Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2014, 09:42   #1
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
[Arkona] Równonoc

Równonoc

Rok 967

Ziemie Lechickie gród w Mieszkowicach

Kapłan Wellesa wrócił dopiero do grodu wraz z dosyć nietypowym towarzyszem, okazał się być to Stolem, którego uratował z stanu podobnego śmierci. Powrót na szczęście nie trwał długo, gdyż Siemomysł znalazł Stolema na polanie w lesie przy jeziorze gdzie ponoć straszyło. Pokręcił jedynie lekko głową. Stolem szedł za nim i przyrzekł mu, że nie opuści kapłana dopóki nie odwdzięczy się za przywrócenie do życia i do momentu aż nie rozkwasi tych wstrętnych germanów. Weszli do grodu, oczom Stolema ukazał się rynek, kilkanaście domów mieszkalnych okalających rynek. Od wejścia widać było zamek władcy grodu, niżej odrobinę stała świątynia, gdzie miejsce swoje mieli słowiańscy bogowie, w tym również i Welles.
Niestety poruszanie się dzisiaj po grodzie było utrudnione, dodatkowo rozgorączkowanie mieszkańców i ich szepty o przebudzonej bestii, nie nastrajały do spokojnego powrotu. Uszykowano podwyższenie, a oczom mieszkańców ukazał się sam Branibór. Wzrokiem potoczył po obecnych i milczał przez chwilę.
Na placu nie zabrakło nikogo, znajdowali się kupcy, grajkowie, wojownicy, łucznicy, myśliwi i przewodnicy, każdy w ciepłych lnianych i konopnych strojach. Ci bogatsi z mieszkańców nosili barwione wymieniane handlowo z dziwożnami. Więc grupka, którą oglądał władca grodu była przemieszaniem barw. Na placu nie zabrakło również młodego Radowita, który przybył do miasta aby wymienić skóry na cieplejsze ubrania i w poszukiwaniu pracy. Byli tam również jeden z łuczników Dobromir i wojownik Zbigniew, oraz Stolem, który już od roku przebywał wśród ludzi , bo lubił te dziwne istoty, lubił bawić się przy ich zabawach a jego imię to Rybałt. Wszyscy ci znaleźli się w różnych odległościach od siebie, jednak na tym samym placu.
Branibór po chwili namysłu zaczął przemowę.
-Nasz kochany władca Mieszko, wyznaczył to miejsce jako dobry punkt obronny. Nie możemy go zawieźć, jesteśmy najbliżej ochrony naszych ziem i naszych bogów. Nikt nie ma prawa narzucać nam wiary, której nie znamy i nie chcemy w nią wierzyć. – głos rycerza był doniosły i mocny.
Ludność potakiwała głowami i wpatrywała się zafascynowana w władcę.
-Mamy misję do wykonania, sam Mieszko ją nam powierzył. Potrzebuję chętnych do jej wykonania. Jednego, który dogadać się umie oraz kilku wojowników, aby krzywda nie stała się posłańcowi. Przydałby się również przewodnik. Gdyż prośba naszego władcy jest prosta a zarazem trudna. – zrobił krótką pauzę, popatrzył na swoich zaufanych wojowników, na Dobromira i Zbigniewa. Liczył na nich choć nie wypowiedział tego na głos.
-Musimy dogadać się z dziwożonami, wiłami krzatami i Stolemami. Mieszko uważa, że tylko w ten sposób będziemy wstanie stawić czynny opór chrześcijanizacji. Mamy dobrych wojowników, lecz w pewnych aspektach potrzebujemy siebie nawzajem. Dziwożny to nasz pierwszy punkt i zarazem najtrudniejszy. Dlatego pytam się was, kto zgłasza się i podejmie tę trudność aby się dogadać?

