Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2014, 19:26   #11
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Tom Rushon wybrał numer i przyłożył telefon do ucha. Po kilku sygnałach usłyszał jakiś monotonny głos automatu. Przez chwilę myślał, że to jakieś nagranie operatora. Jednak to co usłyszał uświadomiło mu, że to nie to.
- Uwaga, uwaga! Na terenie całych Stanów... hezzheeo herjkao - coś zaszumiało w głośniku - Powtarzam! Nie ma powodów do jaghjagsjhas, proszę pozostać w dommjwasakh - po tych słowach w Tom usłyszał w głośniku znajome i jakże drażniące pikanie, które ktoś określił mianem alfabetu Morse'a.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 16-09-2014, 22:04   #12
 
Mauris's Avatar
 
Reputacja: 1 Mauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie coś
Tia. Ćpun chyba się nie przejął wizją skasowania samochodu przez osiłka z łańcuchem. Albo to narkotyk tak działa, albo jest to po prostu człowiek o mocnych nerwach i stoickim spokoju.
- Przynajmniej nie jest jebanym hipisem. - Westchnął Jake i zwinął łańcuch.
Coś mokrego plusnęło na jego świeżo zapraną kurtkę.
- Jeśli obrócę głowę i ujrzę kolejne ptasie gówno, to jednak rozpierdolę ten samochód w drobny mak.
Na szczęście dla Forda był to tylko deszcz. Tylko deszcz. Na środku pustyni, na której przed chwilą nawalało ze czerdzieści stopni Celsjusza. Fakt, że deszcz był zielony tylko dodawał smaczku zaistniałej sytuacji.
- Nawąchałem się oparów z tego samochodu i teraz mam haj. To jedyne logiczne wytłumaczenie. - pomyślał Jake, jednak wypowiedział tylko zwięzłe:
- O kurwa.
Pomyślał o tym, jak jego ciało w bolesny sposób roztapia się, paląc mięśnie i kości, rozpływając źrenice i niszcząc wnętrzności. Nic jednak się nie stało, oprócz tego, że jego kurtka nasiąkła od deszczu.
- Czyli zielone to nie zawsze kwas. Dobrze wiedzieć.

-Czy wiedzieliście, że człowiek widzi najwięcej odcieni zielonego? Jest to spowodowane, że byliśmy w przeszł... Pięknie. Ćpun nawija monolog. Jake wolał się skupić na zaistniałej sytuacji. Zastanawiał się kto pierwszy zjawi się na miejscu. Iluminaci? Czterej jeźdźcy Apokalipsy? Czy może największa z plag pojawiająca się przy każdym niezwykłym zdarzeniu?
- Wszystko tylko nie pierdoleni dziennikarze - mruknął pod nosem Jake i skierował się w kierunku baru.

<iframe width="420" height="315" src="//www.youtube.com/embed/ynjmWX9rw7Q" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

W połowie drogi zatrzymał się przerażony.
- Harleya mi kurwa przeżre! - krzyknął i puścił się sprintem w kierunku drogowej bestii.
Piekielny deszcz siekł po twarzy Jake'a, kiedy ten zmierzał na ratunek swojego motoru. Krok za krokiem przybliżał się najcenniejszej rzeczy w swoim życiu. Nagle poślizgnął się na zielonkawej kałuży. Poczuł, że traci panowanie nad swoim ruchem, lecz gargantuicznym wysiłkiem zmusił się do napięcia każdego mięśnia swojego ciała, wykonując przewrót. Dzięki manewrowi Jake nie stracił pędu i popędził dalej na spotkanie przeznaczenia.

Jeszcze...tylko...kilka...metrów...

Harleyowiec chwycił kierownicę swojego pojazdu i z furią w oczach począł biec z powrotem do budynku. Azyl był już niedaleko. Kiedy wizja bezpieczeństwa stawała się coraz bardziej rzeczywista, drogę Jake'a zastąpiła ostateczna przeszkoda. Drzwi do baru nie chciały przepuścić harleya. Mężczyzna spojrzał się na ostateczną bramę, na drzwi Hadesu. Zrozumiał, że nic go już nie powstrzyma. Z całej siły pchnął żelazną bestię do środka, łamiąc przy tym fikuśne wykończenia kierownicy. Jego motór był bezpieczny.
 
