?
- Jeżeli kobieta jest tego warta to czemu nie mam być - rzekł pytajaco, lecz nie dał jej odpowiedzieć mówiac- Spotkanie jest dziś o drugiej. O pierwszej przysłać mogę po Ciebie samochód, który albo zabierze Cię nie miejsce albo na zakupy jeśli będzie taka potrzeba. - zaproponował, świetnie się przy tym bawiąc
- Oj tak niewiele czasu inni klienci będą niezadowoleni może dam Ci namiar na moją przyjaciółkę- W jej głosie słychać było lekką irytację iż taka okazja przechodzi jej koło nosa.
- Wynagrodzę Ci te straty. Powiedz klientom, że przyszły ciężkie dni i niestety nie dasz rady. - spokojnie spróbował ją przekonać do pomysłu - tym bardziej, że spotkanie nie potrwa dłużej niż do 16. Dwie godziny to nie dużo, a potrafię być naprawdę hojny. - ostatnie słowo zaakcentował wyraźnie
Zaśmiała się i nastąpiła chwila ciszy.
- Czy masz coś do pisania ?- spytała.
Ammisael spojrzał na swoich kompanów i dał znak by ktoś zapisał na telefonie chociaż to co poda.
- Już - czekał i to co mu powie, zamierzał powtórzyć na głos
Kobieta zaczęła podawać długi numer konta bankowego.
- Na to konto prześlij tysiaka, abym wiedziała, że Ci zależy jak przepłyną pieniądze to zadzwonię do Ciebie z potwierdzeniem. Trzymaj się przystojniaku. - Rozłączyła się.
- Ma ktoś tysiaka ? - zapytał dodając - chyba że wydatki świątyni uwzględniają takie wydatki ? - padło pytanie. W razie gdyby nie było innej możliwości Ammisael zamierzał przelać pieniądze na wspomniane konto. Gdy tak się stało, wysłał mmsa ze zdjęciem potwierdzającym przelew i wiadomością: “Czekam na twój ruch piękna”.

Tierael Szukał informacji o skazanych i o skutecznych metodach walki z nimi do późnych godzin nocnych. O godzinie dziewiątej udał się do świątyni. O dziewiątej pięć wbiegł jakby go stado cerberów goniło. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Potargane włosy, niewyspany. Jego płaszcz był poplamiony krwią i miał dziurę po kuli na wysokości barku.

Usiadł i przysłuchiwał się rozmowie.
- Najmocniej przepraszam za drobne spóźnienie- Powiedział w chwili, kiedy Ammisael umówił się na spotkanie.

Tierael odczekał chwilę i przemówił.
- Jeśli chodzi o mnie i moje informacje, jakie udało mi się zebrać na temat Wampirów. Jeśli chodzi o legendy to światło słoneczne je niszczy, Starsze osobniki po wypiciu Anielskiej krwi są odporne na symbole religijne wodę święconą. Co do charyzmatów. Odkryto pewną fascynującą zdolność tych skazanych. Mianowicie potrafią oni wchłaniać charyzmaty z krwią ofiary. Przykładowo jeśli wypiją krew Anioła to posiądą jego pieczęć i wszystkie dostępne moce, ale ich głód krwi wzrośnie i od tej pory będą mogły żywić tylko istotami o podobnej mocy. Po za tym Wszystkie cechy przypisywane w legendach. Siła, Szybkość, Czytanie w myślach, Przemiana w zwierzęta, Niewidzialność, Władza nad mrokiem. To wszystko prawda potwierdzona w kronikach. Wiec nie będzie to lekki spacerek, a trudna przeprawa. - Rozpiął płaszcz i powiesił go na wolnym krześle. Z kieszeni wyciągnął paczkę fajek i zapalniczkę.
- Mam również parę hipotez odnośnie źródła i wszystkie wskazują na “teorię dusz”. Im więcej śmiertelnych umiera złą śmiercią tym źródło staje się słabsze.- Zakończył i obserwował reakcje pozostałych. Wyciągnął papierosa i zapalił. Wypuścił dym z płuc.
- A co wy ustaliliście ?