Granica germańska

Rycerze Ottona I nie długo musieli szukać swoich towarzyszy, mieli szczęście, że przybyli na miejsce tak późno. Na ziemi leżały rozszarpane ciała. Wojownicy popatrzyli po sobie i na granicę, oraz widoczny z daleka gród.
-To na pewno sprawka tych pogan – warknął jeden z rycerzy i splunął na ziemię.
-Trzeba poinformować władcę o tym co się tutaj wydarzyło… - spiął wodze konia i ruszyli do zamku i szykować się do wojny. Rycerz zrobi wszystko aby tak się stało, tamto wzniesienie miało należeć do niego…

 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline  
Stary 25-09-2014, 00:35   #2
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Kooperacja Siemiomysł i Skałomiot

Siemiomysł wędrował właśnie przez ciemny bór, z nieba spadły pierwsze krople deszczu, wiec kapłan Welesa założył na głowę kaptur, z niebo przeszył pomruk burzy.

Kapłan wszedł na polanę, która była dawnym pobojowiskiem. Pierwszą rzeczą jaka przykuła jego uwagę były powbijane w skałę miecze. Uznał, że to zbiorowa mogiła i pomnik niepotrzebnej rzezi. 

Siemiomysł gwizdnął i przyzwał swojego wiernego towarzysza do siebie. Od wielu dni podróżował z owczarkiem któremu nadał miano kieł.
Nagle Perun cisnął w kurhan swój piorun, a kapłan zasłonił się swoją tarczą. Huk ogłuszył mężczyznę na chwilę, a w czasie kiedy jego zmysły otrząsnęły się z szoku wywołanego nagłym hukiem i błyskiem. Mężczyźnie wydawało się iż słyszy ciche jęki jakby pod głazami był ktoś żywy i ranny.
Podszedł wiec w prawej dłoni trzymając kostur a w lewej tarczę, do sterty głazów, która podejrzanie zaczynała przypominać człowieka. Kieł zaczął warczeć i szczekać...

Skałomiot był skałą. Nie czuł nic, nic nie widział, nic nie słyszał. Poczuł moc swojego ojca Peruna w żyłach. Jego kości i mięśnie wydawały ciche trzaski i coś jak jęki.
Trochę to trwało, ale skamienienie opuszczało jego ciało. Problem w tym, że z każdym ruchem, z każdym odkamienionym miejscem... jego stare rany, te od których zamienił się w martwą skałę zaczynały się otwierać.
Zaczął krwawić. Choć nie poruszył się prawie wcale. I przez co najmniej kilka dni sam się nie ruszy. Nie wiedział, że porasta go mech.
- Pomocy - zabełkotał, mało zrozumiale.

- Na wielkiego Wellesa !- Jęknął i przykląkł przy rannym. Z sakwy wyciągnął opatrunki, suszone zioła oraz glinianą misę i tłuczek. Wlał trochę świeżej wody z bukłaka przy pasie i zmielił zioła tłuczkiem. Nasączył opatrunki i przyłożył do ran wojownika.
- Nie umieraj wojowniku twój czas jeszcze nie nadszedł Welles nad tobą czuwa.- Kapłan Wellesa wiele dni i nocy spędził opiekując się rannym wojem.
Kiedy wojownik poczół się lepiej Kapłan zapytał.
- Co się tutaj stało ? Kim jesteś żaden mężczyzna nieprzetrwałby uderzenia pioruna, ani tak ciężkich ran- Popatrzył na wojownika.
- Mów mi Siemiomysł a to- Pogłaskał psa po łbie- To jest Kieł mój towarzysz. Ciebie jak zwą pamiętasz coś ?.

Ów ranny tak naprawdę był trzy metrowym stolemem. Nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Nadal był skamieniały. Minęło sporo dni i nocy, ale rzeczywiście poczuł się już stosunkowo lepiej. Na pewno już przynajmniej nie zagrażała mu śmierć.
Nie pamiętał może wszystkiego, ale powoli... bardzo powoli wracały do niego wspomnienia.
- Skałomiot jestem. Perun postanowił dać mi drugą szansę i natchnął mnie swoim piorunem. Nie wiem ile lat minęło od kiedy tu trwałem jako skała. Nic więcej nie pamiętam.

Uniósł się powoli i usiadł. Wstać jeszcze pewnie nie da rady, ale choć tyle. To dobre oznaki. Palcem narysował na ziemi dwa znaki... Welesa i uzdrawiania.
- Wykujesz te znaki na moich dłoniach? Pomogą mi dojść do zdrowia.-
Nagle zaburczało mu w brzuchu. Przez te kilka dni jadł tylko jakieś kiełki. Żadnego mięsa.
- Odwdzięczyć się chcę jakoś....