__________________
Zed's dead baby,
Zed's dead.
Mauris jest offline  
Stary 16-09-2014, 22:53   #13
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Thorsten zdążył pytająco pokazać ruszającemu kierowcy Pontiaca karton z napisem "Vegas", jednak odpuścił gdy zaczął padać gówniany deszcz. Szybko wbiegł pod dach by nie zmoknąć. Nie uśmiechało mu się suszenie tych wszystkich rzeczy które miał w plecaku. W dodatku krople były zielone, skojarzyło mu się z kwaśnymi deszczami które zniszczyły lasy niedaleko gospodarstwa rolnego jego wujka na południu Saksonii. Nie chciał na swojej skórze tego samego syfu który wypalił tamte drzewa. Usiadł jak najbliżej wyjścia, by móc ewentualnie zapytać o podwózkę każdego wychodzącego z baru. Podparł karton na plecaku tak żeby napis 'Vegas' był dobrze widoczny podszedł do baru, zamówił colę i spojrzał na menu ciepłych posiłków. Uśmiechnął się do siebie gdy zobaczył w menu cheeseburgera. Przypomniało mu się gdy jak był mały szukał na mapie miasta o nazwie 'Cheeseburg', dopiero jego starsza siostra uświadomiła go że to błąd językowy, nie ma czegoś takiego jak stek po cheesebursku, a Amerykanie myślą że steki po hambursku są robione z szynki i analogicznie można zrobić podobne z sera lub kurczaka. Teraz gdy nie było prądu raczej nie zamówi nic na ciepło. Wziął więc puszkę, postawił na stole i rozłożył na blacie swój sprzęt elektroniczny: aparat, smartfon, odtwarzacz mp3, stara niezniszczalna nokia, kindle ebook reader oraz przenośny gps. Po kolei zaczął sprawdzać działanie każdego urządzenia. Wyjął też kompas, ciekawe czy będzie wskazywać północ. Co prawda zamiast lutownicy i części zastępczych miał tylko wielofunkcyjny ORYGINALNY szwajcarski scyzoryk, ale mimo wszystko spróbował je naprawić. W końcu zarobił na tę wyprawę przez pół roku naprawiając tostery i konsole. Denerwował go ten dziwny symbol. Słyszał o tym że amerykański wywiad podsłuchuje swoich obywateli i ma dostęp do ich urządzeń, nawet wyłączonych, ale nie sądził że aż w takim stopniu żeby zablokować urządzenie i wstawić ten symbol.
Zobaczył że przygląda mu się ten mężczyzna którego nazwali ćpunem. Nie żeby szczególnie bał się narkomanów, wychował się na Kreuzbergu w Berlinie gdzie takich świrów spotyka się za każdym rogiem. Podstarzałe dzieci kwiaty, zbuntowane nastolatki, Turcy, ruscy dresiarze, Chińczycy, Hindusi, Murzyni sprzedający haszysz, polscy menele walczący o rewiry zbierania butelek, punki z licznych okolicznych squatów, neonaziści, hipsterzy, ekshibicjoniści, słynne dzieci z dworca Zoo... Po czymś takim ten człowiek nie robił na nim wrażenia. Zwykle wystarczyło poudawać rosyjski akcent, z czym nie miał problemów bo biegle mówił w tym języku, by się odczepili - wśród "ciapatych" panowało przekonanie że Rosjanie to jedyni niebezpieczni biali ludzie (no może poza Polakami). Jedno tylko różniło lokalnego śpiewaka od niemieckich ćpunów - w Berlinie broń mieli tylko zorganizowani przestępcy, tutaj każdy farmer na w domu strzelbę i wie jak z niej strzelać. Nie miał więc zamiaru próbować numeru z metodą "na ruskiego kozaka", zwłaszcza że autochtoni bełkotali coś o ruskich bombach. Nie chciał zostać ruskim dywersantem i zawisnąć na najbliższym drzewie. Postanowił więc że go po prostu zignoruje. Najwyżej puści mu bawarski folk połączony z gitarowym graniem, który polecił mu jego hipsterski współlokator. Uspokoiła go obecność policjanta.
Usłyszał też azjatkę, która tłumaczyła policjantowi gramatyczne zawiłości zakodowanej wiadomości. Będąc nastolatkiem uczył się w Szkocji języka angielskiego i miał do czynienia z chińskimi intelektualistkami. Na lekcjach znały na pamięć wszystkie regułki i słówka, ale w większości nie umiały wykorzystać tej wiedzy w praktyce i dogadać się z innymi uczniami. Jednak bardzo lubił rozmawiać z tymi które przełamały lody i opanowały już tę trudną sztukę. Nie były tak egoistyczne i aroganckie jak Niemki czy Francuzki, kłótliwe jak Rosjanki czy choleryczne i nieopanowane jak Włoszki czy Hiszpanki. Były konkretne i rzeczowe, opanowane i miłe. W połączeniu z ich wiedzą były więc idealnymi partnerkami do intelektualnych dyskusji. Irytował go ten symbol na wyświetlaczu jego telefonu, a azjaci mieli w genach zapamiętywanie tysięcy ideogramów. Może ona będzie wiedziała o co chodzi?
Wstał, podszedł do Japonki (domyślił się po nachyleniu skośnych oczu) i policjanta i zapytał z lekkim niemieckim akcentem:
-Dzień dobry. Jestem Thorsten. Przepraszam że się wtrącam, ale usłyszałem jak rozmawiacie o zakodowanej morsem wiadomości w tym pisku. Na moim telefonie wyskoczył taki symbol, nie mogę go usunąć, może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane? - po czym położył smartfona na stoliku tak aby zobaczyli.
Zerknął jeszcze na swój bagaż gdy brodacz wtoczył motór do środka. Na szczęście jego plecak był cały.
 