- A co poza światłem słonecznym je zabija? Dekapitacja, srebro, kołek w serce - na ostatnie słowa zaśmiał się lekko - Właściwie to dopiero się zebraliśmy, choć na wieczór miałem plany, które misternie poszły w diab...w pizdu - poprawił się anioł

- Tak można je zabić. Nowo powstałe wampiry -można dekapitować, wpakować kołek, wyciągnąć na słoneczko, albo wypalić formą Adon albo charyzmatem. Starsze wampiry tylko słońce zabije. Jest teoria iż wampir wysysając krew wysysa duszę. Każda jego śmierć zabija jedną z pochłoniętych dusz. Im więcej się wampir posila tym trudniej go zabić.-Tierael Zrobił pauzę i podsunął sobie dzbanek z wodą oraz szklankę nalał sobie połowę szklanki.

- Nie spotkałem jeszcze skazanego któremu dekapitacja wyszła na zdrowie. - nie zauważyli kiedy i jak Raziel znalazł się w pokoju.
Stał spokojnie przy ścianie ubrany tak samo jak wczoraj, przez ramię miał przewieszoną pod skosem męską torbę na plecy (? nie wiem jak to się nazywa), a w ręku jakieś kartki. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że w pomieszczeniu czuć było ozon, jakby po burzy. Spojrzał po zebranych, nie skomentował ubiory anielicy, nawet nie zwrócił zbytnio na niego uwagi. Wiedział że się spóźnił, było dziesięć po dziewiątej.
- Ale co wiedza o wampirach ma wspólnego ze znalezieniem przyczyny wysychania źródła? Swoją drogą też natknąłem się na tą teorię, a także na inną. Teorię Pieczęci, w skrócie, mówi o tym że każdy anioł nieświadomie pobiera ze źródła energię, im większa pieczęć anioła tym więcej energii pobiera. Według mnie obie te teorie są do dupy, chociaż obie mają trochę sensu. - ruszył w stronę biurka rzucając na nie swoje notatki, które dla każdego tu obecnego były strasznie chaotyczne, i nie wiele dało się z nich zrozumieć.
- A gdzie jest Iverion?

Ammisael wzruszył ramionami, jakby to go bardzo obchodziło. Skoro się nie pojawił widocznie miał inne plany lub zajęcia. Niech Egzarchini go potem rozliczy z jego działań.

Sivenea przysłuchiwała się rozmowie Ammisaela z dziewczyną do towarzystwa. Stała tyłem do całej sali, także do wejścia. Patrzyła za okno jakby zupełnie była tu nieobecna duchem. Nie wzruszyły ją nawet otwierane drzwi. Pięć po - zanotowała w pamięci. Sama nie lubiła się spóźniać.
- Zdarza się nawet najlepszym - odparła w momencie, w którym Tierael się usprawiedliwił. Żeby uprzejmości stało się za dość, powiedziała jeszcze - Witaj - i odwróciła się przodem do aniołów. Tieraelowi skinęła głową. Uniosła jedną brew. Samcze towarzystwo, nie ma co. Brakowało jeszcze dwóch osób. Wysłuchała wymiany zdań mężczyzn. Spojrzała też na Raziela.

Tierael przejżał notatki Raziela. W sumie odpowiadało mu krycie się w cieniu “hycla” jak niektórzy go nazywali. Oczy Ofielitów przynajmniej nie były skierowane na niego.
- Jeszcze jedna sprawa mam zapewnić wam bezpieczeństwo. Jestem jednym z czterech zbrojmistrzów świątynnych powiedzcie czy potrzebujecie czegoś, a ja postaram się to załatwić. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku.

Ammisael na słowo zbrojmistrz uśmiechnął się:
-Czołgi, rakiety, poświęcone miotacze ognia, ciężkie karabiny na srebrne kule - zaczął wymieniać rozmarzony anioł, uśmiechając się jeszcze szerzej i pytając -Atomówki lub dwóch nie mamy pewnie na zbyciu? -posłał słodki uśmiech w kierunku anielicy.