Siemiomysł rozejrzał się po pobojowisku.
- Sam jeden dałeś rade tylu Germanom widać, że Perun i Weles ci łaskawi, wiec pomogę tobie Nieprzyjaciel naszego wroga jest naszym Przyjacielem. Ciekaw was też jestem nigdy żem stolema na oczy niewidział, jeno bajania i legendy, ale sam wiesz jak wiele często mają z prawdą, a odwdzięczyć się możesz podróżując ze mną ma droga pełna jest niebezpieczeństw, a sam walczyć nie umiem, bom nie od walki tylko mądrych rad i sporów rozwiązywania oraz złych mocy odpędzania. Dobrze spędzę kolejną noc, aby wyrzeźbić Ci te runy.-

Mężczyzna wyciągnął młoteczek i dłuto jakich używał w swojej kapłańskiej posłudze. I tak kolejna Noc im minęła na rozmowach i mozolnym rzeźbieniu.


- Nie sam... rozejrzyj się. Trupy, wszędzie trupy... germańskie, nasze słowiańskie... dużo tu trupa się ściela gęsto.
Stolem uśmiechnął się, choć musiało wyglądać to nieco makabrycznie.
- To już widzisz... Skamienienie pomaga, pozwala przetrwać i mieć nadzieję, że Perun postanowi zwrócić życie. Jednak... gdy moc Peruna mija, bezpowrotnie znów bym skamieniał. Życie ci zawdzięczam. Powędruję z tobą, póki się nie odwdzięczę. Póki nie skupię tego coś dla mnie uczynił.-

Po czym usiadł wygodniej, dłonie położył na ziemi i trwał tak aż mu nie wykuł. Następnie dość chwiejnie wstał... był wysoki na trzy metry... i proporcjonalnie zbudowany. Po czym ruszył do pobliskiego drzewa... wyrwał go z korzeniami i nabił nań duży, ciężki głaz... wymachiwał nim na lewo i prawo. Uczył się broni.
- Młot mam... przed drogą zjemy coś... i możemy ruszać.

- Niesamowita z Ciebie istota dziecię Peruna silna i wytrzymała- Powiedział patrząc jak Stolem wymachuje prowizoryczną maczugą. Kapłan poczuł senność i zasnął obudził się w godzinach południowych. Razem z Stolemem i Kłem zjedli małe śniadanie i ruszyli w drogę.
- Już niedługo mój wielki przyjacielu się najesz przed nami gród Mieszkowice. Pierwszy Bastion Słowiańskiej wiary.- Razem z Skałomiotem wszedli do Grodu.
- Jeszcze nie dość silna... miną dni nim wrócę do pełni sił. - To był młot, nie maczuga... choć w tym wypadku mogło wyglądać podobnie. Będzie miał czas i więcej siły to zrobi lepszą. Niestety jego młot już dawno spróchniał, co znaczy że był skamieniały wiele lat. Śniadanie było niewielkie jak na możliwości stolema, choć lepsze to niż nic.
- Nie znam takiego grodu. - stwierdził tylko, ale wędrował za mężczyzną.


***Parę chwil później***

Siemiomysł wysłuchał uważnie słów Branibora, zgadzał się z nim całkowicie i nie zamierzał wyznawać tylko jedynego Boga więc wystąpił na środek.
- Ja się zgłaszam jako osoba odpowiedzialna za los wiary naszych przodków. Pójdę i porozmawiam z Dziewożnami nie mam wrogich zamiarów wiec powinny mnie wysłuchać. Weles moimi ustami przemówi, jeśli te kobiety mają trochę rozumu to wiedzą że chwilowy sojusz im potrzebny. Czy ktoś idzie ze mną ?- Patrzył jak osoby oddalają się od niego tylko jego Stolemi przyjaciel był przy nim.

Choć z morza ludzi wychodzili też inni odważni ludzie, Siemiomysł poczuł ulgę iż są jeszcze osoby mogące walczyć o wiarę przodków. Dumny był również kapłan z władcy mieszka iż tak dzielnie się przeciwstawił chrystianizacji.