Ostatnio edytowane przez Halfdan : 17-09-2014 o 07:51.
Halfdan jest offline  
Stary 16-09-2014, 23:36   #14
 
Spaiker's Avatar
 
Reputacja: 1 Spaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwuSpaiker jest godny podziwu
Do okoła panował gwar, ludzie rozmawiali o zaistniałej sytuacji wyraźnie podenerwowani. Jakaś łebska Azjatka próbowała rozłożyć na części to co Willie zdołał rozszyfrować z popiskującego morsa.
-Same w sobie nic nie wnoszą, pewnie chodzi o resztę wiadomości. Mógłbyś ją zapisać? Może to jakieś ostrzeżenie. - Stwierdziła w końcu, a jako że ciężko jest wyłapać morsa, zwłaszcza taki bełkot, miał on już zapisane zdanie w notatniku. Wyrwał więc kartkę i podał Azjatce. Po krótkiej chwili zaczął padać deszcz, co nie było dobrym znakiem. Czymkolwiek był rozbłysk, prawdopodobnie spowodował zmiany w atmosferze, i to spore bo deszcz okazał się być zielony. Detektyw postanowił wejść czym prędzej do środka baru, tam nie powinien być narażony na skutki zielonych opadów, miał tylko nadzieje że przez rozgrzaną ziemie z kropel nie zaczną wydzielać się jakieś trujące wyziewy.