- Pytanie tylko, jak jedziemy do Bran? Nie możemy przesadzić, jeśli po prostu tam lecimy - spokojny głos anielicy rozszedł się po sali. Ciemnowłosa zwróciła uwagę na uśmiech, jaki właśnie otrzymała. W odpowiedzi uniosła pytająco brew. Czyżby kącik jej ust drgnął w górę? Tego Ammisael nie mógł być pewien. - Ja poproszę zestawy do rzucania, w sumie według Waszych słów, powinny być srebrne.
Sivenea nie lubiła broni palnej. I, jeśli nie musiała, nie używała jej.

- Mi wystarczy to co mam przy sobie. Skoro to ma być oficjalna delegacja, to nie wystarczą zwykłe pojazdy? Jeśli do nich polecimy mogą to źle odebrać, lub nie nastawić zbyt ochoczo do negocjacji. - szczerze powiedziawszy Raziel zamiast układać się z tymi skazanymi, wolałby polecieć, pokonać, i dobrać się do podziemi tych wampirów, kto wie jakie sekrety tam trzymają. Lecz zostawił tę opinię dla siebie.

Ammisael zaczął lekko się denerwować gdy telefon milczał. Tysiąc dolców to nie majątek ale też niemało. Czyżby dał się przysłowiowo wyruchać na cacy? Spoglądał nerwowo w ekran komórki.


Tierael zgasił papierosa i zapisał sobie wymagania towarzyszy. Skwitował je tylko krótkim.
- Zobaczę co da się zrobić. Granatniki mam na stanie, srebrne kule oraz broń miotaną również. Czołgów i środków transportu nie mam. Ja zajmuje się bardziej modernizacją dostępnego w świątyni sprzętu.- Popatrzył na czarnowłosą anielicę.
- Również uważam, ze powinniśmy załatwić to spokojnie bez niepotrzebnej brawury. Im więcej rozpierdolu robimy tym więcej wróg ma czasu na działania. Cóż najchętniej do zamku Bran wysłałbym was, drodzy Zeruelici. Wszyscy wiemy jak bardzo lubicie gadać, więc wasza gadatliwość się do czegoś przyda. - Uśmiechnął się i obserwował ich reakcję. W razie czego przygotował się na konsekwencje urażonej zeruelickiej dumy. Popatrzył przez okno na pobliską kościelną wieżę górującą nad dachami miasta.
- Jeśli zapewnicie transport to ja dostarczę wam zabawki. -

Ammisael wybrał ponownie numer i zadzwonił:
- Jestem - padła odpowiedź - Moje warunki są takie. Za dwie godziny odbierze Cię mój szofer z podanego przez ciebie miejsca i zabierze Cię na zakupy. Za całość ja płacę, a po wszystkim dostaniesz dwadzieścia pięć tysięcy dolarów - tym razem głos Ammisael brzmiał chłodniej.


Kobieta zaśmiała się.
- Dobrze to będzie twój szczęśliwy dzień kochasiu. Wiesz jak zadowolić kobietę. Będę czekać na Twojego szofera. Do zobaczenia.- Rozłaczyła się.

Silvenea popatrzyła na Tieraela.
- Chyba powinnam podziękować za zaufanie, jakim nas obdarzyłeś, Tieraelu - w głosie Sivenei nie było słychać ani krzty urazy. - Czyżbyś jednak się bał wyprawy, że chcesz zrzucić na innych ten obowiązek, a sam się wycofać? - zebrani nawet nie usłyszeli w głosie kobiety odrobiny ironii, sarkazm, powątpiewania. Wyglądało na to, że Sivenea wykrzesała z siebie trochę troski o kondycję psychiczną anioła. Sam jego wygląd mógł świadczyć o kłopotach. A co sobie pomyślała, to jej.