Jakiś czas później stał przed wielkim zgromadzeniem ludzi i słuchał słów Branibora. Sojusz... jak to ładnie brzmi, pomyślał. Już miał coś powiedzieć, ale ubiegł go jego człowiek. Stał i słuchał, a gdy Siemiomysł zapytał czy ktoś idzie z nim... powiedział jedynie.
- Idę...
Położył dłoń na ramieniu kapłana, starał się jak najdelikatniej to zrobić. Jednak biedny Siemiomysł ugiął się lekko pod ciężarem masywnej dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 25-09-2014 o 00:55.
Aves jest offline  
Stary 25-09-2014, 18:27   #3
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Zbigniew uśmiechnął się od ucha to ucha. Co prawda uważnie słuchał słów Branibora, ale jego wzrok był skupiony na stolemie. Pierwszy raz zobaczył kogoś wyższego od siebie. Sam miał ponad dwa metry wzrostu i specjalnie stanął z boku żeby nikomu nie zasłaniać. Ubrał się jakby zaraz miał ruszyć do bitwy - miał na sobie zbroję łuskową, pod którą nosił kolczugę, zaś na głowie hełm okularowy z oplotem kolczym. Na to narzucił tunikę z wyszytym herbem Pyrzyc, jego rodzinnego miasta, który przedstawia na białym tle dwie wieże w kolorze niebieskim z dwiema blankami i trzema blendami (po dwie górą, jedna dołem) połączone bramą wjazdową w kolorze niebieskim z dwiema blendami w rzędzie z podniesioną kratą metalową w kolorze czarnym mostu zwodzonego. Pod bramą znajduje się 5-listkowa róża w kolorze czerwonym, a nad wieżami i bramą kroczący gryf w kolorze czerwonym, dwiema łapami opierający się o wieże - jedną łapą o bramę, prawa przednia łapa uniesiona w górę. Przy pasie miał wielki topór duński i kilka mniejszych wyważonych toporków do rzucania, w ręce trzymał sporych rozmiarów tarczę migdałową, również z wymalowanym herbem. Całe to żelastwo sporo ważyło, ale trzeba było się pokazać. Był w końcu dowódcą wojsk swojego brata, pana grodu Pyrzyc. Zazwyczaj miał pod swoją komendą pieszych - najczęściej najemników, głównie Skandynawów i Bałtów. Teraz jednak jego brat nie toczył własnych wojen, więc wysłał go do jako wsparcie do Mieszkowic. Zbigniew zatrzymał się u swojej siostry, której mąż pochodzi z tych okolic. Towarzyszyły mu dwie osoby: ubrany na fioletowo grubas Mścisław, co trudnił się pismem oraz Ulrike, pochodząca ze Szlezwiku służka, której ojca nie stać było na jej wykupienie. Niewiele zresztą pamięta z tamtych czasów i Pyrzyce są jej nowym domem.
Oprócz wzrostu, Zbigniewa wyróżniało jeszcze coś. Miał lekko falowane włosy koloru słomy, gęstą brodę w tym samym odcieniu oraz błękitne oczy. W jego spojrzeniu i rysach było coś obcego i groźnego, nasuwającego na myśl owładniętych szałem szwedzkich berserkerów. Z tego powodu ci którzy go nie znali schodzili mu z drogi i byli mu nieprzychylni, mając go raczej za nordyckiego rabusia niż słowianina. Nie było wątpliwości co do jego matki - tą była Dobroniega, córka starego władcy Radogoszczy. Matka jest zawsze pewna, krążyły za to plotki na temat tożsamości jego ojca. Jako że mąż Dobroniegi Witosław, pan Pyrzyc, zginął w bitwie właśnie z wikingami przed narodzeniem Zbigniewa nie było komu rozwiać ani potwierdzić tych wątpliwości.
Zbigniew zbyt długo gapił się na stolema. Ktoś inny zdążył już wejść na podwyższenie i podjąć się misji. Kapłan Wołosa? Może i mają reputację mędrców, ale przecież Dziwożony oddają cześć Mokoszy, wezmą "natchnione słowa Welesa" za próbę ich nawrócenia - pomyślał.
- Ja z tobą pójdę. Wiara jest ważna i istotna, ale to nie ona jest tutaj najbardziej zagrożona. Stawiając opór Niemcom, bronimy własnego życia w takim kształcie jakie było do tej pory, bronimy wolności i suwerenności, naszej tożsamości, tradycji. Bronimy przyszłości naszych dzieci, które w przeciwieństwie do potężnych bogów nie dadzą sobie rady same. Ty kapłanie będziesz głosem bóstw, ja będę głosem ludu, którego przysięgałem chronić - rzekł wchodząc na podwyższenie
 