Już wewnątrz podszedł do niego niemiecki turysta, pokazał on swojego smartfona z dziwnym znakiem na wyświetlaczu.
-Dzień dobry. Jestem Thorsten. Przepraszam że się wtrącam, ale usłyszałem jak rozmawiacie o zakodowanej morsem wiadomości w tym pisku. Na moim telefonie wyskoczył taki symbol, nie mogę go usunąć, może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane?
-To rzeczywiście dziwne i na pewno ze sobą powiązane, lecz wątpię by jakiekolwiek państwo zakłócało by elektronikę takim dziwnym znakiem. Nie znam też broni masowego rażenia która wywołuje taki kolor deszczu. -Stwierdził detektyw. -Z logicznego punktu widzenia, powiedział bym że to jakaś grupa aktywistów w skuteczny sposób przykuwa do siebie uwagę. Ale jestem coraz bardziej skłony uwierzyć w opowieści o szarych ludkach.-Kontynułował tym razem zwracając się do kobiety która interesowałą się morsem.
-Nazywam się Willy, myślę że zanim postanowimy co dalej robić powinniśmy dobrze przeanalizować informację które już posiadamy.
 
__________________
It's only after we've lost everything that we're free to do anything.
On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero.
Spaiker jest offline  
Stary 17-09-2014, 08:38   #15
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
- A ciebie kompletnie pojebało - wrzasnęła Dolores do harleyowca, który wtoczył swój motor do baru. Jednocześnie sięgnęła po krótkiego obrzyna, którego miała schowanego za kontuarem.
- Wynoś mi się z tym złomem z mojego baru, pókim dobra. A szybę i drzwi doliczę ci do rachunku.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 17-09-2014, 12:04   #16
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zielony deszcz...tego jeszcze nie grali. Rzęsiste, szmaragdowe krople spadały z bezchmurnego nieba, rozpryskując się na spękanej ziemi, karoseriach samochodów i skórze ludzi, stojących na zewnątrz. O dziwo ulewa nie pozostawiała osadu ani na ubraniach, ani na piasku, zupełnie jakby barwnik wyparowywał w kontakcie z ciałem stałym.Jakże Ikuyo żałowała, że zamiast mikroskopów, probówek i retort, ma przy sobie ekwipunek biwakowy. Namiotem i menażką nic nie zdziała.

Wszystko po kolei, jeden problem na raz - upomniała się wmyślach, wracając do zaszyfrowanej informacji. Wpatrywała sie w krótką notkę, mrucząc coś pod nosem. Niestety reszta słów z przekazu była mniej niż niezrozumiała.
- Bez sensu - westchnęła po kilku minutach - Ani to anagram, ani ambigram, ani tym bardziej palindrom. Może to szyfr, w którym danej literze odpowiada inna litera, bądź nawet cyfra? Bez klucza ciężko będzie go złamać…. zakładając oczywiście że jest tu coś ukryte. - oderwała wzrok od kartki, przenosząc wzrok na towarzyszących jej ludzi. -Miło pana poznać, Willy. Ciebie również, panie Thorsten. Mam na imię Ikuyo - kiwnęła starszemu facetowi głową, po czym obróciła się ku młodszemu i powtórzyła czynność, a gdy prezentacja dobiegła końca, skupiła się na pokazanym smartfonie.

Biały symbol na czarnym tle kojarzył się jej ze schematem budowy komórki sinicy. Gdy przymknęło się oko, dało się dostrzec rybosomy, błonę cytoplazmatyczną i nawet błoniaste twory z barwnikami asymilacyjnymi. Drugie skojarzenie było mniej przyjemne.
- HCV? Nie, chwila, wirus miałby tylko dwa te “okręgi”. - wskazała palcem na największą z obręczy. Naraz zaśmiała się, kręcąc z politowaniem głową - Wybaczcie, wszystko kojarzy mi się ostatnio z biologią. Odpowiedź nie musi pochodzić akurat z tej dziedziny, nie ma co panikować. Może to jakieś logo?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 17-09-2014, 16:38   #17
 
Muzykantowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Muzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumny
To z pewnością Niemiec. Pomyślał James po dokładnym przestudiowaniu twarzy młodego podróżnika. I to Niemiec, który całkowicie zignorował to, iż przygląda mu się absurdalnie wysoki, blady i ubrany w skórę Brytyjczyk. Pewnie jest z Berlina...
-Heil Hitler.-Mruknął do niego, ignorując fakt, że wstał od stołu i podszedł do Japonki i detektywa.