Siveneal zmienił subtelnie temat.
- Droga zajmie nam kilka godzin. Proponuję więc spotkać się przed 17, żeby wieczorem tam być. Do tego czasu zapewne trzeba złożyć raport z naszych, że tak powiem "odkryć". Tieraelu, zdążysz do tego czasu wszystko przygotować? - Zeruelita spojrzał na anioła. Do tego czasu wszystko powinno już być jasne. - Transport będziemy mieć, Sivenea może wziąć samochód z firmy.

Tierael przełknął ślinę i popatrzył na rodzeństwo.
- Przygotuję wam broń i pojadę z wami. Przyda mi się ruszyć tyłek od czasu do czasu. Na nikogo nie zrzucam obowiązków siedzimy w tym gównie wspólnie i wspólnie z niego wyjdziemy. O 17 będę czekać na was tam- Pokazał palcem na strzelistą wieżę kościoła.- Niedaleko jest podziemny parking tam zapakujemy żelastwo.- Po Tych słowach nastąpił fioletowy błysk i na miejscu Tieraela został tylko iskrzący się pył. Sam Terael pojawił się na dachu kościelnej wieży. Później wykonał skok i znikł z oczu obserwatorów. -

- Jebany..wie jak wyjść efektownie z wesela… - mruknął Ammisael
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 30-01-2015 o 18:26.
Aves jest offline  
Stary 30-01-2015, 19:12   #66
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Skrzydło rozeszło się. Każdy z Aniołów miał parę godzin aby załatwić bieżące sprawy i przygotować się psychicznie do czekającego zadania.

Godz 13.57. Przed Restauracją "Dami"
Ammisael

Szofer zatrzymał się przed Restauracją. Piękne błyszczące auto z równie piękną kobietą w środku. Szofer otworzył drzwi i podał damie do towarzystwa dłoń. Z wnętrza limuzyny wynurzyła się smukła łydka oraz pięknie błyszczące szpilki. Później było już tylko lepiej czerń jej sukni oplatała smukłą sylwetkę super modelki przyjemnie kontrastując z bladą skórą jej ramion. Całość przyozdabiał biały szal. Popatrzyła na Ciebie i błysnęła białym przyjemnym dla oka uśmiechem.
- John ?- Spytała. Jej głos również był muzyką dla uszu. Tak naprawdę była warta swojej ceny.


Godzina 16.49 Podziemny Parking.

Tierael czekał na towarzyszy. Parking był oświetlany mdłym światłem lamp jarzeniowych. Niektóre z nich się przepalały i wyłączały na chwilę zatapiając na parę chwil część garażu w ciemności. Parking nie był zapełniony stało kilka samochodów średniej klasy. Obok Anioła stała cybernetyczna zbroja trzymająca skrzynię z sprzętem.

Ciszę podziemnego parkingu co jakiś czas przerywaną tykaniem włączającej się lampy przerwał huk sportowego silnika. Do środka wjechał samochód o przyciemnionych szybach. Przejechał obok Tieraela wykonał efektywny ślizg echo powstałe po tym manewrze ogłuszyło Ofielitę. Osoba wykorzystała sytuację otworzyło się okno i w kierunku czekającego Anioła poleciała seria z Tommy-gunna.

Zbroja rzuciła skrzynię i przysłoniła Tieraela swoim ciałem. Kule wbiły się w pancerz wyrywając kawałki metalu i rozbryzgując czarną posokę. Niebyły to zwykłe kule a Relikwie obdarzone negatywną energią upadłych. Chwilę po tych wydarzeniach pojawili się towarzysze Tieraela.

Napastnik skierował serię z karabinu na nowych wrogów. Kiedy seria ucichła zza sportowego auta słychać było stukot obcasów, światło z każdym krokiem właścicielki zaczynało gasnąć. Lampy przepalały się. Podziemny parking został podzielony na strefę światła i ciemności. Kiedy odgłosy wystrzałów przestały ogłuszać. Wprawne ucho mogło usłyszeć jeszcze jeden dźwięk. Otwieranie się drzwi windy. Wprawne oko mogło zauważyć nikły blask światła i dziesięcioletniego chłopca z energią wybiegającego z windy.
- Nataniel !- Krzyknęła kobieta dźwigająca torby z zakupami. W tej jednej chwili jej serce zamarło. Rzuciła torbę i podbiegła do syna tuląc go i powoli cofając się w stronę windy.
- To są te Anioły z telewizji Mamusiu- Chłopczyk pomachał im.