Halfdan jest offline  
Stary 27-09-2014, 10:24   #4
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Niedaleko Zbigniewa stał drugi z wojów - Dobromir. Wysoki, choć nie aż tak jak pan z Pyrzyc, szeroki w barach o twarzy wesołej, choć w jednej chwili zdolnej do zamiany w ponury grymas. Włosy ciemnego blondu, wpadającego w brąz miał zwinięte w kuc z tyłu głowy. Twarz prosta, pogodna, całkiem przystojna. Oczy brązowe, osadzone dość głęboko. Do tego nie miał widocznych na twarzy blizn, co było niemałym ewenementem. W końcu wojownik bez blizny to kutas, a nie wojownik. Ale kutasem nie został. W końcu ta na torsie, po machnięciu łapą niedźwiedzia się liczy...
Ubrany był prosto. Niedawno wrócił z patrolu po okolicznych osadach, dlatego mógł sobie pozwolić na kilka chwil bez standardowej zbroi. Lniane, barwione na zieleń spodnie. Takiego samego koloru koszula opinała jego tors. Jedynym innym akcentem był obrębiony czarną nicią jasnozielony gryf na prawej piersi. Jego obecny znak. Znak, który nadał mu Mieszko.
O jego wcześniejszym życiu wiedział tylko obecny władyka Mieszkowic. To jemu wyspowiadał się zaraz po przybyciu do tego grodu i to dzięki niemu miał teraz pozycję, która w jego mniemaniu była mu właściwa. Cała reszta znała go jako niespokojnego ducha, wojownika, który poprzysiągł sprowadzić zagładę na chrześcijan. Dlaczego? Z tego się nie zwierzył.

Nie uciekł przed spojrzeniem Bornibora. Wiedział, jaka jest stawka i co robić trzeba. Był mieczem. Sam nie mógł za wiele zrobić, jednak władany przez wprawną rękę mógł być wsadzony w wątpia wroga i zadać mu ból. I teraz wiedział, że jego czas nadszedł, więc ruszył zaraz za Zbigniewem.
- I ja pójdę - powiedział głośno wstępując na podwyższenie.
Kolejnym powodem była chęć na dziwożony. W tym wypadku logika postępowania była prosta. Babom nikt dawno nie dogodził i dlatego boczyły się na męski ród. Trza im było dogodzić, a sojusz powstałby w try miga. A któż zrobi to lepiej niż Dobromir?
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 27-09-2014, 22:03   #5
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Siedząc na uboczu wielkolud z pod skrywającego go futra obserwował ludne zgromadzenie w lechickim grodzie. Wielka, okryta skórą i stalą dłoń szarpała z wolna palcami trzy struny wygiętego w łuk instrumentu. Melodia snuła się z cicha zagłuszana przez gwar ludzkiego podekscytowania. Ludzie i ich emocje. Rybałt wolał gdy ludzie byli radośni. Skorzy do zabawy i pląsów przy muzyce i piwie. Ci z Mieszkowic za to woleli bitewny zgiełk i nawoływali do wojny. Jednak ciekawym było, że do wojny ludzi z ludźmi postanowili wciągnąć inne rasy a w pierwszej kolejności po pomoc szli do ludzkich kobiet wolących leśną głuszę od towarzystwa mężczyzn. I to po pomoc tą wysyłali onych znienawidzonych mężczyzn zamiast poczet oprzeć na własnych niewiastach. Do tego czy mieszkańcy tych borów zechcą wspomóc Lechitów? Zapewne roiło się tu od nacji w posturze od ludzi wątlejszych, ale na co wojownik skrzykuje do boju dzieci? Do tego stolemy. Pójdą po pomoc stolemów. W góry? Ta płaska kraina miękkiej ziemi i bagien nie miała nic czym mogła by skłonić olbrzymów do osiedlenia i Rybałt był zaskoczony obecnością na placu innego z swych pobratymców. Ony ludzki wódz nie powinien jednak oczekiwać że, jak mawiają Lechici, Perun zechce przywieźć tu więcej z swoich dzieci. Jednak całość mogła okazać się wartą opowiedzenia historią. Historią o ludziach i ich nizinnych krainach. I o stolemie towarzyszącym kapłanowi któregoś z ludzkich bogów.
Rybałt powstał. Powoli. Z trzeszczeniem ścięgien swego masywnego ciała wyrósł jak góra pośród zebranych Lechitów. Niespiesznie przerzucił instrument na plecy i ruszył w stronę podwyższenia i zgłaszających się wojowników, a zebrani nie mieli wyjścia ustępując mu z drogi. W przeciwnym razie sami skazali by siebie na zadeptanie.