Motocyklista, z którym odbył wcześniej miłą pogawędkę, wspiął się prawdopodobnie na wyżyny swojej inteligencji, wprowadzając swego olbrzymiego Harleya do baru. Jamesowi nie wydawał się on groźny. Jego wielkie cielsko zapewne skutecznie ograniczało ruchy. Z pewnością błyskawicznie się męczył, a łańcuchy do najlżejszych broni nie należą. Musiał jednak przyznać, że jego postura robiła wrażenie. Z pewnością wystarczyło to, by wystraszyć niejedną pizdę, czy hipisa.
-Dzień dobry. Jestem Thorsten. Przepraszam że się wtrącam, ale usłyszałem jak rozmawiacie o zakodowanej morsem wiadomości w tym pisku. Na moim telefonie wyskoczył taki symbol, nie mogę go usunąć, może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane?- usłyszał mimo woli. Podszedł bliżej Thorstena. I bez słowa zajrzał do jego smartphone'a. Przerażony, zrobił kilka energicznych kroków w tył.

Natychmiast rozpoznał ten symbol. Oddech mu przyśpieszył, ponownie zebrało mu się na wymioty. A potem... Zaczął się śmiać. Śmiał się długo i głośno, krążąc po całym barze, zginając się w pół i łapiąc raz za razem za głowę. Ktoś robi tu sobie niezłe jaja... Pomyślał.
Z trudem powstrzymał się od dalszego śmiechu, i stanął prosto. Trząsł się, jednak nie z powodu narkotyku. On się bał.
-Symbol na smartphonie Niemca, nie jest to ani logo, ani komórką sinicy.- zaczął wystarczająco głośno, by każdy w barze mógł go usłyszeć. Raz za razem pociągał nosem. Nadal się trząsł.
-To nic innego... Jak jeden z setek kręgów w zbożu, rzekomo pozostawionych przez kosmitów. Ktoś tu sobie, kurwa, urządza z nas niezłe jaja.- parsknął śmiechem, lecz tym razem zdołał się opanować.
-W malachitowym deszczu, dostrzegłem niewielkie żyjątka. Coś w stylu Terebellidae. I teraz najlepsza część. Połknąłem kilka kropel. Te żyjątka dostały się do mojego organizmu. Domyślam się, że każdy z was oglądał klasyk s-f Ridleya Scotta, "Obcego"? Nie chcę wydać na świat ksenomorfa. I wy raczej też tego nie chcecie.- zdawał sobie sprawę jak to absurdalnie brzmiało. Starał się jednak powiedzieć to najpoważniej jak mógł. Zabawne jakiej pewności siebie nabiera człowiek, któremu być może zostały ostatnie godziny życia. Spojrzał się kolejno na wszystkich obecnych w barze. Słuchali? Nie miał pewności. Uwierzyli? Na to nie liczył. Podszedł do Ikuyo i Williego.
-Jesteście dorosłymi, dojrzałymi ludźmi.- powiedział do nich, ciszej. - Ja natomiast jestem zwykłym ćpunem. Nie oczekuję, że mi uwierzycie, właściwie, sam sobie nie wierzę. Proszę was tylko o to, byście nie bagatelizowali sytuacji. zabunkrujmy się w tym barze. A ty detektywie, miej broń w pogotowiu. Zgodzicie się chyba, że to najlogiczniejsze wyjście? A teraz, przepraszam na chwilę. -

Gdy skończył gadać, szybko wyszedł z baru. Włożył palec do gardła, by spowodować odruch wymiotny.
 