Do kalkofoni dźwięków dołączył jeszcze jeden odgłos turlającej się konserwy na granicy światła i ciemności...
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 31-01-2015 o 11:16.
Aves jest offline  
Stary 07-02-2015, 17:10   #67
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Kiedy została sama z Bratem, wyjęła z torby netbooka i zaczęła pisać raport dla Egzarchini. Opisała w nim to, do czego wszyscy razem doszli. Używała suchego, prostego języka, bez zbędnych uprzejmości czy ozdobników. Mówiła za skrzydło w taki sposób, by nikt nie zarzucił jej tego, że ktokolwiek przypisał sobie cokolwiek.
- Skończone... - powiedziała po chwili do Siveneala. Nadal siedziała wyprostowana jak struna. Podała sprzęt mężczyźnie, by ten po przeczytaniu naniósł ewentualne poprawki i wysłał całość do zwierzchniczki. Jej przecież nie wypadało... Nie lubiła papierowej roboty. Jednak nikt inny nie zaznaczył, że zajmie się tą sprawą, a ta nie mogła zostać rzucona sama sobie. Dodatkowo Sivenea zaczęła się zastanawiać, komu tak naprawdę powinni takie rzeczy raportować. Nie został im wyznaczony nikt.
Była dziesiąta. Mieli więc trochę czasu na przygotowania. W chwilę później rezerwowała już pokój w Hiltonie. Pech chciał, że apartament królewski był już zajęty. Musiała zadowolić się apartamentem książęcym.
Kiedy skończyła, złapała żakiet i narzuciła na plecy.
- Nie podoba mi się ta misja. Wszystko jest zagmatwane, nie mamy nawet dokładnych wytycznych. Oby się nie okazało, że to misja z tych, z których się nie wraca...
Po świątyni krążyły pogłoski, że niewygodni dla świątyni wysyłani byli na takie zadania, z których mieli nie wracać. A, jakby na to wszystko nie patrzeć, od wczoraj Egzarchini miała ich powyżej dziurek w nosie. Z zupełnie niewiadomych powodów. Dodatkowo nie potrafiła im tego wyjaśnić i nakreślić w sposób jasny i zrozumiały swojego afektu do skleconego na szybko skrzydła. Sivenea przetarła dłońmi twarz.
- Idę się uszykować. O trzynastej mamy spotkanie z naszą callgirl. Będzie mi miło, jeśli ze mną pojedziesz.. - dorzuciła na koniec. Podeszła do Brata, ucałowała go w policzek i zabrawszy swoje rzeczy, wyszła z sali.
Skierowała się do pokoju świątynnego. Miała tam wszystko, co było jej potrzebne na podróż i na spotkanie. Wzięła szybki prysznic, przebrała się i spakowała. Zamówiła też dla Ammisaela i jego towarzyszki limuzynę. Dla siebie wezwała taksówkę. Dwie godziny później zmierzała do hotelu. Z racji, że miała jeszcze kilka chwil, zajrzała do fabryki wydać odpowiednie dyspozycje na czas swojej absencji. W końcu interesu trzeba pilnować, nawet na odległość. Brat dostał wszelkie namiary, doskonale wiedział, gdzie jego oczko w głowie się podziewa. Bez problemu mógł ją także namierzyć, jeśli by tylko chciał. Kontrola podstawą zaufania, a dodatkowo Sivenea czuła się też i bezpieczniej.
Tuż przed czternastą zatelefonowała do Ammisaela i podała mu namiary, gdzie dokładnie mają się spotkać. Uprzedziła go o tym, jak będzie wyglądał początek spotkania. W kilku słowach nakreśliła mu parę słów o potencjalnych kontrahentach.


OT: z uwagi na to, że potem jest scena zbiorowa i bijatyka, wrzucam post z akcją tylko do tego momentu.
 
Narina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172