- Rybałt jestem. I chcę zobaczyć wynik targów waszych.

Zobaczmy. Zobaczmy. I spróbujmy zrozumieć.
 
carn jest offline  
Stary 29-09-2014, 01:33   #6
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Radowit przyniósł do grodu całe naręcze skór. Dobrze wyprawionych. Spodziewał się za nie niezłej ceny. Zwłaszcza przed zbliżającą się zimą. W zamian zakupił trochę ubrań, żywność i alkohol. Pogadał z kilkoma lepszymi znajomymi, rzucił kilka uśmiechów ładniejszym dziewkom... Początkowo planował załatwić szybko swoje sprawy i wracać, ale gród od samego rana był ożywiony i coś się zapowiadało. Postanowił więc pokręcić się trochę dłużej i zobaczyć co się święci.

Gdy Branibór wyszedł na podwyższenie cały plac zamilkł wsłuchując się w jego słowa. Radowit także, choć trzeba przyznać, że bez jakiegoś wielkiego zainteresowania. Nie ciągnęła go wojaczka i nie czuł się w obowiązku bronić kraju przed chrześcijańskim najazdem. Sądził, że kto inny powinien się tym zająć. Niemniej kompania zbierająca się na podwyższeniu obok grododzierżcy zaintrygowała go. Przepchnął się, żeby znaleźć się bliżej i przyjrzeć im nieco. Zwłaszcza stolemom, których nieczęsto można było spotkać wśród ludzi. Stał przez chwilę na przedzie, a kolejni ochotnicy się nie zgłaszali. Wyglądało na to, że tylko ta piątka wyruszy. Branibór już otwierał usta, gdy Radowit, sam dziwiąc się swoim słowom, powiedział:
- Sami nie traficie. Poprowadzę Was. I tak miałem ruszać w tamtą stronę.
Na podwyższenie nie wchodził, tylko stał u jego podstawy.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 04-10-2014, 14:38   #7
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Gród w Mieszkowicach