__________________
"War. War never changes."

Ostatnio edytowane przez Muzykantowy : 17-09-2014 o 20:19.
Muzykantowy jest offline  
Stary 17-09-2014, 20:10   #18
 
Mauris's Avatar
 
Reputacja: 1 Mauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie coś
- A ciebie kompletnie pojebało!? Wynoś mi się z tym złomem z mojego baru, pókim dobra. A szybę i drzwi doliczę ci do rachunku. - Jake powoli obejrzał się do tyłu, spoglądając na zrujnowane drzwi. O tym nie pomyślałem. Czas odpalić nawijkę.
- Droga pani - zaczął tonem człowieka, któremu bardzo zależy na zareklamowaniu swojego produktu.
- Żyjemy w pięknym kraju. Ameryka. The land of opportunity. Posiadamy świetne prawo, które zezwala nam bronić swoich domostw i przedsiębiorstw za pomocą broni palnej. Chcę, żeby pani wiedziała, że kocham to prawo. Mimo wszystko jednak bardzo panią proszę o odłożenie broni i rozwiązaniu tego problemu w sposób korzystny dla obu stron. - Wygłosił Jake z siłą perswazji godną antycznych mówców.
- Widzi pani, znajdujemy się na środku pustyni. Jest ogromny upał. Dosyć standardowa sceneria. Jednak przed paroma minutami zaczął tu padać ulewny deszcz. Deszcz ten pada mimo braku jakiejkolwiek chmury na niebie. Jak pani myśli, co może być tego przyczyną? Eksperymentu rządu? Tajne organizacje? Czy może... kosmici? - Gdzieś w tle ćpun wydał z siebie śmiech, w którym była wyczuwalna nutka paniki.
- Widzi pani, cokolwiek by to nie było, rząd amerykański będzie chciał to ukryć. Ja to wiem. Pani też to wie. A jaki jest najskuteczniejszy sposób na zamknięcie ust?
Jake zastosował dramatyczną pauzę
- Pieniądz, droga pani.
Jake przygotował się, ten moment mógł zadecydować o powodzeniu całej mowy.
- Gdzie pani widzi siebie za kilka lat? Ja widzę panią wyraźnie. Prowadzi pani najbardziej popularny bar w Teksasie. Tłumy klientów zasilają pani kieszenie. Wszystko jest ufundowane przez rząd, bez podatków.
Jake uważnie obserwował wyraz twarzy Dolores
- Pozwiemy ich. Wywleczemy wszystkie brudy. Zdemaskujemy wszystkie teorie spiskowe tych zakłamanych biurokratów. Tylko proszę, niech pani pozwoli mi zostawić motór tutaj. Kiedy te świnie tu przyjadą, zobaczą do czego są popychani ich praworządni obywatele w obliczu ich przeklętych knowań! - Zakrzyknął Jake tonem, który w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie byłby w stanie wywołać rewolucję.
 
__________________
Zed's dead baby,
Zed's dead.
Mauris jest offline  
Stary 17-09-2014, 20:32   #19
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
- Niech ci będzie - odparł Dolores po tyradzie motocyklisty - Chyba równy z ciebie gość - dodała opuszczając broń - Niezła mowa, ale za drzwi oddasz mi ty, a nie Men In Black, jasne?

Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej absurdalna. Nie dość, że radio i mp3 turysty nieustannie piszczały jakąś zakodowaną wiadomość, nie dość, że nie działała elektryka i samochody, nie dość że padał deszcz rodem z film sf, to jeszcze jakiś zaćpany koleś o opuchniętej twarzy i podkrążonych oczach siał panikę obwieszczając światu, jakieś wyssane z palca narkomańskie teorie.
- Spokój ludziska - krzyknął Ahab Gilberts głos, który jasno wskazywał, że gość kiedyś musiał zarządzać ludźmi - Przede wszystkim spokój. Na razie nie ma powodów do paniki. Awarie i dziwne zjawiska się zdarzają. Sam pamiętam, jak pewnego razu w Korei spadały na nas żaby z nieba. To się tutaj dzieje na pewno wykracza poza normalne i naturalne procesy. Mamy do czynienia z czymś niezwykłym i musimy zachować wszelkie środki ostrożności i zaplanować nasze działania. Na szczęście na razie nikomu nic się nie stało, więc nie ma powodów do paniki. Proponuję, aby wszyscy sprawdzili swoje telefony. Może któryś będzie działał i uda się nam czegoś dowiedzieć. Ty Dolores idź na zaplecze i sprawdź co z telewizorem i czy SB działa. Musimy też sprawdzić ile mamy broni. To tak na wszelki wypadek.
Staruszek zrobił pauzę i spojrzał po wszystkich, czekając czy ktoś ma coś do dodania, czy też sprzeciwu.
- Dziadku spójrz - niemal krzyknął młody TJ Gilberts.