Branibór przyglądał się osobom wchodzącym na podwyższenie, nieznacznie skinął głową kapłanowi oraz swoim wojownikom. Z zaskoczeniem wpatrywał się w stolema, który przybył wraz z kapłanem i jego jednym z wierniejszych powierników. Gdy pojawił się kolejny w jego głowie pojawiła się myśl, że może nie będzie tak źle, że jest szansa aby ten sojusz miał miejsce, zawiązał się i im więcej osób się zgłaszało tym kamień na duszy mniej ciążył władcy.
Już miał zacząć przemowę gdy odezwał się w tłumie ktoś jeszcze. Myśliwi, nie raz jego produkty i trafiały bezpośrednio do rąk samego władcy grodu. Uśmiechnął się zadowolony.
-Oto nasi dzielni mężczyźni. Pamiętajcie, aby nie rozjuszyć Dziwożn, nie mamy zrobić sobie wśród nich wrogów a sojuszników. Za nim wyruszycie przygotujcie się. Zabierzcie tylko to co najważniejsze. Spotkamy się przy wrotach grodu gdy słońce będzie w zenicie. Brawa dla naszych dzielnych ochotników!
Tłum zaczął bić brawo, mieszkańcy grodu z nadzieją wpatrywali się w stojącą piątkę ochotników i myśliwego wśród nich. Zaczęli ściskać go i wiwatować na ich cześć. Dzieci z podziwem wpatrywały się w dwójkę stolemów, na Rybalta z uwielbieniem, z ciekawością na nowego stolema, nie sądzili, że jest ich więcej. Radość zapanowała wśród obecnych.
-Pamiętajcie o tym, że jest to zadanie pokojowe, moi dzielni wojownicy idziecie tam, aby ochronić kapłana... - w tym momencie dało się słyszeć ryk bestii. Ludzie spojrzeli przerażeni po sobie, dzieci wtuliły się w spódnice matek. Władca grodu wzniósł dłoń ku górze.
-Dlatego potrzebujemy sojuszu. Wyznawcy jedynego boga obudzili bestię, której nie są wstanie pokonać sami, czy też z pomocą ichniego boga. Potrzebujemy się wszyscy razem, aby wygnać potwora tam gdzie jego miejsce.
Lechici zaczęli wiwatować.
-Nie opuszczajcie sami grodu, dzieci niech same bez nadzoru nie wychodzą do lasu. Podwajam straże na murach. Tak aby każdy z nas mógł spać spokojnie i niech Światowit, Perun , Welles i pozostali nasi Bogowie mają nas w opiece!
Władca przeniósł wzrok na Siemomysła.
-A Ciebie poproszę ze mną, kapłanie. Mam jeszcze jedną ważną sprawę, która nie może czekać.
Władca grodu zszedł z podwyższenia, poczekał na kapłana i razem ruszyli w górę w stronę zamku. Ludzie których mijali kłaniali się władcy z szacunkiem i pozdrawiali życząc zdrowia i powodzenia. Kierowaliście się do sali narad. Branibór w myślach przewracał kwestie, które na pewno nie będą łatwe dla kapłana, jednak sam postanowił podjąć się tego zadania.

Plac w grodzie

Pozosotała drużyna miała czas na przygotowanie się, sprawdzenie sprzętu, zebranie zapasów. Ludzie rozeszli się zostawiając dzielnych ochotników samych. Każdy wrócił do swoich straganów. Słychać było normalny szmer popołudnia w grodzie. Rozmowy, targowanie, a wy sami pośrodku tego zgiełku. Jeden mężczyzna, stał dłuższą chwilę i z zaciekawieniem wpatrywał się w całą grupę. Tylko Dobromir ujrzał jego ironiczny uśmiech. Po chwili ciemnowłosy mężczyzna w czarnym stroju odwrócił się i zniknął w bocznej uliczce. Coś w tym słowianinie nie pasowało w nim. Jego rysy twarzy były zbyt.. drapieżne. W twarzach ludzi kręcących się widać było lęk, ale i podziw gdy zwracali wzrok ku ochotnikom. Mieliście czas do zenitu i to wy decydowaliście jak go wykorzystacie.

Las Dziwożn

Wojowniczki wróciły do swojej osady skrytej w głębi puszczy, część kobiet tkało na kołowrotkach, inne oprawiały zwierzynę wpierw dziękując Mokoszy za jej dar. W samym centrum polany stał domek zbudowany w oparciu o samotną brzozę. Z wylotu wydobywał się smużek dymu. Dziwożny pozdrowiły skinieniem głowy pozostałe siostry i zapukały.
-Wejść- ciepły głos odpowiedział z środka. Jedna z wojowniczek wkroczyła do środka.
Rudowłosa skinęła lekko głową blondwłosej smukłej kapłance. Kobieta miała na sobie jasnoniebieską lnianą suknię, prostą aczkolwiek zwiewną. Zdobioną roślinnymi motywami. We włosach miała wplecione czerwone maki, niebieskie oczy przyglądały się z mądrością i spokojem wojowniczce.
-Też to słyszałaś Dzika Różo? -uśmiechnęła się smutno a dłonią musnęła pień brzozy.
-Tak, ludzie obudzili bestię uśpioną z czasów naszych praprababek. -odpowiedziała z powagą i zamilkła.
Samotna Brzoza spojrzała na drzewo, po czym na płonące ognisko i ozdoby z kwiatów, liści i piór. Wiatr zaszumiał w liściach.
-Musimy być rozważne, wracajcie pilnować granic, weźcie ze sobą Płaczącą Wierzbę. Ona ma bystry wzrok. Ja pomodlę się do Mokoszy, złożę ofiarę. Może udzieli swym dzieciom rady.
Dzika Róża posłała swojej siostrze i opiekunce grodu uśmiech.
-Jak sobie życzysz. Będziemy chronić nasze siostry.
Opuściła chatkę kapłanki Mokoszy i wraz z Płaczącą Wierzbą, i Radosną Sosną udały się na sprawdzanie okolic osady.

 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline  
Stary 07-10-2014, 17:14   #8
 
VinQ's Avatar
 
Reputacja: 1 VinQ nie jest za bardzo znanyVinQ nie jest za bardzo znany
Skałomiot rozglądał się wokoło. Nie przywykł do takiego tłumu... i to nie tylko ze względu na to, że od nie wiadomo ilu lat był skamieniały. To siedziało głęboko w nim. Był typem samotnika, ale teraz obiecał że zaopiekuje się kapłanem... a honor był dla niego ważniejszy niż natura płynąca w jego żyłach. Wolał pozostać sam, bo miał pewną przypadłość tak dziwną dla stolema... odznaczał się krótkim zapłonem. Gdy wkurzał się, zaczynał zmieniać się w berserkera. Pomimo wszystko był ciekawy świata i otaczających go społeczeństw.
Stojąc tak tutaj zdał sobie sprawę, że kiedyś już przeżywał coś podobnego. Że miał przyjaciół wśród wielu nacji,... w tym jedna dziwożnę. Jednak sądząc po jego skamienieniu... Dziki Bez pewnie już dawno nie żyje. Właśnie dlatego wtedy wziął udział w walce z kolonizacją chrześcijańską... by ochronić tych na których mu zależało.
Kiedy Branibór poprosił kapłana na słowo, za nimi poszedł również i Skałomiot. Jeśli nie pozwolono uczestniczyć mu w spotkaniu w cztery oczy to ciężko usiadł tuż przed wejściem do zamczysku i zaopiekował się psem kapłana.
 
VinQ jest offline  
Stary 08-10-2014, 18:36   #9
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dobromir czuł i zachowywał się tak, jakby go owacje wcale nie dotyczyły. W końcu on będzie tylko nadstawiał karku za ludzi, na których mu zależy. Za Słowian, którzy nie ugięli karku przed chrześcijańskim najeźdźcom i nie zarzucili swojej prawdziwej wiary przechodzącej z ojca na syna na rzeczy jedynego tylko Boga...
Skoro owa sprawa nie dotyczyła go w aż takim stopniu, jak kapłana Welesa, nie zwracał uwagi na przemowy poszczególnych osób. Dlatego dostrzegł dziwnego osobnika spoglądającego na nich z tłumu. Uśmiechał się ironicznie. Sam Dobromir miał pewne wątpliwości co do składu drużyny na misję, jednak jemu nie było do śmiechu. Co wiedział osobnik, a czego nie wiedziała reszta?
Wskazał palcem na plecy osobnika przepychającego się przez tłum dla Zbigniewa.
- Choć za nim. On coś wie.
Nie oglądając się, ruszył. Starał się obrać trasę tak, by ominąć najgorszą ciżbę.
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 09-10-2014, 22:36   #10
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Siemiomysł ruszył razem z Braniborem skierowali się w stronę izby władcy grodu. Kapłan Welessa popatrzył przez swoje ramię na Skałomiota.
- Przepraszam na chwilę- Rzekł do Władcy grodu i podszedł do Stolema i innych idących za nim osób.
- Poczekaj tutaj na mnie, Popilnujesz kła? Ja tylko porozmawiam i wracam. A Kieł nie lubi zostawać sam Ciebie poznał i polubił wiec zostań z nim.- Po Tych słowach wszedł do Izby Władcy Grodu, aby wysłuchać szczegółów niebezpiecznej wyprawy i zamienić parę słów z władcą. Usiadł na wskazanym przez Branibora pieńku i słuchał uważnie.
 
Aves jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172