Stojący na zewnątrz ćpun próbował właśnie zwymiotować. Widać było, że targają nim fale bólu. U jego stóp utworzyła się kałuża zielonkawej cieszy przypominającej swoją konsystencją rzadki kisiel.
Z jego ust natomiast wystawały długie i cienkie nitki łudząco podobne do makaronu, ale to nie był makaron.
- O ja pierdolę - krzyknął Harvey Brown - Co to jest?
- To mi wygląda - powiedział spokojnym głosem Ahab - na korzenie. - po chwili dodał drżącym głosem - Ten gość rzyga korzeniami, o matko.

James Radcliffe stał zgięty wpół, a jego wnętrznościami targały nagłe skurcze i potężne fale bólu doprowadzającego go niemal do omdlenia.
Czuł, że przez jego przewód pokarmowy przechodzi coś żywego. Coś co zalęgło się w jego trzewiach. To coś wcale nie zamierzało stamtąd wychodzić.
Wystające mu z ust cienkie i długie korzonki sprawiały, że jeszcze bardziej go naciągało.
Fale bólu i skurcze szarpały jego żołądkiem.
Ten makabryczny spektakl trwał ponad dwie minuty. Na jego zakończenie u stóp ćpuna leżała długa na kilka metrów wiązka korzeni oraz spora kałuża zielonego śluzu.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor

Ostatnio edytowane przez Python : 17-09-2014 o 22:47.
Python jest offline  
Stary 17-09-2014, 21:00   #20
 
Muzykantowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Muzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumny
-...Ja... Pierdolę...- Wychrypiał James, po czym padł wycieńczony na ziemie. Więc tak to się dla mnie skończy? Myślał. Jane miała przynajmniej bezbolesną śmierć. Leżąc na ziemi dotknął swój wiccański talizman. Jane... Była tak dobrą osobą. Lepszą ode mnie pod każdym względem, nie zasłużyła na śmierć, w przeciwieństwie do mnie. Ale czemu, kurwa, w taki sposób? James nigdy przed tym nie wspominał tak swojej siostry. Przez głowę przeszło mu jeszcze to, jak bardzo zawiódł swoich rodziców, oraz, jak wspaniałą przyszłość mógłby mieć, gdyby tylko nie zaczął ćpać. Kurwa. Nie taki sposób. Na dobrą sprawę, jeszcze nie umierał. Jednak uznał, że najwyższa pora o tym myśleć, biorąc pod uwagę fakt, że własnie wyrzygał kilkumetrową wiązkę... Czegoś. A to coś, wyrosło w nim w ciągu dziesięciu minut. Co by było gdyby chwilę później sprowokował wymioty? Co, jeśli to nie potrzebuje do rozwoju ludzkiego organizmu i niebawem z ziemi zaczną wyrastać wielkie, pokręcone, korzenie? Które być może, okażą się czymś więcej niż zwykłymi korzeniami.

Siostrę i rodziców będzie wspominał później. Z trudem przekręcił się na brzuch.
-Na co się, kurwa gapicie? Zaciągnijcie mnie do baru, przywiążcie do czegoś. Sprawdźcie, czy to coś obok mnie nie jest żywe- Rzekł do ludzi przyglądających się jak kona.
-Musicie się upewnić, że nie jestem zagrożeniem dla innych.- Powiedział i spróbował wstać- I lepiej w podskokach zapierdalać do baru.
 
__________________
"War. War never changes."

Ostatnio edytowane przez Muzykantowy : 17-09-2014 o 21:16.
Muzykantowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172